Zamawiając u mnie tekst o Netfliksowym „Wiedźminie” redakcja wyraźnie zaznaczyła, że mam nie recenzować, bo recenzję napisze kto inny. Przemyciłem więc z drżeniem serca jeden akapit z opinią – w którym porównałem styl narracji do gry wideo, w której niecierpliwy gracz naciska spację, żeby przeskoczyć cutsceny i przejść do akcji (w związku z tym nie wie, z kim i o co walczy, ale mu to nie przeszkadza).
Opinię wprawdzie sformułowałem na podstawie pierwszych 5 odcinków – tyle „Netflix” udostępnił recenzentom – ale po obejrzeniu całości ją podtrzymuję. Bez znajomości opowiadań widz będzie się tu czuł zagubiony.
Najbardziej irytujące to jest w pierwszym odcinku, który w dość powszechnej opinii jest najsłabszy. Odpowiada z grubsza opowiadaniu „Mniejsze zło” (plus fragmenty z „Coś więcej”, które rozsmarowano na cały sezon).
Każdy wielbiciel prozy Sapkowskiego czuje dreszcz grozy na dźwięk tych dwóch słów: tridamskie ultimatum. W serialu wycięto wszystko na jego temat.
W jednym dialogu ktoś Geraltowi nawet wysuwa ultimatum i potem redundantnie dodaje „to jest ultimatum”. Wyglądało to trochę tak, jakby scenariusz skracano i skracano, aż został kikut – który tak naprawdę też trzeba było wyrzucić, bo i tak widzimy, że to jest ultimatum.
Skoro nie wiemy, jakie – to nie wiemy też, dlaczego Geralt dobywa miecza. I dlaczego właściwie wynikającą z tego rzeź uznał za tytułowe „mniejsze zło”.
Tego typu zabiegi pokazują po raz kolejny unikalność prozy Sapkowskiego. Wielkie rozpierdziuchy często dzieją się poza główną narracją – poznajemy je z drugiej ręki, w dialogach, we wspomnieniach.
Twórcy serialu chcieli chyba rywalizować z widowiskowością „Gry o Tron”, więc koniecznie musieli pokazać z detalami bitwę o Sodden albo rzeź Cintry. I od strony wizualnej chwilami nawet dają radę – powiedziałbym na przykład, że smok z „Granicy możliwości” jest lepiej zrobiony niż w „GoT”.
Tylko że w efekcie te bitwy przebiegają tak, jakby dowodzili nimi absolwenci Akademii Militarnej Westeros. Nic w nich nie ma sensu.
Czarodzieje potrafią teleportować siebie i innych gdy tylko mają taki kaprys, ale nagle zapominają o tych umiejętnościach podczas oblężenia. Obrońcy fortecy wychodzą na przedpole, by się dać zmasakrować przeważającym siłom nieprzyjaciela – niedobitki wracają, by popełnić w tej fortecy samobójstwo.
Nie raz, nie dwa, będziemy w tym filmie stukać się w czoło, że coś kompletnie nie ma sensu. I to nigdy nie będzie wina Sapkowskiego.
Te minusy nie powinny przesłaniać plusów. Zaklinam wszystkich, by przetrwali najsłabsze dwa odcinki – pierwszy i drugi. Od trzeciego robi się coraz lepiej.
Aktorzy grający Geralta, Yennefer i Jaskra początkowo mnie drażnili – bo po prostu inaczej sobie wyobrażałem te postacie. Ale to chyba raczej wina mojej wyobraźni?
Cavill gra Geralta jako postać, którą trudno polubić. To antypody poczciwiny Żebrowskiego. I chyba… taki powinien być wiedźmin?
Netfliksowa Yennefer ma taki typ urody, jakby do Aretuzy trafiła z dyskoteki „Ibiza” w Myciskach Niżnych. Początkowo mnie to raziło, ale przecież pasuje do prozy Sapkowskiego.
Jak ująłby to niestrudzony komcionauta Awal, Yennefer to social climberka. Nie pochodzi z arystokracji magicznej. Że ja fantazjuję o inaczej wyglądających czarodziejkach, to już tylko moje oxenfurckie zboczenie.
Serialowy Jaskier to mitoman, egocentryk, erotoman, pijak i degenerat. Zaraz – przypomnijcie mi, co właściwie chciałem zakwestionować?
Z wszystkich znanych mi Jaskrów (a byłem nawet na musicalu w Teatrze Muzycznym w Gdyni!), ten ma najlepsze piosenki. „Toss a Coin to Your Witcher” od razu wpada w ucho.
Netfliksie, pomyśl o winylu z piosenkami z serialu. Picturedisc! Shut up and take my money.
Większość smaczków społeczno-politycznych wypadło, ale został najważniejszy: Nilfgaard jako metafora dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Tutaj jakby celowo uwspółcześniony w duchu rozważań Snydera o tyranii.
Siedzimy sobie w tym Oxenfurcie, popijamy piwo kraftowe i komentujemy wieści z parlamentu. Że cesarz przepchnął w parlamencie kolejną ustawę. A opozycja się zachowuje jak armia upadającego imperium z serialu fantasy.
Krótko mówiąc, w skali pięciogwiazdkowej dawałbym „Wiedźminowi” solidną czwóreczkę. „Gra o Tron” to zresztą też przecież nie było nieustające 5/5. Ogólnie nie jest źle, raczej polecam.
KO: Powinno być „przeważającym siłom”.
Jako też: „Siedzimy sobie w tym Oxenfurcie”.
„Te minusy nie powinny przesłaniać plusów. Zaklinam wszystkich, by przetrwali najsłabsze dwa odcinki – pierwszy i drugi. Od trzeciego robi się coraz lepiej.”
Wiedźmina z prozy Sapkowskiego znam piąte przez dziesiąte. Po obejrzeniu pierwszego odcinka chciałem sobie przez, jak to określiłeś, „zagubienie” – tzn. teoretycznie znam fabułę „Mniejszego Zła”, ale i tak całość wyglądała dla mnie tak, jakby kartonowe postacie robiły jakieś losowe rzeczy.
> Aktorzy grający Geralta, Yennefer i Jaskra początkowo mnie drażnili
Może to drobna rzecz, ale irytuje mnie, że aktor grający Geralta specjalnie, wypowiadając te swoje onelinery, obniża głos (przynajmniej takie mam wrażenie).
Tradycyjna cześć i chwała korekcie obywatelskiej!
@krzloj
„Może to drobna rzecz, ale irytuje mnie, że aktor grający Geralta specjalnie, wypowiadając te swoje onelinery, obniża głos (przynajmniej takie mam wrażenie)”
Bo on gra udźwiękowienie gry komputerowej, a nie postać z serialu. Też mnie to wkurza.
Korekta: „absolwencji” -> „absolwenci”.
Nie mam abonamentu na Netflix. Warto brac dla tego serialu?
Witam wszystkich, śledzę blog od zarania, komentuję od dziś. Dla samego Wiedźmina nie warto. Dla W plus kilku innych pozycji tak.
No ja właśnie najpierw się mocno rozczarowałem pierwszym odcinkiem, teraz dałem szansę drugiemu i jeszcze gorzej. Mówisz, że warto jednak ciągnąć dalej?
KO:
dowodzili nimi absolwencji
@ism
„Nie mam abonamentu na Netflix. Warto brac dla tego serialu?”
Wiedźmin to mniej niż 8 godzin, da się zbindżować na trajalu. Ale ogólnie wydaje mi się, że warto mieć ten abonament choćby by móc uczestniczyć w pojawiających się tu od czasu do czasu dyskusji na temat fenomenów takich jak uniwersum „Breaking Bad”. Jeśli płacić tylko za jeden serwis, to za Netflix. Jak za dwa, to dodatkowo HBO. Amazona zaś zamierzam po wsze czasy bojkotować za samo bycie Amazonem (Apple próbuje dołączyć do gry, ale na razie ich oferta to jakiś nieśmieszny żart).
@wo
„Jeśli płacić tylko za jeden serwis, to za Netflix”.
Wszystkie te serwisy mają model odmienny od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, to znaczy brak uwiązania na rok czy dwa lata. To oznacza, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w marcu oglądać HBO, a w kwietniu już Netfliksa itd. Ja tak robię. Tylko mnie nie zależy na tym, żeby wszystko oglądać od razu po premierze.
Co do Amazona, rozumiem i popieram, ale kurcze, mają parę fajnych seriali…
’Cavill gra Geralta jako postać, którą trudno polubić. To antypody poczciwiny Żebrowskiego. I chyba… taki powinien być wiedźmin?” Wolę jednak odejście od oryginału niż podziwianie postaci, która jest szablonem.
Faktycznie od trzeciego odcinka wyraźnie się poprawia, bo dwa pierwsze są nie tylko bełkotliwe, ale wręcz śmiertelnie nudne. Nie drażni Was, że bohaterowie pojawiają się w bardzo oszczędnej ilości miejscówek, np Temeria składa się jednej panoramy, sali w kopalni, zamku pracowni alchemika i ruin. W tych nielicznych miejscówkach ciągną się bez końca jałowe i raczej bezpłciowe dialogi wydłużające odcinek do godziny, a tymczasem przedstawienie tła historyjki, rozwoju zdarzeń czy postaci jest tak lakoniczne, jakby tego czasu filmowego brakło. W efekcie serial ogląda się dość średnio, a odbiór jest, szczególnie dla nie znających prozy Sapkowskiego (to nie ja) trudny.
@wo
Niestety w PL nie ma już triala na miesiąc. HD to 43 zika.
Z mojej perspektywy warto, choćby z polskie snuje, czego nie ma w HBO.
BTW
Netflix de facto ma 4 wersje:
-org
-napisy
-lektor
-dubbing (Żebrowski jako Geralt)
Przetestowałem już wszystkie i każda wersja jest inna (kazda z 3 PL).
I…
Biję się w pierś, po raz pierwszy wybieram dubbing, nie za Żebrowskiego.
Ale za to, że wszystkie pozostałe odbiegają treścią od pierwowzoru.
Ta dubbingowa jest najbliższa temu, jak to stało w książkach.
@pierwszy odcinek
Scenografia miasteczka przypomina scenografię teatru telewizji z dużym budżetem filmowanego! w! 120! FPSach! Nijak nie miałem poczucia zanurzenia się w przedstawianym uniwersum, raczej zbierało mi się na heheszki. Poza tem, wiało mi przeraźliwą nudą. Wytrzymałem kilka minut.
Dotrwać do 3 odcinka to będzie może moje zobowiązanie na 2020, skoro tak zachęcacie.
Czy też tam jest takie szczucie cycem jak w Grze o Tron? Czy pojawił się już smok i czy był piękny?
@marcinlet
O smoku jest w notce, szczucie niestety też jest.
Dotąd ten badziew mnie omijał. Ale jak notka, to spojrzałem… No, luudzie, to jest tak głupie (rycerz-jeż, prawo niespodzianki #dkjp).
Też nie jestem fanem Sapkowskiego, ale dla mnie te rzeczy to przecież pastisz i dekonstrukcja różnych motywów z fantasy, baśni, itd. Duża część zabawy polega na obserwacji, jak takie głupie magiczne motywy rozegrają się w świecie, który tak poza tym jest całkiem realistyczny i ma normalne problemy. Oglądamy sobie, jak bajka o rycerzu zaklętym w jeża kończy się rzezią Cintry.
It goes without saying – z antysapkowskim trollingiem proszę mi się tu za bardzo nie rozpędzać.
