Strefy wolne od pizzy hawajskiej

Chciałbym na spokojnie i na serio wyjaśnić, o co chodzi z tymi strefami wolnymi od LGBT. Machina propagandowa polskiej prawicy zdążyła już jej wmówić, że Unia i Ameryka czegoś tu nie rozumieją. Jak ktoś jest wyborcą PiS, łatwiej mu uwierzyć w omylność całego świata, niż Prezessimusa.

Tak, wiem, że formalnie żaden samorząd nie podjął uchwały typu „zakaz wstępu dla gejów”. Myślicie, że ci wszyscy ludzie przyłączający się do krytyki, o tym nie wiedzą?

Prawicowa publicystka Aleksandra Jakubowska zasugerowała, że samorządy przyjmujące uchwały potępiające „ideologię LGBT” korzystały z praw człowieka, a konkretnie z prawa do wyrażania poglądów. Absurdalne? Może i tak, ale ten błąd jest na tyle popularny, że zrefutujmy go na serio.

Prawa człowieka i obywatela oznaczają tylko tyle, że państwo nie może komuś czegoś zabronić jako obywatelowi. Ten ktoś może jednak przyjmować życiowe role, które z korzystaniem z niektórych praw się wykluczają.

Jako dorosły człowiek mam prawo pić alkohol. Tracę to prawo gdy siadam za kierownicą.

Jan Kowalski ma pewne prawa jako człowiek, ale nie ma ich jako wójt. Z sytuacjami, w których różne rzeczy z nami można (albo nie można) zrobić jako z człowiekiem, ale nie z kimś, kim w danej sytuacji jesteśmy, stykamy się na co dzień – zabawny literacki opis mamy w „Potopie” („Prywatnemu, nie posłowi!”, krzyknął Kmicic do Kuklinowskiego).

Organom państwowym generalnie nie wolno deklarować niechęci do jakiejkolwiek ideologii (bez odpowiedniej ustawy). Prawa człowieka chronią obywatela przed państwem, nie odwrotnie.

Prawo chroni obywatela przed dyskryminacją – nikt nie może być przez państwo gorzej traktowany z powodu wyznawanej ideologii (o ile ta nie jest zakazana ustawowo). Nie może też być gorzej traktowany z powodu innych cech, w szczególności wieku, płci, orientacji seksualnej itd.

Nawet gdyby przyjąć prawicową interpretację, że nie chodzi o potępianie ludzi, tylko ideologii, to już i tak jest dyskryminacja. Gdyby samorządy przyjęły uchwały potępiające pizzę hawajską, producenci i konsumenci tej pizzy również mogliby się czuć dyskryminowani.

Jan Kowalski ma prawo nienawidzieć pizzy hawajskiej jako człowiek. Ale jeśli przyjmie antyananasowę uchwałę jako wójt, powinien się spodziewać pozwu od spółki „Yum! Brands”, właściciela znaku Pizza Hut.

Gdybyśmy na lewicy nie byli takimi gołodupcami, to właśnie powinniśmy zrobić: wytoczyć któremuś z tych samorządów pokazowy proces w imieniu np. przedsiębiorcy, którego ta uchwała dyskryminuje (np. hotelarza, który stracił klientów). Pozostają nam happeningi i protesty.

Prawo przewiduje, że pewne relacje podlegają szczególnej ochronie. Najwyższej – relacje obywatela z państwem. Tutaj wszelkie formy dyskryminacji wymagają aktywnego przeciwdziałania (mamy więc bezwzględny obowiązek ułatwiania dostępu do budynku np. niepełnosprawnym).

Niższy poziom ochrony mają relacje obywateli z usługodawcami. Pytanie, który zadał w tym kontekście pewien mój redakcyjny kolega: „czy właściciel ściany wspinaczkowej dyskryminuje niepełnosprawnych?”, jest więc o tyle źle postawione, że relacje „obywatel-gmina” i „obywatel-ściana wspinaczkowa” są różne, regulowane przez różne ustawy.

Pracodawców i usługodawców również obowiązuje przeciwdziałanie dyskryminacji, ale gdyby ktoś im wytoczył o to proces, oni mogliby się bronić, że charakter prowadzonego biznesu wyklucza obsługiwania albo zatrudnianie osób obdarzonych konkretnymi cechami. Powiedzmy – „nie możemy wpuszczać małych dzieci, bo jeżdżą po hali ciężkie maszyny”. Albo „nie możemy zatrudniać osób z wadą wzroku, bo praca wymaga specjalnego kasku”.

Społeczeństwo musi tu wyważyć między dwiema wartościami: zwalczaniem dyskryminacji i swobodą prowadzenia działalności gospodarczej w formie wymagającej pewnej selekcji klientów i pracowników (a więc: hurtowni, sali wspinaczkowej, klubu gejowskiego, agencji ochrony mienia). Od tego mamy sądy.

Przedsiębiorca, który po prostu wywiesi kartkę „nie obsługujemy gejów”, przegra taki proces. I dobrze.

Samorządy z kolei nie mają prawa nawet do dyskryminacji pozornie uzasadnionej, typu „budynek jest tak zaprojektowany, że nie możemy tu wpuszczać niewidomych”. Sąd by im w takiej sytuacji nakazał przebudowanie budynku! I też dobrze.

Krótko mówiąc, te argumenty opierają się na dwóch błędach. Pierwszym jest uważanie, że prawa człowieka i obywatela przysługują organom państwowym (otóż nie przysługują, choć skądinąd wójt to człowiek). Drugim jest mylenie relacji obywatel-państwo z relacją klient-usługodawca.

Dziękuję za uwagę.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

291 komentarzy

  1. „Drugim jest mylenie relacji obywatel-państwo z relacją klient-usługodawca”

    No, dla liberała obywatel jest klientem, a państwo usługodawcą („państwo powinno działać jak korporacja”), więc z punktu widzenia korwinobalceryzmu jest to jakoś spójne…

  2. @wo
    „Machina propagandowa polskiej prawicy zdążyła już jej wmówić, że Unia i Ameryka czegoś tu nie rozumieją.”
    „Organom państwowym generalnie nie wolno deklarować niechęci do jakiejkolwiek ideologii (bez odpowiedniej ustawy).”

    Prawnikiem nie jestem, ale akurat w USA samorządy rutynowo podejmują podobne puste uchwały, przeciwko temu czy tamtemu, więc chyba czegoś rzeczywiście nie rozumieją. Nie chcę szturchać spamfiltra ścianą linków, a poza tym sporo amerykańskich mediów lokalnych blokuje europejskie IPki od GDPR, więc tylko nagłówki wrzucę.

    „New York City Council Approves Resolution Condemning Islamophobia”
    „New York City Council Votes to Denounce Israel Boycott”

    czasem podejmują je wbrew planowanym ustawom, oficjalnej polityce państwa czy nawet konstytucji
    „Rochester City Council condemns federal proposal regarding concealed weapons”
    „L.A. City Council condemns Iraq war”
    „Newport City Council resolution condemns hate speech, implicit bias”

    Można się spierać o ich zawartość, ale ogólną zasadę, którą wskazujesz, łamią non-stop. Jak spróbują coś realnie zrobić ponad symboliczne potępiania, to oczywiście sypią się pozwy, ale to rzadko powstrzymuje naśladowców.

    @”Od tego mamy sądy.”

    I dlatego sądy też rutynowo swoimi obsadzają z gracją niewiele większą od Kargula. Mitch McConnell zrobił z potwierdzania sędziów Federalist Society właściwie jedyną aktywność amerykańskiego senatu. „Epidemia? Gospodarka stoi? To poczeka, w Tennessee się stołek zwolnił.”

  3. Odlurkuję się i zapytam. Czy są jakieś książki popularyzatorskie o prawie? Nie mogę niczego znaleźć, nawet o czymś tak głośnym, jak prawo konstytucyjne. Znajduję tylko podręczniki akademickie i skrótowe opracowania dla studentów. Czy ktoś może coś polecić? Z chęcią poczytałbym coś przystępnego np. właśnie o relacji obywatel – państwo.

  4. @wo
    „samorządy przyjmujące uchwały potępiające „ideologię LGBT” korzystały z praw człowieka, a konkretnie z prawa do wyrażania poglądów.”

    Zresztą, same te uchwały (często gęsto kopiuj – wklej, można poczytać na Atlasie Nienawiści) są podejmowane rzekomo w obronie „wolności słowa” czy „swobody przedsiębiorców”. O obligatoryjnej ochronie dzieci i „autorytetu szkoły” nie wspominając. Przy czym czytając je – gdyby nie były aż tak straszne byłyby po prostu śmieszne. Bo trudno się nie uśmiechnąć widząc jak radni powiatu czy gminy głosują za buńczuczną rezolucją, powołując się na „1053 lata od chrztu Polski” tudzież „wielowiekowe dziedzictwo chrześcijaństwa, filozofii greckiej i prawa rzymskiego” (serio, w co najmniej jednej – powiat Lubaczowski – tak napisali).

    Przy czym te uchwały IMHO pokazały coś jeszcze. Pokazały ogrom ubóstwa gdy chodzi o kapitał kulturowy osób zasiadających we władzach samorządowych. To było widoczne wcześniej – ale nie w tak spektakularnej i przerażającej zarazem formie.

    @tymczasowe

    Ale twoje przykłady to USA jakby nie patrzeć, a nie Polska. Poza tym patrząc na to co nawypisywano w tych uchwałach – to pojawia się pytanie czy oznaczają one że w danej gminie z bibliotek mają zniknąć książki w których jest mowa o osobach LGBT? Na szkolnych dyskotekach jest ban na niektóre piosenki? I tak można długo długo wymieniać…

  5. @tymczasowekonto
    „Można się spierać o ich zawartość, ale ogólną zasadę, którą wskazujesz, łamią non-stop. ”

    Absolutnie nie. Wkleił pan wszystko co panu wyskoczyło w gugla na hasło „council condemns”, ignorując to, że żaden pański przykład nie dotyczy potępiania jakiejkolwiek ideologii. Wylecą pańskie dalsze komcie tego typu, tacy komcionauci uniemożliwiają normalną rozmowę.

    Gdyby pan się chociaż wykazał minimum kreatywności, znalazłby pan ciekawe przykłady, jak lokalne władze Kansas i Utah usiłują ominąć zniesienie prohibicji…

    „I dlatego sądy też rutynowo swoimi obsadzają z gracją niewiele większą od Kargula.”

    Nie panu to oceniać. Nie chcę offtopiku od kogoś, kto nie umie się trzymać ontopiku.

  6. @sa
    ” Poza tym patrząc na to co nawypisywano w tych uchwałach – to pojawia się pytanie czy oznaczają one że w danej gminie z bibliotek mają zniknąć książki w których jest mowa o osobach LGBT?”

    Wprost przeciwnie. Kiedy rada potępia mowę nienawiści to potępia coś, co I TAK jest ścigane ustawowo.

  7. @wo
    „Gdyby pan się chociaż wykazał minimum kreatywności, znalazłby pan ciekawe przykłady, jak lokalne władze Kansas i Utah usiłują ominąć zniesienie prohibicji…”

    Ale to jest w tradycji prawdziwych regulacji, mających realne skutki. Na przykład nakładania na kliniki aborcyjne tony obostrzeń (2000 metrów od szkoły, dodatkowy sprzęt na wypadek rzadkich powikłań), legalnych albo nie, ale kosztownych w każdym razie.

    Natomiast uchwały potępiające są puste. Nie mają żadnego skutku poza okazją do promocji lokalnych polityków.

  8. @wo

    „Wprost przeciwnie. Kiedy rada potępia mowę nienawiści to potępia coś, co I TAK jest ścigane ustawowo.”

    Jasne – natomiast w przypadku tych nieszczęsnych uchwał obawiam się że jakiś lokalny inkwizytor może próbować wymusić jakąś cenzurę, właśnie na poziomie lokalnych szkół. Tymczasowekonto twierdził że uchwały (czy to w USA czy w Polsce) są puste. Oczywiście że gdy sprawa oparłaby się o sąd, byłaby przegrana – ale tutaj pojawia się kwestia efektu mrożącego (choćby odnośnie edukacji czy nawet zakupów bibliotecznych).

  9. @obsadzanie sądów swoimi
    Może to i offtop, ale nie do końca. Węgry i Polska ćwiczą to intensywnie, ale nawet w Szwajcarii kilka dni temu lokalny PiS, czyli SVP odmówiło poparcia w reelekcji „swojemu” sędziemu Sądu Federalnego (Najwyższego), bo orzeka niespecjalnie po linii partyjnej. Skandal i poruszenie w mediach, ale jak widać pokusy są wszędzie.

    Natomiast to, co republikanie robią w Stanach, to długofalowa strategia przejmowania sądownictwa stanowego i oczywiście upychanie możliwie wielu konserwatystów w Sądzie Najwyższym. Niestety bardzo skuteczna. W ten sposób i tak stawiają na swoim, mimo że elektorat im wymiera. Ostatnio np. zdominowany przez republikańskich nominatów Sąd Apelacyjny Florydy ponownie pozbawił 1.4 miliona ludzi z wyrokami prawa do głosowania – może nie definitywnie, ale wystarczy, żeby w superważnym swing state cała masa niebiałych obywateli nie mogła oddać głosu. A z nową kandydatką do SN a la Kaja Godek rosną szanse na uwalenie Roe v.Wade.

  10. Notka wygląda na materiał do rozmów z dziećmi. Mój gotowiec na ten temat jest, niestety, mniej rozrywkowy. Powiedzmy: „Strefy wolne od Downów”.

    PiS, partia zwykłych ludzi, prowadzi kampanie społeczne umacniające tożsamość wyborców budząc lub wzmacniając niechęć do odmieńców. Postulat likwidacji klas integracyjnych nie zyskał większego odzewu, ale udało się przedstawić parady równości i warszawską kartę LGBT+ jako ataki na tradycyjne wartości. Od półtora roku samorządy w pd-wsch Polsce ogłaszają strefy wolne od ideologii LGBT, RPO skarży takie uchwały, a sądy orzekają, że uchwały prowadzą do dyskryminacji osób LGBT oraz że, formalnie, samorząd nie ma kompetencji do takich uchwał. Kwestia dyskryminacji jest podstawowa, ale Art. 32 Konstytucji jest mało konkretny, więc warto rozważyć wyrok ETPC w sprawie Vejdeland i inni przeciwko_Szwecji (skarga nr. 1813/07).

    Chociaż, podobnie jak u nas, narodowcy bronili się, że w ulotkach nie potępiają homoseksualistów, Trybunał uznał ich akcje za mowę nienawiści. Nie chodzi o to, czy sformułowanie „homoseksualizm to dewiacja” obraża, czy nie obraża, bo np. zespół Downa jest dewiacją. Chodzi o to, że nie można przypisywać grupie ludzi wyróżnionej jakąś specjalną cechą niezależną od ich woli, zgubnego wpływu na społeczeństwo. (Inna sprawa, że wielu homofobów uważa homoseksualizm za widzimisię.)

    I jeszcze kawałek z oświadczenia RPO (2017-05-09) po atakach na siedzibę „Kampanii Przeciw Homofobii”, żebyśmy wiedzieli, jakiej władzy chcemy: „ponownie wzywam do potępienia przez przedstawicieli władzy publicznej wszelkich ataków na tego rodzaju organizacje w celu budowania w ofiarach przestępstw motywowanych uprzedzeniami przekonania o tym, że zasługują na skuteczną ochronę, a przypadki naruszeń ich praw podstawowych nie są władzy publicznej obojętne”.

  11. @wo
    „Gdybyśmy na lewicy nie byli takimi gołodupcami, to właśnie powinniśmy zrobić: wytoczyć któremuś z tych samorządów pokazowy proces w imieniu np. przedsiębiorcy, którego ta uchwała dyskryminuje (np. hotelarza, który stracił klientów). Pozostają nam happeningi i protesty.”

    Na szczęście jest jeszcze RPO:
    link to oko.press

  12. Po liście ambasadorów jakiś rodzimy sabaton może napisać nowy kawałek pod tytułem 50:1

  13. @telauges
    Co do popularyzacji prawa jedyne co mi przychodzi do głowy, to poradnik dla młodzieży „Lex Bez Łez. Apteczka Prawna”.

  14. @”Notka wygląda na materiał do rozmów z dziećmi.”
    Być może. Zakłada jednak, że czytelnik zrozumie pojęcia „praw człowieka” czy „dyskryminacji”. Z czym na prawicy jest niestety problem. Tu trzeba raczej próbować przy pomocy przypowieści, które do tego wychwalają siłę narodu. Coś w stylu: „Unia Europejska jest jak statek przemierzający ocean. Na tym statku panują pewne reguły. Jedną z nich jest zakaz dręczenia gejów. Dręczenie gejów to to co robicie. Nikt nie karze płynąć tym statkiem. Zawsze można wybrać samotną podróż kajakiem. Jeden Polak pokazał, że się da!”

  15. @tymczasowkontonagazecie

    Biorąc pod uwagę, jakie rzeczy wyrabia się w USA (np wspomniane pozbawianie praw głosowania na Florydzie), argument „no ale w Stanach” jest dość, hm, odważny;)

    @wo

    „Machina propagandowa polskiej prawicy zdążyła już jej wmówić, że Unia i Ameryka czegoś tu nie rozumieją.”

    To jest w ogóle ciekawe z perspektywy emigranta (czyli mojej). Nasza polska prawica generalnie bezrefleksyjnie powiela kalki myślowe i memy tej amerykańskiej (sam wrzuciłeś kiedyś przykład Adamskiego i jego „skasowanej kultury”), ale „ideologia LGBT” to jest akurat oryginalny nadwiślański produkt. Chodzi oczywiście o to, żeby być przeciwko LGBT nie będąc formalnie przeciw LGBT (nam chodzi o ideologię, nie ludzi! A że taka ideologia nie istnieje? Trudno), tylko że ten niuans jest tak zniuansowany, że czasami umyka. Np na niemieckiej wiki „strefy wolne od ideologii LGBT” są przetłumaczone dokładnie (LGBT-ideologiefreie Zone), ale już na angielskiej to jest druga opcja po „LGBT-free zones” („strefy wolne od LGBT”, czyli właśnie ludzi, a nie jakiejś ideologii), co jest tytułem całego wpisu. Ostatnio moja uczelnia w Bawarii rozsyłała maile o możliwości współpracy naukowej z uniwerkami w Lublinie, po kilku dniach dostaliśmy komentarz właśnie o strefach wolnych od LGBT, a nie ideologii LGBT.

    Więc tl;dr, nasza prawica chciała być sprytna z tym „chodzi o ideologię, nie o ludzi”, a tymczasem na zachodzie popularne jest tłumaczenie, które formalnie jest błędne, ale dzięki temu odkręca ów propagandowy trik 😀 kolejna cegiełka do dyplomatycznych sukcesów w stylu 27:1.

  16. @loleklolek_pl

    „Unia Europejska jest jak statek przemierzający ocean. Na tym statku panują pewne reguły. Jedną z nich jest zakaz dręczenia gejów. Dręczenie gejów to to co robicie. Nikt nie karze płynąć tym statkiem. Zawsze można wybrać samotną podróż kajakiem. Jeden Polak pokazał, że się da!”

    Ten mechanizm może zadziałać (i działa) na tych z PO, którzy są sceptyczni czy LGBT to grupa rzeczywiście specjalnie dyskryminowana („LGBT-sceptycy”?). Było sporo kwestii, które w oczywisty sposób nie pasują do kraju UE, ale PiS je robi, a Konfederacja w ogóle żyje w świecie fantazji o lepszym życiu bez Unii i podatków.

  17. @Lotgar

    ” ale „ideologia LGBT” to jest akurat oryginalny nadwiślański produkt.”

    „To jest naprawdę niesamowite, że dokładnie te same kalki były wykorzystywane w Stanach Zjednoczonych. Tu również straszono, że jeśli pozwolimy na małżeństwa homoseksualne, to będzie początek równi pochyłej. Później ludzie będą chcieli, żeby zalegalizować adopcję dzieci przez takie pary, sformalizować relacje wieloosobowe, a na końcu będą związki z kotami i psami.”

    Źródło: link to kulturaliberalna.pl

  18. @sprytny trik z „ideologią, a nie ludźmi”

    Niezbyt sprytny. Ten trik był wykorzystywany w PRL, poczas walki, która rzekomo odbywała się przeciw ideologii syjonistycznej, a nie przeciw osobom pochodzenia żydowskiego. Wtedy nikt na świecie się na to nie nabrał i teraz też nie.

  19. @dzejes

    Dzięki za komentarz. Chodziło mi oczywiście nie o dyskryminację społeczności LGBT (ta jest stara jak chrześcijaństwo), argumenty z równie pochyłej itd, ale o sam konstrukt „ideologii LGBT”. W takich Stanach konserwatyści mówią wprost, że chodzi im po prostu o ludzi LGBT.

  20. @t.q
    Możliwe, że jestem nazbyt optymistyczny i wydaje mi się, iż większość Polaków jednak woli spokojne życie w dostatku, od życia w biedzie i nienawiści. Jeśli jest odwrotnie to zwyczajnie już jesteśmy drugim Afganistanem. Tak czy inaczej retorykę wojenną PiSokonfy chyba jednak trzeba debunkować (po co UE ma nam płacić, skoro to niby nasi wrogowie?)

  21. @Lotgar

    Początkowo chciałem zaprotestować, ale chyba rzeczywiście sama zbitka: „ideologia LGBT” to polski wynalazek i wkład w światowe dziedzictwo „ramowania”. (Natomiast samo pojęcie, to oczywista kalka z „ideologii gender”, która już nie została spłodzona w tym pięknym kraju nad Wisłą.)

  22. @krzloj

    Tak też mi się wydaje, że ideologia LGBT to nowa odsłona ideologii gender. Z tą drugą też jest ciekawie, bo nie za bardzo kojarzę ją z konserwatywnego dyskursu anglosaskiego (tam raczej mówi się o PC i różnych derywatywach od social justice jak SJW, a ostatnio od słowa „woke”, np „wokesville”) czy niemieckiego (OK, tu nie śledzę zbyt dokładnie). Wydaje mi się, że „ideologia gender” to jakiś produkt kościoła katolickiego (ktoś coś wie?). Ale to też oznacza, że publicyści czy politycy z zachodu mogą nie łapać tego kontekstu i tym bardziej polska prawica strzela w próżnię. Generalnie niechcący samo-zdemaskowali się tak doskonale, że nawet ambasadorka Trumpa musi ich stopować. Ale mnie to kompletnie nie zaskakuje, polska prawica zwyczajnie słabo rozumie zachód, w porównaniu na przykład do Orbana.

    @dzejes

    Bardzo bym się zdziwił, gdyby się okazało, że Duda czy Kaczyński czy Ziemkiewicz czytują muzułmańską prasę z Indonezji w poszukiwaniu pomysłów na „gadające punkty”. Ba, bardzo bym się zdziwił, gdyby wiedzieli w ogóle, że Indonezja to kraj w większości muzułmański.

  23. @Lotgar

    Dosłownie pierwszy akapit podlinkowanego tekstu Leszczyńskiego pisze o amerykańskich korzeniach tego wyrażenia, o czym wiesz, skoro dotarłeś do siódmego.

  24. @lotgar
    „Bardzo bym się zdziwił, gdyby się okazało, że Duda czy Kaczyński czy Ziemkiewicz czytują muzułmańską prasę z Indonezji w poszukiwaniu pomysłów na „gadające punkty”. ”

    Polskie prawicowe świry przekonania o satanistycznym przesłaniu ukrytym na płytach Queen i Pink Floyd też nie brały z pierwotnego źródła (o którym kiedyś miałem notkę). Biorą to z jakichś agregatorów typu Breitbart czy Fox News. Kolonko kiedyś aspirował do bycia takim agregatorem. Te agregatory często zasysają z pierwotnych źródeł, które mogą postrzegać jako wrogie (np. Russia Today czy jakiś serwis islamistyczny).

  25. Korzeni pomysłu „ideologii LGBT” szukałbym dużo bliżej niż w Indonezji. Sądzę, że podobnie jak wiele innych pomysłów to przypełzło do naszej prawicy z Rosji. Tam to się co prawda nazywa „propagandą gejowską” ale chodzi o to samo. Nawet spot do ostatniego referendum konstytucyjnego w Rosji (które odbyło się w mniej więcej w tym samym czasie co nasza kampania prezydencka) zawierał motyw gejów zabierających dzieci „normalnej” rodzinie.

  26. @Lotgar i ideologia gender
    „Z tą drugą też jest ciekawie, bo nie za bardzo kojarzę ją z konserwatywnego dyskursu anglosaskiego”

    Już parę razy o tym pisałem, więc nie będę się rozpisywał: „Ideologia gender” to tylko durne tłumaczenie z Gabriele Kuby.
    link to nrdblog.cmosnet.eu

  27. Jej, naprawdę ktoś z was myśli że cokolwiek w tej sprawie jest „polskie”? Przecież LGBT i uchodźcy to dwa dyżurne tematy/metody na rozsadzanie unii europejskiej przez GRU, dziesiątki tekstów o tym powstało. Temat nie istniał do niedawna, to jest 100% import/inspiracja rosyjska.

  28. @KrasnowKrasnow
    „Korzeni pomysłu „ideologii LGBT” szukałbym dużo bliżej niż w Indonezji. Sądzę, że podobnie jak wiele innych pomysłów to przypełzło do naszej prawicy z Rosji.”

    Oczywiście – sam sceneriusz wprowadzania na początków lokalnych „stref wolnych”, żeby później zakazać na terenie całego kraju wydaje się dokładnie powtarzać w PL. Natomiast mówimy o samej zlepce „ideologia LGBT” – koledzy pokazali, że jednak pierwsze użycia to niszowe amerykańskie blogi i Indonezje.

    Natomiast byłbym w stanie zaryzykować nieweryfikowalną hipotezę, że mogło powstać samoistnie, po sukcesie „ideologii gender” – po ostatniej wypowiedzi arcybiskupa o „ideologii singli” widać, że prawicowe big-brainy wykoncypowały, że jak się doda „ideologia” do zjawiska, które nam się nie podoba, to ludożerka się tego zjawiska przestraszy.

    Notabenę, przypominają zamierzchłe, dobre czasy ~2005, gdzie na forum będącym takim ówczesnym odpowiednikiem wykopu – netwars.pl, zaczynały latać te wszystkie spiskowe teoryjki o „kulturowym marksizmie” & co, ba wtedy jeszcze używano nazwy „postmodernizm” i jak słabo to wtedy żarło – nie licząć kilku zajadłych kucy zasadniczo większość to zlewała. Strasznie smutno się robi, że obecnie ta cała narracja to właściwie mainstream. #dziekujePanPiS :/

  29. @embercadero
    „Jej, naprawdę ktoś z was myśli że cokolwiek w tej sprawie jest „polskie”?”

    Podkreślę, że (przynajmniej ja) mówię o samym sformułowaniu/zbitce „ideologia LGBT”. Że sama koncepcja to jakaś pochodna teorii o „kulturowym marksizmie” i fundementalistycznie katolickickiej walki z „ideologią gender” to chyba jest dla wszystkich jasne.

  30. @krzloj
    „Strasznie smutno się robi, że obecnie ta cała narracja to właściwie mainstream. #dziekujePanPiS :/”

    To nie jest wina PiSu. Kolonko zaczął to lansować jeszcze gdy był mainstreamem. Ogromne zasługi w propagowaniu prawicowej amerykańskiej szurii mieli korespondencji „Gazety Wyborczej” (Jacek Kalabiński) i „Życia Warszawy” (Tomasz Wróblewski), jeszcze na początku lat 90. To od nich większość ówczesnych Polaków usłyszała o terrorze politycznej poprawności.

  31. @embercadero

    „przecież LGBT i uchodźcy to dwa dyżurne tematy/metody na rozsadzanie unii europejskiej przez GRU dziesiątki tekstów o tym powstało. Temat nie istniał do niedawna, to jest 100% import/inspiracja rosyjska.”

    Podgrzewanie owszem ale samo źródło jest wyraźnie poza Rosją. GRU czy inne ichnie 3 literki tylko podsycają te spory które już są, nawet uśpione czy zmarginalizowane. Umieją mapować spory i wbijać kliny – ale sami nic nie wymyślają od zera. A że akurat Polska jest takim miejscem gdzie nie ma sporów etnicznych ale można rozpętać „wojnę z ideologią gender/LGBT” to widać praktycznie od razu.

    I tu znów pojawia się kwestia reakcji/przeciwdziałania – gdyby hipotetycznie związki partnerskie wprowadzono w Polsce powiedzmy w 2005 roku, to teraz pole do wywoływania takiej wojenki byłoby mniejsze. Warto zwrócić uwagę że temat np. relacji polsko – niemieckich już jest grzany wyraźnie mniej, nie rezonuje tak w społeczeństwie, nie ma oddolnych uchwał typu „strefa wolna od ideologii niemieckiej” (i Rosjanie raczej tam też nie maczają palców bo nie jest nośny temat).

  32. W tym roku w którymś z tygodników/dzienników katolickich była chyba nawet wzmianka o Gabriele Kuby jako pierwszej linii walki z „homolobby” itd. W transmisji tego typu kalek pojęciowych niemałą rolę odegrał trochę jakby już zapomniany x. Dariusz Oko, który swego czasu robił turne po wszystkich stacjach niemal każde zdanie okraszając takimi potworkami z przedrostkiem homo-. Najstarsze co znalazłem z jednego tylko artykułu z Frondy nr 63 (2012): homowinowajcy, homoherezja czy homoideologia właśnie (jako skrót od ideologii i propagandy homoseksualnej). Myślę, że to temu czempionowi myśli należy przypisać rozpropagowanie takiej poetyki nad Wisłą.

    Poza tym tradycja przypisywania innym swoich własnych cech-wad (de facto bycie ideologią i stanowienie jednego, dość zwartego frontu ideowego) jest w przypadku tej instytucji i jej nominatów dość wyraźna.

  33. @wo
    „To nie jest wina PiSu.”

    Dla mnie symboliczną cezurą wejścia w full mainstream było wystąpienie pisowskiego Naczelnika Państwa (w odpowiedzi na przyjęcie Karty LGBT w Warszawie), w którym określił LGBT jako zagrożenie dla narodu i które „skorelowało się” z quasi-pogromem na Paradzie Równości w Białymstoku; i dodatkowo dało początek tej całej jeździe ze „stefami wolnymi od” wprowadzanymi przez pisowskich radnych.

    (To, że lano wodę na młyny długo przed PiS to wiadomo.)

  34. @loleklolek_pl
    „wydaje mi się, iż większość Polaków jednak woli spokojne życie w dostatku, od życia w biedzie i nienawiści. Jeśli jest odwrotnie to zwyczajnie już jesteśmy drugim Afganistanem”

    Zarówno w Polsce, jak i w Afganistanie posłowie w parlamencie urządzali modły o deszcz, więc w pewnym sensie jesteśmy (Wyborcza: „Latem zeszłego [2006] roku marszałek Sejmu wezwał parlamentarzystów, by udali się do kaplicy w celu wzięcia udziału w modlitwie o deszcz, gdyż Polskę nawiedziła susza. Był to zapewne jedyny taki przypadek w dziejach europejskiego parlamentaryzmu”).

    @embercadero: „Temat nie istniał do niedawna, to jest 100% import/inspiracja rosyjska”

    Istniał, istniał. Takie rzeczy zawsze pączkowały i mutowały gdzieś na obrzeżach prawicy – tyle że powoli, bo i ich zasięg był niewielki. Oczywiście *teraz*, kiedy już z impetem weszły do mainstreamu, jest o nich głośno, ale nawet w latach ’90 mogłeś o tym poczytać w niszowych prawicowych gazetkach.

    @sfrustrowany adiunkt: „Podgrzewanie owszem ale samo źródło jest wyraźnie poza Rosją. GRU czy inne ichnie 3 literki tylko podsycają te spory które już są, nawet uśpione czy zmarginalizowane”

    To wszystko pojawiło się w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat ’70 na fali odrodzenia religijnego („Born Again”, teleewangeliści itp.), a zyskało popularność za prezydentury Reagana. Podsycany (na całym świecie – czy to Stany, Europa Wschodnia czy Bliski Wschód) fanatyzm religijny miał stanowić miecz i tarczę przeciw ateistycznemu Imperium Zła. Więc akurat w tym przypadku podejrzewałbym raczej inny trzyliterowy skrót. Tu jest mój niedawny flejm na ten temat: link to ekskursje.pl

  35. @krzloj
    „Jak się doda „ideologia” do zjawiska, które nam się nie podoba, to ludożerka się tego zjawiska przestraszy.”

    Mówienie o ideologii tego i owego, przykrywa przede wszystkim to, że samemu się głosi jakąś ideologię – zwykle religijną, nacjonalistyczną, konserwatywną. Ideologia w tym rozumieniu jest sztucznym konstruktem, który narzuca się z zewnątrz stosując niecne manipulacje. Oczywiście zestaw przekonań mówiącego i ideologii takiej czy szmakiej jest wyrazem prawa naturalnego oraz istoty rzeczy, które same rozumieją się przez siebie.

  36. Dzisiaj w telewizorze przedstawiciele rządu uparcie wpierają, że żadnych stref wolnych od LGBT nie ma.
    Te uchwały samorządów są poza porządkiem prawnym, rządu nie obchodzą etc. etc.

  37. @janekr
    „Dzisiaj w telewizorze przedstawiciele rządu uparcie wpierają, że żadnych stref wolnych od LGBT nie ma.”

    W pracy odkryłem niezastąpiony sposób na rozpoznanie, kiedy menadżer zaczyna kłamać albo kręcić (a podobno Morawiecki był wysokiej rangi menadżerem) – wystarczy patrzeć na to, czy otwiera usta, żeby coś powiedzieć.

