Znajomych fejsbukowych zanudzam tym już od pewnego czasu – dojrzałem do publicznego comingouta. Otóż dopadła mnie moda na winyle!
Nigdy nie myślałem, że to spotka akurat mnie. Nie jestem audiofilem. Uwierzyłem w zapewnienia o „bezstratnej kompresji”.
Jako młody człowiek nienawidziłem ograniczeń analogowego świata. Nie mogłem się doczekać pożegnania trzeszczących płyt, wkręcających się taśm, śnieżących telewizorów – bo teoretycznie wiedziałem, że kiedyś nadejdzie.
Początki rewolucji witałem z radością. Jakie to było cudowne, gdy iPod wyzwolił człowieka od dylematu „jaką muzykę zabrać w podróż”, bo można było zabrać WSZYSTKO!
Postęp stopniowo zmienił się w regres. To nieprawda, że teraz nie trzeba zabierać, bo wszystko jest w sieci.
Dwa przykłady: swój playlistowy cykl na blogu zacząłem, tak się składa, od remiksu „Radio #1” Air w wykonaniu Senora Coconuta. Pokażcie mi to na Spotify czy Youtubie!
Pisałem na blogu o pięknej balladzie Emmanuelle Seigner „P’tite Pédale”. Jest w płatnych serwisach, ale nie ma na Youtubie, bo „zakazane słownictwo”.
Winyla, podobnie jak papierowej książki, nie mogą ci zdalnie wyłączyć. Tymczasem cenzura cyberkorpów przestaje już być teoretycznym konceptem, to się już dzieje.
Pewnego dnia trafił w moje ręce sprzęt stereo sprzed prawie 40 lat. Nic nadzwyczajnego, ówczesna „średnia półka”.
Przez 20 lat stał nieużywany na strychu. Włączyłem z ciekawości, myśląc „here goes nothing” – coś mi się kołatało w pamięci, że kondensatory elektrolityczne wysychają, więc naprawdę nie spodziewałem się, że cokolwiek zabrzmi.
Testowo odpalona stara płyta zabrzmiała od razu i to… przepięknie, mimo trzasków, mimo starej wkładki Unitra Mf-102. Zainwestowałem w nową wkładkę, oczyściłem z kurzu i teraz jest to moja najukochańsza zabaweczka.
Podkreślę ponownie, że nie chodzi mi o audiofilię. Słychać w tym sprzęcie brumienie 50 Hz, słychać biały szum wzmacniacza. Płyty zwykle kupuję jako używane, a więc mają swój naturalny trzask.
Nie próbuję z tym walczyć. Jeśli będę chciał posłuchać tego samego utworu bez szumów, mogę w każdej chwili go puścić przez cyfrowy aplituner. Wykosztowałem się swego czasu, bo chciałem mieć porządne kino domowe.
Moja ukochana zabaweczka jest tymczasem całkowicie analogowa. Od igły gramofonu aż po membrany głośników, nic tu nie jest przetwarzane cyfrowo. Bardzo mi to odpowiada.
Dlaczego ta sama piosenka brzmi lepiej ze starej wieży niż z nowoczesnego cyfrowego amplitunera? To ma racjonalne wyjaśnienie.
Po pierwsze, jeszcze w czasach rewolucji kompaktowej, cyfrową muzykę zniszczyły tzw. „loudness wars”. Była to bezsensowna licytacja na to, czyja płyta brzmi GŁOŚNIEJ.
W efekcie wszystko zaczęto miksować tak, żeby brzmiały głośniej – ze szkodą dla dynamiki. W analogu to niemożliwe, w pewnym momencie przestaje być głośniej, wychodzi zamiast tego przesterowanie.
Dla słuchacza to się objawia tak, że kiedy np. ktoś zaczyna grać solówkę na saksofonie, to dźwięk tego saksofonu jest DODANY do sekcji rytmicznej, którą słyszymy mniej więcej tak samo, jak przedtem. W cyfrowej wersji tymczasem saksofon rozlegnie się KOSZTEM sekcji rytmicznej.
Kiedyś myślałem, że cyfra jest lepsza od analogu, bo ma takie same pasmo odtwarzania, przekraczające możliwości ludzkiego ucha. A do tego – bez zakłóceń.
Teraz już wiem, że to nieprawda. Niezależnie od kiloherców i decybeli, jest jeszcze barwa dźwięku. W tradycyjnym, analogym zestawie HiFi, na barwę decydujący wpływ ma charakterystyka przedwzmacniacza.
Gramofonu nie można podłączyć do współczesnego wzmacniacza przez „line in”. Sygnał musi być wstępnie wzmocniony – stare wieże miały do tego specjalne wejście „phono in” (audiofile używają osobnego urządzenia).
Przedwzmacniacz nie ma liniowej charakterystyki. Dokonuje wstępnej korekty dźwięku – i zdaje się, że tak naprawdę tę korektę właśnie lubi ktoś, kto mówi, że lubi „brzmienie winyla”.
Nikt nie powie, że „lubi brzmienie cyfrowego odtwarzacza”, bo cyfra w ustawieni FLAT brzmi… płasko. Ale niezależnie od dźwięku – mnóstwo radości sprawił mi sam powrót do nośników.
Słuchanie starej płyty na starym sprzęcie pozwala na podróż w czasie i wyobraźni. Pisałem niedawno o maksiksinglach Duran Duran – jak fajnie się ich słucha na sprzęcie z lat 80.!
Winylarstwo to hobby demokratyczne. Rynkowa wartość mojego sprzętu to jakieś parę stów i raczej nie wzrośnie, bo wieże HiFi z lat 80. robią się coraz bardziej bezużyteczne – nie sparuje się ich z bluetoothem, nie podłączy inteligentnych głośników, nie powie się do nich „Alexa, play Africa by Toto”.
Płyty bywają drogie – i ja też mam w swojej kolekcji kilka takich, za które zapłaciłem absurdalnie dużo. Na przykład: kolekcjonerskie wydanie „Re” Les Rita Mitsouko, w postaci pięciu maksisingli ułożonych w coś w rodzaju klastra.
Ale jak każdy kolekcjoner, najwięcej mam radości, gdy uda mi się upolować Prawdziwą Okazję (TM). Na targach staroci winyle z czasów PRL wyprzedawane są za dychę-dwie. A bywają tu perełki.
Najstarszą płytą w mojej kolekcji jest soundtrack z musicalu „High Society” z 1957 (który skądinąd uwielbiam od lat i muszę kiedyś napisać notkę zawartym w nim „spojrzeniu klasy średniej na klasę wyższą” z czasów Eisenhowera). Mam go w niemieckim wydaniu pod tytułem „Die oberen Zehntausend” (ale piosenki są normalnie po angielsku).
W sklepie w Wiedniu leżało w skrzynce „za 1 euro”. Stan bardzo dobry. A w ogóle dostałem za friko, bo poza tym coś jeszcze kupiłem.
W kolekcjonowaniu pomaga mi to, że jestem dziwakiem, a więc mam dziwaczne gusty. Z innej skrzynki z przecenami wyczaiłem też kiedyś za śmieszne pieniądze 50-letnią płytę Toma Lehrera (kto nie zna, powinien natychmiast poznać, jeśli chce się uważać za godnego komciania na mym blogu).
A i ten obrzydliwie drogi albumik Les Rita Mitsouko kupiłem w Paryżu w stanie mint condition, ale jedyną wadą jest to, że całość pachnie piwnicą. Przypuszczam, że był to jakiś niechciany prezent.
Zdumiewająco łatwo tracić na płytę, która ma 50. czy nawet 60. lat, ale jest jak nówka sztuka. Nigdy jej nie odtworzono, więc dziś nawet nie trzeszczy.
Czy konto na Spotifaju będzie działało w 2070? Bardzo wątpię. A płyty winylowe – z całą pewnością tak.
@wo „Czy konto na Spotifaju będzie działało w 2070? Bardzo wątpię. A płyty winylowe – z całą pewnością tak.”
Z pewnością racja – PVC bardzo długo się rozkłada.
Loudness War to cecha mixu/masteringu a nie nośnika. Jak najbardziej występuje we współczesnych nagraniach wydawanych na LP i reedycjach. Jedyny sposób na jego 100% uniknięcie to kupowanie starszych wydań, ale dotyczy to tak samo LP jak CD. A stare wydania w dobrym stanie to często jest kupa kasiory.
„Czy konto na Spotifaju będzie działało w 2070? Bardzo wątpię. A płyty winylowe – z całą pewnością tak.”
Zapewne – pod warunkiem że nie będzie odtwarzana częściej, niż raz na pół roku.
Ale w 2070 roku będą też działać moje płyty CD, a także pliki mp3, aby tylko nie trzymać ich w chmurze. Jako konserwatysta zakładam, że co moje, to moje, ma być na półce albo chociaż na nośniku.
„Przedwzmacniacz nie ma liniowej charakterystyki. Dokonuje wstępnej korekty dźwięku”
Nie całkiem tak. Aparatura nagrywająca płytę dokonuje bardzo ostrej modyfikacji dźwięku (przydusza niskie, podbija wysokie), a przedwzmacniacz do wkładki magnetycznej odwraca tę modyfikację – podbija niskie, ogranicza wysokie. Teoretycznie te dwie zmiany powinny wyjść na zero.
Czy i jak mogę dać linki, żeby nie obrazić automatu?
@janekr
„Czy i jak mogę dać linki, żeby nie obrazić automatu?”
Powinno już nie być problemów (w razie czego ręcznie wyjmę).
@albrecht
„Jak najbardziej występuje we współczesnych nagraniach wydawanych na LP i reedycjach.”
Ale na analogu zatrzymuje się na pozimie 0, a w cyfrze można jechać w nieskończoność, pozornie bez przesteru.
Linki do korekcji RIAA
link to keithmcmillen.com
link to bonavolta.ch
@wo „Ale na analogu zatrzymuje się na pozimie 0, a w cyfrze można jechać w nieskończoność, pozornie bez przesteru.”
Możesz wyjaśnić dokładniej, co to znaczy? Z tego jak ja rozumiem Loudness War, chodzi o to, że muzyka ostatecznie jest po prostu cała bardziej na jednym poziomie głośności. Co zresztą jest w ogóle cechą muzyki popularnej (w sensie odróżnienia od muzyki klasycznej, która ma kompletnie nieporównywalne amplitudy głośności, co jest generalnie rzecz biorąc problematyczne), i to się pogłębia i co gorsza (przynajmniej w moim odczuciu) powoduje, że nie tylko głośność, ale dynamika jest płaska (to znaczy muzycy grają i śpiewają wszystko w tej samej dynamice, oczywiście relatywnie rzecz ujmując i pewnie jest masa wyjątków). Stąd pewnie Twoje wrażenie, że dźwięk bez dodatkowej korekty w odtwarzaczu jest płaski. No tylko korektą nie da się zrobić dynamiki, tylko głośność.
Ale na analogu zatrzymuje się na pozimie 0, a w cyfrze można jechać w nieskończoność, pozornie bez przesteru.
Jeśli chodzi ci o to, że cyfra ma jedną nóżkę bardziej, to pewnie tak. A jeśli o coś innego, to nie bardzo rozumiem co poeta miał na myśli.
Dla mnie Spotyfaj to ewolucja radia, nie płytoteki.
Loudness War to najprościej mówiąc ustawianie głośności intrumentów tak, by ta cicha gitarka albo pianinko, od której zaczyna się utworek, była głośna tak jak reszta. To pojawiło się w radiu, byś mógł usłyszeć cokolwiek jak jedziesz autem. Potem ktoś zrobił jakieś badania, że jak kawałek jest tak podkręcony, to ludzie go częściej słuchają, no i poszło.
Cyfrowy zapis jest bardziej podatny na LW, bo gdybyś tak chciał mocno popodkręcać wszystko na winylu, to igła wyskoczyłaby z rowka. Zwłaszcza pod koniec strony.
@janekr
„Ale w 2070 roku będą też działać moje płyty CD, a także pliki mp3, aby tylko nie trzymać ich w chmurze”
Nie wiem jak CD, ale magnetyczny dysk twardy na pewno do 2070 się rozmagnesuje.
@mrw
„Dla mnie Spotyfaj to ewolucja radia, nie płytoteki”
To co u Ciebie wyewoluowało z płytoteki? Zakładam, że winyli/kaset nie miałeś nigdy, ale COŚ CHYBA MIAŁEŚ?
Generalnie to ograniczenia płyty winylowej zmuszały do szczególnego podejścia do masteringu, który daje przyjemnie dla niektórych uszu brzmienie (nie pamiętam już gdzie to było ładnie wyjaśnione, ale chyba „Reduktor Szumów” to zrobił).
Natomiast da się ucyfrowić stary zestaw, dokładając doń jakiś odtwarzacz strumieniowy (w moim przypadku Bose SoundTouch Wireless Link), co daje best of both worlds: możliwość posłuchania jednego i drugiego na tym samym sprzęcie. Przyda się też w momencie, gdy wyłączą radio analogowe (gdzie od czasu skoku na Polskie Radio i tak za bardzo nie ma czego słuchać) i analogowy tuner stanie się przepięknie kolorowym, martwym artefaktem z zeszłej epoki.
A czy winylarstwo jest takie demokratyczne? Mam wrażenie, że najbardziej demokratyczne są tanie boomboksopodobne głośniki BT. Taka trochę skrzecząca komórka, tylko naście dB bardziej. Każdy ma lub może mieć, bez większego wysiłku. Winylarstwo chyba jest jednak odrobinę snobistyczne: trzeba chcieć, czasem poszukać, czasem pogrzebać w starociach.
PS. Przepraszam, zapomniałem zapytać. To kiedy szpulowiec? 🙂
Cyfrowy zapis jest bardziej podatny na LW, bo gdybyś tak chciał mocno popodkręcać wszystko na winylu, to igła wyskoczyłaby z rowka.
Przede wszystkim w przypadku sygnału cyfrowego da się w miarę łatwo/szybko policzyć (w sensie zrobi to za ciebie algorytm), co i o ile można podbić żeby osiągnąć maksimum wysterowania sygnału bez popadania przy tym w przester. W przypadku kompresorów analogowych, używanych nadal w wielu studiach, to zawsze było „na ucho plus margines na wszelki wypadek”. Ryzyko popełnienia nieodwracalnego błędu trymowało zbyt brawurowe popisy suwaczkami na etapie miksów. Paradoksalnie te 50 lat temu to więcej trzeba się było namęczyć z kompresją w takiej VIII symfonii Mahlera, która bez niej, dobrze omikrofonowana po prostu nie mieści się dynamicznie nawet na CD a co dopiero LP, niż z muzyką rozrywkową, w której z założenia dynamika jest sztuczna.
Czasem nachodzi mnie ochota na winyle, w rodzinnej kolekcji jest sporo płyt, które głównie się kurzą… Poza prostym gramofonem, zwanym niegdyś adapterem nie mam niczego sensownego, na czym można by te płyty puścić… Może kiedyś coś się wymyśli.
Ciekawym egzemplarzem w tej kolekcji jest angielski singiel Yestarday, wiadomo kogo 😉 Stare to, ponad 50 lat ma, nie wiem czy to obecnie rzadkość, czy też może, ze względu na ówczesny nakład płyta pospolita. W każdym razie, jak biorę sobie tę płytę raz na 5 lat do ręki, to faktycznie czuję historię która za nią stoi i powiew ducha minionych czasów, że tak powiem górnolotnie.
@wo
Odbiór muzyki jest subiektywny. Spory typu „analogowe/cyfrowe brzmi lepiej” nie mają sensu. (Poza przypadkiem kompresji stratnej opartej o model psychoakustyczny czyli próbę zobiektywizowania odbioru. Poniżej rozważam zapis cyfrowy bezstratny jak na CD). Na odbiór dźwięku mogą wpływać różne czynniki z rodzajem herbaty w kubku obok fotela włącznie. Co kto lubi.
Możliwy jest jednak obiektywny pomiar sygnału na każdym etapie zanim trafi on do ucha słuchacza. Dla ustalonych parametrów (pasmo, odstęp sygnał-szum) zapis cyforwy jest tożsamy analogowemu.
Głośnością nagrania w studio nagraniowym manipulowano od zawsze, by zmieścić prawie dynamikę instrumentów muzycznych (~120 dB) w ograniczonym medium (radio AM 30 dB, radio FM 50 dB, taśma 70 dB, winyl 80 dB, Audio-CD 90 dB). Analogiczne zabiegi mają miejsce na planie filmowym czy w studio fotograficznym przy ustawianiu oświetlenia, gdyż żadna kamera nie jest wstanie zarejestrować (żaden wyświetlacz zreprodukować) takiego zakresu jasności jaki jest w stanie dostrzec człowiek.
Wspomniane „loudness wars” miały podłoże marketingowe a nie techniczne. Nowoczesna technika pozwoliła na przekroczenie granicy absurdu. Jednak w żadnym wypadku nie jest prawdą, że [cokolwiek] „na analogu zatrzymuje się na poziomie 0, a w cyfrze można jechać w nieskończoność”. Zapis cyfrowy ma tak samo twarde jeśli ne twardsze ograniczenia jak zapisa analogowy. Poziomów napięcia w na wyjściu odtwarzacza (od -0,447V do +0.477V) CD jest podzielony 65536 działek i nic więcej.
Drugim parametrem sygnału, który wspomniałem jest pasmo. Tutaj też magii nie ma. Przy częstotliwości próbkowania 44.1 kHz zgodnie z twierdzeniem o próbkowaniu możliwe jest odtworzenie dowolnego dźwięku o częstotliwości z zakresu 0-22050 Hz, co z niezbędnym naddatkiem pokrywa słyszane przez ludzi pasmo 20-20000 Hz. Choć płyty winylowe potrafią przenieść pasmo nawet do 50 kHz, to raczej polegną na tym głośniki.
Współczesna technologia pozwala konstruować przetworniki CA, które we wspomnianych zakresach dynamiki i częstotliwości nie wprowadzają zniekształceń. Reszta analogowego toru audio jest identyczna (pomijając wspomniany wyżej nieliniowy przedwzmacniacz dla wkładek magnetycznych). Najsłabszym jego elementem, a jednocześnie najbardziej decydującym o brzmieniu, są kolumny. Przeciętne konstrukcje to przeważnie dudniący bass-reflex i wprowadzająca zniekształcenia fazowe zwrotnica średnio-wysokotonowa.
Wniosek? Co kto lubi byle ze świadomością, że to subiektywne wrażenia.
Z tym działaniem płyt CD za kilkadziesiąt (albo nawet kilkanaście) lat byłbym ostrożny – płyty się utleniają i te gorzej wykonane już po kilkunastu latach mogą być nieodczytywalne.. Bardzo ale to bardzo dużo osób narzeka na zestawy Babylon 5 na DVD które już teraz zaczynają mieć problemy z odtwarzaniem poszczególnych płyt. No i pytanie czy odtwarzacze laserowe będą dostępne za te kilkadziesiąt lat – moda na gramofony jest zrozumiała ale moda na odtwarzacze płyt cyfrowych jest trochę bez sensu 😉
link to en.wikipedia.org
@WO
„To co u Ciebie wyewoluowało z płytoteki? Zakładam, że winyli/kaset nie miałeś nigdy, ale COŚ CHYBA MIAŁEŚ?”
Po pierwsze, widziałeś zdjęcia moich winyli; kaset mam całą szafę, a płyty CD z ulubionymi wykonawcami kupuję nadal. Czego nigdy nie miałem, to zdrapek do iTunes. Mam spotyfaja, którego nie traktuję jak zbiór „moich płyt”, tylko jak radio (oczywiście znacznie lepsze od zwykłego, ale jednak radio — stąd pytanie o 2070 znajduję bezzasadne).
Odkąd mój syn zaczął zbierać winyle, nie mam problemu z prezentem. Co jakiś czas poszperam w sklepie z winylami albo na bazarze i zawsze coś wybiorę. I zawsze cholera mnie bierze, że tu taki Genesis leży sobie za dwie, trzy dychy, a ja, żeby mieć taką płytę w latach siedemdziesiątych, musiałem kogoś zabić albo cóś.
@wo
„Nie wiem jak CD, ale magnetyczny dysk twardy na pewno do 2070 się rozmagnesuje.”
Fizyczny nośnik – tak. Natomiast póki żyje Świadomy Użytkownik, robiący backupy i kupujący nowe nośniki po awarii starych, wszystko powinno działać.