Glanowanie tego serialu jest tak łatwe, że nie przynosi specjalnie za wiele satysfakcji. Z przykrością stwierdzam (po 5 odcinkach), że mamy tutaj do czynienia z solidnym kinem klasy B, momentami tak teatralnym, że mam wrażenie, że zaraz ktoś krzyknie „Kurtyna!”. Zajechało nostalgią za Herkulesem z Kevinem Sorbo. To przecież powinien być one-liner wiedźmina:
link to youtube.com
Tridamskie ultimatum nie pojawia się pod tą nazwą, ale sens zostaje zachowany. Renfri bierze pod nóż małą pomocnicę Stregobora i oznajmia Geraltowi, ze zabije wszystkich póki mag nie wyjdzie. Po wszystkim, gdy Stregobor podburza tłum przeciwko Geraltowi, bo wziął sprawę w swoje ręce, smutna dziewczynka prosi go, by wyjechał. Była przynętą na wiedźmina. Bardzo ładnie przełożony wątek na język kina.
W tekscie w Wyborczej pisze Pan o słowiańskiej fantasy z lat 90 przywołując książkę Ziemkiewicza. Czy mógłby Pan wymienić inne tytuły z tego nieudanego nurtu?
„Faktycznie od trzeciego odcinka wyraźnie się poprawia” nie zauważyłem, jestem po czwartym odcinku i jest naprawdę licho. Najciekawszy wątek, czyli ten z Ciri jest dosyć skromny. Dotychczas dominuje teen drama z Yennefer i masakrowanie opowiadań. Historia z jeżem to taki melodramatyczny kiczor, że szkoda gadać.
@Nankin77
„Historia z jeżem to taki melodramatyczny kiczor, że szkoda gadać.” – chmm, jak dla mnie to najlepszy odcinek. Prawda, że melodramatyczny ale spójny i jakoś się ma do oryginału. Nie przeszkadza tu aż tak teatralność, bo oryginał opowiadania jakoś trzyma się trzech jedności.
Mnie serial zawodzi przede wszystkim nie umiejąc się określić. Jako rzecz przygodowo-żwawo-draczna (tak jak opowiadania Sapkowskiego, ale też powieść, która ma świetne epizody, ale jako całość wg mnie się dobrze nie klei) pada na całej linii. Brak tu polotu, humoru, dobrych dialogów. Sam Geralt to dziwak i ponurak, a przecież umiała się i w książkach i grze zluzować i pójść z Jaskrem i Dopplerem na imprezę. Nie ma tu przygód tylko dylematy.
Jako fresk historiozoficzno-polityczno-metafizyczny też to słabe. Ani wiarygodne, ani zajmujące. Zresztą materiał wyjściowy do tego też nie jest najlepszy, nie w tym była jego siła.
Nie trafia do mnie często nietrafiony casting i internacjonalizacja scenografii. Postać Yennefer męczy samą sobą. Dokonuje tego samego co Mila Kunis w Jupiter Intronizacja tylko lepiej. Nie można budować postaci dystyngowanej damy urodą kojarzącą się tak jak celnie opisał to gospodarz. Wolę już klisze takie jak Eamon Farren jako Cahir. Ma być srogi i taki jest.
Rozwalał mnie dobór scenografii w starym polskim serialu. Zamki i pałace grało tam co się nawinęło bez sensu i ładu. Tu niestety dostajemy do samo – tylko w wersji lux. Wysp Kanaryjskich dostajemy 5 razy za dużo. Serial robi się kompletnie wizualnie niespójny i niewiarygodny, a przeskoki pomiędzy pod-częstochowską puszczą i kaktusami nieopodal groteskowe.
@Nankin77 – nie martw się, ostatnie dwa odcinki są znowu wyraźnie gorsze, zostaje tu sam patos i bitwy, które miały być monumentalne, a są raczej oniryczno-bylejakie. Na szczególną uwagę zwraca pewna zapora cierniowa, kojarząca się raczej z wycieraczką do butów 😉
Dla mnie do 5-ciu odcinków było 3+, po 8-miu raczej słabe 3 😉
Piszę z perspektywy kogoś, kto nie czytał Sapkowskiego.
Jeśli chodzi o ekspozycję, to jest naprawdę słabo. Wydarzenia i motywacje bohaterów są często trudne dla mnie do zrozumienia. Całe tło społeczno-polityczne jest nakreślone albo mętnie, albo tak, że couldn’t care less. Więc, jeśli to stanowiło o sile prozy AS, to ta ekranizacja ponosi na tym polu klęskę porównywalną jedynie do upadku Cintry po szturmie armii Nilfgaardu.
W scenach z potworami pojawia się – wspominane tu już – wrażenie obcowania z kinem klasy B, albo scenkami przerywnikami z gry komputerowej (akurat tu nie miałem wygórowanych oczekiwań, wiedząc o zaangażowaniu w projekt Bagińskiego, którego twórczość po „Katedrze” nie wywołuje u mnie aż takiego entuzjazmu, jak to jest w Polsce powszechnie oczekiwane).
Jedyne, co mnie jeszcze trzyma w oglądaniu(jestem po 5. odcinku), to obecność, w prawie każdym epizodzie, jakiejś cieszącej oko „sceny perełki”, przekraczającej ogólnie średnie wrażenie estetyczne, jakie zostawia całość.
Aktorstwo, polit-poprawność, czy powściągliwość Wiedźmina i strzyg w epatowaniu prawdziwie słowiańską tożsamością i wartościami, mi nie przeszkadzają, ale mam też wrażenie zmarnowania dużego potencjału, chyba też przez błędy montażowe.
@Alan Mut
„Renfri bierze pod nóż małą pomocnicę Stregobora i oznajmia Geraltowi, ze zabije wszystkich póki mag nie wyjdzie.”
Ale to już mówi zdesperowana, gdy Geralt zdążył wyrżnąć jej bandę. Wcześniej o tym, że Renfri zamierza wyrżnąć miasteczko informacji nie ma, więc Geralt nie miałby w ogóle powodu się mieszać zamiast odjechać w siną dal, bo w opowiadaniu wmieszał się dowiedziawszy się o planowanym ultimatum. I brakuje odpowiedzi na ultimatum Stregobora, który w opowiadaniu wyśmiewa Renfri mówiąc „to ich wyrżnij, co mnie to”. Tym bardziej boli, że te elementy akurat zachowano nawet w polskim filmie (nie mówiąc o serialu).
Czytałem. Nie grałem. Podoba mi się.
Pierwszy odcinek faktycznie z butów nie wyrywa. Później się poprawia. Nawet drugi, który zbiera w jednym miejscu to, czego w książkach dowiadujemy się o Yennefer po kawałku, jest IMHO niezły. W trzecim montaż operacji w Aretuzie i walki w Temerii mnie zachwycił. W czwartym był Shrek (-:
Z obsadą nie mam większych problemów. H.Cavil zaskoczył mnie na plus. Calanthe (J.May) jest zupełnie inna niż ją „znałem” z książki. Z Yennefer prawie trafili w mój punkt.
@wo
Szczucie cycem raczej trudno byłoby pominąć, gdy w tekstach A.Sapkowskiego jest go pełno. Twórcy stali raczej przed pytaniem: jak je zrealizować w dzisiejszym kontekście? Podobnie jak w przypadku Jaskra, który w książce był takim kobieciarzem, że dziś 1:1 go się nie dało sfilmować.
Książki czytałem 20 lat temu, film z Żebrowskim widziałem i nienawidzę, polski seria bym obejrzał jakby ktoś mi zapłacił milion, serial Netflixa lubię. Ma dużo wad: wspomniane ultimatum bez ultimatum, nie wiadomo po co Geralt idzie odczarowywać Strzygę, itp. Ale sceny pojedynków (zwłaszcza w pierwszym odcinku) są super. Fajnie są poukładane historie, gdzie trzy wątki zbiegają się coraz bardziej. Niezły jest zabieg z tym, że oblężenie Cintry widzimy 2 razy. Obsada zaskakująco dobra ( nie spodziewałem się nic po Cavillu, a mnie przekonał), polit-poprawność mocno na plus. Ogólnie: bardzo dobrze, 3+. Na pewno jest pole do poprawy. Przynajmniej mogę się łudzić, że drugi sezon będzie lepszy.
@Maksymilian Górski
„Ogólnie: bardzo dobrze, 3+”
W nieśmiertelnych słowach Siemiona z „Wojny domowej” „Bardzo dobrze, dostatecznie”
Dzień dobry!
To mój pierwszy komentarz tu, ale lurkuję już wiele lat.
Książki czytałem. Wg mnie serial jest spoko, choć ma dużo wad. Za pozwoleniem – spróbuję wyliczyć to, co najbardziej rzuciło mi się na oczy:
Kostiumy – chyba najbardziej jest to widoczne przy czarodziejkach. Yennefer zawsze paraduje z olbrzymim dekoltem i nawet na bitwę ubiera suknie balową. Jak dla mnie to ten aspekt najbardziej przybliża Wiedzmina do Herkulesa czy (jeszcze gorzej) Xenny…
Scenografia – czasem jest ok, ale często jest bardzo źle (jak na przykład na balu czarodziejów…). Wnętrza są najczęściej puste. Nie widać dbałości o szczegół. Mnie raziło też pomieszanie z poplątaniem – czasem budynki wyglądały na średniowiecze, a czasem scena sprawiała wrażenie, jakby działa się w XVIII wieku…
Generalnie oba punty sprawiają, że serial wygląda na 'biedny’, a świat przedstawiony na 'płaski’ – ale nie znam się na tym i nie wiem na ile to jest sprawa budżetu, a na ile problem z wykonawcami. Jest tu wg mnie dużo gorzej niż w GoT, a przecież i w GoT często widać był tą serialową biedę.
Fabuła, scenariusz – na papierze wygląda bardzo ambitnie. Trzy timeline’y, które zchodzą się w Sodden. Super – świetne wprowadzenie do właściwej historii. Wykonanie jest jednak średnie. Przede wszystkim to, jak poprowadzony jest wątek wiedźmina sprawia, że właściwie nigdy nie byłem ciekawy, co będzie w następnym odcinku. Wątek Ciri miał największy potencjał na spektakularne cliffhangery, ale był w zasadzie najsłabiej zarysowany. Wątek Yen był zarysowany trochę mocniej, ale z kolei też nie jest to jakaś specjalnie ciekawa historia. No a Geralt to raczej epizody z migoczącą w oddali Ciri… Po co był np. odcinek o Trzech Kawkach?
Prościej byłoby zacząć serial od pierwszego tomu i w miarę podążać za Sapkowskim. Wydaje mi, że to, co dostaliśmy w pierwszym sezonie to takie wprowadzenie w świat. Nie do końca udane, ale też na pewno nie kompletna klapa. Jest szansa, że drugi sezon będzie lepszy, bo będzie prostszy do opowiedzenia. Jeśli serial będzie częściej wyglądał jak rzeź w Blaviken będzie ok, jeśli częściej jak bal czarodziejów będzie raczej słabo…
Z aktorów na plus Geralt i Jaskier, chyba Ciri i Vilgefortz, nierówna Yennefer. Drażniła mnie Calanthe.
– fabuła, sce
@steelman
„Szczucie cycem raczej trudno byłoby pominąć, gdy w tekstach A.Sapkowskiego jest go pełno. ”
To przecież kwestia tego, co pokazujemy. Yennefer parę razy widzimy na golasa, co nie ma uzasadnienia fabularnego – kamera mogłaby po prostu ją wtedy pokazywać pod innym kątem. Szczególnie groteskowe to jest kiedy jej wyrywają narządy rodne – to byłoby za bardzo gore, więc koleś kładzie na niej jakąś chustę (na piersiach nie kładzie, a mógłby). Geralta też widzimy parę razy nago, ale kadrowanie jakoś zawsze akurat omija fajfusa.
„Mnie raziło też pomieszanie z poplątaniem – czasem budynki wyglądały na średniowiecze, a czasem scena sprawiała wrażenie, jakby działa się w XVIII wieku…”
Ja od tego serialu odpadłem po 2 odcinkach, ale tego pomieszania z poplątaniem będę bronić, bo przecież takie samo jest u Sapkowskiego, już przynajmniej od czasu batystowych majtek Renfri.
