Seria kontrowersyjnych wyroków sądowych wygenerowała przewidywalną reakcję w postaci narzekania na sędziowską niezawisłość. Częstym grepsem jest w tej sytuacji zarzut, że sędziowie są „niezawiśli od rozumu”, bo oczekujemy kierowania się zdrowym rozsądkiem, a nie paragrafami.
Moim zdaniem to jedna z tych żiżkowskich sytuacji, w których nieoczywista odwrotność jest prawdą. Sami ściągamy na siebie te problemy, nie ufając sędziom i nie chcąc im dać prawdziwej swobody.
W konstytucji i w kodeksie postępowania karnego mamy zapisaną zasadę legalizmu. Zgodnie z nią organy władzy muszą działać „na podstawie i w granicach prawa”, a prokuratura nie może zignorować żadnego przestępstwa ściganego z urzędu, o którym się dowie.
Na papierze to brzmi świetnie. Kto by się odważył być przeciwnikiem legalizmu? Kto by chciał dostać etykietkę pobłażającego przestępcom albo chcącego, żeby organy władzy nie musiały działać na na podstawie i w granicach prawa?
I wreszcie: skoro nie ufamy sędziom, to kto by chciał im dać więcej swobody? Chyba tylko trzeciorzędny bloger bez znaczenia.
Sądy ostatnio zbierają krytykę za to, że uznały kierownika więzienia winnego wpłacenia grzywny za chorego psychicznie skazanego za kradzież wafelka oraz dziennikarza za to, że sfałszował dokumenty by pokazać, jak traktowani są uchodźcy w ośrodku dla cudzoziemców. W obu wypadkach chcielibyśmy, żeby sędziowie docenili dobrą wolę oskarżonych.
Skoro jednak tego chcemy, to dlaczego wcześniej jako społeczeństwo przyjęliśmy zasadę legalizmu? Ona tak właśnie działa w praktyce. Sprowadza się do rzymskiej maksymy „durny lex, sed lex”.
Sami zamieniliśmy sędziów i prokuratorów w urzędników, którzy muszą się bezdusznie kierować przepisami i margines swobody mają ewentualnie co do samego wyroku, ale nie co do uznania winy czy decyzji o wszczęciu postępowania. I sami bijemy brawo politykom próbującym wprowadzić ręczne sterowanie w wymiarze sprawiedliwości.
Z punktu widzenia sędziów i prokuratorów tu chyba nie ma większej różnicy między rządami PiS i PO. Kolejne reformy sprowadzają się do takich czy innych prób ograniczenia niezawisłości i niezależności – a to mamy prokuratora generalnego rozsyłajecego powielaczowe instrukcje, a to ministra reformującego sądy publiczne w taki sposób, żeby sędziowie żyli w niepewności.
Wydaje mi się to elementem szerszego zjawiska, jakim jest nasza niezdolność do myślenia o wymiarze sprawiedliwości w sposób pragmatyczny. Zamiast zastanawiać się, jakie będą praktyczne skutki konkretnych decyzji, wolimy przyklasnąć tym, którzy rzucają tanim potępieniem i pomagają nam się umocnić w poczuciu moralnej wyższości.
Weźmy temat karania pijanych rowerzystów – w każdej publicznej debacie na ten temat pojawią się świętoszki zapowiadające, że oni by nigdy przenigdy i chcące zaostrzenia kar. Jeśli nie zdominują komentarzy na tym blogu to pewnie tylko dlatego, że im nie pozwolę.
Weźmy aborcję – zawsze w końcu pojawią się ci, którzy muszą nam powiedzieć, że oni nigdy, bo każde życie jest święte i czy rzuciłbyś granatem, gdybyś nie miał pewności. Tak jakby o karaniu za próby samobójcze (w Irlandii do 1993!) dyskutować mogli tylko ludzie z depresją.
Każdemu takiemu moralnie wzmożonemu chciałbym odpowiedzieć, że to super, że ty nigdy-przenigdy, poklep się z tej okazji po plecach. Medal z kartofla czeka do odebrania na recepcji. Ale twoja moralna wyższość nad nami grzesznymi to twoja prywatna sprawa.
Jako obywatele nie powinniśmy zadawać sobie pytania o to, kto by czego nigdy przenigdy. Powinniśmy pytać, jakie będą praktyczne skutki danej regulacji prawnej.
To super, że wierzysz w życie od poczęcia, ale czy jesteś gotów na wszystkie negatywne skutki społeczne całkowitego zakazu aborcji? Genialnie, że ty byś nigdy nie wstrzykiwał sobie marihuany, ale czy naprawdę chcesz więzień pełnych ludzi skazanych za skręta? Fpytkę, że byś nigdy nie jechał rowerem pod wpływem, ale czy naprawdę chcesz, żeby policja sobie mogła w ten sposób nabijać statystyki, zamiast ganiać prawdziwych przestępców?
Tak samo jest z zasadą legalizmu. Nie ufamy sędziom, więc ich zmuszamy do ślepego kierowania się literą prawa. Tylko dlaczego mamy do nich potem o to pretensje?