Moja autostradowa pasja zaczęła się jakieś dwadzieścia parę lat temu, gdy jako dziennikarz oraz jako rodzic zacząłem w miarę regularnie jeździć po Polsce. Jeździło się wówczas strasznie, co obrosło całą kulturą porad typu „do Wrocławia przez Turek”, która szczęśliwie przechodzi już do historii.
Dla Warszawiaka najważniejszym pytaniem z tej serii od prawie 30 lat było: którędy na Kraków (a więc także Zakopanego itd.). Początek był prosty, opuszczamy centrum Aleją Krakowską. Ta dowoziła nas do spadku po gierkowskiej modernizacji: potwornie dysfunkcjonalnego skrzyżowania w Jankach, w którym łączyły się trzy dwujezdniowe drogi.
Stał tu drogowskaz – w lewo z napisem „7 – Kraków”, w prawo z napisem „8 – Wrocław”. Kierowca, któremu życie miłe, powinien był jechać na Katowice. Czyli, rzecz jasna, na Wrocław (a: w drodze powrotnej na Warszawę opisaną jako Łódź).
Tu maleńka dygresja: niedoświadczony kierowca często błędnie interpretuje drogowskaz typu „666 Myciska” jako wskazanie najlepszej możliwej drogi do Mycisk. Drogowskaz tymczasem informuje po prostu o tym, że tędy biegnie droga numer 666, a najbliższą dużą miejscowością będą Myciska.
Drogowskazów w sensie „najlepsza droga” nie ma u nas w zasadzie wcale. Pytania typu „dlaczego” i „czy powinno”, to tematy na osobną notkę, jako pragmatyk po prostu informuję, że tak jest.
Stąd paradoksalne obrazki, latające czasem po fejsie, pokazujące rozstaje dróg, na których drogowskazy w obu kierunkach prowadzą do tej samej miejscowości. Albo jeszcze widoczny na warszawskiej obwodnicy ślad po przemalowaniu „Sandomierza” na „Piaseczno”.
Biada temu, kto pojechał zgodnie z drogowskazem. Do Grójca było jako tako – jechało się drogą w standardzie „gierkówkowym” – czyli dwie jezdnie, ale częste kolizyjne skrzyżowania, przejścia dla pieszych, obszary zabudowane i czerwone światła. Za Grójcem zaczynało się 300 km tragedii.
Siódemka, tak jak większość polskich dróg krajowych jeszcze w roku 2000, miała przebieg wytyczony w XIX wieku. Niemal w całości widzimy ją na mapie samochodowej Królestwa Polskiego z roku 1913 (za serwisem igrek.amzp.pl).
Jedyną różnicą w stosunku do tej mapy była wschodnia obwodnica Kielc, którą rozgrzebano w czasie wielkiego gierkowskiego zrywu i ukończono w 1984, kosztem mnóstwa posunięć oszczędnościowych. Był to pierwszy zalążek dzisiejszej drogi ekspresowej S7, ale z jedną jezdnią, brakiem poboczy itd.
Lepiej było więc wtedy jechać kombinacją gierkówka + obwodnica GOP + autostrada A4. Ta ostatnia, choć też substandardowa, dawała jednak namiastkę „zachodu” (a kto jechał do Zakopanego, mógł nią Kraków ominąć, aż do zakopianki).
Potem stałem w korkach spowodowanych ruchem wahadłowym z okazji budowy obwodnicy Szydłowca. Potem z radością przywitałem obwodnicę Białobrzegów – bo tamtejszy przedwojenny most był perełką architektury, ale stało się na nim w masakrycznym, stojącym korku.
Z tej okazji miałem swoje pierwsze polskie doświadczenie a la „Route 66” – przydrożny bar Vabank, który bardzo lubiłem, został odcięty od ekspresówki. Dziś tylko uważny pasażer dostrzeże zarastające drzewami ruiny.
Około 2010 ta trasa na tyle się poprawiła, że zrobiła się opłacalna w porównaniu do gierkówki (przechodzącej bolesny proces upgrade do ekspresówki S8). Potem kolejny fragment A1 sprawił, że bardziej się opłacało combo A2/A1/A4 (mimo potężnego nadkładania drogi).
Jednak teraz już mamy niemal nieprzerwany ciąg ekspresówki od Grójca po granicę województwa małopolskiego. Gdzie siódemka dalej biegnie dokładnie według mapy z 1913. Nadal jednak opłaca się teraz jechać tędy, tym bardziej, że ostatni fragment gierkówki czeka teraz bolesny proces upgrade do A1.
Ziemowit Szczerek wydał w 2014 powieść „Siódemka” o kierowcy jadącym z Krakowa do Warszawy, który mija „siedem cudów siódemki”. Teraz minie już tylko pierwsze dwa: mural pod mostem w Krakowie i hotel „Zameczek” w Książu Wielkim.
Pierwszy odpadł hotel „Lord” w Warszawie przy Alei Krakowskiej, bo otwarto obwodnicę Janek wraz z łącznikiem do DK7. Miesiąc temu odpadł Radom.
Warszawski kierowca powinien wyrobić nowy odruch. Teraz w większości przypadków należy unikać Alei Krakowskiej i kierować się na obwodnicę. Tę należy opuścić preclowatym węzłem Opacz, cały czas trzymając się opcji „S7 Kraków”.
To też tymczasowe, bo gdzieś od 2022 będziemy już jechać krótszą drogą, z węzła Warszawa Południe, omijając Tarczyn. Rok później swoje powinni odfedrować od strony Krakowa. I wtedy miniemy już wszystkie szczerkowe „cuda siódemki”, a mapa z 1913 nareszcie stanie się bezużyteczna.