  38. @krzloj przecież media w dwutysięcznych to takie ok boomer, że szkoda gadać. Jakieś typy w średnim wieku straszące poprawnością polityczną, bezstresowym wychowaniem i islamem. PiS tylko cynicznie gra na takich nastrojach.
    Generalnie do eurowyborów to PiS raczej unikał wojen kulturowych.

  39. @Nankin77
    „@krzloj przecież media w dwutysięcznych to takie ok boomer, że szkoda gadać.”

    Nie przeczę, jednak odróżniam publicystykę, homofobiczne boomerstwo spod znaku „geje ok, ale niech się nie obnoszą”, czy nachlane boomerstwo, któremu puszczają hamulce i zaczynają opowiadać fantazje o upadku Cywilizacji Zachodu od momentu, w który homofobia staje się oficjalną polityką rządu/państwa po wystąpieniu Najwyższego Przywódcy.

    „PiS tylko cynicznie gra na takich nastrojach.”
    Gra i je nakręca – przecież to się nie wyklucza.

  40. @krzloj „nie obnoszą” nie wiem jak zakwalifikować ówczesny Wprost, ale były tam teksty, że geje chcą zniszczyć rodzinę i zachodnią cywilizacje.

  41. @telauges
    „Czy są jakieś książki popularyzatorskie o prawie?”
    Generalnie jest takich książek bardzo mało. Szczególnie w języku polskim. Polecam:
    „Rzeźbienie państwa prawa” Ewa Łętowska
    „Reflections on Judgeing” Richard Posner

  42. @janekr
    „Dzisiaj w telewizorze przedstawiciele rządu uparcie wpierają, że żadnych stref wolnych od LGBT nie ma.
    Te uchwały samorządów są poza porządkiem prawnym, rządu nie obchodzą etc. etc.”

    Mam poważne wątpliwości, czy przedstawiciele rządu rozumieją wypowiadane przez siebie słowa – Morawiecki w wypowiedzi o deep fake powiedział również „abyście zobaczyli prowokacje pewnego pana, który jeździ z tabliczką, której nikt nigdy nie wyprodukował, której nikt nigdy nie miał zamiaru wyprodukować”. Nie potrafię zgadnąć, czy tabliczka ta nie istnieje i jest nakładana przez deep fake, czy może jednak istnieje ale jako dar od boga nie została wyprodukowana ludzką ręką.

    Bywały w świecie Patryk Jaki potwierdza, że ideologia LGBT to produkt czysto lokalny i „Apeluje do konserwatystów, aby przestali używać terminu „ideologia LGBT” , który nie jest używany i zrozumiały na świecie. A do tego łatwo nim manipulować.” i „ pisze o tym, że mówiąc o „ideologii LGBT” tak naprawdę chodzi o „ideologie Gender””. To chyba niechęć pana doktora do wrogiej ideologii „Ę-Ą” sprawia, że można kopiować verbatim, a brzmi jak zmienione na trzecią osobę.

  43. @telauges
    Popularna książka o prawie

    Gdy chodzi o prawo konstytucyjne, a w szczególności prawa i wolności obywatelskie, poniższa publikacja Urzędu RPO jest tą książką na dzisiejsze czasy [1]. Kompendium to zawiera przykłady interwencji RPO w konkretnych sprawach, od patostreamingu po uciążliwe inwestycje, umieszczające je w kontekście przepisów konstytucyjnych. Podkreśla też rolę i daje głos inicjatywom lokalnym. Już choćby ze względu na zawarte w tej publikacji wypowiedzi Barta Staszewskigo, nie powisi ona długo na stronie RPO po odejściu Bodnara – ściągajcie.

    Przydałaby się oczywiście klasyczna książeczka popularnonaukowa pokazujàca np. że słynne prawo rzymskie na które powołuje się prawica nie znało w zasadzie małżeństw we współczesnym rozumieniu, bowiem „connubium” przypominało raczej związki partnerskie (wspólne pożycie rodzące pewne konsekwencje prawne, z możliwością rozejścia się stron), natomiast później w średniowiecznej i wczesnonowożytnej Europie, w tym w prawosławnej Słowiańszczyźnie, uznaną praktyką były jednopłciowe związki mężczyzn („affrèrement”, „pobratimstvo”), mające często sankcję religijną i niewątpliwie – pomimo późniejszego cenzurowania przekazów – służące legalizacji współżycia homoseksualnego [2] [3]. Albo też może coś o historii prawa własności, które nigdy nie było tak absolutne jak sobie wyobrażają korwiniści. Niestety, takich popularnych książek brak.

    Z klasyki filozoficznej refleksji o prawie polecałbym Herberta Harta „Pojęcie prawa” („The Concept of Law”).

    [1] link to rpo.gov.pl

    [2] link to historynewsnetwork.org

    [3] link to doi.org

  44. Jedna rzecz jest interesująca a propos t”ideologii LGBT”, „nie chodzi nam o ludzi tylko o ideologię” itp., mianowicie, autorzy tych wypowiedzi w dorozumiany sposób stwierdzają, że celem ich ataku nie jest jednostkowa cecha jaką jest orientacja seksualna, tylko zbiór przekonań związany z niehetronormatywnością jako zjawiskiem społecznym – co poniekąd jest prawdą, ruch lgbt formułuje polityczne postulaty, choć zupełnie inne niż twierdzi prawica. Otóż w polskim prawie karnym jak wiadomo nie istnieje ochrona przed mową nienawiści motywowaną orientacją seksualną pokrzywdzonego, ale istnieją przepisy które, najogólniej rzecz ujmując penalizują prześladowanie z powodów poglądów politycznych – a konkretnie chodzi o art. 119. § 1 kk „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub
    poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej,
    politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Jeśli uznamy że ideologia gender czy lgbt jest tak naprawdę zespołem poglądów politycznych (a taki wniosek można wyprowadzić z prawicowej narracji) to wszystkie teksty spod znaku „raz sierpem, raz młotem tęczową hołotę”, „oczyścić Polskę z tęczowej zarazy”, itp. mogą stanowić przestępstwo – aczkolwiek pytanie na ile skuteczne byłoby jego ściganie w obecnych realiach

  45. @Marcin Kochanowski
    Rozumiem tę konstrukcję, że skoro „ideologia LGBT” to są poglądy polityczne, więc można ścigać nienawistników z art. 119.1 kk. Jednak notka dotyczy uchwał samorządowych, więc bez przesady. Dotychczasowa interpretacja procesowa „stref wolnych od ideologii LGBT” daje pewien odpór nienawiści, jest wygodna dla sądu, omija organy i ma za sobą wyrok ETPC link to encyklopedia.edu.pl
    Sądy uznają, że termin jest niedookreślony i MOŻE oznaczać osoby LGBT, a uchwały MOGĄ mieć dla tych osób skutek dyskryminujący. To „MOŻE” może być domyślne w wyrokach, bo przy zarzutach o dyskryminację to pozwany MUSI udowodnić, że dyskryminacja nie miała miejsca.

  46. @cmos ideologia gender: dzięki!

    @dzejes

    Pewnie, zbitka „ideologia LGBT” prawem wielkich liczb musiała się kiedyś gdzieś już pojawić. Ale w anglosaskim dyskursie politycznym zwyczajnie nie istnieje jako samodzielny mem z prawdziwym bagażem semantycznym, ten jest polskim wynalazkiem. Dlatego jeśli wrzucić frazę „lgbt ideology” do Google, YouTube, ba, nawet na stronie breitbartu, wychodzą głównie newsy o Polsce. I dlatego jak polscy politycy kręcą, że nie chodzi o ludzi, tylko o ideologię, to na zachodzie ludzie albo w ogóle nie wiedzą, o co chodzi, albo mają skojarzenia z bardzo podobnym językiem antysemityzmu. Zgadzam się z teorią @krzloj, że to pewnie pochodna ideologii gender, a nie kalka z jakiegoś niszowego pato-portalu sprzed dekady. Widać to zresztą w tym, jak jeszcze rok temu prawica rzucała tymi dwiema ideologiami obok siebie i niemal zamiennie.

  47. Nazywanie antysemityzmu judeosceptycyzmem to też zdaje się wymysł tych samych kręgów, więc dziwnym nie jest że na homofobię też sobie wymyślili teoretycznie lepiej brzmiący synonim.

  48. @krzloj:
    Kiedyś szukałem „gender ideology” po angielsku. Owszem, jest, ale w innym, całkiem sensownym znaczeniu — jako zbiór przekonań o tym, co należy do danej płci. (I całkiem serio powstają więc artykuły o wpływie „ideologii gender” na rozpad małżeństw, ale sens jest taki, że jeśli małżonkowie maja różne przekonania o swoich rolach w małżeństwie, to związek się może łatwo rozpaść.)
    Jeśli chodzi o „ideologię gender”, o której mówił Kościół, w wersji zagranicznej szło o sprzeciw wobec polityki „gender equality”. „Ideologia gender”, jako „pra-ideologia LGBT” to chyba jednak nasz wynalazek.

  49. @pak4
    „Jeśli chodzi o „ideologię gender”, o której mówił Kościół, w wersji zagranicznej szło o sprzeciw wobec polityki „gender equality”.”

    Tak dokładnie, to we wszystkich miejscach gdzie biskupi używają „ideologii gender”, w oryginale autorstwa Gabriele Kuby (przerżniętym zresztą dosłownie) było „Gender Mainstreaming”.

  50. @WO „judeorealizm”

    Gdzieś od kadencji Trumpa youtubowy alt-right zaczął udawać trochę mniej i te świry zaczęły tworzyć całe „dokumenty” o „race realizm” i „white replacement/genocide”, które jakoby dokonuje się w lewackiej Europie. Najlepsze jest to, że te osoby łączy jedno lub dwa podania ręki od mainstreamu konserwatystów, np przez takich ludzi jak Dave Rubin, który jednego dnia robi wywiad ze Stefanem Molyneux (w tym wywiadzie padały na przykład rewelacje o różnicach rasowych w czaszkach), a drugiego z Benem Shapiro (którego centrowa prasa nazwała cool kids’ philisopher). Shapiro zresztą płakał potem, kiedy okazało się, że jego fanem jest świr od zamachu na meczet w Quebec z 2018 roku.

  51. @„ „Ideologia gender”, jako „pra-ideologia LGBT” to chyba jednak nasz wynalazek.”

    Raczej tłumaczenie mało znanego w mainstreamie wyrażenia. Chociaż można dostrzec pewną kreatywność w próbie jednoczesnego nadania mu maksymalnie pejoratywnego znaczenia.

  52. @wo
    „Niższy poziom ochrony mają relacje obywateli z usługodawcami.(…)”
    Przedsiębiorca, który po prostu wywiesi kartkę „nie obsługujemy gejów”, przegra taki proces. I dobrze.”
    Chyba własnie o to się teraz toczy bój. Pisałem o postępowcach, teraz słówko o integrystach.

    W czerwcu 2019, na wniosek min. Ziobry, TK zajmował się sprawą drukarza, który odmówił drukowania plakatów LGBT. Trybunał uznał za niekonstytucyjny następujący przepis:
    „kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług (…) umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”. W uzasadnienu TK stwierdza, że wolności ograniczone przez zakwestionowany przepis nie są mniej ważne niż ochrona przed dyskryminacją.

    @ ideologia LGBT
    Ucieszona powyższym wyrokiem „Gazeta Polska” przygotowała naklejki z napisem „strefa wolna od LGBT”. Na to aktywista Bart Staszewski pozwał GP do Sądu Okręgowego w Warszawie, a sąd wydał nakaz zabezpieczenia naklejek. Stratedzy PISu widzieli jednak potencjał propagandowy w zniechęcaniu „zwykłych ludzi” do osób niehetero i tak powstały „strefy wolne od ideologii LGBT”. Streściłem za
    link to bezprawnik.pl

  53. > zniechęcaniu

    „Skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy innej równości” „Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym” — minister edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego Przemysław Czarnek, prof. KUL.

    > te osoby łączy jedno lub dwa podania ręki od mainstreamu konserwatystów

    Zaskoczenie jak w serialu nowym The Boys, który właśnie zszokował publiczność że (tak jak w komiksie) centrystów naprawdę popycha autentyczna nazistka.

  54. Dodam jeszcze, że TK obradował w pięcioosobowym skladzie, zdania odrębne złożyli sędziowie Kieres i Sych.
    Sędzia Kieres podawał przykłady ostatnich wyroków zapadłych na podstawie zakwestionowanego przepisu – m. in. skazano trenera samoobrony, który odmówił szkolenia organizacji działającej na rzecz osób LGBT. Sędzia Sych wskazał, że można się spodziewać uchylenia wyroków w takich sprawach.

    @❡ Dzięki.

  55. @pvalue:
    Gdzieś mi mignęła sprawa, gdzie wyrok był „odwrotny”, tj. sąd przyznał rację osobie odmawiającej świadczenia usługi dla pary gejów, ale tam wchodziła kwestia „artyzmu” i własnego wkładu intelektualnego, co odróżniało przypadek od standardowej usługi.

  56. „Gdzieś mi mignęła sprawa, gdzie wyrok był „odwrotny”, tj. sąd przyznał rację osobie odmawiającej świadczenia usługi dla pary gejów, ale tam wchodziła kwestia „artyzmu” i własnego wkładu intelektualnego, co odróżniało przypadek od standardowej usługi.”

    Pewnie chodzi o sprawę tortu weselnego z USA. 7:2 dla wolności sumienia.

    link to siedlecka.blog.polityka.pl

  57. „Ideologia gender” tak nazywana to nie jest polski wynalazek, tylko watykański, wymyślony bodaj za pontyfikatu Ratzingera. W krajach anglojęzycznych się słabo przyjął, bo poza Irlandią, gdzie kościół też traci wpływy, katolicy jednak zwykle nie stanowią większości, ale „gender ideology” można znaleźć na oficjalnych stronach Watykanu, np:

    link to vaticannews.va

    W krajach hiszpańskojęzycznych też coraz częściej się mówi o „ideología de género” w dokładnie tym samym znaczeniu, tu przykład z Argentyny:

    link to portalunoargentina.com.ar

  58. @cmos

    Książka Gabriele Kuby o genderze jest z 2006 roku, o „ideologii gender” pisano choćby w tygodniku „Niedziela” już w roku 2005:

    https://www.niedziela.pl/artykul/78160/nd/%E2%80%9EGender%E280%9D–nowa-niebezpieczna

    w rozmowie z Dale O’Leary, amerykańską katolicką publicystką autorką książki „The Gender Agenda” z 1997, czyli z czasu, kiedy Gabriele Kuby dopiero zaczęła konwersję na katolicyzm. Więc wygląda na to, że to jednak nieco starsze pojęcie.

    Sama O’Leary pisze:

    „In 1990 I began my research into the gender ideology.”

    link to daleoleary.wordpress.com

    Czyżby to była pierwotna autorka pojęcia, które z czasem udało jej się wypromować w środowiskach katolickich?

  59. @pvalue
    Główna teza TK to było jednak stwierdzenie, że prawo karne (tj. uznanie nieuzasadnionej odmowy świadczenia usług za wykroczenie) to jest zdecydowanie za bardzo represyjne i że wystarczy do tego prawo cywilne (oczywiście nie wystarczy, ale nie o to przecież chodziło). To wniosek Prokuratora Generalnego zawierał cały katalog zarzutów, łącznie z tym odnoszącym się do wolności gospodarczej, ale TK z jakiegoś powodu postanowił rozpaczać nad nadmierną represją wykroczeń (czyli czynów takich jak przejście na czerwonym świetle) i nie zajął się pozostałymi zarzutami. Bylam przekonana, że TK stwierdzi niekonstytucyjność w zakresie w jakim za nieuzasadnioną odmowę uznaje się powołanie na względy religijne, ale chyba uznali, że wtedy kwestia ewentualnego wznowienia postępowania i uchylenia wyroków w sprawie Krav Magi i drukarza moze byc bardziej problematyczna.

    Tak więc drukarz został uchylony i umorzony, złożona została apelacja do SN, w której dowodzone jest m.in. że TK nie był sądem i nie mamy do czynienia z wyrokiem wobec zasiadania w składzie orzekającym dublerów. Jest tam też prosba o zadanie pytania prejudycjalnego.
    Fun fact: w sprawie wznowienia orzekał sędzia:
    1. Będący delegowanym do sądu apelacyjnego, w ostatnim dniu jego delegacji, przed decyzją o jej przedłużeniu, która zapadła następnego dnia po ogłoszeniu wyroku (a utrzymanie delegacji jest w całości zależne od Ministra Sprawiedliwości, który nie musi uzasadniać swoich decyzju)
    2. Będący w procedurze nominacyjnej na sędziego sądu apelacyjnego przed neoKRS, po pozytywnej opinii (którą neoKRS na prośbę prezydenta moze zweryfikować) i przed nominacja prezydenta

    Zero zastrzeżeń co do bezstronności sędziego (pomimo wniosku, nie został wyłączony od orzekania).

    Tak więc walka trwa dalej.

    Tymczasem kolejne osoby cieszące się z wyroku TK dowiadują się, że ktoś im odmówił usługi za ich poglądy. Jestem bardzo ciekawa jak poradzą sobie z drogą cywilną, uznaną przez TK za dostępną i odpowiednią.

  60. @ausir
    Możliwe że „ideologia gender” jest wcześniejsza o książki Kuby, ale ten list pasterski biskupów z 2013 był dosłownie przepisany z Kuby (przy czytaniu go od razu zauważyłem, że skądś dokładnie te teksty znam). I przy porównaniu okazało się, że „Gender Mainstreaming” został zamieniony na „ideologię gender”, reszta jest bez zmian.

  61. Jeśli idzie o strefy wolne od pizzy hawajskiej i innych mniejszości, bank rozbił Andrew Stroehlein na Twitterze @astroehlein. Zaczyna się tak:

    [em]Very disturbing news out of EU member Ruritania today, as the president declares that the country’s Polish minority are not human beings. He says Polishness is “just an ideology.[/em]

    Dodatkowy plus za Rurytanię, o której też była kiedyś na tym blogu notka. Ponieważ wiem, że WO nie lubi ani Twittera, ani bliżej nieznanych linków wrzucanych przez bliżej nieznane indywidua, pozwalam sobie przytoczyć ciąg dalszy poniżej in extenso.

    [em]This kind of dehumanization of a minority is often an early warning signal of bigger crimes to come, and already over the past months, we have seen increasing attacks on Polish people in the streets of communities across Ruritania. The ruling party is encouraging more.

    Numerous towns and villages throughout Ruritania have also already declared “Pole-free zones”, with signs on the outskirts of these communities announcing where Polish people are not welcome.

    The government’s rhetoric against Polish people has also been increasing in recent months. In addition to the president, the country’s new education minister also says Poles are not humans and therefore have no human rights.

    EU leaders have condemned the hate-mongering rhetoric of Ruritania’s ruling party, and they have taken some symbolic steps, like cutting small amounts of funds to „Pole-free” towns.

    But the EU has failed to respond with any significant steps in response to the Ruritanian government’s attack on fundamental rights and equality that are supposedly at the core of EU values. (Not to mention the ruling party’s wrecking of the independent judiciary.)

    Even when the Ruritanian authorities target Polish activists peacefully demonstrating for their rights, the EU seems unable to stand up and defend these EU citizens.

    What’s next for Poles in Ruritania? Hard to say, but with street assaults against Poles increasing, with the police targeting Polish activists & with the government spreading hate against Poles, creating a permissive environment for more violence, anything could happen.

    Some say a large-scale pogrom against the Polish minority is not possible. They say the ruling party just needs a scapegoat and hate target to rile up their base, and they won’t let things go that far. But the ruling party has lit fires they can’t control, so who knows?

    Some Ruritania watchers say the next step could be a purge by the new education minister to get rid of teachers of Polish origin in schools and universities. The ruling party basically owns the courts now, so there’s little to stop them doing this.

    In the meantime, some Ruritanian Poles aren’t waiting to find out. They are using their EU freedom of movement to leave Ruritania and set up a new life in other EU countries.

    I know several Poles who’ve left Ruritania, saying, „I just want to live somewhere where I don’t have to worry about getting beat up in the street every time I leave the house just because I’m Polish.”

    Of course, this story is not about Ruritania and its Polish minority. It’s about Poland and its LGBT minority. [/em]

  62. Przepraszam za ścianę tekstu. Gdyby tutejszy WordPress dopuszczał tagi w komentarzach, byłoby to lepiej czytelne (cytaty italikami).

  63. Na pewno lepiej tak niż inaczej! Nie zawsze zaglądam do spamu na bieżąco, tam czasem perełki się kiszą, bo spamołapowi się nie spodobały linki…

  64. Rurytania 2040: Znany adwokat liberalnej opozycji reprezentujący Trzaskowskiego w procesach z Ziobrą stoi za ruchem ⩩Rurytania2060. „Inna polityka jest możliwa” mówi pod żołto białą flagą papieską mecenas Przemysław Czarnek.

    BTW, czy Trzaskowski już biegnie pucować dawną siedzibę gestapo znieważoną upamiętnieniem śmierci osób LBGT tak jak pucował po BlackLivesMatter?

  65. „o co chodzi z tymi strefami” – jeszcze raz, ale porządniej.

    Następujące artykuły Kodeksu Karnego, pod karą grzywny lub więzienia, chronią mniejszości narodowe, etniczne, rasowe i (bez)wyznaniowe przed:
    — przemocą i groźbą (art. 119),
    — publicznym nawoływaniem do nienawiści (art. 256),
    — publiczną zniewagą (art. 257).
    Mniejszości seksualne takiej ochrony w Polsce nie mają, a w Gejropie mają.
    Pewną ochronę dawał art. 138 Kodeksu Wykroczeń: „Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług (…) umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny”, ale w zeszłym roku TK go unieważnił i w ten sposób osoby niehetero straciły ochronę organów – drukarz może nie wydrukować plakatów, trener może nie nauczyć samoobrony etc. Pozostaje Kodeks Cywilny. Można np. skarżyć „Gazetę Polską” za naruszenie dóbr osobistych ulotkami „strefa wolna od LGBT”.

    PiS przeszedł do następnej fazy. Akcja „stref wolnych od ideologii LGBT” ma zatrzymać parady równości i samorządowe inicjatywy (jak warszawska karta LGBT+), ma zniechęcić masy do społeczności LGBT. Homofobia jest już dopuszczalna w głównym nurcie mediów. Dotychczas strefy objęły ok. 30% obszaru Polski (pd-wsch). RPO zaskarżył do WSA 9 uchwał samorządowych. Sądy w 3 przypadkach się wykręciły, że to nie ich sprawa, bo uchwały nie mają skutków prawnych, ale w 3 przypadkach przyznały rację RPO, że to dyskryminacja.

    Szczegółowy opis akcji jest na:
    link to pl.wikipedia.org

  66. > Akcja „stref wolnych od ideologii LGBT” ma zatrzymać parady równości i samorządowe inicjatywy (jak warszawska karta LGBT+)

    Ale w jaki sposób? Czarnek gdy był wojewodą zakazał parady, zgodnie ze swoimi uprawnieniami. Gdy to się nie utrzymało w sądzie, zgodnie ze uprawnieniami nakazał działania policji (nie tylko wobec parady, zdaje że większość zatrzymywanych w tamtym czasie była wypytywana o stosunek do ideologii). Masy zniechęcali rzucający kostką brukową czy tam cegłówkami. Jaka jest rola uchwał, poza tym, że cały świat się dowiedział, że Lublin otaczają takie miejscowości jak Kraśnik?

  67. @❡
    OK, to tylko hipoteza. Wpływ uchwał na parady trudno teraz zweryfikować, bo covid. „Strefy” są tylko częścią nowej fazy walki kulturowej, towarzyszące akcje w 3 ostatnich kampaniach wyborczych nie zaszkodziły rządzącym (dowód przez indukcję :-)). Kraśnik wygra z całym światem:
    „Uchwała, uchylająca tę poprzednią, w uzasadnieniu była krzywdząca (…) Dodatkowo pojawiły się naciski polityków zagranicznych oraz szantaż finansowy. Gdyby uzasadnienie było inne, można by się nad tą uchwałą pochylić– mówi radny Tomasz Saj z PiS.”
    link to kurierlubelski.pl

  68. @ausir:
    Dodam, że spędzam opóźnione wakacje, że na podstawie dzisiejszych badań terenowych, niektóre kościoły w Chorwacji straszą plakatami o wrogiej ideologii, która poddaje w wątpliwość, czy dziewczynka jest przez całe życie dziewczynką, a chłopiec — chłopcem. Tylem że nazwę przetłumaczyli na chorwacki.

  69. @„Ideologia LGBT”

    Ten unikalny wkład naszej katolickiej prawicy w historię myśli politycznej wpisuje się w długą tradycję narzekań Wschodu na „zgniły Zachód” – może warto przypomnieć, że pierwszą demoralizującą „ideologią LGBT” był sam katolicyzm, widziany w ten sposób z perspektywy Zachodu, kiedy on sam był jeszcze cywilizacyjnym „Wschodem” wobec Południa, czyli Rzymu. Tacyt pisząc swoją „Germanię” pod koniec I wieku n.e. chciał pokazać elicie imperium skutki upadku cywilizacji i powrotu do stanu natury, jaki w jego mniemaniu reprezentowali nieokrzesani germańscy barbarzyńcy. Gdy jego dzieło zostało ponownie odkryte w średniowieczu, rzymscy papieże uzasadniali za jego pomocą ciężary finansowe ponoszone na rzecz Watykanu przez świeżo schrystianizowane germańskie diecezje – świętopietrze miało być w ich rozumieniu opłatą uiszczaną przez niedawnych pogan za swoje ucywilizowanie. W reakcji na tę argumentację, w Niemczech wykształciła się tradycja uznawania opisu obyczajów zawartego w „Germanii” jako stanu idealnego – pierwotnej, autentycznej wspólnoty, która degeneruje się pod zgubnym wpływem skorumpowanego papiestwa. Ten schemat myślenia wykorzystywały zarówno ruchy reformacyjne u progu nowożytności jak i późniejsi orędownicy zjednoczenia Niemiec jako prusko-protestanckiej wilhelmińskiej monarchii. Schemat ten miał niewiele wspólnego z faktami historycznymi: ani Germanowie nie byli tak barbarzyńscy jak ich dla swoich celów pokazywał Tacyt (ich struktury społeczne i proto-państwowe wiele korzystały na bliskim kontakcie z Rzymem), ani też średniowieczni Niemcy nie byli dziedzicami Germanów w prostej linii – byli raczej „wschodniofrankami” wywodzącymi się z, o zgrozo, zlatynizowanej monarchii karolińskiej. Ahistoryczność jednakże nie szkodziła żywotności mitu: odwoływali się do niego i naziści, i współcześnie AfD. Podobne schematy obserwujemy w naszym polskim dyskursie: nasza prawica wciąż broni mitycznej pierwotnej „polskości” przed zgubnym wpływem Zachodu. Dawniej zagrażać jej mieli oświeceniowi „jakobini” (wśród nich np. Tadeusz Kościuszko), podburzający chłopów rewolucjoniści (np. Joachim Lelewel), oszalałe sufrażystki (np. Zofia Nałkowska), masoni (np. Józef Wybicki i Henryk Dąbrowski), no i oczywiście Żydzi, a kto jest Żydem to już prawica zawsze wiedziała najlepiej. Oczywiście bez wkładu wymienionych, a zwłaszcza bez Żydów jako rdzenia naszej miejskiej inteligencji, o żadnej polskości we współczesnym rozumieniu nie może być mowy. To niewielka pociecha dla prześladowanej społeczności LGBT, jednak można Wam, drodzy przyjaciele, powiedzieć: jesteście w bardzo dobrym towarzystwie.

    Na tle aktualnych wydarzeń dwie jeszcze refleksje:

    – Dlaczego Kraśnik? Główną rolę odgrywają chyba dwa czynniki. Po pierwsze, brak lokalnego „obcego”, który występuje choćby śladowo w innych miejscach, nawet na samej Lubelszczyźnie, np. jako obcy prawosławny w głosującym lewicowo Chełmie. Po drugie, jednolita struktura społeczna, nacechowana wyjątkowo silnym zrostem państwa i religii. Kraśnik nie jest klasyczną rolniczą prowincją – od czasów międzywojnia ma tradycje przemysłowe (Fabryka Amunicji, późniejsza Fabryka Łożysk Tocznych). Oznacza to jednak też, że nie jest jak np. Bychawa czy Lubartów miastem-reliktem wymordowanego sztetla, lecz cechuje się zachowaną przez dekady ciągłością społeczną. W czasie wojennym i powojennym był to obszar silnej partyzantki antykomunistycznej („Zaporczycy”), w okresie PRL – obszar działania aktywnych księży-opozycjonistów, takich jak Aleksander Baca, zaś w III RP Kraśnik to miasto, którego politykę charakteryzuje zupełne zatarcie pomiędzy tym, co państwowe, społeczne i kościelne. Jego mieszkańcy zadecydowali w 2014 r. o przeznaczeniu „budżetu obywatelskiego” na remont kościoła i ta niekwestionowana dominacja kościelnej perspektywy determinuje również dzisiejsze działania tamtejszych władz. Pamiętajmy jednak, że w skali kraju istotą problemu nie są takie ośrodki, lecz szerszy brak legitymacji dla Konstytucji RP i dla Unii Europejskiej, jaki poprzez absencję bądź poprzez głosowanie przeciw wyraziła we właściwych referendach blisko połowa społeczeństwa w całym kraju. W swoim czasie można się było oszukiwać, że to zjawisko ustępujące, że „chłopi polubią Unię za dopłaty”. PiS pokazał jednak, że można w Polsce rządzić w oparciu o mobilizację wyborców antymodernizacyjnych, nastraszonych migrantem lub gejem i znęconych obietnicą, że „ktoś wreszcie zrobi porządek”. Czy można mieć nadzieję, że „prowincjonalni prekariusze polubią lewicę za obronę swoich praw” – powiem tak: niestety nie można, a jednak trzeba.

    – Dlaczego wojna wewnątrz PiS? Komentatorzy pomijają kluczowy element, jakim jest konflikt interesów między PiS-owskim aparatem a Jarosławem Kaczyńskim. Aparat ma cele krótkookresowe, do jakich wychowała go działalność w wodzowskiej formacji: nie będąc pewnym miejsca na przyszłych listach, nie mając szans na wewnątrzpartyjną podmiotowość, chce po prostu czerpać profity władzy jak długo się da, godząc się z tym, że ich partia się kiedyś rozpadnie w stylu AWS – a kiedy już do tego dojdzie, to się zobaczy, co dalej. Kaczyński chce zapewnić partii długie trwanie jako swemu dziedzictwu i stąd inwestowanie w to, co ma pozwolić jej funkcjonować, gdy wymrze pokolenie jego aktualnych rdzeniowych wyborców. Stąd obrona technokratycznego otoczenia Morawieckiego oraz projektów w rodzaju ustawy o ochronie zwierząt, absurdalnych dla „starych towarzyszy”. Majaczy w tym ruchach wizja Adenauera i jego następcy Erharda, marzenie że PiS przez dekady porządzi Polską tak jak Niemcami rządziło CDU. Kaczyński napotyka w tym jednak opór Ziobry, którego cele polityczne nastawione są na radykalniejszy, bardziej skonsolidowany prawicowy projekt inspirowany Salvinim i Le Pen. Niestety, społeczność LGBT ma przykry honor znajdować się w „sweet spocie”, w którym poglądy Kaczyńskiego i jego oponentów nakładają się. Jak pokazuje ostatni wywiad prezesa dla Karnowskich, on autentycznie przeżywa obronę przed [fakeword] „seksualną demoralizacją” jako część swojego twardego światopoglądu (czyni przy tym oryginalne nawiązania do Marksa, bynajmniej nie jako patrona „neomarksizmu”, lecz jako rzekomego odkrywcy moralnej degrengolady robotników). Dlatego niestety w ramach zawartego wewnątrz obozu rozejmu, stosunek do osób LGBT to obszar, w którym będzie mogła się wyżywać frakcja radykalna. Kosztem głównie tych osób, ale i całego pokolenia absolwentów polskich szkół – nasza emigracyjna dyskusja pod jedną z poprzednich notek WO niestety nie dezaktualizuje się. Przed tymi, którzy nie emigrują wyrasta zadanie wspierania najbardziej narażonych: niech już żadne dziecięce imię nie dołączy do czarnej listy, bądźmy uważni, dajmy odczuć nasze wsparcie. Nie macie, drodzy przyjaciele, obowiązku przekonywać nikogo, by pozwolił Wam tu żyć, nie musicie niczym „zasługiwać” na szacunek i ochronę, macie do nich prawo, takie samo w Warszawie jak w Kraśniku.

  70. > Dlaczego Kraśnik?

    To popis erudycji, ale trochę jałowy. Kraśnik nie jest wyjątkowy i chyba pytania „dlaczego Kraśnik” nikt nie zadaje, chyba że w sensie „dlaczego lubelszczyzna, podkarpacie i małopolska”. W połączeniu z faszystą z KUL w rządzie, czy książką Reszki „Płuczki”, pytanie chyba jednak się ogniskuje na ziemi lubelskiej. Pierwszą w polsce uchwałę przeciw LGBT podjął na przykład Świdnik. Kraśnik fruwa w zagranicznych mediach, bo dodał jeszcze 5G i WiFi dając popis bezprzykładnej głupoty. Tak! Kraśnik chce być stefą bez Ethernetu w eterze, tylko po kablu. Czy fabryka łożysk tocznych to jakoś tłumaczy w odróżnieniu od fabryki śmigłowców?

  71. @❡
    „Czy fabryka łożysk tocznych to jakoś tłumaczy w odróżnieniu od fabryki śmigłowców?”