Jestem lurkerem od niemal początku, zbyt niepewnym swego, by brać udział w dyskusjach, ale tym razem chciałbym podzielić się z Gospodarzem i Komcionautami impresją dotyczącą „growego”, nienaturalnie głębokiego głosu Geralta. Kogoś mi on przypominał. Myślałem, myślałem… Bale w bat-trylogii Nolana? Nie, inna barwa. I w końcu do mnie doszło. Cavill brzmi jak Gilfoyle z „Silicon Valley”! Czasem bardzo podobnie, a czasem – np. gdy wypowiada samodzielne „Fuck” – zupełnie tak samo. Geralt w swojej wokalnej posępności ma być zapewne na serio, ale mimowolne filtrowanie owego i tak groteskowo mrocznego głosu przez komediowy mrok satanisty-nerda z „SV” trochę zaburza mi wiedźminowe „decorum”.
@ausir no u Sapkowskiego na pewno można znaleźć epokowy eklektyzm, ale wydaje mi się, że na ekranie to jednak razi bardziej. Inna kwestia jest też taka, że i u Sapkowskiego świat w 5 tomach uspójnia się w stosunku do uniwersum z opowiadań. A po serialu raczej oczekiwałbym spójności.
W serialowej wersji „Mniejszego zła” przeszkadzało mi to, że rozstrzygnięto kwestię, czy Renfri jest zmutowana: jest, bo nie działa na nią magia. Dzięki czemu w moim odczuciu diabli wzięli pointę całej historii.
A propos diabli, żelazne kuleczki. Prześmieszne opowiadanie, przetykane smutkiem i z melancholijnym końcem zostało zastąpione jakimś takim rzewnym gniotem; ale ja nawet nie o tym. W opowiadaniu chłopi próbowali wykorzystać sposób z bajki – diabłowi dać żelaznych kulek, samemu łuskać orzechy. Diabła, nie wiedzieć czemu, strasznie to wkurzyło.
W filmie żelazne kulki są wystawione przez ludzi po to, żeby rzadką i obdarzoną inteligencją kreaturę otruć żelazem (zgodnie z anglosaską tradycją, według której żelazo odstrasza lub zabija Fair Folk, ale niezgodnie ze światem Sapkowskiego), co chyba ma pokazać perfidię i bezduszność ludzi. Ugh.
Mam wrażenie, że znajomość opowiadań i powieści bardzo przeszkadza w odbiorze serialu. Z jednej strony czyni go nudnym (bo wiemy z grubsza, co się stanie), z drugiej zaś – uniemożliwia odbiór serialu zgodnie z intencjami jego twórców, bo zawsze patrzymy na nie przez okulary prozy Sapkowskiego i oczekujemy tego samego przekazu. A kto wie, może ten przekaz jest zupełnie inny? Nie mam pojęcia, bo ja przynajmniej nie uwolnię się od oryginału. Wcale tego nie chcę – bo tak naprawdę chcę tylko, żeby serial wywołał we mnie ponownie te same uczucia, które wywołała lektura. A to, niestety, niemożliwe.
Znęcając się wybiórczo – nie irytował was „anachronizm” pod tytułem „fuck!”? Pasował chyba tylko do sceny kiedy Geralt na odwal zamawia sobie „prawo niespodzianki” na dworze Calanthe… We wszystkich innych przypadkach klasyczna „Zaraza!” pasowałaby zdecydowanie lepiej. No i wyobraźcie sobie, co by było gdyby Redzi poszli tym tropem w grze – zrobiłby się z tego niezły rynsztok.
Myślę, że Sapkowskiego trudno zaadoptować do telewizji, bo on – w odróżnieniu od Tolkiena czy Martina – nie traktuje swojego świata poważnie. Ten świat jest tylko scenerią do zabawy w odwracanie tropów dlatego nie było oficjalne mapy czy nazwę (The Continent który musiał wymyślić Netflix. Stąd mamy „anachronizmy” takie jak Grupa Armii „Środek”, mutacje, czy genetyka i generalne pomieszanie epok. Opowiadania są jeszcze cięższe pod tym względem bo odwracają klasyczne bajki – Śnieżka i krasnoludki to terrorystyczne komando, potwory zabija nie szlachetny rycerz czy poczciwina z ludu tylko cyniczny Leon zawodowiec, elfy chodzą insygniach Waffen SS i planują holokaust itd. Ktoś tam na angielskich forach marudził, że Jaskiej mówi o odwróconej psychologii ale Jaskier Sapkowskiego tak by właśnie mówił.
Myślę, że łatwiej to sprzedać w grze, bo to jest jeden wielki Easter Egg i gry nie traktują siebie tak bardzo serio.
Niezaleznie od tego serial ma sporo technicznych, niewymuszonych błędów. Dla mnie słaba 4 albo mocne 3+.
„The Continent który musiał wymyślić Netflix”
„Kontynent” (pisany wielką literą) się wziął z polskiego RPGa „Wiedźmin: Gra Wyobraźni”, stamtąd trafił do fanowskiego żargonu z braku lepszej opcji, na wiedźmińską wiki i chyba z niej do Netflixa.
@ausir
Dzięki za korektę. Myślałem, że to pomysł Netfliksa.
Dzień dobry Wszystkim.
Czyli z komentarzy wychodzi serial amerykański. I chyba nie gorszy od serii TVP. Do roli Jaskra stworzony jest Bohdan Łazuka, ale niestety jest to raczej niewykonalne.
Czy ktoś/coś o ekranizacji prozy L. Child’a?
@krasnow
„takie jak Grupa Armii „Środek””
Nie pamiętam dokładnych sformułowań, ale w sadze wielokrotnie padają takie niby-anachronizmy, budujące skojarzenie Nilfgaardu z totalitaryzmem. I chyba była tam właśnie taka terminologia.
Większość znajomych, którzy nie znali Wiedźmina, byli skonfundowani sposobem prowadzenia fabuły. Gdyby nie fakt, że czytałem wszystko (z fanfikami, komiksami i materiałem do papierowego RPG), oglądałem większośc (polski serial), grałem w gry, to też bym się zgubił.
Krytyka pt. „To jest głupie, bo w książce było inaczej” jest zawsze słaba ale kiedy porównamy poziom skomplikowania bohaterów i ich motywów, to serial wszystko uprościł.
Eyck z Denesle. Oryginalnie to był taki trochę rycerz z „Pieśni o Rolandzie”. Geraltowi przeszkadzało, że zabijał potwory za darmo. W serialu to jest tak żałosna postać, że trzeba go jeszcze upokorzyć śmiercią wychodkową.
W ogóle to Geralt zawsze zachowuje się „Jak trzeba”, tutaj nie ma żadnej „ceny neutralności”, widz by się jeszcze bardziej pogubił. Nawet Driady z Brokilonu stały się hippisowską komuną.
No cóż, skoro wszyscy chcą Gry o Tron, to dostali Grę o Tron. Bitwy miały u Sapka znaczenie jako tło, tutaj są w centrum uwagi.
6/10
Wiecie co jest najgorsze? Watchmen, w którym to chodzi o dekonstrukcję motywów z filmów spod znaku obcisłych strojów i masek superbohaterów jest udany. Okazuje się, że przeszczep Wiedźmina w kulturę amerykańską jest średnio udany.
@wo
Picturedisc!
Picturedyski źle grają. Coś tam z procesu technologicznego wprowadza buczenie w tle. Może raster a może coś innego. W każdym razie nie warto.
Powiedzmy sobie szczerze – nie dla niebiańskiej jakości dźwięku bym to kupował.
>Krytyka pt. „To jest głupie, bo w książce było inaczej”
A wiecie co jest turbo głupie? Krytyka, bo w luźnych opowiadaniach było inaczej. Przecież one nie kleją się ze sobą wcale lepiej. Moim zdaniem fajnie, że w ogóle jakoś je podoklejano do wprowadzającej historii. Mogli tak jak Watchmenów napisać sobie od zera jakąś historię rodziny przed drugim sezonem. W przypadku Watchmenów ta jest już zamknięta, więc w drugim będzie jakiś reset znowu od zera. W Wiedźminie od początku było wiadomo, że książki zaczną się od drugiego sezonu, bo inaczej się nie da. Alternatywą dla opowiadań była jakość 8 sezonu Gry o Tron na samym początku i cieszyłbym się że nie wyszedł jakiś Mandalorian (nawet Werner Herzog by wtedy nie pomógł).
Ktoś napisał, że nie rozumie po co Trzy Kawki. A po to, żeby relacja Geralta z Yennefer przesunęła się z ONS do LTR. I żeby się obraziła poznając „prawdę” od kogoś wszechwiedzącego, co pcha ją do spotkania z byłym, u którego spotyka Vilgefortza. Cena dziadostwa Eycka, czy sceny spadania w górach wydaje się wysoka, ale to jest cena mam nadzieję drugiego sezonu. Nie mam pomysłu jak tę historie porządniej opowiedzieć bez min. dwu razy więcej odcinków czyli podwojenia kosztów.
Gry o Tron jest w tym tyle co Jona Snowa (wykopywanego ze schodów przez królową Calanthe).
Porównania z Teatrem Telewizji już w ogóle nie rozumiem. Ktoś chyba ogląda mało seriali. Las z czołówki pierwszego odcinka jest słaby, ale miasteczko ma detal, a szczególnie robota operatorska jest lepsza niż serialowa. Animacje może i są nierówne. Bagińskiemu chyba można zarzucić pająka i strzygę, to chyba ten styl, i wyszło raczej dziadowsko. Ale robiły też studia Cinesite i Framestone znane z filmów Marvela i to tez trochę widać. Ciężko powiedzieć czy smok funkcjonuje tylko wizualnie czy jako pierwszy smok z jakimś charakterem (chyba pierwszy smok na ekranie który nie jest jaszczurką zachowująca się jak kot (LotR, GoT)).
@bliobi
Jak dla mnie to ten aspekt najbardziej przybliża Wiedzmina do Herkulesa czy (jeszcze gorzej) Xenny…
Przydał by mi się jakiś lekki serial fantasy w klimacie Xeny, Herkulesa czy innego Sindbada Żeglarza.
@”anachronizmy”:
– Sapkowski miał w zwyczaju podkreślać, że akcja dzieje się w neverlandzie a nie w żadnym „wtedy”. Może źle pamiętam, ale rozumowanie było: świat, w którym jest magia, nie będzie wyglądał jak konkretna epoka – to właśnie scenerie typu „średniowiecze, ale z czarodziejami” nie trzymają się kupy. Co chyba można łatwo widzowi rzucić w oczy poprzez laboratorium jakiegoś czarodzieja lub czarodziejki i wspomnienie o badaniach.
@ausir i odpowiedź na ultimatum
– Podkreślenie w serialu tego szczegółu-strzegółu (np. wiedźmin słysząc to od Renfri ogląda się na zmasakrowanych/ na swój zakrwawiony miecz) nie nadwyrężyłoby chyba budżetu a dodałoby i nieco charakteru postaciom i smaku zgodnego z opowiadaniem. Łatwo wyczuwalnego chyba dla każdego widza. Szkoda.
@Bardzozly
„Sapkowski miał w zwyczaju podkreślać, że akcja dzieje się w neverlandzie a nie w żadnym „wtedy”.“
Tak jest istotnie, AS używa na to osobnego określenia „allotopia“. Najbardziej bijącym po oczach przykładem jest genetyka, ale rozmowie z Beresiem podkreśla, że np. hutnictwo też jest zbyt zaawansowane jak na średniowiecze.
Co do przekleństw, to bronił ich w przypisach do „Narrenturm“, argumentując na tej zasadzie, że skoro ludzie od starożytności wiedzieli, co to jest cholera, to mogli i w XV wieku nazwać kogoś „cholernym dziadygą“. Sądzę, że w wiedźminlandzie istnieje sporo barwnych określeń na kopulację. (IRL najwcześniejsze użycie fucka w angielskim to XIV wiek, o ile żyjący kilkadziesiąt lat wcześniejszy John le Fucker rzeczywiście nosił nazwisko mające oznaczać „denerwujący“…)
@Vinidion
„No i wyobraźcie sobie, co by było gdyby Redzi poszli tym tropem w grze – zrobiłby się z tego niezły rynsztok.“
Mój brat za sprawą drugiej części gry dodał sobie do słownika określenie „kurwie syny“.
