Generalnie nie uważam siebie za idealistę. Opowiadam się za lewicową polityką społeczną z powodu czystego pragmatyzmu: uważam po prostu, że w opiekuńczym społeczeństwie redystrybucji lepiej się żyje.
Podobnie pragmatycznie podchodzę do kwestii uchodźców. Decydujące dla mnie nie są argumenty moralno-etyczne, choć ich nie kwestionuję.
Do 2003 roku mogliśmy mówić, że Polska nie odpowiada za skutki zachodniego imperializmu. To nie my 100 lat temu rysowaliśmy kreski na mapach, tworząc sztuczne państwa takie, jak Irak, Syria, Liban czy Kuwejt.
Straciliśmy tę linię obrony razem z udziałem w inwazji na Irak. Jak to wtedy celnie podsumował Jacques Chirac, zmarnowaliśmy świetną okazję, żeby siedzieć cicho.
Przed 2003 rokiem Irakiem i Syrią rządziły reżimy paskudne, ale przynajmniej świeckie. Nie wspierały Al-Kaidy, tępiły islamskich fundamentalistów.
Niszcząc Irak, zdestabilizowaliśmy region. To nasza wina, że na ruinach Iraku wyrosło Państwo Islamskie. I to nasza wina, że zajęło też fragment Syrii – bo przecież od początku było wiadomo, że destabilizacja Iraku rozleje się na cały region.
Jasne, wina za hańbę iracką spada przede wszystkim na Busha i Blaira. Ale Miller i Kwaśniewski podczepili się pod to, niczym odpadek przyklejony do okrętu, który woła „płyniemy!”. Z ich winy straciliśmy moralne prawo by twierdzić, że nie mamy z tym nic wspólnego.
Ale jako rzekłem, nie kwestie moralne tu dla mnie decydują. Przejdźmy do zimnego pragmatyzmu: co możemy zrobić?
Mieliśmy dotąd dużo szczęścia. Polska nie leży na żadnym dużym szlaku migracyjnym.
Nie ma w tym żadnego sukcesu naszych polityków – choć ci lubią mówić, że pilnują naszych granic. Gdyby nagle na naszej wschodniej granicy pojawiły się tłumy uchodźców, jak na granicy węgiersko-serbskiej kilka lat temu, będziemy bezradni. A to w gruncie rzeczy kwestia złośliwego kaprysu Putina i Łukaszenki.
Na razie więc problem mają inne kraje Unii, nie my. Unia nas w związku z tym wzywa do solidarnej pomocy – albo weźmiemy do siebie część uchodźców, albo mamy płacić na utrzymanie obozów w innych krajach Unii.
Co na to pragmatyzm? Odpowiedź naszych polityków, „nie interesują nas wasze problemy z uchodźcami”, nie jest pragmatyczna, tylko krótkowzroczna.
Jasne, chwilowo większy problem mają kraje na głównych szlakach – bałkańskim i północnym. Ale my w każdej chwili sami możemy wylądować na głównym szlaku.
To nie muszą być uchodźcy z Syrii. W każdej chwili konflikt na Ukrainie może ulec eskalacji. Albo przenieść się na Białoruś. W takiej sytuacji na załączonym zdjęciu nagle pojawią się tłumy desperatów.
Co my wtedy powiemy? Powiemy „Unio, pomóż” – bo przecież miliony uciekinerów z płonących miast będą, pragmatycznie mówiąc, katastrofą humanitarną instant.
A Unia wtedy powie „a wy nam pomogliście?”. I będzie szach-mat, prawaku. Solidarność europejska to dla nas właśnie kwestia pragmatyzmu, nie idealizmu.
A co z pomysłem, żeby „pomagać im na miejscu”? To się nigdy w historii nie udawało, więc nie wierzę, że uda się teraz.
Wojna domowa powoduje, że konwoje humanitarne nie są w stanie dotrzeć do większości potrzebujących. Podobnie było całkiem niedawno w Europie podczas wojny na Bałkanach – wtedy też Europę zalały miliony uchodźców, witano ich niechętnie i próbowano „pomagać na miejscu”, co się kończyło Srebrenicą.
Nie da się zrobić takiego programu „pomocy na miejscu”, żeby znacząco zmniejszyć falę migracji. I nie da się jej też powstrzymać metodami administracyjnymi.
Historia prób powstrzymywania migracji to generalnie historia porażek. Ameryka jest pełna nieudokumentowanych przybyszów z Meksyku, a Polska z Ukrainy.
Sam mam znajomych, którzy w latach 80. wyjechali na wycieczkę niby-to-turystyczną, żeby w Wiedniu czy Kopenhadze od razu poprosić o status uchodźcy z komunistycznej Polski. Dostali go, razem z pieniędzmi na dobry początek (dlatego znów uważam, że nie mamy moralnego prawa… ale ja teraz nie o moralności).
Ludzi szukających lepszego życia nie da się zatrzymać płotem, murem, zasiekami. Dadzą w łapę, sfałszują dokumenty, przepłyną nocą wpław.
Jeśli więc ktoś proponuje, żebyśmy sobie wybierali i przebierali, że nie chcemy Syryjczyków, ale weźmiemy Ukraińców, ten proponuje rzeczy niemożliwe. Tak naprawdę nie mamy alternatywy „brać uchodźców czy nie”. Możemy tylko ten proces cywilizować – i to dyktuje pragmatyzm.
> W każdej chwili konflikt na Ukrainie może ulec eskalacji.
Niestety bardzo celnie to wyprorokowałeś.