„Mam dla pana dwie wiadomości, dobrą i złą”, mówi lekarz. „Zacznijmy od dobrej”, prosi pacjent. „No więc: ta choroba będzie nazwana pańskim nazwiskiem!”.
Podobnie optymistyczna będzie niniejsza notka. Zacznę od wiadomości dobrej: nie wierzę, że Jarosław Kaczyński będzie polskim Viktorem Orbanem.
Nie może nim być z powodów czysto metrykalnych. Za parę lat stuknie mu siedemdziesiątka.
W tym wieku zdrowie zwyczajnie nie pozwala już człowiekowi na pełnienie roli żelaznego kanclerza, który dzierży wszystkie sznurki. Bismarck, na cześć którego wymyślono ten przydomek, stracił władzę w wieku lat 75, kiedy w parlamencie i na dworze cesarskim pojawiło się kolejne pokolenie polityków, lepiej od niego rozgrywających sztukę intrygi dworskiej i gabinetowej.
To znaczy, że nawet jeśli PiS na razie gra jak monolit, prąc Blitzkriegiem od „odzyskiwania” do „wyciszania”, w samej partii musi panować atmosfera wyczekiwania na zmianę przywództwa. Prezydent Duda ma rozsądne powody by oczekiwać, że ten temat pojawi się jeszcze za jego obecnej kadencji.
To nas prowadzi do tego, co uważam za wiadomość złą. Wielu komentatorów wydaje się żywić szczerą nadzieję, że Duda będzie szukać kompromisu z opozycją, albo w jakiś inny sposób wyłamie się z pisowskiego monolitu.
Bo mu wstyd, że jego promotor go potępia. Bo jego żona wygląda na osobę inteligentną i na poziomie. Bo się będzie bał Trybunału Stanu. Bo mu zależy na reelekcji – i tak dalej.
Moim skromnym zdaniem, Duda gra nie tylko o reelekcję, ale o sukcesję w PiS. Nie on jeden oczywiście, ale on ma przewagę, bo prezydentura Komorowskiego pokazała, że na tym stanowisku po prostu „wystarczy być”. Nawet Peter Sellers by miał wysokie notowania, gdyby jego rola w życiu politycznym ograniczała się do wygłaszania od czasu do czasu orędzia na ładnym tle.
PiS już miał sukcesyjne falstarty. Prezes dotąd potrafił usadzić i upokorzyć każdego rywala. W PiS wszyscy mają świadomość, że ta partia nie ma elektoratu, elektorat ma Kaczyński.
Jeśli Kaczyński jutro ogłosi z PiS i zakłada nową partię – ta partia przejmie większość poparcia PiS. Jeśli z taką inicjatywą wyjdzie Duda, skończy jak dr niehab Migalski.
Oczywiście, wszystko to działać będzie tylko do czasu. Myślę, że wyniki wszystkich badań lekarskich Jarosława Kaczyńskiego mają bogate życie, krążąc w licznych kopiach po politycznych gabinetach, analizowane przez potencjalnych następców, gotowych rozpocząć grę o tron.
Duda gra na przeczekanie. Na razie musi na każdym kroku demonstrować lojalność, bo jeśli Kaczyński go wyklnie, koniec nadziei na reelekcję. Ale to wszystko do czasu. Jeśli dobrze rozegra swoje karty, to on będzie polskim Orbanem.
Mam tylko nadzieję, że w tym blitzkriegu oni w końcu wytracą impet. Ale ciągle nie widzę dobrego pomysłu na kotrnatarcie opozycji.