@January
„W serialowej wersji „Mniejszego zła” przeszkadzało mi to, że rozstrzygnięto kwestię, czy Renfri jest zmutowana: jest, bo nie działa na nią magia. Dzięki czemu w moim odczuciu diabli wzięli pointę całej historii.“
„Geralt cofnął się, uniósł dłoń, składając palce w Znak. Renfri zaśmiała się znowu, krótko, chrapliwie.
– Nic z tego, białowłosy. To się mnie nie ima. Tylko miecz.“
„Mniejsze zło“ jest online legalnie na Sapkowski Zone: link to sapkowskipl.wordpress.com. W opowiadaniu Renfri, zgodnie ze słowami Stregobora, ma zdolność jasnowidzenia: przewiduje okoliczności własnej śmierci. To też potwierdzałoby interpretację mutacyjną.
@WO
„Nie pamiętam dokładnych sformułowań, ale w sadze wielokrotnie padają takie niby-anachronizmy, budujące skojarzenie Nilfgaardu z totalitaryzmem. I chyba była tam właśnie taka terminologia.“
Mottem piątego rozdziału „Chrztu ognia“ jest fragment wspomnień dowódcy nilfgaardzkiej kawalerii, Elana Trahego. Tam się pojawia IV Armia i nazwane grupy bojowe. W „Historii i fantastyce“ Sapkowski wyjaśnia, że to parafraza autobiografii któregoś z hitlerowskich dowódców: ASa zainteresowało, że autor pisze rzeczowym, beznamiętnym tonem o paleniu domów nie jako akcie okrucieństwa, tylko operacji mającej celowo zatkać drogi cywilnymi uciekinierami.
Przyznam się bez bicia, że totalitartystyczna interpretacja Nilfgaardu średnio mnie przekonuje. (Cechą charakterystyczną cyklu jest mieszanie odwołań historycznych – Brenna zawiera aluzje do Grunwaldu i Waterloo jednocześnie.) Wiemy, że cesarstwo w końcu podbije królestwa Północy (biogram Flourensa Delannoya z „Wieży Jaskółki“). Mamy parę razy zasugerowane, iż mimo całej satrapii jest to państwo po prostu lepiej zarządzane i funkcjonujące (tamtejsi czarodzieje pod względem użytkowości i pozycji politycznej porównani są do stajennych). W jednej z ciekawszych scen epilogowej części „Pani Jeziora“ przedstawiciel Gildii Handlowej (przy tym członek jakiegoś ichniego Bilderbergu najwyraźniej, w każdym razie wewnętrznego kręgu wtajemniczenia) tłumaczy wojskowemu, że pomimo braku decydującej porażki militarnej Nilfgaard i tak podpisze pokój z Nordlingami, bo mu się to po prostu opłaca finansowo. Robi przy tym wrażenie człowieka o wiele inteligentniejszego i przewidującego niż sami królowie Północy. Główną przyczyną porażki albo długiego rozkładu III Rzeszy i Sowietów w starciu z demokracjami zachodnimi była ich głęboka dysfunkcja na poziomie praktycznym.
Jeżeli chodzi o rzekome „anachronizmy” w cyklu wiedźmińskim Sapkowskiego, to zastanawiam się, czemu opisany w nim świat wszystkim kojarzy się ze średniowieczem, choć przecież lepszym jego odpowiednikiem byłaby epoka hellenistyczna: też moglibyśmy wówczas napotkać machających mieczami wojowników zakutych w zbroje i posłuchać zadziwiających opowieści o jednookich ludziach zamieszkujących północną krainę, w której po morzach pływają góry lodowe. A jednocześnie w tej epoce istniały całkiem nowoczesne ośrodki naukowe i urządzenia techniczne oparte na rzetelnej znajomości fizyki, które zdumiałyby ludzi średniowiecza.
@MRB
No wiesz, ludzie średniowiecza nie mieszkali tylko w Europie.
@Nachasz
„No wiesz, ludzie średniowiecza nie mieszkali tylko w Europie.”
Ludzie średniowiecza z wyobrażeń krytyków cyklu wiedźmińskiego zdają się mieszkać tylko w Europie. Nauka arabska, choć bardziej zaawansowana od europejskiej, też była tylko bladym odbiciem nauki hellenistycznej. Natomiast Chiny z czasów dynastii Song mogłyby być niezłym odpowiednikiem świata Wiedźmina, chociaż sądzę, że nauka hellenistyczna bardziej zbliżyła się do współczesnej euro-amerykańskiej niż chińska (a łowcom anachronizmów chodziło m. in. o to przemieszanie quasi-średniowiecznych realiów z nowoczesną terminologią naukową używaną przez bohaterów cyklu).
@MadDog
„Czy ktoś/coś o ekranizacji prozy L. Child’a?”
Już była. Wszystkie książki Childa są takie same, więc ekranizacja jednej wystarcza za wszystkie.
@Średniowiecze
A czemu nie po prostu renesans, w którym nie wynaleziono prochu (albo wynaleziono, ale na Kontynencie jest za mało czegoś, żeby go produkować w stopniu mogącym zmienić sztukę wojenną)?
Opisy strojów, czy całego Oxenfurtu zawsze mi bardziej pasowały do renesansu a nie średniowiecza.
Renesans był bardziej mistyczny (bardziej nawet od schyłkowego średniowiecza, gdy niektórzy późni scholastycy, wymyślili teorię impetusu, mającą pewien wpływ na Galileusza). Nawet Kopernik wywiódł przecież swoją teorię z neoplatońskiego mistycyzmu. Natomiast w świecie Wiedźmina mamy elementy (pozostałości?) prawdziwej nauki. Tak więc sądzę, że hellenizm byłby jednak lepszym przybliżeniem wiedźmińskiego świata niż renesansowa Europa.
@Nilfgaard i III Rzesza
Jest mnóstwo analogii wykraczających poza wrzuty w stylu „grupa armii środek” czy „ostateczne rozwiązanie kwestii wiedźmińskiej”. Nilfgaard to kraj, w którym wszystko jest podporządkowane ekspansji i rozbudowie armii. Strategia też jest podobna, jak już ktoś wspomniał – celowe niszczenie infrastruktury, zastraszanie cywilów. Ale najbardziej to widziałem w Scoia’tael. To wyraźny odpowiednik formacji ukraińskich, litewskich itp. Czyli pochodzących z narodów, który słusznie miały prawo czuć się zniewolone przez tę „dobrą” stronę i dlatego sprzymierzyły się z najeźdźcą. A po przegranej wojnie zapłaciły za to straszną cenę, zwłaszcza, że Nilfgaard często wykorzystywał je do najbardziej zbrodniczych działań. Z kolei królestwa północy to reszta Europy: bogata, rozwinięta naukowo, więc na dłuższą metę mocniejsza, ale podzielona i nie militarystyczna, dlatego początkowo kompletnie nie radząca sobie z najeźdźcą. Nie ma w tej analogii ZSRR, co trochę przypomina zachodnie narracje o WW2.
Nawiasem mówiąc, u Parowskiego kiedyś przeczytałem, że Nilfgaard miał być metaforą ZSRR. No ale naszem prawicowym fantastom każde zniewolenie kojarzyło się z komuną.
@igor
„Nilfgaard to kraj, w którym wszystko jest podporządkowane ekspansji i rozbudowie armii. Strategia też jest podobna, jak już ktoś wspomniał – celowe niszczenie infrastruktury, zastraszanie cywilów.”
Analogia do imperium nowoasyryjskiego.
@pak
„Główną przyczyną porażki albo długiego rozkładu III Rzeszy i Sowietów w starciu z demokracjami zachodnimi była ich głęboka dysfunkcja na poziomie praktycznym.”
To nasza współczesna wiedza – i III Rzesza, i ZSRR miały w swoim czasie obserwatorów przekonanych o ich wyższej skuteczności nad chaotycznymi demokracjami. Polska fantastyka socjologiczna (Parowski, Wnuk-Lipiński, Zajdel) z końca lat 70. wzięła się ze strachu, że reformy Gierka się powiodą i komunizm będzie sprawniejszy, wygra rywalizację i skolonizuje inne planety.
@WO
OK, ale narracja w książkach Sapkowskiego także dysponuje szerszą perspektywą. Ani Hitler (co do skuteczności którego można było mieć złudzenia w latach 30. albo podczas Blitzkiregu, mniej więcej od połowy wojny już nie) nie zawarł w 1945 roku (do którego aluzji jest w dziesiątym rozdziale „Pani Jeziora” sporo, Igor wymienił powyżej rolę i los Scoia’tael) korzystnego pokoju z aliantami, ani sowieccy literaturoznawcy nie mieli możliwości pisania o „legendach narodów zachodnioeuropejskich SRR”.
„Ostateczne rozwiązanie kwestii wiedźmińskiej” to tekst, którym rzuca Vilgefortz. Koleś co prawda najpierw sprzymierzył się z Emhyrem, potem ze Skellenem, ale tylko dlatego, że miał w planach zostanie władcą multiwersum.
@Nilfgaard i III Rzesza
Mi od zawsze te wioski nilfgaardzkich kolonistów kojarzyły się z marzeniami nazioli o „cywilizowaniu” bezkresnej Rosji. W scenach powojennej parady zwycięstwa są też grubymi nićmi szyte aluzje do wydarzeń z Londynu z 1946. W ogóle cała ta sytuacja, w której wojna się niby kończy, ale to nie dla wszystkich oznacza spokój (łącznie z pogromem kieleckim) to już dla mnie jako gówniarza było oczywiste. Sapkowski nie zatytułował tego „wielką trwogą” pewnie tylko dlatego, że Zaremba napisał swoją książkę 10 lat później.
@Marcin Robert Bigos
„Renesans był bardziej mistyczny (bardziej nawet od schyłkowego średniowiecza, gdy niektórzy późni scholastycy, wymyślili teorię impetusu, mającą pewien wpływ na Galileusza). Nawet Kopernik wywiódł przecież swoją teorię z neoplatońskiego mistycyzmu.”
nie kupuję tego mistycyzmu Renesansu. Na historii techniki się nie znam by się wypowiadać czy bardziej „naukowa” była technika w średniowieczu czy w Renesansie, ale co do sztuki w rozmaitych jej przejawach i dziedzinach, Renesans jawi mi się jako rozumowo traktowane szukanie piękna o klasę doskonalsze warsztatowo niż w średniowieczu, ze zwróceniem się do antycznych wzorców. Jakoś tak więcej tego mistycyzmu w średniowieczu jednak było.
Przecież jeszcze w XIX wieku Renesans w sztuce postrzegany był jako „nudny” bo taki wyrozumowany właśnie no i zachowawczo zbalansowany w przejawach, co innego średniowiecze, gotyk, rycerskie legendy, tajemne baszty we mgle, te sprawy….
@borsuk
„Na historii techniki się nie znam (…) ale co do sztuki”
To trochę bez sensu – w sztuce mistycyzm akceptują także racjonaliści (jako metaforę). Co do nauki, ja bym powiedział raczej, że mistyczne podejście przeszło płynnie z antycznego przez średniowieczne do renesansowego. Że impet Buridiana był na jego czasy postępowy to przecież nie znaczy jeszcze, że sam Buridian był wolny od mistycznych przesądów.
@wo
Obejrzałem dwa pierwsze odcinki, więc mogę komentować 🙂
„Czarodzieje potrafią teleportować siebie i innych gdy tylko mają taki kaprys, ale nagle zapominają o tych umiejętnościach podczas oblężenia. ”
Nie dowolni czarodzieje, tylko Yennefer, która przecież OIDP była specjalistką od teleportacji (w serialu też jest mowa, że czarodziej(ka) musi sobie znaleźć swoją specjalność. Myszowór mógł po prostu nie być magiem od teleportacji.