    Świdnik był ogniskiem strajków lipcowych 1980 r., których przebieg – streszczając publicystycznie – był bardzo nowoczesny i „białoruski” w kształcie: przywództwo kobiet (Zofia Bartkiewicz), non-violence, demonstracyjne „spacery” i negocjowany kompromis z władzą. Polska byłaby inna gdyby to wtedy, a nie dopiero w sierpniu, doszło do aktów solidarności w innych częściach kraju. Lubelszczyzna w ogóle nigdy nie była przesadnie endecka, ani przed wojną ani w 3 RP. Do niedawna województwem rządziło PSL, a sam Lublin, o czym tu już rozmawialiśmy, jest miastem mającym zarówno dojrzały stosunek do swojej żydowskiej historii, jak i jakiś pomysł na specjalizację gospodarczą w niszy bio-technologicznej i edukacyjnej (którego szanse są na razie trudne do oszacowania, jednak nie jest przypadkiem że pionierem w badaniach nad lekiem covidowym ogłasza się lubelska spółka). Niech na temat aktualnego prawicowego skrętu lubelskiej prowincji wypowiedzą się mieszkańcy regionu (kolega orbifold?), ja osobiście widzę tam miasta, w których ten skręt mnie nie dziwi i tłumaczę go jak powyżej (Kraśnik), miasta w których niczego podobnego się nie spodziewam (np. mająca wielokulturowe tradycje Włodawa), oraz takie – jak Świdnik właśnie – gdzie wydaje mi się, że mamy do czynienia z wejściem do lokalnej polityki prawicowej ideologii importowanej z centralnie ukonstytuowanych struktur, typu Ordo Iuris z jego wiadomymi międzynarodowymi konotacjami. Jakąś rolę w tym imporcie odgrywa KUL, alma mater ministra Czarnka, uczelnia z końcówek nawet polskich rankingów, będąca faktycznie sponsorowanym rządowo – nie tylko przez PiS – propagandowym zapleczem prawicy. Przede wszystkim jednak ów import jest możliwy ze względu na słabość samowiedzy i samo-organizacji lokalnych społeczności. Spuścizna liberalnej polityki poprzednich dekad, gdy m.in. zniszczono autentyczną prasę lokalną. Paradoksalnie wydaje mi się, że miejsca typu Kraśnik otrząsną się wcześniej bo tamtejsza głębsza struktura społeczna będzie w stanie podjąć wysiłek światopoglądowej re-definicji, nawiązania do zapominanych dotąd elementów miejscowej tradycji (np. reformacji, której te ziemie były ważnym ośrodkiem, bądź tradycji lewicowej, którą reprezentowali żołnierze WiN, niestety kompletnie zakłamanej przez mit „wyklętych”).

  72. @awal
    „Jego mieszkańcy zadecydowali w 2014 r. o przeznaczeniu „budżetu obywatelskiego” na remont kościoła i ta niekwestionowana dominacja kościelnej perspektywy determinuje również dzisiejsze działania tamtejszych władz. ”

    To jest naprawdę fascynujące, ale nie potrafię patrzeć na to inaczej, niż właśnie jako dowód na to, że siła Kościoła słabnie. Przecież tam, gdzie Kościół rządzi, nie musi się uciekać do czegoś takiego. Wystarczy zbratanie z lokalnymi politykami. Gdy żąda się od owieczek głosowania w budżecie obywatelskim, to siłą rzeczy oddaje się im głos. To jest moim zdaniem pokaz słabości, a nie siły. Zatem, głowa do góry, nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać!

  73. @Froz
    „Przecież tam, gdzie Kościół rządzi, nie musi się uciekać do czegoś takiego.”

    Obawiam się, że to nie jest dobry przykład. W takich miejscach Kościół po prostu bierze wszystko – jest nieodzownym elementem każdego publicznego działania, częścią tego co naturalnie uznawane za wspólnotowe i publiczne. Ale owszem, kiedyś to się zmieni.

  74. @

    „Czy fabryka łożysk tocznych to jakoś tłumaczy w odróżnieniu od fabryki śmigłowców?”

    Mam nadzieję że zostanie mi wybaczone lekkie skręcenie w #rapiery ale Świdnik jest – choćby właśnie z uwagi na branżę tamtejszego zakładu – jednak odmienny. Przemysł lotniczy, do którego w PRL przykładano dość dużą wagę (zwłaszcza w dwóch okresach: późny stalinizm/wczesny Gomułka – orientacyjnie w momencie zablokowania produkcji bojowych odrzutowców ten pierwszy etap się kończy i okres gierkowski gdy właśnie Świdnik m.in dostał zielone światło do rozwoju) przyciągał jednak kadry lepiej wykształcone, nie bez znaczenia jest jak sądzę bliskość Lublina. Stąd też właśnie wybuch strajku który wynikł wyraźnie ze zderzenia priorytetowej, wręcz elitarnej branży z bylejakością warunków życiowych PRL – jak relacjonuje R. Witkowski w „Sześciu stopniach swobody strajk wybuchł z powodu nagłej podwyżki cen jedzenia w stołówkach zakładowych.

    Dosyć mocna aktywizacja prawicy w Świdniku wiązała się z brakiem pomysłu na ten zakład po 1990. Na tym wypłynął choćby poseł Soboń, aktywny w czasie wielkiego przetargu (i jego krytyki, związanej z tym że nowy właściciel Świdnika przegrał ten przetarg i zamierza najwyraźniej dokończyć dzieła przemiany go w montownię wyłącznie swoich wyrobów. Stąd też niedawne rozczarowanie tym że mimo poparcia dla PiS „nie udało się” załatwić niczego. Natomiast, na tyle na ile mi wiadomo (proszę o korektę) Kraśnik tego nie przeżył.

    Druga sprawa – mam wrażenie że jednocześnie, sądząc po zapisie dyskusji z posiedzenia rady w Krasniku, to dobrze ilustruje inne zjawisko. Wypłukiwanie lokalnych społeczności z osób o większym kapitale kulturowym (albo chęci do jego poszerzenia) oznacza także drastyczne skutki dla lokalnej polityki. I jest to zjawisko nie tylko typowe dla Polski wschodniej – w Polsce A też rady powiatów czy gmin nie reprezentują przesadnie wysokiego poziomu, raczej do samorządu idzie się by coś załatwić dla siebie/wąskiej grupy znajomych i krewnych.

  75. > Natomiast, na tyle na ile mi wiadomo (proszę o korektę) Kraśnik tego nie przeżył.

    Nie wiem. Czytałem kiedyś obszerny reportaż o Japończykach robiących łożyska Kraśniku. Nic ważnego nie pamiętam. Mówimy bądź co bądź o małych zakładach. To tak jak patrzenie na kulturę miast przez pryzmat etnograficzny lokalnej elektrociepłowni (w każdym jest jakiś duży zakład, urząd), albo o Krakowie patrząc z kominów huty (zawsze była obok, a teraz w zasadzie już jej nie ma). W przypadku Lublina i Świdnika nigdy nie było powiązania – dolina litnicza już prędzej jest w Rzeszowie, Politechnika Lubelska nie ma w tej sprawie żadnych kompetencji.

    Ja wiem, że dialektyczny materializm i historycyzm, ale nie kupuję takich narracji.

  76. „W przypadku Lublina i Świdnika nigdy nie było powiązania – dolina litnicza już prędzej jest w Rzeszowie,”

    Bo pierwotnie główną kuźnią kadr inżynierskich dla Świdnika i reszty była Warszawa (obecny Wydział Mechaniki Energetyki i Lotnictwa). Na Politechnice Lubelskiej był (może dalej jest) stosowny kierunek, którego powstanie (końcówka lat 80-tych ) było efektem istnienia WSK-PZL Świdnik, podobnie jak Politechnika Rzeszowska rozwinęła się lotniczo dzięki Mielcowi i wytwórni silników w Rzeszowie (plus Krosno ale to już detal). Dolina lotnicza na Podkarpaciu była efektem tego że głównych zakładów lotniczych były tam dwa i doszło do dywersyfikacji (choć ogólny efekt był podobny jak w Świdniku – zastąpienie niezależnego zakładu z własnymi konstrukcjami montownią/podwykonawcą/zakładem usługowym).

  77. @Awal
    „zawsze można liczyć na ogarniętą oppzycję”.

    Wyniki ostatnich głosowań za uchyleniem uchwał o strefach są takie:
    Kraśnik: 9 'za’, 11 'przeciw’;
    Świdnik: 9 'za’, 9 'przeciw’ i 1 radna z PO, przez pomyłkę, wstrzymała się, zamiast głosować 'za’.
    Z całym szacunkiem, w tym przypadku to nie jest rozsądny wniosek. Wcześniejszy Pana komentarz sugeruje, że w Świdniku byłoby inaczej niż w Kraśniku, bo miasta te dzielą Wielkie Różnice. Nawet gdyby radna się nie pomyliła i rada uchyliłaby swoją uchwałę, to ten test równoległych glosowań pokazuje, że nie ma istotnej różnicy między radami i sugeruje podobieńswo obu populacji.

  78. @Froz
    „nie potrafię patrzeć na to inaczej, niż właśnie jako dowód na to, że siła Kościoła słabnie. Przecież tam, gdzie Kościół rządzi, nie musi się uciekać do czegoś takiego. Wystarczy zbratanie z lokalnymi politykami. Gdy żąda się od owieczek głosowania w budżecie obywatelskim, to siłą rzeczy oddaje się im głos. To jest moim zdaniem pokaz słabości, a nie siły”

    OMG, kolejny raz pocieszanie się tym, że kościół w Polsce słabnie? Nawet jeśli to prawda (co jest dyskusyjne) – to co dobrego wynika z tego dla nas, lewaków? Po prostu prawica religijna zostanie sprawnie zastąpiona przez prawicę niereligijną. Od tego nie ma ucieczki, bo takie mamy powietrze, tym jest przesiąknięta gleba. Po prostu oszołomstwo znajdzie sobie inne symbole, np. do krzyża („tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem…”) domaluje się kółko i przerobi się go na celtyk i… guess what? Ta nowa wersja prawicy i tak dogada się z kościołem (lub z tym, co z niego zostanie). Węgry nie są specjalnie religijne, a prawica trzyma się tam bardzo mocno. Zwróć uwagę, że młodzież jest mniej religijna niż starsze pokolenie, ale nie czyni jej to mniej prawicową; wręcz przeciwnie, każde kolejne pokolenie jest jeszcze bardziej prawicowe od poprzedniego. Więc spadek religijności wcale nie przekłada się na spadek oszołomstwa, wręcz przeciwnie, czeka nas jeszcze bardziej prawicowa przyszłość niż pod sztandarem JPII.

    Jedyne realne wyjście żeby odwrócić ten proces, jakie widzę, to skręt elit (ludzi kształtujących dyskurs publiczny) w lewo, ale po pierwsze: ten proces ślimaczy się jak krew z nosa, po drugie elity tracą właśnie na znaczeniu, a po trzecie – nigdy nie zostanie on dopełniony, gdyż PiS dobrze zdaje sobie sprawę z zagrożenia i na miejsce starych elit (chadeko-postuniowolnościowych) wprowadzi swoje (narodowokatolickie). Temu ma służyć szykowany skok na media i uczelnie wyższe. A my znów zostaniemy z gołą dupą jak w latach ’90.

    Ewentualny upadek kościoła teoretycznie mógłby sam w sobie stanowić jakąś jaskółkę nadziei dla lewactwa, ale nie dajmy się zwieść pozorom: ta ziemia niczyja zostanie zagospodarowana przez alt-prawicę, która ma możliwości, pieniądze i brak skrupułów. Natura nie znosi próżni (a lewica, ze swoimi skromnymi środkami, i tak nie miałaby w tę próżnię jak wejść).

  79. @Awal Biały
    „W reakcji na tę argumentację, w Niemczech wykształciła się tradycja uznawania opisu obyczajów zawartego w „Germanii” jako stanu idealnego – pierwotnej, autentycznej wspólnoty, która degeneruje się pod zgubnym wpływem skorumpowanego papiestwa. (…) Podobne schematy obserwujemy w naszym polskim dyskursie: nasza prawica wciąż broni mitycznej pierwotnej „polskości” przed zgubnym wpływem Zachodu.”

    Ach gdyby tak było. Niestety my nie mieliśmy się w ogóle do czego odwołać w reakcji na ideologię chrześcijanizmu. Słowiańska kultura została przeżuta i strawiona przez kościół. Wyssani z palucha Sarmaci rozwiali się rozwiali się jak mgła naszej imaginacji. Prawica w PL zwyczajnie nie ma się do czego odwołać poza kościołem, który nawet nie jest narodowy, choć przez jeden pontyfikat takim się wydawał.

  80. @dlaczego Kraśnik i Świdnik są takie
    Zastanawiam się, czy ma sens szukanie tu wielkich narracji, podczas gdy – zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, gdzie generalnie ludzi mało a ogarniętych i z żyłką społecznika jeszcze mniej bądź w ogóle wymarli/uciekli- o decyzjach rady miejskiej może decydować jeden aktywny ksiądz-fundamentalista czy ambitny działacz PiS/SP. Ten jeden namawia resztę, która albo nie rozumie, za czym głosuje, albo idzie konformistycznie za większością, albo boi się wyklęcia z ambony.

  81. „o decyzjach rady miejskiej może decydować jeden aktywny ksiądz-fundamentalista czy ambitny działacz PiS/SP”

    Tam był agent Ordo Iuris, który ściemniał, że MSZ się odwoła i forsa będzie.

  82. @pvalue
    „Pana komentarz sugeruje, że w Świdniku byłoby inaczej niż w Kraśniku, bo miasta te dzielą Wielkie Różnice.”

    Powiedziałbym istotne różnice, choć faktycznie trzeba by dalszych badań terenowych, by się przekonać o ich faktycznej skali. Świdnik jako miasto powstał od zera w okresie PRL i jak wskazuje sfrustrowany_adiunkt przyciągał ambitną zamiejscową inteligencję techniczną – zarówno produkowane tu śmigłowce jak i motocykle WSK [1] były ikonami modernizacji i to tworzyło pewną markę miasta (drugi podobny przypadek na Lubelszczyźnie to Bogdanka z otwartą w latach 70-tych nowoczesną technologicznie kopalnią). Kraśnik to stare miasto z zabytkowymi kościołami do którego dobudowano dzielnicę fabryczną, przyciągającą głównie okoliczną ludność wiejską przyuczaną do zawodów tokarzy czy frezerów i w okresie PRL w dużej mierze nie tracącą życiowych związków z wsią („chłoporobotnicy”). Paradoksalnie to Kraśnik obecnie bardziej wygląda na wygranego globalizacji, bo jego fabryka po okresie kryzysowym wychodzi na prostą jako część chińskiego holdingu, przygotowująca się z własnym zapleczem R&D do udziału w prestiżowym torcie samochodów elektrycznych (wymagających innych typów łożysk niż samochody spalinowe), podczas gdy zakład świdnicki staje się pozbawioną autonomii montownią włoskiego koncernu. Co do profilu lokalnych polityków, samodzielnie wypełnione kwestionariusze członków rady miasta w Kraśniku ujawniają (dopowiadam koledze adiunktowi) różne drogi życiowe i poziomy kapitału kulturowego: od osób (głównie z komitetu PiS) z wykształceniem zawodowym i profesjami „drobnomieszczańskim” typu właścicielka sklepu bieliźniarskiego po osoby z ewidentne rozbudzonymi ambicjami osobistego rozwoju, wyliczające w kwestionariuszu studia podyplomowe i różnego rodzaju inicjatywy społeczne (to pokrywa się z moją własną anegdotyczną znajomością prowincjonalnych samorządowców – obok oportunistów jakaś ich część to social climberzy z ambicjami edukacyjnymi). Jednocześnie wszyscy ci kraśniccy radni działają w środowisku, w którym katolicyzm jest jedyną istotną ramą odniesienia. Świadczą o tym m.in. relacje z posiedzeń Rady Miasta, gdzie np. kluczowym argumentem jednego z nielicznych przeciwników uchwały anty-LGBT było to, iż krytycznie w sprawie podobnych działań wypowiedział się arcybiskup Gądecki.
    Widać to również w wynikach głosowań: pierwotną uchwałę anty-LGBT poparło w Kraśniku 13 z 18 głosujących radnych [3], przy pierwszej próbie jej uchylenia proporcja głosujących homofobiczne wyniosła 14 na 19 [4], a przy drugiej, po intensywnej zewnętrznej presji i wobec ryzyka utraty milionowych funduszy norweskich: wciąż 11 na 19 [5]. W Świdniku jednak od początku homofobiczne głosował tylko PiS i jego lokalna przystawka (komitet burmistrza), mający minimalną przewagę w radzie (11 na 21 radnych) – przy czym odręczny protokół głosowania uchwały anty-LGBT pokazuje posłów opozycji podzielonych na tych co odważyli się głosować przeciw i tych którym śmiałości wystarczyło do niewzięcia udziału w głosowaniu [6], co jest mimo wszystko obrazem bardziej złożonej gamy postaw niż w Kraśniku.

    Dla mnie wnioski są takie, że presja zewnętrzna ma jakieś znaczenie, choć o wiele lepsze byłyby zawczasu wytworzone miejscowe „antyciała” – żywa lokalna aktywność społeczna odrębna od (nawet niekoniecznie opozycyjna wobec) aktywności około-kościelnej.

    Dla porządku: inna kuriozalna kraśnicka uchwała przeciwstawiająca się wifi i 5G została przed paroma godzinami uchylona pod presją PiS-owskich funkcjonariuszy przysłanych z centrali [7].

    @sheik.yerbouti
    “o decyzjach rady miejskiej może decydować jeden aktywny ksiądz-fundamentalista czy ambitny działacz PiS/SP”

    Lektura protokołów nie potwierdza moim zdaniem takiej prostej interpretacji. To są autentyczne inicjatywy tych lokalnych polityków, wyrosłe w określonym klimacie. Nie widać tam lokalnych Savonaroli, natomiast jest znanym faktem, że duża część uchwał opiera się na sztancy napisanej przez Ordo Iuris.

    Linki w formacie anty-spamfolderowym:

    [1] Koneserzy docenią: [youtu.be/xuPe5TgqBvk]

    [2] [www.krasnik.eu/urzad-miasta/radni-miasta-krasnik]

    [3] [umkrasnik.bip.lubelskie.pl/upload/pliki//20190530_123531_014.pdf]

    [4][umkrasnik.bip.lubelskie.pl/index.php?id=226&akcja=szczegoly&p2=1490806]

    [5] [krasnik.naszemiasto.pl/krasnik-nadal-anty-lgbt-radni-nie-uchylili-uchwaly/ar/c1-7909369]

    [6] [umswidnik.bip.lubelskie.pl/upload/pliki//imienne_wykazy_glosowania_28.03.2019.pdf] – strona 12

    [7] [kurierlubelski.pl/krasniccy-radni-zmienili-zdanie-w-sprawie-uchwaly-anty5g-wycofano-poparcie-dla-petycji-stowarzyszenia-koalicja-polska-wolna-od/ar/c1-15210492]

  83. > Zastanawiam się, czy ma sens szukanie tu wielkich narracji

    Mnie to przypomina baśnie psychologii ewolucyjnej i socjobiologii, tylko z lewicowego punktu widzenia (co samo w sobie zakrawa na sprzeczność, bo jest to kanon metod analitycznych myślenia konserwatywnego). Nawet Zandberg w to idzie (takie środowisko?) tłumacząc strefy wolne od LGBT jako konsekwencję stref wolnych od PKS (w ewolucyjnej psychologii społecznej?).

  84. c.d.

    Tak czy siak takie komentarze idą w kierunku ukazania problemu moralnego jako incydentalnego, czy też nawet marginalnego (tylko specyficzna specyfika Kraśnika, tylko jeden ksiądz w Świdniku). Tymczasem kandydat Czarnek uzyskał historyczny wynik. Nie będąc liderem listy wyborczej, nie będąc nawet wcześniej znanym politykiem dostał prawie 100 tyś głosów. Dwa razy więcej niż poprzedni rekordziści wyborów w tym okręgu z tego co jest na stronie PKW. Za parę faszystowskich wypowiedzi o LGBT i Ukraińcach. W powiatach kraśnickim i świdnickim nie wypadł wcale najlepiej link to sejmsenat2019.pkw.gov.pl

  85. „Zastanawiam się, czy ma sens szukanie tu wielkich narracji”
    Na ile rozumiem scenę polityczną, to stosunek do LGBT charakteryzuje się podobnym „kompromisem” co przy aborcji – jedni chcą karać więzieniem i pobiciem, a główna opozycja uważa, że wystarczą surowe grzywny przy pierwszym wykroczeniu i areszt domowy przy recydywie.

    Czemu oczekiwać od radnych z małych miejscowości jakiejś głębszej refleksji, skoro przewodniczący PO nie rozumie kogo bronią ambasadorowie, prezydent stolicy nie potrafi wymówić skrótu LGBT, a wiceprezydent używa go sugerując, że to „wulgarni prowokatorzy”?

  86. @❡
    „Tymczasem kandydat Czarnek uzyskał historyczny wynik. Nie będąc liderem listy wyborczej, nie będąc nawet wcześniej znanym politykiem dostał prawie 100 tyś głosów.”

    „Tak czy siak komentarze idą w kierunku ukazania problemu moralnego jako incydentalnego, czy też nawet marginalnego”

    Czarnek dostał 87 tys. głosów, najlepiej wypadając w gminach wiejskich i małomiasteczkowych (do 20 tys. mieszkańców). Startował z drugiego miejsca na liście i jego wynik tłumaczyłbym po prostu jako wynik oczekiwany w tym okręgu dla PiS, który wziął Czarnek a nie lider listy, gdyż był ich najbardziej widocznym kandydatem – homofobia stanowiła w tych wyborach główną strategię partii i on się w nią pracowicie wpisał, choć afrykański pomór świń pomógł mu równie mocno, bo dzięki niemu jako wojewoda objechał teren obiecując działania. Opozycyjna konkurentka w tym samym okręgu (Joanna Mucha) zebrała 57 tys. głosów. Ja nie bagatelizuję ani tego wyniku Czarnka ani homofobicznych głosowań rad miejskich czy powiatowych – moja teza jest taka, że lokalną politykę łatwo jest PiS-owi zatruć homofobią i innymi fobiami tam gdzie brak jest „przeciwciał” w postaci zorganizowanej alternatywy dla kulturowej dominacji mitologii katolicko-narodowej. Co ma miejsce na wsiach (choć nie wszędzie) oraz w niektórych mniejszych ośrodkach miejskich, gdzie Kraśnik rzeczywiście jest przypadkiem szczególnym – miasto z nowoczesną fabryką dobrze rokującą w przyszłościowej branży, być może nasz najrealniejszy wkład w R&D elektryków, stało się symbolem zacofania. I traci przez to możliwości rozwojowe m.in. fundusze norweskie przeznaczone na planowane centrum robotyki. PiS niszczy rzeczy różnej skali – od stadniny po kraj, jednak to jak popisowo zniszczył przyszłość temu miastu jest jakimś poglądowym symbolem.

  87. @Awal Biały

    Dziękuję za obszerne komentarze i porcję linków. Najciekawszy jest zbiór informacji o radnych – i tu widać kilka zjawisk, typowych także dla Polski zachodniej.

    Pierwsze co rzuca się w oczy to fakt, że większość radnych z wykształceniem wyższym( pomaturalnym w jednym przypadku), to osoby które to wykształcenie zdobyły w Lublinie (większość) lub Rzeszowie (lub tu i tam) a innych ośrodków jest niewiele. Wykształcenie średnie/zawodowe tu już tam gdzie wskazano placówki dominacja lokalnych szkół. Pomijając implikacje do dalszych rozważań (można snuć domysły na temat biografii, ambicji i dróg zawodowych – widać ciekawe sytuacje obalające stereotypy – na przykład technik mechanik, lokalny przedsiębiorca konsekwentnie odmawiający poparcia uchwał anty-LGBT) To jest tam coś jeszcze.

    Widać jak najbardziej ścieżki awansu zawodowego (zwłaszcza w edukacji) – bez dalszego sprawdzania, stawiam ze to są osoby które zajmują stanowiska dyrektorów/wicedyrektorów szkół lub wiązały się ze zmiana miejsca pracy ze szkoły na placówkę doradczo – opiekuńczą. I znów – to są ścieżki edukacji i awansu najwyraźniej typowe. Podobnie wyglądają życiorysy osób które są najwyraźniej dobrze znetworkowane w lokalnej społeczności przez NGO czy własną działaność gospodarczą. Część osób nie podało tych danych, ale podejrzewam że wygląda to podobnie.

    Natomiast takie właśnie drogi życiowe, dokumentowane miejscem pracy/edukacją pokazują zjawisko które znów występuje gdzie indziej także, a więc swoisty klientelizm lokalny – przejawiający się w zdobywaniu głosów wyborców na zasadzie obietnic załatwienia czegoś – nie tylko w postaci inwestycji czy innych obietnic ale w transakcjach w rodzaju „głosujemy na panią dyrektor bo pomogła dziecku w szkole/pomoże jak pójdzie do szkoły” – podobne mechanizmy dotyczą także miejscowych przedsiębiorców. Znowuż – może mam pecha do kontaktów z samorządowcami polski zachodniej ale mechanizm drenażu mózgów (także obejmujący social climberów którzy już nie wrócą do swoich miejscowości), skutkujący choćby słabością mediów lokalnych ma swoje wyraźne (choćby w przykładach tych uchwał, skutki).

    Last but not least – coś co już wspomniałem – czyli miejsce zdobycia wykształcenia pokazuje tez jak błędnym było i jest dążenie by z polskiej nauki zostało kilka wiodących uczelni i dogorywająca prowincja. Stąd też odpryskiem dyskusji jest wniosek że dla kraju ważniejsze jest to czy mamy uczelnie na liście szanghajskiej jest to czy regionalne ośrodki oferują porządną edukację. Choćby dlatego że osoby z ich dyplomami będą radnymi czy choćby policjantami którym przyjdzie zareagować na zgłoszenie o homofobicznej przemocy w Kraśniku czy dowolnej innej małej miejscowości.

  88. @sfrustrowany adiunkt
    „Choćby dlatego że osoby z ich dyplomami będą radnymi czy choćby policjantami którym przyjdzie zareagować na zgłoszenie o homofobicznej przemocy”

    Do twoich uwag dodam tylko, że policja w czasach przed PiS zainwestowała w swoich wewnętrznych pełnomocników ds. praw człowieka, osoby, często kobiety, które podjęły bardzo serio wysiłek profesjonalnego przygotowania w tym zakresie i miały autentyczne poczucie misji [1]. To co się dzieje jest też pokazywaniem takim zaangażowanym ludziom, że nie warto – a właśnie ich zaangażowanie było bezcenne, jako związane z dobrym zrozumieniem lokalnego kontekstu kulturowego.

    [1] link to isp.policja.pl

  89. @waclaw
    „Wojciech Orliński co tydzień o kampanii wyborczej w Ameryce.
    Nowa miniseria w GW?”

    Dziękuję za zauważenie. To rzeczywiście pierwszy odcinek. Lubię seryjne formy dziennikarskie, więc się cieszę – ale tu z góry założona jest nietrwałość (to przecież maks. do wyborów).

  90. > Uczelnie.

    Trochę jest w tym jednak fałszywej alternatywy.

    Gowin świadomie dążył do petryfikacji edukacyjnej regionów, co jest jednym z milczących założeń polityki PiS (także reforma edukacji ograniczająca faktyczny dostęp na etapie licealnym). Ale to są nowe trendy. Reforma Kudryckiej szła w kierunku podwyższania poziomu, ale nie kosztem ograniczania, a wcześniej mieliśmy prawie 30 lat nieustannej ekspansji wyższego wykształcenia. Czarnek raczej zlikwiduje elementy projakościowe, wsłucha się w te lęki i jojczenia o „punktozie” i fałszywą dychotomię edukacja czy lista szanghajska (służąca studentom z azji w wyborze właśnie edukacji). Jednak tak samo wsłuchując się w element reakcyjny (i szerszą politykę PiS) zostawi jako „projakościowe” ograniczenia dostępu bo ci jojczący nauowcy najczęściej gardzą przede wszystkim masowym kształceniem ludzi (ze wsi, bez kapitału kulturowego ale i generalnie takich których trzeba kształcić, czyli wykonywać jakąkolwiek pracę zamiast upajać się elitarnością).

    > czy regionalne ośrodki oferują porządną edukację

    Ponieważ przeglądałem archiwalne wyniki PKW tego regionu – tam jest chyba tylko KUL. Palikot po KUL. Joanna Mucha, doktor KUL (z rozprawą pod tytułem „Racjonalizacja publicznej służby zdrowia w Polsce poprzez system dopłat pacjentów do usług medycznych”). Elżbieta Kruk, też z KUL. Z „intelektualistów” w życiu publicznym kojarzę że Jan Hartman jest związany z Lublinem bo też po KUL. Nie znam innych z Lublina. No więc to jest dotychczasowy wynik tego regionu. Podejrzewam, że tak jak z Podkarpacia i tak jak z Ukrainy, stamtąd się celuje od razu w dalszą zagranicę.

    @ Awal

    Upór w naginaniu rzeczywistości do swojej narracji służy pisarstwu, ale Czarnek uzyskał:
    18,14% w gminach do 5000 mieszkańców
    16,61% od 5 do 10 tys.
    14,35% od 10 do 20 tys.
    oraz… 16,26% w samym Lublinie (od 200 do 500 tys.)
    a najsłabszy wynik w takich Kraśnikach:
    9,75% w gminach od 20 do 50 tys. mieszkańców.

  91. @Awal

    Na szczęście, pomimo wycofania poradnika dotyczącego przestępstw z nienawiści, nie zniknął poradnik dotyczący działań antydyskryminacyjnych, obszerny i jak polskie warunki bardzo dobrze przygotowany[1].

    [1] [https://isp.policja.pl/isp/prawa-czlowieka-w-poli/aktualnosci/4344,Po-pierwsze-czlowiek.html]

  92. Jestem sobie przeciętnym prac. nauk.-dyd. kategorii A* i przez 25 lat pracy nie skapło mi wiele z tego dążenia. Przeciwnie, wydaje mi się, że system optymalizuje pracę na poziomie kategorii B. Niezależnie od moich odczuć i może na inną okazję, warto by popracować nad tezą, aby nie było asymetrii oceny: weryfikowalna parametryzacja szanghajska i uznaniowa „porządna edukacja”.

  93. @❡
    „Czarnek uzyskał…”

    Mam wrażenie, że pisałem to samo – miał typowy dla PiS schemat poparcia, najwyższy na wsi i w najmniejszych miastach. Jak słusznie zwracasz uwagę, już ośrodki ok. 30-tysięczne jak Kraśnik, choć wybierają PiS-owskie lokalne rady to niekoniecznie automatycznie głosują na „centralnego” kandydata PiS pokazanego w TVP. Czarnek i podobni mu politycy tego obozu, zwłaszcza ziobryści, dobrze to rozumieją i bardzo pilnie objeżdżają remizy. Ciosem dla niego była ustawa o ochronie zwierząt, niemałych szpagatów musiał dokonać [1], by się swym wiejskim wyborcom wytłumaczyć z głosowania za nią (a głosować za nią musiał, jeśli marzył o awansach). To jest człowiek władzy nowej generacji, T-1000 zoptymalizowany do bezwzględnej manipulacji, jego kariera świadczy, że reżim wchodzi w fazę dojrzałą.

    [1] link to dziennikwschodni.pl

  94. @wo

    …To rzeczywiście pierwszy odcinek. Lubię seryjne formy dziennikarskie…

    Ale podejrzewam, że niewdzięcznej roboty przy tym co niemiara. Trzeba śledzić nie tylko wyważone opinie, ale i cały ten ściek.
    No cóż. Taka robota. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    A może jakiś odprysk na blogasku?

  95. @uczelnie i edukacja

    Nie bez powodu wspomniałem o liście szanghajskiej. Mimo niewątpliwego prestiżu i znaczenia tego rankingu, to jednak w Polsce jest w tej chwili mniej niż dziesięć uczelni które na niej są a najlepsze miejsce w aktualnym rankingu to czwarta setka. Nawet przy zwiększeniu nakładów o 100% to ile zyskamy? 15 uczelni i może awans jednej do trzeciej setki? Z perspektywy kategorii B, punktem odniesienia nie jest nawet lista szanghajska ale…ci którzy mają kategorię A/A+.

    Tymczasem nawet taki awans może zostać łatwo zmarnowany jeśli studenci z zagranicy zderzą się choćby z kiepsko funkcjonującymi usługami publicznymi. Trzymając się choćby przykładu policji – niech to będzie jakiś incydent na tle rasistowskim (albo i jednocześnie homofobicznym) skutkujący niewłaściwą (skandaliczną wręcz) reakcją funkcjonariuszy wobec tych przykładowych, próbujących zgłosić przestępstwo/szukać pomocy Azjatów.

    Reasumujac – z perspektywy sfrustrowanego adiunkta z kategorii B z nadzieją że kiedyś dotrzemy do A, w naukach społecznych – a więc na kierunkach gdzie spory procent absolwentów może trafić do administracji państwowej/samorządowej (sądząc po deklaracjach i losach znanych mi osób) to równie ważna jak jakość samej nauki jest właśnie dydaktyka.
    Jeśli już chcieć zdefiniować „porządną edukację” – programem minimum jest to czy wypuszczamy z dyplomem ludzi zdolnych swobodnie przeczytać specjalistyczny artykuł po angielsku, chcących przynajmniej raz na jakiś czas przejrzeć zagraniczne źródła informacji (i ocenić ich wiarygodność a nie zdawać się na algorytm), umiejących rozpoznać trendy i związki przyczynowo – skutkowe. Do tego dodałbym akumulację kapitału społecznego – to będzie szczególnie ważne w świecie nauczania hybrydowego (jeśli zostanie z nami na dłużej).

