Skończył się „BoJack”, jeden z najważniejszych seriali dekady. Podsumuję bez spojlerów.
Dla wykluczonych netfliksowo: akcja dzieje się w świecie, w którym wśród ludzi żyją antropomorficzne zwierzęta. Poza tym bardzo przypomina nasz – jest złośliwą (auto)parodią kapitalizmu i popkultury.
BoJack Horseman jest aktorem, którego szczyt kariery przypadał na lata 1987-1994, gdy był gwiazdą rodzinnego sitcomu „Horsin’ Around” na antenie ABC. Grał tam sympatycznego konia, który przygarnął trzy ludzkie sierotki.
Dwadzieścia lat później głównym problemem BoJacka jest (albo: wydaje mu się, że jest) życie w cieniu swojego dawnego sukcesu. Ludzie go rozpoznają na ulicy, wołając „hej, koleś, czy nie jesteś tym koniem z <
Frustrację topi w alkoholu i narkotykach. To chyba nie spojler: tak naprawdę to właśnie jest jego głównym problemem, a reszta to wyparcie.
Zasadniczo akcja dzieje się w drugiej połowie lat nastych, mamy jednak częste flashbacki. Autoironiczna narracja sygnalizuje to na przykład tak, że ktoś jedzie samochodem, a z radia leci piosenka z tekstem „Właśnie są lata osiemdziesiąte”, albo ktoś wchodzi do windy i mówię „opowiem wam teraz seksistowski dowcip, bo są lata dziewięćdziesiąte i jeszcze można”.
Te flashbacki polecam wszystkim, którzy obawiają się, że polityczna poprawność zagraża wolności słowa, albo że ruch #metoo sprawia, że strach rzucić seksistowskim dowcipem. Pewnie nie mam takich komcionautów, ale lurkerzy się znajdą.
Mieliśmy niedawno kilka afer. Serwis Viva opublikował seksistowskie rzygi, „Dzień dobry TVN” pojechało rasistowskimi i homofobicznymi żarcikami (tym razem Chajzer był niewinny, co mnie trochę nawet zaskoczyło). Studenci na Uniwersytecie Śląskim zmusili do rezygnacji wykładowczynię, której zarzucali seksizm i homofobię.
Jak wiecie, jestem kompulsywnym heheszkantem. W sprawie wolności słowa jestem radykalnym liberałem – jak Karol Marks.
Dlaczego więc uważam, że takie żarciki są nieakceptowalne? Bo wolność słowa oznacza brak państwowej cenzury – ale szanujące się gazety, telewizje, uczelnie, blogi (itd.) powinny sobie stawiać wyższe standardy.
Nigdy nie było mitycznej złotej epoki nieograniczonej wolności słowa, kiedy wolno było żartować z wszystkiego, a na uczelni głosić dowolne tezy. Nie tylko w Polsce, także na Zachodzie.
„BoJack” pokazuje ewolucję amerykańskiej kultury serialowej, w której do połowy lat 90. panowała ścisła cenzura obyczajowa. Formalnie jej tak nie nazywano, również mówiono o przestrzeganiu standardów, tylko odwrotnych.
Jednym z seriali przełamujących granice wolności słowa było „Z Archiwum X”, które fantastyczną fabułę łączyło z realistycznymi portretami obyczajowymi. Nie byłoby dzisiejszego uniwersum „Breaking Bad”, gdyby nie tamten serial.
Showrunnerzy toczyli legendarne wręcz spory z cenzurą Foxa. Sparodiowali to w odpryskowym serialu „Millennium”, w którym pojawia się szalony cenzor telewizyjny, cenzurujący serial dziwnie przypominający „XF”; cenzor ów w pewnej scenie krzyczy do telefonu „nie obchodzi mnie, że kosmici nie mają genitaliów! jeśli mają krocza, to nie wolno ich tam kopać!”.
Do lat 80. w amerykańskiej popkulturze homoseksualizm był tabu. Steven z „Dynastii” był jednym z pierwszych wyłomów, ale z dzisiejszej perspektywy, ten wątek graniczył z homofobią – jego orientacja pokazana był jak choroba; nieszczęście, którym ukarano Blake’a za jego grzechy.