@Nexus
„Z tym działaniem płyt CD za kilkadziesiąt (albo nawet kilkanaście) lat byłbym ostrożny – płyty się utleniają i te gorzej wykonane już po kilkunastu latach mogą być nieodczytywalne… ”
Pierwsza płyta CD, którą kupiłem w 1991 roku jeszcze działa… Ale oczywiście lepiej zripować na dysk.
@jesusbuiltmyvolkswagen
„Natomiast da się ucyfrowić stary zestaw”
Zderzyłem się z tym problemem kupując nowy telewizor. Oczywiście mój 20 letni wzmacniacz z dużymi kolumnami jest znacząco lepszy, niż głośniki wbudowane w większość telewizorów, jednak większość współczesnych telewizorów nie ma analogowego wyjścia audio.
Musiałem więc jakoś połączyć optyczne wyjście cyfrowe z analogowym wejściem. Służą do tego DAC-e, które kosztują od 30 złotych do kilku tysięcy $$$ (np. Yggdrasil firmy Schiit Audio).
No i działa bez zarzutu, na szczęście jest małe i pobiera prąd z telewizora.
@steelman
„płyty winylowe potrafią przenieść pasmo nawet do 50 kHz”
Pytanie, ile razy… Dwa, może trzy.
@winyle
Pragnę przypomnieć, że przed winylami używano szelakowych płyt „normalnorowkowych” na 78 obr. Oczywiście są kolekcjonerzy tego towaru, ale raczej nikt nie delektuje się muzyką z takich płyt.
Czy wiecie, że w niektórych krajach takie płyty tłoczono jeszcze w połowie 60. – Beatlesi się jeszcze załapali!
Dysk twardy nieużywany do 2070r na pewno będzie rozmagnesowany, ale i tak to o niebo lepiej niż SSD, który nieużywany straci zawartość za 5 lat od dzisiaj. Z nośników komputerowych najbardziej długowieczne pozostają streamery – czyli tryumf taśmy magnetycznej 😉 Ja żeby utrzymać moją kolekcję muzyki (głównie mp3 i wav, czasem też flac) od 10 lat co 3-4 lata zmieniam NASa na nowszy i większy(fotki i ebuki też gdzieś trzeba trzymać). Co do winyli – są super, szkoda, że zestaw gramofon, wzmacniacz lampowy i pasujące do tego np audio nirvana zajmują mnóstwo miejsca i w moim mancave niestety już się nie zmieszczą, tu królują niepodzielnie konsole, konsolki i ośmiobitowce.
Dzień dobry, witam gospodarza i gości po długim okresie utajenia.
@loudness war – jak ktoś słusznie zauważył – w loudness war nie chodzi o maksymalną głośność utworu, która zawsze będzie taka sama. Chodzi o uśrednioną głośność utworu. Tak naprawdę sprawa dotarła do ludzi w latach 90. Po pierwsze, rzeczywiście, płyta cd pozawala na o wiele _mniejszą_ dynamikę niż winyl. Oznacza to, że utwór można „dopompować”. Tam, gdzie winyl by się przesterował, cd wciąż jeszcze jest czytelne. Drugim punktem zwrotnym było wprowadzenie cyfrowych limiterów. Jeden z komentujących powołał się na kompresory analogowe – owszem, one w studiach są i są bardzo użyteczne, natomiast pod względem redukcji dynamiki nie mają startu do algorytmów cyfrowych.
W zależności od muzyki, dynamikę zmniejsza się na etapie masteringu. Jasne, są gatunki, które już od pierwszych dźwięków tworzy się z myślą o jak najniższej dynamice. Zazwyczaj jednak „normalnie” nagrany i zmiksowany utwór kończy mix z RMS-em na poziomie -15db/-17db. Dopiero w masterze odcina się kolejne decybele. Z mojego własnego, sypialniano-amatorskiego doświadczenia, nie ma sensu pchać się poniżej -12db RMS. Rick Rubin jeszcze w latach 90 i 00 przebijał -10 db (warto zwrócić uwagę na „hurt” Johny’ego Casha, gdzie w końcówce wprost wszystko przestaje się mieścić w miksie i zaczyna się przesterowywać. Nie jest źle, ładny efekt dramatyczny 😉 ). Niektóre kawałki Justina Biebera dojeżdżały do -8db RMS. Warto zaznaczyć – kawałki Justina Biebera tworzone były z myślą o tak niskiej dynamice – znajduje się w nich mało instrumentów, zazwyczaj jedna-dwie barwy, wszystko jest odpowiednio poukładane tak, by nie kłuło w uszy. Dzięki tak oszczędnej produkcji barwy nie zachodzą na siebie i informacja nie znika przy obcinaniu dynamiki.
Pocieszenie? Od dobrych kilku lat producenci nie kierują się RMS-em, a LUFS-em, nowszym algorytmem, o wiele lepiej oddającym dynamikę w kluczowych dla ucha ludzkie pasmach (ponoć 1khz to najskuteczniejsza częstotliwość dla ucha ludzkiego, musiałbym doczytać). LUFS powstał zresztą przede wszystkim dla mediów, w celu walki z „głośniejszymi reklamami”. Większość nowych miksów brzmi znacznie lepiej. Najgorzej wciąż wypada mainstreamowy, „antyradiowo-eska-rockowy” rock.
@brzmienie winyli
Przedwzmacniacz phono odwraca charakterystykę wkładki piezo, a nie samego dźwięku nagranego na winylu. Piezo – z powodu swoich czysto fizycznych właściwości – daje większe napięcie przy wyższych częstotliwościach i mniejsze przy niższych. Natomiast w kwestii samego brzmienia – tak jak w przypadku osławionych LAMP, taśm itd – chodzi o saturację, czyli to, jak przenoszone są harmoniczne. Sprzęt analogowy ma tendencję do podbijania kolejnych harmonicznych częstotliwości, zazwyczaj – na szczęście! – parzystych. To właśnie podbite parzyste harmoniczne powodują, że dźwięk wydaje się „bliższy”, „cieplejszy”, „bardziej obecny”.
Od siebie dodam, że interesujący jest sam dźwięk „szurania” igły po rowku, pojawiający się gdzieś między 150hz-250hz. Chcąc nie chcąc jest on cały czas obecny w muzyce, której słucha się z winyla.
W świecie cyfry też próbuje się walczyć z efektami Loudness war. Na Bandcampie coraz więcej zespołów oferuje „Full Dynamic Range Vinyl Master” (albo podobnie) do ściągnięcia. Nb. – pliki z Bandcampa nie mają DRM, a przy kupowaniu tam procent idoący bezpośrednio do wykonawcy jest całkiem korzystny w porównaniu z CD z wytwórni, nie mówiąc już o streamingu.
W winylach dodatkową atrakcją jest okładka, wkładka z tekstami itd., współcześnie wydawane winyle same są też często kolorowe.
@pgolik
Na Bandcampie coraz więcej zespołów oferuje „Full Dynamic Range Vinyl Master” (albo podobnie) do ściągnięcia.
To jak dla mnie też trochę fanaberia, bo jednak winyl ma dość specyficzny master – np. trzeba być bardzo ostrożnym z niskimi częstotliwościami, bo igły wylatują z rowków! (I tak, materiał pod winyle też jak najbardziej się masteruje, tj. obcina dynamikę. Aczkolwiek w mniejszym stopniu.)
Natomiast zgadzam się w pełni, obcowanie z muzyką jako z _albumem_ jest wspaniałe, a już w ogóle, jak są jakieś extrasy.
@pgolik
Chciałbym się tu przyłączyć do zachwytu nad Bandcampem, jak dla mnie to jest właśnie krok ewolucyjny płytoteki. Niemal wszystkie jakkolwiek liczące się zespoły oferują tam winyle w cenie niewiele większej od samej wersji cyfrowej – a jak dla kogoś jest to już zbyt mejnstrimowe to częstokroć można kupić wydanie na kasecie. Bandcamp sam w sobie ucina 15% od sprzedaży, co jest według mojej wiedzy istotnie niższą stawką niż inne platformy. No i wydaje mi się, że ważny jest też aspekt społeczności – z ich naprawdę dobrymi artykułami o częstokroć dość niszowej muzyce.
No i oczywiście cieszy sam fakt braku muzyki popularnej na platformie; dużo łatwiej dzięki temu odkrywa się kompletnie nowe brzmienia (dla mnie ostatnim takim odkryciem była Camilla Sparksss, niesamowicie neurotyczna muzyka; gdzie indziej bym ja usłyszał coś takiego?)
Dziesięć lat temu Amazon usunął zdalnie z czytników Kindle „1984” Orwella. (Google: amazon remotely deletes 1984 ) Od tego momentu wiedziałem, że cyfrowa dystrybucja to, owszem, przyszłość, tylko że z tych bardziej dystopijnych.
U nas w domu panuje teraz „mixed model”: oczywiście że czytamy, słuchamy, oglądamy i gramy w cyfrze. Tak jest po prostu łatwiej (najczęściej, bo wiadomo, że co jakiś czas czegoś nie ma, tak jak w przykładzie z notki). Ale jeśli coś nam się bardzo spodoba – kupujemy fizyczną kopię, żeby mieć ją na półce na mroczne czasy, gdy już odłączą lub ocenzurują internety lub korzystanie z elektroniki będzie poddane totalnej kontroli.
Nie masz to jednak jak półki z książkami, stosiki CD, opakowania BluRay’ów i DVD w karnych rzędach i półeczka z ulubionymi grami. Jakoś tak cieplej się robi na serduszku jak się na to patrzy z kanapy.
„gdy już odłączą lub ocenzurują internety lub korzystanie z elektroniki będzie poddane totalnej kontroli.”
Rzecz jasna obejmuje to też wojny między wydawcami, case’y w rodzaju Netflix vs Disney, tytuły znikające z cyfrowej dystrybucji z uwagi na wygaśnięcie takiej czy owej licencji i tak dalej. Niemniej wizja Polskiego Patriotycznego Internetu czy zakończenia New Dark Age z pierwszego Deus Ex nadal majaczy gdzieś tam w tle.
@pgolik
„Na Bandcampie coraz więcej zespołów oferuje „Full Dynamic Range Vinyl Master” (albo podobnie) do ściągnięcia.”
Nie wiem, jak teraz, ale tak z 10-15 lat temu w internecie żyli sobie dedykowani ludzie od zgrywania na dobrym sprzęcie winyli bieżących albumów do flaka/mp3 i każdy mógł sobie porównać mastery różnych wersji na jednym urządzeniu. Różnica w dynamice zazwyczaj była dość wyraźna, szczególnie w popularnych albumach rockowych.
Osobiście LW nie przeszkadza mi jakoś szczególnie (chyba, że ktoś naprawdę coś koncertowo spierdzieli i słychać clipy jak stąd do Marrakeszu), zwłaszcza w popie. Od dynamicznej muzyki mam dynamiczną muzykę i słuchawki, a na głośnikach przy muzyce w tle jednak preferuję fakt, że wszystko słychać, nawet gdy skręcę głośność. Podobnie jeśli nie oglądam filmów na słuchawkach, to każę odtwarzaczowi wsio normalizować, żeby nie musieć trzymać dłoni na vol+/-. Wot wygodnictwo wygrywa u mnie z jakością.
@Piotrek Markowicz „Przedwzmacniacz phono odwraca charakterystykę wkładki piezo”
Ja tam się za bardzo nie znam, ale się wypowiem, bo pamiętam czasy, gdy miałem gramofon z wkładką piezoelektryczną a sprzęt z wkładką magnetyczną był moim nieosiągalnym marzeniem. Dlatego jestem prawie pewien, że wkładka piezo ma charakterystykę liniową, więc można ją było podłączyć praktycznie do każdego wzmacniacza (choćby radia z wejściem/wyjściem magnetofonowym), natomiast specjalnego przedwzmacniacza wymagała i wymaga wkładka magnetyczna.
@Korba
oczywiście tak właśnie było – przetworniki krystaliczne (jak nieszczęsne UF-50) miały silny sygnał wyjściowy i charakterystykę mniej więcej wyrównującą krzywą RIAA, więc podłączało się je do wejścia liniowego średniej czułości.
Przedwzmacniacz wysoko czuły z korekcją RIAA jest niezbędny do wkładek magnetycznych i dynamicznych.
@jesus
„A czy winylarstwo jest takie demokratyczne? Mam wrażenie, że najbardziej demokratyczne są tanie boomboksopodobne głośniki BT. ”
Demokratyczne jest hobby (kolekcjonerstwo), a nie sposób słuchania.
@jesus
„co daje best of both worlds: możliwość posłuchania jednego i drugiego na tym samym sprzęcie.”
Ja też mam „best of both worlds”. Stary amplituner z lat 80. stoi obok nowoczesnego cyfrowego i jest do niego wpięty wyjściem TAPE OUT przez wejście LINE IN. Więc jeśli mnie najdzie taki kaprys, mogę sobie puścić winyla przez multichannel stereo, w podkręconym cyfrowo surroundzie.
Wadą tego rozwiązania jest oczywiście to, że zajmuje cholernie dużo miejsca (tym bardziej, że mam zdublowane głośniki czołowe – para z lat 80. i para współczesna).
@janekr
„Natomiast póki żyje Świadomy Użytkownik, robiący backupy i kupujący nowe nośniki po awarii starych, wszystko powinno działać.”
Nie wiem jak ty, ja już wtedy nie będę wśród żywych. Ale bawi mnie ciągle to, że biorę do ręki płytę z 1956… i ona gra jak nowa. Bawi mnie też myśl, że jakiś mój nowy winyl (np. Arcade Fire) będzie grać w 2070, choć już nie ja będę go puszczać.
Nie wiem jak ty, ja już wtedy nie będę wśród żywych. Ale bawi mnie ciągle to, że biorę do ręki płytę z 1956… i ona gra jak nowa. Bawi mnie też myśl, że jakiś mój nowy winyl (np. Arcade Fire) będzie grać w 2070, choć już nie ja będę go puszczać.
To jedna z lepszych rzeczy w tej zabawie. Mój najstarszy winyl (w sensie tłoczenia a nie nagrania) to był jazzowy Bach Loussiera i na podstawie podpisu któregoś z poprzednich właścicieli próbowałem go nawet zlokalizować. Niestety, nie odpowiedział na maila (może już nie żył :-/).
Tylko, że do 2070 to nasze winyle pewnie się stopią i spłyną 🙁
@pratchett
„lub korzystanie z elektroniki będzie poddane totalnej kontroli.”
Już podlega. Coraz trudniej jest w 2019 kupić urządzenie, które będzie działało bez podłączenia do internetu (a jeśli tego wymaga, to ty nigdy do końca nie wiesz, jakie dane przesyla i podbiera). To oznacza, że kolekcja nośników może się zrobić bezużyteczna, bo i tak współczesny odtwarzacz odmówi odtwarzania. Albo HDMI odmówi przesłania sygnału.
I nie musi chodzić o cenzurę, wystarczy jakiś banalny blackout internetu, choćby związany z eskalacją wojny handlowej (Chiny w ramach retorsji odpalają killswitche w urządzenia HUAWEI, nagle internet siada rykoszetem w całej Unii Europejskiej). Wtedy nagle odkryjesz, że wprawdzie masz fizyczny dysk twardy z plikami FLAC, ale komputer jest martwy.
wystarczy jakiś banalny blackout internetu, choćby związany z eskalacją wojny handlowej (Chiny w ramach retorsji odpalają killswitche w urządzenia HUAWEI, nagle internet siada rykoszetem w całej Unii Europejskiej). Wtedy nagle odkryjesz, że wprawdzie masz fizyczny dysk twardy z plikami FLAC, ale komputer jest martwy.
I wtedy w moim scenariuszu pewnie się okaże, że zbrickowali mi już wzmaka, do którego mam podłączony pre… A analogowego sprzedałem 🙁
@albrecht
„I wtedy w moim scenariuszu pewnie się okaże, że zbrickowali mi już wzmaka, do którego mam podłączony pre… ”
Egzaktli! Dlatego w swojej ukochanej zabaweczce kocham osobliwie to, że cała jest sprzed 1985. Jakoś w ogóle mnie nie jara kupienie nowoczesnego gramofonu marki Denon, total analog forewer.
Do niedawna nie zawracałem sobie głowy winylami, ale jakiś czas temu na skutek przypadku (ot, ktoś z rodziny kupił adapter/gramofon) wrzuciłem kilka starych winyli, które rodzice kupowali za młodu. Mam tzw. najniższy stopień umuzykalnienia, czyli rozróżniam tylko kiedy grają (a więc nie dla mnie te dyskusje o szumach, głośności i jakości dźwięku), ale faktycznie coś w tym jest – słuchanie winyli na adapterze daje takie poczucie bycia offline i „slow”.
Nie powiedziałbym natomiast, ze to demokratyczne hobby. Nie każdego stać na zakupy winyli za 1 EUR w Austrii. Jak to śpiewał Dr Misio w piosence „Hipster” (zresztą tekst napisany zdaje się przez redakcyjnego kolegę Gospodarza – Krzysztofa Vargę) „ciuchy kupuję w secondhandach i tylko w Berlinie, gdzie nabywam też stare winyle”.
@odłączenie Internetu
to jest w ogóle mój jakiś koszmar (oprócz drugiego, ze wsiadłem to tramwaju bez biletu – naprawdę, we śnie mnie to przeraża) – ze ktoś-gdzieś wyciąga wtyczkę, albo wysadza kilka serwerów i cały internet siada (a wraz z nim cała Cywilizacja Białego Człowieka (TM)). Nie znam się, może to nie jest technicznie możliwe (będę wdzięczny za uspokojenie), ale obawiam się, że nasze społeczeństwo (zwłaszcza tzw. młode pokolenie) jest już oduczone analogowego życia.
Mi w odwodzie zawsze pozostaje pianino 😉
Co do gramofonów, to te warte uwagi dalej są full analogowe a nawet manualne. Wzmaka trochę żałowałem, ale na dwa osobne tory nie mam miejsca, a trzymać żeby stał w szafie też nie ma sensu. Równie dobrze w racie cyfrowego blackoutu kupię podobnego w najbliższym komisie/flohmarkcie 😉
@Korba
„Dlatego jestem prawie pewien, że wkładka piezo ma charakterystykę liniową, więc można ją było podłączyć praktycznie do każdego wzmacniacza (choćby radia z wejściem/wyjściem magnetofonowym), natomiast specjalnego przedwzmacniacza wymagała i wymaga wkładka magnetyczna”
Oczywiście masz racje, przepraszam gospodarza za niesprawdzenie informacji.
Nie jestem winylowym zbieraczem, choć parę rzeczy „z epoki” stoi sobie na półce (Joan Baez itp.). Ciekawie o pre-historii winyla pisze LeRoy Ashby w „With Amusement for All. A History of American Popular Culture since 1830”. Pokazuje jak wynalazek płyty gramofonowej właściwie stworzył to co dziś znamy jako muzykę popularną. Wcześniej muzyka odsłuchiwana w domu to była zabawa klasy wyższej, zasadniczo wymagająca posiadania i umiejętności gry na pianinie. Innym pozostawały śpiewy kościelne, biesiadne, żołnierskie – okazjonalnie objazdowy wodewil. Gramofony po ich wprowadzeniu na masowy rynek szybko stały się atrybutem mieszczańskiego luksusu za przystępną cenę, za czym poszły pierwsze wielkie nakłady odpowiednio wypromowanych wykonawców np. gwiazd opery – choć niekoniecznie tych samych gwiazd, które na przełomie wieków świeciły tryumfy koncertowe – pomiędzy Janem Mieczysławem Reszke (kto nie słyszał, niech doczyta!) a Enrico Caruso był taki sam przeskok jak później przy przejściu z kina niemego do filmu udźwiękowionego. Wtedy też nastąpiła pierwsza fala zjawiska „winner takes all” – wielu objazdowych śpiewaków nie wytrzymało konkurencji ze sławnym tenorem z płyty.
Obecnie płyta winylowa to po prostu bardzo dobrze sprofilowany obiekt kolekcjonerski – wystandaryzowana, łatwa w utrzymaniu i transporcie; inaczej niż CD, należąca już do spatynowanej przeszłości; inaczej niż kaseta, nie związana z jedną muzyczną dekadą, lecz z wieloma – w tym takimi, które dla dzisiejszych dobrze zarabiających baby boomers pokrywa mgiełka nostalgii; mniej niszowa niż komiks, lecz jednak nie tak formatowo, rodzajowo i językowo rozległa jak antykwaryczna książka; jako produkt masowy, stojąca na niższej półce cenowej niż sztuka dawna czy rzemiosło artystyczne; wywołująca emocje u przeciętnego człowieka, a nie tylko u sfiksowanego specjalisty, jak znaczki pocztowe i podobne parafernalia.