    Zdaję sobie sprawę, że zwłaszcza dla osób z nauk ścisłych/technicznych to brzmi jak zaniżanie poziomu. Ale co pozostaje w świecie w którym za wiarygodne źródło uchodzą filmy z jutuba (z żółtymi napisami ofc) ?

  96. @sfrustrowany_adiunkt
    „Jeśli już chcieć zdefiniować „porządną edukację” – programem minimum jest to czy wypuszczamy z dyplomem ludzi zdolnych swobodnie przeczytać specjalistyczny artykuł po angielsku, chcących przynajmniej raz na jakiś czas przejrzeć zagraniczne źródła informacji(…)”
    To jest krok we właściwym kierunku, ale czy nie można zrobić kolokwium na czytanie ze zrozumieniem? Chyba, że niezależnie od tego kolokwium, i tak musi być 75% zaliczeń. No i trzeba jeszcze jakoś sparametryzować tych „chcących przynajmniej raz na jakiś czas”. Algorytm to nie musi być coś złego.

  97. @pvalue

    „czy nie można zrobić kolokwium na czytanie ze zrozumieniem”

    Żeby tylko – na testy jeszcze wykują na pamięć ustawę czy tekst – ale gdy przychodzi do interpretacji, opisu, wyjaśnienia – pojawiają się problemy.
    W rezultacie znaczna część tych zadań/prac, zwłaszcza w formie zadań/projektów grupowych (aby mogli a wręcz musieli nawiązać kooperację, bo szkoła średnia tego najwyraźniej nie uczy) czy też prac pisemnych tak naprawdę służy nadrobieniu deficytów w kapitale kulturowym.

    „Algorytm to nie musi być coś złego.”

    I nie chodzi też o algorytm w sensie oceny studentów – tylko o algorytmy wyszukiwarek czy społecznościówek – znów, wszyscy znają mema „jeśli to jest w internecie to jest prawdziwe. Abraham Lincoln” ale uświadomienie sobie tego przez część studentów, bywa zaskakujące.

    „Chyba, że niezależnie od tego kolokwium, i tak musi być 75% zaliczeń”

    Nie, na szczęście nie.

  98. @Gowin świadomie dążył do petryfikacji edukacyjnej regionów, co jest jednym z milczących założeń polityki PiS (także reforma edukacji ograniczająca faktyczny dostęp na etapie licealnym).

    Mam okazję dość dobrze znać prominentnego członka Komitetu Polityki Naukowej, z czasów Kudryckiej i Gowina. Gowin podobno słuchał opinii swojej Komitetu Polityki Naukowej i kształ reformy z tych rozmów wynikał. Czekający nas uwiąd uczelni prowincjonalnych nie wynika raczej z świadomej wizji PiSu a z chęci uprawniania nauki na poziomie światowym (amerykańskim) bez amerykańskiego zaplecza. Jeżeli jedynym kryterium oceny jest „jakość naukowa” – jakkolwiek nie będzie mierzona – to efekty będą takie, że „bogaci” będą się bogacić, a biedni pozostaną biednymi. Z Warszawy łatwo zapomnieć, że istnieje jakiś Lublin czy Białystok bo punktem odniesienia są czołowe uniwersytety w krajach zachodniej Europy. Nasi naukowi luminarze z Warszawy czy Krakowa nadal są tylko „ubogimi krewnymi” swoich odpowiedników w Berlinie, Paryżu, Monachium czy Oxbridge. Chęć zmniejszenia dystansu do tamtych jest wystarczającym powodem takiego a nie innego kształtu reformy. A wszystko pod sztandarem obiektywizmu, równych szans i oceny jakości pracy naukowej. Uwiąd nauki w słabszych ośrodkach prowincjonalnych będzie tylko efektem ubocznym.

  99. > jakkolwiek nie będzie mierzona – to efekty będą takie, że „bogaci” będą się bogacić, a biedni pozostaną biednymi

    Nie chcę robić offtopa naukowego. Akademicy mają skłonność do wygłaszania obiegowych opinii i brania tego za diagnozę/analizę, tak jak z tym narzekaniem na masowość studiów. W Niemczech granty mają parytet geograficzny. Koncentracja warszawsko-krakowska to jest wybór, a nie naturalny efekt.

    Co do Gowina, na kongresach gadano różne rzeczy, wszystkie na raz. Natomiast punkt wyjścia do dyskusji (z którą nikt się potem nie liczył) był taki jak napisałem. Wymaganie jakości bez zwiększenia finansowania jest zresztą tą samą metodą co podniesienie poziomu studiów przez ograniczenie do nich dostępu. Podobnie z Kudrycką, ona mówiła o polskim Noblu w przeciągu X lat, ale konkretnie proponowała wszystkim robienie habilitacji. Nie zmieniła natomiast finansowania w sposób zmniejszający liczbę studentów, a wręcz odwrotnie (mimo pomysłu ograniczenia brania drugich kierunków ktory upadl w TK). „Chęć uprawiania nauki na poziomie amerykańskim” to nawet nie jest ogólna motywacja takich konkretnych działań.

  100. Wprawdzie nie znam reform od strony zaplecza ale tylko poprzez skutki/reakcje pewnej części środowiska, ale zarówno te za czasów PO jak i Gowinowskie miały – wskazaną także przez przedpiśców wspólną cechę czyli imitatorskie naśladowanie zachodu, zauważalne także w innych sferach administracji i reform (np. wojsko). Co więcej, nawet pobieżne sprawdzenie dawnych wypowiedzi Kudryckiej. Gdyby ktoś wziął z tego wywiadu[1] ostatnie akapity (bo wątek studiowania na 2 kierunkach by wszak demaskował) to pewnie można by je przypisać Gowinowi. Nawet narzędzie pojawia się podobne – kiedyś KNOW, teraz IDUB. Na marginesie: uczelnia badawcza ma mieć proporcje kadry do studentów na poziomie 1:10 a publiczne 1:13…).

    By nie zajść zbyt daleko – efektem postrzegania nauki jako swoistej fabryki prestiżu (Nobel, publikacje za granicą) a traktowania dydaktyki jako swoistej fabryki dyplomów, (być może chętnie sprowadzonej jedynie do tych dyscyplin gdzie studia wyższe są niezbędne do uzyskania uprawnień zawodowych), z poprawką na kształcenie funkcjonariuszy partyjnych w czasach obecnych (co być może nas czeka) jest zaniedbanie szerszej roli uczelni. Właśnie przejawiającej się w dydaktyce, czy szerszych aktywnościach popularyzatorskich, społecznych etc, których beneficjentami będą nie elity na szczeblu centralnym ale właśnie społeczności regionalne/lokalne. Obawiam się że niestety spocznie to na barkach (w sumie już spoczywa) coraz mniej licznych entuzjastów. Bo promocja nauki to ani to publikacja za granicą, ani to impreza o husarii wyklętej. A kryterium wpływu jest bardziej adekwatne dla działalności stricte eksperckiej.

    „Koncentracja warszawsko-krakowska to jest wybór, a nie naturalny efekt.”

    Aczkolwiek jest tu widoczny efekt procesów historycznych, wieloletnich ale jednak które wpłynęły też na inne ośrodki. Czasem pozytywnie (Wrocław, Toruń) a czasem negatywnie (warto zwrócić uwagę jak późno powstały uniwersytety w Gdańsku i Szczecinie) Zmiana tego stanu rzeczy (choćby przez zmianę mechanizmu przyznawania grantów) wywołałaby oczywisty opór Warszawy i Krakowa – i to opór zapewne skuteczny.

    [1] [https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/kudrycka-doczekamy-sie-w-polsce-naukowego-nobla/lt0jmv7]

  101. @pohojois
    „A wszystko pod sztandarem obiektywizmu, równych szans i oceny jakości pracy naukowej.”

    Za Czarnka to już chyba nieaktualne hasła. Z gorliwości, z jaką w wywiadzie dla TV Trwam [1] oddzielał nauki humanistyczne od ścisłych oraz deprecjonował rankingi zakładam, że 1) Czarnek dostał mandat do tworzenia gdzie się da „propisowskich” kuźni ideologicznych, na jakie kandydatami są zapewne właśnie słabsze prowincjonalne uczelnie (dostaną one sowite wsparcie finansowe w trybie podobnym jak KUL i szkoła Rydzyka), 2) niektóre uczelnie i kierunki techniczne definiowane jako przydatne biznesowi pozostaną pod specjalną ochroną otoczenia Morawieckiego i wyłączone z obowiązku dostarczania ideologicznych serwitutów, 3) kilka najsilniejszych uniwersytetów zostawi się same sobie pod warunkiem, że zrebrandują kierunki typu gender studies na coś mniej drażniącego (pola do konfliktów się oczywiście mimo to znajdą, np. będzie nim z definicji bodnarowskie Centrum Praw Człowieka SWPS). Czarnek będzie raczej starał się być „dobrym policjantem” hojnie sypiącym groszem na wszystko co narodowe i katolickie lub choć tylko gotowe się wdzięczyć do partii, tolerując niezależną naukę ma tyle na ile jej uprawianie nie będzie mu przynosić prestiżowej ujmy (czyli na tyle, aby PiS-owscy konkurenci polityczni nie mogli mu zarzucić, że w jego obszarze ostały się lewackie złogi). Co do szkolnictwa powszechnego niestety zdaje się potwierdzać kierunek, o którym pisałem w wątku imigracyjnym: szkoły jako narzędzie partyjnej indoktrynacji i replikacji nomenklatury. Piszemy o życiu w państwu autorytarnym, logika relacji wewnątrz monopartii staje się logiką dominującą.

    [1] link to tv-trwam.pl

  102. Przemówił burmistrz Kraśnika Wojciech Wilk z Platformy Obywatelskiej, wcześniej wojewoda lubelski. Absolwent UMCS i Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji. Jakiegoś chyba lubelskiego Natolina. Pozyskiwać środki europejskie uczyła się tam także Beata Mazurek, znana z harcy rzeczniczka PiS. Światły Burmistrz dostrzegając katastrofę wizerunkową podkreśla, że jest krzywdząca dla mieszkańców, którzy są otwarci. Jednym tchem podkreśla, że radni też są otwarci:

    „Mieszkańcy Kraśnika to są mądrzy i otwarci ludzie. Na pewno nikt nie chce, aby miasto było kojarzone jako nieprzychylne komukolwiek. Także radni, który byli inicjatorami uchwały ws. powstrzymania ideologii LGBT, podkreślali, że ich intencją nie było dyskryminowanie kogokolwiek.”
    link to dziennikwschodni.pl

    Wcześniej tłumaczył to Francuzom z miasta partnerskiego Nogent-sur-Oise:

    „Chcę jednoznacznie stwierdzić, że w Kraśniku nie została podjęta żadna uchwała ustanawiająca „strefę wolną od LGBT”, jak można dowiedzieć się z publikacji medialnych”

    Więc to jest ta światła część lubelskiego. Jak pamiętam prezydent Lublina dr Żuk (UMCS) tylko „odradzał” marsz równości, gdy Czarnek zabraniał.

    Przy okazji inny PiSowski ekstremista Dominik Tarczyński, to także produkt lubelskiej edukacji. How KUL is that?

  103. @Kudrycka i jej pomysły
    Pamiętam jak się dostawało 1000 złotych za samo studiowanie na kierunkach zamawianych takich jak biotechnologia. Wszyscy mieli to gdzieś, że to było wyrzucanie środków bo przecież to były pieniądze z UE.
    Nie mam wiele do dodania w dyskusji ale wiem tylko, że jak ktoś miał doświadczenia z uniwersytetami w Skandynawii to widzi jaka jest przepaść na poziomie kulturowym. W Gdańsku rektorem został plagiator ale studenci muszą przepuszczać prace dyplomowe przez jakieś absurdalne sieci neuronowe wykrywające synonimy i podstawienia. W Szwecji ludzie wydawali się jacyś uczciwsi, na każdym poziomie, chociaż z pewnością też ktoś tam oszukiwał, to jednak nie czuło się że wszystko to jest próba wygrania z systemem.

  104. [i]Upór w naginaniu rzeczywistości do swojej narracji służy pisarstwu, ale Czarnek uzyskał:
    18,14% w gminach do 5000 mieszkańców
    16,61% od 5 do 10 tys.
    14,35% od 10 do 20 tys.
    oraz… 16,26% w samym Lublinie (od 200 do 500 tys.)
    a najsłabszy wynik w takich Kraśnikach:
    9,75% w gminach od 20 do 50 tys. mieszkańców.[/i]

    Co ma proste wytłumaczenie: miasta powiatowe miały swoich kandydatów na liście i ludzie głosowali na nich, nie na liderów listy.

  105. @sfrustrowany adiunkt
    „widać ciekawe sytuacje obalające stereotypy – na przykład technik mechanik, lokalny przedsiębiorca konsekwentnie odmawiający poparcia uchwał anty-LGBT”
    – Jeśli mówisz o wykształceniu, to przykład akurat potwierdza stereotyp. Ten, że zdolność zdobywania papierka koreluje ze zdolnością ustawiania się tak, jak wieje wiatr.

    @Awal Biały
    „podczas gdy zakład świdnicki staje się pozbawioną autonomii montownią włoskiego koncernu”
    – Że pozbawiona autonomii to tak, ale nie montownia. Pi razy oko ryzykowałbym twierdzenie, że teraz Włosi więcej montują części zrobionych w Świdniku, niż odwrotnie. Chyba, że to była taka metafora traktowania, bo faktycznie koncern traktuje Świdnik jak burą sukę. A każdym razie takie są na miejscu nastroje.

    W Świdniku tak całkiem niedawno, nie w PRLu, duża część kadry technicznej mieszkała pod miastem i coś w ziemi dłubała (bo chłoporobotnikami ciężko ich nazwać, raczej drobne ogrodnictwo/sadownictwo). A i związkową gazetkę z tekstem anty-LGBT zdarzyło mi się na zakładzie zobaczyć.

  106. Dodam tylko do przedmówców, że przez całą swoją „karierę naukową”, od rządu Buzka po początku Morawieckiego, każdy kolejny rząd zapowiadał „reformę”, polegającą na urynkowieniu i wprowadzeniu punktacji, narzekając że dotąd niczego nie zrobiono.
    Cóż, o tym, że za tym nie szły ani pieniądze, ani trwałe dążenie do zwiększenie szybkości w przyznawaniu grantów (pamiętam jak oddelegowano mnie na spotkanie z niemieckimi ekspertami, którzy narzekali, że u nich wolno się przyznaje granty, bo trwa to czasem aż 3 miesiące, na co cała sala parsknęła śmiechem). Próba uszczelnienia systemu przez punkty powodowała tylko tyle, że naukowcy, bądź co bądź niegłupi ludzie, znajdowali sposoby jak najwygodniej zdobywać punkty, a nie jak robić lepszą naukę.

  107. @pak4
    naukowcy (…) znajdowali sposoby jak najwygodniej zdobywać punkty, a nie jak robić lepszą naukę.

    Cokolwiek jednostronnie to wygląda. Czasami się buntujemy przeciw ekspertom, kiedy chcą, żebyśmy przyznali: „tak, twoja nauka jest lepsza niż moja”. Grupy koleżeńskie uczonych, daleko od głównego nurtu nauki, potrafią wykoleić działalność na pokolenia. Zasada minimalnej energii tłumaczy maksymalizację punktów jak również stan niesparametryzowanego bagienka pt. „www.lepszanauka.pl”, czyli działalność wtórną, wsobną i wygodnicką, ale popieraną przez „środowisko”. Za co się wtedy chwycić, żeby z tego wyjść? Zasadniczo warto by mieć formalny, otwarty system, który się nie denerwuje, nie kopie po kostkach, jest po prostu prosty, adekwatny do wiedzy ekspertów i stabilny. Znaczy, zostawmy dziecko, zmieńmy kąpiel. Poza tym, z próżnego i Salomon.

  108. @Awal
    „Komentatorzy pomijają kluczowy element, jakim jest konflikt interesów między PiS-owskim aparatem a Jarosławem Kaczyńskim. (…) Kaczyński chce zapewnić partii długie trwanie jako swemu dziedzictwu”

    Przecież z tej perspektywy wojna z LGBT nie ma sensu. Nawet prawicowi publicyści dostrzegają, że to walka z całych światem: nie tylko z politykami, ale również z globalną popkulturą, korporacjami itd. Analogia do wioski Asterixa otoczonej rzymskimi szańcami jak najbardziej uzasadniona. Tylko o ile prawicowy publicysta może snuć wizje „rechrystianizacji Europy”, o tyle polityczni liderzy powinni stać twardo na ziemi. Kaczyński pokazywał, że w imię dalekosiężnych interesów potrafi sprzeciwić się kościołowi i prawicowym ortodoksom, stąd uwalanie tych wszystkich projektów zaostrzających prawo do aborcji. Siłą PiS było pozyskiwanie różnych grup wyborców, od wyborców centrowych po prawicowych świrów. Wypowiadając wojnę LGBT, Kaczyński w zasadzie porzuca centrum, a do tego już teraz dochodzą reperkusje całkiem namacalne jak zakręcenie kurka z międzynarodowymi funduszami. Wydawać by się mogło, że tak jak w przypadku aborcji, tak w przypadku LGBT, najbardziej na rękę Kaczyńskiemu powinno być zamiatanie tematu pod dywan i zachowanie status quo.

  109. @pvalue:
    Zgadzam się – widziałem jak subiektywność oceny promuje biernych i wiernych, albo grupy znajomych. Jakiś mechanizm kontroli i oceny jest konieczny; i dobrze by było, gdyby był obiektywny. Po prostu, widzę jak sztuczne i mało udane są dotychczasowe próby.

  110. @unierad nie zapominajmy o szkodach wizerunkowych. Na świecie robi się coraz głośniej o Polsce, ale to nie jest pozytywny rozgłos. Generalnie jesteśmy jakąś rosyjską Alabamą pełną rasistów, homofobów i oszołomów. Nawet nie wywołujemy oburzenia tylko śmiech i zażenowanie.

  111. @WujekDobraRada in vino veritas

    Wujek jak się napije, to jest mało precyzyjny. Ale Wujek ma swoje racje, wywołał ważny temat filozofii (wyczucia i znajomości) prawa, czego zabrakło w komentarzach, więc (z braku czasu i umiejętności) przeskanujmy pierwszą część notki dotyczącą relacji obywatela z państwem, świeżutkim programem antykamuflażowym Prof. Łętowskiej: link to konstytucyjny.pl
    Program zwraca 1 warning: Autor nie wspomina, że „Tekst prawa nie stwarza rzeczywistości, ani nawet jej nie opisuje. Mówi o świecie postulowanym przez ustawodawcę”. Ponadto program rekomenduje Autorowi i komcionautom, żeby
    przeanalizować powszechne złudzenie, że king can do no wrong. Złudzenie, że ani państwo, ani kościoły „nie istnieją po to aby komukolwiek wyrządzać szkodę. Jeżeli ona powstanie, problemem jest błąd człowieka, a nie bezgrzesznej struktury.”

  112. @Nankin77
    „nie zapominajmy o szkodach wizerunkowych”

    Oczywiście, to prawda. Nie wspominałem o tym, bo akurat na to prawica ma wywalone. Nie sądzę, żeby takie rzeczy jak list ambasadorów mógł ich skłonić do jakichkolwiek refleksji. Co najwyżej pomachają szabelkami. Jednak utrata kasy z funduszy to już jest konkret.

  113. @unierad

    „Przecież z tej perspektywy wojna z LGBT nie ma sensu”

    Nie ma sensu gdy mówimy o raczej oczywistym dla centrowo-liberalnego czy socjaldemokratycznego wyborcy postrzeganiu Polski jako państwa silnie związanego z Europą Zachodnią. Tylko że nie jest to wizja podzielana przez PiS i jego okolice. W wizji polityki zagranicznej tego ugrupowania pierwsze skrzypce grają przede wszystkim Stany Zjednoczone, a zwłaszcza – co widać – Stany rządzone przez Republikanów. Europa ma znaczenie drugorzędne ( aktualnej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego by dostrzec wyraźne sygnały takiej właśnie polityki, o bieżących działaniach nie wspominając).

    Wiąże się to jednocześnie z postrzeganiem Polski jako przedmurza chrześcijaństwa, strażnika uważanych za tradycyjne wartości, podczas gdy Europa uważana jest – co jednak nie jest zawsze wprost określane w oficjalnych dokumentach ale widoczne choćby w narracjach medialnych i eksperckich – za słabą militarnie i zdemoralizowaną.

    Oczywiście także, takie przywiązanie się do USA, widoczne choćby w polityce obronnej, ma swoją cenę, i o tym co jakiś czas przypominają interwencje ambasador USA. Ale jednocześnie, obawiam się że istnieje spora przestrzeń powiedzmy poniżej tego progu. Na przykład mające właśnie miejsce poszerzenie listy wydawnictw naukowych o kolejne wydawnictwa kościelne i prawicowe, czy zakręcanie kurka z dofinansem dla niepokornych wydawnictw czy uczelni. Tak długo jak bezpośrednie interesy USA, obywateli amerykańskich czy amerykańskich korporacji nie będą zagrożone, tak długo będzie niestety obawiam się możliwe nękanie, cenzurowanie, represjonowanie i inne niefajne rzeczy.

    Da się więc pewną wewnętrzną logikę zauważyć, co nie zmienia oczywiście problemu podstawowego – polityka taka oparta jest na myśleniu życzeniowym, relatywnie ograniczonej wizji świata (właśnie z USA Republikanów jako punktem odniesienia) i pierwszy kryzys nadejdzie jeśli Trump przegra wybory. To, już idąc w offtopa, niestety nie będzie oznaczało mocnej zmiany kursu, w sytuacji w której USA mają na głowie problemy w Azji, konflikty wewnętrzne, zaś siły USA w Europie pozostaną w Niemczech. W dodatku twardy proamerykański kurs będzie spotykał się z przychylnym lobbingiem koncernów, zwłaszcza zbrojeniowych, co dodatkowo może zawęzić pole manewru hipotetycznej nowej administracji.

  114. @sfrustrowany_adiunkt
    „Tylko że nie jest to wizja podzielana przez PiS i jego okolice. W wizji polityki zagranicznej tego ugrupowania pierwsze skrzypce grają przede wszystkim Stany Zjednoczone, a zwłaszcza – co widać – Stany rządzone przez Republikanów. Europa ma znaczenie drugorzędne”

    PiS i okolice od lat słuchają o karach, które spadną na nich za niszczenie praworządności, a potem premier przywozi sukces w podziale środków z pakietu antykryzysowego. Oni mają mentalność gangstersko-januszobiznesową – jeśli nie było konsekwencji, to trzeba pocisnąć bardziej. Walka z LGBT ma tę dodatkową zaletę, że jest niekontrowersyjna wewnętrznie, Duda wyskoczył z homofobicznymi wrzutami przy braku zauważalnej krytyki ze strony większości kontrkandydatów. Wyborcy również uznali temat za nieistotny, a Biedroń miał mniejsze poparcie niż aktualna propagandystka PiS wystawiona pięć lat temu przez Millera. PiS wyciągnęło wniosek, że można zwiększyć zaangażowanie swoich wyborców przy mniejszych kosztach i mniejszym sprzeciwie niż w jakiejkolwiek innej kwestii.

    Zburzone relacje zagraniczne wpływają tylko na kwestie, które dla pisowskich notabli są drugo- lub trzeciorzędne. Fundusze norweskie nie są potrzebne w wizji państwa pisowskiego – kraj jest wystarczająco bogaty do przeprowadzenia oligarchizacji. Jasne, że łatwiej budować dobrobyt mając dofinansowanie, ale jak pokazały negocjacje z lekarzami, nauczycielami czy górnikami, celem nie jest budowanie dobrobytu, wystarczy tymczasowy spokój społeczny. Na funduszach zagranicznych ciężej wyjść na swoje niż na bardzo pomysłowych inwestycjach finansowanych przez własne państwo, lotnisko solidarności baranów zatrudnia już dwieście osób, a jak pokazał zamaskowany minister czasem wystarczy zaangażowanie jednego trenera narciarstwa.

  115. @”Tylko o ile prawicowy publicysta może snuć wizje „rechrystianizacji Europy”,”
    Te wizje są bardzo potrzebne do tego, by nie myśleć o tym, że jak już się Europejczykom całe to multikulti znudzi, to pierwszą kulturą, której się pozbędą, będzie kultura polska.

  116. link to wirtualnemedia.pl

    Na fejsie nie mam WO wśród znajomych, ale chciałem powiedzieć, że chce mi się krzyczeć. I wspieram, na razie duchowo a jak będzie jakaś inna opcja to i finansowo. Podpisać tez się gdzieś mogę.

  117. @unierad
    „Wydawać by się mogło, że tak jak w przypadku aborcji, tak w przypadku LGBT, najbardziej na rękę Kaczyńskiemu powinno być zamiatanie tematu pod dywan…”

    Za czasów swoich pierwszych rządów w latach 2005-7, Kaczyński nauczył się dwu rzeczy o polskim elektoracie prowincjonalnym: po pierwsze może w oparciu o ten elektorat zdobywać i utrzymywać władzę stosując odpowiednio dobrane mobilizacyjne fobie, po drugie może też tę władzę stracić, jeżeli ręka w rękę z mobilizacją nie pójdzie wrażenie spokojnej opiekuńczej władzy, która „pracuje bez kłótni”. W swoich działaniach Kaczyński ciągle używa tych dwu dźwigni: mobilizacyjnej i opiekuńczej – to jest jego technologia władzy, która nie jest ani nadmiernie prawicowa, ani centrowa, jest pragmatycznie nastawiona na utrzymanie słupków poparcia w interesujących go segmentach elektoratu. Fobie wykorzystywane przy dźwigni mobilizacyjnej obejmowały dotąd „układ”, komunistycznego agenta, skorumpowanego lekarza i sędziego, Tuska dogadanego z Putinem oraz islamskiego imigranta-terrorystę roznoszącego pierwotniaki, zaś aktualną fobią jest seksualizujący dzieci potwór LGBT. Kaczyński nie przywiązuje się nadmiernie do takich wywołanych przez siebie obsesji i antagonizmów – zużyte instrumenty łatwo porzuca (gdzie są emocje, które 15 lat temu rozbudzała lustracja, gdzie zamachowe sensacje Macierewicza?), zaś tematy bardziej niszowe stosuje jedynie pomocniczo (żydowskie roszczenia, niemieckie kondominium). Nie daje się też wepchnąć w spory, które choć są ideologicznie prawicowe, to nie kreują na prowincji mobilizacji, lecz opór – to jest przypadek aborcji, gdzie zobaczywszy czarne protesty w małych miastach, PiS wycofał się z kierunku, w jakim popychali go religijni fundamentaliści.

    Jednocześnie dźwignia opiekuńcza, jakiej Kaczyński nie dorobił się jeszcze w 2007 r. (jego rząd upadał w atmosferze bezproduktywnego konfliktu) reprezentowana jest obecnie przez programy w rodzaju 500+, ale i przez dopieszczający język wieców Dudy, i przez modernizacyjne obietnice Morawieckiego. Ten ostatni, deepfejkowy awatar premiera, został przez Kaczyńskiego wprowadzony w miejsce usuniętej bez sentymentu, choć uwielbianej w ludzie, Szydło, bo ona zrobiwszy swoje nie rokowała już jako źródło nowych idei i programów na przyszłość. Kaczyński bowiem, owszem, dostrzega przemiany świata i reaguje na nie modyfikacjami oferty politycznej. Jednakże ze swoją strukturą elektoratu modyfikacje te wprowadza tak, aby anachroniczne elementy wycofywać nie wtedy kiedy nawołują do tego prawicowi publicyści, lecz dopiero wtedy, kiedy elementy takie tracą siłę oddziaływania na niewykształconego prowincjonalnego wyborcę. Jednocześnie elementy „progresywne” w politykach PiS, podbierane lewicy i w kadłubowej formie przystosowywane do prawicowej stylistyki, wprowadzane są wtedy, gdy dają nadzieję na pozytywny wyborczy efekt netto (więcej przekonanych niż straconych). Potwór LGBT wciąż działa w elektoracie PiS mobilizująco, choć będzie on przycinany, jak pokazuje najświeższa retoryka, do bardziej oględnej formuły „dżenderyzmu”. Tymczasem działania antysmogowe, dopłaty do fotowoltaiki, a ostatnio ustawa o ochronie zwierząt są kalkulowane jako zysk wśród młodszego, kulturowo ewoluującego wyborcy, widocznego również na prowincji (o czym świadczy dobry wynik Hołowni w średnich miastach) – dla tego nowego młodego wyborcy bez żalu poświęca się nieliczne grupy z przeciwnego bieguna: hardkorwych klimatycznych denajalistów czy dużych hodowców bydła i norek.

    Dla przeprowadzanie tego typu dostosowań i wolt Kaczyński potrzebuje pojętnych wykonawców, polityków pracujących na ludową popularność, ale nie przywiązujących się niewolniczo do jednej określonej wersji prawicowego światopoglądu, umiejących gdy trzeba zmieniać ton, z wyborczego hunwejbina stawać się „rozsądnym PiS-owcem” na ministerialnej posadzie i na odwrót. Dlatego też obecnie Kaczyński zastępuje swoje toporne T-osiemsetki z zakonu PC w rodzaju Lipińskiego sprawniejszymi płynnymi oportunistami z serii T-1000, w rodzaju Czarnka. Chodzi nie tylko o wymogi aktualnej polityki, ale i o wychowanie następców, którzy po epoce Kaczyńskiego będą umieli cynicznie wzniecać jedne lęki i wygaszać inne, zapewniając partii byt. Strategia ta nie jest przesadnie wyrafinowana, lecz jest skuteczna m.in. dzięki bezwzględności z jaką Kaczyński trzyma się celu utrzymania władzy, a nie wierności jakimś konkretnym ideowym założeniom, a także dzięki braku poczucia socjalnego bezpieczeństwa oraz słabości świeckich struktur społecznych („antyciał”) na polskiej prowincji. PiS pod rządami Kaczyńskiego niestety dobrze wypełnia deficyty stworzone w Polsce powiatowej przez politykę liberalną, żywi się nimi i bez masy krytycznej lokalnych lewicowych inicjatyw nie osłabnie.

    @sfrustrowany_adiunkt
    „efektem traktowania nauki jako swoistej fabryki prestiżu…”

    Nasze czołowe uniwersytety (czy raczej niektóre przodujące jednostki czołowych uniwersytetów) starają się przy użyciu lokalnych zasobów zalogować do światowej nauki traktowanej – jak słusznie zauważa kolega adiunkt – jako źródło środowiskowej pozycji i prestiżu. Ktoś zakłada lokalne „centrum badawcze” z anglojęzyczną stroną po to, by móc na międzynarodowych kongresach pokazywać odpowiednie logo, ktoś starannie profiluje badania prowadzone na polskim grancie pod publikację ekstraktu w redagowanym zbiorze Oxford University Press… Nie jestem przesadnie krytyczny wobec tej działalności – ona wygląda podobnie wszędzie na świecie i przynosi nam, krajowi peryferyjnemu i przyfrontowemu, istotne benefity w postaci auto-obrandowienia jako części „Zachodu” (jak wiele razy wspominałem, w razie konfliktu z Rosją to nie F-35 obronią nas przed Putinem lecz dobre muzea sztuki nowoczesnej, uznane festiwale filmowe i Konopnicka Queer Seminars w Suwałkach – dopóki ich nie mamy, żyjemy w czasie pożyczonym). Zgadzam się też z kolegą adiunktem, że obok „światowej nauki” jako swoistego odpowiednika „art worldu” nastawionego na produkcję ikonicznego prestiżu, powinno się inwestować w dobrze wymyśloną naukę lokalną, dostosowaną do potrzeb miejscowej społeczności i zdolną do reagowania na trendy społeczne i gospodarcze. W naszych warunkach najlepszy na to sposób to ściślejsze włączenie w europejskie sieci akademickie i unijne mechanizmy alokacji funduszy. W Polsce rządzonej przez PiS nauka była początkowo obszarem ubocznym, oddanym w pacht centrowej przystawce, co wprawdzie nie wzmacniało potencjału europejskiej współpracy naszych uniwersytetów, ale też jej jakoś specjalnie nie osłabiało. Rzeczy szły swoim torem, mimo szumnej reformy. Czarnek to będzie próba włączenia nauki lokalnej do zasobów partyjnych („stwórzmy choć jeden propolski uniwersytet” wołały prawicowe media i akurat to ich wołanie zostanie wysłuchane), przy jednoczesnym układaniu się modernizacyjnego skrzydła PiS z nauką o ambicjach europejskich/ globalnych, zwłaszcza tą której potencjał wdrożeniowy współgra z wizjami Morawieckiego. Niektórzy ludzie nauki będą się chcieli z tą władzą układać, inni nie, Czarnkowi będzie zależało, aby wyglądało że tych pierwszych jest siła, a ci drudzy to nieszkodliwy margines.

    @Bardzozly
    „Włosi więcej montują części zrobionych w Świdniku niż odwrotnie”

    Zapewne masz lepszą ode mnie orientację.

    „W Świdniku… część kadry technicznej mieszkała pod miastem i coś w ziemi dłubała”

    To jednak zjawisko odrębne od chłoporobotników – niedostrzegana w socjologii a istotna na polskiej prowincji klasa „chłopointeligentów”, ludzi częściowo wracających do rodzinnego środowiska wiejskiego po etapie formacji miejskiej, dyskutowaliśmy o niej na bloxowej wersji bloga WO.

