Now Playing (181)


Już o tym pisałem, ale pojawiło się trochę nowych komcionautów, więc przypomnę, że w ramach kryzysu wieku średniego wróciłem do kolekcjonowania winyli. Szczególnie kręcą mnie dwunastocalowe single.

Powody są dwa. W czasach mojej młodości były zaporowo drogie dla peerelowskiego inteligenta, więc cieszę się, że teraz mogę za parę dych mieć coś, co było wtedy nieosiągalne.

A drugi jest taki, że jako wannabe didżej raz od wielkiego dzwonu gram na imprezie dla Ludzi W Moim Wieku. A kultura maksisingla wyłoniła się z kultury disco w czasach naszego dzieciństwa/młodości.

Żelazna kurtyna już wtedy była na tyle porowata, że po obu stronach tańczyliśmy do mniej więcej tych samych piosenek. Ale oni tam na zachodzie tańczyli do specjalnych, wydłużonych wersji tanecznych – a my do podstawowych, „radiowych”, „albumowych”, „siedmiocalowych”.

Za skromne dwie dychy kupiłem sobie ostatnio dwunastkę, która ma sfatygowaną okładkę, ale nośnik w bardzo dobrym stanie. Winyle, podobnie jak książki, mają swoje losy, więc często się zastanawiam, kim mógł być poprzedni właściciel?

Stan okładki sugeruje, że często tę płytę woził. Stan nośnika, że rzadko puszczał. Zawodowy didżej, niezadowolony z zakupu?

Możliwe. Ten singiel to ostatni szlagier Boney M. Już nigdy potem nie mieli numeru jeden na listach przebojów.

W ciągu kilku miesięcy 1979/1980 disco wyszło z mody. W Polsce nałożyło się to na przemiany polityczne, na Zachodzie też.

Ten ostatni numer jeden Boney M to singiel „Gotta Go Home” / „El Lute”. Nie jest Obiektywnie Lepszy od późniejszych, po prostu pod koniec 1979 disco stało się obciachem.

Gibaliście się do „Gotta Go Home” zylion razy, ale zapewne do czterominutowej wersji podstawowej. Jeśli kiedyś wylądujecie u mnie na imprezie, czeka was wersja dwunastocalowa, wydłużona do 5:04 (bez zbędnych udziwnień – po prostu nieco dłuższa jest część instrumentalna, żeby dłużej się nacieszyć tym fantastycznym rytmem, zsamplowanym wiele lat później przez Duck Sauce).

Niemiecka popkultura ma w sobie jakąś przedziwną skłonność do obciachu. Wiecie jak jest po niemiecku „maksisingiel”? „Super Sound Single” („because of the metric system”?).

Te słowa walnięto ogromnymi literami na okładce, z tyłu dodając bałamutną infografikę: „Warum Super Sound Single? Breite Reife – Grosser Vorteil!” (jakby w dyskotece ktoś się wsłuchiwał w parametry dźwięku).

Na dole zaś napis: „From The New Superalbum Of >>Fantastic Boney M<< >Oceans of Fantasy<” (interpunkcja oryginału). Na samej płycie malutkimi literkami mamy wymienionych czterech autorów „Gotta Go Home”: „Farian/Huth/Huth/Jay”. Farian to pseudonim Franza Reuthera, pochodzącego z kraju Saary mózgu stojącego za Boney M. To on też wykonuje wiele partii wokalnych, do których na koncertach ruszał ustami przystojny Afroholender Bobby Farrell. Jay to pseudonim Friedricha Jacobsona, austriackiego twórcy „schlagerów”, którego specjalnością było dorabianie niemieckich tekstów do hitów angloamerykańskich – i odwrotnie. Jak w tym przypadku.

„Gotta Go Home” pierwotnie było piosenką niemiecką. W 1972 roku nagrali ją bracia Heinz i Jürgen Huth, tworzący krautrockowy zespół Nighttrain, pod tytułem „Hallo Bimmelbahn”, czyli „witaj ciuchcio”.

Podmiot liryczny patrzy na ciuchcię, którą jego Liebling odjeżdża bez niego. Zamierza się więc pod tę ciuchcię rzucić. [EDIT: może nie jest z nim aż tak źle? patrz komcie!]

Angielski tekst jest zupełnie o czym innym, ale zachowano „uhuhuhu” (pierwotnie będące onomatopeją ciuchci!). A także „bye, bye, bye”, którym podmiot liryczny braci Huth żegnał się z tym okrutnym światem.

Druga strona to przedziwna ballada disco, opowiadająca o życiu Eleuterio Sancheza, „bandyty socjalnego” z frankistowskiej Hiszpanii. Gdy wyszedł ten singiel, jeszcze siedział, ale w 1981 go ułaskawiono, gdy Hiszpania po pokonaniu ostatniego prawicowego zamachu stanu zwróciła się na lewo. Muzycy z tej okazji wręczyli mu w prezencie swoją ostatnią złotą płytę.

Jednym słowem, Boney M to nie dosyć, że ukryta opcja niemiecka na naszych prasłowiańskich prywatkach, to jeszcze sączyli lewacką propagandę! Gdybym był zawodowym prawicowym propagandystą, zamiast teorii o Adorno piszącym piosenki Bitelsów, wymyśliłbym dużo lepszą o Adorno stojącym skrycie za Franzem Reutherem i Hansjorgiem Moroderem.

Heinz Huth nawet przecież przyznał się, że umowę z Farianem podpisywał nie gdzie indziej, tylko we FRANKFURCIE. Przypadek? Nie sądzę. Wake up, sheeple!

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

159 komentarzy

  1. @wo
    „Podmiot liryczny patrzy na ciuchcię, którą jego Liebling odjeżdża z kimś innym. Zamierza się więc pod tę ciuchcię rzucić. Jakie to niemieckie!”

    Zapuściłem sobie to, i mam wrażenie że nie całkiem zrozumiałeś tekst.
    Nikt tam nie zamierza rzucać się pod pociąg, a jedynym konkurentem podmiotu lirycznego jest ten stary pociąg. Liebling wskoczyła do wagonu (Sie sprang auf einen Wagen) i w tym momencie zawołali że odjazd. Podmiot liryczny przestraszył się, że zastanie sam, a jego wybranka pojedzie gdzieś na bocznicę, będzie pewnie tam zajmować się konserwacją starych lokomotyw i o nim zapomni.

  2. KO(?): „Nie jest Obiektywnie Gorszy od późniejszych” Czy tu nie miało być „lepszy od późniejszych”, ewentualnie „gorszy od wcześniejszych”?

    A co do Boney M. i didżejowania, to zdarzało mi się na szkolnych dyskotekach puszczać ich wcześniejsze kawałki, choć oczywiście nie z płyt, lecz z taśmy. Ale za to przez audiofilski, bo lampowy ;), wzmacniacz – Regent 30, którym dysponowała moja szkoła.

  3. @cmos
    „Zapuściłem sobie to, i mam wrażenie że nie całkiem zrozumiałeś tekst.
    Nikt tam nie zamierza rzucać się pod pociąg, a jedynym konkurentem podmiotu lirycznego jest ten stary pociąg.”

    OK, na pewno masz rację, ale jak w takim razie interpretujesz końcową prośbę, którą ja (zapewne błędnie) tłumaczę jako „nie zostawiajcie mnie samego [bo ze sobą skończę]”?

    „A co do Boney M. i didżejowania, to zdarzało mi się na szkolnych dyskotekach puszczać ich wcześniejsze kawałki, choć oczywiście nie z płyt, lecz z taśmy.”

    No jasne, ja chyba w ogóle z młodości nie pamiętam imprezy do płyt. Na PRL-owskie dyskoteki dla dorosłych byłem najpierw za młody, potem zbyt nerdowtty, więc w sumie nie wiem, co tam się działo.

  4. @wo
    „„nie zostawiajcie mnie samego [bo ze sobą skończę]”?”

    ??? gdzie to widzisz?
    Tak w ogóle to na głębszym poziomie analizy, ta jego Liebling to jest właśnie ten stary parowóz. Podmiotowi lirycznemu jest smutno, że to był ostatni tego rodzaju, wkrótce ich pewnie nie będzie, bo to była jego pożegnalna jazda, a potem ten parowóz zostanie odstawiony na bocznicę i pewnie nie wróci do eksploatacji.
    I on czeka na ten gwizd i (cholera, jak się po polsku nazywa odgłos wylatującej pary wydawany przez parowóz), przywróćcie mu te parowozy, nie zostawiajcie go samego (znaczy bez tych parowozów).

    I to właśnie jest bardzo niemieckie, a nie jakieś rzucanie się pod pociąg. A przy tylu klubach miłośnikach kolei konserwujących te stare parowozy, to one jeszcze długo będą w Niemczech jeździć.

  5. @cmos
    „??? gdzie to widzisz?”

    No w nawiasie to oczywiście moja (nad)interpretacja, ale tak mi się skojarzyło z apelem „nie zostawiajcie mnie samego”.

    „A jeżeli chcesz, to mogę w ramach prokrastynacji zrobić dokładne tłumaczenie z analizą tego tekstu.”

    Bardzo proszę! A jeszcze chętniej tego programu z RTL7…

  6. „I on czeka na ten gwizd i (cholera, jak się po polsku nazywa odgłos wylatującej pary wydawany przez parowóz)”

    U Tuwima to był buch, ale w międzyczasie był jeszcze jakiś świst.

    „Farian to pseudonim Franza Reuthera, pochodzącego z kraju Saary mózgu stojącego za Boney M.”

    No i nie zapomnijmy, autora największego skandalu muzycznego lat 90 tych, czyli Milli Vanilli. W Boney M. wprawdzie też nie zawsze tancerz był tym, który śpiewał, ale przynajmniej na okładkach płyt było to wymienione poprawnie. A tam jakoś „zapomniał”.

    PS W wolniejszej chwili przesłucham ten niemiecki oryginał, ale już nie dziś.

  7. Tekst jest prosty, nie to co na przykład Falco (pewien czas temu jeden krajowy zespół chciał wydać płytę z piosenkami niemieckimi tłumaczonymi na polski i poprosił mnie o konsultację. Nad Vienna Calling dyskutowaliśmy dobry tydzień.)

    Hallo Bimmelbahn es war vor deiner letzten Fahrt (Uhuhuhuhuhu)
    Hej wąskotorówko, to było przed twoją ostatnią jazdą.

    Ich stand mit einem Mädchen am Bahnhof und wir sahen dich an (Uhuhuhuhuhu)
    Stałem z dziewczyną na dworcu i ogladaliśmy cię

    Sie sprang auf einen Wagen da kam das Zeichen „Vorsicht – Bahnsteig frei” (Uhuhuhuhuhu)
    Ona wskoczyła do wagonu, wtedy zasygnalizowano „Uwaga – odjazd”

    Die Bimmelbahn, sie zischte, mein Liebling wollte mit vorbei (Uhuhuhuhuhu)
    Wąskotorówka, ona syczała, moja ukochana chciała przejechać koło mnie
    (ogólnie w paru miejscach to dość dwuznaczne, czy ma na myśli dziewczynę czy pociąg, i Bahn, i Lok są rodzaju żeńskiego, a Mädchen jako zdrobnienie jest das)

    Und ich rief ihr nach, lass mich doch nicht allein
    I zawołałem za nią, nie zostawiaj mnie samego.

    BYE BYE BYE
    Uhuhuhuhuhu
    Uhuhuhuhuhu

    Hallo Bimmelbahn, du wartest irgendwo am Abstellgleis (Uhuhuhuhuhu)
    Hej wąskotorówko, czekasz gdzieś na bocznicy

    Ich frage wo du stehst, doch keinen gibt es der dein Ziel noch weiß (Uhuhuhuhuhu)
    Pytam się gdzie stoisz, ale nie ma takiego kto by wiedział.

    Mein Mädchen ist bei dir und ein Leben ohne sie das will ich nicht (Uhuhuhuhuhu)
    Moja dziewczyna jest przy tobie, a życia bez niej nie chcę

    Ich habe große Angst dass sie mich eines Tages vergisst (Uhuhuhuhuhu)
    Bardzo się boję, że pewnego dnia o mnie zapomni.

    Und ich rief ihr nach, lass mich doch nicht allein
    I zawołałem za nią, nie zostawiaj mnie samego.

    BYE BYE BYE
    Uhuhuhuhuhu
    Uhuhuhuhuhu
    Uhuhuhuhuhu
    Uhuhuhuhuhu

    Hallo Bimmelbahn, du bist die letzte Lok in deiner Art (Uhuhuhuhuhu)
    Hej wąskotorówko, jesteś ostatnią lokomotywą tego rodzaju

    Und ein Stück Romantik ist vorbei seit deiner Abschiedsfahrt (Uhuhuhuhuhu)
    I kawałek romantyki przemija od czasu twojej pożegnalnej jazdy

    Auf dein langes Pfeifen und Stampfen wart ich jeden Augenblick (Uhuhuhuhuhu)
    Cały czas czekam na twój długi gwizd i sapanie

    Hallo Bimmelbahn, bitte bringt sie bald zu mir zurück (Uhuhuhuhuhu)
    Hej wąskotorówko, proszę przywieź ją wkrótce do mnie spowrotem.

    Und ich rief ihr nach, lass mich doch nicht allein
    I zawołałem za nią, nie zostawiaj mnie samego.

  8. Boney m było cholernie rozpolitykowane. Belfast to wiadomo, ale jeszcze painter man,no more chain gang czy plantation boy. Dlatego jak słyszę mądrości jakiegoś typa po kulturoznawstwie wyskakującego z eskapistycznym disco to mam ochotę tłuc go winylami po łbie.

  9. @wo
    Warum Super Sound Single? Breite Reife – Grosser Vorteil!

    Vorteil w tym przypadku nie polega na jakości dźwięku (a przynajmniej nie tylko) tylko głębszy rowek => mocniejszy sygnał => większy odstęp między sygnałem a szumem/trzaskami, czyli płyta jest odporniejsza na uszkodzenia => w sam raz dla DJ-ów.

  10. @cmos
    ” Nad Vienna Calling dyskutowaliśmy dobry tydzień.”

    Rzuciłbyś linka?

    @adg
    „Vorteil w tym przypadku nie polega na jakości dźwięku”

    Otóż oni tam to potem rozwijają, że to „Vorteil fuer Hi-Fi-Fans” (sic), że „grosserer Dynamik”, że „Frequenzumfang erweiterd wind”, a wewogle „der Stoerabstand ist bei Super-Sound-Single weitaus groesser” i ogólnie obiecuje „kuestleriche Vorteile”. Tak sobie po prostu wizualizujesz audiofila, który siada i na swoim Super Sound HiFi zachwyca się Frequenzqurve na płycie Boney M, a już osobliwie wartościami artystycznymi.

