Podmiot liryczny piosenki „Jolka, Jolka” gnając do tytułowej bohaterki, „żebrał wciąż o benzynę”. Co oznacza to zdanie? Że podmiot liryczny nie miał kasy, i dlatego zaczepiał obcych, żeby wyżebrać parę dych na paliwo?
Kasę miał, skoro wystarczało na „czarodziejkę gorzałkę”. Ale w tamtych czasach stacja paliw witała klienta zazwyczaj napisem „paliwa brak”. To logiczne, kawiarnia witała napisem „brak kawy”, piwiarnia napisem „brak piwa”, a sklep mięsny oczywiście napisem „mięsa brak”.
Nie, to nie jest Bareja. To jest (ówczesna) rzeczywistość. Komedie Barei dodawały do tego karykaturalne wyolbrzymienie, w rodzaju listy „tych klientów nie obsługujemy”.
Komunizm zmuszał nas nie do żebrania o pieniądze, tylko o zezwolenie na wydanie tych, które mieliśmy w portfelu. Bo na tych stacjach paliwo oczywiście było, w postaci obowiązkowej rezerwy, gdyby zatankować miała straż pożarna albo pogotowie.
Rzecz jasna, w praktyce pracownicy stacji sprzedawali na boku. A kierowca z pogotowia też miał specjalny kanisterek (robiłem wtedy prawo jazdy, regularnie jeździłem ze swoim instruktorem na stację, gdzie ten uskuteczniał podwójne tankowanie).
To żebranie z „Jolka Jolka” wyglądało więc mniej więcej tak: „kierowniku, jest taka sprawa…” / „nic nie mam, nic nie mogę, zarobiony jestem”. / [okazanie łapówki] / „znajdzie się dziesięć litrów”.
Przez ostatnie kilkanaście lat PRL, wszystko w tym ustroju funkcjonowało teoretycznie. Tego często nie rozumieją młodzi ludzie, którzy to sobie wyobrażają, że była sprawnie działająca infrastruktura (pociągi, szpitale, przedszkola), ale przyszedł Balcerowicz i polikwidował.
Biada temu, kto PRL-owską fikcję wziął za dobrą monetę i na przykład uwierzył, że skoro według oficjalnego rozkładu jakiś pociąg jeździ od punktu A do punktu B. W praktyce to wyglądało tak, że pociąg owszem, jeździ, ale dwa razy w tygodniu. Albo że pekaes jest jeden dziennie. I tak stoisz na tym przystanku i stoisz, w końcu z godzinnym opóźnieniem pekaes się pojawia… i pędzi sobie dalej, nie zwracając uwagi na twoje rozpaczliwe machanie.
Nawet jeśli miałeś własny telefon (szczęściarzu!), to nie znaczyło, że się połączysz z Żoliborza z Mokotowem. Bywały tygodnie, gdy to po prostu nie było możliwe (o ironio, międzynarodowe zwykle działały).
Obecny ustrój jest jaki jest, ale przynajmniej jest przewidywalny. Na stacji benzynowej będzie benzyna (za droga, itd.). W mięsnym będzie mięso (ale nie z Kobe). W kawiarni będzie kawa (acz niekoniecznie z mlekiem migdałowym). W piwiarni będzie piwo („jak to nie ma kraftowego?”). Pociągi jeżdżą zgodnie z rozkładem (acz w Pendolino nadal brak WiFi).
Niech będzie, że zgodnie z najnowszą linią propagandową TVPiS to, co nastąpiło 4 czerwca 1989, to nie jest żaden upadek komunizmu, tylko „zdrada elit”. You can call it Susan if it makes you happy. Nazwijmy to choćby i „superdzyndzlem”.
Dzięki Superdzyndzlowi żyje się lepiej. Wszystkim. Tak, także tym, którzy wtedy stracili pracę.
Kto wtedy stracił pracę, dziś ma ok. 70 lat, a więc korzysta z ułatwień dla niepełnosprawnych. Wtedy nie było literalnie żadnych.
Rozumiem rozżalenie ludzi, którym tamten ustrój zmarnował kilkadziesiąt lat życia. Mi zmarnował tylko 20, to jeszcze da się przeżyć. Jak komuś zmarnował 40, to ten ktoś łaknie zemsty do dzisiaj.
W 1989 dzięki Superdzyndzlowi dostaliśmy chleb, a nawet chrupiące bułeczki. Ale nie dostaliśmy igrzysk w postaci wielkiej zemsty na ludziach dawnego reżimu.
Nie zależy mi, bo historia pokazuje, że takie zemsty są rzadkością. W historii Francji to na tyle często rotowało, że bez trudu znajdziemy człowieka, który zaliczył za życia dwa cesarstwa, dwie monarchie i ze trzy republiki.
Poza rzadkimi wyjątkami, nie było wtedy wielkiej zemsty, tylko po prostu elita monarchiczna stawała się nagle elitą republikańską. Albo z powrotem, jak było trzeba
Czy to znaczy, że w roku 1848 nie upadła monarchia lipcowa? Śmiała teza!
Ale niech wam będzie, drodzy kaczyści, że to był taki francuski superdzyndzel. Le sjupehzęzel.
A jak ta zemsta w końcu ma miejsce, efekty są rozczarowujące. Hasło „powiesić Ceausescu” pierwsi zaczną skandować właśnie funkcjonariusze reżimu Ceausescu i to oni obejmą władzę.
4 czerwca 1989 nie przenieśliśmy się do raju na ziemi. Ale zamiast czekać 20 lat na mieszkanie, spłacamy przez 20 lat kredyt, mieszkając jednak na swoim.
Znam jedno i drugie. Kolosalna różnica! Dlatego jest co świętować w rocznicę Superdzyndzla (czy tam zdrady elit, czy co tam chcecie).