Dyskusję prawicowych publicystów o „lemingach” śledziłem z przemożnym Chichrenfreude, była bowiem pięknym świadectwem ich utraty kontaktu z rzeczywistością. Peron im odjechał.
To dobrze, bo kto znajdzie klucz do serc nowej klasy średniej, ten będzie rządzić Polską. Czy to dobrze, czy to źle – faktem jest, że Tusk znalazł. I cieszę się, że prawica szuka w złym kierunku.
Naturalnie, wolałbym, żeby ten klucz Tuskowi odebrała porządna, lewicowa, liberalno-ateistyczna relatywistycznie moralna cywilizacja śmierci (z siedzibą w Brukseli). Umiem się cieszyć z drobiazgów, więc cieszę się przynajmniej, że nie znajdą go Wildstein, Mazurek, Warzecha i Terlikowski.
Prawica w Polsce padła ofiarą własnego sukcesu. Pierwsze lata 3RP to takie wychylenie w prawo, że dzisiaj prawicowy polityk jest w sytuacji akwizytora grzejników w Afryce.
Trudno w dzisiejszej Polsce znaleźć osoby przekonane, że Kościół Katolicki jest jeszcze za mało uprzywilejowany, że życie poczęte jest jeszcze za słabo prawnie chronione, za mało mamy pomników papieża i przede wszystkim, że za mało jest okazji, żeby się poobwieszać flagami i przeżywać masowy iwent patriotyczno-martyrologiczny.
Nawet ludzie o prawicowym typie osobowości, dla których strasznie ważne są te wszystkie wartości chrześcijańskie i etniczne wzruszenia, w Polsce rzadko skarżą się na niedostateczne zaspokojenie swych potrzeb. Jeśli coś im zawadza, to raczej pisowcy robiący polityczne bydło podczas imprez patriotycznych i religijnych (dobra robota, chłopaki, zraźcie do siebie już nawet swoją naturalną bazę).
Marzeniem PiS-u jest Budapeszt w Warszawie (Kraków żąda przynajmniej Bukaresztu), ale Orbanowi udało się właśnie zdobyć ten klucz, który w Polsce dzierży Tusk. Udało mu się wygrać serca węgierskiej klasy średniej.
Klasa średnia wszędzie ma swoje lęki i frustracje, także w Polsce. Doskwiera jej na przykład kurs franka, cena benzyny, korki, biurokracja i przede wszystkim strach przed deklasacją, przed powrotem do mieszkania rodziców, przed życiową porażką.
W Polsce przecież klasę średnią mamy w pierwszym pokoleniu. Wszyscy do niej trafiliśmy albo z postpeerelowskiej inteligencji, albo wręcz z sojuszu robotniczo-chłopskiego. Niczego się nie boimy tak bardzo, jak powrotu do tych korzeni.
Orbanowi udało się rozegrać te lęki po prawicowemu. Zaapelować: „węgierska klaso średnia, już ja przypilnuję tego kursu franka i tych skorumpowanych biurokratów”. PiS-owi się to na szczęście nie uda.
Skąd ta pewność? Po pierwsze, wszyscy politycy, którzy tam dostrzegali ten problem, już wylecieli i krążą po tych śmiesznych, bezsensownych partyjkach bez szans na cokolwiek. Reszta nawet jak go dostrzega, to siedzi cicho, żeby nie drażnić Prezesa.
Po drugie – jeśli chcesz, żeby ktoś na ciebie zagłosował, przede wszystkim nie powinieneś go obrażać. Tradycję niszczenia szans wyborczych prawicy przez obrażanie klasy średniej zapoczątkował jeszcze Ludwik Dorn, ale przez te sześć lat praktycznie nie było miesiąca, w którym ktoś by jej nie kontynuował.
Jeśli ktoś jest np. lekarzem ze Śląska, PiS zdążył tyle razy go obrazić za bycie lekarzem, za bycie wykształciuchem, za dziadka w Wehrmachcie i zakamuflowaną opcją niemiecką, że jeśli nawet tak poza tym jest stuprocentowym prawicowcem, rozsierdzonym ostatnią reformą – zagłosuje w końcu raczej na prawe skrzydło PO.
A najfajniejsze jest to, że na zmianę języka PiS-owi nie pozwoli Jarosław Kaczyński, największy atut lewicy w Polsce. On raczej zniszczy PiS niż pozwoli, by ta partia miała jakieś inne hasło niż „Smoleńsk, kurczę blade!”.
To PiS-owi zapewnia żelazne poparcie mniejszościowej grupy, która wierzy w dwa wybuchy termobarycznego helu, dowiezionego bezgłośnym helikopterem na miejsce inscenizacji zamachu. Większość społeczeństwa ten temat nuży, bo większość uważa, że ten temat jest już w praktyce zamknięty.
To oczywiście będzie kaczystów jeszcze bardziej drażnić, więc będą jeszcze intensywniej tę większość obrażać – no i całe szczęście. Bo strach pomyśleć, jaki mielibyśmy tutaj prawicowy reżim, gdyby oni się potrafili zmienić.
Jarosławie, dotrwaj jako przywódca prawicy polskiej do wyborów w 2014. A prawicowi publicyści niechaj Cię jak najgoręcej popierają, nie szczędząc wyzwisk „lemingom”.
Obserwuj RSS dla wpisu.