A w ogóle w razie cyfrowego blackoutu przecież w ogóle nie będę miał po co iść do pracy, więc pewnie wyciągnę z szuflady któregoś ze starych iPodów i pojadę rowerem na wieś słuchać swojej playlisty sprzed paru lat (sam jestem ciekaw, co tam jest) 😉
@grendel
„Nie znam się, może to nie jest technicznie możliwe (będę wdzięczny za uspokojenie),”
Jest możliwe na zasadzie bałkanizacji – Rosja i Chiny szykują się na scenariusz „odcięcia od globalnej sieci”. Wtedy zostanie nam internet euroatlantycki, który może nie działać w ogóle (zależy, na ile prawdziwe są plotki o chińskich killswitchach) albo działać dziwnie i kapryśnie. Krótko mówiąc, możesz się znaleźć w takiej sytuacji, w jakiej twoja domowa sieć, gdy lokalne urządzenia wzajemnie się widzą jako 10.0.0.x, ale nie widzicie providera (np. Orange).
@grendel
„Nie powiedziałbym natomiast, ze to demokratyczne hobby. Nie każdego stać na zakupy winyli za 1 EUR w Austrii”
W Polsce winyle też możesz kupić w „skrzynce z przecenami” oraz na osiedlowym bazarku. Kupiłem tak np. składankę z archiwum polskiego jazzu (z jajem na okładce).
@awal
„inaczej niż kaseta, nie związana z jedną muzyczną dekadą, lecz z wieloma”
Kasety też są związane z wieloma (konkretnie z trzema) i trzyma je przy życiu fenomen urządzeń, które miały wbudowany taki odtwarzacz, a wymiana jest niemożliwa. To zazwyczaj pojazdy: motocykl, samochód, motorówka czy przyczepa kempingowa z lat 90. może mieć sporą wartość również „kolekcjonerską” – trzydziestoletnia Holda Gold Wing to nadal jest szpan. I jej właściciel potrzebuje kaset.
@wo
„Jest możliwe…”
Dzięki. Nie powiem, żeby mnie to uspokoiło, ale dzięki.
Swoja drogą, o ile wiem to daaawno temu Francuzi próbowali rozwijać swój własny internet (Minitel albo Teletel). Ciekawe co się z tym stało (wiem, mogę wyguglać) i czy w ogóle dałoby się jeszcze raz – tak „just in case”.
@grendel
„Swoja drogą, o ile wiem to daaawno temu Francuzi próbowali rozwijać swój własny internet (Minitel albo Teletel). Ciekawe co się z tym stało (wiem, mogę wyguglać)”
Albo kupić sobie moją faken książkę „Internet. Czas się bać”, gdzie opisuję to dokładniej. Wyłączono 30 marca 2012.
” czy w ogóle dałoby się jeszcze raz”
I tak i nie. Tak – bo technicznie nie ma przeszkód. Nie – bo to był relikt epoki „państwowych telekomów jako przedłużenia polityki państowej”. Takie coś mógł zrobić France Telecom, ale nie Orange, bo Orange więcej zarabiało sprzedając smartfony z internetem. Dlatego wyłączyli Minitel, mimo wściekłości milionów klientów, którzy dalej woleli stary sposób.
@wo
„Albo kupić sobie moją faken książkę”
„Ale pszypau” oraz „xD” – jak mówi podobno młodzież. Na swoją obronę mogę dodać, że mam biografię Lema, „Ameryka nie istnieje” oraz „Polska nie istnieje”, więc do niejednego steka chyba się dorzuciłem. Ale swoją drogą to chyba kolejny argument za kupnem (jak gdzieś znajdę), thx.
@wo „Nie – bo to był relikt epoki „państwowych telekomów jako przedłużenia polityki państowej”. Takie coś mógł zrobić France Telecom, ale nie Orange, bo Orange więcej zarabiało sprzedając smartfony z internetem.”
Ale zdaje się mówimy o sytuacji, kiedy Chińczycy lub Marsjanie zepsują nam internet. Czy to nie będzie sytuacja nadzwyczajna wymagająca nadzwyczajnych działań prowadzonych/zlecanych przez państwo? Przecież jak gdzieś nawali wodociąg, to się wozi wodę beczkowozami. No a poza tym Orange nie będzie mógł sprzedawać smartfonów z internetem, więc chyba będzie miał motywację.
A tak swoją drogą, czy ja się mylę, czy internet to nie miała być przypadkiem sieć odporna nawet na wojnę jądrową? A tu mają go wykończyć jakieś czipy os Huwaeja?
@Awal Biały
„Wtedy też nastąpiła pierwsza fala zjawiska „winner takes all” – wielu objazdowych śpiewaków nie wytrzymało konkurencji ze sławnym tenorem z płyty.”
Bardzo ciekawe jest też, jak rozwój dźwiękowych mass-mediów (tutaj jednak obstawiałbym, że bardziej radio) wpłynął na umiejętność śpiewania w narodzie. Znajoma antropolożka objeżdża polskie wsie i zbiera różne piosenki. Mówi, że zasadniczo do ludzi przed siedemdziesiątką nie ma co w ogóle uderzać, bo zasadniczo nie byli oni nigdy zainteresowani śpiewaniem publicznym. Natomiast starsze osoby śpiewały ciągle – przy pracy, w domu, w drodze. Strzelam, że wpływ na to miało właśnie upowszechnienie radia – ciężko śpiewać przy ludziach, kiedy za konkurencję ma się Polskie Radio.
@kaseta magnetofonowa
Kaseta pojawia się i znika na horyzoncie, w oczekiwaniu revivalu podobnego do płyt winylowych. Na początku dekady sporo wskazywało, że będzie to „next big thing”, potem kasety na jakiś czas znikły z rozmów, teraz znów wracają. Ostatnio wydawca zaproponował nam wydanie materiału na taśmie. Wolałbym winyl 😉
@Korba
„Czy to nie będzie sytuacja nadzwyczajna wymagająca nadzwyczajnych działań prowadzonych/zlecanych przez państwo?”
Milo Minderbinder podpisał kontrakt z Niemcami na zbombardowanie własnej bazy i dostał zdaje się za to medal (gdy dowództwo dowiedziało się, ile syndykat na tym zarobił). Obawiam się, że wielkie korpo zrobią to co im się będzie bardziej opłacać. I wcale niekoniecznie musi im się opłacać wożenie wody beczkowozem.
@korba
„Czy to nie będzie sytuacja nadzwyczajna wymagająca nadzwyczajnych działań prowadzonych/zlecanych przez państwo?”
Nie da się tego zrobić w jeden dzień. Duma w Rosji przyjęła ustawę, ale nawet ta ustawa daje państwu bodajże rok na przygotowania (odświeżę te daty w semestrze wiosennym, bo omawiam to na bieżąco ze studentami).
„A tak swoją drogą, czy ja się mylę, czy internet to nie miała być przypadkiem sieć odporna nawet na wojnę jądrową? A tu mają go wykończyć jakieś czipy os Huwaeja?”
Budowano tam kolejne warstwy. Na przykład awaria DNS-ów w praktyce dla ludzi będzie „awarią Internetu”, ale purysta powie, że póki działa TCP/IP, internet działa (nawet jeśli nic nie działa).
@grendel
„Ale swoją drogą to chyba kolejny argument za kupnem (jak gdzieś znajdę)”
Proponuję zaoszczędzić tę sumę i kupić na początku października moją nową książkę, „Człowiek, który wymyślił Internet. Biografia Paula Barana”! Tam będzie m.in. o tym, kiedy, jak i po co w ogóle to cholerstwo wymyślono…
@Piotrek Markowicz
„Kaseta pojawia się i znika na horyzoncie”
W moim zupełnie amatorskim oglądzie second-handowych sklepów i targów płytowych w różnych częściach Europy (a jednak jakąś ich liczbę w życiu odwiedziłem) kaseta to nośnik najbardziej popularnej muzyki drugiej połowy lat 80-tych, początku 90-tych. Spektrum Queen – Bon Jovi. Wszystko co było przedtem, czy też na trochę wyższej półce równolegle (choćby David Bowie) to winyle. Choć oczywiście istnieją kasetowe wydawnictwa z lat 70-tych i późniejszych, to jednak wydaje mi się że aby odbudować na Zachodzie kasetę jako stabilne medium (jak to się stało z winylami) baza sentymentu jest zbyt wąska, względnie „masowy” odbiorca kojarzy ją z jednym ejtisowym klimatem a nie z całym spektrum rocka, jazzu, disco, itd.
@awal
„kaseta to nośnik najbardziej popularnej muzyki drugiej połowy lat 80-tych, początku 90-tych. Spektrum Queen – Bon Jovi. ”
Z moich obserwacji, kluczem jest przede wszystkim „czy to pasuje do samochodu/motocykla”. Bowie pasuje tak średnio. Ale stabilnym medium nie będzie raczej nigdy.
@nowa książka wo
A będzie w wersji cyfrowej? To pytanie brzmi może dziwnie akurat w kontekście tej dyskusji, ale od paru lat – ze względu na kiepski wzrok i brak miejsca na półkach – wolę czytać ebooki. Z tym że kopie trzymam na własnych dyskach i mam nadzieję, że dzięki temu mi ich żadne korpo nie wytnie ani nie ocenzuruje.
@korba
„A będzie w wersji cyfrowej?”
Raczej tak, ale – prawdę mówiąc – serdecznie mi to zwisa. Ebooki się po prostu nie sprzedają. Mam z nich zwykle 1/10 tego co mam z papieru. Czyli nie są to oczywiście takie pieniądze, żeby się nie schylić, ale też i nie takie, żeby się tym przesadnie interesować.
@Awal Biały
Zgadzam się. Poza tym, oczywiście, kaseta zawsze była po prostu mała i brzydka, okładki przycięte, jakość dźwięku jednak lepsza z winyla (na przeciętnym sprzęcie, nie chcę wchodzić w dyskusję). Raczej chodzi tu o zabawę w kolejne, analogowe, niezrozumiałe i niedostępne dla „normików” medium. I tak przy zakupie nowej, premierowej kasety dostaje się kod do downloadu na bandcampie, a sam nośnik ma leżeć na półce.
@korba
„A tak swoją drogą, czy ja się mylę, czy internet to nie miała być przypadkiem sieć odporna nawet na wojnę jądrową? A tu mają go wykończyć jakieś czipy os Huwaeja?”
Internet to są tak na prawdę komputery połączone kabelkami (tutaj można sobie zobaczyć te podwodne -> link to submarinecablemap.com) i całe mnóstwo urządzeń, które tym ruchem steruje, czyli decyduje gdzie dane z twojego laptopa czy komórki mają dotrzeć i jaką drogą. Kabelki można przeciąć, a urządzenia popsuć (np. jakimś backdoorem, albo DDOSem, albo granatem). Mogą się również same popsuć, jak już będzie za ciepło i nie starczy zasilania do chłodzenia.
Może być też tak, że cały internet (w sensie kabli i sprzętu) będzie działał doskonale, ale popsuje się jakieś duże centrum danych, tak jak niedawno OVH, które hostuje tak z ćwierć europejskiego internetu. Tam zbiegło się kilka rzeczy – awaria zasilania na dwóch niezależnych liniach połączona z awarią światłowodu.
@wo
„Proponuję zaoszczędzić tę sumę i kupić na początku października moją nową książkę”
Please, take my money, Sir!
„Mam z nich zwykle 1/10 tego co mam z papieru”
A tak z ciekawości – to dlatego, że niższa jest marża dla autora, czy marża jest taka sama, a po prostu dużo mniej się tego sprzedaje? Jeśli to drugie to może będzie coraz lepiej – w moim bąbelku większość książek kupowana jest jako ebooki, papier to raczej na prezent.
@wo
„Coraz trudniej jest w 2019 kupić urządzenie, które będzie działało bez podłączenia do internetu”
Ale musimy o wzmacniaczu/amplitunerze?
O ile wiem (naprostujcie mnie, jeśli się mylę) nawet najbardziej cyfrowe z nich bez internetu nie będą odtwarzać radia internetowego, ale reszta funkcji będzie działać.
Telewizor w istocie zażądał hasła do wi-fi, ale bez niego też działa. Upomina się tylko, jeśli przez omyłkę nacisnę na pilocie przycisk z Netflixem czy innym YouTubem.
@Awal Biały
„Ciekawie o pre-historii winyla pisze LeRoy Ashby w „With Amusement for All. A History of American Popular Culture since 1830”. ”
Polecam też polską książkę: Mieczysław Kominek „Zaczęło się od fonografu…”
@wo
„W Polsce winyle też możesz kupić w „skrzynce z przecenami” oraz na osiedlowym bazarku.”
Boni miał takie spotkanie w Szkocji: „gość pobiera z bagażniczka merola-kupetki torbę na fitness i co ma w bagażniku – stertę winyli, na co glebię z śmiechu, bo mam nieco mniejszą w vanie, na co on glebi bardziej, bo skupuje je od studenciaków i gdzie popadnie w Glasgow i popycha do Polski (w Łodzi ma odbiorcę).”
link to bs-blog.clouds-forge.eu
@grendel
„A tak z ciekawości – to dlatego, że niższa jest marża dla autora, czy marża jest taka sama, a po prostu dużo mniej się tego sprzedaje?”
Marża jest w ogóle wyższa. Po prostu mało się sprzedaje. Łatwo znaleźć kogoś, kto twierdzi, że czyta ebooki – trudniej kogoś, kto tak naprawdę kupuje.
@janekr
„O ile wiem (naprostujcie mnie, jeśli się mylę) nawet najbardziej cyfrowe z nich bez internetu nie będą odtwarzać radia internetowego, ale reszta funkcji będzie działać.”
Zależy od konkretnego rozwiązania, ale coraz częściej musisz mieć konto w Google / Apple / Amazonie (itd), żeby w ogóle urządzenie ruszyło. Bez tego Android / iOS / Kindle / (itd) po prostu będzie w nieskończoność wyświetlać ekran powitalny. Twój telewizor prawdopodobnie miał jeszcze własny system Samsunga, ale tendencja jest taka, że te urządzenia przesiadają się na Androida.
„telewizor prawdopodobnie miał jeszcze własny system Samsunga”
To był akurat LG.
Zrezygnowałem z Samsunga po podłączeniu dysku z kolekcją filmów. Przy mniej więcej połowie z nich wyświetlał komunikat „Od 2018 roku nie obsługujemy tego formatu”. Zamiast dokonać konwersji całej kolekcji, wolałem wymieniać grata*, po uprzednim sprawdzeniu w sklepu, że odtwarza wszystko.
*niech żyje prawo zwrotu bez podania przyczyn przy zdalnym zakupie!
@granul
„Kabelki można przeciąć, a urządzenia popsuć (…). Mogą się również same popsuć, jak już będzie za ciepło i nie starczy zasilania do chłodzenia”
…albo jak starsza pani w Gruzji zacznie zbierać kable do skupu: ([https://www.theguardian.com/world/2011/apr/06/georgian-woman-cuts-web-access]). Skoro jedna babuszka z łopatą jest w stanie odciąć cały kraj od netu, to co dopiero armia komandosów ze Specnazu.
@wo
„Na przykład awaria DNS-ów w praktyce dla ludzi będzie „awarią Internetu”, ale purysta powie, że póki działa TCP/IP, internet działa (nawet jeśli nic nie działa).”
No ale DNSy przecież są zdecentralizowane, wystarczy mieć gdzieś zapisany jakiś alternatywny adres i podmienić. Dlatego zresztą DHCP w standardzie przypisuje dwa adresy DNS, na wypadek, gdyby jeden padł. I tak, wiem, że zwykły user nie wie nawet, gdzie to się zmienia, ale nadal byłaby to awaria o charakterze lokalnym.
W ogóle preppersi mają pewnie pozapisywane adresy IP ulubionych stron/usług. xD
„Twój telewizor prawdopodobnie miał jeszcze własny system Samsunga”
Który jest (był) tak naprawdę androidem bez dostępu do sklepu androidowego.
„coraz częściej musisz mieć konto w Google / Apple / Amazonie (itd), żeby w ogóle urządzenie ruszyło”
Jakieś przykłady? Bo mam już od groma gadżetów androidowych i w każdym mam opcję „pomiń”, a nawet mogę sobie wgrać własny nieoficjalny build systemu.
@rozowyguzik
„No ale DNSy przecież są zdecentralizowane, wystarczy mieć gdzieś zapisany jakiś alternatywny adres i podmienić.”
Kto tak ma? Większość ludzi w panice będzie probowała wyguglać ten alternatywny adres i…
„nadal byłaby to awaria o charakterze lokalnym.”
Lokalnym, ale obejmującym 99,9% userów?
@janker re: 50 khz
Dostępne były komercyjne produkty (CD4-4) wykorzystujące tę właściwość do kodowania dźwięku wielokanałowego. Podejrzewam, że brak sukcesu komercyjnego nie wynikał z niedoskonałości technologicznej.
@Piotr Markowicz
Lampowe tak, krzemowe podbijają nieparzyste. Właściwie to podbijały dawno temu, gdy tranzystory miały małe wzmocnienie i sprzężenie zwrotne we wzmacniaczach było zbyt płytkie by te zniekształcenia wyeliminować. Tak samo we wzmacniaczu lampowym można (kosztem wzmocnienia) dać głębsze sprzężenie zwrotne, które sprawi, że poziom zniekształceń będzie zbliżony do wzmacniaczy półprzewodnikowych.
@wo
Tak, gdyby padł dokładnie cały DNS (w pierwszym przybliżeniu większość serwerów głównych). Jednak podobnie jak usługi w niższych warstwach sieci DNS jest rozproszony. Uszkodzenie fragmentu tego systemu w ograniczonym zakresie wpływa na funkcjonowanie całości. Dużo większym problemem jest koncentracja koncentracja na rynku hostingu, vide awaria OVH.
Serwery główne to kill-switch internetu będący w ręka USA. Tyle że nawet gdyby go użyli to nie wyłączą internetu a jedynie doprowadzą do jego fragmentacji. Zaś ponowne spięcie poza kontrolą USA nie będzie dramatycznie trudne.
@wo
„Kto tak ma? Większość ludzi w panice będzie probowała wyguglać ten alternatywny adres i…”
Jest kilka prostych do zapamiętania typu 8.8.8.8, 4.2.2.2 albo ostatnio 1.1.1.1. No ale tak, nie jest to rozwiązanie, o którym Kowalski będzie wiedział.
„Lokalnym, ale obejmującym 99,9% userów?”
Danego providera, a tych trochę jest. Każda sieć komórkowa ma typowo po dwa DNSy, każda kablówka, DSL itd., więc przy awarii stacjonarnego kablonetu można np. przepiąć się na komórkę, zwłaszcza, że ostatnio prawie każdy ma internet w telefonie. No i przy odpowiedniej woli można to szybko naprawić od strony providera przez przekierowanie ruchu na inne DNSy albo rozpropagowanie ich przez DHCP, tak żeby Kowalski nie musiał nic robić.
@wo
Większość ludzi dostaje adres keszujących serwerów DNS u swojego ISP. To ISP będą łatać konfiguracje.
@steelman
„Większość ludzi dostaje adres keszujących serwerów DNS u swojego ISP. To ISP będą łatać konfiguracje”
A więc: zapanuje totalny chaos, zanim większość ISP opanuje sytuację.
@rozowyguzik
” Każda sieć komórkowa ma typowo po dwa DNSy, każda kablówka, DSL itd., więc przy awarii stacjonarnego kablonetu można np. przepiąć się na komórkę, zwłaszcza, że ostatnio prawie każdy ma internet w telefonie”
Sieć komórkowa, jak wiadomo, znakomicie wytrzymuje niespodziewany skok obciążenia. To się nigdy w dziejach nie zdarzyło, żeby padła pod wpływem czegoś takiego!
@wo
„A więc: zapanuje totalny chaos, zanim większość ISP opanuje sytuację.”
s/większość/dany, bo każdego trzeba by zaatakować z osobna, żeby zrobiła się z tego sytuacja ogólnoproviderowa.
„Sieć komórkowa, jak wiadomo, znakomicie wytrzymuje niespodziewany skok obciążenia.”