    Ani słowa o uszkodzeniach, ale pewnie masz rację, że to sobie można domniemać.

  11. >das Zeichen „Vorsicht – Bahnsteig frei”

    jeżeli chcemy dosłownie tłumaczyć, to nie jest sygnał odjazdu, tylko dosłownie „Uwaga – wolny peron”, czyli „Prosimy się odsunąć od krawędzi peronu”.

  12. @Nankin77
    „Boney m było cholernie rozpolitykowane. Belfast to wiadomo, ale jeszcze painter man,no more chain gang czy plantation boy. Dlatego jak słyszę mądrości jakiegoś typa po kulturoznawstwie wyskakującego z eskapistycznym disco to mam ochotę tłuc go winylami po łbie”

    Zastrzegam, że nie ukończyłem kulturoznawstwa więc wypowiadam się z pozycji laika, ale wydaje mi się, że disco było z założenia eskapistyczne, choć równocześnie jako muzyka potrójnie wyklęta – bo nie dość że eskapistyczna, to kojarzona z mniejszościami rasowymi i seksualnymi (tzn. że słuchał go naćpany czarny gej) – musiało być siłą rzeczy było rozpolitykowane. Village People nie mogło po prostu sobie śpiewać o dupie Maryni, bo tworzyli w okresie przemian społecznych, a sztandarowy przebój Bee Gees – „Stayin’ Alive” – to też nie „majteczki w kropeczki”. Eskapizm to raczej późniejszy softpop ejtisów i najntisów, typowy np. dla disco polo.

  13. „Frequenzumfang erweiterd wind”, a wewogle „der Stoerabstand ist bei Super-Sound-Single weitaus groesser”

    No, czyli dokładnie to co napisałem 😉 Dla przeciętnego użytkownika to też będzie oznaczało szumy i trzaski cichsze w porównaniu do muzyki. To raczej vorteil zrozumiały dla każdego użytkownika tokarki, nie tylko audiofila.

  14. Rozpętałeś burzę – doba nie minęła, a już nawet kościół wypowiada się przeciwko singlom!

  15. Tutaj Ken Rockwell (Chuck Norris fotografii cyfrowej) tłumaczy, dlaczego CD był, jest i będzie lepszy od winyli.

    link to kenrockwell.com

    Oczywiście nie uwzględnia powierzchni okładek – pod tym względem płyty 12″ są nie do pobicia.

  16. @wo & Vienna Calling
    Dyskusja odbywała się na mailach, więc nie ma linka. To było 2017, obiecywali że jak płyta będzie wydana to mi przyślą, ale nic nie dostałem. Pogooglałem chwilę, ale chyba jednak nie wyszła, nie wiem czy pomysł został zarzucony, czy jest jeszcze w trakcie.
    Zespół o który chodzi nazywa się „Warsaw Gun”.

  17. @ rozpolitykowane disco
    Znowu dowiedziałem się tu czegoś nowego. Z mojej perspektywy – okazjonalnego użytkownika z prowincjonalnej Polski lat siedemdziesiątych – rozpolitykowanie przejawiało się tylko w Rasputinie wyciętym z retransmisji sopockiego koncertu Boney M. Oczywiście sprzyjała temu śladowa znajomość lengłydżu, przez co zapewne Belfast już mi się politycznie nie skojarzył. Przypuszczam, że zdecydowana większość ówczesnych odbiorców disco też tak miała.

  18. @Korba

    … rozpolitykowanie przejawiało się tylko w Rasputinie(…)śladowa znajomość lengłydżu, przez co zapewne Belfast już mi się politycznie nie skojarzył. Przypuszczam, że zdecydowana większość ówczesnych odbiorców disco też tak miała.

    No Belfast, choć moja znajomość angielskiego w tamtym czasie rzeczywiście była śladowa, to jednak kojarzył się jednoznacznie.
    A na marginesie. Bodaj w roku 79 byłem na koncercie Boney M na Skrze. Mój bliski koleżka, który z rodzinką wyemigrował do Warszawy, dostał w prezencie od jakiejś ciotki dwa bilety na ten koncert. Hm, Boney M to jednak był wtedy dla nas obciach i plan był taki, że bilety spieniężymy, a kasiorka pójdzie na jakiś inny szczytny cel, czyli Hybrydy albo coś w tym stylu. Już nie pamięta gdzie wtedy w Warszawie chodziło się na trochę niekonwencjonalne balangi. W końcu biletów nie sprzedaliśmy i na koncert poszliśmy. A na miejscu szok. Spodziewaliśmy się jakiegoś zlotu fanów obciachowego disco, a tu przegląd dziwolągów. No Jarocin to nie był, ale my w wyświechtanych dżinsach i kurtkach moro z wojskowego demobilu, wcale nie czuliśmy się nie na miejscu.
    A sam koncert? W sumie nie żałowaliśmy. To rzeczywiście był powiew innego świata, choć wolałbym Stonsów, ale skoro nie ma co się lubi… .
    A co do Rasputina. Rzeczywiście wywołał największy entuzjazm, chyba nawet był bisowany. Ale co najciekawsze,na końcu jest fraza Oh, those Russians, ale cała publika wydzierała się I hate Russians, co chyba wtedy było częste nawet na licealnych dyskotekach.

  19. @ mw.61 „No Belfast (…) to jednak kojarzył się jednoznacznie.”
    Jasne, że Belfast się kojarzył, przecież media PRL chętnie donosiły o kolejnych przejawach konfliktu między unionistami a Irlandczykami. Jednak wydawało mi się wtedy, że ten Belfast z piosenki ma tyle wspólnego z sytuacją w Irlandii Północnej, co Rasputin z Breżniewem (że też się radzieccy tak na tego Rasputina wkurzali?). Po prostu śpiewali sobie coś co fajnie im brzmiało i nie miałem pojęcia, że to jest w jakiś sposób zaangażowane politycznie. Myślałem, że teksty Boney M. niosą niewiele więcej treści niż kawałki innego zespołu z tamtych lat (też z RFN) – Silver Convention. Do dziś pamiętam cały chyba tekst jednego z ich utworów:
    Fly Robin, fly
    Hop hop to the sky

  20. @ mw.61 „No Belfast (…) to jednak kojarzył się jednoznacznie.”
    Jasne, że Belfast się kojarzył, przecież media PRL chętnie donosiły o kolejnych przejawach konfliktu między unionistami a Irlandczykami. Jednak wydawało mi się wtedy, że ten Belfast z piosenki ma tyle wspólnego z sytuacją w Irlandii Północnej, co Rasputin z Breżniewem (że też się radzieccy tak na tego Rasputina wkurzali?). Po prostu śpiewali sobie coś co fajnie im brzmiało i nie miałem pojęcia, że to jest w jakiś sposób zaangażowane politycznie. Myślałem, że teksty Boney M. niosą niewiele więcej treści niż kawałki innego zespołu z tamtych lat (też z RFN) – Silver Convention. Do dziś pamiętam cały chyba tekst jednego z ich utworów:
    „Fly Robin, fly
    Hop hop to the sky”

  21. @Korba

    …Fly Robin, fly…

    He, he, jak już tak sobie offtopujemy, mam nadzieję że gospodarz to wytrzyma, to przypomniała mi się anegdotka.
    Któryś z prezenterów Trójki, niestety nie pamiętam kto, wspominał kiedyś na antenie swój jeden z pierwszych lotów samolotem. Pogoda straszna, turbulencje jak jazda rollercoasterem, a w słuchawkach muzyczka Fly Robin, fly.

  22. @wo

    „W ciągu kilku miesięcy 1979/1980 disco wyszło z mody.”
    U nas chyba po „Sun of Jamaica” ?

  23. @pvalue

    U nas już w 1982 (81?) Budka Suflera śpiewała:
    „Wielkie lody ruszyły, disco wreszcie trafił szlag
    Zima prawie się zmyła, rock’n’rollem pachnie kraj
    Wszędzie jakby był znów nowy duch, nowy luz
    Dobra stara muzyka między nami żyje znów”

  24. No w lato 80-go był pierwszy Jarocin, a w Opolu słynny występ Kory z Maanaamem. Więc jeśli szukać cezury to gdzieś koło tego czasu albo ciut wcześniej. Wbrew pozorom jeszcze za Gierka.

  25. „Zastrzegam, że nie ukończyłem kulturoznawstwa więc wypowiadam się z pozycji laika” no właśnie nie, pewnie już masz większe pojęcie w temacie niż przeciętny absolwent kulturoznawstwa. Zwłaszcza po tym artykule, który zalinkowałeś.
    Generalnie problem z eskapizmem jest taki, że on też może być polityczny. Przecież „chce się z tobą zabawić” wywoła wściekłość u konserwatystów. To pewnie nie jest przypadek, że renesans disco nastąpił w liberalnych latach 90.

  26. Klimat równoległych początków disco i punk rocka w NY fajnie pokazuje (przerwany niestety) serial „Vinyl”.

  27. @Wojciech Czapliński
    „Klimat równoległych początków disco i punk rocka w NY fajnie pokazuje (przerwany niestety) serial „Vinyl”.”

    Oraz film „CBGB”. Pomijając zupełnie nieśmieszne i wymęczone elementy komediowe, dobrze oddaje klimat epoki.

    @Nankin77
    „Generalnie problem z eskapizmem jest taki, że on też może być polityczny”

    Punk rock to właściwie też był eskapizm („no future”), tylko o przeciwnym wektorze niż kojarzone z hedonizmem disco, którego korzenie tkwiły jednak w muzyce soul.

    BTW – w Stanach przeprowadzono kiedyś badanie zależności gustów muzycznych i preferencji politycznych. Wyszło na to, że słuchacze muzyki pop i soul są najbardziej „demokratyczni”, country było zdecydowanie „republikańskie”, a gdzieś pośrodku uplasował się podzielony równo pół na pół metal. Ciekawe jak by to wyglądało w Polsce? Obstawiam, że disco polo przypadłoby PiS, hip hop – Konfederacji, metal – prawicy, rock – liberałom, pop – wszystkim po trochu. Ale czego słucha lewactwo?

  28. @monday
    „Ale czego słucha lewactwo?”

    Lewactwo pod postacią Bartola Partola słucha muzyki marszowej (Rammstein), NRDowskiego techno (Kraftwerk), amerykańskiego cholera wie czego (NIN i Trent Reznor jako taki) oraz HipHopu (praktycznie tylko Pokahontaz), no i oczywiście radosnej muzyki Joy Division gdy sentyment dopadnie. I ostatnio różnych wariatów grających na trąbkach, bo lewactwo uczy się grać na trąbce i cierpi, bo sobie wybrało jeden z najtrudniejszych instrumentów (za samo to powinienem trafić prosto do nieba, byle nie żywcem), ale się nie poddaje. Oczywiście różne odjazdy typu Grimmes się trafiają, ale kanon jest stały.

  29. Co za pytanie, prawdziwe lewactwo słucha tylko punka. Może być ze wszelkimi nawet dalekimi przyległościami ale innej opcji nie ma.

  30. Wiadomo, że lewactwo słucha edm’u. Wystarczy przejść się na pierwszą lepszą imprezę. Przynajmniej to młodsze, mniej kanapowe lewactwo w Poznaniu.

  31. Lurkujące lewactwo słucha Waitsa i Cohena. Johna LaPorty już nie musi słuchać, bo syn rzucił trąbkę w diabły.

  32. Jak dla mnie, lewactwo może sobie słuchać nawet grupy Manowar, byle się z tym nie obnosiło.

  33. @cmos
    „Hej, ale Kraftwerk był z Düsseldorfu, nie z NRD.”

    Wiem, wiem, ale NRDowskie techno brzmi lepiej niż RFNowskie techno. A poza tym, Kraftwerk to ani NRDowskie, ani techno.

  34. ” Obstawiam, że disco polo przypadłoby PiS, hip hop – Konfederacji, metal – prawicy, rock – liberałom, pop – wszystkim po trochu. Ale czego słucha lewactwo?”
    Zależy jaki metal – przecież chyba nie „Behemoth”. Narodowcy faktycznie mogą słuchać metalu, ale takiego „specyficznego” (np. „Gammadion”) albo okazjonalnego (kiedy „Sabaton” pochwali husarię). Zapewne istnieją też „prawicowcy”, którzy słuchają metalu „tak w ogóle”, ale nie są chyba żadną dominantą, a obok nich jest wielu ludzi o innych poglądach, którzy też słuchają metalu. Dla mnie narodowcy kojarzą się (może mylnie) z rapem, choć być może też błędnie, bo faktycznie potrzeba tu badań. (Jako niereprezentatywną próbkę sugeruję wpisanie w google „Evtis” albo „Tadek”.)

  35. Korekta obywatelsko-germanistyczna:
    Hansjörgiem Moroderem, przez jedno S.

    „tworzący krautrockowy zespół Nightrain”. Przede wszystkim nie krautrockowy, przecie to po prostu pop-rock, a nie mniej lub bardziej naćpane eksperymentalne odloty w nieznane, jak u Guru Guru, Amon Düül, Ash Ra Tempel, Can etc. I nie żeby Nightrain było brzydką nazwą, lecz chodzi o grupę Nighttrain, przez dwa T. Która zresztą pachnie niemiecką tendencją do zlepiania słów, którą wynoszą czasem z ojczystego na inne języki. Widać np. w anglojęzycznych opisach na eBayu…

    @WO „A jeszcze chętniej tego programu z RTL7…”

    W sumie to nie ma w nim niczego zbyt odkrywczego. Wypowiedź Heinza Hutha z Frankfurtem idzie tak:
    „Wir haben damals gleich den ersten Song aufgenommen, es war gleich ein kleiner Hit. Und irgendwann 1979 waren wir im Studio im Frankfurt und haben dort Frank Farin getroffen und er war sehr angetan von dem Lied und hat diese Nummer neu aufgenomen mit Boney M.”

    Czyli: „Właśnie [1973] nagraliśmy pierwszą piosenkę, szybko została małym przebojem. I jakoś w 1979 spotkaliśmy w studiu we Frankfurcie Franka Fariana. Był zauroczony tym numerem i nagrał go na nowo z Boney M.”

    ———-
    @ embercadero:
    „Co za pytanie, prawdziwe lewactwo słucha tylko punka. Może być ze wszelkimi nawet dalekimi przyległościami ale innej opcji nie ma.” Chciałoby się rzec AMEN, choć akurat mam kumpla marksistę, który najbardziej na świecie lubi sixtiesy. Co w sumie ma sens, bo 1968 i takie tam.

