Drażni mnie zamieszanie wokół nagród dla urzędników za autostradę A2, bo pokazuje, jak bardzo fetysz piłki kopanej odbiera nam zdolność racjonalnego myślenia. Obiektywnie rzecz biorąc, budowa autostrady A2 biegnie rekordowo szybko.
Gdy Platforma obejmowała władzę, A2 miała 250 kilometrów i zarówno jej wschodni, jak zachodni kraniec wypadały bez sensu w miejscach, których nie przewidziano jako koniec autostrady, więc sznury samochodów grzęzły w ponurych miejscach takich, jak centrum Strykowa. Jednocześnie zarówno w kwestii ekspansji na wschód, jak na zachód, byliśmy wtedy w lesie – na zachód mieliśmy spór z koncesjonariuszem, na wschód brak koncepcji.
To, że już za parę miesięcy będziemy mieli czterysta parędziesiąt kilometrów łączących Warszawę z Lizboną, to świetny wynik. Przetarg na odcinek Stryków (Łódź-Północ) – Konotopa (Warszawa) rozpisano przecież wiosną 2009, umowy z wykonawcami podpisywano jesienią tego samego roku.
To jest rekord za rekordem. Przetarg trwający pół roku, pierwsze samochody jadące nową trasą nim minie trzy lata od podpisania umowy z wykonawcą, to bardzo dobre wyniki. Tym bardziej, że tym razem nie było tego ułatwienia, które mieliśmy na innych odcinkach A2, że droga biegnie przez pustkowia i nikt się nie czepia.
Chińska wtopa, która opóźniła budowę centralnego odcinka, nie wzięła się z winy urzędników. Musieli zrobić przetarg zgodnie z ustawą, bo urzędnik ma taki obowiązek (też ustawowy zresztą). A ustawę napisano tak, żeby przetargi faworyzowały kryterium cenowe, w dużym stopniu za sprawą strachu przed mitycznym Układem.
W normalnych warunkach bankructwo wykonawcy (albo rozwiązanie z nim umowy z innych przyczyn) paraliżuje budowę co najmniej na rok. Tak było na przykład na S1, która przez rok (2006-2007) miała dziurę w postaci niedokończonej obwodnicy Skoczowa. Jeśli w przypadku A2 pechowy odcinek oddany będzie miesiąc czy dwa później po reszcie, to znowu rekordowe tempo.
Widać, że ktoś tutaj musiał zostać po godzinach, ktoś tutaj musiał wziąć robotę na weekend. Przypuszczam, że gdyby ci sami urzędnicy zamiast nagrody uznaniowej zażądali ustawowego rozliczenia nadgodzin, wyszłoby to dużo drożej.
Chociaż mam opinię autostradowego optymisty, od dawna nie wierzyłem w gotowość tej drogi na to całe bejzbolowe święto. Ba, nawet nie wierzyłem w jej gotowość na wakacje ‘2012. Wygląda na to, że rzeczywiste tempo prześcignie moje oczekiwania.
Tak, za to należy się nagroda, bez względu na medialne nagonki.
Obserwuj RSS dla wpisu.