Znany bloger Radek Zaleski napisał blogonotkę, w której zwrócił uwagę wyzyskiwanych prekariuszy na to, że nie powinni narzekać na pracodawców, kupujących ich pracę po śmieciowych kosztach – bo sami tak samo optymalizują swoje koszty, korzystając z sieciowych wyszukiwarek.
„Zamiast kupować coś po Sugerowanej Cenie Producenta możemy zaczekać na przecenę, Steam oferuje regularnie produkty tańsze aż o 75%. Dobrze wiemy, że w końcu przecena nadejdzie, musi, wymaga tego kultura Groupona, na rynku jest za duża konkurencja. Trzeba tylko czekać na okazje. Wiemy o tym, internet nas informuje w czasie rzeczywistym, wysyłając powiadomienie na smartfona” – entuzjazmuje się rynkowym rajem znany bloger.
Marksistowski szyderca na widok tego tekstu co najmniej dwukrotnie uśmiecha się wrednie, bo swój błąd Radek nieświadomie sam ujawnił, wymieniając firmy Steam i Groupon. Czy ich model biznesowy oparty jest o maksymalizację swobody wyboru nabywcy?
Oczywiście nie. Steam to typowy przykład integracji wertykalnej, którą przedsiębiorca tworzy dla zdławienia wolności wyboru klientów. Klasycznym przykładem był sposób działania Hollywood w jego złotym okresie, gdy do pięciu największych wytwórni należała większość kin w Ameryce.
Niezależny wytwórca chcący konkurować z wielką piątką stał na straconej pozycji. Jego film nie trafiłby do najpopularniejszych kin. Stąd fenomen „filmu campusowego”, kin typu Grindhouse, nurtu exploitation – temat na osobną notkę, a nawet książkę.
W złotej erze kapitalizmu państwo było dość silne, żeby rozbijać takie monopole. Deregulacja czasów Reagana i Thatcher polegała jednak m.in. na daniu kapitalistom wolnej ręki w tworzeniu karteli, oligopoli i struktur wertykalnych.
Jednym z pierwszych beneficjentów był Rupert Murdoch, którego media zlinczują w USA i Wielkiej Brytanii każdego polityka, który ośmieli się przebąknąć nieśmiało o powrocie do czasów, w których kapitalizm lepiej działał.
Udział Steama w dystrybucji cyfrowej sięga 50-70%. Gdy na rynku istnieje tak duży gracz, w dodatku zorganizowany wertykalnie, nie ma sensu już mówienie o wolności wyboru. I gracze i producenci gier muszą tańczyć do tego, co im DJ Steam zapoda.
Dlatego gdy Radek Zaleski zachwyca się wolnością na Steamie, robi taki sam błąd, jaki robiłby konsument w sklepie mięsnym w latach 80. zachwycający się możliwością wymiany kartkowego przydziału wołowego z kością na wędlinę II kat. Dobrze wiemy, że dostawa w końcu dojdzie, trzeba tylko czekać na okazję, o której kolejka powiadomi nas w czasie rzeczywistym – wystarcza tylko obserwować, gdzie teraz tratują się emerytki.
Wolny rynek jest jak trawnik, który bez regularnego koszenia błyskawicznie zarośnie chwastami. To tylko pozorny paradoks, że pielęgnacja trawy wymaga podcinania jej kosiarką. Wolny rynek puszczony na żywioł błyskawicznie wyrodnieje w oligarchię monopolistów. I to właśnie obserwujemy.
Nie my pierwsi. To samo obserwowali nasi pra-pra- we wszystkich krajach eksperymentujących z reformami gospodarczymi typu „laissez faire” (nic nowego, to hasło z XVII wieku).
Skutkiem ekscesów leseferyzmu zawsze było w końcu wprowadzenie przepisów prawnych regulujących relacje klient-sprzedawca czy pracownik-pracodawca. Podobnie będzie teraz – chociaż patrząc choćby na wspomniane imperium Murdocha ze smutkiem przyznam, że chwasty wyrosły już tak dorodne, że to już czas na piłę łańcuchową, nie kosiarkę.
Podobnie bronić trzeba będzie cywilizowanych relacji pracownik-pracodawca. Pewnie nie zrobi tego moje pokolenie, które zawaliło sprawę, zaczadzone liberalnymi mitami. Ale jakieś zrobi.
Najpierw jednak trzeba sobie uświadomić, jaką bzdurą są słowa znanego blogera, który pisze: „to zajebiste czasy dla klientów. Mamy pełną władzę nad tym ile kasy wydamy, komu, dokładnie wiemy za co”.
Wiemy. Steamowi. Bo nie mamy innego wyjścia, tak jak za komuny, gdy dokładnie wiedziałeś, w jakim sklepie zrealizujesz przydział kartkowy – bo o tym decydował stempel na odwrocie kartki. Dokładnie wiedziałeś też, ile masz tego przydziału i ile będzie kosztował (tzw. cena urzędowa).
Najważniejszym zadaniem dla pracowników na dziś jest więc wyrwanie się z liberalnego zaczadzenia i przyjęcie postawy – skoro oni dla nas są Steamem, my bądźmy dla nich Microsoftem. Proletariusze wszystkich krajów, oligopolizujcie swoją ofertę na rynku pracy.
Obserwuj RSS dla wpisu.