Jak bardzo – och jak bardzo! – chciałbym teraz przeczytać komentarz zwolennika PiSu, który miażdząco by mi wykazał słuszność polityki rządu. Ach czemuż ach czemuż redaktor Woś tak się niby interesuje tą ekonomią, tak lubi wychwalać PiS za jego niebywale prześwietlanie słuszne decyzje, a na temat flagowego rządowego programu to ani be, ani me, ani kukuryku.
Kiedy rząd zapowiadał, że zmiany będą „korzystne lub neutralne” dla podatników zarabiających mniej niż „12800 brutto miesięcznie” (czyli 153600 rocznie), to nawet się trochę ucieszyłem, bo zarabiam znacznie mniej. Jako lewak uważam, że jeśli ktoś przekracza ten próg, to faktycznie nie powinien narzekać na podatki, tylko z godnością wypłakać się w studolarówkę.
O swoich zarobkach nie będę wam pisać konkretów, ale możecie je sobie łatwo oszacować. Szkoła jest wprawdzie prywatna, ale nie płaci znacząco lepiej od publicznych (mniej więcej wiem ile się zarabia w publicznych, bo mam znajomych z roku, którzy od 30 lat są wierni naszej wyuczonej profesji).
Jak wielu nauczycieli, mam dodatkowe dochody. W moim przypadku nietypowy jest ich charakter (ksiązki, felietony, spotkania autorskie), ale samo zjawisko jest już typowe.
Typowy warszawski nauczyciel ma jakieś dodatkowe źródło dochodów. Najczęściej są to po prostu korepetycje.
Zwykle na początku roku nie jestem w stanie oszacować swoich przyszłych zarobków. Po prostu nie wiem ile książek się sprzeda, ile będę miał spotkań, czy mi znowu nie zrzucą felietonu.
Mogę tylko powiedzieć, że raczej na pewno nie będzie to 153600. Nie sądzę, żebym w tym roku wyszedł ze stówy bez jakichś mało prawdopodobnych wydarzeń w rodzaju znalezienia angielskiego wydawcy.
Jestem więc dość typowym przedstawicielem klasy średniej. Na pewno nie niższej średniej, ale na pewno też nie wyższej średniej. Czyli teoretycznie słynna ulga powinna mnie uchronić przed stratą, prawda?
Praktycznie moja pierwsza nauczycielska pensja w tym roku była pomniejszona o jakieś 180 złotych. Jak bardzo wzrosną obciążenia od moich fuch honoraryjnych, tego jeszcze nie wiem, bo moje biuro rachunkowe też nic nie wie.
Od pewnego czasu premier obiecuje różne rzeczy w wywiadach, ale przecież podatków nie pisze się na podstawie obietnic z wywiadu, tylko na podstawie ustaw. A do 20 lutego podatnik musi podjąć decyzje typu „działalność? ryczałt? skala? liniowy?”.
Najpiękniejszą obietnicą premiera było wprowadzenie podwójnego systemu podatkowego. Że kto będzie stratny na nowych zasadach (ale zarabia poniżej tego pułapu), będzie mógł się rozliczać według starych zasad. Byłoby super, ale to chyba jednak tylko kolejne kłamstwo.
Słuchajcie, drodzy pisowcy zaglądający na tego bloga. Ja naprawdę CHCIAŁBYM, żeby premier mówił prawdę. Ja chciałbym, żeby ludzie zarabiajacy poniżej stówy rocznie nie byli stratni, no bo sam do nich należę.
A jak już jestem stratny, to chciałbym chociaż wiedzieć, jak bardzo. Ale to też niemożliwe. Tak zwany „Kalkulator Polski Ład” ma serię opcji takich jak ta obrazku.
Skąd u licha mam wiedzieć, czy „korzystam z zasad rozporządzenia”? Jakiego rozporządzenia? Przecież nie sposób z tego skorzystać.
Wygląda na to, że nikt nie pomyślał o banalnym scenariuszu, w którym podatnik pracuje w kilku miejscach na raz. Ileś ma z etatu, ileś z dzieła, a ileś ze zlecenia. Albo w ogóle łączy pracę z działalnością i za fuchy wystawia faktury.
Ale nie wiem, może się mylę. W istocie: bardzo CHCĘ się mylić. Bardzo bym teraz chciał, żeby jakiś zwolennik PiS mnie przekonał, że to wszystko jednak jest dla mnie korzystne albo chociaż neutralne.
W tym całym chaosie jest jedna grupa zawodowa, która z pewnością zyskała na Polskim Ładzie. To zarabiający po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie dziennikarze TVP, menadżerowie państwowych spółek, trenerzy narciarscy pisowskich polityków.
Przy tych zarobkach z pewnością stać ich na ubogacenie portfolio posiadanych nieruchomości o jakąś skromną leśniczówkę czy pałacyk. A wtedy ich podatek spada do zera.
Ach, jak bardzo bym chciał przeczytać komentarz obrońcy PiSu, który będzie przekonywać, że owszem, że uważa to za sprawiedliwe. Że podatki trzeba podnieść pielęgniarce, która dorabia sobie zleceniami – ale obniżyć oligarchom.
A czy na podstawie „paska” jesteś w stanie ustalić, dlaczego pensja była niższa?
Przyznam się, że moja wypłata w lutym była *wyższa* niż w styczniu. O jakieś 3, 4 średnie piwa. Lub 10 byle jakich. Zyskałem więc na Polskim Nieładzie!1oneoneone.
Ale ja pracuję mimo osiągnięcia wieku emerytalnego, więc mam dubeltową kwotę wolną od podatku.
Z drugiej strony umowa zlecenie za styczeń została rozliczona według zasad z zeszłego roku, bez niespodzianek.
Ja zarabiam nieco powyżej tych 150 000 rocznie na etacie plus jakies tam fuchy i mala firma. Placilem ten drugi próg głownie z przyzwyczajenia. Efekt polskiego nieładu jest taki ze dogadalem sie z pracodawca i księgowa ze przechodze na spolke akcyjno komandytowa i beda placil mniej podatku niż ci z najniższą krajową. Bye, bye pisowcy. A jak mi sie nie spodoba to zmienie rezydencje podatkowa. Kraju na razie nie zmienie bo gdzie drugie takie eldorado znajde?.
Przyznam, że mocno zaskoczył mnie ten wpis, jeśli chodzi o kwoty w nim wymienione. Myślałem, że pisanie do największej gazety w kraju i wydawanie popularnych książek daje sporo wyższe dochody.
Zastanawiałem się co znaczy ta czerwona gwiazdka w formularzu. Może to jakiś odsyłacz. Sprawdziłem – to oznacza pole wymagane. Ale bądźmy sprawiedliwi, w opis na początku jest tekst „pozwala wyliczyć wynagrodzenie z uwzględnieniem Rozporządzenia z 7 stycznia 2022 r.,”.
Czyli trzeba się domyśleć, że o to rozporządzenie chodzi w tym pytaniu. Oczywiście tego nie wiem – tylko zakładam. Ale mogę to sobie zakładać w komentarzu na blogu, a nie planując jak się rozliczyć.
@wo
„Jako lewak uważam, że jeśli ktoś przekracza ten próg, to faktycznie nie powinien narzekać na podatki, tylko z godnością wypłakać się w studolarówkę.”
I słusznie. Wg rządu jestem klasa wyższa, straciłem ładnych kilka stówek, ale nawet nie pamiętam ile, i mam na to wywalone. Mam tylko nadzieję, że ta kasa rzeczywiście trafi do służby zdrowia. Co więcej, w przeciwieństwie do absolutnej większości białych murzynów z IT, do których też się zaliczam, jadę sobie na umowie o pracę, bo tak (nie muszę, to mój wybór).
Ponieważ jakoś nie wierzę, że tu przyjdą, to mogę poudawać „zwolennika PiS”, co mi tam. Uwaga, tryb PiS ON:
Cynicznie rzecz biorąc, mamy w zadkach klasę średnią, bo nawet jakbyśmy wam pospłacali jak leci te marne kwadraty w apartamentowcach to i tak wybierzecie PO albo, jak tu zaglądacie, jakieś Razem. Nie interesują nas też nauczyciele, bo oni też na nas nie zagłosują, chyba że wszystkich mianujemy dyrektorami, to wtedy ze strachu, że ich zwolnimy.
Naszym celem jest pani Bronia z Kociuchowic, w której udało się nam obudzić poczucie wdzięczności. Gdyż, wreszcie, może mieć pieniądze na cukierki dla wnunia, a nie musi latać po Bocianach i żebrać o chwilówki. To raz.
Dwa, my zwolenniki PiS, ciągle wierzymy, że z tym Ładem będzie jak z 500+, też na początku był wrzask, że Wenezuela, a koniec końców wyszło nam doskonale.
I trzy – nasz wódz jest doskonale świadom ograniczeń, w których działa. Dlatego od razu wiedział i przewidział, że konstrukcja efektywnego rozwiązania przekracza zdolności naszego rządu i państwa. I dlatego skupił się na głównym celu: emerytka Bronia i ci co mają mniej niż 5k mają zarobić. Reszta – to zniszczenia których i tak nie dałoby się uniknąć.
Tryb PiS OFF
@aldek
„i tak wybierzecie PO albo, jak tu zaglądacie, jakieś Razem. Nie interesują nas też nauczyciele, bo oni też na nas nie zagłosują”
Znam i nauczycieli i ludzi z IT, który głosowali na pis. Jest wiele osób, które głosują na pis, bo pis lubi się z kk, a kk jest najważniejszy.
„Naszym celem jest pani Bronia z Kociuchowic, w której udało się nam obudzić poczucie wdzięczności.”
Ale to nie jest tak, żewiele osób typu pani Bronia też straciło? Nie ma przypadkiem jakiegoś manewru przy rozliczeniach wspólnie z dzieckiem? I paru innych rzeczy? Nie śledzę spraw na bieżąco, bo mi się nie chce, ale mam wrażenie, że sporo biednych też musiało trochę oddać, żeby się zrzucić na bogatych. Jak zwykle.
@trex
„Myślałem, że pisanie do największej gazety w kraju”
Ta gazeta zawsze płaciła gorzej od konkurencji, trochę dlatego, że mamiła prestiżem „największej”, a trochę dlatego, że przez pewien czas faktycznie panowały w niej lepsze relacje interpersonalne, niż gdzie indziej. Pewien kolega, który odszedł do konkurencji i wrócił po pół roku, ujął to lakonicznie „owszem, zarabiałem tam dwa razy więcej, ale mnie codziennie brzuch bolał ze stresu”.
Parę razy proponowano mi przejście do konkurencji (m.in. do „Dziennika”, gdzie poznałbym bliżej red. Wosia) i wiązało się to z kwotami nieosiągalnymi w „Gazecie”. Raz nawet propozycja brzmiała wprost, żebym powiedział ile chcę, to tyle dostanę. Dla mnie jednak fajne relacje międzyludzkie to podstawa, za żadne pieniądze nie chcę, żeby mnie bolał brzuch. Przemyślałem to wtedy gruntownie i odkryłem, że nie ma takich pieniędzy, za jakie chciałbym być kolegą z pracy Cezarego Michalskiego. Po prostu nie ma.
Gdy w Agorze twardą ręką zaczęli rządzić typowi polscy menadżerowie, oczywiście ten argument wyparował, przyszły typowe polskie folwarczne metody zarządzania. Argument z „największej gazety” też trochę już nie ma sensu, kto dzisiaj czyta gazety w ogóle.
W tej chwili mam felieton głównie dzięki temu, że Krzysiek Varga się przeniósł tam, gdzie mu płacą znacznie więcej (mniej więcej wiem ile). Pełnię rolę taniego zamiennika w gruncie rzeczy. Jestem podrabianym Vargą z aliexpress za pół ceny.
„wydawanie popularnych książek ”
Ale ja właśnie nie wydaję popularnych książek. Nie piszę o spoconych przygłupach biegających po boisku ani o jakimś wybotoksowanych cellulitach z instagrama. Piszę o tym, co mnie interesuje – o pisarzach, uczonych, wynalazcach. Tu nigdy nie będzie kokosów, raczej „ciesz się że jesz ciepłe”.
Odnoszę wrażenie, że tam na początku faktycznie był jakiś pomysł na zaostrzenie progresji, ale w pewnym momencie się zorientowali, że na tym ktoś jednak może stracić (no, dziwne) i tych ktosiów może być wystarczająco dużo, żeby wpłynęło na wynik wyborów, więc na szybko wymyślono korektę typu ulga dla klasy średniej.
Do tego boczkiem jakieś „lub pałacyki” i ostateczny wynik okazał się zaskoczeniem dla wszystkich, najbardziej dla twórców Polskiego, ehm, Ładu.
@bartolpartol
„Nie ma przypadkiem jakiegoś manewru przy rozliczeniach wspólnie z dzieckiem? I paru innych rzeczy?”
Więc mam mniej niż 12800 brutto miesięcznie, ale bez bólu brzucha. Też tak wolę jak Gospodarz. Ale i tak mi obcięli. Zaś małej żonce pielęgniarce przybyło jakąś dwukrotność mojego ubytku. 🙂
Ale to nie wystarczy abym głosował na PiS.
@amatil
„Odnoszę wrażenie, że tam na początku faktycznie był jakiś pomysł na zaostrzenie progresji, ale w pewnym momencie się zorientowali, że na tym ktoś jednak może stracić (no, dziwne) i tych ktosiów może być wystarczająco dużo, żeby wpłynęło na wynik wyborów, więc na szybko wymyślono korektę typu ulga dla klasy średniej.”
Są głupkami i sami się zakiwali jak PO swego czasu (PO zawsze bała się wszyskich i wszystkiego, tylko nie biednych). Rezygnacja z odliczania składki zdrowotnej od podatku, duża kwota wolna (żeby tym spod pierwszego progu zrekompensować składkę z nawiązką) oraz przywalenie porządnej progresji podatkowej co 100 tys. dałyby im same korzyści. Biedniejsi by faktycznie skorzystali, średniacy by popłakali i do wyborów zapomnieli, wyższymi średniakami nie ma co się przejmować, poradzą sobie, a swoim bogatym by i tak to zrekompensowali krzywą kasą tak jak to robią teraz. Kolejna stracona szansa na uporządkowanie systemu podatkowego niestety.
Do tego likwidacja liniówki na DG, bo to zbrodnia jest i powrót do „testu przedsiębiorcy”, bo to był bardzo sensowny pomysł.
„Może są drobne niedociągnięcia, ale to nic w porównaniu do złodziejstwa Tuska, oraz grożących nam islamistów”
@bartolpartol
„Biedniejsi by faktycznie skorzystali, średniacy by popłakali i do wyborów zapomnieli, wyższymi średniakami nie ma co się przejmować, poradzą sobie”
Tylko, że tam problem polegał na tym, że im się to średniactwo zaczynało się od 3000 zł netto (przed wdrożeniem ulgi dla klasy średniej) bo od takiego poziomu wyszło im że trzeba podnosić podatki, jeśli ich główny elektorat (emeryci) nie ma płacić żadnych podatków. Oni po prostu, (szydera on) jako ludzie którzy żyją z kapitału oraz z państwowych dotacji (szydera off), nie pomyśleli/nie wiedzieli jak wygląda życie osób, które nie osiągają dochodu wyłącznie z wypłaty z ZUS/Sejmu/Akcji.
Z tego co można poczytać i posłuchać to oni mieli prawdopodobnie braki w analityce i nie byli wstanie policzyć ile to będzie kosztować per podatnik taki jak WO (wiele źródeł), i co ważne, per rodzina. Bo to z rodzin taki hejt jest, jakiś tam urzędnik (np 3/4 służby więziennej jest w plecy) + żona nauczycielka (albo na odwrót) i strata idzie w setki zł.
Po uldze to już był free fall bo się im system rozwalił nie tyle w tych % co po prostu logistycznie. W efekcie Nowy Ład jest korzystny dla osób do 30k rocznie i dla osób które mogą iść na ryczałt (brak kosztów).
A co do zbrodni DG i testu przedsiębiorcy to ja bym był ostrożny bo niezależnie od ideowego oburzenia to warto pamiętać, że tego nie da się wdrożyć realnie w PL warunkach oraz powinno się jednak zastanowić nad przyczynami tego kombinowania. To raczej powinno zmierzać do pogarszania arbitrażu zysków między JDG a etatem by był jak najmniejszy. Jeśli ten przysłowiowy informatyk ma płacić 19+niska składka albo 32+wysoka składka to „test” będzie skuteczny jak komisarz wojskowy w fabryce w stanie wojennym.
Jeśli dobrze rozumiem Morawieckiego to on uważa ze całą DG powinno być docelowo na ryczałcie (czyli de facto liniowy) czyli nie chcą tego ruszać. Ale to oznacza że tylko ktoś pod przymusem (np urzędnik) będzie płacił wg stawek PIT.
Zadania postawione (a może sami sobie takie postawili?) przed twórcami Polskiego Ładu były w istocie karkołomne – zwiększyć progresję podatkową, ale żeby nie nazwać tego wzrostem podatków, zwiększyć wpływy ze składki zdrowotnej – ale żeby większość nie ubyło na wypłacie, zwiększyć wpływy z PIT – ale żeby większość podatników nie płaciła więcej, a i Nasze Tłuste Koty też się wybroniły, ograniczyć preferencje wynikające z JDG – ale żeby przysłowiowi informatycy się nie obrazili, zwiększyć progresję – ale móc jednocześnie „orać lewaków”. Generalnie płacić miała więcej bliżej niezdefiniowana Klasa Wyższa (tzn. zdefiniowana, ale do końca wszyscy myśleli, że ta Klasa Wyższa to jednak ktoś inny). Słowem – jak jednocześnie zwiększyć podatki i prawie wszystkim podnieść pensje netto. Ten układ równań chyba nie miał rozwiązania w dziedzinie liczb rzeczywistych.
Na końcu (prawie), jako piarowa wisienka na torcie, doszły rozważania Naczelnika o cwaniakach oraz teorie stratyfikacji społecznej (klasa średnia od 4500 netto) wygłaszane przez wiceministra Patkowskiego.
Warto przypomnieć, że znane nam PIT-y zostały wprowadzone ustawą z lipca 1991, zaczęły obowiązywać od początku 1992 r, a pierwszy raz trzeba je było złożyć do końca kwietnia 1993 r. Teraz jednak jesteśmy pod rządami wzmożeń, a ludzie wzmożeni nie patrzą na harmonogramy, konsultacje, ekspertów. Liczy się ciąg na bramkę przeciwnika.
Ciekawe, że Polski Ład w zasadzie nie rozprawia się z fikcją większości przypadków JDG – niegdyś, jako skromnego etatowca cierpiącego pod butem progresji, fascynował mnie fakt równoległego funkcjonowania de facto liniowego opodatkowania kontraktu o pracę, możliwości wliczania sobie baaaardzo wielu rzeczy w koszty (etatowiec nawet biletu miesięcznego sobie nie odliczy), nader przyjemnego rozliczania leasingu na samochód – znałem przypadek wliczania w koszty trzech samochodów w rodzinie przy jednej JDG (OK, to się zmieniło przed wprowadzeniem Polskiego Ładu).
Odnośnie twórców Polskiego Ładu – ja rozumiem, że można nie zaimplementować wszystkich opcji, typu przejście na spółkę komandytowo-akcyjną, tricków z rezydencją podatkową ale odnoszę wrażenie, że nie zauważono, że można np. mieć emeryturę i pracować na zlecenie, mieć etat i mieć umowę o dzieło, mieć emeryturę i działalność gospodarczą. Albo i zauważono, ale i tak machnięto na to ręką, gdyż realnym beneficjentem miał być modelowy wyborca PiS – a model zakładał, że ma etat i już. Wszystkie inne kombinacje to są właśnie cwaniackie kombinacje – niech stracą (parafrazując słynne „niech wyjadą” posłanki Hrynkiewicz). Modelowy podatnik, który miał skorzystać był jak idealnie kulisty obiekt, będący ciałem doskonale czarnym i o temperaturze zera absolutnego. W języku korporacyjnym (premier musiał to słyszeć) to się nazywa „helicopter view” – nader pożądany „szeroki ogląd sprawy”, szczegóły są dla smętnych dłubaczy.
Pozwolę sobie też na ryzykowne, inne spojrzenie – może niekoniecznie okiem pisowca, ale raczej „nie popieram, ale rozumiem”. Inicjatorzy Polskiego Ładu byli w pułapce nierealnych oczekiwań wyborców (nie tylko zresztą ich wyborcy mają nierealne oczekiwania). W zasadzie prościej i uczciwej byłoby stanąć przed wyborcami i powiedzieć: „Mój Drogi Elektoracie – pandemia, wzrosły wydatki, sytuacja ochrony zdrowia jest fatalna, usługi publiczne wymagają większych nakładów – chcemy podnieść podatki i składkę zdrowotną, bo jako rząd nie mamy własnych pieniędzy. Jednocześnie uważamy za stosowne bardziej obciążyć wzrostem podatków wyżej zarabiających – i to nie tylko milionerów, ale także korpoludków z apartamentem na Białołęce i Skodą w kredycie. Tych z apartamentem na Powiślu to po prawdziwości obciążymy jeszcze mocniej”. Smutnym paradoksem jest jednak to, że takie stanięcie w prawdzie byłoby katastrofą polityczną dla rządu – a zatem lepiej jest lawirować (zakazane zwroty: „progresja podatkowa”, „podniesienie podatków”). Wypadałoby się teraz zapytać wyborców – i to nie tylko pisowskich – z kogo się śmiejecie i na kogo pomstujecie? Ukaralibyście PiS za jasne postawienie sprawy, to w zamian PiS pokarał was zapętleniami Polskiego Ładu. Chcieliście bajki o pierwszym w dziejach podniesieniu podatków, które podniesie wypłaty – no to macie. Skumbrie w tomacie, pstrąg.
@pb
Tyle że takie stanięcie w prawdzie byłoby katastrofalne dla PiS również dlatego, że oprócz dbania o emerytów muszą oni ścigać się o głosy z Konfederacją, której elektorat podatków jako takich nienawidzi.
@wo
Jako mniejszość pisowska czytająca bloga (chociaż – co powtórzę chyba po raz kolejny – smuci mnie przemiana bloga popkulturowego w polityczny) coś tam mogę naskrobać. To czy szanowny Gospodarz jest stratny okaże się na wiosnę 2023, przy rozliczeniu podatku za 2022. Zakładam, że będzie do przodu, biorąc pod uwagę deklarowane dochody. O tę mniejszą wypłatę zapytałbym osobę zajmującą się płacami w szkole.
Ja sam (pracuję na uczelni) jestem minimalnie do przodu. Jakaś część mojej rodziny wiejsko-małomiasteczkowej (w większości nikt tam kokosów nie zarabia) też jest jakoś do przodu, czasem o 200-300 złotych (w tym emeryci).
Natomiast:
– zdaję sobie sprawę z fatalnego przygotowania tej reformy na wszystkich możliwych poziomach. Co więcej, mógłbym napisać o wiele więcej zarzutów niż jest w notce, ponieważ moja żona pracuje jako księgowa w szkole (zajmuje się też płacami) i od grudnia do końca stycznia walczyła dzielnie z Polskim Ładem. Lista inwektyw, które usłyszałem pod adresem autorów reformy była długa. Tylko, że realnie to fatalne przygotowanie raczej nikogo nie rujnuje (poza nerwami księgowych), chociaż sporo komplikuje. Natomiast osobom rzeczywiście mało zarabiającym daje jakiś bonus (ponownie zdaję się tu na żonę i informacje od niej).
– Jedyny pozytyw, który nie budzi moich wątpliwości to zwiększenie składki zdrowotnej.
I uprzedzając pytania: na PiS nadal będę głosował i akurat Polski Ład niczego tu nie zmienia (ani na plus, ani na minus). Podobnie jak niczego nie zmienia… [I TUTAJ MOŻNA WPISAĆ DOWOLNY ZARZUT STAWIANY DO TEJ PORY PIS]. Choć niektóre rzeczy – co jasne – mnie denerwują. Pisać o nich mi się nie chce, bo musiałbym powtórzyć swoje komentarze z tego bloga sprzed pięciu lat. I mniej więcej wiem jaka byłaby na nie reakcja.