    @❡
    „Więc to jest ta światła część lubelskiego”

    Z lubelskimi uniwersytetami nie było i nie jest aż tak źle, obok KUL-owskich dysydentów w rodzaju Krąpca, o jakich pisze Hartman w cytowanym przez kolegę sheik.yerbouti felietonie, wymieńmy choćby historyka Adama Kerstena, czy socjologa, badacza rodzin robotniczych, Jana Turowskiego. Aktualnie biotechnologia i nauki medyczne, w tym Klinika Chorób Zakaźnych pod kierownictwem Krzysztofa Tomasiewicza, utrzymują wysoki poziom. Niektóre lubelskie jednostki jak np. Centrum Języka i Kultury Polskiej dla Polonii i Cudzoziemców UMCS wykonują mało spektakularną pracę organiczną na ważnych polach. W działalności publicznej dostrzeżmy Andrzeja Wróbla, sędziego TK a obecnie SN, zaangażowanego w kwestię praw człowieka w duchu Łętowskiej i Bodnara (notabene jego książka z 2017 r. pt. „Warto chronić państwo prawa” może służyć jako popularne wprowadzenie do konstytucji w aktualnym kontekście). Nawet KUL, uczelnia w swojej funkcji producenta księży doktorów opanowana przez obskurantyzm, odgrywa jednocześnie rolę przyzwoitej humanistycznej szkoły wyższej dostępnej dla prowincjonalnych studentów o niskim kapitale kulturowym, jej ewolucja w kierunku z grubsza obrazowanym przez KU Leuven jest do wyobrażenia.

    Dzięki za uwagę, na ewentualne polemiki odpowiem nie wcześniej niż w kolejny weekend.

  118. @Rafał Suchocki i wieści z Agory

    Sytuacja niestety wydawała się zmierzać w tym kierunku. Drogi WO, masz chociaż z głowy skrupuły lojalnościowe. Bez wątpienia wszyscy tu życzą Ci dużo sił, przyszłość może przynieść miłe zaskoczenia.

  119. W ub. miesiącu zrezygnowałem z płacenia na Tokfm. Jeżeli WO nie byłoby w wyborczej, od razu zrezygnuję z prenumeraty. Pozdrawiam.

  120. @Rafał Suchocki
    Bardzo dziękuję za wyrazy wsparcia. Ja na razie niczemu nie zaprzeczam, ani niczego nie potwierdzam. Zakładając hipotetycznie, ze to prawda – to zwolnienie związkowca wymaga wysłania dwóch pism, w przewidzianych ustawowo odstępie. Więc gdyby to nawet była prawda, byłbym teraz w okresie między pismem numer jeden (które sprowadza się do „zamierzamy wysłać pismo numer dwa”), a właściwym pismem numer dwa. I dopóki nie ma pisma numer dwa, tematu w zasadzie nie ma, nawet jeśli jest.

  121. @WO

    W pierwszej kolejności – to cokolwiek by się nie działo to powodzenia (i skutecznych prawników w razie czego). Czy w Agorze, czy w innym miejscu. Jak coś – to też podpiszę i namówię znajomych.

    @Awal

    „W naszych warunkach najlepszy na to sposób to ściślejsze włączenie w europejskie sieci akademickie i unijne mechanizmy alokacji funduszy.”

    Tutaj jest to o tyleż dobry kierunek, że po pierwsze jest w zasięgu uczelni regionalnych (już zresztą nieźle znetworkowanych, grunt to nie utracić tych więzi) po drugie i tu pozwolę sobie na anecdata – wciąż jednak do Polski przyjeżdzają, czasem na semestr czasem na dłużej studenci z zagranicy, w tym z Zachodu. Nie dotyczy to jedynie ściśle „zawodowych” kierunków (w rozumieniu: dyplom potrzebny do wykonywania zawodu np. medyczne czy weterynaryjne) ale także na kierunkach społeczno – humanistycznych. Jest to jednocześnie jakaś proteza wspomnianych muzeów czy festiwali – istnieje przecież niezerowa szansa że osoby po tych studiach trafią do dyplomacji, administracji czy NGO na Zachodzie…).

  122. W kwestii tych wszystkich „ideologii gender” itp.: tu naprawdę jest bardzo trudno to dokładnie prześledzić, bo od ładnych paru (od czasu powstania Breitbartu i całego alt-rightu), a w mniejszym zakresie od parunastu, tu działa swoista międzynarodówka. To całe „Tradition, Family and Property”, którego polską ekspozyturą jest Ordo Iuris (ale nie tylko, bo też np. portal „Polonia Christiana”, oni w ogóle bardzo sprawnie pączkują rozmaite byty tworząc sztuczne poczucie usieciowienia) istnieje przecież od lat ’60-tych. Jak już ktoś tu wspominał, przynajmniej od paru lat mają też wsparcie Rosjan, którzy dogadywali się nawet z Bannonem, żeby wspólnie opracowywać strategię „walki z lewactwem”.

    No i teraz przez to, że tego jest tak dużo i w tak dziwaczny sposób usieciowione, powstają rozmaite mutacje na zasadzie głuchego telefonu. To też jest związane z profilowaniem przekazu pod określonych odbiorców, bo prawica dość sprawnie niuansuje te przekazy – dla kogo innego jest przeznaczona „Polonia Christiana”, dla kogo innego „Żelazna Logika”, a dla kogo innego jeszcze powiedzmy „Wojna Idei”. Natomiast nie skupiałbym się nad konkretnymi sformułowaniami, bo kluczowe tu jest co innego – jeden wspólny foucaultowski dyskurs. Ten dyskurs oczywiście ma lokalne wersje, ale ogólnie sprowadza się do jednej wspólnej narracji: końca cywilizacji „białego człowieka”, próby zniszczenia jej przez rozmaitych „barbarzyńców” (który to termin miewa zarówno nacjonalistyczno/rasistowskie konotacje, vide szczucie na Ukraińców w Polsce czy czarnoskórych w USA, jak i konotacje związane z mniejszościami seksualnymi, określanymi zbiorczo mianem „dewiantów”) reprezentowanych przez światowe „lewactwo” i „neomarksistów”.

    Dlatego nie wróżę sukcesów w demontowaniu poszczególnych elementów tej układanki. To nie jest symetryczne działanie wobec tych wszystkich fanpage’y na FB, które też rzekomo biorą na tapet jeden termin czy zwrot – tam to bowiem służy dokładaniu cegiełek do tego dyskursu, cementowaniu go. Najpierw jest wizja świata oparta na lęku, potem są konkretne racjonalizacje. Przecież wielu tych radnych przyjmujących odezwy „przeciw LGBT” nie potrafiło nawet wymienić składowych, które odpowiadają poszczególnym literkom.

  123. @adiunkt

    W kwestii przyjeżdżających do nas obcokrajowców, opierając się na anecdata zauważyłem znaczącą zmianę geograficzną w ciągu ostatnich paru lat. Gdzieś przed 2016 rokiem miałem wśród studentów sporo Francuzów, Niemców, trafiali się też Amerykanie (zazwyczaj z polskim pochodzeniem). Dziś jest ich już znacznie mniej, a głównymi obcokrajowcami, jak zresztą chyba wszędzie na polskich uczelniach, są nasi wschodni sąsiedzi.

    Znajomy pracujący dla CEMS mówi, że dawno przegraliśmy kulturową bitwę o Europę Środkową. Jeszcze w latach 90. byliśmy dla Amerykanów ciekawym, egzotycznym krajem, do którego jeździło sporo studentów z dobrych uczelni. Dziś jeśli ktoś chce jechać do Europy Środkowej, to wybiera Pragę, jeśli zaś do Wschodniej – Moskwę. A nam zostają resztki.

  124. „byliśmy dla Amerykanów ciekawym, egzotycznym krajem” Serio? Mam wrażenie, że Praga zawsze wygrywała. Dlatego akcja Blade’a, XXX czy miliona innych filmów toczyła się właśnie tam. Dzięki Elżbiecie Batory i Draculi popularniejsze były też Węgry i Rumunia. Dopiero w 10’s coś się zmieniło w tym względzie.

  125. @Nankin77
    Też byłem zdziwiony. Ale wedle ludzi z CEMS (czyli programu wymiany amerykańskich studentów) w latach 90. mieliśmy zawsze kilkudziesięciu studentów rocznie. Dziś skala przyjazdów jest kilkukrotnie mniejsza, nie zawsze ruszają wykłady. Oczywiście Praga ma i miała kilkuset przyjezdnych co roku, ale do czasu liczyliśmy się jednak jako kierunek wymiany.

  126. @studenci z zagranicy

    Tu akurat anecdata z zajęć jakie prowadzę (nauki społeczne) trochę się rozmijają z ogólnym trendem (bo statystyki potwierdzają to o czym pisze HT – dominują osoby z byłego ZSRR, zwłaszcza z Ukrainy. U mnie od czterech lat osoby z b. ZSRR – zarówno z Ukrainy, państw Kaukazu Południowego czy Azji Środkowej to było góra 40% grupy. Drugie tyle to niezmiennie Zachód – zwłaszcza Niemcy, Benelux, regularnie pojedyncze osoby z Francji. Osoby z UK i USA to już po jednej osobie na grupę. Pozostałe 20-30% to już był cały przekrój – od Ameryki Łacińskiej po Daleki Wschód. I było widać że osoby z UE były wyraźnie zainteresowane i Polską i regionem. Oczywiście to anecdata nie obala trendu ogólnego – taka specyfika kierunku, ale pokazuje IMHO że jakies zainteresowanie nami jest – i trzeba korzystać z szans, póki są.

    P.S czytając komcia przed wysłaniem uświadomiłem sobie że brzmi jakbyśmy już byli nie wiadomo jaką Rurytanią, o której mało kto wie, ale to chyba pokazuje w jakiej sytuacji jesteśmy…

  127. @unierad
    „Przecież z tej perspektywy wojna z LGBT nie ma sensu. Nawet prawicowi publicyści dostrzegają, że to walka z całych światem: nie tylko z politykami, ale również z globalną popkulturą, korporacjami itd. Analogia do wioski Asterixa otoczonej rzymskimi szańcami jak najbardziej uzasadniona. Tylko o ile prawicowy publicysta może snuć wizje „rechrystianizacji Europy”, o tyle polityczni liderzy powinni stać twardo na ziemi”

    Kaczyński Kaczyńskim. On się co prawda w latach ’90 – na przekór tym wszystkim KPN-om i ZChN-om – pozycjonował w ścisłym politycznym centrum („Porozumienie Centrum”!), ale przecież nawet on nie działa w próżni. Polskie elity zostały ukształtowane przez pontyfikat Jana Pawła II i biorą jego nauczanie na poważnie. Stąd wyprawianie się z motyką na słońce, wioska Asteriksa, dążenie do rechrystianizacji Europy i próby zahamowania holocaustu nienarodzonych.

    Owszem, w tej partii są też chorągiewki na wietrze które mają wszystko gdzieś i jak trzeba uwalić zaostrzenie aborcji to uwalą, ale cynicznym bezideowcem można być tylko do pewnego stopnia i tylko kiedy chodzi o pieniądze, a nie wtedy gdy chodzi o Wartości. Kaczyński, sabotując pomysły fundamentalistów (aborcja itp.), ma niezmiernie trudne zadanie, bo w każdej chwili może zostać oskarżony o zdradę. On oczywiście bardzo chciałby żeby w partii została sama bezideowa galareta, ale nawet tyran nie jest wszechmocny: wielu ludzi przeszło do PiS (i jego przystawek) z partii narodowych i katolickich, więc gdyby Kaczyński tak od razu i jawnie porzucił retorykę prokościelną (bo np. sondaże coś mu tam pokazują) to musi się liczyć z tym, że w partii będzie rokosz.

    No i to wcale nie jest tak, że idąc na wojnę z LGBT, idziesz na wojnę „z całym światem”. W Europie może to budzić oburzenie, ale już w Ameryce, w Rosji czy na Bliskim Wschodem niekoniecznie. W Stanach – w których nasza prawica jest przecież zakochana – po prawej stronie masz bardzo silne ruchy religijne zionące wręcz faszystowską nienawiścią do wszystkiego, co nieheteronormatywne. To stamtąd ci nasi myśliciele (Cejrowski, ks. Oko itp.) czerpią inspirację.

    „Siłą PiS było pozyskiwanie różnych grup wyborców, od wyborców centrowych po prawicowych świrów. Wypowiadając wojnę LGBT, Kaczyński w zasadzie porzuca centrum”

    Tylko niech kolega zauważy, że polska polityka (podobnie, jak kościół, media czy społeczeńśtwo) jest w – stosunku do unijnego prawicowego mainstreamu – przesunięta bardzo daleko na prawo. Przecież nawet polska fantastyka lat ’90 (później nie wiem, nie czytałem) to było uniwersum narodowokatolickie. To, co wywołuje śmiech i oburzenie w cywilizowanym kraju, w Polsce jak najbardziej jest do przyjęcia (niedawno linkowałem tu gdzieś modlitwę polskich parlamentarzystów o deszcz?). PiS to nie CDU – partia Kaczyńskiego przypomina raczej izraelskie prawicę religijną. Więc wypowiadając wojnę LGBT, Kaczyński nie straci wiele. Merkel czy Johnson by stracili – on nie. Skoro sondaże pokazują, że ludzie nie lubią „pedalstwa”, Żydów i ciapatych (oczywiście mówię o Mielcu, a nie o Zbawixie!), to czemu tego nie nadmuchać?

  128. @nankin „ Praga zawsze wygrywała. Dlatego akcja Blade’a, XXX czy miliona innych filmów toczyła się właśnie tam,”

    Już Abstrahując od tego, że Praga jest po prostu pięknym miastem i jeszcze do tego wielkim i od dawna nie burzonym, to przecież Czesi bardzo intensywnie promują swój przemysł filmowy jako miejsce, gdzie można nakręcić film szybciej i znacznie taniej niż w Hollywood. Ostatnio wprawdzie reszta unijnej Osteuropy zaczyna ich gonić, oferując niższe stawki.

  129. AwalBiały
    „Potwór LGBT wciąż działa w elektoracie PiS mobilizująco, choć będzie on przycinany, jak pokazuje najświeższa retoryka, do bardziej oględnej formuły „dżenderyzmu”.”

    Pewnie pamiętasz słowa jakie padły w filmie „Kabaret” po „Tomorrow belongs to me”?
    To się przecież skończy ciężkim pobiciem któregoś z aktywistów (już teraz prawicowe portale podaję sobie gdzie Bart ma zarejestrowaną działalność z KRSu) lub koktajlem mołotowa w czyjeś okno. Demony obudzone, nastroje podkręcony, przyzwolenie na przemoc, nie tylko symboliczną jest. Policja i prokuratura ściga wyłącznie elgebiety i wrogów PiSu.

  130. Co za newsy… to ja się chciałem chwalić że założyłem związek (nie sam oczywiście) i to gdzie – w korposie IT! – a tu takie newsy, że nie wiadomo czy chwalić się wypada…

  131. @wo
    No cóż, moja prenumerata gazwybu może wkrótce trafić na twój patronite, oczywiście o ile. I niezależnie od tego czy będziesz mnie wycinał. Po 12 latach jestem i tak dłużnikiem.

  132. @mnf
    „Tylko niech kolega zauważy, że polska polityka (podobnie, jak kościół, media czy społeczeńśtwo) jest w – stosunku do unijnego prawicowego mainstreamu – przesunięta bardzo daleko na prawo.”

    Zauważam. Tylko, czy faktycznie społeczeństwo jest tak bardzo na prawo jak politycy? Rok temu Oko.Press opublikowało wyniki sondażu, z którego wynikało, że 56% społeczeństwa popiera legalizację związków partnerskich, w tym jednopłciowych. Co ciekawe, wśród wyborców Korwina 53% było na tak. O ile nadal większość społeczeństwa nie popiera małżeństw jednopłciowych, ani adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, to jednak tolerancja póki co rośnie, a nie maleje.

  133. @WO

    Lista poparcia, na której Dehnel jest obok Dukaja, a „Nowa Fantastyka” obok „Polityki”… Robisz coś dobrze.

  134. @Awal
    To prawda i sam mocno trzymam kciuki za możliwie szczęśliwy finał tej dziwnej sytuacji.
    Na liście zdziwił mnie trochę ASZ dziennik.

  135. @sheik.yerbouti

    Jerzy Borowczak jest tym Borowczakiem, który rozpoczynał strajk w stoczni, Ewa Wójciak tą Ewą, która odsłaniała pomnik ofiar Czerwca… A Paulina Breiter i Paweł Ziemkiewicz tymi, którym Sapkowski dedykował wiedźmińskie opowiadanie… Człowiek by się chętnie dopisał z czystego snobizmu…

  136. @Awal Biały
    Z wyjątkiem Galopującego Majora (którego prawdziwe imię i nazwisko jest znane Agorze), wszyscy tam są pod prawdziwymi nazwiskami…

  137. @WO
    I jak to jednak nieodmiennie jest szok dla systemu, gdy „zasoby ludzkie” okazują się ludźmi z zasobami solidarności i wsparcia. Jest jasne, że sprawa wymaga teraz czasu i ciszy, ale tak czy inaczej – chwat!

  138. @wo Galopujący Major też jest pod prawdziwym nazwiskiem, przynajmniej na fejsie NSZZ „S” Agora. Ale też chyba przynajmniej od wydania „Przedwojnia” jest pod nim znany publicznie.

  139. Czytam bloga od lat i chyba po raz pierwszy cokolwiek napiszę. Wiadomo banał powtórzony przez wielu, ale ten blog był bardzo ważny, dla ukształtowania się mojego światopoglądu. Przykład z życia. Pierwsze, co zrobiłem po otrzymaniu pierwszej umowy o pracę było zapisanie się do związku zawodowego. Dochrapałem się póki co członkostwa w komisji rewizyjnej, za jakiś czas będę atakował wyższe stanowisko. Subskrypcję mam ważną jeszcze przez 5 miesięcy, nie przedłużę. Pomijając już chamstwo (bo inaczej nie można tego nazwać), które spotkało Szanownego Gospodarza Bloga, czarę goryczy przelało wypieprzenie Pawła Czado, z katowickiego oddziału. Kasę mogę spożytkować lepiej, zresztą i tak prenumeruję mnóstwo innego papieru, że czasem z czytaniem nie nadążam.

  140. @praptak
    To nie jest jego prawdziwe nazwisko, tylko nom de plume.

    @WO
    Również i ja deklaruję regularne wpłaty, małe, ale stabilne („It ain’t much, but it’s honest work.”).

  141. @praptak
    „Galopujący Major też jest pod prawdziwym nazwiskiem, przynajmniej na fejsie NSZZ „S” Agora. ”

    To nie jest prawdziwe nazwisko, to kolejny pseudonim. Jego prawdziwe nazwisko jest znane redakcji, gdyż ponieważ albowiem z nią współpracuje.

  142. @hatefire
    „Pomijając już chamstwo (bo inaczej nie można tego nazwać), które spotkało Szanownego Gospodarza Bloga”

    Na pewno nie było to przyjemne, jednak dostrzeżmy też rozmiary sukcesu, jaki już na tym etapie został osiągnięty. Z punktu widzenia kierownictwa, mrówka okazała się mrówkojadem: jej ludzie napisali lepsze pismo niż nasi ludzie. Można zakładać, że dyskusja przesuwa się właśnie z „workflow mode” („Krok 5: zwolnienie szefa zz. Krok 6: optymalizacja zatrudnienia w wygaszanych segmentach”) na „infight mode” („Byłem przeciwny tej propozycji, ale pamiętacie że Marek i Hania obstawali przy niej”). Przy całej przykrości wydarzeń dla osób nią dotkniętych, sytuacja ma walory scenariuszowe dobrego serialu (jakiś powinien kiedyś o Agorze powstać, nie ten planowany przez prawicę o mackach Michnika, lecz właśnie taka tragikomedia o pracownikach koncernu i szefie ich związku).

  143. Agora pokazała jak bardzo umie w PR: jeszcze nikogo nie zwolnili, a gówno już trafiło w wentylator tak, że bardziej by już nie mogło. Nawet gdyby teraz zwolnili pół firmy to damage już większy nie będzie.

  144. @awal
    „Przy całej przykrości wydarzeń dla osób nią dotkniętych”

    Dziękuję, ale nawet nie czuję jakiejś specjalnej przykrości. Nadal nie znam swojego losu (jestem trochę takim redaktorem Schroedingera, wyleciałem, ale i nie wyleciałem), ale nie umiem sobie wyobrazić scenariusza niekorzystnego dla mnie. W absolutnie najgorszym możliwym scenariuszu wygram po paru latach w sądzie. I’m cool with this.

    @embercadero
    „Agora pokazała jak bardzo umie w PR: ”

    Acz otwartym pozostaje pytaniem, czy widzimy tu bardziej majstersztyk HR czy PR. W jednym i drugim Agora zagwarantowała sobie miejsce w przyszłych podręcznikach.

  145. @WO
    PR robiony przez HR 🙂 źródłem fakapu jest moim zdaniem to, że ta nowa kadrowa nie umie w media bo nigdy w nich nie pracowała. Przedtem cięła żyto w niejednej korporacji, tyle że korporacje medialne są „troszeczkę” jednak inne. I wyszło że nie zawsze da się być z zawodu dyrektorem (w tym przypadku panią kosiarką)

  146. Na film jak na film, ale książkę „Pracowałem w Agorze” bym z ogromną chęcią czytał. Ta firma zasługuje na lepszą historię niż spisaną przez Michała Cichego.

  147. @airborell
    „Ta firma zasługuje na lepszą historię niż spisaną przez Michała Cichego.”

    A Michał Cichy w ogóle coś spisał, czy dalej podnieca się Pan tym obrzydliwym „wywiadem” Michalskiego?

  148. @WO
    „W absolutnie najgorszym możliwym scenariuszu wygram po paru latach w sądzie. I’m cool with this.”

    I to powinno się znaleźć w liście dialogowej tego serialu. Widzę go nie jako serializowane kino Kena Loacha, lecz jako taką lepszą rozrywkową produkcję, gdzie zobaczymy demoniczno-komicznych zarządców, młodych ludzi stających przed trudnymi wyborami, starszych przemielonych przez system oraz głównego bohatera – tytułowego „Wielkiego O” – który im wszystkim prostuje życiowe ścieżki. W nieco sentymentalnym zakończeniu pierwszego sezonu rozmawia o wstąpieniu do związku z wybijającym się młodym dziennikarzem „Jasne, nie potrzebujesz nas – mówi – jeśli widzisz się za parę lat wśród tamtych. Któregoś dnia spokojnie skreślisz 20 ludzi bo to jedyne wyjście, bo budżet, bo konsultanci, bo presja udziałowców.” [najazd na Młodego, który bez słowa sięga po deklarację członkowską, fade to black, napisy, muzyka: „Gunner’s Dream”]

  149. @waclaw
    Ja ciągle sobie siebie w takich sytuacjach wizualizuję jako Franka Sobotkę, a nawet słyszę gdzieś w tle, jak gra Stelios Kazantzidis. Ale tacy moi aktorzy marzeń, których chciałbym widzieć jako siebie, to Janusz Chabior (Polska) i Zach Grenier (Hollywood). Zwłaszcza w „The Good Fight” najbardziej identyfikowałem się z Grenierem.

  150. @WO
    Ze względu na żeńską publiczność to pójdzie w kierunku Stanleya Tucci z „Margin Call”.

  151. @wo
    Może powinieneś zrobić kickstarter na napisanie scenariusza serialu lub zbioru opowiadań o pracy w fikcyjnej redakcji – zalążek już jest [1]. Myślę, że przy dobrze ustawionym progu można wywnioskować o potencjale patronite, a chyba z punktu widzenia etyki to taka sama kategoria, jak pisanie książek – nikt nie może zarzucić, że nie jest fair w stosunku do aktualnego pracodawcy.

    [1] – link to ekskursje.pl

  152. Patrząc na dotychczasowe poczynania działu HR Agory sugerowałbym raczej coś w konwencji „Nagiej broni” 😉

  153. @ Awal i zakończenie pierwszego sezonu serialu o Wielkim O.
    Filmu jeszcze nie ma, a już się wzruszyłem.
    Obawiam się tylko, że w którymś z kolejnych sezonów młody i tak dołączy do „tamtych”. Dlatego nie zawsze lubię dalsze ciągi na ekranie – wolę klasyczne happy endy. Choć w życiu zawsze jest jakiś średnio szczęśliwy dalszy ciąg, zgodnie ze starą zasadą „życie jest do d…, a potem się umiera”.

  154. @serial

    A jakby tak jeszcze dać jakiś wariant tej sekwencji z „Margin Call” jak wzywani są kolejni szefowie, szefowie szefów i sam Szef Wszystkich Szefów i pięknie jest pokazane o ile więcej się zgarnia na kolejnych poziomach drabinki 😉

    I wystarczyłby jeden sezon – z każdym kolejnym nieuchronnie zbliża się moment skoku przez rekina a tego chyba nikt nie lubi

  155. @hatefire

    Śmiejcie się, ale serial ze współczesnym związkowcem w centrum fabuły to jest właśnie lewicowa popkultura jakiej potrzebujemy. Menadżerowie mają swoje popkulturowe wzorce, które z jednej strony kształtują i usprawiedliwiają ich postępowanie, z drugiej – produkują aurę społecznego szacunku i osłaniają ich działalność przed krytyką (aktualnie są to przeważnie różne heroizowane menadżerki, patrz np. „Joy”, „Self Made”). W naszej popkulturze światli i sprawczy menadżerowie są jedną z wersji oświeconego inteligenta, który już od czasów gierkowskich (dyrektor Karwowski, kierownik Piątek, szefowie Fabelu z „Dyrketorów”) użera się z niewdzięcznymi robotnikami. Grupowy konflikt interesów załogi i właścicieli/kierownictwa pojawia się w naszych produkcjach sporadycznie, co najwyżej ktoś z zespołu (lekarzy, policjantów, itd.) może mieć osobisty konflikt z szefem. Nawet wtedy gdy, jak w polsatowskim serialu „Hotel 52”, szeroko i w miarę realistycznie przedstawia się stronę pracowniczą, właścicielską i menadżerską firmy, napięcia między nimi ogrywa się jako starcia osobowości czy skutki uwikłań romansowych. Długoletni szef związku zawodowego w koncernie typu „Agora” z jego różnymi gałęziami to byłaby właśnie postać, która ujawniałaby systemowe ramy konfliktu, stawała się głosem interesu pracowniczego w konkretnym, codziennym wymiarze. I wcale nie musiałby to być postać dobroduszna i nudna, co pokazuje Frank Sobotka zarówno w oryginale, jak i w warszawskiej inkarnacji.

  156. Czyli tak:
    – WO pisze scenariusz
    – Gliński daje kasę
    – Pawlicki produkuje
    – Krauze reżyseruje
    – Zelnik gra WO, Fido młodą naiwną dziennikarką, a Dałkowska jest kadrową z Agory
    – Kurski puszcza w primetime w TVP
    I sukces murowany.

  157. @bartolpartol

    Wspomniany serial „Hotel 52” zrealizowało Akson Studio dla Polsatu, zdjęcia kręcono w realnym hotelu na Chmielnej. Scenariusz naprawdę daleko jak na popkulturę wchodził w kwestie zarządzania firmą, zmiany właścicielskie itp. Gdyby był pisany dzisiaj, wcale niewykluczone, że przedstawiałaby też stronę związkową – scenarzyści żyją w świecie kształtowanym przez bieżące dyskusje, nie unikali ich również w tamtej produkcji gdzie wśród gości hotelowych (odrębna linia narracyjna) pojawiały się np. osoby szukające pomocy w chorobie psychicznej. Gdyby ktoś chciał w podobnym trybie robić film „o gazecie” naturalnie chciałby uniknąć bieżących wątków partyjno-politycznych, historia oparta o konflikty kierownictwa i charyzmatycznego związkowca wypełniałaby tę lukę jako rozciągnięty na cały sezon story arc, zaś codzienne tematy dziennikarskie wypełniałby fabułę odcinków. To jest do pomyślenia.

  158. @Awal
    „serial ze współczesnym związkowcem w centrum fabuły to jest właśnie lewicowa popkultura jakiej potrzebujemy”

    Ale do tego potrzebowalibyśmy naturalizowanych Brytyjskich Reżyserów Urodzonych W Latach ’30. Masz jakichś na horyzoncie? Albo oni, albo nieskażeni styropianem millenialsi. Na polskiego defaultowego reżysera średniego pokolenia nie ma co liczyć – taki nakręci albo coś o walce Jana Pawła II z komuną w PRL (boomersi), albo o bohaterskim prezesie korpo użerającym się z roszczeniowym motłochem w III RP (isky).

    Dla zainteresowanego produkcją reżysera-iksa mam nawet scenariusz na komedię z tego gatunku: „współczesny związkowiec” zostaje przedstawiony jako okupujący stołek nieusuwalny cwaniaczek, sypiący piach w tryby podżegacz i posługujący się groźbami intrygant ze słomą w butach, przez którego korpo prawie upada. Na szczęście w ostatniej chwili ktoś wyciąga jego przekręty i buc trafia do więzienia za machlojki i molestowanie (a w międzyczasie ma miejsce seria Zabawnych Biurowych Gagów – ktoś komuś wylewa kawę na łeb, jakiś homo sovieticus wynosi papier z kibla, no i oczywiście obowiązkowy romans prezesa z sekretarką). Pracownikom spadają łuski z oczu, związek upada, dobro wygrywa, happy end.

    „Menadżerowie mają swoje popkulturowe wzorce, które z jednej strony kształtują i usprawiedliwiają ich postępowanie, z drugiej – produkują aurę społecznego szacunku i osłaniają ich działalność przed krytyką”

    That’s how Capitalism works. Producent z reguły sam jest takim Januszem który wykłada forsę, więc nie wypadałoby przedstawić go w złym świetle. Ilu szefów związków zawodowych wykłada miliony na produkcję blockbusterów? No właśnie…

    „Grupowy konflikt interesów załogi i właścicieli/kierownictwa pojawia się w naszych produkcjach sporadycznie, co najwyżej ktoś z zespołu (lekarzy, policjantów, itd.) może mieć osobisty konflikt z szefem”

    No chyba, że akcja dzieje się w PRL i związek Walczy Z Komuną (z Matką Boską w klapie). Wtedy można strajkować.

  159. @monday.night.fever

    Są reżyserzy uprawiający w Polsce kino w stylu Loacha (np. Domalewski), lecz to nie jest ten kierunek – takie filmy, choć potrzebne, nie docierają do szerokiego widza i nie kreują pozytywnych popkulturowych wzorców. Wprowadzenie „dobrego związkowca” do serialu może nastąpić tak samo jak nastąpiło wprowadzenie dobrych gejów, cudzoziemców, ludzi z niepełnosprawnością – decyzja taka może się zrodzić na styku planów zamawiającego (np. komercyjnej telewizji), pomysłów pojawiających się w zespołach scenarzystów oraz wymogów formatu (reżyser jest w tym wypadku fachowym wykonawcą, a nie kreatorem wizji). „Wielki O” wejdzie na ekran bo będzie świeżą, nieograną postacią wpisującą się w klimat światopoglądowy i oczekiwania docelowych widzów. Wszedłszy, może z wielu przyczyn zawieść oczekiwania, lecz może też stać się ikoną, jeżeli trafiony będzie odtwórca roli, czas premiery, ogólny ton serii…

  160. @monday.night.fever

    „„współczesny związkowiec” zostaje przedstawiony jako okupujący stołek nieusuwalny cwaniaczek, sypiący piach w tryby podżegacz i posługujący się groźbami intrygant ze słomą w butach”

    Coś w podobnej tylko ponurej wersji – i z aparatem prokuratorsko – skarbowym zamiast związkowców pokazał nieszczęsny „Układ zamknięty”.

    „W naszej popkulturze światli i sprawczy menadżerowie są jedną z wersji oświeconego inteligenta,”

    Przy czym często pojawiającym się schematem – np. w przypadku serialu medycznego („Na dobre i na złe”) jest koncentracja na jednej grupie zawodowej (lekarzy) a reszta – pielęgniarki, ratownicy medyczni, salowe są postaciami drugoplanowymi.

    natomiast jest jedna ciekawostka. W kinie/serialu policyjnym jednym z powodów popularności „Pitbula” wśród samych policjantów było…nadanie głównym bohaterom realistycznych stopni (czyli: nie każdy był co najmniej komisarzem a więc oficerem, byli też aspiranci) i co ważniejsze – rozgrywanie choć w formie zwulgaryzowanej właśnie konfliktu pomiędzy „górą” (dla której liczyły się statystyki, papierki, muzea i inny PR) a „dołem” czyli policjantami. Natomiast w tym wycinku popkultury jest to wyjątek. Jeśli już występuje konflikt to właśnie z powodów osobistych.

    Natomiast z perspektywy stricte praw pracowniczych – warto zauważyć że traktujący właśnie o nich „Dzień Kobiet” nie dotykał OIDP kwestii związkowych (choć to byłoby naturalne…).

    „Wprowadzenie „dobrego związkowca” do serialu”

    Tu się zgadzam – tylko pytanie ile lat to zajmie? IMHO – trzeba będzie jeszcze trochę poczekać na popkulturę lewicową w treści, taką właśnie ze związkowcami, z lewicowym opisem prowincji, z osobami LBGT wyraźnie widocznymi (a nie pojedynczymi/epizodycznymi). Może twórcy są wśród tych którzy protestują teraz przeciwko homofobusom..?

  161. Chyba, że dzieła podejmie się Patryk Vega – prawdę mówiąc chłopina wykopuje z takich grajdołów, do których nikt nie zagląda, miliony. Zawsze uważałem, że świat mediów, po tych politykach, botoksach i innych tam pitbulach, będzie u Vegi następny.
    To oczywiście żart, ale smutny. Bo jakoś nie widzę tego tak optymistycznie, jak awal, żadnego filmu o związkowcach nie będzie, chyba, że o związkowcach z lat 80., którzy wbrew knowaniom szpicla Lecha obalają komunizm.

