Now Playing (190)

Jako starszy pan, który chce zrozumieć nowe czasy, od czasu do czasu wrzucam tu vintage’ową popkulturę prosząc o opinię woke-snowflake-cancel-poprawną. Dotąd wyniki były całkiem sympatyczne, więc znów spróbuję.

Wydaje mi się, że z grubsza rozumiem i podzielam powody, dla których deadnaming i misgendering stanowi faux pas. Ale co z DOMNIEMANYMI osobami trans?

Czy wolno na ten temat spekulować? Case in study: co z dziennikarskimi śledztwami na temat aktu urodzenia Amandy Lear (pod innym nazwiskiem, z innym genderem)?

Pytanie jest nietrywialne również z punktu widzenia „starych” zasad. W ogóle zastanawiam się, na ile te nowe nie są jednak starymi w nowym opakowaniu.

W „starej” etyce (takiej AD 1990) wygląda to tak, że dziennikarz powinien odróżniać sferę publiczną od sfery prywatnej i trzymać się tej pierwszej, w tą drugą robiąc najwyżej okazjonalne wycieczki bacząc pilnie, by nie krzywdzić osób prywatnych. Te bowiem mogą za to dziennikarzowi odprocesować biodra.

Gdyby więc kobiecość Amandy Lear była związana z pieniędzmi publicznymi albo sprawowaniem funkcji publicznych (np. skorzystała z jakiegoś stypendium czy parytetu), jej płeć stanowiłaby „fair game”, ale skoro tego nie robi, to jej sprawa, co ma pod majtami. Tak to wyglądało według zasad AD 1990 (na wszelki wypadek zaznaczmy, że wtedy nie było pojęcia „cis”).

Tabloidy te zasady łamały, skoro temat w ogóle istniał w mediach – no ale model biznesowy tabloidów to łamać zasady i płacić odszkodowania. Z drugiej strony, gdy się słucha jej pięknego, niskiego głosu – jak tego tematu uniknąć?

Z dzisiejszego punktu widzenia najbardziej egzotyczne jest chyba co innego. Najlepsza piosenka Amandy Lear z jej fazy disco jest szokująca od strony tekstowej.

Tytułowa bohaterka rządzi światem przestępczym w Chinatown jakiegoś zachodniego miasta. Można się domyślać, że jest z grubsza rówieśnicą Amandy Lear (skoro opusciła Szanghaj jako „babyface girl” zapewne po 1949).

Jako „królowa opium”, kontrolująca „all the opium dens down in Chinatown”, musi mieć na sumieniu więcej zbrodni niż poczciwiny z gangsta rapu. Tytułowy „P.I.M.P.” wabi dziewczyny do pracy oferując im „that Gucci, that Fendi, that Prada”. Metody działania triad są mniej konsensualne.

Piosenka tę przemoc romantyzuje, wzywając byśmy się „pokłonili przed królową Chinatown”. „Ona cię podniesie, gdy się czujesz zdołowany”.

No jasne. Jak ktoś ma za dużo zmartwień, to niech se jeszcze uzależnienie od opiatów dołoży. Kredyt hipoteczny szybko stanie się jego najmniejszym problemem.

Wydaje mi się, że złote lata disco to szczytowa faza amoralności w popkulturze. Tańczono wtedy do piosenek przedstawiających przemoc jako coś romantycznego czy wręcz zabawnego (że przypomnę hiciora o tym, jak to Dżyngis Chan gwałcił i mordował, łohohoho, łahahaha).

Dziś Beyonce przeprasza za jedno niewłaściwe słowo w piosence, której i tak nie wysłucham, bo ja nie udaję starego dziada, naprawdę nim jestem i po tym cyklu widać, że zamykam się w świecie wspomnień, odkurzając stare winyle. Ale dlatego właśnie pytam PT Młodzież, co to słucha Taylor West i Kanye Swifta Czy zgadzacie się z moją intuicją, że dziś popkultura jest bardziej ETYCZNA niż pół wieku temu?

Tamte piosenki były o tyle jawnie rasistowskie, że tę romantyzowaną przemoc przypisywały jakiemuś Obcemu (w praktyce często będącego black- lub yellowfejsem). „Lasst noch Vodka holen / denn wir sind Mongolen” śpiewali Niemcy ucharakteryzowani na Azjatów.

W ten sposób zachodnie kolektywne id projektowane jest na Innego – z obłudnym westchnieniem „oh, those Russians!”. W „Chinatown” Polańskiego za wszystkie zbrodnie odpowiadają biali, ale to nazwa chińskiej dzielnicy służy jako metafora korupcji i bezprawia.

Kiedyś ta metafora wydawała mi się wielka literacko. „Forget it Jake, it’s Chinatown!”. Ale jak stereotypizowanie grupy etnicznej przekładało się na życie jej przedstawicieli?

Przecież pierwsze pokolenie emigrantów walczyło wtedy o elementarne prawa polityczne. Dziś stereotyp mówi, że Chińczycy są „z urodzenia” zdolni i pracowici, bestsellerami są książki typu „Manifest tygrysiej matki”, ale 50 lat temu popkultura umacniała stereotyp dokładnie odwrotny (co po raz kolejny dowodzi, jak głupie są antyimigranckie uprzedzenia).

W ówczesnej popkulturze nie zadawano sobie takich pytań, dlatego uważam, że była nawet bardziej amoralna od gangsta rapu z lat 90. Tupac i Ice Cube to jeszcze czasy, gdy słuchałem także rzeczy nie będących moją filiżanką earl greya, więc ZAPEWNIAM, że w ich tekstach jest POTĘPIENIE wojen gangów, a nawet – pardon my french – krytyka społeczna.

A jak jest dzisiaj – nie wiem i naprawdę chętnie się dowiem. Czy współcześni artyści aprobująco śpiewają o zbrodni, przemocy i urokach uzależnienia od opiatów?

Na pewno znajdziemy kogoś niszowego, ale pytam o kogoś, kto jest dzisiejszym odpowiednikiem Amandy Lear. Przyjmijmy kryteria: przeboje w Top Ten i/lub oficjalne reprezentowanie państwa w Eurowizji (Niemcy, 1979).

Dygresja od dygresji: zastanawiam się, na ile na dziwaczną niemiecka politykę zagraniczną przekłada się to, że rządzi tam teraz pokolenie z grubsza moje. A więc wychowane na piosenkach idealizujących Rosjan jako jebako-hulaków, którzy po prostu muszą sobie trochę pogwałcić, Moskau, Moskau, Mädchen sind zum kussen da, łohohoho.

Ale przede wszystkim jestem ciekaw opinii młodych ludzi, słuchających tych wszystkich Megan Thy Minaj. Osobliwie jeśli zdarza im się dyskutować o interesekcjonalności w mitycznym lokalu dla młodej lewicy „Pod Skancelowanym Swerfem”. Co myślicie o moich dziaderskich intuicjach?

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

462 komentarze

  1. „deadnaming i misgendering stanowi faux pas”

    Próba doprowadzenia kogoś do samobójstwa to nie jest „faux pas”.

    „Z drugiej strony, gdy się słucha jej pięknego, niskiego głosu – jak tego tematu uniknąć?”

    No cóż, John Ho, bohater serialu „Chinese Detective”, na pytanie o swoje pochodzenie odpowiadał krótko: „I’m cockney.”

    „Czy zgadzacie się z moją intuicją, że dziś popkultura jest bardziej ETYCZNA niż pół wieku temu?”

    Na poziomie fundamentalnym: bardziej inkluzywna. Czyli tworzona przez coraz więcej osób z grup mniejszościowych i bez udawania, że takowych nie ma widowni. Z tej perspektywy można po prostu uniknąć wielu rzeczy, które białych, sprawnych cisheterofacetów najwyraźniej nie uwierały.

    „nazwa chińskiej dzielnicy służy jako metafora korupcji i bezprawia”

    W kontekście zarówno filmu, jak i epoki, z którą się rozlicza, odczytywałem ją jako metaforę beznadziejnego położenia.

  2. Moim nieprzemyślanym zdaniem, za dużo się dzisiaj dyskutuje o etyczności dzieł kultury. Zafiksowanie na etyczności sztuki sprawia – może się mylę, pewnie nie mam racji, bo to przecież nieprzemyślane, ale to zafiksowanie sprawia, że sztuka traci swój największy potencjał, czyli przestaje skandalizować, łamać tabu, słowem – dawać do myślenia. Robi się nudna. Jako dzieciak wychowany w latach 90-tych i dwutysięcznych, moim ulubionym wokalistą był Marilyn Manson, który popularność budował na medialnym „najlepiej sprzedaje się seks i przemoc” i jak Jan Pospieszalski chciał cancelować koncert Mansona w Polsce bo „niemoralność”, to przecież kpiliśmy sobie z niego, bo nie rozumie konwencji, nie rozumie sztuki itd. Słowo daję, teraz w dobrym tonie jest lustrować kulturę pod kątem niepoprawnych treści i niekoniecznie najczęstszymi moralizatorami są tutaj konserwatyści.

    A wracając do tematu, to jak wpisałem sobie w Internet „najbardziej kontrowersyjne popkulturowe piosenki z ostatniej dekady”, to skandale dotyczyły między innymi tego, że:

    1) Rita Ora w piosence „Girls” śpiewając pozytywnie o biseksualizmie sugerowała, że kobiety ciągnie do innych kobiet dopiero po alkoholu, a to przecież (szkodliwy) stereotyp:

    Sometimes, I just wanna kiss girls, girls, girls
    Red wine, I just wanna kiss girls, girls, girls
    Sometimes, I just wanna kiss girls, girls, girls
    Red wine, I just wanna kiss girls, girls, girls

    2) The Weekend w piosence „Lost in the Fire” miał twierdzić, że bycie lesbijką to tylko „przejściowa faza”, a to przecież fałszywy i szkodliwy pogląd:

    You said you might be into girls (into girls)
    You said you’re going through a phase (through a phase)

    Z tych arbitralnie wybranych przykładów wynika taki naciągany wniosek: w starej popkulturze podmiot liryczny hejtowany był za to, co lubi (przemoc, seks, narkotyki), dzisiaj natomiast jest krytykowany za to, jaki jest (jest seksistą, homofobem). Jak dawniej rodzice mogli narzekać, że „od słuchania tej muzyki dzieci wstępują do gangów, biorą narkotyki i uprawiają przygodny seks”, to w kontekście przytoczonych piosenek strażnicy moralności pilnują, by nikt nie poczuł się urażony nieodpowiedzialnym stereotypowaniem w piosence. I jest to o tyle ciekawe, że w przytoczonych piosenkach podmiot liryczny nie aprobował tych „złych rzeczy”, a tylko opowiadał o sobie i swoich doświadczeniach (że lubi dziewczyny po alkoholu lub że znał dziewczynę, która powiedziała, że przechodzi taką „fazę”).

  3. @wo „dlatego właśnie pytam PT Młodzież, co to słucha Taylor West i Kanye Swifta”
    Oczywiście wiesz, że przywołujesz weteranów popu (Kanye to wręcz rocznik 1977) i obecnie młodzież słucha, jak zwykle, takiej bardziej młodzieży. Choć inna weteranka, Beyonce, bardzo się stara iść z czasem i na nowej płycie nie tylko gra bardziej klubowo, ale i używa dużo brzydkich wyrazów. Natomiast Kendrick Lamar na nowej płycie troszkę się rozlicza ze swoim, typowym dla raperów, podejściem do LGBT.
    Młodziaki jak zwykle śpiewają bardziej o własnych emocjach i relacjach z innymi dzieciakami:
    Wet Leg: https://youtu.be/Zd9jeJk2UHQ
    Leah Kate https://youtu.be/-2cAyPpQRps
    PS. Czy tam u 50 Centa jedną z dziewczyn nie jest Niia?

  4. Tak trochę off topic, ale każdym razem jak słyszę w radio piosenkę „Na co komu dziś” Lady Pank’u zastanawiam się gdzie jest cancel culture jak jest naprawdę potrzebna?
    Teksty w stylu: „Na czekoladę poczułem chęć Była namiętna, bardzo nieletnia” i „Obok Japończyk do lustra pił Pytam żółtego: „powiedz dlaczego…” chyba kwalifikują się do kategorii Wyznania pedofila-rasisty. Faktycznie młode pokolenie muzyków nie pozwoliłoby sobie na takie zwroty i sądzę, że oni autentycznie wiedzą, że to jest niewłaściwe.
    Oczywiście stacjom radiowym nie przeszkadza grać tego utworu zgodnie z zasadą inż. Mamonia, który lubił tylko piosenki które znał.
    Widać jeszcze mamy trochę pracy do wykonania

  5. @sheik
    „jedną z dziewczyn nie jest Niia”

    Oczywiście wiesz, że ten pseudonim (imię?) usłyszałem po raz pierwszy w twoim komciu? W jutubki nie kliknę, bo to nie była prośba „ej, kochani, wrzućcie jakąś fajną muzę”, tylko „czy intuicja dotycząca ewolucji popkultury pasuje do tego czego słuchacie”. Wnoszę że tak?

  6. @wo „czy intuicja dotycząca ewolucji popkultury pasuje do tego czego słuchacie”. Wnoszę że tak?”
    O tyle tak, że Niia (yeah, that’s her name) debiutowała u boku Wyclefa Jeana w piosence o identycznej tematyce co PIMP, jednak potem solowo śpiewała już dużo delikatniej o relacjach damsko-męskich. Natomiast kiedy ją zobaczyłem w klipie jako tzw. Entourage, to było trochę jak usłyszenie Bartosiewicz w chórkach w Human – ot, początki kariery.

  7. @skral
    „zastanawiam się gdzie jest cancel culture jak jest naprawdę potrzebna?”

    Gdzie jest W OGÓLE? Przecież po prostu nie ma czegoś takiego.

    „Oczywiście stacjom radiowym nie przeszkadza grać tego utworu ”

    To chyba działa jak prawa nabyte. Wydaje mi się, że współczesny cover Rasputina czy Dżyngis Chana wymagałby sporych przeróbek tekstowych, ale staroć może być puszczany bez obaw – it was acceptable in the 80’s, it was acceptable at the time.

  8. @wo
    „współczesny cover Rasputina czy Dżyngis Chana wymagałby sporych przeróbek tekstowych”

    Wspominałem pewien czas temu, że konsultowałem tłumaczenia na polski niemieckich piosenek jednemu zespołowi (nie z pierwszej ligi) z Warszawy. Tymczasem dostałem od nich pierwszą wersję ich płyty i tam jest właśnie cover Rasputina, przetłumaczony *dokładnie* na polski. Ciekawe, czy ktoś to puści w mediach jak płyta już wyjdzie.

  9. „Przecież pierwsze pokolenie emigrantów walczyło wtedy o elementarne prawa polityczne. Dziś stereotyp mówi, że Chińczycy są „z urodzenia” zdolni i pracowici, bestsellerami są książki typu „Manifest tygrysiej matki”, ale 50 lat temu popkultura umacniała stereotyp dokładnie odwrotny (co po raz kolejny dowodzi, jak głupie są antyimigranckie uprzedzenia).”

    Ale jakie pierwsze pokolenie? Może pierwsze pokolenie emigracji powojennej, ale historia Chinatowns jest dużo dłuższa (jeśli dobrze pamiętam to zaczęły powstawać w II połowie XIXw. jako wynik rasistowskiego wzmożenia w USA w reakcji na kryzys). Tutaj raczej mamy do czynienia z pewną bezwładnością popkultury, która odwołuje się do już wtedy odchodzących do lamusa Chinatown rządzonych przez Tongi (taka wersja jakuzy trochę) tak jak wyglądały jeszcze przed wojną, ale oni nie mogli wtedy jeszcze wiedzieć jak będzie wyglądał chiński emigrant z fali migracyjnej po ustawie z 1965r., bo ci dopiero przyjeżdżali. Nikt też wtedy nie wiedział, że to pokolenie załapie się na najlepszy w historii czas na social climbing i będzie w stanie zarobić na wykształcenie dzieci zwykłą ciężką pracą czym zbuduje później ten obecny stereotyp Asian-American jako zdolnego, wykształconego najczęściej lekarza albo maklera.

  10. @cambrinus
    „Może pierwsze pokolenie emigracji powojennej, ale historia Chinatowns jest dużo dłuższa ”

    Czy mógłby pan jednak roboczo założyć, że trochę czytałem o historii imigracji w USA?

    Proszę się przyjrzeć zdaniu:

    „pierwsze pokolenie emigrantów walczyło wtedy o elementarne prawa polityczne”

    Dziewiętnastowieczni Chińczycy w USA nie bardzo mieli jak walczyć o prawa polityczne. Magnaci w typie Lelanda Stanforda sprowadzali ich jako siłę roboczą, która nie miała żadnych praw (zwłaszcza: do swobodnego wybrania miejsca zamieszkania). Pan chyba sobie ten XIX wiek wyobraża tak, że Chińczycy wtedy jakoś tak sami z siebie po prostu kupowali bilet na statek i wysiadali w San Francisco. Mogły być takie przypadki, ale zbyt rzadkie, żeby z kolei mówić o „walce o prawa polityczne”.

    Do 1945 z kolei chińska migracja była po prostu zakazana, zgodnie z ówczesnymi przesądami (że leniwi, że skorumpowani). Dopiero zimna wojna zmienia sytuację.

    Więc owszem, gdy ta piosenka podbija listy przebojów – mamy dopiero pierwsze pokolenie walczące o prawa polityczne. Zderzające się z uprzedzeniami i przesądami, trochę z winy popkultury.

    ” Nikt też wtedy nie wiedział, że to pokolenie załapie się na najlepszy w historii czas na social climbing ”

    Niby tak, ale jednak to pewna Uniwersalna Prawidłowość. Wśrod tych ukraińskich dzieci, które teraz napłynęły do Polski, też jest niejeden przyszły Noblista, Znany Sportowiec oraz Gwiazdor List Przebojów.

  11. @piotrkowalczyk

    „Próba doprowadzenia kogoś do samobójstwa to nie jest „faux pas”.”

    Chodzi raczej o to, że na pewne rodzaje gnębienia, w tym deadnaming czy misgendering, kiedyś było większe przyzwolenie społeczne (popkultura, jeżeli w ogóle poruszała temat osób transpłciowych, wręcz tym ociekała), a teraz jest mniejsze. Nie chodzi o skutki, tylko o reakcję otoczenia, co dobrze widać właśnie po Twojej reakcji.

  12. @Chińczycy w USA
    Sorry za długi cytat, ale tego raczej już nikt nie czyta.

    Mark Twain, Pod gołym niebem (Roughing It – semi-autobiographical travel literature napisana w latach 1870 –71, opublimkowana w 1872 r.)

    Rozdział XIII Łagodni, nieszkodliwi Chińczycy
    Jest to nieszkodliwa rasa ludzka, dopóki biali albo zostawiają ich w spokoju, albo traktują nie gorzej od psów; ściśle mówiąc, Chińczycy tak czy owak są nieszkodliwi, rzadko bowiem mają pretensję o najohydniejsze nawet obelgi czy najjaskrawsze krzywdy. Są cisi, spokojni, łatwi we współżyciu, nie, piją i w pracowitości nie mają sobie równych. Bardzo rzadko zdarzają się wśród nich awanturnicy, a pojęcie leciwego Chińczyka w ogóle nie istnieje. Dopóki Chińczyk ma siłę w rękach, nie potrzebna mu jest niczyja pomoc; biali często narzekają na brak pracy, z ust Chińczyka nie słyszy się tego rodzaju skarg. Chińczyk zawsze znajdzie jakąś robotę.

    (Chinczyk) Jest wielkim udogodnieniem dla wszystkich – nawet dla ludzi białych z najgorszej klasy, ponieważ odpowiada za większość ich grzechów, płaci grzywny za ich drobne kradzieże, odsiaduje więzienie za ich napady bandyckie, idzie na szubienicę za ich morderstwa. Każdy biały może przysiąc w sądzie i posłać go na śmierć, ale Chińczyk nie może składać w sądzie zeznań przeciwko białemu człowiekowi. Nasz kraj jest krajem wolnym – nikt temu nie przeczy, nikt nie podaje tego w wątpliwość. (Może dzieje się tak, ponieważ nie pozwalamy innym świadczyć przeciwko nam.)

    W Kalifornii znajduje środki do życia grzebiąc w starych szybach górniczych, które biali porzucili jako wyczerpane i bezwartościowe; ale wtedy urzędnicy podatkowi dobierają się do niego raz na miesiąc, stosując metody niesłychanego oszustwa, któremu ciało ustawodawcze nadało szeroką nazwę „cudzoziemskiego podatku górniczego”, a który nakładany jest wyłącznie na Chińczyków.

    Jeżeli podpisuje kontrakt na wyjazd za granicę do pracy, zastrzega sobie zawsze, że w wypadku śmierci jego ciało zostanie odesłane do Chin. Gdy rząd wynajmuje cudzoziemcowi kulisów na przyjęty zwyczajem okres lat pięciu, zawsze w kontrakcie wyszczególniony jest ten warunek.
    Każdy statek wypływający do Chin z portu San Francisco wiezie ciężki ładunek chińskich nieboszczyków – raczej wiózł, dopóki nasza władza ustawodawcza, z subtelną przebiegłością tak typową dla chrześcijańskiego okrucieństwa, nie wzbroniła przesyłek, widząc w tym manewrze zręczny i zamaskowany sposób powstrzymywania chińskiej emigracji. Projekt takiej ustawy został zgłoszony, ale nie wiem, czy go uchwalono. Wydaje mi się, że tak. Zgłoszono jeszcze inny projekt ustawy, która weszła już w życie; zmusza ona każdego chińskiego emigranta do poddania się szczepieniu w porcie i do zapłacenia urzędowemu szarlatanowi (żaden uczciwy lekarz nie zhańbiłby się takim zalegalizowanym rabunkiem) dziesięciu dolarów za zabieg. A ponieważ niewielu importerów chińskiej siły roboczej godzi się na poniesienie takiego wydatku, nasi ustawodawcy uważali, że oto zadadzą inny ciężki cios chińskiej emigracji.

  13. @wo
    „Czy mógłby pan jednak roboczo założyć, że trochę czytałem o historii imigracji w USA?”

    Wolę się odnosić do tego co pan napisał a napisał pan zdanie bardzo nie jasne.

    „Dziewiętnastowieczni Chińczycy w USA nie bardzo mieli jak walczyć o prawa polityczne. Magnaci w typie Lelanda Stanforda sprowadzali ich jako siłę roboczą, która nie miała żadnych praw (zwłaszcza: do swobodnego wybrania miejsca zamieszkania).”

    A jednak walczyli, chociaż bez powodzenia. I paradoksalnie amerykańscy magnaci byli ich sprzymierzeńcami, bo brak taniej siły roboczej bardzo im doskwierał. Od wprowadzenia Chinese Exclusion Act w 1882, sprawa właściwie na stałe zaczęła gościć na wokandzie Sądu Najwyższego np.:
    – 1886r. Yick Wo v. Hopkins
    – 1889r. Chae Chan Ping v. United States
    – 1893r. Fong Yue Ting v. United States – tutaj właściwie zakończyła się próba podważenia konstytucyjności Chinese Exclusion Act

    „Do 1945 z kolei chińska migracja była po prostu zakazana, zgodnie z ówczesnymi przesądami (że leniwi, że skorumpowani). Dopiero zimna wojna zmienia sytuację.”

    Do 1943r. (Magnuson Act). Punktem zwrotnym nie była zimna wojna tylko wojna z Japonią, która sprawiła, że Chiny stały się naturalnym sojusznikiem, co odwróciło sentyment do Chińczyków. Powojenna imigracja miała miejsce już w dużo bardziej przyjaznym środowisku. I to też nie było, tak że żadni Azjaci nie imigrowali do stanów przed 1943r. system był wtedy dużo bardziej dziurawy niż dzisiaj z oczywistych powodów. Np. po trzęsieniu ziemi i pożarze w San Francisco w 1906r. rejestry imigrantów uległy zniszczeniu i wielu Azjatów wykorzystało to, żeby utrzymywać że mieli obywatelstwo (sprzed 1882r.) i ściągnąć do kraju swoje rodziny tzw. „paper sons”.

  14. @Karmazynowa klamerka
    Z kwestią przyzwolenia społecznego zgoda (ale dlatego, iż, proszę wybaczyć, jest to truizm), natomiast za każdym razem reaguję na pogląd, że świadomy misgendering jest niczym więcej jak zrobieniem przykrości. Nie nazywa się gejów „pedałami” dlatego, że to niegrzeczne, tylko dlatego, że to nienawistne.

  15. @piotrkowalczyk

    „Nie nazywa się gejów „pedałami” dlatego, że to niegrzeczne, tylko dlatego, że to nienawistne.”

    No ale deadnaming i misgendering to nie jest tylko nienawistne zachowania. Są nimi w kontekście obecnej nagonki na żyjące osoby transpłciowe, ale już w odniesieniu do postaci historycznych takich konotacji nie ma, vide Heliogabal czy inne osoby, które obecnie postrzegamy jako transpłciowe. Ich płeć jest przedmiotem debaty akademickiej i w odniesieniu konkretnie do Amandy Lear jest to faktycznie ciekawe pytanie – co z próbami uzupełnienia luk w biografii po śmierci artysty podejrzewanego o bycie osobą transpłciową? Wydaje mi się to dość skomplikowanym tematem bez prostej odpowiedzi w stylu wolno/nie wolno.

  16. @WO
    Dzień dobry, znów się odlurkuję po dłuższej przerwie.
    „Wydaje mi się, że współczesny cover Rasputina czy Dżyngis Chana wymagałby sporych przeróbek” nie umiem stwierdzić, czy są tam przeróbki, ale współczesny cover Dżyngis Chana… voila! https://youtu.be/S7SZLXjMR64

  17. @ karmazynowa klamerka

    „Ich płeć jest przedmiotem debaty akademickiej i w odniesieniu konkretnie do Amandy Lear jest to faktycznie ciekawe pytanie – co z próbami uzupełnienia luk w biografii po śmierci artysty podejrzewanego o bycie osobą transpłciową?”

    Przyczyną nieporozumienia jest tutaj pomieszanie pojęć. W przypadku postaci historycznych często nie będzie twardych dowodów, zwłaszcza przy stanie wiedzy AD 2022, iż płeć jest spektrum, nie binarnością. Większe zastrzeżenia do badań ma w tym względzie strona konserwatywna zresztą (patrz reakcja na wiadomość o interpłciowości Pułaskiego). Natomiast dylemat z notki nadal pozostaje niewłaściwie zarysowany. Nawet jeżeli Lear kłamie przez całe życie i latający sobie po różnych periodykach akt urodzenia rzeczywiście jest prawdziwy i należy do niej, to i tak zmisgenderować ją można tylko w jeden sposób – odmawiając jej kobiecości.

  18. @piotrkowalczyk
    „Przyczyną nieporozumienia jest tutaj pomieszanie pojęć.”

    Wprowadzone wyłącznie przez pana. Już ten pański pierwszy komć o „doprowadzaniu do samobójstwa” był w tym kontekście od czapy. Posacie historyczne ogólnie trudno doprowadzić do samobójstwa z wielu rożnych powodów. Potem dodał pan jeszcze „świadomy misgendering” i teraz już plącze się pan w tym, co pan sam zaplątał. Proszę odplątać i odpuścić sobie tematykę samobójstw i „świadomych misgenderingów”. To za poważny temat na notkę o disco!

  19. @cambrinus
    „Wolę się odnosić do tego co pan napisał a napisał pan zdanie bardzo nie jasne.”

    W konteście migracji „pierwsze” („drugie-„, itd) pokolenie migrantów ma bardzo konkretną, powszechnie używaną definicję. Proszę ją sobie wyguglać. Ogólnie w „jasności” pomaga czytanie całego zdania, a nawet zdań sąsiednich.

    „Do 1943r. (Magnuson Act).”

    Bardzo cenna uwaga! Lata 1943-1945 są wspominane jako złota era podróży transatlantyckich. Miliony Chińczyków skorzystały z popularnych połączeń. Dlatego bez tej poprawki nie mielibyśmy pełnego obrazu.

    „I to też nie było, tak że żadni Azjaci nie imigrowali do stanów przed 1943r. system był wtedy dużo bardziej dziurawy niż dzisiaj”

    Dlatego napisałem, cytuję – „Mogły być takie przypadki, ale zbyt rzadkie” – koniec cytatu. Mam wrażenie, że czepia się pan dla samego czepiania.

  20. @worek
    „Moim nieprzemyślanym zdaniem, za dużo się dzisiaj dyskutuje o etyczności dzieł kultury.”

    Ja z kolei nie widzę powodu, by jakąkolwiek ludzką działalność wyjmować spod oceny etycznej.

    ” sztuka traci swój największy potencjał, czyli przestaje skandalizować, łamać tabu, słowem – dawać do myślenia. ”

    Bardzo dziwne rozumowanie. Uważa pan, że nie można „dawać do myślenia” bez „skandalizowania i łamania tabu”? Przecież jedno z drugiego nie wynika. Że ktoś pokaże gołą dupę, to może być skandal i łamanie tabu ale niekoniecznie dający do myślenia. Wykład o topologicznych aspektach hipotezy Riemanna może dawać do myślenia, ale nie być skandalem i nie łamać tabu.

    „moim ulubionym wokalistą był Marilyn Manson”

    Ale on jest kiepskim wokalistą przecież. To właśne przykład kolesia, który z braku talentu urządza tandentne prowokacje. Trochę mi pan teraz przypomina doktoranta Radomskiego, którego tyrada przeciw Tokarczuk pomija wartości literackie – pewnie nawet nie czytał. Może jestem staroświecki, ale wokalistę oceniam po wokalu, pisarza po książkach, a nie po tym, czy i jakie robią skandale.

    „jak Jan Pospieszalski chciał cancelować koncert Mansona w Polsce bo „niemoralność”, to przecież kpiliśmy sobie z niego,”

    Używaliśmy wtedy ze znajomymi hasztagu #pojedynekpacanów. Gardzę jednym i drugim.

    „w starej popkulturze podmiot liryczny hejtowany był za to, co lubi”

    Ale przecież NIE BYŁ. Nie było oburzenia na amoralność Boney M.

  21. „Że ktoś pokaże gołą dupę, to może być skandal i łamanie tabu ale niekoniecznie dający do myślenia. Wykład o topologicznych aspektach hipotezy Riemanna może dawać do myślenia, ale nie być skandalem i nie łamać tabu.”

    A co gdyby połączyć jedno z drugim? Zapytał na youtube/instagramie dr Tom Crawford z Oxfordu prowadząc jako @tomrocksmath rozbierane… prezentacje.

  22. @worek kości
    Moim nieprzemyślanym zdaniem, za dużo się dzisiaj dyskutuje o etyczności dzieł kultury. Zafiksowanie na etyczności sztuki sprawia – może się mylę, pewnie nie mam racji, bo to przecież nieprzemyślane, ale to zafiksowanie sprawia, że sztuka traci swój największy potencjał, czyli przestaje skandalizować, łamać tabu, słowem – dawać do myślenia.

    Coś w tym jest, że czasem zachodzi pomylenie porządku artystycznego z moralnym.

  23. @wo
    Ja z kolei nie widzę powodu, by jakąkolwiek ludzką działalność wyjmować spod oceny etycznej.

    Przecież jemu (chyba) nie o to chodzi. Raczej (zgaduję tylko) o to, że jak się za bardzo myśli o ocenach etycznych, to się przestaje czytać Knuta Hamsuna, Małgorzatę Musierowicz albo Marcina Wolskiego (dwa ostatnie przypadki zaliczyłem).

  24. @wo
    Bardzo dziwne rozumowanie. Uważa pan, że nie można „dawać do myślenia” bez „skandalizowania i łamania tabu”? Przecież jedno z drugiego nie wynika.

    Gospodarzu, apeluję, nie bij worka, plz. Albo chociaż nie za mocno.
    Nie wynika, ale niekiedy bez zrobienia skandalizowania, co niekoniecznie polega na pokazywaniu gołej dupy, nie da się poruszyć artystycznie. Zarazem goła dupa w sztuce niekiedy jest zachowawcza i zniechęca do myślenia o czymkolwiek poza, hm, gołą dupą. W sztuce III Rzeszy pełno gołych dup i cycków, a skandalem było entartete Kunst.

    Wykład o topologicznych aspektach hipotezy Riemanna może dawać do myślenia, ale nie być skandalem i nie łamać tabu.

    Tak, ale nauka to jeszcze inny porządek.

  25. @izbkp
    „Czy to na pewno stan wiedzy a nie modny pogląd, będący wytworem popkultury?”

    Kolega pyta przywołując nie badania naukowe, tylko publicystyczny, reakcyjny rant oparty na cytacie z połowy XIX wieku. Czy fakt, że po raz pierwszy zobaczyłem wąsatą ciskobietę jako kilkuletnie dziecko był „wytworem popkultury”?

  26. @wo
    „Bardzo cenna uwaga! Lata 1943-1945 są wspominane jako złota era podróży transatlantyckich. Miliony Chińczyków skorzystały z popularnych połączeń. Dlatego bez tej poprawki nie mielibyśmy pełnego obrazu.”

    Oczywiście nie było tych imigrantów zbyt wielu (poprawka dokładnie określała ich liczbę na nie więcej niż 105 osób rocznie), ale jest symbolicznym odwróceniem trendu, które nie było efektem działań aktywistów z pierwszego pokolenia a zmiany stosunków międzynarodowych. Ale kończę już ten temat, co miałem do napisania to napisałem.

    @Queen of China Town
    Może się wydawać, że piosenka jawnie zachęcająca do nałogu dzisiaj by nie przeszła, ale już opisy narkotykowych rajdów w rapie są na porządku dziennym, a taki Mata wyrósł na twarz kampanii do depenalizacji marihuany, więc może się nie pozmieniało aż tak dużo.

    @worek
    ” sztuka traci swój największy potencjał, czyli przestaje skandalizować, łamać tabu, słowem – dawać do myślenia. ”

    Praktycznie wszystkie tabu, które nie są okropne są już ograne. Co jeszcze chciałbyś łamać?

  27. „This is all, very, confusin’ especially when you start singin’
    Give a bit of mmh to me (you’re a mystery)
    And I’ll give a bit of mmh to you. (it’s so confusing)
    Give a bit of mmh to me (you’re a mystery)”

  28. izbkp
    „Bo taki Dawkins się upiera, że nie jest”.

    Nie jesteśmy na forum Racjonalista itp., żeby przywoływać argument angielskiego dziadersa.

  29. @izbkp

    Dawkins jest znany z reakcyjnych wypowiedzi, ale jako biolog naprawdę powinien się zastanowić, co mówi. Chyba jedynym binarnym komponentem płci jest obecność genu SRY, ale jego ekspresja już niekoniecznie zawsze działa zero-jedynkowo. Dawkins sobie z tego zdaje sprawę, wie że istnieje interseksualność, ale ją zbywa jako „ekstremalnie rzadkie przypadki”, po czym jedzie prawackimi grepsami o hipopotamach.

    Polecam lepszy tekst na ten temat: https://www.nature.com/articles/518288a Podstawowy problem z podejściem „binarnym” jest krótko wyrażony pod koniec: „So if the law requires that a person is male or female, should that sex be assigned by anatomy, hormones, cells or chromosomes, and what should be done if they clash?”

    @cambrinus4
    „Praktycznie wszystkie tabu, które nie są okropne są już ograne. Co jeszcze chciałbyś łamać?”

    W Polsce jeszcze zostało sporo tabu, aktualną listę można sobie zawsze sprawdzić na stronie Ordo Iuris.

  30. Czy można uzyskać jakąś przykładową playlistę imprezową? Widzę siebie jak tańczę do Amandy Lear
    (i potrzebuję zachęcić do tego ludzi trochę starszych, ups!)

  31. @„Czy to na pewno stan wiedzy a nie modny pogląd, będący wytworem popkultury?”

    Jak weźmiesz zdjęcie dowolnej twarzy i najpierw zetniesz głębię kolorów do jednego bita, a potem zmniejszysz rozdzielczość do rozmiarów 1 na 1 piksel, to skończysz z konkluzją, że ktoś jest albo biały, albo czarny i nie ma żadnego spektrum. To mniej więcej robią zwolennicy penisocentrycznej definicji płci („penis albo jest, albo go nie ma, więc nie żadnego spektrum”). Dalej nie miałem siły czytać wywodu Dawkinsa, więc przepraszam jeśli coś pominąłem.

  32. @loleklolek_pl

    Penisoargument do mnie nie przemawia. Natomiast ulegam analogii z mieszaniem farb zestawionym z mieszaniem koralików (w skrajnej wersji brokatu). Kiedy wymieszasz różne kolory farby, otrzymasz nowy kolor farby. Kiedy wymieszasz różnego koloru koraliki nadal masz mieszaninę różnego koloru koralików.

  33. Farba to też mieszanina. Dawkins po przedstawieniu tej nietrafnej analogii zastanawia się czemu Darwin nie widział in-your-face oczywistości w dziedziczeniu płci, a wymagało to dowodu matematycznego Hardy’ego i Weinberga. Otóż być może ci ludzie wiedzieli o wspomnianym facie. Nota bene za udowodnienie twierdzenia, że farby nie można „odmieszać” Dawkins mógłby otrzymać nagrodę matematyczną, a być może Nobla.

  34. @izbkp
    Jak rozumiem podpowiadasz teraz Gospidarzowi, z jakich analogii nie powinien korzystać na lekcjach chemii.

    Ja tylko zreferowałem wywód Dawkinsa, który stwierdził, że kwestie płci można sobie upraszczać do wartości jednobitowej (i stąd np. pomijać istnienie osób interpłciowych, bo jest ich mało), ale kwestie rasy nie można. No więc tak technicznie, to też można.

    Tymczasem wszyscy wiemy, że w całym tym sporze o płeć chodzi o samostanowienie. Czy sam się mogę określić co do tego kim jestem, czy też decyduje o tym jakiś Putin i jak stwierdzi np. że jestem psem, to mam merdać ogonem i szczekać. Inaczej marny mój los. Zresztą wielu z fascynatów binarnej teorii płci szybko traci zainteresowanie ową binarnością i bardzo chętnie stosuje takie klasy, jak babochłop czy kaszalot.

  35. @procyon
    „W Polsce jeszcze zostało sporo tabu, aktualną listę można sobie zawsze sprawdzić na stronie Ordo Iuris.”

    To, że jakaś fundamentalistyczna organizacja czegoś nie lubi, czy nawet przez wpływy w rządzie czegoś zakaże jeszcze nie robi z tego tabu. Nie przyznawajmy im większej sprawczości niż w rzeczywistości mają.

  36. Pewnie ktoś to dokładniej zbadał, ale ja na własny użytek wyobrażam sobie historię muzyki popularnej jako przejście od „śpiewam szczerze w garażu o swoim życiu”, do „śpiewam w studiu o tym, co się ludziom podoba”. Więc na pytanie:

    „Czy współcześni artyści aprobująco śpiewają o zbrodni, przemocy i urokach uzależnienia od opiatów?”

    Odpowiedziałbym, że te piosenki nigdy nie aprobowały zbrodni czy narkotyków, ale opowiadały o życiu danego artysty, których miał pecha tego wszystkiego doświadczyć. „Aprobacja” to złudzenie, które wynika z popularności: sławny artysta siłą rzeczy zostaje influencerem; sława w modnej dyscyplinie (sport i popkultura) sprawia, że dzieciaki chcą mieć fryzurę „jak Ronaldo”. Być może odkrycie tego wpływu sprawiło, że artyści poczuli odpowiedzialność i zaczęli się nieco bardziej cenzurować (wersja życzliwa), lub okazało się, że przyznawanie się do ćpania źle wpływa na marketing (wersja cyniczna).

    Dalej sobie spekuluję: kult idola sprawia, że jednostkowe wydarzenie z życia Muzyka staje się prawem ogólnym. Gdy artysta śpiewa, że jego była dziewczyna powiedziała mu, że ma homoseksualną fazę (co stanowi jednostkowe wydarzenie w jego życiu), to w przestrzeni publicznej zachodzi generalizacja: artysta sądzi, że homoseksualizm jest kwestią wyboru. Od generalizacji – abstrakcja i potępienie: posiadanie takich poglądów robi z ciebie złą osobę. Myślę, że współcześni artyści zdają sobie sprawę z tego mechanizmu, więc powstrzymują się od wyrażania opinii – „żeby nie polaryzować społeczeństwa” – ale co to za artysta, który boi się mieć opinię w jakiejś sprawie.

  37. @izbkp

    „Czy to na pewno stan wiedzy a nie modny pogląd, będący wytworem popkultury? Bo taki Dawkins się upiera, że nie jest”

    Płeć biologiczna nie może być binarna, bo nie przyjmuje wartości dyskretnych (poza płcią chromosomalną, ale nawet tutaj możliwych rezultatów jest więcej niż dwa). Dawkins może i jest biologiem, ale pojęcie rozkładu dwumodalnego jest dla niego najwyraźniej zbyt skomplikowane.

  38. „Dawkins może i jest biologiem, ale pojęcie rozkładu dwumodalnego jest dla niego najwyraźniej zbyt skomplikowane.”

    Co zabawne, sam kiedyś napisał esej/felieton o umyśle nieciągłym, gdzie nabijał się z takiego uproszczonego rozumowania, że małpa musiała urodzić człowieka, no bo przecież gdzieś jest wyraźna granica.

  39. Dawkins to pamięta i się rozgrzesza. „Male versus female is one of surprisingly few genuine dichotomies that can justly escape censure for what I have called “The Tyranny of the Discontinuous Mind.””

    A ten esej próbowałem przeczytać dwa razy ale nie dałem rady. Raz się zatrzymałem na wskrzeszaniu wranglerów Cambridge, systemie krytykowanym przez Hardy’ego 100 lat temu; drugi na „It is amusing to tease such absolutists by confronting them with a pair of identical twins (they split after fertilisation, of course) and asking which twin got the soul, which twin is the non-person: the zombie. A puerile taunt? Maybe. But it hits home because the belief that it destroys is puerile, and ignorant.” Czy to typowy Dawkins, takie pyskowanie sprawiające wrażenie argumentacji?

  40. To nawet nie jest (u Dawkinsa) penisocentryczna teoria płci, tylko „co da się rozmnożyć z czym”, a zatem jeszcze, oczywiście, głupsza, bo nie przystająca do elementów życia innych niż rozród, z większą liczbą wyjątków i miejsc gdzie trzeba fastrygować na bieżąco bo się rozłazi.

  41. @mcal

    „oczywiście, głupsza, bo nie przystająca do elementów życia innych niż rozród”

    Tak samo odleciał zresztą Sakowski z To Tylko Teoria (może to popularne u biologów?), wszystko sprowadza do gamet.

  42. Powiedzmy sobie szczerze, wszyscy chyba ojcowie „nowego ateizmu” odlecieli w altrightowa neokonserwe w mniejszym czy większym stopniu. Niektórzy ekstremalnie, jak Harris z jego totalna ignorancja historyczna, niektórzy dziadersko jak Dawkins, ale efekt podobny.

  43. @izbkp
    „Kiedy wymieszasz różne kolory farby, otrzymasz nowy kolor farby. Kiedy wymieszasz różnego koloru koraliki nadal masz mieszaninę różnego koloru koralików.”

    Gdy jako dziecko patrzyłem przez lupę na ekran telewizora to widziałem czerwone, zielone i niebieskie koraliki. Ale z fotelu widziałem dużo więcej kolorów. Czyli raz telewizor był binarny a raz miał spektrum?

  44. @Artur Król
    „Powiedzmy sobie szczerze, wszyscy chyba ojcowie „nowego ateizmu” odlecieli w altrightowa neokonserwe w mniejszym czy większym stopniu. ”

    I to już w 2003 przy okazji wojny w Iraku #justSayin’

  45. @wo
    „jak słyszę w radio piosenkę „Na co komu dziś” Lady Pank’u zastanawiam się gdzie jest cancel culture jak jest naprawdę potrzebna?
    Teksty w stylu: „Na czekoladę poczułem chęć Była namiętna, bardzo nieletnia””
    „Gdzie jest W OGÓLE?.”

    Będzie zagranie a la publicysta opinii w Wyborczej, ale NMSP: jakieś dwa lata temu (jeszcze przed pandemią) jechałam taksówką, w której włączone było radio. Po tym wersie kierowca przełączył na inną stację.

  46. @bt
    „Czy można uzyskać jakąś przykładową playlistę imprezową?”

    To trochę zbyt intymne pytanie! Część komcionautów była na imprezach, na których puszczałem muzykę do tańca, w zasadzie każdą premierę książki staram się tak oprawić. Ale jednak… impreza to impreza. Po co potem mają obgadywać, że leciało Eruption.

  47. @gammon
    „Raczej (zgaduję tylko) o to, że jak się za bardzo myśli o ocenach etycznych, to się przestaje czytać Knuta Hamsuna, Małgorzatę Musierowicz albo Marcina Wolskiego (dwa ostatnie przypadki zaliczyłem).”

    Oceniam książki jako książki (także etycznie). Hamsun się świetnie zestarzał. Musierowicz i Wolski – not so much.

    „Nie wynika, ale niekiedy bez zrobienia skandalizowania, co niekoniecznie polega na pokazywaniu gołej dupy, nie da się poruszyć artystycznie.”

    Ale czy to jest taki częsty przypadek? P. Worek to przedstawia niemalże jako sinekwanona. A ja bym zaryzykował wręcz, że to jednak zbędne.

  48. @worek
    „Pewnie ktoś to dokładniej zbadał, ale ja na własny użytek wyobrażam sobie historię muzyki popularnej jako przejście od „śpiewam szczerze w garażu o swoim życiu”, do „śpiewam w studiu o tym, co się ludziom podoba”. Więc na pytanie:”

    Jako pierwsi badali to badacze związani z tak zwaną szkołą frankfurcką, którą na KUL straszycie małe dzieci. Serio pan nic z nich nie zna? Ale przecież MUSIAŁ pan się zetknąć z wykładem jakiegoś swojego księdza dziekana, że szkoła frankfurcka to straszne, bo dżender i neomarksizm?

    „opowiadały o życiu danego artysty,”

    Dżingis Chana? Ma Baker? El Lute? To są „artyści”?

    „jednostkowe wydarzenie z życia Muzyka staje się prawem ogólnym.”

    Czyli kogo konkretnie w zespole Dschinghis Khan? Kto w nim jest Muzykiem przez wielkie Em? Pan zdaje sobie sprawę z tego, że za takim zespołem zwykle stoi jakiś Producent, który zamawia te teksty u Autorów i zatrudnia tych wszystkich tancerzy ruszających ustami do utworów nagranych przez muzyków sesyjnych?

  49. @izbkp
    „Give a bit of mmh to me (you’re a mystery)”

    Wie pan, jak już pan szuka piosenek Amandy Lear pośrednio sugerujących transpłciowość, to mi się lepsza wydaje ta:

    I am the key to your problem
    So follow me
    Just follow me.
    Unbelievable maybe
    You’ll have a new identity

    (oczywiście #mamtonawinylu i zdarza mi się puszczać w kontekstach imprezowych)

  50. @WO
    „Dżingis Chana? Ma Baker? El Lute? To są „artyści”?”

    Ja w ogóle dziwię się, że ktoś piosenki Bonney M (czy Milli Vanillii) rozpatruje w kategoriach etycznych – o wiele ciekawsza jest tutaj historia powstania tych zespołów.

    Teza, którą próbuję tutaj sprzedać jest taka, że nie tylko zmieniły się kryteria moralnej krytyki sztuki, ale też zmienił się profil demograficzny krytyków. Podejrzewam, że gdyby Pan WO chciał się dowiedzieć, które piosenki w Dawanych Czasach były „nieetyczne”, to zapytałby o to rodziców i nauczycieli. Fakt, że teraz adresuje to pytanie do młodzieży, wydaje mi się jednak dość symptomatyczny.

  51. Trochę nie kumam, Amanda Lear miała sesję w Playboyu, więc dręcząca zwykle naszych i amerykańskich konserwatystów ciekawość „co ma w majtkach” chyba została zaspokojona?

  52. @rpyzel
    To prawda, ale tedy może ich zainteresować, od kiedy ma to, co ma. Okołomajtkowa ciekawość obrońców Rodziny, Tradycji i Wartości nie zna granic.

    A co do amoralności w popkulturze, to jeszcze wcześniejszym szczytem było chyba pre-code Hollywood. Skończyło się srogą cenzurą. Zastanawiam się, w jakim procencie ejtisowy backlash był z kolei reakcją na sewentisowe rozpasanie. Nie twierdzę, że jakimś wielkim, jednak prawdopodobnie niezerowym.

  53. @worek
    „Ja w ogóle dziwię się, że ktoś piosenki Bonney M (czy Milli Vanillii) rozpatruje w kategoriach etycznych”

    A czym to się różni od Marylin Manson? To wszystko sztuczne produkty przemysłu kulturowego.

    „Fakt, że teraz adresuje to pytanie do młodzieży, wydaje mi się jednak dość symptomatyczny.”

    Piszę przecież, że to wynika z mojej postawy – po prostu nie słucham nowych rzeczy. Ale choćby kolega Sheik robi wrażenie bycia na bieżąco z Twerkującymi Tiktokerkami, choć też nie młodzieniaszek.