Pozdrowienia dla Gospodarza. Oby książki się sprzedawały, a wpisy popkulturowe pojawiały się częściej.
@Ponury Bankowiec
W sumie bardzo podobnie to widzę.
Polski Ład ani trochę nie ruszył preferencyjnego opodatkowania nieruchomości (wciąż ryczałt 8.5% od wynajmu, a i to jest opcja dla cieniasów którym się nie chce optymalizować) czy dochodów z kapitału (belkowe 19% z zastrzeżeniem jak wyżej), ani żadnych innych rent, a o pałacyk+ nawet nie chcę wspominać. Co mi osobiście wystarczająco wyjaśnia kto tę reformę zorganizował i jaka część społeczeństwa ma się jakkolwiek dorzucać do budżetu państwa: wcale nie klasa wyższa tylko górna połowa średniej.
Nie rozumiem Polskiego Ładu. Pojawił się znikąd po inbie o KPO, ale co robi, po co, i dlaczego się tak nazywa odwrotnie niż Nowy Zielony Ład? Haidt widocznie ma rację, że konserwatyści mają 4 procesy kognitywne a reszta tylko dwa i nie rozumiemy.
W każdym razie nie wygląda ani na podwyżkę ani obniżkę podatków. Budżet na nim traci, ale nie wiele. Spodziewany ubytek dochodów to 80 mld zł w 10 lat. Bardziej widać przesunięcia. Niewielka obniżka dla najmniej zarabiającej przytłaczającej większości i podwyżka dla reszty. Największe są przesunięcia wewnętrzne. Odebranie samorządom i budżetowi centralnemu a dodanie NFZ.
Być może stąd problem. Z konsolidacją składek i podatków w jednolite rozliczenie reformy byłyby łatwiejsze. A tak jedna ustawa polskiego ładu ma 400 stron, a przecież każdy przepis zazwyczaj wymaga komentarza.
Razem z 500+ jest to na pewno reforma zwijająca usługi publiczne. Zapłacą na przykład szkoły. Likwidacja gimnazjów i reforma szkolnictwa wyższego już ograniczyły dostęp do liceów i uniwersytetów.
#Polski Ład
Cóż, mam wątpliwą przyjemność analizy tego „wynalazku”, nie do końca z perspektywy stosowania, tylko takiego, hm, lotu ptaka dla Pewnej Ważnej, Lecz Pomijanej Instytucji. Nie jest dobrze. Wręcz: jest źle.
1/ Całość wygląda, jakby absolutnie nikt nie zajął się taką drobnostką jak analiza struktury zatrudnienia w Polsce, ile osób ma wiele umów lub ile osób świadczy pracę/usługi na poszczególnych rodzajach umów. Tu potwierdzam słowa przedpiśców (szczególnie Ponurego Bankowca) i dodaję od siebie, że nikt nawet nie pomyślał o integracji rozliczania przychodów „kapitałowych” (jak osobno traktowało się kryptowaluty, akcje/ETF/obligacje, TFI i handel walutami tak się je traktuje dalej osobno, co wygląda bardzo mocno bez żadnego sensu – ponadto ich rozliczanie jet pracochłonne, bardziej irytuje podatników niż przynosi realny pieniądz budżetowi, za to uproszczenie tego mogłoby niskim kosztem dla państwa nieco podnieść popularność programu, jak i zmniejszyć pracochłonność procesu).
2/ Technika prawodawcza zastosowana przy produkcji tejże wspaniałej reformy jest, mówiąc delikatnie, mocno ekscentryczna (choćby wzmiankowane rozporządzenie nie za bardzo ma podstawę prawną). A mówiąc bez ogródek: wyraźnie widać, że ustawy są u nas pisane i uchwalane przez osoby wybitnie niedostające intelektualnie do tych zadań.
3/ Sama reforma jest bezcelowa w ujęciu ogólnym: osobiście obstawiam, że przygniatająca większość podatników finalnie zapłaci mniej-więcej tyle samo, co przed wspaniałą reformą, za to niektórzy kasę dostaną wcześniej (nieco wyższe wypłaty netto, nieco niższy zwrot podatku lub większa dopłata), inni później (niższa wypłata, większy zwrot). To nie ma sensu. Żadnego, ani z punktu widzenia szczelności systemu, ani obciążeń ludności.
Polski Ład wygląda mniej-więcej jak skrzyżowanie Czterech Reform Awuesu z pozytywną szajbą ministra Gowina, gdy jeszcze był peowcem pełniącym funkcję ministra sprawiedliwości i „reformował” sądy. Czyli wielkie ambicje niepoparte kompetencjami ambitnych wdrażaczy.
Widzę za to pewną ewolucję pisowskiej myśli gospodarczej: z jednej strony mamy działania systematycznie napędzające inflację (500+, sztuczne nakręcanie akcji kredytowej – przebiliśmy pół biliona złotych w kredytach hipotecznych, Polski Ład), z drugiej strony działania te są coraz bardziej ekscentryczne (500+ zaimplementowano jednak nieco mniej absurdalnie niż Polski Ład), z trzeciej strony najwyraźniej z deadlajnu na deadlajn zmniejszają czas pomiędzy rzuceniem pomysłu a wykonawstwem.
Nie skończy się to dobrze, ponieważ powoli zbliżamy się z inflacją, stopami, sytuacją budżetową oraz oczekiwaniami społecznymi do momentu, kiedy staniemy przed wyborem: albo poświęcamy złotówkę i w konsekwencji społeczeństwo w wyniku dwucyfrowej inflacji (nie podnosimy stóp procentowych), albo poświęcamy hipoteki i w konsekwencji społeczeństwo w wyniku dwucyfrowych stóp procentowych (podnosimy stopy procentowe). Oba scenariusze mają pewne pozytywy (koniec władzy PiS czy to przez wybory, czy przez niekontrolowane i szerokie protesty), przesłaniane jednak przez negatywy (nieuniknione problemy gospodarcze o raczej bardzo odczuwalnej skali dla klasy pracującej – w obu scenariuszach najbardziej oberwie stereotypowi wyborcy PiS, czyli emeryci i pracujący w sektorze prywatnym ludzie w średnim wieku z kredytem hipotecznym na 250 tysięcy za dwu-trzypokojowe mieszkanie).
Największym zaś negatywem może być to, że po PiS przyjdzie albo liberalne skrzydło PO/KO rekonstruujące czasy Balcerowicza, albo jacyś „trybuni ludowi” w rodzaju Agrounii+ (a w tym pluie mogą się pojawić bardzo nieciekawe postacie).
@konduktor motor: ale właściwie jakie pozytywy widać w rządach PiS? Odwróćmy pytanie z „co musieliby zrobić, żeby stracili poparcie konduktora” na „czemu w ogóle mają poparcie konduktora”. Poza nieszczególnie trzymającą się kupy propagandą grającą na emocjach pewnej części społeczeństwa ciężko znaleźć cokolwiek, co mogłoby kogokolwiek zachęcić do ich popierania
Polski ład jest powtórką z zamieszania jakie było przy wprowadzaniu ulgi dla młodych. Zmiany przygotowane fatalnie, chyba bez jakichkolwiek konsultacji z praktykami, wątpliwości wyjaśniane po czasie, korygowanie kwot z poprzednich miesięcy. Patrząc z punktu widzenia oprogramowania które ma to naliczać – było to podobnie zagmatwane Polski ład. Niektóre programu nie poradziły sobie z tym i trzeba było ręcznie korygować kwoty w rozliczeniu rocznym. Ale dotyczyło to tylko jednej grupy podatników i nie było takie medialne jak to co teraz.
> Całość wygląda, jakby absolutnie nikt nie zajął się taką drobnostką jak analiza struktury zatrudnienia w Polsce, ile osób ma wiele umów lub ile osób świadczy pracę/usługi na poszczególnych rodzajach umów.
Podobno wykonano model mikrosymulacyjny na podstawie scalonych baz PIT i ZUS co naturalnie samo z siebie uwzględnia dorabianie i zbieg umów. Zresztą krytycy mówią, że rząd zapomniał o „600 tysiącach osób”, a ta liczba jest dziwnie specyficzna i może pochodzić tylko z rządu.
Przepraszam za komentarz pod komentarzem, ale komentarza z 23:12 nie widziałem.
@❡
#konsolidacja składek i podatków.
O ile zgadzam się, że należałoby dokonać konsolidację w obu grupach, ale niekoniecznie konsolidowałbym podatki ze składkami w jednolitą daninę, choćby z powodów podnoszonych przez nauki prawne (składki wiążą się ze świadczeniem na rzecz obciążonego składami, podatki formalnie nie) co w praktyce mogłoby się w naszych warunkach skończyć na demontażu finansowania ochrony zdrowia (dać im mniejszy kawałek tortu z pieniędzy zebranych z jednolitej składkopodatki wydaje się łatwiejsze do przepchnięcia opinii publicznej niż zmniejszanie składki zdrowotnej).
Na pewno byłbym za konsolidacją składek czysto-ZUS-owych poza składką chorobową i na Fundusz Pracy w jednolitą składkę emerytalno-rentową (jak też skonsolidowanie emerytury i renty z tytułu niezdolności do pracy w jednolite świadczenie), a składki chorobową i na Fundusz Pracy skonsolidowałbym w jednolitą składkę od braku pracy. Świadczenia z tytułu zwolnienia lekarskiego i obecny zasiłek dla bezrobotnych skonsolidowałbym w jednolite, zależne w wysokości od zarobków świadczenie (w wypadku choroby trwające do momentu powrotu do pracy po chorobie, a w wypadku bezrobocia na jakieś trzy miesiące – obecna konstrukcja zasiłku dla bezrobotnych nie wiadomo czemu służy, bezrobotny otrzyma coś koło sześciu tysięcy przez pół roku i nie wiadomo co ma z tym zrobić, ani to na czynsz nie starczy, ani na jedzenie, a też nie widać by było powiązane z czymkolwiek obejmowalnym ludzkim rozumem).
W zakresie podatku dochodowego mam podejście mocno idealistyczne: uważam, że PIT w ogóle nie powinno być za wyjątkiem Belki (bez progu) i jednolitego podatku od zysków kapitałowych (z progiem, dosyć niskim – powiedzmy 10 tysięcy rocznie, żeby niedzielny wilk z ulicy sezamkowej nie składał PIT-u, ale żeby zawodowe pasożyty rynku finansowego coś płaciły od zysku z handlu akcjami). Powstałą dziurę w przychodach państwa łatałbym wyższym VAT-em, akcyzą i CIT-em (nie pieściłbym się tutaj za bardzo, jako palacz i okazjonalny popijacz alkoholu nie oburzyłbym się nawet na 200% akcyzę na używki, a jako konsument na jednolity w UE 40-50% VAT na co bardziej fikuśne artykuły) oraz rozsądnym cięciem wydatków państwa (tacy katecheci nie powinni mieć pensji fundowanych z podatków, nie i już), racjonalnie wyższymi składkami na ubezpieczenie społeczne oraz pewnymi nowymi podatkami (bezwzględny i progresywny kataster). Nierealne, ale pomarzyć zawsze można.
@❡
Jeśli był model mikrosymulacyjny to tym gorzej bo by to oznaczało że w oryginalnym planie (przed rejtanem Gowina) świadomie chcieli ciąć ludzi poniżej średniej krajowej (3000 zł netto) czyli cały przemysł, górników czy urzędników.
@konduktor motor
Czytają wpis i Pańską puentę o PIS nie mogę się pozbyć uczucia zadziwienia, że nawet w kwestie podstawowe, jak to ile będzie Pan miał wypłaty, zbywa Pan wzruszeniem ramion. Bo jeśli rzeczywiście wyborców PiS sprawy podstawowe, bytowe, wręcz biologiczne nie interesują to sprawa PISu wchodzi w rejony metafizyki.
„Sama reforma jest bezcelowa w ujęciu ogólnym: osobiście obstawiam, że przygniatająca większość podatników finalnie zapłaci mniej-więcej tyle samo, co przed wspaniałą reformą, za to niektórzy kasę dostaną wcześniej (nieco wyższe wypłaty netto, nieco niższy zwrot podatku lub większa dopłata), inni później (niższa wypłata, większy zwrot). To nie ma sensu. Żadnego, ani z punktu widzenia szczelności systemu, ani obciążeń ludności.”
Z ust mi kolega tego komenta wyjął. To jest pierwsza „reforma podatkowa” czysto PR-owa poleagająca na tym że będzie się o tym mnóstwo mówić i mnóstwo obiecywać tak by każdy (z interesującego ich elektoratu oczywiście) był zadowolony i miał poczucie że zyskał. A naprawdę by na koniec dnia pozostało mniej więcej to samo z dokładnością do nieistotnych fluktuacji. Z tym że taki to był chyba zamysł, ale w pewnym momencie niewątpliwie wysmykło się to spod kontroli i mesydź w społeczeństwo poszedł cokolwiek odwrotny.
BTW: wszyscy znani mi osobiście emeryci są na chwilę obecną stratni. Nie jakoś bardzo wiele ale stratni. Ale być może to specyfika warszawska (stosunkowo wysokie emerytury)
„sprawa PISu wchodzi w rejony metafizyki”
Zawsze tam była i nigdzie indziej.
@Obywatel i metafizyka PiS-owska. No przecież zawsze tak było. Wszyscy wyborcy PO, których znam, dostawali i dostaną w tyłek na ich rządach. Tęgim batem i nawet z efektem odłożonego siniaka na stare lata (emerytura głodowa) a i tak będą gardłować za Tuskiem do ostatniego tchu. Tak działa polityka, co się poradzi.
Zgadzam się z @konduktor, że ostateczny efekt tego, czy się zarobi czy straci będzie można podliczyć po złożeniu zeznania. Dodam dwie uwagi. Pierwsza, psychologiczna. Jak kto zarobi, to niespecjalnie zauważy, bo raczej zeznań ze sobą się nie porównuje, a wypłaty dawno wydane.
Druga, życiowa: wtedy to dopiero będzie bajzel, dobry Boże.
Bajzel to już jest i robi się coraz większy, co jest dość ciekawe jak na partię, której elektorat ceni sobie porządek. W przypadku polskiego ładu przynajmniej wszyscy są zgodni co do tego, że na razie do końca nie wiadomo co i jak. Gdzieniegdzie jest gorzej, bo dwa ministerstwa potrafią odmiennie interpretować jedną sprawę i oba mogą być przekonane, że to one interpretują ją poprawnie.
Ale nie ma się co dziwić konduktorowi. PiS przynajmniej deklarował jakieś programy społeczne. Większość z nich samozaorał, ale nie słyszałem, by ich główna konkurencja polityczna korzystała z tego na zasadzie „my mieszkanie plus dowieziemy”. Można się domyślać, czy takich deklaracji nie było, bo opozycja jest zwolenniczką polityki mieszkaniowej, która przerzuca różne ryzyka na maluczkich (i te ryzyka powoli nam się teraz zaczynają materializować), czy też zwyczajnie dba o dobrostan polskich wydm. PiS najwyraźniej w oczach jego elektoratu póki co nie niszczy kraju aż tak mocno, by głos na taką opozycję był wart rozpatrzenia. Poza tym zdaje się, że konduktor klika z okręgu wyborczego pana Dyducha.
@konduktor
„To czy szanowny Gospodarz jest stratny okaże się na wiosnę 2023, przy rozliczeniu podatku za 2022. Zakładam, że będzie do przodu,”
Czyli to taki test marshmallow, którego gospodarz nie zdał.
Zresztą, może i będzie nominalnie do przodu, przy dwucyfrowej inflacji.
Mam wrażenie, że w Polskim Ładzie jedna rzecz wyszła zgodnie z (prawdopodobnymi, choć niewypowiedzianymi na głos) założeniami – uwalenie samorządów. Ich wpływy z PIT dramatycznie spadają z dwóch powodów: 30 tys. kwoty wolnej i 120 tys. drugiego progu przy rozliczeniu skalą oraz wyraźnie promowanej przez rząd migracji z liniowej na ryczałtową JDG. PIT-u będzie przez to znacznie mniej, a ryczałt, cóż, nie trafia do samorządów, a do budżetu centralnego.
Samorządom można wprawdzie dosypać, ale to już po uważaniu, więc bez większych wątpliwości można założyć, że duże, niepisowskie pod względem elektoratu i władz samorządowych miasta odczują potężny ubytek. W przyszłym roku w samorządach wybory, może więc w obliczu ogólnej bryndzy jednak lepszy taki kandydat, który załatwi pieniądze z budżetu centralnego, od takiego, na którego władza będzie patrzeć krzywo? Na pewno ten aspekt PŁ nie pomoże „opozycyjnym” samorządom.
Drugim efektem, zapewne niezamierzonym już, a wynikającym z rozpaczliwego poprawiania potworka, któremu to odpadała macka, a to luzowała się racica, jest to, że wreszcie wprowadzono w życie, przynajmniej częściowo, ideał prawackiej progresji podatkowej, a przynajmniej składkowej – czyli takiej progresji, na której można realnie stracić, wpadając w kolejny próg. Nie podejmuję się ustalić, jak to wygląda w najbardziej pokracznym punkcie naszego potworka, czyli „uldze dla klasy średniej”, ale co najmniej progi przychodowe dla składki zdrowotnej w ryczałcie skonstruowano tak, że przy ich przekroczeniu wpada się w dołek, z którego wyłazi się na zero dopiero po zarobieniu dobrych kilku następnych tysięcy. Więc „strach przed wpadnięciem w kolejny przedział” wreszcie zaczął mieć jakieś racjonalne podstawy, prawacy mogą świętować!
@Obywatel
Oczywiście, że ważne jest dla mnie ile zarabiam. Być może napisałem to niezbyt jasno: na Polskim Ładzie minimalnie zyskałem. Podobnie jak jakaś część mojej bliskiej rodziny. Wyliczenia mojej żony pokazują, że po rozliczeniu w 2023 będziemy cały czas do przodu. Dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? Natomiast, gdybym zarabiał powyżej 150 tysięcy rocznie, to zakładam, że utrata jakiejś stówy miesięcznie nie miałaby dla mnie istotnego znaczenia. Tak czy owak, rządy PiS po 2015 to dla mnie i mojej rodziny (rodzice, teściowie, rodzeństwo, kuzynostwo etc…) najlepszy finansowo okres w dowolnej perspektywie czasowej. Mimo pandemii czy obecnej inflacji. Po części jest to związane z czynnikami absolutnie zewnętrznymi (koniunktura gospodarcza i idące za tym niskie bezrobocie), ale po części z działaniami rządzących (500+ to cały czas bardzo istotny element rodzinnego budżetu, a duży wzrost minimalnego wynagrodzenia spowodował odczuwalne podwyżki akurat nie u mnie, ale w bliższej i dalszej rodzinie). Zakładam, że w przypadku innych rządów nie byłoby ani 500+, ani wyraźnej podwyżki minimalnego wynagrodzenia. I kazano by się po prostu cieszyć niskim bezrobociem.
@brazylian23
Dlaczego głosuję na PiS wypisywałem tutaj również jakieś 5-6 lat temu. Komentarze te (np. z argumentacją dlaczego jestem zwolennikiem likwidacji gimnazjów; nieustannie PiS ma za to u mnie dużego plusa) wyparowały razem z przeprowadzką bloga. A na nowo nie chce mi się ich pisać z kilku powodów. Po pierwsze i najważniejsze, nie mam czasu. Mogę skrobnąć raz na jakiś czas kilka zdań, ale życie mam z mojej strony laptopa. Cieszę się, że są ludzie, którzy mają tego czasu sporo (kolega Awal na przykład). Po drugie, nie mam w sobie nic z misjonarza. Po trzecie, nie lubię dynamiki internetowej wymiany zdań. Zazwyczaj kończy się ona na wysokim poziomie emocji (niemniej: nieustanny szacunek dla Gospodarza za wycinanie twitterowych wymian zdań). Po czwarte, nie chcę przykładać kolejnej cegiełki do przekształcenia tego bloga w blog polityczny. Wiem, że właśnie zaczynam to robić; dlatego kończę.
EOT z mojej strony. Wracam do sprawdzania egzaminów. Ukłony dla wszystkich.
@bycie stratnym
„Jacy otumanieni, głosują przeciwko swoim interesom. Metafizyka!” to łatwy hot take, ale przecież to samo można napisać o dobrze zarabiającym wyborcy razemków. KŚ głosująca na lewicę przecież wie, że dostanie wyższe podatki. KŚ godzi się na to z przekonania, że w ogólnym rozrachunku Tak Jest Lepiej, więc nie powinna chyba odmawiać podobnej decyzji wyborcom PiS?
@ludzie z IT głosujący na PiS
W tej chwili ludzie z IT dzielą się na tych co są na UOP i tych co są na tzw B2B (kontrakt). Dla tych co zarabiają powyżej 12k miesięcznie (wcale nie takie rzadkie zjawisko) to UOP powoduje obniżkę pensji a natomiast kontrakt już od 2022 powoduje podwyżkę bo obniżyła się stawka ryczałtowa do 12 % (a dla niektórych nawet do 8,5%).
@wyborcy pisu
Muszę powiedzieć, że to co pisze konduktor tylko utwierdza mnie w stanowisku, że opozycja powinna wreszcie przestać uśmiechać się do wyborców pisu i skupić się na niegłosujących. Wyborcy pisu są straceni i nie należy się nad nimi pochylać. Szkoda czasu i prądu. Zignorować i już.
@konduktor
” O tę mniejszą wypłatę zapytałbym osobę zajmującą się płacami w szkole.”
Nie mam o co pytać, przecież wiem. Nie mogłem złożyć PIT-2, bo mam inne dochody.
„Zakładam, że będzie do przodu, biorąc pod uwagę deklarowane dochody. ”
Chciałbym w to wierzyć, ale jeszcze bardziej chciałbym WIEDZIEĆ NA CZYM STOJĘ. Niestety, ponieważ mam dochody z różnych źródeł, to nikt mi nie potrafi tego nawet z grubsza oszacować.
@praptak
Dla mnie osobiście zastanawiające jest to że wyborca PiSu w ramach tego Tak Jest Lepiej nie ma nic przeciwko całemu collateral damage, które ta partia generuje równolegle do poprawiania jego statusu materialnego. Ja sam jestem beneficjentem 500+ od lat, moi rodzice dostali te dodatkowe emerytury itp., ale w życiu nie zagłosuję na partię, która dewastuje polską politykę zagraniczną, naukę, kulturę, wydaje bajońskie sumy na idiotyczne projekty w stylu przekopu mierzei czy CPK, podsłuchuje opozycję pegasusem, krok po kroku wyciąga nas z EU i wpycha w orbitę wpływów Putina, o prześladowaniu mniejszości, wywożeniu uchodźców do lasu, zakazie aborcji, radzeniu sobie z pandemią i tych małych sk*syństwach w stylu odcinania funduszy telefonowi zaufania dla dzieci nawet nie chcę mówić.
Kolega konduktor próbuje to zbywać „nie róbmy z tego bloga politycznego”, bo może jednak trochę gryzie go sumienie (mam nadzieję), ale to buńczuczne „na PiS nadal bedę głosował” jak słusznie zauważają przedpiścy to wyznanie wiary, więc jedyne co mogą zrobić pasazerowie tego Tupolewa to zapiąć mocno pasy i zamknąć oczy, ewentualnie spakować dobytek i ruszać na zachód jak uczyniło ostatnio sporo moich młodych i dobrze wykształconych znajomych, bo to j*bnie prędzej czy później jak każda satrapia.
@konduktor
Na marginesie jeszcze dodam, drogi konduktorze, że też tęsknię za popkulturowymi wpisami WO, ale atmosfera w tym kraju jest tak gęsta, że rozumiem doskonale że woli wylewać tu swoje frustracje niż pisać lekkie notki o swojej kolekcji winyli. To po prostu kolejny skutek uboczny rządów Twojej ulubionej partii, taki sam jak np. spadek dzietności, czy wspomniany przeze mnie brain drain. Kultura i nauka lubią wolność. Polecam sobie zobaczyć na netfliksie Into the Inferno Herzoga i porównać segment z Korei Północnej z resztą filmu.
