Weterani bloga z pewnością znają moją słabość do książek naszpikowanych skrótami typu SACEUR, AMRAAM albo HAHO. W Londynie będąc, z radością strzeliłem więc sobie w księgarni książkę generała Shirreffa „War with Russia”, opisującą prawdopodobny przebieg konfliktu NATO/Rosja, który Shirreff umieścił w połowie 2017 roku (w książce pisanej na początku 2016).
Shireff u szczytu swojej kariery dochrapał się szczebla DSACEUR, czyli teoretycznie wie o czym pisze. Pisze jednak słabo, książka składa się w większości z dialogów przypominających kwestie Sir Basila Exposition z „Austina Powersa” – jeden bohater coś długo i rozwlekle tłumaczy drugiemu.
Te tłumaczenia też bywają chwilami wątpliwe. Pod koniec na przykład doradca ds bezpieczeństwa tłumaczy brytyjskiemu premierowi, na czym polega atak DDoS.
W jego wyjaśnieniu widać pomieszanie trzech pojęć („botnet”, „buffer overflow” i DDoS). Doradca wyobraża sobie DDoS tak, że trzeba mieć Specjalnego Robala, ten robal się błyskawicznie rozchodzi po sieci i ją paraliżuje, wywołując „buffer overflow”, od którego padają serwery.
Wygląda mi to na tekst kogoś, kto coś o tym próbował przeczytać (zapewne hasło w wikipedii) i niewiele zrozumiał, ale na użytek powieści skomponował z tego monolog. Generał nie może się znać na wszystkim, mam więc nadzieję, że lepiej się zna na desancie typu HAHO.
Książka już jest trochę nieaktualna. Shirreff pisał ją jeszcze kiedy Hillary Clinton nie miała z kim przegrać.
Ameryką w tej powieści rządzi więc pierwsza w dziejach kobieta-prezydent, Lynn Turner Dillon. Wielką Brytanią z kolei konserwatywny premier Oliver Little. Rosją zaś prezydent, do którego współpracownicy zwracają się per „Vladimir Vladimirovich”.
Scenariusz wojny wygląda mniej więcej tak. Wiosną zachodni świat jest w rozgardiaszu – w Ameryce prezydent Dillon dopiero się zaczyna instalować w Białym Domu, w Europie Zachodniej każdy gra do swojej bramki, kilka krajów (Grecja, Węgry) otwarcie deklaruje, że wolą Rosję od Unii Europejskiej.
Vladimir Vladimirovich wykorzystuje to do wznowienia ofensywy na Ukrainie. Rosjanie inicjują złamanie rozejmu po to, żeby móc ogłosić, że rozejm przestał funkcjonować.
Jednocześnie scenariusz ukraiński zaczynają odtwarzać na Łotwie. Z dnia na dzień pojawia się tam partyzancka armia RNZS („Russkich Narodov Zaschita Sila”), która cieszy się poparciem całej rosyjskiej populacji Łotwy. Swoją drogą, ciekawe, na ile to realistyczne?
Rosjanie udzielają wsparcia RNZS, początkowo nieoficjalnie. Łotwa wzywa NATO na pomoc, powołując się na artykuł piąty. NATO jest niechętne, z wyjątkiem dzielnej Danii, która bezdyskusyjnie wysyła swój niewielkim symboliczny oddział („ach, gdyby cały świat był jak Dania”, wzdycha jeden z bohaterów”).
Brytyjczycy wysyłają funkcjonariusza służb specjalnych, jednego z bohaterów, żeby zdobył niepodważalne dowody na to, że za działania wojenne na Łotwie odpowiada regularna armia rosyjska. Tymczasem Rosjanie przestają już cokolwiek ukrywać, zatapiając kilka okrętów na Bałtyku oraz masakrując żołnierzy i cywilnych lokatorów baz NATO.
Te zbrodnie przywracają jedność Zachodu, który wypracowuje genialny plan. NATO pozoruje akcję, której Rosjanie się spodziewają i są na nią przygotowani – to próba uderzenia lądowego z Polski i jednoczesnego desantu morskiego. Na to Rosjanie mają ripostę w postaci taktycznego uderzenia atomowego na Suwałki.
Nim zdążą to zrobić, NATO realizuje swój właściwy plan. Desant niewielkich sił specjalnych pojawia się w Kaliningradzie na tyłach wroga i przejmuje kontrolę nad rakietami Iskander, które zamiast w Suwałki, celują w Moskwę.
Rosja kapituluje. Vladimir Vladimirovich ginie w tajemniczym wypadku. W happy endzie Zachód zastanawia się, czy musiało zginąć tylu ludzi, żeby NATO się dozbroiło i zreformowało.
Świat wygląda dziś gorzej, niż kiedy Shirreff to pisał. W Białym Domu zasiądzie przyjaciel Putina, przyjaciel (lub przyjaciółka) wygra też wybory we Francji. W Polsce u władzy są ludzie, którzy łączą antyrosyjską retorykę (słowa nic nie kosztują) z dziwnymi powiązaniami z Rosją.
Nie wiem, czy w tej sytuacji Europa Wschodnia będzie mogła liczyć choćby na tę symboliczną jednostkę od Duńczyków?