Skoro już i tak zaczęliśmy gadać o wyborach, wrzucę swoje trzy eurocenty do dyskusji o „Liście otwartym do partii” Sierakowskiego w postaci intrygującego mnie od pewnego czasu pytania: dlaczego projekt polityczny podobny do Unii Wolności tak dobrze się udał tym samym ludziom, którym tak spektakularnie się nie udała Unia Wolności?
Mam wrażenie, że Sierakowski nie zadał sobie tego pytania. A to błąd, bo akurat odpowiedź jest ważna dla marksisty. Moim zdaniem zadecydował tu czynnik klasowy.
Unia Wolności wraz z poprzedni(cz)kami była ugrupowaniem inteligenckim, przenoszącym do polityki to, co w polskiej inteligencji najlepsze – i najgorsze. Etos polskiej inteligencji zawsze był w sferze deklaracji inkluzywny: każdy może się czuć zaproszony, o ile spełni warunki. Traktujący o owych warunkach fragment z „Rodowodów niepokornych” Cywińskiego cytuje Sierakowski.
Polska inteligencja zawsze jednak była inkluzywna tylko w deklaracjach. Inteligentem najprościej było zostać tak, jak się zostaje milionerem czy rolnikiem – trzeba się urodzić w rodzinie milionerów, rolników, albo krakowskich profesorów z dziada pradziada.
Polska inteligencja ze względu na swój etos nigdy nie mogła się do tego przyznać – i widać to do dzisiaj w potężnych mechanizmach wyparcia, jakie w tej kwestii potrafi uruchomić potomek krakowskiej dynastii. Jak w dowcipie o rozmowie kwalifikacyjnej: „co pana skłoniło do wyboru tego kierunku studiów? / oj tato, co się wygłupiasz”.
Przenosząc to na język polityki: Unia Wolności nigdy nie umiała szczerze powiedzieć, kogo właściwie reprezentuje. Powoływała się na Autorytety, czyli klasyczny inteligencki unik przed debatą.
Skoro poglądy na aborcję Unia Wolności zaczerpnęła z pism Jana Pawła Drugiego, Ojca Świętego Naszego Umiłowanego, a poglądy na gospodarkę od samej Jego Profesorskości Leszka Balcerowicza – no to kto się by ośmielił mieć inne zdanie, niż Papież czy Profesor? Tylko tzw. „niedojrzałe społeczeństwo”.
Na przełomie stuleci politycy zaczęli uciekać z Unii do Platformy. Obie partie zderzyły się w wyborach w 2001 roku. PO dostała 12,68%, a UW 3,1%. To była masakra porównywalna z bitwą pod Jeną.
Hegel uważał tę bitwę za „koniec historii”, bo dzięki niej powstało nowoczesne państwo pruskie (przypadkowo płacące mu za takie teksty). A ja, z językiem wciśniętym w policzek, zaproponuję tę datę jako narodziny polskiej klasy średniej.
Etos klasy średniej nie ma już udawanej inkluzywności. Czy w tej klasie jesteś czy nie, o tym z całą brutalnością decyduje rynek pracy. Żaden Cywiński ci nie napisze „Rodowodów korpoludków”, z których się dowiesz, jaką masz powinność, by być godnym swojego kubika w openspejsie.
Z drugiej strony całe to postszlacheckie przekonanie, że się w ogóle ma jakąś powinność – klasę średnią śmieszy. W klasie średniej wiadomo, kto jest komu ile winny, bo to jest w umowie. Dokładnie wiemy, że za tyle a tyle obowiązuje nas to i to.
Subtelna różnica między UW a PO polega właśnie na porzuceniu ambicji bycia Partią Autorytetów na rzecz reprezentowania klasy średniej. PiS z kolei stał się zjednoczonym głosem wszystkich tych, którzy nie chcą lub nie mogą się w niej znaleźć – bo albo nie muszą albo nie mogą o to walczyć na rynku pracy.
Kiedy odtwarzałem historię budowy Trasy Mostu Północnego w Warszawie, zafascynował mnie Witold Chodakiewicz, urzędnik ekipy Lecha Kaczyńskiego odpowiedzialny za kilkuletnie opóźnienie związane z błędami formalnymi. Znalazłem jego biogram w „Encyklopedii Solidarności”, jakby wycięty z Cywińskiego.
Przegrawszy w 2005 w sądzie Chodakiewicz zapowiedział, że „ten most nie powstanie nigdy” i odpowiedzialnością obciążył „młode wilczki” z protestujacych firm, które znają się na procedurach prawnych oraz sąd, który nie zrozumiał, „o co chodzi w całej sprawie”.
To był w gruncie spór starej inteligencji z „młodymi wilczkami” z rodzącej się klasy średniej. PO nie walczy z „młodymi wilczkami”, ma je w swoich szeregach, o czym świadczy np. przepiękna blacha w czoło, którą dostali Chińczycy na A2 (szerzej to uzasadnię w osobnej notce, którą szykuję na debatę o odwołaniu Grabarczyka).
Wśród polityków PiS panowała chora moda na nieznajomość procedur i wikłaniu się w spory prawne, które od początku były nie do wygrania – a potem krzyk, że „sąd nie zrozumiał”, „sąd nie kieruje się racją stanu”, „sąd jest w układzie”. Bardzo inteligenckie. Ale niezbyt inteligentne.
Obecny układ partyjny w Polsce ma więc solidne klasowe podłoże. PO reprezentuje klasę średnią razem z jej licznymi wadami (i nielicznymi zaletami). PSL chłopów. SLD Naczasa i Napieralskiego. PiS całą resztę.
A Sierakowski zamiast pisać listy otwarte mógłby popracować nad tym, jak w ten układ wcisnąć jakąś fajną lewicę, na którą klasa średnia mogłaby bez obrzydzenia zagłosować.
Obserwuj RSS dla wpisu.