  54. @wo W jutubki nie kliknę

    Nie ma sprawy, ten kawałek Wet Leg zapewne nawet słyszałeś i nie wykluczam, że Ci się podobał, wybrałem kawałki które mają ponad milion odsłon, żeby nie było, że niszowe. Dla celów ilustracyjnych cytaty z tekstów:
    „I went to school and I got the big D
    (…) Hey, you, over there
    On the chaise longue, in your underwear
    What are you doing sitting down?
    You should be horizontal now
    (…) Hey, you, in the front row
    Are you coming backstage after the show?
    Because I’ve got a chaise longue in my dressing room
    And a pack of warm beer that we can consume”

    Mamy tutaj podmiot liryczny, który cieszy się życiem (zapewne z chłopcem, ale angielski pozwala nie precyzować) bez wstydu i wyrzutów sumienia

    Drugi kawałek:
    „And I’ve got a list of why you don’t get to fuck me
    [Chorus]
    Ten, you’re selfish
    Nine, you’re jaded
    Eight, the dumbest guy I’ve dated
    Seven, talk a big game ’til you’re naked
    Only six seconds and I had to fake it
    Five, you’re toxic
    Four, can’t trust you
    Three, you still got mommy issues”

    Podmiot liryczny wprost wytyka braki, nie bacząc na jego dumę wojownika, czy jak to tam konserwatyści nazywają. Pojawia się również ogólny – i cięzki – zarzut bycia toksycznym, choć jeszcze w 2004 Britney widziała w toksycznej męskości pozytywy:
    „With a taste of your lips, I’m on a ride
    You’re toxic, I’m slippin’ under
    With a taste of a poison paradise
    I’m addicted to you”

    Ot, znak czasów.

  55. …natomiast jeśli chodzi o kobiecy rap, to nawet się nie zbliża do czegokolwiek w stylu politycznej poprawności. Za to dziewczyny są bardzo asertywne, idą po swoje i nie zważają na męską dumę.
    Tu np. fragment „Barbie Dreams” przywołanej przez Ciebie Nicky Minaj, robiącej sobie jaja z 50 Centa:
    „Man, I ain’t got no type like Jxmmi and Swae Lees
    But if he can’t f**k three times a night, peace!
    I tried to f**k 50 for a powerful hour
    But all that n***a wanna do is talk Power for hours”

  56. I już kończąc, przebój New Rules Duy Lipy (2.7 mld odsłon na YT, widać był popyt) mamy wręcz podręcznik samopomocy dla dziewczyn zmagających się z niezakończoną relacją byłym:
    „One: Don’t pick up the phone
    You know he’s only callin’ ’cause he’s drunk and alone
    Two: Don’t let him in
    You’ll have to kick him out again
    Three: Don’t be his friend
    You know you’re gonna wake up in his bed in the morning
    And if you’re under him, you ain’t gettin’ over him
    [Chorus]
    I got new rules, I count ’em”

  57. @sheik
    DZIĘKUJĘ! Cóż, przytoczone fragmenty klasyfikuję jako etyczne – seks jest tu ewidentnie konsensualny, złośliwość pod adresem 50 centa nie przechodzi w zniewagę. Co do Britney, to ja trochę nie wierzę w jej samodzielność w karierze, obawiam się, że ją wrobiono w image „dziewczynki która prosi by ją uderzyć”.

  58. @nowi ateiści

    Nie wiem jak bardzo zdziadział ostatnio Daniel Dennett, ale zawsze był najrozsądniejszym z nich. Dawkins i Harris to ludzie-memy, mało kto oprócz „reddit atheists” i alt-rightu ich bierze na poważnie. Ateizm ma z nich więcej szkody niż pożytku.

  59. @mrw „Jak chcesz zobaczyć zmianę pokoleniową”
    Ale przecież Ashnikko to rocznik 1996 gdy Dua Lipa jest zaledwie rok starsza. Zakładasz, że kiedy ta zwraca się do byłego już faceta w dość przyjazny sposób (We’re good, Don’t start now), to dopasowuje retronostalgicznie nie tylko muzykę, ale i teksty do lat 80., żeby ludziom 40+ się podobało?
    Z kolei Taylor Swift ma już swoje lata (rocznik 1989), więc nie wiem, czy nastolatki jej słuchają, ale prowadzi zasadniczo pamiętnik swoich związków, czasem smutny kiedy się nie udało (Cardigan, the 1, exile), czasem wręcz przeciwnie (Lover, It’s nice to have a friend) i mam wrazenie, że sporo ludzi wręcz tę historię śledzi, już abstrahując od miłych piosenek.

  60. A żeby nie było za słodko, to w Niemczech hitem lata 2022, tak, tego bieżącego, jest nader prosty Schlager „Layla”, z tekstem:
    „Ich ging in den Laden und schon stand sie da
    Geile Figur, blondes Haar
    Er hat 'n Puff
    Und seine Puffmama heißt Layla
    Sie ist schöner, jünger, geiler
    La-La-La-La-La-La-La-Layla”

    Jedynym ukłonem w stronę współczesności jest to, że w klipie Laylę gra facet in full drag.

  61. @sheik.yerbouti
    „Ale przecież Ashnikko to rocznik 1996 gdy Dua Lipa jest zaledwie rok starsza. Zakładasz, że kiedy ta zwraca się do byłego już faceta w dość przyjazny sposób (We’re good, Don’t start now), to dopasowuje retronostalgicznie nie tylko muzykę, ale i teksty do lat 80., żeby ludziom 40+ się podobało?”

    Jasne, że nie wszystkie piosenki operują takim językiem, ale 20 lat temu popularna piosenkarka nie nagrałaby tak agresywnego względem mężczyzn (inceli) utworu. Wtedy główne zarzuty wobec mężczyzn to była głównie niewierność/nieszczerość, czyli że ona kocha a on ją źle traktuje. Tutaj masz zupełne odwrócenie. On by chciał, ale jego życiowe nie ogarnięcie wzbudza w niej co najwyżej pogardę i ogólnie jest jej kompletnie obojętny i najlepiej byłoby jakby nie istniał. I to jest zmiana.

  62. Sporo współczesnych wykonawców korzysta z tej zasłony pod tytułem „och, to tylko moje życie”. Z drugiej strony, przecież Amanda Lear mogła korzystać z dokładnie takiego samego, cienkiego wytłumaczenia „to tylko taka piosenka pop, przecież nie mam nic do mniejszości azjatyckiego pochodzenia”.

    Od siebie pod względem nieetycznych tekstów mogę wrzucić mizoginicznego 6ix9ine’a (800 mln wyświetleń na YT):

    „She get down and gobble, gobble up ’cause my money up”

    i potem:

    „Pop that nigga with a hundred shots, ra-ta-ta-ta-ta”.

    Można dorzucić Lil Peepa, ulubieńca młodzieży, tragicznie zmarłego od przedawkowania, co oczywiście tylko dodaje czaru:

    „Iced out teeth
    On a iced out whip
    With the limousine tints
    so you can suck my dick

    Friends switch up
    when you in the benz truck
    Always wanna fuck
    tell the bitch good luck,”

    Z dziadów, to Jay-Z machnął linijkę jakiś czas temu, która narobiła sporo problemów:

    „You wanna know what’s more important than throwin’ away money at a strip club? Credit
    You ever wonder why Jewish people own all the property in America?
    This how they did it”

    Kanye West to jest konkurencja sama dla siebie i pewno natrzaskał tyle głupawych linijek, że szło by obdzielić nimi resztę wymienionych tutaj wykonawców.

    @Sheik
    Czy to nie postowałeś tutaj w czasach bloxowych pod nickiem Miasto-Masa-Maszyna?

  63. Kochani, dzięki za coraz bardziej egzotyczne przykłady, ale przypomnę, że miały być pierwsze miejsca list przebojów. Chyba tylko Sheik się tym przejął.

  64. > kolega Sheik robi wrażenie bycia na bieżąco z Twerkującymi Tiktokerkami

    Ja słucham cotygodniowej składanki TikTok Trending Top 50 i nic tam lirycznie obraźliwego nie znajduję.

  65. @unikod „kolega Sheik robi wrażenie bycia na bieżąco z Twerkującymi Tiktokerkami”
    Wypraszam sobie, nie mam Tiktoka, jako facet 40+ uważam, że to nie jest miejsce dla mnie. Masz na myśli mrw.
    Moje przykłady powyżej to jest totalny mainstream, Dua Lipa była, czy przynajmniej miała być, największą gwiazdą Open’era; zresztą jej piosenki to po prostu świetnie napisane imprezowe bangery z nutką retro (czyli lat 80).

    Może jeszcze dodam cytat z innej młodej gwiazdy, rocznik 2001 czyli Billie Eilish:
    „Bruises on both my knees for you
    Don’t say thank you or please
    I do what I want when I’m wanting to
    My soul? So cynical
    [Chorus]
    So you’re a tough guy
    Like it really rough guy
    Just can’t get enough guy
    Chest always so puffed guy
    I’m that bad type
    Make your mama sad type
    Make your girlfriend mad tight
    Might seduce your dad type
    I’m the bad guy”

    @cambrinus „20 lat temu popularna piosenkarka nie nagrałaby tak agresywnego względem mężczyzn (inceli) utworu”
    Przecież ten chłopak nie jest incelem, z tekstu wynika, że byli ze sobą, tylko on się nie starał w łóżku i ogólnie jest przygłupem. Podmiot liryczna jest teraz szczęśliwa sama, znaczy z koleżankami. („Me and my bitches / We have way more fun without it”) Natomiast piosenkarka jest popularna głównie na tiktoku, mam wrażenie.

    @PMarkowicz „Czy to nie postowałeś tutaj w czasach bloxowych pod nickiem Miasto-Masa-Maszyna?”
    Absolutnie nie; m-m-m nadal tu pisuje, tyle że pod innym nickiem, będzie chciał to się zgłosi.

  66. @ Billie Eilish

    Tej artystki to nawet bardziej bym polecał rzeczy z nowej płyty, zwłaszcza 'Your Power’ – nie ma żadnego puszczania oczka i aluzji, to jest po prostu gorzki autobiograficzny song o byciu ofiarą przemocy seksualnej.

  67. @sheik.yerbouti
    „Przecież ten chłopak nie jest incelem, z tekstu wynika, że byli ze sobą, tylko on się nie starał w łóżku i ogólnie jest przygłupem.”

    Jak byli ze sobą to nie był (zresztą można domniemywać, że byli wtedy nastolatkami a trudno być incelem nastolatkiem), ale 5 lat później skończył:

    „Skater boy is alone with his hand on his balls
    Still punchin’ holes through his basement walls”

    A to już brzmi super incelsko.

    „Natomiast piosenkarka jest popularna głównie na tiktoku, mam wrażenie.”

    No ale taka jest demografia grupy docelowej, poza tym ona ma też piosenki z kilkudziesięcioma milionami wyświetleń YT.

  68. @Billie Eilish

    Również „Not My Responsibility” to wyjątkowo gorzki komentarz na temat kultury patriarchalnej i uprzedmiotowienia kobiet. Aż szkoda, że tak dobre teksty poszły na takie ospałe piosenki.

  69. > Podmiot liryczna jest teraz szczęśliwa sama, znaczy z koleżankami.

    Trochę nie nadążam jakie tezy się tu ścierają, ale #1 tiktok rising potwierdza https://genius.com/Sera-she-kissed-me-first-lyrics albo Zoe Wees która w „Third Wheel” uważa się przy chłopaku za śmiecia.

    Honourable mention 19-letni Stephen Sanchez z „Until I found you” w estetyce lat 50.

  70. @ Billie Eilish

    A tu akurat była inba o canceling za queerbaiting, a związek z „bad guy” był z jakimś rasistą homofobem.

  71. @unikod „A tu akurat była inba o canceling za queerbaiting”
    Co to znaczy „była”? Kto z kim się spierał i czy sama BE była zaangażowana? Czy tylko ktoś coś napisał na Twitterze?

  72. Nakręciła teledysk sugerujący że babski wieczór przerodził się w coś więcej, a oskarżona o queerbaiting odpisała po prostu „I love women”. Niektórzy potraktowali to jako coming out, ale generalnie jako zagranie promocyjne za pomocą przywłaszczenia kulturowego tj. queerbaiting. Nadal w tym uczestniczy odpowiadając „moja seksualność to niczyja sprawa” choć wiadomo że nie kwestionuje swojej tożsamości jak to sugeruje.

  73. @unikod „Niektórzy potraktowali to jako coming out, ale generalnie jako zagranie promocyjne za pomocą przywłaszczenia kulturowego tj. queerbaiting.”
    Ok, dzięki za wyjaśnienie. Czy to nie jest jednak problem „niektórych traktujących jako”? Nie można sobie nakręcić takiego teledysku będąc straight as road in Kansas?
    Taka historia: dwa tygodnie temu w lewicowej knajpce w Bernie przerwano koncert kapeli reggae, bo jeden z muzyków nosi dredy do pasa, mimo że jest biały. „Kulturelle aneignung”, z którym kilkoro kilkoro słuchaczy poczuło się źle a organizatorzy uznali że w takim razie trzeba koncert przerwać. Czy to coś w tym rodzaju?

  74. Myślę że jeśli widzieć to w ramach zjawiska to do wyboru są marketingowe queerbaiting ew. pinkwashing, coś jak zniesmaczenie promowaniem się megakorpów na paradach (starsze zjawisko); albo w ramach nowego szerszego oburzu o cultural appropriation ostatnio, i tak to pozwoliłem sobie umieścić.

  75. @WO
    „wrzucam tu vintage’ową popkulturę”

    Nie ma to związku z tematem notki, ale w najbliższym czasie będziemy odświeżać repertuar Blondie, just saying.

  76. @Awal „w najbliższym czasie będziemy odświeżać repertuar Blondie”
    Również nie całkiem a propos, ale wczoraj zmarła Olivia Newton-John; jej „Physical” cytowała, jakżeby inaczej, Dua Lipa w swojej piosence „Physical”.

  77. @wo „Kochani, dzięki za coraz bardziej egzotyczne przykłady, ale przypomnę, że miały być pierwsze miejsca list przebojów.”

    Ashnikko „rose to prominence with her 2019 single „Stupid” with Baby Tate, which gained viral popularity on the video-sharing platform TikTok and was certified gold in the United States and Canada.”

    jeśli chodzi o pop TikTok to jest mainstream; narzekanie na niego to jak narzekanie na MTV 30 lat temu.

  78. @mrw „jeśli chodzi o pop TikTok to jest mainstream; narzekanie na niego to jak narzekanie na MTV 30 lat temu.”
    Ale kto narzeka? Być może rodzi się tam Coś Unikalnie Nowego, ale na razie wszystko to można znaleźć również gdzie indziej.

    @”her 2019 single „Stupid” with Baby Tate, which gained viral popularity on the video-sharing platform TikTok and was certified gold in the United States and Canada.”
    Kudos for her, widzę że zaliczasz się do fanów i nic mi do tego, na zdrowie, ale takie zasięgi z palcem w nosie robi np. Jorja Smith (rocznik 1997) z lekko tylko zmodernizowanym brytyjskim soulem, opowiadającym rzecz jasna o niezdrowej relacji z ukochanym:
    „You don’t see what I do
    I try to defend you
    It’s hard not to offend you
    But you’re not mine to tend to
    [Chorus]
    The hardest thing
    You are not addicted to me
    I’m the only thing you should need
    You should be addicted to me
    The hardest thing
    I am too selfless to leave
    You’re the only thing that I need
    You should be addicted to me”
    I to nie jest nawet autorka hitów z pierwszego miejsca list, jej największy sukces to miejsce 8 w UK.

  79. Ciekawa dyskusja, chociaż mało kto chce odpowiedzieć na główne pytanie – czy współczesny pop jest bardziej etyczny? Z przytoczonych przykładów wynika, że dzisiejsi artyści nie zachęcają do łamania prawa (to byłoby złe dla biznesu), ich główną przewiną jest pozerstwo (queerbaiting) lub brak wyczucia (cultural appropriation). Z tym, że pozerstwo to po prostu porażka etycznego wizerunku – „chcę wyglądać etycznie, ale przyłapali mnie, że udaję”, a brak wyczucia Ducha Czasu to niekoniecznie coś złego – czy ignorancja nie jest okolicznością łagodzącą, wszak „nie wie, co czyni”? Powiedziałbym, że współczesna popkultura jest „zbyt etyczna”, co najlepiej widać, gdy konsumenci irytują się, że dzieło sztuki dokonuje „etycznego fałszerstwa”, gdy moralizuje pod publiczkę.

  80. „Ale kto narzeka?”

    Ciebie nieustannie coś swędzi o niego.

    „Być może rodzi się tam Coś Unikalnie Nowego, ale na razie wszystko to można znaleźć również gdzie indziej.”

    Doja Cat.

  81. „[…] jeden z muzyków nosi dredy do pasa, mimo że jest biały. «Kulturelle aneignung» […]”

    Tak tylko z ciekawości zapytam: to nie był Alborosie?

  82. @sheik.yerbouti
    “wczoraj zmarła Olivia Newton-John”

    Zaś Michael Martin Murphey jeszcze żyje. To raczej nie jest tutejszy klimat muzyczny, ale i jego „Wildfire” usłyszymy niedługo. No kidding.

  83. @jesus „Tak tylko z ciekawości zapytam: to nie był Alborosie?”
    Haha, byłoby jeszcze ciekawiej, ale nie. Knajpa nazywa się Restaurant Brasserie a grupa Lauwarm i nie jest nawet jakąś wielką gwiazdą, tu ich klip kręcony przed berneńskim parlamentem: https://youtu.be/JM9HNdPl_fU (nie, frontman nie ma dredów, należy do frakcji brodaczy-kaszkiecistów).

    @MRW „Ciebie nieustannie coś swędzi o niego.”
    Tylko o tyle, że a)przeciętna/y użytkownik/czka jest jakieś 20-30 lat młodszy/a od tutejszych komentatorów, więc niech one/oni się tam bawią raczej nie ja oraz b) po co trenować chińską AI na swojej twarzy? Wystarczy mi unikanie kolejnych akcji na fejsie typu „jak będziesz wyglądał za 20 lat”
    @Doja Cat
    Doja zadebiutowała w 2014 i to udawanie krowy na Tiktoku to był już restart jej kariery. Notabene „Say So” w wersji z Nicky – bardzo fajne.

  84. @mrw
    „jeśli chodzi o pop TikTok to jest mainstream; narzekanie na niego to jak narzekanie na MTV 30 lat temu.”

    Nie tyle narzekam, co chcę jakiejś obiektywizacji pojęcia „przeboju”. Wiadomo, że każdy widzi inne social media, więc jeśli nie będzie kryterium typu „top 10/eurowizja”, zaraz się okaże, że ktoś za przebój uważa jakiś niszowy fenomen, który się odbił szerokim echem na subreddicie dla filumenistów.

  85. @❡

    „Nakręciła teledysk sugerujący że babski wieczór przerodził się w coś więcej, a oskarżona o queerbaiting odpisała po prostu „I love women”. Niektórzy potraktowali to jako coming out, ale generalnie jako zagranie promocyjne za pomocą przywłaszczenia kulturowego tj. queerbaiting. Nadal w tym uczestniczy odpowiadając „moja seksualność to niczyja sprawa” choć wiadomo że nie kwestionuje swojej tożsamości jak to sugeruje.”

    Queerbaiting to z definicji sugerowanie reprezentacji w fikcji. To słowo kompletnie nie działa w odniesieniu do prawdziwych ludzi, nawet topowych artystów, chyba że ich całkiem zdehumanizujemy i potraktujemy wyłącznie jako produkt.

    Dobrze to widać po tym, że w Twojej perspektywie odpowiedź „moja seksualność to niczyja sprawa” jest „uczestniczeniem w queerbaitingu”, choć w prawdziwym świecie jest to zupełnie normalny argument, który powinien uciąć dyskusję.

  86. @ WO
    > obiektywizacji pojęcia „przeboju”

    Może popularność na Spotify? Ale postawię ostrożną tezę, że dziś nie o muzykę chodzi w byciu gwiazdą muzyki – chodzi o bycie celebrytą.

  87. > Queerbaiting to z definicji sugerowanie reprezentacji w fikcji.

    Ja nie rozumiem, ja tylko prezentuję że była taka inba/canceling. Queerbaiting to dla mnie słowo które pojawiło się wtedy raz pierwszy i ostatni i naturalnie każdemu kojarzy się z wcześniejszymi doświadczeniami tego rodzaju wrażliwości. Nie jestem pewien czy ligitacja z definicji w wysokim sądzie internetu ma specjalny sens, a też ciężko mi oceniać co Eilish zrobiła i słuszność oburzenia bo nie czuję tej wrażliwości. Pytanie było czy uczestniczy, no więc zaczęła i uczestniczy pojedynczymi komentarzami podsycając dyskusję gdy przygasa.

  88. @astanczak
    „Może popularność na Spotify? ”

    Tak, na przykład to. PS. Wyciąłem poprzedniego komcia, bo niepotrzebnie był pan agresywny wobec innego komcionauty. Niczym państwo mające monopol na przemoc, chcę tu mieć monopol na bycie niemiłym!

    @unikod
    „Ja nie rozumiem, ja tylko prezentuję że była taka inba/canceling. ”

    A czy był skuteczny? Serio pytam, bo przypadki kancelowania takiego, żeby komuś faktycznie siadła sprzedaż, wydają mi się niebywale rzadkie, wręcz nieistniejące.

  89. @wo

    „więc jeśli nie będzie kryterium typu „top 10/eurowizja”

    6ix9ine, bo ten, jak rozumiem, Gospodarza striggerował, zrobił swoim sympatycznym, cytowanym przeze mnie przebojem miejsce 3 na Billboardzie.
    Niestety, w czasach Youtube’a, Spotify’a, Tiktoka itd bardzo ciężko o klasyczną listę przebojów. Na swój prywatny użytek uznaję, że wszystko powyżej 100 mln wyświetleń na YT to raczej poważna nazwa w branży, którą wypada znać przynajmniej ze słyszenia. Myślę, że takie 100 milionów otworzeń to o wiele poważniejsza kariera, niż reprezentant/ka któregoś kraju na Eurowizji (choćby i nawet Szwecji albo Francji!), który/a zniknie zaraz po występie. Ale oczywiście – warunki brzegowe to warunki brzegowe.

  90. @pm
    „6ix9ine, bo ten, jak rozumiem, Gospodarza striggerował,”

    MNIE? Ja to wszystko czytam z ciekawością. Na szczęście nie ma tu autopleja, bo wtedy może bym zacząl marudzić.

  91. @awal
    „w najbliższym czasie będziemy odświeżać repertuar Blondie, just saying.”

    U mnie się nigdy nie znieświeżył, mam na winylach i wewogle.

  92. @astanczak
    „Ale postawię ostrożną tezę, że dziś nie o muzykę chodzi w byciu gwiazdą muzyki – chodzi o bycie celebrytą.”

    Niestety, ale to brzmi jak defaultowa teza każdego bardzo dorosłego człowieka, który stracił kontakt z muzyką popularną jakieś 20 lat temu. Oczywiście, system sprawia, że bogaci i sławni są jeszcze bardziej bogaci i sławni – ale to zjawisko globalne, działające od Magnusa Carlsena po Elona Muska.
    Nadpodaż nagrywanej i wypuszczanej muzyki na chwilę obecną jest ogromna; ale dzięki temu prześlizgnąć potrafią się ludzie z naprawdę własnym pomysłem na muzykę i przekraczają z tym pomysłem barierę 100mln.
    Wystarczy wrócić pamięcią do wczesnych lat 2000, kiedy rynek medialny już zderegulowano, więc korporacje zrobiły sobie ze stacji radiowych portfel, ale internet jeszcze nie zdążył odcisnąć swojego piętna na muzyce, głównie z przyczyn technicznych. Wystarczy sobie przypomnieć, że najbardziej nowatorskim zjawiskiem była wtedy cała masa białych, zdenerwowanych, rapujących mężczyzn (od Eminema po Limp Bizkit). Ewentualnie rozmemłany pot-grunge, czy coś, co szyderczo zaczęto nazywać minivan-rockiem (POV: masz 12 lat, twoja mama wiezie cię do szkoły i słucha sobie sympatycznych, gitarowych piosenek).
    W każdej chwili brałbym muzykę z 2022 zamiast muzyki z 2002.

  93. @❡

    „Ja nie rozumiem, ja tylko prezentuję że była taka inba/canceling.”

    Kancelingu to już w ogóle tam nie widziałam. To było ledwie kilka artykułów + komcie w internetach i skriny z kilku tweetów. W środowiskach LGBTQ+, jak już się przewijało, to ludzie najczęściej machali ręką, bo to nic wartego rzeczywistej atencji, a już na pewno nie zrównania z tęczowym kapitalizmem. To samo można by powiedzieć przecież o Lady Gadze i jej wycofaniu się z identyfikowania jako osoba biseksualna, choć razem z Billie Eilish mają cały czas ogromny kapitał wśród osób LGBTQ+, a kwestia ich seksualności w realu jest bardzo mało istotna. Oskarżenia prawdziwych osób o queerbaiting to w moim doświadczeniu najczęściej pusta pogoń za sensacją, a nie faktyczna inba, jak np. z Rowling.

    Nota bene, Gaga też miała ostatnio fajną piosenkę o przemocy seksualnej (Replay):

    „Every single day, yeah, I dig a grave
    Then I sit inside it wondering if I’ll behave
    It’s a game I play and I hate to say
    You’re the worst thing and the best thing that’s happened to me

    I don’t, I don’t, I don’t
    I don’t know what to do, you don’t know what to say
    The scars on my mind are on replay, r-replay
    The monster inside you is torturing me
    The scars on my mind are on replay, r-replay-ay-ay”

  94. @ Piotrek Markowicz

    Jednak akcenty w korzeniach popularności między byciem celebrytą, a byciem gwiazdą są inaczej rozłożone niż w przeszłości.

  95. BTW sprawdziłem ten rok 2002 i jednak bardzo dobrze jest – tylko na rocka patrząc – Audioslave (OK to supergrupa, więc raczej projekt typu kometa, ale dobry), QOTSA, FF, Porcupine Tree, The Black Keys, RHCP. Jest dużo shitu, jak Maroon5, ale to nie jest najgorszy rok.

  96. @astanczak

    „Jest dużo shitu, jak Maroon5”

    Przecież w 2002 Maroon 5 był jeszcze uważany przez krytyków i publiczność raczej za dobry zespół, powszechny niesmak zaczęli budzić po 2010.

  97. @astanczak
    „Jednak akcenty w korzeniach popularności między byciem celebrytą, a byciem gwiazdą są inaczej rozłożone niż w przeszłości.”

    Apeluję, żeby w duchu szkoły frankfurckiej spojrzał pan na to całościowo. Popkultura rodzi się razem z przemysłową produkcją kultury – czyli na początku XIX wieku, gdy pojawił się zarówno masowy odbiorca z jednej strony, a z drugiej techniczna możliwość wydrukowania mu tego bestsellera Victora Hugo w kolosalnym nakładzie. No i praktycznie razem z tym zjawiskiem pojawia się kreowanie pierwszych autorów na gwiazdy (co nie miało sensu AD 1700). Mickiewicz, Byron, Shelley nie mieli tego luksusu, żeby sobie siedzieć w zaciszu i coś tam skrobać, ich wydawcy potrzebowali Legend. „To nie jest byle jaki poemat, to poemat kolesia co to wojował za naszą i waszą”. Dlatego dla zwolennika tej szkoły ciekawszą postacią od Mickiewicza jest niejaki Aleksander Jełowicki, tejże Legendy współautor.

    No więc pod tym względem nie ma wielkich różnic, póki kapitalizm jest kapitalizmem. Gwiazdor jest towarem oferowanym przez przemysł kulturowy. To dla niego wielki sukces, jeśli się wyemancypuje na możliwość kreowania swojego image (Price, George Michael, chyba dzisia Eilish właśnie). Czasam kontrakt mu na to nie pozwala i stypuluje konkretną liczbę zjadanych nietoperzy.

  98. @awal
    „w najbliższym czasie będziemy odświeżać repertuar Blondie”

    Contact in the Red Square, Atomic, Fade Away and Radiate? Kolega ma nowe prognozy?

  99. @PMarkowicz „W każdej chwili brałbym muzykę z 2022 zamiast muzyki z 2002.”
    Litości, co to za dziwne podejście „kiedyś to nie było muzyki, teraz jest muzyka”. W 2002 klasyczne albumy wydali The Streets, Placebo, QUOTSA, Tom Waits, The Roots, N.E.R.D., Beck, Godspeed… Chwilę wcześniej Radiohead wypuścił Kid A a Amon Tobin Supermodified. Dobrej muzyki równiez wtedy było od cholery i trochę.

  100. @ WO

    Profesorze, oczywiście możemy sprowadzić wszystko do wspólnego mianownika Kasa i Kapitalizm, czym kończymy dyskusję, ale kiedy na Super Bowl pojawiało się U2, to jednak było to coś innego niż JLo. No przynajmniej dla mnie. Bono i innym gwiazdom rocka nie udało się do końca uniknąć bycia Elvisem w Vegas, ale jednak muzyka w tych figurach jest najważniejsza. W przypadku JLo jednak mamy pakiet znacznie szerszy i muzyka nie jest tam najważniejsza. Mamy w Polsce gwiazdę typu Górniak, ale ile przebojów jesteśmy w stanie zanucić? To samo jest z Dodą i – sadzę – w Profesora wypadku również z JLo. A Fire w rymie z Desire jednak Profesor zanuci.

  101. @sheik

    Ojej, jak już chcemy się bawić w namechecking koniecznie, to rzeczywiście, QOTSA jakoś wtedy machnęła „Songs for the deaf”. Reszta albo już dawno po swoim prime (Placebo, Roots, GY!BE, Beck) albo nigdy mnie nie grzali (Radiohead, NERD, The Streets).
    Poza wszystkim, to oczywiście nie jest żadne „dziwne podejście”. Muzyki obecnie nagrywa się i wypuszcza znacznie więcej niż 20 lat temu. Brian Eno, jeśli dobrze pamiętam, mówił, że obecnie mamy jakieś 500 release’ów dziennie, 50 lat temu był to wynik na cały rok. Oczywiście, obecnie branża ma swoje problemy. Głównie to żerowanie na nostalgii i dojenie trendów do absolutnego końca, a potem jeszcze trochę (kochane trap music). Z drugiej strony widzę różnicę pomiędzy dojeniem trap music, gdzie mam cały internet do słuchania czego innego, a dojeniem post-grunge’u i nu-metalu, gdzie do słuchania było to, co łaskawy właściciel jedynego sklepu muzycznego w moim mieście raczył zamówić.

  102. @wkochano

    „Kolega ma nowe prognozy?”

    Och, skromnie prognozowałem jedynie „The Tide Is High” w autorskim wykonaniu Odenkirka (powinienem to chyba zamieścić pod notką „Kim żyje!”).

    Za tydzień zaś [mild spoiler] usłyszymy o „cold Nebraska night” z tej płyty, która – zgaduję – nie uświetnia kolekcji WO, lecz moją i owszem: https://youtu.be/HU-qoSAATfA

  103. @astanczak

    Ale chodzi Ci o to, że w U2 muzykę komponuje Bono, a u JLo nie robi tego JLo? Toć przecież rok po JLo był The Weeknd, który sam komponują swoją muzykę, a rok przed U2 było NSYNC, którzy sami swojej muzyki zdecydowanie nie pisali. A jak nie chodzi o autorstwo kompozycji, to o co?

  104. @astanczak
    „Profesorze,”

    Wyleci panu następny komć z tym grepsem.

    @awal
    Ach prawda, toż to wtorek! Te czarno-białe odcinki są jakoś tak słabsze. Co z tego że żyje, jak nie występuje.

  105. @WO
    „Co z tego że żyje, jak nie występuje.”

    Teraz już występuje i to jak. 12-tka i 13-tka to redefinicja serialowego finału (taki klasyczny był w 9-tce). Choć jednocześnie odkurzony schemat Vlany. Nie chcę teraz spoilować, dłuższa refleksja za tydzień. Kto chce pogłębić tło aktualnego odcinka, może zajrzeć tutaj: [1][2].

    [1] https://www.nytimes.com/2022/02/09/magazine/bob-odenkirk-better-call-saul.amp.html

    [2] https://www.amc.com/blogs/better-call-saul-qa-tom-schnauz-on-how-walt-and-jesse-s-return-informs-gene-s-recklessness–1055347

  106. @ karmazynowa klamerk

    Większość część kompozycji U2 jest podpisana zespołowo. Bono ma pojedyncze kawałki i nie istnieje bez gitarzysty. Wiele też to klasyczna praca w studio, więc wpisani są producenci z Lanois na czele.

    Nie, nie chodzi o autorstwo. O figurę lub jakieś tam pole sił, jakimi atakują publikę. Jak weźmiemy Stinga to mamy powiedzmy muzyka i przypadkowego aktora. Z tych dwóch najważniejszy jednak jest muzyk, któremu udało się mieć dwie kariery muzyczne i ułamek aktorskiej. W przypadku Bono mamy głównie muzyka i niewiele więcej. Współcześnie Jack White też zostaje jednak głównie muzykiem. Lady Gaga też. W przypadku JLo – chyba nikt nie daje monkey, czy nagra kolejną płytę i czy będzie dobra czy słaba. Może nie wydać żadnej i nikt nie ogłosi jej końca. I to w świecie, gdzie dominuje nowy RnB, a nie stary RnR.

  107. @wo
    „Czy współcześni artyści aprobująco śpiewają o zbrodni, przemocy i urokach uzależnienia od opiatów? Na pewno znajdziemy kogoś niszowego, ale pytam o kogoś, kto jest dzisiejszym odpowiednikiem Amandy Lear. Przyjmijmy kryteria: przeboje w Top Ten i/lub oficjalne reprezentowanie państwa w Eurowizji”

    Nie wiadomo. Trzeba by to przeanalizować to zjawisko ilościowo. Jak pisał kol. @Piotrek_Markowicz, popularne jest to, co się klika na Youtubie, a nie jakaś Trójkowa Lista Przebojów.

    Jeśli chodzi np. o polski hip-hop (o amerykańskim popie się nie wypowiadam), to oczywiście raperzy w rodzaju Popka są poza mainstreamem w tym sensie, że nie są zapraszani do „Dzień Dobry TVN” (przynajmniej taką mam nadzieję; ale już do reklam energetyków go zatrudnili). Wiadomix, że nie będą grać gościa w Radiu Zet. Ale jak weźmiemy do kupy tych wszystkich mniej lub bardziej niszowych ziomeczków opiewających uroki ćpania koksu, zaliczania „towarów” i biegania z maczetami po osiedlu, to uzbiera nam się całkiem spora scena gloryfikująca patologię (acz, póki co, jednak trzymana poza ścisłym mainstreamem).

    NSBM, który uważam za najgorszy wykwit patologii, był w latach ’90 na szczęście faktycznie niszowy, no ale wtedy jeszcze nie było YouTuba. Gangsta-hiphop w rodzaju Pioruna ze „Ślepnąc od Świateł” jest już w innej sytuacji (przypominam, że w książce Żulczyka Piorun miał zyliony wyświetleń na YT, ale monetyzował to głównie na sprzedaży „sztywniutkiej” odzieży spod znaku ChWDP).

    Więc tak – osobiście myślę, że dzisiejsza popkultura jest bardziej amoralna, seksistowska i obleśna z tego tylko powodu, że w internetach buzuje potężne szambo, którego nawet nie dostrzegamy, a którego w latach ’70 czy ’80 nie było z powodów oczywistych (patus musiał znaleźć wydawcę – a więc dostosować się w jakimś stopniu do wymogów mainstreamu, chyba że mówimy o takich produktach jak Marylin Manson – albo wegetować na marginesie grając koncerty dla trzech osób; dziś można wyklikać sobie karierę na YouTubie).

    Zapewne gdyby sieć pojawiła się w latach ’70 (a nie w ’90), to samo szambo eksplodowałoby odpowiednio wcześniej.

  108. @awal „Za tydzień zaś [mild spoiler] usłyszymy o „cold Nebraska night”
    Czyżbyś widział już finał? Komisja Europejska ma aż takie Dojścia? (tu zzielenienie z zazdrości)

    @stanczak „Bono i innym gwiazdom rocka nie udało się do końca uniknąć bycia Elvisem w Vegas, ale jednak muzyka w tych figurach jest najważniejsza.”
    Nie chcę wchodzić w dyskusję o gustach, ale U2 od 20 lat nie nagrało dobrej płyty, niektórzy pamiętają jeszcze tę, którą Apple wepchnęło bez pytania wszystkim ajfonowcom. Za darmo, ale i tak niesmak pozostał.

    @PMarkowicz „obecnie mamy jakieś 500 release’ów dziennie, 50 lat temu był to wynik na cały rok.”
    Pomijając już fakt, że to dane wzięte wiadomo skąd, to co ma z tego wynikać? Kiedyś nagrywano niemal równie masowo, tyle że nie wydawano absolutnie wszystkich nagrań, dlatego do dziś wciąż pojawia się jakiś odkopany Hendrix czy Thelonius. Za to teraz nagrywanie w domu jest znacznie prostsze i tańsze, selfpublishing również (bandcamp etc.), ale i tak nadal 90% of everything is crap.
    @”Oczywiście, obecnie branża ma swoje problemy. Głównie to żerowanie na nostalgii i dojenie trendów do absolutnego końca”
    Ma nawet 99 problemów, ale brak dostępu słuchaczy do dobrej muzyki – wedle dowolnej indywidualnej klasyfikacji tejże, od Afrojaxa po ZZ Top, nie jest jednym z nich. Chyba że ktoś absolutnie musi słuchać nowości na błękitnym winylu, tu są zatory.

  109. @astanczak

    „W przypadku JLo – chyba nikt nie daje monkey, czy nagra kolejną płytę i czy będzie dobra czy słaba.”

    No tak, ale to obecnie, a nie kiedyś.

    „Może nie wydać żadnej i nikt nie ogłosi jej końca.”

    Bo ma już wypracowaną niszę i może sobie inercyjnie doczekać emerytury zliczając banknoty. To dotyczy każdego większego zespołu, który zdobył popularność kiedyś-tam, a teraz odcina kupony.

    Dziwi mnie przede wszystkim to, że przypisujesz to zjawisko do czasów obecnych, podczas gdy w moim odczuciu ono się przewija od zarania popkultury. Może zmieniły się jakoś proporcje, no i oczywiście skala, ale mechanizm jest przecież ciągle ten sam.

  110. @mmf

    „Jeśli chodzi np. o polski hip-hop ”

    Akurat prawdziwe patolstwo jest gdzie indziej; wskazałbym jakieś straszne nagrania w stylu Cypisa (to ten od chińskiego, tańczącego kaktusa śpiewającego piosenkę „tylko jedno w głowie mam/koksu pięć gram”).

    @sheik

    „Pomijając już fakt, że to dane wzięte wiadomo skąd, to co ma z tego wynikać?”

    Poważnie? Poważnie mamy otwierać dyskusję, jak rozwój mediów wpływa na odbiór muzyki, a potem omówić sobie jazz i radio, single i rock’n’roll, LP i rock, kasety i punka, MTV i grunge, iPoda i boom na hipsterskie indie (oraz masę innych mikrogatunków, choćby hypnagogic pop)?

    „Kiedyś nagrywano niemal równie masowo”

    Koszt entry-level sprzętu do homerecordingu to jakieś 2000-2500 złotych, plus domowy komputer, który i tak ma właściwie każdy. A jak się bardzo chce i np. nagrać cały band, to pewno z 5000 tysięcy, głównie dlatego, że trzeba więcej mikrofonów. I można nagrywać w nieskończoność, płyta co 3 miesiące, prosto na spotifaja. W porównaniu do tego, jak działał przemysł jeszcze w 2000 roku – dwa różne światy.
    Godzina w studio to lekko licząc stówka, a w jakimś trochę lepszym, takim z analogowymi bajerami – dwie. Więc nie, kiedyś nie nagrywano „tyle samo”. A nawet jeśli ktoś nagrywał, to musiał użerać się z jakością amatorskiego czterośladu, który nadawał się do tego, żeby nagrać demówkę. A poza tym ładnie szumiał i saturował, co jest miłe, ale nie kiedy szumi i wszystko.

    „wciąż pojawia się jakiś odkopany Hendrix czy Thelonius”

    To jest ta różnica. Odkopuje się ludzi, którzy już byli uznanymi twórcami. I tacy ludzie jak Hendrix, Pink Floyd czy inny Coltrane mogli sobie pozwolić na nieograniczony czas studyjny (chociaż w przypadku jazzu nie byłbym taki pewien, z tego co pamiętam to takie „Ascension” nagrano w dwa podejścia).
    Teraz zaś nic nikomu nie trzeba udowadniać, ani nawet grać jakichkolwiek koncertów, wystarczy kupić sprzęt i nagrywać w sypialni.
    Tak, jak na przykład zrobiła Billie Eilish ze swoim producentem.

    „Ma nawet 99 problemów, ale brak dostępu słuchaczy do dobrej muzyki – wedle dowolnej indywidualnej klasyfikacji tejże, od Afrojaxa po ZZ Top, nie jest jednym z nich”

    To dokładnie był mój argument. Obecnie dostęp do jakościowej muzyki jest – od Afrojaxa po ZZ Top. 20 lat temu tego dostępu nie było, jak już omówione wcześniej. A dostęp jest w muzyce wszystkim, jak już wspomniane przy okazji jazzu i punka. Dwadzieścia lat temu dostęp do muzyki był nieporównywalnie gorszy.

    Wyobraź sobie, Sheiku, bycie k-popiarzem w 2002 roku. Musiałbyś, po pierwsze, jakimś cudem dowiedzieć się, że w Korei jest fajny pop. Potem musiałbyś zamawiać te płyty właściwie w ciemno, za grube pieniądze i czekać na nie długie miesiące. A potem, no cóż, walczyć z rozczarowaniem i żalem o wydane pieniądze, bo przecież 90% muzyki to i tak chłam. Teraz po prostu odpalasz swój ulubiony stream i szukasz tego, co lubisz.
    Dlatego mogliśmy przeżyć ten 7 rok mody na trap music i 15 rok ejtisowego revivalu – po prostu mieliśmy szansę tego uniknąć. 20 lat temu bardzo ciężko było uniknąć post-grunge’u, już nie mówiąc o tym, żeby zakopać się w archiwalnych nagraniach Theloniusa na pół roku.

  111. @ sheik.yerbouti

    To U2 się pojawiło nie dlatego, że jakoś tam teraz obecne artystycznie, ale dlatego, że to był megastar i jednak udało im się pozostać muzykami. Ugrali równie dużo, co naprawdę najwięksi w tej branży. Można nawet powiedzieć, że przetrwali jako muzycy. Bono robił w tej samej niszy, co Bob Geldof, a karierę Geldofa jego działania pozamuzyczne zniszczyły. Chociaż miały element szlachectwa. Generalnie warto U2 porzucić w dyskusji, bo to zespół troszkę za za głośny i jednak troszkę zbyt wyjątkowy.

    @ karmazynowa klamerka

    > To dotyczy każdego większego zespołu, który zdobył popularność kiedyś-tam, a teraz odcina kupony.

    Jednak nie. Długo grające zespoły potrafiły poszerzać publiczność, zmieniać ją troszkę i przenosić się na nowe pokolenia (przez pokolenia rozumiem tu raczej coś mniej niż 20 lat – raczej mody rówieśnicze). Zmieniały też estetykę czasami dostosowując się do nowych trendów, a czasami wyrąbując nową ścieżkę.

  112. @astanczak

    „Bono robił w tej samej niszy, co Bob Geldof, a karierę Geldofa jego działania pozamuzyczne zniszczyły.”

    Ekhem, myślę, że świętoszkowatość Bono i aktywizm w wydaniu neoliberalnym był jednym z gwoździ do trumny U2. Reszta to oczywiście kiepskie piosenki i stadionowy anturaż.

  113. „Doja zadebiutowała w 2014 i to udawanie krowy na Tiktoku to był już restart jej kariery. ”

    Zadebiutowała z epką, która nikogo; w 2019 miała całą serię hitowych trendów, nie tylko krowę; i dlatego dziś jest gdzie jest; „Vegas” zresztą jest bardzo ontopicznym singlem. Bez tiktoka by jej nie było.

  114. @ Piotrek Markowicz

    Nigdzie wcześniej chyba nikt nie dawał subiektywnych ocen konkretnych artystów. Zresztą to jest troszkę jałowe, bo rok ma około 60 lat, a RnR nawet 70 lat. W efekcie takie pojęcia, jak słabe czy dobre już tu nie pasują. To jest działka albo do używania (np. do jazdy samochodem) albo do studiowania. W drugim wypadku coś wynika z czegoś, gdzieś podąża w ślepą uliczkę, oddziela się i odżywa. Są artyści bardzo wpływowi i mniej. Lepsi instrumentaliści i gorsi, ale ci drudzy mogą być ważniejsi od pierwszych.

  115. @Piotrek Markowicz
    >>skazałbym jakieś straszne nagrania w stylu Cypisa (to ten od chińskiego, tańczącego kaktusa śpiewającego piosenkę „tylko jedno w głowie mam/koksu pięć gram”)<<
    Czemu jest to straszne? Utwór o swoim przeżyciu, może przerażający bo to poważny problem. To utwór o byciu na głodzie narkotykowym a nawet nie wezwanie do ćpania. Są i bardziej szkodliwe, i bardziej nieestetyczne treści.
    Swoją drogą, jego piosenka o Putinie była autentycznym wojennym hitem na Ukrainie. Polecam odsłuchać.

  116. @karachanow

    „Czemu jest to straszne?”

    Akurat ten konkretny nie jest taki straszny. Straszne są te inne, o różnych płynach fizjologicznych, używkach i kobietach traktowanych bardzo przedmiotowo. Przytaczał nie będę, bo to raczej na pewno przekroczy cierpliwość Gospodarza.

    @astanczak
    Wyraziłem się niedostatecznie jasno. „Kiepskie piosenki” dotyczą raczej piosenek U2 z tego wieku, a już w szczególności z poprzedniej dekady. Jak dla mnie twórczość U2 pomiędzy 83 a 97 jest jak najbardziej do spożycia.

  117. @astanczak „To jest działka albo do używania (np. do jazdy samochodem)”
    Aaaa, znaczy muzyka do sprzątania? To już każdemu jego porno, u mnie sprawdza się np. Todrick Hall
    https://youtu.be/TQ04gPb4LlY
    który ujmuje nie tylko luźnym a kreatywnym podejściem do podziału na męskie i kobiece, ale i ma motto bliskie poglądom Gospodarza:
    „But I don’t work for free (No)
    No, that’s not the tea, hunty (No ma’am)
    So make it rain on me (Me)
    And I might let you see”

    Generalnie U2 to tragiczny przykład grupy, która mając sławę, pieniądze i ogólnie uwagę świata od lat nie ma absolutnie nic do powiedzenia. What a waste. Ostatnia słuchalna dla mnie rzecz z Bono to ten kawałek K’Naana z 2012, gdzie Bono ma rolę zakopiańskiego misia – można sobie było z nim strzelić fotkę.

    @PMArkowicz
    Ogólnie zgoda. Teraz osoby takie jak Grace Ives nagrywają nawet niezłe płyty w ogóle nie wychodząc z mieszkania. Jeśli nawet i 97% takich domówek to crap, to i tak sporo zostanie. Tylko ktoś musi to przesiać.

  118. @Piotrek_Markowicz
    „Straszne są te inne, o różnych płynach fizjologicznych, używkach i kobietach traktowanych bardzo przedmiotowo. Przytaczał nie będę, bo to raczej na pewno przekroczy cierpliwość Gospodarza”

    No właśnie, tych tekstów nie da się nawet cytować. Długo myślałem że Popek to dno, aż wyskakuje mi diss na Cypisa, w którym Fazi grozi mu maczetą.

    A później się dziwimy, że młodzież wącha heroinę, wstrzykuje hasz i napada na banki.

  119. @astanczak

    „Jednak nie. Długo grające zespoły potrafiły poszerzać publiczność, zmieniać ją troszkę i przenosić się na nowe pokolenia”

    Again, mówisz tak, jak gdyby kiedyś to dotyczyło wszystkich zespołów, a teraz żadnego, podczas gdy i teraz są zespoły, które długo grają i ewoluują, jak i niegdyś były zespoły grające w kółko to samo nadal zachowując popularność, ale chyba rozumiem o co Ci chodzi – chodzi Ci o to, że konkretnie w przypadku JLo jej popularność jest nadmierna relatywnie do bieżącego outputu, który jest przyzerowy, o wiele niższy niż nawet U2, ale dla mnie to nadal jest kwestia skali i proporcji, a nie tego, że kiedyś było całkiem inaczej, no i konkretnie casus JLo nie wydaje mi się przypadkiem szczególnie reprezentatywnym dla całego współczesnego szołbiznesu.

  120. @wo
    „Nie było oburzenia na amoralność Boney M.”

    Serio nie było? Pytam bo to nie moje czasy. Wrzuciłeś klip z Sopotu, trudno mi sobie wyobrazić, że nie jeździli po nich w mediach za Gierka, ot tak bez prikazu nawet. Ale może się mylę. Trudno mi też wyobrazić sobie, że nie byli krytykowani przez religijną prawicę, no chyba że lata 70te były faktycznie jakoś wyjątkowe.

    „Co myślicie o moich dziaderskich intuicjach?”

    Przypomniały mi się opinie dziadersów z moich czasów nastoletnich o muzyce młodzieżowej, uch, kosmici starający się zrozumieć kulturę ziemian.
    Nie znam z nazwy ani jednego wykonawcy ze Spotify global TOP 10 ani jak teraz patrzę TOP 20 nawet. Nawet nie wiem czy młodzież słucha spotify teraz. Czy jest tu jakaś młodzież w ogóle?

  121. @bantus
    „Czy jest tu jakaś młodzież w ogóle?”

    Został już tylko MRW, reszta się zestarzała.

  122. @bantus
    ” trudno mi sobie wyobrazić, że nie jeździli po nich w mediach za Gierka,”

    Jak pan sobie w takim razie wyobraża czasy Gierka? Kto miał po nich „jeździć”? Sympatyczny klub oldbojów hejtujących disco objawił się dopiero za Jaruzela.

    Wielkie lody ruszyły, disco wreszcie trafił szlag
    Zima prawie się zmyła, rokendrolem pachnie kraj
    Wszędzie jakby był znów nowy duch, nowy luz
    Dobra stara muzyka między nami żyje znów

    (to zresztą ten sam tekściarz co od „Wczorajszej miłości” Lady Pank)

  123. @astanczak
    „BoneyM miało otwarte drzwi – grali nawet w Sopocie 79.”