    A o następstwie stylów około 1980, to aż szokujące, że jeszcze nikt nie wymienił NDW, Neue Deutsche Welle, która po upadku disco wybuchła w Niemczech i na czubki list wyniosła ironiczne hity, na które emeryci w studiu ZDF-Hitparade robili krzywe miny, w rodzaju „Da Da Da” Trio czy „Bruttosozialprodukt” Geier Sturzflug. O właśnie, sarkastyczny kawałek o podnoszeniu PKB (dosłownie!) chyba liczy się jako porządne lewactwo, no nie?

  36. @Tyrystor
    „O właśnie, sarkastyczny kawałek o podnoszeniu PKB (dosłownie!) chyba liczy się jako porządne lewactwo, no nie?”

    Saltatio Mortis nagrali sarkastyczny kawałek o podnoszeniu PKB [1] i zostało to odebrane, jako wyraz poparcia dla brunatnych („Ähnliches erlebe ich auch hier auf Facebook. Da rückt uns jemand in seinem Kommentar in die Nähe rechter bzw. nationalistischer Bands.” [2]), co stanowi chyba niezły komentarz do dyskusji o rozumieniu tekstów niemieckojęzycznych.

    [1] – link to m.youtube.com (SALTATIO MORTIS – Wachstum über alles)
    [2] – link to saltatio-mortis.com

  37. Sfrustrowane lewactwo pod czterdziestkę słucha głownie metalu, trochę progrocka. Czasem Cohena albo „Nebraskę” Springsteena.

    @monday.night.fever

    „BTW – w Stanach przeprowadzono kiedyś badanie zależności gustów muzycznych i preferencji politycznych. Wyszło na to, że słuchacze muzyki pop i soul są najbardziej „demokratyczni”, country było zdecydowanie „republikańskie”, a gdzieś pośrodku uplasował się podzielony równo pół na pół metal. Ciekawe jak by to wyglądało w Polsce? Obstawiam, że disco polo przypadłoby PiS, hip hop – Konfederacji, metal – prawicy, rock – liberałom, pop – wszystkim po trochu. Ale czego słucha lewactwo?”

    Metal zupełnie nie kojarzy się w Polsce z prawicą (chyba że ten skrajnie prawicowy ale to nisza niż przecież). Słuchają go lewacy, prawacy, symetryści. Co do rocka tutaj bym zastosował dodatkową zmienną – jakimś wyróźnikiem sporej części wyborców KO/działaczy KOD jest bycie „wychowanymi na trójce” więc już nie całość.
    W opozycji było by faktycznie disco-polo – ale znów nie tyle wyborcy PiS co raczej szerzej – klasa ludowa ze wsi i małych miast (nie zawsze wyborcy PiS to są, choć dominują – ale to anecdata). Z rapem mam największy problem bo najmniej mam kontaktu – ale kiedyś mocny skrajnie prawicowy rock został zepchnięty na margines a treści bliższe prawemu skrzydłu PiS/konfederacji, zwłaszcza młodszego pokolenia wyrażają właśnie prawicowi raperzy.

  38. @t.q to typowy problem z niemiecką muzyką, wyjdź z czymś bardziej skomplikowanym niż wesołe szlagiery i przypisują ci nazizm. Tak było z kraftwerkiem, chociaż łatwo tam zauważyć inspirację modernizmem, futuryzmem i generalnie Weimarem.

  39. @sfrustrowany adiunkt
    „Co do rocka tutaj bym zastosował dodatkową zmienną – jakimś wyróżnikiem sporej części wyborców KO/działaczy KOD jest bycie „wychowanymi na trójce” więc już nie całość”

    No niestety tak mi się to kojarzy – styropianowy dziaders z epizodem w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. „Wychowany na Trójce”, precz z komuną, „orła WRON-a nie pokona”, pokolenie JPII, „kto nie skacze ten z Kaczorem”, wielbiciel Thatcher – typowy Schetyna.

    „Z rapem mam największy problem bo najmniej mam kontaktu (…) treści bliższe prawemu skrzydłu PiS/konfederacji, zwłaszcza młodszego pokolenia wyrażają właśnie prawicowi raperzy”

    Ja też nie słucham (nie jestem w stanie), ale od czasu do czasu czytam co ci ludzie piszą, żeby ocenić jaką sieczkę mają w głowach. Gdyby to kolegę interesowało, to tu jest światopogląd polskiego hip-hopu w pigułce: link to tiny.pl (można to streścić do: „jebać NFZ, illuminati, eurokołchoz i pedałów z PO”).

  40. @pak4
    Hm… Czyli jak się przyznam do przesłuchania Sztuki fugi, to zostanę zbanowany?

    Proszę spróbować kiedyś BWV 1001–1006 (najlepiej Nathan Milstein, DG).

  41. @tyrystor
    ” rodzaju „Da Da Da” Trio ”

    Tradycyjnie dziękuję za wszelkie poprawki, dodam tylko, że oczywiście jest to w moim żelaznym repertuarze, gdy raz od wielkiego dzwonu robię imprezę dla starych ludzi.

  42. @t.q, @Nankin
    Bardzo dobre, komentarz na stronie też ciekawy – o tym, jak niektórzy Niemcy mają odrzucający odruch warunkowy względem niemieckich symboli narodowych i pachną im one brunatnie, bez względu na kontekst i użycie, w tym przypadku w oczywisty sposób ironiczne i antykapitalistyczne. A kiedy całość jest jeszcze mniej oczywista (vide Rammstein), wtedy dopiero są dyskusje…

    Wysunąłbym hipotezę, że w Polsce podobne użycie symboliki narodowej zostałoby odebrane odwrotnie, tzn. nie jako wyraz prawicowości, tylko jako lewackie szarganie świętości. Kto sobie wyobraża coś w stylu „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my tyramy / Co nam obce korpo dało / Pekab podnosimy […] Zmienim kredyt, weźmiem pracę / Będziem trybikami / Dał nam przykład Balcerowicz* / Jak zarabiać mamy”.

    *albo ktokolwiek inny na cztery sylaby

  43. @MRW
    „Metal to nie muzyka.”

    Co prawda, to prawda.

    @Cohen
    Przecież jego to słuchały egzaltowane nastolatki 30 lat temu (też miałem taki epizod, nawet płytę miałem albo i dwie).

    @Springsteen
    W życiu nie słuchałem. Faceci w koszulach w kratkę brzdąkający na gitarkach zawsze mnie denerwowali. To pewnie dlatego, że zawsze hejtowałem harcerstwo i nigdy, poza chwilami młodzieńczej słabości, nie lubiłem szant.

  44. @bartolpartol

    Akurat Cohena odkryłem parę lat temu i jednak ogólny nastrój pasuje mi do frustracji. Co poradzić. Emocje 😉
    A Nebraska z kolei akurat podchodzi mocno nie tyle stylem (no cóż, powielenie tego samego w dwóch utworach to jednak o czymś świadczy – ale to była koncepcja która nagle stała się płytą) co treścią. Ale znów, emocje 😉

    @Tyrystor

    „Wysunąłbym hipotezę, że w Polsce podobne użycie symboliki narodowej zostałoby odebrane odwrotnie,”

    W Polsce nie jesteśmy w stanie rozmawiać o symbolach narodowych i tym co oznaczają, w sposób inny niż stanie na baczność podczas hymnu. Widać to też w kulturze i popkulturze. Paradoksalnie, śmiem podejrzewać z powodu kultu klęsk. On czyni symbole świętymi i nienaruszalnymi. Dosłownie.
    Już tytułem anegdoty, spora część NATO i nie tylko na samolotach (a zwłaszcza śmigłowcach ) ma znaki rozpoznawcze w barwach maskujących – jakieś szarości, brązy, czernie. My mamy piękną, rzucającą się w oczy szachownicę. Jak pojawiły się sugestie że może by tak na szaro, bo ktoś przez to może zginąć – okazał się że nie da się. Bo to symbol i jest nienaruszalny. W efekcie, ostatnio na paru maszynach namalowano miniaturowe, żeby być w zgodzie z przepisami.
    Więc czego tu się spodziewać gdy chodzi o metafory, ironie, przepracowanie symboli? Nie ma na to miejsca – jest tylko komenda baczność i bijemy Niemca/bolszewika/muzułmanina. Oczywiście bijemy z taką powiedzmy średnią skutecznością (sprawdzić czy nie zdarzył się cud, wtedy wygrywamy). Nawet odchodząc od rapierów – „Jest super” czyli piosenka która opisywała chyba wszystko to o czym można by marzyć (autostrady, Europa i tak dalej) była jedną wielką ironią. A co popkulturowo zostało z tychże autostrad? Wątki wałków u Smarzowskiego (i jeszcze chyba w „Młodych Wilkach”). Bardziej realnego obrazu tejże transformacji, w popkulturze (w tym muzyce) nie ma (chyba że coś przegapiłem).

  45. @monday.night.fever
    „disco było z założenia eskapistyczne, choć równocześnie jako muzyka potrójnie wyklęta – bo nie dość że eskapistyczna, to kojarzona z mniejszościami rasowymi i seksualnymi (tzn. że słuchał go naćpany czarny gej) – musiało być siłą rzeczy było rozpolitykowane.”

    Niby rozumiem, ale nadal mnie to zadziwia. Tak głęboko mam wdrukowane przekonanie z młodości, że to była strasznie konserwatywna muzyka.

  46. @Tyrystor najlepsze, że nawet całkiem niewinne przejawy patriotyzmu jak kibicowanie swojej reprezentacji budzą tam dosyć złe skojarzenia. Tak samo jak wywieszanie flagi mimo, że czarno czerwono złota jest powiązana z lewicą i liberałami. Z drugiej strony ma to też swoje plusy,np. ich kino wojenne jest naprawdę niezłe bo pozbawione jakiegokolwiek patosu.

  47. prawdziwa lewica powinna słuchać Pulp i Manic Street Preachers. Punk jest dla dzieci.

  48. @sfrustrowany_adiunkt:
    Nie wiem, na ile ta szachownica podnosi widoczność. Samoloty obecnie raczej z dużej odległości się rozpoznaje, więc radar, jeśli wizualnie, to raczej czystość spalin (tu się mówi, że Miga-29 trudno ukryć przed przeciwnikiem). Nie twierdzę autorytatywnie, bo nie wiem, ale czasem nawet wprost czytałem wypowiedzi wojskowych, że przemalowali (Mi-24) na barwy kamuflażowe, bo tak jest „ładniej”, a nie że bezpieczniej. Więc może i te szare szachownice uznałbym bardziej za przykład mentalnego scalenia z NATO niż ochronę polskich pilotów na polu ewentualnej walki.

    Nawiasem mówiąc, w II RP i PRL pola szachownicy były położone „odwrotnie”, ale w IIIRP heraldycy, którzy uznali, że IIRP i PRL były niekompetentne, to poprawili. To tak a propos hierarchii wartości.

    I pisząc, „[w] Polsce nie jesteśmy w stanie rozmawiać o symbolach narodowych” przypomniałeś mi, jak kiedyś usłyszałem na płycie Mazurka Dąbrowskiego pod batutą Fransa Bruggena… Jakie to był dobre! My mamy naprawdę fajny hymn, tylko oficjalność potrafi go upupić.

  49. @pak4

    „Nie wiem, na ile ta szachownica podnosi widoczność”

    Generalnie – opinie zainteresowanych są jednoznaczne, zwłaszcza gdy chodzi o śmigłowce, które są narażone najbardziej na wykrycie i ostrzał, nawet gdy ktoś (jak np. talibowie) radarów nie ma. A z uwagi na barwy i kształt, wyraźnie rzuca się w oczy (sprawdzone na żywo). Natomiast clou problemu to bardzo stanowczy opór na poziomie ministerstwa, według którego przerobienie bieli i czerwieni na powiedzmy odcienie zieleni byłoby rzekomo…niezgodne z zasadami heraldycznymi (mimo że przed wojną malowano od spodu białe pola na niebiesko)
    Przemalowanie śmigłowców na jednolicie zielony kolor (zamiast plam) to już insza inszość – podejrzewam że pod hasłem „robimy jak Amerykanie” ktoś uznał że będzie to tańsze albo po prostu skopiowano Amerykanów.

    „My mamy naprawdę fajny hymn, tylko oficjalność potrafi go upupić.”

    Bo też 99% społeczeństwa nie zna go z innej okazji niż ceremonie. Btw w Polsce (nie chodzę na mecze ani nie oglądam) chyba nie przyjął się choćby amerykański (skoro tak kopiujemy wszystko jak leci) zwyczaj śpiewania hymnu? Bo znam sprawę tylko podobno fatalnego występu Górniakowej – a tak przynajmniej Generał Publiczny mógłby się osłuchać z różnymi interpretacjami…

  50. dziękuję za notkę. Boney M to dla mnie dość osobista sprawa, jako żem z 70., to wspominanie disko kawałków daje mi dziś takie migotki fleszbeki z dzieciństwa, me radosne i niewinne podejście do popu zaczęło się od kawałka popcorn a skończyło właśnie na Boney M. Potem nastało tsa, Jarocin i te wszystkie nadęte pinkflojdy i inne funeralia.
    Aczkolwiek większość tego erefen disko to potworny rympał, jak to wzmiankowane chlaj-robin-chlaj. Jako odtrutkę, jakby się komuś te Niemce wwierciły w mózg, proponuję wytłuc to cholerstwo nieco bardziej wysublimowanym narzędziem pt. Van McCoy.
    Sfrustrowany lewak to słucha folku z Mali i robotniczego przynudzania w koszulinie, jak coś. Od Pete Seegera, przez Casha po Bossa Springsteena, ja uważam.
    Jeśli chodzi o lewicowe igranie z narodową legendą, to Lukstorpeda Hańby robi robotę, moim zdaniem, no i ta piosnka o Rydzu tyż.

  51. @sfrustrowany_adiunkt:
    Dwa lata temu, 11 listopada szedłem w Krakowie Grodzką, i żona zasugerowała, żeby zobaczyć kościół św. Marcina, skoro w nim nie byłem. Akurat zaczynało się nabożeństwo protestanckie. Na rozpoczęcie cały kościół wstał i zaśpiewał (fakt, rozdawali kartki przy wejściu) hymn — czysto i pięknie — hymn.
    Takie przeżyciątko, skoro ledwo wyjdzie się na zewnątrz, to wpada się w wir narodowo-katolicko-wyklęty.

  52. @sfrustrowany_adiunkt
    My mamy piękną, rzucającą się w oczy szachownicę. Jak pojawiły się sugestie że może by tak na szaro, bo ktoś przez to może zginąć – okazał się że nie da się. Bo to symbol i jest nienaruszalny.

    „Le pantalon rouge c’est la France!”