„BoJack” gorzko pokazuje tamte czasy – gdy wyszło na jaw, że showrunner „Horsin’ Around” jest homoseksualistą, kierownictwo ABC odebrało mu jego własny serial (co zniszczyło życie jemu i BoJackowi). Otóż tak to właśnie wyglądało jeszcze 25 lat temu.
Seriale bez tabu obyczajowego to fenomen drugiej połowy lat 90. Zaczęły je produkować stacje kablowe (jak HBO), mogące ominąć koncesyjną cenzurę.
Jeśli spojrzymy na progresję dekad w popkulturze, np. od drugiej wojny światowej do dzisiaj, zobaczymy systematyczne POSZERZANIE wolności słowa.
To samo z uniwersytetami. Powieści akademickie Lodge’a, Bradbury’ego czy Amisa przypominają nam nie tak dawne czasy, w których na zachodnich uczelniach można było mieć kłopoty za otwarte głoszenie ateizmu.
Gdyby zrobić podsumowanie literatury campusowej „od McCarthy po Eugenidesa”, wyjdzie nam kronika poszerzania wolności. To, co obserwujemy (np. studenckie inicjatywy „bezpiecznej przestrzeni” czy deplatformowania), to właśnie jej przejaw.
Studenci płacą za uczelnię. Albo bezpośrednio, albo pośrednio (bo dofinans idzie za nimi). Płacą – a więc wymagają. Tak wygląda wolność w praktyce.
Jeśli spojrzeć na to w historycznym ujęciu, wnioski są jednoznaczne. Żyjemy w czasach rekordowej wolności słowa.
„BoJack” to świetny przykład. W tym serialu nie ma żadnych tabu. Szokująco szczerze pokazuje kwestie takie, jak (w losowej kolejności) depresja, uzależnienia, kapitalizm, nieheteronormatywność, rasizm.
Skoro jednak dziś wolno WSZYSTKO, to oczekiwałbym po heheszkantach, że się wykażą czymś ponad „patrzcie! gruby Murzyn! hahahaha!”. Wolność zobowiązuje.
Po setkach lat na uczelniach nareszcie wolno otwarcie być ateistą. Kilkadziesiąt lat temu dopuszczono na nie kobiety (na Harvardzie ten proces dokonał się dopiero w 1999!). To, że dziś nie wolno już obrażać kobiet za sam fakt bycia kobietą (albo ateistów za sam ateizm), to kolejny krok w stronę wolności.
Jako zwolennik wolności słowa jestem za tym, żeby rasiści, seksiści, homofobi itd. mogli sobie to uprawiać na jakichś swoich niszowych forach. Proszę bardzo.
Tam, gdzie mam na to jakiś wpływ, zamierzam ich jednak kosić równo z trawą. Ot, choćby w komciach na SWOIM blogasku…
Z netflixowych animacji polecam F is for family, wyprodukowany przez Gaumont. Pokazali tam lata 70 z całym ówczesnym rasizmem, seksizmem itp.
„opowiem wam teraz seksistowski dowcip, bo są lata dziewięćdziesiąte i jeszcze można”. Lub cytując Family guy bawmy się, jeszcze nie było 11 września.
Co do uczelni – ciekawe jak to będzie wyglądać w Polsce w świetle ostatnich pomysłów Ordo Iuris/Gowina. Spodziewam się że jeśli przejdą to będziemy mieli coraz więcej właśnie protestów studentów i młodej kadry naukowej bo władze uczelni rzadko działają prewencyjnie. Najczęściej reagują dopiero wówczas gdy sprawa robi się głośna. Najczęściej wtedy się okazuje że „wszyscy wiedzieli” że jakiś np. profesor rzuca seksistowskimi uwagami.
KO: jestem kompulsymnym heheszkantem
@Harvard: tak to zabrzmiało jakby w 1999 po raz pierwszy kobiety studiowały na Harvardzie, podczas gdy chodzi o datę przyłączenia Radcliffe, który działał jako „żeński college” przy Harvardzie od lat 70-tych XIX w., a na samym Harvardzie kobiety studiowały od lat 20-tych XX w. (ale sporo wydziałów zaczęło przyjmować je dopiero po WW2, więc znacznie później niż inne amerykańskie uniwersytety). Nie mam na myśli „jak super, że tak wcześnie” (bo kryterium płci przy przyjmowaniu na studia to zawsze był absurd i przemoc), ale że data 1999 jednak nieco zniekształca ogólny obraz.
link to news.harvard.edu
Przed ostatnimi ośmioma odcinkami obejrzałem drugi raz całość, tym razem z żoną. Zakończenie uważam za nie tyle bardzo dobre, co jedyne intelektualnie uczciwe wobec widowni.