    Ale z Rasputinem był jednak problem, bo godził w sojusze, czy jakoś tak.

  124. @”Czy jest tu jakaś młodzież w ogóle?”
    Ano nie ma, przecież właśnie sie dowiedzieliśmy, że młodzież wącha heroinę, wstrzykuje hasz i napada na banki.

    @klamerka „i teraz są zespoły, które długo grają i ewoluują, jak i niegdyś były zespoły grające w kółko to samo nadal zachowując popularność”
    Mam wrażenie, że to były i są wyjątki – jeśli jako miarę długiego grania przyjąć powiedzmy ponad 15 lat (czyli odpadają np. Beatlesi z ich ewolucją, czy choćby Led Zeppelin) Iron Maiden grają teraz tak jak w 1983, U2 się nie rozwinęli za bardzo, coś tam można od biedy zauważyć u Rollings Stones, nieco więcej u RHCP, ale to wciąż mniej więcej to samo. Takich wolt jak u King Crimson, który w zasadzie jest/był trzema kompletnie różnymi zespołami grającymi co innego, nie ma wiele. Bardziej w jazzie może (Miles).

  125. @ sheik.yerbouti

    Genesis w tych kilku fazach też jakoś się mieści w zmianie, ale czy to ewolucja czy dewolucja to temat do dyskusji. Najlepiej chyba pasuje adaptacja.

  126. @wo
    „Jak pan sobie w takim razie wyobraża czasy Gierka?”

    Mam jakieś karykaturalne wyobrażenia zapewne i mogę mieszać epoki. W głowie słyszę jakieś złośliwe komentarze jak z kroniki filmowej odnośnie dekadenckiej muzuki młodzieżowej ze zgniłego zachodu, w dodatku z Niemiec. Zamiast tego młodzież powinna pomagać w jakichś ochotniczych hufcach przy żniwach i śpiewać patriotyczne piosenki. Coś koło tego. Ale mogły być to czasy Stonesów, a później czasy odwilży w kolejnej dekadzie. Dunno.

  127. @sheik

    Jakby liczyć 'erę jakszyka’ osobno to 4 różne zespoły a bardziej skrupulatnie to: inny skład na piereszych dwóch, inny na lizard, inny na islands, potem starless, larks i red to też powoli kurcząca się kapela, era Belew to też mutacja ejtisowa i najntisowa. Ja zawsze myślę o KC jako: Fripp i koledzy. Ale jeżeli traktować ten projekt jako probierz różnorodności to chyba żaden gitarowy skład nie dorównuje, tak jak mówisz: szukać pod hasłem jazz.

    A jak już wspomniałeś Maiden to w światku metalowym było trochę różnych wolt, ale zwykle kończyło się to podkuleniem ogona i graniem tak by nie alienować fanbazy. Metalika próbowała z Loadem, potem chciała złapać numetalowy pociąg który dawno odjechał i od tamtej pory w zasadzie tylko powiela samą siebie w nieskonczoność, Slayer nagrał Diabolus in Musica po czym też wrócił do więcej tego samego, przykłady możnaby mnożyć, chyba tylko Ulver jak zostawił BM tak gra te mroczne elektroniczności. Metaluchy to najbardziej konserwatywny fanbase ever.

  128. @bantus
    Sterowce! Zapomniałeś o sterowcach. Były wszędzie, głównie w barwach PSS Społem.

  129. @Havermeyer „Ja zawsze myślę o KC jako: Fripp i koledzy.”
    Bardziej dyktator i podwładni – kiedy chciał zawieszał, kiedy chciał odwieszała działalność. Bruford miał mu mocno za złe ten stop w 1974. Jakszyka wziął, bo Belew mu się znudził i po prostu do niego nie zadzwonił, że KC jedzie w nową trasę.

    @metal
    Jeszcze Tiamat zdryfował z rejonów death metalu ku Depeche Mode. O właśnie, depesze się też trochę zmienili od 1981.

  130. @cmos
    „Ale z Rasputinem był jednak problem, bo godził w sojusze, czy jakoś tak.”

    Dlatego właśnie wprawdzie wystąpili w Sopocie, ale ten utwór wykonali już w podziemiu, w kościele na Żytniej. Błagam.

  131. @Havermeyer
    „Metaluchy to najbardziej konserwatywny fanbase ever.”

    To z reguły powtarzają ci którzy sobie zinternalizowali hejt na metal. Tudzież powtarzają jakieś marketoidowe hasła, które są tylko dwa: albo wracamy do korzeni albo fresh new, przełom w muzyce.

    Smutna prawda jest taka że nikt nie chce słuchać zespołu metalowego grającego elektronikę, czy akustycznego folka, bądź jazz, bo zagrają to gorzej albo będą wtórni wobec tych co grają eletronikę / folk / jazz. Są geniusze i niespokojne duchy jak Brylewski, muzycy sesyjni, którzy zagają wszystko, albo pompiarze ego, ale z reguły zespół znajduje swój sound, formułę i gdy ją porzuci, zostają z niczym.

  132. Jakże wy cudnie opisujecie rzeczy, których samodzielnie bym nawet nie zauważył.

  133. Nie chodzi mi o nowe rzeczy do słuchania, jak w przypadku Cheta Bakera, tylko o interpretacje sięgające zaplecza mentalnego i sytuacyjnego.

  134. @wo
    „Dlatego właśnie wprawdzie wystąpili w Sopocie, ale ten utwór wykonali już w podziemiu, w kościele na Żytniej. Błagam.”

    Nie pamiętasz tego? W umowie było że Rasputina na koncercie nie będzie, ale jednak go zagrali. W transmisji radiowej na żywo nie dało się go wyciąć, ale w telewizji puszczali ten koncert dzień później i Rasputina wycięli.
    e

  135. @WO

    „To zresztą ten sam tekściarz, co od „Wczorajszej miłości” Lady Pank”

    Nope, pierwszy tekst napisał Mogielnicki, drugi Olewicz. Obaj bywali dziadersami, ale pierwszy przynajmniej umiał wymyślić Magdę K.

  136. @”Dlatego właśnie wprawdzie wystąpili w Sopocie, ale ten utwór wykonali już w podziemiu, w kościele na Żytniej. Błagam.”

    Jest więc tak, że ja w Z0ZZ nie jestem w stanie traktować tego disco z tańczącymi chińczykami poważnie. Może i wtedy traktowano ich z przymrużeniem oka, stąd pobłażliwość towarzyszy? Nawet jeśli tekstowo były to songi o udanej resocjalizacji hiszpańskiego przestępcy albo królowej zbrodni z Shanghaju, to nadal było to sialala okraszone przywłaszczeniem kulturowym w formie groteskowej.

  137. @bantus

    „Smutna prawda jest taka że nikt nie chce słuchać zespołu metalowego grającego elektronikę, czy akustycznego folka, bądź jazz, bo zagrają to gorzej albo będą wtórni wobec tych co grają eletronikę / folk / jazz. ”

    Ulver nagrał płytę elektroniczną i została bardzo ciepło przyjęta. Dla mnie to nie do końca moje klimaty, ale różni wyrobieni słuchacze kiwali głowami. Z innej epoki, to Black Sabbath potrafili odwołać się do bardzo różnych inspiracji i zazwyczaj wychodziło im to bardzo dobrze („Planet Caravan” najpiękniejsze!).
    Mam wrażenie, że z tymi gigantami metalu to trochę jak z tym U2. To znaczy, że ta stadionowość po prostu jest tak naprawdę zgubą, jeśli chodzi o wartość artystyczną materiału. Jak się ma milionowy fanbejs, który od 40 lat uznaje Master of Puppets za najlepszą płytę świata, to nie ma co się szarpać ani wojować. Niestety, trzeba grać to, co Inżynier Mamoń lubi najbardziej.
    Ja osobiście zawsze się dziwiłem tym wszystkim grajkom z topu, że nie odpalą sobie jakieś side projectu, w którym mogliby się wyżyć artystycznie.
    Z drugiej strony, kontrakty często konstruowane są tak, że zespołowi nie wolno wypuszczać niczego poza macierzystym labelem, a ilość release’ów również jest zakontraktowana. Z trzeciej strony, nie sądzę, żeby taka Metallica nie mogła mieć kontraktu gwarantującego artystyczną wolność. A z czwartej – kto powiedział, że ci ludzie w ogóle potrzebują jakiejś artystycznej wolności, albo że bardzo im zależy na pchaniu muzyki do przodu i szukaniu nowych brzmień? Po prostu dobrze się bawią grając na stadionach swoje 40-letnie hity, tym bardziej, że publika bawi się równie dobrze. 40 lat temu trafili na żyłę złota i ją eksploatują. I tyle.
    Najprawdopodobniej każda nowa megagwiazda jest wpychana w mindset „jesteś geniuszem, nagraj takie samo jeszcze raz! (żebyśmy mogli jeszcze raz na tym zarobić)”. Jeżeli ktoś dostaje taki feedback całe życie, to prawdopodobnie nie bardzo interesuje go rozsadzanie ram gatunku. A konserwatywny fanbejs tylko domyka obieg.

  138. Co do metalu – to nie jest jedna scena. Kto inny słucha Metaliki czy Sepultury, kto inny Burzuma czy Theriona. Z tego, co pamiętam z czasów, kiedy byłem młody, szczupły i przystojny – w kręgach mhroku i zua w zasadzie akceptowalne były black, doom i death metal, z lżejszych klimatów viking metal. Słuchanie Metaliki było podobnym obciachem co słuchanie Dżemu. Specyficzna rola przypadała gothikowi – to był taki black metal „dla bab”. Słuchać nie wypadało, ale jeśli dziewczyna była fanką to machano ręką na ten dopust boży. Nu metal ogólnie uchodził za padakę na poziomie Johna Bon Joviego czy innego Stinga. Także tu bantus ma rację, eksperymenty mogły łatwo skończyć się utratą fanbazy. Uchodziło wspomaganie elektroniką i niewiele więcej.

  139. @Piotrek Markowicz
    Chyba Metallica jest złym tutaj przykładem, bo przez te lata od ich topowego Master Of Puppets zmieniali brzmienie (era Bock Rocka), „odważnie” z nim eksperymentowali (tak chyba można nazwać to co się wyprawia na St. Anger), czy próbowali robić coś „artystycznego” (Lulu). Problemem jest to, że w najlepszym wypadku te eksperymenty były artystycznie nieudane, a w najgorszym dziwaczne

    @Havermeyer
    „Metaluchy to najbardziej konserwatywny fanbase ever.”

    Eeee, teraz to nie sądzę, w 2002 jak najbardziej.

  140. @Metallica i wolność twórcza
    Nagrali przeciez tą dziwną płytę z Lou Reedem i chyba nikt im przeszkód nie robił.

  141. @krzloj, bantus

    „Eeee, teraz to nie sądzę, w 2002 jak najbardziej.”

    No więc jak ja byłem tym kindermetalem w 90s to tak było, chociaż jak przeglądam moje archiwum Metal Hammera (takie Bravo dla metali) to jest tam tyle samo zachwytów nad „nowym i świeżym” co nad „klasycznym i sprawdzonym”. Dla każdego coś milego. Ja byłem o tyle dziwny że słuchałem wszystkiego od grindcora do tych babskich Paradajs Lostów, My Dying Bridów czy Anathem, była faza na death metal z Tampy i na niemiecki thrash, było Mayhem i było Cradle of Filth, ale tró metalom się człowiek tym nie chwalił, tylko się najpierw sondowało jak bardzo tró ktoś jest. Teraz ofc na każdym festiwalu spotkasz hipstera w koszulce Burzum, ale dalej są gdzieś pod kamieniem goście w skórzanych gaciach i kurtkach z naszywkami jakby był rok 1984. Jak ostatnio byłem na metalowym gigu to raczej przeważał taki typ i z kumplem wyglądaliśmy jak para normików w tym morzu koszulek zespołów, glanów, skóry, czerni i włosów, włosów, włosów.

    Z drugiej jednak strony taki Napalm Death grał na Off Festivalu, coś mi się kojarzy że Mayhem też, więc to co kiedyś było niszą już jest częścią popkultury na równych prawach, poza tym te wszystkie międzygatunkowe covery a la Nouvelle Vague też mocno przetrzebiły legiony trve kvlt metaluchów, podobnie jak parodie typu Steel Panther czy Nocny Kochanek. Wszystko można dzisiaj robić „ironicznie”, więc trudniej się napinać i stroszyć.

    Tak na marginesie właśnie pomyślałem że to już nie czasy wojen atarowców z komodorowcami, amigowców z pecetowcami, pecetowców z konsolwcami, nawet Gospodarz rzadko już rzuca grepsami o tym co jest możliwe na maku a co chyba na linuksie. Albo przestałem to zauważać, albo generalny poziom emocji wokół brandu jakiego się używa, czy kapeli której się słucha trochę spadł i wojny tożsamościowe rozgrywają się dzisiaj na innych płaszczyznach, zagospodarowane mocno przez polityków z każdej strony.

  142. Całkiem niedawno słuchałem jakiegoś wywiadu z Brucem Dickinsonem i padło właśnie pytanie że czy im nie przeszkadza ze od 40 lat grają mniej więcej to samo. I Bruce powiedział tak. Że muzyków należy podzielić na tych którzy chcą robić art i na tych którzy chcą robić entertainment. Ci od artu kombinują cały czas różne rzeczy, eksperymentują itp itp. A w entertainmencie najlepiej robić to co tobie i publiczności sprawia najwięcej przyjemności. Jeśli jest to w kółko to samo to niech będzie w kółko to samo. I myślę że ma rację.

    Przy czym trzeba być cholernie dobrym by po 40 latach ludzie wciąż chcieli słuchać tych samych kawałków. Z ejtisowego metalu niewiele jest rzeczy które się nie zestarzały na paskudnie.

  143. A jeszcze apropos Metalliki to jednak należy im dać extra kudosy za to że niesłychanie rzadko się zdarza by band po prawie 40 latach istnienia i po ponad 20-tu od nagrania ostatniej naprawdę dobrej płyty nagrał coś równie dobrego i świeżego jak ta ich ostatnia. Rzadkość.

  144. @embercadero
    Coś podobnego chciałem napisać o RHCP – nawet jeżeli założyć, że grają wciąż podobnie (w uproszczeniu) to są to jednak dobre kawałki.
    Z drugiej strony… Getaway pokazało, że zmiana gitarzysty zaowocowała, ale narzekać na powrót Frusciante to chyba jednak jest trudno…

  145. @emberadero „rzadko się zdarza by band po prawie 40 latach istnienia i po ponad 20-tu od nagrania ostatniej naprawdę dobrej płyty nagrał coś równie dobrego i świeżego jak ta ich ostatnia.”

    Serio? Przecież to rozmrożona i odgrzana muzyka z 1986. Co w niej jest swieżego? Okładka?

  146. @Havermeyer
    Patrząc przez pryzmat black metalu trudno interesować się tym tematem, będąc jednocześnie prawdziwkiem, jeśli znaczny procent nowości z genre to awangarda. Na jedno wydawnictwo klasycznie black metalowej Mgły, dostajesz po jednej Furii, czy Gruzji (notabenę ci państwo, którzy płynnie przeszli z grania blacka, przez granie covera Janerki, do muzyki mocno inspirowanej Nową Falą ostatnio też wystąpili na OFFie).

    „Jak ostatnio byłem na metalowym gigu to raczej przeważał taki typ i z kumplem wyglądaliśmy jak para normików w tym morzu koszulek zespołów, glanów, skóry, czerni i włosów, włosów, włosów.”

    Dużo zależy od zespołu/ów, które były na gigu, ale nawet patrząc na wygląd zespołów masz grupę, która ma bardzo normcore’owy imidz (nie wiem, czy ktoś może bardziej normikowato wyglądać, niż wokalista Anaal Nathrakh; Gojira). Dodatkowo pytanie ile z tych osób, tak jak miało to miejsce w 2002, gardzi i odrzuca „nieprawdziwą” muzykę np. elektronikę? Imho znacznie mniej niż w rzeczonym 2002 (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jest genre, który właściwie można byłoby nazwać elektroniką dla metali – dark synth).

  147. @Havermayer
    „Albo przestałem to zauważać, albo generalny poziom emocji wokół brandu jakiego się używa, czy kapeli której się słucha trochę spadł i wojny tożsamościowe rozgrywają się dzisiaj na innych płaszczyznach”

    No MRW jest jabłkowym fanbojem jak za dawnych dobrych lat. Może nam, staruchom, już się po prostu nie chce, a on wiecznie młodym przecież jest.

  148. @sheik

    „Serio? Przecież to rozmrożona i odgrzana muzyka z 1986. Co w niej jest swieżego? Okładka?”

    Przeczytaj mój poprzedni wpis apropos art vs entertainment. Metallica to nie Zappa. Taki Iron Maiden potrafi przez 40 lat nagrywać prawie równie dobre płyty, mimo że z bardzo podobną muzyką, Metallice ta sztuka się przez 20 lat nie udawała. Niewielu liczyło że jeszcze kiedykolwiek się uda.

  149. @embercadero „Przeczytaj mój poprzedni wpis apropos art vs entertainment.”
    OK, but you lost me at „świeży”. To słowo oznacza chyba nie tylko dla mnie cos innego niż „gramy w stylu naszych największych hitów sprzed 35 lat”
    Tym niemmniej Metallice i tak wiele jestem gotów wybaczyć za tę jedną scenę w filmie Some Kind of Monster, w kiedy dają nowemu basiście milion dolarów na dobry początek. Tak powinien wyglądać każdy onboarding w firmie!

    Z innej beczki, w poprzedniej Polityce ciekawy tekst o muzyce pod presją streamingu:
    „Obecnie światowy sukces danego wydawnictwa rozstrzyga się na platformach streamingowych i w mediach społecznościowych. W rezultacie cały przemysł kreatywny podświadomie dostosowuje się do tego nowego krajobrazu, w tym artyści i wytwórnie – mówi Pavel Telica z Intelligent Music Agency, specjalizującej się w analizowaniu trendów muzycznych. – Skracanie się piosenek odzwierciedla spadającą koncentrację uwagi przeciętnego słuchacza. Wskazuje też, że krótsze piosenki mają szansę na dotarcie do większego grona odbiorców i zatrzymania ich przy sobie. I ten pikujący trend zapewne będzie kontynuowany, dopóki nie zmieni się sposób, w jaki artyści są wynagradzani – dodaje Telica.
    Co ma na myśli? W epoce winylu największymi zwolennikami krótkich piosenek byli właściciele lokali z szafami grającymi. Bo im szybciej muzyka cichła, tym szybciej klient wrzucał kolejną monetę. Zdaniem badaczy podobnie kalkuluje obecnie branża muzyczna. Spotify i inne podobne serwisy naliczają wykonawcom tantiemy za dane odtworzenie utworu wtedy, gdy słuchacz dotrze np. do 30. sekundy. A więc opłaca się, by jak najszybciej rozpoczął odtwarzanie kolejnego. Ale nie poprzez kliknięcie przycisku „następny”! Algorytmy Spotify wynagradzają lepszą ekspozycją piosenki, które są częściej dosłuchiwane do końca. Te krótsze – tłumaczą badacze – naturalnie mają na to większe szanse. (…) 25 proc. użytkowników Spotify klika „następny” w ciągu pierwszych pięciu sekund piosenki. Do połowy minuty jest to już 35 proc., a do końca utworu dociera przeciętnie ledwie co drugi słuchacz. Twórcy muszą więc walczyć o uwagę od pierwszej sekundy. Dlatego z piosenek popowych niemal zniknęły długie intra i outra – rozbiegówki i zakończenia kiedyś pożądane przez radiowych didżejów, bo na ich tle mogli odpowiednio kończyć i zaczynać swoje wejścia. A refreny, zamiast następować po zwrotce lub dwóch, coraz częściej otwierają piosenki lub przynajmniej są w pierwszych sekundach sygnalizowane, obiecując nagrodę za cierpliwe do nich doczekanie.”

  150. @metal i elektronika
    Niektórzy szli w drugą stronę, np. Ministry od new romantic przeszło w rejony całkiem nieromantyczne.

  151. „OK, but you lost me at „świeży”.”

    No OK, racja, to nie było najlepiej dobrane słowo. Z tym że w ich przypadku jak próbowali być świezi to nie wychodziło za dobrze więc lepiej tak.

  152. @Metallica
    Ciszej nad tą trumną xd.

    Gdyby jeszcze te stare zespoły potrafiły nagrać takie płyty jak w czasach młodości. Ale muza ich opuszcza, jest rodzina, odpowiedzialność, fach w ręku. Nie da się grać całe życie w bundesextralidze.

    Publika metalistyczna na pewno się zmieniła, są rzeczy które już zwyczajnie nie przejdą. Czy to dlatego że nie jest to już od dawna młodzieżowa subkultura i zamiast płonącego kościoła rozgrzewa wszystkich ognisko na wyznaczonym miejsu w lesie. Czy może ogólnie nastąpił jakiś postęp moralno obyczajowy.

    @sheik.yerbouti
    Czasem słucham sobie opini pana Ricka Beato na temat upadku muzyki popularnej. No i w sumie wychodzi na to że to kombinacja technologii (od nagrywania, przez produkcję, do dystrybucji i sposobów słuchania muzyki) i turbokapitalizmu, który chce minimalizować ryzyko, ciąć koszty i maksymalizować zyski ze sprzedaży produktu.

    Inna sprawa to łatwość wyrażania własnych opinii, przekonań i uczuć w social mediach. Kiedyś dużą rolę grała tu muzyka. Wykonawcy coś sobą reprezentowali, ucieleśniali jakieś rzeczywiste czy wyobrażone wartości poza muzyczne. Po kimś kto słuchał TZN Xenna albo Jimiego Hendrixa można było się spodziewać określonych poglądów. Dziś już nie.

  153. @bantus
    „Czasem słucham sobie opini pana Ricka Beato na temat upadku muzyki popularnej. ”

    Pana Ricka Beato proszę nie słuchać, to jest ultimate dziaderstwo, podparte wiedzą fachową, ale wciąż dziaderstwo.
    Rick Beato wyłożył się elegancko, kiedy dowodził, że kwantyzacja to to samo, co zmienne BPM utworów. I że z kolei „nowoczesne”, stałe BPM wpływa na brak groove’u i swingu w numerach, co jest nieprawdą, bo można jak najbardziej grać ze swingiem pod metronom.

  154. @bantus

    „Nie znam z nazwy ani jednego wykonawcy ze Spotify global TOP 10”

    Nawet Kate Bush?

    „Nawet nie wiem czy młodzież słucha spotify teraz. Czy jest tu jakaś młodzież w ogóle?”

    Osobiście znam jednego przedstawiciela młodzieży i mogę potwierdzić, że słucha Spotify.

    @Havermeyer

    „chyba tylko Ulver jak zostawił BM tak gra te mroczne elektroniczności”

    Teraz to już w ogóle lata po okolicach synthpopowych, czasem zahaczając o jakiś art rock, co też nie ma za wiele wspólnego z elektroniką, którą grał w okresie Perdition City.

  155. @Piotrek Markowicz
    Nie zgodzę się z opinią na temat opinii Ricka Beato (którego słuchałem, zanim stało to się modne) – przede wszystkim zarzut dziaderstwa staje się wytrychem, który w sumie często nic konkretnego nie oznacza. Chyba, że za dziaderstwo weźmiemy pogląd, że jednak lepiej brzmi czysto (w miarę – o czym dalej) zaśpiewany dźwięk niż fałsz potraktowany autotune. Odnośnie kwantyzacji: kwestia gustu. Moim zdaniem tak perfekcyjnie (do szesnastek) wyrównany beat zaczyna brzmieć leciutko sztucznie – to są oczywiście bardzo subiektywne odczucia, trochę jak brzmienie kabli zasilających na forach audio – ale uważam, że szczególnie w rocku odrobina brudu (nierówności, nieczystości) są niezbywalną właściwością rocka. Rock nie może być „ładniusi” – to zresztą odróżnia go od hip hopu z jego (czasami) słodziuchnymi chórkami i słodkim akordami na fortepianie. Ten brud jest istotą rocka od kiedy jeden z braci Davies z The Kinks pociął głośnik brzytwą (może to urban legend) a Hendrix przekręcił wszystkie gałki w Marshallu na 10 (upraszczam nieco z tym Hendriksem, zresztą gitarzysta ze Spinal Tap miał Marshalla z gałkami wyskalowanymi do 12). Stąd też bliżej mi kulturowo do tancbudy na południu Stanów w latach 30-tych, gdzie spocony samouk wygrywa oszalałego bluesa na znalezionej na śmietniku gitarze (albo odkupionej z lombardu) niż do zmonetyzowanego buntu jakiś współczesnych gwiazdek, rapujących na tle perfekcyjnej choreografii. Ja słyszałem różnicę, jak Rick Beato skwantyzowal Johna Bonhama – to nie kwestia utraty groove’u, ale po prostu gorzej mi to brzmiało.
    @bantus
    „Publika metalistyczna na pewno się zmieniła, są rzeczy które już zwyczajnie nie przejdą”
    Signum temporis była ostatnia afera w Megadeth – wzmożony moralnie lider wywalił basistę Davida Ellefsona, który podokazywał z fanką online (z tego, co kojarzę, to konsensualnie). Za takie rzeczy w Polsce przenoszą do innej parafii, a z Megadeth wyrzucają.
    Rick Beato krytykuję też wynaturzenia w ochronie praw autorskich – to też jego zdaniem niszczy współczesną kulturę muzyczną. Co ciekawe, Friedrich von Hayek też twierdził, że nadmierna ochrona patentowa może być czynnikiem niekorzystnym dla gospodarki (czytałem to na studiach, nie pamiętam już, gdzie to u Hayeka było).
    @Havermayer
    „Teraz ofc na każdym festiwalu spotkasz hipstera w koszulce Burzum”
    W takich sytuacjach jestem ortodoksem w sprawie „zawłaszczenia kulturowego” albo nawet „obrazy uczuć religijnych”. Nie odnośnie akurat Burzuma, ale per analogia odnośnie paru innych podmiotów wykonawczych.

    Odnośnie disco (z przyległościami) z lat siedemdziesiątych i apoteozy hmmm… niemoralności – bywało odwrotnie. Kinowy nurt blackxploitation byl w pewnym sensie prefiguracją gangsta rapu z apoteozą obwieszonych złotem gangsterów w futrach i ekstrawaganckich garniakach. Zdarzyło się jednak, że to muzyk strollował film, który pokazywał w pozytywnym świetle narkotykowego dealera. Film (zapomniany) to Superfly z 1972 r., a muzyk to Curtis Mayfield, którego soundtrack (LP „Superfly”) w warstwie tekstowej miał zgoła inny wydźwięk, z mocną zaznaczoną krytyką społeczną.
    A wchodząc w kolejną dygresję – Gospodarz rozważa ewentualne rozpasanie popu lat 70-tych. Meanwhile in Poland…: w nowym podręczniku Historia i Teraźniejszość autor wskazuje po nazwach rozsadniki zepsucia w muzyce, zapoczątkowane wraz z nastaniem kontrkultury: The Beatles, The Rolling Stone, Bee Gees, Santana, Elton John, Rod Stewart, Abba, Patti Smith, The Ramones, Sex Pistols.
    Czyli jednak Abba w awangardzie kontrkultury, obok Sex Pistols. W sumie 1977 r. należał do Abby i Sex Pistols. Przypadek? Nie sądzę.

  156. @Piotrek Markiewicz
    Jestem na Beato uczulony, bo ciągle Youtube bombarduje mnie sugestiami filmików w stylu „A co jeśli dziś wyszłoby House of the Stairway to My Generation.” Ale jak zauważył ktoś z youtube’owego muzycznego światka (Neely?), kiedy Beato opisuje konkretne dzisiejsze utwory, to tylko chwali (produkcję, pomysły), a gdy formułuje oceny ogólne, dziaduje.

    Co do dyskusji, że „muzyka kiedyś/dziś/kiedykolwiek” była lepsza, to nie wchodząc oczywiście w tak postawione stwierdzenie (każdemu jego grunge), proponuję umowny trójpodział historii produkcji, z ukłonem w stronę Sheika, względnie Zappy.

    Początkowo, jak pisali przedpiścy, produkowano względnie mało, ale biznes muzyczny nie poddał się jeszcze, nazwijmy to umownie, Reaganomice, i stosunkowo sporo było miejsca na eksperymenty nawet w sporych wytwórniach. Jak to Zappa mówił „Once upon a time, a record company had A&R people in it who would take a chance, make a decision, use their gut reaction, sign a group, and see what they could do with it.” Potem przyszły lata 80., biznes muzyczny stał się jeszcze bardziej biznesowany i nad selekcją wciąż względnie niewielkiej produkcji, w którą inwestowano coraz więcej marketingowo, zaczęli w większym stopniu kłaść łapy owi Drooling Midrange Accountants (to znowu Zappa). Wyzwolenie z tego przyniosły możliwości produkcji domowej i mniejsza rola paru, coraz bardziej oligopolistycznych wydawców.

    A co do dostępności, to 20 lat temu powtarzał mi się sen: wchodzę do sklepu muzycznego i są tam niedostępne poza tym płyty Einstürzende Neubauten.

  157. @sheik
    @ministry
    No new romantic to chyba nie było.
    Ale skoro Mijiatry to metal, to z Twojego podwórka The Young Gods świetnie manewruje na granicy metalu i elektroniki. Choć oba zespoły to po prostu industrial.

  158. @HT
    „A co do dostępności, to 20 lat temu powtarzał mi się sen: wchodzę do sklepu muzycznego i są tam niedostępne poza tym płyty Einstürzende Neubauten.”

    Na urlopie próbowałem czytać „Retromanię” Simona Reynoldsa (czytanie papierowej książki na urlopie z małym dziećmi, taaaa) i jest tam piękny fragment o grupie rekonstrukcyjnej legendarnych gigów EN. Książka wyszła bodajże w 2011 i już była pełna rozważań o klątwie dostępności, teraz w dobie streamingów jest to jeszcze bardziej dotkliwe, bo oprócz tego że powstaje masa nowej muzyki dzięki homerecordingowi (sam dorzuciłem też swój skromny kamyczek do tej lawiny) to mamy też dostęp do masy zapomnianych nagrań zapomnianych muzyków. Np. mignął mi ostatnio jakiś druczek z początków kariery Black Sabbath, gdzie klub zachwalał grające tam kapele i oprócz BS występującego wtedy jako Earth była też kapelka Tea & Symphony, oczywiście jest na spotify, więc szybko mogłem się przekonać dlaczego BS znam a o T&S nie słyszałem nigdy. Kiedyś wymagałoby to jednak sporo samozaparcia i nakładów finansowych żeby na własne uszy się przekonać że to kolejny psychodeliczny powidok wczesnych Floydów.

    A jak już wspominamy Franka Z to w jego autobiografii jest świetny fragment w którym opisuje on swój pomysł na biznes, który w sumie jest odpowiednikiem współczesnego streamingu stworzonego przy użyciu technologii z 80sów – muzyka do odsłuchania na telefonie, ale analogowym.

  159. @sheik.yerbouti
    „Czyżbyś widział już finał? Komisja Europejska ma aż takie Dojścia?”

    Komisja Europejska mam nadzieję nie zajmuje się takimi sprawami. Od kilku tygodni starałem się delikatnie spoilerować BCS (pisząc o butach w oceanie itp.), aby uwiarygodnić się w kontekście innym niż te Komisje Europejskie czy rzeszowskie uczelnie, w jakim się mnie tu umieszcza. Jest to jednakowoż płonny trud. Jeśli napiszę, że np. Branford Marsalis wystąpi na North Sea Jazz Festival w przyszłym roku to i tak okaże się, że to żadna nowina – cały Rzeszów o tym huczy. Taki już mój los.

    @Ponury Bankowiec
    „Stąd też bliżej mi kulturowo do tancbudy na południu Stanów w latach 30-tych, gdzie spocony samouk wygrywa oszalałego bluesa na znalezionej na śmietniku gitarze…”

    @HT
    „Początkowo, jak pisali przedpiścy, produkowano względnie mało, ale biznes muzyczny nie poddał się jeszcze, nazwijmy to umownie, Reaganomice…”

    Koledzy, obawiam się że trochę mitologizujecie. Końcowe dekady XIX wieku to ostatni moment, kiedy zawód muzyka (w USA) polegał na wodewilowych wykonaniach w tancbudach, gdzie faktycznie rządziła improwizacja, kontakt z publiką, „brudne” ale charyzmatyczne podawanie utworu, brak presji na nakłady i sprzedawalność. U początku XX wieku, wraz z upowszechnieniem edisonowskiego fonografu i pierwszych kopiowalnych nośników – woskowych cylindrów, natura tego zawodu zmieniła się bezpowrotnie. Utwory zaczęto przycinać do pojemności nośnika – czyli owych 3 minut jakie dziś wydają nam się oczywistością, a jakie dla muzyka wodewilowego były karykaturalnie krótkie. Konkretne rodzaje dźwięku np. śpiew tenora stały się popularne, bo fonograf je dobrze rejestrował (stąd fenomen Carusa), a inne np. muzyka klezmerska oparta o zbyt ciche cymbały – straciły znaczenie. Przede wszystkim zaś z rynku wypadła ogromna większość owych „spoconych samouków” krążących wcześniej po kraju ze swoimi programami skomponowanymi z utworów wszelkiego rodzaju – od kabaretu po operę. Publiczność osłuchana teraz w domu z konkretnym gatunkowym repertuarem nagranym przez studyjnych profesjonalistów zaczęła od muzyków koncertowych oczekiwać podobnej specjalizacji i standardów, którym samoucy przeważnie nie umieli sprostać. Większość z nich schodziła ze sceny i znajdowała zatrudnienie jako nauczyciele muzyki – bo akurat modę na samodzielne domowe muzykowanie fonograf rozbudził i przeniósł tę aktywność z klasy wyższej do średniej.

    W kolejnych dekadach przyniosło to, owszem, rozwój takich gatunków jak jazz, gdzie nauka standardów przez ich wielokrotne odsłuchiwanie i powtarzanie stała się drogą wejścia do zawodu dla najbardziej wytrwałych adeptów (z których każdy już na owym wejściu reprezentował poziom o wiele wyższy niż dawny „samouk z tancbudy”). Cytowane przez kolegę HT eksperymenty studyjne, za którymi tak tęsknił Zappa, też były możliwe dzięki tej specjalizacji i profesjonalizacji. Bawili się w nie wykonawcy doskonale obeznani z formatami wymaganymi przez przemysł muzyczny, realizujący je bez szemrania, gdy było takie zamówienie. Wraz z kolejnymi postępami technologii te zamówienia stały się po prostu coraz bardziej precyzyjne, aż po dzisiejszą streamingową super-optymalizację, która dla nas (ale nie dla młodszych pokoleń) zabija przyjemność odsłuchu. „Tancbud” w sensie eventów muzycznych opartych o nieskrępowane mieszanie stylów i amatorską swobodę od dawna nie ma co szukać na „amerykańskim południu”. Prędzej znajdziemy je w naszym rodzimym polskim krajobrazie, co niekiedy tu ośmielam się promować – Festiwal Weselnych Przebojów w Mrągowie z wykonawcami reprezentującymi różne trendy cross-overowego disco polo to właśnie taka tancbuda (w line-upie mająca np. Boys z pastiszem „Una Paloma Blanca”, Top Girls z góralszczyzną, Defisa z bałkańszczyzną itd.) To jednak raczej nie są klimaty odpowiadające kolegom, właśnie dlatego że oczekujecie w muzyce specjalizacji, profesjonalizacji i standardów.

    Lektury dla chętnych: LeRoy Ashby, „With Amusement for All: A History of American Popular Culture since 1830”, The University Press of Kentucky, 2012 [lekkie i anegdotyczne]; Susan Schmidt Horning, „Chasing Sound: Technology, Culture, and the Art of Studio Recording from Edison to the LP”, John Hopkins University Press, 2013 [dużo faktografii, ale strawne]

  160. @Havermayer
    Zdecydowanie polecam „Retromanię”. Fragment z opisem grupy rekonstrukcyjnej Einstürzende Neubauten pyszny. Przy okazji autor jednak wspomina o bardzo dużej produkcji muzyki pop w erze przedbeatelsowskiej – pisząc o northern soulu. Swoją drogą, sztandarowy przebój northern soul – „Walking Back to Happinnes ” był też popularny w Polsce, równolegle czasowo do popularności w Anglii (opieram się na świadectwie rodzinnym).
    @Awal Biały
    Istotnie, trochę mitologizuję. W tym aspekcie (muzyka) włącza mi się myślenie quasi-religijne. Byłbym ciekawym obiektem badawczy dla Mircei Eliade.

  161. > i tak okaże się, że to żadna nowina – cały Rzeszów o tym huczy. Taki już mój los.

    Tylko z powodu wycieczek naukowych. O muzyce o której nic nie wiem czyta się wyśmienicie. Niepokoi mnie tylko że można z erudycją niezrównaną w każdej dziedzinie podpierać się w błędzie literaturę na przykład mojej własnej profesor, co wymaga szczególnie genialnego odczytania, lub niezorientowanego.

    > streamingową super-optymalizację, która dla nas (ale nie dla młodszych pokoleń) zabija przyjemność odsłuchu.

    Zmiana formatu z fonografu na płyty EP/LP, kasety oraz płyty CD wpłynęła na opowiadane w „albumach” historie. Teraz płynne przejścia można znaleźć już chyba tylko w streamach trance oraz w rapie pomijanym tu niestety jeszcze bradziej od disco polo (które wszak ma własny kanał tv naziemnej). Blixa Bargeld na to narzekał wraz z Radiohead w czasie tuż przed iPhonem, kiedy różni przedsiębiorczy artyści próbowali zakładać pierwsze modele subskrypcyjne. Spotify poza tym ma też niską jakość, stąd powstał Tidal. Niestety nie widać oznak bałkanizacji w streamingu tak jak to się stało z video, a algorytm rekomendacji Spotify jest też dla alternatywnych brzmień okrutny (TikTok jest bardziej miarodajny w listach przebojów bo nie promuje artystów i własnych podcastów przez kontrakty).

  162. @Junoxe „No new romantic to chyba nie było.”
    A co to jest? https://youtu.be/KFPI9b9N6CQ
    @”Ale skoro Ministry to metal, to z Twojego podwórka The Young Gods świetnie manewruje na granicy metalu i elektroniki. Choć oba zespoły to po prostu industrial.”
    The Young Gods brzmią np. tak: https://youtu.be/ZyYwjqkA-lw (tu Montreaux z Mike’m Pattonem na wokalu) i doprawdy nie mają z metalem wiele wspólnego (nie więcej niż nie wiem, Soundgarden), za to Ministry co najmniej od Psalmu 69 spokojnie zaliczyłbym do klubu. No i dodatkowe punkty za to, że grając na tyle długo, zdążyli zdissować obu Bushów. Pewnie jakiś tró metal się ze mną nie zgodzi, ale niech spada słuchać Manowara.

    @Awal „Od kilku tygodni starałem się delikatnie spoilerować BCS (pisząc o butach w oceanie itp.)”
    Czyli po prostu robisz w Netfliksie.

    „U początku XX wieku, wraz z upowszechnieniem edisonowskiego fonografu i pierwszych kopiowalnych nośników – woskowych cylindrów, natura tego zawodu zmieniła się bezpowrotnie. Utwory zaczęto przycinać do pojemności nośnika – czyli owych 3 minut jakie dziś wydają nam się oczywistością, a jakie dla muzyka wodewilowego były karykaturalnie krótkie.”
    Było jeszcze radio, nadające na żywo również dłuższe formy (choć pewnie raczej z filharmonii niż z klubu w Haarlemie)

    „To jednak raczej nie są klimaty odpowiadające kolegom, właśnie dlatego że oczekujecie w muzyce specjalizacji, profesjonalizacji i standardów.”
    Raczej chodzi zwyczajnie o jakość muzyki. „Jesienna Deprecha” Kur jest dobrze zagrana i można tego posłuchać, przeciętnego disco polo (lub niemieckiech Schlagerów) nie. Muzyka taneczna może być bardzo dobra, jeśli do dobrze napisana i zagrana; jak to robi Dua Lipa czy Jessie Ware, z polskiej, jeślik kogoś męczy nostalgia za latami 80. może sobie puścić choćby Wczasy: https://wczasy.bandcamp.com/album/to-wszystko-kiedy-minie.
    Oraz – uwielbiam koncerty, na których muzycy grają coś spoza swojego emploi, np. rockmani wchodzą w gospel, raperzy w metal, jazzmani w muzykę klubową etc. I grają to bez zadęcia, czasem po prostu w połowie kawałka kompletnie zmieniając klimat. Jak kiedyś Zappa a potem Les Claypool (a nawet Voo Voo w swoich lepszych momentach! Kiedy jeszcze grali ze Stopą, RIP)

  163. @bantus

    ” Gdyby jeszcze te stare zespoły potrafiły nagrać takie płyty jak w czasach młodości. Ale muza ich opuszcza, jest rodzina, odpowiedzialność, fach w ręku. Nie da się grać całe życie w bundesextralidze.”

    „Takie same” to pewnie nie, ale trzymając się przykładu Iron Maiden to ja chyba nawet wolę tą ich XXI wieczną wersję. To znaczy nie żeby teraz tworzyli coś czego nie tworzyli w 80’s – ale zmienili akcenty, ja zawsze wolałem te ich długie i bardziej skomplikowane kawałki, których kiedyś był jeden na płytę max a teraz jest większość. Plus: podobno szczyt możliwości wokalnych jest po 40-tce. Dickinson jest niewątpliwie tego przykładem, teraz to może już nie, ale 10-15 lat temu śpiewał znacząco technicznie lepiej niż w 80’s.

    Plus: fenomenem jest Bad Religion (42 lata istnienia w tym roku) który swoje zdecydowanie najlepsze płyty w historii nagrał na początku XXI wieku, czyli w 3 dekadzie istnienia i to praktycznie cały czas w tym samym składzie. Jakoś się widać da.

    „Publika metalistyczna na pewno się zmieniła, są rzeczy które już zwyczajnie nie przejdą. ”

    Pewnie tak, ale na koncerty dziadków chodzą przeważnie też dziadki.

  164. @bantus
    „Mam jakieś karykaturalne wyobrażenia zapewne i mogę mieszać epoki.”
    „Po kimś kto słuchał TZN Xenna albo Jimiego Hendrixa można było się spodziewać określonych poglądów. Dziś już nie.”

    Czyli kompletnie nie wiesz, jak wyglądał koniec lat 70. za to dokładnie wiesz, kto słuchał Hendrixa. Pick one.

  165. @sheik

    ” Czyli po prostu robisz w Netfliksie.”

    A tam, na ruskich torrentach są pewnie już ze 4 kolejne sezony.

  166. Przy okazji rozważań dotyczących Spotify (jako dziaders poza domem używam ipoda classica z wgranymi własnymi CD, a nie spotify) – mam taką refleksję, że skoro streaming bardzo mocną zmienił muzykę popularną (o różnych aspektach tej zmiany przedpiszcy szeroko pisali), to podobnie streaming oraz przejście na dystrybucję cyfrową (e-booki, audiobooki) zmieni bardzo mocno beletrystykę – przynajmniej w obszarze literatury popularnej.
    Zmniejszając nieco stężenie dziadocenu – w domu nie słucham winyli, siedząc w zacienionym pokoju (roświetlonym wyłącznie lampami ze wzmacniacza McIntosh), paląc cygaro i sącząc single malt.

  167. > streaming oraz przejście na dystrybucję cyfrową (e-booki, audiobooki) zmieni bardzo mocno beletrystykę – przynajmniej w obszarze literatury popularnej.

    Czy książki stały się krótsze? Bo czytniki jednak maja małą przepustowość w literach na stronę, nie mówiąc o telefonach. Zazwyczaj e-book też fatalnie wygląda, bo to html renderowany jednym fontem i pomimo hypertextu korzysta z odnośników gorzej niż kiepsko nawet złożona książka. To zresztą ciekawe bo cyfrowa rewolucja technologiczna w składzie i dystrybucji nastąpiła w latach 80 i została sfinalizowana jeszcze przed pierwszymi przeglądarkami internetowymi (pomyślanymi do przeglądania i ściągania PDF z arXiv). Może coś tu zmieni kryzys produkcji papieru. Bo na razie, przez ponad dekadę od pierwszego czytnika Amazona sprzedaż ebooków wciąż jest dziesięciokroć mniejsza niż wydań papierowych.

    > można tego posłuchać, przeciętnego disco polo (lub niemieckiech Schlagerów) nie.

    Blixa Bargeld się z tego nabija w skeczu o „sunshine radio” w którymś z bardzo niszowych i nie do znalezienia dla mnie na youtubie performansów muzyki mówionej której się nie da słuchać.

  168. @❡

    „co wymaga szczególnie genialnego odczytania, lub niezorientowanego”

    Względnie korzystania z instytucji recenzji książkowych. Nie przyznaję się do żadnej szczególnej erudycji, a jedynie do słuchania ongi na zajęciach z informacji bibliotecznej.

    @sheik.yerbouti

    „Było jeszcze radio, nadające na żywo również dłuższe formy (choć pewnie raczej z filharmonii niż z klubu w Haarlemie)”

    Filharmonia też wtedy przycinała. „Serenade in A” Strawinskiego (1925) składa się z czterech części po prawie 3 minuty – dwie ówczesne płyty gramofonowe w formacie 78 rpm.

    „Raczej chodzi zwyczajnie o jakość muzyki. „Jesienna Deprecha” Kur jest dobrze zagrana i można tego posłuchać, przeciętnego disco polo (lub niemieckiech Schlagerów) nie.”

    Ten przedfonograficzny „autentyczny” wodewil z tancbudy też był – niezależnie od muzycznego gatunku – raczej niskiej jakości. I nadal w swoich współczesnych formach jest. Kiedy w Mrągowie wychodzi na scenę Masters z coverem „Daj mi tę noc” Boltera to wszystko w tym wystepie jest gorsze od oryginału: aranżacja, dynamika, wokal – nie ma tu co szukać tych subtelnych różnic, jakie zapamiętaliśmy z ejtisowych interpretacji Haliny Zimmermann i Ani Jurksztowicz. Ale mrągowska festiwalowa publika się przy tym bieda-coverze bawi i z nim emocjonalnie rezonuje. Bo przeżywa muzykę jako wydarzenie socjalne, odtworzenie rytuału wedle zgrubnie rozpoznawalnej matrycy. Taka publiczność nie ma w pamięci ścisłego jakościowego wzorca, którym kieruje się świadomy konsument nagrań. Gdyż to właśnie dopiero muzyka zarejestrowana, odsłuchiwana wielokroć z nośników uświadomiła nam, że poszczególnych wykonawców mogą dzielić różnice jakościowe, które dyskwalifikują jednych a wynoszą drugich.

    „Czyli po prostu robisz w Netfliksie.”

    To nie ich produkcja, i w ogóle nie ten typ zawodowych kontaktów. Ale mogłoby już być, gdyby nie…

    @embercadero
    „A tam, na ruskich torrentach…”

    Próżny trud!

  169. @Awal
    „Ten przedfonograficzny „autentyczny” wodewil z tancbudy też był – niezależnie od muzycznego gatunku – raczej niskiej jakości. I nadal w swoich współczesnych formach jest. Kiedy w Mrągowie wychodzi na scenę Masters z coverem „Daj mi tę noc” Boltera to wszystko w tym wystepie jest gorsze od oryginału: aranżacja, dynamika, wokal – nie ma tu co szukać tych subtelnych różnic, jakie zapamiętaliśmy z ejtisowych interpretacji Haliny Zimmermann i Ani Jurksztowicz. ”

    Ejno, ale porównywanie, nawet tych prześmiewczych, wytworów Tymona i spółki do szajsu chałturzonego w remizach to mocno nieeleganckie jest. To zupełnie inna liga przecież. Chłop bardzo dużo w muzyce zrobił i ze sławami grywał. Tak że ten.

  170. @awal To nie ich produkcja
    Cóż, ja oglądam na Netfliksie i nie znam innych legalnych kanałów dystrybucji, ale zawsze jeszcze można być jurorem jakiegoś Emmy – albo jego kumplem.
    @”Ten przedfonograficzny „autentyczny” wodewil z tancbudy też był – niezależnie od muzycznego gatunku – raczej niskiej jakości. I nadal w swoich współczesnych formach jest.”
    Czyli muzyka pod kotleta, która była, jest i będzie, o ile Metaverse nie przejmie kiedyś kontroli i nie zmusi wszystkich, żeby chodzili na wirtualne koncerty Coldplay.

  171. AMC jest w Play Box TV i pewnie innych. Rzeczy o których Awal mówi ja retroaktywnie widzę w zwiastunach, niestety wciąż sprawdzam jego cytowania jak głupi choć powienienem już wiedziec lepiej. Pojawienie się gościa na festiwalu na którym jest co drugi raz też nie robi na mnie wrażenia wiedzy. Tak zawoalowany tylko dla najwytrwalszych awalologów, dla mnie nieczytelny, breadcrumbing sprawia natomiast wrażenie jakiegoś rozpaczliwego wołania, albo budowę własnego świata.

  172. @unikod „Pojawienie się gościa na festiwalu na którym jest co drugi raz też nie robi na mnie wrażenia wiedzy.”
    Och, że któryś z Marsalisów zagra na festiwalu to niemal pewne. Coś jak z OFF-Festivalem: bierzesz zestawienie Bartka Chacińskiego najlepszych albumów za zeszły rok i już masz połowę lineupu.