  53. @adiunkt
    „W Polsce nie jesteśmy w stanie rozmawiać o symbolach narodowych i tym co oznaczają, w sposób inny niż stanie na baczność podczas hymnu. Widać to też w kulturze i popkulturze. Paradoksalnie, śmiem podejrzewać z powodu kultu klęsk. On czyni symbole świętymi i nienaruszalnymi. Dosłownie.”

    W Niemczech może niektórych śmieszyć nieustająca debata o tożsamości narodowej, i to tocząca się w wysokonakładowych mediach, a nie gdzieś w blogowych czy akademickich niszach (niemalże co się otworzy Den Spiegla albo Die Zeit, to gdzieś tam jest wywiad lub artykuł o „nationale Identitätsfrage”) – jednak wolę to, niż dominującą w Polsce niedyskutowalność narodowych świętości.

    @MRW
    „prawdziwa lewica powinna słuchać Pulp i Manic Street Preachers. Punk jest dla dzieci.”

    No akurat The Manics, biorąc pod uwagę ich początki choćby, daliby się podciągnąć pod „dalekie przyległości punku”.

    @Nankin
    „NDW skończył się na Kill 'Em All”. Znaczy, są jacyś tacy puryści, którzy tyle razy powtórzą: „to nie NDW, to jakiś nędzny pop”, że w końcu dojdą do wniosku, że NDW nie istniała. Podobnie jak punk nie istnieje. (co niejako wpadałoby w specjalizację książkową WO, ha)

    Niemniej ponieważ tak nie myślę, to proszę bardzo, chętnie polinkuję trochę NDW:

    1) Na pewno klasyka to dwie pierwsze płyty Ideal, choć obie są nieco nierówne. W ramach reprezentacji dwa highlighty:
    „Berlin” (oczywiście Zachodni): link to youtube.com
    „Erschießen” (refren: Chodź, dajmy się rozstrzelać): link to youtube.com

    2) Na pewno Fehlfarben, których „Monarchie und Alltag” z 1980 wydaje się być nie do pobicia w kategorii Niemiecki Album z Wczesnych Ejtisów. Tam wszystko jest dobre, od „Hier und jetzt” po „Paul ist tot”, więc na rybkę wrzucę może to: link to youtube.com

    Jeśli ktoś lubi postpunk, to pewnie i to polubi. Chyba że ma uczulenie na krzyczących Niemców, zdarza się takie schorzenie.

    3) Abwärts – „Computerstaat” link to youtube.com
    Całkiem aktualne. Ilustracje tezy, że gdy niemiecki nowofalowy basista znajdzie te właściwe trzy dźwięki, to będzie się ich trzymał do końca piosenki.

    4) Grauzone – „Eisbär” link to youtube.com
    To samo zrobi szwajcarski basista. Kiedyś policzyłem słowa w tej piosence i wyszły mi chyba tylko 23 różne. Jest o tym, że chciałbym być niedźwiedziem polarnym, bo wtedy nie musiałbym krzyczeć i płakać. Jak widać, pisano to długo przed epoką katastrofy klimatycznej.

    Dobra, wrypałem tyle linków, że teraz strach, czy spamołap to puści. Może puści.

  54. @tyrystor
    „Dobra, wrypałem tyle linków, że teraz strach, czy spamołap to puści. Może puści.”

    Nie tylko nie puścił, ale jeszcze mi wysłał maila ostrzegawczego! Zatwierdziłem ręcznie.

  55. @bantus
    „Niby rozumiem, ale nadal mnie to zadziwia. Tak głęboko mam wdrukowane przekonanie z młodości, że to była strasznie konserwatywna muzyka”

    Taka ciekawostka. W klasie licealnej miałem:
    – Straight-Edge’a-antykomunistę (kiedy koleżanka powiedziała, że jej rodzice będą w `95 głosować na Kwaśniewskiego, to ją sekował). Klimaty zbliżone do „Naszości”, nienawidził SLD i disco-polo, stosunek do kościoła określiłbym jako sceptyczny,
    – metala, który deklarował, że „kocha naszego papieża” (faktycznie dużo się modlił, a tak wewogle to w wolnych chwilach pił z kolegami surową krew zwierzęcą),
    – kolesia, który słuchał muzyki chodnikowej i pochwalił mi się, że w podstawówce tłukł „odmieńców” (dzieci z pobliskiej szkoły specjalnej); poszedł na AWF; dziś, zdaje się, związany z narodowcami. Katolicyzm szanował, bo „Polska pogoniła Krzyżaków pod Wiedniem”.

    Ten trzeci (od disco-polo) faktycznie nie był zbyt inteligentny i dodałem go na zasadzie kontrastu, ale dwa pierwsi to byli bardzo dobrzy uczniowie, nie żadne żule od taniego wina. Wówczas, kiedy ktoś słuchał metalu/rocka/HC/punk i pokrewnych, oznaczało, że najprawdopodobniej jest on antykomunistą, kocha papieża i wyznaje korwinobalceryzm. Dziś pewnie większość z nich głosuje na PiS lub Konfederację. Jedyny lewak jakiego kojarzę to koleś, który – choć wyglądał normalnie – słuchał HC punk i lubił się bić (ale w dobrej sprawie, bo chyba był związany z Antifą). Hip-hopu nie słuchał nikt, ta muzyka dopiero raczkowała, a Liroy był żenadą kojarzoną ze środowiskiem przestępczym.

  56. Akurat zaczynało się nabożeństwo protestanckie. Na rozpoczęcie cały kościół wstał i zaśpiewał (fakt, rozdawali kartki przy wejściu) hymn — czysto i pięknie — hymn.

    Bo mieliśmy Bacha, to i śpiewać się było po co i na czym nauczyć. Może kartki były z rozpiską na czterogłos? 😉

  57. @bartolpartol
    „Przecież jego [Cohena] to słuchały egzaltowane nastolatki”

    Jednakowoż, takie „Alexandra leaving” całkiem zacne się zdaje i dziś.
    I do kiwania na parkiecie dobre późną nocną porą…

  58. @Tyrystor, Nankin77
    „W Niemczech może niektórych śmieszyć nieustająca debata o tożsamości narodowej, i to tocząca się w wysokonakładowych mediach, a nie gdzieś w blogowych czy akademickich niszach (niemalże co się otworzy Den Spiegla albo Die Zeit, to gdzieś tam jest wywiad lub artykuł o „nationale Identitätsfrage”) – jednak wolę to, niż dominującą w Polsce niedyskutowalność narodowych świętości.”

    „najlepsze, że nawet całkiem niewinne przejawy patriotyzmu jak kibicowanie swojej reprezentacji budzą tam dosyć złe skojarzenia. Tak samo jak wywieszanie flagi mimo, że czarno czerwono złota jest powiązana z lewicą i liberałami.”

    Nie mam teraz pod ręką, ale w „Inventing Luxembourg: Representations of the Past, Space and Language from the Nineteenth to the Twenty-First Century” jest opisane, jak po pierwszej wojnie światowej i poważnym kryzysie monarchii, dynastia panująca chciała podkreślić swoje związki z Luksemburgiem. Jeden z wychowawców księżniczek, które wyrosły na wielkie księżne, propagował mit, że ówczesny Luksemburg zachowuje ciągłość historyczną z dawnym wielkim księstwem, a lud w dziewiętnastym wieku wreszcie wyszedł z kilku wieków „obcej dominacji”. W takiej atmosferze naturalnym było, że następca tronu otrzyma imię po jednym z historycznych władców i padło na Jana Luksemburskiego (cesarza). Autorzy opisują anegdotycznie, że wielki książę Jan, kiedy obejmował patronatem muzealną wystawę o cesarzu Janie, wspomniał we własnoręcznym liście o ciągłości dziedziczenia ze swoim imiennikiem, mimo że musiał wiedzieć, że to były tylko metafory.

    Ludzie potrafią uwierzyć w różne mity, nic dziwnego, że Niemcy zastanawiają się, jak opowiedzieć swoją historię bez wywoływania strachu o obudzenie demonów z przeszłości. Używanie flag czy duma z reprezentacji narodowej to jedno, ale hasło Wir sind Papst! przyjęło się, jako sposób okazywania dumy także w formach pochodnych.

    Polska chyba jeszcze nie dojrzała do etapu uznania przeszłości za niekoniecznie idealną, chociaż może w wyniku ostatnich akcji antagonizujących wszystkich (czy incel to longplayowy singiel?), dojdzie do jakiegoś zwrotu i próby wykreowania kontr-symboliki, którą można będzie traktować poważnie.

  59. @bartolpartol
    „Przecież jego [Cohena] to słuchały egzaltowane nastolatki”

    Nastolatki słuchały Zembatego, więc nie załapały się na „Hotel Chelsea #5”, czy „Tower of Song”. Mnie samemu Zembaty obrzydził Cohena na dobre 20 lat. Na szczęście przyszło „10 New Songs” (ze wspomnianą już Aleksandrą) i zrozumiałem co tracę (potem było tylko lepiej… „Slow”, „Almost Like a Blues”)

  60. @t.q
    „Polska chyba jeszcze nie dojrzała do etapu uznania przeszłości za niekoniecznie idealną, chociaż może w wyniku ostatnich akcji antagonizujących wszystkich (czy incel to longplayowy singiel?), dojdzie do jakiegoś zwrotu i próby wykreowania kontr-symboliki, którą można będzie traktować poważnie.”

    Jak Gospodarz wielokrotnie pisał tu i w prasie (np. o Allerhandzie czy ostatnio w „Książkach” Kotarbińskim), w Polsce byłyby wspaniałe tradycje liberalne, ateistyczne i lewicowe, tylko że na margines spycha je masywna narodowo-katolicka prawica. Możemy tylko przy każdej okazji podkreślać, że Konopnicka kochała Dulębiankę, a Baczyński był lewakiem. Może choć do pińciu osób coś dotrze – i to raczej tych naszych nieszczęsnych konserwatywnych liberałów „centrystów”, a nie konfederatów.

    W Niemczech cała debata jest – w porównaniu – dużo bardziej na lewo. Na dwusetne urodziny Marksa byłem akurat w Dreźnie i stojak z prasą był wręcz monotonny: Marx, Marx, Marx… Samo to, że uznano go za ważną postać niemieckiej historii, to już dla Polaka dziwne – bo jakże tak, filozofa jakiegoś? A to, że średnia tonu była wobec niego raczej przychylna, to się już w ogóle po naszej stronie Odry nie mieści w głowie. Podobnie jak ulice, wystawy, muzea itp. Bertolta Brechta, Róży Luksemburg i innych jednoznacznie lewicowych osobowości.

    Wracając do meritum: Skoro debata jest ogólnie bardziej na lewo, to i przed NARODEM nie trzeba padać na kolana, można jego przeszłość traktować poważnie i krytycznie, a nie zalewać tanim wybielaczem. Zwłaszcza że same słowa „Volk” albo „Nation” mają w wielu niemieckich uszach niejakie brunatne tony.

    Jeszcze inną różnicą jest silne zregionalizowanie kraju. Nie trzeba być dumnym Niemcem, by być dumnym Frankończykiem czy nawet Meklemburczykiem. Wydaje mi się, że wielu Niemców po prostu swoją potrzebę dumy zaspokaja na poziomie lokalnym (Heimatu), a nie federalnym (Vaterlandu). Co jakoś wydaje się bardziej strawne.

  61. @cmos
    Znam ze znakomitego NRD-Blogu, oczywiście! Nawet kiedyś użyłem i omówiłem w jakiejś prezentacji na studiach.

  62. @Tyrystor

    Wysunąłbym hipotezę, że w Polsce podobne użycie symboliki narodowej zostałoby odebrane odwrotnie, tzn. nie jako wyraz prawicowości, tylko jako lewackie szarganie świętości. Kto sobie wyobraża coś w stylu „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my tyramy ….

    Jaś Kapela próbował, skończyło się w Sądzie Najwyższym po kasacji RPO, więc chętnych mało

    link to press.pl

  63. @Tyrystor

    „Możemy tylko przy każdej okazji podkreślać, że Konopnicka kochała Dulębiankę, a Baczyński był lewakiem”

    Możemy coś więcej. Oczywiście – wiele faktów, zwłaszcza dotyczących losów osób LGBT pozostanie nieznany z braku źródeł czy relacji. Ale można przypominać – także przez popkulturę właśnie Allehandra, Kotarbińskiego, całą plejadę osób które nie pasowały do stereotypu „Polak katolik”.
    Oczywiście nie da się od razu i wszędzie – w TVP obawiam się że długo, długo nie, tam zawsze prędzej pójdzie serial o bohaterskich egzekutorach zabijających podłych Niemców (jak ostatnio „Ludzie i Bogowie” – większe walenie młotem niż za PRL-u, choć może to zły przykład bo „Stawka” była na tle propagandy IV RP bardzo zniuansowana). Ale już w książkach – jeszcze się da.
    Czy produkcjach niezależnych od TVP i spółek skarbu państwa.
    Oczywiście cały czas może być problem jeśli powiedzmy powstanie hipotetyczny film o Powstaniu Warszawskim, pokazujący je z lewicowej perspektywy (w tym z postaciami osób LGBT) bo poleci hejt. Ale już w przypadku powiedzmy historii bardziej współczesnych gdzie zamiast chodzących stereotypów maczyzmu pojawi się większe zróżnicowanie i odmienna od zwycięsko – już byłoby to może łatwej strawne dla szerszej widowni. Nawet jeśli początkowo grupą docelową nie będzie klasa ludowa z prowincji…

  64. @bartolpartol „Cohen Przecież jego to słuchały egzaltowane nastolatki 30 lat temu
    Springsteen W życiu nie słuchałem. Faceci w koszulach w kratkę brzdąkający na gitarkach zawsze mnie denerwowali. To pewnie dlatego, że zawsze hejtowałem harcerstwo i nigdy, poza chwilami młodzieńczej słabości, nie lubiłem szant.”
    Zacny trolling milordzie. No chyba że to serio takie głupotki, wtedy jezu jezu (nieczyt.)

    @mrw MSP + Pulp
    Bo musi byc melodyjnie (Pulp) i z przynudzaniem (MSP)? A co z New model army, Fucked Up, Rollins Band? Połowa grup hc to były lewaki.

    @mnf czego kto słuchał w liceum
    O Type O Negative dowiedziałem się od kolegi gorliwego ministranta, który ich lubił na tyle, że słuchał nawet wcześniejszej kapeli Steele’a Carnivore, z numerami typu Jesus Hitler.