Nie przeszkadza mi to mieć zupełnie innej opinii o jakości tych ostatnich odcinków. Uważam je za zwyczajnie słabe i pospieszne. To, co było chyba największym atutem serialu (w mojej opinii przynajmniej), czyli przestrzeń do rozwoju postaci wokół BoJacka (który to rozwój znalazł logiczną kulminację w tym, jak serial się skończył), w tych ostatnich odcinkach zamieniło się w galopadę.
Cevaprff Pnebyla v wrw mjvąmrx m Whqnu gb zngrevnł an bqpvarx, gnx wnx j cvrejfmrw pmęśpv fmófgrtb frmbah olł (śjvrgal, wrqra m anwyrcfmlpu) bqpvarx b znpvremlńfgjvr. Cbqboavr m Qvnar, Gbqqrz, Ze. Crnahgohggrerz. N mnzvnfg grtb zvryvśzl bqpvarx cemrqbfgngav, xgóel pubć avrmłl, gb gnx ancenjqę fcebjnqmnł fvę qb qjhqmvrfgbcvępvbzvahgbjrtb pyvssunatren „Pml Obwnpx cemrżlwr?”. Gebpuę gnavb jlcnqłn grż bfgngavn fpran v Qvnar zójvąpn „Zów ójpmrfal pułbcnx”, ol cbgrz ołlfaąć boeąpmxą. Gb avr frevny an cbqboar pujlgl.
@mgrbarista
„d: tak to zabrzmiało jakby w 1999 po raz pierwszy kobiety studiowały na Harvardzie,”
Tak by zabrzmiało, gdybym napisał, że w 1999 się zaczął – a napisałem, że się dokonał (zakończył, sfinalizował, etc.). Wiem o tym wszystkim co piszesz, bo żona bohatera mojej najnowszej książki skończyła po Radcliffe (i w tamtych czasach studentkom Radcliffe nie wolno było nawet swobodnie spacerować po „właściwym” Harvardize). Kurczę, przecież nie pisałem biografii faceta, który wynalazł sochę czy machinę parową, tylko internet – a tu taki paleolit.
@dzejes
Zgadzam się. Też miałem takie ogólne uczucie jak w finale Gry o Tron, że nagle sobie uświadomili, że muszą domykać wątki, więc deus ex machina ktoś nagle jest zupełnie gdzie indziej (a my tyle rozkminialiśmy, jaką drogą tam pójdzie i czy w ogóle…).
@wo
„BoJack” pokazuje ewolucję amerykańskiej kultury serialowej, w której do połowy lat 90. panowała ścisła cenzura obyczajowa.”
Zależy pod jakim względem, ale Married with children nieco później Seinfeld wychodziły poza granice kanonu. W szczególności odeszli od najbardziej denerwującego (mnie przynajmniej) aspektu, czyli wstawki moralizatorskiej na koniec każdego odcinka, twardo trzymającej się w latach 80. Natomiast golizna to faktycznie tylko na kablówce co najmniej do lat 90 o ile dobrze kojarzę.
„Szokująco szczerze pokazuje kwestie takie, jak (w losowej kolejności) depresja, uzależnienia, kapitalizm, nieheteronormatywność, rasizm.”
A rasizm to gdzie? Pytam, bo choć oglądałem pierwsze pięć sezonów (na szósty jeszcze nie miałem czasu), to nie pamiętam.
@terry
„A rasizm to gdzie? ”
Choćby wątek Diane. Znów: potraktowali to zaskakująco serio. Mamy pewne stereotypowe oczekiwania (miał je też BoJack!) o tym, jak powinna się zachowywać postać, nazywająca się „Diane Nguyen”. I cieniem na całym życiu Diane leży to, że wszyscy oczekują po niej bycia stereotypową Asian American.
A faktycznie. Był ten świetny odcinek z jej blogowspominkami z podróży do Wietnamu. Najbardziej mnie rozśmieszył wątek amerykańskiego chłopaka, który sięna nią obraził, bo nie wiedział że rozumie po angielsku (sam widziałem takie akcje w przeszłości, stąd zarezonowało).
