Styczniowy ranking od czapy chciałbym wreszcie poświęcić jakiejś poważnej kwestii. Liejdisy i dżientielmieny, oto najpiękniejsze piosenki o pieniądzach!
Pominąć w takim rankingu Pink Floyd to jak pominąć Deus Ex w rankingu o grach wideo. „Money” z „Ciemnej strony” rządzi na tak wielu poziomach, że samo suche wyliczenie wystarczyłoby na notkę. Pozwolę więc sobie tylko wrzasnąć LINIA BASU!
Lubię też tekst ze względu na jego niejednoznaczność. To nie jest „goody good bullshit” w stylu biblijnego „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (Tm 6:10).
Oczywiście, te słowa padają jako cytat, ale z zaznaczeniem dystansu: „Money, so they say, is the root of all evil today”. Czy zgadza się z tym podmiot liryczny? Trudno powiedzieć, unika jednoznacznego stanowiska.
Zgadywałbym, że piosenka to autoironiczne podejście przez Rogera Watersa do awansu do klasy wyższej, który – jak słusznie podejrzewał – miała mu przynieść nagrywana właśnie płyta. Jak bardzo odmieni go osiągnięcie takiego bogactwa, w którym już można sobie kupić drużynę piłkarską albo prywatny odrzutowiec?
Generalny zamiąch, jaki przeżywali w sprawach finansowych Bitelsi wskazuje, że niestety nie zadawali sobie tego pytania – w każdym razie, nie w okresie, w którym coverowali „Money” dla pijanych Niemców w obskurnych hamburskich spelunach. Świadczy o tym choćby późniejsze zdziwienie George’a Harrisona że jak to tak, podatki od tego trzeba płacić?
Estetyka przesterowanej gitary bliska jest memu sercu, w rankingu umieszczam więc współczesny cover w wykonaniu zespołu zgromadzonego ad hoc na potrzeby znakomitego filmu „Backbeat”. Pierwotne wykonanie Barretta Stronga dla Tamla Motown też jednak daje radę.
Ponury cynizm tekstu tej piosenki, razem z genialnym rymem „Your love is such a thrill / but your love won’t pay my bills” to miód na moje serce. Gdybym był Robertą Flack powiedziałbym, że pan Strong łagodnie zabija mnie swoją piosenką, opowiadając całe moje życie w swoich słowach.
Trzecią pozycją nie będzie ani Abba ani AC/DC ani Lisa Minelli ani nawet Patti Smith. Propozycja będzie trochę od czapy, no ale jak mawiają Francuzi, noweź obliż.
Piosenka „Up On The Catwalk” Simple Minds nie ma w tytule słowa „pieniądze”, ale za to pada w niej nazwa nieistniejącej już waluty, do której wszyscy chyba czujemy nostalgię. Ou sont les deutschmarks d’antan?
Jak to u Simple Minds, tekst jest mętny i balansuje między poezją a grafomanią w sposób wymagający sporej dawki dobrej woli by uwierzyć, że jest jeszcze po tej dobrej stronie. Zespoły z lat 80. budzą we mnie jednak sporo dobrej woli.
Metaforycznym wybiegiem z tekstu tej piosenki jest – jak hipotetyzuję – sława, która niebawem czeka pana Jima Kerra. Finansowo wprawdzie nigdy się nie obłowił tak jak Roger Waters, ale można zaryzykować, że muzyka pozwoliła mu przewędrować z dolnych do górnych zakresów klasy średniej. Tyż piknie.
W piosence opisuje jednak chyba mniej więcej to samo co Waters – obawy i nadzieje związane z tym, że wkrótce znajdzie się na wybiegu, po którym biegają celebryci i policy, a wielkie koło młyńskie mieli dolary i dojczmarki. Ale, jak sam przyznaje, na razie niewiele wie o tym, co go tam czeka…
Hiphop to nie jest moja filiżanka herbaty, ale jako honorejbl menszyn wymienię „Paid In Full” Erika B i Rakima. Urok tej rymowanki („so I start my mission – leave my residence / thinkin’ how could I get some dead presidents”) podbije serce każdego. Nawet zdeklarowanego fana rockowych rytmów.
Komcionautom serdecznie życzę w roku 2012 dobrych pomysłów na zdobywanie papierków z portretami martwych królów. Albo i prezydentów, w końcu mamy globalizację…
Obserwuj RSS dla wpisu.