Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej w jej ostatnich latach była samobójczo błędna. Poniekąd dlatego zresztą były to ostatnie lata.
Polska leżała między dwoma potężnymi, śmiertelnymi wrogami – Trzecią Rzeszą i Związkiem Radzieckim. Wobec obu stosowała wówczas politykę ugodową – minister Beck zabiegał o podpisywanie (a potem przedłużanie) traktatów o nieagresji, jakby radośnie nieświadomy tego, że dla Hitlera i Stalina to są świstki papieru.
Ostrą politykę Polska prowadziła wobec swoich słabszych sąsiadów – Litwy i Czechosłowacji. I nie przeczę, że za te konflikty w dużej mierze odpowiadali sami sąsiedzi (zwłaszcza Litwa), po prostu zwracam uwagę, że zaognianie tych relacji było błędem czysto pragmatycznym.
Straszną cenę Polska miała za to zapłacić już za chwilę, a w jakimś sensie płaci do dziś. Wszystkie próby budowania „Międzymorza”, „Wyszehradu” czy „polityki jagiellońskiej” rozbijają się o ten drobiazg, że nasi sąsiedzi nam po prostu nie ufają.
Litwa, Czechy, Słowacja ani Ukraina wcale się nie palą do roli młodszych partnerów w sojuszu kierowanym przez Polskę. Nazwy tych sojuszów nawiązują do zamierzchłych czasów, bo dramatycznie brak nam przykładów współpracy z XX wieku. Było na to kilka okazji w latach 1930. ale je zmarnowano.
Polska wtedy tak jak dzisiaj, toczyła swoją politykę zagraniczną głównie na użytek wewnętrzny. W 1935 odbyły się pierwsze wybory według nowej, dyktatorskiej ordynacji. Obywatele nie mogli już sami zgłaszać kandydatów, wyznaczały ich „zgromadznia okręgowe” zdominowane przez sanację.
Jak to w dyktaturze, przedmiotem gry wyborczej stała się więc sama frekwencja. Wypadła tak źle dla sanacji, że opóźniono publikację wyników. W skali kraju 46%, w Warszawie – 29%. To był bojkot. W tym samym roku zmarł Piłsudski, nie zostawiając namaszczonego następcy.
Walka delfinów doprowadziła do licytacji na to, kto będzie mówić ostrzej. Liczne przemówienia Becka z tego okresu, te o honorze i nieustępowaniu ani na metr, wygłaszano na potrzeby polityki krajowej, a nie międzynarodowej.
Teoretycznie na ministra wyznaczył go jeszcze Piłsudski, więc był nie do ruszenia. Praktycznie zaraz by go ruszyli, gdyby zaczął wchodzić w inteligenckie dywagacje o opłacalności tego czy tamtego.
W marcu 1938 na granicy polsko-litewskiej zginął polski pogranicznik. Rząd Polski wystosował ultimatum, w którym domagał się normalizacji stosunków dyplomatycznych pod groźbą zastosowaia „innych środków”. Litwa ustąpiła, Beck odtrąbił sukces.
Na świecie przyjęto to wrogo. Polskie ultimatum wobec Litwy miało miejsce 5 dni po Anschlussie i trudno się dziwić, że to się kojarzyło. Poza tym to nie miało sensu – nie da się poprawić stosunków przy pomocy ultimatum.
Wyjaśnieniem jest znów polityka wewnętrzna. Ostra linia wobec Litwy wywołała serię quasi-spontanicznych demonstracji poparcia dla rządu.
To stąd hasło „wodzu, prowadź nas na Kowno!”, które pamiętamy z komedii „Zezowate szczęście” (na zdjęciu). Piszczyk idzie w niej na granicy dwóch pochodów – prorządowego („na Kowno!”) i oenerowskiego („Żydzi na Madagaskar!”).
Beck i marszałek Śmigły-Rydz zobaczyli, że dopóki wydają sąsiadom ultimata – mogą liczyć na masowe demonstracje. A to umocni ich pozycję w walce z rywalami.
Kiedy świat ze zgrozą obserwował, jak Zachód rozbiera Czechosłowację podczas konferencji monachijskiej, dzień później rząd wystosował kolejne ultimatum. Dzięki niemu 2 października 1938 obszar Polski powiększył się o 802 kilometry kwadratowe.
Było to nam potrzebne jak piąte koło u wozu, zwłaszcza że i tak cieszyliśmy się tym przez rok. Na Zachodzie wzmocniło to antypolskie sentymenty – wszyscy lubili Czechosłowację, Polskę jakoś mało kto. Ciekawe dlaczego.
Wybory z listopada 1938 były jednak sukcesem frekwencyjnym (67%!). I o to chodziło, nie o Cieszyn.
Kiedy Polacy cieszyli się z potęgi swojej armii, przed którą sąsiedzi ustępują bez walki (silni! zwarci! gotowi!, etc.), Beck i Rydz mieli już inny problem. 24 października Ribbentrop poufnie powiadomił berlińskiego ambasadora Polski, Józefa Lipskiego, że Niemcy uzależniają przedłużenie paktu o nieagresji od spełnienia przez Polskę kilku warunków, między innymi zgody na budowę eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej.
Zegar zaczął tykać.