  162. Panie kierowniku.
    Jesli ma byc patronite i inne formy finansowania ze strony społeczności, to wypada zadeklarować częstotliwość notek, i tego harmonogramu się trzymać.
    Mijają już prawie 2 tygodnie a tu wciąż pizza i pizza…

  163. @waclaw
    „Jesli ma byc patronite”

    Ale ja wlaśnie nie wiem, czy ma być. To zależy, czy mnie wywalą czy nie. Nadal nie podjęli decyzji (!).

  164. @aldek
    „Chyba, że dzieła podejmie się Patryk Vega”

    …o związkowcach? Jeśli Vega się za to zabierze, wyjdzie coś takiego jak opisałem powyżej – dzielny prezes, związkowe warcholstwo i parę durnych gagów.

  165. „Agora. The movie” Prace koncepcyjne trwają. Mialbym jednak wątpliwości, czy dziś ktoś chciałby oglądać film nakręcony w stylu angielskiego reżysera urodzonego w latach trzydziestych. Może raczej styl Costy – Gavrasa w „Ostrych cięciach”. Ale zakończenie koniecznie jak w „Dr Strangelove”.

  166. @sfrustrowany_adiunkt
    „Tu się zgadzam – tylko pytanie ile lat to zajmie? IMHO – trzeba będzie jeszcze trochę poczekać na popkulturę lewicową w treści,”

    Po co czekać, brać i oglądać! W serialu TVP „Leśniczówka” ekolodzy byli przedstawiani jak awanturnicy bijący bogobojną ludność (patrz odc. 102), tymczasem ostatnio okazuje się, że we wsi będzie prowadzona edukacja ekologiczna (odc. 251)…

    Serio, rzeczywistość wymusi pewne zmiany. Można udawać, że „współczesną Polskę” opisuje wydumany format typu „Pakt” HBO, a można spróbować trafić w oczekiwania prekariuszy dając im postacie konfrontujące się z problemami znanymi im z ich świata.

  167. @vito-slav
    „„Agora. The movie” Prace koncepcyjne trwają”

    Scenariusz musiałby napisać wo, a za reżyserię wziąć się Smarzowski. Inaczej wyjdzie kolejny gniot.

    @Awal
    „można spróbować trafić w oczekiwania prekariuszy dając im postacie konfrontujące się z problemami znanymi im z ich świata”

    Tylko czy ci prekariusze chcieliby to oglądać? Typowy Seba widzi się raczej w roli uberprezesa, a nie zwykłego pracownika czy tym bardziej związkowca (tylko że akurat chwilowo tymi prezesami nie są, bo im postkomuna rzuca kłody pod nogi…). Więc tak, Vega ze swoimi spiskami i Układem jak najbardziej mógłby się wstrzelić w oczekiwania. A lewicowe treści to sobie można ewentualnie pooglądać na HBO, w polskich realiach zostałyby one odebrane jako zupełnie księżycowe. Cóż, lata tresury.

  168. @awal
    „Wprowadzenie „dobrego związkowca” do serialu może nastąpić tak samo jak nastąpiło wprowadzenie dobrych gejów, ”

    Działalność związkowa jest przede wszystkim koszmarnie nudna. To są ciągle te same odpowiedzi na te same pisma. Nic się nie dzieje. Moja sytuacja też jest bardziej nudna niż nieprzyjemna – czekam, aż wreszcie się zdecydują, wywalają czy nie wywalają. To mało kinematograficzne.

  169. @Awal Biały

    „Po co czekać, brać i oglądać! W serialu TVP „Leśniczówka” ekolodzy byli przedstawiani jak awanturnicy bijący bogobojną ludność (patrz odc. 102), tymczasem ostatnio okazuje się, że we wsi będzie prowadzona edukacja ekologiczna”

    Tylko że jednak tematy związane z ochroną środowiska jakoś są jednak obecne, choćby w edukacji szkolnej, więc taki wątek jest nieco mniej drażliwy niż np. postać policjanta – geja (choć w któreś z telenowel Łepkowskiej pojawił się piłkarz – gej więc…). Ale małe kroki to też kroki…

    @monday.night.fever

    „Typowy Seba widzi się raczej w roli uberprezesa”

    Ale klasa ludowa to także adresaci tych wszystkich koszmarnych (realizacyjnie) paradokumentów w których występują też tzw. zwykli ludzie. Telenowele też nie opisują tylko fantazji o byciu w UMC/UC.

    @wo
    „Działalność związkowa jest przede wszystkim koszmarnie nudna.”

    Ale zawsze jest ten problem – nudę trzeba albo przemilczeć, albo udramatyzować. Stąd też np. uwielbiam z kina policyjnego „Line of Duty” za to że kulminacyjnymi momentami są sformalizowane do bólu przesłuchania.
    Zresztą – niedawno zajrzałem na fb Solidarności w Agorze i zauważyłem powtarzające się przypomnienia by nie odpowiadać jeśli pracodawca pyta o przynależność do związku. I to byłby fajny początek głównego „story arc” (zwolnienia grupowe, kryzys etc…) i jednocześnie fajna ekspozycja (delikwent odpowiada że nie należy, dostaje wypowiedzenie – już widz wie jaką rolę odgrywa związek).

  170. Dobrego związkowca, który ratuje firmę przed upadkiem, mamy w tamilskim filmie Mannan (jest to remake, ale chyba bardziej znany niż oryginał). Niestety widać tam też straszny seksizm. Po kilku przeróbkach (usunięciu piosenek itp.) film byłby do zaakceptowania dla polskiej publiczności. Co istotne, związkowiec jest tam ukazany nie tylko jako szlachetny itp., ale również kompetentny – na maszynach i zarządzaniu personelem (jest też chyba głównym mechanikiem) zna się lepiej od pani prezes.

  171. @monday.night.fever
    „Typowy Seba widzi się raczej w roli uberprezesa, a nie zwykłego pracownika czy tym bardziej związkowca”

    Moim adresatem jest typowa Ewelina, junior analyst z korpo, która widziałaby się w roli obywatelki europejskiego kraju, bez testosteronowej walki o byt. Celem nie jest jej natychmiastowa agitacja do związków, ale odczarowanie mitu indywidualnego sukcesu, dostarczenie sposobu widzenia świata, w którym współpraca z podobnymi sobie jest wartością.

    @sfrustrowany_adiunkt
    „Tylko że jednak tematy związane z ochroną środowiska jakoś są jednak obecne, choćby w edukacji szkolnej…”

    Przykładu „Leśniczówki” użyłem tu dlatego, że to miała być flagowa „dobrozmianowa” telenowela TVP Kurskiego, pozbawiona wielkomiejskich miazmatów odziedziczonych w „Klanie” i innych produkcjach. Zaprojektowano w niej idealny PiS-owski świat: polską wielopokoleniową rodzinę, niby prowincjonalną ale z tradycjami, atakowaną przez „obcych”: z jednej strony szemranego beneficjenta transformacji Karcza oraz mafijnego kryminalistę Smiersza (imię sugerujące cień ubecko-bolszewicki), z drugiej strony lewackie hordy nawiedzonych ekologów. I okazuje się, że nawet ta ortodoksyjna wizja musi ewoluować, bo aktualna partyjna doktryna nakazuje łaskawszym okiem spojrzeć na „puchalszczyznę” (tak w czasach stalinowskich określano spojrzenie proto-ekologiczne). TVP przed-Kurska miała epizody bardziej jednoznacznych flirtów z lewicowym spojrzeniem, np. osadzony w środowisku pracowników pomocy społecznej serial „Głęboka woda”.

    @vito-slav
    „Mialbym jednak wątpliwości, czy dziś ktoś chciałby oglądać film nakręcony w stylu angielskiego reżysera urodzonego w latach trzydziestych.”

    Serial jaki sobie wyobrażam nie byłby ani ziarnistym Loachowskim obrazem prowincji (to macie np. w świeżym „Jak najdalej stąd” Domalewskiego), ani reportażem czy instruktażem na temat działalności związkowej. Byłby dość standardową telewizyjną produkcją umieszczoną w środowisku koncernu medialnego, gdzie doświadczony działacz związkowy, mentor i opiekun kolegów z załogi, byłby jedną z centralnych postaci fabuły. Zgodnie z regułami, on się rzeczywiście powinien nazywać Orliński – otwarte przyjazne „o” wspierane przez bojownicze „r” i skojarzenie ze szlachetnym orłem. Jego antagonistą jest szef zarządu Przewrycki, korporacyjny intrygant, wspierany przez Ingę Wegner, redaktor naczelną dziennika, wyniosłą kobietę nieujawniającą emocji, która w kluczowym momencie stanie po stronie pracowników. Oprócz tego cała galeria typów dopasowanych do kontrastowych konfliktów i romansów w różnych konfiguracjach. Realia oczywiście dostosowane do potrzeb dramaturgicznych, nie na odwrót. Typowe streszczenie odcinka byłoby następujące (pisane na szybko, rolą autentycznego szefa zz byłaby konsultacja i poprawki):

    „Napięcie w firmie narasta. Pokrzycki grozi zwolnieniem całego zespołu IT, jeżeli nie ujawni się w nim ten, kto wykradł listę osób planowanych do zwolnień w drukarni. W dramatycznej scenie do czynu kolejno przyznają się wszyscy informatycy. Orliński spotyka się z Wegner i ta zgadza się przekonać Pokrzyckiego do negocjacji. Julian po trudnej rozmowie z żoną Anną postanawia zakończyć romans z redakcyjną koleżanką Martą, jednak niedługo potem odbiera telefon: Marta miała wypadek na fermie w Myciskach, gdzie robiła materiał o wyzysku ukraińskich pracowników. Ewa odwiedza Orlińskiego z prośbą o mediację z Jolą: podczas urlopu macierzyńskiego Joli pociągnęła ich wspólny temat molestowania w teatrze miejskim, bo przecież nie można go było zostawić odłogiem. Wielki O nie widzi dużych szans na zgodę, Ewa powinna się była podzielić autorstwem głośnego reportażu. Wracając do domu, Wielki O zagląda do baru „Blue Night”, niezauważony ogląda występ Pauliny.”

    Paulina, dodajmy, jest oczywiście zbuntowaną córką O, śpiewaczką jazzową dorabiającą gigami disco polo (życiowy autentyk). Z Barbarą, jej matką, utytułowaną uniwersytecką archeolożką, rozwiedli się lata temu, jednak utrzymują dobre stosunki. Archeologia to byłoby otwarcie na demistyfikację mitów „rdzennej polskości”, nawiązanie do europejskiego kontekstu naszej historii (sprzed tysiąca, ale i sprzed stu lat).

    @WO
    „Działalność związkowa jest przede wszystkim koszmarnie nudna.”

    Podobnie jak praca policjanta kryminalnego i lekarza na izbie przyjęć. Serial nie czerpałby soków życiowych z oddanych 1:1 realiów zawodowych, lecz z pełnowymiarowości bohatera. W którymś momencie – oczywiście coraz mocniej odchodzimy tu od inspiracji Tobą i Agorą – pojawiają się przebłyski z jego przeszłości, czarno-białe fleszbeki naparzanek z milicją, w dramatycznym finale trzeciego sezonu, w którym pojawia się odkopany przez stażystkę temat niewyjaśnionej śmierci opozycyjnego studenta w 1986 r., okazuje się że O był wówczas młodym rekrutem po stronie reżimu i niestety pałująca ręka w fleszbekach należy do niego. Praca dla ludzi jako odkupienie win, ciekawiej?

  172. P.S. Napisałem raz Przewrycki, raz Pokrzycki – chyba jednak to drugie. Krzykacz-pokrzywa. Oto przykład istotnych decyzji redakcyjnych, jakie tu się pojawią – nie kwestia, czy komisja rewizyjna może podjąć uchwałę przy braku kworum.

  173. awalu czcigodny, Twój zabawny pomysł serialu zbyt jest jednak TVN-owski, a TVN-owskie seriale biorą teraz w dupsko z tego powodu, że ciągle jeszcze są za cukierkowate. Tu trzeba dać ognia, Vegi tu trza, brutalnego mobingu, wyzysku, no i seksu więcej. To raz. Dwa: brak mi tu osób tła (to jest właśnie to, co widać u Vegi, występują tam nie tylko pierdzący szanelem dyrektorzy i szefowie, ale i normalsi. W redakcjach np. graficy, techniczni, fotografowie (fotografowie! to jest dopiero kopalnia fascynujących odcinków prowadzących wprost to 'wyjazdu na JAKIŚ URYWAJĄCY TYŁEK temat’ który okazuje się nieść w sobie jakąś ważną treść, ot, choćby wieś stojąca murem za księdzem pedofilem, fabularne pokazanie tego przez kolesia robiącego zdjęcia, który był kiedyś ministrantem, i masz te swoje fleszbeki mocne jak diabli, i aktualne kuresko na dodatek, a nie jakieś ZOMO).
    No i trzy – coś, co po prostu w każdej redakcji leży, wystarczy się schylić, czyli polityka.
    Dzwońcie do Smarzowskiego, on mógłby to zrobić, zamykam oczy i widzę Gajosa w roli dziadersa ze styropianu, który ciśnięty przez prezesów godzi się na kurestwa wobec swoich dziennikarzy, których przecież wychował, oj, to mogłaby być rola wielka.
    Ech, rozmarzyłem się.

  174. Smarzu i Vege pokazali by dziennikarzy jako skorumpowanych narko-alkoholików, jest to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje współczesna prasa.

  175. Bohater musi miec osobiste problemy, które dodają głębię do jego postaci, nieważne czy to ma związek z głównym wątkiem czy nie. House był uzależniony od vicodinu, Wielki O mógłby być np uzależniony od gier komputerowych. Budzi się o świcie nad klawiaturą a na ekranie jakaś pikseloza i napis: wake up, O. I widz już nie wie, czy to rzeczywistość czy zwidy po przedawkowaniu grania.

    Rasowy bohater powinien jeszcze działać nieszablonowo, nie przestrzegać regulaminów, naginać zasady. Wydawałoby sie że to powinna być polska specjalność, ale to typowy Hollywood.

  176. @aldek

    Graficy i dział foto tak (przecież piszę o drukarzach i IT).

    Polityka nie, w polskich warunkach realizacyjnych robi się ona na ekranie zbyt campowa. Politykę możesz dobrze pokazać jeżeli stać cię na danie pola aktorom nie tyle do udawania kogoś ze sceny politycznej, lecz do stworzenia własnej autentycznej postaci, którą możemy sobie wyobrazić u władzy. To wymaga czasu ekranowego i rozmachu realizacyjnego jakiego brak w polskich warunkach.

    W mojej umownej koncepcji serialu o „Wielkim O” nie celuję w jakąś określoną estetykę, ona może być TVN-owska lub HBO-owska, natomiast ogólny ton nie powinien być zbyt gorzko-wisielczy, to jest mimo wszystko serial o codziennym życiu w określonym środowisku zawodowym, a nie o zmierzającym ku egzystencjalnej katastrofie dilerze gwiazd. Materiał porównawczy dla tego typu produkcji widziałbym nie w okolicach wspominanych w powyższej dyskusji reżyserów kinowych, co w europejskich serialach o pokrewnej tematyce – popatrzcie na przykład na niemieckie serie „Check Check” (o prowincjonalnym lotnisku) lub „Frau Jordan stellt gleich” (o samorządowej pełnomocniczce ds. równego traktowania) – obie nakręcone w tonie komediowym, pierwsza udana, druga mniej.

  177. @ „Bohater musi miec osobiste problemy, które dodają głębię do jego postaci…”

    Ja jestem chyba jakiś nienormalny, bo wolę seriale (np. kryminały), w których bohater nie jest przygnieciony do ziemi osobistymi problemami. To znaczy, jak zwykły szary człowiek, czasem się pokłóci z żoną lub dziećmi i ma swoje słabostki i śmieszcznostki, ale nie tkwi w nałogu, ma dokąd i do kogo wrócić po pracy i choć nie wszystko mu wychodzi, życie ma względnie dobre i ogólnie nie jest nieszczęśliwy.

  178. @Korba
    „życie ma względnie dobre i ogólnie nie jest nieszczęśliwy”

    To bliska mi wizja, dlatego odkopywanie trudnej przeszłości odkładam na trzeci sezon.

  179. No i wyszło szydło z worka. Awal to Łepkowska. Tzn. jej druga natura. Jedna Łepkowska kręci seriale, a druga siedzi u WO na blogu. Pytanie tylko, która jest która, ale stawiam na to, że w TV robi ms Hyde, a tutaj mamy dr Jekyll. No i drugie pytanie, co się stało, że te natury zaczęły się mieszać i ms Hyde zaczęła przemawiać na blogu zamiast dr Jekyll. Świat się kończy!

  180. @sfrustrowany_adiunkt
    „Ale klasa ludowa to także adresaci tych wszystkich koszmarnych (realizacyjnie) paradokumentów w których występują też tzw. zwykli ludzie. Telenowele też nie opisują tylko fantazji o byciu w UMC/UC”

    Daj spokój, takie rzeczy oglądają emeryci i gospodynie domowe z Mycisk przy prasowaniu. To są produkcje za pięć złotych, które ogląda się jednym okiem w przerwie pomiędzy reklamą Geriavitu i środka na wzdęcia. W tych badzidłach z oszczędności nawet nie zatrudniają aktorów!

    Awal wspomniał o serialu „Głęboka Woda” – zasadniczo nie oglądam telewizji, ale to akurat obiło mi się o oczy: świetny, ambitny serial, bardzo chwalony w branży… którego niestety nikt nie oglądał, bo typowa Karyna z BKŚ (przepraszam, „Ewelina”) woli którąś z polskich parakomedii. Więc nie widzę potencjału. Klasa ludowa nie będzie oglądała nudów o jakimś związkowcu w realistycznym formacie „Głebokiej Wody” – no chyba, że Vega zrobiłby z tego swój typowy przesolono-przesłodzony sensacyjno-pudelkowy szitex z wątkiem Ubeckiego Układu i Kobiet Masy; tak, to miałoby potencjał, ale taka produkcja nic nie wnosi, to będzie kolejny film dla Seby, więc znów znajdujemy się w punkcie wyjścia.

    Polski scenarzysta nie byłby w stanie napisać do Naszego Wymarzonego Serialu scenariusza, a reżyser – wyreżyserować. Nie to, że są tak nieudolni – teoretycznie może i potrafiliby to zrobić, ale mentalnie to wciąż pokolenie Jana Pawła Balcerowicza. Zresztą nawet gdyby się tacy znaleźli, to przecież nikt nie wyłoży na to pieniędzy. A nawet jak wyłoży, to nikt tego nie obejrzy. A nawet gdyby ktoś obejrzał, to nic nie zrozumie, nie spodoba mu się i zapomni. Zamiast rzucać się z motyką na słońce, musimy poczekać aż nakręcą to Czesi albo Rumuni dla HBO.

  181. @bartolpartol

    „Awal to Łepkowska.” – dorobiliśmy się na szczęście szerszej gamy nazwisk (i pokoleń) w tej branży, m.in. z tego powodu nie sądzę, aby produkcja w rodzaju opisanej była czymś nie do pomyślenia.

    @monday.night.fever

    „Głęboka woda” była moim zdaniem po prostu zbyt przygnębiająca. Wymyślona w przed-Kurskiej TVP jako produkt misyjny, solidnie zresearchowana, będzie pewnie z dumą pokazywana przez twórców jako część ich dorobku. Ale lewicowo można również mówić o świecie z mniejszą dozą ciemnych barw. Siedem sezonów „Hotelu 52” było rozrywką, jednak potrafiło pokazać życiowe i zawodowe aspiracje pokojówki czy kucharki równie dobrze jak kierowniczki czy właścicielki hotelu.

  182. @ polska popkultura i związkowcy

    Jest taki film z 2013, bardzo dobry imho: „Dzień kobiet”, reż. Maria Sadowska. WO miał o nim notkę jeszcze na bloksie. Także myślę, że polski scenarzysta/ka i reżyser/ka by dali radę a przedpiścy są zdecydowanie nadmiernie pesymistyczni co do możliwości polskiej popkultury w tym względzie.

  183. @Krasnow

    Obawiam się jednak że jeśli chodzi o polskich filmowców i ich mindset to Sadowska jest rodzynkiem. Cała reszta jest nieuleczalnie dotknięta korwinizmem. Nawet jak ktoś jest w miarę ok z innych względów (np Agnieszka Holland) to już w kwestiach gospodarczych niezaspecjalnie

  184. @janekr
    „Seriale o prasie istnieją.
    Pokazywali u nas to niedawno”

    Z nowszych seriali o prasie papierowej polecam meksykański „Tijuana” na Netfliksie. Dobry, ale dołujący (Meksyk od lat jest na topie pod względem liczby zamordowanych dziennikarzy; w ciągu ostatniej dekady zostało zamordowanych ok. 130 z nich).

  185. @all
    Scenariusza serialu nie trzeba wymyślać („charyzmatyczny związkowiec” – haha Awal robi dobrze jak zawsze), wystarczy go spisać:
    -po kryzysie 2008, do najmniej zorientowanych we współczesnym świecie dziennikarzy dociera, że #UpadekPrasyPapierowej to fakt,
    -najinteligentniejsi uciekają z zawodu,
    -mniej inteligentniejsi okopują się w redakcji (wywalanie innych, na ich miejsce wskakują),
    -cfaniaki zakładają związek zawodowy, który ma chronić ich stołki,
    -najmniej inteligientni wylatują w kolejnych zwolnieniach (a zwolnienia są UWAGA, bo jest #UpadekPrasyPapierowej i zakładanie zwiazków zawodowych tego nie powstrzyma).

    Ale to serial na 1 sezon, z góra 5 odcinków nudy.

    @WO
    „To zależy, czy mnie wywalą czy nie. Nadal nie podjęli decyzji (!)”

    Przecież muszą czekać do poniedziałku – jeśli do wirtualnemedia terminowo (5 października) robiłeś przecieki: muszą 7 dni odczekać na odpowiedź, nic nie mogą wcześniej zrobić.

    To czekamy z ciekawością na ostatni odcinek serialu pt. „Agora robi strefy wolne od Wojtka”.

    {ale związkowcy banują :]

  186. @aron sem
    „Przecież muszą czekać do poniedziałku – jeśli do wirtualnemedia terminowo (5 października) robiłeś przecieki: ”

    To nie ja go zrobiłem (i proszę do mnie bez takiej bezpośredniości). Termin minął im właśnie dzisiaj, ew. wczoraj (wysłali zawiadomienie nocą, więc mógłby być jakiś punkt sporny jeśli chodzi o datę).

  187. „cfaniaki zakładają związek zawodowy, który ma chronić ich stołki,”

    To jest akurat bardzo głupi pomysł. Moje doświadczenie mówi mi, że jeśli ktoś się naprawdę boi zwolnienia, paradoksalnie trzyma się z daleka od związku. To oczywiście nielogiczne, ale tak to właśnie działa – dlatego zresztą ci, którzy się boją, w tej ostatniej minucie dają pracodawcy pisemne oświadczenie „nie jestem w związku i nie chcę mieć z nim nic wspólnego”, bo mają nadzieję, że ten akt lojalności im pomoże. Jest oczywiście odwrotnie, wypowiedzenie dostaną za chwilę.

    W związku działają ci, którzy się nie boją zwolnienia – bo wiedzą, że mają inne opcje.

  188. „W związku działają ci, którzy się nie boją zwolnienia – bo wiedzą, że mają inne opcje.”

    Potwierdzam. Niedawno przechodziłem gehennę znalezienia tych kilkunastu osób które się podpiszą pod założeniem związku w korposie, gdzie na kilkaset osób pewnie z 90% dramatycznie się boi zwolnienia w każdej chwili. Długo się nie dawało, aż znaleźliśmy ludzi z dwóch grup, obu nielicznych: 50+ middle management i millenialsi. Pierwsi są na tyle dobrze ustawieni że nie muszą się bać, drudzy nie mają póki co nic do stracenia więc też się nie boją. Za to typowy 30+, których w tym korposie jest znaczna większość, na hasło związki reagował „a kysz”, mimo że potencjalnie to właśnie oni są przez management najbardziej kopani w dupę.

  189. @embercadero
    „na kilkaset osób pewnie z 90% dramatycznie się boi zwolnienia w każdej chwili”

    I paradoks polega na tym, że właśnie jak jesteś w związku, to nie może być „w każdej chwili”. Każdy ma albo 5 dni roboczych, albo 7 (jak ja) wyprzedzenia. Podczas których można np. uciec na zwolnienie lekarskie, przedłużając to wszystko o miesiąc, albo i więcej. Ja osobiście rzecz jasna nie zamierzam przez niczym uciekać, jakbym był strachliwy, to bym nie zakładał.

  190. Wizję mam taką: zadymiona sala konferencyjna że drugiego końca nie widać, na stole do połowy puste butelki po żytniej, wkoło spoceni panowie w pomiętych garniturach. Trzeci dzień i trzecią noc, bez jedzenia i bez spania jak mówił wieszcz, analizują: to wyebać tego Orlińskiego czy nie.

  191. Seriale o prasie:
    Wiem, nie ta waga, ale w UK oglądałem kiedyś Hot Metal – komedia, o brukowcu. Miło wspominam, choć lata minęły. Ale to raczej o takim ich Fakcie.
    Agora: oczywiście trzymam kciuki za WO, ale tak realnie to nie wiem, czemu niby Agora miałaby się przejmować listą poparcia? Jak się uprą, to zrobią swoje (no i nie mam pańskiego płaszcza). Chciałbym, żeby było tak, jak pisze Awal i inni, że teraz im głupio, nie mają dobrego wyjścia i w ogóle. Ale jakoś tego nie widzę.
    Mam nadzieję, że się mylę.

  192. @wo
    Na wstępie przepraszam serdecznie szanownego Gospodarza za całkowity OT.
    Chciałbym uprzejmie zapytać, czy jest gdzieś w sieci dostępna poniższa dyskusja z udziałem m.in. Gospodarza?
    Wygodne kłamstwa niewygodne prawdy, czyli Lem vs. P.K. Dick i inne fantastyczne teorie spiskowe
    Dyskutanci: Wojciech Orliński, Matusz Pakuła, Łukasz Lamża
    Szukałem na profilu facebookowym Krakowa Miasta Literatury UNESCO i niestety nie znalazłem.

    Przy okazji chętnie bym również posłuchał tej dyskusji z okazji 99. lecia urodzin Lema:
    Obcość, czyli „Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu…”
    Dyskutanci: Łukasz Orbitowski, Jakub „Preppikoma” Palm, Jowita Guja

    Dziękuję, pozdrawiam serdecznie i przepraszam za OT.

  193. @embercadero
    „Trzeci dzień i trzecią noc, bez jedzenia i bez spania jak mówił wieszcz, analizują: to wyebać tego Orlińskiego czy nie.”

    Oczywiście, pomijając to, że raczej omawiają to zdalnie – to faktycznie wygląda na to, że nie mieli z góry przygotowanego planu B na wypadek, gdybym nie chciał porozumienia stron. Czekamy (bo nie tylko ja) na ich decyzję.

    @pewuc
    „tak realnie to nie wiem, czemu niby Agora miałaby się przejmować listą poparcia? Jak się uprą, to zrobią swoje (no i nie mam pańskiego płaszcza).”

    Owszem, ale to jednak byłoby dość oczywiste naruszenie ustawy, więc szykują sobie proces niemożliwy do wygrania. Nie pomogłoby to też realizowaniu celów biznesowych takich jak sprzedaż prenumerat. A co najśmieszniejsze – wyrzucony przewodniczący związku nie przestaje być przewodniczącym związku. Związkowcy mnie demokratycznie wybrali, tylko oni mogą mnie demokratycznie odwołać. Więc co oni właściwie tym ugrają?

    @inuita
    „Chciałbym uprzejmie zapytać, czy jest gdzieś w sieci dostępna poniższa dyskusja z udziałem m.in. Gospodarza?”

    Nie odbyła się, teatr objęto kwarantanną. Teoretycznie przełożono ją na koniec miesiąca, ale sytuacja jest dynamicznie rozwojowa…

  194. @emercadero
    „Wizję mam taką: zadymiona sala konferencyjna że drugiego końca nie widać, na stole do połowy puste butelki po żytniej”

    A ja mam wizję taką: aseptyczne pomieszczenie z butelkami wody mineralnej. Nikt nie wspomina słowem o sprawie pisma do zz. Pokrzycki unika spojrzeń Ingi Wegner, wie że uzbierał u niej punkty karne – teraz ona milczy, bo on jest jeszcze za silny, ale w swoim czasie ta historia niezapowiedziana wróci i przypieczętuje jego upadek (wylot na złotym spadochronie).

  195. @Awal
    „Pokrzycki unika spojrzeń Ingi Wegner”

    Jestem gotów się założyć, że Awal napisał już scenariusz dwóch sezonów i jest w połowie trzeciego.

    Wygląda na to, że prędzej doczekamy się zrzutki na serial Awala niż patronite’a gospodarza.

  196. @bartolpartol
    „Jestem gotów się założyć, że Awal napisał już scenariusz dwóch sezonów…”

    Scenariusz pisze życie. Ktoś fachowy zwrócił mi uwagę, że Inga Wegner powinna się nazywać Inga Wenger – podwójne rymujące się „ng” i tajemniczy kolor wenge. Inga Wenger zatem.

  197. Do Głębokiej wody dodałbym jeszcze Artystów (2016). Mimo #upadekprasypapierowej, jego dramatyzacje trzymają się względnie mocno, bo i upadek to dobry temat, dramatyczny, i potencjał na serialową „watę” w postaci wątków pobocznych kręconych z podejmowanych przez bohaterów śledztw, czy tematów – duży.

    Nie zapominajmy o wątkach komediowych: link to pressgazette.co.uk

  198. @Awal
    W wybitnej, nieodżałowanej grze komputerowej „No One Lives Forever” (brawurowej komedii sensacyjno-szpiegowskiej łączej konwencję Jamesa Bonda i Austina Powersa) pojawiła się niejaka Inge Wagner, głucha jak pień (w sensie muzycznym) śpiewaczka operowa, dama opływowych kształtów w typie pana Zagłoby i agentka złowrogiej organizacji H.A.R.M. Seria zdobyła pewną popularność i miała potencjał, ale zakończyła się po drugiej części, m.in. z powodu skomplikowanych problemów prawnych producenta.
    „The Big O” to z kolei tytuł chińskiej bajki o dużych robotach, zrealizowanej w stylu nawiązującym do amerykańskiego Batman TAS. Amerykanom z Cartoon Network tak się spodobała, że aż sypnęli groszem na produkcję drugiego sezonu. Z trzeciego jednak zrezygnowali, mimo cliffhangera w finale. Nie odmówię sobie przyjemności załączenia muzycznej czołówki, która na amerykańskim DVD musiała zostać zastąpiona inną melodią (ludzie osłuchani łatwo domyślą się czemu). [https://www.youtube.com/watch?v=XA7Xl5CtHRM]
    Innymi słowy, dziwne fluidy i skojarzenia krążą wokół was, towarzyszu. Na waszym miejscu z bardzo uwagą pisałbym każdą scenę ostatniego odcinka w drugim sezonie…

    A tak bardziej na poważnie i co do meritum wątku dyskusji: pomimo zapewnień WO, że utrata pracy byłaby dla niego średnio przykra, nie życzę mu jeszcze rozstania z korpo… ale nie ukrywam, że dzień w którym będę mógł go dodać do listy na Patronajcie (i być może w ramach bonusu poczytać bardziej szczegółowe wspomnienia o paru uśmiechniętych UMC) będzie niewątpliwie dobrym dniem. Cyfrowej Wyborczej nie prenumeruję, konto założyłem, aby przez darmowy miesiąc przeczytać artykuły, które mi poprzednio blokowała mytościana. Spora część z nich napisał właściciel tego blogaska. Wreszcie mógłbym zmonetyzować czytelnictwo.

  199. Taką piękną miałem wizję, już widziałem samego Leona Niemczyka z najlepszych lat w roli przepoconego i zadymionego dyrektora, a wy mi tu ją psujecie jakimś współczesnym, tfu, realizmem 🙂

  200. @bartolpartol
    „Wygląda na to, że prędzej doczekamy się zrzutki na serial Awala niż patronite’a gospodarza.”

    Oni znowu (!) odłożyli decyzję, tym razem do wtorku. Im bardziej odwlekają, tym bardziej trudno traktować ten scenariusz serio (jak to będzie wyglądało w sądzie?). Więc ten mój patronite rzeczywiście robi się coraz bardziej ulotny.

    @piotrkowalczyk
    „A tak bardziej na poważnie i co do meritum wątku dyskusji: pomimo zapewnień WO, że utrata pracy byłaby dla niego średnio przykra,”

    To w ogóle nie byłaby „utrata pracy”. Po prostu przeszedłbym do innej, zapewne lepszej pod każdym względem.

  201. @piotrkowalczyk
    „„The Big O” to z kolei tytuł chińskiej bajki o dużych robotach”

    Dzięki za wgląd w fascynujące obszary gaming culture, jednak jedyna inspiracja do jakiej się przyznaję to chimeryczny Grosse O z powieści Heckmanna i grafik Jörga Remé.

  202. @Awal
    „on się rzeczywiście powinien nazywać Orliński – otwarte przyjazne „o” wspierane przez bojownicze „r””;
    „Napisałem raz Przewrycki, raz Pokrzycki – chyba jednak to drugie. Krzykacz-pokrzywa”;
    „Inga Wenger – podwójne rymujące się „ng” i tajemniczy kolor wenge”

    Dżizas, jeśli polscy scenarzyści zamiast pracować nad postaciami zajmują się takim mambo-dżambo jak „przyjazne o wspierane przez bojownicze r” czy „tajemniczy kolor wenge”, to nic dziwnego, że scenariusze wyglądają jak wyglądają. Niech się przekwalifikują na coachów, a robieniem porządnych seriali zajmą się nasi południowi sąsiedzi.