@konduktor – ja to Pana podziwiam za odwagę jednak, bo Gospodarz tego blogu w poprzedniej notce pisał (słusznie!), że będzie gonił stąd prawicowców, a potem na nich chytre pułapki nastawia a Pan tak raźno w nie wbiega.
Wracając, wytacza Pan tęgie argumenty za PiS-em, ino że są to rzeczy dotyczące polityki socjalnej. Które zresztą są boleśnie słuszne, cholera, jaki to jest kraj przeklęty przez dobrego Boga, że ochłapy lewicowej agendy i podstawy cywilizowanego państwa w ogóle muszą wprowadzać te ciemne jełopy zwalczające koronawirusa różańcem.
Z ciekawości ośmielę się zapytać: czy ten „komponent socjalny” jest tak ważny, że gdyby w równoległej rzeczywistości w Polsce rządziła lewica (lewica, a nie wprowadzające podatek liniowy SLD), to mieliby szansę na głosik? Czy to jednak przywiązanie do tradycji, Kościoła i strach przed zgnilizną moralną z Zachodu jednak silniejsze?
@ ryczałt 12%
O właśnie, a do tego jeszcze ulga IP Box.
To jest gorsze niż ulga dla klasy wyższej. Dworek+ w każdej gminie zamiast dostępu do liceum (likwidacja gimnazjów spowodowała dantejskie sceny z dostaniem się tam, o gimnazjach można dyskutować ale to był najważniejszy skutek a więc i cel reformy) to nie jest moja estetyka, ale przynajmniej będzie to mieć jakieś pozytywne efekty dla setek obiektów niszczejących na samym Śląsku.
@Havermeyer Toteż ja nie bronię PiSu w ogóle (nie podjąłbym się, lol). Chodzi mi tylko o to, że ignorowanie szkód dla własnego interesu finansowego nie musi świadczyć o zaczadzeniu.
@konduktor_motor
Ok, teraz rozumiem. Wycofuje kwestię metafizyki bo jeśli finansowo Pańskiej rodzinie jest lepiej po tych 6 latach to jest to bardzo racjonalne, że Pan głosuje tak jak głosuje.
Jako przeciwnik PiS* wyrażę jednak żal, że akceptacja sposobów w jaki te korzyści są osiągane (logistyka, legislacja) jest taka duża. Zawsze mi się wydawało, że we współczesnym państwie, równie ważne powinno być nie tylko to jaka jest dana polityka ale też jak jest wdrażana**. Akceptacja złych sposobów prędzej czy później doprowadzi do poważnych, negatywnych konsekwencji, łącznie z trwałą utratą władzy. Innymi słowy wyborca danej partii ma niejako obowiązek komunikować i „karać” swoją partię właśnie po to aby była lepsza (klasyczny przykład to stała ewolucja u Torysów w UK pod wpływem głosu wyborców)
* Przeciwnik raczej z pozycji lewicowych: system „bonowy” na to czy tamto jako alternatywa (de facto liberalna) wobec rozwiązań systemowych w edukacji czy zdrowiu uważam za, w dłuższym okresie, budujący większe nierówności i obracający się przeciwko ludziom w potrzebie. Ale oczywiście rozumiem, że na poziomie indywidulanym wygląda to zupełnie inaczej: lepszy „bon” teraz niż potencjalnie dostępny geriatra w przyszłości.
** przykład dobrego pomysłu/złej implementacji to kwestia zmian w OFE czy wieku emerytalnego za poprzedniego rządu. Zmiany co do zasady ok, potrzebne ale sposób wdrażania/budowania założeń kryminalnie wręcz zły i finalnie wepchnął nas jako cały kraj na bardzo złą ścieżkę w perspektywie 30-40 lat.
@aldek / metafizyka
Jednak się okazało, że to nie jest takie metafizyczne. Jednak rodzina p. Konduktora (jak napisał) zarabia więcej dzięki konkretnym instrumentom jakie ta władza wprowadziła. Czyli zachował się bardzo racjonalne, bardziej niż wyborcy PO przed 2015.
Ultra ciekawe jest to o co zapytałeś – czy poza tym elementem „wypłata większa a nie mniejsza” jest coś jeszcze co trzyma przy PiS, bo może jednak metafizyka?. Prawdopodobnie znalazłoby się w PL wiele partii które są w stanie znaleźć bardziej wykfalifikowanych ludzi (a propos poszukiwania Min Fin) do wdrożenia tych samych rozwiązań. Zresztą sukces 500+ jest tego przykładem bo pomysł był PiSu ale wdrożenie dokonało się rękami opozycyjnych samorządów.
@obywatel – bo to dla mnie w ogóle jest kluczowe pytanie na przyszłość tego kraju. Wszak core tych wyborców PiS dzisiaj to są wyborcy SLD z początku lat 90. Straceni i zdradzeni. I pytanie, czy ich się uda odzyskać jest dla mnie absolutnie kluczowe.
Zresztą, geniusz Kaczora właśnie się w tym objawia, że swoim „nibysocjalizmem” rozbroił odnowienie socjalnej lewicy. Jedyną – wg mnie – nadzieję na realną zmianę w tym kraju.
@brazylian23
@konsolidacja skladek i podatkow.
Ale mozna zrobic konsolidacje na poziomie komunikacji i liczenia i postawic skladki i podatki na poziomie rozliczneń. Czyli np.
Zarabiasz do 3k – płacisz tylko 10$ na skł. zdrowotna, chorobowa i rentowa.
Zarabiasz do 6k – płacisz 20% bo dodatkowo 10% emerytalnej
Zarabiasz do 9k – płacisz 30% bo dodatkowo PIT 10%
Zarabiasz powyżej 9k rośnie Ci PIT np. maksymalnie do 50%. (czyli 20 pp składki i 30pp PIT).
Bo dzisiaj problem jest taki że nikt (włacznie z najwyzszą klasą średnia zarabiajaca 30k nie wie i nie rozumie dlaczego i ile placi) i lamenty nad Polskim Ladem to udowodnily ze Polacy nie rozumieja podatkow.
PS. i jeszcze:
dla IDG wprowadziłbym tylko skale (bez liniowego i ryczaltów)
za to wprowadziłbym do KRS „jednoosobowa spółkę” czyli odrebny podmiot prawny z własnym majatkiem i placacym CIT ale ktory moze byc wmiare prosto zarzadzany przez 1 osobe.
Czyli jak jestes infomatykiem-przedsiebiorca to i tak nim bedziesz ale jak bedziesz chcial sobie wyplacic na zycie to opodatkowujac sie normalnie. TAK zaplacisz i PIT i CIT ale tak to jest na normalnym etacie. Korpo placi podatki z mojej pracy.
@konduktor:
Z całym szacunkiem, ale to wygląda nieco na ewakuację z dyskusji, niż realne bronienie swoich poglądów. Cóż – ja głosuję na PO/KO (z krótkim epizodem Nowoczesnej w 2015 – i gdybym drugi raz głosował w 2015 zagłosowałbym na PO) i mam na to dosyć spójne argumenty, które na życzenie przedstawię.
Pozwolę też sobie przypuścić, iż tak naprawdę nie głosuje Pan na PiS, jednakże z jakiegoś niejasnego powodu pozoruje pan pisowca na tym blogu.
#programy bonowe/gotówkowe a nierówności.
Proponuję dokonać w Excelu dwóch szacunków:
– ile 500+ przyniesie młodemu człowiekowi pieniędzy, jeżeli cały ten pieniądz będzie pakowany w obligacje ROD/ROS/COI/TOZ (na obligacje krótsze przechodzimy tak, by pieniądze były dostępne na koniec standardowych studiów magisterskich),
– ile faktycznie 500+ może zmienić w budżecie rodziny, jeżeli jest konsumowane.
Pierwsze każdy może wykonać sam korzystając z danych ze strony serwisu transakcyjnego obligacji skarbowych. Do drugiego możemy przyjąć idealnie sferyczną rodzinę przeciętniaków, która dzięki 500+ po prostu ma większy luz przy braniu kredytu hipotecznego (właśnie stającego się toksycznym aktywem) – co prawda bank nie da większej zdolności z racji 500+, ale rodzina będzie odważniejsza przy decydowaniu się czy pakować się w ratę na 20 czy na 30% budżetu. Rozważyć tez możemy trzecią rodzinę, tkwiącą w ubóstwie, gdzie 500+ podniesie odczuwalną jakość życia, ale na koniec nadal będziemy mieli młodego człowieka po szkole zawodowej/technikum, tylko nieco lepiej ubranego i odżywionego.
Mnie osobiście wyszło, że głównym długofalowym efektem 500+ będzie… ułatwione zachowanie pozycji przez dzieci z rodzin średniozamożnych i zamożnych, jeżeli rodzice to inwestowali chociażby w obligacje skarbowe i reinwestowali zyski. Takie dziecko, jeżeli na niego 500+ było wypłacane przez całe okres (od urodzenia do 18 rż) będzie miało na koniec studiów ekwiwalent kawalerki lub względnie duży kapitał na własny biznes, lub po prostu duży kapitał do zmiękczenia wejścia na rynek pracy (szacuję, że z 108 tysięcy z programu pakowanych w obligacje wyjdzie z grubsza coś o wartości dzisiejszych 180-200 tysięcy złotych – magia procenta składanego i nieco niższej ceny przy zamianie obligacji). Cóż, łatwiej przelicytować konkurenta w pierwszej pracy, kiedy on musi mieszkanie wynająć, a my możemy sobie kawalerkę kupić.
Dziecko „średnie” – będzie miało w optymistycznym scenariuszu ekspektatywę spadku w postaci spłaconego mieszkania rodziców o nieco większej wartości niż w świecie bez 500+, w najgorszym wypadku nieco inną traumę z plajty rodziny po skokowym wzroście stóp.
Dziecko „ubogie” – najpewniej nadal będzie strukturalnie ubogie, lecz to ubóstwo będzie nieco znośniejsze.
Ogólnie, program 500+ znacząco pogorszy sytuację średniaków i zakonserwuje pozycje zarówno średnio-wyższych i niższych warstw społeczeństwa. Jeżeli za wydane dotychczas ok. ćwierć biliona złotych na program 500+ budowano by mieszkania komunalne/socjalne oraz infrastrukturę społeczną (opiekę przedszkolną, żłobki, polepszenie działanie szkół) to siłą rzeczy zamiast napędzić inflację i zakonserwować problemy strukturalne byłoby świetnie narzędzie do faktycznego ustabilizowania życia klasy średniej i awansu przynajmniej części ubogich warstw, a średnio-wyższi zobaczyliby w najlepszym dla nich wypadku figę, w najgorszym dla nich wypadku więcej konkurencji.
I większość programów socjalnych PiS (i ogólnie polegających na czymkolwiek o filozofii UBI) tak właśnie działa w mniejszej lub większej skali. Moja mama trzynastą i czternastą emeryturę odkłada lub inwestuje, przez co powiększa (niewiele, no bo jaka to skala) swoją przewagę nad emerytami zasypującymi tymi środkami dziurę wywołaną inflacją.
@praptak
Chodzi mi tylko o to, że ignorowanie szkód dla własnego interesu finansowego nie musi świadczyć o zaczadzeniu.
Jasna sprawa, sam pamiętam jak byłem wdzięczny PO że zniosła pobór i mogłem wreszcie spokojnie skończyć studia bez lęku przed WKU, nawet z tej wdzięczności na nich zagłosowałem w następnych wyborach i wchodzenie na rynek pracy w okolicy kryzysu 2008 i opowieści o zielonej wyspie jakoś mi nie przeszkadzało, chociaż pewnie wolałbym jakieś osłony socjalne od zapewniania mnie że Polskę kryzys ominął. Ale kurcze, nie wiem czy bym to wtedy zrobił, gdyby równolegle Tusk ze Schetyną wywoziliby kobiety w ciaży na bagna Białorusi, albo otwarcie namawiali do dyskryminacji LGBT, albo demolowali porządek prawny idąc na kolizyjny kurs z UE. To ostatnie przecież na pewno mi zaszkodzi finansowo w przyszłości, bo teraz mam te parę stówek, a za chwilę inflacja będzie dwucyfrowa a rząd blokuje strumień kasy z Unii, który mógłby złagodzić postpandemiczny kryzys i wywala kasę na głupoty zamiast dofinansować służbę zdrowia, czy edukację. I moje skrzętnie odkładane 500+ za chwilę nie wystarczy na solidną edukację dla moich dzieci, dentystę, kolonie i wachę do mojego szrotwagena.
Mam takie wrażenie że głosowanie na PiS koreluje z krótkowzrocznością, widzeniem na odległość własnego płotka i w krótkim horyzoncie czasowym. W mojej rodzinie np. najtwardsi pisowcy to ludzie którzy nigdy z Pl nie wyjechali, więc dla nich istnienie Europy to jakaś abstrakcja bez namacalnego punktu odniesienia i polityka zagraniczna to jakis taki wichajster niewiadomo do czego służący. Takiemu człowiekowi łatwo wmówić że umowa międzynarodowa to zamach na suwerenność.
@unikod
„przynajmniej będzie to mieć jakieś pozytywne efekty dla setek obiektów niszczejących na samym Śląsku.”
Optymista! Przecież ta ulga jest skonstruowana tak, że nie musisz niczego remontować de facto. Wystarczy oświadczenie, że na remonty wydałeś wszystko co zarobiłeś i już masz stawkę 0bajtek.
@havermejer
„też tęsknię za popkulturowymi wpisami WO, ale atmosfera w tym kraju jest tak gęsta, że rozumiem doskonale że woli wylewać tu swoje frustracje niż pisać lekkie notki o swojej kolekcji winyli (…) Kultura i nauka lubią wolność”
Dziękuję za tę diagnozę. Tak jest w istocie. Gdyby to wszystko było takie proste, to przecież przede wszystkim nie odchodziłbym z mediów, tylko pisałbym o popkulturze do jakiejś obajtkowej gazety, a może i miałbym audycję w polskim radiu. Myślę, żeby mnie wzięli. U licha, WIEM że by mnie wzięli, o wycieku o zamiarze dyscyplinarnego zwolnienia dowiedziałem się z telefonu werbunkowego od jednego z NICH (starego znajomego z czasów, gdy te podziały nie były aż takie tektoniczne). I gdybym do nich (by nie rzecz wręcz, do was, panie konduktorze) poszedł, pewnie nie miałbym problemu z wyjściem ze stówy rocznie.
Moje ostatnie zainteresowania popkulturowe są więc ubereskapistyczne – uciekam już nawet nie na inne planety, ale w inną epokę, stąd te winyle, stąd ten Humphrey Bogart. Nie wiem czy przeżyjecie np. notki o starych westernach…
@aldek
„ja to Pana podziwiam za odwagę jednak, bo Gospodarz tego blogu w poprzedniej notce pisał (słusznie!), że będzie gonił stąd prawicowców, a potem na nich chytre pułapki nastawia a Pan tak raźno w nie wbiega.”
Jednak przecież na pewien rodzaj prawicowców. Pan Konduktor albo umie udawać, że do niego nie należy, albo naprawdę nie należy (dla mnie to jedno i to samo, ze przypomnę moje gromienie Pana Worka za jego esencjonalizm).
@Cuauhtemoc
„Czyli jak jestes infomatykiem-przedsiebiorca to i tak nim bedziesz ale jak bedziesz chcial sobie wyplacic na zycie to opodatkowujac sie normalnie. TAK zaplacisz i PIT i CIT ale tak to jest na normalnym etacie. Korpo placi podatki z mojej pracy.”
Ale to jest nadmiarowe niepotrzebnie. CIT i tak w większości nie zapłacą, bo najczęściej wypłacane wynagrodzenie skonsumuje cały dochód firmy, więc zapłacą tylko PIT i składki. Wystarczy na JDG zrobić obciążenia jak na etacie. Jak ktoś chce mieć spółkę (nie cywilną) to już teraz ma sporo możliwości do wyboru. I ta spółka może mieć jednego udziałowca/akcjonariusza, więc to to o czym piszesz.
@wo
„Nie wiem czy przeżyjecie np. notki o starych westernach…”
Nie.
@wo, zostaw Pan te politykie i dawaj Pan! A jak dojdziesz do przedwojnia, zrobi się dla mnie super ciekawie! Piszę to całkiem serio, gwiazdy pop i wielokulturowy rynek płytowy 2RP to jest wspaniała sprawa.
@wo
„Nie wiem czy przeżyjecie np. notki o starych westernach…”
Tak.
Całe szczęście, że według PiS-u jestem już „klasą wyższą”, więc te problemy mnie nie dotyczą ;).
A na serio – osobiście odczuwam dużą frustrację nie ze względu na samą wysokość podatków – bo chyba wszyscy się zgadzamy, że jest jeszcze spory margines do zwiększenia stawek dla bardziej zamożnych – a skomplikowaniem systemu. Jako programista na etacie pokusa B2B atakuje mnie z każdej strony, i nie chodzi tylko o pieniądze.
Widzę ofertę pracy, stawka: X brutto na B2B, Y brutto na UOP. Chcę wiedzieć, ile to wyjdzie na rękę. X na rękę policzę sobie bez problemu w głowie (81% z X/1,23 minus ok. 1500 zł na ZUS), a do ustalenia Y netto zawsze muszę wygooglać jakiś kalkulator. Ulga dla klasy średniej powoduje, że jeszcze bardziej jest do tego potrzebny komputer. Już nie mówiąc o tym, że w przypadku B2B koszt dla pracodawcy jest po prostu równy X/1,23, a dla UOP obok brutto mojego jest jeszcze „brutto brutto” pracodawcy.
Ja wiem, że pewnie wchodzę teraz w tryb lewicowego chłopskiego rozumu, ale naprawdę nie da się tego jakoś uprościć w taki sposób, żeby hajs w budżecie się nadal zgadzał? Dać wyższy PIT, ale w zamian wywalić wszystkie inne składki? Cały ten bajzel stanowi pożywkę dla libków, ponieważ uwiarygadnia on komunikat: „patrzcie, ile waszych ciężko zarobionych pieniędzy idzie na biurokratów, którzy muszą tę dżunglę przepisów ogarniać!”. Komercyjne usługi często konkurują nie niższą ceną, a prostszym cennikiem, może dobrze byłoby zastosować tę taktykę również w usługach publicznych.
Tego typu uproszczenie stanowiłoby istotny krok w odśmieciowieniu rynku pracy, bo byłoby jasne, że UOD/UOZ kosztuje tyle samo co UOP, ale w przypadku realnego stosunku pracy UOP ma więcej korzyści dla obu stron. Teraz tok myślenia młodych ludzi wygląda tak: „no OK, na śmieciówce nie przysługuje mi urlop, ale przynajmniej mam zauważalnie więcej na rękę, niech im będzie”.
1. Należy pamiętać, że 12800zł w 2021 to nie to samo, co 12800zł w 2023. To jest podwyżka dla tych, co nie potrafią kombinować.
2. @bartolpartol „Nie ma przypadkiem jakiegoś manewru przy rozliczeniach wspólnie z dzieckiem?”
Dla samotnych rodziców jest gorzej niż było. Dla dzieciatych małżeństw nie było i nie ma. Pomysł sam w sobie wg mnie w dechę, ale jeszcze dużo wody w Warcie musi upłynąć.
3. @❡ „Razem z 500+ jest to na pewno reforma zwijająca usługi publiczne. Zapłacą na przykład szkoły.”
To jest najpoważniejszy problem ze zmianami podatków – w przytłaczającej większości wspierają centralizację.
4. @embercadero „BTW: wszyscy znani mi osobiście emeryci są na chwilę obecną stratni. Nie jakoś bardzo wiele ale stratni. Ale być może to specyfika warszawska (stosunkowo wysokie emerytury)”
O, to chyba „resortowe dziecko” jesteś 🙂 U mnie wręcz przeciwnie – wszyscy znani mi emeryci są, pomimo swojej antypisowskości, nawet zadowoleni z podwyżek, włączając wysokie przecież emerytury górnicze.
5. @konduktor_motor „rządy PiS po 2015 to dla mnie i mojej rodziny najlepszy finansowo okres”
I tutaj jest pies pogrzebany. Co by nie mówić, popularność PiS-u bierze się w dużej częsci z prosperity, którą potrafi wykorzystać i – tutaj dyskusyjnie – wspierać.
6. Ja tam bym opodatkował Orange’a, Google’a itd. oraz przychody zamiast dochodów, ale na to niestety jako państwo jesteśmy za cieńcy.
7. A propos: Kociuchowice, emeryci, spocone przygłupy, wybotoksowane cellulity, cwaniaki, biedaprzedsiębiorcy itd. – apeluję o większą empatię i sympatię. Wiem, że ciężko, że każdy ma zły rząd w kraju, kaca, albo kredyt hipoteczny, ale tak naprawdę płyniemy na tej samej łajbie.
@Jenny „Teraz tok myślenia młodych ludzi wygląda tak: „no OK, na śmieciówce nie przysługuje mi urlop, ale przynajmniej mam zauważalnie więcej na rękę, niech im będzie”.
A właśnie. Miałem wątpliwą przyjemność pracować zaraz po dyplomie na umowę o dzieło (oczywiście faktycznie było to 40+ godzin tygodniowo w biurze), ku mojemu przerażeniu za miesiąc kiedy wziąłem dwa tygodnie urlopu dostałem po prostu połowę kasy… Zakładając, że ktoś realnie ma wybór pomiędzy UoP i śmieciówką, czy odliczenie jednej pensji (zaokrąglając) rocznie od dochodu śmieciówkowego nie uwala jednak całego rachunku?
Nie wspominam o chorobie własnej bądź dziecka, bo młody po studiach dzieci zwykle jeszcze nie ma a poza tym jest nieśmiertelny, więc tych sytuacji nie wlicza do bilansu.
@brazylian23 i rozważania o 500plus
Jeśli pominąć takie drobnostki, jak wpływ na dobrostan dziecka, które dorasta we własnym pokoju vs dorasta na łodzi podwodnej czy wpływ niedożywienia na edukację, to rzeczywiście masz rację. Jeśli jednak ich nie pomijać, to wychodzi na to, że 500plus to program ładnie skrojony pod wiele różnych grup społecznych. Klasy wyższe cieszą się z tego, jak im się procenty składają na kontach, a żyjące tu i teraz klasy niższe napełniają swoje żołądki tu i teraz, co może nawet i powoduje, że zaczynają myśleć o przyszłości (wcześniej byli przekonani, że nie ma sensu marnować energii, bo wcześniej umrze się z głodu). A to wszystko bez uwłaczającego obowiązku chodzenia po OPSach w celu pozyskiwania zaświadczeń poświadczających oświadczenia o tym, że klepie się biedę. Co oczywiście wymaga wypełnienia formularzy zawierających takie pytania, że to ze zdjęcia notki Gospodarza wygląda na bułeczkę z masełkiem.
@jenny sevitch
„ulga dla klasy średniej powoduje, że jeszcze bardziej jest do tego potrzebny komputer.”
Chyba sieć neuronowa. Ulga dla klasy średniej jest już dziwnym tworem w optymistycznym scenariuszu „jedno źródło dochodów”. Dla freelancera, co to z niejednego pieca honorarium brał, to już po prostu tragedia. Ja nie mam zielonego pojęcia, ile finalnie stracę (?) zyskam (?) na polskim ładzie, jak już to będę podliczać za rok. Nie ma takiego kalkulatora, który pozwoliłby mi chociaż z grubsza robić szacunki typu „jeśli z książki będę miał 10.000, to ile od tego zapłacę składki zdrowotnej”.
@jamrok
„apeluję o większą empatię i sympatię. ”
Negative. Prośba odrzucona. Kto jak kto, ale celebryci i sportowcy będą tu hejtowani. Niezadowoleni są serdecznie zaproszeni do aktywnego udzielania się na innych blogach.
„tak naprawdę płyniemy na tej samej łajbie.”
Bzdura. Gdy ktoś to mówi, to zazwyczaj broni niezasłużonych przywilejów klasy wyższej. Nie mam z nią wspólnych interesów.
