W drogowym podsumowaniu roku wyprzedził mnie pan prezydent, rzucając propozycję nadania imion dwóm polskim autostradom. Propozycja wzbudziła histeryczny sprzeciw u tych samych ludzi, którzy szydzili, gdy Komorowski w kampanii prezydenckiej zapowiadał rozpoczęcie budowy tysiąca kilometrów nowych dróg w ciągu najbliższych 500 dni.
To nie była obietnica, to była diagnoza stanu faktycznego. Mimo to, prawicowi blogerzy przekonani, że Platforma utrzyma marazm inwestycyjny okresu IV RP, szydzili na swoich blogaskach, pisząc na przykład pod kolejnymi datami, ile kilometrów dróg powinno być oddanych do tego dnia.
Potem im przeszło. Nie dziwię się. Gdy Komorowski wygłaszał tę deklarację, mieliśmy w Polsce 1381 km autostrad i dróg ekspresowych. Dziś mamy ich 2805, do końca 2014 dojdzie jeszcze sto parędziesiąt.
Te, które moim zdaniem dojdą, oznaczyłem na mapie na różowo. Jak widać, jestem pesymistą jeśli chodzi o ostatnie odcinki A4. Termin formalnie jest na koniec roku. Cóż, ucieszę się, jeśli się będę mylił w swoim pesymizmie.
Podoba mi się propozycja nazwania A2 autostradą „Wolności”, a A1 austostradą „Solidarności”. Argument „czy wolność i solidarność mają się przecinać w Strykowie” nie ma sensu. Przecinają się pod Łodzią, węzłem, który oficjalnie się nazywa Łódź Północ.
Niemieckie A1 i A2 się przecinają w węźle Kamener Kreuz, który nazwę czerpie od miejscowości Kamen (43.496 mieszkańców). Co w tym dziwnego? Autostrady nie powinny się krzyżować w centrum wielkiego miasta.
Jak widać z mapki, żadna z polskich trzech dużych autostrad nie jest jeszcze w pełni ukończona. A1 do końca 2014 będzie mieć dwie dziury: Łódź i gierkówkę.
Nazwanie jej „autostradą Solidarności” będzie miało więc zabawny wydźwięk symboliczny. Żeby zbudować w Polsce solidarność, musimy skończyć z kapitalizmem „Ziemi obiecanej” oraz z modernizacją rozumianą po gierkowsku.
To pierwsze wydaje się prostsze. Termin połowy 2015 wydaje mi się bezpieczny – na miejscu Tuska stanąłbym na uszach, żeby przecięcie wstęgi na wschodniej obwodnicy Łodzi było raczej tuż przed wyborami niż tuż po nich.
Tym bardziej, że jak widać z mapy, to nie będzie tylko kwestia jednej obwodnicy. Od połowy 2015 między Wejherowem a Wenecją najgorszym odcinkiem drogi będzie fragment czesko-austriacki, bo tam jest gorzej niż na gierkówce. How cool is that?
Dla mojego pokolenia to i tak wystarczająco szokujące, że między Warszawą a Berlinem najgorszym odcinkiem jest niemiecka A12. Tak ją od zjednoczenia remontują i remontują, i wyremontować nie mogą. Jak to dziwnie brzmi, „od Warszawy do granicy była fajna autostrada, dopiero w Niemczech zaczął się syf”…
Symbolika wolnościowa też będzie zabawna. Wolność już mamy między Warszawą a Berlinem. Ale żeby ją dociągnąć do Mińska trzeba jeszcze dużo się nabudować.
Trzymając się tej poetyki, A4 proponowałbym nazwać autostradą jedności europejskiej. Dla Ukraińców ona i tak już nią jest. To pierwsze, co widzą po przekroczeniu granicy Schengen.
I oni mają większy sentyment do tej drogi od Polaków. Jako dowód przytoczę wzruszającą scenę finałową ze znakomitej powieści Mariny Lewyckiej „Zarys dziejów traktora po ukraińsku” (w której tą drogą jedzie rolls royce z ruskimi kracianymi torbami na bagażniku dachowym).
Jest jeden problem. Polskie autostrady równoleżnikowe mają nieprawe pochodzenie. Obie zaczął budować Hitler, na A4 nawet parę fragmentów zdążył dokończyć, na A2 zdążył zostawić ślady prac ziemnych, które teraz niemal w całości przykryła gotowa autostrada, biegnąca prawie dokładnie szlakiem dawnej hitlerowskiej Autobahn nach Posen.
Moim zdaniem, dla odczarowania tej złej karmy, przydałby się jakiś pomnik pamięci więźniów i jeńców, którzy wykonywali te prace ziemne. Na przykład jakaś wspólna inicjatywa polsko niemiecka po obu stronach Odry, trochę jak pomnik historycznej roli przełęczy Brenner na pograniczu włosko-austriackim.
Sama idea nazywania autostrad jest naturalną praktyką. Gdy Amerykanie w 1913 wytyczyli pierwszą transkontynentalną drogę Nowy Jork – San Francisco, nazwali ją „drogą Lincolna”. Amerykańskie autostrady do dzisiaj mają poza numerami nazwy typu „Golden State Freeway” albo „Will Rogers Turnpike”. Francuzi mają „Autoroute du Soleil”. Czemu nie „Autostrada Wolności”, jako dodatkowa nazwa obok A2?
PS. Na mapce co brzydko i niedokładnie pociągnięte Paintbrushem – to moje, co ładne, dokładne i przemyślane to wikipedysta Jacek Śliwerski.