Jw. – użytkownicy danego providera raczej nie są skoncentrowani w jednym miejscu, więc jeżeli będzie skok, to rozproszony.
@wo
Tak, będzie duży bałagan, ale „totalny” to trochę przesada. Szacuję, że 48h wystarczy żeby działało PL, tydzień, żeby jako tako Europa.
O jakim rodzaju awarii DNS mówimy? Ocięcie komunikacji z wszystkimi root nameserverami? Czy pad DNSów u jakiegoś dużego ISP? To pierwsze to byłaby globalna awaria, ale bardzo mało prawdopodobna. To drugie jest dużo bardziej możliwe, ale jednak lokalne. Mam wrażenie, że każdy w tej dyskusji rozumie co innego pod pojęciem „awaria DNS-ów”.
No ja rozumiem lokalne pady. Nie wyobrażam sobie za bardzo, co trzeba by zrobić, żeby wszystkie rooty i anycasty ubić jednocześnie na całym świecie.
@rozowyguzik
„Nie wyobrażam sobie za bardzo, co trzeba by zrobić, żeby wszystkie rooty i anycasty ubić jednocześnie na całym świecie”
Przede wszystkim nie musi być „na całym świecie”. Załóżmy „80% ruchu w USA i UE” i nagle robi się to dość proste.
@rozowyguzik
„Jw. – użytkownicy danego providera raczej nie są skoncentrowani w jednym miejscu, więc jeżeli będzie skok, to rozproszony”
Pad samego tylko polskiego Orange rozwala Polskę, bo nawet jeśli chwilowo nadal działa Plus, to zaraz też padnie z przeciążenia. PS. Wylecą dalsze komcie z linuksiarskimi grepsami.
@Michał Kosek
Awarię keszy u ISP pomijam bo to banalne. Rozważam awarię root serverów. Zgoda to mało prawdopodobne, tym bardziej (cofam nieco to, co napisałem o amerykańskim kill-switchu) że w Europie znajdują się dwa (fizycznie możliwe że więcej) z root serverów.
Gdyby jednak tak root-serwery padły to ręczne przywrócenie DNS dla ograniczonej liczby domen najwyższego poziomu (pl, eu itp) jest względnie proste.
@wo
„Przede wszystkim nie musi być „na całym świecie”. Załóżmy „80% ruchu w USA i UE” i nagle robi się to dość proste.”
Ale jaki miałby być tego mechanizm? W samym USA i UE jest od groma serwerów. Było w historii kilka naprawdę dużych, zorganizowanych prób i za żadnym razem nie udało się drasnąć choćby jednego na tyle, żeby było to w jakikolwiek sposób odczuwalne dla użytkownika końcowego.
Jak dla mnie udany atak na główne serwery DNS tak, aby uzyskać podane przez Ciebie efekty to czysta fantazja.
PS. To nie są linuksiarskie grepsy, tak się nazywają te serwery DNS po prostu. Nie muszę ich nazywać oczywiście.
@wo
Europa (RIPE i Netnod) ma przypisane dwa adresy IP. Ten obsługiwany przez Netnod[1] prowadzi do wielu różnych maszyn w zależności od lokalizacji pytającego. To wcale nie jest proste do rozłożenia.
[1] link to netnod.se
@wo
Aaa, ok, chodzi Ci o s/cośtam. Sorka za niejarzenie, dla mnie to nie jest linuksiarskie a usenetowe, bo tam się tego nauczyłem na długo zanim poznałem, co to linux i skąd się to pierwotnie wzięło.
@rozowyguzik
„dla mnie to nie jest linuksiarskie a usenetowe,”
TYM GORZEJ!
„Ale jaki miałby być tego mechanizm? W samym USA i UE jest od groma serwerów. Było w historii kilka naprawdę dużych, zorganizowanych prób”
Ale nigdy nie było tego w ramach ewentualnej wojny USA/UE kontra Rosja/Chiny. Co z chińskiego sprzętu rzeczywiście ma killswitcha, tego nikt nie wie.
@steelman
„CD-4”
Pamiętam! Chyba nawet byłem raz na pokazie…
link to 4channelsound.com
„The Shibata styli wore out quickly, and the HF FM component on the LP wore out too, so one got „sandpaper” quad very quickly. The first dozen or so play-throughs were glorious, then garbage set in.”
Więc przy użyciu specjalnych przetworników i igieł można było sięgnąć po tak wysokie częstotliwości tuzin(!) razy przed zniszczeniem.
Inny badacz sprawdził, że płyta CD-4 odtworzona 5 razy przy użyciu zwykłej (ale porządnej, nie żadnej UK-1 z Bambino) wkładki już ma zniszczoną warstwę wysokiej częstotliwości.
Ciekawostka – kiedy stereofonia na płytach dopiero powstawała, firma Decca eksperymentowała z systemem FFRR, w którym zapisywano na płycie dwa kanały tak, jak na płytach CD-4, tzn. przy użyciu odpowiedniej podnośnej. Działało, ale nie nadawało się do powszechnego użytku.
@Killswitch w chińskim sprzęcie
Tak na marginesie, bardzo fajnie temat ugryziono w powieści „Ghost Fleet”. Rzecz jest właśnie o wojnie Chin (plus Rosji) z USA (plus Polska – serio) . Tyle że tam szło o procesory a nie sam net (OIDP, nie mam teraz egzemplarza pod ręką).
Natomiast odcięcie się Rosji czy Chin (no Chiny już są w dużej części i tak odcięte) jest na serio możliwe – tylko że obstawiam bardziej w kierunku defensywnym (odcięcie społeczeństwa od informacji z zewnątrz). W przypadku rozwalenia ruchu i usług sieciowych w UE / USA traci się sporo…informacji wywiadowczych. Wszelkie serwisy społecznościowe to kopalnia wiedzy i to łatwo dostępnej. O możliwości działań propagandowych nie mówiąc.
Vinyl – stala szybkosc kątowa ale nie liniowa. Predkosc liniowa podczas odtwarzania miedzy pocztatkiem a koncem plyty moze sie roznic nawet dwukrotnie. W CD to nie ma znaczenia. Stad podczas zapisu zmienia sie gęstosc zapisu. Sensowna jakosc jest tylko na pocztaku. Praktycznie dobrze slucha się tylko w miare do środka płyty. Najlepiej wiec kupować tylko single. Widmo pirwszego utworu dochodzi do 20khz. Ostaniego degraduje sie poniżej 10
khz. Dlatego Hity szły na poczatek, balladki na koniec. Mozna sobie gadać o ciepłych brzmieniach itp. ale o subiektywnych odczuciach nie ma to sensu. Kazdy ma swoja opinie. Ale wystarczy jednak porownac widmo cd i vinyla by zobaczyc, ze vinyl nie ma szans. Sztuczne zawyzanie glosnosci praktykuje sie jeszcze w radio ale nie na CD. Winyle ograniczone sa do 20Khz cd zwykle do 30khz choc teoretycznie nie ma gornej granicy. Rozpietosc tonalna miedzy oboma nosnikami to okolo 30db. Pomijajac juz fakt, ze kazde odtworzenie winyla niszczy nosnik itp. Tez mam gramofona i czasem wlaczam dzieciom. Mam tez atari ktore odpalam im na gwiazdke ale na codzien na nim raczej nie pracuje 😉
@wo
„Proponuję zaoszczędzić tę sumę i kupić na początku października moją nową książkę, „Człowiek, który wymyślił Internet. Biografia Paula Barana”!”
Z jednej strony warto zaoszczędzić, bo ciut się zestarzała (czytałem chodząc z córką w wózku na spacer w 2013 roku), a z drugiej nie masz satysfakcji po np. CA, że „ostrzegałeś”?
„Po prostu mało się sprzedaje. Łatwo znaleźć kogoś, kto twierdzi, że czyta ebooki – trudniej kogoś, kto tak naprawdę kupuje.”
Wiesz może ile egzemplarzy kupują biblioteki? W mojej lokalnej „dla dzieci i młodzieży” (w W-wie) był „Internet” (i któryś MRW), także nie wiem na ile to inicjatywa „pani bibliotekarki”, a na ile coś większego?
@blackout Internetu.
Za chwilę dobrze przeprowadzony blackout interwebsów (abstrahując od tego, czy się da, czy nie), może spowodować blackout zwyczajny, elektryczny. I wtedy na nic winyle czy własne NAS-y, jeśli nie ma pod ręką agregatu.
@grendel
„A tak z ciekawości – to dlatego, że niższa jest marża dla autora, czy marża jest taka sama, a po prostu dużo mniej się tego sprzedaje?”
Moim zdaniem piractwo. Każdą książke da się ściągnąć za darmo chyba, że jest bardzo niszowa.
Dlaczego nikt już nie piraci filmów i muzyki a książki tak? Nie dzieki walce z piractwem, prawu, regulacjom ale dzięki spotify i netflixowi (czy innym). Płacisz 50zl na miesiac i słuchasz i oglądasz czego chcesz. Kiedyś za tyle była jedna płyta w miesiącu (tania) albo jedno wyjście do kina z partnerem. Jak przychodzi zapłacić 30zl za książeczkę którą się połknie w jeden wieczór to wydaje się to frajerstwem,
Dopóki w Polsce nie będzie odpowiednika kindle unlimited to na rynku będzie rządzić chomik i podobne. Legimi proboje cos w tym kierunku robić ale apka jest toporna a wybór mały. Wole placic za kindle unlimited i przeczytac ksiazke 3 lata wcześniej zanim pojawi się w Polsce. Chyba, że któregoś miesiąca nad Wisłą pojawia się jakieś combo w postaci kilku interesujących książek wybieram Legimi.
Papierowych nie kupuje od dawna bo niewygodnie się czyta. Czytasz raz a potem stoi 40 lat na półce. Jak ktoś ode mnie pożycza to nawet nie chce spowrotem. Nie jestem biblioteką. Jak przychodzi mi coś sprawdzić albo wrócić do ulubionych pozycji to mam zgromadzoną kolekcję prawie 1000 ebooków na Calibre. A jak nie będzie prądu to będę miał większe problemy niż kolekcja winyli czy e booków 😉
„Papierowych nie kupuje od dawna bo niewygodnie się czyta. Czytasz raz a potem stoi 40 lat na półce.”
„Jak ktoś ode mnie pożycza to nawet nie chce spowrotem.” Yyy i widzimy skutek.
@hrodvitnir
„Winyle ograniczone sa do 20Khz cd zwykle do 30khz choc teoretycznie nie ma gornej granicy. ”
Jest górna granica możliwości ludzkiego ucha i instrumentów muzycznych. Poniżej 20 kHz. Powyżej tego to już bezesnsowne podniecanie się parametrami, a nie słuchanie dla przyjemności.
„Dlaczego nikt już nie piraci filmów”
Nieprawda. Serwisy typu cda nadal są bardzo popularne (być może ich użytkownicy nie są świadomi, że to piractwo).
„Jak ktoś ode mnie pożycza to nawet nie chce spowrotem. ”
Pierwsze efekty już widać – choćby pisownia „spowrotem”. Tak by nie napisał ktoś, kto regularnie dużo czyta.
„Po prostu mało się sprzedaje. Łatwo znaleźć kogoś, kto twierdzi, że czyta ebooki – trudniej kogoś, kto tak naprawdę kupuje.”
Jestem przypadkiem odwrotnym, kupuję, ale moja lista ebooków do przeczytania ma już kilkadziesiąt pozycji.
Moim głównym problemem z ebookami jest natomiast DRM, mimo, że nie jestem linuksiarzem (jako stary Usenetowiec obstawiałem wręcz pozycje antylinuksiarskie). Jeśli nie mogę więc kupić ebooka bez DRM, kupuję na Amazonie, mimo, że to wstrętny monopolista, bo do łamania DRM z Amazona jest póki co plugin do Calibre – dzięki temu mam pewność, że numeru z '1984′ Amazon mi nie wytnie.
Na pytanie „ebook czy papier” odpowiedziałem sobie już dawno. Obliczyłem, że przy cenach nieruchomości w moim mieście książka papierowa kosztuje mnie średnio 2x więcej w metrażu do jej przechowywania, niż wynosi sama jej cena.
@jesus
„Za chwilę dobrze przeprowadzony blackout interwebsów (abstrahując od tego, czy się da, czy nie), może spowodować blackout zwyczajny, elektryczny. I wtedy na nic winyle czy własne NAS-y, jeśli nie ma pod ręką agregatu.”
To jeden z możliwych scenariuszy. Ale jest też możliwy taki, że po prostu wysiada Amazon (i wszystkie jego usługi). Prąd raczej chyba dalej będzie działać, ale większość Internetu Jaki Znamy padnie.
@adiunkt
„Natomiast odcięcie się Rosji czy Chin (no Chiny już są w dużej części i tak odcięte) jest na serio możliwe – tylko że obstawiam bardziej w kierunku defensywnym”
Najgorsze, że oni się do tego szykują, a my nie. Więc tak naprawdę nawet nie wiemy, co nam wysiądzie w ramach ewentualnego konfliktu z Chinami. Na pewno wysiądzie kolejny serwis społecznościowy dla półanalfabetów, czyli TikTok. A oni przynajmniej regularnie testują swoją infrastrukturę, np. czy im padnie prąd i przestaną jeździć pociągi. My nie wiemy nawet tego.
@wkochano „Moim głównym problemem z ebookami jest natomiast DRM”
A to jest gdzieś jeszcze jakiś problem? W żadnej znanej mi księgarni z ebookami od lat nie trafiłem na zabezpieczenie inne niż absolutnie niekłopotliwy znak wodny. Fakt,że jako analfabeta obcojęzyczny, książki czytam tylko po polsku i to w formacie epub.
@korba
„A to jest gdzieś jeszcze jakiś problem?”
No ja z kolei ebooków czytam dużo, wyłącznie zawodowo – gdy muszę. Gdy mam alternatywę, wolę papier. Czyli jeśli czytam dla przyjemności, to z papieru. Ale często coś muszę na jutro/na wczoraj. Egzemplarze recenzenckie dostaję od wydawców faktycznie po prostu ze znakiem wodnym – więc z polskimi ebookami nie ma problemu.
Anglojęzyczne kupuję albo w iTunes (jeśli coś jest), albo w Kindle Store. I z tym jest dramat. Kindle zmusza do używania kindlowej aplikacji (fuuuu), a iBooks periodycznie łączy się z serwerem autoryzacyjnym, żeby sprawdzić, czy mam prawo coś czytać. Jeśli połączenie się nie uda, wyświetla „missing resource” i nie otwiera zakupionej książki. Trochę jak Steam: jeśli cały czas jesteś online, nie czujesz tego, ale jeśli dawno w coś nie grałeś / czegoś nie czytałeś, a urządzenie nie było online na okrągło, to nagle się okazuje, że nie zadziała bez wejścia online choć na chwilę.
@korba
W Polsce chyba faktycznie wszystkie księgarnie stosują znak wodny – brawo Polska! Ale tak jak napisał WO, w księgarniach na Zachodzie jest syf, króluje DRM, czy to u Appla, czy u Amazonu, czy w Kobo, czy we FNAC, czy nawet w poszczególnych wydawnictwach jakieś wynalazki Adobe, które zmuszają do ściągnięcia prywatnego czytnika. Ogólnie spośród moich wymagań wobec ebooków (zapłacić autorowi, nie u monopolisty, bez DRM) można spełnić dowolne 2 z 3.
@Nexus
>Z tym działaniem płyt CD za kilkadziesiąt (albo nawet kilkanaście) lat byłbym ostrożny – płyty się utleniają i te gorzej wykonane już po kilkunastu latach mogą być nieodczytywalne.. Bardzo ale to bardzo dużo osób narzeka na zestawy Babylon 5 na DVD które już teraz zaczynają mieć problemy z odtwarzaniem poszczególnych płyt.”
Po przeczytaniu tego komcia zacząłem sobie wyobrażać audiofili/ kolekcjonerów przechowujących swoje płyty w beczkach, w atmosferze ochronnej z azotu, niczym Peppers trzymający tak w swoich schronach przeciwatomowo-przeciw zombie zapasy żywności na 5 lat. XD
>”No i pytanie czy odtwarzacze laserowe będą dostępne za te kilkadziesiąt lat – moda na gramofony jest zrozumiała ale moda na odtwarzacze płyt cyfrowych jest trochę bez sensu ”
Dlaczego „jest zrozumiała”? Jest zrozumiała, bo „są akie fajne ładne vintage” i osoby osiągające szczyt możliwości konsumpcyjnych w cyklu życia odczuwają do nich sentyment.
VHSy, kasety magnetofonowe (w szczególności walkmany), CD czy nawet ipody- za kilkanaście/dziesiąt lat to może być kolejna „cute vintage thing”
Akurat płyty CD uważam z wymienionych przeze mnie za potencjalnie najsensowniejsze- budowanie kolekcji muzyki stojącej na półce, żey łechtać ego i chwalić się kolegom, a zarazem użytkowanie nie jest tak skomplikowane jak przy nośnikach analogowych i nie następuje tak szybka degradacja nośnika.
@loudness war
Ciekawostka przytoczona przez wspomniany już powyżej Reduktor szumu. Jacyś audiofilscy fani Metallicki odkryli 2 albo 3 płyty do tyłu (chyba przy death magnetic) że wersja muzyki przeznaczona do użytku w guitar hero była lepiej jakości (nie poddana tak agresywnemu masteringowi) co normalne wydanie płytowe.
@Płyty winylowe
Za wyznacznik tego że ta moda weszła pod strzechy, uważam dystrybucje czarnych krążków i odtwarzaczy w lidlu i biedronce. Najwyraźniej lud tego pożąda.
@lupus_yonderboy
„ale i tak to o niebo lepiej niż SSD, który nieużywany straci zawartość za 5 lat od dzisiaj. ”
Tak? nawet na kościach SLC?
Mam kilka liklunastoletnich dysków HDD jako ostatnie działajace rzeczy ze starych komputerów i chciałem co ważniejsze rzeczy zarchiwizowac na czyms bardziej trwałym i spodziewałem się że dobry zewnetrzny SSD/ dobry pendrive będą tu najlepszym rozwiązaniem.
Przez streamery rozumiesz takie cardridge z taśmą magnetyczna, kilka TB które ozywają do archiwizacji danych w CERN? (nie wiedziałem ze to jest na rynku konsumenckim, bo ogladajacjakiś czas temu wywiad z kimś z działu IT cern wspominali że „uuu- został juz tylko jeden producent i sie boimy że on też sie wycofa z produkcji,a oni jednak dużo danych przetwarzają i archiwizują).
(Ja streamerem nazwałbym dziś raczej jakiś dynks wpinany, mający na końcu nazwy „box” albo „cast” do streamingu spotify i pokrewnych)
@TerryPratchettsTerriblePosterchild
>Nie masz to jednak jak półki z książkami, stosiki CD, opakowania BluRay’ów i DVD w karnych rzędach i półeczka z ulubionymi grami. Jakoś tak cieplej się robi na serduszku jak się na to patrzy z kanapy.
Z takiego myślenia teoriospiskowego/ kolekcjonerskiego nadal jestem sceptyczny do dystrybucji cyfrowych gier, tzn kupuje jedynie w przypadku super okazji, a w przeciwnych wypadkach wolę płytę.
Choć – z nowymi grami jest ten problem że tak czy siak trzeba podłączyć do steama czy steamopodobnych, wiec w razie apokalipsy i tak sie nie przydadzą.
@rozowyguzik
„Nie wiem, jak teraz, ale tak z 10-15 lat temu w internecie żyli sobie dedykowani ludzie od zgrywania na dobrym sprzęcie winyli bieżących albumów do flaka/mp3 i każdy mógł sobie porównać mastery różnych wersji na jednym urządzeniu.”
Sam mam prawie na pewno bardziej liberalne podejście do praw autorskich od gospodarza, ale takich kolesi od zgrywania no nazwałbym raczej piratami 😛
@mistrz analizy
„Dlaczego „jest zrozumiała”? Jest zrozumiała, bo „są akie fajne ładne vintage” i osoby osiągające szczyt możliwości konsumpcyjnych w cyklu życia odczuwają do nich sentyment.”
Nie tylko. Poznasz w ślepej probie, czy słuchasz z winyla czy z nośnika cyfrowego. Nie poznasz, czy słuchasz tego samego pliku z CD czy z dysku HD/SSD.