  173. @bartolpartol
    „Ejno, ale porównywanie, nawet tych prześmiewczych, wytworów Tymona i spółki do szajsu chałturzonego w remizach…”

    Tymon w Kurach czy „Polskim gównie” (film) wyraża w różnych tonacjach żal, że w naszym powierzchownie mieszczańskim społeczeństwie kawałek tortu pozostawiony dla artysty weryfikującego swą muzyczną jakość karierą nagraniową jest zbyt mały w porównaniu do śpiewających pań-właścicielek zakładów masażu kobido. Natomiast ja zauważam tylko, że tęsknota za mitycznym bluesmanem-samoukiem ze szrotową gitarą to, patrząc na historię muzyki popularnej, w istocie właśnie tęsknota za takim rodzajem uprawiania muzyki, jakie prezentują te panie – za wodewilowym szoł dającym publice w pierwszym rzędzie radość z uczestnictwa w społecznym rytuale. Tak wyglądała cała przedfonograficzna estrada, operetka, barowy ragtime (proto-jazz), kościelne Negro spirituals (proto-gospel) itp. Nie deprecjonujemy tej tradycji określeniami typu „remiza” czy „muzyka do kotleta” – ta muzyka też miała swoje wymogi gatunkowe i swoich star performers, tyle że ocenianych wedle kryteriów mniej akcentujących muzyczny profesjonalizm. Natomiast muzyka popularna odbierana w kategoriach mierzalnego wrażenia estetycznego to dziecko fonografu/ gramofonu i płyty. Stosunkowo krótki, nieco ponad stuletni eksperyment. Który może właśnie się kończy czy raczej schodzi do niszy. W przypadku digitalizacji prasy papierowej okazuje się, że wielu czytelników nie ma potrzeby płacić za doniesienia z Londynu, by przeczytać prognozę pogody w Mrągowie – wezmą tą drugą wygenerowaną na darmowym portalu przez AI nawet nie zauważając utraty londyńskiego korespondenta. Oni też wezmą śpiewającą masażystkę w świetlno-pirotechnicznej oprawie lub letni hit na smartphonie wygenerowany przez algorytm Spotifaja – nie zauważając nawet utraty ambitnego wykonawcy. Nisza dla tych ostatnich jakaś pozostanie, choć owszem nie upierałbym się, że akurat w Polsce ona będzie bardzo szeroka.

    @sheik.yerbouti

    „bierzesz zestawienie Bartka Chacińskiego najlepszych albumów za zeszły rok i już masz połowę lineupu”

    O to to, tak się właśnie zabawiamy w rzeszowskim Domu Asystenta (a jak ktoś jest na delegacji w Brukseli to bierzemy katalog factory benelux).

  174. @awal
    „Utwory zaczęto przycinać do pojemności nośnika – czyli owych 3 minut jakie dziś wydają nam się oczywistością, a jakie dla muzyka wodewilowego były karykaturalnie krótkie. ”

    I są, dlatego moją ulubioną formą winyla są maksisingle ze złotej ery tego nośnika, czyli z ejtisów. Tam utwór przykrojony do trzech minut dla potrzeb radia lub siódemki, może sobie szaleć przez 10 minut. A pełna wersja „Love To Love You Baby” Donny Summer to ponad 20 minut i tyle powinno mieć.

  175. @Ponury Bankowiec

    „przede wszystkim zarzut dziaderstwa staje sie wytrychem, który w sumie czesto nic konkretnego nie oznacza”

    To nie do końca tak. Dziaders, żeby usprawiedliwić swoje dziadersowe nielubienie nowej muzyki (i każdej innej dziedziny sztuki, for that matter) musi koniec końców zacząć odwoływać się do jakichś „obiektywnych” wartości, zazwyczaj technicznych. Zaczyna się więc chocholi pochód różnych „pleców konia”. W przypadku Ricka Beato – liczenie użytych akordów, użycie kwantyzacji, RMS-u itd. Rick Beato skacze w takie podejście na główkę, bez asekuracji.

    „Odnośnie kwantyzacji: kwestia gustu. Moim zdaniem tak perfekcyjnie (do szesnastek) wyrównany beat zaczyna brzmieć leciutko sztucznie ”

    Oczywiście, ale jest to kwantyzacja zrobiona ŹLE. I oczywiście, źle się korzysta z technologii przy nagrywaniu, ale to temat tak stary jak technologia i muzyka. Warto sobie przypomnieć, jak masakrowano utwory z lat 70 (szczególnie te z drugo-trzecioligowych studiów nagraniowych) kompresorami pasmowymi. Albo jak w latach 90 walcowano każdą płytę limiterem cyfrowym.
    Pomijając już wszystko – nijak to się ma do zmiennego BPM utworów, które Beato również podnosi w swoim filmiku i łączy jakimś cudem z taką „mikrokwantyzacją”. BPM może się zmieniać co 20 sekund, kwantyzacja będzie przebiegać dokładnie tak samo – do „kratki”. Również swing jak najbardziej da się skwantyzować, a nawet zaprogramować gotowym presetem midi. To również nie ma związku z kwantyzacją jako taką.

    „Stąd też bliżej mi kulturowo do tancbudy na południu Stanów w latach 30-tych, gdzie spocony samouk wygrywa oszalałego bluesa na znalezionej na śmietniku gitarze”

    To bardzo zabawne. Ówczesny odpowiednik Ricka Beato mógł śmiało marudzić, że ci artyści grają w kółko triadę harmoniczną, melodie są w nudnej pentatonice molowej, właściwie nie trafiają nigdy w dźwięki, a tak w ogóle to źle używają akordów septymowych. A prawdziwa muzyka to była w brytyjskich music-hallach. Uprzedzając argument o brudzie – to samo przecież można powiedzieć o raperach mamroczących na autotune – to po prostu współczesny brud.

    @Awal
    „U początku XX wieku, wraz z upowszechnieniem edisonowskiego fonografu i pierwszych kopiowalnych nośników – woskowych cylindrów, natura tego zawodu zmieniła się bezpowrotnie. ”

    Bardzo się rozmarzyłeś, Awalu. Czarnoskórzy wykonawcy nie mieli dostępu do takiej technologii i większość obiegu kulturalnego opierała się właśnie na tańcbudach. Roberta Johnsona znamy tylko dlatego, że jakaś dobra dusza z biblioteki kongresu pomyślała, że warto byłoby go nagrać. A i tak zrobiono to na tyle niechlujnie, że do dzisiaj nie wiadomo, z jaką prędkością odtwarzać te nagrania. Większość „ojców bluesa” (Son House, Robert Johnson, Blind Willie Johnson etc etc etc) jest „ojcami” tylko dlatego, że ktoś z metropolii wpadł na pomysł, żeby ich nagrać. Cała rzesza inych ojców przepadła bezpowrotnie. Nawet jazzowe klasyki z lat 60 były nagrane gorzej niż muzyka popularna. Niedawno trafiłem na jakiś wywiad Aydlera, w którym opowiadał, jak cały band został nagrany na jednym śladzie mono, bo producent „się pomylił”.
    Oczywiście, byli też czarnoskórzy wykonawcy dobrze nagrani. Ale jak zwykle w takich przypadkach – byli to wykonawcy „koncensjonowani”, a więc śpiewający dla głównie białej publiki.

    @HT
    @trzy epoki muzyki popularnej
    Rzeczywiście, też bym wskazał na trójpodział, jednakże przeprowadziłbym go na polu technologiczno-gatunkowym. Pierwszą epokę określiłbym jako radio i orkiestry jazzowe, gdzieś do połowy lat 50. Drugą epokę – na gramofonowo-rock’n’rollową, gdzieś o połowy lat 50 do początku lat 90. Trzecią – na cyfrowo-elektroniczno-hiphopową – od lat 90 do teraz. Oczywiście jak ze wszystkim – te granice są bardzo nieostre, wiele z tych nurtów istniało koło siebie (lata 90 na przykład, kiedy rosła muzyka elektroniczna, hip-hop miał czas złotych klasyków, a gitary zaliczały ostatnią ważną dla siebie dekadę).
    Z opiniami Zappy mam ten problem, że po pierwsze to libertarianin, a po drugie bardzo często naginał fakty, tylko po to, żeby mu pasowały do – jego zdaniem – zgrabnego bon motu. Zappa narzeka na rozpasanie lat osiemdziesiątych, ale ten sam Zappa naśmiewał się z Monkees, bandu jak najbardziej sixtiesowego. Zbudowanego od podstaw przez firmę płytową jako odpowiedź na Beatlesów. Ten sam Zappa naśmiewał się z „przeprodukowanego” Sgt. Peppera, również płyty z lat 60 przecież.

    @awal [2]

    „Tak wyglądała cała przedfonograficzna estrada, operetka, barowy ragtime (proto-jazz), kościelne Negro spirituals (proto-gospel) itp”

    Ej, Awalu, bardzo dużo rzeczy wrzucasz lekką ręką do jednego worka. Jednak barowy ragtime to zupełnie inna muzyka, o innych podstawach emocjonalnych i tworzona pod inne sytuacje niż blues czy proto-gospel. Jeszcze gdzie indziej w tym wszystkim jest nasza dzielna właścicielka masażu, bo po prostu żyje w zupełnie innym środowisku muzycznym, z innym dostępem do instrumentów i odbiorców, w końcu – z zupełnie inną publiką.

  176. @sheik.yerbouti
    „Czyli kompletnie nie wiesz, jak wyglądał koniec lat 70. za to dokładnie wiesz, kto słuchał Hendrixa. Pick one.”

    Jak wyglądał koniec lat 70tych nie mam pojęcia. Hendrix już był wtedy dawno dead i pewnie passe. Pisałem o swoim doświadczeniu, jeszcze na początku lat 90tych istniało coś w rodzaju subkultur. Potem wszystko zaczęło się rozmywać i przyszedł postmodernizm. Pytanie „czego słuchasz” miało głębsze znaczenie niż jaką muzykę lubisz słuchać w samochodzie. Teraz faszysta / rasista może stać obok ciebie na koncercie RATM i nic to nie znaczy. Nie przyszedł tłuc „brudasów” tylko sobie posłuchać mocnego uderzenia. Będzie wyglądał jak normik a nie skinhead. Podobnie antyfaszyta, a metalhead w skórach, ćwiekach i naszywkach to lekarz stomatolog który się odświętnie ubrał na koncert.

    W tym sensie (cały czas próbuję nawiązać do treści notki żeby gospodarz nie wykosił offtopu) może dzisiejsza muzyka z kolei jest bardziej amoralna bo nie niesie ze sobą już żadnych wartości, nie jest źródłem identyfikacji a tylko komercyjnym produktem do konsumpcji przez jak najszerszą grupę klientów, kimkolwiek by oni nie byli. Piszę o mainstreamie.

    @Kate Bush
    Wygląda na to że są różne listy TOP 50 Global i na jednej faktycznie Kate. Ale to wykopalisko. Co jakiś czas taki meteor przeleci bo muza pojawi się w znanym serialu czy u jakiegoś tiktokera i stanie się viralem.

    @Rick Beato
    Nad tym właśnie ubolewa, że młodzi nie zapoznają się ze starszymi wykonawcami tylko przez takie viralowe przypadki. Na youtubie nie ma nadal sensownych reguł jeśli chodzi o ochronę praw i fair use.

    @wodewil w tancbudzie
    Czy Mazur na chłopskim weselu na Mazowszu. Muzyka jest kontekstowa. Ten sam Mazur nagrany przez zespół wykształconych na akademi muzyków z subtelną aranżacją będzie czymś zupełnie innym niż zagrany przez muzykantów w karczmie dla pijanych pańską wódką chłopów tańczących do świtu.

  177. @pm
    „dziaders, żeby usprawiedliwić swoje dziadersowe nielubienie nowej muzyki (i każdej innej dziedziny sztuki, for that matter) musi koniec końców zacząć odwoływać się do jakichś „obiektywnych” wartości, zazwyczaj technicznych. ”

    Ufff. To ja tego nie robię. Ja tylko mówię, że to nie jest moja filiżanka earl greya. Zamykam się z latach swojej młodości nie dlatego, że wierzę w obiektywną wyższość Amandy Lear nad Ni(c)k(i)y Minaj przecież.

    @bantus
    „nie niesie ze sobą już żadnych wartości, nie jest źródłem identyfikacji ”

    Przecież to nie to samo! Źródłem identyfikacji są drużyny piłkarskie, ale Wisła i Cracovia nie walczą o różne wartości.

    „Będzie wyglądał jak normik a nie skinhead.”

    Prawdziwi faszyści ZAWSZE są normikami. Faszystów subkulturowych wykorzystują do robienia rozpierdziuchy, ale potem się z nimi żegnają w jakiejś nocy długich noży.

  178. Etyka w piosenkach pop, czuje się jak na oazie.
    „zastanawiam się, na ile na dziwaczną niemiecka politykę zagraniczną przekłada się to, że rządzi tam teraz pokolenie z grubsza moje.” Nie ma w tym nic dziwacznego, niemiecka gospodarka to nie jest żaden high tech tylko klasyczne gałęzie przemysłu powiązane blisko z rządem, które muszą być napędzane tanimi surowcami. Jeszcze w Niemczech dużym problemem są rosnące nierówności więc nic dziwnego, że pojawia się tam pewna spolegliwość.
    Zresztą mówiłem to też przy początku rosyjskiej agresji i postawie globalnego południa. Inne społeczeństwo i inna perspektywa niż w Polsce, chociażby przez geografię i tyle.

  179. @embercadero
    „„Takie same” to pewnie nie, ale trzymając się przykładu Iron Maiden to ja chyba nawet wolę tą ich XXI wieczną wersję.”

    Nie rozumiem, ostatnia płyta jest niesłuchalna. Jak większości scenicznych dinozaurów zresztą. Co nie znaczy że nie będę się dobrze bawił na koncercie, setlista to prawie zawsze żelazny zestaw hitów.

    @Havermeyer
    „Książka wyszła bodajże w 2011 i już była pełna rozważań o klątwie dostępności, teraz w dobie streamingów jest to jeszcze bardziej dotkliwe, bo oprócz tego że powstaje masa nowej muzyki dzięki homerecordingowi (sam dorzuciłem też swój skromny kamyczek do tej lawiny) to mamy też dostęp do masy zapomnianych nagrań zapomnianych muzyków.”

    Plus tych całych internetów jest że można dotrzeć do rzeczy o których nigdy bym nie usłyszał albo o których tylko bym tylko czytał, że były. Minus to klęska obfitości. Nawet niszowe rodzaje muzyki są zalewane tysiącami albumów rocznie. Tego nawet nie da się choć raz przesłuchać. Ktoś to musi robić zawodowo i niestety tych ktosiów coraz bardziej mi brakuje.

  180. @bantus „Pisałem o swoim doświadczeniu, jeszcze na początku lat 90tych istniało coś w rodzaju subkultur. Potem wszystko zaczęło się rozmywać i przyszedł postmodernizm. Pytanie „czego słuchasz” miało głębsze znaczenie niż jaką muzykę lubisz słuchać w samochodzie.”

    Skracając – pisałeś o swoim doświadczeniu. Wtedy byłeś młody i były subkultury, ludziom o coś chodziło, teraz jesteś starszy ale nadal chodzisz na koncerty RATM, tylko teraz obok stoi nie inny gniewny nastolatek, a 40-letni dentysta. Cóż, życie. Hint: „subkultury” nadal są, tylko mniej je widać na mieście, za to bardziej na tiktoku. I nadal sa to dzieciaki.

    @PM „Ten sam Zappa naśmiewał się z „przeprodukowanego” Sgt. Peppera, również płyty z lat 60 przecież.”
    Zappa generalnie ze wszystkiego się naśmiewał, do tego odpalał jednego peta od drugiego. I jeszcze te wąsy. Ciekawy człowiek, ale zdecydowanie nie ideał.

    @”Uprzedzając argument o brudzie – to samo przecież można powiedzieć o raperach mamroczących na autotune – to po prostu współczesny brud.”
    To chyba nie przypadek, że kolejne dzieciaki grają muzykę zwaną punk, trash, grunge, grime.

  181. @wo
    „Przecież to nie to samo! Źródłem identyfikacji są drużyny piłkarskie, ale Wisła i Cracovia nie walczą o różne wartości.”

    Niby sportowcy powinni ucieleśniać jakieś zasady fairplay czy coś, nie znam sie. Za to kibole hołdują więzienno kryminalnemu systemowi antywartości. I to działa bo dzieciaki naprawdę zbierają kasę na starszych gangusów w pasiakach.

    Oczywiście to różne rzeczy, bo źródłem identyfikacji mogą być kościoły, a poza tą indentyfikacją może stać zupełny cynizm. Młodzież, która tworzyła subkultury ma tendencję do brania rzeczy na serio jednak. Angażują się i w kościele, i na trybunach oraz na koncertach.

    „Prawdziwi faszyści ZAWSZE są normikami.”

    To nie tak że to próba dostosowania się? Oni mają tendencję do przebieranek jednak, zbiorowych rytułaów. Nawet dziś gdyby mieli większość to nie wierzę że nie wyskoczyli by z jakimiś paramilitarnymi mundurkami. To przecież w samym sercu po prostu kult siły.

  182. > Za to kibole hołdują więzienno kryminalnemu systemowi antywartości.

    Jest to jakoś opisane? Bo naprawdę nie wiem co przez to rozumieć.

    > I to działa bo dzieciaki naprawdę zbierają kasę na starszych gangusów w pasiakach.
    > Młodzież, która tworzyła subkultury ma tendencję do brania rzeczy na serio jednak. Angażują się i w kościele

    Widziałeś młodzież w kościele i na zbiórce, czy czytałeś o tym?

  183. @havermayer, bantus
    @Reynolds i „klątwa dostępności”.

    Nie kupuję tej klątwy zupełnie. Jeżeli dostępność miałaby wpływać na cokolwiek, to biblioteki musiałyby zabić literaturę, a wypożyczalnie video – kino.
    Moim zdaniem o wiele celniej trafił ziomek Reynoldsa, Mark Fisher. Problem nie tkwi w dostępności, a w przebodźcowaniu i efemeryczności współczesnej kultury. Trudniej myśleć nad nową muzyką, kiedy zajęci jesteśmy ciągłym scrollowaniem social mediów. Albo pisaniem komentarzy na niszowych blogaskach.

  184. @bantus

    „Prawdziwi faszyści ZAWSZE są normikami.”

    „To nie tak że to próba dostosowania się?”

    Ja tu jestem po stronie WO – jak popatrzysz kto wylewa szambo w internetach i kogo ganiają np. ludzie z OMZRiK to zobaczysz młodszych i starszych normików z normikowymi fociami na fb, często z rodziną na wakacjach itp. Gdyby faszyzm to byli tylko bosakopodobni fanowie mundurów, pochodni i hajlowania to parta rządząca nie miałaby dalej 30% poparcia po akcjach takich jak na białoruskiej granicy, niestety są ludzie którzy nie mają nic przeciwko przemocy dopóki stoją po „właściwej” stronie kija i jest ich bardzo dużo.
    Mam taką anecdate z rpgowego środowiska z mojego rodzinnego miasta, że zdecydowana większość moich dawnych kolegów otwarcie głosi prawicowe poglądy, ale zawsze mówią że są centrowi i umiarkowani, tylko jak dociśniesz to się dowiesz na czym to umiarkowanie polega, gdzie jest miejsce pedałów, kobiet i uchodźców. I to są ludzie koło 40 z rodzinami. Skoro tak to wygląda wśrod nerdów to co z resztą społeczeństwa?

  185. @pm
    „Jeżeli dostępność miałaby wpływać na cokolwiek, to biblioteki musiałyby zabić literaturę, a wypożyczalnie video – kino.”

    No niby tak, ale nie. Dopóki biblioteki i kino były analogowe to jednak trzeba było poświęcić czas i pieniądze żeby z nich korzystać, trzeba się bowiem było do nich fizycznie dostać. W tym momencie masz wszystko w kieszeni i ta podaż kontentu idzie ręka w rękę z przebodźcowaniem o którym piszesz. Kiedyś musiałeś wykonać jakiś wysiłek, żeby sprawdzić czy dany wyrób kultury cię interesuje – przejść się do tego kina czy biblioteki, przejrzeć czasopismo o filmie czy muzyce, podejść do sklepu żeby znajomy sprzedwaca może puścił ci kawałek albumu o którym właśnie przeczytałeś, żebyś zastanowił się czy wydasz na to kasę i będziesz tego słuchał w kółko jak już zainwestowałeś. Teraz wszystko domaga się twojej natychmiastowej uwagi, ale też dostajesz wszystko od razu do ręki – jak wyszedł np. box z kawałkami sesji Hot Rats Zappy to zamiast zamawiać fizyczną kopię i czekać na paczkę odpaliłem od razu całość w dniu premiery na spociaku. To są dwie strony tego samego medalu imho.

  186. „Pomijając już wszystko – nijak to się ma do zmiennego BPM utworów, które Beato również podnosi w swoim filmiku i łączy jakimś cudem z taką „mikrokwantyzacją”. BPM może się zmieniać co 20 sekund, kwantyzacja będzie przebiegać dokładnie tak samo – do „kratki”. Również swing jak najbardziej da się skwantyzować, a nawet zaprogramować gotowym presetem midi. To również nie ma związku z kwantyzacją jako taką.”

    Nie chodzi mu tutaj właściwie o wahania/płynną zmianę tempa – coś w stylu „The Sound of Silence”? A „swingu” nie należy tutaj rozumieć jako „twórczego” nietrafiania w klik, a nie jako tego konkretnego rytmu „pa papa papa papa..”?

  187. @krzloj

    „Nie chodzi mu tutaj właściwie o wahania/płynną zmianę tempa – coś w stylu „The Sound of Silence”?”
    Może mu chodzi, ale to nijak się ma do samej kwantyzacji. Kwantyzacja przesuwa uderzenie do gridu. To, z jaką prędkością grid będzie odtwarzany to osobna kwestia, która ze samą kwantyzacją (albo jej brakiem) nie ma nic wspólnego. Po prostu skwantyzowany (albo i nie) track perkusji będzie przyspieszał. I tyle. Są klasyczne, rockowe kawałki, nagrane pod metronom, a więc ze stałym BPM („In Bloom” Nirvany na przykład), którym nijak nie można zarzucić, że są złe. Naprawdę, nie wiem dlaczego zmienne BPM ma świadczyć o graniu z duszą albo bez duszy.
    Z innej strony – przecież każda linia perkusji elektronicznej jest skwantyzowana by default. Prince znany był z tego, że brał takie „sztywne” perkusje elektroniczne, a potem cały groove dorabiał w trakcie grania na innych instrumentach. „Spoon” od genialnego Can też jest nagrane pod automat perkusyjny i ma taki groove, że palce lizać. Muzyka elektroniczna też jest przecież robiona w oparciu o grid i kwantyzację, ale jak chce, to potrafi bujać. Więc to nie tak, że kwantyzacja jest sama w sobie zła.
    Dlatego piszę, że ten Beato dziaduje. „Współczesna muzyka gitarowa jest zła, bo jest skwantyzowana”, to właśnie trochę takie „współczesny komiks jest zły, bo plecy konia są złe”. Muzyka gitarowa ma 99 problemów, i może kwantyzacja jest nawet jednym z nich, ale ani nie głównym, ani nie najważniejszym i raczej jest skutkiem, a nie przyczyną.
    I może już skończmy te rapiery 😉

  188. @bantus
    „@wodewil w tancbudzie
    Czy Mazur na chłopskim weselu na Mazowszu.”

    @Piotrek Markowicz
    „Czarnoskórzy wykonawcy nie mieli dostępu do takiej technologii i większość obiegu kulturalnego opierała się właśnie na tańcbudach. ”

    Wodewil (vaudeville) to nie ludowe muzykowanie, lecz pierwszy amerykański masowy show biznes, rozwinięty w klasycznej formie po wojnie secesyjnej, w oparciu o wcześniejsze formy takie jak minstrel shows. Pod zarządem czołowych wodewilowych impresariów takich jak Tony Pastor czy B. F. Keith znajdowały się dziesiątki stacjonarnych teatrów i wędrownych trup obejmujących cały amerykańskich East i Midwest. Typowe show obejmowało skecze operetkowe, duety śpiewacze, muzykę instrumentalną, akrobatów, magików itp., przy czym były to wydarzenia ze sprofesjonalizowanym marketingiem, celujące w lower middle-classową „family audience”. Chętnie chwytano się nowinek, w tym również fonografu i kinematografu – co przypieczętowało koniec tej formuły, która z czasem stała się skromnym dodatkiem do pokazu filmowego. Jednak w latach świetności gatunku pod koniec XIX wieku, artystów wodewilowych można było uważać za głównych profesjonalistów ówczesnej pop-kultury.

    Większość z nich jednak, jak pisałem, nie potrafiła przeskoczyć z formatu czysto estradowego do epoki nagrań i radia. Okazało się, że nagranie nie wybacza im nieczystości i błędów, pozbawia scenicznej charyzmy. Dlatego odeszli oni w niepamięć, podobnie jak gwiazdy kina niemego nie przetrwały udźwiękowienia filmów. Ten proces istotnie szybciej przebiegł wobec muzyków o korzeniach europejskich, podczas gdy nagrywanie „czarnej” muzyki przyszło później. Stąd świetność ragtime w pierwszych dekadach XX wieku, kiedy biały wodewil już chylił się ku schyłkowi.

    I owszem, uważam że sprofesjonalizowane, impresaryjnie zarządzane i poszukujące nowych formuł disco polo z trasami koncertowymi celującymi w skupiska ludowej publiczności w jej miejscu zamieszkania lub wakacjowania – to dość oczywisty współczesny polski odpowiednik tamtego biznesu. Oba zjawiska łączy zwłaszcza ich umiejętne funkcjonowanie obok bardziej prestiżowych prądów kultury, wraz z adaptowaniem dla swoich celów tego, co owa wyższa kultura przynosi. Zaś akademik nagrywający Mazura to zupełnie inna kategoria, jej amerykańskim odpowiednikiem są np. archiwa Appalshop.

  189. @Piotrek Markowicz
    Nie do końca rozumiem o co ci chodzi z tym BPM. Rick ma problem z kwantyzacją, autotunem i to nie technologią jako taką ale jej nadużywaniem z lenistwa i oszczędności. W dodatku dotyczy to niektorych gatunkow muzyki.
    Brak modulacji, zmian tempa i w ogóle ubogość stosowanych środków artystycznych w najpopularniejszych piosenkach to zupełnie inna sprawa.

    @Havermeyer
    Ale to jest już skrajność w drugą stronę, bo wyjdzie ci że większość społeczeństwa to faszyści albo że wyborcy pisu to sami faszole. Więc co należy z nimi walczyć czy zabiegać o ich głosy? Przecież część z tych ludzi głosowała na SLD zanim ci nie zostali libkami.

    Trzeba odróżnić werbalny konformizm, multiplikowany online od ludzi, którzy faktycznie zachowują się jak faszole. Ładnie to widać było w sondach ulicznych w Rosji, niby wszyscy popierają wodza, są gotowi patriotycznie poświęcić swoje życie za kraj, ale jak ich zapytasz czy podejdą do punktu żeby się zaciągnąć na front, to nawet przed kamerą mówią, że tak to nie.

  190. @bantus
    Przecież część z tych ludzi głosowała na SLD zanim (…)

    Bodajże w „Rozmowach norymberskich” (Nuremberg Interviews) Leon Goldensohna, bodajże Fritz Sauckel przyznał się, że dłuższy czas nie mógł się zdecydować: SPD czy NSDAP.

  191. @awal & disco polo

    Może zacznijmy od pytania: CZYM JEST DISCO-POLO? Wbrew pozorom nie tak łatwo na to odpowiedzieć. Wiem, że interesujesz się zjawiskiem (nie pierwszy raz wspominasz o tych Topkach z salonu Kobido), ale przy jego omawianiu koniecznie musimy rozróżnić dwa różne podgatunki, które prawdę mówiąc często się ze sobą zlewały: po pierwsze – kanoniczne (oldskulowe) disco polo, wywodzące się do pewnego stopnia z italo disco i europopu typu Limahl jak też radzieckiego synthwavu/sovietwavu (a przynajmniej przyznające się do inspiracji rodzimą sceną popową lat ’80 a’la Papa Dance), po drugie – rubaszny nurt „biesiadno-weselno-bazarowo-podwórkowy”, czyli, używając Twojej terminologii, „wodewil z tancbudy”, importowany w dużej mierze ze Stanów, gdzie przedwojenny nurt miejskich kapel podwórkowych przetrwał w hibernacji aż do ejtisów (Mały Władzio, Polskie Orły czy Biało-Czerwoni), a który przywędrował do Polski na pocztówkach dźwiękowych; był to nurt wegetujący na marginesie, bo wówczas peerelowskim mainstreamem były trzymające jednak wyższy poziom klimaty estradowe (Edward Hulewicz). W latach ’90 nurty te zostały w oczywisty sposób rozróżnione przez samych producentów, skoro przez dwie różne wytwórnie były wydawane oddzielnie (odpowiednio Green Star i Blue Star; aby odróżnić się od biesiady z tej drugiej wytwórni, ukuto przede wszystkim samo pojęcie „disco polo” jako polski odpowiednik „italo disco”). Do pierwszego podgatunku (nazwijmy go roboczo „podlaskim”), który zresztą silnie czerpie z radzieckiego disco i synthpopu lat ’70 i ’80 oraz muzyki cygańskiej a nawet szansonu, zaliczam takie tuzy jak Akcent czy Top One. Nurt drugi, którego głównym reprezentantem jest Bayer Full oraz rozmaite „Kapele Wuja Zdzisia”, a który który moim zdaniem zatruł całą ówczesną scenę, czerpie inspiracje z produkcji polonijnych zza oceanu. Był on, mam wrażenie, popularny głównie na południu Polski (szczególnie na Podkarpaciu, ale też na Mazowszu). Wiem, że jest to trochę zabawa w dobrego i złego policjanta, ale różnicę można dostrzec przede wszystkim w warstwie tekstowej (tak – wiem, że Zenek też nagrywał chały typu Pszczółka Maja). Ba, swego czasu nawet Muniek Staszczyk nagrał „podwórkową” płytę ocierającą się o disco polo (choć co prawda nie było to w wersji stricte discopolowej z syntezatorem), bo nie widzę sensu rozbijania podgatunku na remizową biesiadę i na świat przedwojennych podwórkowych kamienic typu „studnia”; na Jackowie i Greenpoincie lat ’80 to się zlało – majteczki w kropeczki to zawsze będą majteczki w kropeczki (łohohoho). Żeby sprawę skomplikować, można by jeszcze dodać parę kolejnych podkategorii, skoro w Disco Relax tłuczono tak różne rzeczy jak country-polo (Waldemar) czy różne kabaretopodobne kurioza (Stan Tutaj), a gościł tam również sam… Krzysztof Krawczyk! Oprócz tego co opisałem, istnieje jeszcze osobne, ograniczone terytorialnie, niezależne uniwersum tak zwanych „ślunskich szlagierów”, nie podpadające ściśle pod disco polo, a jednak inspirowane muzyką z niemieckiej prowincji (hasłowo określam to zjawisko jako „meine Heimat, meine Liebe”); znalazłem nawet kawałki wprost śpiewane przez polskich wykonawców po niemiecku (Adi – Kleine Lady).

    Zaznaczam, że większości dzisiejszych wykonawców TAK ZWANEGO disco polo, a grających w rzeczywistości „hiphopolo” czy też czerpiący inspiracje z eurobeatu „polskiego dance”, w ogóle nie uważam za przedstawicieli ani jednego, ani drugiego nurtu. To w ogóle nie jest disco polo! To śpiewające o „foczkach” i furach dresy, co już 15 lat temu zostało wyśmiane przez zespół Boys w kawałku „Figo Fago” („bierzesz co się da/i na drzewo nie ucieka/laska ta czy ta/tu problemu w ogóle nie ma/zaliczona… odstawiona…”). Również te Twoje Topky to jakieś pseudo-discopolo, skoro, podobnie jak Sławomir, ewidentnie bawią się konwencją (kiedy Nergal śpiewa parodie własnych piosenek, to też przestaje być legitnym Księciem Zua, a zamienia się w zwykłego szołmena-celebrytę). Już pomijając anturaż, tam brakuje przede wszystkim rzewnego zenkowego zawodzenia o Królowej Nocy. Disco polo nie powinno mrugać okiem, udawać i wchodzić w nie swoje buty, bo jeszcze – ojejku! – hipster ze Zbawixa nie będzie mógł posłuchać tego ironicznie.

    „Tęsknotę za mitycznym bluesmanem-samoukiem ze szrotową gitarą” znajdziesz raczej w rumuńskojęzycznym gatunku manele niż u rodzimych discopolowych wykonawców. No powiedzmy że Zenek jeszcze na siłę pod to podchodzi, ale już Sławomir Świerzyński (przypomnijmy – technik instrumentów muzycznych i prezenter telewizyjny związany z PSL) absolutnie nie; owszem, w Stanach był self-made-manem, ale restauracyjnym, za którym ciągną się zresztą procesy o kradzieże tekstów. Acz masa zdolnych skądinąd wykonawców grających porządne „neo-oldskulowe”, nawiązujące do najntisów disco polo w rodju Andre („czarodziejko serc złodziejko”), czy też niektóre nowe kawałki Boysów („najpiękniejsza dziewczyno”) również nie – jest to przecież podlany ciężką kasą typowy produkt z fabryki hitów; mówiąc żartobliwie, disco polo dopadła komercha, a czasy Biednego Cygana Z Gitarą na Festiwalu Piosenki Turystycznej minęły bezpowrotnie. Ale to, w przeciwieństwie do tego co sam proponujesz, jest przynajmniej legitnym disco polo (choćby Andre napisał tekst na kolanie, co nawet lepiej), a nie jakimś dance’owym „projektem”.

    Linków na YT oczywiście nie wrzucałem, bo trochę wstyd – disco polo to jednak disco polo.

  192. @monday.night.fever
    istnieje jeszcze osobne, ograniczone terytorialnie, niezależne uniwersum tak zwanych „ślunskich szlagierów”, nie podpadające ściśle pod disco polo, a jednak inspirowane muzyką z niemieckiej prowincji (hasłowo określam to zjawisko jako „meine Heimat, meine Liebe”)

    Bawarka-Wasserpolo!

  193. @monday.night.fever

    Dziękuję Ci przeserdecznie za rys historyczny. Mogę tylko dodać, że jednak nurt autoironiczny zawsze był w tej muzyce obecny, żeby wspomnieć takie ostatnie przykłady jak kilka różnych parodystycznych przeróbek hitu „Mama ostrzegała” (najlepsza chyba ta: https://www.youtube.com/watch?v=mki_7V8E6BY&t=6s)

    Mówiąc ogólniej, jak już kiedyś pisałem aktualnie polska scena elektronicznej muzyki dance – użyjmy takiego ogólnego kwantyfikatora – przechodzi etap, który roboczo określiłem jako disco polo cross-over. Znani w branży producenci i twórcy ekip wykonawczych tacy jak Artur Telus i Łukasz Sienicki, stawiają na grupy takie właśnie jak Top Girls (obecnie już w dwu mutacjach: „Top Girls” i „Topky”), które umieją operować zarówno klasycznym rootsowym (podlaskim) brzemieniem np. w hicie „Pod osłoną nocy”, jak i innymi konwencjami, daleko odchodzącymi od tych klasycznych inspiracji o jakich wspominasz – jak np. w żartobliwym „Mleczku” czy w hip-hopowych miksach typu „Dawaj mi pyska” z Łobuzami.

    Czy to jeszcze disco polo? To muzyka, którą disco-polowa publiczność uznaje za swoją, która jest opisywana w disco-polowych mediach i soszalach, i która nadal operuje sygnałami swojskości czytelnymi dla odbiorców – czy to będą ślady wymowy regionalnej w wokalach, czy prowincjonalne polskie krajobrazy w klipach. Co jednak dla mnie najważniejsze, to muzyka za którą idzie pozytywny aspiracyjny przekaz – mało mający wspólnego z konserwatywną religijnością i patriarchatem, dużo więcej z genderową inkluzywnością i emancypacją oraz modernizacyjną „europejską” estetyką, jakiej chcą odbiorcy tego nurtu w swoim otoczeniu. Kardynalnym grzechem polskiej lewicy jest nieumiejętność politycznego kapitalizowania tych prowincjonalnych aspiracji i marzeń.

  194. @❡
    „- Za to kibole hołdują więzienno kryminalnemu systemowi antywartości.
    – Jest to jakoś opisane? Bo naprawdę nie wiem co przez to rozumieć”

    Naprawdę trzeba tłumaczyć takie oczywistości na blogu wo? Ten przywołany powyżej „system antywartości” oznacza po prostu mix więzienno-kryminalny podlany skrajnie prawicowym sosem, czyli klasyczny neofaszystowski zestaw. Znasz znaczenie skrótów np. ChWDP, 1312 czy 88? Poczytaj sobie o porachunkach grup kibicowskich w Krakowie, tam się przecież rozchodzi głównie o narkotyki.

    @awal
    „Czy to jeszcze disco polo? To muzyka, którą disco-polowa publiczność uznaje za swoją”

    Ja nie – i myślę, że większość discopolowego dziaderstwa również. Remiza to nie miejsce na udziwnienia i eksperymenty, tu rządzi inżynier Mamoń.

    „[Topky itp.] to muzyka za którą idzie pozytywny aspiracyjny przekaz – mało mający wspólnego z konserwatywną religijnością i patriarchatem, dużo więcej z genderową inkluzywnością i emancypacją”

    Ha! Już kiedyś dyskutowaliśmy o tym na blogu wo, również pod którymś flejmem o disco polo. Mówiłem Ci wtedy, że moim zdaniem to pułapka i przejście z deszczu pod rynnę: z kruchty konserwatywnej religijności i patriarchatu wpadniemy w szambo tej tancbudy ze striptizem z filmu „Czekając na Sobotkę”, w którym konserwatywna religijność zostaje, owszem, odrzucona, ale na rzecz chlania na umór oraz uogólnionej Konfederacji (czyli mixu teorii spiskowych i altmedowych bzdur), a wyrzucony rzekomo za drzwi patriarchat za chwilę wróci oknem. To trochę jak antypisowski sojusz z kibicami piłkarskimi – na końcu i tak dostaniesz po ryju. Zresztą Świerzyńskiemu z Bayer Full (to ten od tournee w Chinach) śpiewanie o „majteczkach w kropeczki” jakoś nigdy nie przeszkadzało walczyć z Zepsuciem Moralnym Polskiej Młodzieży – słyszałem kiedyś jego tyrady w telewizji na ten temat. Ta przywołana przez mnie zasyfiona dyskoteka z filmu to jest jednak – podobnie jak kościół – głęboko konserwatywne środowisko.

    Jedyną nadzieją na realną zmianę byłby jakiś neo-Jarocin w swojej surowej formie (nie jako to dzisiejsze emerytenparty), ale ten trend został już dawno zarzucony – w przeciwieństwie do hiphopu czy disco polo, hardcore punk nie pasował do neoliberalnej wersji kapitalizmu. Tak, wiem – Kukiz i liczne postacie odkrywające miłość do Jana Pawła II w najntisach, ale mimo wszystko tamto pokolenie miało coś cennego, co później zostało zagubione (WARTOŚCI zostały SPRZEDANE !!!). Chełstowski, gdzie jesteś?

  195. @monday.night.fever
    Jedyną nadzieją na realną zmianę byłby jakiś neo-Jarocin w swojej surowej formie

    Neo-Jarocin w surowej formie, ze snowflejkami, które na co dzień słuchają w przerwach Dead Kennedys; chciałbym to zobaczyć.

  196. @mnf
    „Jedyną nadzieją na realną zmianę byłby jakiś neo-Jarocin w swojej surowej formie”

    Czyli festiwal Owsiaka. To jest dokładnie neo-Jarocin w surowej formie. Mogą się panu nie podobać poglądy Owsiaka, ale…

    „Chełstowski, gdzie jesteś?”

    …obaj mają dokładnie takie same. Jak to gdzie jest, na fejsie i na twitterze, może tam z nim pan wejść w interakcję. Protip: wzbudzi pan dużo sympatii powołując się na p. Małgorzatę Thatcher!

  197. Padło tu hasło emerytenparty i trzeba podkreślić, że to jeden z najlepszych kawałków Maleńczuka:
    „Głośna muzyka ale całkiem do dupy
    To najnowsza pozycja krajowej supergrupy
    Niestety nie wypada puścić nic innego
    Gdyż gra w niej obecny tutaj Henio z kolegą”

  198. @Awal Biały
    „U początku XX wieku, wraz z upowszechnieniem edisonowskiego fonografu i pierwszych kopiowalnych nośników – woskowych cylindrów, natura tego zawodu zmieniła się bezpowrotnie.”
    Edison wśród licznych zastosowań fonografu nie przewidywał masowej dystrybucji nagrań muzycznych. Dopiero kiedy powstały płaskie płyty, od początku przewidziane do łatwego kopiowania i pojawił się rynek na nagrania muzyczne, Edison próbował włączyć się do tego rynku.
    Woskowe cylindry były desperacką próbą, nieudaną technicznie.
    Kiedy gramofony zaczęły się upowszechniać i rynek nagrać miał szansę jakoś tam wpłynąć na wykonawców, było już zamiatane – owe woskowe cylindry poszły w zapomnienie.

    O ile więc dla fonografu Edisona miejsce w historii techniki odtwarzania dźwięku jest zagwarantowane, to wspomniane cylindry ani nie były pierwszym kopiowalnym nośnikiem, ani pierwszym masowo upowszechnionym, ani w ogóle upowszechnionym.

    Mam źródła i nie zawaham się ich użyć.

  199. @janekr
    Płaskie płyty powstały jeszcze w XIXw. a do 1912 standardem stał się krążek 78 obrotów. Może Awal ma na myśli odtwarzanie woskowych cylindrów przez radio? Tyle że radio się upowszechniło dopiero około 1920, więc też było po ptakach.

    @Havermeyer „Gdyby faszyzm to byli tylko bosakopodobni fanowie mundurów, pochodni i hajlowania to parta rządząca nie miałaby dalej 30% poparcia po akcjach takich jak na białoruskiej granicy, niestety są ludzie którzy nie mają nic przeciwko przemocy dopóki stoją po „właściwej” stronie kija i jest ich bardzo dużo.”
    Z góry bardzo Gospodarza przepraszam, że cytuję Michalskiego cytującego Matczaka, ale właśnie przeczytalem taki fragment:
    „twardymi elektoratami nie wygrywa się wyborów. No chyba że tak jak twardy elektorat PiS utrzymują się one – nawet w apogeum inflacji, drożyzny, bankructwa służby zdrowia itp. – powyżej 30 proc., gdyż są zacementowane właśnie kulturowo przez autorytarną nostalgię. A także przez to, co Marcin Matczak celnie nazwał niedawno „niechęcią do różnorodności” (kulturowej, ekonomicznej, społecznej). Apelowanie do takiej właśnie niechęci, a także jej autentyczne publiczne przeżywanie, do perfekcji opanował Kaczyński.”
    To bardzo niebezpieczne złudzenie, że skrajne poglądy mają tylko wygoleni na łyso kolesie we flyersach. Nie obracam się wśród takich typów, a zadziwiająco brunatne rzeczy słyszałem od schludnie ubranych i uczesanych ojców rodzin – oraz kobiet. Menedżerów, specjalistów. To szambo niestety płynie wyżej niż byśmy chcieli.

  200. @sheik „Menedżerów, specjalistów”

    A czy to nie byli przypadkiem jacyś informatycy? Bo akurat inżynierowie i ich manago lubią być na prawo od normy.

  201. @procyon

    Ja wiem że hejtowanie informatyków bdb, ale np. w moim korpo w finansach mamy wśród młodszych managerów autentycznego konfiarza (as in: członka konfy), który wspaniale funkcjonuje w świecie „wartości naszej firmy to: otwartość, tolerancja…” po prostu nie wychyla się, ale też jak na managera to w ogóle nie uczestniczy w korpoeventach, coś jak K*win śpiący w europarlamencie.

    Byłem ostatnio w centrali i tak się złożyło że był to pride month i parada w weekend. Przeszedłem się, moje korpo miało swoją platformę z logo w wersji tęczowej. Jak wspomniałem o tym jednemu koledze po powrocie, jego reakcja to: „nie porzygałeś się?”
    Więc fajnie by było, gdyby to była jakaś jedna grupa społeczna, którą sobie można oznaczyć etykietką i pohejtować w ramach odreagowania, ale tak jak mówił Sheik – to szambo płynie wyżej niż nam się wydaje i niestety szeroką falą.

  202. @procyon „A czy to nie byli przypadkiem jacyś informatycy?”
    Nie, właśnie nie. Zarządzanie, marketing, ale i pani inżynier.

    Albo taki przykład: ze dwa dni temu NZZ (profil generalnie liberalny, żadne tam Wpotylicę) puścił okładkowo (as in strona główna) tekst o tym, że pomimo wiadomych lęków o bezpieczeństwo żywnościowe nie ma sensu wracać w Szwajcarii do pomysłu tzw. Anbauschlacht czyli maksymalnego zwiększenia upraw w kraju (tak było w czasie II wojny, ziemniaki sadzono nawet na placu przed zuryską operą) i osiągnięcia autarkii żywnościowej. I autor wylicza argumenty, że tego się po prostu nie da zrobić, bo hodowla zwierząt jest w ogóle możliwa tylko dlatego, że połowa pasz jest importowana, że w zasadzie całość nawozów też jest z importu, że większość owoców takoż itd itd.
    Przeczytałem tylko trzy komentarze pod i odpadłem, bo reakcja była jedna: nie da się wyżywić ludności, bo wpuściliśmy za dużo ludzi! Nie ma tu dla nich miejsca! Ale polityczna poprawność nie pozwala o tym mówić!
    A przypominam, to jest bodaj najbardziej szacowna miejscowa gazeta. I ludzie się podpisują pod tymi komentarzami.

  203. A ja nawet nie hejtuję (sam siebie bym hejtował), tylko po prostu statystycznie prawicowy ekstremizm jest nieco częstszy wśród inżynierów niż innych grup zawodowych. Nawet kiedyś jakieś kwity na to widziałem, ale bym musiał poszukać.

  204. @janekr
    „Edison wśród licznych zastosowań fonografu nie przewidywał masowej dystrybucji nagrań muzycznych. … Mam źródła i nie zawaham się ich użyć”

    Czy jest wśród tych źródeł artykuł z 1878 r. “The Phonograph and its Future”, autorstwa samego Edisona, gdzie napisał „The phonograph will undoubtedly be liberally devoted to music”? [1] Owszem, Edison widział początkowo takie muzyczne zastosowania swojego wynalazku jak nagrywanie płyt szkoleniowych przez nauczycieli muzyki, czy nagrywanie „na pamiątkę” piosenek dzieci przez rodziców (a ponadto przewidywał audiobooki, automatyczne sekretarki itp.). Szybko jednak przekonał się również do zastosowania fonografu również jako aparatu odtwarzającego muzykę płacącej za odsłuch publiczności.

    @janekr
    „Kiedy gramofony zaczęły się upowszechniać…”

    @sheik.yerbouti
    „Może Awal ma na myśli odtwarzanie woskowych cylindrów przez radio?”

    Koledzy, patrzycie w złym kierunku. Pierwszym masowym kanałem upowszechnienia rejestrowanej muzyki nie były domowe urządzenia ani radio. Były nim takie śliczne maszyny: [2]. Chodzi o edisonowskie fonografy operowane przez wrzucenie monety (proto-szafy grające) ustawiane w restauracjach i barach przez całe lata 90-te XIX wieku, kiedy Berliner dopiero rozwijał prototypy swojego gramofonu z płaskim dyskiem. Uprzedzam, że rozmawiacie z dumnym posiadaczem jednego egzemplarza takiego edisnowskiego cudeńka, więc proszę o poszanowanie uczuć religijnych.

    @janekr

    „Woskowe cylindry były desperacką próbą, nieudaną technicznie”

    Zaawansowane cylindry Edisona produkowane w „czarnym wosku” oraz seria Blue Amberol Record [3] były bardzo udane technicznie, do dziś sprawdzają się lepiej niż ówczesne dyski. Dyski wygrały bo były tańsze, a ich producenci szybciej od Edisona zadbali o katalog popularnych wykonawców – historia przypominająca perypetie Sony Betamax – tu szczegóły: [4].

    @monday.night.fever

    „szambo tej tancbudy ze striptizem…”

    Proszę o mniej generalizacji i nieaktualnych klasistowskich stereotypów. Fanbase wykonawców takich jak Top Girls, Camasutra, Szpilki, Dagmara, Łukash (i generalnie cała stajnia Sienickiego) to osoby z ambicją „dobrego życia” w swojej prowincjonalnej małej ojczyźnie, w stabilnych zawodach takich jak pomoc stomatologiczna czy elektryk-instalator i w miłych stosunkach z otoczeniem, w którym gej czy Ukrainka też mają prawo się czuć miło. Znam tych ludzi, Kaczyński ich męczy, naziol przeraża, o lewicy nie wiedzą. Muzyka jakiej słuchają potrafi wyrażać dystans do siebie i nieoczekiwane przekazy genderowe (jak np. w „Rumieńcach” Top Girls, gdzie on jest wstydliwy a ona odważna, i padają zgrabne kulturowe cytaty). Nie trzeba im organizować festiwali – mają swoje. Trzeba na nich być, nie odrzucać ich estetyki, docierać z polityczną ofertą.

    [1] The North American Review
    Vol. 126, No. 262 (May – Jun., 1878), pp. 527-536 https://www.jstor.org/stable/25110210?seq=7#metadata_info_tab_contents

    [2] https://auctions.morphyauctions.com/5__EDISON_CLASS__M__COIN_OPERATED_PHONOGRAPH__-lot505153.aspx

    [3] https://www.cylinder.de/guide_blue-amberol-cylinders.html

    [4] https://www.loc.gov/collections/edison-company-motion-pictures-and-sound-recordings/articles-and-essays/history-of-edison-sound-recordings/history-of-the-cylinder-phonograph/

  205. @Konrad Matys
    „Wiedzą, nie interesuje ich”

    Nie w wersji Zandberga na Twitterze. Ale wyrosła z lokalnego środowiska dziewczyna czy chłopak, zajmujący się lokalnymi sprawami typu transport, przedszkola – trafi do nich.

  206. @Awal @monday.night.fever

    „z kruchty konserwatywnej religijności i patriarchatu wpadniemy w szambo tej tancbudy ze striptizem”

    „Proszę o mniej generalizacji i nieaktualnych klasistowskich stereotypów.”