„Obrońcy fortecy wychodzą na przedpole, by się dać zmasakrować przeważającym siłom nieprzyjaciela”
Calanthe podczas uczty mówi „mamy więcej rycerzy”, więc taktyka wyjścia na przedpole żeby skopać tyłki wrogowi którego się uważa za słabszego jest zrozumiała. Królowa zgrzeszyła zbytnią pewnością siebie i brakiem rozpoznania. Na początku bitwy, kiedy na horyzoncie pojawia się coraz więcej sił Nilfgaardu, Calanthe i Eist są wyraźnie zaskoczeni. W dodatku te siły to piechota a nie rycerstwo – Nilfgaard jest nowocześniejszy wojskowo niż Cintra. Wypisz wymaluj – kampania wrześniowa 1939.
„niedobitki wracają, by popełnić w tej fortecy samobójstwo.”
Fakt, to jest niezrozumiałe – przecież mogli uciec do Verden. Widać Calanthe miała więcej honoru niż Rydz-Śmigły. W serialu dopiero później jest wytłumaczone, że Calanthe chciała dopilnować, żeby Ciri nie wpadła w ręce Nilfgaardu. Być może dlatego wróciła? Reszta samobojców przez cały czas bity pozostawała w zamku, i po upadku miasta miała odciętą drogę ucieczki.
Sorry za wymądrzanie się, ale chciałem się podzielić obserwacjami 🙂 Wydaje mi się, że serial jest zrobiony całkiem dobrze. Ja czytałem wszystkie opowiadania i ksiązki Sapkowskiego o wiedźminie, ale moja żona nie, i też nie miała problemu ze śledzeniem rozwoju wydarzeń serialowych.
@ism
„Nie dowolni czarodzieje, tylko Yennefer, która przecież OIDP była specjalistką od teleportacji”
Jednak dowolni, bo widzimy ich dość swobodnie się teleportujących fte i wefte, gdy mają zrobić Tajną Naradę. Vilgefortz regularnie się teleportuje podczas bitwy o Sodden. Ale nawet zakładając, że to jakaś specjalność Yennefer i Vilgefortza – to dlaczego płyną łodką razem z nią? Dlaczego podczas bitwy o Sodden stosują tę umiejętność akurat gdy chodzi o duperelia, a nie wykorzystują z większym rozmachem?
„W serialu dopiero później jest wytłumaczone, że Calanthe chciała dopilnować, żeby Ciri nie wpadła w ręce Nilfgaardu. Być może dlatego wróciła?”
Da się wymyślić różne usprawiedliwienia tego typu – ale błędem narracyjnym jest to, że je trzeba usprawiedliwić. A błąd wziął się z tego, że pokazują coś, czego nie pokazał Sapkowski, u niego o tych bitwach niewiele wiemy.
Yen i Vil mogą być specami od teleportacji precyzyjnej, ale akurat Myszowór jest najlepszym z pokazanych transporterem. Zabiera ze sobą Geralta. Jak by zabrał Ciri to by nie było jednej bitwy. Podczas drugiej Fringilla zamiast marnować dwu magów mogła znowu kogoś wybebeszyć jak Ciri była już poza Brokilo.. Brooklynem itd. itp. Ze strategią trzeba dużego zawieszenia niewiary.
Warto pamiętać, że Myszowór był druidem, nie czarodziejem, więc może teleportacja to nie ich specjalizacja.
Myszowór się umie teleportować, robił to z Geraltem. I tak naprawdę, oprócz dziury logicznej pod tytułem „czemu nie uciekł z Ciri”, to przecież mogliby szybko zakończyć całą wojnę, wysyłając teleportujący się oddział zabójców, którzy po kolei precyzyjnie wyeliminują głównych przywódców Nilfgaardu. Sprytne uniwersa fantasy zazwyczaj wprowadzają jakiś rodzaj magii blokującej teleportację w kluczowych miejscach, np. głównych twierdzach, bo bez tego każda wojna by polegała na atakach teleportacyjnych komandosów. Ale tutaj ewidentnie nie ma takich zabezpieczeń, bo Myszowór się spokojnie aportował na zamku w Cintrze.
@procyon
„Sprytne uniwersa fantasy zazwyczaj wprowadzają jakiś rodzaj magii blokującej teleportację w kluczowych miejscach, np. głównych twierdzach, bo bez tego każda wojna by polegała na atakach teleportacyjnych komandosów. Ale tutaj ewidentnie nie ma takich zabezpieczeń, bo Myszowór się spokojnie aportował na zamku w Cintrze.”
Nie oglądałem jeszcze serialu, ale: w uniwersum Wiedźmina takie zabezpieczenie istnieje – w książkach uwięzionych czarodziejów trzyma się w kajdanach z dwimerytu, co uniemożliwia teleportację.
@wo,
„Jednak dowolni, bo widzimy ich dość swobodnie się teleportujących fte i wefte, gdy mają zrobić Tajną Naradę.”
– Bo na Tajną Naradę to oni jadę po teleportacyjnej sieci autostrad i dróg ekspresowych? A nie na przełaj? Jeśli magia w tym świecie ma jakieś fizyczne wspomagacze/umożliwiacze – a ma, bo je czasem widzimy – to logicznym wnioskiem jest możliwość istnienia jakiejś infrastruktury ułatwiającej podróże. Więc akurat tej teleportacji nie czepiałbym się. (Choć wielu innych tak).
Procyon,
Brak zabezpieczeń? To, że masz obronę przeciwlotniczą nie oznacza automatycznie, że będziesz strzelać do swoich lądujących samolotów. Z teleportacji Myszowora lepiej nie robić reguły, że uda się zawsze, wszędzie i każdemu.
Na marginesie, jeśli ktoś przypadkiem nie zna, to polecam „Ruch generała” Dukaja, jako porno magii bojowej tak oswojonej, że trudnoodróżnialnej od techniki: link to esensja.pl
fajny usenet
@kmitko
„Nie oglądałem jeszcze serialu, ale: w uniwersum Wiedźmina takie zabezpieczenie istnieje – w książkach uwięzionych czarodziejów trzyma się w kajdanach z dwimerytu, co uniemożliwia teleportację.”
To słowo nawet pada w serialu, ale nic, po prostu nic nie uzasadnia sceny, w której wszyscy czarodzieje siedzą w jednej łódce, jak generalicja w tupolewie. Gdyby Fringilla palnęła tam Fireballem +3, mielibyśmy miesięcznice yenneferskie. A cała ta dziura teleportacyjna wzięła się z poprawiania Sapkowskiego.
Płynęli od północy, a Nilfgard nacierał od południa. Vilgefortz też siedzi w tej łódce, na tym etapie są mu potrzebni. Fringilla by tego nie namierzyla, bo chyba bez wybebeszania nie orientuje się gdzie kto jest, a Yen jak zniknela z radaru to Triss nie mogła jej znaleźć latami. Tissaia raz znalazła, ale jest bardzo doświadczona (OTOH dała się załatwić dmuchnięciem spudrowanego dwimerytu).
Wbrew pozorom ten serial pod względem charakteryzacji i efektów często wypada gorzej nawet od naszego polskiego Wiedźmina. Twarz jeża to kiepskie CGI, a krasnoludy grają ludzie cierpiący na karłowatość.
Generalnie gdzieś od 5 odcinka serial staje się oglądalny, bo nie ma trzech wątków na raz, ale to wciąż 6/10, które wypada gorzej od produkcji z Żebrowskim.
Mi bardzo rezonowało podczas oglądania, to co napisałeś w swojej nie-recenzji. Czyli fakt, że ta adaptacja podobnie jak typowy-serial-fantasy, skupia się na możnych i ważnych.
Do tego brakuje tego co w książkach było najlepsze, czyli dialogów. Tych wszystkich rozmów o polityce, ekologii, życiu, moralności, podczas picia przy stole w oczekiwaniu na otwarcie bramy, przy ognisku, w drodze na smoka itp itd. To zostało ścięte do minimum.
W tym sensie dźwięczy mi w głowie opinia, że z Wiedźmina byłby świetny teatr telewizji. Czarne ściany, stół, siedzący przy nim bohaterowie i dyskusje o życiu. No ale to nie jest coś co mógłby zrobić Netflix.
” Twarz jeża to kiepskie CGI, a krasnoludy grają ludzie cierpiący na karłowatość.”
Przy tym budżecie nie ma szans na zrobienie ich jak we „Władcy Pierścieni”, więc zostają albo ludzie z karłowatością jak u Netflixa, albo ludzie normalnego wzrostu jak w polskim serialu, przez co grany przez Boberka Yarpen jest wyższy od Jaskra.
@zefir przez co przekaz tolerancji został wręcz postawiony do góry nogami. Elfy to ciołki i dobrze, że sobie poszły, doppler okazuje się obrzydliwym potworem itp. Jedyny poważny wątek nietolerancji łączy się z pop feminizmem Yennefer.
„przez co grany przez Boberka Yarpen jest wyższy od Jaskra.” Wolę już w tę stronę, przynajmniej przy Boberku nie mamy wątpliwości czy dobrze prezentuje się jako wojownik.
@borsuk
„nie kupuję tego mistycyzmu Renesansu.”
Renesans odziedziczył po średniowieczu wykładany na uniwersytetach arystotelizm, natomiast na nowych uczelniach, których wzorem była Akademia Florencka, nastąpił nawrót do neoplatonizmu (także chrześcijańskiego) oraz wszelkiego rodzaju starożytnej wiedzy tajemnej. Zauważmy, że fizyka w ogóle nie rozwinęła się w epoce renesansu. Niewielki postęp mieliśmy w XIV wieku, a jego kontynuacja nastąpiła dopiero w stuleciu XVII.
@średniowiecze, hellenizm i świat Wiedźmina
Przekonanie, że jeśli w jakiejś epoce natykamy się na zakutych w zbroje wojowników z mieczami, królów zamieszkujących warowne twierdze, bardów opiewających dawne bitwy czy też magiczne dziwy w rodzaju przemian ludzi w zwierzęta, to jesteśmy w średniowieczu i w takim razie wszystko inne, co w tej epoce możemy obejrzeć (na przykład osiągnięcia nauki albo moda), także powinno być średniowieczne jest dla mnie czymś dziwacznym. Mamy przecież co najmniej jeden przykład cywilizacji znacznie bardziej niż średniowiecze przypominającej świat wiedźmiński (także pod względem politycznym) i tą cywilizacją jest właśnie świat hellenistyczny. Szczególnie późny hellenizm, gdy państwa greckiego wschodu były już zdestabilizowane politycznie i gospodarczo, od zachodu napierała zaś – poczynająca sobie iście po bandycku – potęga Rzymu.
@Wiedźmin a teatr telewizji
Nie wiem, czy zaglądają tu ludzie przypominający sobie stary francuski serial z lat siedemdziesiątych „Królowie przeklęci”, nadawany w TVP bodajże w latach dziewięćdziesiątych? Zrealizowany był on w formie przypominającej teatr telewizji i oglądało się to naprawdę bardzo dobrze. Czy taka forma nie byłaby lepsza od próby imitowania „Gry o tron”?
@mrb
„fizyka w ogóle nie rozwinęła się w epoce renesansu. Niewielki postęp mieliśmy w XIV wieku, a jego kontynuacja nastąpiła dopiero w stuleciu XVII”
To jest szalona teza, unicestwiająca chociażby Gallileusza. Kopernik nie uważał siebie za fizyka, ale dyskusje wokół jego modelu szybko zaczęły być de facto fizyczne (tzn. dotyczyć pytań typu „jak właściwie działają te całe orbity”. Proszę nie brnąć – równie dobrze można dowodzić, że XVII-wieczna fizyka nie była prawdziwą fizyką, bo Kepler i Newton też nie stronili od mistycyzmu.