” takich kolesi od zgrywania no nazwałbym raczej piratami”
Piratem jesteś od momentu, w którym to rozpowszechniasz. Co robisz na własny użytek, to twoja sprawa.
@wo
„w internecie żyli sobie dedykowani ludzie od zgrywania na dobrym sprzęcie winyli bieżący”
„Piratem jesteś od momentu, w którym to rozpowszechniasz”
No zakładam że „bycie człowiekiem z internetu co zgrywa” ma na celu dalsze rozpowszechnianie. 😛
>zaoszczędzenie na”internet czas się bać” i kupienie nowej.
Nie trzeba zaoszczędzać – trzeba się rozglądać podczas kupowania ziemniaków (ostatnio w kauflandzie było ładne wydanie, chyba w twardej oprawie za bodaj 9 zł)
„Poznasz w ślepej probie, czy słuchasz z winyla czy z nośnika cyfrowego. ”
Pełna zgoda. Bo jak już dostało to kilkadziesiat postów wyżej przypomniane- nośnik analogowy jest niedoskonały, wytwarza charakterystyczne zniekształcenia które wielu osobom się podobają. Natomiast nieskompresowane nośniki cyfrowe w teorii mają na celu Hi Fi – jak najlepsze oddanie dźwięku.
Jeśli tak- to czemu nie obrobić pliku cyfrowego tak, tj nałożyć na niego te zniekształcenia, aby brzmiał jak winyl, jeśli to sie podoba cześci konsumentów?
@WO
„Już podlega. Coraz trudniej jest w 2019 kupić urządzenie, które będzie działało bez podłączenia do internetu (…)”
Ale kalos przykład?
Mi jedynie na szybko do głowy przychodzi urządzenie w typie chromecast audio, którego całym sensem jest podłączenie do internetu czegoś, co wcześniej internetu nie miało.
No i jeszcze głośniki asystenty, ale to nikomu nie jest potrzebne. 😛
Raczej wszystkie urządzenia komp, smartfon, telewizor.. inne smart things działają bez internetu – po prostu są mega ograniczone, bo jednak jako ludzkość chcemy mieć internet wszędzie
Nie chodzi o to żeby klient ie mógł- chodzi o to żeby klient nie chciał.
@Mistrz Analizy „czemu nie obrobić pliku cyfrowego tak, tj nałożyć na niego te zniekształcenia, aby brzmiał jak winyl, jeśli to sie podoba cześci konsumentów?”
W fotografii cyfrowej jest trochę narzędzi, które przetwarzają oryginalny obraz, tak by udawał konkretny materiał analogowy i niektórzy się tym bawią. Ale jednak nadal są też tacy, którzy wolą wsadzić fizyczny film do starego aparatu, a potem bawią się wywoływaniem w ciemni. Żeby było śmieszniej, bardzo często na koniec skanują negatyw, no bo przecież inaczej nie da się tego pokazać w sieci. Nie moje porno, ale jeśli ktoś lubi…
@grendel
„Na swoją obronę mogę dodać, że mam biografię Lema, „Ameryka nie istnieje” oraz „Polska nie istnieje”, więc do niejednego steka chyba się dorzuciłem.”
Gospodarz nie zdementował (bo nie chciał Ci psuć humoru, nie chciał się żalić lub jednak się mylę i ma super układ z wydawcą), ale z wiwiadów z 3 właścicielami wydawnictw zapamietałem że w tradycyjnym modelu wydawniczym autor dostaje (w zależności od wydawnictwa i pozycji negocjacyjnej) koło 5% ceny okładkowej,a 10% to taki super rozpoznawalny co ma sprzedać 100k +, więc raczej na stejka nie starczyło 😛
W temacie chwalenia się kto co kupił- ja w weekend kupiłem Ameryke nie istnieje, właśnie w cyfrowej formie której to ponoć nikt nie kupuje. 😛
Bardzo fajna momentami zaskakująca, szkoda tylko że już skończyłem.
@mistrz analizy
„Jeśli tak- to czemu nie obrobić pliku cyfrowego tak, tj nałożyć na niego te zniekształcenia, aby brzmiał jak winyl, jeśli to sie podoba cześci konsumentów?”
To nie jest takie proste – najlepszy dowód, że nikt tego nie robi (choć teoretycznie wystarczyłoby dodanie ustawienia VINYL do tych standardowych, FLAT, JAZZ, POP, ROCK…). Dlaczego to nie jest proste, to znajdziesz powyżej w komciach.
„Raczej wszystkie urządzenia komp, smartfon, telewizor.. inne smart things działają bez internetu ”
Chyba dawno nic tego typu nie kupowałeś. Do pierwszego uruchomienia wymagają konta w Apple / Microsoft / Google / Amazon. PS. Daruj sobie komentarze typu „przecież wystarczy zainstalować wolnościowy system”, i tak wylecą.
@mistrz analizy
„Bardzo fajna momentami zaskakująca, szkoda tylko że już skończyłem”
Nie chcę nic sugerować, ale jest sequel…
@wo
„Chyba dawno nic tego typu nie kupowałeś.”
TV w marcu, smartfon w maju- wydaje mi się że dostatecznie jestem na bieżąco. 😛
TV nie wymagał (bieżący model), choć i tak go podłączyłem, chcąc się pobawić smart duperelami.
Tel – no może i wymaga, ale po włączeniu można (jeśli się chce, znam takie osoby) internet mobilny wyłączyć i – suprise – telefon działa. I jest cegłą z niewiele większą funkcjonalnością jak nokia 3510, ale za to bateria trzyma prawie tak dobrze).
Przypomnę teza brzmiała:
” nagle internet siada rykoszetem w całej Unii Europejskiej). Wtedy nagle odkryjesz, że wprawdzie masz fizyczny dysk twardy z plikami FLAC, ale komputer jest martwy.”
czyli
internet przestaje działać -> nasze cyfrowe zabawki przestają działać.
A kto każde akurat w tym newralgicznym momencie stawiać system od nowa. 😛
Daruj sobie komentarze typu „przecież wystarczy zainstalować wolnościowy system”, i tak wylecą.”
Ale dlaczego tak agresywnie? Nie zamierzałem tego robić! Raczej mam małą wiarę w wolne oprogramowanie.
@mistrz
…dystrybucje czarnych krążków i odtwarzaczy w lidlu i biedronce…
No tak, ale chyba nie do końca o to chodzi. Przyjemnością jest nie tylko dźwięk, ale jakaś historia trzymana w ręku. Na przykład takie drobiazgi jak przyklejona cena w DM, albo przetłumaczone odręcznie tytuły z angielskiego na niemiecki. Coś takiego znalazłem na płycie YES, którą kupiłem w prezencie.
Nota bene – w jakiejś wczesnej szkole podstawowej podczas sprzątania lasu w ramach „dnia ziemi” znaleźliśmy w tymże lesie wyrzucone kilkadziesiąt, może 100+ wynyli z różna muzyką.
Już wtedy miałem poczucie „Ty, to może mieć jakąś wartość”, niestety pudełka były mokre,a w domu nie było aż tak wintage sprzętu by zweryfikować czy cokolwiek działa, więc poszło do śmieciarki.
@mw.61
No widać ktoś to jednak kupuje, skoro kilka razy takie oferty sie w dyskontach pojawiały i pojawiaja cyklicznie.
@mistrz
„TV nie wymagał (bieżący model) (…) Tel – no może i wymaga, ale po włączeniu można (jeśli się chce, znam takie osoby) internet mobilny wyłączyć i – suprise – telefon działa”
Jednym słowem, z listy „urządzenia komp, smartfon, telewizor.. inne smart things” zostały panu już tylko niektóre modele telewizorów. Ja nie przeczę, że niektóre modele telewizorów nadal ruszą bez konta w Google, ale twierdzę, że „Coraz trudniej jest w 2019 kupić…”. Tendencja rynkowa jest oczywista, Smart TV z własnymi systemami Samsunga czy LG wypadają z rynku, nowe modele mają już pełnego Androida.
Telefon działajacy tylko jako telefon nie będzie oczywiście działał jako odtwarzacz.
„Ale dlaczego tak agresywnie?”
Bo kolega upierdliwie porusza tematy, które już omówiono powyżej. Proszę nie pisać już więcej ani jednego komentarza z taką wadą, OK?
@mw
„Przyjemnością jest nie tylko dźwięk, ale jakaś historia trzymana w ręku. ”
Wszystko na raz. Też parę rzeczy kupiłem w Biedronce (np. soundtrack Pulp Fiction).
@winyle pod strzechy
Biedronka nieźle to ogarnęła, sam kilka razy wszedłem tam po jakieś owoce czy nabiał a wyszedłem z Tangerine Dream, The Cure albo Nirvaną pod pachą (ciągle liczę że jeszcze kiedyś rzucą Hot Rats, bo wprawdzie mam jakieś niemieckie tłoczenie z ’80s na 120g, ale ciekawym tego mastera), wszystko nowe i pachnące za 50pln. Nie wiem kto im to doradził ale w zasadzie same klasyki mają od Abby, przez Who, Stonesów, Dire Straits, Cure, Massive Attack, po Coltrane’a. Nawet Marley czy NWA się znajdzie, dla każdego coś miłego.
Podobno to efekt dealu z Universalem, któremu zalegało mnóstwo winyli po magazynach, więc woleli puścić po dumpingowej cenie niż czekać na tego kolekcjonera co przyjdzie za to zapłacić 120pln, taką słyszałem plotkę, ale może to część większej strategii marketingowej – „umasowienia” tego kolekcjonerstwa przez obniżenie progu wejścia.
@analog vs digital
Dopóki nie odkryjemy sposobu na symulowanie wrażeń dotykowych, zapachowych/smakowych itp. w takim stopniu że będziemy stali przed wyborem jak Cypher w Matrixie, to większość ludzi będzie po prostu czerpać radochę z obcowania z fizycznym przedmiotem, który faktycznie i namacalnie istnieje, nie bez powodu twórcy gier w ’80s/’90s prześcigali się w wymyślaniu różnych 'feelies’ i nawet w epoce cyfrowych dystrybucji mamy pełno kolekcjonerskich edycji gier czy płyt, to daje nam poczucie realności w czasach wirtualizacji wszystkiego. Ja już nie pamięam kiedy ostatnio miałem okazję szwendać się po jakimś sklepie i oglądać towary, po prostu nie ma na to czasu przy robocie 9 to 5 i małych dzieciach, za to wszsytko co się da kupuję online, płacąc elektronicznym przelewem z kasy moich korpoklientów których na oczy nie widziałem. I wciąż najfajniejszym momentem jest rozpakowanie tej paczki z prawdziwym, fizycznym przedmiotem w środku. Takie kompensowanie późnokapitalistycznej alienacji, czy cos.
@Havermeier
…Nirvaną pod pachą…
Zastanawiam się, czy Nirvana w swoim debiucie wydali coś w winylu? To chyba już był czas CD.
Mogę się mylić, ale jeżeli się nie mylę, to byłby fajny przykład tego o czym mówimy. Nie wszystko co stare jest złe. Nawet coś, co nie widziało w oryginale winylu, teraz wydawane jest na tym, hmm, starodawnym nośniku.
@wo
„Bo kolega upierdliwie porusza tematy, które już omówiono powyżej.”
Pokornie przepraszam. Pana Red. piaskownica i Pan ustala zasady, ale – przeczytałem jeszcze raz wszystkie komentarze i jestem innego zdania.
Co prawda zdążyłem już napisać odpowiedź, wyjaśniającą o co mi chodziło, bo wydaje mi się że nie ma tu wielkiej sprzeczności/ różnicy zdań,, ale jeśli może być to „kontrowersyjne” to wstawie to na dole tego komcia.
@książki
Sequel sam już sobie zasugerowałem, tzn wysłuchałem darmowy rozdział na audiotece i jest w planach na zakup we wrześniu, więc well- za 2 dni.
I tu moje pytanie- czy nowa książka też będzie wydana na audiotece?
Bo o ile decyzja o zrobieniu ebooka jest pewnie dla wydawnictwa prosta (bliski zera koszt stały i krańcowy), to podejrzewam że zrobienie audiobooka wiąże się z dość sporym kosztem stałym
Jest sporo konsumentów (jak ja) którzy z powodu wady wzroku mają silną preferencje ku audiobookom, a jeśli nie to ebookom oraz takich (jak ja) którzy lubią posłuchać audiobooka podczas biegania.
>ebooki się źle sprzedają
A mogę z ciekawości zapytać- co się lepiej sprzedaje ebooki czy audiobooki? Np na przykładzie Lema, bo mimo że widze że są 4 Pana audiobooki wydane, to chyba tylko sprzedaż Lema można ceteris Paribus porównywać z ebookami i papierem (tzn – chyba tylko ten audiobook był dostępny na premierę książki).
____________
Brickujące się urządzenia bez internetu
__________
Ale ja prezentowałem zupełnie inną tezę.Ja nie przeczę że nowoczesne zabawki do pierwszego uruchomienia zwykle chcą sie podłączyć do jakiegoś konta i pobrać jakieś aktualizacje (choć wydaje mi się ze np win 10 nadal da się postawić bez łączenia z kontem microsoft)
Ale jestem w stanie przyznać że do tego to zmierza.
Przeczę tylko implikacji przedstawionej przez Pana Redaktora:
A -> B
gdzie:
A – internet nie działa
B- Wasze wszystkie elektroniczne zabawki (ipady, telefony, komputery itp) Przestaną działać i nie odpalicie na nich nawet muzyki zapisanej na dysku
Ja uważam że dopiero zdanie
(A^C)-> B
jest prawdziwe, gdzie:
C – przywróciliście, z jakiegoś głupiego powodu urządzenie do ustawień fabrycznych.
@mw.61
Wiki mówi że Bleach wyszedł na LP, CD i kasecie w US, wypuszczony przez Sub Pop w 1989. Sprawdziłem Nevermind na discogs i w sumie większość wydań winyli wyszła w 1992 w Europie wschodniej i potem oczywiście dziesiątki repressów na całym świecie, ale pierwsze wydanie z ’91 to CD. Winyl nigdy kompletnie nie wyszedł chyba z użycia, tylko był przez jakiś czas bardziej niszowy, ograniczony terytorialnie do jakichś zapóźnionych technologicznie miejsc pewnie też przez chwilę. Teraz jak najbardziej tłucze się winylowe reedycje rzeczy nagranych wcześniej w trybie DDD, bo jest popyt i na każdego analogowego purystę przypada pewnie z 10 fanów, którzy po prostu zapłacą grubszy hajs za winylową reedycję swojego ulubionego albumu. Heck, sam byłem o krok od kupienia Californii Mr Bungle wytłoczonej na winylu 11 lat po wydaniu, ale ten press ma mnóstwo złych opinii, więc cicho czekam czy nie wypuszczą nowego na 20 lecie wydania.
@mw
„Zastanawiam się, czy Nirvana w swoim debiucie wydali coś w winylu? To chyba już był czas CD.”
CD było wtedy droższą (!) alternatywą, na którą nie było stać mnie, biednego i maluczkiego winylarza.
@mistrz
„A mogę z ciekawości zapytać- co się lepiej sprzedaje ebooki czy audiobooki”
Audio, to żadna tajemnica.
„Wasze wszystkie elektroniczne zabawki (ipady, telefony, komputery itp) Przestaną działać i nie odpalicie na nich nawet muzyki zapisanej na dysku”
Tam się nieprzypadkowo pojawiła data 2070. Taka jest tendencja: urządzeń brickujących się bez internetu przybywa. Już teraz zwykle wymagają do pierwszego uruchomienia, a brickują pewne funkcje (w tym zwłaszcza dostęp do biblioteki gier czy multimediów) po dłuższym okresie bycia offline. To raczej będzie szło w tym kierunku niż w kierunku upowszechniania raspberry pi. To wyczerpuje ten temat.
@mw
„Nawet coś, co nie widziało w oryginale winylu, teraz wydawane jest na tym, hmm, starodawnym nośniku.”
Teraz se właśnie kupiłem w Paryżu „10 Remixes” Les Negresses Vertes, z nalepką „po raz pierwszy na winylu” (już kiedyś to kupiłem na kompakcie).
Watts:
===
„You know how Amazon and Microsoft and Google tell you they have to spy on you all the time so they can serve you better? How voice recognition is such a complex and multithreaded exercise that it can’t possibly fit into an Alexa or Cortana, that the only way those little devices can respond to your commands is if they send everything you say back to Redmond or Silicon Valley, where banks of proprietary superservers do the heavy lifting?
This is bullshit. I know this, because of the party favor APSFCon has put into my attendee bag.
Right next to the author badge and the program and the map: a tiny matte-black 2001 monolith, maybe a little longer than a pack of cigarettes, maybe half as wide, thick as a cellphone. One button says “ABC”, the other says something in Chinese. Speak in English while pressing ABC: once you release the button, the box translates what you said into spoken Chinese. Press the Chinese button and speak in that language, and the box speaks to you in English.
I try it out on “There are no cats on Baffin Isle”. The cylinder hears “There are no cats on bath, in aisle”, which is pretty damn good given the phonetic ambiguity of that line. Other, more conventional sentences are translated flawlessly. I loan this magic box to Eric and Gillian, who will be tootling around the countryside after the con; they report afterward that it was a “lifesaver”.
Totally self-contained. No internet connection required. And so cheap that the con was literally giving them away.
If something that size can pull off two-way realtime translation between languages as different as English and Chinese, don’t try to tell me that Cortana has to outsource “Play Add Violence, medium volume” to the fucking Cloud.”
===
@hrodvitnir
Możliwości winyli jako nośnika są (ku mojemu) zdziwieniu całkiem niezłe (patrz wyżej) jednak 20 kHz to w praktyce granica ludzkiego słuchu (są pojedyncze wyjątki) i żadne głośniki (niekosztujące tyle co samochód młodszy niż 5 lat) tej granicy nie przekraczają.
Płyty CD mają konkretne ograniczenie: 22050 Hz. Wynika ono z częstotliwości próbkowania (44.1 kHz, inne formaty dopuszczają wyższe częstotliwości). Jest to częstotliwość całkowicie wystarczająca do odtwarzania muzyki wszystkim poza wąską grupą bogatych audiofilów. Przekraczanie jej (przy odtwarzaniu) może mieć wręcz negatywny wpływ na jakość (link to people.xiph.org
Wracając do Nirvany z Biedronki, a dokładnie płyty MTV Unplugged, to niestety ten winyl gra o kilka poziomów gorzej niż oryginalny kompakt z epoki. Piszę to z przykrością, jako kolekcjoner winyli. No ale stare wydanie kosztuje z 500 zł, a nie biedronkowe 50. A tak naprawdę najpierw tego słuchałem z kasety. Czyli jestem przygotowany na każdą okazję, bo mój passat ma odtwarzacz na kasety.
@Havermeyer
„Podobno to efekt dealu z Universalem”
Po pożarze z 2008 remastery które wydawali to fejki, bo nie ma już master tapes
@Mistrz Anazliy
Jest gorzej: istnieją różne Składniki Inteligentnego Domu, którymi steruje się wyłącznie przez chmury. Nie ma interwebsów, to Twój smarkfon nie ma jak się skomunikować z Twoim Składnikiem Inteligentnego Domu mimo że znajduja się obok siebie i są w jednej podsieci. A SID nie ma żadnego interfejsu sam w sobie i staje się niezłą pułapką na kurz. (i w tym momencie już naprawdę temat jest wyczerpany).
@mw
„Nawet coś, co nie widziało w oryginale winylu, teraz wydawane jest na tym, hmm, starodawnym nośniku.”
link to en.wikipedia.org
Przyznam, że winyl z BioShock odgrywana na adapterze sprzed kilkudziesięciu lat o mało nie skłonił mnie do zakupu. A jeszcze opakowanie wygląda jakby kiedyś zamokło!
*odgrywana=odgrywany
W Polsce paradoksalnie powszechny brak DRMów w ebookach niechcący wymusił Amazon. Tzn. wszystko przez to, że jako czytnik upowszechnił się Kindle (też dlatego, że Amazon sprzedaje go po nieco dumpingowych cenach, a zarabia na sprzedaży ebooków), a jednocześnie Amazon nie otworzył w Polsce własnego sklepu (ani z ebookami ani niczym innym). A jako że Kindle nie czyta innych DRMów niż własne amazońskie to polscy wydawcy/sprzedawcy ebooków chcąc nie chcąc musieli się dostosować i zacząć sprzedawać ebooki bez DRM, bo inaczej kindlowcy zostaliby tylko przy ebookach anglojęzycznych (lub pirackich).