Przedziwne wygibasy prawne Polskiego Ładu – jak np. w sumie kuriozalna (w sensie formalnym – państwowa tarcza antypodatkowa?) ulga dla klasy średniej oraz przedstawienie PŁ jako mechanizmu na którym prawie wszyscy zyskają spowodowały, że największa od lat (może nawet od 1993 r. albo od 1999 r. – składki emerytalne itp.) zmiana podatkowa odbyła się bez fundamentalnej dyskusji o celach tegoż systemu podatkowego. Obecnie całość dyskusji sprowadza się do w gruncie rzeczy michałków – kto tam mniej dostał (a myślał, że jednak będzie więcej), do analizowania rozporządzeń, do kolejnych odkryć doradców podatkowych (przypominam, że ulga pałacyk+ przebiła się do opinii publicznej nie dzięki politykom czy dziennikarzom, ale dzięki dociekliwemu ekspertowi).
Przypominam, że dalej można (praktykowałem to przez jakieś 3 miesiące) żyć z wynajmu (podatek 8,5%), oszczędności (podatek 19%), płacić stałą składkę na NFZ (wtedy trochę ponad 400 zł miesięcznie) i śmiać się z etatowców. Niestety, najwyraźniej nie będąc klasą wyższą, musiałem zarzucić ten nader miły tryb życia dość szybko i dać się opodatkować. Smuteczek.
Fundamentalne zmiany odbyły się przy szczątkowych dyskusjach – przeważało wzajemne okładanie się cepami (cwaniacy z pensją pow. 12k, pisbolszewia, Wenezuela). Może mi coś umknęło, ale nie zapamiętałem w mainstreamie dyskusji o celach systemu podatkowego (jako całości – opodatkowanie pracy, majątku, konsumpcji) w globalnym świecie. Nie ma tu prostych odpowiedzi – trudno jednocześnie narzekać: „Obcy nas wykupują” i wprowadzać mechanizmy ograniczające akumulację kapitału krajowego. To jedno z wielu pytań.
Drzewiej bywało, że np. dyskusja w sprawie progresji odbywała się w kontekście jasno postawionych pytań o stawkę 40% pow. jasnego progu. Teraz wprowadzenie stawki ok. 40% na na co prawda wyższym poziomie niż niż w najntisach [1] jest zaszyte w naliczaniu składki zdrowotnej i „podatku właściwego”. Jest zatem zmiana w progresji, ale jej wprowadzenie zostało hmm… przemilczane (progresja – słowo, które wstydzi się powiedzieć swoje imię…). Nie jestem w stawnie powiedzieć, czy taka progresja to dobrze, czy źle (mnie zaboli: groza, groza, groza…), ale wypadałoby jednak odbyć dyskusję wykraczającą poza śmieszki z teorii społecznych ministra Patkowskiego i egzegezy słów Naczelnika o cwaniakach. A co ryczałtem? Podatkami majątkowymi?
Taka anecdata – rozmawiałem niedawno z kolegą z samego jądra kapitalizmu (nieruchomości, rynek finansowy), zresztą niegdyś multimilionerem. Powiedział, że powinno się wprowadzić podatek katastralny od pewnego progu i być może od pewnego rodzaju nieruchomości (niezabudowane działki budowlane). Mam jednak wrażenie, że dyskusja wśród polityków przerodziłaby się znowu w okładanie cepami (bolszewia, Bierut, krwiopijcy tarzający się w luksusie, troska o „zwykłego człowieka”).
[1] w 1999 r. stawka 40% powyżej 59 248 zł, po urealnieniu inflacją to niżej niż obecne ok. 150 tys. zł. Trzeba by tez uwzględnić ogólny wzrost płac ponad inflację.
@sheik.yerbouti
1. Dużo zależy, jak się ustawisz z pracodawcą. Moja pierwsza praca etatowa była na UOZ i płacili mi zarówno za urlop wypoczynkowy, jak i za chorobowe. Oczywiście w przypadku tego drugiego mam na myśli kilkudniową nieobecność, a nie wielomiesięczną rehabilitację. Poza tym – moja branża jest na maksa niemiarodajna, więc zakładam, że jest to pozytywny wyjątek od reguły.
2. Policzyłem za ciebie. Zakładając studenta pracującego za najniższą krajową, na UOP wychodzi 2363,56 netto i 3626,46 kosztów dla pracodawcy. W przypadku UOZ, przy takich samych kosztach dla pracodawcy, student dostanie… 3626,46. Urlop dla świeżych pracowników wynosi 20 dni, czyli miesiąc roboczy. Żeby bilans się wyrównał, na UOP na rękę powinno wyjść 3324,26 (koszt dla pracodawcy: 5100,43).
@loleklolek_pl
„Jeśli jednak ich nie pomijać, to wychodzi na to, że 500plus to program ładnie skrojony pod wiele różnych grup społecznych”
Bo to jest taki fajny prawicowy projekt jaki np Partia Republikańska by mogła wprowadzić w USA. Po co system, po co jakieś urzędy, „upokorzenia” i takie tam. „Oddamy Ci „Twoje” pieniądze, sam wydasz na co będziesz chciał”. Bogaty wyda na inwestycje (znam case bogatej rodziny co założyła 1 rocznemu dziecku „fundusz” na studia w UK, spokojnie im starczy przez 18 lat plus odsetki) a biedny kupi sobie obiad.
I to się nawet jakoś broni bo cynik powie, że jeśli by ten program nie byłby też dla bogatych to by go po prostu nie było.
A tak na marginesie to dziwię się, że PiS nie poszedł dalej (a były już takie propozycje na „prawicy”) w np „bony na kulturę” czy „na szkołę”.
> O swoich zarobkach nie będę wam pisać konkretów, ale możecie je sobie łatwo oszacować. Szkoła jest wprawdzie prywatna, ale nie płaci znacząco lepiej od publicznych (mniej więcej wiem ile się zarabia w publicznych, bo mam znajomych z roku, którzy od 30 lat są wierni naszej wyuczonej profesji).
Czyli porównuje Pan nauczycieli dyplomowanych, jak mniemam w finalnym etapie tej kariery jeśli chodzi o zarobkowanie, z sobą, jak mniemam nauczycielem stażystą?
Czyli tłumacząc z PRowo – „nie płaci znacząco lepiej od publicznych” oznacza – płaci z 2x+ więcej ceteris paribus
@ T-rex
Przyznam, że mocno zaskoczył mnie ten wpis, jeśli chodzi o kwoty w nim wymienione. Myślałem, że (…) wydawanie popularnych książek daje sporo wyższe dochody.
O tym ile dziennikarze wyciągają nie mam pojęcia, ale ile się wyciąga z pisania kilkoro wydawców/ pisarzy w szczegółowych wywiadach mówiło. Standardy branżowe jeśli dobrze pamiętam to 5-10% ceny okładkowej, przy czym górne przedziały są raczej dla pierwszoligowych pisaży (takich którzy generują duża sprzedaż).
Jeśli uznać to za prawdziwe, to bardzo mnie bawił komć pozostawiony tu przez kogoś w podobnym wątku o książkach jakiś czas temu „ chciałem postawić gosp. Steka, wiec kupiłem książkę/ki”. Kupienie książki to danie autorowi dochodu na harnasia, a nie steka.
Xztku raja książka generująca sprzedaż 10 k (co jest już w pl warunkach zdaje się niezłym wynikiem) wygeneruje dla autora dochód powiedzmy 15-70 k, choć pewnie bliżej tego dolnego przedziału. No powiedziałbym stawka godzinowa taka nie za wysoka wychodzi.
Obstawiam że duży udział dochodów, zwłaszcza w tych starszych książek mogło stanowić „sfinansowanie wakacji” w ju es eju Autrowi.
Na pisaniu książek zarabia się jeśli:
a) Pisze się coś z b duża sprzedażą – prawdopodobnie kilkoro twórców w PL,
b) Ma się swoją markę osobistą i robi się self publishing żeby ściągnąć większą cześć marży (najwięcej na książce zarabia dystrybucja),
c) Jeśli ma się swoją markę osobistą i wydaje się w wyd typu Alterberg które po pierwsze wyżej wycenia swoje książki, po drugie daje twórcom wyższy %.
@A tak na marginesie to dziwię się, że PiS nie poszedł dalej (a były już takie propozycje na „prawicy”) w np „bony na kulturę” czy „na szkołę”.
Przecież sypią trzema stówkami raz do roku na wyprawkę szkolną, a teraz nawet deklarują, że poratują stówką na zakup nowego tunera telewizyjnego. Poza tym rzeczywiście wydaje się, że mogliby więcej, tylko wolą sobie pograć na Pegasusie.
A jeśli chodzi o owe „upokorzenie”, to przecież był to tylko efekt nisko opłacanej kadry urzędniczej (czasami może nawet przepracowanej) połączony z (mniej lub bardziej celowo) skomplikowanymi procedurami.
@loleklolek_pl
No nie, problemy mieszkalnictwa i niedożywienia dzieci powinny być rozwiązywane przez interwencję na rynku mieszkaniowym i akcje dożywiania dzieci (lub interwencję na rynku spożywczym), a nie przez rzucenie w gospodarkę pustego pieniądza w formie niewaloryzowanego świadczenia, które z jednej strony coraz bardziej traci na wartości przez inflację, z drugiej strony podnosi ceny, z trzeciej strony z biegiem czasu coraz mniej w świadomości rodziców dotyczy utrzymania dzieci, a coraz częściej za to jest po prostu integralną częścią budżetu domowego, niekoniecznie pożytkowaną na dzieci.
Głodni, oczywiście, za 500+ się najedzą (niektórzy, problem żywieniowy w domu niekoniecznie wynika z braku pieniędzy na żywność – szkolne stołówki z jednej strony by nakarmiły głodnych, a z drugiej strony pozwoliłyby karmić dzieci nieco zdrowiej niż sławne swego czasu drożdżówki), niektóre rodziny mając margines w postaci świadczenia kupią na kredyt większe mieszkanie (i może je będzie na to stać), ale długofalowo obawiam się że ten program nie będzie rozwiązaniem problemów strukturalnych. A raz zbudowane mieszkanie komunalne zostaje z nami na dobre 100 lat i pakiet takich mieszkań może być przez ten czas witalnym elementem wyrównywania szans pośród różnych grup ludności. Oraz co nie mniej ważne: może być ważkim elementem integrowania społeczeństwa (w moim komunalnym bloku w okolicy 1995 roku mieszkali zarówno młodzi prokuratorzy, nauczyciele, ale też robotnicy z okolicznych fabryk – nie wydaje mi się, by taki miks był możliwy we współcześnie oddawanych do użytku tarchodworach i gentryfikowanych centrach miast).
Tu też możemy się nie zgadzać ideologicznie, gdyż każdy program budowy za publiczne pieniądze prywatnych kapitałów (nieważne, czy Obajtka czy szarego Kowalskiego który wykupił komunalny lokal i odłożył 500+) uważam za z gruntu zły. Państwo powinno zapewniać możliwie miękkie lądowanie osobom niezdolnym do pracy czy tym którym powinęła się noga, i to lądowanie powinno być możliwie dobre jakościowo (czyli nie puszka sardynek, a obiad dla dziecka), ale budowanie czyichkolwiek kapitałów finansowych tylko pogłębi problem.
Już zupełnie oboczna sprawa – czy po 1990 roku faktycznie badano niedożywienie dzieci? Nie wiem, sprawdzano choćby ile dzieci objawy niedożywienia? Jako dziecko raz miałem jakieś bliżej nieokreślone badanie w szkole dot. żywienia. Oczywiście nie medyczne, tylko ankietowe, niepowiązane z wydawanymi na stołówce obiadami (gdzie nawiasem mówiąc też nie za bardzo wiadomo, ile tych obiadów dziennie wydawano i ile było zjedzonych, bo to był jakiś bardzo skomplikowany system gdzie najpierw jadły dzieci „z numerkami” [pospołu wykupionymi przez rodziców komercyjnie i druga grupa z numerkami opłaconymi przez czynniki inne niż rodzicielskie], a na kolejnej długiej przerwie jadł kto chciał i kto się załapał, ponieważ kucharki zawsze wyprodukowały jedzenia więcej niż było potrzeba do obsłużenia dzieci z numerkami, więc po prostu wydawano danie chętnym aż do opróżnienia gara). Efekty tych ankiet były zapewne fascynujące, gdyż po nich moją mamę szkoła wręcz napastowała, że jako dziecko, które zaznaczyło że ma ze sobą drugiego śniadania, nie je śniadania w domu oraz nie je szkolnego obiadu winieniem korzystać z numerka na obiad i obiad grzecznie zjeść. Nieszczególnie brano pod uwagę moją znaczną nadwagę czy to, że brak posiłków do godziny 13 wynikał z jednej strony z moich podbudowanych medycznie zwyczajów żywieniowych (za przeproszeniem: posiłek zjedzony zbyt wcześnie mógł u mnie skutkować zakłóceniem dnia poprzez oddanie śniadania w sposób niekontrolowany górą bądź dołem), a z drugiej nieszczególną apetycznością obiadów.
Zapewne powyższa anegdotka nie jest jakoś istotna statystycznie, jednakże nie jestem przekonany, czy ówczesnymi obiadami nakarmiono akurat dzieci potrzebujące, czy też inne, a głodni obeszli się smakiem.
@janrok
„O, to chyba „resortowe dziecko” jesteś U mnie wręcz przeciwnie – wszyscy znani mi emeryci są, pomimo swojej antypisowskości, nawet zadowoleni z podwyżek, włączając wysokie przecież emerytury górnicze.”
Wypraszam sobie. According tu moja teściowa, która przeważnie wie co mówi w takich sprawach, stratni są emeryci z emeryturą brutto ponad 5k oraz (co istotniejsze) wszyscy którzy mają i emeryturę i inne źródło dochodu, bo np pracują. A ze znanych mi emerytów praktycznie wszyscy coś dorabiają, bo nawet „wysoka” emerytura to powiedzmy 3-3.5k netto a za tyle ciężko w Warszawie przeżyć.
@Mistrz
„Czyli porównuje Pan nauczycieli dyplomowanych, jak mniemam w finalnym etapie tej kariery jeśli chodzi o zarobkowanie, z sobą, jak mniemam nauczycielem stażystą?”
Jak mniemam, wo jako wykładowca na uczelni wyższej załapał sie z marszu na status dyplomowanego. Zdaje się, że tak to działa.
„Czyli tłumacząc z PRowo – „nie płaci znacząco lepiej od publicznych” oznacza – płaci z 2x+ więcej ceteris paribus”
No więc nie wiem jak w Warszawie, ale tutaj na północy różnic nie ma lub są minimalne. Dlatego często nauczyciele wolą pracować w szkołach publicznych. Oczywiście szkoły prywatne dają możliwość zarżnięcia się za lepszą kasę, ale chyba już lepiej dawać korepetycje.
@mistrzanalizy
„Czyli porównuje Pan nauczycieli dyplomowanych, jak mniemam w finalnym etapie tej kariery jeśli chodzi o zarobkowanie, z sobą, jak mniemam nauczycielem stażystą?”
Tej siatki nie ma w prywatnych, co ma wady i zalety.
„Ma się swoją markę osobistą i robi się self publishing żeby ściągnąć większą cześć marży (najwięcej na książce zarabia dystrybucja),”
Nie znam nikogo, kto by dobrze wyszedł na self-publishingu (co jakiś czas ktoś z kręgu moich znajomych rzuca pomysłem typu „a co na mnie będą zarabiać wydawcy, sam sobie wydam, 100% zysku moje”).
@ stopnie nauczycieli
Chyba się nie mylę twierdząc, że szkoła niepubliczna może płacić kompletnie niezależnie od systemu stopni awansu zawodowego, wiec belferskie wynagrodzenie WO nijak się ma do stopnia, jaki mu przysługuje. Zapewne jest „magistrem z przygotowaniem pedagogicznym”, co uprawnia go do nauczania w liceum wydającym oficjalne świadectwa – i to jest jedyny warunek formalny. Wysokość wynagrodzenia pozostaje kwestią umowy ze szkołą.
Większy problem jest ze szkołami, w których obowiązuje Karta Nauczyciela. Tam nawet wyśmienity i uznany fachowiec, który ma kaprys zacząć nauczanie w wieku np. 40+ musi zaczynać w najlepszym wypadku od stopnia nauczyciela kontraktowego (ma: „co najmniej pięcioletni okres pracy i znaczący dorobek zawodowy”). Po prostu polska oświata publiczna nie przewiduje i nie oczekuje takich ekscesów, jak wykorzystywanie wiedzy i doświadczenia ludzi, którzy widzieli kawałek świata poza szkołą.
Żeby na starcie dostać lepszy stopień, nie wystarczy samo bycie wykładowcą uczelni wyższej. Stopnień nauczyciela mianowanego (nie dyplomowanego) dostaje się z automatu, jeśli ma się pięcioletni staż pracy nauczyciela akademickiego i stopień naukowy (czyli doktorat). Awans na dyplomowanego wymaga już standardowej drogi.
WO chyba nigdy nie miał czasu na napisanie pracy doktorskiej, więc w oświacie publicznej byłby obecnie co najwyżej nauczycielem kontraktowym. W wymiarze finansowym to jest raczej średni interes.
@korba
„byłby obecnie co najwyżej nauczycielem kontraktowym. W wymiarze finansowym to jest raczej średni interes.”
Wszystko to prawda, z tym ogólnym zastrzeżeniem, że cała ta branża to w ogóle średni interes.
@brazylian23
„Rozważyć tez możemy trzecią rodzinę, tkwiącą w ubóstwie, gdzie 500+ podniesie odczuwalną jakość życia, ale na koniec nadal będziemy mieli młodego człowieka po szkole zawodowej/technikum, tylko nieco lepiej ubranego i odżywionego. ”
– To jest kolosalna różnica np. dla zdrowia. Oprócz tego, co zasygnalizował loleklolek: „Oszczędzając” (z przymusu) na zdrowiu dziecka funduje się tym samym przyszłemu młodemu dorosłemu liczne kłopoty. Rzeczy łatwe w dzieciństwie do wyleczenia potem tak łatwe nie są. Staję się też dużo, duuużo droższe.
Dochodzi kolosalna różnica w zdolnościach społecznych. Przecież to dziecko, które z braku pieniędzy nie uczestniczy, nie wychodzi, nie jeździ i nie robi innych tych rzeczy, które robią rówieśnicy, będzie miało siłą rzeczy bardziej ograniczone kontakty z tymi rówieśnikami.
Dorzućmy jeszcze opcję, że bliżej tych 18 urodzin się z tego 500+ trochę odłoży na (złomiasty) samochód, który sprawi, że po ukończeniu przykładowej szkoły zawodowej ten człowiek z przykładu będzie mógł dojeżdżać do pracy (zamiast być skazanym na najgorszą pracę w jednej z pięciu firm w bezpośredniej okolicy Mycisk Niżnych). Ewentualnie odłoży na wyjazd zarobkowy gdzieś do krajów starej Unii i stanie na nogi (ewentualnie zostanie na stałe).
„problemy mieszkalnictwa (…) powinny być rozwiązywane przez interwencję na rynku mieszkaniowym”
– Co potrwa jak długo, od teraz do przyniesienia pierwszych skutków? Zakładając, że jest w ogóle realnie do zrobienia? Jasne, że ani to rozwiązanie optymalne, ani zajęcie się przyczynami, ale 1) jest; 2) jest JUŻ. Kto prędko daje itd. A „powinno być” to kiepski punkt wyjścia do krytyki czegoś, co pomogło.
@Obywatel
„PiS nie poszedł dalej (a były już takie propozycje na „prawicy”) w np „bony na kulturę” czy „na szkołę”.”
– Nie trzeba bonów na szkołę – spore ilości pieniędzy zależą od liczby uczniów. Już i tak szkoły kombinują i reklamują się ciekawo brzmiącymi (choć mało użytecznymi) profilami. Właśnie dla przyciągnięcia dusz.
@embercadero
„nawet „wysoka” emerytura to powiedzmy 3-3.5k netto a za tyle ciężko w Warszawie przeżyć.”
– Rzecz się rozbija o nawracający w rozmowach tutaj problem pt. bycie właścicielem mieszkania. Jeśli się jest (częste u emerytów), to 3.5k netto w Warszawie to niezłe życie.
@Bardzozły
” Co potrwa jak długo, od teraz do przyniesienia pierwszych skutków?”
Nie wiem czy dobrze Cię rozumiem ale tu warto nawiązać do tego co napisał Ponury Bankowiec o tym, że nie ma/nie było dyskusji „o celach tegoż systemu podatkowego” a szerzej po co nam te pieniądze, co chcemy za nie mieć jako państwo czy społeczeństwo.
Czy w jeśli wiemy, że „Rzeczy łatwe w dzieciństwie do wyleczenia potem tak łatwe nie są. Staję się też dużo, duuużo droższe” to najlepszą rzeczą jako możemy zrobić to jest najpierw obniżyć podatki emerytom o 12 punktów procentowych, następnie dodać im waloryzację o 7 pp i jednocześnie dać im (każdemu) tzw 13 a wielu jeszcze 14?.
Albo problem braku komunikacji lokalnej powinien być rozwiązany w modelu „że bliżej tych 18 urodzin się z tego 500+ trochę odłoży na (złomiasty) samochód”?.
Wg danych jakie na szybko znalazłem, to 500+ kosztuje ok 40 mld rocznie a 13 i 14 emerytura w sumie 22 mld zł*. Wydatki na całość ochrony zdrowia (w 2020) to 165 mld zł**, a w tym (dane mam na szybko za 2018) tylko wydatki ponoszone na leczenie osób w wieku 60 lat i więcej to 34,0 mld zł***. Wydatki (2019) na fundusz połączeń lokalnych to miało być 800 mln zł rocznie****. I zakładając, że rząd odbył sam ze sobą dyskusję o której napisał Ponury Bankowiec, to należy uznać, że np zdaniem rządu leczenie tych „niezbyt łatwych rzeczy” u 60+ lepiej zostanie ogarnięte za pomocą one-off dotacji 1330 zł brutto (wartość 13) zamiast podniesienia nakładów o 50% na leczenie osób 60+ w publicznej służbie zdrowia ?
Ja się na leczeniu nie znam ale może model komercyjny jak w USA jest lepszy bo chyba tak uważa rząd? Albo może nie mamy jednak do czynienia z sytuacją w której te miliardy naprawdę „pomogły”?
* link to money.pl
** link to stat.gov.pl
***https://www.medexpress.pl/ile-kosztuje-opieka-zdrowotna-nad-seniorem-jest-raport-gus/76357
**** link to forsal.pl
@Bardzozly:
„To jest kolosalna różnica np. dla zdrowia. Oprócz tego, co zasygnalizował loleklolek: „Oszczędzając” (z przymusu) na zdrowiu dziecka funduje się tym samym przyszłemu młodemu dorosłemu liczne kłopoty. Rzeczy łatwe w dzieciństwie do wyleczenia potem tak łatwe nie są. Staję się też dużo, duuużo droższe.
Dochodzi kolosalna różnica w zdolnościach społecznych. Przecież to dziecko, które z braku pieniędzy nie uczestniczy, nie wychodzi, nie jeździ i nie robi innych tych rzeczy, które robią rówieśnicy, będzie miało siłą rzeczy bardziej ograniczone kontakty z tymi rówieśnikami.”
Pytanie, na ile faktycznie u najuboższych 500+ przekłada się na inwestowanie w zdrowie dzieci (swoją drogą to kolejny argument za tym, że rozwiązaniem problemów nie jest rzucenie gotówki tylko rozwój usług publicznych, tj. opieki zdrowotnej. Od chwalenia na tym polu 500+ wcale już nie tak daleko do „likwidujemy składkę na NFZ, niech sobie ludziska wykupią LuxMed”… a jak wcześniej zniesiemy składkę zdrowotną włączając ją do PIT i fundując NFZ z budżetu to będzie jeszcze krótsza droga). Nie widziałem badań na ten temat, jedynie suchą statystykę że skoro próg ubóstwa wynosi tyle-a-tyle, a skoro rodzina mają już tyle-a-tyle to na pewno nie są w strefie ubóstwa. Nie ukrywam, że trochę ostrożnie podchodzę do produkcji statystyki w Polsce.