  65. Sfrustrowani lewicowcy tuż przed czterdziestką zdarza się że na chandrę słuchają [https://www.youtube.com/watch?v=5ARZSYLXkmg] Skinny Puppy albo [https://www.youtube.com/watch?v=gSpoC6wo44c] Wumpscuta, ale nie pogardzą też [https://www.youtube.com/watch?v=qLrnkK2YEcE] The Avalanches (podobno mają największa kolekcję winyli na świecie) a z polskich rzeczy – [https://www.youtube.com/watch?v=52JsYRcwoTY] od Rat Kru ale tak naprawdę to tęsknią za Charlotte Roche i viva zwei ;(

  66. @sfrustrowany_adiunkt + @Tyrystor

    „Możemy tylko przy każdej okazji podkreślać, że Konopnicka kochała Dulębiankę, a Baczyński był lewakiem”

    „Możemy coś więcej. Oczywiście – wiele faktów, zwłaszcza dotyczących losów osób LGBT pozostanie nieznany z braku źródeł czy relacji. Ale można przypominać – także przez popkulturę właśnie Allehandra, Kotarbińskiego, całą plejadę osób które nie pasowały do stereotypu „Polak katolik”.”

    Jeżeli coś jest „typowo lewackie” to właśnie takie marudzenie na wysokim poziomie. Panowie, wy o osobach LGBT czy najsławniejszej polskiej ateistce, a pokłady niewiedzy są dużo głębsze. Dla mnie szokiem poznawczym było, jak mój rodzony własny brat rzucił tekstem „Polska miała o tyle dobrze, że tu nie dotarł protestantyzm”… To nie jakiś obcy facet, wychowaliśmy się w jednym domu, częściowo do tych samych szkół chodziliśmy, i w ogóle po studiach. Tyle że ja emigrowałem a on został. I nie wie nic o religi Mikołaja Reja. O Biblii Gdańskiej. O konfederacji warszawskiej i artykułach henrykowskich. Pewnie zapamiętał z potopu, że wredny Radziwiłł był jakimś kalwinem, ale to tyle w temacie. A i z powstania Chmielnickiego tyle co w Ogniem i Mieczem, nic o „kwestii prawosławnej” i roli dyzunitów. O tym, że ojciec Jaremy konwertował z prawosławia na katolicyzm. Po prostu jakby biała plama w historii przesłonięta Bogurodzicą pod Grunwaldem i Matko Bosko broniono własno piersio przez Kmicica.

    A wy tutaj o jakichś, tfu, dżenderach i innych diversach? Powstanie Warszawskie a kwestia homomałżeństw? Nic nie nauczyła reakcja na – niezależnie od słuszności jej tez – nobla dla Tokarczuk? Prędzej republikanin w USA uzna, że z tymi całymi zmianami klimatu to może coś jest na rzeczy. Tu praca od podstaw, bardzo dużo pracy, zanim w ogóle dotrze, że historia Polski to ciut więcej, niż linia prosta „chrzest 966 – wybór JP2”.

  67. @bantus

    „Tak głęboko mam wdrukowane przekonanie z młodości, że to była strasznie konserwatywna muzyka”

    Też tak miałem, i to jak. Widzę w tym niejaki wpływ grupki dziadersów, którzy za pośrednictwem prowadzonych przez siebie audycji w programie III PR zdołali skutecznie przekonać młodych inteligentów, że ich własne (dziadersów) fascynacje są niezwykle świeże i progresywne, a cała reszta muzyki – wręcz przeciwnie. Coś jak obecnie z kreującymi się na antysystemowców lokajami systemu z Konfederacji.

    Dla mnie wczesnym wyłomem w tym poglądzie były jakieś natchnione manifesty Roberta Frippa, w których jako jeden z punktów wyjścia do swoich eksperymentów wymieniał właśnie muzykę disco. Pamiętam swoje silne WTF: tu półbóg innowacji w Muzyce, a tu jakieś tępe dicho? Potem na szczęście jakoś poszło, skumałem wątki ciągłości disco z funkiem, soulem, jazzem, w ostatecznym rozrachunku – z muzyką afrykańską, i byłem w stanie docenić wkład w kształt współczesnej muzyki takich gigantów jak np. duo Nile Rodgers – Bernard Edwards (ten ostatni przedwcześnie zmarły, niestety).

  68. @m.bied
    „Widzę w tym niejaki wpływ grupki dziadersów, którzy za pośrednictwem prowadzonych przez siebie audycji w programie III PR zdołali skutecznie przekonać młodych inteligentów, że ich własne (dziadersów) fascynacje są niezwykle świeże i progresywne, a cała reszta muzyki – wręcz przeciwnie”

    Trójka puszczała bardzo różną muzykę, również eksperymenty i disco; nie kojarzę tylko black metalu, disco-polo i – na szczęście – hip-hopu (choć może nie powinienem się wypowiadać, bo nigdy tej stacji namiętnie nie słuchałem; kiedyś raczej Rozgłośnię Harcerską i jej mutacje, a dziś Rock Radio). Jeśli o mnie chodzi, to dziś mam gusta zdecydowanie dziaderskie. Z zagranicznej muzy szeroko pojęty Woodstock i okolice, z polskiej – ejtisy, muzycznie najlepsza polska dekada (czy dziś ktoś nagrałby takie perełki jak „Odmienić los” Oddziału Zamkniętego, „Rock’n’roll na dobry początek” Budki Suflera czy „Maraton Rockowy” RSC?).

    Szczerze, to bardzo brakuje mi dziś takich dziadersów mentalnych jak Tomek Beksiński ze swoją egzaltacją i hejtem na hip-hop. Profil „Wychowanego na Trójce” na buniu miał charakter satyryczny, ale ja z łezką w oku starałem się czytać go na serio („wreszcie ktoś myśli jak ja, nawet jeśli jest to postać fikcyjna!”).

  69. Dzięki wszystkim za poszerzenie horyzontów.
    @monday.night.fever mam wrażenie, że niechęć do hip hopu i elektroniki to jakaś polska specyfika. Kurt Cobain w swoich dziennikach doceniał czarnych właśnie za to, że potrafili stworzyć nowy oryginalny gatunek.

  70. @Nankin77

    No ale ja właśnie nie za bardzo widzę ten hejt na hip-hop. Każdy się dzisiaj zachwyca tym barachłem, bo jest popularne. Podobnie dźwigowa trve lewica nawołuje, żeby skończyć z szejmingiem i pokochać disco-polo. Tomek, gdzie jesteś!?

  71. This. Lewica hejtuje wyłącznie Dżem i Dire Straits, czyli właśnie rzeczoną muzykę normalsów z lat 80.

    Co do muzyki w Trójce w latach 80. – mam wrażenie że większość osób o niej się wypowiadających zna ją głównie z tyrad Grzegorza Brzozowicza, a nie z autopsji. Że niby nie było punka (Tonacja Wiernika w każdy poniedziałek), metalu (Metalowe Tortury Rogowieckiego w Zapraszamy do Trójki) czy Bowiego (katował nim słuchaczy taki symbol dziaderstwa w muzyce jak Marek Niedźwiecki).

  72. @sheik
    „Zacny trolling milordzie. No chyba że to serio takie głupotki, wtedy jezu jezu (nieczyt.)”

    No przecież Springsteen to smutny dziaders w koszuli brzdąkający na gitarce. Nie, nie, to nigdy nie była moja bajka.

    @disco
    Disco to jakoś szerokim łukiem omijałem, bo wolałem sie smętnie kiwać na koncercie Pancernych Rowerów, Bielizny itp. trójmiejskich wynalazków, niż skakać na dyskotece. Ale muszę przyznać, że mam wyjątkową słabość do Army of Lovers.

  73. @mnf

    Noaleprzecież hh to bardzo szerokie pojęcie na gatunek który ewoluował przez jakieś 40+ lat? Tak jak metal też jest terminem na tyle pojemnym że mieści w sobie spandexowy hairmetal z 80s, skandynawskich bm świrów z 90s, radio-friendly metalowe ballady w stylu Nothing Else Matters i te jakieś pogranicza typu folk metal, czy z drugiej strony industriale i elektronika. Rzeczy które kiedyś były fringowe weszły już dawno do mainstreamu i nic z tym nie zrobisz, więc nie wiem po co popadać w takie nastolatkowe emo, że trzeba coś hejtować bo Tupac gunwo a Rysiek Riedel najleprzy. Każdy znajdzie coś dla siebie, szczególnie w czasach podcastów i tubek na każdy temat, ja np. wczoraj znalazłem przypadkiem na YT filmik o Zamrocku, czyli rocku z Zambii z 70s i mam namiary na parę interesujących kapel jak np. Witch.

    John Zorn w którymś wywiadzie powiedział, że w każdym gatunku jest good music, bad music i phony music i dla mnie to jest klucz do wszystkiego. W każdym gatunku znajdziesz całą masę paździerzu i zrzynek z tego co w danej chwili było modne, ale są też perły, tylko czasem trzeba wykonać wysiłek wygooglania ciekawego kanału na tubie czy podcasta i stamtąd już można puścić się w wir algorytmów polecających, pod warunkiem wyłączenia na chwilę wewnętrznego inż. Mamonia.

  74. @Hovermeyer
    „w każdym gatunku jest good music, bad music i phony music i dla mnie to jest klucz do wszystkiego.”

    O, matko. WO powinien banować za pisanie oczywistości.

  75. @bartol

    Niby banał, ale niektórzy lubią dalej zagrywać kartą jakiegoś elityzmu że moja muzyka lepsza niż twoja to raz, a dwa że Zorn dodał jeszcze to „phony” i to jest coś co jest ciekawe, bo w tych gatunkach silnie związanych z jakąś subkulturą zawsze był ten podział na trve/posers, ale ta kategoria spokojnie może opisywać każdą muzykę. Nie jestem koneserem klasyki, ale podejrzewam że na każdego Bacha przypada kilkunastu/kilkudziesięciu Bach wannabies, tłukących takie same fugi, tylko świat o nich zapomniał jak o wielu innych epigonach.
    Wiadomo że ostatecznym arbitrem w temacie muzyki jest de gustibus itp., ale odbiorcy zawsze gdzieś tam mają w środku taki kompas czy coś jest fresh, czy rotten i mnie jako muzyka-amatora to bardzo interesuje gdzie u słuchaczy jest ta granica między kreatywną inspiracją a wtórnym gniotem.

    Gdzieś ostatnio czytałem tekst, który disco-polo rozłożył na skali true/posers i wynikało z niego że 80/90s to była oddolna radosna twórczość, która była szczera i autentyczna, wzruszająca swoją nieporadnością, a teraz jest to potężny biznes produkujący masowo hity na metry i, panie, prawdziwego dp to już nie ma.
    (WO nie banuj!)

  76. @airborell
    ” Lewica hejtuje wyłącznie Dżem i Dire Straits, czyli właśnie rzeczoną muzykę normalsów z lat 80.”

    Ja lubię „Dire Straits”! („Dżemu” nie).

    @havermeyer
    „(WO nie banuj!)”

    Zacznę wycinać, jak ktoś bardzo upierdliwie zacznie bronić disco polo albo hiphopolo.

  77. @hejtowanie Dire Straits i Dżemu

    Ja mam tak jak gospodarz – DS super, Dżem meh, i nie wiem jak można te dwa zespoły wrzucać do jednego wora, chociaż sam potrzebowałem chwili żeby docenić Knopflera i spółkę. DS to dad’s music i chyba po prostu zaczyna smakować niektórym jak już zostaną ojcami. Dżem natomiast to dla mnie osobiście wzorzec z Sevres tego całego bluesrockowego nudziarstwa w skórzanych gaciach i kapelutku z rondem, który dodatkowo nakłada mi się ze zjawiskiem studentcore, czyli zestawem obowiązkowym każdej domówki i każdych juwenaliów jakie pamiętam z czasów studenckich. Dżem, Coma, Pidżama Porno i na doczepkę Kult, co roku żeby studencki związek mamoniów mógł sobie poskakać pod sceną do Polski i Wehikułu Czasu.

    A co do hiphopów to broń Chthulhu żebym tu bronił, ale jak w każdym gatunku znajdą się jakieś ciekawostki jak np. ten ironiczny klasyk Die Fantastischen Vier:
    [https://youtu.be/uUV3KvnvT-w]
    Świetnie może nauczyć literowania po niemiecku, jeśli ktoś zaczyna przygodę z tym językiem. (więcej hiphopu nie będzie, jak bonie dydy!)

  78. @Havermeyer:
    Hm… Bach był „konserwatywny”. W swoich czasach uchodził czasami za lekko anachronicznego.

    Wśród historyków muzyki klasycznej spotkałem dwa podejścia. Jedno szuka jakiś wartości absolutnych, i tu zwykle Bach jest wzorem i punktem odniesienia.

    Drugie wskazuje na nowatorstwo — ci kochają Beethovena czy Schoenberga. Bacha cenią — nie da się od niego uciec, ale nie jest dla nich number one.

    Generalnie nowatorstwo dość późno stało się wartością w muzyce i dla muzyków. Zawsze, oczywiście, były style modne i niemodne. „Dobry” kompozytor jednak wiedział, że jego nowy utwór, by się sprzedać, musi być trochę nowatorski, ale też mocno tradycyjny — by zaskoczyć słuchacza, ale też by go nie wprawić w jakieś zdziwienie, czy odrzucenie. Dobrym przykładem mogą być synowie Bacha.

    Chyba dopiero w romantyzmie powstał ideał „niezrozumianego geniusza”, który tworzy rzeczy genialne i nowatorskie, do których słuchacze nie dorośli. Wzorem mógłby być późny Beethoven.

    ***

    Tak, z „klasykami” jest też tak, że przetrwały dzieła najwybitniejsze, a „masówka” poszła w zapomnienie. Może niezupełne — bo muzykolodzy przeszukują manuskrypty w poszukiwaniu zapomnianych dzieł wybitnych. (A historia niektórych utworów, które zapomniano a potem odkryto, np. do lat 40-tych XX wieku, od śmierci kompozytora, nie grało się „Czterech Pór Roku” Vivaldiego [purystów upraszam o wybaczenie, że tak uproszczę], sugeruje że coś może się jeszcze znajdzie.) Niemniej na każdego wybitnego oczywiście przypadało wielu przeciętnych i słabych.

  79. „This. Lewica hejtuje wyłącznie Dżem i Dire Straits, czyli właśnie rzeczoną muzykę normalsów z lat 80.”
    Co Ty pierdzielisz, chłopaku.

  80. @Haverymeyer
    „(…) nakłada mi się ze zjawiskiem studentcore, czyli zestawem obowiązkowym każdej domówki i każdych juwenaliów jakie pamiętam z czasów studenckich. Dżem, Coma, Pidżama Porno i na doczepkę Kult, co roku żeby studencki związek mamoniów mógł sobie poskakać pod sceną do Polski i Wehikułu Czasu”

    Z deszczu pod rynnę. Kazik, Pidżama Porno, T.Love czy (tfu!) Big Cyc (czyli Żelazny Zestaw Każdych Juwenaliów) to nie była może najlepsza muza na świecie, ale w porównaniu z tym szajsem, który jest grany teraz, to były wyżyny kunsztu. Już wolę old school studentcore niż to co obecnie grają na domówkach (na ostatniej byłem wieki temu, ale mam takie niepokojące przeczucie, że królują tam Tede, Popek i Zenek).