  203. @monday.night.fever „jeśli polscy scenarzyści zamiast pracować nad postaciami zajmują się takim mambo-dżambo…”

    Ja tam się nie znam, ale coś mi się widzi, że w takim HBO czy innym Netfliksie, to nad nazwiskami głównych bohaterów nowych seriali producenci (a nie tylko scenarzyści) nie raz zastanawiają się dłużej niż spece i specki (jest takie słowo?) z Agorowego HR-u nad wysłaniem osławionego pisma w sprawie dyscyplinarki dla szefa związku zawodowego.

  204. @ monday.night.fever; Korba

    Ja też się nie znam, ale jednak Franz Maurer byłby może mniej przekonujący jako Jan Serce. Chyba też niekoniecznie przebiłoby się „My name is Pond, Jim Pond!”

  205. @Awal

    Czy innym jest podkreślenie pochodzenia bohatera (Iwan Pawluczenko, Wasyl Hucpa, Marian Benesz…), również lokalnego – gdybym kręcił serial o Śląsku, oto przykladowe nazwiska które przychodzą mi do głowy: Rudolf Hertz, Robert Marcińczok, Gerard Wieczorek, Klaudiusz Brus, Hubert Cukier (wspomniana przez Ciebie Inga Werner też wskazywałaby na ten region). A czym innym liczenie „przyjaznych o” i „bojowniczych r” na główce od szpilki.

    Ten „Franz Maurer” miał się chyba kojarzyć z mauserem… więc nie było to „typowe” nazwisko przypadkowo wybrane z książki telefonicznej.

    „Chyba też niekoniecznie przebiłoby się „My name is Pond, Jim Pond!””

    Kwestia przyzwyczajenia. Gdyby 70 lat temu Ian Fleming zaczął pisać książki o Jimie Pondzie, to dziś byś twierdził: „Bond? No nieee, przecież to by się nie przyjęło. My name is James Bond – jak to brzmi!”.

  206. Karen Gillan weszła do amerykańskiej kinematografii za sprawą grania niejakiej Amy Pond w Doktorze Who, można więc chyba przyznać punkt kol. MNF-owi. Onomastyka literacka to ciekawe zagadnienie, ale trzeba też znać umiar: u Pasikowskiego niemieckie nazwiska (które Majmurek kiedyś serio uznał za odwołanie do korzeni polskiego mieszczaństwa) w pewnym momencie przekroczyły granicę autoparodii.

  207. @monday.night.fever

    „Gdyby 70 lat temu Ian Fleming zaczął pisać książki o Jimie Pondzie”

    Też się nie znam ale się odezwę. Raczej nie wybrałby takie słowa na nazwisko. Może powiedzmy Allen czy Cade ? Bo Meyer de Schauensee raczej nie (bezczelnie sprawdziłem listę amerykańskich ornitologów w #enwiki ).

    Faktem jest że poza zupełnie przypadkowymi nazwiskami jednak nawet w polskim kinie/serialu mamy jakiś klucz czy sposób ich doboru. Franz Maurer oprócz skojarzeń karabinowych to też pewne odcięcie się od PRL-u gdzie negatywnym bohaterem często był ktoś z niemiecko brzmiącym nazwiskiem (aczkolwiek mamy też po stronie złych demonicznego Grossa – co też ma znaczenie symboliczne w końcu to herszt grupy przestępczej).

  208. Może doprecyzuję: IMHO imiona i nazwiska (i w ogóle słowa) nie mają jakichś z góry przypisanych właściwości (w szczególności tych rzekomo „przyjaznych” czy „bojowniczych” liter, o których pisał Awal), tylko nabywają konkretnych – czasem skomplikowanych i pokręconych – znaczeń w toku historii. Bo jakiś autor jakoś nazwał bohatera czy jakaś postać historyczna miała jakoś na nazwisko. Chyba czas na argumentum ad Hitlerum: gdyby nie pewien pan z wąsikiem, dziś imię „Adolf” nie wywoływałoby żadnej sensacji i kojarzyłoby się zupełnie neutralnie. Ale historia potoczyła się w taki sposób, że strażak ratujący dzieci z pożaru nie dostanie w niemieckim serialu takiego imienia.

    Oczywiście – imię i nazwisko mogą pośrednio lub jednoznacznie wskazywać na pochodzenie. Np. „Cukierman” kojarzy się jednoznacznie, nawet jeśli autor nie wspomniał słowem o pochodzeniu bohatera. Bohater o imieniu Iwan z amerykańskiego filmu z lat ’80 raczej nie będzie walczył o wolność i demokrację, tylko będzie próbował zdemolować Rocky’ego Balboa (American Dream: nazwisko pokazuje, że nie tylko WASP może zostać amerykańskim bohaterem).

    Powtórzę: gdyby Ian Fleming nadał agentowi imię Jim Pond, dziś byśmy śmiali się z alternatyw („Haha, wyobrażacie sobie naszego Jimmiego 007, który przedstawia się: „my name is Bond, James Bond”? Ależ by była beka!”).

  209. @wo
    Proponowali porozumienie stron? „Szkodnikowi i wichrzycielowi”?
    Co do przewodniczenie po zwolnieniu, to mogą szykować rozwiązanie a la OPZZ (z Szumilewiczem).

  210. @monday.night.fever
    „Gdyby 70 lat temu Ian Fleming zaczął pisać książki o Jimie Pondzie”

    Ale nie zaczął, z rozmysłem wybrał nazwisko amerykańskiego ornitologa (przypadkiem również realnego brytyjskiego szpiega, który rezydował w Warszawie), powody tłumacząc w liście do jego żony [1].

    „Argumentum ad Hitlerum”

    Wbrew zapowiedzi przytoczyłeś argumentum ad Adolfum. Tymczasem Adolf Hitler o mały włos mógł się nazywać Schicklgruber (takie nazwisko pierwotnie nosił jego ojciec). Tłum skandujący „Heil Schicklgruber!”? – tough sell.

    @piotrkowalczyk
    „Amy Pond”

    Nazwisko wybrano z konkretnych powodów (jako odwołanie do relacji z River Song) i oczywiście z czytelnym nawiązaniem do Bonda [2].

    Kochani, pewne reguły co do serialowych nazwisk są faktem. Komisarz Olgierd Halski może i mógł się nazywać Olek Michalski, a jednak uznano że to pierwsze lepiej zidentyfikuje postać nawet mniej zorientowanemu widzowi, który dołącza w trakcie trwania serii. Jak ze wszystkim, można oczywiście przekombinować czy przedobrzyć. Jednak zaniedbać tę kwestię przy konstrukcji postaci byłoby błędem w sztuce.

    [1] link to blog.library.si.edu

    [2]
    link to bbc.co.uk

  211. @MNF

    „Bohater o imieniu Iwan z amerykańskiego filmu z lat ’80 raczej nie będzie walczył o wolność i demokrację, tylko będzie próbował zdemolować Rocky’ego Balboa (American Dream: nazwisko pokazuje, że nie tylko WASP może zostać amerykańskim bohaterem).”

    Zaczynamy trochę wchodzić w #rapiery onomastyczne, ale dobrego Iwana, granego przez samego Arniego masz w „Czerwonej gorączce” (1988), co śmieszniejsze, jego amerykański partner to postać nazwiskiem Ridzik. Balboa zaś był nawiązaniem do Rocky’ego Marciano. Awalowi chodziło raczej o to, że niektóre kwestie estetyczne w języku reguluje fonetyka albo sięgające jeszcze korzeniami prasłowiańszczyny słownictwo. Nie jestem pewien, kiedy powstały takie słowa jak „pokrzywa” i „orzeł”, ale – na szczęście! – przynajmniej ten fragment rzeczywistości nie został urządzony wskutek decyzji Balcerowicza z Reaganem.

  212. @Aron Sem
    “#UpadekPrasyPapierowej”

    Może jednak nie, jesteśmy u progu epoki powszechnych dipfejków – świata, w którym Morawiecki mówi kilkakrotnie w różnych dostępnych materiałach TVP z lipca 2020 r. „Ten wirus jest w natarciu, starsi niech zostaną w domu”, a towarzyszy temu cała automatycznie wygenerowana gama cytowań i komentarzy w źródłach elektronicznych (materiałów wiernie udających autentyczne, choć niekoniecznie dystrybuowanych przez oficjalne strony). Nie mówiąc już o takich drobnostkach jak nagranie Tuska paktującego z Putinem w Smoleńsku i Lecha Kaczyńskiego podpisującego porozumienia sierpniowe. Pomysły jak skutecznie tagować i odławiać masowe dipfejki w sieci są jak na razie mało realistyczne: zakładają powszechną dobrą wolę i współpracę operatorôw, w tym chińskiego rządu i Russia TV, a ponadto pełną transparentność źródeł, w tym sygnalistów i dysydentów. Może się okazać, że korzystanie z jakościowej prasy, i to właśnie najlepiej papierowej, będzie znów odczuwana jako niezbędny nawyk, odciążenie przed elektronicznym światem manipulacji i teorii spiskowych (w którym uczestnictwo stanie się rodzajem imersyjnej rozrywki). Pytanie czy tak się stanie również w Polsce, bo Europa jak we wszystkim podzieli się w tej sprawie na przodujący rdzeń i peryferia.

  213. monday.night.fever

    „IMHO imiona i nazwiska (i w ogóle słowa) nie mają jakichś z góry przypisanych właściwości”

    No, to jest zagadnienie tzw. symbolizmu fonetycznego, które zaprząta uwagę przynajmniej części językoznawców, psychologów (w szczególności tych zainteresowanych początkami i rozwojem języka), a nawet typów marketoidalnych, szukających nazw dla produktów; i wypada nieironicznie powiedzieć, że zdania naukowców w tej sprawie są podzielone. Dobre wprowadzenie do tematu to tzw. efekt/eksperyment kiki-buba (to drugie słowo najczęściej zapisywane przez Internet z anglofrancuska: bouba).

  214. @ Awal „Tymczasem Adolf Hitler o mały włos mógł się nazywać Schicklgruber (takie nazwisko pierwotnie nosił jego ojciec). Tłum skandujący „Heil Schicklgruber!”? – tough sell.”

    Na kiepsko brzmiące nazwisko jest rada – pseudonim. Z tym, że jeśli się ma ambicje, to trzeba się dobrze zastanowić przy wyborze. Np. Josif Wissarionowicz Dżugaszwili mógłby się na przykład kazać nazywać Kokoszkinem. Tylko jakby to później wyglądało na transparentach: Marks – Engels – Lenin – Kokoszkin? Ale ten akurat Joe z Georgii, który później okazał się być wielkim językoznawcą, chyba jednak sądził, że słowa mają znaczenie i nie tylko nie kazał nazywać się oficjalnie Kokoszkinem, ale także Kobą, Iwanowem, czy którymś innym ze swoich konspiracyjnych pseudonimów.

  215. @Korba

    „Na kiepsko brzmiące nazwisko jest rada – pseudonim.”

    Oczywiście, i właśnie ze względu na wysoki mitotwórczy potencjał pewnych słów mieliśmy hitlerowców pod Leningradem i Stalingradem, a nie schicklgruberowców pod Ulianowskiem i Dżugaszwilewem

  216. @James Bond

    Jedno z największym kłamstw w kampanii wyborczej 2015 „Nazywam się Szydło! Beata Szydło!”

  217. @janekr

    Beata Szydło to – podobnie jak np. Marcelina Zawisza – dobre nazwisko do uprawiania polskiej polityki: dystynktywne, „zdecydowane”, „męskie”, choć i formatowalne kobieco, gdy jest taka potrzeba („nasza Beatka”). Moim zdaniem pomogło jego właścicielce osiągnąć polityczną rozpoznawalność, występując pod panieńskim nazwiskiem Kusińska miałaby trudniej. Słabe nazwisko w polityce to np. Malgorzata Kidawa-Błońska: blade, trudne do zapamiętania, nie wywołujące wyrazistych skojarzeń. Oczywiście rozpoznawalność polityka tylko do pewnego stopnia polega na podobnych czynnikach co oglądalność serialu. Analogii nie będę posuwał za daleko. Niemniej jednak gdybym w politycznym thrillerze miał ochrzcić pozytywną postać emanującą kompetencją i spokojem to Adam Bodnar byłoby dobrym wyborem, podobnie jak nie miałbym problemu z nazwiskiem dla postaci ambitnego intryganta, sztyletnika gotowego do skrytobójczego sztychu pod ziobro.

  218. @amplat
    „Proponowali porozumienie stron? „Szkodnikowi i wichrzycielowi”?”

    Yep. I to przy świadkach (a mówiąc ściślej, za pośrednictwem świadków, bo cały czas chcą to załatwić a la klasa wyższa, bez zniżania się do rozmów ze mną), więc się nie wyprą.

  219. @ „I to przy świadkach (a mówiąc ściślej, za pośrednictwem świadków, bo cały czas chcą to załatwić a la klasa wyższa, bez zniżania się do rozmów ze mną), więc się nie wyprą.”

    Kurczę, oni są jak PiS! Z jednej strony bardzo sprawni w zdobywaniu i utrzymywaniu władzy i dostępu do konfitur, no i przy tym nadęci swoją ważnością, a z drugiej strony: nieogarnięci tak, że kadrowa firmy Januszex S.J. złapałaby się za głowę.

  220. @Awal Biały
    Może się okazać, że korzystanie z jakościowej prasy, i to właśnie najlepiej papierowej, będzie znów odczuwana jako niezbędny nawyk, odciążenie przed elektronicznym światem manipulacji i teorii spiskowych (w którym uczestnictwo stanie się rodzajem imersyjnej rozrywki). Pytanie czy tak się stanie również w Polsce, bo Europa jak we wszystkim podzieli się w tej sprawie na przodujący rdzeń i peryferia.

    To już się dzieje. Nie bez powodu sporo treści w dobrej prasie to w zasadzie fact checking innych „doniesień”. Obawiam się jednak, że jest to oferta dla wąskiego grona odbiorców. Takich, którzy rozumieją, że do każdej informacji należy podchodzić sceptycznie, a większości z nich nie są w stanie samodzielnie zweryfikować. A to nie jest przeciętny Kowalski. Jesteśmy więc najpewniej u progu grubego eksperymentu społecznego.

    Przy okazji, na tym blogu pewnie znane, ale:
    link to theguardian.com

  221. > Januszex S.J.

    Dla mnie to był szok. Nie zachowanie Agory, bo to poza wszystkim (nie wiem co się dokładnie odbyło, czy to akcja kadr z upoważnienia, czy była konsultowana z całym zarządem, czy prawnikami zarządu) to jest to spółka która kolejną dekadę nie potrafi ogarnąć że gazeta.pl/wyborcza.pl to idiotyzm, w tym samym czasie wszystkie inne spółki 5 razy zmieniły architekturę portali. Szokiem było, że ktoś Wojtka tak naprawdę serio nie lubi. Tak zapamiętale, żeby przez wszystkie lata zbierać zawsze ostrożne przecież komentarze sprowadzające się do konstatacji faktów, jak ja powyżej. Po to żeby dziś kolegium redakcyjne i Seweryn Blumsztajn wiedzieli „co on o spółce wygadywał”.

  222. @Korba
    „Na kiepsko brzmiące nazwisko jest rada – pseudonim.”

    I dzięki temu nikt nie mówi błogosławiony Alfons Popiełuszko. Lubię tym trollować kolesi od „Margot ma w dowodzie inaczej”

  223. @ „ktoś Wojtka tak naprawdę serio nie lubi”
    Ja oczywiście nie mam pojęcia jak jest naprawdę, ale nie wykluczam, że to jest „nic osobistego”. Po prostu niektórzy menedżerowie wyższego szczebla mają mentalność poganiaczy pracowników magazynów Amazona i najchętniej zadusiliby te roszczeniowe związki zawodowe. W takiej sytuacji próba utrącenia pyskatego szefa związku zdaje się być naturalną reakcją na problemy, z którymi ten związek się kojarzy.

  224. @Korba

    To jak z moim kotem gdy widzi ptaka na parapecie – nie może zrozumieć dlaczego jedzenie ucieka. Taki manago nie może zrozumieć czemu „risors” nie chce być niemy i anonimowy tak jak dobry risors powinien i śmie odpyskowywać jakby był nie wiem kim, człowiekiem?

  225. Z tym wyborem nazwisk to pięknie widać w Iranie. Wojskowi wybierali sobie nazwiska typu Razmara (Razm-ara, „Szykujący walkę”), arystokracja od dawnych tytułów (Mosaddegh as-Saltane – Mosaddeghiem).

  226. @shill
    „Obawiam się jednak, że jest to oferta dla wąskiego grona odbiorców”
    „Na tym blogu pewnie znane…”

    Zobaczymy, jeżeli np. celebryci zaczną zwalczać dipfejki ze swym udziałem jedyną drogą do bramek Lewandowskiego i podobnych treści pierwszej potrzeby może się okazać płatny jakościowy serwis. Nie wierzę też na tym etapie w rzetelne analityczne artykuły pisane przez boty – Guardian pokazał, że algorytm wspierany przez ludzkiego redaktora może zrecyklować istniejące materiały w koherentny sposób, nie wnosząc nic nowego do już sformułowanych ustaleń i argumentów. To może służyć do wykonywania pewnych typów powtarzalnych zadań dziennikarskich np. wyszukiwania zestawu cytatów danego polityka. Na tej samej zasadzie być może dojdzie do zastąpienia komentatorów meczy piłkarskich algorytmicznym syntezatorem, nauczonym wszystkich potrzebnych reakcji na bogatej bazie ustandaryzowanych materiałów. Jednak tam gdzie dane są trochę bardziej heterogeniczne np. pochodzą z kilku różnych formatów lub wymagają kontekstowej oceny ich wiarygodności, algorytmy kompilujące typu Palantir w istocie wciąż potrzebują dużego wkładu RFOP (rooms full of people) i to raczej tak szybko się nie zmieni.

    @royzel
    „Alfons Popiełuszko”

    Przy czym w kraju, w którym bylibyśmy się w stanie dogadać między sobą, nie dziwiłby nikogo ani wybór imienia przez osobę transpłciową, ani historia pierwszego imienia Popiełuszki, które upamiętniało zabitego przez Sowietów AK-owskiego wuja, fakt znamienny biorąc pod uwagę możliwą inspirację lub udział sowieckich służb w nigdy w pełni nie wyjaśnionych okolicznościach śmierci księdza.

  227. w internecie treści dziś nie różnią się od pisanych przez boty; ktoś coś napisze, reszta bezmyślnie tłumaczy i przekleja, automatyzacja tego procesu niczego nie zmieni

  228. @Zwalnianie pracowników
    Taka komedia francuska link to imdb.com
    „Charming thirty-year-old Hanna Belkacem has inherited the gene from her parents: she is unable to say no. And as she is the Director of Human resources of a big firm such infirmity is not without its problems, particularly when she has to fire someone. The only solution she has found to be forgiven is to… get laid with the men she lays off!”

  229. @Michał Radomił Wiśniewski
    „w internecie treści dziś nie różnią się od pisanych przez boty; ktoś coś napisze, reszta bezmyślnie tłumaczy i przekleja”

    Tak to może wyglądać z perspektywy peryferii – przy czym Polska jest raczej półperyferium, jeżeli nas porównasz np. z nędzą medialną w Grecji. W bardziej centralnych krajach media jakościowe funkcjonują inaczej, akcentując nawet mocniej niż dawniej pracę indywidualnych dziennikarzy i ich osobisty stylistyczny „głos” – przykładem np. strona faz.net. Jeżeli z kolei popatrzysz na agregatory jakościowych mediów typu audm.com czy curio.io (wymieniam platformy produkujące podkastową „nakładkę” na dziennikarstwo gazetowe, gdyż wydaje mi się to jednym z przyszłościowych modeli), to widać że treści produkowane w jakościowych gazetach mają szansę na zmonetyzowanie gwarantujące utrzymanie owej jakości. Natomiast jest, jak wspomniałem, pytaniem czy polskie redakcje będą w stanie dołączyć do tego modelu – nie wiem, stały dylemat półperyferium. Bez wątpienia kulturowym barbarzyństwem było zamknięcie platformy blox w sytuacji gdy za chwilę takie platformy z ich historią edycji i komentarzy będą bezcennym źródłem historycznym w powodzi dipfejków.

  230. @Awal
    „Beata Szydło to – podobnie jak np. Marcelina Zawisza – dobre nazwisko do uprawiania polskiej polityki: dystynktywne, „zdecydowane”, „męskie””

    Najlepsze nazwisko do uprawiania polityki to Kaczyński – „dystynktywne k”, „zdecydowane cz” i „męskie ń” po podliczeniu dają wyjątkowo pozytywne wibracje.

    @m.bied
    „to jest zagadnienie tzw. symbolizmu fonetycznego, które zaprząta uwagę przynajmniej części językoznawców, psychologów (w szczególności tych zainteresowanych początkami i rozwojem języka), a nawet typów marketoidalnych, szukających nazw dla produktów; i wypada nieironicznie powiedzieć, że zdania naukowców w tej sprawie są podzielone”

    Wygląda mi to na takie samo mambo-dżambo jak np. socjocybernetyka. Że marketoidy się tym zajmują to mnie nie dziwi, ale co w tym towarzystwie robi Awal?

    Awal
    „Polska jest raczej półperyferium, jeżeli nas porównasz np. z nędzą medialną w Grecji”

    Przynajmniej mieli/mają lewicowe media – u nas mainstream był albo liberalny, albo (dużo rzadziej) prawicowy. „Gazeta Wyborcza” czy TVN nigdy nie miały swoich lewicowych odpowiedników.

  231. @monday.night.fever

    „Wygląda mi to na takie samo mambo-dżambo jak np. socjocybernetyka”

    Ale akurat zarówno właśnie nazwiska, jak i żeby szukać innych obszarów kolory czy inne elementy wizerunku osoby (realnie istniejącej czy fikcyjnej) to jednak nie jest mambo – dżambo (choć łatwo przekroczyć tę granicę). Ale trzymając się nazwisk – to akurat to z Kidawą – Błońską jest od mambo – dżambo dalekie. To faktycznie słabe marketingowo nazwisko – właśnie dlatego że jest długie, dwuczłonowe, ogranicza więc swobodę choćby w doborze materiałów promocyjnych (bo zajmuje miejsce, samo Kidawa brzmi lepiej). Na to nakładają się konteksty – czyli odbiór przez poszczególne grupy wyborców. Nie jest to tak mierzalne jak w naukach technicznych, ale jednak.

  232. @monday.night.fever:
    Pamiętam Tomasza Manna, który pisał, że szukał bardzo „miękko” brzmiącego nazwiska, dla bohatera „Doktora Faustusa” (Leverkühn — można sobie wyobrazić jakie tu „kühn” jest miękkie dla niemieckiego ucha). I może bym nie przesadzał, ale akurat w literaturze pięknej, czy w marketingu, jak najbardziej, nazwiskami się „koduje” pewne cechy.

  233. @monday.night.fever

    „Kaczyński”

    Kaczyński czy też Kwaśniewski to nazwiska do uprawiania polityki takie sobie, zwyczajnopolskie, łatwe do pomylenia. Ale ich nosiciele rozpoczynali kariery wtedy, gdy to nie miało znaczenia – liczyła się pozycja w wąskich gremiach władzy i opozycji. Zaczynaliśmy tę dyskusję od seriali, więc może na nich skończmy – wspomniana „Leśniczówka” zestawia dwie grupy bohaterów: po jednej rodzina Majewskich, po drugiej Karczów – kto jest pozytywny, a kto negatywny? Pewna technika nazewnicza autorów scenariuszy jest faktem, choć można spierać się, ile w niej oparcia o nieświadomy psychiczny mechanizm, a ile odwołania do kulturowej konwencji.

    „Przynajmniej mieli/ mają lewicowe media”

    Które od początku lat 90-tych były dodatkami do gadżetów. Prasa grecka przechodziła kryzys już w czasach, które WO wspomina jako okres bonanzy. To co się w Grecji aktualnie zalicza do dzienników ogólnokrajowych jest w większości na poziomie edytorskim naszej prasy powiatowej.

    Jednak ja widzę jakąś nadzieję dla jakościowych mediów w krajach peryferium. Przetrwają one, jeżeli umiejscowią się jako „bilety wstępu do poważnego świata”. Czytelnik zapłaci za okazję pobycia za ich pośrednictwem wśród wiadomości i tematów faktycznie ważkich, pozbawionych piętna pociesznej prowincjonalności spod znaku Karol Shrugged, ukazujących jego kraj w kontekście realnych światowych trendów i wyzwań. Wyobrażam to sobie w ramach europejskiej sieci redakcji współpracujących przy transgranicznych projektacch watchdogowych i śledczych oraz wykorzystujących agregacyjne formaty typu curio czy longform.org – Europejski prasowy Netflix, mówiąc z grubsza.

  234. Np. gdyby takie hasło wyborcze „Kidawa się nadawa”, zdejmujące ten pancerz ahystokratycznego ą-ę…

  235. @monday.night.fever

    „Wygląda mi to na takie samo mambo-dżambo jak np. socjocybernetyka”

    Pisząc, że zdania naukowców są podzielone, chciałem być uprzejmy; konsensus w psycholingwistyce jest raczej taki, że symbolizm fonetyczny funkcjonuje, a podzielenie zdań dotyczy zakresu jego oddziaływania na poszczególne istniejące języki. (No chyba, że ktoś uznaje psycholingwistykę za mambo-dżambo hurtem, to wtedy oczywiście szanuję przyrodzoną godność jego osoby ludzkiej w tym zakresie, ale już nie pogadam).

  236. @Awal
    „Jednak ja widzę jakąś nadzieję dla jakościowych mediów w krajach peryferium. Przetrwają one, jeżeli umiejscowią się jako „bilety wstępu do poważnego świata”. Czytelnik zapłaci za okazję pobycia za ich pośrednictwem wśród wiadomości i tematów faktycznie ważkich, pozbawionych piętna pociesznej prowincjonalności (…)”

    Jeśli chodzi o rynek prasy polskiej, to już dostrzegam takie zjawisko. Mianowicie mam na myśli Tygodnik Powszechny, który od paru lat zwiększa nakłady. Tego tytułu raczej nie kupuje się po to, żeby kogoś „wesprzeć”, „ratować” czy zrobić komuś „na złość”, ale po to, żeby poczytać ciekawe, w miarę obiektywne analizy (nawet, jeśli publikują tam tak kontrowersyjni publicyści jak Woś). Bo już Polityka z Wojewódzkim sama przyprawia sobie pudelkową gębę. TP co prawda nie ma profilu lewicowego, ale na tle ogólnej mizerii wybija się pozytywnie. Przede wszystkim jak to czytam to mam wrażenie że oni piszą analizy na chłodno, z boku, trochę „po akademicku”, w przeciwieństwie do zaangażowanych i rozgorączkowanych mediów liberalnych czy prawicowej histerii. Mówiąc wprost – wydając te parę złotych mam wrażenie że ktoś traktuje mnie poważnie.

    BTW. Długo czekałem na taki niecelebrycki, niezaangażowany, profesjonalny telewizyjny kanał informacyjny bez tanich dżingli, biedaanimacji, gaci Dody i żonglujących klaunów w studio. Niestety – takie cuda to nie w Bolandzie. Przez pewien czas myślałem, że „Wiadomości” Polsatu zmierzają w tę stronę, ale…

  237. @Awal

    Rozumiem retoryczną przesadę, ale z całym szacunkiem tak źle nie jest. Wewnątrz redakcji może być sajgon, syf i niejasne układy oparte na jeszcze mniej jasnych powiązaniach z władzą, ale to nie to samo co wydawany przez organa samorządu biuletyn reklamowy lokalnych firm i firemek. Poza tym grecki czytelnik ma jednak o wiele więcej możliwości w wyborze dzienników o zasięgu lokalnym i ogólnonarodowym (nawet nie biorąc pod uwagę proporcji wielkości) niż w Polsce. Nawet gazet typu „Nasz dziennik” jest tam więcej. Że o jednoznacznie lewoskrętnych typu spółdzielcza Efimerida ton sintakton czy Αυγή nie wspomnę. Jeżeli tak ma wyglądać kryzys prasy w swym piku to ja chyba wolę takie coś jako czytelnik, niż trzy dzienniki na krzyż.

  238. @mnf „Bo już Polityka z Wojewódzkim sama przyprawia sobie pudelkową gębę.”
    Oho, czy ja dobrze rozumiem, że Polityka jest już całkiem skreślona przez tę – faktycznie głupią – kolumnę Wojewódzkiego, natomiast teksty Wosia, który już dawno opuścił Układ Słoneczny oraz liczne wieści z życia kościoła kat. Powszechnemu nic nie szkodzą?

  239. @wo
    To jest po prostu niewiarygodne. Chciałbym kiedyś poznać meandry rozumowania kadry menedżerskiej dużej korporacji. Może sąd pracy zechce je zbadać (i podzielić się wynikami badań), gdyby, co nie daj Bóg, sprawa musiała się o niego otrzeć. Bo w takich okolicznościach jedynym usprawiedliwieniem długiego postępowania mogłaby być wyłącznie chęć zrozumienia, jaki sprytny plan speców od haerów stał za tą taktyką zwalniania przewodniczącego ZZ.

  240. @sheikh_yerbouti

    Woś to faktycznie wstyd, tu się muszę zgodzić. A co do wieści z życia kościoła, to obchodzą mnie mniej więcej tyle co problematyka kołchozowa na Białorusi. Poza tym TP to katolicyzm raczej papieża Franciszka niż Największego Polaka (choć, oczywiście, nikt tam za żadne skarby oficjalnie nie przyzna się do tego rozdźwięku, ale jest tak *de facto*).

    Oczywiście wolałbym, żeby to towarzysze Orliński i Ikonowicz założyli swój koncern medialny, ale jak się lubi co się nie ma…

  241. @janekr
    „Czy taka forma aby nie uniemożliwia (lub bardzo utrudnia) przyszły proces sądowy?”

    Uniemożliwia. Odrzuciłem. Albo niech mnie zwolnią, albo niech mnie nie zwolnią.

    @ampiat
    „To jest po prostu niewiarygodne. Chciałbym kiedyś poznać meandry rozumowania kadry menedżerskiej dużej korporacji.”

    Ja też. Wielokrotnie tu na blogu pisałem, że nie rozumiem elit (klasy wyższej i wyższej średniej). Niby mówimy tym samym językiem, ale fruwamy w jakichś innych rzeczywistościach. To kolejny przykład. O czym oni w ogóle myśleli – tego po prostu nie rozumiem.

    „jaki sprytny plan speców od haerów stał za tą taktyką zwalniania przewodniczącego ZZ.”

    Zgadując po biegu wydarzeń – myśleli, że da się to wszystko załatwić jakoś po cichu. Ale gdy tylko napiszę te słowa: wracam do punktu wyjścia, kompletnie tych ludzi nie rozumiem. DLACZEGO TAK MYŚLELI??!?!?!?!?

  242. Dlaczego tak mysleli?
    Widocznie zawsze sie udawało, podtykali papier do podpisu, pracownik grzecznie podpisywał i sprawa załatwiona. W koncu zdarzył się taki który nie podpisał, i trzeba to zrobic „by the book”, skonsultować z prawnikami, wysyłać jakieś pisma, dotrzymywać terminów. Przypomnieć sobie co i jak.

  243. @WO
    Dlaczego myśleli tak? Otóż, nie myśleli:

    Jeśli delikwenty pół życia wydają polecenia pracownikom a pracownicy je wykonują, to zaczną czysto instynktownie zakładać, że to Naturalny Porządek Rzeczy. (To optymistycznie zakłada, że uważają pracowników za ludzi). Nie ma za tym żadnej refleksji. Jest lawina danych, że tak jest. A bez aktywnego wysiłku w przeciwną stronę ta lawina zasypie rozsądek. (Zgaduję, że tak działa mechanizm pt. „władza deprawuje”). Wy tu przeceniacie myślenie.

  244. och, słowo „myśleli” to przesada – działali nawykowo, zwykle tak robili, robią i będą robić, oferując wyrzucanym „porozumienie” i tak są przekonani, że to wielki akt łaski, bo przecież w ich idealnym balcerowiczowskim świecie powinno się po prostu wywalać z roboty via email.
    Jeśli są takimi głąbami, to teraz przyjmą taktykę przeczekania, umieszczając red. Orlińskiego w limbo, znów głupio wierząc, że sprawa przyschnie, a red. Orliński zachowa się jak 99 proc. zastraszonych pracowników zachowałoby się w jego sytuacji. Czyli będzie siedzieć cicho w złudnej nadziei, że może wszystkim przejdzie i będzie tak jak było, a na razie ciesząc się z tego, że ma za co żyć.

  245. @WO
    „O czym oni w ogóle myśleli – tego po prostu nie rozumiem.”

    Gdybym pisał scenariusz odcinka, wyglądałby on następująco. Pokrzycki przedstawia zarządowi Kosecką, interim HR menadżerkę, która ma bez sentymentów przeprowadzić zwolnienia w firmie. Pierwszy krok – wyjaśnia Kosecka – to pozbycie się Wielkiego O, nie powinno go być w najbliższym czasie w firmie, bo bruździ, nawet jeśli kiedyś sąd go przywróci do pracy i nawet jeśli cały czas zachowa funkcję w związku (a czy tak naprawdę się stanie, zobaczymy w kolejnych odcinkach: związkowcy mogą otrzymywać różne oferty zawodowe w zamian za „rozsądek” w wyborze swoich władz). Wielki O dostaje pismo, które w opinii jego autorów jest majstersztykiem: zarząd zwalnia przemocowego pieniacza w trosce o dialog społeczny. Niestety, opinia publiczna widzi to inaczej: pismo w obronie związkowca pospisują ludzie z elity miasta (zabawna scena kiedy poeta Zawielski najpierw boi się podpisać pisma, ale gdy słyszy od blefujących młodych związkowców, że podpisał już reżyser Hożyca i krytyk Klatschen, zmienia zdanie i głośno domaga się by go dołączyć na pierwszym miejscu). Widząc pismo, Pokrzycki orientuje się, że sprawa robi się niewygodna i „może uderzyć go bezpośrednio” (to będzie trudno pokazać w serialu, bo zwykli ludzie mają problem ze zrozumieniem tego typu szekspirowskich motywacji, nie uciekniemy przed topornymi ilustracjami: scena ze zrzucaniem papierów z biurka albo waleniem głową w lustro, no chyba że mamy Peszka w roli Pokrzyckiego, on to pokaże mimiką). Na spotkaniu zarządu impas, kolejni członkowie uciekają we frazy typu „Jak wiecie, od początku byłem przeciw”. Inga Wenge przesyła milczące spojrzenie Pokrzyckiemu, zbliżenie na jego spoconą twarz, cdn.