Galileusz także działał w stuleciu XVII. Przecież nie przeczę, że mistyczne idee są stałym elementem myśli europejskiej od starożytności aż po dzień dzisiejszy. To jest oczywista oczywistość. W pewnych epokach jednak obok tego mistycyzmu do głównego obiegu intelektualnego przedostawały się także elementy nowoczesnej nauki. Tak właśnie było w stuleciu Galileusza, Keplera i Newtona.
Ale pewne osiągnięcia miał też w XVI. Bitch, please.
Ale ja zaliczyłem Galileusza umownie do myślicieli siedemnastowiecznych, bo wtedy miał największe osiągnięcia i bliżej mu było do Keplera czy Newtona niż do humanistów renesansowych. Przecież zbliżamy się teraz do jakichś scholastycznych rozważań: czy jeżeli ktoś miał osiągnięcia naukowe pod koniec XVI wieku to był myślicielem renesansowym, czy też możemy zaliczyć go do następnej epoki? Podziały na stulecia są konwencjonalne.
@mrb
„Ale ja zaliczyłem Galileusza umownie do myślicieli siedemnastowiecznych, ”
Ach, to ja zaraz zaliczę kolegę umownie do myślicieli dziewiętnastowiecznych. Teza „fizyka w ogóle nie rozwinęła się w epoce renesansu” jest tak przesadzona, że zabraniam koledze jej dalszego rozwijania. Żadna umowność nie przypisze Galileusza do baroku (że już nie wspomnę, że by się skichał bez postępu w optyce, w dużym stopniu anonimowego, który trwał nieprzerwanie – podkreślam, nieprzerwanie – od późnego średniowiecza).
Cóż, ze stwierdzenia, że w epoce renesansu w ogóle nie rozwinęła się fizyka mogę się wycofać, tym bardziej, że w tej skrajnej postaci teza ta jest faktycznie absurdalna. Humaniści renesansowi odnowili różne starożytne mistycyzmy, ale Kopernik też był humanistą, a jego teoria miała bez wątpienia duży wpływ na rozwój fizyki. Czy Bacon i Galileusz (obaj działający na przełomie XVI i XVII wieku) byli myślicielami renesansowymi czy nierenesansowymi? (Barok to pojęcie z dziedziny literatury i sztuki). Jeżeli renesansowymi, to schyłkowymi. I naprawdę ciężko bronić tezy, że Bacon i Galileusz to typowi przedstawiciele humanizmu renesansowego. Naprawdę bliżej im do myślicieli stulecia XVII (Spinozy albo Keplera, którzy też przecież nie byli barokowi).
Co do optyki, rozwijali ją Arabowie, o ile dobrze pamiętam od IX stulecia. Stamtąd przyszła w XIII wieku do Europy i rzeczywiście jej stały rozwój sprawił, że mógł powstać teleskop, przez który Galileusz dokonał swoich przełomowych obserwacji.
Złagodźmy więc wyjściową tezę: wraz z humaniznen renesansowym (i reformacją) wzmogły się nastroje mistyczne, zaś przełom XVI i XVII wieku zapoczątkował odwrót od tendencji mistycznych w filozofii (Bacon) i fizyce (Galileusz).
@mistycyzm epok
Dopowiem jeszcze, że w obiegowej tezie „renesans mniej mistyczny niż średniowiecze” raczej dokonujemy wstecznej projekcji w ślad za swoistą teorią wahadła, opracowaną w XIX w. przez romantyków niemieckich (nie potrafię sobie przypomnieć, przez kogo konkretnie, chodzi mi po głowie któryś z braci Schleglów, ale równie dobrze mogę być w błędzie) – tzn. że epoki racjonalne i irracjonalne występują po sobie na zmianę; zatem jakoby średniowiecze – irracjonalne, renesans – racjonalny, barok – irracjonalny itp. Było to, rzecz jasna, daleko idące uproszczenie, pomagające ww. romantykom wielbić gotyk i jego mgliste baszty, snuje muje, dzikie węże. Tymczasem z różnych wyrywkowych lektur odnoszę wrażenie, że XIII i XIV w. w Europie to lokalne maksimum rozumowych kombinacji w skali kilkuset lat, niezupełnie zgodnie z romantyczną teorią „wahadełka”. Co do rozwoju fizyki, przychylałbym się do tezy, że postępował stopniowo we wszystkich epokach, niezależnie od mistycznych zapędów samych uczonych (Kopernika-neoplatonika, Newtona-alchemika itp.).
Od trzeciego odcinka zacząłem traktować serial jako alternatywne uniwersum, po czym pewne rzeczy zrobiły się łatwiejsze do przełknięcia. Chyba to jest też cześć opowieści, w której zaznacza się odrębność wątku nilfgaardzkiego. Dowiadujemy się, że początkowo Kapituła miała władzę nad całym kontynentem, na którym Nilfgaard był chwilowo zadupiem bez znaczenia, rządzonym przez nieudolnego króla. Przychodzi Emhyr, robi tamtego kęsim i wprowadza królestwo (nie cesarstwo!) na drogę imperializmu połączonego z ekspansywnym kultem religijnym Białego Płomienia. Jak dla mnie to jest wyraźniejszy totalitaryzm niż w oryginale (Blitzkrieg zamiast pragmatycznej ekspansji).
Głównym problemem serialu jest to, że z angielska można by określić jako „underwritten“ i „overwritten“ jednocześnie. Ocaliło go ostatecznie to, że showrunnerka miała jakąś sprecyzowaną wizję całości konfliktu, która się ujawnia w dwóch ostatnich (najlepszych) odcinkach. (O Sodden z książek wiemy tyle, że była to regularna bitwa na otwartym polu, z czarodziejami w roli ciężkiej artylerii. Różnice inscenizacyjne wynikają z tego, że wyraźnie widać, iż chciano stworzyć kopię „Gry o tron” na miarę skromniejszych możliwości. Tam jest więcej kłopotliwych fragmentów. Serio, gałęzie to najlepsze, czym Triss może zastąpić bramę? A jej rana polega na tym, że dostaje pochodnią prosto w dekolt? WTF?) Natomiast do tego formatu nie bardzo pasowały pojedyncze historie, po których przecwałowano jak Kozak po stepie. „Mniejsze zło“ było koszmarne, ale adaptacje „Kwestii ceny“ i „Granicy możliwości“, w miarę poprawne jako samodzielne dzieła, pokazały mi w czym leży problem: kuleje kompozycja. Sapkowski, kiedy pisał pierwszy z tych tekstów od zera wprowadzał postać Calanthe i całej kwestii cintryjskiej, drugi był debiutem Yennefer. Dysponując dosyć ograniczoną objętością (no, powiedzmy, „Granica“ to jego najdłuższe opowiadanie, ale w serialu i tak wypadł cały wątek polityczny razem z baśniową polemiką) zdołał przedstawić odpowiednie relacje w dużo ciekawszy i bogatszy sposób. W spłyconej, netflixowej wersji to nie są już adaptacje literatury, tylko questów z papierowych i komputerowych erpegów.
To, że spotkanie Geralta i Yennefer wypada dużo prościej i łagodniej niż w oryginale (C’mon, przy całym patetycznym romantyzmie wątku miłosnego u Sapkowskiego, przy momentach autoironii (Yennefer rzucająca zaklęcie nogą), czy ktoś może wyobrazić ich sobie walczących podczas trzymania się za ręce? To budzi skojarzenia z zupełnie innymi rejestrami popkultury: link to youtube.com.) wynika ze zmiany, której rozwoju wyglądam z zainteresowaniem: modyfikacją charakteru czarodziejki. W oryginale, trzeźwo patrząc, była momentami osobą dosyć toksyczną, nie wzdragającą się przed używaniem przemocy emocjonalnej (case in point: jej rozmowa z Triss w czasie wjazdu do Rivii, czyli w ostatnim rozdziale sagi). Trochę też z niej wychodził taki magiczny Rorschach z zasadą „Never surrender, never compromise“ (obrażanie w kajdanach napastnika grożącego gwałtem, odmowa współpracy z kimś, kto może cię w try miga zamienić z powrotem w figurkę), średnio radzący sobie z funkcjonowaniem w normalnych warunkach. Książkowa Yennefer nie rzuciłaby zabawnym tekstem, gdyby widziała, że Vilgefortz ją traktuje protekcjonalnie, tylko grubym opierniczem, a Geralta za tę wersję życzenia, jaka padła w serialu – po prostu zabiła. Yen serialowa jest mniej groźna, mniej szorstka, bardziej podatna na emocje… ale mam wrażenie, że także przez to bardziej ludzka i łatwiejsza do zrozumienia. Zamiast huraganu w ludzkiej postaci, czasami okazującego ludzkie uczucia wybranym osobom, mamy ofiarę niesprawiedliwości, zdeterminowaną (ale bez niemoralności) social climberkę, której próba wspinaczki przynosi rozczarowanie; sarkazmu i kwestionowania autorytetów używa nie tylko wtedy, kiedy w grę wchodzi duma osobista, a nowy sens życia odnajduje w próbie pomagania innym.
(Co by też nie mówić o szóstym odcinku, to napomknienie o Ciri było bezcenne: „Wolałbym prędzej wystawić moje Dziecko Niespodziankę na przynętę…“, „Zaraz, ty masz Dziecko Niespodziankę?“, „(chwila ciszy) Fuck!“)
Na wątpliwości: „Jak ekranizować Wiedźmina?“ odpowiem, że następną adaptację zobaczyłbym najchętniej w wykonaniu Brytyjczyków. Jednym z dwóch kojarzonych przeze mnie seriali potrafiących w fantastycznym entourage’u mistrzowsko łączyć pojedyncze historie z ciągłą fabułą jest „Doktor Who“. Co zgadza się niejako z intuicjami, jakie się już tutaj pojawiły, bo brytyjska szkoła serialowa wywodzi się z tradycji teatru telewizji. Jak dla mnie, popełniono błąd próbując zaadaptować oba tomy opowiadań w jednym sezonie. „Miecz przeznaczenia“, pomyślany jako quasi-powieść, zasługiwał na osobną serię, tymczasem tytułowe opowiadanie z tomu zmarnowano w koncertowy sposób. Po obejrzeniu 3/4 sezonu byłem bardzo rozczarowany: pozycja serialu jako „nie najgorszego w historii, nie najlepszego“ nie oddaje dla mnie znaczenia oryginału. Wiedźmin to nie jest po prostu „najsłynniejszy polski cykl fantasy“, tylko ozdoba gatunku na tle światowym. Kiedy AS wydał „Rękopis w Smoczej Jaskini“ ujawnił swój kanon i wartościowanie, pojawiły się głosy, że jest dużo lepszym pisarzem niż krytykiem , bo ma skłonności do zachwycania się efekciarską przeciętnością. (W artykule poświęconym kinu fantasy o „Zaklętej w sokoła“, filmie co najwyżej drugorzędnym, pisał egzaltowaną prozą poetycką, zakończoną słowami: „Jestem cierpieniem.“ link to sapkowskipl.wordpress.com) Tym większa jego zasługa, że z tak pojętego połączenia swoich fascynacji oraz inspiracji zdołał stworzyć coś tak potężnego literacko. Ten jego wysiłek w większej części zmarnowano, NATOMIAST finał każe przyznać uczciwe, że był jakiś sens tego pośpiechu. Calanthe, która w zakrwawionej zbroi była najlepszą rzeczą w ichniej „Kwestii ceny“ jest bezbłędna w przedostatnim odcinku. Spotkanie Geralta i Ciri nie jest tak miażdżące jak w opowiadaniu… ale swoją wagę tutaj ma. Otwarto drogę dla zdarzeń, które mogą się jeszcze interesująco potoczyć, także poprzez różnice wobec książek (nie mamy pewności, jaki jest w tym momencie plan Vilgefortza). Gdybym zakończył oglądanie na smoku, życzyłbym serialowi padnięcia po drugim sezonie. Teraz myślę, że może dla niego być nadzieja.