    „Nie w wersji Zandberga na Twitterze. Ale wyrosła z lokalnego środowiska dziewczyna czy chłopak, zajmujący się lokalnymi sprawami typu transport, przedszkola – trafi do nich.”

    Aż się prosi aby przywołać oklepany cytat z Dostojewskiego o tym co wolno jak Boga nie ma. Ja zawsze uważałem, że po tym jak nie-prawica „zabije” konserwatywną kruchtę i oazowe śpiewanie (albo raczej trendy demograficzno-kulturowe wykonają swoją pracę) to nie wejdziemy w erę radości i szczęścia, że po Rydzyku i Czarnku na tron króla Polski nie wskoczy Zandberg. A raczej ktoś taki jak Mentzen w wariancie „pozytywnym” albo Kowalski, w negatywnym.

    Przyczyną tego będzie to, że sieroty po kruchcie raczej nie szukają nowej drogi, radykalnie odmiennej (w życiu, muzyce itd), tylko czegoś w rodzaju „tego samego tylko bez wypaczeń”. To jest jak z małżeństwami jednopłciowymi: dla mnie to nie jest „nihilistyczna rewolucja” a raczej zwycięstwo konserwatywnego modelu funkcjonowania społeczeństwa (i dziwie się cały czas, że księża nie widzą $$$ potencjału w tym) i w takim podejściu – moim zdaniem oczywiście – osoby o jakich napisał Awal na to patrzą. Oni by chcieli jednopłciowego ślubu z księdzem dobrodziejem, imprezą w remizie i Zenkiem. Ale tego nie dostaną bo i lewica i prawica im – w takiej formie – tego odmawia więc kończy się to mało ambitnie.

  207. @Obywatel
    „Ja zawsze uważałem, że po tym jak nie-prawica „zabije” konserwatywną kruchtę i oazowe śpiewanie (albo raczej trendy demograficzno-kulturowe wykonają swoją pracę) to nie wejdziemy w erę radości i szczęścia, że po Rydzyku i Czarnku na tron króla Polski nie wskoczy Zandberg. A raczej ktoś taki jak Mentzen w wariancie „pozytywnym” albo Kowalski, w negatywnym”

    O to to! A jest tak, ponieważ ludzie w Polsce mają prawicowy mindset. Wybór Mentzena czy Kowalskiego jest rezultatem ciężkiej pracy odpowiednio liberalnych i konserwatywnych elit. Kościół ogłupia i deprawuje społeczeństwo, ale jego upadek otwiera drzwi uogólnionej Konfederacji, rasizmowi, altmedowi i teoriom spiskowym, co – niespodzianka! – również oznacza głupotę i deprawację. Tu nie ma dobrych rozwiązań, tak czy inaczej mamy przegwizdane.

  208. Ponownie dzwonię do Państwa z rzeczywistości. Czy widzieliście ostatnio ślub na remizie? Przypominam że sprawa dotyczy osób często poniżej 25 lat które poznały się w tańcbudzie w klimacie raczej festiwalu Sunrise niż disco polo, jak większość tego typu przybytków na głębokim Podlasiu.

  209. @Awal
    Spójrz prawdzie w oczy. Stomatolożka, mechanik samochodowy, elektryk instalator etc. to są marzenia nie lewicowe, tylko liberalne. Coby na wolnym rynku człowiek mógł znaleźć satysfakcjonującą pracę i godnie z tego żyć. Nawet ten lokalny aktywista będzie w najlepszym razie z tej bajki ( w gorszym będzie jakimś wiejskim narodowcem).

    @Obywatel
    Ani Mentzen ani Kowalski. Sieroty po kruchcie najskuteczniej zagospodarowuje Hołownia. Taki w sumie konserwatyzm, ale bez spięć i wiecznego bólu odbytu. Konfa & Co jednak jest skazana na bycie rezerwatem.

  210. Kolega mnf jak zawsze jak ten grecki chór pojawia się na scenie i śpiewa rzewnym głosem: Polacy to prawicowcy!

    Moim skromnym zdaniem ta prawicowość to po prostu lęk przed zmianą. Sam jestem niby tym strasznym lewakiem co służowy wyjazd spędził pijąc piwo z kolegami gejami i wysyłając focie z parady trans koleżance, ale jakoś tak np. siedzę w tej samej firmie już nasty rok, chociaż wiem że mógłbym w moim wieku i z moim doświadczeniem zarabiać dużo lepiej gdzieindziej. Z przerażeniem patrzę jak pis kombinuje żeby utrzymać władzę po następnych wyborach, ale jakoś nie pakuję się z rodziną, bo chyba równie mocno przeraża mnie relokacja do innego kraju po 40tce z małymi dziećmi. Ludzie z natury lubią spokój i status quo, a lewica ma przyklejoną łatkę rewolucjonistów co to chcą zniszczyć społeczny porządek, a media już o to dbają, żeby lewactwa nikt nie polubił za bardzo. Jak Zandberg pojechał Morawieckiemu to go pokażemy chwileczkę w tv, ale jak poparł KPO to będziemy się po nim wozić tydzień, żeby ludożerka skumała że to podnóżek prezesa. Niestety radykalna zmiana może nastąpić tylko w momencie kiedy ludziom znacząco pogorszą się warunki bytowe, ale wtedy wzbierze brunatna fala, bo przecież ktoś musi zostać kozłem ofiarnym, a szambo bąbelkuje cały czas pod powierzchnią. I to nie będzie genetyczne prawactwo, tylko ci wszyscy ludzie, którym się jako tako żyło, ale nagle walczą żeby wykarmić rodzinę, po prostu będą na ulicy jak zacznie się linczowanie pedałów, więc skorzystają żeby odreagować wkurw.

  211. „Ponownie dzwonię do Państwa z rzeczywistości.”
    + jeszcze te fantazje o masowym poparciu Fuhrera Mentzena (z partii, która obecnie buja się w okolicach progu), albo Fuhrera Kowalskiego (z partii, która buja się w okolicach poparcia wymaganego do dostania subwencji).

    Wyobrażam sobię, że na hipotetycznym blogu Tomasza „Redaktora” Lisa leciałyby podobne komentrze, tylko w stylu „łojezuuu komunis” i „panieee co to będzie, Polacy to genetyczne homo-sovieticus”, bo Razem ma 3% i dzieciaki awanturują się z dziadersami na twitterze.

  212. @Konrad Matys
    „Sieroty po kruchcie najskuteczniej zagospodarowuje Hołownia”

    Byłoby świetnie, gdyby to Hołownia ich zagospodarował. Niestety obawiam się, że nagle z kapelusza wyskoczy jakiś przebrany w garnitur faszysta (np. któryś były polityk Konfy rozczarowany jej szurowatością) i zgarnie całą pulę. Spójrz, co się stało w laickiej przecież Francji: prowincja jak zwykle zagłosowała na Le Pen, a (tu nowość!) liberalno-konserwatywne elity i klasa średnia zachwyciły się Zemmourem, chwalonym zresztą przez Aleksandra Halla w którymś wywiadzie dla „Wyborczej”. Również Węgrzy nie są specjalnie religijni, a przecież głosują na konserwatywny Fides (ci młodsi na Jobbik). Obawiam się, że w Polsce jest dużo paliwa dla takich polityków, szczególnie jeśli w przyszłości PiS miałby stracić na znaczeniu. Dwadzieścia pięć lat temu (w czasach pełnych kościołów!) skinheadzi byli marginesem, silne były za to ruchy antyfaszystowskie; dziś z Antify nic już nie zostało, skrajna prawica weszła do mainstreamu a młodzież nosi odzież patriotyczną. Więc czy kościół będzie w Polsce silny czy nie, i tak obudzimy się z ręką w nocniku.

  213. @bantus
    > kibole hołdują więzienno kryminalnemu systemowi antywartości

    Wokół środowisk kibicowskich narosła przestępczość zorganizowana, która używa terroru kryminalnego, do którego grupy muszą mieć posłusznych wykonawców – żołnierzy. Prości żołnierze różnych grup, skupieni wokół totemu, którym są barwy klubowe, walczą więc ze sobą a jednocześnie ich szefowie wspólnie robią interesy. Swoją drogą, dobrze to oddaje film „Furioza” a jeszcze lepiej Szymon Jadczak (kiedy pracował w TVN) i Michał Fui, w reportażu w ramach Superwizjera „Rządziłem gangiem kiboli”.

    Co do subkultur więziennych, odniosłem wrażenie, że tym „systemem antywartości” opisujesz stan z przed dekad. Na platformie Netflix jest dostępny serial dokumentalny „Inside The World’s toughest prisons”. Drugi odcinek pierwszego sezonu powstał w jednym z najnowocześniejszych polskich więzień, areszcie śledczym w Piotrkowie Trybunalskim. 44 minuty warte uwagi. Potem, dla porównania, można obejrzeć jeszcze czwarty odcinek sezonu trzeciego o norweskim więzieniu Halden.

    @sheik.yerbouti
    > A przypominam, to jest bodaj najbardziej szacowna miejscowa
    > gazeta. I ludzie się podpisują pod tymi komentarzami.

    Komentarze to krzywe zwierciadło stanu opinii publicznej, tutaj Marcin Napiórkowski mówi o tym Kasi Gandor: https://youtu.be/pYKJe-_Sx24?t=716

    (Dla nieklikających w linki do tubki: komentarze to krzywe zwierciadło stanu opinii publicznej dlatego, że współczesne media, dopuszczając komentarze dostarczają dźwigni, dzięki której bardzo małym nakładem, można wywołać niewspółmiernie duży efekt. Mechanizm ten działa tak, że ludzie którzy czytają artykuły mają odczucie, że nie są one obiektywne bo to medium jest opłacane przez tego a tamto przez tego, ten autor ma takie poglądy, tamten takie etc, natomiast to co znajduje się w komentarzach, jest postrzegane jako obiektywne i neutralne, jako rzetelny obraz tego jak naprawdę myślą ludzie, więc w przeciwieństwie do artykułu komentarze to jest właśnie surowy głos ludu. I teraz, kiedy się to bada, okazuje się, że komentarze nie są skorelowane z tym jakie są rzeczywiste poglądy społeczne, Napiórkowski przytacza badania niemieckie wykonane przed i po wyborach, w których porównywano to jakie poparcie mają skrajne ugrupowania w komentarzach pod artykułami z tym jakie osiągnęły faktycznie, potem mówi, że w społeczeństwie rozkład poglądów przypomina krzywą gausa natomiast rozkład poglądów w komentarzach obrazuje krzywa U).

    ps. Nie radzę sobie z niemieckim więc przyznam, że nie szukałem źródeł wspomnianych badań. Jeśli ktoś zna, bardzo proszę o wskazówkę.

  214. @krzloj
    „dzieciaki awanturują się z dziadersami na twitterze”

    Tak, jedyne co mnie pociesza w tym oceanie beznadziei, to że ta garstka lewackiej dzieciarni ośmieliła się krytykować dziadocen, który odbiera tę krytykę jako kalanie gniazda, szarganie świętości i plucie im w twarz (święte krowy przestały być nietykalne). Pamiętam jeden z felietonów w KryPolu (chyba Kai Puto?), w którym autor opisywał zaskoczenie, oburzenie i wściekłość liberalnych elit na krytyczne głosy płynące z lewej strony – do tego nie byli przyzwyczajeni.

    Wiem oczywiście że niczego to nie zmieni, ale miło popatrzeć.

  215. @monday.night.fever

    „Wybór Mentzena czy Kowalskiego jest rezultatem ciężkiej pracy odpowiednio liberalnych i konserwatywnych elit.”

    Ja od czasu kiedy poszedłem na studia i obejrzałem sobie UW od środka w 1 poł 2000s uważam, że to nie tyle ciężka praca a jej totalny brak. To co mamy dziś to jest efekt upadku edukacji w Polsce, zwłaszcza wyższej (prywatnej i publicznej) na kierunkach nie-technicznych. Ja miałem znajomych studentów politologii na UW co nie przeczytali nic przez 5 lat poza xero notatek.

    @❡

    Tak, zgoda, chwyt retoryczny mi nie wyszedł z tą remizą. Poprawiam się: Ja naprawdę jestem w stanie sobie wyobrazić ślub jednopłciowy w „Hotelu Świętokrzyskim”, z stosowną muzyką, babcią i księdzem dobrodziejem. A nawet chrzciny bo w końcu niech babcia ma tego wnuka (demografia w małych miastach jest słaba).

    @Havermeyer

    „Moim skromnym zdaniem ta prawicowość to po prostu lęk przed zmianą.”

    A dokładnie przez zmianą rozumianą jako jeden skok od Rydzyka do Zandberga. Takiego skoku nie wykonał nikt w Europie Zachodnie czy USA. Po drodze musi być jakiś taki Kwachu (Disco Polo + UE) a 20 latach jego rządów może Hołownia (referendum w sprawie aborcji) aby po kolejnych 20 latach wjechał Zandberg. PL miała pecha, że Kwachu zachorował na chorobę filipińską, dobił go Miller a resztę znamy. Hołownia jest na moje oko jakieś 10 lat za wcześnie.

    „ale jakoś nie pakuję się z rodziną, bo chyba równie mocno przeraża mnie relokacja do innego kraju po 40tce z małymi dziećmi.”

    Mnie nie przeraża, bo wiem po prostu, że mnie nie stać. Nie mam dzieci ale myślałem sobie zawsze, że jak bym miał to chętnie dałbym im szansę zdobycia edukacji zagranicą (nawet tylko podstawowej/średniej). Teraz – jak widzę Ziobrę w TV – sobie roje czasem marzenia o tym, że na emeryturze sprzedam moje mieszkanie i kupie domek w Portugalii (domki póki co tańsze niż w PL a lepsza służba zdrowia niż u nas). Ale to rojenia.

    @monday.night.fever

    „prowincja jak zwykle zagłosowała na Le Pen, a (tu nowość!) liberalno-konserwatywne elity i klasa średnia zachwyciły się Zemmourem”

    Ale to jest nie-katolicka, nie-kruchtowa prawica. Wolę zresztą Zemmoura niż Ziobro. Dodatkowo oni mówią głośno (ale nie to, że coś z tym chcą zrobić) trochę to co ludzie myślą po cichu (np spora niechęć do rozszerzenia UE na Wschód bo to jest problem dla ich rolnictwa/miejsc pracy albo kwestia kosztów transformacji eko jak np żółte kamizelki i benzyna. Francuska lewica albo nie ma na to odpowiedzi albo – np Komuniści – ma podobną jak oni). A to wszystko w kraju gdzie Zemmour brylował wcześniej w 2h programach TV w prime time o książkach z milionową oglądalnością, bo to nie jest jednak kraj troglodytów a la Czarnek.

  216. @Obywatel
    „[konserwatywna rewolucja w Polsce] to nie tyle ciężka praca a jej totalny brak. To co mamy dziś to jest efekt upadku edukacji w Polsce”

    Mam na myśli np. skok „pampersów” na media w najntisach czy wprowadzenie religii do szkół. To te dwie rzeczy przeorały mentalność ludzi poddawanych wówczas propagandzie. A „dobrą” edukację to masz w katolickich liceach (co nie znaczy wcale, że jest ona postępowa).

    „Wolę zresztą Zemmoura niż Ziobro”

    Zemmour jest o wiele bardziej niebezpieczny (niż Ziobro, Le Pen itp.), bo umie jeść nożem i widelcem, a jego bełkot może trafić do liberalnych elit (które skinheadem ze swastyką na czole się brzydzą, ale ten sam brud minus antysemityzm w ładniejszym opakowaniu łykną jak pelikan).

    Dlatego boję się nie tyle Konfy (która w obecnej formie z Grzegorzem „szczęść Boże” Braunem jest zjawiskiem raczej kabaretowym), ile tego, co na jej upadku wyrośnie. Przy dobrych wiatrach taki np. Mentzen mógłby zawojować polską politykę – w przeciwieństwie do Korwina nie krzyczy, nie sapie, nie zapluwa się i nie bredzi o tym, że „Hitler mógł nie wiedzieć o Holokauście”. Nic tylko zapraszać do Dzień Dobry TVN!

  217. @mnf „O to to! A jest tak, ponieważ ludzie w Polsce mają prawicowy mindset.”
    Nie, nie mają. Z pewnością często miewają pewne konserwatywne cechy/przywyczajenia, ale to bardzo nie to samo. Zalecam radykalne odstawienie twittera i kontakt z tzw. prawdziwymni ludźmi w tzw. realu. Plus ewentualnie kontakt z równie prawdziwymi Holendrami, Duńczykami czy Francuzami – a to dla orientacji, co sobie myślą społeczeństwa zeświecczone i uwazane za postępowe.

    @izbkp „Komentarze to krzywe zwierciadło stanu opinii publicznej”
    Oczywiście, ale jednak nie spodziewałem się, że tylu ludziom sie uleje wprawdzie nie za bardzo na temat, za to mocno po linii SVP (która to partia ma przecież swoje media, czyli np. mające słabość do Putina Weltwoche czy blocherowską Basler Zeitung).

    @Havermeyer „jakoś nie pakuję się z rodziną, bo chyba równie mocno przeraża mnie relokacja do innego kraju po 40tce z małymi dziećmi”
    Jeśli dzieci mają 2-3 lata, to racja, może być cięzko z opieką daleko od dziadków etc, jeśli mają 5+ to są wręcz doskonałym powodem, żeby Polskę opuścić. Inaczej trzeba, jak moja siostra, wysłać dzieci do prywatnej szkoły, co nie jest wprawdzie nabardziej lewicowym ruchem, ale pozwala uniknąć największego stężenia czarnkizmu.

  218. @monday.night.fever

    „Zemmour jest o wiele bardziej niebezpieczny (niż Ziobro, Le Pen itp.)”

    Tylko to nadal jest lata świetlne przed nami. Pod hasłami Francja dla Francuzów kryje się akceptacja i dla praw kobiet i praw gejów i praw zintegrowanych (jak Zemmour) imigrantów. Może być to podlane sosem „balcerowicza” albo nie (jak u Komunistów) ale nadal komfort życia jest lepszy niż w PL. Bo to że oni chcą nas sprzedać Putinowi nie oznacza, że będą bić gejów na ulicach.

    „Dlatego boję się nie tyle Konfy”

    Oczywiście w PL to może pójść w różne strony, w Konfie są ludzie za prawem do aborcji („wolnościowcy”) ale też jest dużo (większość?) brunatnych. Przy czym warto być gotowym na wariant partii (współ)rządzącej „Balcerowicz + prawa LGBT + aborcja + księżą pedofile do więzienia + Balcerowicz (celowo 2 razy)”

  219. @Obywatel „Wolę zresztą Zemmoura niż Ziobro”
    Zemmour otwarcie popycha Teorię Wielkiego Zastapienia (białych przez kolorowych) – da się go woleć od, lajk, kogokolwiek?

  220. > „Wolę zresztą Zemmoura niż Ziobro”
    > Zemmour otwarcie popycha Teorię Wielkiego Zastapienia (białych przez kolorowych) – da się go woleć od, lajk, kogokolwiek?

    Już podaję przykład: nawet popychające teorie Ordo Iuris jest przeciwko najnowszej reformie kk i kkw autorstwa Ziobry.

    @izbkp

    > Jadczak

    Dziękuję bardzo!

    > powstał w jednym z najnowocześniejszych polskich więzień, areszcie śledczym w Piotrkowie Trybunalskim

    Jest jeszcze serial dokumentalny Polsatu „Więzienie”.

    @Obywatel

    > wyobrazić ślub jednopłciowy … z stosowną muzyką, babcią i księdzem dobrodziejem

    Ale do tego nie potrzeba wyobraźni, wystarczy zaglądnąć za granicę.

    Nie jestem pewien co chcesz przekazać: w Polsce o to trudno bo ludzie myślą że będą to śluby techno, więc bronią lokalnego stylu życia; czy też widzisz w walce o związki kapitulację i zwycięstwo tradycyjnego modelu małżeństwa jako instytucji?

  221. @sheik
    Jeśli dzieci mają 2-3 lata, to racja, może być cięzko z opieką daleko od dziadków etc, jeśli mają 5+ to są wręcz doskonałym powodem, żeby Polskę opuścić. 

    No więc trochę rozkrok bo 3 i 7, więc młody już za chwilę zderzy się z czarnkową edukacją, chociaż ciągle liczę na złagodzenie ciosu sensowną kadrą w szkole do której go wysyłamy. Tak się składa że z racji lokalizacji HQ mojego korpo to akurat Twoje okolice rozważam jako miejsce lądowania (omal do tego zresztą nie doszło już 2 lata temu, ale pandemia wyciągnęła mi dywan spod nóg), więc koszty życia trochę mnie martwią, ale szczerze to nie analizowałem tego jakoś bardzo szczegółowo. Brak dziadków to jedno, ale brak nas przy dziadkach to drugie. Nasi rodzice wkraczają jednak w ten wiek że ten nasz pakiet w medicoverze może być na wagę złota, kiedy publiczna służba zdrowia zaliczy zaraz pełen kolaps. Nie jest to decyzja typu 0-1.

  222. @Sheik
    „Zalecam radykalne odstawienie twittera i kontakt z tzw. prawdziwymni ludźmi w tzw. realu”

    Na tt nie zaglądam, a obleśne poglądy słyszałem od normików. Żeby tylko od normików! Nieco ponad 20 lat temu to, co teraz mówi Zemmour, usłyszałem od UMC związanej z trójmiejską Unią Wolności, co było dla mnie ciężkim szokiem – jak to, ELITY I TAKIE POGLĄDY? ONI TO MÓWIĄ NA GŁOS?

    „jednak nie spodziewałem się, że tylu ludziom sie uleje wprawdzie nie za bardzo na temat, za to mocno po linii SVP”

    Może SVP ma opłaca trolli? Komentarze na portalach są zupełnie niereprezentatywne, pod dosłownie każdy artykuł w „Wyborczej” o Covid czy maseczkach przypełzały tabuny antyszczepionkowców.

    Obywatel
    „Pod hasłami Francja dla Francuzów kryje się akceptacja i dla praw kobiet i praw gejów i praw zintegrowanych (jak Zemmour) imigrantów”

    Błagam. Rządy Zemmoura skończyłoby się polowaniem na „ciapatych” (z wyłączeniem Żydów pochodzących z Maghrebu) albo w najlepszym wypadku apartheidem. Słyszałem zresztą, że to jest projekt Putina aby ocieplić wizerunek Marine Le Pen; ona na tle tego wariata już nie wygląda tak radykalnie i oszołomsko.

  223. @❡

    „Nie jestem pewien co chcesz przekazać”

    To, że ludzie (moim zdaniem ofc) o których napisał Awal chcieliby dołączyć do swojego znanego i lubianego modelu/stylu życia dodatkowy element bo taka a nie inna jest sytuacja, ale główne partie/ośrodki władzy wszelakiej im to utrudniają. Prawica bo siedzi w kruchcie a lewica bo nie lubi „znanego i lubianego modelu/stylu życia”.

  224. @monday.night.fever

    Polscy brunatni nie mieliby żadnych wyłączeń, ani imigrantów, ani Żydów, ani gejów, a za to dużo „włączeń” o jakich nikt by nie pomyślał we Francji. Ale może już nie brnijmy w tego rodzaju dyskusje bo do niczego sensownego to nie prowadzi….

  225. > Prawica bo siedzi w kruchcie a lewica bo nie lubi „znanego i lubianego modelu/stylu życia”.

    Właśnie tego nie rozumiem, nie cała prawica siedzi w kruchcie, a to właśnie wy przypisujecie lewicy postawy kulturowe jakie przypisuje jej prawica. Tak więc nadal nie rozumiem. Lewica proponuje złe utwory na ślub, czy poliamorię zamiast małżeństwa? Tertium non datur. To że Linus Lewandowski skaczący po radiowozach, czy Jacek Dehnel po ślubie w Berlinie żyją w związkach otwartych to nie jest program Lewicy.

  226. @sheik.yerbouti

    „Zemmour otwarcie popycha Teorię Wielkiego Zastapienia (białych przez kolorowych) – da się go woleć od, lajk, kogokolwiek?”

    To tylko pokazuje, w jakiej niefajnej d. znajdujemy się w PL.

  227. @MNF
    „Przy dobrych wiatrach taki np. Mentzen mógłby zawojować polską politykę”

    Absolutnie by nie mógł, bo popiera całkowity zakaz aborcji i tego typu historie, więc odstraszy liberałów. A przez swój ekonomiczny libertarializm nie zawojuje serc bardziej konserwatywnej (ale też socjalnej) części społeczeństwa.

    @Obywatel
    „Pod hasłami Francja dla Francuzów kryje się akceptacja i dla praw kobiet i praw gejów i praw zintegrowanych (jak Zemmour) imigrantów.”

    A to dobrze, że zmienił poglądy (na pewno zmienił?), bo jeszcze w 2014 pisał:

    „The legalization of abortion was a “collective suicide,” because the demographic heft of the French children who were never to be born amounted to “lost power, gone forever more.” The emergence of “triumphant homosexuality” is tied to “the decisive evolution of capitalism,” because Western capitalism has an insatiable need for consumerism, and “the homosexual universe, especially the male one, embodies the temple of unbridled pleasure, sexuality without restraint, hedonism without limit.” The sexual revolution led to a “feminine Bovaryism that is sanctified as a supreme value in relations between the sexes.” The normalization of divorce revealed the “paradoxical destiny of feminists to accomplish the dream of absolute irresponsibility, for which they railed against generations of predatory males.”

    https://www.newyorker.com/news/news-desk/frances-frenzy-discourse-decline-zemmour

  228. @Havermeyer
    > Nasi rodzice wkraczają jednak w ten wiek że ten nasz pakiet
    > w medicoverze może być na wagę złota, kiedy publiczna służba
    > zdrowia zaliczy zaraz pełen kolaps.

    Kolaps publicznego sektora zdrowia wywoła kolaps prywatnego sektora, którego sensem istnienia jest prywatyzacja zysków i uspołecznienie kosztów. Kolega miał zawał, akurat w placówce (jednej z firm oferujących abonamentowe pakiety medyczne), gdzie umówił się do kardiologa bo coś go niepokoiło; przeżył, bo państwowy Krajowy System Ratowniczo Gaśniczy był ówcześnie w doskonałym, z dzisiejszej perspektywy, modelowo-idealnym stanie. Jedyna pomoc, której udzieliła ta placówka polegała na tym, że po pogotowie zadzwoniła bardzo miła pani z recepcji. Takich anegdotycznych historii znam kilka. Jedną, nie tak poważną, przerobiłem na własnej skórze. Po tym zrozumiałem, że płacąc przez wiele lat za taki pakiet, płaciłem za dostarczenie iluzji. Zrezygnowałem z pakietu, przepisałem się do mającej dobrą renomę przychodni przyjmującej (także) w ramach finansowania z NFZ, a czasem korzystam z prywatnego rynku na zasadach zagraj-zapłać.

  229. @❡

    Co do prawicy, może poza częścią Konfy i może coś małego w PO, na mojego nosa, to siedzi cała w kruchcie ale nie śledzę ich za bardzo. Tusk znów coś o odwojowaniu Kościoła gadał ostatnio. Nie wiem za bardzo co masz na myśli mówiąc o przypisywaniu jakiś poglądów lewicy. Ja tylko chciałem napisać, że człowiek który chce mieć ślub o jakim napisałem wcześniej nie odnajduje się w tym co obecna PL lewica mu proponuje/opowiada bo woli jednak mniej fajne piosenki oraz chce mieć tego księdza i udawać (jak na każdym hetero ślubie na jakim byłem), że wszyscy żyjemy tak jak encyklika JP2 czy inne „nauki przedślubne” głoszą.

  230. @Hovermeyer
    „Nasi rodzice wkraczają jednak w ten wiek że ten nasz pakiet w medicoverze może być na wagę złota”

    Ale to akurat można kupić prywatnie. Nie wiem jak Medicover, ale w TUZdrowie (to akurat ubezpieczalnia, z której moja firma korzysta i jest ok) najwyższy pakiet bez szpitala to 180 zeta za głowę. Ja za moją żonę płacę 115 zeta za bardzo rozsądny pakiet rozszerzony.

    @izbkp
    „Po tym zrozumiałem, że płacąc przez wiele lat za taki pakiet, płaciłem za dostarczenie iluzji.”

    W jakimś stopniu pewnie tak. Ale np. mam w pakiecie pełną obrazówkę MRI (co ciekawe bez głowy), z której korzystałem, gdy potrzebowałem, a to nietania rzecz jest gdy się nie chce czekać. Ubezpieczenie jest o tyle fajne, że albo załatwiasz przez nich bezgotówkowo, albo idziesz gdzie chcesz i dostajesz zwrot wg ich stawek, więc masz taniej.

  231. @izbkp
    Po tym zrozumiałem, że płacąc przez wiele lat za taki pakiet, płaciłem za dostarczenie iluzji. 

    Jak już o anegdotach to ja mam taką: w 2015 jesienią wyskoczył mi nad obojczykiem węzeł, więc umówiłem się do medicoverowego internisty na następny dzień. Ot, przeziębienie, ale dziwny ten węzeł. Niecałe 48h później byłem już po badaniu krwi, usg i biegłem z tymi wynikami i skierowaniem w zębach na hematologię w szpitalu uniwersyteckim. O tym co się działo później mógłbym napisać książkę, ale zapamiętałem że jeśli chodzi o szybki dostęp do diagnostyki to ten pakiet jednak się przydaje i jako pacjent specjalnej troski regularnie korzystam z możliwości zrobienia sobie od kopa kompletu badań w ramach pakietu i równie szybko mogę skonsultować np to dziwne znamię co mi wyskoczyło a jak trzeba to nawet je usunąć. Powiem jeszcze że „przyspieszony” tryb w szpitalu to było 3 tygodnie żeby dostać się do szpitala i usunąć węzeł do badania a potem bodajże kolejne 2 tyg żebg doczekać się na PET i wynik po jakimś tygodniu, w sumie 1.5 miesiąca na zdiagnozowanie typu i stopnia zaawansowania, a to w dużym mieście z dobrym dostępem do specjalistów. Od historii które usłyszałem od ludzi z mniejszych ośrodków można było osiwieć. Podejrzewam że części z nich już nie ma z nami, bo zostali za późno zdiagnozowani. Tak że jak zwykle w życiu: albo masz fart, albo nie, reszta to wtórna racjonalizacja.

  232. @havermeyer „Tak że jak zwykle w życiu: albo masz fart, albo nie, reszta to wtórna racjonalizacja.”
    Wbrew pozorom są jednak również kraje, w których służba zdrowia działa. Bo w Polsce ta niby prywatna medycyna pozwala tylko diagnozować, leczyć i tak musisz się w ramach NFZ.

  233. @izbkp
    „Wokół środowisk kibicowskich narosła przestępczość zorganizowana (…)”

    Nie interesuję się piłką ale jeśli chodzi o Cracovię i Wisłę to raczej na odwrót. Rdzeń to były (są?) gangusy, a właściwie jak to Jadczak w książce opisywał były już struktury mafijne bo mieli swoich ludzi po drugiej stronie barykady. To bandyci mieli pieniądz który dawali na oprawy meczów i kręcili szoł, bo mieli też ludzi od powiedzmy soft power, a nie gangsterki.

    „Co do subkultur więziennych, odniosłem wrażenie, że tym „systemem antywartości” opisujesz stan z przed dekad.”

    To nie przed dekadami pewien misio rządził zza krat. Może coś się zmieniło i pis w przeciwieństwie do platformy postawił na resocjalizację, ale jakos mi się nie wydaje. Może grypsera już nie istnieje? Niech się wypowie ktoś kto wie.

    Kryminał to był wręcz taki archetyp subkultury, z własnym językiem, rytuałami, swoistym systemem wartości. Oczywiście nie wygląda to tak jak w Rosji, gdzie system więziennictwa to państwo w państwie, ale miejscami to nadal funkcjonuje. A elementy tej prawilnej subkultury nie raz przenikały do mainstreamu.

    To jednak przykry temat i wolałbym raczej zostać tu przy muzyce i popkulturze.

  234. @sheik

    Wbrew pozorom są jednak również kraje, w których służba zdrowia działa. Bo w Polsce ta niby prywatna medycyna pozwala tylko diagnozować, leczyć i tak musisz się w ramach NFZ.

    Wszystko kwestia skali i nakładów. Te 8.6m Szwajcarów z czego spora część skupiona w aglomeracjach wokół Züri, Genewy, Bazylei, Lozanny czy Berna mają trochę łatwiej niż populacja Polski rozsmarowana po różnych Myciskach bez sensownej komunikacji. Do tego wieczne niedofinansowanie i inne patologie. Z anegdot które słyszałem to NHS też nie jest idealny i też boryka się z finansowymi problemami i niewydolnością związaną pewnie też po części ze starzeniem się społeczeństwa i związanym z tym obciążeniem. Nie wiem jak to wygląda w DE ale zgaduję że zależy trochę od landu. W sumie to chętnie posłucham o działającej służbie zdrowia.

    Chociaż z drugej strony to rzeczywiście dyskusja zdryfowała w jakieś przykre rejony, więc żeby starzenie się spoleczeństwa połączyć jakoś z tematyką notki: widziałem na offie Iggiego stojąc pod samą sceną i był to chyba jeden z mocniejszych koncertów w życiu. Niestety widać po nim te 75 lat i jest coś niesamowicie przewrotnego w tym jak powłóczący nogą półnagi dziadek śpiewa o lust for life. Oczywiście większość setu to stare sprawdzone bangery, ale nikt nie narzekał, było to trochę groteskowe a trochę wzruszające widowisko i długo nie mogłem się po nim otrząsnąć z wanitatywnych myśli. Jeżeli to nie jest sztuka to nie wiem co nią jest. Bankowiec wcześniej coś wspominał o „religijnym” odbiorze muzyki i to było dla mnie coś takiego. Raz na jakiś czas mi się zdarza taki koncert który jest czymś więcej niż tylko doświadczeniem estetycznym. Tak miałem jak widziałem Cave’a w 2013 na openerze i jak niedługo po skończeniu chemii bylem na Killing Joke i poleciało Death and Resurrection Show. Wszystkie czakry mi normalnie pootwierało czy coś.

  235. @bantus
    > To nie przed dekadami pewien misio rządził zza krat.
    […]
    > Kryminał to był wręcz taki archetyp subkultury,
    > z własnym językiem, rytuałami, swoistym systemem wartości.

    Oczywiście, subkultury w ZK nadal istnieją (ciekawostka: badacze zaliczają do nich także subkulturę strażników). Na przestrzeni dekad zmieniło się wiele rzeczy, co pośrednio ale mocno, wpłynęło na to, że większość zasad obowiązujących członków subkultur złagodniało lub zanikło. To zmniejszenie stopnia przeludnienia w ZK, poprawa jakości odbywania kary w ZK, coraz wyższy poziom wykształcenia kierunkowego strażników, zmiana w podejściu do polityki karnej, która przekłada się na statystycznie krótsze wyroki, rozwój technik kryminalistycznych doprowadził do tego, że przestępców znacznie częściej wykrywa się szybciej niż kiedyś, często już po pierwszym popełnionym przez nich przestępstwie (co znowu przekłada się na krótsze wyroki), system dozoru elektronicznego etc. Ze starych zasad tzw 'kodeksu honorowego grypsery’ w zasadzie utrzymały się dwie: nie kapować, i nie być obiektem aktu homoseksulanego. Co istotne, kult siły został wyparty przez kult pieniądza (i dostępu do nielegalnych używek). Tak jak kiedyś status w grupie wyznaczał rejestr popełnionych przestępstw, tak teraz o prawie wszystkim decyduje dostęp do pieniędzy. Oczywiście w różnych ZK może być różnie (ZK dla młodocianych, ZK dla odbywających karę po raz pierwszy, ZK dla recydywistów) ale ogólnie można stwierdzić, że obecnie subkultury więźniów bardziej przypominają tzw falę w wojsku z elementami kupowania sobie statusu niż to czym one były 30-40 lat temu. Przynajmniej taki jest obecnie obraz akademicki, oczywiście osoby mające za sobą „przygodę” z ZK mogą mieć obraz inny, jednak uważam, że na podstawie jednego „Misia” nie można sobie wyobrażać całości.

  236. @izbkp
    „Kolega miał zawał, akurat w placówce (jednej z firm oferujących abonamentowe pakiety medyczne), gdzie umówił się do kardiologa bo coś go niepokoiło; przeżył, bo państwowy Krajowy System Ratowniczo Gaśniczy był ówcześnie w doskonałym, z dzisiejszej perspektywy, modelowo-idealnym stanie. Jedyna pomoc, której udzieliła ta placówka polegała na tym, że po pogotowie zadzwoniła bardzo miła pani z recepcji.”

    oczywiście samo przeprocedowanie tego w placówce powinno inaczej wyglądać, pełna zgoda, i inaczej pacjent powinien być zaopiekowany. Ale co do meritum- obecne postępowanie z zawałem jest takie że leczenie zawału to jest pracownia hemodynamiki zwana slangowo cath-labem, a istotą jest dotrzeć do niej tak szybko jak się da więc szybki telefon po pogotowie jest tu dość kluczowy.
    Fejk czy nie fejk, ale krążyła opowieść o zjeździe kardiologów na którym to wśród setek nobliwych doktorów jeden z nich zasłabł, może miał zawał, kto wie. No i oni zadzwonili na 112. I beka szła przez internet.
    A jednak- to właśnie należało zrobić.

  237. @Krzysztof F
    > No i oni zadzwonili na 112. I beka szła przez internet.
    > A jednak- to właśnie należało zrobić.

    Masz rację. Tak należy robić bo tak MUSI to działać. Sedno sprowadza się do tego, ile produktów finansowych ubranych w nazwę 'abonament medyczny’, zapewnia w pakiecie dostęp do 'pracowni hemodynamiki zwanej slangowo cath-labem’ w wymaganym czasie? W mojej ocenie takie firmy zwyczajnie pasożytują na społecznie finansowanym sektorze usług medycznych. Pozostanę w tej sprawie radykałem 🙂

  238. @izbkp

    oczywiście że żaden pakiet nie oferuje takiego dostępu bo taki model biznesowy jest niemożliwy.
    Nie da się utrzymać cath-labów prywatnych finansowanych z abonamentów typu 10 tys zł miesięcznie, bo ilość takich abonamentów byłaby symboliczna. Pewne rzeczy są niewykonalne- dla państwa są wykonalne wobec efektu skali. To samo tyczy się chociażby SORów
    Nikt nigdzie nie zakłada pełnoprofilowości medycyny prywatnej.
    Także model FFS nie ma tu szans? FFS nowoczesne leczenie raka? Za milion albo lepiej?
    Trafi się jeden pacjent rocznie zdolny i chętny zapłacić? To jakim cudem ma się utrzymać infrastruktura?

    Co do pasożytowania na społeczeństwie- no nie. Miliony pacjentów abonamentowych którzy mają szczęście nie zachorować poważnie, odciążają w sposób gigantyczny sektor państwowy, bo ze swoimi drobniejszymi problemami w ogóle nie przychodzą do NFZ. Tak- miliony ludzi w skali kraju.

  239. @Krzysztof F
    „Co do pasożytowania na społeczeństwie- no nie. Miliony pacjentów abonamentowych którzy mają szczęście nie zachorować poważnie, odciążają w sposób gigantyczny sektor państwowy, bo ze swoimi drobniejszymi problemami w ogóle nie przychodzą do NFZ. Tak- miliony ludzi w skali kraju.”

    Ale to tautologia – im bardziej system jest sprywatyzowany, tym bardziej prywatne podmioty „odciążają” publiczną służbę zdrowia.
    Pytanie jaką wartość dodaną wnoszą tutaj firmy prywatne? Imho core biznesu, przy tych niewystarczających zasobach personelu medycznego jaki mamy, opiera się na tym, że lekarz, zamiast przyjąć nieabonamentowego jegomościa, „wrzuca na przód kolejki” osobę, która jest w stanie zapłacić żywym hajsiwem. W sumie kiedyś podobno takie rzeczy załatwiano kopertą, whisky albo kurą, więc możliwość płatności przelewem można nazwać jakimś progresem.

    „Wszystko kwestia skali i nakładów.”
    W pierszym kroku wymagana jest odpowiedź na pytanie, czy w ogóle warto mieć publiczną służbę zdrowia. Problem jest taki, że spora cześć elit politycznych i środowiska medycznego uznawała (uznaje?), że nie warto – większość reform, poczynając od ’97, to „przygotowywanie do” i wdrożenia prywatyzacji/mechanizmów rynkowych. Jeśli dodasz do tego (dość) bierną postawę społeczeństwa, to kończysz jak w Polsce.

    W ogóle wczytując się historię tego jak reformowano SZ, można się trafić na różne „ciekawostki”: np. w Hausner reprezentująć rząd SLD przedstawił plan reformy 2003 napisany przez trzech gości zatrudnionych przez duży, amerykański fundusz inwestycyjny, który już w ’90 „prywatyzował” – Enterprise Investors [1]. Jednym z tych trzech gości był Michał Boni(!), który (jak wszyscy pamiętają!) został strategicznych doradzcą w rządzie Tuska (parafrazując: „rządy się zmieniają, a pan zawsze w doradztwie”). Rząd PO próbował realizować ten plan, który polegał na „komercjalizacji” szpitali, czyli na przekształceniu każdego szpitala w spółkę jak każda inna [2][3], przepychając w 2008 przez sejm ustawę, która została zawetowana przez Lepszego Kaczyńskiego. (Notabenę tej reformy dotyczyły słynne słowa o „kręceniu lodów” i „biznesie na służbie zdrowia” Sawickiej). Do sprawy wrócono w lekko zmienionej wersji za Kopacz w 2014 roku, zmiana polegała na daniu jakiejś okraniczonej decyzyjności w kwestii przekształcenia samorządom, które wykorzystały to do skutecznego opóźniania przekształcenia. W 2016 PiS zmienił ustawę. Już nie mogę doczekać kolejnego rozdania, i tego co przyniosą kolejne rządy (zdominowane przez) liberałów.

    Drugi pracownik Enterprise Investors, który przygotowywał tę przez kilkanaście lat przepychaną przez liberałów reformę, ostatnio objawił ostatnio się jako ekspert od wirusów i w Wyborczej zawyrokował, że 3. fali Covidu nie będzie [4]; dodatkowo był zatrudniony jako jakiś tam nadszyszkownik w jednej z dużych firm oferujących abonamenty. Dostępny jest wywiad z nim z 2003, który pokazuje podejście do ZS światłych reformatorów [5]:

    „[…]Potrzeby zdrowotne są zawsze subiektywne i mogą być regulowane jedynie zasobnością portfeli.

    – Gdzie tu miejsce na solidaryzm społeczny, na humanizm? W tym systemie bogatsi mają zdecydowanie lepszy dostęp do medycyny niż niezamożni.

    Zawsze tak było, tylko nie potrafiliśmy się do tego przyznać. Zamożniejsi zawsze znajdowali sposoby ominięcia kolejek.

    – Co więc powinniśmy robić?

    Najważniejszy problem to stworzenie mechanizmu panowania nad popytem. […]. Obecnie służba zdrowia przypomina supermarket – jego kierownik powinien zapewnić, żeby na półkach było dużo towaru, nie było kolejek, ale w supermarkecie nie ma kas, tylko skarbonki, do których każdy wrzuca tyle, ile chce. Taki sklep nie ma przyszłości.”

    [1] https://www.ei.com.pl/pl/o-nas/ – polecam zdjęcie, na którym są uśmiechnięty Brzeziński, Wałęsa, Balcerowicz i współzałożyciel tego funduszu (notabenę robiący wcześniej w CIA)
    [2] https://www.tygodnikprzeglad.pl/kto-zarobi-na-prywatyzacji-szpitali/
    [3] https://wiadomosci.wp.pl/grupa-rozgrywajaca-szpitale-6036770133185153a
    [4] https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,26596583,covid-19-adam-kruszewski-trzeciej-fali-nie-bedzie-zaraz-20.html
    [5] https://www.termedia.pl/Kiedy-nadejdzie-Doktor-Rynek,12,1550,1,1.html

  240. @Piotrek Markowicz
    Miasto-Masa-Maszyna

    Jestem, jestem. Pomylenie z Szejkiem traktuję jako komplement. Zaglądam tu cały czas, dość regularnie, ale z częstotliwością raz na tydzień albo i rzadziej, więc w większości przypadków dyskusja ma już parę dni, kilka setek postów i wszystko zostało już napisane, więc jakoś łyso się dopisywać. No i parę miesięcy temu na koncercie Shellaca dotarło do mnie, że rock nawet z najwyższej półki przestał mnie kręcić na żywo (jest jeszcze playlista rowerowa jako ostatni bastion). Wpływ nośników na muzykę to temat rzeka — nawet w powadze i operze, a co dopiero w popie. No ale czuję się jak musztarda po obiedzie, więc może po prostu podziękuję kolegom za ciekawą lekturę 😉

  241. @Awal Biały & @Konrad Matys
    „- [na prowincji] o lewicy nie wiedzą
    – Wiedzą, nie interesuje ich
    – Nie w wersji Zandberga na Twitterze”

    Problem w tym, że przeciętnemu zjadaczowi internetu (który nie czyta „KryPolu” ani nawet portali informacyjnych, tylko ogląda filmiki na YT) polska lewica kojarzy się wcale nie z Zandbergiem, tylko z takimi kuriozami jak Jaś Kapela i Maja Staśko (w tej chwili oboje „walczą” w Fame MMA), czy też z prowadzącą krucjatę przeciwko przemysłowi mleczarskiemu europosłanką Sylwią Spurek, która „włączyła myślenie” i pyta, co niby uprawnia nas do esploatacji krów mlecznych. Paru celebrytów, których po prostu nie da się traktować poważnie, przyprawia całej lewicy gębę. Beka i memy lecą bardziej niż po kolejnych mądrościach abp. Jędrzejewskiego, więc nic dziwnego, że po obejrzeniu występów Jasia Fasoli w Hejt Parku normalsi wolą zagłosować na Hołownię. Ci ludzie to tzw. antykorwin (stuprocentowy Korwin, tyle że lewoskrętny i z odmiennym ładunkiem politycznym).

  242. „co niby uprawnia nas do esploatacji krów mlecznych”

    Pod względem etycznym to jest dobre pytanie, i uważam, choć sam jem mięso i w ogóle jestem bardzo daleki od ideału, że Spurek ma rację. Nie jestem w stanie podać dobrego argumentu dla którego przemysł mleczarski czy mięsny w obecnej postaci miałby być akceptowalny – natomiast widzę dużo argumentów przeciw. Istotne pytanie to czy obecnie, w sytuacji katastrofy klimatycznej, może istnieć lewica bez wegańskiej agendy (wspominasz Kapelę i Staśko – to też weganie), a jeśli nie – to jak uczynić tę agendę strawną dla ludu, skoro jej typowe formy są ostro klasistowskie.

    „Jaś Kapela i Maja Staśko (w tej chwili oboje „walczą” w Fame MMA)”

    Walczą, i uważam to za PR-ową porażkę, ale jednak przynajmniej Staśko kieruje się szlachetnymi pobudkami i chce pozyskać pieniądze na słuszne cele. W swoich działaniach poza tą akcją nie jest żadnym kuriozum, tylko po prostu lewicową aktywistką – nie wiem co by miała innego robić.

  243. @procyon
    „Walczą, i uważam to za PR-ową porażkę…”

    Ludzi, którzy wchodzą o oktagonu, trudno traktować poważnie – to czysty patocelebrytyzm. Dla nas jest to owszem klęska, za to dla Staśko i Kapeli wygrana, bo przez chwilę będzie o nich głośno, dostaną więcej subów na tubie i insta czy gdzie oni tam pozakładali konta. Pojawią się na kolejnych Pudelkach, a taką popularność łatwo zmonetyzować. To już jest nawet level niżej niż nagrywanie disco polo przez Leszka Bubla.

    „…ale jednak przynajmniej Staśko kieruje się szlachetnymi pobudkami”

    Prawdziwą porażką jest obrona tego cyrku przez Ciebie. Ona dla paru groszy na fundację zrobi z siebie pośmiewisko, „filantropijne” gale niczego faktycznie nie zmienią, za to Boxdel liczy kasę i zaciera ręce – niech się kurioza tłuką w cyrku obwoźnym.

  244. Tyle tu było o wychodzeniu Lewicy do odmiennych wrażliwości. MMA freak fight młodzi ludzie oglądają w nocy w przeciwieństwie do disco polo. Jeśli robienie z siebie dziwadła nie służy tzw. sprawie, to ręczę że tak samo odbierany jest np. jej reportaż z gwałtu przez policjanta faszystę (ponieważ był to gwałt na osobie niebinarnej). Może więc im więcej dyskusji tym lepiej?

    Inbą z Tokarczuk Staśko dała okazję do wypowiedzenia się wszystkim profesorom (ku mojemu rozczarowaniu dyskutując o poglądach, było nie było, dydaktyczki postmodernizmu na rynek polski, nikt nie przytoczył poglądów Derridy na literaturę).

  245. „W swoich działaniach poza tą akcją nie jest żadnym kuriozum, tylko po prostu lewicową aktywistką – nie wiem co by miała innego robić”

    Bzdurne inby z Matą czy Lil Masti są aktywizmem? Ok – szkoda tylko, że lewica obrywa rykoszetem w internetach. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że na działalność Staśko czy Kapeli nic nie poradzimy (przecież nie zabronimy im robić z siebie pośmiewiska), ale uważam że trv-lewica powinna krytykować taki „aktywizm”; to zresztą jedyne co można zrobić aby ograniczyć szkody.

  246. @mnf
    Staśko i Kapela to nołnejmy. Ich kojarzy tak naprawdę garstka ludzi z głębokiego lewa, czy głębokiego prawa. Spurek już bardziej, ale ona to trafia w umyśle przeciętnego zjadacza chleba do tej samej szuflady co Jachira. Prawdziwym problemem jest to, że ci ludzie całkiem nieźle kojarzą Czarzastego.