@wo
„Jednym słowem, z listy „urządzenia komp, smartfon, telewizor.. inne smart things” zostały panu już tylko niektóre modele telewizorów. Ja nie przeczę, że niektóre modele telewizorów nadal ruszą bez konta w Google, ale twierdzę, że „Coraz trudniej jest w 2019 kupić…”. Tendencja rynkowa jest oczywista, Smart TV z własnymi systemami Samsunga czy LG wypadają z rynku, nowe modele mają już pełnego Androida.”
Ośmielę się nie zgodzić, telewizory z Tizenem i WebOS są tańsze, ergo – bardziej popularne, co prawda przeświadczenie moje wynika nie z analizy statystyk sprzedaży, tylko z bezpośredniego kontaktu z ludźmi, którzy korzystają z kablówki i obsługuję ich przez telefon, niemniej jednak gdyby android miał królować w TV byłbym szczęśliwy bo to jednak ogromne ułatwienie, kiedy w każdym TV kwestie związane np z dostępem do sieci są takie same 😉 A ten ból czterech liter i płacz ludzi, którym LG i Samsung odcięła wsparcie do HBOGO w TV i muszą swą frustrację wyładować na mnie…
@lupus
„z bezpośredniego kontaktu z ludźmi, którzy korzystają z kablówki i obsługuję ich przez telefon,”
To są dwa straszne nadużycia statystyczne. Po pierwsze, „ludzie którzy dzwonią” nie są reprezentatywną próbką „ogółu użytkowników” (nadreprezentowani są „ci którzy mają problemy”). Po drugie, to co ludzie mają w domach nie oddaje tendencji rynkowych – z natury rzeczy jest wyrazem stanu sprzed kilku lat.
Przypomnę, że kolega kwestionuje tezę „Coraz trudniej jest w 2019 kupić…”, a ma kolega świetne argumenty na inny temat („że ktoś w 2015 kupił i ma problemy”).
Tak, przepraszam, więc zamiast mojej anecdaty mam dane potwierdzające ją niestety[1] i powtarzam, że z chęcią bym wolał inne tendencje, ale globalnie: Tizen 21%, webOS 12% i Android 10% plus reszta, każdy ma jakiś tam inny mały kawałek tortu.
[1]https://www.digitaltveurope.com/2019/03/26/strategy-analytics-tizen-remains-top-smart-tv-os/
@hbogo offtop
HBO w wersji GO. To jakaś porażka informatyczna. Odnosze wrazenie ze HBO „nie umie w komputery”. Na smart tv można używac apki HBO dla abonamentu przyznanego w pakiecie z kablówką, a dla abonamentu na samodzielne HBOGO już nie. HBO oglądane na PC (bo do tv trzeba połączyć PC do oglądania) nie zapamiętuje wybranego języka, kolejne odcinki tego samego serialu na tym samym urządzeniu atakują ogłuszającym polskim lektorem. Netflix to zupełnie inna bajka, w przeciwieństwie do HBO wygląda jakby to firma komputerowa która zajęła się filmami.
@yonderboy
„Tak, przepraszam, więc zamiast mojej anecdaty mam dane potwierdzające ją niestety”
Ale teraz polemizujesz z tezą „w 2019 w ogóle takiego nie da się kupić”, a takiej tezy nikt tu nie postawił. PS. W przyszłości będę wycinać, zamiast cierpliwie tłumaczyć.
@wo
„Smart TV z własnymi systemami Samsunga czy LG wypadają z rynku, nowe modele mają już pełnego Androida.”
Ale dlatego właśnie chcę konkretny przykład, bo we wszystkich nowoczesnych telewizorach, jakie ustawiałem sobie/rodzinie była opcja „pomiń” przy pierwszym uruchomieniu (w telewizorach). W jednym nie była na wierzchu, trzeba było przejść najpierw do kolejnego ekranu, ale jak najbardziej się dało.
Chcę choć jeden konkretny model poznać, który nie działa bez podłączenia do internetu.
@jesusbuiltmyvolkswagen
„Jest gorzej: istnieją różne Składniki Inteligentnego Domu”
Ale to normalne – jedną z najważniejszych funkcji inteligentnego domu jest możliwość sterowania tym z zewnątrz. Jak chciałbyś to robić bez internetu? Bez internetu inteligentny dom nie byłby inteligentnym domem przecież tylko zwykłym zestawem czujników i timerów.
@rozowyguzik
„Jak chciałbyś to robić bez internetu?”
Lokalnie. Przecież te urządzenia się widzą nawzajem jako 10.0.0.x (albo w ogóle przez BT). To jest swoją drogą przerażające, że tak bardzo im się udało ludziom zrobić wodę z mózgu, że traktują „przez sieć” jako synonim „przez centrum inwigilacji w USA”.
„Chcę choć jeden konkretny model poznać, który nie działa bez podłączenia do internetu.”
Zauważ też, że teza nie brzmi „nie zadziała żadna funkcja”, tylko „nie odpalisz swoich plików muzycznych, nawet jak je będziesz miał na dysku”.
@wo
„Lokalnie.”
No o to właśnie mi chodzi, bo z mojego punktu widzenia nazwa „smart home” automatycznie implikuje chmurę i internet of things. Stricte lokalne rozwiązania automatyki domowej istnieją od ho ho, a komputerowo sterowane są od circa 30 lat (np. z karty wpinanej do 286 i aplikacji DOSowej), ale nazywać je „smart” zaczęliśmy dopiero, gdy sprzęgliśmy je z internetem/ochmurowaliśmy, choć same urządzenia zasadniczo nie uległy zmianie – w przeciwieństwie do telefonów i telewizorów, których „smartyfikacja” była dużo bardziej złożona.
Pewnie, najlepiej by było, jakby urządzenie potrafiło i tak i tak, niemniej nie formułowałbym wniosków o telefonach czy telewizorach na podstawie przykładów z kategorii, która jest o wiele bardziej bezpośrednio sprzężona z ideą IoT.
„Zauważ też, że teza nie brzmi „nie zadziała żadna funkcja”, tylko „nie odpalisz swoich plików muzycznych, nawet jak je będziesz miał na dysku”.”
Ok, trochę się zapędziłem, zmylon „brickowaniem”, ale nawet z tak postawioną tezą jestem gotów polemizować, zakładając telefon/telewizor z androidem. Jedyny powód, dla którego takie coś może mieć miejsce, to brak domyślnie zainstalowanej aplikacji do obsługi lokalnych mediów. Oczywiście aplikacje typowo instaluje się ze sklepu gugla, do którego trzeba mieć konto i internet, ale każdy (pełny) android ma też w opcjach ręczne instalowanie aplikacji z plików lokalnych (sideload) i nic nie zapowiada zaniku tej funkcji.
A, żeby nie było – w ogólności zgadzam się z tezą, że elektronika zmierza nam do chmuryzacji wszystkiego, a domyślne ustawienia są jak sidła na Kowalskiego. Nie zgadzam się tylko, że już się zatrzaskują. No, chyba, że mentalnie.
Kupowanie winyli to hobby, ale gdy dokłada się do tego ideologię „blackout internetu” to już świrowanie #psychiatryk24
@inteligentny dom, woda z mózgów i chmura. To nie są żadne tam wielkie mecyje, żeby móc się połączyć z domem via internet nie zakładając konta na GAF. Hint: VPN. Ale dziś rzeczywiście każde dziecisieci myśli, że się nie da. A trend jest taki, by się nie dawało.
Trzyma się jeszcze AirPlay (w sensie, że możesz sobie bez pośrednictwa kupertino puścić kawałek po swoim wi-fi), ale myślę, że to już wkrótce przymkną, i wszystko będzie szło przez Apple Music. Tak samo, jak ubili lokalne synchronizowanie urządzeń (czyli w ramach swojego wi-fi). Jeszcze stare wersje 1Password pozwalały łączyć się komórką z Twoim komputerem, teraz to już wszystko musi być via jakieś konto założone gdzieś tam za morzem. I to nie jest tak, że źli producenci oprogramowania się wszyscy poumawiali, tylko Apple po prostu wywaliło fajny framework lokalnej synchronizacji z XCode, no i na ajfona już nie napiszesz łatwo takiego klienta co by to mógł, a jak napiszesz, to Ci go Apple pewnie ze sklepu wywali, po co ryzykować.
@ winyl i cd. Trwałość płyty cd nie jest problemem, tylko niezawodność odtwarzaczy. Dobry gramofon paskowy jest prostym urządzeniem, w którym co jakiś czas zmieniasz jedynie igłę i pasek. Czasem (co parę lat) trzeba mu przesmarować łożyska, elektronika sterująca silnikiem jest na poziomie ucznia technikum. Od wkładki do gniazd idą cztery kabelki. Koniec. Jeśli to więc nie jest wynalazek Fonici z późnego Jaruzela albo jakiś cudak z bezpośrednim albo krokowym napędem, przeżyje nas.
Jeśli chodzi o cd, to, hm. Od początku lat 90. zbrikowałem już z 5. Z każdym nowszym było gorzej – trapi je też plaga chińskich podróbek laserów w serwisach. Zanosisz, płacisz, działa, a po 2 latach bęc.
Nawet kupując jakiś uch och audiofilski model z obudową z antracytu, i tak w środku możesz dostać chiński laser który poświeci 4 lata.
„Trwałość płyty cd nie jest problemem, tylko niezawodność odtwarzaczy.”
Nieraz byłem pytany, jak to możliwe, że 40-letnie gramofony chodzą bez zarzutu, a teraz, panie, się wszystko tak szybko psuje. Cóż, moja prymarna odpowiedź jest taka, że te długowiczne sprzęty były po prostu drogie. Np. mój obecny gramofon kosztował w 1978 roku 440 USD – czyli 1/7 ówczesnej toyoty corolli albo ponad 1700 obecnych dolarów wg kalkulatora inflacyjnego. No to nie są pieniądze, które ot tak wyciągnąłbym teraz z kieszeni na jeden sprzęt.
@invitro
„Kupowanie winyli to hobby, ale gdy dokłada się do tego ideologię „blackout internetu” to już świrowanie #psychiatryk24”
Na Psychiatryku24 ludzie są za głupi, żeby w ogóle zrozumieć temat tej rozmowy. Blackout to scenariusz skrajny, ale ogólnie problem jest taki, że cywilizacja poszła w takim kierunku, że w typowym scenariuszu Twój sprzęt musi zapytać jakieś centrum autoryzacji, czy masz prawa słuchać muzyki. Na tym polega przecież Spotify (i w ogóle serwisy streamingowe) i wszystkie rozwiązania typu „chmura”.
Możliwość słuchania muzyki z lokalnych zasobów jest stopniowo ograniczana. Praktyka pokazuje, że to się kończy tym, że możliwość zupełnie znika – tak jak zniknęly płyty CD. Bo „wygodniej”, bo „klienci tego chcą” itd.
Co za tym jednak idzie, skazuje nas to na wspólną cenzurę korporacyjną i państwową, orzekającą nam, czego możemy słuchać. Nie wiem, jak kolegę to może nie niepokoić. Kiedy tym straszyłem w 2013, można było sobie mówić, że nie ma obaw, bo Ameryką rządzi taki fajny Obama, a Polską taki fajny Tusk. Czy kolega to powtórzy w dobie Trumpa i Kaczyńskiego?
@rozowyguzik
„Stricte lokalne ”
Przecież nie muszą być „stricte lokalne”. Mogłoby być tak, że łaczysz się choćby i z Pernambuco, ale z domowym serwerem. Z pominięciem Google’a (Apple’a, itd.).
„niemniej nie formułowałbym wniosków o telefonach czy telewizorach na podstawie przykładów z kategorii”
Zauważ, że „cyfrowi asystenci” działają łącznie. Ta sama Siri czy Aleksa puszcza muzykę i ustawia temperaturę.
„Nie zgadzam się tylko, że już się zatrzaskują”
Trend jest oczywisty i nieuninkiony, więc nie wiem, jak kolega może przeczyć temu, że zatrzaskują się na naszych oczach.
@aldek
„Apple po prostu wywaliło fajny framework lokalnej synchronizacji z XCode”
W obronie Apple można powiedzieć, że synchronizacja to cholernie trudny problem. W miarę daje się ogarnąć w dwie strony, ale odkąd doszedł iCloud, stron było już trzy. Sam próbowałem utrzymać lokalną przez iTunes tak długo, jak się dało, ale po którymś kolejnym konflikcie i zapodzianiu gdzieś synchronizowanych danych dałem sobie spokój.
Myślę, że najlepsze, na co możemy liczyć, to że świat biznesu wymusi na GAFAM nowe rozwiązania, takie jak chmury zero knowledge, które w końcu spłyną i na konsumentów. Jest wiele firm – szwajcarskie banki czy różne prywatne asset management mające amerykańskich klientów, na przykład – które ociągają się z przejściem na chmurę, bo nie chcą wystawiać klientów na ryzyko, że ktokolwiek będzie czytał ich dane.
Proszę nie zrozumieć mnie źle – trend DRM i wszystkiego co się da „as a service” niestety ma się całkiem dobrze, jednakże:
#inteligentny dom: „Mogłoby być tak, że łączysz się choćby i z Pernambuco, ale z domowym serwerem. Z pominięciem Google’a (Apple’a, itd.).” SONOFF daje jako domyślną opcję sterowanie z chmury, ale nie trzeba wielkich umiejętności, żeby uruchomić sobie serwer obsługujący to z domu, do którego łączę się spoza domu i zarządzam, gniazdkami, roletami, podobnie Shelly daje taką możliwość, są zresztą stosowne aplikacje i tutoriale w sklepach QNAP czy Synology
#muzyka z dysku: „nie odpalisz swoich plików muzycznych, nawet jak je będziesz miał na dysku” – wystarczy dowolny PC z uruchomionym Serviio(lub jednym z wielu innych serwerków też dostępnych w appstorach QNAP oraz Synology, a nawet w Apple Appstore, choćby Plex), żeby można było lokalnie, w całym domu mieć dostęp do muzyki w różnych formatach, czy filmów, zdjęć, słowem kluczem jest DLNA, wspiera to większość TV, odtwarzaczy blurej, czy konsole od ps3 i x360 wzwyż. Jest jeszcze Daphile, gdzie dowolny komputer z dyskiem, kartą sieciową i podłączonym DAC ogarnie całą bibliotekę muzyczną w dowolnym formacie, nawet pozwoli strimować z Pandory, Tidala, Spotify, czy co tam ktoś zapragnie.
Oczywiście można powiedzieć, że to są rzeczy dla jednego procenta linuksiarzy i geeków, ale ja takie rzeczy na co dzień uruchamiam u lekarzy, prawników, aktorów czy grafików, bo są niedrogie, a po uruchomieniu takiego serwerka może go potem już obsługiwać dowolna osoba, która potrafi uruchomić smartfon czy komputer i odpalić aplikację.
Wiadomo natomiast, że nie pojawi się i nie przetrwa urządzenie, które zaoferuje tego typu funkcje „out of the box”, bo natychmiast jego producent zostanie zaorany pozwami od Disneya czy innych molochów
@rozowyguzik
Jakbym chciał sterować? Po VPN-ie terminowanym choćby na smart-bramce. Wiem, sprawy zaczynają się komplikować (potrzebny publiczny adres, trzeba skonfigurować VPN), ale nie wyobrażam sobie, że coś z zewnątrz steruje moim piecem CO, światłami czy zamkiem(!).
@lupus
„wystarczy dowolny PC”
Z litości nie wytnę, choć już obiecywałem, że będą wylatywały komentarze z „wystarczy postawić linuksa”. Jednak nie dowolny, bo żeby faktycznie słuchać muzyki z dysku, trzeba w nim mieć tradycyjne USB i jakieś wyjście, które podłączymy do wieży stereo. Tendencje są takie, żeby eliminować wyjścia analogowe (minijack jest już praktycznie martwy), a wyjścia cyfrowe łatwo zablokować tak, żeby nie brały niekoszernych sygnałów. Tak wyglądają tendencje.
Za 10 lat typowy PC nie będzie miał USB do podłączenia zewnętrznego dysku, a jeśli nawet coś tu wykombinujemy emacsem przez sendmail, to z kolei audio se puścimy na wbudowane piku-piku.
„po uruchomieniu takiego serwerka może go potem już obsługiwać dowolna osoba,”
Do pierwszej awarii, ofc. W systemach cyfrowych te się zdarzają przygnębiająco często.
@wo
„Trend jest oczywisty i nieuninkiony, więc nie wiem, jak kolega może przeczyć temu, że zatrzaskują się na naszych oczach.”
Och, ależ nie przeczę. Po prostu postrzegam androida, mimo wszystkich jego wad, za jedyną oazę, gdzie jest jeszcze prawdziwa woda, nawet jeśli schowana. Nadal dostępny jest kod źródłowy, nadal możliwa jest modyfikacja użytkownika (często oficjalnie nawet, bo dostajesz oficjalny soft od niektórych producentów do jednoprzyciskowego zdjęcia zabezpieczeń z telefonu kosztem gwarancji). Wiem, że to się skończy, ale póki co jeszcze się nie skończyło.
@rozowyguzik
” Wiem, że to się skończy, ale póki co jeszcze się nie skończyło”
Kolega będzie tym zaskoczony jak drogowiec nadejściem zimy, ale nikt nie stawiał tezy, że to się „już skończyło”.
@tyrystor i ceny sprzętu. No ale nie każdy kupował od razu sobie SL1200, przeciętny paskowy technics z tamtych lat, (sprawdzić, czy nie t4p) działać będzie do dziś. Zaś przeciętny cd z lat 90 jest dziś wesołym truchełkiem, które albo nie widzi żadnej płyty, albo sobie po niej wesoło skacze jak pchła po grzebieniu (no chyba, że Phillips na CDM1).
@zainstaluj-se-serwer, he,he, i oczywiście gdy sobie ten lekarz, co tam ma ten se-serwer zainstalowany, zobaczy z jaką łatwością jego kolega z pracy steruje roletami ze swojej chmurowatej aplikacji ajwindows na ajfona, to nie pogoni precz rozwiązania na se-serwerze na linuksach? Dziwny jakiś.
Koniem trojańskim, na którym te chmurowe diabelstwa wjeżdżają do naszych domów, jest wygoda. One są po prostu wygodniejsze niż te postaw-se-serwery. Owszem, zabierają nam prywatność, ale jako że prywatność to nie są gacie, to jej brak zauważymy dopiero wtedy, gdy nas całkiem wydymają.
@Steelman
„jednak 20 kHz to w praktyce granica ludzkiego słuchu”
Nie wiem czy w polskiej wikipedii takie bzdury powielają czy jak? Granica słyszalności ucha ludzkiego to ŚREDNIO miedzy 12hz a 28khz. W optymalnych warunkach moze byc wiecej (ciśnienie atmosferyczne, poziom szumu). Audiofil w dobrych słuchawkach wyciągnie LEKKO powyżej 40Kz. 20khz czyli te 44.1 kHz próbkowania została ustalona by bylo to kompatybilne z PAL i NTSC, Ograniczeń technologicznych w tamtych czasach (16bit), takie sa ograniczenia vinyla, „a poza tym i tak większość nie zauwazy roznicy”. Z powodu ograniczeń CD powstały ograniczenia codecow i DAC a ludzie potem bezwiednie powtarzają bzdury o tych magicznych 20khz bo taka okrągła liczba.
Audiofile nie sluchaja śrupania na vinylu tylko SACD, DSD (do 100khz teoretycznie choc w praktyce wychodzi 70khz), ewentualnie audionirvany itp. Jest tez duzo wyzsze probkowanie i dynamic range. Obecnie to sport tak egalitarny, ze poszpanować już można tylko kablami. Polecam.
@steelman – a z jaką głośnością, że zapytam, „audiofil na dobrych słuchawkach” wyciągnie te 40kHz? Jak ta krzywa spada, ile decybeli na minusie, znaczy się? Z ciekawości pytam.
Egalitarne audiofilstwo to jest coś w moim bąbelku zupełnie nowego, ja znam tylko takie z „fizyką ciała stałego” – czyli z wrażliwymi na kierunek przepływu elektronów kablami po ileś tam tysięcy i pastą do smarowania układów scalonych.
