Oba gatunki muzyki

– Jakie gatunki muzyki tu gracie?
– Oba, country and western.
Ten dialog z „Blues Brothers” będzie mottem sierpniowego rankingu od czapy. Naszło mnie ostatnio na słuchanie muzyki tego typu – sam jestem tym zaskoczony – pozwolę więc sobie ułożyć listę polecanek.

Wzorcową piosenką z wzorcowego westernu jest dla mnie „Three ten to Yuma” Frankie Laine’a. W dyskusji o marsksistowskiej analizie Peckinpaha ten film pojawił się w dygresji o regułach gatunku. Podkreślałem niejasność motywacji głównego bohatera.
On nie jest policjantem ani szeryfem. Zgodził się eskortować bandytę na stację kolejową dla pieniędzy z nagrody. Gdy bandyta proponuje przebicie stawki, widać, że bohater się nad tym zastanawia.
Dramaturgicznie sytuacja jest o tyle ciekawsza, że bandytę gra wielki Glenn Ford, a bohatera nijaki Van Heflin. Prawdę mówiąc, tego ostatniego musiałem sprawdzić w Wiki, bo to aktor, którego się raczej nie zapamiętuje.
Zło w tym filmie jest kuszące i logiczne. Dobro nie ma na swoją obronę sensownych argumentów. Dlaczego wygrywa?
W sumie – nie wiadomo. Najlepsze westerny lubię za to, że są opowieściami o przeznaczeniu. Piosenka nie traktuje wprawdzie bezpośrednio o fabule filmu, ale jej przesłanie jest podobne. Czasem nie masz żadnych przyczyn, żeby wsiąść do pociągu. Ale wsiadasz.

„Sixteen Tons” w wykonaniu Tennessee Ernie Forda opowiada o mniej romantycznej historii Dzikiego Zachodu – o górnikach, których wprawdzie rzadko grywali John Wayne czy Gary Cooper, ale to oni stanowili większość populacji Arizony czy Colorado. Nie trzeba jednak być górnikiem, żeby identyfikować się z sytuacją bohatera piosenki – który haruje jak wół i co z tego ma? Nic, poza narastającym zadłużeniem.

„Highwayman” trafia tutaj głównie dlatego, że to jedyna znana mi piosenka country, w której występują elementy science-fiction, a nawet space opera. Chciałbym przypomnieć to tym, dla których współczesne gatunkowe mashupy takie jak „Cowboys and Aliens” to straszne bluźnierstwo, że to na litość boską była nagroda Grammy z 1985.
Country ma u nas opinię muzyki głupiej, prymitywnej i schematycznej za sprawą przygłupiastości lokalnych propagatorów. Ale jeśli zapomnimy o Cejrowskim i sięgniemy po Willie Nelsona, Johnny Casha czy Krisa Kristoffersona, to się wszystko od razu robi ciekawsze i bardziej zniuansowane. Tu się pojawi latający spodek, tam odrobinka zdrowego marksistowskiego, roszczeniowego populizmu.
Occupy Nashville!

Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.