Zostałem ostatnio zarażony zapomnianym brytyjskim serialem sf „Blake’s 7” (tagi #jakiemojezyciejestnudne – ale jednak też trochę #hipster). Serial wymyślił Terry Nation, znany szerzej fanom Dr Who jako Człowiek Który Stworzył Daleków. Ma w sobie wszystko co najfajniejsze (i najdziwaczniejsze) w science fiction rodem z BBC.
Z jednej strony, porusza więc tematy bardzo serio. To dystopia, w której tytułowa siódemka walczy z dyktaturą Federacji Terrańskiej. Federacja oficjalnie jest bardzo demokratyczna, ale w rzeczywistości sprawuje władzę przy pomocy eliminowania niewygodnych osób i narkotycznego otępiania większości populacji.
Roj Blake to idealistyczny bojownik o wolność, którego Federacja już raz spacyfikowała, piorąc mu mózg i wszczepiając fałszywe wspomnienia. Ruch oporu w pierwszym odcinku zdołał wyjaśnić Blake’owi, kim jest naprawdę, ale tajne służby Federacji (które cały czas dyskretnie inwigilowały Blake’a) belitośnie mordują całą organizację.
Śmierć Blake’a byłaby jednak zbyt podejrzana, Federacja postanawia więc wyeliminować go w bardziej subtelny sposób: wrabiając w oskarżenie o pedofilię. Blake zostaje skazany na podstawie zeznań rzekomych „ofiar” (którym też wszczepiono fałszywe wspomnienia). Wyrok: dożywotne wygnanie do karnej kolonii Cygnus Alpha.
Wśród innych zesłańców Blake odnajduje jednak sojuszników, którzy razem z nim odtwarzają ruch oporu przeciwko Federacji. I tutaj dochodzimy do drugiej strony medalu: jak na powagę tematyki, fabuła serialu jest absurdalnie infantylna.
Bunt na więziennym statku okazuje się tak łatwy do wzniecenia, że trudno zrozumieć, dlaczego nie wydarzał się przy każdym transporcie. Gdy się kogoś szuka na jakiejś planecie, wystarczy na niej wylądować – dlaczego to tak łatwo nie działa, gdy na planecie Ziemia szukamy hydraulika?
Co więcej: buntownicy pod wodzą Blake’a odnajdują statek kosmiczny porzucony przez inną cywilizację. Odnajdują go tak po prostu przypadkiem. I tak po prostu przypadkiem od razu potrafią go pilotować, a warunki na pokładzie doskonale odpowiadają życiowym potrzebom homo sapiens (wliczając w to ergonomię foteli!).
Blake nadaje mu imię „Liberator” i statek w serialu pełni rolę odpowiednika „Enterprise” ze Star Treka. Bohaterowie szwendają się nim po kosmosie, teleportując się na różne planety i w każdym odcinku stają przed wyzwaniem tygodnia. Różnica głównie w tym, że w „Star Treku” mniej mamy polityki i erotycznego innuendo.
W „Blake’s 7” od początku nie brakuje nam jednego i drugiego. Najpierw do Blake’a dołącza Jenna, kobieta swobodnych obyczajów, która nie wiadomo jakim cudem nawet w więzieniu zawsze ma nienaganny makijaż i trwałą. Ciągle albo ktoś ją gwałci, albo ona wykorzystuje swe wdzięki do manipulowania kimś.
Potem Jennę w roli fantazji młodych Anglików urodzonych około 1970 zastąpiła Servalan, okrutna i bezwzględna, a jednak zaskakująco sympatyczna przywódczyni Federacji. W trzecim sezonie BBC wyciągnęło wnioski z jej popularności i awansowali ją z postaci drugoplanowej na główną villainównę.
Naprawdę głównym bohaterem jest Kerr Avon, mistrzowski haker (w powyższej jutubce, podobnie jak w serialu, łatwo rozpoznać go po znudzonej i cynicznej minie). Dla widza z 2011 roku dochodzi więc jeszcze jeden element komizmu: jak 30 lat temu w BBC wyobrażano sobie „włamanie do systemu komputerowego”?
W „Blake’s 7” polega to na dłubaniu w scenografii rekwizytem zrobionym z wetenaryjnej szklanej strzykawki zatkniętej na rurze od odkurzacza. Z miną, na której skupienie miesza się ze znudzeniem i cynizmem.
Głupawe, zgoda – ale czy naprawdę dużo lepsze od współczesnego popkulturowego stereotypu, w którym owe „włamanie” polega na szybkim stukaniu w klawisze i patrzeniu, jak zielone literki wyrastają na czarnym tle?
To jeszcze drobiazg: zobaczcie, jak w „Blake’s 7” wyglądają takie rzeczy, jak „przenośny czytnik dokumentów tekstowych” albo „prezentacja danych na ekranie komputera”. Ciężko zachować kamienną twarz!
Najzabawniejsze jednak jest oglądanie tego serialu w trybie emulacji swojego wewnętrznego nastolatka. Jak ja bym to oglądał przyklejony z nosem do telewizora w roku 1981!
Obserwuj RSS dla wpisu.