    Zirołsy są gorsze od najntisów, najntisy od ejtisów, ejtisy od seventisów. Tak wewogle to uważam, że bezprecedensowy upadek kultury obserwujemy już od czasów starożytnych Sumerów. Armagiedon, panie, ku złemu idzie!

  81. @Tyrystor

    …„Deutschland” Rammsteinu…

    Ktoś już to gdzieś napisał, ale powtórzę: szkoda, że taki klip i tekst wykonany przez polskiego wykonawcę w kontekście naszej historii, jest trudny do wyobrażenia.
    A tak nawiązując do dyskusji. Kto słucha Rammstein w Niemczech? Lewica, prawica(raczej nie), a może poza jakąkolwiek klasyfikacją?

  82. @monday
    „Zirołsy są gorsze od najntisów, najntisy od ejtisów, ejtisy od seventisów. Tak wewogle to uważam, że bezprecedensowy upadek kultury obserwujemy już od czasów starożytnych Sumerów. Armagiedon, panie, ku złemu idzie!”

    No i stare zardzewiałe konserwy są lepsze, bo kiedyś to, panie, porządną blachę robili, nie to co teraz.

    @Rammstein
    Ładnie ewoluują muzycznie.

  83. @wo

    „Zacznę wycinać, jak ktoś bardzo upierdliwie zacznie bronić disco polo albo hiphopolo.”

    Nie wiem, jaki konkretnie zarzut jest wobec hiphopu, żeby go musieć bronić. Znam paru ateistów z różnych rogów politycznego kompasu (w tym co najmniej jedną „lewaczkę”), którzy lubią tę muzę, parę dyskusji dookoła filmu o Patkofonice odjeżdżało w szczegóły, kto od kogo z kim i przeciw komu. Mam pewien sentyment z czasów młodości, zwłaszcza do podlinkowanych przez @Havermeyer „Die Fantastischen Vier”, z drugiej strony dzisiejsza scena politycznie i mentalnie to coś innego niż lada 90-te i 00-we. Ale jeżeli mógłbym polecić coś z aktualnych, to jest pewien austriacki gościu, który mnie urzekł i przypomniał sentymenty z młodości:

    link to youtube.com


    Und auch wenn es so viele gibt
    So viele Rapper in 'nem Land dass es fast schon übertrieben ist
    Ihr tut Rap nicht gut
    Nein ihr macht Hip-Hop krank
    Und fast keiner im Musikgeschäft macht es aus Liebe
    Sondern nur weil es die Kassen wieder klingeln lässt
    Das nicht Musik das ist Betrug
    Ich mein’ schau sie dir doch an
    Und die Jugend, sie kapiert’s noch nicht
    Betet euch an, sieht euch als Vorbild was macht ihr
    Ich mein’ das gibt’s doch nicht
    Ich lass’ das nicht zu
    Nimm meine Feder und fang’ an.

    I w sumie to wszystko na temat rapu, ujęte w formie rapu. Teraz tnij waść, jeżeli wola taka.

  84. @pak4

    …„Dobry” kompozytor jednak wiedział, że jego nowy utwór, by się sprzedać, musi być trochę nowatorski, ale też mocno tradycyjny…

    W filmie Amadeusz Formana, Salieri tłumaczy Mozartowi, że każda porządna opera musi mieć na koniec porządne bum. Mozart miał inne zdanie no i skończył w nędzy w zbiorowej mogile.

    …z „klasykami” jest też tak, że przetrwały dzieła najwybitniejsze, a „masówka” poszła w zapomnienie…

    No właśnie. Kto słyszał dziś o Salierim?

  85. @mnf

    Ok boomer.

    A tak na serio to pewnie znajdziesz dzisiaj taką młodzież co puszcza Zenki ironicznie, między Wehikułem Czasu a Wódką Kultu, jak i taką która całkiem nieironicznie pląsa do nich na zmianę z tym co serwuje jakaś Eska tv, oraz pewnie i taką młodzież co jeździ na różne Offy i inne Openery i co stamtąd przywiezie to jest słuchane i na imprezkach. KJP.

    @pak4
    Dzięki za dodanie tła temu mojemu rzuconemu mimochodem Bachowi! Chyba muszę wrócić do klasyki, kiedyś sporo słuchałem dwójki ale w pewnym momencie proporcje ględzenia do muzyki wyczerpały moje pokłady cierpliwości.

    Co do mitu niezrozumianego geniusza to sztandarowym przykładem zastosowania tegoż jest dla mnie casus Gesualda, którego zapomniano na kilkaset lat i odkryto na nowo na początku XX wieku, tylko pytanie brzmi czy byłby tak znany gdyby nie jego pozamuzyczne dokonania?
    W kategoriach memetycznych: wyklęty geniusz > niezrozumiany geniusz?

  86. W komentarzach pojawił się ciekawy termin: dziaders. Dziaders muzyczny? Może jakaś krótka definicja?

  87. @vito-slav

    Intuicyjnie – dziaders to osoba w przedziale 50-65 lat, studiująca jeszcze za PRL/początków III RP, możliwe epizody opozycyjno- konspiracyjne za komuny, wychowana muzycznie na Trójce, głosująca kiedyś na UW, teraz na PO, rekonstruująca młodość na imprezach KOD. Gardzi skrajną prawicą, ale już Reagana uwielbia. Prawdziwa muzyka skończyła się na „Brothers in Arms”, wszystko co młodsze to chłam. Program Razem to komunizm i prosta droga do Kambodży. Nie jest rasistą, ale prywatnie uważa nieco inaczej (łagodnie mówiąc). Aha, uważa że młodzież powinna „wyłączyć compy i zasuwać na ulice, a nie na nartach w Austrii”.

  88. @vito-slav
    „W komentarzach pojawił się ciekawy termin: dziaders. Dziaders muzyczny? Może jakaś krótka definicja?”

    Kojarzysz ludzi, którzy słuchają tylko tego, co było popularne wśród studentów gdy sami nimi byli, a jednocześnie uważają się za nie wiadomo jakich fanów Prawdziwej i Wartościowej Muzyki (koniecznie wielkimi literami)?

  89. @dziaders
    Sam był/jest/lubuje się w kolesiach w koszulach flanelowych, brzdąkających na gitarkach.

  90. @mw.61
    „Kto słucha Rammstein w Niemczech? Lewica, prawica(raczej nie)”

    Moim zdaniem „to skomplikowane”. Rammstein skopiował dużo z koncepcji zespołu Laibach, a metoda Laibacha jest bardzo podatna na interpretację niezgodną z intencją autorów. W związku z tym sporo nawet jawnych neofaszystów uważa Rammstein za „swoich”, a zespołowi co i raz ktoś nie łapiący ironii zarzuca poglądy skrajnie prawicowe.

  91. @dziaders Aż się zacząłem zastanawiać, czy się przypadkiem nie kwalifikuję z racji wieku, studiów w PRL-u i zamiłowania do Dire Straits. Na szczęście Reagana zawsze uważałem za palanta (nawet wtedy, gdy nie wypadało, bo to samo sądził Urban). No i głosowałem na Razem.

  92. @cmos

    „zespołowi co i raz ktoś nie łapiący ironii zarzuca poglądy skrajnie prawicowe”

    Spotkałem się nawet z interpretacją, że „Links 2 3 4”, pomyślane jako riposta na te zarzuty, jest właśnie krytyką lewaków a konkretnie antify (w domyśle „lewactwo mnie bije”). A już prawica amerykańska to w ogóle nie zwraca uwagi na zawartość tekstów, byle był marsz i twarde niemieckie rymy.

  93. @”dziaders”

    Wydaje mi się, że widziałem narodziny tego neologizmu w fejsbukowych zakątkach, nazwijmy to, lewego skrzydła KOD. Z kontekstu wychodziło, że to nie tylko kwestia wieku, ale przede wszystkim upartego trzymania sie obyczajów i systemów wartości z zeszłego stulecia. Czyli rzeczywiście postawa typu „po Brothers in Arms nie nagrano już żadnej wartościowej płyty” może wyczerpywać znamiona.

  94. @Sfrustrowany Adiunkt

    Do histerycznego uwielbienia „dziadersa” dla Reagana dodałbym jeszcze miłość do Największego Polaka i nienawiść wobec socjalizmu w każdej postaci, jak Balcerowicz przykazał (PRL już wystarczająco nakradł, a problemy tego świata załatwi dobroczynność ludzi zamożnych). Gusta muzyczne orbitują gdzieś wokół Jacka Kaczmarskiego (szczególnie „Mury”, które z pewnością porwą młodzież do działania). Ale ja osobiście stosuję zupełnie inne kryterium: typowy „dziaders” sympatyzował z Unią Wolności, w latach ’90 popierał kompromis aborcyjny, „bo jest przeciwko ideologicznym krucjatom”, a w 2003 gorąco popierał udział Polski w wojnie w Iraku, „bo przecież wojsko musi sobie postrzelać”. Kiedyś dziaders był prokościelny, dziś się na kościół obraził (bo poparli pisiorów, czym „zdradzili spuściznę Jana Pawła II”). Jego uwielbienie dla związków zawodowych tajemniczo i niespodziewanie wyparowało w 1989. Dziaders jest też przeciwny rozdawnictwu i uważa, że lewicy w głowie się poprzewracało od wypracowanego przez niego (temi ręcami!) pekabu, bo za jego czasów jedzono szczaw i mirabelki, a teraz młodzież ma hamburgery i coca-colę i nie potrafi tych dobrodziejstw docenić.

  95. @mw.61:
    Mozart nie skarżył się na brak popularności. Ot, prekariat, na śmieciówce wylądował 😀
    A serio, to jeden z pierwszych kompozytorów-freelancerów, który szukał sponsorów, organizował koncerty, grał… W zasadzie, to można się zastanowić, kiedy on miał czas na komponowanie. Inny, niewiele późniejszy przykład to Schubert, zresztą dość tragiczny, bo brak stałego zatrudnienia nie pozwalał (zgodnie z ówczesnym prawem) założyć rodziny. No i złapał syfilis w zamian… W każdym razie, to były początki pozycji kompozytora, jako niezależnego fachowca bez stałego zatrudnienia, za to z lukratywnymi kontraktami od sponsorów. (Początki, ale też wyraźnie wcześniejszy przykład to Handel, który wprowadzał swoje przedsiębiorstwo operowe na giełdę londyńską.)

    Mozart umierając był we względnym dołku finansowym (gorsza koniunktura), ale do jakiegoś bankructwa, czy biedy to było jednak daleko. Ot, romantyczna legenda.

    W zasadzie to nie mógłbym wskazać przykładu, że któryś z „wielkich” był niedoceniony za życia. Owszem, może pewne różnice nie wychodziły tak wyraźnie jak z perspektywy czasu — o takim Bachu wiedziano, że jest w czołówce, ale gdyby ktoś pytał o najlepszego kompozytora niemieckiego epoki, to raczej padłoby nazwisko Telemanna. Owszem, może feministyczna krytyka, że kobietom, choć były zdolne (Fanny Mendelssohn uchodziła za zdolniejszą nawet od brata…) nie dawano szans jest słuszna, ale pozostawione dzieła, to także kwestia otrzymanych szans i pewnej popularności za życia. Havermeyer pisze o Gesualdo… To możliwe. Ale też z „zapomnianymi” trzeba pamiętać, że gdzieś do XIX wieku, grało się niemal wyłącznie „muzykę współczesną”, co bardzo ograniczało znajomość kompozytorów wcześniejszych epok.

  96. Dzęki za definicje. Dziaders historyczno-socjologiczno-muzyczny. HURRA, nie załapuję się! Czasami łatwiej opisać kim jesteśmy, przez to, kogo nie lubimy.
    Dzięki też za zacne polecanki.

  97. No proszę, a mnie się wydawało że dziaders to wykiełkowana w okolicach razemkowego FB polska wersja boomera, tego od OK boomer. To WO twierdzisz że dziadersi z kodu sami na siebie to określenie wymyślili?

  98. @embercadero
    ” To WO twierdzisz że dziadersi z kodu sami na siebie to określenie wymyślili?”

    Zacznę od zastrzeżenia, że środowisko dawnego KOD się rozpadło, pokłóciło i znienawidziło. Nie takimi słowami się nawzajem obrzucają.

    Szybki gugiel prowadzi jednak do wniosku, że zasadniczą rolę w spopularyzowaniu tego słowa odegrał Jan Kapela, kpiąc z wyjątkowo głupawego tekstu prof. Jana Hartmana, w którym ten bronił Durczoka z zapałem godnym lepszej sprawy. Hartman stał się więc niejako wzorcem z Sevres, definiującym to pojęcie.

    link to krytykapolityczna.pl

    Niemniej jednak, rozpad dawnego KOD częściowo rzeczywiście napędzany był tym, że była tam silna frakcja dziadersów (od „żeby było jak było”, i kto nie skacze z Giertychem), oraz frakcja ludzi, którzy jednak nie są skłonni bronić Durczoków.

  99. @WO
    „Czyli rzeczywiście postawa typu „po Brothers in Arms nie nagrano już żadnej wartościowej płyty” może wyczerpywać znamiona [dziaderstwa].”

    Nawet na FB jest poświecony temu zjawisku prześmiewczy profil o znamiennej nazwie „Wychowany na Trójce” #polecambcm

  100. @czego słucha lewactwo
    Rocka nie, bo dziaderstwo, kuconada, flanela, Kaczkowski i Marillion. Punka nie, bo dla dzieci. Metalu nie, bo nie dość, że kuce, to jeszcze jasełkowy turoń. Hip hopu nie, bo sebixy wyklęte. Jazzu nie, bo jazzu nikt nie kuma, man. Zostaje post-meta-elektro-cośtam i rzekomo ironiczne mashupy DJ-a Hudefaka zdejmujące odium obciachu z utworów, które już wcześniej były fajne, ale nie wypadało się przyznać. To i utyskiwanie, że brak w muzycznym mainstreamie lewicowego nurtu, który niósłby kaganek oświaty w te nieprzebrane festiwalowe masy z ich gównianym, mainstreamowym gustem.

  101. Właściwie czemu nikt jeszcze nie napisał o

    Sein Vater ließ ihn holen
    Der Herrscher der Mongolen war sauer und er fluchte auf den Sohn
    (Das war Zeit!)
    Er rief, du bist missraten und aus der Art geschlagen
    So was wie du erbt niemals meinen Thron
    (Tut uns Leid!)

