Kiedyś z wielką dumą i wzruszeniem anonsowałem na blogu premierę swojej pierwszej książki. Jakby to było wczoraj! Teraz z podobnymi uczuciami ogłaszam koniec prac nad filmem Borysa Lankosza „Autor Solaris”, do którego napisałem scenariusz.
To film dokumentalny („i teraz mi pan mówi…”), ale z pięcioma inscenizacjami. Miało być więcej, ale po raz pierwszy się przekonałem, w jak dużym stopniu film jest sztuką skracania. Gdybyśmy nakręcili cały scenariusz, wyszłoby tak na oko dziesięć godzin projekcji.
Filmów dokumentalnych o Lemie zrobiono już sporo, ale to jest – o ile mi wiadomo – pierwszy skupiający się na Jego biografii. A więc próbujemy w nim podjąć tematy, o których Lem za życia mówić nie chciał, albo zbywał je wymijającymi anegdotami.
Dzięki uprzejmości rodziny dostaliśmy dostęp do materiałów, których nigdy dotąd nie publikowano. Sam Lem zresztą uważał je za niemożliwe do odtworzenia: dotyczy to jego własnego wykonania antystalinowskiej satyry „Korzenie” (którą Lem nagrał około 1955 na enerdowski magnetofon szpulowy, ale taśma się rozciągnęła i rozmagnetyzowała) oraz domowych filmów kręconych kamerą 8 mm.
Dla fachowców z Narodowego Instytutu Audiowizualnego nie ma rzeczy niemożliwych (nawiasem mówiąc: to kolejna instytucja kultury, którą minister Gliński planuje unicestwić w sobie tylko wiadomych celach). W filmie możemy więc usłyszeć głos trzydziestoparoletniego Lema, wcielającego się w towarzysza Tegonieradze.
Towarzyszy temu inscenizacja, pokazująca, jak to mniej więcej mogło wtedy wyglądać – czyli pokazująca grupę krakowskich studentów na domówce u Hussarskich. Zderzamy to z inscenizacją fragmentu propagandowej sztuki „Zdarzenie na jachcie Paradise”, którą Lem z tym samym Hussarskim napisali dla kasy.
Zdjęcie przedstawia kadr z inscenizacji opowiadania „Edukacja Cyfrania”. Lem napisał je w 1971, ale ukazało się dopiero w 1976.
Wizja orkiestry, której muzyków pożera – jedno po drugim – jakieś wredne Goryllium, była zbyt ciężkostrawna dla cenzury w latach 70. Cud, że to się w ogóle ukazało…
Wielką przyjemnością było dla mnie patrzenie na fachowców przy pracy. „Mieszkanie pełne studentów” albo „pożerana orkiestra” to coś, co łatwo wystukać na klawiaturę, ale żeby to sfilmować, trzeba wypełnić to wizualnym konkretem.
W co mają być ubrani muzycy tej orkiestry? Co mają grać? Jak się mają zachowywać w trakcie pożerania? A studenci: siedzą, stoją, piją, palą? Raczej krawaty czy raczej swetry?
To wszystko już dopowiedział Borys Lankosz wraz ze swoją ekipą. Moja ocena nie jest oczywiście obiektywna, ale ja jestem zachwycony rezultatem.
Premiera będzie w TVP Kultura, nie wiem dokładnie kiedy – chyba kiedyś w listopadzie (nie omieszkam się powiadomić). Rzecz jasna, ludzie, którzy to tam zatwierdzili – już tam nie pracują, polecieli też ludzie w NInA i NCK, z którymi współpracowaliśmy.
Teraz ten film by już prawdopodobnie nie mógł powstać. Cóż, zdążyliśmy przed Dobrą Zmianą…