@hrodvitnir
„Audiofil w dobrych słuchawkach wyciągnie LEKKO powyżej 40Kz”
Chciałbym to zobaczyć w obiektywnym teście! Inna sprawa, że audiofilia w efekcie przestaje już być obcowaniem z kulturą (słuchaniem muzyki dla przyjemnosci), a staje się jakiś dziwacznym sportem. „REPREZENTANT SZWAJCARII WYMIENIA SŁUCHAWKI, ROBI KOLEJNE PODEJŚCIE DO 38 kHZ, CZY UDA MU SIĘ STANĄĆ NA PODIUM, TE EMOCJE, TE EMOCJE, SZKODA ŻE PAŃSTWO TEGO NIE WIDZĄ”
@aldek
„i oczywiście gdy sobie ten lekarz, co tam ma ten se-serwer zainstalowany, zobaczy z jaką łatwością jego kolega z pracy steruje roletami ze swojej chmurowatej aplikacji ajwindows na ajfona, to nie pogoni precz rozwiązania na se-serwerze na linuksach?”
Z kontekstu wynika, że chodziło tutaj konkretnie o serwer multimedialny (do muzyki i filmów). Faktycznie, sam się bawiłem takim bieda-Apple TV dzięki uprzejmości jednego z komcionautów – o ile spełnia zadanie typu „podłączę dysk z własną muzyką”, to jednak samo pierdzielenie się z obsługiwaniem tego przez pilota sprawia, że wygodniej byłoby po prostu wyjąć płytę, zdmuchnąć kurz i puścić.
Te urządzenia domyślnie też próbują pobierać filmy/seriale z pirackich serwerów – i to jest już zupełna masakra, bo właściwie cokolwiek wpiszesz do wyszukiwarki, to oczywiście jest. Tylko że po pół godzinie okazuje się, że to jednak była podpucha.
W każdym razie, ktoś tu twierdził, że piractwo filmowe wygasło. Nie wygasło, skoro od wpisania właściwie dowolnego tytułu filmu wyskakują nam w pierwszej kolejności linki typu „NOWY TARANTINO PEŁNA WERSJA POLSKIE NAPISY LEKTOR”.
@hrodvitnir
„Granica słyszalności ucha ludzkiego to ŚREDNIO miedzy 12hz a 28khz”
A jakieś źródło tych rewelacji? Journal of Audiophilia?
@hrodvitnir
Dołączam się do prośby wojtek_rr o podanie źródła tej informacji.
Być może gdybyś zajrzał do Wikipedi, tobyś lepiej sformułował to zdanie. W skrócie: w momencie tworzenia CD istniały urządzenia nagrywające cyfrowy dźwięk próbkowany z częstotliwością 44.1 kHz na taśmy wideo. Czyli najpierw były taśmy (PAL/NTSC), do nich skonstruowano adaptery PCM. A następnie taśmę zastąpiono płytą (później również kasetą DAT).
„Surowa” dynamika formatu 16-bitowego to 96 dB, po uwzględnieniu charakterystyki ludzkiego słuchu i odpowiedniej obróbce sygnału można osiągnąć dynamikę dochodzącą do 120 dB (patrz tekst, który podlikowałem wyżej). Dynamika płyt winylowych nie przekracza 70 dB. I z czasem się pogarsza.
Ciekawa to definicja egalitaryzmu: każdy może wydać równowartość nowego samochodu tylko na część analogową sprzętu grającego.
@ „Granica słyszalności ucha ludzkiego to ŚREDNIO miedzy 12hz a 28khz.”
Kiedy parę lat temu bawiłem się w testowanie samego siebie i okazało się, że na słuchawkach, które swego czasu uchodziły za audiofilskie, praktycznie nie słyszę 16 kHz, to myślałem, że to normalny objaw starzenia się organizmu (tak jak starczowzroczność wymuszająca korzystanie z okularów do czytania). Bo cały czas byłem przekonany, że ultradźwięki to słyszą nietoperze i niektóre inne zwierzęta, a przeciętny człowiek to co najwyżej te 20 kHz (i to w młodości).
A teraz okazuje się, że po prostu jestem nieprzeciętny.
Dzień dobry Wszystkim.
Sporadycznie komentowałem na blox-ie. Cieszę się,że blog przeżył swoją platformę.
@rozowyguzik
„Nie zgadzam się tylko, że już się zatrzaskują”
@wo
„Trend jest oczywisty i nieuninkiony, więc nie wiem, jak kolega może przeczyć temu, że zatrzaskują się na naszych oczach.”
Oczywista oczywistość. Poniżej kilka przykładów – mam nadzieję, że Gospodarz nie wytnie.
1. Zatrzaskują, a nawet się chwalą, że to taki model biznesowy.
Vizo CTO wprost mówi, że smart tv są tańsze, bo Vizo handluje danymi użytkowników. I teraz jest krok do tego, że jak zapłaciłeś mniej niż za tv bez śledzenia, to teraz nie pozwolimy go ci używać bo nam się business case nie spina.
Oczywiśce Vizo jest takie szczere odnośnie śledzenia, bo zostali na tym złapani i musieli coś zapłacić.
link to theverge.com
2. Roku – taki media tv box – możesz używać offline (w sensie w sieci domowej z jakimś Plex/Emby/Kodi/DNLA), ale przebujesz internetu, że go zaincjalizować.
3. Chromecast Google wymaga włączonej lokalizacji w smartfonie, aby co podłączyć i skonfigurować. I teraz Google może powiedzieć, że sorry, ale w tym kraju nie możesz uzywać Chromecast lub zablokować któreś usługi streamingowe w danymi kraju. I oczywiście musisz mieć konto Google’a.
4. Jaki się szum w internatach w US zrobił, jak nagle w TV Sony za 1000 dolarów (u nas jakieś 6 kPLN), pokazały się reklamy w głównym ekranie smart TV, bo Google dodał nową opcję do Android TV.
Ponieważ dzielimy się doświadczeniami z zakresu przechowywania mediów, uważam że po latach prób i błędów opracowałem idealny system domowych półek bibliotecznych, znacznie przewyższający pojemnością i estetyką klasyczne modele typu Billy, a nie ustępujący im zajmowaną przestrzenią. System jest oparty na dwu rzędach półek, z których tylni jest lekko podniesiony względem przedniego, w sposób umożliwiający identyfikację znajdujących się na nim tomów. Półki w ramach regału tworzą wyodrębnione „klastery” przy czym każdy klaster jest jednocześnie „jednostką katalogową” (np. literatura włoska), jednak w ramach klasteru ułożenie książek opiera się na ich formatach (wysokość grzbietu), a nie na klasyfikacji logicznej (typu alfabetycznie wg nazwisk autorów itp.). Jest to optymalne wypośrodkowanie potrzeb użytkownika (ogarnialność zbioru) i ograniczeń (powierzchnia ścian). Realizacja ma sens przy księgozbiorach o rozmiarach kilku tysięcy tomów, wymaga pokoju przeznaczonego na bibliotekę oraz współpracy z kumatymi rzemieślnikami, porównując jednak z systemami bibliotecznymi jakie widziałem w komercyjnych ofertach, uważam że jestem cenowo i funkcjonalnie do przodu (nie mówiąc już o odporności na cyber-cenzurę i blackouty).
No to zrobię taki coming oucik, że jestem tym mitycznym kupowaczem ebooków. Nie mam już za wiele miejsca na półkach, a to co jest wolę zostawić na winyle. Moim problemem jest raczej, że kupuję więcej ebooków niż daję rady przeczytać (a czytam jak na „kolesia z IT” dość sporo). Folder „do przeczytania” liczy na dzisiaj 134 pozycje 🙁
Winyli z biedry trochę wam zazdroszczę, bo sporo z ich wyboru pokupowałem w tych samych tłoczeniach na Amazonie po ~20€.
@granice ludzkiego słuchu/40kHz
Nie to, żebym się znał, ale z tego co widziałem w miksach wysokie (>16kHz?) jak i niskie częstotliwości raczej się wycisza, bo syczenie i dudnienie nie jest najprzyjemniejszą rzeczą nawet dla audiofili.
Ludzie w naszym wieku i tak nie słyszą tych >16 kHz. Górę nam zaczyna obcinać już w późnym nastolactwie.
@aldek
„Dobry gramofon paskowy jest prostym urządzeniem, w którym co jakiś czas zmieniasz jedynie igłę i pasek. […] Jeśli to więc nie jest […] jakiś cudak z bezpośrednim albo krokowym napędem, przeżyje nas.”
Dlaczego cudak? Co jest złego w direct drive?
A co do wymiany – na świecie produkowano kilkaset (kilka tysięcy?) typów wkładek, a igły do nich nie są zamienne. Teraz istnieje japońska firma, która robi zamienniki do wkładek foniki MF10x czy do mojej byłej Shure M44MB, ale nie wiadomo, jak długo zechcą. Można wymienić wkładkę na nową innego producenta/typu, ale to jest mniej banalne, niż by się wydawało.
Z paskiem napędowym jest jeszcze gorzej. To rzecz całkowicie dedykowana do konkretnego modelu. Jeśli gramofon nie jest „aktualny”, to cała nadzieja w zamiennikach czy leżakach magazynowych.
@e-booki Gospodarza.
„Lem. Życie…” mam oczywiście w wersji elektronicznej, natomiast co do „Polska nie istnieje”… e-book też nie. Należę więc do ekskluzywnego (800 sztuk nakładu?) grona posiadaczy papierowej wersji tej świetnej książki (której końcówka aż wyje o sequel).
Więc pragnąłbym ekskluzywnie zadać drobne pytanie.
Ja też – podobnie jak bohater – potrafię bez komputera zdekodować z ROT13 słówko xh*, ale w moim świecie, za moich czasów, nie było to popularne *pozdrowienie* studenckie.
@janek
@wo
Proszę wybaczyć offtop, ale czy 'Polska nie istnieje’ jest dostępna w ebooku? Poszukiwania na stronie NCK, publio.pl i innych nie przynoszą skutku.
@pasmo słyszalne
Hmm ja w wieku 40+ też już należę do klubu 16kHz (w porywach). I nawet jako licealista dociągałem ledwie do 17,5 (18 to już nie był dźwięk, co najwyżej niejasne wrażenie, a przy 20 – cisza*), co było powodem nawet pewnej frustracji.
A tu się okazuje, że upragnione wówczas 20 kHz to i tak nic, bo średni(!) wynik to 28, a co lepszych i 40! Doprawdy, wyśrubowane są kryteria na audiofila!
*) i żeby nie było, że sprzęt za słaby, bo i takie podejrzenia w młodej głowie się kłębiły: owszem, mikrofon rejestrował sygnał i powyżej 20kHz, więc to tylko kalectwo mego słuchu, niestety.
@wolny rodnik
„Proszę wybaczyć offtop, ale czy ‚Polska nie istnieje’ jest dostępna w ebooku?”
Nie! I to wydanie nigdy nie będzie. Być może ewentualna druga edycja, gdzieś w 2020 wracają do mnie prawa. Wtedy też się zabiorę za ewentualny sequel (gdyby jakiś wydawca, etc).
@lupus_yonderboy
„SONOFF daje jako domyślną opcję sterowanie z chmury, ale nie trzeba wielkich umiejętności, żeby uruchomić sobie serwer obsługujący to z domu, do którego łączę się spoza domu i zarządzam, gniazdkami, roletami, podobnie Shelly daje taką możliwość, są zresztą stosowne aplikacje i tutoriale w sklepach QNAP czy Synology”
Dokladnie – mam sonoff’y (w zasadzie to klony) do swiatel, wentylatorow, rolet, bramy garazowej itp, tylko zamiast synology poczciwy rasberry pi z dyskiem zewnatrznym co daje mi dostep do moich kolekcji z kazdego miejsca na swiecie (robi tez za stacje pogodowa i serwer starej poczciwej laserowej drukarki). Sterowac mozna wiec czymkolwiek podlaczonym do sieci. Dla rownowagi mam google home, chromacasta i IFTTT do autmatyzacji jakkis legacy czy niestandardowych sprzętów co ladnie pozwala sterowc rowniez gdy sie ma zajete rece. Zwisa mi czy google szpieguje o której wstawiłem kartofle. Taki samarthome kazdy rozgarniety facet postawi w jeden dzien.
@hrodvitnir
A można jednak prosić o podanie źródła informacji o zakresie częstotliwości ludzkiego słuchu?
Obstawiam ebooka albo film dokumentalny na Youtube.
@krzloj
@granice ludzkiego słuchu/40kHz
„Nie to, żebym się znał, ale z tego co widziałem w miksach wysokie (>16kHz?) jak i niskie częstotliwości raczej się wycisza, bo syczenie i dudnienie nie jest najprzyjemniejszą rzeczą nawet dla audiofili.”
Z tymi 40 khz to jest jakiś kiepski troll. 20 khz to nie dźwięk, a bardziej uczucie w uchu. 40 khz to tak naprawdę dźwięk o oktawę wyższy (pomijam już fakt, że powyżej 10 khz człowiek przestaje rozróżniać harmoniczne). Ale sprawy są jeszcze weselsze. Otóż właściwie każde urządzenie w torze produkcji muzyki ma po prostu koniec spektrum przy 22050 hz. Nawet jeżeli sprzęt jest nagrywany na jakiś ultra-audiofilsko-hiendowych konsolach typu Neve (gdzie ośmiokanałowy mikser kosztuje tyle, co nowy samochód, samo zaś osiem kanałów to raczej standard z końca lat 60 dwudziestego wieku) to i tak gdzieś po drodze trafi się urządzenie, które i tak utnie te mityczne 40khz. Przy samych zaś tak wysokich częstotliwościach nie warto za bardzo dłubać. Dają one ogólne poczucie przestrzeni i obecności, nie niosą ze sobą żadnych informacji harmonicznych, ani melodii, ani niczego. Jeśli się je podbije, to dźwięk staje się kłujący i zbyt natarczywy.
@44.100 – tak naprawdę ważniejszy jest drugi człon specyfikacji CD, tj. 16 bitów. To najprawdopodobniej bitrate, a więc sprowadzanie sinusoidy do szeregu „prostokącików” może sprawiać, że CD dla niektórych brzmi chłodno i nieprzyjemnie. Od dłuższego czasu gdzieś po obrzeżach krąży format DVD-Audio, z maksymalną częstotliwością próbkowania 96 KHZ i 24-bitowym zapisem. I to właśnie 24 bity (a są i tacy, którzy dojeżdżają do 32 bitów!) Problem z takim formatem jest jeden – wszystkie inne urządzenia cyfrowe uczestniczące w nagraniu utworu również muszą działać z taką rozdzielczością. A cóż, dla przeciętnego słuchacza sprawa jest tak nieistotna, że właściwie nikomu nie chce się w to inwestować pieniędzy. Dla mnie różnica też jest na granicy placebo, nie sądzę, bym przeszedł ślepą próbę z takim formatem.
To najprawdopodobniej bitrate, a więc sprowadzanie sinusoidy do szeregu „prostokącików” może sprawiać, że CD dla niektórych brzmi chłodno i nieprzyjemnie
Z przetwornika DA nie wychodzą żadne prostokąciki, a 16 bitów w CD to nie jest „bitrate”. Proponuję powrót na zajęcia z DSP o ile kolega w pobliżu jakichkolwiek w życiu przebywał.
@ janekr i direct drive. Nie mam do dd nic, poza jednym zarzutem: overengineering. Co w przypadku starych urządzeń bywa dla nich zabójcze (zob. np. steuerimpel w absolutnie pięknych, acz też przekombinowanych niemieckich Dualach). A pasek to nie jest żadne audiofilskie woodoo, idzie kupić albo dobrać, anegdotycznie wspomnę, że kiedyś w szkole średniej jedną imprezę na jakimś tam hgs electronic (8010) opędziliśmy paskiem zszytym z gumy z gaci. Dzięki temu odkryliśmy didżejski efekt szarpania talerzem zanim stał się taki modny.
Wtedy też, jako młodzian mający dostęp do rozmaitej aparatury w technikum, robiłem z kolegami rozmaite testy – jak np. nagrywanie mitycznych 20 kHz (już w połowie lat 80. jakoś się tą dwudziestką kHz wszyscy kręcili, pewnie dlatego że znaliśmy specyfikacje CD) na magnetofon szpulowy. I puszczanie tego na głośnikach tubowych (z altusów, he, he). Dwie rzeczy – ten dziwny pisk pamiętam, choć może to były jakieś zniekształcenia tych „świętych” GDWT. I dwa: magnetofon z prędkością 19 cm/s spokojnie to nagrywał, choć nie z -3dB wymaganych normą HiFi, a znacznie ciszej.
@aldek
„direct drive”
Tu przykład radzieckiego gramofonu z napędem DD z 1941 roku. Nie ma się co zepsuć…
link to rw6ase.narod.ru
W zasadzie to urządzenie jest poza tematem, bo nie winyle, tylko szelaki. Jeśli jednak ktoś dopadnie legendarnych płyt Beatlesów na 78 rpm, może na tym odtworzyć.
„kiedyś w szkole średniej jedną imprezę na jakimś tam hgs electronic (8010) opędziliśmy paskiem zszytym z gumy z gaci.”
To już chyba prelinuksiarstwo? Zszycie *musiało* być słyszalne!
„przekombinowane duale”
Mam wrażenie, że wszystkie gramofony z mechanicznym zmieniaczem płyt to konstrukcje wyjątkowo podatne na awarie i wymagające częstej regulacji?
Opowiadanie „Automat” Alberto Moravii było osnute na tym motywie.
Zszycie *musiało* być słyszalne!
Nie musiało. Kwestia masy talerza.
@kupowanie ebooków
Melduję się. Kupionych 825 (według moich statystyk, które miesięcznie odświeżam. Nie zawierają się w tym te, kupione w Amazonie.
@janekr, e tam prelinuksiarstwo, to była potrzeba chwili. Koleżanki przyszły, a jakiś mściwy stulejarz zakosił pasek z gramofonu, trzeba było się ratować. Trochę było słyszalne, ale w miarę rozwoju sytuacji coraz jakby mniej.
A direct drive gramofonu z lat 80 to jednak jest trochę bardziej skomplikowane, niż ta ruska zębatka. Ona to dopiero musiała kołysać, w zasadzie to turkotać, ale może przy 78 rpm ruskie pieśni marszowe brzmiały super.
Masa talerza w gramofonie jest istotna – jak ma ciężki talerz, to może nawet cierny napęd z gumowym kółeczkiem wytłumić. I wiele, nawet kiedyś stosunkowo drogich, gramofonów to miało (hint: dual idler).
steuer impel to nie tyle zmieniarka płyt (super urządzenie, wywołuje opad szczęki u każdego, kto to zobaczy, dla młodzieży podgląd: link to youtu.be) ale awaria gwienka które steruje całą automatyką przesuwu i opadania ramienia. Niemiecka przekombinowana mechanika level hard. Ale jak działa, to można robić pokazy.
Nie to, żebym się znał, ale z tego co widziałem w miksach wysokie (>16kHz?) jak i niskie częstotliwości raczej się wycisza, bo syczenie i dudnienie nie jest najprzyjemniejszą rzeczą nawet dla audiofili
Gwoli ścisłości: częstotliwości powyżej 22.05 kHz wycisza się także z powodów czysto technicznych. Z prawa Kotielnikowa-Shannona wiemy, że częstotliwości wyższe niż 2x cz. próbkowania nie mają szans być poprawnie przeniesione. Natomiast ich obecność w próbkowanym sygnale będzie skutkowała rozmaitymi glitchami, artefaktami, tonami różnicowymi z wyższymi alikwotami z pasma słyszalnego, efektem ruchomej migawki, w ostateczności szumem cyfrowym. Dlatego się je obcina dość stromym filtrem dolnoprzepustowym.
Dolne częstotliwości w przypadku gramofonu dobrze odciąć górnoprzepustowym filtrem subsonicznym (kiedyś na pokładzie przyzwoitych wzmacniaczy), bo tokarka, zwłaszcza z wkładką MC, to dość czuły sejsmograf a membrany kolumn mogą tego nie polubić.
@Piotrek Markowicz
Nie ma żadnych schodków, a CD samo w sobie jest nośnikiem w zasadzie idealnym, a już na pewno jest nim w przyjętym pasmie przenoszenia. A to, że niektóre nagrania brzmią sucho, zwłaszcza wczesne cyfrowe, to już wina innych czynników. Swoją drogą, dla kogoś, kto słucha tylko winyli, a na koncertach nie bywa, muzyka na żywo też zabrzmi sucho.
link to zrozumiecaudio.blogspot.com
To tłumaczenie już linkowanego artykułu w języku angielskim.