    [et caetera]

  102. „mashupy” panie, to już sooooo 00’s. Pół żartem pół serio to współczesnym tró lewicowym gatunkiem jest wszelkie indie.

  103. A jak właściwie miało się muzycznie wychowywać moje pokolenie?
    Płyty z muzyka zachodnia były mocno nieosiągalne.
    Trójka była jedyną stacja radiową z akceptowalna muzyką.
    Ktos mówił „Rozgłośnia harcerska”? Na falach krótkich, nein danke.

  104. @janekr
    Płyty z muzyka zachodnia były mocno nieosiągalne.

    Nie było nawet POCZTÓWEK DŹWIĘKOWYCH tłoczonych pokątnie na prasach do słomy?

  105. „Nie było nawet POCZTÓWEK DŹWIĘKOWYCH tłoczonych pokątnie na prasach do słomy?”
    Były. Ale przecież repertuar był zawężony, a o jakości zamilczmy.
    Mówię cały czas o latach 60.

  106. Lata 60. to jeszcze pół biedy, ale przełom lat 60.-70. (powiedzmy od 1967) to jest już rewolucja albumowa. I tu żadne pocztówki dźwiękowe już nie mogły pomóc. Wielką zasługą dziejową redaktorów muzycznych Trójki (przede wszystkim Kaczkowskiego) jest to, że rewolucję albumową zauważyli i zrozumieli jej konsekwencje.

  107. @ „rewolucję albumową zauważyli i zrozumieli jej konsekwencje”
    I często nadawali te albumy w całości bez żadnego miksowania i gadania na muzyce (na pojedynczych kawałkach też nie gadali). Dzięki czemu można to było sobie nagrać na magnetofon, choć przez długie lata tylko w mono.

  108. „długie lata tylko w mono”
    Po wprowadzeniu do polskiego radia stereofonii fachowcy twierdzili, że nie tylko jeden program może być nadawany w stereo. Może i tak było, pasmo 66-73 MHz byłą dość wąskie.
    No i podjęto decyzję, że TYM JEDYNYM programem stereo. Ma być drugi program.
    Nawet pamiętam rozmowy – czy naprawdę chcecie, żeby Trójka przejęła obowiązki reprezentacyjne jedynego programu stereofonicznego?

  109. @ tylko jedne program stereo i wąskie pasmo 66-73 MHz
    Nie sądzę, żeby to było przyczyną. Nie sądzę, żeby zakodowanie sygnału stereo w standardowym radiowym UKF wymagało istotnie szerszego pasma (choć już teraz nie pamiętam, jak się to robi). Przecież w końcu stereo przyszło do wszystkich programów PR, a w latach dziewięćdziesiątych pojawiły się też na tym pasmie stacje komercyjne. Podejrzewam, że to był raczej problem sprzętowy z nadajnikami i liniami przesyłowymi.

  110. „Nie sądzę, żeby zakodowanie sygnału stereo w standardowym radiowym UKF wymagało istotnie szerszego pasma (choć już teraz nie pamiętam, jak się to robi).”
    Pasma wymaga trochę więcej, ale przede wszystkim wymaga znacznie mniejszego poziomu zakłóceń od nadajników pracujących na zbliżonych częstotliwościach.
    Stacje komercyjne lat 90. bardzo szybko wyniosły się w górne pasmo.
    Argumenty techników były takie – nie da się zrobić siatki częstotliwości tak, żeby w Polsce zmieścić 4 stacje ogólnopolskie, w tym 2 w stereo.

  111. @tru lewicowy gatunek (z polskiej pespektywy)
    Jesu, dla 161 (i co najbardziej trafia w mój gust) to będzie hardcore/street punk i The Analogs (akurat jestem ogromnym fanem i traktowałbym ich jako osobną instytucję). Dla całej reszty średnioklasowej lewicy, to już pojedyńczy wykonawcy w obrębie _inteligenckiego_ hiphopu (ostatnio wszyscy się podniecają Taco Hemingwayem), folku (?) – np. Hańba i alternatywy (Pablopavo).

  112. @Gammon No82
    „Nie było nawet POCZTÓWEK DŹWIĘKOWYCH tłoczonych pokątnie na prasach do słomy?”

    …na których tłoczono takie hity z Jackowa jak „Cztery razy po dwa razy” czy „Chłopcy radarowcy”? Nic dziwnego, że w latach 90-tych rozpleniło się disco-polo.

    @g.suss
    „[Lewactwo słucha] Rocka nie, bo dziaderstwo, kuconada, flanela, Kaczkowski i Marillion. Punka nie, bo dla dzieci. Metalu nie, bo nie dość, że kuce, to jeszcze jasełkowy turoń. Hip hopu nie, bo sebixy wyklęte. Jazzu nie, bo jazzu nikt nie kuma, man. Zostaje post-meta-elektro-cośtam i rzekomo ironiczne mashupy DJ-a Hudefaka zdejmujące odium obciachu z utworów, które już wcześniej były fajne, ale nie wypadało się przyznać”

    Co do metalu, hip-hopu i meta-elekro-cośtam to się zgodzę że obciach, ale z muzyki zachodniej stary dobry rock z przełomu sixtisów i seventisów jest z lewackiego punktu widzenia jak najbardziej koszerny (że tego słuchają RÓWNIEŻ dziadersy w typie Schetyny – które swoją drogą nic nie rozumieją z tekstu – no to już trudno, nic nie poradzisz*). Z muzy polskiej – punkowe ejtisy i Jarocin też dają radę.

    * – był już na ten temat ciekawy mini-flejm: link to ekskursje.pl

    „To i utyskiwanie, że brak w muzycznym mainstreamie lewicowego nurtu, który niósłby kaganek oświaty w te nieprzebrane festiwalowe masy z ich gównianym, mainstreamowym gustem”

    Z czasów, kiedy jeszcze zaglądałem na Facebooka, pamiętam narzekania Szczerka na rytualne jęczenie kanapowej lewicy wobec Przystanku Woodstock: że hodowla kucy, że zapraszają Balcerowicza itp. Niestety samych zarzutów lewicy wobec Woodstocku nie udało mi się nigdzie w sieci odnaleźć. Ktoś coś?

  113. @janekr
    „Były. Ale przecież repertuar był zawężony, a o jakości zamilczmy.
    Mówię cały czas o latach 60.”

    Często wypytuję moją mamę, jak się imprezowało w jej czasach. Twierdzi, że najlepsza impreza jaką pamięta w życiu wyglądała tak, że mieli tylko 1 pocztówkę i tańczyli do niej w kółko PRZEZ CAŁĄ NOC (Elvis Presley, „Return to Sender”). Z wielu powodów fascynuje mnie to literacko i chciałbym kiedyś napisać powieść z taką sceną.

  114. @mnf
    ” Niestety samych zarzutów lewicy wobec Woodstocku nie udało mi się nigdzie w sieci odnaleźć. ”

    Główny zarzut jest taki, że sam Owsiak nie jest w żadnym znaczeniu tego słowa lewicowy. Co za tym idzie, on ma radośnie optymistyczne podejście do korporacyjnego kapitalizmu. Powiesz mu „dzień dobry, jestem iwil korpo, chcę zasponsorować catering na Woodstocku w zamian za nasze logotypy na koszulkach”, on powie „bardzo chętnie”.

    Więc rzeczywiście na Woodstocku wszędzie są logotypy sponsorów. Ale czy to już ma być zarzut? Dla jakiegoś hiper-ortodoksa lewicowego może i tak, ale ja mam do tego podejście zrezygnowane – nie ma ucieczki przed korpo. There’s no way out of here, when you came in, you’re in for good. There was no promise made, the part you’ve played, the chance you took [guitar plays solo].

  115. @wo

    Dzięki. Pamiętam jeszcze jeden zarzut: że Owsiak zapraszał Balcerowicza na swoje „festyny”, żeby ten dawał otumaniające młodzież wykłady, co brzmi jak typowy felieton Tomasza Markiewki (z którym – nawiasem mówiąc – się zgadzam!).

  116. @monday.night.fever
    …na których tłoczono takie hity z Jackowa jak „Cztery razy po dwa razy” czy „Chłopcy radarowcy”?

    Miałem na myśli jakiś 1965 albo 1970 rok.

  117. @bert

    …prawica amerykańska to w ogóle nie zwraca uwagi na zawartość tekstów, byle był marsz i twarde niemieckie rymy…

    Co tam Ameryka. Moja szanowna małżonka, nie znająca niemieckiego ani polskiego tłumaczenia tekstu utworu i przed obejrzeniem klipu, mimo to, że jest lata świetlne od naziolskich klimatów, po wysłuchani miała miała ochotę najechać Polskę.
    Trochę jak Woody Allen po wysłuchaniu Wagnera.

  118. @monday
    „ale z muzyki zachodniej stary dobry rock z przełomu sixtisów i seventisów jest z lewackiego punktu widzenia jak najbardziej koszerny (że tego słuchają RÓWNIEŻ dziadersy w typie Schetyny – które swoją drogą nic nie rozumieją z tekstu – no to już trudno, nic nie poradzisz*). Z muzy polskiej – punkowe ejtisy i Jarocin też dają radę.”

    Konserwatywny dziaders.

  119. @mnf
    „Pamiętam jeszcze jeden zarzut: że Owsiak zapraszał Balcerowicza na swoje „festyny”, żeby ten dawał otumaniające młodzież wykłady, co brzmi jak typowy felieton Tomasza Markiewki (z którym – nawiasem mówiąc – się zgadzam!).”

    To prawda, ale po prostu – jak już pisałem – on nie jest lewicowy.

  120. Nieprawdziwa lewica słucha teraz oczywiście Idles, np. tego link to youtu.be albo Danny’ego Nedelko

    Taco Hemingwayem zachwycano się w 2013-4, a tak szczerze to jeszcze wcześniej, w okolicach Hitlera w poszukiwaniu elektro

  121. @sheik
    „Taco Hemingwayem zachwycano się w 2013-4, a tak szczerze to jeszcze wcześniej, w okolicach Hitlera w poszukiwaniu elektro”

    A więc zachwycałem się nim, nie wiedząc że to on? To była najlepsza przeróbka, do dzisiaj czasem myślę, że „czuję się jak Hitler na tym filmiku, na którym Gebels mu obiecał, że go zabiera na imprezę, na której na pewno, na pewno, na pewno nie poleci Lady Gaga” (mina Hitlera gdy już słyszy „Poker Face”)

  122. @bartolpartol
    „Konserwatywny dziaders”

    Niestety – moje lewackie poglądy odejmują mi od dziaderskości aż tysiąc punktów. Dlatego muszę nadrabiać przeklinaniem dzisiejszej młodzieży z jej niezrozumiałą, wtórną popkulturą (za sam hejt na mangę dostajesz +15 punktów, za niesłuchanie muzyki z ostatnich dwudziestu lat +30, za nieposiadanie smartfona aż sto).

  123. @mw.61

    „Moja szanowna małżonka, nie znająca niemieckiego ani polskiego tłumaczenia tekstu utworu i przed obejrzeniem klipu, mimo to, że jest lata świetlne od naziolskich klimatów, po wysłuchani miała miała ochotę najechać Polskę.”

    Ojejku, a można spytać, który konkretnie kawałek? „Links 2 3 4”? „Deutschland”? Czy klasyk, czyli „Engel”?

  124. Logotypy sponsorów to drobiazg, Balcerowicz w sumie też, największy problem z Owsiakiem polega na tym, że on najwyraźniej serio uwierzył, że akcja dobroczynna może być rozwiązaniem, a nie protezą. Z tym się wiąże np. jego poparcie dla prywatyzacji służby zdrowia, co jest już no-go dla osoby o lewicowych poglądach (inna sprawa że nie sądzę by Owsiak miał to przemyślane).

  125. Pomysł Szczerka na lewicę to „bo wszyscy Polacy to jedna rodzina”.
    W kwestii muzyka a nazizm, jest to o tyle zabawne, że naziści wbrew pozorom nie przepadali za jakimś bombastycznym militaryzmem i kultura tego okresu to często wesoły eskapizm.

  126. @airborell
    „Z tym się wiąże np. jego poparcie dla prywatyzacji służby zdrowia”

    Serio Owsiak coś takiego postuluje? Wyraził to otwarcie („tak, uważam że należy sprywatyzować służbę zdrowia!”), czy kolega coś sobie dopowiedział? Albo to jakie fejki latają po necie.

    @Nankin77
    „naziści wbrew pozorom nie przepadali za jakimś bombastycznym militaryzmem i kultura tego okresu to często wesoły eskapizm”

    Zależy kto. Wykształcone elity planujące nadzorujące ludobójstwo relaksowały się przy drogim winku i muzyce poważnej, a znieczulony gorzałą motłoch od brudnej roboty słuchał ówczesnej niemieckiej muzyki biesiadnej („meine Helga meine Liebe”). W latach ’90 na Bałkanach typowy Sebix też słuchał raczej turbofolku (to takie bałkańskie disco-polo) po „pracy”. Marzeniem takiego delikwenta nie było wcale jakieś ideologiczne pierdololo, tylko dzban rakiji i goła baba.

  127. „Serio Owsiak coś takiego postuluje? Wyraził to otwarcie („tak, uważam że należy sprywatyzować służbę zdrowia!”), czy kolega coś sobie dopowiedział?”

    Serio. W 2017 dopiero do niego zaczęło coś docierać („długo byłem zwolennikiem prywatyzacji szpitali, ale widzę. że nie zawsze to idzie w dobrą stronę”)

  128. „Serio. W 2017 dopiero do niego zaczęło coś docierać („długo byłem zwolennikiem prywatyzacji szpitali, ale widzę. że nie zawsze to idzie w dobrą stronę”)”

    Dostrzegam pattern: w ’80 punk/hipis, w ’90 korwinista (zob. również Kazik, Big Cyc).

  129. @wo “A więc zachwycałem się nim, nie wiedząc że to on?”
    Na to wygląda. To był pierwszy moment kiedy, jeszcze jako Filip Szcześniak, został szerzej zauważony.