@pak
Ja pamiętam, że w pierszym/ch sezonach GoT bitew jako takich nie było prawie wcale. Były przygotowania, prężenie, szczerzenie, a potem cięcie i… cóż to była za bitwa.
Wszystko wskazuje na to, że plan zakłada skupienie się na powieści. Pierwszy sezon miał być do niej wprowadzeniem (tak jak opowiadania), tyle że opowiadania są czymś innym niż powieść i choć na papierze się kleiły z powieścią, to na ekranie pierwszy sezon zrobiony w stylu „monster of the week” z drugim ciągnącym już wątki powieściowe by się pewnie kleił słabo.
Ekipa filmowa musiała uszyć sporo. Mi drugi odcinek wprowadzający Yennefer, którą w książkach poznajemy z różnych rozmów i retrospekcji, od A do powiedzmy N całkiem się podobał.
Ponadto T.Bagiński w jednym z wywiadów przyznał, że nie wszystko wyszło im najlepiej bo się uczyli. Może to słabe usprawiedliwienie, ale wytłumaczenie uczciwe.
@Piotr Aleksander Kowalczyk
„Zaklęta w sokoła” to jest świetny film.
A Wiedźmin so far tylko daje nadzieję na przyszłość. Ale muszą sypnąć groszem. I zatrudnić lepszych scenarzystów.
@wojtek_rr
„„Zaklęta w sokoła” to jest świetny film.”
A temu nie przeczę. „Drugorzędny” to nie jest dla mnie obelga, jeżeli za pierwszy rząd przyjmiemy absolutny, arcydzielny kanon (i zważ, że to i tak lepsza nota od tej wystawionej przez większość krytyki). Still… „jestem cierpieniem”? Sapkowski? Serio? Mógłbym sporo napisać o tym, co filmy Miyazakiego (geniusza przecież) znaczyły dla mnie nie tylko dla widza, ale i człowieka, jednakowoż „Jestem radością” uznałbym za overkill.
@średniowieczna nauka
Nie mam pod ręką „The Invention of Science“, ale była tam wzmianka o tym, że przed Kolumbem powszechnie wierzono, że Ziemia jest sferą; podobnie jak Woda, która także była sferą – inną, z innym promieniem i środkiem. Kojarzę, że popularny traktat o astronomii autorstwa Sacrobosco, w duchu nomen omen hollywoodzkim, zależnie od roku wydania opisywał inną mechanikę wszechświata. Dopiero renesans wiąże się z użyciem metody naukowej zachowującym ciągłość do teraźniejszości (jednak z opisaną w „The Forgotten Revolution“ epoką hellenistyczną nie ma tej ciągłości).
@Wiedźmin Netfliksa
Skończyłem oglądać i myślę, że gdyby miał inny tytuł i imiona bohaterów spodobałby mi się dużo bardziej. W przeciwieństwie do GoT nie zostawia poczucia, że dwa sezony mają fabułę na jeden film; bo nie ma dziesięciominutowych wstawek z czapy, z Tyrionem na łódce, czy z Cersei przeganianą przez miasto. No i przedstawia jakieś wydarzenia, a nie tylko rozbudowany świat i obietnicę, że w ósmym sezonie coś się wreszcie stanie. Chociaż tam przynajmniej było słychać dialogi, a tu Netflix powinien wymienić dźwiękowców.
To nie jest wierna adaptacja cyklu, więc dzieją się rzeczy, które pchają fabułę w innym kierunku niż pamiętam z lektury. Ostatnie życzenie wiedźmina vs książkowa Yennefer już przywołano, a czy ktoś może wyobrazić sobie tego Vilgefortza pojedynkującego się z Geraltem przed Tor Lara? Mając w pamięci opowiadania, w każdym odcinku dostrzegam cięcia, które zubażają postacie, psują rozumienie ich motywacji, ale przecież to samo dzieje się z większością adaptacji filmowych i serialowych. Wiem, że osoby nieznające książek nie mają problemu ze śledzeniem fabuły; a mnie w scenariuszu najbardziej drażni fakt, że w zaskakujący sposób pozbawia mnie rzeczy, które spodziewałem się zobaczyć.
@t.q
„tam przynajmniej było słychać dialogi, a tu Netflix powinien wymienić dźwiękowców.”
Czy mowa o wersji oryginalnej?
W polskiej wersji faktycznie 1/4 dialogów jest dla mnie mało zrozumiała, ale myślałem, że to problem Polskiej Szkoły Udźwiękowienia i Mamrotania.
@steelman
„Pierwszy sezon miał być do niej wprowadzeniem (tak jak opowiadania),”
Opowiadania istniały najpierw same dla siebie, dopiero gdy zaczęły się plany dotyczące sagi, Sapkowski napisał „Głos rozsądku” (łączący pierwsze opowiadania) i „Coś więcej”, wprowadzające do powieści. Ja bym chętnie zobaczył drugi sezon nadal zdominowany przez opowiadania, tylko że tym razem zrobiony lepiej.
Najważniejszym błędem showrunnera wydaje mi się niepotrzebne skracanie prozy. Zazwyczaj przy adaptacji na serial się raczej dodaje materiału niż ujmuje, a tutaj powypadały wspaniałe sceny, zastąpione zbędnym wizualizowaniem bitew o Sodden i Cintrę.
Biorąc pod uwagę nierówne odcinki nie wiadomo czy polityka pozwoliła na pojedynczego showrunnera. Gdyby np walka w Blaviken była nakręcona jak w Cintrze i pod Sodden, to nie wykluczone że działaby się w otoczeniu statystów, a koleś mówi Geraltowi że Renfri jest nie z Mariola a u Marilki szefa i wtedy się nie wygłupia mówiąc o ultimatum. Renfri wcześniej mówi że juz jutro się zmywa tylko załatwi jedna sprawę, a Geralt będzie ubroczony krwią, także grunt pod to był. W ostatniej chwili zatrudniono chyba choreografa i efekty były zbyt rewelacyjne żeby nie nakręcić sceny od nowa, a jednocześnie za mało czasu żeby nakręcić resztę sezonu.
Ludzie się martwią że ta ekranizacja zamknie temat Wiedźmina na lata i nikt już nie poprawi jej błędów. Myślę że kronice wypadków będzie poświęcony sezon BoJacka Horsemana, w końcu tam gra ale wycięto mu wszystkie dialogi.
@orbifold
„Ludzie się martwią że ta ekranizacja zamknie temat Wiedźmina na lata ”
Powiedz tym ludziom, żeby się martwili raczej tym, że im niebo zleci na głowy. Czepiamy się kwestii w gruncie rzeczy drugorzędnych. To jest sukces. Dałbym pierwszemu sezonowi 4/5, mniej więcej tyle samo dałbym „Grze o tron” (uśredniając), bo tam też były słabe momenty, a ostatni sezon cierpiał na ten sam syndrom „galopu kozaka od bezsensownej bitwy do bezsensownej bitwy”.
Cierpiał też na uleganie krytykom. Scenarzyści Wiedźmina mają mniejsze doświadczenie i mogą mieć większą podatność. Zdjęcia zaczynają się już w lutym, najgorsze byłyby jakieś nerwowe reakcje typu doczepiane solilokwia. Te jeszcze znajdą miejsce może w teatrach, a nawet i w tym BoJacku. Jak już znaleźli tego choreografa to niech trzymają się zamysłu. Netflix lubi ewaluować po drugim sezonie, wiele wysokobudżetowych produkcji tak poległo.
@PAK
” (…) imperializmu połączonego z ekspansywnym kultem religijnym Białego Płomienia. Jak dla mnie to jest wyraźniejszy totalitaryzm”
– Wyraźniejszy? Książkowo patrząc, Nilfgaard w ogóle nie był totalitarny – monarchia absolutna najwyżej. A i fanatyzm religijny raczej przeważał na Północy. To nie jest silniejsze zaakcentowanie, tylko zupełna zmiana.
@t.q
” a czy ktoś może wyobrazić sobie tego Vilgefortza pojedynkującego się z Geraltem przed Tor Lara?”
– Po tym, jak troszkę jakby oberwał od młodego nilfgaardzkiego szlachcica (…który, nie wiedzieć czemu, z kolei awansował na Tego Złego)? Zdecydowanie nie. Na pocieszenie taki np. Istredd zapowiada się na typ człowieka, który mógłby chcieć popełnić suicide-by-witcher w pojedynku na miecze.
@Bardzozly
O aluzjach totalitarnych (które niewątpliwie są) była mowa kawałek wyżej. Nie były dominujące, ale obecne, co do oceny nilfgaardzkiego ustroju się zgadzam (historycznie przywodzi mi na myśl Bizancjum albo carską Rosję). Cieszę się ze zmian, bo pozwalają mi traktować serial jako Wiedźmin AU. (BTW, zdaje mi się, czy do tej pory nie padło tam imię Emhyra?) Wbrew wielu opiniom popieram także dotychczasowe rozegranie Cahira. W książce jego upozycjonowanie na Tego Dobrego było IMO strasznie naciągane i oparte w dużej mierze na uzasadnieniu „ponieważ przeznaczenie”. Tutaj ma szansę dostać jakąś sensowną historię odkupienia.
Imię Emhyr zostało użyte, chyba przez Fringillę.
Ostatni odcinek zwiększył moją nadzieję, że dalej będzie lepiej. Choć ja po prostu nie rozumiem, po co pojawiają się tak idiotyczne sceny, jak Ciri nagle biegnąca do lasu, Geralt za nią i wtem – wybiegają wprost na siebie. Zaiste magiczne są lasy Kontynentu.
@Nankin77
„Jedyny poważny wątek nietolerancji łączy się z pop feminizmem Yennefer.”
No nie. Kobieta, u której chroni się Ciri każe krasnoludowi oddać jej buty i przekonuje ją żeby się nie brzydziła bo „ten jest czysty”, a Dara opowiada jak Calanthe tępiła elfy.
@wojtek_rr
„Zaiste magiczne są lasy Kontynentu.”
W oryginale też można znaleźć kilka takich scen – jak Geralt dowiaduje się o spisku na Thanedd albo o lokalizacji Vilgfortza.
@janekr
„Czy mowa o wersji oryginalnej?
W polskiej wersji faktycznie 1/4 dialogów jest dla mnie mało zrozumiała, ale myślałem, że to problem Polskiej Szkoły Udźwiękowienia i Mamrotania.”
W wersji angielskiej też często trudno zrozumieć, co mówią.
Czy ten zamek w finałowej bitwie nie służył przypadkiem do obrony mostu nad przepaścią?
Nie można było po prostu wyczarować w kosmos i po problemie?
Mówi się, że pierwsze ujęcie czy scena mówią wszystko o całym filmie. Tak samo zatem pierwszy odcinek mówi wszystko o całym serialu. Toteż obejrzałem pierwszy odcinek produkcji The Witcher i powiem tak: Czasem rażą troszkę scenerie jak 1986 r. („Przyjaciel wesołego diabła”!) np. ta z walki Wiedźmina z Wielką Pajęczycą Teklą na początku. Denerwuje też sam Wiedźmin, który coś mruczy niskim głosem, odburkuje maksymalnie 2 słowa jak jakiś Stallone, co ma sugerować, że jest on badboyem, swoje w życiu przeżył i ogólnie jest zmęczony. Mógłby czasem złośliwie zażartować, skomentować coś ironicznie czy co. „Wizualizację” w siedzibie czarodzieja tez można było sobie podarować. Plusy: wątek z tą całą Ciri czy jak jej tam, klimat jakby dark fantasy, przyśpiewka na końcu odcinka. Wg mnie jest OK. Nie jest to jakaś rewelacja ale też żadna tragedia. Daje radę.
