W roku 1933 37-letnia Annie Weaving upadła podczas kąpieli swoich półrocznych bliźniąt, szóstego i siódmego dziecka w bezrobotnej rodzinie. Już nie wstała. Koroner za przyczynę śmierci uznał „wygłodzenie spowodowane utrzymywaniem dziewięciu osób za 48 szylingów zasiłku tygodniowo”.
Raport koronera był tak medialny, że śmierć nieszczęsnej bezrobotnej wzbudziła szum w gazetach. Wypowiadali się eksperci pracujący dla rządu i British Medical Association.
Od czasu pierwszej wojny światowej trwał rozwój nauki o żywieniu. Wiadomo już było, że nie chodzi tylko o zapchanie pustki w brzuchu, ale także o kalorie, białko, witaminy i tym podobne.
„Manchester Guardian” w grudniu 1934 oskarżył rząd o morzenie bezrobotnych głodem wykazując czarno na białym, że zasiłek nie wystarczy na naukowo zdefiniowane żywnościowe minimum dla czteroosobowej rodziny, nawet przy pominięciu czynszu czy innych wydatków. Ministerstwo Zdrowia próbowało tłamsić debatę grożąc wypowiadającym się w niej lekarzom odebraniem prawa wykonywania zawodu.
Fali bezrobocia towarzyszącej wielkiemu kryzysowi BBC poświęciło serię wykładów. Sir William Beveridge przeanalizował ten problem z punktu widzenia statystyki i skonkludował, ze bezrobotni to „normalni przyzwoici ludzie tacy jak my, którzy po prostu mieli pecha”.
Dziś te słowa brzmią banalnie, wtedy były rewolucją. W brytyjskim społeczeństwie wciąż panowało przekonanie, że bieda i bezrobocie to skutki rasowej degeneracji, przynależnej specyficznym grupom ludności, które łatwo rozpoznać po analizie fizjonomii metodą Lombroso.
Degeneraci są leniwi, problem ich biedy należy rozwiązać przez umieszczanie ich w domach pracy przymusowej. Do 1911 brak pracy traktowano jako przestępstwo włóczęgostwa, winnych osadzano w „zakładach pracy przymusowej”, które formalnie zlikwidowano w 1930, ale zastąpiono je równie absurdalną instytucję przymusowych „obozów szkoleniowych”.
Cykl audycji BBC wstrząsnął sumieniami klasy średniej. Niezadowolony premier MacDonald wezwał na Downing Street dyrektora BBC domagając się zdjęcia audycji z anteny.
Dyrektor, sir John Reith odpowiedział, że oczywiście spełni polecenie premiera, ale będzie zamiast tego nadawać dwadzieścia minut ciszy. Premier ustąpił.
Gdy podzieliłem się tą ciekawostką z kolegą z BBC, z typowym dla naszej branży cynizmem powiedział, że Reith niekoniecznie kierował się tylko dziennikarską etyką. Prawo wymagało od BBC zajmowania się sprawami publicznymi, ale kartel wydawców prasy zabronił im większości form dziennikarstwa. Reith naprawdę mógł więc nie mieć dla tego programu alternatywy.
Ciekawostkę wziąłem z książki „The Thirties” Juliet Gardiner, 800 stron fascynującego portretu dekady, najlepiej wydane 2 funty w moim życiu (promocja w Foppie na Shaftesbury’s). Autorka pisze nie tylko o nędzy – także o ówczesnej popualrności kina, modernistycznej architekturze, rozwoju przedmieść, kryzysie monarchii i narastającym strachu przed wojną.
Kryzys był też wyzwaniem dla klas wyższych. Nie tylko w takim sensie, że jeden z drugim lordowski darmozjad zbankrutował i musiał szukać – horribile dictu! – pracy. Elity uważały, że muszą dawać sygnał masom, że Imperium Brytyjskie nadal jest globalną potęgą.
Jednym z pomysłów było wysłanie do Indii na szczyt dyplomatycznych brytyjskiej delegacji na pokładzie sterowca R-101, lepszego od niemieckich zeppellinów. Żeby zdążyć na szczyt, minister lotnictwa, brygadier baron Christopher Thomson of Cardington, maksymalnie przyśpieszył prace. Sterowiec wyruszył w dziewiczy rejs bez pełnego oblatania.
Ledwie osiągnęli Francję, R-101 pod wpływem gwałtownych wiatrów wpadł w niekontrolowane pikowanie. Uderzenie o ziemię uwolniło wodór, który stanął w płomieniach. Zginęło 46 osób, ośmiu udało się ucieć z ognia, dwie później zmarły w szpitalu.
Śledztwo nie wskazało winnych, bo winni pośpiechu – minister lotnictwa i jego otoczenie – zginęli w katastrofie. Cały Londyn witał żałobą trumny bohaterów, z wyjątkiem Virginii Woolf, która zanotowała w dzienniku:
„Lord Thomson, którego wszyscy opisują jako osobę kapryśną i niesympatyczną, poleciał sobie na przejażdżkę z innymi notablami i zginął straszną śmiercią. Ale dlaczego sklepy na Oxford Street mają mieć żałobne wystawy? Dlaczego wszystkie gazety mają być pełne lamentacji? To przerasta mnie i Leonarda…”
Obserwuj RSS dla wpisu.