  247. @Konrad Matys
    „Staśko i Kapela to nołnejmy. Ich kojarzy tak naprawdę garstka ludzi z głębokiego lewa, czy głębokiego prawa”

    No niestety nie. Od kiedy weszli w MMA (Kapela nawet wcześniej znany z innych występów), stali się bardzo rozpoznawalni w internetach, które – całkiem słusznie – kręcą z nich bekę, podobnie jak wcześniej z Kazimierza Marcinkiewicza (który jednak miał poważniejszy imydż). Tego typu aktywizm to jak wymachiwanie dildo przez Palikota – niby w słusznej sprawie, jednak ten penis się do niego (i nie tylko do niego!) przykleił. Wejście w celebrytyzm to pułapka – kochana młodzieży, nie idźcie tą drogą!

    „Prawdziwym problemem jest to, że ci ludzie całkiem nieźle kojarzą Czarzastego”

    Jeśli mówimy o tej samej grupie która toczy bekę z Kapeli w internetach, to nie – dla nich z kolei Czarzasty to jakiś nołnejm, starszy pan w sweterku.

  248. „Bzdurne inby z Matą czy Lil Masti są aktywizmem?”

    Nie, aktywizmem jest to co Staśko robi przez większość czasu, czyli m.in. pomoc ofiarom przemocy i bezdomnym, nagłaśnianie różnych patologii np. na policji oraz edukowanie w kwestii „czym jest zgoda”. To, że w internecie widać tylko głupie inby, to więcej mówi o internecie niż o niej. Raczej to wykopki i konfiarze nie lubią jej za to, że ujawnia i krytykuje kulturę gwałtu, i dlatego robią z niej karykaturę – ale nie martw się, dla nich my wszyscy jesteśmy pajacami i czerwonymi do odstrzału.

  249. > wymachiwanie dildo przez Palikota – niby w słusznej sprawie, jednak ten penis się do niego (i nie tylko do niego!) przykleił

    Piszesz jakby przykleił się negatywnie. Tam była jeszcze świńska głowa. Moim zdaniem to oksfordzki poziom debaty gdzie jak wiadomo brytyjski premier wkładał swój penis w głowę świni. Prawdziwym skandalem jest wyrok jaki zapadł w sprawie tamtych gwałtów na komendzie. Policjant odsiedział łącznie 2,5 roku, Maja Staśko o tym pisze. Znam ludzi którzy siedzą dłużej za nieudolne usiłowanie popełnienia przestępstwa przeciwko mieniu.

  250. @MNF
    „Bzdurne inby z Matą, czy Lil Masti są aktywizmem?”

    Nie. Aktywizmem jest pomoc prawna i psychologiczna dla ofiar przemocy seksualnej. Zapewnianie im awaryjnego noclegu i antykoncepcji. Współautorstwo „Gwałtu polskiego” i artykułów debunkujących toksyczne bzdury. Nie wszystko, co robi Staśko, budzi mój zachwyt, ale porównywanie ją do Kapeli czy Korwina świadczy o co najmniej rażącym braku researchu. Tutaj jest artykuł IMHO bardzo dobrze podsumowujący sytuację https://tinyurl.com/mrx3yhfa.

  251. @pk
    „porównywanie ją do Kapeli”

    Jak wielu tutejszych komcionautów, z automatu tracę szacunek do ludzi występujących w eventach typu MMA, porównanie jest więc dla mnie zasadne.

    @unikod
    „Piszesz jakby przykleił się negatywnie. Tam była jeszcze świńska głowa. Moim zdaniem to oksfordzki poziom debaty gdzie jak wiadomo brytyjski premier wkładał swój penis w głowę świni.”

    Dla mnie negatywnie. Nigdy nie szanowałem Palikota (brytyjskiego eks-premiera też nie).

    @procyon
    „To, że w internecie widać tylko głupie inby, to więcej mówi o internecie niż o niej.”

    Jeżeli ktoś wystęouje w MMA albo robi konferencję prasową ze świńskim łbem sprawia, że to będzie głównym tematem rozmowy. W dawnych czasach ludzie mieli pretensje, że gdy Joanna Erbel zasłynęła wzmianą o poliamorii w wywiadzie, to wszyscy tylko o tej poliamorii, a nikt o meritum, a przecież mówiła tam inne rzeczy. Gdy powiesz te „inne rzeczy” w stroju klowna, jadąc na jednokołowym cyrkowym rowerku – wszyscy będą mówić tylko o tym stroju klowna i o tym rowerku, i to twoja wina.

    Chcesz by dostrzegano twoje inne zasługi – nie występuje w MMA, nie wymachuj dildem, nie mówi o poliamorii etc.

  252. @procyon
    „chce pozyskać pieniądze na słuszne cele.”

    Charitywashing. Generalnie nie szanuję zasłaniania się hasłem „odpalam część na szczytne cele”. To robi przecież każda Dominika Kulczyk. Bilans dobra i zła jest ujemny. Lepiej po prostu nie występować w MMA niż występować i odpalać jałmużnę dla jakiejś fundacji.

  253. > Gdy powiesz te „inne rzeczy” w stroju klowna, jadąc na jednokołowym cyrkowym rowerku – wszyscy będą mówić tylko o tym stroju klowna i o tym rowerku, i to twoja wina.

    Różnica chyba polega na tym, że Kai Godek jej obóz nie obwinia.

  254. @procyon
    „Raczej to wykopki i konfiarze nie lubią jej za to, że ujawnia i krytykuje kulturę gwałtu, i dlatego robią z niej karykaturę…”

    Przeciwnie – bardzo ją lubią, bo dzięki niej mogą kręcić bekę z lewactwa, a karykaturę robi z siebie sama. Wejście w celebrytozę jest podpisaniem cyrografu: owszem, zyskujesz popularność, ale tracisz wiarygodność. Swego czasu Woś (czy tam Okraska) zapraszał lewicę na stadiony piłkarskie; wejście w MMA to jeszcze gorsze szambo.

    „…ale nie martw się, dla nich my wszyscy jesteśmy pajacami i czerwonymi do odstrzału”

    Doskonale o tym wiem, ale nie musimy im jeszcze dostarczać amunicji.

    @❡
    „Różnica chyba polega na tym, że Kai Godek jej obóz nie obwinia”

    Nie obwinia, tak samo jak nie obwinia Grzegorza Brauna (bo tam liczą się flejmy, wrzaski, „oranie lewactwa” itd.). Godek i Braun, tak samo jak Korwin, Cejrowski i Kolonko, od dawna są obiektem szydery i moim zdaniem ośmieszają obóz skrajnie prawicowy. Ja bardziej od oszołomskich celebrytów boję się prawdziwych polityków, ludzi poważnych, przebranych w garnitury, którzy potrafią jeść nożem i widelcem, kogoś w rodzaju w rodzaju polskich odpowiedników Zemmoura. To nimi zachwycają się „rozsądni konserwatyści” (Aleksander Hall o Zemmourze w wywiadzie dla „Wyborczej”), to oni mają potencjał zdobycia wielkomiejskiej klasy średniej. Braun nie.

  255. Ośmieszają dla kogoś kto coś o nich wie. Rodzina była w Portugalii z chyba najzacniejszym biurem podróży na polskim rynku i bardzo młoda przewodniczka puszczała w autokarze właśnie Cejrowskiego. Bo on po prostu produkuje, czy też jego produkują.

    Właśnie poznałem sylwetkę rywalki Mai Staśko, była prostytutkę. Po początkowym zawodzie, że impreza to stracona okazja, przypomniałem sobie, że w prime time TTV lecą „Królowe życia” również z byłą prostytutką. Szybka wikipedia i okazuje się, że TTV to kanał TVN który wystartował jako poświęcony komentarzowi społeczno-politycznemu. Poprzednio w paśmie po dwudziestej leciała tam „Uwaga po Uwadze” czyli programie za który Jadczak dostawał nagrody.

    Tak więc na to na taki komentarz społeczny zwracają teraz uwagę widzowie z innych kręgów.

  256. @MNF Potrafisz sobie wyobrazić dyskusję o Cejrowskim, analogiczną do prowadzonej tutaj wokół osoby pani Mai, prowadzoną gdzieś na niszowym prawicowo-narodowo-kościółkowym blogasku?

  257. > do kn to że była prostytutką nie powoduje że nie ma prawa do wypowiedzi na dowolny temat. Uprzejmie prosi się o nie stygmatyzowanie.

    OK. Ewa Wyszatycka, naprzeciw której w ringu stanie Maja Staśko, to urodzona w Lublinie w 1996 to była sex-workerką, obecnie streamerką grania w LoLa na Twitchu. Stygmatyzuje ją tu tylko tyle że nie da się więcej o niej powiedzieć, chyba że Awal wyssa z palca coś o lubelskich ścieżkach prowincjonalnej kariery. Chodziło mi tylko o podobieństwo formatu produkcji do tej z Dagmarą Kaźmierską skazaną za sutenerstwo gwiazdą „Królowych życia”, a więc o docieranie widza.

  258. @procyon
    „Istotne pytanie to czy obecnie, w sytuacji katastrofy klimatycznej, może istnieć lewica bez wegańskiej agendy (wspominasz Kapelę i Staśko – to też weganie), a jeśli nie – to jak uczynić tę agendę strawną dla ludu, skoro jej typowe formy są ostro klasistowskie.”

    Bo dyskurs jest libkowo-prawicowy obwiniający ofiary tj. przeciętnych kowalskich, którzy dostaną po dupie, a im niżej są na drabinie tym bardziej. Reflektor powinien być skierowany na producentów śmieci i gazów cieplarnianych. To przecież nie konsument odpowiada za to że większość opakowań czy w ogóle rzeczy nie nadaje się do recyklingu. Podobnie jak to że prąd z gniazdka jest z węgla.

    O ile do pewnego stopnia moda na przyjazne środowisku rzeczy jest czymś pozytywnym to już obwinianie ludzi, że nie kupują oszczędnych hybrydowych samochodów, bo ich nie stać czy żywności w eko butikach jest więcej niż kontr produktywne. Tak zostajemy na poziomie beki z sojowego dodatku do kawy zamiast krowiego.

  259. @❡

    „chyba że Awal wyssa z palca”

    Jeśli kolega ma zastrzeżenia do przytaczanych przeze mnie faktów to prosiłbym o ich zgłoszenie tak jak to czynią inni mili polemiści, którym chętnie odpowiadam. Koledze też przecież na konkretne zastrzeżenia odpowiadałem, cierpliwie i z wyrozumiałością (np. podając fakty przeczące kategorycznej opinii kolegi o braku pozytywnej roli Civil War dla czarnej populacji, zamiast po prostu odesłania do „Black Reconstruction in America” Du Boisa). Jest dosyć miejsc w sieci, gdzie faktów i argumentów się nie ceni, a zastępują je aprioryczne przekonania i insynuacje.

  260. @piotrkowalczyk
    „Aktywizmem jest pomoc prawna i psychologiczna dla ofiar przemocy seksualnej. Zapewnianie im awaryjnego noclegu i antykoncepcji”

    Czy są na ten aktywizm jakieś papiery poza autodeklaracjami Staśko? Kiedyś jednego ziomeczka staśkowca pytałem, to powiedział że Staśko kiedyś komuś pomogła robić transparenty, a jak się dopytywałem dalej, to powiedział że pomoc udzielana przez Staśko jest w tak niszowych sprawach, że media mejnstrimowe tym gardzą, po czym mnie zbanował. Więc no nie wiem, ale co wiem, to że Staśko się często mija z prawdą w różnych sprawach, więc do tej jej pomocy jestem sceptycznie nastawiony tbh

  261. @izbkp
    „Potrafisz sobie wyobrazić dyskusję o Cejrowskim, analogiczną do prowadzonej tutaj wokół osoby pani Mai, prowadzoną gdzieś na niszowym prawicowo-narodowo-kościółkowym blogasku?”

    Potrafisz sobie wyobrazić Cejrowskiego pchającego się do MMA ku uciesze gawiedzi?

    @bantus
    „Bo dyskurs jest libkowo-prawicowy obwiniający ofiary tj. przeciętnych kowalskich, którzy dostaną po dupie, a im niżej są na drabinie tym bardziej”

    Zgadza się – agenda wegańska w elitarystycznym wydaniu pani europoseł z Brukseli jest niezrozumiała i kontrproduktywna. Teraz Sylwią Spurek wzywającą do rezygnacji z nabiału można straszyć dzieci („patrzcie, lewactwo chce zlikwidować przemysł mleczarski!”). Należy przede wszystkim uświadamiać ludzi o ekologicznych kosztach produkcji mięsa (szczególnie wołowiny!), a walkę z wiatrakami zostawić sobie na później.

  262. @mmf
    „Należy przede wszystkim uświadamiać ludzi o ekologicznych kosztach produkcji mięsa”

    Ale Kowalski może mieć ekologię w rzyci. Pewnie jeszcze bardziej niż cierpenie zwierząt. Nie ma co uświadamiać, trzeba zabronić i już. Albo doprowadzić podatkami ekologicznymi do tego, że mięso będzie tak drogie, że nie będzie się ołacała masowa produkcja. Prawdę mówiąc nie rozumiem dlaczego mleko z owsa/soi/ryżu jest kilkukrotnie droższe od tego z krowy. Jak długo tak będzie tak długo ludzie z mleka nie zrezygnują.

  263. @bartolpartol

    No właśnie to też nie zadziała. Podatek jedyne co da, to że wołowina stanie się luksusowym dobrem dla bogaczy – a to przecież taka żywnościowa segregacja ludności to też nielewicowe rozwiązanie. Z kolei zakaz, już pomijając że to odjechane sci-fi, w praktyce by spowodował plagę niedożywienia, bo ułożenie sobie zbilansowanej diety roślinnej, choć w teorii możliwe, to nie jest wcale jest takie hop-siup, tylko musisz mieć albo sporo wiedzy i czasu, albo kasę na dietetyków czy gotowe pudełka. Sam miałem do tego kilka podejść, i pomimo suplementacji dieta wegańska zawsze się prędzej czy później kończyła jakimiś niedoborami we krwi.

    Także ja się etycznie całkowicie zgadzam z weganami, ale jednocześnie zupełnie nie mam pojęcia jak to pragmatycznie wdrożyć.

  264. @monday.night.fever
    Potrafisz sobie wyobrazić Cejrowskiego pchającego się do MMA ku uciesze gawiedzi?

    No nie, podobnie jak (toutes proportions gardées) nie potrafię sobie wyobrazić Himmlera ani Rosenberga, pchających się na wieżyczkę strażniczą w KL.

  265. @unikod „Właśnie poznałem sylwetkę rywalki Mai Staśko, była prostytutkę. Po początkowym zawodzie, że impreza to stracona okazja”
    Okazja do czego? Te panie będą się chyba bić po twarzach? Czy może MMA to taki klub dyskusyjny, tylko w oktagonie? Co można promować w ten sposób – poza mordobiciem?

    @bantus
    „O ile do pewnego stopnia moda na przyjazne środowisku rzeczy jest czymś pozytywnym to już obwinianie ludzi, że nie kupują oszczędnych hybrydowych samochodów, bo ich nie stać czy żywności w eko butikach jest więcej niż kontr produktywne.”
    Katastrofa klimatyczna to jest katastrofa, tu ciężko się targować, że jeeeszcze tylko trochę, troszeeeeczkę pożyjemy jak dawniej. Tu SUV, tam stek, a jeszcze tu wakacje w Egipcie. Zadziwiające, ale całkiem zgrabnie ujął to Złomnik parę dni temu:
    „Unia postawiła na względnie akceptowalne rozwiązanie przejściowe, jakim są samochody elektryczne. Przejściowe, bo w rzeczywistości wiadomo, że koncepcja indywidualnego transportu w postaci samochodu jest nie do obrony i nie do utrzymania. Indywidualna motoryzacja elektryczna również wymaga ogromnych ilości energii, której za bardzo nie mamy skąd pozyskać oraz w podobny sposób jak spalinowa niszczy środowisko, tyle że nie na etapie eksploatacji, a na etapie produkcji i utylizacji pojazdów. Nic indywidualnego poza rowerem i hulajnogą na dłuższą metę nie ma szans, a transport dalekobieżny mogą zrealizować tylko pociągi – nawet nie samoloty, bo te również emitują zbyt dużo CO2. Mówię o sytuacji, w której ewentualnie chcemy żyć na Ziemi dłużej niż najbliższe sto lat.
    Niestety, Unia ma też ten problem, że wybudowano ogromną i rozbudowaną infrastrukturę dostosowaną do indywidualnego transportu w postaci sieci autostrad, parkingów itp., oraz że w wielu miejscach miasta rozbudowano tak, że dojazd z części mieszkalnej do części biznesowo-przemysłowej wymaga użycia samochodu. Można powiedzieć, że ludzie w Unii, rozumiejący dlaczego to wszystko w obecnej postaci nie ma szans, są jak strażacy przychodzący na wesele i mówiący że jest zagrożenie pożarowe, i wszyscy muszą opuścić salę.
    Oczywiście nikt nie chce wyjść i wszyscy dalej świetnie się bawią. Jak to wyjść? Ale przecież mamy wesele – i chlup w ten głupi dziób, i zabawa w pociąg, i jeszcze śledzik pod wódeczkę. Strażacy krzyczą, że jak nie wyjdziecie, to spłoniecie – e tam, kto by ich słuchał, psują tylko zabawę, weź jeszcze polej. Potem wszyscy duszą się czadem i umierają, ale przynajmniej postawili na swoim i bawili się do końca. Podobnie jest w tym przypadku: Unia Europejska musi przekonać ludzi, że muszą zrezygnować z czegoś co nazywają „dobrobytem” dla ogólnego, większego dobra. Jednak ludzie jako masa są niezdolni do takiego działania i każdy z nas, łącznie ze mną, pomyśli sobie „ale dlaczego ja mam rezygnować z samochodu, skoro bogaci nie zrezygnują, politycy nie zrezygnują, niech was szlag trafi! Unia zabiera mi wolność!”.
    https://spidersweb.pl/autoblog/unia-europejska-chce-zabrac-nam-wolnosc-wpychajac-nas-do-elektrycznych-pseudosamochodow/

  266. @procyon „Podatek jedyne co da, to że wołowina stanie się luksusowym dobrem dla bogaczy – a to przecież taka żywnościowa segregacja ludności to też nielewicowe rozwiązanie.”
    To może każdemu rozdajmy jeszcze po kilo kawioru i drugie kilo trufli? Mięso powinno stać się dobrem luksusowym, każde. A jeśli ktoś koniecznie musi codziennie jeść zwierzęce proteiny, to pracuje się już nad wykorzystaniem w ludzkiej żywności nie tylko owadów, ale również ich larw – rosną szybko i ponoć są bardzo pożywne.
    @”ułożenie sobie zbilansowanej diety roślinnej”
    Niby zachodnie społeczeństwa mają teraz zbilansowaną dietę?

  267. @procyon

    „Zbilansowana dieta” oznacza jedzenie mięsa raz, dwa razy w tygodniu, lub niewielkich ilości codziennie (najlepiej drób) według postulowanej przez dietetyków piramidy żywieniowej, a nie zupełne odstawienie go (jak to robią weganie), czy codzienne obżeranie się stekami a’la Jordan Peterson. Lewactwo powinno promować korzyści wiążące się z prawidłowym sposobem odżywiania i uświadamiać koszt ekologiczny produkcji wołowiny, a nie odlatywać w kosmos walki z nabiałem. To są jakieś bzdurne, zastępcze krucjaty, podobnie jak walka z myślistwem czy elektrowniami atomowymi, podczas gdy prawdziwe problemy leżą zupełnie gdzie indziej. Ale dekarbonizacja, redystrybucja, walka z niedożywieniem w Trzecim Świecie czy przerzucenie kosztów klimatycznych na elity nie są tak atrakcyjne ideologicznie jak modna wśród celebrytów – którzy przecież nie zrozumieją złożonych procesów, więc chwytają się prostych haseł – walka z wiatrakami. Jest mądry i głupi aktywizm.

  268. bartolparol
    „Ale Kowalski może mieć ekologię w rzyci.”

    I bardzo szybko zmienia zdanie, jak się okazuje, że farma indyków, wielka chlewnia itp. ma powstać w okolicy. Świadomość jaki to jest to jest syf ma nie tylko wrażliwe miastowe lewactwo.

  269. @sheik.yerbouti
    „Mięso powinno stać się dobrem luksusowym, każde. A jeśli ktoś koniecznie musi codziennie jeść zwierzęce proteiny, to pracuje się już nad wykorzystaniem w ludzkiej żywności nie tylko owadów, ale również ich larw”

    No i to jest program przekształcenia kraju w Snowpiercera, który z miejsca redukuje partię do kanapy gorszej niż Braun. Więc dalej nie wiem, jak by miało wyglądać przekonanie do niego ludzi. Bo ja się cały czas zgadzam, że trzeba mocno ograniczyć produkcję mięsa i nabiału, tylko zupełnie nie wiem, w jaki realistyczny sposób może do tego dążyć lewica.

  270. @shaik
    „jeśli ktoś koniecznie musi codziennie jeść zwierzęce proteiny, to pracuje się już nad wykorzystaniem w ludzkiej żywności nie tylko owadów, ale również ich larw – rosną szybko i ponoć są bardzo pożywne”

    Może jeszcze ślimaki? Nie żartujmy. Przecież to pomysł z księżyca, nie do zaakceptowania przez 99% populacji, który nigdy nie przejdzie, m.in. z powodów kulturowych. To ja już wolałbym zostać weganinem. Pewnie w Chinach w środku Wielkiego Głodu pomysły smażenia kotletów z robactwa by chwyciły, ale nie w XXI wieku w środku Europy (już widzę te leady: „Nowa dieta! Lewica proponuje ludziom jedzenie robaków!”).

    Osobiście modlę się o sukces produkcji syntetycznego mięsa – jeśli wdrożenie tego okazałoby się ekonomicznie opłacalne, szybko znaleźliby się inwestorzy produkcji soylentu, co rozwiązałoby większość problemów, a klimatycznie kosztowne hodowle tradycyjne w naturalny sposób by poznikały (oczywiście zawsze pozostałby jakiś margines w postaci uboju dla elit; jeśli bogacze albo koneserzy chcą żreć „naturalne” steki po trzysta dolarów za kilo, to smacznego).

  271. Na początek myślę że wystarczyłyby duże podatki na produkcję masową mięsa i nabiału (plus np jakieś konkretne obostrzenia czego im w ogóle nie wolno) i jednoczesne promowanie produkcji ekologicznej. Tak by masowy syf był drogi a jednocześnie istniał równie drogi ale zdrowszy a przede wszystkim mniej niszczący planetę zamiennik. Powrót do hodowli sprzed jej uprzemysłowienia po prostu. Na początek tylko na terenie unii, bez ewangelizowania reszty świata bo to nie zadziała. I zakaz wwozu mięsa i nabiału spoza UE, poza jakimiś nielicznymi wyjątkami (ale masówki bym zakazał totalnie). Dałoby się to sprzedać publice myślę. Znaczy: na pewno nie wujkowi heńkowi który musi jeść codziennie schabowe, ale tej mniej wąsatej połowie społeczeństwa tak.

    Mogłyby też być np programy dotacji dla przemysłu mleczarskiego na wdrożenie produkcji zamienników roślinnych, oczywiście pod warunkiem że potem będą sprzedawać to mleko sojowe w cenie krowiego a nie za 3 razy tyle. itp itd.

    Ale nie wierzę że cokolwiek w tym typie się rzeczywiście zadzieje. Za duże pieniądze stoją za produkcją mięsa i mleka, zawsze będą w stanie kupić sobie odpowiedniu wielu polityków.

  272. @embercadero
    „duże podatki na produkcję masową mięsa i nabiału (plus np jakieś konkretne obostrzenia czego im w ogóle nie wolno) i jednoczesne promowanie produkcji ekologicznej.”

    Litości, czyli duże podatki na masówkę dla większości i promowanie produkcji dla bogaczy. To w idealny sposób łączy pomysł który nie jest lewicowy z pomysłem który nie przejdzie 😀

    @Xmedy,
    Z indywidualnego widzenia dobrze jest mieć. Społecznie jest problem taki, że to co publiczna służba zdrowia zapewnia czyli szpitale i złożone procedury nieproporcjonalnie trafia do wcześnie zdiagnozowanych i prowadzonych przez prywatnych specjalistów ponadprzeciętnie zamożnych pacjentów. To w jakiś sposób wyjaśnia wydawałoby się samobójczy korwinizm klasy ludowej – przecież podobnie działa u nas szkolnictwo chociażby.

    Inna rzecz, że jakaś sprawność organizacyjna w prywatnej służbie zdrowia istnieje – mój ulubiony przykład to badanie które wymaga spożycia glukozy. Kosztuje to kilka złotych w detalu, pewnie grosze w hurcie – ale prywatny system zapewnia, a NFZ kazał sobie przynieść ze sobą. To jest oczywiście minimalny koszt, ale upierdliwość znacząca, bo trzeba kupić w aptece, czyli odwiedzić kolejne miejce i pamiętać żeby zabrać itd. Biorąc pod uwagę zamieszenie generowane przez pacjentów którzy zapomnieli/nie wiedzieli/cokolwiek to pewnie taniej byłoby dawać, ale nie można co coś tam.

  273. @bogdanow
    „Litości, czyli duże podatki na masówkę dla większości i promowanie produkcji dla bogaczy. To w idealny sposób łączy pomysł który nie jest lewicowy z pomysłem który nie przejdzie”

    Zdefiniuj „lewicowy”. Jak dla mnie to że państwo/UE robi coś absolutnie koniecznego dla dobra ogółu i wbrew lobby mięsnych kapitalistów już samo z siebie jest lewicowe, podczas gdy prawicowe państwo ma tendencję do nic nie robienia („dają wolność”) a już na pewno nie wbrew lobbystom. Lewicowe państwo ma to do siebie że „wie lepiej” co jest dla obywatela dobre i to wdraża dla dobra ogółu, nawet jeśli obywatel jest nie dość mądry i nie rozumie że to dla jego dobra. Jeśli rozumiesz lewicowość przez tani kotlecik codziennie dla każdego to to nie jest lewicowość tylko co najwyżej populizm/głupota/totalny brak odpowiedzialności.

  274. @embarcadero

    To chodzi nie o cel (ograniczenie produkcji zwierząt, najlepiej do zera) TYLKO O TO JAK TO ZROBIĆ.

    Już w tym momencie masz te debilne memy all over the internet („eat the bug live in the pod own nothing”); historycznie strajki i protesty lubią sobie wybuchnąć o ceny i dostępność mięsa nawet bardziej niż chleba, etc.

    Ludzie nie przełkną jedzenia teksturowanej śruty roślinnej, jeżdżenia autobusem/pociągiem a nie indywidualnym samochodem etc. DOPÓKI będą widzieć kłujących w oczy bogaczy w SUVach czy nad stekiem. I nie o Muskach i Zuckach mówię, tylko o klasie średniej.

    Jeśli się zgadzamy, że wszystko od średniej średniej w górę należy rozkulaczyc (wywłaszczyć z mieszkań powyżej pierwszego, aut niet, latania niet, mięsa niet), a miliarderom po prostu zabrać majątek, to zgoda. Ale czy na tym blogu? 😉

  275. @jgl
    „Czy są na ten aktywizm jakieś papiery”

    Linkowałem artykuł, odsyłałem do książki.

  276. @izbkp
    „Potrafisz sobie wyobrazić dyskusję o Cejrowskim, analogiczną do prowadzonej tutaj wokół osoby pani Mai,”

    Cejrowski za sprawą decyzji Cezarego Michalskiego – wtedy jeszcze fanatycznego prawaka – dostał program w telewizji publicznej. Jest establishmentem, ma fxui kasy i możliwości do prezentowania swoich poglądów w mediach. Nie interesują go niszowe blogaski. Wszystkie analogie prawica/lewica zakładające symetrię są w Polsce do wyrzucenia – bo prawica od 30+ lat ma nieograniczony dostęp do mediów, strumienie kasy, stanowiska i etaty. A lewica pierwszą dekadę spędziła w katakumbach typu „Lewą Nogą”, a teraz ma najwyżej pobyt tolerowany. Ale nie ma żadnego odpowiednika „programu w telewizji publicznej”.

    Staśko jest w innej sytuacji. Parę dni przed ogłoszeniem startu w MMA pisała, że ją wyrzucono z wynajętego mieszkania i pośpiesznie szuka nowego. Trochę ją rozumiem, że w tak desperackiej sytuacji człowiek się chwyta desperackich rozwiązań. Cejrowski nigdy nie będzie (i od 30+ lat nie miał) problemu pt. „gdzie ja właściwie będę mieszkać”.

    Having said that, jako starszy pan (dziaders) nie akceptuję takich dróg awansu społecznego. Stety lub niestety, nie ma nic poza „zdobądź wykształcenie związane z tym, że masz jakiś papier, który ci daje uprawnienia do wykonywania stabilnego zawodu”.

  277. @wo,
    Having said that, jako starszy pan (dziaders) nie akceptuję takich dróg awansu społecznego. Stety lub niestety, nie ma nic poza „zdobądź wykształcenie związane z tym, że masz jakiś papier, który ci daje uprawnienia do wykonywania stabilnego zawodu”.

    Ech, ale to niezgodne rzeczywistością. Wykształcenie z papierem to jedna z dróg awansu, ale wcale nie jedyna. Dla wielu osób daleka od optymalnej. Dla emigrantów np. często lepszym rozwiązaniem jest drobna przedsiębiorczość (czytałem ciekawą biografię mało znanego Paula Barana – jego rodzice mieli sklep). Natomiast Staśko poprzez MMA nie tyle dokonuje awansu*, co wykorzystuje już dokonany awans. Przecież popyt na jej występ bierze się z rozpoznawalności – awansem było jej uzyskanie.
    * btw, nie mam pojęcia jakie ma pochodzenie, a to jest kluczowe dla oceny awans/degradacja.

  278. @bogdanow
    „czytałem ciekawą biografię mało znanego Paula Barana – jego rodzice mieli sklep)”

    Dla rodziców to nie był awans, sklep miemi też w starym kraju. Baran to zaś modelowy przykład awansu – przez – politechnikę.

    „Przecież popyt na jej występ bierze się z rozpoznawalności – awansem było jej uzyskanie.”

    Rozpoznawalność sama z siebie to jeszcze nie kariera – proszę spojrzeć na losy gwiazd różnych Big Brotherów. Potem jeszcze przez chwilę mogą to monetyzować występując w telewizji Mango Telezakupy, ale potem są już bohaterami fotorelacji typu „Pamietacie Dziunię z Tego Debilnego Show? Nie uwierzycie, jak wygląda teraz!”.

    Większosć rozpoznawalności Staśko to rozpoznawalność negatywna – jedni jej nienawidzą, drudzy z niej szydzą. Niewielu ma rozpoznających ją pozytywnie (gotowych wpłacać na patronajta, itd.). Od tego MMA takich nie przybędzie, przybędzie hejterów i szyderców.

  279. To nie było tak że zeszli ze statku i czekał na nich sklep. Uznali jednak że sklep jest lepszym pomysłem niż studia i papier. To zresztą przecież jest masowe zjawisko: sklepy, restauracje.
    Sport jest kolejną metodą. Też nie jestem fanem sportu (a już wybitnie sportu w formie mordobicia), ale taka jest rzeczywistość.
    Ktoś ma predyspozycje do edukacji (inteligencja), ktoś do sportu (cechy fizyczne), ktoś do celebrytozy itd., a ktoś inny po prostu wżeni się w pieniądze (patrz: Wokulski).
    @Big Brother, przecież z pierwszego BB wyszły 3 kadencje poselskie. Oczywiscie, to nie jest gwarancja sukcesu – ale studia przecież też nie są.

  280. @rpyzel
    „I bardzo szybko zmienia zdanie, jak się okazuje, że farma indyków, wielka chlewnia itp. ma powstać w okolicy.”

    Noale to nie w miastach przecież, gdzie większość (?) Kowalskich mieszka. Może to być problem co najwyżej małej miejscowości.

    @mcal
    „DOPÓKI będą widzieć kłujących w oczy bogaczy w SUVach czy nad stekiem.”

    Pal licho steka, bo teraz też Kowalski dobrego steka często nie jada, ale sprawę SUVów można załatwić wprowadzając maksymalne dopuszczalne wymiary samochodu osobowego (np. 4,5×1,8×1,8 m) i tworząc rozległe strefy ograniczonego ruchu (tylko zbiorówka, taxi, niepełnosprawni i służby). Oczywiście będą samochody droższe i tańsze, ale nie będą drastycznie różniły się gabarytami, więc nie będą tak kuły w oczy i zajmowały kilku miejsc parkingowych.

    „teksturowanej śruty roślinnej”

    Są bardzo smaczne rzeczy dostępne. Ciągle droższe niż schabowy (chyba), bo jednak skala produkcji jeszcze nie taka no i trzeba korzystać i kosić premię od tych bardziej świadomych póki się da.

  281. bartolpartol,
    „Pal licho steka, bo teraz też Kowalski dobrego steka często nie jada, ale sprawę SUVów można załatwić wprowadzając maksymalne dopuszczalne wymiary samochodu osobowego (np. 4,5×1,8×1,8 m)”

    Dobre! De facto w Japonii działa coś takiego. Dorzuciłbym ograniczenie masy.

  282. @WO
    > Having said that, jako starszy pan (dziaders) nie akceptuję
    > takich dróg awansu społecznego. Stety lub niestety, nie ma nic
    > poza „zdobądź wykształcenie związane z tym, że masz jakiś
    > papier, który ci daje uprawnienia do wykonywania stabilnego zawodu”

    Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Mój pierwszy kontakt z Cejrowskim to WC Kwadrans. Ohyda. Mój pierwszy kontakt z Mają Staśko to jej artykuł opublikowany w 2016 w dwutygodniku (1). To był jeden z tych tekstów, których czytanie dostarcza dodatkowej przyjemności.

    Z pierwszego wrażenia płynie myśl taka, że Pani Maja, robiła co mogła, aby pójść drogą: „zdobądź wykształcenie związane z tym, że masz jakiś papier, który ci daje uprawnienia do wykonywania stabilnego zawodu” aż zderzyła się z sufitem. Tym samym sufitem, który dla tego ohydnego WC typa był ledwo podłogą. Dlatego ohydny WC typ mógł osiągnąć finansowy sukces, nie martwiąc się zupełnie o to, czy skończy któreś z rozpoczynanych studiów.

    Podziwiam Panią Maję za to, jak stara się rozbić ten sufit. Ten trzyma się jednak na wielu różnorodnych belkach. Pamiętam jej występ w TVN24, w programie dziadersa Morozowskiego, z pretendującym do dziaderstwa Miłoszewskim (2) i to, jak potem jej słowa idiotycznie recenzowano odwracając sens tego o czym próbowała mówić…

    Za tragedię uważam, że ktoś o takim intelektualnym potencjale, który zobaczyłem w „Czytelnicy wszystkich krajów, łączcie się!” MUSI budować swoją karierę w formule MMA freak fight a ludzie określający swoje poglądy jako „lewicowe” uważają, że taki „model kariery” to jej indywidualny wybór.

    (1) https://www.dwutygodnik.com/artykul/6469-czytelnicy-wszystkich-krajow-laczcie-sie.html
    (2) https://tvn24.pl/go/programy,7/tak-jest-odcinki,10840/odcinek-588,S00E588,512230

  283. @bogdanow
    „De facto w Japonii działa coś takiego.”

    Ale tam jest chyba tak, że albo masz keicara i przywileje, albo nie masz keicara, ale masz kasę na przywileje. A w moim pomyśle chodzi o to, że niezależnie od tego ile masz kasy nie możesz mieć większego samochodu i już.

    „Dorzuciłbym ograniczenie masy.”

    To akurat bym opodatkował, bo możesz mieć potrzebę robienia dużych przebiegów, a bateria swoje waży. Choć pewnie wcześniej doczekamy tak rozwiniętej infrastruktury ładowania i takich baterii, że duża bateria będzie całkowicie zbędna. Ktoś już nawet zrobił i bada prototyp drogi ładującej baterię indukcyjnie podczas jazdy (bo indukcyjne ładowarki „stacjonarne” już są).

  284. @bogdanow
    „studia przecież też nie są.”

    Sa o tyle, że jeśli zakończysz je wspomnyanym papierem – masz przynajmniej gwarancję, że nie spadniesz poniżej poziomu nauczyciela (czy na co tam ten papier se wyrobiłeś). Sport dla ponad 90% probujących oznacza tylko przedwczesne kalectwo, plus sukces dla maleńkiego odsetka. Podobnie reality show, podobnie mordobicia w oktagonie.

  285. @bogdanow
    „Dorzuciłbym ograniczenie masy.”

    Ograniczenie masy już jest (3,5 t). To bardzo sensowny postulat, sprowadza się do doprecyzowania definicji prawa jazdy kat. B. Chcesz jeździć ciężarówką – wyrób se na ciężarówkę.

  286. @bartolpartol

    „śruta”

    No ja to wiem, bo takie rzeczy jem – na co dzień kostkę sojową tanią z wora na kilogramy, przez tofu, różne I-can’t-believe-it’s-not-meat burgery, aż po, na wakacjach ostatnio, opcję dla turbosnobów (fillet mignon z cielęciny roślinnej nie tyle że nieodróżnialnej, co LEPSZEJ niż mięso pod względem smaku i faktury… obrzydliwie niestety drogi, jeden konkretny słoweński startup ma fabryczkę tego czegoś na potrzeby haute cuisine). Nie chodzi jednak o przekonywanie przekonanych (owady też jem, full disclosure). Chodzi o to, żeby nie mieć instant ruchu żółtych kamizelek na zasadzie „elity stek, a dla nas robactwo i jakieś gówno z soi!!!1”. To jest realny problem.

    @SUVy

    Paradoksalnie tu może być lepiej. W Krakówku ludzie są już tak zniszczeni problemami komunikacji samochodowej (nie wjedziesz, nie staniesz, korek godzina a tramwaje obok robią BRRR) że może i nawet „tylko taxi, specjalne etc.”, jakoś by przeszło. Aczkolwiek tu z kolei naprawdę Ci tego Elita Krakowska nie dopuści nawet jako opcję, bo jakże to: ksiądz z kancelarii metropolitalnej, Ważny Profesor, Prawnikolekarz z Dobrej Rodziny mieliby się tłoczyć ze śmierdzącą baranim łojem niemytą tłuszczą W JAKIMŚ BRUDNYM AUTOBUSIE?

  287. @izbkp
    „Za tragedię uważam, że ktoś o takim intelektualnym potencjale, który zobaczyłem w „Czytelnicy wszystkich krajów, łączcie się!” MUSI budować swoją karierę w formule MMA freak fight a ludzie określający swoje poglądy jako „lewicowe” uważają, że taki „model kariery” to jej indywidualny wybór.”

    Nie musi. To jej indywidualny wybór. Mogła wybrać studia zakończone papierem, woli mordobicie. Jej wybór, jej sprawa. Proszę za bardzo się tu nie rozpędzać w bronieniu tego wyboru.

  288. @mięso i podatki
    Dyskutowaliśmy o tym już kilka razy. Opodatkowanie steków (choć pewnie słuszne) to ostatni krok – w dużej mierze symboliczny. Z mięsem/nabiałem jest jak z podróżami lotniczymi, jego produkcja w I świecie (chyba też w Chinach) jest obecnie DOTOWANA dlatego jest tanie. Najpierw trzeba by te dotacje przekierować na roślinne odpowiedniki i produkty mieszane – w parówce może być naprawdę niewiele mięsa a dużo grochu. Jeżeli ceny produktów (proto)wegańskich będą znacząco niższe, ludzie sami zaczną migrować w tę stronę (oczywiście efekt wzmocni odpowiednią promocja i kształtowanie mód). Druga rzecz to szykany dla przemysłowej produkcji zwierzęcej i promowanie przechodzenia na hodowlę ekstensywną i jednocześnie „zabieranie miejsca” w postaci bonusów za zalesianie, zabagnianie i utrzymanie rozmaitych użytków ekologicznych (w obecnej WPR są już dotacje do łąk czy rolnictwa ekologicznego, tu naprawdę w wielu przypadkach wystarczy zmiana w tabelkach z wymaganiami i kwotami).

    Wokół gospodarki „wegańskiej” odbywa się to samo bicie piany co wokół transportu – może po prostu stwórzmy ludziom dobra alternatywę i dajmy trochę czasu by jej zaufali a potem jeczmy, że „ludzie tego nie kupią”. Piszę to jako mięsożerca, któremu z trudem idzie ograniczanie produktów zwierzęcych.

    @owady spożywcze
    Ja tam czekam z ciekawością, nawet kupuję czasem za ciężki grosz mąkę z owadów i próbuję pichcić. A przecież tzw. zwykli ludzie kupią produkty z białkiem larw i owadów jako bazą, choćby te parówki. Poza tym pozostają różne specyficzne zastosowania w rodzaju karmy dla zwierząt domowych.

    Na mięso syntetyczne niestety jeszcze poczekamy (choć rozwój jest imponujący). Choć – gdybym mógł wybierać – wolałbym syntetyczne mięso ryb morskich i owoców morza…

    @rodzice Barana i studia
    Chyba nie załapałem jakiejś figury retorycznej – o jakim „wyborze” pójścia na studia (w USA początku XX w!) mowa w przypadku imigrantów – rodziców małych dzieci? I czy na pewno mieli go za młodu w starym kraju?

  289. @st
    „I czy na pewno mieli go za młodu w starym kraju?”

    Oczywiście że nie, koledze nie wyszła metafora, nie ma co tego drążyć raczej.

  290. @wo,
    Nie, nie dają. To nie jest tak że papier na nauczyciela daje gwarancję zdobycia pracy nauczyciela. Istnieje naprawdę świat poza wielkimi miastami.

    „Mogła wybrać studia zakończone papierem, woli mordobicie.”
    Przecież poszła na studia, UAM to niezła uczelnia.
    Ja osobiście chciałem być naukowcem, ale wyszło, że jako pracownik korporacji zarobię na mieszkanie, a jako doktorant nie. Czy to oznacza że miałem wybór? Czy też może miałem pecha urodzić w klasie ludowej w małym miasteczku?

    @s.trabalski
    „Chyba nie załapałem jakiejś figury retorycznej”

    Bywa! Zwróć uwagę że sam sobie jakby odpowiedziałeś na pytanie. Nie dla każdego i wszędzie studia są równie łatwe – np. przynoszą korzyście po zbyt długim czasie, wiążą się z kosztami, id. Bywa że łatwiejsze jest knajpa/sklep/firma sprzątająca itd. I to jest bardzo stały element migracyjny – nawet ludzie bardzo ceniący edukację, zamiast isć np. na wieczore studia i pracować, wykorzystują swój czas/kapitał na drobny biznes, najlepiej nudny i niechętnie wykonywany przez lokalsów.

  291. @wo
    „Ograniczenie masy już jest (3,5 t). To bardzo sensowny postulat, sprowadza się do doprecyzowania definicji prawa jazdy kat. B. Chcesz jeździć ciężarówką – wyrób se na ciężarówkę.”

    To już się trochę dzieje. Zabawne, ale w niektórych przypadkach „ciężarówka” zaczyna się od 2,5t.

  292. @bogdanow
    „To nie jest tak że papier na nauczyciela daje gwarancję zdobycia pracy nauczyciela”

    Na dzisiejszym rynku daje. Nie będzie mnie pan na moim blogu pouczać o wakatach w edukacji.

    „Istnieje naprawdę świat poza wielkimi miastami”

    Istnieją naprawdę szkoły poza wielkimi miastami.

    „Przecież poszła na studia, UAM to niezła uczelnia.”

    Nie wszystkie studia dają papier uprawniający do konkretnego zawodu.

    „Czy to oznacza że miałem wybór?”

    Nie wybrał pan mordobić.

    „Nie dla każdego i wszędzie studia są równie łatwe”

    To nie jest przypadek pani Mai. Niech pan w to już nie brnie, bo i tak się panu to nie uda.

  293. @WO
    „nie ma nic poza „zdobądź wykształcenie związane z tym, że masz jakiś papier, który ci daje uprawnienia do wykonywania stabilnego zawodu””

    – Mocno nieaktualne. Okienka do stabilnych zawodów są z reguły już pozamykane albo mocno przymknięte, często od kilkunastu lat. Albo zawody przestały być stabilne dla nowo zatrudnianych (bo np. tylko samozatrudnienie albo śmieciówka). Albo są dla nich finansowo tragiczne (zarobki świeżego nauczyciela to tragedia).

    Jasne, że papier UW czy UJ (jak już się uda) daje wiele, ale teraz szturmujący klasę średnią mają szanse na dostanie się raczej na uczelnie w Białymstoku albo Kielcach, bo UW czy UJ to prawie wyłącznie dzieci klasy średniej.

    No i ścieżka „zdobądź wykształcenie” zakłada jakieś magiczne źródło pieniędzy w międzyczasie. (Na moim pierwszym podejściu do studiów stypendium za wyniki w nauce wystarczało na miejsce w czteroosobowym przechodnim pokoju w paskudnej okolicy – i nic więcej. Najlepsze stypendia socjalne i luksusowe „socjalne” miejsca w akademikach mieli synkowie przedsiębiorców – oni mieli najlepsze kwity że byli biedni). Być może jak się pochodzi z klasy średniej i ma wysoki kapitał kulturowy to można załatwić sobie jakieś fajne stypendia – o których pewnie nie słyszał nikt z osób, które ich najbardziej potrzebują.

    Oczywiście każdy ma swoją banieczkę i swoją grupę rówieśniczą. W mojej najlepiej wylądowali ci, którzy wybrali 1) zawodówkę bądź technikum budowlane (plus emigracja, powrót z pieniędzmi i własna działalność) albo 2) mundur. Żeby było zabawniej, ta druga droga awansu już – w tak krótkim czasie! – została zamknięta i jest raczej dla swoich.

    „Sport dla ponad 90% probujących oznacza tylko przedwczesne kalectwo, plus sukces dla maleńkiego odsetka”
    – Nie widzisz, że właśnie stąd jego atrakcyjność dla nas, proli, jako szansy awansu? Te 90% szans na przedwczesne kalectwo ma się i tak, w robocie. Więc skoro w obydwu przegrasz zdrowie tak samo, to – jeśli się dostało szansę – czemu nie próbować tam, gdzie można wygrać więcej?

  294. @piotrkowalczyk
    W artykule są tylko deklaracje bez konkretów, a napisanie książki, nawet na ważny temat i nawet jeśli byłaby dobra (raczej nie jest), to nie aktywizm ani nie pomoc

  295. @s.trabalski
    „Z mięsem/nabiałem jest jak z podróżami lotniczymi, jego produkcja w I świecie (chyba też w Chinach) jest obecnie DOTOWANA dlatego jest tanie. Najpierw trzeba by te dotacje przekierować na roślinne odpowiedniki i produkty mieszane – w parówce może być naprawdę niewiele mięsa a dużo grochu.”

    O to mi chodziło z podatkiem ekologicznym. Zabranie dotacji to też ostatecznie podatek. Ale oczywiście masz rację, że dotacje należy przekierowywać. Tak samo jak należy przekierowywać dotacje z wydobycia i przewórstwa ropy oraz produkcji spaliniaków (te przemysły dostają w cholerę kasy od państw) na produkcję elektryków (z naciskiem na transport publiczny i pojazdy komercyjne).

    „może po prostu stwórzmy ludziom dobra alternatywę”

    To się dzieje i to widzą firmy mięsne i mleczarskie. Tarczyński, Sokołów i Morliny robią wędliny i „mięsa” wegańskie, Piątnica mleko owsiane. I muszę powiedzieć, że jestem tym bardzo pozytywnie zaskoczony.

    @bogdanow
    „To nie jest tak że papier na nauczyciela daje gwarancję zdobycia pracy nauczyciela.”

    No wejdź sobie na stronę dowolnego kuratorium i popatrz na ogłoszenia. Takich braków w kadrze nauczzycielskiej chyba jeszcze nie było. I dotyczy to również małych miejscowości, gdzie co prawda trudniej odejść z zawodu nauczyciela (brak alternatyw), ale to nie oznacza, że nauczycieli nie brakuje. Inna sprawa, że wynagrodzenia są głodowe z perspektywami na trochę mniej głodowe (przynajmniej dopóki jakaś władza wreszcie nie doceni roli edukacji).

  296. @bogdanow

    Problemy osobiste pani Staśko kompletnie mnie nie obchodzą, to w ogóle nie jest moja sprawa. Ktoś powinien tym młodym aktywistom wytłumaczyć(*), że palikotyzacja lewicy to najszybszy sposób na znalezienie się na śmietniku historii. Oni (Staśko i Kapela) swoje wejście do klatki tłumaczą „potrzebą nagłośnienia problemów X i Y”, ale mam wrażenie, że marzą o karierze celebrytów i chcą monetyzować popularność. Ok, to niech idą tańczyć na lodzie w TVN albo biją się po gębach MMA, ale niech nie wycierają sobie gęby lewicą, bo później Zandberg i spółka muszą za nich świecić oczami.

    * – https://trybuna.info/sport/wiadomo-z-kim-zawalczy-stasko/

  297. @wo

    „To nie jest tak że papier na nauczyciela daje gwarancję zdobycia pracy nauczyciela”

    Na dzisiejszym rynku daje. Nie będzie mnie pan na moim blogu pouczać o wakatach w edukacji.

    I naprawdę uważasz że każdy kto tylko ma papier ma predyspozycje do bycia nauczycielem? Z własnego doświadczenia powiedziałbym że spora część posiadaczy owego papieru nie powinna być dopuszczona nawet do przebywania gdziekolwiek w pobliżu dzieci, nie mówiąc już o „uczeniu”. Rada dla każdego że „mógł zostać nauczycielem” to strasznie słaba rada, ogromna większość ludzkości nie nadaje się do tego.