„Co potrwa jak długo, od teraz do przyniesienia pierwszych skutków?”
Czas i tak upłynie. I bezlitośnie zdewaluuje 500+ i znowu za jakiś czas jakiś populista spod znaku „pomożemy ubogim i pójdziemy razem do kościoła” dojdzie do władzy pod hasłem waloryzacji 500+. To też jest zarzut wobec tego programu: nie ma mechanizmu waloryzacji.
Oczywiście, komuś 500+ pomaga, ale nie można bronić programu tylko z uwagi że „komuś” pomógł. Niektóre dzieła Kościoła też komuś pomagają (zapewne dla części pensjonariuszy katolickich DPS-ów czy dzieci w katolickich sierocińcach jest to najlepsza opcja na stole), ale chyba niewiele osób powie że pod względem społecznym obecna forma Kościoła jest [i]en bloc[/i] korzystna.
Ba, w wypadku PiS potrafię nawet wskazać jeden program, do którego nie mam większych zastrzeżeń, mianowicie PPK (może poza dziwnym ograniczeniem możliwych inwestycji). Koszty niewielkie zarówno w ujęciu państwa jak i objętych programem, jest wręcz lekko antyinflacyjny i najpewniej wielu osobom pomoże, ale pomimo istnienia tego konkretnego plusu w ciemno wybrałbym opcję „wybory w 2015 i 2019 PiS i Konfederacja sromotnie przegrywają”.
Negatywne skutki 500+ są w mojej opinii znacznie przekraczające jego pozytywne skutki (a i tak pozytywne skutki to niejako efekt uboczny, mocno zależny od fartowności dziecka do rodziców). I te skutki też odczują głównie dzisiejsi beneficjenci programu. Dzieciaki urodzone w takim roku 2017 w momencie wchodzenia na rynek pracy będą miały w mojej opinii przyjemność życia w mocno usztywnionym społeczeństwie, o znacznie wyższym poziomie cen niż ten jaki znamy obecnie, i z bardzo dużym rozwarstwieniem w możliwościach. Co zabawne – im wyższa inflacja i im później dojdzie do waloryzacji (o ile w ogóle) 500+, tym większa będzie przepaść między dzieckiem którego rodzice 500+ pakowali w obligacje rodzinne a tym którzy konsumowali je na bieżąco (obligacje są indeksowane inflacją oraz kapitalizują odsetki: przy bardzo wysokiej i narastającej inflacji indeksacja robi zonka, ale zazwyczaj działa i np. 7200 złotych włożone w pierwszym roku życia dziecka będzie po 18-24 latach robienia masy na procencie składanym, z czego jedynie przez dwa lata na początku i w środku bez antyinflacyjnego parasola).
Odchodząc już od rozważań wujka Zbysia nad 500+ pozwolę sobie uogólnić, że większość socjalnych programów PiS właśnie tak działa: wielkim wydatkiem finansowym i gigantycznymi (lecz odroczonymi) kosztami społecznymi rozwiązuje trochę problemów obecnie, ale paraliżuje ich trwałe rozwiązanie w przyszłości. Żaden rząd nie pójdzie na likwidację programów z kategorii „gotówka dla elektoratu” celem sfinansowania naprawy ochrony zdrowia, rozwoju budownictwa komunalnego, dożywiania dzieci czy inny istotny społecznie projekt. Ewentualna rządząca koalicja socjalistyczna nie będzie miała tak naprawdę wielkiego pola manewru jeżeli po drodze nie dojdzie do gigantycznej inflacji połączonej z wzrostem gospodarczym (a to rzadkie połączenie na dłuższa metę) żeby to dziesiątki miliardów na tranfery bezpośrednie nie stanowiło aż tak wielkiej części budżetu państwa, i będzie pod silną presją społeczną waloryzacji świadczeń. Za to dla potencjalnej koalicji liberalnej to będzie wręcz idealny stan do eksperymentu korwinistowskiego: niezależnie czy Glapiński w drugiej kadencji zdusi inflację czy nie, będą mogli pod hasłem waloryzacji transferów i wprowadzenie nowych najpierw ciąć wydatki na publiczne szkolnictwo publiczne („co prawda studia są teraz płatne, a i co lepsze licea też, ale macie tu waloryzację 500+ oraz nówka funkiel bon edukacyjny, płatny na wskazany rachunek bankowy do dziesiątego każdego miesiąca”), publiczną ochronę zdrowia („słuchajcie, to nie działa, no po prostu NFZ nie działa, no sami widzicie, ale znajcie łaskę pana: macie tu micro UBI w wysokości 200 złotych miesięcznie, kupcie sobie za to LuxMed w największym pakiecie i ubezpieczenie w PZU!”) i co tam jeszcze zechcą zdemontować.
Niemożliwe? Niemożliwym kiedy było wyobrażenie sobie tak patologicznej sytuacji, jaka jest obecnie w mieszkalnictwie: prywatyzacji większości lokali komunalnych, ponad 500 mld wartości portfela kredytów hipotecznych, ulokowaniem 99,5% kredytów na zmiennym oprocentowaniu o nieograniczonym potencjale wzrostu, a ceny ofertowe mieszkań budowanych w szczerym polu porównywalne z tymi z zachodu Europy. A się udało, przy aplauzie większości społeczeństwa.
@bartolpartol
/*Ale to jest nadmiarowe niepotrzebnie. CIT i tak w większości nie zapłacą, bo najczęściej wypłacane wynagrodzenie skonsumuje cały dochód firmy, więc zapłacą tylko PIT i składki. Wystarczy na JDG zrobić obciążenia jak na etacie. Jak ktoś chce mieć spółkę (nie cywilną) to już teraz ma sporo możliwości do wyboru.*/
Nie twierdze ze mój pomysł jest idealny. Poświęciłem na niego tyle czasu co tfurcy Polskiego Ładu, ale:
1) dzisiaj jest tak ze w worku IDG masz 2 mln osób z czego pewnie 60% to tylko arbitraż z UoP i ucieczka od podatków. Ale są też prawdziwi przedsiębiorcy. Tacy z cover story magazynu „Sukces” ale tez magazynu „Porażka”. i przepisy muszą być fair dla obu (czyli progresywne IMHO).
2) łatwo powiedzieć by opodatkować IDG jak UoP ale tak prosto się nie da. Bo nie masz podstawy. Albo każdy ma inną. Przed Polskim ładem składki NFZ były od średniej GUS co dla informatyka czy prawnika zarabiającego 30k+ miesięcznie było śmieszne (i społecznie niesprawiedliwe). Ale dla właściciela sklepu ogólnospożywczego w Wronach Starych, większe składki to plajta biznesu (paradoksalnie Polski Ład juz może te słabe, socjalne biznesy położyć, jak dojdzie im comiesięczny podatek którego nie płacili dzięki składce NFZ).
3) w IDG masz jedność majątku firmowego i prywatnego, wiec nie śledzi się przepływów gotówki. Na koniec dnia z KPIR naprawdę nie wynika kiedy dołożyleś do biznesu a kiedy wypłaciłeś gotówkę. Odrębny podmiot w KRS wymagałby umowy pomiędzy mną a moją firma. Bo tylko na takiej podstawie mogę zrobić wyplatę gotówki.
4) fakt że spółek mamy dużo. Ale są to SPÓŁKI. Potrzebujesz wspólnika. Jak chcesz być singlem to spółka z o.o. z 1 udziałowcem to droga przez mękę. I słusznie bo broni to przed oszustwami w prawdziwych spólkach z o.o.
Stad pomysł na nowy jednoosobowy podmiot w KRS.
@brazylian
„A się udało, przy aplauzie większości społeczeństwa.”
Tak mi się przypomniał bankowy tytuł egzekucyjny, który był prawnie usankcjonowanym rozbojem. Gdyby stary TK go nie uwalił niedługo przed upadkiem PO, to dalej banki by go radośnie używały, bo nie wierzę, zeby pis z przyłębską go ubił.
Ja sobie tak przypominam słowa Gospodarza o negocjacjach wprawie podatkowym UK (kawałek „Taxman”), że sprawy szły ogólnie w dobrym kierunku, gdzy klasa średnia potrafiła się dogadać z klasą niższą, zaś pokumanie się klasy wyższej z niższą („wykształciuchy”, „niech jadą”) lub wyzszej z średnią („zausz firmę”) prowadziło do problemów.
W Polskim Ładzie widzimy piękne napuszczenie klasy niższej na średnią, najpierw przez mocno ekonomiczne podefiniowanie klasy średniej tak, że już management level 1 w korpo, albo lekarz na dwóch etatach ląduje w klasie wyższej. Potem przez tłumaczenie, że może 300 tysięcy będzie w plecy, ale za to 10 milionów do przodu.
To co rozczarowuje (ech naiwność), to że Polski Ład całkowicie nie mierzy się z tematem dochodów generowanych kapitałowo – skupia się wyłącznie na PIT. A przecież nierówności majątkowe generowane są z mocnym udziałem przychodów kapitałowych. Cały czas fascynuje mnie to, że praca opodatkowana jest od 9% do ponad 40% podczas gdy wynajem nieruchomości od 8,5% do 12,5% jeśli się nie chce amortyzacji liczyć. Obstawiam, że naszych krajowych milionerów Polski Ład obchodzi o tyle, że wzrosną im koszty ksiegowości aby porozliczane zostały podatkowe zawijasy zasobów ludzkich w ich przedsięwzięciach. Reszcza ich przychdów pozostanie nietknięta. Jestem głęboko przekonany, że ból spowodowany utratą kilku od stówek do kilku tysięcy kończy się na poziomie około 500 000 rocznie, a powyżej zostaje już sfera tych, któych opodatkowanie PIT nie obchodzi za bardzo.
W jednym z komentarzy przeczytałem, że podnoszenie obciążeń podatkowy pracy przy jednoczesnym utrzymaniu/obniżania podatkowych obciążeń kapitału jest mocnym hamulcem migracji międzyklasowych.
Moje uzasadnienie wsparcia wyborców PIS dla reformy: „może i te dwie stówki co mam więcej już dawno zeżarła inflacja, no ale najważniejsze że się wzieli za tych doktorków i derektorków z Warszawy. Wyją aż miło posłuchać”.
@Cuauhtemoc
„1) dzisiaj jest tak ze w worku IDG masz 2 mln osób z czego pewnie 60% to tylko arbitraż z UoP i ucieczka od podatków. Ale są też prawdziwi przedsiębiorcy. Tacy z cover story magazynu „Sukces” ale tez magazynu „Porażka”. i przepisy muszą być fair dla obu (czyli progresywne IMHO).”
Czyli się zgadzamy, że progresja i proporcjonalność dla DG jest ok. Weź pod uwagę, że takim prawdziwym przedsiębiorcą wg polskiego prawa jest też np. prywatnie praktykujący psychoterapeuta.
„2) łatwo powiedzieć by opodatkować IDG jak UoP ale tak prosto się nie da. Bo nie masz podstawy. Albo każdy ma inną.”
Tu jedyny problem jest gdy JDG nie generuje przychodu. Co wtedy ze składką na ubezpieczenie zdrowotne i samym ubezpieczeniem. Bo pozostałe składki są „kumulacyjne” i jak nie składasz, to nie dostaniesz. Ale można wprowadzić minimalną składkę na ubezpieczenie zdrowotne (np. w wysokości obecnego dobrowolnego) i styknie.
A jak zarabiasz to składki od przychodu, a podatek od dochodu. Standardowo. Nie widzę problemu, ale bynajmniej specjalistą pod składek i podatków nie jestem.
„3) w IDG masz jedność majątku firmowego i prywatnego, wiec nie śledzi się przepływów gotówki. Na koniec dnia z KPIR naprawdę nie wynika kiedy dołożyleś do biznesu a kiedy wypłaciłeś gotówkę.”
Będąc na etacie też czasem musisz dołożyć do biznesu zwanego życiem.
„Odrębny podmiot w KRS wymagałby umowy pomiędzy mną a moją firma. Bo tylko na takiej podstawie mogę zrobić wyplatę gotówki.”
Cały czas mi się wydaje, że to jest zabawa dla zabawy, bo i tak sam odpowiadasz za wszystko.
„4) fakt że spółek mamy dużo. Ale są to SPÓŁKI. Potrzebujesz wspólnika. Jak chcesz być singlem to spółka z o.o. z 1 udziałowcem to droga przez mękę. I słusznie bo broni to przed oszustwami w prawdziwych spólkach z o.o.”
No fakt. Ale przypuszczam, że przy KRSowej JDG też każdy kwit musiałbyś przepuszczać przez notariusza.
@brazylian23
Trochę się dziwię Twojej deklaracji głosowania na PO. Tak skrótowo:
– w czasach, gdy remedium na bolączki Polaków wg PiS było 500plus, to środowiska okołoPO dość literalnie proponowały alternatywny w postaci „zmień pracę, weź kredyt”.
– PiS w międzyczasie wdrożył swoje Mieszkanie plus, które przynajmniej w założeniach jest dość ciekawe. Szczególnie pomysł wykorzystania działek kolejowych ma potencjał na bycie polską wersją polityki Transit Oriented Development z samofinansującym się mechanizmem uderzającym na raz w problemy mieszkaniowe oraz problemy związane z wykluczeniem transportowym (także innych obszarów zlokalizowanych wzdłuż danej linii kolejowej). Zatem dzisiaj jesteśmy raczej na etapie sprawdzania czy to działa, dlaczego nie, i jak to poprawić.
– wiara w to, że polityka państwowa może przynieść lepszy efekt niż „danie ludziom swobody” w Polsce bywa nazywana wręcz bolszewią. Jakieś programy, w stylu negocjacje refundacji leków i ich sprzedaż seniorom za piątaka, to zdaje się pomysły lewicowe.
– 500plus jest dość radykalną wersją „dania ludziom swobody”. Jeśli w efekcie środowiska, które na co dzień sugerują, by oddać ludziom sprawy w swoje ręce zamiast podejmować za nie decyzje na szczeblu państwowym, zaczynają to gwiazdkować „nie dotyczy biedaków, bo Ci to tylko i wyłącznie przepiją”, to owe środowiska same strzelają sobie swoim fałszem w kolano w oczach sporej części społeczeństwa.
– poziom ubóstwa dość regularnie mierzy GUS i myślę, że można zaryzykować twierdzenie, że te 400 tysięcy dzieciaków żyjących w skrajnym ubóstwie może być niedożywionych. Tak czy inaczej rzeczywiście ocena polityki powinna uwzględniać obie strony równania. Zastanawianie się czy utrudnienie wyłudzania socjalu tysiącowi osób rekompensuje koszt w postaci tego, że stu tysiącom realnie potrzebującym pomocy się ją odbierze, to jednak trochę poważniejszy poziom rozważań od „patrz Pan, Mietek zjadł darmowy obiadek, a na biedę nie cierpi”.
– jeśli po owej ankiecie określającej czy jesteś niedożywiony odbyła się rozmowa z Twoimi rodzicami, to prawdopodobnie celem tej ankiety był jedynie odsiew sytuacji potencjalnie problematycznych od tych nieproblematycznych; nie miała ona sama w sobie szczególnej mocy decyzyjnej.
@Obywatel, @brazylian23
W kwestii „szerzej po co nam te pieniądze, co chcemy za nie mieć jako państwo czy społeczeństwo” się zgadzamy: państwo powinno te problemy rozwiązywać systemowo, poważnie i w sposób przemyślany. Ale. To nie jest tak, że społeczeństwo dostało wybór, np. albo lokale komunalne albo zakup na kredyt po zbójeckiej cenie. Albo prywatna służna zdrowia, albo działająca publiczna. Itd. Bo nie dostało. Wybór był: albo byle jaka opcja „ratunkowa”, albo w zasadzie NIC. Więc argumenty, że coś (np. 500+; szaleństwa nie-Ładu nie bronię) jest gorsze od rozwiązania optymalnego i systemowego mijają się z celem.
Podałem przykład zdrowia (jako kontry do absurdalnego „tylko nieco lepiej ubranego”) żeby podkreslić, że chodzi o 1) żywych ludzi; 2) poważne i długotrwałe konsekwencje dla tych żywych ludzi; 3) konieczność załagodzenia problemu JUŻ.
@brazylian23
„ale nie można bronić programu tylko z uwagi że „komuś” pomógł”
– Można. A jeśli milionom, to nawet wypada.
„na ile faktycznie u najuboższych 500+ przekłada się na inwestowanie w zdrowie dzieci”
– Z pewnością się przekłada lepiej, niż przekłada się popadanie w spiralę zadłużenia.
„Czas i tak upłynie.”
– A w trakcie tego upływu nieodwracalnie spieprzyłoby się życie niebagatelnemu odsetkowi kolejnego pokolenia. Jeśli dobrze cię rozumiem, to spieprzyłoby się w imię tego, że gdzieś w świecie idei istnieje Rozwiązanie Systemowe, które z jakiegoś powodu jest „paraliżowane” przez to kiepskie nie-rozwiązanie doraźne. Tak skutecznie paraliżowane, że było sparaliżowane, zanim nie-rozwiązanie doraźne się pojawiło.
@Bardzozly:
„– Można. A jeśli milionom, to nawet wypada.”
Niezależnie od jego kosztów społecznych?
„– A w trakcie tego upływu nieodwracalnie spieprzyłoby się życie niebagatelnemu odsetkowi kolejnego pokolenia. Jeśli dobrze cię rozumiem, to spieprzyłoby się w imię tego, że gdzieś w świecie idei istnieje Rozwiązanie Systemowe, które z jakiegoś powodu jest „paraliżowane” przez to kiepskie nie-rozwiązanie doraźne. Tak skutecznie paraliżowane, że było sparaliżowane, zanim nie-rozwiązanie doraźne się pojawiło.”
Ale niezależnie od tego, czy realizujemy scenariusz „brak rozwiązywania problemów systemowych i brak 500+” czy „brak rozwiązywania problemów systemowych i 500+” to większość tego pokolenia i tak będzie miała złamane życie. Po prostu zostanie ono złamane w innym momencie – jako dzieci zjedzą więcej/lepiej, ubrane będą lepiej czy pojada na kilka wycieczek więcej (choć nie jestem przekonany czy to będzie jakiś duży odsetek dzieci), za to jako młodzi dorośli będą się borykali z bezrobociem i brakiem szans na mieszkanie. Ponieważ zarówno bezrobocie, jak i spadek zdolności kredytowej będą szły w parze ze zwalczaniem inflacji lub pojawią się w wypadku wysokiej inflacji. A zwyczajnie pompowanie rocznie ok. 70 miliardów w ramach transferów bezpośrednich w rynek musi do tego doprowadzić. Drugim czynnikiem negatywnie wpływającym na szanse warstw słabszych gospodarczo będą kapitały zgromadzone przez rodziców oszczędzających 500+ i zabezpieczających je przed inflacją. My leczymy raka apapem i się cieszymy, że nieco mniej boli. To się nie skończy dobrze.
Dalej, żaden z transferów socjalnych jak do tej pory nie był powiązany z realnym podniesieniem podatków. Po prostu siekierowano inne, niekiedy kluczowe wydatki starannie omijając kroplówkę dla funfli obecnej władzy. To nie jest redystrybucja, to jest przejadanie środków.
I tak, wdrożenie transferów bezpośrednich w taki sposób, w jaki je wdrożono paraliżuje inne, faktyczne rozwiązania tych problemów w przyszłości. Raz że wiąże środki finansowe które można by było zużyć mądrzej, dwa przyzwyczaja społeczeństwo do otrzymywania takiej formy pomocy: równej dla wszystkich, wymiennej na dowolny towar, dysponowanej przez uprawnionego i comiesięcznej. Program budowy mieszkań komunalnych czy dofinansowania opieki zdrowotnej nie wygra w propagandzie z programem zmiany 500+ na 750+.
Ogólnie, system ewoluuje w kierunku amerykańskiego, gdzie z jednej strony topi się wcale nie tak małe środki w transfery mniej lub bardziej bezpośrednie i różne dziwne programy mające dać warstwom słabszym dostęp do konsumpcji w systemie wybitnie sprywatyzowanym (polecam poguglać jak działa system food stampsów w USA, ciężko nie odnieść wrażenia że nie tyle ma on na celu komukolwiek pomóc, co podtrzymać konsumpcję i św. PKB).
@loleklolek_pl
„– jeśli po owej ankiecie określającej czy jesteś niedożywiony odbyła się rozmowa z Twoimi rodzicami, to prawdopodobnie celem tej ankiety był jedynie odsiew sytuacji potencjalnie problematycznych od tych nieproblematycznych; nie miała ona sama w sobie szczególnej mocy decyzyjnej.”
To zrobiono to wybitnie nieefektywnie, gdyż szkoła była w budynku z okresy cudów, kiedy PRL umiał zbudować osiedle z infrastrukturą oraz przeplatać domy jednorodzinne z blokami, a ankieta miała miejsce kiedy przerwa w szkole to była przerwa i trwała 20 minut – i kiedy ani uczniowie nie bali się wyjść poza teren szkoły przez dziurawy płot, ani nauczyciele nie pilnowali zbytnio dziurawego płotu.
Część uczniów nie brała z sobą jedzenia do szkoły ponieważ mieszkała o minutę-dwie marszu od szkoły do domu i po prostu po jedzenie mogła podejść, część uczniów faktycznie ubogich mogła zaś skłamać w ankiecie („tak, miałem kanapki, ale zjadłem”) ze wstydu, część mogła mieć dowolnie inne powody – pamiętam jeszcze, że wynik ankiety był absurdalny, gdyż większość mojej klasy okazała się niedożywiona w takim lub innym stopniu (były jakieś bardzo dziwne kryteria – zdaje się, że pytano jedynie o śniadanie przed szkołą, drugie śniadanie do szkoły i obiad na stołówce, ale po dwóch dekadach szczegółów mogę nie pamiętać – pamiętam, że pomimo bycia najgrubszym dzieciakiem w klasie wyszedłem na najbardziej zagłodzonego). Dalej, oparto ją o rozmowy z dzieciakami zamiast o faktyczne sprawdzenie jak sobie poszczególne rodziny radzą, więc nawet pod kątem wyszukania potrzebujących to nie za bardzo miało szansę zadziałać. Zarówno poszukiwanie potrzebujących jak i dystrybucja pomocy legły.
Co ciekawe, nikt nie wpadł na pomysł by zamiast tokenowych inwestycji w szkolnictwie z tamtego czasu (a trochę ich było, pamiętam wielką akcję montowania szafek na korytarzach które w sumie nie za bardzo były sensowne, bo ani ich nie starczyło dla uczniów, ani chyba nie były zbyt pojemne, a finalnie zostały typowymi szafkami do przechowania rzeczy zbędnych całkowicie – a jak przed montażem dzieciaki nosiły przeciążone tornistry pełne pstrokatych i drogich podręczników na kredowym papierze, tak nosiły dalej po montażu szafek) po prostu zafudnować wszystkim dzieciom obiadu – i tym samym odwrócić logikę numerkową („Maciuś je obiad w szkole bo mu rodzice kupili na ten miesiąc, Marcelka ponieważ jest biedna i opłaciła jej gmina, a Grześ zjadł bo jest łakomy i zostało na drugą turę”) na logikę beznumerkową („prawie wszyscy jedzą za darmo, za wyjątkiem Brazylka który jest wybredny, Arka który mieszka po sąsiedzku i woli zjeść z rodzicami po szkole, oraz Iwonki ponieważ ma alergię pokarmową”). Tym bardziej, że nawet pełna cena „abonamentu na stołówkę” nie była jakaś porażająca, a skoro codziennie były spore nadwyżki to chyba też nie było problemu z przepustowością kuchni (to jeszcze były czasy, kiedy jedzenie robiły zatrudnione przez szkołę kucharki, jakieś pomysły w stylu osobnej firmy do obsługi stołówki przyszły dopiero gdy byłem w liceum, przyjechały jakoś z gimbusami, chyba żeby było bardziej amerykańsko).
