Czegoś ostatnio szukałem w książce Daniela Grinberga o historii anarchizmu i znalazłem w niej zakładkę – dokument z historii anarchizmu. To ulotka zapraszająca na happening pod giełdą, zorganizowany przez środowisko Komuny Otwock (po lekko przegadanym stylu poznaję chyba klawiaturę towarzysza Wielgosza, dziś „Le Monde Diplo”?).
Rewers ulotki to miniprospekt inwestycyjny oferowanych podczas happeningu papierów wartościowych. Były to akcje wojny w Jugosławii, głodu w Somalii, nieba gwiaździstego, policji, godziny 16:57 i siebie samego.
„Pomyśl o tym wszystkim, co ludzie mogą robić o 16:57! Już od dziś możesz czerpać z tego legalne zyski” oraz „Zostań posiadaczem kontrolnego pakietu własnego ciała, zanim zostanie nim ktoś inny” – proponowała ulotka, wyznaczając cenę emisyjną na „jeden guzik”.
Hasło „POZNAJ SIŁĘ SWOICH GUZIKÓW” parodiowało ówczesną kampanię programu powszechnej prywatyzacji, z jej debilnym hasłem „POZNAJ SIŁĘ SWOICH PIENIĘDZY”. Pozwolę sobie podkreślić, że nie wziąłem udziału.
Zdaje się, że na tym zakichanym świadectwie udziałowym można było zarobić coś koło stówy. Uważałem, że jak już chcą kupić moje poparcie dla tego wszystkiego, to ja bardzo chętnie, ale nie za tyle.
Stawiałem wtedy pierwsze kroki w zawodzie dziennikarza w dzienniku „Sztandar Młodych”. Pracowało w nim wielu żurnalistów bardzo starej daty, którzy nic nie rozumieli z nowego ustroju, ale bardzo chcieli być „za”.
Na własne oczy widziałem publicystę gospodarczego, który przyniósł tę ulotkę na kolegium i interpretował ją tak, że to młodzież, zaniepokojona zbyt powolnym tempem prywatyzacji w Polsce, chce dać znać politykom, że żąda więcej spółek na WGPW. Nie pamiętam niestety, czy w końcu napisał taki lolkomentarz.
Lliberalizm w 3RP zawsze miał deficyt obywatelskości. Ngdy nie było oddolnych ruchów domagających się przyśpieszenia prywatyzacji, obniżenia podatków najbogatszym czy deregulacji zawodów. Politycy wprowadzali takie reformy ponad naszymi głowami, jednocześnie udając liberalnych demokratów.
Ten problem trwa do dzisiaj. Liberalne En Dżi Ousy często korzystają z pomocy publicznej. Tworzą je ludzie wyszkoleni na specjalnych kursach dla działaczy En Dżi Ousów, co samo w sobie brzmi już żenująco. Nawet w ich własnych relacjach, jak choćby w opowieści znanej działaczki Katarzyny Sadło.
Prawdziwie obywatelski charakter w Polsce mają za to ruchy antyliberalne. Często bardzo niemiłe autorowi tych słów i czytelnikom tego bloga, ale na litość boską, odróżniajmy opis od oceny.
Anarchiści są autorowi mili (nie mylmy ich z jakimiś przygłupiastymi randroidami). Bo choć autor tego bloga jest przekonany, że państwo jest najlepszym rozwiązaniem wielu problemów, to jednak nie wolno zapominać, że jest *tylko* mniejszym złem od niewidzialnej piąchy rynku.
A jak już się na to mniejsze zło decydujemy, to pilnujmy, żeby było takie jak w opisie na opakowaniu. A nie takie, jak sprywatyzowana policja, która miała się wyłonić z tego happeningu, pod hasłem „już nigdy łobuz i łachmianiarz nie będzie miał takich samych praw co solidny biznesmen, akcjonariusz policji”. Za jeden guzik!