  298. Z tym nauczycielem to ciekawa sprawa. Tradycyjnie, była to klasyczna droga awansu z klasy ludowej do klasy niewiele wyższej. Nauczyciel był zwykle jedyną wykształconą osobą oprócz księdza, z którą często stykał się młody człowiek ze wsi. Kontakt z lekarzem był jednak rzadszy. Do to ścieżka awansu nie była zbyt stroma, wystarczyło ukończyć po podstawówce seminarium nauczycielskie, za PRL liceum pedagogiczne.

  299. @sheik.yerbouti
    „Katastrofa klimatyczna to jest katastrofa, tu ciężko się targować, że jeeeszcze tylko trochę, troszeeeeczkę pożyjemy jak dawniej. Tu SUV, tam stek, a jeszcze tu wakacje w Egipcie. Zadziwiające, ale całkiem zgrabnie ujął to Złomnik parę dni temu”

    Gdyby mag czarodziej pstryknął palcem i zamienił wszystkie nasze samochody na elektryki na całym świecie to i tak 95% emisji CO2 zostaje. Jakby skasować pasażerskie loty to minus kolejne 1,5 pp?

    „Oczywiście nikt nie chce wyjść i wszyscy dalej świetnie się bawią. Jak to wyjść? Ale przecież mamy wesele”

    Nie twierdzę, że rozbuchana konsumpcja nie jest problemem. Skoro tak to zamiast stawać na wiaderku na skrzyżowaniu i krzyczeć o apokalipsie z lewacką biblią w ręku, żeby się ludzie opamiętali, może trzeba zbanować reklamę. Auć. To osobny przemysł, który wpycha do gardła ludziom ideologię konsumeryzmu, zmusza do kupowania od małego.

    Jestem przeciwnikiem narracji która na pierwszym miejscu stawia i obwinia za wszystko zwykłych ludzi. I to nie kwestia taktyki, że to alienuje wyborców, ale właśnie tej rzekomo obiektywnej, lecz trudnej do przełknięcia prawdy. Zamiast wytykać politykom że boją się zaciskania pasa bo stracą wyborców należy wytykać że boją się CEO, CFO, szareholderów, ogólnie elit które chcą na wszystkim maksymalizować zyski i za nic nie płacić. Czy to wylewając ścieki do rzeki czy emitując gazy cieplarniane.

    Skoro elity zarabiają na emisji CO2 to przywalić im podatek od tych właśnie zysków. To producenci i właściciele kapitału powinni być na celowniku, a nie matka odwożąca starym suvem dzieci do szkoły. Świat w którym żyjemy i kryzys w którym się znajdujemy to nie wynik demokratycznych decyzji a decyzji kapitału o wdrażaniu takich a nie innych rozwiązań. Nie było żadnego głosowania za tym czy wolimy mieszkać na osiedlu ze dobrze finansowaną szkołą i żłobkiem czy na przedmieściach bez komunikacji miejskiej, czy wolimy plastikowe czy szklane opakowania wielokrotnego użytku. Te decyzje zostały podjęte za nas, a nie przez nas. A przekaz płynie taki że to my za to odpowiadamy. No k nie.

    Gdybym mógł dojeżdżać tak jak kiedyś koleją i autobusem do rodzinnej miejscowości i na wczasy to bym się pozbył samochodu, bo mi do niczego nie potrzebny. To nie był mój wybór, sytuacja mnie zmusiła. Chciałbym zmienić na bardziej oszczędny, ale mnie nie stać.

  300. mięso nie powinno być towarem luksusowym, tylko medycznym; są osoby, które nie dadzą rady na diecie roślinnej z powodu różnych chorób

    Fidel Castro powiedział kiedyś „wyobraźcie sobie, że każdy mieszkanie Chin zapragnie mieć samochodów. To samo w Afryce i Ameryce Południowej. Co się wtedy stanie?”

  301. @embarcadero
    „I naprawdę uważasz że każdy kto tylko ma papier ma predyspozycje do bycia nauczycielem?”

    A naprawdę uważa pan, że tak napisałem?

    „Rada dla każdego że „mógł zostać nauczycielem” to strasznie słaba rada,”

    Jest idiotyczna – mogłą powstać tylko w pańskiej głowie.

  302. @bardzozly
    ” Albo są dla nich finansowo tragiczne (zarobki świeżego nauczyciela to tragedia).”

    To niech robią papiery na kominiarza albo prawo jazdy C+E. Wszystko jedno. Nie ma lepszej drogi od wyrobienia papierów.

    „No i ścieżka „zdobądź wykształcenie” zakłada jakieś magiczne źródło pieniędzy w międzyczasie. ”

    Ścieżka „wystartuj w MMA” albo „zgłoś się do szkółki piłkarskiej” też. W dodatku zazwyczaj tych pieniędzy wymagają jeszcze więcej. To często działa jak piramida finansowa.

    ” Nie widzisz, że właśnie stąd jego atrakcyjność dla nas, proli, jako szansy awansu?”

    Jak pan chce kosplejować proletariat, powinien pan od czasu do czasu zrobić jakiś gruby błąd językowy oraz używać ludowych powiedzonek, na przykład „juści” albo „wciórności”.

  303. @WO
    „Ścieżka „wystartuj w MMA” albo „zgłoś się do szkółki piłkarskiej” też. W dodatku zazwyczaj tych pieniędzy wymagają jeszcze więcej.”
    – Ścieżka przez klubik sportowy potrafi załatwić stypendium sportowe a to potrafi komuś życie uratować.

    „Jak pan chce kosplejować proletariat”
    – Jeśli chce pan kosplejować lewicowca, powinien pan wiedzieć, że nie jest tak, że jak ktoś zapieprza w brudzie to automatycznie ma problemy z językiem.

  304. @bardzozly
    „Ścieżka przez klubik sportowy potrafi załatwić stypendium sportowe a to potrafi komuś życie uratować.”

    Tłumaczę to po raz ostatni, już tego nie napiszę więcej tylko wytnę – argumentuje pan teraz na zasadzie „ścieżka przez wygraną na loterii potrafi załatwić wygraną a to może uratować życie”. Nieliczni dostaną takie stypendia. Reszta się zrujnuje na pościg za mrzonkami.

    „Jeśli chce pan kosplejować lewicowca, powinien pan wiedzieć, że nie jest tak, że jak ktoś zapieprza w brudzie to automatycznie ma problemy z językiem.”

    „Zapieprzanie w brudzie” to nie jest kryterium statusu klasowego. Część klasy ludowej pracuje na czysto. W niektórych pracach klasy średniej analizuje się np. stolec denata. Za to istotnym kryterium jest sprawność językowa. Po prostu klasa ludowa rzadko pisze, rzadko czyta – podobnie jak średnia rzadko bywa w tym awalowym Longines Coś Tam.

  305. @bantus
    „Gdyby mag czarodziej pstryknął palcem i zamienił wszystkie nasze samochody na elektryki na całym świecie to i tak 95% emisji CO2 zostaje.”

    Wg ICCT to akurat nieprawda. Tutaj jest ich raport sprzed roku z ładnym wykresem na 4. stronie: https://theicct.org/sites/default/files/publications/Global-LCA-passenger-cars-jul2021_0.pdf, a tutaj jest krótkie omówienie, gdyby ktoś wolał posłuchać, zamiast czytac: https://www.youtube.com/watch?v=Vi7U6Cj_2aI + parę dodatkowuch informacji.

  306. @m.n.f
    Ja tylko chciałbym zapytać, jak chciałbyś podtrzymać produkcję nabiału przy jednoczesnym wygaszeniu produkcji mięsa? To są rzeczy nierozerwalne: krowa nie daje mleka, bo ma taki kaprys, tylko dlatego, że się ją zapładnia, cieli się, a następnie zabiera się jej cielaka i eksploatuje. Z tego samego źródła pochodzi delikatna cielęcinka. Krowa, po wyeksploatowaniu, nie trafia do Farmy Spokojnej Starości, tylko kończy swoje marne życie, że tak oględnie się wyrażę, w niezbyt komfortowych warunkach. Podobnie jest np. z jajkami.
    Jak z tego wyjść? Nie wiem, ale ja bym zaczął od wspomnianego już przekierowania dotacji oraz odprzemysłowienia produkcji mięsa, a właściwie zapewnienia jakiś sensownych warunków życiowych (to nie jest tak, że świnia czy krowa u Gospodarza ma dużo lepiej). Dodoałbym jeszcze uświadomienie ludzi, co stoi za mięskiem od szczęśliwego prosiaczka (poudaję tu erudytę i polecę pewien cytat z Isaaca Bashevisa Singera). Ale też zdaję sobie sprawę, że to jest wielki biznes, zblatowany z politykami. Tylko że pozostawienie tego tak jak jest, doprowadzi do sytuacji, gdzie nasi potomkowie będą się bić o możliwość żucia zdechłej wiewiórki.

    @3.5t
    Tu jest pewien problem, bo w niektórych krajach ten limit wynosi nawet 4.25t. Niezależnie od tego era przystępnych samochodów powoli się kończy wraz z elektryfikacją i jakoś nie widać ze strony EU chęci do promowania małych, lekkich, zwinnych pojazdów, które zajmują mało miejsca, nie zużywają mnóstwa energii i pozwolą na zaspokojenie większości potrzeb transportowych ludzi, którzy nie załapali się na dobry zbiorkom czy pociąg w pobliżu. Powstają za to kolejne behemoty z bateriami po 60-100kWh, które w większości i tak będą wozić po mieście jedną, góra dwie osoby, zajmując przy tym lekko z 10m^2 (tu mi się przypominają PHEV, kupowane nie po to, by jeździć nimi na krótkich dystansach w dzięki energii elektrycznej, leczy by mieć dostęp do stref z ograniczonym dostępem). W trosce o los Matki Ziemi, [… — GUKPPiW].

    Może po prostu nasz niezbyt doskonały gatunek powinien samodzielnie się wykończyć?

  307. @mrw „Fidel Castro powiedział kiedyś „wyobraźcie sobie, że każdy mieszkanie Chin zapragnie mieć samochodów. To samo w Afryce i Ameryce Południowej.”
    Chyba zjadło ILE tych samochodów zapragnie – pięć? Nawet w USA nie każdy jeden człowiek (średnio) ma sacmochód.
    Notabene podobną opinię wygłosił już w okolicach 1973 Leszek Kołakowski; ten wprawdzie nie nadaje się na koszulkę, ale jednak miał na sumieniu niecoo mniej więźniów politycznych.

    @bantus
    „Jestem przeciwnikiem narracji która na pierwszym miejscu stawia i obwinia za wszystko zwykłych ludzi.”
    Możesz być tej narracji zaprzysięgłym wrogiem, ale o ile koncerny wygaszają produkcję małych samochodów bo unijne normy emisji ich nie lubią (+ mniejszy zysk ofkorz) to już uwiąd sedanów, kombi i kombinvanów to zdecydowanie decyzje zwykłych ludzi, którzy MUSZĄ MIEĆ SUVA, najlepiej jeszcze większego niż sąsiad. Jedne się nie sprzedają, drugich nie są w stanie dość naprodukować. Ale ludzie niczemu nie winni, wręcz umęczeni przez złych kapitalistów.
    @”To producenci i właściciele kapitału powinni być na celowniku, a nie matka odwożąca starym suvem dzieci do szkoły.”
    Łapie za serce! Biedna, takie stare SUVy nie tylko dużo palą i wciąż się psują, ale nawet komplet opon jest dużo droższy niż np. do takiej corolli. TO byłby dramat, gdyby naprawdę taka matka istniała, ale na szczęście to tylko kiepski argument.
    @bantus „Skoro elity zarabiają na emisji CO2 to przywalić im podatek od tych właśnie zysków.”
    W Polsce duża część tych strasznych emitujacych CO2 elit to spółki skarbu państwa. Polski budżet „zarobił” na aukcjach praw do emisji CO2 w zeszłym roku ok. 5.6mld EUR. Oczywiście rząd wydał te środki jak najrozsądniej, z myślą o przyszłości. Co dalej?

  308. @jesus „Tu jest pewien problem, bo w niektórych krajach ten limit wynosi nawet 4.25t.”
    Wystarczy jeśli w EU będzie jednolicie 3.5t. Amerykanie i tak nie przylatują na wakacje z swoim RAMem w walizce.

  309. @WO
    Wyciął pan bo fakt, że „nieliczni dostający takie stypendia” to tysiące ludzi się nie spodobał? Czy to jednak bardziej kwestia niezgodności rzeczywistości z pana mocno nieaktualnym przekonaniem, że klasa robotnicza to ludzie nie umiejący czytać i pisać?

  310. @bartolpartol

    To może doprecyzuję: 95% wszystkich innych emisji CO2 (przemysł, budowlanka, rolnictwo itd).
    Zgadzam się że elektryki są lepsze niż spalinówki, ale nawet jeśli zbanujemy sprzedaż tych ostatnich w 2030 to i tak jeszcze będą na drogach w 2060. A to tylko UE. Samochodowy transport pasażerski to mała część większego problemu i na tej małej części opinia publiczna jest skupiona w sposób zupełnie nieproporcjonalny do wagi problemu.

    @sheik.yerbouti
    „decyzje zwykłych ludzi, którzy MUSZĄ MIEĆ SUVA, najlepiej jeszcze większego niż sąsiad”

    Na tym wg mnie polega turbo kapitalizm, że masz to doładowanie w postaci reklamy, marketingu, który kształtuje postawy społeczne i to czego ludzie chcą. A nawet jak nie to co chcą to co ich swędzi.

    „TO byłby dramat, gdyby naprawdę taka matka istniała”

    No to ludzie kupują te SUVy i jeżdżą nimy wszędzie (także: odwożą te dzieci do szkoły) korkując miasta, czy nie?
    Poza tym SUVy dla Kowalskiego to całkiem praktyczne rodzinne samochody. Nie są dłuższe ani szersze, ale wyższe i mają wiecej miejsca w środku.

  311. @bantus
    „Samochodowy transport pasażerski to mała część większego problemu i na tej małej części opinia publiczna jest skupiona w sposób zupełnie nieproporcjonalny do wagi problemu”

    No nie da się ukryć. Ale też jakoś nie widzę, by politycy i media próbowali to zmienić. Transport „komercyjny” (statki, ciężarówki i dostawczaki, sprzęt budowlany itp., itd.) trują zdecydowanie bardziej, ale jakoś tak niewiele się o tym mówi.

    Oglądam czasem dla hecy budowę fabryki Tesli pod Berlinem. Wszystko fajnie, ale cały sprzęt budowlany, transport ludzi, wszystkie dostawy oraz dystrybucja elektrycznych samochodów jest na ropę. I to takie słabe jest.

    „Na tym wg mnie polega turbo kapitalizm, że masz to doładowanie w postaci reklamy, marketingu, który kształtuje postawy społeczne i to czego ludzie chcą.”

    Wczoraj obejrzałem film „Dziewczyna z planety poniedziałek”. I tam było o marketingu rządzącym światem. Poza m.in. skomercjalizowaniem seksu doszli do tego, że opłaca się wywoływać zamieszki i protesty, bo to daje rządzącej korporacji korzyści finansowe. Smutny film.

    „Poza tym SUVy dla Kowalskiego to całkiem praktyczne rodzinne samochody.”

    Otóż to. I nie ma co się obrażać. Swoją drogą niskie samochody to ciekawy zakręt ewolucji samochodów, które w końcu pochodzą od powozu. I pierwsze samochody były jak powozy wysokie. I obecne też w tym kierunku idą. Niski samochód jest najnormalniej w świecie niewygodny.

  312. @wykształcenie i sport

    Pozwolę sobie na kilka uwag, mając na uwadze to co przez kilka dekad widziałem wśród osób z klasy ludowej/niższej średniej w zachodniej Polsce, 30 km od miasta wojewódzkiego

    1. Sport nie działa. Sorry ale stypendia sportowe są dla osób które juz mają jakieś osiągnięcia – miejsca medalowe lub około medalowe w mistrzostwach Polski co najmniej. W przeszłości działało to inaczej, ale ta przeszłość to czasy PRL i wielkich zakładów utrzymujących obowiązkowo klub piłkarski plus wszelakich bokserów, kolarzy, siatkarzy etc. I była to jakaś droga do stabilizacji….na kilka – kilkanaście lat. Bo wyróżniający się młody człowiek mógł dostać fikcyjny etat robotniczy – tylko co po zakończeniu kariery. Teraz widuję tych byłych sportowców, osobliwie często bokserów z problemami zdrowotnymi. Tylko nieliczni poszli w trenerstwo. Obecnie jest to droga dla bardzo bardzo nielicznych osób, które będą miały na tyle szczęścia że wygrały na loterii genowej, wygrały na loterii bocianiej (sprzyjające otoczenie rodzinne) i jeszcze trafiły na szansę rozwoju. Na przykład w danej okolicy jest trener – pasjonat jakieś dyscypliny inwestujący swój czas i kapitał społeczny w to aby młodzi ludzie mieli dobre warunki do treningu ale znów…z 100 chętnych osób ile osiągnie sukces? Pięć? Pozostałe muszą szukać innych szans. Modne obecnie sporty jak choćby MMA są wariantem tej ścieżki, ale również bardzo ryzykownym i co ważne – także ciężko wskazać aby ktoś poza nielicznymi osobami o statusie gwiazd zrobił na tym pełnoetatową karierę.

    2.Ewakuacja drogą mundurową. Zdarza się wśród osób które mają jakieś uzdolnienia sportowe ale kariery sportowej nie zrobią. Przy czym jak kiedyś pisałem – widać obecnie czynnik genderowy, w postaci chęci uzyskania lepszego dyplomu, pozwalającego na lepszy (w założeniu…) start i awans społeczny wśród kobiet. U mężczyzn widoczne jest zadowolenie się samym wejściem do wojska / policji. Przy czym czynnik nepotyzmu działa ale na ograniczoną skalę – jest ale nie ma czegoś takiego jak „zamknięcie raczej dla swoich”. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza armia obecnie desperacko wręcz poszukuje osób chętnych do służby (popatrzcie gdzie w ten weekend były / są te pikniki wojskowe…) . Przy czym ta droga to wariant opcji nr 3 czyli

    3. No właśnie – „zrób papiery”. W wersji najlepszej to oczywiście papiery wyższej uczelni (lekarskie/inne medyczne, geodety, inżynierskie, nauczycielskie, ew dyplom na księdza) w wersji dużo bardziej popularnej to uprawnienia zawodowe (także prawo jazdy C+E/D ale np także bycie mechanikiem samochodowym, elektrykiem, fryzjerką czy asystentką stomatologiczną) czyli coś co się potocznie określa jako „fach w ręku”. Formalne uprawnienia + doświadczenie zawodowe i kapitał społeczny sprawiają że istnieje pewien rodzaj siatki bezpieczeństwa – nie tak pewnej jak w przypadku klasy średniej ale pozwala jakoś przetrwać takiej osobie ciężkie chwile. W wersji optymistycznej – pozwala na stworzenie warunków do awansu klasowego własnych dzieci (np. poprzez założenie działalności gospodarczej, typu własny warsztat . Wariantem tego jest oczywiście monetyzacja tego fachu za granicą i powrót ze zakumulowanym kapitałem.

  313. @bantus

    „Na tym wg mnie polega turbo kapitalizm, że masz to doładowanie w postaci reklamy, marketingu, który kształtuje postawy społeczne i to czego ludzie chcą.”

    W słowach cytowanej wyżej piosenki disco polo:

    „Mama, mama, mama ostrzegała
    Będziesz paczki z neta przed mężem chowała Kiedy w Internety raz już wejdziesz
    Dniem i nocą szukać promek będziesz!”

    Przy czym aż tak bardzo nie przywiązywałbym się do idei, że bez reklamy nie będzie konsumpcjonizmu. Epoka brązu w dziejach ludzkości zaczęła się nie dla tego, że materiał ten pozwalał na liczne praktyczne zastosowania – był za miękki na kucie mieczy czy lemieszy. Za to świetnie nadawał się do produkcji zauszników, szpil i podobnych statusowych błyskotek, których nie miał nikt inny na grodziszczu.

    Współczesny kapitalizm użyje raczej reklamy (już używa) do promocji minimalnie bardziej ekologicznych produktów np. środków do prania w papierowych opakowaniach. Również do promocji zamienników mięsa, których produkcja będzie wkrótce wielkim biznesem. Aby klientkę sieci Dino skłonić do zakupu takiego zamiennika zamiast mortadeli naszej powszedniej, kapitalizm uruchomi wszystkie swe biznesowo-polityczne siły, czego posłanka Spurek jest jedynie forpocztą. Docelowy system to zarządzane „bezproblemowo” (bez nadmiernie uciążliwych eko-audytów, regulacji pracowniczych, związków zawodowych, itd.) wielkie plantacje soi w rostowskiej obłaści czy na rozmarzniętej Syberii – część owego BAU, który zachodniemu kapitałowi zaoferuje Rosja.

  314. @sheik.yerbouti
    „to zdecydowanie decyzje zwykłych ludzi, którzy MUSZĄ MIEĆ SUVA, najlepiej jeszcze większego niż sąsiad.”
    o reklamie już wspomniał bantus. Do tego jeszcze jest wpływ tych wszystkich seriali amerykańskich gdzie np. FBI zawsze jeździ chevy suburban co pali 9-18 l / 100 km w zależności od modelu – średnio pewnie 14l. Chociaż tyle, że na ekranie zawsze w parach jeżdżą.

    @mięso
    Niedawno czytałem, ze jakieś brytyjskie stowarzyszenie dietetyków zmniejszyło zalecane/dozwolone spożycie mięsa z 70 gramów dziennie do 50 granów dziennie. Czyli mówimy tu o 0,490,35 kg mięsa na tydzień – czyli około 25,5kg18,5kg mięsa rocznie. Mój google podaje, że „Spożycie mięsa na 1 osobę w gospodarstwie domowym ogółem wyniosło w 2018 r. 62, 4 kg, w tym mięsa drobiowego 18,4 kg” (GUS). Jakiś portal związany z branżą podaje 79 kg / osobę / rok w roku 2021. Przyjmijmy te 70 kg.
    Czyli gdyby spożywać zalecaną ilość mięsa to spożycie w Polsce było by spadło 2,73,7 razy czyli ograniczamy emisję o 63%73% (zmniejszona produkcja na rynek wewnętrzny). Założenia są proste (liniowe zależności i tak dalej), ale nawet ten 0,35 kg mięsa daje 1-2 steki tygodniowo.

    @mięso jak produkt medyczny
    Dziecku wyszły niedobory żelaza – lekarz przepisał lek/suplement ale zalecił więcej mięsa o ile to możliwe bo to będzie bardziej efektywne.

  315. Przyznam się wam, że mimo podeszłego wieku chętnie zrobiłbym papiery na jakąś obróbkę skrawaniem (jara mnie), a mimo opłacalności niechętnie np. na spawacza (nie jara mnie ani trochę). Tylko nie umiałbym sobie tego zorganizować, a czy zmonetyzować – wątpię.

  316. Nieśmiało chciałbym zauważyć, że jak nie będzie konsumpcjonizmu, to spadnie produkcja. A jak spadnie produkcja to spadnie popyt na pracę. A jak spadnie popyt na pracę to spadnie jej cena. A jak spadnie cena pracy, to wzrośnie wyzysk, nierówność i autorytaryzm.

  317. @Awal Biały
    Epoka brązu w dziejach ludzkości zaczęła się nie dla tego, że materiał ten pozwalał na liczne praktyczne zastosowania – był za miękki na kucie mieczy czy lemieszy.

    Jestem atechnicznym, anonimowym łosiem z internetów, niemniej komentuje tu obficie rozmaite inżynierstwo (nawet jeśli w pewnym odsetku informatyczne, to podstawy konstrukcji i materiału mieli). Może oni potwierdzą, może zaprzeczą, ale na moje oko to nie była kwestia „miękkości” (btw co rozumiesz przez miękkość? ścieralność? plastyczność? „pękliwość”?).

    Brąz („klasyczny”, Cu-Sn) w _niektórych_ proporcjach ma bardzo przyzwoite właściwości mechaniczne. Do tego nie koroduje (koroduje w tempie pomijalnym w porównaniu ze stopami żelaza). Na przykład lufy armatnie wykonywano z brązu bardzo długo – co najmniej do czasu pojawienia się masowej produkcji stali („gruszka Bessemera”). Jeśli nawet większość tych luf w praktyce wykonywano z „lanego żelaza”, to ze względu na koszty (miedź ani tym bardziej cyna nie są surowcami łatwo dostępnymi), a nie na preferencje dla jakości tworzywa.
    (Przed laty z zaskoczeniem dowiedziałem się, że jeszcze około połowy XIX wieku zdarzały się morskie lufy armatnie z brązu.)

    Jak opanujesz najprymitywniejszą technologię produkcji żelaza gąbczastego i „świeżenia” („fryszowania”), surowce masz dostępne w Europie wszędzie tam, gdzie meandrująca rzeka płynie po zwałach polodowcowych i zrzuca rudę w zagłębieniach brzegu, a obok rośnie kawałek lasu dający się przesuchodestylować na paliwo. Wczesne stopy żelazo/węgiel są tanie, łatwo dostępne, ale upierdliwe w obróbce i niekoniecznie lepsze użytkowo od brązu.

  318. @Gammon
    Najstarsze odnajdywane przedmioty z brązu to faktycznie ozdoby, nie broń, więc tutaj Awal może mieć rację. Spotkałem się z hipotezą, że pierwotnie brąz miał zastępować złoto tam gdzie go brakowało. Z tym, że epoka brązu to raczej słaby model społeczeństwa konsumpcyjnego. Bogactwo było tak bardzo skoncentrowane wśród elit, że ogół społeczeństwa żył wciąż w epoce kamienia. Do czasu opanowania obróbki żelaza raczej niewielu miało okazję dotykać metalu.

  319. @Konrad Matys

    „Nieśmiało chciałbym zauważyć, że jak nie będzie konsumpcjonizmu, to spadnie produkcja. A jak spadnie produkcja to spadnie popyt na pracę. A jak spadnie popyt na pracę to spadnie jej cena. A jak spadnie cena pracy, to wzrośnie wyzysk, nierówność i autorytaryzm.”

    Ale niekoniecznie musi spaść produkcja per se; musi spaść produkcja bezużytecznego plastikowego gówna służącego do tego, żeby na nim przykleić logo (a potem może równie dobrze lecieć prosto na wysypisko).

    Przestawienie na antykryzysowy tryb gospodarki to przecież przeogromna ilość pracy, raczej podobna do gospodarki wojennej z II wś niż do wygaszania wszystkiego: infrastrukturę, zwłaszcza sieć elektryczną by wypadało zmienić, zbiorowy transport umasowić, masowo zalesiać a może i nawet rzek wielkich odwracać bieg (skuwać beton i zalewowe strefy przywracać, znaczy). Do tego odejście od planned obsolescence wszelkiego shitu = powracają rzemieślnicy. Kiedy (zakładając, że nie jesteś otaku ciuszkowym) byłeś np. u szewca?

  320. @bardzozly
    „Wyciął pan bo fakt, że „nieliczni dostający takie stypendia” to tysiące ludzi się nie spodobał? ”

    Wycinam, bo odlatuje pan w tandetne złośliwości, zamiast na serio podjąć próbę oszacowania prawdopodobieństwa sukcesu i porażki w obu ścieżkach (dajmy na to – „papiery na kominiarza” vs „szkółka piłkarska”).

  321. @sheik
    ” koncerny wygaszają produkcję małych samochodów”

    Stykam się z poglądem, który wygląda jak legenda miejska, ale nie wiem jak wyguglać. Ten pogląd mówi, że małe samochody są wdrażane z powodu regulacji, bo Daimler Benz jest zmuszony bilansować sprzedaż swojego główngo produktu poprzez sprzedaż maluszków typu smart, do których jednak nikt nie ma serca, bo pieniądze są w limuzynach i suvach. Prawda-li to? Z tego w każdym razie wynika, że nie mogą wygasić, bo są zmuszani do robienia „A klasy”.

  322. @Gammon No.82

    „Na przykład lufy armatnie wykonywania z brązu”

    Nim metalurgia stopów miedzi doszła w czasach nowożytnych do armat potrzebowała ok. półtorej tysiąclecia, by od swych mezopotamsko-egipskich początków ok. 30 wieku p.n.e. dojść w jednym rejonie (Morze Egejskie) do regularnej produkcji standardowej długości (min. 100 cm) mieczy. Wkrótce potem nastąpił cywilizacyjny upadek regionu (Bronze Age collapse), po którym obserwujemy już płatnerski sukces żelaza. Produkcja brązu jako pierwszego szeroko znanego stopu była oczywiście ważną cywilizacyjnie technologią – zaznaczam jednak, że jej główne, najszerzej rozpowszechnione produkty: ozdoby były odpowiednikiem appek do zamieszczania zdjęć z wakacji (projekcja prestiżu) a nie powietrznych taksówek – już wtedy można było sarkać, że ten brąz to panie nie to co porządny kamienny toporek – a postęp techniczny poszedł w gadżeciarstwo i zbędną konsumpcję.

    @WO

    „podobnie jak średnia rzadko bywa w tym awalowym Longines Coś Tam”

    Wszystkim kolegom poznającym uroki wieku post-balzacowskiego poddaję jednakowoż jeździectwo pod uwagę. Współczesne samochody to swoiste urządzenia anti-fitness – ich różne udogodnienia przynoszą efekt obniżania sprawności percepcyjno-ruchowej wymaganej od kierowcy. Tymczasem konie nie mają jak dotąd wspomagania kierownicy (mieszczącej się w biodrach jeźdźca) ani ABS-ów. Godzina nawet spokojnej jazdy konnej to lepszy w pewnym wieku trening wysiłkowy niż bieging, zmuszający przy tym do stałej uważności i komunikacji ze zwierzęciem. Nawet ikonografia klipów disco polo już to dostrzega (patrz np. „Najpiękniejsza” kapeli Love Story).

  323. @awal
    „Wszystkim kolegom poznającym uroki wieku post-balzacowskiego poddaję jednakowoż jeździectwo pod uwagę. ”

    Ach, źle zrozumiałem metaforę. Myślałem, że to jest coś w rodzaju Ascott – że trzeba przyjść w specjalnym kapeluszu, królowa pozdrawia zebranych itd., ale właściwy Longines Coś Tam to loża VIP, z której patrzymy jak inni jadą. Jeździectwo rekreacyjne to oczywiście wspaniała rozrywka, w dodatku nie aż taka znowu za bardzo droga.

  324. @amatill
    ozdoby, nie broń

    I nie narzędzia? Może faktycznie ich początkowo nie wykonywano, a może tylko ich nie ma w stanowiskach archeologicznych. Narzędzia się zużywają, brąz jest drogi, a łatwo się recykluje. Jeśli coś było, to głównie drobne narzędzia, noże czy dłuta, bo miedź jak miedź, ale o cynę naprawdę było trudno (zdaje się, że była w Hiszpanii i w Kornwalii, a gdzieś więcej?). Nie sądzę, żeby ktoś robił z brązu lemiesze do pługów (jakich pługów zresztą, ziemię się motyczyło, pług oidp wymyślili Galowie, dość późno, a stamtąd się rozlazł na resztę imperium).

    Miecze / sztylety / uzbrojenie ochronne z brązu są zachowane już z epoki mykeńskiej (a potem jeszcze hoplici się w brąz ubierali), co jednak nieco kłóci się z przekonaniem, że jest to stop ogólnie „za miękki” dla celów użytkowych, a nadający się „do produkcji zauszników, szpil i podobnych statusowych błyskotek, których nie miał nikt inny na grodziszczu”.

    „Żelazo” (bieda-stal) było po prostu materiałem bardziej demokratycznym.

  325. @Konrad M.
    „Nieśmiało chciałbym zauważyć, że jak nie będzie konsumpcjonizmu, to spadnie produkcja”

    To niestety jest myślenie z serii że łatwiej sobie wyobrazić koniec świata niż kapitalizmu. Produkcję i pracę można przestawić na większą stabilność a mniejsze zużycie, i pewnie dla ogromnej większości to będzie z pożytkiem dla jakości życia.

  326. @km
    „Nieśmiało chciałbym zauważyć, że jak nie będzie konsumpcjonizmu, to spadnie produkcja. ”

    Przecież jest też coś takiego jak ekokonsumpcjonizm. W czasach mojej młodości kto miał rower, ten miał 1 sztukę, bo po prostu dominował wtedy model dziś zwany „uniwersalnym”. Teraz coraz bardziej oswajamy się z koncepcją trzech rowerów na jednego użytkownika („w teren”, „na miasto”, „szosowy”). A ile nowych miejsc pracy (dla osób z papierami oraz bez) daje fotowoltaika!

  327. @wolnynick „o reklamie już wspomniał bantus. Do tego jeszcze jest wpływ tych wszystkich seriali amerykańskich gdzie np. FBI zawsze jeździ chevy suburban co pali 9-18 l / 100 km w zależności od modelu – średnio pewnie 14l”
    Ale rzeco – ludzie patrzą, że agenci FBI jeżdżą Suburbanem i sami chcą jeździć Suburbanem? Ile tego badziewia widziałeś w Polsce czy ogólnie w Europie? Serio naśladujecie tak jeden do jednego wszystko, co widzicie w kinie albo telewizji? Próbujecie też latać jak Superman?

    @bantus „Na tym wg mnie polega turbo kapitalizm, że masz to doładowanie w postaci reklamy, marketingu, który kształtuje postawy społeczne i to czego ludzie chcą.”
    Ach, to super, czyli wystarczy reklamować zdrowy tryb zycia i ludzie to też kupią. Rower, sałatka zamiast kotleta, wspólny spacer po lesie (uwaga na kleszcze) zamiast wycieczki do Disneylandu.

    @”No to ludzie kupują te SUVy i jeżdżą nimy wszędzie (także: odwożą te dzieci do szkoły) korkując miasta, czy nie?”
    Kupują, ale nowe kupują, nie stare. A jeśli ktoś kupuje stary (powiedzmy: na bogato, 8+ czyli do rocznika 2014) samochód, to ma sporo opcji oprócz SUVów, sam wybiera – ale oczywiście przymuszony reklamą, przecież nie sam.

    Notabene, odchodzenie od samochodu jako masowego środka komunikacji już się zaczęło, przynajmniej w Europie. Produkcja spada, ceny rosną, używki przestały tracić na wartości. Paliwo już raczej nie stanieje – mogę się wręcz założyć, że benzyny poniżej 6zł już nie zobaczymy – więc w końcu, całkiem niedługo, ta biedna matka w starym suvie powie dzieciom, żeby jednak pojechały autobusem, tak jak zresztą np. ja kiedyś dojeżdżałem.
    Wiem, nie ma autobusów, nie ma tramwajów, nic nie ma. Tzn. na tych przedmieściach, na które się wyniosła klasa średnia, faktycznie nie ma, tu się zgadzam. I znów reklama winna.

    Zbudowali fabryki
    Opracowali maszyny
    Produkują wódkę
    Tak, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo, dużo wódki
    Bo im tylko, tylko o to chodzi
    Abyś sam sobie szkodził
    Abyś sam nie mógł myśleć
    Abyś sam nie mógł chodzić

  328. @Awal Biały
    Nim metalurgia stopów miedzi doszła w czasach nowożytnych do armat (…)

    Umiejętność wykonywania wielkich odlewów to jakby zupełnie inna sprawa. Mowa była o właściwościach stopów Cu-Sn (rzekomo „za miękkich” dla użytku praktycznego), a nie o technikach kształtowania przedmiotów. Prawda?

    jej główne, najszerzej rozpowszechnione produkty: ozdoby były odpowiednikiem appek do zamieszczania zdjęć z wakacji (projekcja prestiżu) a nie powietrznych taksówek

    Bo, powtarzam, brąz był w cholerę drogi.

    – już wtedy można było sarkać, że ten brąz to panie nie to co porządny kamienny toporek – a postęp techniczny poszedł w gadżeciarstwo i zbędną konsumpcję.

    Dużo jest tych obsydianowych i krzemiennych toporków na stanowiskach minojskich, mykeńskich czy z czasów Grecji klasycznej?

    W ogóle pozwolę sobie zauważyć, że na brązie – nie na stopach żelaza – oparta była starożytna mechanika precyzyjna. To, że znamy tylko zdezelowany mechanizm z Antikythery, nie oznacza, że jej nie było. Ów mechanizm nie przyleciał z kosmosu ani nie został zmontowany przez obłąkanego nerda w piwnicy. Po prostu (zgaduję) z końcem starożytności zębatki jako bezużyteczne poszły do recyklingu na fibule, zausznice i brosze żółwiowe.

    A jeśli z czegoś da się robić precyzyjne mechanizmy, to najwyraźniej jest to materiał mający całkiem przyzwoity potencjał użytkowy.

  329. @WO
    Dziś Daimler sobie poradzi z flotowymi limitami emisji za pomocą modeli EQ* czy PHEV-ami, których potem i tak nikt nie będzie ładował.

    Smierć małych pojazdów, z tego co rozumiem, ma dwie przyczyny:
    1. Im mniejszy i tańszy pojazd, tym trudniej upchnąć w jego cenie wszystkie urządzenia potrzebne do zwiększenia efektywności i zmniejszenia emisji.
    2. Każdy producent ma swój limit emisji CO2, oparty o średnią masę pojazdu we flocie. Wprowadzono przelicznik, który podnosi limit za każde 100 kg uśrednionej masy własnej i nie jest on stały dla wszystkich pojazdów: te o bardzo niskich emisjach (poniżej 50g/km) dostają jeszcze korzystniejszy mnożnik.

    » A target value of 95 g/km of CO2 for 2020 for the new car fleet is set. However, there is a one-year phase-in period, requiring 95 percent of new car sales to comply with the target in 2020 and 100 percent from the end of 2020 onwards. Effectively, the 95 g/km target therefore applies from 2021 on.
    » Vehicle weight is retained as the underlying utility parameter, i.e., the heavier a manufacturer’s car fleet, the higher the CO2 emission value allowed by the regulation. The factor used is 0.0333, meaning that for every 100 kg additional vehicle weight, the emission of 3.33 g/km more of CO2 is allowed. For the post- 2020 time period, other parameters, such as vehicle footprint, will be considered.
    » Super-credits for low-emission vehicles. Between 2020 and 2022, every car with CO2 emissions of less than 50 g/km will count more towards meeting the fleet average than cars with emissions above that cutoff. The weighting factors are: 2.00 (2020), 1.67 (2021) and 1.33 (2022). The limit for the use of super-credits, expressed as the difference between average fleet CO2 emissions calculated with and without the application of super-credits, is set at a maximum of 7.5 g/km for the three years 2020–2022 combined.

    Źródło:
    https://theicct.org/sites/default/files/publications/ICCTupdate_EU-95gram_jan2014.pdf

  330. P.s.
    Bo, powtarzam, brąz był w cholerę drogi.

    Większość diamentów współcześnie służy, przynajmniej prywatnym użytkownikom, raczej w formie brylantowej biżuterii (projekcja prestiżu!), niż diamentowych ściernic (użytek praktyczny). Równocześnie większość prywatnych użytkowników posługuje się raczej narzędziami i materiałami ściernymi z karborundu niż z diamentów.

    Oczywiście nijak z tego nie wynika, że diamenty w zastosowaniach ściernych są mało-/bezużyteczne. Z tego zaś, że wszystkie moje narzędzia do ostrzenia i szlifowania są karborundowe lub ceramiczne, nie wynika, że nie preferowałbym diamentowych, gdyby mnie było na nie stać (w sumie nawet byłoby stać, ale kosztem wyrzeczeń).

  331. @Gammon No. 82

    „Miecze / sztylety / uzbrojenie ochronne z brązu są zachowane już z epoki mykeńskiej”

    Czyli właśnie z tej egejskiej końcówki epoki brązu, o jakiej wspominałem. Wtedy (ok. 1500 p.n.e.) metalurdzy nauczyli się produkować stopy miedzi na tyle twarde, by standardowo wyrabiać z nich broń. Niektóre modele np. typ krótkiego miecza znanego w archeologii jako „Naue II” stały się z czasem nawet eksportowym hitem, używanym jeszcze długo w epoce żelaza jako coś na kształt golfa LPG (tańszy zamiennik bardziej zaawansowanego produktu). Jednakże to co zadecydowało o rozpowszechnieniu brązu w trzecim i drugim tysiącleciu p.n.e. to małe łatwe w transporcie produkty zdobnicze z wysoką marżą np. spiralne agrafy takie jak ta [1]. Ówczesne roleksy.

    @WO

    „Myślałem, że to coś w rodzaju Ascott”

    Zawody serii Longines to owszem socjalnie raczej taki Ascott, tyle że chodzi o ujeżdżanie i skoki, a nie – barbarzyńskie już dziś – wyścigi dżokejów. Jeździectwo ma jednak różne oblicza, w tym mniej elitarne i radykalnie pro-zwierzęce – gdzie równie wiele czasu, co siedząc w siodle, spędza się na własnych nogach zdobywając zaufanie konia, ucząc go reakcji na zagrożenia itd. Dodajmy, zanim całkowitego zakazu hodowli koni zażąda posłanka Spurek – końskie rasy hodowlane, podobnie jak psy, są „u siebie” w symbiozie z człowiekiem, prawie nie ma już naturalnych nisz ekologicznych, w których mógłby – nawet zdziczałe – przetrwać.

    [1] https://phoenixancientart.com/work-of-art/pair-of-european-bronze-spiral-fibulae/

  332. @sheik.yerbouti
    Serio naśladujecie tak jeden do jednego wszystko, co widzicie w kinie albo telewizji?

    Przypuszczalnie 1:1 naśladuje tylko Mr. Chochoł. Ale czy sądzisz, że product placement w kinie/tv to kosztowny a całkiem jałowy wysiłek? (to nie jest pytanie retoryczne; nic nie wiem o skuteczności chwytów marketingowych).

  333. @sheik.yerbouti
    „Ile tego badziewia widziałeś w Polsce czy ogólnie w Europie? Serio naśladujecie tak jeden do jednego wszystko, co widzicie w kinie albo telewizji? Próbujecie też latać jak Superman?”

    Tego badziewia nie widać. To co rzuca mi się w oczy z amerykańskich to Dodge Challenger i Charger. Czasem się trafi Nissan Navara jako coś większego. Ale, ale to tylko obserwacje anonimowego łosia z Internetu.

    Chodziło mi raczej o „zasadę” większy samochód to wyższy status – czyli T-Roc jest lepszy niż Golf, trzymając się pojazdów dla ludu. Chociaż są modele z takimi samymi silnikami a T-Roc jest 5-6 cm
    szerszy i ciut wyższy.

    No i FBI jest lepsze niż polska policja jeżdżąca Kią Ceed.

  334. ” Czasem się trafi Nissan Navara jako coś większego.”

    I VW Amarok, też widuję zaparkowane na ulicach. Nie kumam po co to komu w mieście, o ile nie ma w kalendarzu wożenia quadów, skuterów wodnych czy ciągania jachtów w każdy weekend.

  335. @Awal Biały
    metalurdzy nauczyli się produkować stopy

    Właśnie, dobrze że to zauważyłeś. Nie jestem metalurgiem i nie chciało mi się wertować źródeł, ale nie ma czegoś takiego jak „brąz”, bo nawet Cu-Sn może być w różnych proporcjach i różnić się właściwościami mechanicznymi (domyślam się, że po zdomieszkowaniu CZYŚ JESZCZE to ho-ho!). A ty żeś na początku napisał po prostu o generycznym brązie.

    stopy miedzi na tyle twarde

    Mówimy o twardości
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Twardo%C5%9B%C4%87
    czy o sprężystości
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Spr%C4%99%C5%BCysto%C5%9B%C4%87
    czy o czymś innym jeszcze?

    Niektóre modele np. typ krótkiego miecza znanego w archeologii jako „Naue II” stały się z czasem nawet eksportowym hitem, używanym jeszcze długo w epoce żelaza jako coś na kształt golfa LPG (tańszy zamiennik bardziej zaawansowanego produktu).

    Tańszy? Serio? Są na to jakieś kwity?
    Przepraszam, ale jest mi bardzo trudno uwierzyć, że technologia wymagająca wprawdzie prostej obróbki (odlew plus ewentualnie podkucie na zimno), ale naprawdę trudno dostępnych surowców, dawała tańsze zamienniki czegoś, co (wprawdzie zauważalnie większym nakładem pracy) można uzyskać z rudy darniowej, węgla drzewnego, miecha z krowiej skóry, młotka i mięśni.

  336. @brąz

    Może lepszy przykład niż Mezopotamia (bo tam jednak zaczęli w końcu robić miecze) to prekolumbijski Meksyk. Oni znali od setek lat metalurgię, ale z brązu robili monety (tzw. axe money) oraz błyskotki, natomiast polach bitew królowały pałki ćwiekowane obsydianem (macuahuitl) oraz miotacze oszczepów (atlatl).

  337. @wolnynick „Chodziło mi raczej o „zasadę” większy samochód to wyższy status”

    Czy to nie jest aby ta sama zasada co spiczaste czuby butów w średniowieczu? Pomstowano i zakazywano, ale rock’n’rollowy duch był silniejszy.

  338. @wo „Ten pogląd mówi, że małe samochody są wdrażane z powodu regulacji, bo Daimler Benz jest zmuszony bilansować sprzedaż swojego główngo produktu poprzez sprzedaż maluszków typu smart, do których jednak nikt nie ma serca, bo pieniądze są w limuzynach i suvach. Prawda-li to? Z tego w każdym razie wynika, że nie mogą wygasić, bo są zmuszani do robienia „A klasy”.

    Tak owszem było, przez jakąś dekadę (m.in. dlatego fiat robił wtedy elektryczną pięćsetkę ze stratą na każdym egzemplarzu). Ale kolejne wersje Euro 6 obniżyły średnią emisję tak bardzo, jednocześnie premiując hybrydy PHEV (patrz komeć Jezusa), że małe samochody bez hybrydyzacji już nie dają rady i przestały być potrzebne. Mercedes niedawno zresztą zapowiedział radykalne odchudzenie typoszeregu A, bo robi mniejszym nakładem dość MONEY na większych modelach.

  339. „Jeździectwo ma jednak różne oblicza, w tym mniej elitarne i radykalnie pro-zwierzęce”

    Przepraszam, ale co jest prozwierzęcego w hodowli zwierząt dla kaprysu? I to kaprysu polegającego na sadzaniu swojego zadu na grzbiecie zwierzęcia? Tego się nie da obrobić chyba na żadnym poziomie.

  340. @Gammon „I nie narzędzia?”
    W sensie, takie dla roboli? Może i brązownicy robili narzędzia dla siebie, ale reszta to raczej kamień, róg, drewno. Kamiennymi narzędziami można piękny sarkofag faraonowi przygotować, a nawet wyrzeźbić.
    Brązownicy mieli prawdopodobnie dość wysoki status. Odcyfrowana tabliczka z pismem linearnym B wspomina o bazyleusie brązowników. W każdym razie użyto słowa interpretowanego jako wczesna wersja basileus.

    „Może faktycznie ich początkowo nie wykonywano, a może tylko ich nie ma w stanowiskach archeologicznych. Narzędzia się zużywają, brąz jest drogi, a łatwo się recykluje.”
    No może. Ale z drugiej strony narzędzi powinno być odpowiednio dużo, żeby coś się zgubiło albo zagrzebało w ruinach zdobywanej Troi.

    „Jeśli coś było, to głównie drobne narzędzia, noże czy dłuta, bo miedź jak miedź, ale o cynę naprawdę było trudno (zdaje się, że była w Hiszpanii i w Kornwalii, a gdzieś więcej?).”

    Jeśli chodzi o wschodnią część Śródziemnomorza, to przede wszystkim Afganistan. Przy okazji można było też sprowadzić lapis lazuli. Cynę zresztą można zastąpić arsenem, co przez jakiś czas praktykowano. Podejrzewam, że zarzucono użycie tego stopu, bo metalurdzy się za szybko zużywali.

    @procyon
    Tego tam Meksyk. Nad Wielkimi Jeziorami miedziane groty wytwarzano już 8,5 tys. lat temu. Łowcy zbieracze. Nigdy jednak nie wpadli na to, by stworzyć stop z cyną lub arsenem i po kilku tysiącach lat wrócili do sprawdzonej krzemienno-kościanej technologii.

    „ale z brązu robili monety ” Bez przesady. Płacidła może.

  341. @jesus
    „Przepraszam, ale co jest prozwierzęcego w hodowli zwierząt dla kaprysu? I to kaprysu polegającego na sadzaniu swojego zadu na grzbiecie zwierzęcia? Tego się nie da obrobić chyba na żadnym poziomie”

    Obrona jest bardzo prosta – zwierzętom to sprawia przyjemność, tak jak np. psu wyprowadzanie na spacer. Podkreślam, że mówię o jeżdżeniu rekreacyjnym, jak w awalowym „równie wiele czasu, co siedząc w siodle, spędza się na własnych nogach zdobywając zaufanie konia”, nie mówię o jakimś katowaniu w celach sportowych (ja zawsze jestem za rekreacją, przeciw sportowi wyczynowemu).

    Nawiasem mówiąc, człowiek, któremu się wydaje, że to polega na „siadaniu zadem”, zaraz zleci.

    @awal
    „Zawody serii Longines to owszem socjalnie raczej taki Ascott,”

    Czyli mialem rację, w Longines Coś Tam klasa średnia nie ma czego szukać, można nas za to oczywiście spotkać w normalnych stajniach.

  342. @wo „Czyli mialem rację, w Longines Coś Tam klasa średnia nie ma czego szukać”
    Jest jeszcze możliwość, że klasa średnia jest używana do tworzenia przeszkód na torze (pod hasłem „liderze, przeskocz swojego pracownika!”)