Ogólnie tamte czasy (przełom XX i XXI wieku) to był czas jakichś bardzo dziwnych koncepcji szkolno-żywieniowych. Pamiętam jeszcze jakąś efemeryczną akcję rozdawania uczniom nieszczególnie świeżych jabłek i naprzemiennie soku i mleka. Nieszczególnie ktoś to brał, sam program umarł dosyć szybko i raptownie. Jakiś szczególnie lokalny nie był, ponieważ nawet we „Włatcach Móch” go sparodiowano.
„poziom ubóstwa dość regularnie mierzy GUS i myślę, że można zaryzykować twierdzenie, że te 400 tysięcy dzieciaków żyjących w skrajnym ubóstwie może być niedożywionych.”
GUS mierzy to bardzo mechanicznie, z raczej podobną skutecznością jak ostatni spis powszechny i szacowanie ludności miast i całego kraju. Ja naprawdę uważam, że poziom niedożywienia powinno się zbadać jakoś systemowo, sprawdzając ilu uczniów faktycznie jest niedożywionych (dawno temu były jakieś bilanse zdrowia uczniów czy czegoś w szkołach wszystkich stopni, wykonywane w „moich” szkołach z raczej dużą dozą tumiwisizmu. Na ostatnim, już w liceum, klasowego metala zważono i zmierzono wraz z glanami, czemu ten mierzenie i ważenie miało służyć to nie bardzo wiem, obliczano liczbę metrów bieżących w uczniach chyba).
„– 500plus jest dość radykalną wersją „dania ludziom swobody”. Jeśli w efekcie środowiska, które na co dzień sugerują, by oddać ludziom sprawy w swoje ręce zamiast podejmować za nie decyzje na szczeblu państwowym, zaczynają to gwiazdkować „nie dotyczy biedaków, bo Ci to tylko i wyłącznie przepiją”, to owe środowiska same strzelają sobie swoim fałszem w kolano w oczach sporej części społeczeństwa.”
O ile mi wiadomo nie mam w nicku „środowiska”, więc co tam jakiś Środowisko pisze to proszę wyjaśniać z nim. Ja wskazałem swoje zastrzeżenia do programu socjalnego PiS powyżej i o tym mogę dyskutować, nie o tym co pisał ktoś inny.
„– w czasach, gdy remedium na bolączki Polaków wg PiS było 500plus, to środowiska okołoPO dość literalnie proponowały alternatywny w postaci „zmień pracę, weź kredyt”.”
Jest to fakt medialny niewiele mniej nieprawdziwy od Komorowskiego włażącego na krzesło. Rzeczona porada padła do dosyć konkretnego działacza PiS w odpowiedzi na bardzo konkretne pytanie. Nie było częścią programu wyborczego PO.
„– PiS w międzyczasie wdrożył swoje Mieszkanie plus, które przynajmniej w założeniach jest dość ciekawe. Szczególnie pomysł wykorzystania działek kolejowych ma potencjał na bycie polską wersją polityki Transit Oriented Development z samofinansującym się mechanizmem uderzającym na raz w problemy mieszkaniowe oraz problemy związane z wykluczeniem transportowym (także innych obszarów zlokalizowanych wzdłuż danej linii kolejowej). Zatem dzisiaj jesteśmy raczej na etapie sprawdzania czy to działa, dlaczego nie, i jak to poprawić.”
Mówimy o tym programie, który nie wyszedł, ponieważ chciano budować „tanie mieszkania” za pomocą prywatnych deweloperów? Co nie w nim nie wyszło? WSZYSTKO. Program oparty o „dobrze, to skoro mamy idiotyczny system budowy na kredyt zmiennoprocentowy to zbudujemy, ale taniej, właściwie to powiemy że to taniej, może łykną”.
Z mieszkalnictwem komunalnym jest nieco jak z seksem: napięcie seksualne można rozładować poprzez seks z akceptowanym partnerem(wyłącznie), nie zaspokoimy go bonem na pornografię. Zapotrzebowania na mieszkania dostępne dla warstw niższych można zaspokoić wyłącznie wprowadzając na rynek odpowiednio duży pakiet mieszkań faktycznie dostępnych dla warstw społeczeństwa bez zdolności kredytowej. I tak, oznacza to że rzeczone mieszkania będą przynosiły w dużej części straty oraz nie zwrócą się koszty ich budowy w czynszach. I nie muszą, ponieważ mieszkania komunalne, podobnie jak socjalne, są formą redystrybucji, która żeby się spinać musi polegać na finansowaniu z podatków (w dużej mierze pochodzących od klasy średniej – pośrednich w rodzaju VAT-u) części konsumpcji mniej zamożnej części społeczeństwa.
Mam w rodzinie trójkę zatwardziałych pisowców (para emerytów, urzędniczka z małego miasteczka), w jakimś sensie jest zabawne, ale wszyscy zyskują na Ładzie. Można powiedzieć: precyzyjne celowanie własne elektoratu.
—
Inny humorystyczny fakt: pod rządami prorodzinnego rzadu opłaci mi się rozliczać oddzielnie.
—
Co do wynajmu mieszkań, trochę jednak zmieniono: ograniczenie amortyzacji.
—
Ogólnie PŁ wydaje mi się wystartował z niezłymi intencjami zwiększenia progresji i środków na ochronę zdrowia. W założeniach miał być pewnie drugim 500+, które spowoduje zachwyt rządem. Poległ przede wszystkim na poziomie operacyjnym. Dobrze znany ogromny chaos i nieuwzględnienie złożoności dochodów. Zabrakło kompetencji które kiedyś symbolizowała Rafalska i weszła ogromna bylejakość i dopychanie kolanem.
Jest to pewnie zmierzch rządzącego układu, który jak zresztą widać rozchodzi się w szwach (Gowin, Ziobro, kluczowość kilkuposłowego koła Kukiza).
Pytanie co będzie potem, bo chyba mamy z dobrze przygotowana bazą pod powrót retoryki: „uproszczenia i obniżenia podatków”.
@brazylian23
Ale oceniamy program w kontekście możliwości i ograniczeń głównych graczy/uczestników? Czy to raczej na zasadzie gdybania?
„Ale niezależnie od tego, czy realizujemy scenariusz „brak rozwiązywania problemów systemowych i brak 500+” czy „brak rozwiązywania problemów systemowych i 500+” to większość tego pokolenia i tak będzie miała złamane życie. Po prostu zostanie ono złamane w innym momencie”
Czyli lepiej, żeby nie było tych kilku. kilkunastu, kilkudziesięciu lepszych lat?
„A zwyczajnie pompowanie rocznie ok. 70 miliardów w ramach transferów bezpośrednich w rynek musi do tego doprowadzić. :
A, a quantity easing nie powoduje inflacji? Jak jesteśmy częścią globalnej gospodarki to dodruk gdzie indziej nie powoduje inflacji?
„My leczymy raka apapem i się cieszymy, że nieco mniej boli. To się nie skończy dobrze.”
Dokładnie, cieszmy się, że k…a mniej boli. Sorry, ale to jest jedynie możliwe teraz – z taką władzą i z taką opozycją.
„… starannie omijając kroplówkę dla funfli obecnej władzy”
Ale zaraz – kto powiedział, że to dobrze?
„Dalej, żaden z transferów socjalnych jak do tej pory nie był powiązany z realnym podniesieniem podatków. ”
Sorry, ale uszczelnienie systemu jest realnym zwiększeniem wpływów!
„I tak, wdrożenie transferów bezpośrednich w taki sposób, w jaki je wdrożono paraliżuje inne, faktyczne rozwiązania tych problemów w przyszłości.”
I tak, ta władza i ta opozycja pozwoliła tylko na tyle. Deal with it.
” dwa przyzwyczaja społeczeństwo do otrzymywania takiej formy pomocy”
Cóż, ludzi przez kilkadziesiąt lat byli przyzwyczajanie, że nie ma pieniędzy – za PO to był chyba Boni kontra Rostowski. I nagle przez 7 lat pieniądze się znalazły. Wow ludzie się przyzwyczają, że im lepiej i jeszcze będą się później tego domagać.
„Program budowy mieszkań komunalnych czy dofinansowania opieki zdrowotnej nie wygra w propagandzie z programem zmiany 500+ na 750+.”
So? Nie można robić jednego i drugiego? Z jednej strony – panie to leczenie raka appapem, a z drugiej dlaczego k…a czy ludzie nie chcą by bolało – to właśnie dlatego nie możemy spróbować chemioterapia.
„system ewoluuje w kierunku amerykańskiego”
So? Ameryka to przecież ziemia obiecana dla PIS, PO, Konfedrecji – no może Tekasas czy Floryda raczej niż Nowy Jork czy Kalifornia.
Chyba nikt z lewicowego bąbelka tutaj nie wyraził radości z tego powodu?
„Jest to fakt medialny ”
Przepraszam co to znaczy? Czy to był fakt? Pokazany w mediach? Nadano mu większą wagę niż Komorowski chciał? Ładnie podsumowywał działania rządu? Podejście core’wego elektoratu PO/UW/KLD?
„, nie zaspokoimy go bonem na pornografię.”
eeee, czyli masturbacja nie działa?
Nie łączyłbym QE ze teorią inflacji jako spirali płacowo-cenowej, ale też w ramach tej hipotezy wpływ 500+ jest po prostu marginalny patrząc na skalę wzrostu wynagrodzeń. Poza tym jest też marginalna wartość pieniądza w czasie i 500zł zmienia życie tych którym nie styka bardziej niż odłożone w obligacjach (skup 500+ jest zresztą oficjalną polityką rządu ze specjalnym produktem oszczędnościowym).
Ciekawi mnie co innego, ponieważ rzadko spotykana jest opinia że PPK to dobry program. A on składa się z tego samego: jest to niewaloryzowana dopłata.
@Bardzozly
Ja oczywiście nie jestem aż tak niemądry aby nie zauważyć, że hipoteza „ani 500+, ani systemu” jest możliwa. Ale wydaje mi się, że alternatywna opcja też była i uczciwość intelektualna mi nakazuje aby ją dopuścić. Czyli, że była opcja aby PiS nie działał na zasadzie dziecięcej reakcji na PO (dali vs nie dali) i wykonał wysiłek (np ta cała dyskusja Morawieckiego z lat 2015/2016 o pułapce średniego rozwoju, potem to padło) aby:
1/ Zrozumieć powody ograniczeń PO (głównie „pamięć” kryzysu 2009, ci sami ludzie byli w 2009 i w 2014 więc szansa że przeskoczą sami siebie była nikła)
2/ Zauważyć że „pierwsze prawdziwe pieniądze w PL” to właśnie okres 2014-2015 (gdyby teza o PL w ruinie była prawdziwa to by nie było 500+). 2015 to był taki dziwny rok w którym po raz pierwszy w życiu okazało się że zarobiliśmy trochę gorsza, Tusk w to nie wierzył, nikt w to nie wierzył. A jednak…
3/ Ludzie mają traumę „bytową” ostatnich 30 latami ale też byli (?) gotowi na wyjście z tego „kartonowego państwa” ale ktoś im musiał powiedzieć jak. Teraz (zwł po Ładzie) to zostało finalnie zabite i jest tylko „bierze forsę i w nogi”
Szybko się okazało, że Kaczyński to „karton & 500+”. Te 200-300 mld zł, górnolotnie można powiedzieć taki dorobek, posag ostatnich 30 lat (co ważne – to byłą ekstra kasa bez jakiegoś podnoszenia podatków!!!), się „rozpłynęło” co dobrze pokazał np Covid i służba zdrowia.
Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że Polska może być lepsza, mieć jakieś lepszy pomysł na siebie niż pozostałe 180 krajów. Cała literatura o nieudanych transformacjach różnych krajów jest pełna przykładów kogoś kto miał zasoby na modernizację ale intelektualnie nie był do niej zdolny. Od co najmniej 18 wieku mamy regularnie raz na 50-100 lat takie sytuacje (pierwszy Sas, Poniatowski, IIRP, PRL) i kończy się tak samo. Mogliśmy zdać ten egzamin na 5 ale jest 3-/2+.
Kropla optymizmu jest taka, że ileś z tego co sami za te 300 mld mogliśmy zrobić, zrobimy (?) za KPO. Ale 3 zastrzeżenia:
1/ To KE powie nam na co i ile wydać plus jest na to mało czasu więc będzie byle jak
2/ „Momentum” intelektualne na wybicie się na samodzielność w „państwowym myśleniu” poległo już na dekady.
3/ Lepiej dobrze wydać 1000 mld (KPO + nasze) niż tylko 700 mld (KPO)
@brazylian
Wydaje mi się, że uciekanie ze szkoły w czasie, gdy spoczywa na niej odpowiedzialność prawna za dziecko tylko po to, by zjadło sobie bułeczkę w domu, to jednak wystarczający powód, by porozmawiać o tym z rodzicami (niekoniecznie na oczach dziecka). Nawet na przełomie wieków. A pomysł „fundowania obiadu wszystkim” ma coś z pomysłu dawania wszystkim pięciu stówek (codzienne obiadki są trochę tańsze, a w tamtych czasach nawet bardziej niż teraz myślano o tym, jak uszczelnić system, żeby żadna królowa socjalu nie miała darmowego obiadku). Nie to, żebym był szczególnie czy przeciw, ale dyskusja robi się trochę kołowa.
A co do mieszkania plus, to przed skomcianiem rzuciłem tam okiem i wygląda na to, że jednak coś tam się zaczęło oddawać. Teraz opozycja ma czas na krytykę. Przed wyborami będzie tylko „Kowalscy odebrali klucze do wynajmowanego tanio mieszkania. W 2015 Bronek proponował na problemy mieszkaniowe zmianę pracy i wzięcie kredytu. Kredyty bardzo podrożały przez sytuacje na rynku światowym (czyt. Tuska) oraz pazerności banksterów chronionych przez UE, ale dzięki tarczy antyWIBORowej 5.0 Nowakowie odetchnęli z ulgą”.
@alternatywny socjal
Problem polega na tym, że oba komponenty socjalu („transfery bezpośrednie” i „infrastruktura społeczna”) są potrzebne i komplementarne, bo po prostu pełnią różne funkcje. Prawdziwa bieda w tym, że łatwiej jest zająć tym pierwszym i to jest główną przyczyną, dla której PiS to zrobił (małe koszty duży zysk – polityczny).
Kol. Bardzozly ma 100% racji, 500+radykalnie zmieniło życie co najmniej paru milionów ludzi na lepsze, uwagi o inflacji i nierównościach obligacyjno-oszczednosciowych są mocno… nietrafne w sytuacji gdy 1. Inflacja rośnie wszędzie, z całkiem innych przyczyn niż ten czy inny transfer społeczny w półperyferyjnym kraju wschodniej UE (pomijając fakt, że trzeba by przyjąć że efekt inflacyjny wystąpił 6 lat po wprowadzeniu programu) 2. ludzie z nizin społecznych mają pod górkę w zasadniczym stopniu (pod jedną z poprzednich notek była dyskusja o odziedziczonych mieszkaniach w mieście). 500+ ułatwia straty w życie, czyli tak czy owak poprawia sytuację. A tak naprawdę to skalę zmian zobaczymy za jakieś 10 czy 20 lat, tak jak było z tymi przysłowiowym i tysiąclatkami.
@zmiany nastawienia wyborców w że. z 500+
To jest także pozytywny efekt tego programu, ludzie zaczynają mieć wymagania wobec rządzących. W dłuższej perspektywie to optymistyczna perspektywa. Ktoś napisał wyżej o „upokorzeniach” przy korzystaniu z pomocy społecznej. No więc to były (są) po prostu upokorzenia, cholernie bolesne. 500+ pokazuje, że tych upokorzeń może być mniej a państwo może rzeczywiście rozwiązywać problemy. Pomijając wszystko inne – jakość demokracji i możliwość wprowadzania zmian zależy także od tego czy obywatele czują się upokarzani i czy mają jakąkolwiek wiarę w te zmiany.
@unikod:
Niewaloryzowana dopłata w PPK jest pomijalna – raptem 250 złotych na start i 240 złotych rocznie, zachowywane jedynie w wypadku niewypłacenia nic z programu aż do osiągnięcia wieku emerytalnego.
Pozytywy PPK wynikają z innych przyczyn:
– główny ciężar ponoszą pracodawcy – a mamy bardzo duży problem ze zbyt małym udziałem pracowników w wypracowanych przez przedsiębiorstwa zyskach, więc każdy program podnoszący płace jest pozytywny,
– jest programem oszczędnościowym – zgromadzone środki (poza dopłatami od państwa) są w 100% do dyspozycji uczestnika programu. Znaczy, 100% jego składki i 70% składki pracodawcy może w dowolnym momencie i z dowolną częstotliwością (nawet co miesiąc) wypłacić na konto, a 30% składki pracodawcy powiększy kapitał emerytalny uczestnika w ZUS,
– ma niejako wbudowaną funkcję edukacyjną: dla wielu uczestników są to pierwsze w życiu systematyczne oszczędności.
Główną wadą jest… możliwość wypisania się z programu, która po pierwsze jest absurdalna w porównaniu ze scenariuszem comiesięcznych wypłat (osoba niezainteresowana programem może albo się z niego wypisać i nie płacić ani swojej składki, ani zaliczki PIT od składki pracodawcy, albo może zostać w programie i co miesiąc składać polecenie zwrotu środków z PPK – w tym drugim scenariuszu otrzymuje więcej pieniędzy). Po drugie możliwość wypisania się zapewne skutkuje tym, że gdzieniegdzie w Polce pracodawcy naciskają na pracowników, by ci rezygnowali. Jest to oczywiście nielegalne, ale doskonale wiemy że PIP i otoczka działają jak większość rzeczy w naszym pięknym kraju.
„ale też w ramach tej hipotezy wpływ 500+ jest po prostu marginalny patrząc na skalę wzrostu wynagrodzeń.”
Wydaje mi się, że oprócz samego wzrostu wynagrodzeń istotne jest to, na co rzeczone pieniądze idą. Jakby każdemu dać po 1000 złotych co miesiąc to inaczej by to oddziaływało gdyby każdy poszedł do Biedronki na zakupy, a inaczej jakby kupił akcje czy inny papier teoretycznie wartościowy. Albo oddał bankowi, bo mu rata wzrosła. Nie wydaje mi się, by pieniądze przekazane za papiery wartościowe, które to pieniądze zostaną następnie wydane na kolejne papiery wartościowe podbiły CPI.
Pamiętać jednak należy, że pieniądz nie zmienia się magicznie w dobra. Transfery bezpośrednie mogą poprawić dostęp do jakiegoś dobra, o ile ono w ogóle jest na rynku lub wzrośnie jego podaż. Jeżeli jednak zwyczajnie nie ma danego dobra, ani nie wzrośnie jego podaż to dopłaty do zakupu tego dobra raczej po prostu podbiją jego cenę niewiele zmieniając w ogólnej sytuacji.
@Bardzozly:
„Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że Polska może być lepsza, mieć jakieś lepszy pomysł na siebie niż pozostałe 180 krajów. Cała literatura o nieudanych transformacjach różnych krajów jest pełna przykładów kogoś kto miał zasoby na modernizację ale intelektualnie nie był do niej zdolny. Od co najmniej 18 wieku mamy regularnie raz na 50-100 lat takie sytuacje (pierwszy Sas, Poniatowski, IIRP, PRL) i kończy się tak samo. Mogliśmy zdać ten egzamin na 5 ale jest 3-/2+.”
Tak, to jest taka polska klątwa. Ile razy pojawia się szansa na to, by wreszcie zacząć rozwiązywać problemy strukturalne, niemal tyle samo razy okazja ta jest marnowana bądź na tokenowe inwestycje (w rodzaju stadionów czy innego CPK), bądź środki i szanse „się rozpływają”. I wydaje się to trwałe.
Jest to niesamowicie zabawne, gdyż jednak od czasu do podejmuje się jakąś próbę rozwiązania problemu, i nawet jeżeli powstaje namacalne i działające częściowe rozwiązanie to nadal ani klasa polityczna, ani społeczeństwo zdaje się nie widzieć, że problemy są rozwiązywalne. Istnienie popeerelowskich wielkopłytowych blokowisk nie jest w odczuciu opiniona publicznego dowodem na to, że da się rozwiązać problemy mieszkalnictwa poprzez budownictwo komunalne (ani nawet na to, że planowanie przestrzenne działa i niekoniecznie bloki muszą być z dala od infrastruktury budowane dodatkowe w logice „betonować wszystko”), tuskowe autostrady zaś nie dowodzą generałowi publicznemu że da się rozwiązać problemy komunikacyjne w kraju.
Generalnie, bardzo często odnoszę wrażenie że problemy społeczne w naszym kraju najczęściej rozwiązuje się metodami, które są:
– kosztowne finansowo,
– kosztowne społecznie,
– nieefektywne.
Innym przykładem może być dostęp do edukacji wyższej. Mamy z jednej strony wręcz gigantyczne uczelnie w metropoliach o poziomie mniej lub bardziej przyzwoitym, z drugiej strony są one trudnodostępne dla warstw ekonomicznie słabszych (brak dojazdu spoza metropolii, kaleki system stypendialny), z trzeciej strony mamy dosyć kosztowny i raczej umiarkowanie efektywny system PUZ-ów oferujących owszem, edukację wyższą, ale nie zawsze potrzebną na rynku (jak kiedyś przeglądałem rynek PUZ-ów to odniosłem wrażenie, że każdy z nich ma za punkt honoru prowadzenie licencjackiej administracji i magisterskiej pedagogiki).
@loleklolek_pl:
„A pomysł „fundowania obiadu wszystkim” ma coś z pomysłu dawania wszystkim pięciu stówek (codzienne obiadki są trochę tańsze, a w tamtych czasach nawet bardziej niż teraz myślano o tym, jak uszczelnić system, żeby żadna królowa socjalu nie miała darmowego obiadku).”
Jedynym punktem wspólnym jest pochodzenie środków na fundowanie świadczenia. Są dosyć fundamentalne różnice między świadczeniami rzeczowymi, a transferami bezpośrednimi. Choćby to, że obiad albo dziecko zje, albo nie zje (gdy nie będzie głodne) a cel świadczenia (nakarmienie głodnych dzieci) będzie spełniony niezależnie od problemu inflacji, problemów finansowych rodziny które mogą poskutkować alternatywnym wykorzystaniem transferu bezpośredniego czy niefinansowych przyczyn niedożywienia.
Oczywiście, można traktować świadczenia rzeczowe i transfery bezpośrednie zamiennie. Ale potem niech nas nie zdziwi, jak przy któryś wyborach kolejna wzmożona partia zaproponuje np. „500+ na ubezpieczenie zdrowotne”, a drugą ręką zacznie demontować system publicznej opieki zdrowotnej. Albo że nagle pomysł konfederackich bonów edukacyjnych zacznie zyskiwać w oczach wyborców. I efektem będzie z jednej strony kosztowny program, z drugiej strony faktyczny demontaż sfery, która miała być przez ten transfer obsługiwana.
@s.trabalski:
„To jest także pozytywny efekt tego programu, ludzie zaczynają mieć wymagania wobec rządzących.”
Nie jestem pewien, czy zmiana nastawienia ludności do państwa z „państwo powinno zorganizować” na „państwo powinno dać pieniądze i się nie interesować” jest takie korzystne w dłuższej perspektywie. Obawiam się, że będzie duża grupa wyborców, która bez problemu przejdzie z „państwo powinno dać pieniądze” na „państwo powinno nie zabrać pieniędzy w podatkach”.
„Problem polega na tym, że oba komponenty socjalu („transfery bezpośrednie” i „infrastruktura społeczna”) są potrzebne i komplementarne, bo po prostu pełnią różne funkcje. Prawdziwa bieda w tym, że łatwiej jest zająć tym pierwszym i to jest główną przyczyną, dla której PiS to zrobił (małe koszty duży zysk – polityczny).”
Roczny koszt 500+ wg. właściwego ministerstwa: ok. 41 mld złotych.
Budżet NFZ: ok. 112 mld złotych.
Koszt szkolnictwa wyższego ze środków krajowych: ok. 21 mld złotych.
To nie są małe środki. Prawie dwa razy więcej jak na szkolnictwo wyższe lub ok. 1/3 budżetu NFZ.