Tak sobie czytam komentarze pod wpisami dotyczącymi seriali i muszę powiedzieć, że mnie w jakiś sposób fascynuje to, że chce Wam się analizować, roztrząsać, porównywać, bronić, potępiać itd. Jednym słowem poświęcać na to czas. Ja filmy odbieram czysto emocjonalnie – podobał mi się/nie podobał, zrobił na mnie wrażenie/nie zrobił. Nie zastanawiam się dlaczego (no, czasem poświęcam trochę refleksji i rozmowy odczuciom estetycznym), nie analizuję akcji i fabuły, przyjmuje ją jak jest. Choć niewątpliwie istotne jest przesłanie, jeśli jest. Jak z obrazami. Patrzę i robi na mnie wrażenie lub nie. Czasem, jak to z wielką sztuką bywa, powala na kolana i zostawia ślady w mózgu. To samo dotyczy książek, muzyki, generalnie sztuki jako takiej. Ot wszystko. Ciekawe, że Wam się tak chce, to coś dla mnie zupełnie obcego. Może po prostu moje życie jest gdzie indziej.
Oczywiście nie lubię być robiony ordynarnie w balona i po wyjściu z kina myśleć sobie „no przecież to było kompletnie bez sensu” i się wkurwić, ale unikam takich sytuacji i nie oglądam kina popularnego, bo tam zawsze autorzy liczą na głupotę widza. No, chyba że z góry wiadomo, że nic się kupy trzymać nie będzie (Bondy!) lub będzie jazda bez trzymanki (wczoraj obejrzałem „Truposze nie umierają”, przezabawny film z bardzo sensownym przesłaniem), ale to zupełnie inna sprawa.
Pomijam fakt, że seriale to dla mnie totalna egzotyka, bo od lat ich nie oglądam. A nawet jak kiedyś oglądałem, to nie poświęcałem im więcej czasu niż obejrzenie i szybkie strawienie wymaga.
Że Wam się tak chce. No, gospodarza rozumiem, on z tego żyje, ale żeby od razu takie długaśne dysputy? Ciekawe, ciekawe.
Pod każdą notką o serialach musi się pojawić komć typu „dziwię się wam, że poświęcacie temu tyle uwagi”. Kolega Bartolpartol wziął to na siebie, dziękuję w imieniu kolektywu, reszta już nie musi.
Najlepsze na świecie są teksty o tym, że jakie to obce i dziwne, że coś się komuś chce.
Najlepsze, ale i obce, i dziwne.
Wypada się przywitać, dzień dobry wszystkim szanownym!
Za gospodarzem, pierwszy sezon mocne 4/5. Przy widocznym budżecie i docierającej się ekipie serial bawił. Resztę napisano pwoyżej, nie będe powtarzał. Podkreślę tylko niestandardowy jak dla mnie stopień skomplikowania postaci i ich wyborów, wydaje mi się to mocnym „differentiator” w stosunku do amerykańskich produkcji. Może zamiast siekać bohaterów, ciekawsi są żywi i komplikujący fabułę swoimi wyborami?
I tutaj do meritum mojego komentarza: czy nowy wiedźmak i nobel dla Olgi nie zamykają nam 2019 kulturowo pięknymi akcentami na scenie międzynarodowej? Jesteśmy kawałkiem zachodu i dodajemy do jego centrum ważne i niebanalne treści, które zachód chce oglądać i czytać. Czy nie otake Polskę?
@tandaradam
„Czy nie otake Polskę?”
To jakaś straszna prawidłowość, że im gorzej tak wewogle, tym lepiej dla kultury. Faktycznie, dekadę lat nastych kończymy jako kraj oscarowo-noblowsko-netflixowy. A wchodziliśmy jako Kraj Ciepłej Wody W Kranie…
@tandaradam
„Jesteśmy kawałkiem zachodu i dodajemy do jego centrum ważne i niebanalne treści, które zachód chce oglądać i czytać. Czy nie otake Polskę?”
– Przy okazji netflixowej zarobiliśmy też reputację kraju, gdzie mieszkają rasiści, którzy nie chcą czarnych w telewizji.
@Bardzozly
W przeciwieństwie np. do amerykańskich fanów SW, którzy witali zróżnicowanie płciowe i rasowe nowej obsady z otwartymi ramionami? Już bez przesady.
„A wchodziliśmy jako Kraj Ciepłej Wody W Kranie” a nie jest na odwrót? Jest też druga strona medalu, disco polo na salonach, MMA i patostreamy. Zjawiska które z 10 lat temu były niewyobrażalne. Sam miałeś wtedy notkę o tym kretynie z Bayer full, który robił za świra w programie lokalnej TVP, teraz to celebryta pełną gębą.
„W przeciwieństwie np. do amerykańskich fanów SW”
Nie porównujmy, tam Rowling ma przesrane za transfobię, a u nas rasistowski shit to 90 procent komentarzy na temat nowego Wiedźmina. Najlepsze, że nikogo to specjalnie nie obchodzi.
@Nankin77
„u nas rasistowski shit to 90 procent komentarzy na temat nowego Wiedźmina”
[Citation needed.] JKR pewnie będzie płakać przez całą drogę do banku.
@Piotr Aleksander Kowalczyk z głodu nie umrze, ale szału też nie będzie, wystarczy spojrzeć co się stało z Melem Gibsonem.
Wracając do polskiej kultury,pamiętam jak na sylwesterze TVP w 2011 występowali Dub pistols czy R.U.T.A teraz to festiwal disco polo.
@Nankin77
„z głodu nie umrze, ale szału też nie będzie, wystarczy spojrzeć co się stało z Melem Gibsonem.”
Anulowali jej „Fantastyczne zwierzęta”, czy coś mnie ominęło? Wiki powiada, że w tym roku BBC wyemituje adaptację czwartego Cormorana Strike’a. Potępiające twity czy artykuły to nie jest w tej perspektywie żadne „przesranie”.
@Piotr Aleksander Kowalczyk nie wiemy jak potoczy się cała afera, całkiem możliwe, że odbije się to na wpływach z ekranizacji czy książek. Inna sprawa, że podałem też przykład Mela Gibsona. To najlepszy dowód na to, że na zachodzie możesz solidnie oberwać za wygadywanie idiotyzmów.
@Sapkowski i J.K. Rowling
Na listach bestsellerów Amazona i Barnes & Noble Wiedźmin przeskoczył Harrego Pottera.
@Nankin77
Gibsona najbardziej pogrążyło nagranie z sekretarki, gdzie stosuje przemoc werbalną po prostu, mniej antysemityzm. Przez klika lat nie pracował z tego powodu w zawodzie. Rowling ma lepszą sytuację teraz niż Gibson u szczytu kariery, toteż przeskoczenie od „ma przesrane” do „nie wiemy” to całkiem duża modyfikacja tezy.
@Piotr Aleksander Kowalczyk z tego co pamiętam to zaczęło się od jazdy po pijaku i antysemickiego pitolenia. Teraz już schodzimy na „ale według mnie”.
Napisałem nie wiemy bo sprawa jest dosyć świeża i nie wiadomo jak do końca się potoczy, ale w jakimś stopniu odbije się to na Rowling. Choćby tak, że ludzie będą bojkotowali różne spotkania autorskie, a być może też jej twórczość, ale to wciąż są gdybania. Na pewno producenci i dystrybutorzy nie będą tego tak całkiem lekceważyli. Przecież jeśli przy kimś znanym pojawiają się silne kontrowersje to wolą go poswięcić niż ryzykować zyski vide Kevin Spacey.
@Nankin77
„Teraz już schodzimy na „ale według mnie”.”
Raczej na chronologię.
„Napisałem nie wiemy bo sprawa jest dosyć świeża i nie wiadomo jak do końca się potoczy”
Napisałeś literalnie „Rowling ma przesrane za transfobię”. Teraz twierdzisz, że nie wiesz jak, ale jakoś ma, ale to ja jestem zbyt subiektywny. OK.
„Przecież jeśli przy kimś znanym pojawiają się silne kontrowersje to wolą go poswięcić niż ryzykować zyski vide Kevin Spacey.”
Porównujesz teraz „gdybania” (twoje słowa, nie moje) z faktami dokonanymi. Zarzuty kryminalne to też inny kaliber niż nietolerancja.
„ale jakoś ma, ale to ja jestem zbyt subiektywny. OK” specjalnie dla ciebie staje się Jahwe i stwierdzam, że Rowling będzie siłą rzeczy miała jakieś nieprzyjemności z tego powodu. You are happy now? 😀
„Zarzuty kryminalne to też inny kaliber niż nietolerancja.” Użyłem określenia kontrowersje, a biorąc pod uwagę, że sprawa została umorzona to jakoś lepiej pasuje do całej sprawy.
@Nankin77
„Rowling będzie siłą rzeczy miała jakieś nieprzyjemności z tego powodu.”
Przez co będzie płakać przez całą drogę do banku. Nie wiem, po co było temu przeczyć. Powiedzmy więc, że odpowiedź mnie zadowala, ale nie aż tak, bym miał się stać twoim rodzicielem i dać w nagrodę lizaka
@nankin77
W przypadku Rowling mamy soszialową gównoburzę na tle jednego niefortunnego twitnięcia. Niech kolega tego więcej już nie porównuje do spraw Gibsona czy (zwłaszcza) Spaceya, bo i tak to wytnę. Różnica jest tak duża, że nie widzę potrzeby dalszego wyjaśniania.
@Piotr Aleksander Kowalczyk pisałem nieprzyjemności, a ty masz na myśli seppuku.
@wo tylko tyle? Żądam bana!
JKR to przypadek Musierowicz — wychowała pokolenie, pokolenie dorosło i przesunęło się na skali progresu, a ok boomer TERFuje (ten „niefortunny tweet” to nie była pierwsza kontrowersja w temacie), więc rozczarowanie i płacze, ale nikt nie cofnie prenumeraty Pottera bo ma za bardzo wpisane w kulturowe DNA.
@MRW
„wychowała pokolenie, pokolenie dorosło i przesunęło się na skali progresu (…) ale nikt nie cofnie prenumeraty Pottera bo ma za bardzo wpisane w kulturowe DNA.”
You keep using that word. I don’t think it means what you think it means. Also, pożytek z powolnego rozkładu Rowling jest przynajmniej taki, że teraz „czystość krwi” można interpretowac w całości jako alegorię klasizmu, nie rasizmu. (To, że Rowling nie radzi sobie z pisaniem postaci mniejszościowych było wiadome zanim jeszcze założyła Twittera.)
@mrw
„to nie była pierwsza kontrowersja w temacie”
Ale te poprzednie to tez były jakieś duperelsy typu „followuje na twitterze kogoś, kto się komuś nie podoba”. Ja też w swojej bańce mam mnóstwo ludzi z postawą „należy się ziomać z Terlikowskim, żeby się nie zamykać w bańce” (nie mam już nawet siły protestować). W każdym razie, takich duperelsów nie ma sensu porównywać do kryminalnych zarzutów, ciążących na Spaceyu i Gibsonie. Niewłaściwe lajki jeszcze nie są ścigane prawnie, prowadzenie po pijaku czy gwałt już tak.
” W każdym razie, takich duperelsów nie ma sensu porównywać do kryminalnych zarzutów, ciążących na Spaceyu i Gibsonie.”
Dlatego porównałem do Musierowicz, a nie do nich.
Ad witcherum,
czy ktoś oprócz mnie miał takiego solidnego krindża słuchając w pierwszym odcinku monologu Marilki na temat tego, że jeśli nie wyjedzie z miasta, to będzie musiała na targu robić?
To jest tak prostackie i tak daleko od prozy Sapkowskiego, którego w święta sobie odświeżyłem, że w zasadzie w nosie mam, że to progresywny feminizm i adresowanie problemów prekaryzacji, kapitulacji i utrwalizacji.
Fizycznie mie coś we wnętrzu bolało za Sapka; jakbym był postacią z Mrożka.