I jak zawsze w BoJacku, zaskakuje nas tym, że nie idzie po najprostszych stereotypach, tylko np. pokazuje głęboki, realistyczny problem kogoś, kto żyje w cieniu oczekiwań na swój temat (Diane) – albo kogoś uzależnionego (BoJack), albo geja udającego, że homofobia go nie dotyka, bo on jest ponad to (Herb) itd.
@rasizm
Rasizm to z definicji dwa czynniki – zauważanie różnicy pomiędzy grupami(rasami) oraz uznanie wyższości jednej grupy nad inną.
Dla Diane można co najwyżej mówić o stereotypie ale nie o rasizmie. Bp Niemcy to wiadomo – porzadek, a Francuzi to tchórze… To jeszcze stereotypy czy już rasizm?
Rasizm może być kulturowy (a ponieważ rasy w genetyce populacyjnej nie istnieją to każdy taki jest). Nawet na terenie homogenicznej Polski występuje zjawisko urasawiania zachowań „srających na wydmach”. Od stereotypu różni sie np. niezbywalnością. Stereotyp niemców nie każe ci do każdego startowac z chamską odzywką, raczej traktujesz ich jak ludzi dopiero w kontakcie przypisujesz stereotypowe cechy. To co innego traktowanie ludzi przedmiotowo jak to spotkało Diane (nawet poniżenie/wyższość jest tu wtórne).
@orbifold
„zjawisko urasawiania zachowań „srających na wydmach””
Możesz napisać co to jest i jak to się objawia? Przyznam że nigdy się z czymś takim nie spotkałem.
„Od stereotypu różni sie np. niezbywalnością. Stereotyp niemców nie każe ci do każdego startowac z chamską odzywką, raczej traktujesz ich jak ludzi dopiero w kontakcie przypisujesz stereotypowe cechy.”
Chyba właśnie odwrotnie. To w kontaktach osobistych stereotypy mogą przestać funkcjonować, bo okazuje się że nie każdy Niemiec mówi Hande hoh, nie każdy Niemiec chodzi w Lederhosen, i nie każdy Niemiec lubi piwo. Chociaż i tak pomimo tylu kontaktów i mimo lektury np. Unter deutschen Betten stereotyp jest niezbywalny bo dobrze wiemy że mimo wszystko Ordnung muss sein.
Powszechnie urasawiana jest bieda, okazuje się skutkiem cech charakteru. O urasawianiu klasowym w Polsce napisała Monika Bobako link to ekologiasztuka.pl Są też inne urasowienia, na przykład religijne – traktowanie wszystkich muzułman jak grupy etnicznej (Arabów).
Jak spotykasz Niemca i nie pasuje do stereotypu, to umacnia Twój stereotyp? Stereotyp nie uprzedmiotawia i jednak podtrzymuję że o ile można rozumieć Niemców przez stereotyp, to nie poznawanie poszczególnego Niemca nie zaczyna się od stereotypu (chyba jest to wtedy jednak coś innego).
@orbifold
> O urasawianiu klasowym w Polsce napisała Monika Bobako
Dzięki za linka, bardzo ciekawy tekst. Znasz może jakieś opracowania o urasowianiu ludu pisowskiego? Podejrzewam że takie opracowania mogłyby śledzić ten proces przynajmniej od akcji „zabierz babci dowód”, jeśli nie wcześniej.
> Jak spotykasz Niemca i nie pasuje do stereotypu, to umacnia Twój stereotyp?
Nie, skąd ten pomysł? Wręcz przeciwnie – kontakt z Niemcem często neguje moje stereotypy o Niemcach, wbrew temu co pisałeś („dopiero w kontakcie przypisujesz stereotypowe cechy”). Wydaje mi się, że stereotypy mogą dotyczyć grupy, a kontakt z jednostką pozwala rozpoznać, że przypisanie grupie jakichś cech jest niesłuszne jeśli jednostka rzekomo przynależąca do tej grupy takich cech nie ma.
> to nie poznawanie poszczególnego Niemca nie zaczyna się od stereotypu
Sorry, podwójna negacja uniemożliwia mi zrozumienie twojej wypowiedzi.