Muszę zabrać głos w sprawie 500+. Pechowo się nie załapałem, choć zabrakło mi dosłownie miesięcy. Mam wielu znajomych, którzy są wielkomiejską klasą średnią, a zarabiają nawet mniej ode mnie. Przeciętna płaca w Agorze jest mniej więcej równa przeciętnej płacy w Polsce co oznacza, że większość ma poniżej tego i zarabia powiedzmy 4000 brutto. Tak, mam na myśli dziennikarzy, których lubicie czytać (albo raczej słuchać, bo w radiu jest jeszcze gorzej niż w gazecie). Dla tych znajomych 500+ było manną z nieba, ratunkiem, szansą na wyjście z długów, szansą na pierwsze normalne wakacje.
Dyskusje o 500+ bezsensownie skupiają się na „patusach z prowincji”, rozmówcy (także powyżej) automatycznie zakładają, że benficjentami są wyłacznie jakieś środowiska zagrożone wykluczeniem. Ale to była rewolucja w życiu także dziennikarzy takich jak ja – tzn. nie gwiazd hołubionych przez kierownictwo, jak Eliza Michalik czy Witold Gadomski, tylko takich szarych wyrobników klawiatury czy mikrofonu.
Co zresztą znów potwierdza tezę, że decyzje wyborcze są zazwyczaj irracjonalne. Przecież wśród tych moich znajomych praktycznie nie ma elektoratu PiS (pisowców deziomuję).
Ale pojawiająca się tu teza, że „za 10 lat te środowiska srogo za to zapłacą” też nie ma sensu. Kolegowie, czy wy nigdy nie byliście w sytuacji zarabiania poniżej średniej? Albo nawet lekko powyżej? Przecież wtedy pytanie brzmi „które rachunki uda mi się opłacić w tym miesiącu”, a nie „co będzie ze mną w 2040”.
@brazylian23
„To nie są małe środki.”
– To nie są małe problemu małej ilości ludzi. A „wiąże środki finansowe które można by było zużyć mądrzej” można powiedzieć dokładnie o każdym wydatku.
„tuskowe autostrady zaś nie dowodzą generałowi publicznemu że da się rozwiązać problemy komunikacyjne w kraju”
– Słusznie, że nie dowodzą. Bo nie rozwiązują problemów komunikacyjnych w kraju. Są właśnie takim transportowym odpowiednikiem 500+: znacząco łagodzą sytuację, która stawała się nie do wytrzymania dla dużej grupy ludzi. Ale długofalowo lepsze (i zapewne tańsze) byłoby ostre, masowe postawienie na transport zbiorowy.
„ani klasa polityczna, ani społeczeństwo zdaje się nie widzieć, że problemy są rozwiązywalne”
– Społeczeństwo zdaje się doskonale rozróżniać, że ogólniejsza rozwiązywalność problemów a rozwiązywalność przez konkretnych rządzących (czy elity, czy wstaw inne określenie) w konkretnych okolicznościach, to jednak dwa różne zagadnienia.
@Obywatel
„alternatywna opcja też była i uczciwość intelektualna mi nakazuje aby ją dopuścić”
– Tak, ale ta sama uczciwość nakazuje zwrócić uwagę rozróżnienie wspomniane wyżej. Ogólnie: dobrze gadasz.
„co dobrze pokazał np Covid i służba zdrowia”
– Co ciekawe, Covid pokazał też, że można pewnym grupom ludzi zrobić dobrze w zasadzie bezkosztowo. Przecież nagle okazało się, że jak ktoś dostaje na receptę te same leki od lat, to można jednak nie zmuszać tych emerytów do fatygowania się do przychodni co miesiąc albo trzy. Można wystawić receptę po kontakcie telefonicznym. Co wcześniej było Obiektywną Niemożliwością. (Tak samo, jak załatwianie wielu spraw urzędowych zdalnie). Ale to tak już na marginesie rozmowy.
@WO:
Ja patrzę i staram się pisać w offtopicu o 500+ w ujęciu ogólnym, akurat jak zostanie wykorzystane przez idealnie sferycznego alkoholika z prowincji mnie nie zajmuje. Skoro środki sa w formie transferu bezpośredniego, nie ma żadnych obostrzeń co do ich wykorzystania (ponieważ faktycznie, w praktyce tych obostrzeń nie ma lub są prawie nieegzekwowane) to beneficjent może je wykorzystać w dowolny sposób. Czy to whiskey, czy to na denaturat, czy to na kupno ROD/ROS (swoją drogą dziwi mnie że niemal nikt pisząc o 500+ nie uwzględnia bądź co bądź integralnej części programu jaką te ROD/ROS są).
Kwestia tego, czy ktoś się zajmuje czy nie zajmuje przykładowym rokiem 2040 i tego jak będzie wyglądało życie jego i jego dzieci jest z grubsza obojętne dla faktu, że rok 2040 kiedyś nastąpi. A obecne trendy gospodarcze nie są wesołe nawet w perspektywie lat trzydziestych.
@wo
Dokładnie tak. Powiem więcej – nawet dla osób zarabiających sporo powyżej średniej, ale mających dzieci i spłacających jeden czy drugi kredyt 500+ jest sporą ulgą. Dlatego trochę denerwuje mnie ten argument z obligacji – naprawdę niewielu Polaków ma takie dylematy. A poprawę odczuliśmy niemal wszyscy.
To sprowadzanie beneficjentów do mieszkańców prowincji, „patusów” cokolwiek to znaczy czy choćby „wykluczonych” to nie tylko irytujący paternalizm czy wyparcie ale też mechanizm napuszczania klasy średniej na niższą. Na dłuższą metę o wiele bardziej druzgocący niż ten odwrotny, o którym ktoś wyżej napisał i będący istotą taktyki politycznej tak PiS jak KO.
@autostrady i inna infrastruktura
Uczciwie zauważmy, że autostrady nie są do likwidowania problemów komunikacyjnych szarych obywateli a w każdym razie nie głównie. Tu chodzi o problem tirów wożących miliony ton towarów przez centra miast i wsi, osobówki to beneficjenci dodatkowi. Budowanie ich przez Tuska było po prostu konieczne z powodów podstawowych.
Ten proces nie jest zakończony, czas zabrać się np. za kolej. Problem transportu zbiorowego i infrastruktury społecznej jest innym problemem. Po prostu zajęto się tylko niektórymi palącymi problemami, a pozostałe pozostawiono odłogiem.
@brazylian23
„To nie są małe środki. Prawie dwa razy więcej jak na szkolnictwo wyższe lub ok. 1/3 budżetu NFZ.”
„Ja patrzę i staram się pisać w offtopicu o 500+ w ujęciu ogólnym,”
Ale jak patrzymy ogólnie to może popatrzeć na sąsiadów? Ile wydają na 500+, szkolnictwo wyższe czy NFZ? Może proporacje są podobne?
W tej chwili nie mam żadnych podstaw, aby ocenić czy te proporcje sa właściwe dla kraju UE na dorobku.
P.S. Nie oczekuję, że ktoś zrobi taką analizę dla mnie za darmo.
@brazylian23
To nie są małe środki, bo mamy niemałe zapóźnienia i potrzeby. I to raczej środki przeznaczane na NFZ czy szkoły powinny być wyższe.
@nastawienie że państwo ma dać
A tak właściwie to co w tym złego? Podatki i składki płacimy wszyscy (sprawdzić czy nie przysłowiowy Kulczyk czy, hmm, biskup). Im niżej na drabinie społecznej tym wyższym życiowym kosztem (taki VAT boli bardziej gdy w markecie deliberujesz co możesz włożyć do koszyka a co nie tym razem i być może w ogóle). Czemu Państwo nie miałoby czegoś DAĆ?
Rozumiem, że uważasz transfery bezpośrednie za coś przesłania czy zastępuje ważniejsze czy bardziej efektywne polityki. Ok, w PL istotnie tak na razie jest. Ale zwróćmy uwagę, że to konkretne świadczenie było jest rewolucją mentalną. Przed nim chodziło tylko o ograniczanie roszczeniowości, która była największym zagrożeniem dla III RP. I owszem, roszczeniowi byli nie tylko ci z byłych PGR kupujący Arizonę za zasiłek ale też rozmaici protestujący a to przeciwko likwidacji jedynego zakładu pracy w miasteczku, a to przeciw likwidacji dworca czy ostatniego autobusu, szpitala, przedszkola itd.
@perspektywy 2040
One są ponure tak w ogóle, bo nie tylko inflacje i Putinowie czy nawet korporacje ale dlatego, że nadeszły terminy wymagalności u Matki Gai i zaczyna wystawiać wezwania do zapłaty. Na kwotę główną, odsetki a niedługo także na koszty postępowania. Im fact, bez 500+ bylibyśmy w jeszcze gorszej sytuacji.
Są takie opracowania UNICEF, a więc organizacji która postuluje wprowadzenie 500+ od 1946. Pierwsza wprowadziła bodajże Finlandia w 1948 będąc oczywiście „na dorobku”. Polska jest obecnie w takim momencie dorabiania się jak Dania w 1986, czy Hiszpania w 1999. Transfery rodzinne to w UE 1% PKB z tego co pamiętam.
A jakiś rodak na wikipedii zamieścił mapkę kindergeldu w Europie.
@s.trabalski:
„A tak właściwie to co w tym złego?”
W nastawieniu, że państwo zamiast organizować jakiś system (dożywiania dzieci, edukacji, opieki zdrowotnej, emerytalny) ma po prostu dać pieniądze? No ja widzę sporo złego w samym przejściu od „oczekuję publicznego ubezpieczenia od X” do „oczekuję kasy od państwa na prywatne ubezpieczenie od X”. Ponieważ logicznym krokiem jest przekształcenie transferu bezpośredniego w ulgę podatkową.
„Rozumiem, że uważasz transfery bezpośrednie za coś przesłania czy zastępuje ważniejsze czy bardziej efektywne polityki. Ok, w PL istotnie tak na razie jest.”
Tak, uważam to za kluczowy problem obok tego, że widzę w tym początek drogi ku komercjalizacji i prywatyzacji kolejnych obszarów państwa opiekuńczego. Przysłowiowy kindergeld powinien być jednak na końcu, na zaspokojenie potrzeb trudnoidentyfikowalnych czy ogólnie „ulżenie finansowe” rodzinom, nie na zaspokojenie czegoś, co w cywilizowanym kraju powinno być (i w sumie do niedawna bywało) oczywiste.
Do tego, jak już pisałem, widzę zagrożenie ze strony 500+ przy budowie autentycznych programów socjalnych. Czy trudno nam sobie wyobrazić jakiegoś pogrobowca Konfederacji, jak w 2033 krzyczy z mównicy na socjalistycznego ministra ds. rodziny, że projekt stypendiów dla młodzieży wiejskiej jest niedopuszczalny, ponieważ najpierw trzeba zwaloryzować 500+ ponieważ klasie średniej coś się nie spina?
Osobna kwestia to już problem tego komu i jak należy pomagać. Bez urazy, ale nie do końca jestem przekonany czy najpierw należy rozwiązać problem stabilności finansowej gospodarstw klasy średniej, czy jednak najpierw należy mieć funkcjonujące zasiłki dla bezrobotnych i faktycznie w miarę równy dostęp do edukacji młodzieży.
„I to raczej środki przeznaczane na NFZ czy szkoły powinny być wyższe.”
Tu się jak najbardziej zgadzam, ale należałoby tez przejrzeć na co te środki idą. Jak wygląda od wewnątrz NFZ to nie wiem, ale w szkolnictwie wyższym wydaje mi się jednak pewien brak balansu między środkami na stypendia (które są niewystarczające) i na rozbudowę ilościową uczelni (których mamy dosyć dużo, i niekoniecznie najmądrzej rozlokowane – mam duża wątpliwość czy np. finansowany ze środków publicznych PUZ we Włocławku jest dla mieszkańców Włocławka efektywniejsza od wykorzystania środków nań przeznaczonych na stypendia na uniwersytetach i politechnikach oraz na zorganizowanie cywilizowanego dojazdu do Torunia, Bydgoszczy i Warszawy celem ułatwienia studiowania.
„Uczciwie zauważmy, że autostrady nie są do likwidowania problemów komunikacyjnych szarych obywateli a w każdym razie nie głównie. Tu chodzi o problem tirów wożących miliony ton towarów przez centra miast i wsi, osobówki to beneficjenci dodatkowi. ”
Wydaje mi się jednak, że istnienie zakładu pracy obsługiwanego przez te TIR-y oraz wyprowadzenie TIR-ów poza miasto jest dosyć istotne dla ludności.
I oczywiście, zgadzam się że wiele innych, równie podstawowych problemów zostawiono odłogiem. I to jest niestety stała przypadłość Polski, że jeden problem się rozwiązuje, jakiś inny problem zostawia się odłogiem, a jaki rozwiązuje się mocno ekscentrycznie i następnie mieszanka wybucha w sposób nieprzyjemny.
Innym przykładem mogą być poruszane zmiany klimatu. Nie wydaje mi się, żeby nasz kraj się chociaż psychicznie przygotował na ich nadejście. Mam głębokie wątpliwości, czy w razie jakiejś większej klęski żywiołowej poradzilibyśmy sobie lepiej niż z pandemią koronawirusa.
@unikod:
„Polska jest obecnie w takim momencie dorabiania się jak Dania w 1986, czy Hiszpania w 1999. Transfery rodzinne to w UE 1% PKB z tego co pamiętam.”
Mnie jednak by zainteresowało, czy transfery bezpośrednie tam poszły przed czy po przejściu państwa z kartonu w państwo z paździerzu. Oraz jakie jest faktyczne pożytkowanie – czy są wykorzystywane raczej na utrzymanie dzieci, czy na odkładanie na przyszłość dzieci, czy rozpływają się w budżecie ogólnorodzinnym na potrzeby zarówno dzieci jak i rodziców.
Ale że takich analiz nie znam, zostaje mi gdybanie znad klawiatury.
@500+
Na tym blogu dyskusja o 500+ była już mnóstwo razy i nikt sensownie nigdy nie był w stanie napisać, że to nie ma sensu. Była już nawet dawno temu dyskusja o tym dlaczego dali wszystkim a nie tylko niektórym. Przerzucanie się tym, że w EU dają więcej/mniej na dziecko (często dają mniej) też nie sensu bo system socjalny to nie tylko kindergeld.
Jednocześnie jednak nie ma również większego sensu pisanie, że nie ma znaczenia co będzie w 2040 bo to niestety ma znaczenie, bo raz że to prawie zaraz, a dwa że liczenia że wszystko nam szlag trafi bo Putin czy klimat to iście na łatwiznę. Jeśli za 18 lat chcemy mieć lekarzy czy nauczycieli to dziś się trzeba za to zabrać i krakowskim targiem zamiast dawać 14 emeryturę można była dać tylko 13 a zamiast 500 dać 450 a resztę wydać na pielęgniarki albo dać podwyżki w administracji bo od średniego Tuska nie mieli. Może wtedy byłoby mniej niemiło w ZUS albo innym MOPS jak obywatel przyjdzie po zasiłek. Albo Inspekcja Pracy by zrobiła jesień średniowiecza w Agorze i by się coś poprawiło.
Problem polityki ostatnich 6 lat polega na tym, że po fazie 500+ nie nadeszła faza „modernizacja infr społecznej” tylko faza „13 emerytura” a po niej faza „14 emerytura” z finałem „emerytura bez podatku”. Nauczyciele za to „dostali” Lex Czarnek a pielęgniarki zaproszenie do wyjazdu z kraju. To prowadzi do „rewolucji mentalnej” pt „weź forsę i w nogi” bo inaczej się nie da jak np wycena NFZ dla publicznego dentysty to 22,60 zł za usunięcie zęba*. Obywatel po prostu musi mieć PLN, czy z 500+ czy z pracy na czarno czy z kombinowania na podatku (JDG). Za chwile będzie potrzebował jeszcze więcej PLN jak mu dowalą z liścia zieloną transformacją w wykonaniu „specjalisty Morawieckiego”.
To co się dzieje to jest po prostu druga fala prywatyzacji Polski (książki już o tym są).
*https://pulsmedycyny.pl/czy-nfz-podniesie-wyceny-w-stomatologii-rozmowy-sa-mile-ale-bez-happy-endu-1140886
@brazylian23
„W nastawieniu, że państwo zamiast organizować jakiś system (…) ma po prostu dać pieniądze?”
– Odpisałeś tak człowiekowi, który zauważył, że nie ma nic złego w nastawieniu, że państwo może/ma coś dać. W kulki lecisz czy nie rozumiesz różnicy między „państwo coś daje obywatelom” a „państwo zamiast organizować system ma dać pieniądze”? Bo zaciekle argumentujesz przeciw twierdzeniu, którego nikt nie wygłosił.
„nie do końca jestem przekonany czy najpierw należy rozwiązać problem stabilności finansowej gospodarstw klasy średniej”
– A napisał ktoś, że najpierw należy rozwiązać problem stabilności finansowej gospodarstw klasy średniej? Cofam poprzednie pytanie, znam już odpowiedź.
„stypendia (które są niewystarczające)”
– Tu wstaw wszystkie swoje własne argumenty przeciw 500+. Idealnie pasują do stypendiów. Przy okazji możesz od razu wprost napisać: „sypcie pieniędzmi mnie i tylko mnie! I wygodami!” (dojazdy celem ułatwienia studiowania – gdyż jak wiemy, po to są dojazdy).
brazylian23
„W nastawieniu, że państwo zamiast organizować jakiś system (dożywiania dzieci, edukacji, opieki zdrowotnej, emerytalny) ma po prostu dać pieniądze?”
Wystarczy pomyśleć że nie zamiast tylko obok.
Jest to niezbędne (można dyskutować nad formami), bo inaczej pojawia się problem że mniej zamożni ludzie są odcinani od systemu organizowanego przez państwo bo jakoś zawsze tak wychodzi że żeby korzystać z usług publicznych trzeba mieć pieniądze (na mieszkanie w mieście w uniwersyteckim, na książki do szkoły, na wykupienie recept, na miesięczny na komunikację zbiorową itd.)
@Obywatel
„Zresztą sukces 500+ jest tego przykładem bo pomysł był PiSu ale wdrożenie dokonało się rękami opozycyjnych samorządów”.
Wiki, jako źródło pomysłu płacenia _na_dziecko_, wskazuje artykuł z Nowego Obywatela 1/2009*, w którym Paweł Załęski argumentuje, że aktywna polityka prodzietna, byłaby najbardziej efektywna, z puntu widzenia stymulowania dzietności, jeśli polegałaby na bezpośrednim wspieraniu dzieci pieniędzmi, z podatków płaconych przez wszystkich, przy jednoczesnym zlikwidowaniu obowiązku alimentacyjnego oraz ulg rodzinnych. Z tej perspektywy, PIS to zepsuł tak bardzo, jak tylko było można.
* link to issuu.com
Cóż, dyskusja o 500+, szczególnie na poziomie który zaproponował @brazylian23, i tak jest chyba ciekawsza niż o nowym programie podatkowym Lewicy. Tam w kalkulatorze nie ma gwiazdek, bo nie ma niczego tylko progi (zresztą odpowiadające Poslkiemu Ładowi jak go widziałem w którymś opracowaniu rozpisanym na „progi efektywne”). O składkach zapomniano coś powiedzieć.
#alimenty
No nie, zniesienie obowiązku alimentacyjnego byłoby skrajnie szkodliwe społecznie i niesprawiedliwe dla dziecka. Alimenty w wariancie polskim, jeżeli egzekwowane, mają na celu m. in. zabezpieczyć poziom życia dziecka w razie rozwodu rodziców i zapewnienie dziecku możliwości kształcenia takiego, jakie by mógł gdyby tatuś nie dał nogi. Sam Załęski przyjmuje wybitnie seksistowskie podejście do problemu alimentacji („złe kobiety dręczą biednych ojców alimentami na dziecko!”) i wesoło pomija drobną, acz znaczącą różnicę między „byciem dzieckiem” a „byciem uprawnionym do alimentów od rodzica” (choćby to, że w polskich realiach alimenty są wypłacane do końca edukacji).
@Bardzozly:
” Przy okazji możesz od razu wprost napisać: „sypcie pieniędzmi mnie i tylko mnie! I wygodami!””
Dosyć interesująca teza zważywszy na to, że nie kwalifikowałem się na żadne stypendium (ani socjalne, ani naukowe). Jednakże koledzy kwalifikujący się na oba stypendia i do tego mieszkający w akademikach w moich czasach nadal musieli mieć zewnętrzne źródło finansowania swoich studiów (teoretycznie praca obok studiów, w praktyce rodzice albo brak studiów). Nieszczególnie jestem przekonany, żeby korzystne społecznie było to, by student odbył mniejszą liczbę praktyk po to, żeby dorobić do stypendium na zupki chińskie.
Inna rzecz że wówczas (i chyba teraz też) praktyka przyznawania stypendiów skutkowała tym, że wypłacane były od… grudnia (z wyrównaniem od początku roku akademickiego). Biorąc do kupy jestem ciekaw ile osób nie poszło na studia własnie z powodu braku realnych szans na utrzymanie się, lub ilu z kolegów odpadło z pierwszego roku nie z powodu niepodołaniu nauce, lecz niepodołaniu finansom.
„Tu wstaw wszystkie swoje własne argumenty przeciw 500+. Idealnie pasują do stypendiów.”
Nieszczególnie. Stypendia warunkowane socjalnie z definicji nie trafią do osób dobrze sytuowanych, lecz stworzą możliwość studiowania tym słabszym ekonomicznie. Zwracam delikatnie uwagę na to, że pisałem o wysokości i dostępności stypendiów, nie powszechnego programu student+.
Byłbym także wdzięczny za dyskutowanie z tym, co napisałem a nie z wyobrażeniem o tym, co napisałem.
@brazylian23
Ależ ja się zgadzam, że możemy pójść w stronę pełnej prywatyzacji wszystkiego (kto wie czy za wyczekiwanych rządów KO nie nastąpi to jeszcze szybciej). Tylko to nie jest argument przeciwko programowi a raczej za dociskaniem władzy o resztę – od budownictwa komunalnego (to też kwestia klimatyczna!) po stołówki w szkołach.
@„[Widzę problem] w nastawieniu, że państwo zamiast organizować jakiś system (…) ma po prostu dać pieniądze?”
1. Wszystkiego nie ogarniesz systemem, np. spróbuj wychować kilkoro dzieci bez pralki. Naprawdę powinniśmy budować sieci publicznych pralni i pralkowozów na wsi?
2. Istotą polityki jest budowanie poparcia. PiS robi to dając rozmaitym grupom poczucie sprawczości i samodzielności, tak tak poprzez możliwość dysponowania pieniędzmi. Bez kontroli, bez opowiadania się na co i po co, bez stygmatyzacji (bo wszyscy dostają). Zjednoczona Lewica Racjonalna Społecznie poszłaby dalej, ale na razie dobre i to.
3. Pytanie co powinno pójść najpierw wynika wprost z 2. Transfery bezpośrednie są proste, szybkie (nawet PiS dał radę) i dają natychmiastowe efekty. Pozwalają budować poparcie i przesuwać okna możliwości. Można oczywiście olać politykę i wprowadzać Jedynie Słuszny Program bez poparcia albo i wbrew ludziom. Była nawet taka partia w III RP, jak jej tam było nieboszczce?
@obywatel „… nie ma również większego sensu pisanie, że nie ma znaczenia co będzie w 2040 bo to niestety ma znaczenie, bo raz że to prawie zaraz, a dwa że liczenia że wszystko nam szlag trafi bo Putin czy klimat to iście na łatwiznę”
Właśnie dlatego że Putin i klimat i ten nieszczęsny 2040 programy takie jak 500+ są ważne. Macron próbował zrobić coś potrzebnego ale bez uwzględniania interesów sporej grupy ludności i dostał żółte kamizelki. Jakąkolwiek polityka klimatyczna będzie polityką socjalną albo nie będzie jej wcale.
@”lekarze, panie w MOPS, i inne braki”
Ależ to oczywiste i nikt z tym chyba nie dyskutuje? Chyba raczej odwrotnie, wszyscy mamy problem z tym, że nikt z rządzących nie chce sypnąć kasą (a więc podnieść podatków, choć już nie w stylu PŁ). Polityka społeczna też będzie socjalną albo żadną.
