Najbardziej zdumiewające w aferze Amber Gold jest dla mnie to, że opozycja na razie nie umie wykorzystać tej drucianej szczotki, którą wreszcie dostała na teflonowego Donalda. Trafiło się ślepej kurze ziarno, a kura na to „ziarno-szmarno, Smoleńsk, koko!”.
Na miejscu zaglądających na mojego bloga polityków Platformy jeszcze bym jednak nie bagatelizował sprawy, bo tego typu przekręty finansowe potrafią wywrócić scenę polityczną.
Historia pokazuje, że najboleśniej walą w ugrupowania liberalne, bo poszkodowani potem kojarzą aferzystów z liberalnymi postulatami „deregulujmy, ułatwiajmy zakładanie, nie traktujmy każdego biznesmena jak potencjalnego złodzieja”.
Afera Towarzystwa Budowy Kanału Panamskiego wstrząsnęła francuską III Republiką. To jedno ze źródeł nowożytnego antysemityzmu (czyli nie tego od „bo oni nam Jezusa zabili”, tylko tego od „bo oni kradną nasze pieniądze”). Ten dyskurs stworzyło, nawiasem mówiąc, pismo zatytułowane „Wolne słowo” – „La libre parole”, które na tej aferze wypłynęło.
Republika Weimarska nie upadła dlatego, że „wybrali Hitlera”, bo NSDAP nigdy nie wygrało wyborów. Za wzlot i upadek weimarskiej republiki odpowiadał przede wszystkim Gustav Stresemann, kanclerz wolnorynkowych reform.
Jak to z liberalizmem bywa, póki wskaźniki rosły, to wszystko się jakoś tam kręciło, chociaż najbardziej zyskiwali na tym przekręciarze tacy jak Hugo Stinnes – wyjątkowo dla mnie ciekawy, bo przejął m.in. najstarszą autostradę świata, wylotówkę Szarlotenburg-Poczdam dziś oznaczaną jako A115 (#mamotymfelieton, ale nie umiem linkować do kontentu pod pianą).
Kiedy się zaczął kryzys, liberałowie mieli do zaproponowania tylko zaciskanie pasa ubogim i rozluźnianie go bogatym. Klasyka, to samo przecież jest teraz, skoro ulgi podatkowe dla najbogatszych nie działają to znaczy, że trzeba dać większe ulgi podatkowe najbogatszym.
Bogaci byli wtedy w Niemczech cokolwiek niepopularni, bo to był naprawdę przekręciarz na przekręciarzu (od upadku republiki weimarskiej upłynęło już chyba tyle czasu, ze nikt mi procesu za te słowa nie wytoczy? zresztą, make my day, hipotetyczny spadkobierco Stinnesa).
Ostatnie wolne wybory w Niemczech odbyły się w 1928. Wyłoniła się z nich wielka koalicja SPD z centroprawicą. Kryzys rozsadził tę koalicję.
Prezydent Hindenburg skorzystał z uprawnień na wypadek sytuacji wyjątkowej i mianował kolejnego kanclerza bez procedur demokratycznych. Został nim najpierw technokrata Heinrich Brüning, którego potem wyślizgała tzw. kamaryla, czyli grono wyjątkowo szemranych postaci snujących się po pałacu prezydenckim – im dalej od demokracji, tym większe znaczenie takich szumowin.
Kolejnym kanclerzem został człowiek kamaryli Franz von Papen, polityk dotąd szerzej nie znany. Zdemenciały prezydent Hindenburg wtedy podpisywał bezmyślnie wszystko, co von Papen mu podsunął. I to właśnie von Papen w pewnym momencie sobie wykoncypował, że warto by na chwilę dać władzę Hitlerowi.
Myślał, że niedoświadczony skrajny polityk będzie jego marionetką. Deczko przelicytował i wyszło jak wyszło.
Przytaczam przykłady z zamierzchłej historii, bo są dokładnie opisane i tak naprawdę każdy powinien te fakty znać (a jak nie zna, może szybko nadrobić). Książki o wojnie domowej w Albanii z 1997 jeszcze żadnej nie czytałem, więc lakonicznie tylko napiszę, że ją też wywołały piramidy finansowe.
Na miejscu PO nie pocieszałbym się więc wiarą w to, że takie autorytarne przewroty spowodowane przez jedną dużą aferę, to zaszłości z przyszłości i teraz to byłoby niemożliwe. To się już zaczyna blisko nas, na odległość rzutu beretem do Budapesztu.
Za każdym razem, gdy liberał woła, żeby łatwiej było zakładać spółkę, żeby mniej było koncesji i zezwoleń, żeby wystarczało oświadczenie zamiast zaświadczenia, żeby nadzór bankowy, fiskus, cło, sanepid, UKE, UOKiK czy co tam jeszcze, nie zakłócały prężnemu przedsiębiorcy realizacji jego marzeń – ściągają na nas tego typu nieszczęście.
To jasne, że pewnie tylko jeden na tysiąc biznesmenów z góry nastawia się na oszustwo. I to przykre, że dla utrudnienia temu jednemu przekręciarzowi, od 999 biznesmenów trzeba by wymagać np. świadectwa niekaralności przy rejestracji spółki.
Tylko że taki jeden Plichta vel Stefański, który kreatywnie wykorzysta atmosferę powszechnej pobłażliwości dla „młodych, zdolnych, przedsiębiorczych”, przy odrobinie pecha może rozwalić cały system. I te uczciwe 999 będzie potem mieć gorsze tematy do narzekania od konieczności załatwienia kilku papierków do założenia spółki.
Obserwuj RSS dla wpisu.