Jest za dużo „nie” przez niechlujne edytowanie, ewentualnie po pierwszym mógłby być przecinek. Mam na myśli sytuację gdy Rosjanin robi coś rosyjskiego pomyślę „no tak, jest Rosjaninem”. Wtedy odkrywam w nim czy przypisuję stereotyp. W odwrotnej kolejności gdy spodziewam się podrosjanienia, czy oczekuję przyłapania na rosyjskości to jest jednak mam jakiś problem. Między stereotypizacją a rasizmem nie zawsze jest różnica i to ten pierwszy jest gorzej określony. Tu na przykład mamy stereotyp, a obok stereotyp językowy który już działa inaczej i może narzucać cechy i role w sposób nieuświadomiony, przeźroczysto. Wtedy okazuje się, że w Polsce nikt nie jest tak naprawdę antysemitą a rasizm w Ameryce nie istnieje bo tak naprawdę nie można go doróżnić od uzasadnionego tradycją stereotypu.
@terry
„A rasizm to gdzie?”
Żeby za zbytnio nie spojlować, napiszę tylko, że systemowa dyskryminacja niebiałych Amerykanów jest bezpośrednim źródłem jednego ze zwrotów akcji w szóstym odcinku szóstego sezonu, a to z kolei prowadzi do ważnej zmiany w relacjach jednego z głównych bohaterów serialu z jego ojczymem.
Natomiast rasistowskie stereotypy nabierają wymiaru wręcz gatunkowistycznego w przypadku Niemowlaka, maskotki jednej z chicagowskich drużyn sportowych.
Jednakże sam główny twórca w wywiadzie mówił, że podczas pisania scenariuszy ekipa chciała wyraźniej uderzyć w rasizm, ale to uniwersum nie dawało specjalnie takich możliwości. Dlatego temat płci jest rozgrywany bez porównania mocniej.
@WO
„Ludzie go rozpoznają na ulicy…”
Sam nie oglądałem, ale może na smutek po-BoJackowy pomoże tytuł z dzisiejszego „Do Rzeczy”:
„Znana aktorka ostro o słowach Opani”
„Z netflixowych animacji polecam F is for family, wyprodukowany przez Gaumont. Pokazali tam lata 70 z całym ówczesnym rasizmem, seksizmem itp.”
Masochizm.
„Seriale bez tabu obyczajowego to fenomen drugiej połowy lat 90.”
Dlatego prosiłbym o mimo wszystko trochę szacunku dla „Friends” (1994), gdzie w bardzo pozytywny sposób pokazywano parę lesbijek wychowujących dziecko. Moja ulubiona anegdota związana z homofobią jest związana z serialem Will&Grace (1998): John Barrowman was one of the final candidates for the role of Will, but was rejected because he „wasn’t gay enough”.
@ Kruk1210
Polecam raport Centrum Badań nad Uprzedzeniami
link to cbu.psychologia.pl
Kontakt z Niemcami (można wstawić Rosjan, Francuzów itd.) skutkuje konstatacją: Niemiec, a potrafi gadać (się zachowywać). Gdzieś w tle pozostaje reszta niemieckiej masy.
@WO re: Harvard & Radcliffe – racja! Napisałeś, że się dokonał, a ja się rzuciłem sprawdzać, bo mi się w głowie nie mieściło.
> się dokonał
Przy czym rektor Larry Summers, późniejszy szef doradców ekonomicznych Obamy, szczerze w 2005 głosił, że kobiety fundamentalnie różnią się od mężczyzn dystrybucją inteligencji co tłumaczy nierówności. Do dziś Harvard ma głośne sprawy za dyskryminację w swoim fantastycznie nieprzejrzystym procesie przyjęć.
@Michał Radomił Wiśniewski
Jeśli ktoś lubi dalekie od nostalgii, mroczne obrazy przeszłości jak w Donnie Darko, the ice storm czy Summer of Sam to będzie zadowolony.
no mówię, masochizm
„Seriale bez tabu obyczajowego to fenomen drugiej połowy lat 90”
Melrose Place od początku z jawnym gejem jako jednym z grupy głównych bohaterów to 1992.
@bartozscze
„Melrose Place od początku z jawnym gejem jako jednym z grupy głównych bohaterów to 1992”
Sam podałem wcześniejszy przykład z „Dynastii”. Ale „Melrose Place” jeszcze było pełne tabu.