  130. Od ponad 5 lat czytuję „Ekskursje”, ale dopiero dziś postanowiłem wstawić tu komcia.
    Mam wrażanie, że @bartolpartol dissuje jakieś swoje wyobrażenie o Springsteenie pisząc o „facecie we flaneli brzdąkającym na gitarze”. Jeśli chodzi o strój, to bywał u niego różny, ale flaneli zwłaszcza w kratkę nie pamiętam. Natomiast muzyka absolutnie nie kojarzy mi się z harcerskim brzdąkaniem. Owszem, grywał osobiście na gitarze, ale jest przede wszystkim wokalistą i kompozytorem, a resztę załatwia jego E Street Band i z reguły jest to dobry rock.
    Po tym wstępie muszę od razu przyznać, że jestem jego fanem od bardzo wielu lat i z całą pewnością pasuję do tego wiekowo, ponadto rzeczywiście jego utwory poznawałem dzięki radiu w latach 80′, ale z tego co pamiętam nie była to głównie Trójka (w wersji stereo pojawiła się w Łodzi dopiero około 1988), lecz ówczesny Program 2 (a może była to czwórka – nie jestem dziś pewien który program był w Łodzi jedynym stereofonicznym). Do wzorca dziadera (s na końcu to chyba tylko w liczbie mnogiej, chyba że krajowy Ponglish ma inne zasady) pasuję studiowaniem w drugiej połowie ejtisów, ale nie miałem nic wspólnego z NZS ani konspirą, nie byłem fanem Reagana ani tym bardziej Thacher, choć do końca najntisów, a może do ok. 2005 nie zdawałem sobie sprawy, jakie poważne długofalowe negatywne skutki ekonomiczne i społeczne przyniesie ich polityka nie tylko dla ich krajów (niezależnie od istnienia pozytywów typu dociśnięcie ekonomiczne Sowietów przez Reagana, czy przyspieszyło ich upadek).
    Jeśli chodzi o muzykę i zwłaszcza teksty utworów Springsteena, to według mnie część z nich pasowałaby do lewicowej wrażliwości. Bardzo dobrze znany „Born In The USA” to nie hymn pochwalny ani wyrażenie dumy, lecz opis sytuacji człowieka, dla którego brak jest perspektyw i który od początku miał pod górkę:

    Born down in a dead man’s town
    The first kick I took was when I hit the ground

    Come back home to the refinery
    Hiring man said „son if it was up to me”
    Went down to see my V.A. man
    He said „son, don’t you understand”

    Na tej samej płycie jest „Your Hometown”, w którym zarówno wspomina konflikty rasowe z lat sześćdziesiątych:

    In ’65 tension was running high
    At my high school
    There was a lot of fights
    Between the black and white
    There was nothing you could do

    jak też obecny upadek miasta – zamykane sklepy, zamknięte zakłady i ucieczka miejsc pracy:

    Now Main Street’s whitewashed windows
    And vacant stores
    Seems like there ain’t nobody
    Wants to come down here no more
    They’re closing down the textile mill
    Across the railroad tracks
    Foreman says, „these jobs are going, boys
    And they ain’t coming back”

    Natomiast najbardziej wymowna jest płyta „The Ghost Of Tom Joad” której sam tytuł nawiązuje do czasów Wielkiego Kryzysu lat 1930′, lecz teksty utworów są zdecydowanie o czasach współczesnych powstaniu płyty (1995). Np. utwór tytułowy (fragment):

    Men walking 'long the railroad tracks
    Going someplace, there’s no going back
    Highway patrol choppers coming up over the ridge
    Hot soup on a campfire under the bridge
    Shelter line stretching ’round the corner
    Welcome to the new world order
    Families sleeping in the cars in the southwest
    No home, no job, no peace, no rest

    Kiedyś widziałem głupie tłumaczenie ” Shelter line” jako „linia schronisk”, ale tu chodzi o kolejkę ludzi przed schroniskiem dla bezdomnych.
    Do mojej wyobraźni przemawia najmocniej „Youngstown” z tej płyty opisujący los bezrobotnego hutnika i jemu podobnych z Rust Belt (nie wiem czy to pojęcie istniało już w 1995), zawierający m.in.:

    From the Monongahela valley
    To the Mesabi iron range
    To the coal mines of Appalacchia
    The story’s always the same
    Seven-hundred tons of metal a day
    Now sir you tell me the world’s changed
    Once I made you rich enough
    Rich enough to forget my name

    Część pozostałych utworów opisująca sytuacje nielegalnych imigrantów (głównie Latynosów) też pasuje do tytułu i klimatu płyty.
    To tyle jeśli chodzi o jednego z moich ulubionych muzyków.

  131. „flaneli zwłaszcza w kratkę nie pamiętam”

    My first memory of someone wearing a flannel shirt was Luke Duke one of the titular ‘Dukes of Hazzard’ The flannel shirt was the dress of the cowboy, the Duke boys were modern cowboys in a fast car. At the same time Bruce Springsteen wore a flannel shirt. It was the dress of the American working man and Bruce was their champion.
    link to johnrlovett.wordpress.com

  132. @bert

    …a można spytać, który konkretnie kawałek?…

    Mówimy przecież o Deutschland.
    Postaw się w pozycji osoby, który nie zna niemieckiego rocka, nie zna niemieckiego języka, a jedyne co rozumie to słowa Deutschland i uber allen. Do tego głos Lindemmana i, no cóż, można się wystraszyć.
    Dodam, że mój wpis był odpowiedzią na twoje słowa…prawica amerykańska to w ogóle nie zwraca uwagi na zawartość tekstów, byle był marsz i twarde niemieckie rymy… i, niestety, u nas Rammstein też tak może być odbierany.Niekoniecznie przez naszych nazioli.

  133. @dziaders Trójka

    Za dzieciaka to było radio którego słuchała moja babcia, więc dosłownie. Potem kojarzyłem z młodzieżą z dobrych domów. Nie byłem w ogóle z pokolenia radia, raczej bazaru, choć był moment że rmf namiętnie słuchałem, bo było nowe i Radiostacji, gdy dostarczała nową ciekawą muzykę. Tego mi dziś brakuje, selekcji, że ktoś odsłuchuje pierdyliard wychodzących non stop płyt i wyławia z tej nijakiej brei skarby. Teraz trzeba to robić samemu a to full time job.

    Była jeszcze telewizja muzyczna jak na osiedlówce puścili, głównie niemiecka, no ale to już dawno sformatowane było wszystko niestety. Żywiołem był bazar, który był wszędzie. Mam wrażenie że w pewnym momencie kasety w kartonie były w każdym spożywczaku, podobnie zresztą jak kasety wideo do wypożyczenia (nie wiem czy to był dokładnie ten czas). Na to szło całe moje kieszonkowe i kasa ze sprzedaży butelek w punckie skupu. Muzycznie więc chyba jestem jakimś dzieckiem transformacji.

    Relatywnie dużo śmiecia się kupowało które po jednym przesłuchaniu leciało gdzieś w kąt. Ale niespodziewane odkrycia całych nowych gatunków muzycznych to było coś. Dużo później jak pojawiły się oryginały przewodnikiem było logo Parental Advisory, nigdy się nie zawiodłem ha ha. Długo zresztą myślałem, że to było przewrotne i wymyślone przez marketoidów specjalnie dla młodzieży, takie mrugnięcie okiem.

    Pytanie, czy Brothers in Arms to był hymn rezerwy? Czy o co w tym chodziło? Piosenka jest okej, chodzi mi o fenomen. To był zawsze numer wszechczasów w Trójce z tego co kojarzę.

  134. @bantus

    „czy Brothers in Arms to był hymn rezerwy”

    Nie, nic mi o tym nie wiadomo, choć (sub)kulturę ZSW znam względnie dobrze. „Hymnem” były raczej piosenki „ludowe” w rodzaju „Godzina piąta, minut trzydzieści”. Mimo że piosenka jest o wojnie i żołnierzach – to po pierwsze, mało prawdopodobne aby była znana i rozumiana wśród żołnierzy z poboru (klasa ludowa/rzadziej średnia, relatywnie niska znajomość angielskiego)[1] i druga rzecz – przesłanie o byciu zmuszonym do bycia towarzyszami broni w ekstremalnej sytuacji tak sobie miało się do realiów służby lat osiemdziesiątych (nawet uwzględniając sam stan wojenny). Co innego później gdy faktycznie, ale już zawodowych wysłano w mist covered mountains” i faktycznie mogą oni powiedzieć że „And though they did hurt me so bad/ In the fear and alarm/
    You did not desert me/ My brothers in arms”)
    Gospodarz kiedyś tłumaczył że fenomen wiąże się ze stanem wojennym – ale nie chodziło o żołnierzy (raczej opozycję i sympatyków jeśli dobrze pamiętam

    [1] Wyjątkiem byli studenci odbębniający szkolenie wojskowe (zwalczanie jako przykrą konieczność, wręcz represję) i później wysyłani do szkół podchorążych rezerwy (tzw. „bażanci”). Oni oczywiście mieli znacznie większy kapitał kulturowy, więc mogli „Brothers…” znać – ale znów – nigdy nie spotkałem się z traktowaniem tego jako hymnu.

  135. @Arctic
    „Do wzorca dziadera (s na końcu to chyba tylko w liczbie mnogiej, chyba że krajowy Ponglish ma inne zasady)…”

    Liczba pojedyncza – dziaders; liczba mnoga – dziadersy.

    „…pasuję studiowaniem w drugiej połowie ejtisów, ale nie miałem nic wspólnego z NZS ani konspirą, nie byłem fanem Reagana ani tym bardziej Thacher”

    Sorry, ale brak uwielbienia dla Reagana automatycznie wyklucza cię z kręgu dziadersów. Możesz próbować nadrabiać tak jak Tomek Beksiński – czyli nadmierną egzaltacją i niechęcią wobec zmieniającego się świata (popkultury w szczególności, por. jego hejt na hip-hop; pamiętam też jego felieton w którym wściekał się że ktoś przychodzi do sklepu i każe ukroić sobie tylko dwa plasterki szynki – co to się wyrabia, skandal!), ewentualnie pomstować na to że Kiedyś To Było A Dzisiaj Już Nie Jest, ale prawidziwe dziadersy raczej nie czytają lewackich blogasków, bo są zajęci: wspominaniem młodości w NZS, lekturą felietonów Balcerowicza w książce „Odkrywając Wolność”, zwalczaniem neosocjalizmu, hejtowaniem hołoty srającej na wydmach, śpiewaniem „Murów” oraz skakaniem z Romanem. Hardcorowy trve dziaders postuluje też ze swojego dworku wyburzenie – będącego symbolem sowieckiej dominacji – Pałacu Kultury. No i nie uprawiajmy ejdżyzmu – dziaderskość nie dyskryminuje ze względu na wiek. OK BOOMER?

  136. @pocztówki dźwiękowe
    Moja Mama, prowincjonalna nauczycielka miała w kolekcji, oprócz różnych Niebiesko-Czarnych i Alibabek, również The Kinks.
    „Lola” była trochę pogięta i ramię Bambino unosiło się i opadało do rytmu. Swoją drogą, dopiero po latach zrozumiałem O CZYM JEST TA PIOSENKA.

  137. @Brothers in Arms

    W latach 80. poborowi masowo słuchali i głosowali na Listę Trójki i tak, mogli mieć wpływ na popularność BiA. Że nie rozumieli tekstu? a co tam, ale wiedzieli/domyślali się że to jest o nich. Kilka innych kawałków zrobiło na Liście karierę głównie dzięki głosom z wojska („Na falochronie” Emigrantów czy „In The Army Now” Status Quo). Z tym że to jest po prostu bardzo ładny kawałek.

    @Springsteen
    Czy z polskimi lewakami jest tak jak z amerykańskimi prawicowymi politykami (tylko odwrotnie)? Amerykańska prawica uwielbiała go za album i piosenkę „Born in the USA” – która wydawała im się „amerykańska” i „patriotyczna” bo nie wsłuchiwali się w tekst?

  138. @airborell

    „Born in the USA” – brak zrozumienia kontekstu u dziadersa z Nowego Targu to jeszcze potrafię zrozumieć, ale brak kumatości u native speakera (!) to już wyższy level. Z drugiej strony – twórca „Mydełka Fa”, będącego pastiszem disco-polo też był nieźle zdziwiony, gdy wielbiciele tego nurtu zaczęli masowo puszczać jego kawałek w remizach strażackich.

  139. @airborell
    BiA to ładny kawałek? Być może, acz mocno smętny. Pamięta ktoś 'Les Boys’?
    Zabawnie się tego dziś słucha.

  140. @Sringsteen
    No więc, żeby nie zostawiać pola do domysłów i niepotrzebnej obrony, wyjaśniam co następuje: Springsteena hejtuję za kombojski kapelutek, kombojki, koszulę flanelową, kutasy przy zapince pod kołnierzykiem i brzdąkanie na gitarce. Tak mi się chłop kojarzy i nic na to nie poradzę. Hoghw!

    @Brothers in Arms, In the Army Now, Wind of Change i inne tego typu
    No to jest dziaderstwo w czystej postaci i nawet hejtowanie Reagana, Tatcher i Balcerowicza nie pomoże.

  141. @monday.night.fever
    twórca „Mydełka Fa”, będącego pastiszem disco-polo też był nieźle zdziwiony (…)

    Ktoś, kiedyś, o pewnym utworze napisał mniej więcej: „kicz który udaje że kiczem nie jest, bo właśnie z kiczu się wyśmiewa”; może to ten sam syndrom?

  142. @Brother in Arms
    Ja zawsze odbierałem olbrzymią popularność tego utworu, jako wyraz wzmożenia kombatanckiego w środowisku dawnej opozycji. Towarzysze boju, braterstwo walki, chrzest ognia, koleżeństwo (to słowo zawsze będzie mi się kojarzyć ze smrodem szatni po lekcji WF-u), te klimaty. W sumie – gdyby być złośliwym – to jest to wzór dla piosenek o wyklętych™.

  143. Zupełnie nie na temat ale tak mnie ciśnie że muszę się pochwalić. Dzisiaj odbyła się pierwsza chyba w historii wspólna akcja Razem i MJN-u – demonstracja przeciwko złodziejskiej sprzedaży działki w najbliższym sąsiedztwie Parku Skaryszewskiego. Jako że miałem swoje 2 centy by skłonić obie strony do współpracy w tej sprawie (choć maksymalne kudosy zdecydowanie należą się Magdzie Biejat – mamy wreszcie prawdziwą liderkę lewicy w Warszawie) to po prostu muszę się tym pochwalić, jeszcze niedawno wydawało się to niemożliwe.

  144. „Z drugiej strony – twórca „Mydełka Fa”, będącego pastiszem disco-polo też był nieźle zdziwiony, gdy wielbiciele tego nurtu zaczęli masowo puszczać jego kawałek w remizach strażackich.”

    a dlaczego właściwie by nie mieli?

  145. „Ja zawsze odbierałem olbrzymią popularność tego utworu, jako wyraz wzmożenia kombatanckiego w środowisku dawnej opozycji”

    Niesamowite dorabianie teorii. Tak, tłumy działaczy opozycji głosowały na LP3 i Top Wszech Czasów.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.