I powtarzam, problem z pomocą społeczną w Polsce nie polega na tym, że „panie są niemiłe” jak kiedyś w kasach PKP, a na tym że klienci są systemowo upokarzani (znam z tzw. życia, naprawdę nie polecam), dostęp do świadczeń jest trudny a one same nie przystają do potrzeb. Ja wiem, że jest tego milion i jedna przyczyną (w tym skandaliczne pensje w administracji), ale te upokorzenia i gniew są realne. Już fakt, że niektórych z nich daje się uniknąć przez transfer jest krokiem w kierunku cywilizacji.
@s.trabalski
„właśnie dlatego że Putin i klimat i ten nieszczęsny 2040 programy takie jak 500+ są ważne. Macron próbował zrobić coś potrzebnego ale bez uwzględniania interesów sporej grupy ludności i dostał żółte kamizelki. Jakąkolwiek polityka klimatyczna będzie polityką socjalną albo nie będzie jej wcale.”
Nie przebijam się niestety z moimi argumentami, marny ze mnie polemista. Taki los 🙂
500+ jest dokładnie w poprzek wspierania polityki klimatycznej. Wizja, że za jedyny grosz (bo ta „jedyność” jest tu kluczowa!!) jaki mamy na cokolwiek, wydamy w całości (ta „całość” jest tu kluczowa!!!) na przekupienie obywateli aby łykali bez problemu np twardą (na miękką już kasy nie ma) wersję polityki klimatycznej (albo bajzel w służbie zdrowia, edukacji, you name it) jest, brakujemy mi cenzuralnego słowa, mało ok.
Kasę z praw do emisji CO2 przejedli (mają nawet argument bo słyszałem ich w TV: „kasa z CO2 nie jest znaczona więc można wydać na cokolwiek a są potrzeby”), nic się w energetyce nie zmieniło, służba zdrowia podobnie, edukacja itd. Ostatnio tzw minister „zdrowia” mówił gdzieś, że problem Covida w PL jest większy niż na zachodzie bo obywatele są kiepskiego zdrowia, nie badają się i nie leczą więc chorują mocniej. Ciekawe dlaczego jeśli jest tak super?
To oczywiście w 2040 nie będzie jakiegoś grom z nieba, tylko powolny proces, bo ludzie są przyzwyczajeni, że jest byle jak i karton. Że lepiej te 100 zł mieć więcej teraz niż jakiś mityczny publiczny lekarz jutro. I budują sobie plany awaryjne na każdym poziomie zamożności. Była na tym blogu, nie tak dawno, długa dyskusja o emigracji. A moi znajomi, którzy jakoś tam się poczuwali do „obywatelskości Bartoszewsko-Razemowej” albo cenili (z lenistwa w dużej mierze bo to nie ma zalet jak się zrobi zestawienie w PLN, ktoś tu już zresztą to zrobił, pare komciów wyżej) korporacyjną pracę na etat, po Ładzie przestawiają się na nową, oficjalną mentalność „bierz forsę i w nogi”. Ryczałcik dla tego, prawa autorskie dla owego, zleconko dla tamtego. Też uważają, że 100 zł więcej to lepiej, nie będą wzruszać ramionami, „że co to dla nich”, tak jak wielu z Was tu sugeruje.
i PS bo zapomniałem dopisać
„Już fakt, że niektórych z nich daje się uniknąć przez transfer jest krokiem w kierunku cywilizacji.” Nie, nie jest, przynajmniej tej zachodniej. Może wschodniej, w Rosji płacą zdaje się więcej za dziecko.
@Obywatel
„Wizja, że….”
Ale kto tutaj przedstawia taką wizję?
Nie wiem co w głowach ma PIS – może i myślą, że przekupują wyborców. Nie wiem co w głowach ma opozycja – może też myślą, że trzeba przekupywać wyborców.
Ale dyskusja o intencji PISu, PO czy Razem, nie ma znaczenia w ocenie 500+.
Jak ktoś mnie pyta czy 500+ jest dobre – odpowiadam, że tak. Ale to nie znaczy, że popieram intencje PISu, czy też intencji, które ktoś przypisuje PISowi. Jak ktoś się pyta, czy te mld można lepiej wykorzystać – pewnie tak, ale to tylko moje gdybanie – no nie znam się na zarządzaniu państwem, aby coś proponować.
„Kasę z praw do emisji CO2 przejedli”
Ok – przejadają kasę, jakbym miał uszeregować ich wyskoki od najmniej pożytecznego to 500+ byłby na końcu. Pewnie 500+ czy 13 i 14 emerytura są tutaj największe kosztowo, ale są lepsze od ich innych wyskoków.
„oficjalną mentalność „bierz forsę i w nogi””
Ale przecież to nie jest wina 500+. Do „bierz forsę i w nogi” to bardziej (może tylko dla mnie) przekonuje: Obajtek, Szumowski, instruktor narciarski, stępka, zarząd Solidarności Baranów i tak dalej.
Mogę się od biedy zgodzić, że w takim otoczeniu 500+, 300+ czy emerytury mogą wzmacniać efekt, ale nie są główną składową (oczywiście wszystko IMHO).
wolny_nick mnie ubiegł. 500+ to jest dobry program zrobiony przez zła władze. Że zamiast niego powinno być coś innego? Nie, nie było takiej alternatywy. Samo świadczenie powinno być częścią większej całości, ale nie jest i nie byłoby za władzy Wiodącej Partii Opozycyjnej. Tak samo braki w służbie zdrowia i mieszkalnictwie, wybór mamy między optymalizacją (aka likwidacją szpitali) oraz kolejnymi dopłatami dla banków i deweloperów via kredyty hipoteczne. Może to cynizm ale wolę by te 40 mld dostali ludzie niż deweloperzy i bankierzy. Bo, że dostaną je choćby TBS to mowy nie było.
@wschodni kindergeld
W Socjalistycznej Fińskiej Republice Związkowej jest, Norweskiej Republice Ludowej takoż, nawet w Federalnej Niemieckiej Republice Demokratycznej (nie mówiąc o postsowieckiej Francji czy Hiszpanii). Przepraszam za płaskie dowcipy ale nie mam innego pomysłu jak to skomentować.
@wolny_nick/s.trabalski
Panowie, ja swoje argumenty przedstawiłem i szanownej publiki jak widać nie przekonałem. Nie zyskały uznania ani informacje o kosztach (te inne niby mniejsze kwestie to są fistaszki, bo ten rząd nie ma innych dużych programów poza 500+ i 13/14 emeryturą – cała kasa na to poszła, oni są nawet z tego dumni więc proszę im tego nie odmawiać) ani to, że jak coś jest dobre jako „część większej całości” to nie koniecznie musi być wyłącznie dobre „jako jedyny dowieziony element”.
Argumenty jakie prezentujecie w 2 ostatnich wpisach nie są dla mnie nowe bo w moich rozmowach z wyborcami PiS (Panom tego nie imputuje, chodzi mi o pewne myślenie) słyszę to samo: „PiS dał te 500 bo jedyną alternatywą [chyba tego samego PiS?] było danie tego deweloperom [spoiler alert: PiS im też daje bo tym jest gwarancja własnego wkładu pod kredyt w PL Ładzie]” I ok, i może tak jest. Ale bilans w perspektywie 18 lat (czyli 2040) z punktu widzenia tego gdzie będziemy mieszkać, jak będziemy żyć, czy będziemy zdrowi itd będzie podobny. Bo szpital i tak zoptymalizują, deweloperzy sobie i tak zabudują co chcą. Ja – naiwny – uważałem okres po 2016 to był przełomowy w tym sensie, że można było zacząć liczyć na więcej bo gospodarka i finanse publiczne okrzepły po 30 latach. Można liczyć na zmianę systemową a nie doraźną.
Za jeden jedyny kidnergeld (bo już innych zasiłków, od bezrobotnych do pogrzebowego, nie podnieśli od początkowego Tuska, czyli od lat 10 co najmniej) obywatel nie kupi sobie ani zdrowia, ani mieszkania, ani nie przeżyje jak straci pracę. A jeszcze drobiazgu w postaci zajechanie budżetów samorządów przez PL Ład to tu nikt nie poruszał, a to przecież od nich jest kasa na np szkoły.
@bierz forsę i w nogi
Mi tu chodziło o cały okres 6 lat. O to, że po 500+ nie nastała era modernizacji tylko era 14 emerytury. A w finale PL Ład wykopał rów między klasą niżej zarabiających a średnio (bogaci i tak grają w swoją grę) bo powiedział tym wszystkim urzędnikom, nauczycielom, specjalistom z korpo (celowo opisuje zawodami a nie wynagrodzeniem), że publicznej infrastruktury socjalnej nie będzie z ich podatków. To co urwą tym ludziom idzie co do grosza na 14 emeryturę. Bo jak napisał bardzo mądrze Ponury Bankowiec kluczowa kwesta jest na co to idzie, to ile i w jakiej formie (a propos „świętej progresji”) jest zbierane to jest wtórne.
W ciągu ostatnich 2-3 miesięcy wykonała się spora robota edukacyjną w narodzie właśnie pod hasłem „bierz forsę i w nogi”. Panom też to doradzam bo naprawdę idą ciężkie czasy jak się pomyśli choćby o kosztach zaniechać ekologicznych i tego ile nas będzie kosztować jak Fit for 55 będzie wdrażał Sasin (Turów był tu już przedsmakiem). Każdy PLN w domowym budżecie będzie na wagę złota. Dlatego rozumiem znajomych etatowców migrujących na DG czy inne UOD
@wschodni kindergled
Ja naprawdę nie bawiłem się w tanie dowcipy na poziomie TVP i argumenty ad Putinum (linki poniżej).
A co do cywilizacji to wizja aby masową dotacją od państwa kompensować upokorzenia i gniew (jak Pan napisał), wywoływane równolegle przez to samo państwo, nijak się nie mieści w logice działania rządów Francji czy Norwegii.
link to osw.waw.pl
link to rp.pl
link to money.pl
@Obywatel
Ale ja nawet mogę zgodzić z tak zniuansowaną argumentacją – w dużym skrócie, że PIS robi źle wdrażając tylko 500+.
Tylko, żeby przestawić takie niuanse poszło kilkanaście(?) wpisów na tym blogu. Przy zachowaniu zasad „akademickiej” dysputy pod czujnym okiem Gajowego.
I jak to zderzę z dominującym, emocjonalnym sposobem dyskusji, to jest to przepaść.
Zatem na potrzeby twitera czy komentarza na onecie – 500+ to dobry program.
Na potrzeby „akademickiej” dyskusji – 500+ ma wady, jestem otwarty na argumenty/dyskusję jak to zmienić/zrobić lepiej/zamienić.
Ale jestem też pesymistą odnośnie następnych 18 lat – jak młodzi nie ograną, to będziemy (my jako Europa) strzelać do uchodźców bez żadnych skrupułów. Czyli, jak ktoś napisał – zielona polityka ma szansą tylko jak będzie socjalna, tylko szerzej.
@ obywatel „wizja aby masową dotacją od państwa kompensować upokorzenia i gniew (jak Pan napisał), wywoływane równolegle przez to samo państwo, nijak się nie mieści w logice działania rządów Francji czy Norwegii.”
Norwegii może i nie (choć transfery bezpośrednie utrzymuje), ale we Francji to chyba różnie bywa (w końcu z jakichś powodów te samochody od czasu do czasu płoną). I pełna zgoda – Państwo nie ma prawa być źródłem upokorzeń. Ale jest, a obecna oraz potencjalna władza nie kwapią się do zmiany tego stanu rzeczy. Więc lepiej mieć 500 zł na dziecko niż nie mieć. Dlatego to krok w stronę cywilizacji a nie ucywilizowanie.
I jakbym uważał, że ktokolwiek poza Razem przestanie robić dobrze deweloperom, zacząć na poważnie traktować klimat czy zająć się podatkami i socjalem w tym kraju – to byłbym wyborcą tego kogoś (i co miesiąc robił mu przelewy). Ale dopóki Biejat, Zawisza i Gosek-Popiołek wraz z Zandbergiem i innymi nie stworzą rządu, pozostaje mi docenić ten zacny kęs, który spadł z Pańskiego stołu podczas przepychanek wśród zasiadających.
@s.trabalski
Schodząc z poziomu makro do mikro ten właśnie ten „zacny kęs” mnie smuci.
Z racji wieku, wykształcenia oraz zawodu dochodowa emigracja nie jest dla mnie, kulczykowego bogactwa też nie będę miał. A nieszczęście jest takie, że się człowiek wykształcił, „zmieszczanił” i ma świadomość tego, że fajnie jest iść do np muzeum (nie tylko w Łowiczu choć też ciekawe bo byłem) a to kosztuje. Tylko socjaldemokratyczny _system_ był dla mnie nadzieją, że drugą połowę mojego życia spędzę w sensownych warunkach, że muszę tylko sam zarobić na to „muzeum” bo na szpital będzie ze wspólnych, w tym moich, nawet wysokich, podatków.
Jak miałem 18 lat to perspektywa tego co będzie za 18 kolejnych wydawała mi się abstrakcyjna, ale jak skończyłem 40 lat to już subiektywne poczucie czasu działa inaczej. Pewne rzeczy robią zyskują na „urgency”.
I teraz mnie smuci to, że mój kraj preferuje „kęsy” vs „system” oraz to, że teraz sam muszę (metodą której nie cierpię tj kombinacja z DG/UOD itd) zadbać o tą „forsę” dla mnie. Indywidulany interes zaczyna się rozmijać z teoretycznym wspólnym dobrem. Teoretycznym bo nawet niewspieranym przez Państwo.
A jak jeszcze dodamy do tego klimat polityczny oraz to, że PiS ma jeszcze wiele pomysłów Orbana i Erdogana do wdrożenia i mam tu na myśli nawet bardziej pomysły ze sfery ekonomii jak zamrożenie cen, limity zakupów w sklepach [Węgry], drukowania pieniędzy jako sposób na zdławienie inflacji [Turcja], to ogólnie smuteczek.
Tu się zgadzamy, zarówno co do braku nadziei jak i sceptycyzmu wobec leczenia w wykonaniu PiS.
Dobra puenta dla dyskusji
Polska po pandemii. „Rekordowy wzrost PKB kosztem 214 tysięcy trupów”
Grzegorz Sroczyński
link to next.gazeta.pl
@wywiad Sroczyńskiego
Pomieszał mi się Instytut Kocha z Cato Institute i bardzo się przeraziłem, kogo to p. Sroczyński ostatnio do rozmów zaprasza. Ale jednak całkiem nieźle tej rubryce wychodzi utrzymywanie pozycji rozsądnego symetryzmu.
Umiem w podatki, liczenie zaliczek po nowemu to rzeczywiście karkołomne zadanie, jednak w sumie to wprowadzenie regułki w excelu. Większość z komentariatu, łącznie z szanownym WO, narzeka, że nie wie ile zapłaci podatku, bo nie zna dochodu jako freelancer. Większość z podatników z pewnością te parę groszy zyska, choć siła nabywcza spadnie ale to inna bajka.
Największą wtopą polskiego ładu jest to, że nikt tego wcześniej nie policzył. Nie wiem czy nie było w tym MF nikogo kto umie liczyć zaliczki, czy zrobili dla Matusza tylko prezentację w power poincie, gdzie wskazywali roczne zyski dla dochodów ale wystarczyło włączyć kalkulator żeby stwierdzić, że w zaliczkach to jest lipa i jak na dzień dobry ludzie dostaną mniejsze pensje to będzie larum i podniosą się krzyki. Ta różnica w zaliczkach zaskoczyła ich samych.
Oczywiście to wszystko jest wynikiem olewania wszelkich zasad dobrego prawodawstwa. Zgodnie z zasadą, ja nie przeprowadzę gruntownych zmian podatkowych w kilka tygodni? Opinie, wnioski, pytania, a na co to komu? Konsultacje społeczne? Nasi wyborcy nie potrzebują. Przygotowanie systemów? Kto by się tym przejmował. Ważne, że na billboardach już jest Новая экономическая политика, reszta ujdzie.
Na koniec spróbowano wszystko zlepić śliną, gliną i eternitem przez te rozporządzenia zmieniające ustawy, wyjaśnienia MF, które są nowym źródłem prawa oraz konferencje na zasadzie, proszę się nie bać, ministerstwo nie będzie karać.
@wood
„Umiem w podatki, liczenie zaliczek po nowemu to rzeczywiście karkołomne zadanie, jednak w sumie to wprowadzenie regułki w excelu.”
No przecież nie, bo żeby się dowiedzieć, czy mi przysługuje słynna „ulga dla klasy średniej” (i w jakiej wysokości) muszę się dowiedzieć (a) jaki jest mój całoroczny dochód, (b) ile prawdy jest w mętnych obietnicach premiera, że zamierza ją rozszerzyć o freelancerów, wykładowców, zleceniodawców itd.
Wyjaśnienie źródeł wszystkich problemów (zresztą zgodne z przewidywaniami Gospodarza z felietonu sprzed kilku tygodni) jest w dzisiejszej GW w wywiadzie z „Kościuszką”. Kto nie czytał temu wyjaśniam: pan ex minister najpierw stwierdza że jest „na takim etapie życia” na którym już dawno nie musi ani pracować ani zarabiać a następnie nie potrafi zrozumieć jaki to jest problem że się dziś nadpłaci skoro za kilkanaście miesięcy się odzyska. WO idealnie zdiagnozował problem: tak to jest jak za podatki dla gminu biorą się rentierzy. Szkoda tylko że gmin nie ma w sobie tyle zapału by powiesić paru na latarniach.
@embercadero
„Szkoda tylko że gmin nie ma w sobie tyle zapału by powiesić paru na latarniach.”
– Jako przedstawiciel gminu: ma dosyć zapału. Jednak nie dość organizacji/koordynacji. A także jest świadom konsekwencji.
@wo
No przecież nie, bo żeby się dowiedzieć, czy mi przysługuje słynna „ulga dla klasy średniej” (i w jakiej wysokości) muszę się dowiedzieć (a) jaki jest mój całoroczny dochód, (b) ile prawdy jest w mętnych obietnicach premiera, że zamierza ją rozszerzyć o freelancerów, wykładowców, zleceniodawców itd.
Głównym problemem jest brak wiedzy o dochodzie, przed ulgą też nie można było wyliczyć podatku jeżeli nie znałeś dochodu. Na dzisiaj ulga jest wyraźnie przypisana do dochodów z pracy i z działalności. Jeśli rozszerzą to muszą zmienić przepisy, ale zmienić mogą wszystko np. wprowadzić ulgę dla ludzi przyjmujących kolędę albo opodatkować brodaczy. Do tej pory jak wchodziło się w drugi próg też trzeba było dopłacić podatek, po prostu tutaj rozbieżności będą większe. Zresztą przy prowadzeniu działalności różnice między zaliczkami a podatkiem rocznym często powodowały nadpłatę/niedopłatę.
Moim zdaniem najsensowniej byłoby zastosować ulgę dla dochodów opodatkowanych według skali bez względu na źródło ich osiągania ale ten rząd lubi sobie robić pod górkę.
Z pewnością zostanę zmiażdżony rzeczowymi argumentami osób dużo mądrzejszych ode mnie, ale zaryzykuję i postawię tezę,że wszelkie powody dla których My sądzimy, że wyborca PiS-u miałby zmienić zdanie na temat tej partii, są właśnie powodami dla których on na PiS głosuje.
Korupcja i nepotyzm? – Świetnie, może i mi coś skapnie!
Konflikt ze Stanami? – Orać Amerykanów, tylko zadzierają nosa!
Konflikt z UE o pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy? – Te pieniądze nam się po prostu należą! Dostaniemy – zasługa rządu. Nie dostaniemy – wina opozycji.
Pegasus? Podsłuchiwać Targowicę!
Polski Ład? – A tam panie, kiedy było coś takiego jak prosty system podatkowy.
Ignorowanie wszelkich przepisów i regulacji? Czyli ja też mogę się czuć usprawiedliwiony z moich drobnych i większych grzeszków.
Turów? – Nie zapłacimy ani złotówki. Nie oddamy ani guzika! Co jest o tyle prawdziwe, że przecież ani premier, ani wyborca Pis-u nie zapłaci bezpośrednio ani złotówki z własnego portfela. Pośrednio owszem, ale to co innego.
Itd,itp
Tak, wiem wpis jest populistyczny i to „retoryka” na poziomie szkoły podstawowej. Tak samo jak „Rekordowy wzrost PKB kosztem 214 tysięcy trupów”
^^ a w większym skrócie: „oni są nasi a naszym wszystko wolno. A cała reszta to wróg, do piachu i zaorać”. Mentalność plemienna w czystej postaci.
Taka prawda. PiS popierają inni ludzie niż opozycję (z wyjątkiem Konfy i częściowo PSLu). Do tego sami zwolennicy PiSu są niejednorodni. Kogo innego przyciąga walka z LGBT, kogo innego 500+ (nie są to oczywiście zbiory całkowicie rozłączne).
Zwraca uwagę, kiedy PiSowi spadało. To nigdy nie były afery, tylko albo prestiżowe porażki jak 27:1, albo nadmierne rozpętywanie wojny kulturowej jak przy wyroku aborcyjnym TK.
@embercadero
„Wyjaśnienie źródeł wszystkich problemów (zresztą zgodne z przewidywaniami Gospodarza z felietonu sprzed kilku tygodni) jest w dzisiejszej GW w wywiadzie z „Kościuszką”.”
Jakoś tak zeszło na ten wywiad jak rozmawiałem z mamą, która mieszka na we wsi, siedzibie gminy. Powiedziała, ze pierwsze co zrobiła, było sprawdzenie oświadczenia majątkowego ministra, a tam 6 M PLN w gotówce, dom 300 meterów, 2 mieszkania, emerytura z UK. Nie jest to poziom Morawieckiego, ale żyć się da.
A teraz jeszcze ulga na dofinasowanie klubów czy żołnierzy wyklętych i można już na legalu robić Obajtka.
@robić obajtka
No właśnie wyczytałem najnowszy pisowski sposób na robienie obajtka. Przecież mu nie zakażą pałacyku plus ani kurskiego leśniczówki plus. Za to każdy z nas będzie mógł przeznaczyć i odpisać 6% dochodu na darowiznę na budowę pałacu saskiego. Zapewne tyle będzie z tej darowizny co z niegdysiejszych darowizn na stocznię ale można się będzie poczuć jak obajtek. No i pewnie do pałacu saskiego jakimś dziwnym trafem chochlik na komisji dopisze zabytki sakralne.
Odnośnie socjo-cybernetyki.
O ile Kossakowski i Koneczny to istotnie jakas metafizyko-religio-socjologia, to Mazur jest z całkiem innej bajki, własnie cybernetycznej. Jego główne dzieło „Cybernetyka i charakter” można uznać za przestarzałe lub nie zgadzać się z jego tezami, natomiast z pewnością nie zasługuje na skwitowanie „z tego co widzę w komentarzach, jedno jest pewne – nie przeczytam!” Przeciwnie, dla każdego kto interesuje się cybernetyką – obowiązkowe.
@klementyna
„Przeciwnie, dla każdego kto interesuje się cybernetyką – obowiązkowe.”
Tylko jako kuriozum. Moim zdaniem, to raczej podpada pod meandry PRL-owskich ślepych zaułków. Długo byliśmy odcięci od światowej cybernetyki, a kiedy już można ją było uprawiać – zaroiło się od ludzi działających tak, jak to Lem sparodiował w „Dońdzie”, wymyślających sobie własną niby-naukę z własną terminologią, wykorzystując to, że nikt ich nie może skontrolować.
@Klementyna
„Jego główne dzieło „Cybernetyka i charakter” można uznać za przestarzałe lub nie zgadzać się z jego tezami, natomiast z pewnością nie zasługuje na skwitowanie „z tego co widzę w komentarzach, jedno jest pewne – nie przeczytam!”
Czytałem, nie warto. Mnóstwo tez nie popartych dowodami, takie sobie bujanie w fantazjach.
Tymczasem Polski Ład właśnie wstydliwie schodzi ze sceny: link to oko.press