    @olo421
    „Jeżeli tak ma wyglądać kryzys prasy…”

    Dziękuję za szybką korektę, rzeczywiście pisałem zbyt skrótowo. W Grecji problemem nie jest jak u nas malejąca liczba gazet, ale fakt że główne tytuły funkcjonują w ramach medialnego oligopolu obejmującego też media elektroniczne, a inne, niekiedy efemerydalne, były często ekspozyturami magnatów biznesowych, zakładanymi celem dbania o ich interesy np. podatkowe. Co wiązało się z tabloidową stylistyką i gadżetowym rozdawnictwem – popularność w elektoracie jako gwarancja wpływów. U nas takie stosunki mamy niekiedy na poziomie powiatowym. Owszem, masz rację, że trzeba byłoby temat przedstawić szerzej – kryzys przeorał grecki krajobraz medialny, pojawiają się w nim interesujące zjawiska jak wspomniane przez Ciebie gazety operowane przez dziennikarzy. Chętnie poznałbym Twoje oceny, moja opinia o tym kraju jest – nie ukrywam – zapewne obarczona biasem wynikającym z zazdrości o to, jak sprawnie jego elity potrafią pozycjonować swoje interesy w Europie (w przeciwieństwie do naszych).

    @monday.night.fever
    „Tygodnik Powszechny”

    Süddeutsche Zeitung, główny centrolewicowy (bardziej lewicowy niż Wyborcza) dziennik Niemiec i obok Guardiana – Europy, zaczynał jako bawarska gazeta katolicka. TP przechodzi podobną ewolucję, artykuły z cyklu „wczytajmy się w myśl papieża” to organ reliktowy, a Rafał Woś to niestety pomyłka, wynikająca jednak właśnie z poszukiwania lewicowego dociążenia.

  246. Katolicy mówią, że największym zwycięstwem szatana jest przekonanie świata że nie istnieje, największym zwycięstwem kapitalizmu jest przekonanie świata, że władza wygląda tak jak w serialach. I że w ogóle świat przedstawiony jest światem rzeczywistym. Matrix.

    Duże firmy komercyjne są albo organizacjami feudalnymi (we wczesnej fazie rozwoju) albo totalitarnymi (w późniejszej, po odejściu założyciela z wizją albo po wejściu na giełdę). W takiej sytuacji związek zawodowy jest koncesjonowaną opozycją.

    W fazie wczesnofeudalnej organizacja buduje sobie homeostazę, tzn model biznesowy który pozwala jej stabilnie funkcjonować i powiększać wartość udziałów, kiedy ten model zostaje ustalony, ludzie z wizją zostają odsunięci albo odchodzą i do głosu dochodzi „partia władzy”, która ma dwa podstawowe cele: utrzymać status quo i powiększać swoją władzę w tym status quo. Jest to na szczęście powód dla którego wielkie organizacje upadają, bo przy takim zarządzaniu nie da się adaptować homeostazy do większych zmian środowiska zewnętrznego. Są firmy, którym udało się przejść przez takie zmiany paradygmatu, ale zwykle jest to wielki wyrównywacz. Kryterium to działa głównie w firmach działających w branżach o dużej zmienności, takich jak kultura i technologia, dalszy los Google jest dużo mniej pewny od dalszego losu Benckisera czy Nestle.

    Na dyskutowaną tutaj sytuację przekłada się to tak, że omawiane wydarzenia mogą mieć dwa źródła: albo homeostaza jest na tyle zagrożona, że zaczyna się szukać kozłów ofiarnych na których zrzuci się błędy i wypaczenia (publicznością tych działań są akcjonariusze), albo jakieś działania gospodarza zostały odebrane jako zagrożenie dla władzy aktualnej partii władzy.

    Jednym z atrybutów władzy jest kontrolowanie dominującego dyskursu. Aktualne zamieszanie jest prawdopodobnie efektem (ale nie wynikiem, gdyż nie były to działania celowe) niemożności wyjścia z kryzysu bez pokazania słabości władzy — pozostawienie opozycjonisty na miejscu jest przegraną i wejście z nim w otwarty konflikt też. W innych branżach takie sprawy załatwia się tak jak (o ironio) tydzień temu zostało to omówione w artykule „Mobbing w białych rękawiczkach” w weekend.gazeta.pl, ale akurat w mediach byłoby to kontrproduktywne.

  247. @Ojciec Artura
    „Największym zwycięstwem kapitalizmu jest przekonanie świata, że władza wygląda tak jak w serialach”

    Doceniając teoretyczny wykład, nadmienię jednak że władza korporacyjna w serialach nie wygląda tak jak w mojej propozycji. Na ekranie zazwyczaj heroizuje się prezesów, demonizuje pojedyncze „czarne owce” i personalizuje wewnętrzne konflikty, nie ukazując systemowych źródeł napięcia między pracą, kapitałem i menadżmentem. Scenariusz jaki tu przedstawiam, jest też, owszem, uproszczeniem, postacie Pokrzyckiego czy Koseckiej to w istocie amalgamaty, również sukces związku pokazany w konwencji sztubackiej zgrywy nie odpowiada przyziemny realiom. Ale to nie jest seminarium ani instruktaż, tym bardziej nie werystyczna elegia w stylu Loacha czy braci Dardenne. Chodzi o pozytywną w tonie rozrywkę z przekazem: mrówki mogą się postawić mrówkojadom.

  248. @Ojciec Artura
    „W innych branżach takie sprawy załatwia się tak jak (o ironio) tydzień temu zostało to omówione w artykule”

    To nie jest takie znowu „o ironio”. W związku jest wielu redaktorów i dziennikarzy. Część całkowicie jawnie, bo są we władzach, część trochę z ukrycia. Niewykluczone, że będzie teraz wysyp artykułów będących de facto aluzyjnym komentarzem do tej afery.

  249. @awal

    Nie było moim celem krytykowanie snutych tutaj wizji serialu, jeśli tak to wygląda to przepraszam, chciałem się odnieść do czego innego, padło tu m. in stwierdzenie o „lubieniu” gospodarza przez „firmę”. Argumenty z „lubienia” mają rację bytu w firmach i organizacjach feudalnych. Natomiast, wychodząc od efektownej metafory Charlesa Strossa, spółka giełdowa jako zbiorowy organizm wyższego rzędu (Obcy) nie ma żadnej relacji z pojedynczym członkiem umysłu zbiorowego bo są bytami innego rzędu i taka relacja jest niemożliwa jak relacja między psem i pojedyńczą mrówką (piszę psem, gdyż nie jest jasne czy korporacje są organizmami inteligentnymi).

    Oczywiście można mieć jakąś relację z innymi elementami tej zbiorowości (neuronami decyzyjnymi) i jeśli obracamy się w kontekście popkultury to chciałbym wskazać pewien olbrzymi brak jaki w niej występuje. Na potrzeby tego wskazania zapostuluję słuszność Zasady Gervaisa-MacLeoda ( link to ribbonfarm.com ) czyli podział umysłowości ludzi na cztery kategorie. Kategoria czwarta to ludzie, którym konstrukcja osobowości uniemożliwia pracę w korporacji w ogóle (outsiderzy), i ją pomijamy, chociaż jest, być może najliczniejsza. Pozostają przegrywy, frajerzy i psychopaci, chociaż w tej ostatniej kategorii lepszym określeniem byłoby „ludzie władzy”. Istniejąca popkultura pokazuje świat z punktu widzenia trzech dolnych kategorii. Nie ma w niej praktycznie żadnego przekazu z punktu widzenia „ludzi władzy”, co jest zrozumiałe, bo a) ze względu na małą liczebność nie są oni rynkiem, poza tym w zasadzie „swojej” popkultutury nie potrzebują, a poza tym jest to jednak świat zamknięty. Przekładając to na bardziej zrozumiały język, nie ma dzieł pokazujących krok po kroku jak zostać prezesem wielkiej korporacji albo poltykiem klasy Kaczyńskiego (od strony umysłowo-emocjonalnej), stąd też praktyczna ułomność przedstawień świata w tym zakresie. Istnieją pewne opisy tej umysłowości z zewnątrz (wszelkie biografie rekinów biznesu i polityki, chociaż z natury zafałszowane, najbliższa prawdy wydaje mi się „Historia naturalna bogaczy” Conriffa).

    Jest za to w popkulturze mnóstwo przekazów „jak NIE zostać kimś” począwszy od klasycznego „rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady”, co doskonale współgra z celami ludzi władzy, bo oni przecież nie chcą konkurencji.

    Z moich, bardzo ograniczonych, kontaktów w takich kręgach wyniosłem obserwację prymatu dążenia do władzy dla władzy, przy czym ta władza często nie jest widocznie oczywista (i nie chodzi mi o postaci w stylu Kaczyńskiego), polega na przykład na tworzeniu struktur z ludzi absolutnie podporządkowanych, którzy formalnie działając niezależnie, mówią jednak jednym głosem i odruchowo usuwają wszelkie potencjalne zagrożenia, co też może być przyczyną dyskutowanych tutaj wydarzeń, mimo że opisywane doświadczenia umieszczone były społecznie gdzie indziej, gdzieś gdzie nie ma alternatywy znalezienia sobie równie atrakcyjnej pozycji w konkurencyjnej strukturze i pozostaje deklasacja, zwykle do frajerów.

  250. @wo
    „Ja też. Wielokrotnie tu na blogu pisałem, że nie rozumiem elit (klasy wyższej i wyższej średniej). Niby mówimy tym samym językiem, ale fruwamy w jakichś innych rzeczywistościach. To kolejny przykład. O czym oni w ogóle myśleli – tego po prostu nie rozumiem.”

    Trochę nie wierzę że nie rozumiesz. Chyba liczyłeś się z jakimiś konsekwencjami pisania listu w takim tonie i o takiej treści jakie były podane w mediach?

  251. @dude yamaha
    „Trochę nie wierzę że nie rozumiesz. Chyba liczyłeś się z jakimiś konsekwencjami pisania listu w takim tonie i o takiej treści jakie były podane w mediach?”

    Do mediów wyciekło tylko to, co sobie powyrywał HR dla sporządzenia swojego paszkwilu. Ja się od 2 tygodni powstrzymuję od przedstawiania swojej wersji.

    Ale nawet pomijajac to: no to jestem zaskoczony choćby tym, że to się już ciągnie 2 tygodnie, a oni nawet nie potrafią zdecydować, zwalniają mnie czy nie. Jestem zaskoczony tym, że oni liczyli na to, że po czymś takim podpiszę porozumienie stron (itd.). Nie robi to na mnie wrażenia przemyślanej strategii, mówiąc łagodnie.

  252. @Ojciec Artura
    „Nie ma w niej praktycznie żadnego przekazu z punktu widzenia „ludzi władzy””

    Inni pewnie przytoczą różne tytuły filmowe i serialowe, ja jedynie powiem, że Szekspir, człowiek który był na tyle blisko władzy iż nieomal przypłacił to życiem, raczej wiedział co pisze tworząc zniuansowane postacie ludzi władzy, zwłaszcza w „Juliuszu Cezarze” oraz „Antoniuszu i Kleopatrze” (jakie można też obejrzeć w ich filmowych adaptacjach). Zaś być może najlepszym, choć niestandardowym, filmowym obrazem umysłu psychopaty jest Leonard Shelby z „Memento” Nolana – człowiek rekompensujący narzuconym sobie algorytmem swoje nieciągłe postrzeganie rzeczywistości, osiągający, mimo socjalnej ułomności, wysoką sprawność w manipulowaniu otoczeniem.

  253. @wo
    „oni nawet nie potrafią zdecydować, zwalniają mnie czy nie”

    No bo najwyraźniej nie jest to oczywista decyzja, tylko taka która ma swoje konsekwencje i wymaga przedyskutowania w różnych gremiach.

    „Nie robi to na mnie wrażenia przemyślanej strategii, mówiąc łagodnie.”

    Na przemyślane strategie to ogólnie nie ma za dużo miejsca teraz, jest druga fala korony i tak czy inaczej wszystkie plany można wyrzucić do kosza. A nowa osoba odpowiedzialna jest na miejscu od miesiąca i też pewnie wymaga trochę czasu żeby to poogarniać.

  254. @dude yamaha
    „No bo najwyraźniej nie jest to oczywista decyzja, tylko taka która ma swoje konsekwencje i wymaga przedyskutowania w różnych gremiach.”

    Czyli że podjęli decyzję o wysłaniu do związku pisma o zamiarze zwolnienia dyscyplinarnego – a potem nie potrafią podjąć decyzji o wysłaniu właściwego zwolnienia dyscyplinarnego. OK, może Ty więcej wiesz o kierowaniu korporacją, więc dla Ciebie to naturalne. Ja – być może trochę naiwnie – oczekiwałem, że jak już podejmujesz decyzję o wysłaniu pisma A, to masz też przygotowaną decyzję o wysłaniu pisma B. Zaskakuje mnie przedziwny, przedłużający się odstęp między A i B.

  255. @Ojciec Artura
    „Istniejąca popkultura pokazuje świat z punktu widzenia trzech dolnych kategorii. Nie ma w niej praktycznie żadnego przekazu z punktu widzenia „ludzi władzy” (…)”

    No jak to, przecież istniejąca popkultura pokazuje świat właśnie widziany oczami klasy średniej (a de facto wyższej, w którą MC jest zapatrzona). Cała współczesna narracja tworzona jest przez wielki kapitał, który kontroluje nie tylko środki produkcji, ale przez nie również przekaz. Posiada ona władzę polityczną, ekonomiczną, kulturową, a więc kolekcjonuje media i kupuje polityków – to dobrze naoliwiona maszyna, która robi ludziom wodę z mózgu i przekierowuje gniew klasowy na wygodne dla siebie tory. Nie dostaniesz pieniędzy na sfinansowanie blockbustera o związkach zawodowych, za to bez problemu dostaniesz na kolejne badzidło o niesamowicie uzdolnionej (albo zdeterminowanej) jednostce robiącej karierę – nie tyle z powodu niechęci gościa z forsą do tematu, bo oni zarobią na wszystkim co się da, tylko z powodu niechęci samych odbiorców (do kolektywizmu, który najwyraźniej nie jest sexy). Tak nas ukształtował neoliberalizm.

    „nie ma dzieł pokazujących krok po kroku jak zostać prezesem wielkiej korporacji albo politykiem klasy Kaczyńskiego (od strony umysłowo-emocjonalnej), stąd też praktyczna ułomność przedstawień świata w tym zakresie”

    Jest tego pełno, począwszy od poradników (typu „Jak zostałem Billem Gatesem”, „Droga na szczyt”, „The world is yours”) do filmów biograficznych o wielkich politykach. Filmów o biedocie nikt nie robi, bo i kto chciałby to oglądać. Owszem – są opowieści o tym, jak ktoś wskakuje z nizin na szczyt albo jak jakiś ważniak spada na samo dno. Albo o życiu i intrygach polityków/bogaczy, którzy walczą na szczycie o duże stawki. Ale mało jest opowieści o wegetacji na samym dnie (lub w LMC), o ludziach jednoczących się przeciw wyzyskiwaczom, zakładających spółdzielnie, walczących o swoje prawa i pozbawionych tego indywidualistycznego motywu wspinania się po drabince (jeśli już pojawia się jakiś opór antysystemowy, to w kontekście walki zbrojnej, co już jest bardziej cool). A jest tak dlatego, że klasa niższa i średnia są niezmiennie zapatrzone w oligarchów, którzy ociekają złotem i od których bije majestat. Klasa wyższa tak wszystkich podnieca dlatego właśnie, bo jest nieliczna i bardzo wpływowa. W uproszczeniu mówiąc – od diamentów (bardzo rzadkich przecież!) bije blask, a na mijane przy drodze pospolite kamienie nikt nie zwraca uwagi. Bieda nie jest już w żadnym stopniu interesująca, jest wręcz powodem do wstydu, szczególnie w dzisiejszych czasach w których króluje indywidualizm.

    Co ciekawe, wszystkie te opowieści, filmy, poradniki, biografie itp. pokazują sukces jednostkowo, tj. jako dzieło świadomej i uzdolnionej jednostki wybijającej się ponad przeciętność. Wybitnie zdolnej lub pozbawionej skrupułów i dążącej do celu po trupach, whatever. Rzeczywiście – tak właśnie działa dzisiejszy kapitalizm: możesz dołączyć do wygranych, ale nie możesz zmienić systemu; marzeniem Sebixa nie jest wcale zniesienie niewolnictwa, tylko zerwanie *własnych* kajdan i zakucie w nie innych. I nie ma w tym nic dziwnego, bo kiedy dookoła szaleje feudalizm lub kapitalizm, społeczeństwo traci spójność i osuwa się w amoralny familiaryzm; jest to w sumie zrozumiały odruch obronny. A ja chętnie posłuchałbym opowieści o budowaniu wspólnego dobra przez wspólnotę, np. o powojennej odbudowie Japonii czy tworzeniu społecznej gospodarki rynkowej w RFN. To byłoby ciekawsze od historii kariery jakiegoś buca z Doliny Krzemowej.

    „Jest za to w popkulturze mnóstwo przekazów „jak NIE zostać kimś” począwszy od klasycznego „rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady”, co doskonale współgra z celami ludzi władzy, bo oni przecież nie chcą konkurencji”

    Demonstracyjne odrzucenie kariery to tzw. rozwój osobisty, znów bardzo wygodny dla elit. Te Bieszczady czy inna Alaska to jest przecież pochwała indywidualistycznego eskapizmu: i tak nie jesteś w stanie zmienić systemu, wiec – jeśli ci nie pasuje – to się od niego odetnij. Sam. Bo przecież, jak wiadomo z mądrości Thatcher, społeczeństwo nie istnieje.

  256. @wo
    „Ja – być może trochę naiwnie – oczekiwałem, że jak już podejmujesz decyzję o wysłaniu pisma A, to masz też przygotowaną decyzję o wysłaniu pisma B. Zaskakuje mnie przedziwny, przedłużający się odstęp między A i B.”

    Nie jestem w temacie, ale zdaje się pismo A było z 30 września a 5 października był artykuł w wirtualnemedia.pl a dzień później list poparcia, może to miało coś z tym wspólnego?

    Nie obstawiam się za żadną z stron ani nie wartościuję, po prostu chcę wyrazić lekkie anonimowo uosiowe votum separatum wobec tego ogólnego „nie rozumiem korpomenedżmentu” jakie się tu przewija. Takie sprawy nie zawsze są oczywiste i w grę wchodzą rożne interesy, nie mówiąc o codziennym młynku który też nie pozostawia dużo czasu na zgrane, szybkie podejmowanie kluczowych decyzji. Zwłaszcza w tematach o jakiejś PR-owej sile rażenia, bo to co pod kołderką to trochę co innego.

  257. @WO
    Między A i B wystąpiło C, czyli wasze kontrpismo, co uruchomiło D, infighting dynamics w gremium decyzyjnym (niekoniecznie, jak wskazuje kolega Ojciec Artura, tożsamym z zarządem).

  258. @Awal Biały
    „Między A i B wystąpiło C, czyli wasze kontrpismo, co uruchomiło D, infighting dynamics w gremium decyzyjnym (niekoniecznie, jak wskazuje kolega Ojciec Artura, tożsamym z zarządem)”

    Ja bym je jednak nazwał A’, bo po prostu zgodnie z art 32.1 pismo A z automatu pociąga za sobą pismo A’, czyli odpowiedź związku. Niewysłanie pisma A’ oznacza z automatu wyrażenie zgody.

    Ja się więc jak zwykle nie znam na kierowaniu korporacją, ale gdybym kierował, byłoby to dla mnie dosyć proste. Jeśli wysyłam pismo A, to nastawiam się na pismo A’ i już UPRZEDNIO podjąłem decyzję, co zrobię po jego nadejściu. Jeśli wyjmujesz pistolet, musisz być gotowy na jego użycie – albo nie wyjmuj go wcale. Przecież to nie może wyglądać tak, że powiesz „ojejku, przysłali pismo A’, co my teraz zrobimy, ktoś ma jakieś pomysły?”.

  259. @dude yamaha
    „Nie jestem w temacie, ale zdaje się pismo A było z 30 września a 5 października był artykuł w wirtualnemedia.pl a dzień później list poparcia, może to miało coś z tym wspólnego?”

    My nie robimy wycieków, więc nasze pismo A’ w ogóle nie wyciekło. Listy poparcia zresztą też były dwa, jeden publiczny (z zewnetrznymi autorytetami), drugi wewnętrzny. Ten drugi chyba do dzisiaj nie wyciekł. Znasz chyba wierzchołek góry lodowej.

  260. @wo
    „ale gdybym kierował, byłoby to dla mnie dosyć proste. Jeśli wysyłam pismo A, to nastawiam się na pismo A’ i już UPRZEDNIO podjąłem decyzję, co zrobię po jego nadejściu.”

    Inni pewnie przy podejmowaniu decyzji uwzględniają także wydarzenia które zaszły w międzyczasie i być może z tego wynika ta zagadkowa przerwa.

  261. To co napiszę to oczywiście przypuszczenia:

    – Biznes podjął decyzję o zwolnieniu no matter what, szacując że ewentualny spór sądowy jest w perspektywie długofalowej tańszy niż utrzymywanie w firmie wichrzyciela. Poszło pismo A. Była to decyzja biznesowo-zarządcza (jak zmiana dostawcy usługi odbierania śmieci z perspektywą zapłacenia kary umownej po przegranym procesie cywilnym.)

    – W odpowiedzi sprawa została przeniesiona na poziom dyskursu politycznego (władzy, i to nie tylko w kontekście firmy, ale ogólnopolskim) przez list poparcia. List poparcia stanowił utratę kontroli nad dyskursem (czyli utratę symbolicznego aspektu władzy), być może szły za nim też jakieś naciski po linii, powiedzmy, styropianowej. Na pewno Agora nie może sobie pozwolić na popsucie stosunków z luminarzami polskiej kultury, chociaż tego lewara nie należy też przeceniać bo luminarze też muszą gdzieś publikować, żeby coś jeść.

    W tej chwili możliwe są dwa przebiegi tego co się w tej chwili odbywa: a) ścierają się rozmaite poglądy polityczno, biznesowe na temat tego co należy zrobić,

    albo, co uważam za bardziej prawdopodobne,

    b) odbywa się szukanie frajera (w sensie potocznym, nie w sensie Gervais-Macleoda), który podejmie decyzję i się pod nią podpisze, biorąc na siebie za nią odpowiedzialność.

    W organizacji totalitarnej takiej jak korporacja, podjęcie ryzykownej decyzji to jest coś, czego każdy człowiek władzy unika jak ognia. Ich modus operandi polega na robieniu projektów i chwalenia się wynikami, natomiast kiedy trzeba podjąć decyzję, której nie da się ogłosić jako sukcesu, nie ma chętnych bo niezależnie od tego jaka ona będzie, korzyść jest żadna a możliwe szkody (obarczenie odpowiedzialnością za konsekwencje) spowodują zniszczenie kariery.

    Widziałem kilka strategii radzenia sobie w takich sytuacjach: wyjazd służbowy (możliwie daleko i na długo, dopóki ktoś inny decyzji nie podejmie), nie podejmowanie decyzji bo nie, powołanie komitetu czy grupy roboczej która ma decyzję podjąć (coś jak grupowe morderstwo z „Jak zostałem gangsterem”), w innych rodzajach decyzji stosowalne jest jeszcze generowanie podkładek (robimy analizę ryzyka, zatrudniamy zespół ekspertów, kupujemy od Gartnera analizę rynku i wybieramy ten produkt, który jest w odpowiednim kwadrancie), ale tutaj tej metody nie da się użyć. Proszę wybaczyć metaforę (można wyciąć jeśli zbyt dosadna), ktoś tu musi wziąć nagana i załatwić sprawę, albo powiedzieć „odpuszczamy”. Przy czym niezależnie od tego jaka ta decyzja będzie, to że ją podjął ustawia go w kolejce do odstrzału, jako kozła ofiarnego po nastąpieniu konsekwencji.

    Brak decyzji jest też presją, sporo ludzi jej ulegnie, problem rozwiązałby się sam. Być może o to chodzi.

  262. @Dude Yamaha
    „Inni pewnie przy podejmowaniu decyzji uwzględniają także wydarzenia które zaszły w międzyczasie i być może z tego wynika ta zagadkowa przerwa”

    Pewnie tak, ale właśnie to jest dla mnie zagadkowe – jak można było tego wszystkiego nie przewidzieć? Jak można było oczekiwać, że pismo A nie wycieknie? Że uda się zrobić coś takiego po cichu w SPÓŁCE MEDIALNEJ?!?!?!?!?!?!?!?!?

  263. @”jak można było tego wszystkiego nie przewidzieć?”

    Zdolność przewidywania mają tylko wyjątkowi liderzy tacy jak Kaczyński, a ten świat jest pełen byłych liderów których przewidywania się nie sprawdziły. Dlatego przeciętny człowiek władzy nie przewiduje tylko reaguje. Jeśli był jakikolwiek plan to taki: wysyłamy pismo A, jest huczek, ale po dwóch dniach wszyscy zapominają, wysyłamy planowo pismo B, kilka osób się wzburza, Orliński idzie do sądu i wygrywa za 2 lata kiedy to będzie już problem kogoś innego, a przede wszystkim to nikogo nie będzie już obchodziło. Listy(y) poparcia wszystko zmieniły.

  264. w tym scenariuszach i rysowanych schematach brakuje mi fascynującej pogadanki zarządu z Blumsztajnem i kolegami redaktorami, po której to koledzy redaktorzy, zaznajomieni z bezmiarem bezeceństw red. Orlińskiego wyrażając słuszną krytykę postępowań wichrzyciela wskazują jednakże, by go nie zwalniać, gdyż byłoby to zerwanie z etosem Gazety i tam takie.
    No i teraz go prawdopodobnie nie zwolnią jednak, utknie w niej, aż sam odejdzie.

  265. @WO
    „Jeśli wyjmujesz pistolet, musisz być gotowy na jego użycie…”

    Uporządkujmy, plan zarządu – oczywiście nie Agory, lecz firmy medialnej z mojego serialu – wyglądał tak:

    1) wysyłamy pismo A (zapowiedź dyscyplinarki), 2) otrzymujemy pismo A’ (odpowiedź zz), 3) wysyłamy pismo B (dyscyplinarkę), 4) przeprowadzamy zwolnienia w firmie bez brużdżącego WO (Wielkiego O), 5) za jakiś czas zapewne przegrywamy z WO w sądzie, pewnie wypłacamy odszkodowanie, bo raczej sytuacja zajdzie tak daleko, że nie będzie mowy o przywracaniu do pracy. Kosztem ułamka premii zarządu usuwamy problem (nierozsądnego szefa zz). Treść pisma A przygotowuje HR według best practicies już wypróbowanych przy zwalnianiu redaktora Sosnowieckiego z Radia Trojak [1].

    Jednak po kroku A nastąpił niespodziewany zwrot – pojawił się publiczny list poparcia podpisany przez Zawielskiego, Hożycę, Klatschena et consortes (to miałem oczywiście na myśli mówiąc o „kontrpiśmie” – nie, przy całym szacunku, odpowiedź zz). Zarząd wyjął pistolet, a związek zamiast procy pokazał swój. System decyzyjny firmy nie utracił jednak w tym momencie, jak podejrzewasz, sterowności tylko automatycznie przeszedł z „workflow mode” (tj. sekwencji jak wyżej) na „infight mode” – poszukiwanie kozła ofiarnego, co szczegółowo opisuje kolega Ojciec Artura. Niestety, nasza powyższa dyskusja pokazuje, że psychopatyczne motywacje ludzi władzy są przezroczyste dla ludzi „pod władzą”. Co intuicyjnie oczywiste dla mrówkojadów, jest dla mrówek obserwowaniem obcego gatunku. Dlatego one muszą skupiać się na własnych mrówczych celach, propagowaniu współpracy, solidarności i wspólnej obrony. Oraz na propagowaniu tych wartości w popkulturze.

    „Niewykluczone, że będzie teraz wysyp artykułów będących de facto aluzyjnym komentarzem do tej afery.”

    Nie mogę się doczekać. „Myciska. Wójt „któremu nie jest wszystko jedno” mobbował pracownice”, „USA. Skutki absurdalnych decyzji za rządu A. Gore’a”

    [1] Zbieżność zupełnie przypadkowa: link to oko.press

  266. @awal
    „Kosztem ułamka premii zarządu usuwamy problem (nierozsądnego szefa zz). ”

    No właśnie wcale nie. Przecież po zwolnieniu z pracy dalej byłbym szefem zz. Zarząd zwyczajnie i po prostu nie ma kompetencji do odwołania (czy powołania) władz związku.

  267. @aldek
    „Zapytam niedyskretnie może, ale czy jest Pan pewny solidarności swojej Solidarności?”

    Tak. Przecież to nie jest tak, że stanowimy grono zupełnie nieznajomych ludzi, którzy nie utrzymują regularnych kontaktów.

  268. @WO
    Z artykułu zapewne pisanego już przez Twojego kolegę:

    „Dyscyplinarne zwolnienie szefa związku zawodowego działającego w wydawnictwie diecezjalnym nie pozbawiało go oczywiście pełnionej z wyboru funkcji związkowej. Prawnicy kurii mieli jednak w zanadrzu kolejne instrumenty. Pracowników biskupiego wydawnictwa, jacy próbowali konsultować z szefem związku otrzymywane wymówienia warunków pracy oskarżano o „przekazywanie tajemnic handlowych” osobie niezatrudnionej w firmie, z naruszeniem wiążących ich klauzul poufności. Sam szef związku został przez kurię oskarżony o czyny nieuczciwej konkurencji polegające na prowadzeniu działalności związkowej w swoim byłym miejscu pracy, podczas gdy został już zatrudniony w innym wydawnictwie.”

  269. @Awal Biały,
    Z całym, Awalu, szacunkiem, ale sugerujesz, że ekskursje.pl można porównywać do Agory? 😉
    Skoro tak, czuję się uhonorowany jako regularny lurker tego medialnego potentata i oddaję honory Gospodarzowi, Tobie wszystkim tutaj kamratom.

  270. @lupus_yondeboy

    Ośmielam się sugerować, że WO nie ma racji podejrzewając zarząd o działanie bez ładu i składu. To była dobrze zaplanowana ofensywa Steinera.

    Wszystkich przemiłych dyskutantów żegnam do listopada ze względu na… przerwę konserwacyjną.

  271. @awal
    „Prawnicy kurii mieli jednak w zanadrzu kolejne instrumenty.”

    Nasi prawnicy też je mają. Różne rzeczy mówiono o NSZZ „Solidarność”, ale jeszcze nie słyszałem zarzutu, ze ma słabych prawników.

    „Wszystkich przemiłych dyskutantów żegnam do listopada ze względu na… przerwę konserwacyjną.”

    ALEŻEJAKTO, ja ciągle mam nadzieję, że wrócę do normalnego blogonotkowania, jak już zarząd się zdecyduje, B czy Me…

  272. Dobry wieczór, odlurkowywuję się po długiej przerwie.

    Oczywiście o całej sprawie mam liche pojęcie, tyle co wyczytałem z ogólnodostępnych komentarzy, ale czy nie może być tak, że Agora świadomie przeciąga sprawę i utrzymuje zwalnianego w niepewności? W korporacjach już się spotkałem z takim świadomym przeciąganiem zwalniania, zanim przystąpiono do właściwego starcia.

    Tak czy inaczej trzymam kciuki.

  273. @tomek_dursa
    Z tego co kojarzę, to Agora w swoim nieskończonym rozsądku uznała, że chce rozwiązać umowę bez okresu wypowiedzenia (dyscyplinarnie). W takim wypadku mają na to miesiąc od dowiedzenia się o przyczynach (ok, nie sprawdzałem czy pozycja związkowa tutaj czegoś nie przedłuża). Zbytnie zwlekanie może im po prostu zamknąć pewną ścieżkę (pomijając ciągłe straty wizerunkowe – wojna pozycyjna to nie jest coś w co zarząd powinien się wikłać).

  274. @dnl
    „W takim wypadku mają na to miesiąc od dowiedzenia się o przyczynach (ok, nie sprawdzałem czy pozycja związkowa tutaj czegoś nie przedłuża).”

    Nie przedłuża, ale pismo A’ blokuje możliwość zrobienia tego legalnie. Rzeczywiście jednak pismo B powinno nadejść najpóźniej miesiąc od pisma A, acz jak już łamiemy jeden przepis, to czemu się na tym zatrzymać (?).

  275. No to lipa wyszla z tym Patronitem przynajmniej na jakiś czas.

    „Koleżanki i koledzy – z radością informujemy, że zarząd Agory SA wycofał się z zamiaru zwolnienia naszego przewodniczącego. „

  276. No to jest po cliffhangerze – dalej się będzie płacić prenumeratę GW. Gratulacje i powodzenia w kolejnych sezonach serialu „Związkowiec”.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.