@aldek
„ruska zębatka. Ona to dopiero musiała kołysać, w zasadzie to turkotać,”
Nie rozumiem, co tu miało terkotać? Jedynym elementem ruchomym jest tu trzpień talerza. Żadnych komutatorów, żadnych innych łożysk, żadnych kół zębatych ale nawet ciernych.
@wojtek_rr
link to lmgtfy.com
@hrodvitnir
No widzi pan, zapewne znowu się pan strasznie obrazi i strzeli wielkiego focha, ale daję panu tę poradę ze szczerej dobroci serca. To, co pan nazywa „czytaniem ebooków” wydało pana na łaskę i niełaskę śmieci z gugla. Nie umie pan już nawet odróżnić rzetelnych źródeł wiedzy od internetowych banialuków.
Nie, to nie jest tak, że jak pan wpisze do gugla pytanie, to każda odpowiedź z automatu jest wiarygodna. Mam nadzieję, że pański foch będzie trwały i sobie pan już stąd po prostu pójdzie, bo rzetelna dyskusja z ludźmi, którzy wierzą w śmiecie z internetu, po prostu nie jest mozliwa. Ani nawet ciekawa. Papatki.
Ja wiem że to nie na temat ale zaryzykuję: ciekawym czy tylko ja turlam się dziś ze śmiechu patrząc jak platforma powtarza numer pod tytułem pan hrabia z dwururką. Te ochy i achy o prawnuczce prezydenta i dworku. Całkowicie wypłaszczona krzywa uczenia.
@embercadero
„Ja wiem że to nie na temat ale zaryzykuję:”
Uprasza się o niekontynuowanie. Nie w wątku o kulturze, na litość boską.
A to, że niektóre nagrania brzmią sucho, zwłaszcza wczesne cyfrowe, to już wina innych czynników
Zgadza się. Inne wymagania techniczne, inny mastering, zachwyt zaletami cyfrowej techniki… Technicy też potrzebowali trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do nowego narzędzia i w efekcie sporo nagrań z ejtisów na zasadzie wahadła było przegiętych w drugą stronę, żeby brzmieć jak anty-analog. Część z tego daje się uratować bo są źródła, część już tak zostanie. Ale wielu ludziom zrobiły stereotyp o „zimnym” brzmieniu cyfry. A stereotypy trudno się odkręca.
I ja mówię głównie o powadze. W rocku spieprzyli chyba nawet więcej płyt i w większym stopniu 😉
moje 0,02 PLN. Mam gramofon Technicsa, model o miłej nazwie „SLD..cośtamcośtam”.
Średnia półka early 80’s. Żadnych pasków kręcących kółkami, które mogą się wyciągać itd, sama mechanika i koła zębate. Wspaniała kurde maszyna za circa 300 zł. ALE. Przeprowadzałem się ostatnio i nosiłem graty. Po wnoszeniu na 4 piętro skrzynek z winylami łkam do dziś. Jakoś pomyślałem o budownictwie w Skandynawii, gdzie już w latach 60 budowano windy od piwnicy do ostatniego piętra nawet w 4-piętrowych budynkach (!!!). No i mój gramofon model „SLD”. I tak się toczył dzień. A jak już wniosłem i podłączyłem, zapuściłem se Nową Aleksandrię na full jako statement dla nowych sąsiadów. Kurde, radocha goni radochę. Z plikami i CD jakoś nudno.
koniec wynurzeń z dupy, lurking only mode switch back on
@albrecht
„W rocku spieprzyli chyba nawet więcej płyt i w większym stopniu ”
W rocku to słychać jakby bardziej, bo rock niemalże z założenia operuje sztucznymi, elektronicznie wytworzonymi czy przetworzonym brzmieniami. Na nich to słychać – paradoksalnie? – bardziej. Analogowe syntezatory z lat 70./80. w cyfrze brzmią już nie to że zimno, po prostu nieprzyjemnie, są bliżej „styropianu na szybie” niż „krainy marzeń”.
Ja się nie zdziwię, że jak ktoś zrobi pierwsze podejście do Pink Floyd z nośnika cyfrowego, to mu się nie spodoba.
@bgsh
„zapuściłem se Nową Aleksandrię na full jako statement dla nowych sąsiadów. Kurde, radocha goni radochę”
Puszczanie muzy na full w bloku to zwykłe chamstwo, nie masz się czym chwalić. A radocha będzie gonić radochę jak sąsiad zrobi imprezę przy hitach Bayer Full, czego ci serdecznie życzę.
@mnf
Jasne, nie należy (acz i tak czasem trzeba użyć wiertarki), ale tej dygresji też tutaj nie chcę.
@monday.night.fever
„Puszczanie muzy na full w bloku to zwykłe chamstwo, nie masz się czym chwalić. A radocha będzie gonić radochę jak sąsiad zrobi imprezę przy hitach Bayer Full, czego ci serdecznie życzę.” posypuję głowę popiołem i nie kontestuję, bo masz kurde rację.
Myślę od czasu do czasu o zakupie gramofonu ale zawsze mi się odechciewa gdyż:
1. Nowe analogi są za drogie (kto to widział płacić ponad 100 PLN za winyl, który będzie trzeszczał po kilku odtworzeniach) a w cenie używanego mogę kupić nowy CD, który zabrzmi po raz 1000. tak samo jak za pierwszym. A i nawet zakup używanych CD wydaje mi się jakiś bezpieczniejszy. Przynajmniej te, które kupiłem grają bardzo dobrze.
2. Winyle są za duże, gdzie ja to bym trzymał? A singli przecież nie będę kupował. Jeśli chodzi o duże okładki to mnie to nie interesuje. Ile można się patrzeć na rysunek/zdjęcie na okładce?
3. Mam jeszcze stare kasety magnetofonowe. Czasem słucham. Tym samym moje „nostalgiczne” potrzeby zostają zaspokojone. 😀
@okładki
Jakem fan CD muszę przyznać, że na zremasterowanym albumie Sierżanta Pieprza książeczka z tekstami była złożona drukiem absolutnie za małym dla moich oczu.
@bgsh
„Mam gramofon Technicsa, model o miłej nazwie „SLD..cośtamcośtam”.
Średnia półka early 80’s. Żadnych pasków kręcących kółkami, które mogą się wyciągać itd, sama mechanika i koła zębate.”
Jaki to dokładnie model? Według mojej wiedzy nie było na świecie żadnego szaleńca, który by produkował gramofon z przeniesieniem napędu z silnika na talerz przy pomocy kółek zębatych.
Owszem, koła zębate służyły do pobierania z talerza mocy do napędzania automatyki, ale to jednak co innego.
@janekr
Technics SL-D 30. Cirkebałt 1982. Rozbierałem. W środku same zębatki.
@marcinlet
„Ile można się patrzeć na rysunek/zdjęcie na okładce?”
To nie zawsze jest tylko zdjęcie. Mój ostatni nabytek to debiutancka płyta OMD – 30 PLN, stan bliski ideału. Okładka na kompakcie to po prostu grafika, ale na LP to są wycięcia:
link to hardformat.org
Proszę też zobaczyć okładkę Toma Lehrera:
link to tralfaz-archives.com
@wo
A Metal Boxa PiL-u w oryginalnym cynowym kanisterku to jeszcze da się gdzieś kupić? Bo jeśli chodzi o oryginalność opakowania to raczej nic tego od 40 lat nie przebiło.
@bgsh & SL-D 30
Direct drive turntable. Czyli standard, silnik bezpośrednio połączony z talerzem, który zwyczajnie leży na wirniku. Zębatki, tak jak pisał janekr, jeśli są, to tylko odbierają napęd do urządzeń pomocniczych.
@hrodvtnir
Pewnie wo i tak wytnie, ale się ustosunkuję:
a) podpieranie kontrowersyjnej tezy przy pomocy 'sam sobie znajdź’ to jest niezła bucówa,
b) wikipedia podaje źródła informacji o zakresie ludzkiego słuchu, tu kilka kolejnych link to hypertextbook.com
c) oglądałeś te swoje linki? Kilka pierwszych to jest mniej więcej ta sama praca Japończyków opublikowana w trzech różnych miejscach. We wstępie czytamy:
'Although it is widely accepted that the audible area of a man ranges between about 20 Hz and 20 kHz, it is not clear if a tone above 20 kHz is not audible at all even when its level is very high.’ K. Ashihara et al, Acoustical Science and Technology 27, 861 (2006)
@embercadero: „A Metal Boxa PiL-u w oryginalnym cynowym kanisterku to jeszcze da się gdzieś kupić? Bo jeśli chodzi o oryginalność opakowania to raczej nic tego od 40 lat nie przebiło.”
Da się kupić, kilkadziesiąt funtów na eBayu i jest. To zresztą nie był jedyny album wydany w blaszanym opakowaniu – „Ogdens’ Nut Gone Flake” The Small Faces udawał puszkę tytoniu już w 1968.
@WO: „Okładka na kompakcie to po prostu grafika, ale na LP [OMD] to są wycięcia”
W okładce oryginalnego „Blue Monday” też były wycięcia. Debiut The Durutti Column wydany przez tę samą Factory Records miał okładkę z papieru ściernego. W debiucie Soft Machine z 1968 była obrotowa tarcza. Nie wspominając o gumasto pogrubionych napisach czy ornamentach, bo te zdarzały się dość często. Tak, zdaje się, że winylowa okładka niesie niejakie możliwości.
@wojtekr
Wyciąłem tamten bełkot, ale zostawiłem Twoją refutację. Że też Ci się chciało!
@embercadero
„A Metal Boxa PiL-u w oryginalnym cynowym kanisterku to jeszcze da się gdzieś kupić?”
Otóż na rynku wtórnym jest w zasadzie wszystko, często w rozsądnych cenach.
@fajne okładki
Wiadomo — wycięcia, np. Blackstar Bowiego albo reedycja Twin Peaks.
Bodajże Trójeczka Led Zepów ma wycięcia i obrotowy krążek który pokazuje różne rzeczy w tych wycięciach.
Babylon is Iraq Muslimgauze jest z wycinanej tektury i okładka nie jest klejona tylko zszyta po bokach nicią.
Oczywiście CD też miewają fajne okładki, ale w takich gadżetach rozmiar robi różnicę.
A tak w ogóle to w przypadku nowości często dylemat LP czy CD dla mnie po prostu nie istnieje, bo z LP dostaję kod na download flaków, albo nawet dołączonego cedeka.
@albrecht
„A tak w ogóle to w przypadku nowości często dylemat LP czy CD dla mnie po prostu nie istnieje, bo z LP dostaję kod na download flaków, albo nawet dołączonego cedeka”
Potwierdzam. Tak np. kupiłem nowe Arcade Fire (kompakt po prostu był w środku), a kiedy teraz kupuję swoje przenajukochańsze składanki z serii Late Night Tales na winylu PO RAZ DRUGI (już miałem kolekcję na CD), to kod na download jest w środku.
fajne okładki
Nie daję głowy, ale czy w latach 80 nie sprzedawano jakichś polskich albumów, w tak zwanych opakowaniach zastępczych? Braki materiałowe i ogólna nędza wydawnicza, no to w szarą kopertę i już. Naród i tak kupi. Książki w takich wydaniach były na pewno, bo mam gdzieś na strychu chyba trzy tomy Winnetou na papierze jak z podziemnej drukarni, a kupione w zwyczajnym kiosku.
Takie wydanie też miałoby niezłą wartość kolekcjonerską.
@mw
„Nie daję głowy, ale czy w latach 80 nie sprzedawano jakichś polskich albumów, w tak zwanych opakowaniach zastępczych?”
Nie kojarzę (a kupowałem!). Była okładka Budki Suflera „Za ostatni grosz” utrzymana w takiej estetyce, ale to chyba było specjalnie.
@opakowania zastępcze
Nie sądzę, w logice ekonomii centralnie planowanej, płyty gramofonowe kwalifikowano w innych działach niż książki, czasami dość egzotycznych np. jako uboczną działalność zakładów chemicznych (np. Pronit). Zaś w latach 80-tych, tj. w czasach najdotkliwszego niedoboru papieru, sukcesy święciły wytwórnie (np. Arston, Polton, Savitor) zakładane jako „przedsiębiorstwa polonijne” tj. jako lukratywne dla partii (i SB) wyspy quasi-kapitalizmu. Z tych względów wydawcy płytowi nie konkurowali o dostawy papieru z książkowymi i nawet w najgorszych dla książki latach okładki płyt prezentowały się porządnie.
@wydania kryzysowe
KAW (Krajowa Agencja Wydawnicza) wydawała fantastykę w postaci zeszytów formatu A4 z okładką z odrobinę grubszego papieru. Wyjątkowe (w dół) osiągnięcie poligraficzne. Np. ta książka Zajdla:
link to encyklopediafantastyki.pl
@janekr
Nie tylko fantastykę, miałem w tej formie na pewno „Wyspę Skarbów” i jeszcze co najmniej pare innych tytułów których już nie pamiętam. Papier prawie gazetowy, spięte spinaczem, symboliczna okładka. Kserówki z bazaru były lepiej wydane. Za to odpowiednikiem w winylu były pocztówki dźwiękowe. Ale to nie te lata.
@awal
„Z tych względów wydawcy płytowi nie konkurowali o dostawy papieru z książkowymi i nawet w najgorszych dla książki latach okładki płyt prezentowały się porządnie.”
ACZ JEDNAK! Single Pronitu (a nawet Tonpressu) często miały Generyczną Okładkę zatytułowaną po prostu „muzyka taneczna”. Z obrazkiem proto-stockowym przedstawiającym tańczącą parę. Trzeba wyjąć płytę z okładki, żeby zobaczyć, co to za łodafaka. To jest o tyle zabawne, że często w tej formie wydawano single z autentycznymi zachodnimi hitami (nawet nie wiem, legalno-piracko czy za symboliczne tantiemy). A na bazarze to dziś do wzięcia za darmo, jeśli bierzesz przy tym longpleja za dwie dychy.
Mam jednego singla z tej serii, na okładce napis „DYSKOTEKA RETRO”. Może kiedyś nadejdzie ten dzień z moich snów, że puszczę ludziom do tańca.
@wo
„single z autentycznymi zachodnimi hitami (nawet nie wiem, legalno-piracko czy za symboliczne tantiemy)”
Mam pytanie z kategorii „za późno urodzony, żeby wiedzieć”:
Czy ktoś z Sz. Komcionautów się orientuje, jak to wyglądało z pochodzeniem „źródeł” wydawanych w PRL winyli – tzn. czy taki Pronit czy Tonpress dostawali oficjalnie kopię taśmy matki od takiego Universala i to potem tłoczyli, czy to jakoś pół-legalnie/chałupniczo powstawało?
@wo
„Generyczną Okładkę zatytułowaną po prostu „muzyka taneczna”. Z obrazkiem proto-stockowym przedstawiającym tańczącą parę. Trzeba wyjąć płytę z okładki, żeby zobaczyć, co to za łodafaka.”
W latach 60. było lepiej. Generyczne okładki miały w środku otwór, przez który można było przeczytać, co jest w środku. link to thumbs.img-sprzedajemy.pl
Nie tylko single tak miały, 10″ też.
@olafstaave
„czy to jakoś pół-legalnie/chałupniczo powstawało?”
Tantiemy raczej płacili, sądząc po napisie BIEM (był na każdej płycie!)
Z technikaliami diabli wiedzą. Jeżeli za taśmę matkę trzeba było płacić niezależnie od tantiem, to mogło być różnie. (Podobno licencja na film nie obejmuje takich dodatków, jak lista dialogowa czy dźwięk międzynarodowy, więc tłumacze spisywali ze słuchu nawet przy filmach sprowadzanych całkowicie legalnie do kin)
@olafstaave
„czy to jakoś pół-legalnie/chałupniczo powstawało?”
Oczywiście, że tak! Kto się wtedy przejmował takimi bzdetami? XD
@olafstaave
Piractwo w PRL miało długą tradycję począwszy od tzw. pocztówek dźwiękowych z lat 60-tych, czyli tanich płyt dla ludu wytwarzanych rzemieślniczo na mini-tłoczniach, oczywiście bez jakiejkolwiek ochrony praw autorskich. U państwowych wydawców majątkowe prawa autorskie twórców, zarówno zagranicznych jak krajowych, traktowano jako zło konieczne – z krajowymi twórcami podpisywano skrajnie niekorzystne dla nich umowy, na podstawie których zrzekali się praw do wynagrodzenia za re-edycje za jednorazową opłatą. Stąd firemki przejmujące w latach 90-tych katalogi upadających PRL-owskich wydawców dysponowały pełnymi prawami do lukratywnych re-edycji popularnych utworów na nowych nośnikach. Niektórym twórcom (np. Alibabkom) udawało się odzyskać kontrolę nad swoimi utworami w sądzie, większość odpuściła. Jednocześnie trwało w najlepsze wielkie bazarowe piractwo kasetowe, które nie było wówczas „szarą strefą”, lecz legalną działalnością gospodarczą. Ten rynek zaczął się cywilizować dopiero począwszy od ustawy o prawach autorskich z 1994 r.
@janekr,Awal
Dzięki za wyjaśnienie kwestii praw autorskich, ale bardziej mnie ciekawi kwestia techniczna – z czego te polskie tłoczenia powstawały…
W latach 60-tych pocztówki dźwiękowe wytwarzano za pomocą takiego urządzenia [1] w oparciu o zwykłą płytę lub bodaj nawet nagranie z Radio Luksemburg. Być może i później niektóre polskie „labele” miały podobny patent.
[1] link to gallery.dpcdn.pl
„Farma trolli”, „komando hejtu”, „zagrożenie dla wolności Polski” – tak niektóre polskie media komentowały tzw. aferę hejterską. Mimo tych górnolotnych określeń i mimo politycznych zaklęć opozycji – większość Polaków oceni zapewne tę aferę według właściwych proporcji: jako niezbyt zrozumiałą, godną pożałowania obyczajową wojenkę między dwoma środowiskami sędziowskimi, w którą w naiwny sposób wmieszali się urzędnicy resortu sprawiedliwości. A sędzia Arkadiusz Cichocki jest ofiarą rzekomej „farmy trolli”, która była zmanipulowanym materiałem przygotowanym przez grupę osób. Ludzie się cieszą, że nadzwyczajna kasta znów dostanie w tyłek – może w końcu wezmą się za robotę bo na razie to protestują a sprawy ciągną się latami. Dopóki Ziobro tego nie ukróci to sprawiedliwości nie będzie.
Poza tym w słusznych mediach nic na ten temat nie ma. Jest natomiast o kolejnych podwyżkach dla emerytów i o szambie Trzaskowskiego. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.
Nawet wierzę, że jest pan prawdziwym pisowcem – nie udało się panu trafić z komentarzem pod właściwą notkę. „Dopóki Ziobro tego nie ukróci to sprawiedliwości nie będzie” – to brzmi super, ale nadal nie wiemy, jak ma to ukrócić, skoro dotychczasowe metody zawiodły i wyszła mu tylko „godna pożałowania obyczajowa wojenka”.
To mój pierwszy komentarz, zatem kłaniam się w pas jako długoletni lurker, uformowany światopoglądowo w stopniu znaczącym postami Gospodarza i komentarzami komcionautów. Wspaniale, że powstała nowa witryna na zgliszczach bloxa.
Jednym z wątków dyskusji powyżej jest „długowieczność” różnych nośników i samych sposobów słuchania muzyki. Chciałbym opisać jak ja pozyskuję i odtwarzam muzykę. Otóż na co dzień łączymy się przez BT z Denonem M41 (kupionym w tym roku jako następca starego Technicsa), na smartfonie odpalając a to internetowe radia w aplikacji TuneIn (najczęściej), sety na YT czy zgromadzone albumy na telefonie (pliki). Chodzi głównie o wygodę nie dotykania źródła dźwięku przez większą część dnia z uwagi na krzątaninę przy małym dziecku. Wieczorem przy pracy na laptopie już lokalnie odpalam gromadzone albumy w formatach FLAC i mp3 na foobarze. Do tego kolekcja CD (co roku dochodzi 5-10 albumów, na tę chwilę ok. 700) odpalana na wspomnianym już M41.
Co robię źle? Gdzie jest słabe ogniwo, które może zostać wyeliminowane – powiedzmy – za 10 lat? Jestem ciekaw Waszych opinii.