  343. @amatill
    Dziękuję; o Afganistanie wprawdzie dowiedziałem się 30 minut wcześniej z jakiegoś oksfordzkiego doktoratu, ale do dziś pozostawałem gruntownie niedouczony. Przy okazji zapytam: czy po „ciemnych wiekach” brąz w pewnych dziedzinach nie zyskał na znaczeniu? (nadal oczywiście: nie do produkcji lemieszy). Drobne przedmioty użytkowe, w tym części mechanizmów, łatwiej jest, jak podejrzewam, odlać, doszlifować i dokuć na zimno, niż zrobić w stali, nawet najbardziej gównianej (nie podejrzewam, żeby mieli w Grecji klasycznej czy nawet hellenistycznej zaawansowaną obróbkę stopów żelaza skrawaniem). A przy niewielkich przedmiotach cena brązu nie robi aż takiej różnicy.

  344. @sheik
    „Jest jeszcze możliwość, że klasa średnia jest używana do tworzenia przeszkód na torze”

    Ktoś w tym Longinesie sprawdza przewody wentylacyjne, odprowadzające dym z cygar – to ktoś z klasy średniej, kto zrobił papiery na kominiarza.

  345. @sheik.yerbouti
    „Ach, to super, czyli wystarczy reklamować zdrowy tryb zycia i ludzie to też kupią. Rower, sałatka zamiast kotleta, wspólny spacer po lesie (uwaga na kleszcze) zamiast wycieczki do Disneylandu.”

    A nie jest tak? Przecież taki styl życia też jest reklamowany i sprzedawany tylko kto inny jest targetem. Ostatnio usłyszałem że jest coś takiego jak buszkraft (spanie w lesie) ze swoją produktową niszą (narzędzia do łamania gałęzi na ognisko $$$). Wracając co zdrowego stylu życia to przecież jest jakiś gigabaksowy przemysł. Od fitnesowni, trenerów osobistych, gadżetów do ćwiczeń, dietetyków, miliona diet, kursów, kołczów, obozów, po tubnoko-insta-influencerów.

    W dodatku co to znaczy: wystarczy? Znacjonalizujesz przemysł reklamowy czy jak? Nie jest to możliwe, tym bardziej tanie moralizatorstwo nic nie wskóra, a jest kontr produktywne.

    Państwo socjalistyczne powinno wziąść za twarz producentów i wymusić na nich takie rozwiązania które będą korzystne dla wszystkich a nie tylko dla właścicieli kapitału. Walka z katastrofą klimatyczną w ramach obecnego systemu poprzez apelowanie do ludzi aby zmienili swoje nawyki to zabawa w religijną sektę.

    „Kupują, ale nowe kupują, nie stare. A jeśli ktoś kupuje stary (powiedzmy: na bogato, 8+ czyli do rocznika 2014) samochód, to ma sporo opcji oprócz SUVów, sam wybiera – ale oczywiście przymuszony reklamą, przecież nie sam.”

    Nie rozumiem do czego próbujesz przekonać, że zakup SUVa to natura lucka? Moim zdanie to produkt, a może styl bycia sprzedawany przez korpo. W tym momencie już się samo nakręca bo nowy kompakt auta które mam jest droższy niż wersja SUV czy tam cossover.

    Czy gdyby nie marketing i reklama ludzie nie kupowali by SUVów? Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się że łatwiej byłoby ludziom podejmować racjonalne decyzje. W tym momencie cały ten system jest nastawiony na ogłupianie ludzi, jak chcesz kupić byle rzecz, która kosztuje najniższą krajową, to trzeba się doktoryzować całymi dniami żeby choć dać sobie iluzję że wybiera się coś obiektywnie dobrego. Nie potrzeba wódki.

    Był taki stary film They Live, nie pamiętam już o czym dokładnie, ale koleś miał specjalne okulary, przez które widział prawdziwy przekaz za reklamami. Może to paranoiczne, ale tak to trochę widzę. System wykorzystuje wiedzę psychologiczną, neurologiczną, behavioralną i używa do pobudzania impulsów i omijania racjonalnych ośrodków podejmowania decyzji. Kup to, kup teraz, poczuj się lepiej, poczuj się lepszy, bądź z nami, superfajowymi zwycięzcami itd.

    Nie da się tego porównać do epoki bronzu, który zgadzam się, że był w momencie przełomu lepszy, ale droższy od żelaza.

  346. @bantus
    Znacjonalizujesz przemysł reklamowy czy jak? Nie jest to możliwe (…)

    Może to legenda miejska, ale pewien znajomy prawnik twierdził, że dawno dawno temu w USA commercial speech był traktowany na równi z obscenity, tzn. nie korzystał z ochrony wynikającej z I poprawki do konstytucji federalnej. Zaznaczam, że prawnik nie był całkiem trzeźwy.
    Taka sytuacja nie dawała podstawy do nacjonalizacji, ale do radykalnych ograniczeń już tak.

  347. @Gammon No. 2

    „A ty żeś na początku napisał po prostu o generycznym brązie”

    Napisałem: „Epoka brązu w dziejach ludzkości zaczęła się nie dlatego, że materiał ten pozwalał na liczne praktyczne zastosowania…” Tak właśnie było. U początku epoki (z grubsza 3000 p.n.e.), brąz – taki właśnie jak wówczas był produkowany, przecież nie ten z armat – bardziej nadawał się do produkcji luksusowej niż do celów praktycznych. Dopiero z czasem stał się surowcem przydatnym do wyrobu broni. Dokumentuje to archeologia pokazująca wydłużanie się przez wieki pierwszych brązowych noży w sztylety, krótkie miecze i wreszcie pełnowymiarową broń. Owszem, masz rację, pod koniec epoki brązu była to broń już całkiem powszechnie dostępna – koniec ten na północy Europy przypadł później niż na południu i tam nawet pojawiły się brązowe toporki na tyle powszechne, że stanowiły środek płatniczy.

    „technologia wymagająca wprawdzie prostej obróbki (odlew plus ewentualnie podkucie na zimno), ale naprawdę trudno dostępnych surowców”

    Ten surowiec (miedź) tuż przed katastrofą końca epoki brązu nie był już na południu Europy aż tak trudno dostępny. We wrakach w rejonie egejskim znajdowane są niekiedy ładunki miedzi, jakie wystarczałyby jednorazowo do produkcji kilkunastu tysięcy mieczy. Tamtejsze wyspecjalizowane zakłady brązownicze były czymś w rodzaju – wybaczcie te swobodne porównania – współczesnego niemieckiego przemysłu automoto. Po wiekach organicznego rozwoju były w stanie dostarczyć na prawie cały ówczesny „globalny rynek” (czyli po Kaukaz) ustandaryzowane produkty w dobrej cenie. Na horyzoncie była już jednak nowa technologia (stal), która zapewne jakoś przyczyniła się – czy to w rękach Hetytów czy w inny sposób – do kolapsu ówczesnego geopolitycznego porządku. Produkcję w starej brązowej technologii kontynuowano jeszcze pewien czas w oparciu o utrzymujący się know-how, zasoby i rynki, aż do czasu, gdy jej operatorzy nauczyli się nowej technologii: miecze popularnego typu Naue II – volkswageny golfy starożytności – pojawiły się w wersji stalowej.

    „Drobne przedmioty użytkowe, w tym części mechanizmów, łatwiej jest, jak podejrzewam, odlać, doszlifować i dokuć na zimno, niż zrobić w stali…”

    Nie rozpatrujmy technologii w oderwaniu od ekonomii – czyli tego typu czynników podażowych i popytowych, o jakich piszę powyżej. „Drobne przedmioty użytkowe” z brązu (np. wspomniane toporki) utrzymały się dłużej tam, gdzie nie dotarła jeszcze technologia produkcji stali, zaś wciąż funkcjonowały szlaki handlowe z poprzedniej epoki (czyli np. na ziemiach polskich). Czasem jednak nieuchronnie dochodziło – już wtedy niestety – do technologicznej degradacji tych peryferyjnych obszarów np. odejścia od brązu na rzecz niewzbogaconej miedzi: [1].

    @WO

    „Czyli mialem rację, w Longines Coś Tam klasa średnia nie ma czego szukać”

    No, nie aż tak – są loże VIP z najlepszym widokiem, ale i tańsze trybuny. Pewna część publiki to ponadto grupowe bilety szkół jeździeckich, raczej średnioklasowych. Ścisłe elity wyróżniają się natomiast tym, że mają swoje konie w zawodach.

    @jesusbuiltmyvolkswagen

    „Przepraszam, ale co jest prozwierzęcego w hodowli zwierząt dla kaprysu?”

    To nie jest banalne pytanie i sporo rozmawiałem o tym z ludźmi zajmującymi się końmi całe życie. Niektórzy radykalnie zrezygnowali z jakichkolwiek działań szkółkarskich, widząc w nich sprzedawanie dostępu do zwierząt ludziom nie mającym dla nich zrozumienia i serca (a niestety np. dla naszego, żeńskiego przeważnie, wielkomiejskiego manadżmentu jeździectwo bywa formą ambicjonerskiego himalaingu). W wielu innych miejscach jednak konie i ludzie (znowu, przeważnie płci żeńskiej) żyją w autentycznej symbiozie. I za bardzo nie ma innej metody na utrzymanie w przyrodzie tego gatunku. Wypuszczone do europejskich lasów konie nie przetrwają – to wiemy już z kazusu konika polskiego (odtworzonej w międzywojniu resztówki tarpana). Chronione w rezerwatach gdzieś na salinach Camargue – genetycznie się zdegradują. Jesteśmy z nimi tak jak z psami czy kurami ściśle ekologicznie powiązani i musimy wziąć za to odpowiedzialność.

    [1] https://www.cambridge.org/core/journals/antiquity/article/more-bronze-age-less-bronze-copper-axes-in-the-late-bronze-age-hoard-from-karmin-poland/F443823005216DF8C3DC750DC0536E7A

  348. @WO
    Doskonale wiesz, że chodzi o zmuszanie zwierzęcia do pracy i znoszenia niemałych obciążeń przez organizm dla przyjemności/kaprysu człowieka.

    A że może „czerpać z tego jakąś przyjemność”? My też czasem czerpiemy jakąś przyjemność z pracy.

  349. > Stykam się z poglądem, który wygląda jak legenda miejska, ale nie wiem jak wyguglać. … nie mogą wygasić, bo są zmuszani do robienia „A klasy”.

    Odwrotnie, wygaszają bo wraz ze ściślejeszymi normami emisji maluszki już nie bilansują SUVów – robią to tylko elektryki. A te można sprzedać drożej jak są większe – to co napisał @jesusbuiltmyvolkswagen w pkt. 1.

    Legenda zaczęła się żartem Astona Martina gdy wprowadzano normy bilansowe, nie tylko indywidualnych silników. Pojawił się wtedy Aston Martin Cygnet, który będąc brandowaną Toyotą iQ miał bilansować prawdziwą ofertę tej marki (na której straciła w ostatnim półroczu £285 tj. półtora miliarda zł).

    > kto miał rower, ten miał 1 sztukę, bo po prostu dominował wtedy model dziś zwany „uniwersalnym”

    Nie spotkałem się z takim określeniem. Miejski rower „ostre koło” nie ma przerzutek, szosowy musi mieć je i kierownicę w baranka. W teren można pojechać cross country lub gravelem, ale w góry raczej full suspension lub od bidy hardtailem enduro. Po prostu kiedyś się nie jeździło po szklakach górskich, a co najwyżej szlakami spędu bydła. Ogólnie rodzajów rowerów jest mniej niż w XIX wieku.

  350. @Awal Biały
    Epoka brązu w dziejach ludzkości zaczęła się nie dlatego, że materiał ten pozwalał na liczne praktyczne zastosowania…

    Na tej samej zasadzie epoka brązu w dziejach ludzkości zaczęła się dlatego, że Cretaceous–Paleogene extinction event. Wyginięcie większości gadów warunkowało specjację ssaków, w tym naczelnych, w tym ciebie. Tak samo opanowanie (choćby na poziomie odlewów do wkładania w uszy) technologii stopów miedzi było warunkiem robienia w przyszłości czegokolwiek użytecznego. Ale to jeszcze nie jest epoka brązu, tak jak triasowe ssaki nie czyniły triasu epoką ssaków.

    W polskiej wikipedii (WSTYDZĘ SIĘ!) stoi: „nazwa epoki pochodzi od używanych wówczas powszechnie narzędzi z nowo wprowadzonego surowca – brązu (…)”. I tak myślę: czy nie spieramy się pozornie? (-> spór o definicję „epoki brązu”; nie znam się, ale imho „epoka brązu” to nie jest „kultura pucharów lejkowatych”).

    Zareagowałem na twój wpis, bo napisałeś o „miękkości” brązu, i o epoce, która nastąpiła „nie dlatego, że materiał ten pozwalał na liczne praktyczne zastosowania – był za miękki na kucie mieczy czy lemieszy”. Noęc nie. Brąz pozwalał i nadal pozwala na doskonałe zastosowania, tylko że TERAZ są lepsze materiały.

    Podsumowując: gdyby brąz był tylko surowcem na biżuterię, nie wyodrębniano by epoki brązu (nie wyodrębnia się epoki srebra, złota, elektrum, brentakurdwium, bo ozdóbki są ozdóbkami). Brąz był i długo pozostawał użytecznym materiałem (czy pozostaje nadal w technice, nie wiem, ale są np. „brązy berylowe” o których nie śniło się Platonom ni Arystotelesom).

    Nie chcę się też wdawać w pyskówki o mieczach brązowych, ich długości, datowaniu, rozprzestrzenianiu (eksportach), bo nie jestem fachowcem, ale obawiam się, że ty też nie za bardzo.

  351. @jesusbuiltmyvolkswagen
    A że może „czerpać z tego jakąś przyjemność”? My też czasem czerpiemy jakąś przyjemność z pracy.

    No właśnie, to jest ciekawe pytanie: jeżeli zwierzątka odczuwają przyjemność z czegoś, co im robimy, to czy to jest o.k. (utylitarnie chyba jest), czy nie o.k. (bo to NIENATURALNE).

  352. @jesus
    „Doskonale wiesz, że chodzi o zmuszanie zwierzęcia do pracy i znoszenia niemałych obciążeń przez organizm dla przyjemności/kaprysu człowieka.”

    Doskonale wiem, że nie chodzi o ZMUSZANIE. Piszę to ostatni raz, potem będę wycinał (więc szkoda pańskiej klawiatury): konia trzeba tak samo zmuszać do jazdy, jak psa do wyjścia na spacer, a kota do ganiania laserowej kropki. Jakaś Spurek może oczywiście powiedzieć, że gdy pies biega za rzuconym patykiem, to „zmuszanie go do niemałego wysiłku dla kaprysu”, ale to nie jest blog dla niej ani jej zwolenników (chyba że będą tymi zwolennikami w domu po kryjomu – ale tu się proszę nie obnosić).

  353. @gammon
    „No właśnie, to jest ciekawe pytanie:”

    Dla mnie właśnie jest nieciekawe, więc serdecznie wszystkich zainteresowanych namawiam do przeniesienia się z tym do Spurek. Ona chyba ma jakieś konto na twitterze czy cuś.

  354. @unikod
    „Nie spotkałem się z takim określeniem. ”

    Ja się zetknąłem na klasyczne z męską ramą i (opcjonalnie) przerzutką jako jeden wielotryb z tyłu, czyli krewniacy ukrainy, waganta i tego czegoś co zroweryzowało Chiny 40 lat temu.

  355. @wo
    Doskonale wiem, że nie chodzi o ZMUSZANIE. Piszę to ostatni raz, potem będę wycinał (więc szkoda pańskiej klawiatury): konia trzeba tak samo zmuszać do jazdy, jak psa do wyjścia na spacer, a kota do ganiania laserowej kropki.

    No więc ja na to patrzę dość abstrakcyjnie (a ktoś inny umie inaczej?), ale może dobre pytanie jest, czy koń chce biegać z jeźdźcem, czy wolałby bez. W odniesieniu do spacerów psa i pościgów kota ten problem jest marginesowy.
    Zarazem nie ukrywam, że nie umiem porozumiewać się z kopytnymi. Zakładam, że krowa z mlekiem w cyckach woli być wydojona niż nie (ale to jest śmiałe założenie), ale do alternatywy „koń obciążony vs. nieobciążony” uważam za równie prawdopodobne, że wolałby pobiegać bez ciężaru. Wolisz biegać sam, czy z kolegą na plecach? dla małp naczelnych w szkole to mógłby realny problem do rozstrzygnięcia.

  356. @gammon
    „No więc ja na to patrzę dość abstrakcyjnie (a ktoś inny umie inaczej?),”

    Ja umiem inaczej. Ssaki mają uniwersalną mowę ciała. Widać radość konia, gdy jest zabierany z padoku na jazdę. Na dyskusję z teoretykami nie mam ochoty, więc będę wycinać, oznaczać jako spam, kopenwdupenizować itd. Więc po co to komu.

    „Zarazem nie ukrywam, że nie umiem porozumiewać się z kopytnymi. ”

    Umiesz na poziomie przekazywania prostych emocji typu radość, gniew, agresja, strach. Jazda konna to zresztą dokładnie sztuka „porozumienia z kopytnym”, musisz mu komunikować swoje emocje i odbierać jego emocje. Może widziałeś kiedyś tak egzotyczne zwierzęta, jak pies albo kot – z nimi też masz taką komunikację i na tym polega cała przyjemność z trzymania ich w domu.

    „Wolisz biegać sam, czy z kolegą na plecach? ”

    Wielu ludzi woli biegać w towarzystwie psa niż samemu. I ja już będę wycinać dalsze teoretyczne pierdolety, więc się nie kłopocz.

  357. @wo
    Kurna, no ludzie, dlaczego was nie można uprzejmie poprosić?

    Wyraźnie się różnimy, niemniej starałem się ustosunkować do każdego twojego zdania, najszczerzej jak potrafię. Sądziłem, że piszę na temat. Nie jestem też specjalistą od etologii.

  358. @gammon
    ” Sądziłem, że piszę na temat.”

    Zakaz dotyczył wszelkiego teoretyzowania przecież. Gdy ktoś zaczyna od „Nigdy nie jechałem na rowerze, ale wyobrażam sobie, że” – dalszy ciąg będzie tak głupi, że po prostu nie mam ochoty. Gdzieś kiedyś (ALE NIE U MNIE W KOMCIACH) przemyśl odpowiedź na pytanie, które zadałeś w wyciętym komciu – „czy twoja budowa ciała aż tak bardzo różni się od końskiej”. Jakiś atlas anatomiczny przestudiuj, albo cuś. Ale zrób to na własny użytek, już bez dalszego teoretyzowania.

  359. @Gammon No. 82

    „Podsumowując: gdyby brąz był tylko surowcem na biżuterię…”

    Przez 1500 lat był właśnie nim (ze względu na proporcje stopu, technologię, itd.). Ale nie „tylko” – my point – lecz „aż”. To już wystarczało do rozwoju handlu, akumulacji kapitału itd. Nazewnictwo epok to zaś sprawa zupełnie umowna i wtórna.

    @jesusbuiltmyvolkswagen

    „A że może „czerpać z tego jakąś przyjemność”

    Trywializując nieco, wszystkie konie „lubią” być syte, zdrowe i bezpieczne, tj. nie odczuwać zagrożenia. Jeżeli „praca” z człowiekiem jest komponentem poczucia bezpieczeństwa, będą ją chętnie wykonywać. Pierwszym (trudnym!) ćwiczeniem człowieka z koniem powinno być uspokojenie go pieszo na placu – doprowadzenie z kłusu do postoju dotykiem rąk i mową ciała. Tyle ode mnie.

  360. @Awal Biały
    Przez 1500 lat był właśnie nim

    I to już była epoka brązu? (powtarzam, nie znam się na definicjach).

  361. @Gammon „Wolisz biegać sam, czy z kolegą na plecach?”
    Proponuję szybką ankietę z opcjami odpowiedzi a) sam b) z kolegą na plecach c) niech ktoś za mnie biega. Następnie można skojarzyć ze soba odpowiedzi b) oraz c).

    @rower uniwersalny
    Ciekawostka: o ile w Szwajcarii ów „normalny” rower nosi francuską nazwę Velo, to rower górski to już Bike.
    Ostatecznym rowerem standardowym jest oczywiście Rower Wojskowy (Ordonnanzrad wzór 05 względnie, dla rozpieszczonych, wzór 93 z przerzutką). Można sobie wciąż takiego kupić, nawet np. rocznik 1911 do lekkiego odświeżenia: https://www.militaervelo.ch/

  362. @sheik.yerbouti
    „Czy to nie jest aby ta sama zasada co spiczaste czuby butów w średniowieczu? Pomstowano i zakazywano, ale rock’n’rollowy duch był silniejszy”

    Całkiem możliwe też, że ci pomstujący przewidywali koniec świata, płacz i zgrzytanie zębów z powodu tych odszczepieńców. Patrz Pan, zupełnie jak teraz i pewnie jak teraz rozejdzie się po kościach i końca świata/gatunku/cywilizacji nie będzie.

    P.S. Przepraszam, ale chyba nie rozumiem i stąd reakcji obronna.

  363. @krowy i konie
    Krowa niewydojona BARDZO cierpi, tysiące lat hodowli ukierunkowanej na wydajność mleczną robią swoje. Ktoś wyżej napisał o zabieraniu cielaczkow jako warunku dojności – w przemysłowych farmach mlecznych tak jest ale tylko że względu na wydajność. W gospodarstwach ekstensywnych te cielaczki poi się mlekiem matek a i tak zostaje go jeszcze dla człowieka (nawet w przypadku kiepskich ras mlecznych).

    Awal napisał, że konie nie są już w stanie utrzymać się jako dziko żyjące. Pytanie o jakich koniach mowa – konie Przewalskiego nadal się introdukuje, konie hodowlane (niezależnie czy zimno- czy ciepłokrwiste) – nie. Niezależnie od degradacji środowiska, siedlisk dla koni nie ma, bo nigdy podobne zwierzęta jak konie współczesne nie występowały w przyrodzie. Ten nieudany tarpan, nie był przecież tym prawdziwym tarpanem, który żył w lasach.
    To samo dotyczy koni „rekreacyjnych” – są rasy wyhodowane pod kątem wyścigów i rasy wyhodowane pod kątem zwykłego jeździectwa, są też „grube” robocze. Konie – jak ludzie – ulegają kontuzjom i chorują „cywilizacyjnie”, wysiłek jest dla nich bardzo ważny (przykładowo – kobyły biegają a mawet wykonują lżejsze prace do samego końca ciąży, inaczej bywają problemy z porodami).

  364. @Gammon
    „brąz w pewnych dziedzinach nie zyskał na znaczeniu?”

    Sztuka, czyli rzeźby.

    I co prawda nie brąz, a mosiądz, ale to też stop miedzi – w instrumentach dętych blaszanych i części drewnianych (tak, tak, saksofon to instrument dęty drewniany, bo chodzi o to gdzie powstaje dźwięk, czyli ustnik, a nie instrument jako taki). Ale brąz trochę też, ja używam ustnika do trąbki z brązu.

  365. @wolny_nick „Przepraszam, ale chyba nie rozumiem i stąd reakcji obronna.”

    Nic nie szkodzi, już tłumaczę (i kol. bantusowi, bo to ten sam temat):
    Ludzie są podatni na sugestię, większości rzeczy (wiedzy, ale i zwyczajów) uczą się od innych ludzi, w dodatku są zwierzętami stadnymi i lubią być wyżej i mieć lepiej niż sąsiad – same banały.
    Ale to nie oznacza, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje wybory; jeśli oczywiście jakikolwiek wybór istnieje. Mogą palić szlugi lub nie, jeździć SUVem lub nie (zakładając, że ich stać na taki samochód), jeść mięso lub nie, kupować kopane koszmarnym środowiskowym kosztem bitcoiny lub nie. Mieszkać gdzieś muszą – tu wyboru nie ma – ale nie muszą budować domu 25km od miasta, żeby tylko mieć własny dom z ogrodem. Kiedy czytam, pisane chyba całkiem serio a nie z trollerską intencją, pretensje, że winę za negatywne koszty ekologiczne tego wszystkiego ponoszą wredni kapitaliści i oszalała, piorąca mózgi reklama, to mam wrażenie, jakbym, za przeproszeniem, słuchał Dorosłych dzieci zespołu TURBO. Nie zgadzam się.

    Dla porównania, w kilku punktach, obecnie szybko rosnące w siłę tendencje w europejskiej architekturze i budownictwie, wprawdzie niestety jeszcze nie w Polsce:
    – projektowanie i budowa w obiegu zamkniętym, czyli z myślą o łatwym demontażu i ponownym wykorzystaniu materiałów budowlanych bez ich energochłonnego recyklingu
    – minimalizacja użycia betonu, nowe niskocementowe technologie jego produkcji i recykling starego betonu dla redukcji emisji CO2
    – podcienia, balkony i loggie ograniczające nasłonecznienie i pozwalające unikać klimatyzacji
    – dogęszczanie zabudowy miejskiej (tak, to oznacza mieszkanie okna-w-okna)
    – ograniczanie powierzchni mieszkalnej na osobę np. do 30-35m2
    – budowanie osiedli bez indywidualnych miejsc parkingowych (tylko carsharing), co obniża koszty budowy, energochłonność i pozwala zarazem łatwiej sadzić zieleń wysoką
    – ograniczanie budowy domów jednorodzinnych jako najmniej efektywnej formy mieszkalnictwa.
    Oczywiście developerzy nie pałają na razie przesadnym entuzjazmem, ale w końcu zaczną. Na razie spółdzielnie i gminy przecierają szlak. Do Polski też to kiedyś dojdzie.

  366. @Awal „wielkie plantacje soi w rostowskiej obłaści czy na rozmarzniętej Syberii – część owego BAU, który zachodniemu kapitałowi zaoferuje Rosja.”

    O, widzę, że Awal już nie wspomina o Avtokartoszce, czy to dlatego, że nowe, duże amerykańskie dopłaty do elektrycznych samochodów wymagają, żeby również materiały pochodziły z Ameryki bądź kraju zaprzyjaźnionego:
    „Congress is poised to approve newly expanded tax credits for electric vehicles, but the rules are written in such a way as to effectively disqualify every EV that’s currently on the market today.
    That’s because most EVs run on lithium-ion batteries that are mostly made in China. The nation has a lock on some 76 percent of the battery market today (the US only represents 8 percent). And to get a deal passed in a deadlocked Senate, Democrats agreed to provisions that would require eligible vehicles to use batteries that are made in North America.
    The Inflation Reduction Act of 2022, which passed the Senate this weekend in a party-line vote, would require batteries to have at least 40 percent of materials sourced from North America or a US trading partner by 2024 in order to be eligible for a $7,500 tax break. By 2029, battery components would have to be 100 percent made in North America.
    Batteries that contain minerals that “were extracted, processed, or recycled by a foreign entity of concern,” which is defined as a state sponsoring terrorism or countries blocked by the Treasury Department’s Office of Foreign Assets Control, would be ineligible for the credit. China is listed as a “foreign entity of concern” by the federal government.”
    https://www.theverge.com/2022/8/8/23296678/ev-tax-credit-qualify-battery-supply-chain-china

    O surowcach z Rosji nie ma mowy, bo chwilowo nie ma o czym, ale też się nie kwalifikują.

  367. @sheik.yerbouti
    Czyli oprócz zakazu SUV-ów, turystyki i mięsa, dochodzi, w ramach walki o przeżycie katastrofy klimatycznej, mieszkanie w dystopijnych klitkach bez dostępu światła słonecznego. Może dzięki temu przeżyjemy, ale właściwie po co (nie wspominajać, że _pewnie niektórzy_ jeszcze dorzuciliby całkowity zakazik palenia i jeździectwa(!))?
    (Inb4: no co ty, ziom, życie w ascezie jest spoko! Katarzy ftw!)

  368. @sheik.yerbouti
    „O, widzę, że Awal już nie wspomina o Avtokartoszce,”

    Pierwsze elektryki powstaną w Kaliningradzie chyba nawet wcześniej niż się spodziewałem. Te amerykańskie tax breaks tu nic nie zmienią, bo to będzie produkcja w kooperacji najpierw z Dalekim Wschodem, potem z Zachodnią Europą, na rynki azjatyckie. Ale to inny wątek – poruszany przeze mnie, podkreślmy, w jednym konkretnym celu: propagowania lepszej kalibracji gospodarczego potencjału agresora i zrozumienia jego oferty negocjacyjnej dla Zachodu. Wrócę pod właściwą notką skoro jest zapotrzebowanie.

  369. @krzloj
    30-35 m2 to nie jest dystopijna klitka tylko komfortowa kawalerka, marzenie milenialsa. A on jeszcze daje loggię, przecież to są jakieś luksusy.

  370. @procyon
    Polscy deweloperzy z mikroapartamentami (i zagęszczeniem stawianych budynków) są tak eko, że nawet Szwajcarom się to nie śniło.
    (30-35m2 ujdzie, ale „mieszkanie okno w okno”, to już brrryyy)

  371. @sheik
    „Ale to nie oznacza, że [ludzie] nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje wybory; jeśli oczywiście jakikolwiek wybór istnieje. Mogą palić szlugi lub nie, jeździć SUVem lub nie (zakładając, że ich stać na taki samochód), jeść mięso lub nie, kupować kopane koszmarnym środowiskowym kosztem bitcoiny lub nie”

    Nie ponoszą. Cena szlugów i mięsa, jeżdżenie SUV-em, kopanie bitcoinów – to wszystko są decyzje polityczne, które dopiero w mikroskali kumulują się w indywidualnych wyborach zwykłego Kowalskiego i Nowaka (jeśli wódka będzie obłożona wyższą akcyzą to ludzie będą pić mniej, jeśli zakażemy reklamy papierosów to będą mniej palić, jeśli damy ludziom alternatywę w postaci dobrej komunikacji to zmniejszy to atrakcyjność transportu indywidualnego, jeśli wykreujemy modę na wegetarianizm i wypromujemy zamienniki dla mięsa, jeśli kopalnie bitcoinów będą srogo opodatkowane… itp., itd.). Część z tych działań już została wdrożona (zakaz reklamy papierosów, inwestycje w rozwój kolei, wdrażanie norm energetycznych dla AGD, zmuszanie ludzi do segregacji śmieci na frakcje) albo zaraz będzie (zmuszanie sklepów do obowiązkowego skupowania butelek zwrotnych).

    „Kiedy czytam, pisane chyba całkiem serio a nie z trollerską intencją, pretensje, że winę za negatywne koszty ekologiczne tego wszystkiego ponoszą wredni kapitaliści i oszalała, piorąca mózgi reklama, to mam wrażenie, jakbym, za przeproszeniem, słuchał Dorosłych dzieci zespołu TURBO”

    Nie no, jasne – zrzućmy odpowiedzialność z przemysłu (znajdującego się przecież w rękach Wielkiej Finansjery) na zwykłych ludzi, niech Kowalski i Nowak zaczną kupować papierowe słomki do napojów, to wspólnie uratujemy świat; to mi przypomina modne niegdyś wśród liberałów mrzonki, polegające na przerzucaniu odpowiedzialności z rozwiązań systemowych na dobrowolne, charytatywne zrywy obywatelskie. Zamiast nakłaniania ludzi do kupowania papierowych słomek („obywatelu, uratujesz planetę!”), prostszy i dużo efektywniejszy będzie zakaz produkcji plastikowych – ale do tego trzeba woli politycznej. Bardzo dobrze, że kolega wspomniał o „oszalałej i piorącej mózgi reklamie”, bo to ona sztucznie kreuje trendy na bezsensowną konsumpcję o wysokim śladzie węglowym (np. wakacje na Dominikanie czy na Seszelach zamiast zwykłego wyjazdu pociągiem nad polskie morze). I znów, to nie jest wybór Iksińskiego że na te Seszele jeździ (jeśli może), tylko systemu, który te trendy kreuje: skoro mięso jest względnie tanie to ludzie je jedzą, skoro benzyna lotnicza jest dotowana to ludzie latają samolotami, skoro biura podróży reklamują destynacje na drugim końcu świata, to ludzie (bez sensu i wbrew logice) latają na Dominikanę. I dopóki mięso będzie tanie to nadal będą je jeść, wbrew ględzeniu sympatycznych skądinąd aktywistów o cierpieniach zwierząt w rzeźniach (bo taki przekaz trafi do 5% populacji, za to argument ekonomiczny trafi do 95%). Trzeba wykreować mniej szkodliwe alternatywy, ale „wredni kapitaliści” ograniczenia szkodliwej działalności (albo przestawienia wajchy na działalność bardziej ekologiczną) nie zrobią sami z siebie w trosce o Naszą Wspólną Przyszłość, ktoś (politycy) musi ich do tego zmusić. I nie – opierający się na truciu i konsumpcji kapitalizm sam z siebie nie stanie się neutralny klimatycznie; kiedy przyjdziesz do braci Koch i ładnie ich o to poprosisz, to nie zadziała, trzeba to na nich wymusić administracyjnie (JEZU KOMUNIS !!!).

  372. sheik.yerboutil
    ” budowanie osiedli bez indywidualnych miejsc parkingowych (tylko carsharing), co obniża koszty budowy, energochłonność i pozwala zarazem łatwiej sadzić zieleń wysoką

    Oczywiście developerzy nie pałają na razie przesadnym entuzjazmem, ale w końcu zaczną. Na razie spółdzielnie i gminy przecierają szlak. Do Polski też to kiedyś dojdzie.”

    Pałają, przecież bez parkingu można wybudować więcej lokali.

    „Nieopodal stacji Metro Natolin powstaje jedenastopiętrowy blok. Deweloper nie planuje jednak w nim miejsc parkingowych.”
    „To, co budzi zdziwienie w okolicy, to sprawa samochodów przyszłych mieszkańców budynku. Ci, którzy je mają, będą musieli zostawiać pojazdy po sąsiedzku – na przykład po drugiej stronie ulicy, przy Belgradzkiej 14, gdzie w hali garażu są 83 miejsca postojowe – bo deweloper w nowym wieżowcu nie zaplanował miejsc parkingowych, jedynie rowerownię i wypożyczalnię aut na prąd.”
    „Dlaczego więc ratusz zgodził się na blok, który pod względem miejsc parkingowych będzie odbiegał od standardu? Urzędnicy tłumaczą, że nowa inwestycja powstaje w bliskim sąsiedztwem stacji metra. I powołują się na europejskie trendy. ”
    ” Inwestor przedstawił interesującą koncepcję, podobną do wiedeńskiego projektu Aspern Seestadt, czyli osiedla mieszkaniowego z ograniczoną liczbą miejsc parkingowych z uwagi na dążenie do zrównoważonego i przyjaznego ludziom miasta. Uznaliśmy, że można dopuścić takie rozwiązanie właśnie na Ursynowie, zwłaszcza że planowana inwestycja znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie stacji Metra Natolin oraz kilku przystanków autobusowych – wyjaśnia Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza”
    https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,26939142,wiezowiec-z-garazem-bez-miejsc-parkingowych-to-nowa-filozofia.html

  373. @sheik.yerbouti
    „Ale to nie oznacza, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje wybory; jeśli oczywiście jakikolwiek wybór istnieje.”

    Okej, załóżmy, że Kowalski ponosi odpowiedzialność za losy planety. Czy uświadomienie sobie tego doprowadzi do jakiejś zmiany społecznej? Nie wydaje mi się. Sprawi co najwyżej, że wygrasz potyczkę słowną i odczujesz wyższość moralną. To że Kovalsky posypie głową popiół za to że kupił SUVa i ma dom na przedmieściach nie zmienia nic, nie robi rewolucji.

    To jest albo pięknoduchostwo albo głupawy kościelny moralizm. Po 20 min kazania o biedych dzieciach w Afryce może skłonisz wiernego do rzucenia na misję na tacę, ale to wszystko.

    Ciekawe, że dalej podajesz przykład deweloperów, którzy „nie pałają na razie przesadnym entuzjazmem” oraz: „Na razie spółdzielnie i gminy przecierają szlak”. No właśnie, to są próby wdrożenia nowej polityki, może nowych regulacji a nie rewolucja moralna konsumentów, którzy odmówią kupowania za dużych i nieekologicznych mieszkań z miejscami parkingowymi.

    Nie uważam, że za los planety, czy cywilizacji odpowiada przecietna Kowalska. Ani nawet za to, że w Jemenie umierają dzieci, czy że pracują w kopalniach.

  374. @procyon „30-35 m2 to nie jest dystopijna klitka tylko komfortowa kawalerka, marzenie milenialsa. A on jeszcze daje loggię, przecież to są jakieś luksusy.”

    Na osobę. Buduje się bardzo mało mieszkań w Polsce, które dawałyby aż tyle przestrzeni dla pięcioosobowej rodziny. A jak się już buduje, to cena jest porównywalna z wolnostojącym domem. Tak więc to, co w zachodniej Europie i jeszcze bardziej w Stanach mogłoby uchodzić za ascezę, u nas jest trudno osiągalnym luksusem.

  375. @kryloj „Czyli oprócz zakazu SUV-ów, turystyki i mięsa, dochodzi, w ramach walki o przeżycie katastrofy klimatycznej, mieszkanie w dystopijnych klitkach bez dostępu światła słonecznego.”
    Ludzie, litości, to jest 30m2 NA OSOBĘ, co oznacza max. 90m2 dla trzyosobowej rodziny. Teraz lepiej?
    A bezpośredniego światła słonecznego w upale +35 nie będziesz chciał, uwierz. Ja mam okna na trzy strony świata, w tym na południe i musiałem opanować (na home office) cały harmonogram odsłaniania i zasłaniania okien, żeby wytrzymać bez klimy, której przecież nie mam.

    @”Może dzięki temu przeżyjemy, ale właściwie po co”
    Ależ nikt kolegi nie zmusza. Indonezja ma obecnie 280mln mieszkańców, Pakistan 230, Bangladesz 170, Wietnam 100, Nigeria około 220 (dokładnie nikt nie wie). Jest komu zużywqać zasoby.

    @rpyzel „Pałają, przecież bez parkingu można wybudować więcej lokali.”
    Nie można, to tak nie działa. Chociaż w Warszawie kto wie, tam niajdziwniejsze rzeczy się zdarzają.
    Deweloperzy nie kręcą zresztą nosem na brak garaży, tylko na ograniczanie użycia betonu i wymogi Kreislaufwirtschaft.

  376. @Awal „Te amerykańskie tax breaks tu nic nie zmienią, bo to będzie produkcja w kooperacji najpierw z Dalekim Wschodem, potem z Zachodnią Europą, na rynki azjatyckie.”
    Te amerykańskie przepisy mają ewidentnie na celu przymuszenie producentów do zmiany łańcuchów dostaw tak, żeby w zakresie produkcji baterii uniezależnić się od Chin. Pytanie, czy Kia i Hyundai, które ostatnio wyrastają na lidera sprzedaży elektryków w USA, będą robić baterie w kilku miejscach dla różnych odbiorców – kto wie, może i będą? Ale czemu mieliby to robić akurat w Kaliningradzie, do którego ostatnio nie można nawet koleją przez Litwę dojechać?

  377. @mnf „nie ponoszą”
    @bantus „Okej, załóżmy, że Kowalski ponosi odpowiedzialność za losy planety. Czy uświadomienie sobie tego doprowadzi do jakiejś zmiany społecznej? Nie wydaje mi się.”

    OK, poddaję się. Koledzy sa jak widać szczelnie zamknięci w banieczce swoich wygodnych przekonań. Ale to bardzo słaby chwyt retoryczny, że ludzie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, bo alternatywnie musieliby ponosić CAŁĄ odpowiedzialność. No nie – ponoszą tej odpowiedzialności *część*. Tę część, która od nich w jakimś stopniu zależy; tam, gdzie mają wybór między środowiskowo bardziej i mniej szkodliwą opcją.
    Można sobie tak ułatwić życie, że za każdą kiepską decyzją stoi KAPITALIS, nie my, ale kaman, jesteśmy przecież dorośli.

  378. @awans przez sport
    Moja siostra zajela sie w dziecinstwie lekkoatletyka. Pierwsza w rodzinie. Miala wyniki na poziomie wicemistrzostwo Polski na 5 km juniorow. Ale wyzej nie dalo, wiec dala sobie spokoj. I nie ma zrypanego zdrowia. Takie niszowe sporty da sie uprawiac za bardzo mala kase (mam doswiadczenie jeszcze synka kajaki – 20 zl / mies.). I mozna powiedziec STOP zanim to zacznie wplywac na zdrowie. Ryzyko utraty zdrowia bez szansy na duzy sukces (typu medal MS / ME / Olimpiada) nie jest jakos bardzo duze. To znaczy jak sie jest na poziomie Justyny Kowalczyk to mocno wzrasta, ale to czlowiek wie, ze ma 10% szans na medal olimpijski (i jednak jakies niezle ustawienie sie w zyciu) i 20% szans na leczenie ukladu ruchu do konca zycia (przy czym bez sportu uklad ruchu tez mozna sobie zrypac). Dodatkowo sport nawet na poziomie MP juniorow tez roche daje: siostra miala troche fajnych wyjazdow za bardzo mala kase i bylo jej duzo latwiej skonczyc AWF (ma papier, pracuje w zawodzie).

  379. @ jazda konna jako ambicjonerski himalaing / wyzysk konia przez człowieka

    Niby wychowałem się na serialach „Karino” i „Czarny królewicz” (no, w „Zorro” przyjaźń końsko-ludzka to też jest wątek arcyistotny), ale długo nie mogłem złamać w sobie (klasowej? kwestiosmakowej?) bariery i całe lata 90. jazda konna kojarzyła mi się z polską nowobogackością, a dzieci (głównie płci żeńskiej) w siodłach – z potomstwem aspirujących Januszów-groszorobów. Słowem: jazda konna = etyczny i estetyczny skandal.
    Aż: 1. para moich przyjaciół, zarabiających grubo poniżej średniej krajowej i mieszkająca z dwojgiem dzieci w domku o pow. 90 m. kw., kupiła sobie konia – żeby go mieć i kochać (głównie płeć żeńska); 2. jednym z elementów zalecanych przez terapeutów dla mojej 3-letniej córki, mającej problemy w rozwoju motoryczno-koordynacyjnym (lewa ręka nie nadążała za prawą) okazała się jazda konna (ściśle: kontakt z dużym, ciepłym sierściowym zwierzęciem, na którym siadasz, które głaszczesz, na którym jedziesz), więc wykupiłem jazdy w pobliskiej stadninie i zacząłem tam bywać z coraz bardziej sprawną, odważną i szczęśliwą (jako że jest głównie płci żeńskiej) córką. Poza nieco pretensjonalną nazwą „Ojo Negro” w stadninie nie było nic ani nikogo ambicjonersko-himaistycznego (kluby golfowe przejęły ten target?), dominował pogodny luz, dekadencja i brak napinki (na parkingu ani jednego wielkiego SUV-a). Czy konie były tam szczęśliwe? Obsługiwał je najtroskliwszy, patrzący im w oczy z miłością personel (płci żeńskiej), a więc zaryzykuję: na ile na Ziemi możliwe jest szczęście – to tak.
    Strata: pożegnanie z własnym przekonaniem i opinią estetyczno-etyczną. Zysk: przywrócenie wiary w seriale z dzieciństwa. I w Zorro.

  380. @ergonauta
    Dziękuję za wyczerpujący wpis – mi się nie chciało. Koledzy od teoretyzowania niech se przeczytają, ale raczej nie polemizują.

    @ah
    To charakterystyczne, że zatytułował pan swój wpis „awans przez sport”, ale to nie jest o awansie przez sport, to o sporcie uprawianym raczej lajtowo.

    @awal
    ” Wrócę pod właściwą notką skoro jest zapotrzebowanie.”

    DZIĘKUJE ZA GOTOWOŚĆ ODCZEKANIA (no bo trzysetny komć to kiepskie miejsce na offtopa). Czy możesz w międzyczasie przygotować jakąś solucję na zasadniczy problem – transport? Jedyna linia kolejowa biegnie przez nieprzyjazną Litwę, która szuka sposoby na jej zatrzymanie. Okrężna droga tirami przez Polskę jest okrężna i… też niepewna, a w dodatku mniej wydajna. Pozostaje transport morski, kapryśny i zależny od pogody. Jak w tych warunkach coś wdrożyć terminowo, a nawet przed terminem? Ja tu widzę przede wszystkim tira z niezbędnymi komponentami, stojącym drugi tydzień na granicy po stronie białoruskiej.

  381. @ergonauta „no, w „Zorro” przyjaźń końsko-ludzka to też jest wątek arcyistotny”
    A jeszcze Lucky Luke i jego wierny Jolly Jumper!

  382. @(głównie płci żeńskiej)

    feminizacja koniarstwa to jest fascynująca sprawa; to się chyba zbiegło z zaprzestaniem używania koni na wojnie?

  383. @mrw
    „feminizacja koniarstwa to jest fascynująca sprawa”

    Zaraz mnie skancelujesz za stereotypy, ale prywatnie tłumaczę to tym, że przyjemność z tego sportu to przyjemność empatii – żeby sobie radzić, musisz nawiązać emocjonalną łączność z koniem. To nie maszyna, że naciśniesz guzik i zadziała, chyba że się zepsuło. Gdy ją już nawiążesz, to objawia się na przykład tak, że koń przyśpiesza (albo zwalnia) ZANIM mu zdążysz wysłać polecenia. Powiedziałbym że magia, gdybym się nie domyślał, że ideomotoryczne naprężenie mięśni, które koń wyczuwa przez skórę.

    Ja rozumiem tę przyjemność i nawet jestem zdolny do jej odczuwania. Ale – konno już nie jeżdżę, a samochodem, any time.

  384. @szejk
    „ale nie muszą budować domu 25km od miasta, żeby tylko mieć własny dom z ogrodem.”
    Sprzężenia zwrotne między zagospodarowaniem przestrzeni i dostępnością transportową, w powiązaniu do cen, są bardzo dobrze znane. Podobnie jak to, że ludzie z grubsza mieszkają tam, gdzie pozwala im na to zdolność kredytowa. Na dalszych przedmieściach budują się ci nieszczególnie zamożni. Jedyne co można im zarzucić, to „optimism bias” w zakresie tego, że założyli sobie, iż paliwo nigdy nie zdrożeje, a droga dojazdowa się nie zakorkuje. Możliwe, że ów bias jest podsycany polityką reklamową producentów samochodów i deweloperów. W cywilizowanych miejscach redukcją tego typu zagrożeń zajmuje się tzw. państwo, bo generalnie wiadomo, że jak się wydarzy bieda, to owe osoby będą oczekiwać pomocy właśnie od państwa. Wiadomo też, że ci ludzie albo banki zaczną mocno protestować w sytuacji, gdy zaproponuje się rozwiązania powodujące radykalne obniżenie wartości nieruchomości.

    „Dla porównania, w kilku punktach, obecnie szybko rosnące w siłę tendencje w europejskiej architekturze i budownictwie, wprawdzie niestety jeszcze nie w Polsce:”
    To wszystko są kwestie wynikające z przepisów wprowadzanych na różnych szczeblach, od Unijnych (a więc obowiązujących też w Polsce) wymagań w zakresie budowania na potrzeby instytucji publicznych (Green Public Procurement), po lokalne plany zagospodarowania przestrzennego wskazujące wymogi w zakresie liczby miejsc parkingowych na danym obszarze, a nie jakiejś tam indywidualnej woli jakiegoś dewelopera czy Kowalskiego. Chyba jedyne czego nie ma na tej liście, to wymagań w zakresie wyburzenia połowy mieszkania, gdy dzieci się z niego wyprowadzą, tudzież umrze współmałżonek. Poza tym dogęszczanie, to w pierwszej kolejności pójście z zabudową w górę, w stylu zamiany targowiska w galerię handlowo-biurową. Jakieś zabawy w stylu „okno w okno”, to już raczej właśnie inwencja deweloperów.

    Myślenie o tym, że jakieś oddolne zmiany zachowań dużo zmienią w zakresie zrównoważonego rozwoju jest ślepą uliczką. Wręcz przeciwnie, można podawać przykłady, w których indywidualne ograniczenie emisji powoduje jej wzrost w skali makro.

  385. No nie – ponoszą tej odpowiedzialności *część*. Tę część, która od nich w jakimś stopniu zależy; tam, gdzie mają wybór między środowiskowo bardziej i mniej szkodliwą opcją.
    Można sobie tak ułatwić życie, że za każdą kiepską decyzją stoi KAPITALIS, nie my, ale kaman, jesteśmy przecież dorośli.

    To jest bardzo malutka część, a bijąc w nią odwracasz uwagę od głównego winowajcy. Któremu bardzo odpowiada takie przesunięcie akcentów.

  386. @wojna a feminizacja
    na pewno jest związek w czasie – konie w wojsku – poborowi (mężczyźni) i jest męska baza z której jakaś część zostanie przy koniach
    Ale musi być coś jeszcze – do szkółek na pierwszą jazdę przychodzą głównie dziewczynki, chłopaków jak na lekarstwo, jak się pojawiają dorośli faceci to na ogół zaciągnięci przez swoje partnerki
    Więc zasadne pytanie – dlaczego dziewczynki chcą iść na tą pierwszą jazdę a chłopaki nie?

    @WO
    koń przyśpiesza (albo zwalnia) ZANIM mu zdążysz wysłać polecenia
    gratuluję dobrze ujeżdżonych koni, to o czym piszesz to nie magia tylko tak zwana „przepuszczalność” – coś nad czym się pracuje z koniem, i jest to coś czego większość szkółkowych koni nie posiada
    Tyle, że aby poczuć tą przyjemność o której piszesz trzeba wyjeździć ileś dupogodzin w siodle – więc kobiety/dziewczynki z automatu tego nie czują, a faceci na ogół nawet nie próbują – co jest dziwne (pewnie stereotyp – My Little Pony dedykowane jednak dziewczynkom vs. haratanie w gałę na orliku dla chłopaków?)

  387. @ „To nie maszyna, że naciśniesz guzik i zadziała”

    Dlatego empatia. I dlatego oprócz kobiet, także dzieci z rozmaitymi nieprzystosowaniami psychofizycznymi (od aspergera po depresję, od opóźnień rozwojowych po niepełnosprawności powypadkowe). Znana książka/film o tym to „The Horse Whisperer”, gdzie mamy kobietę i dziecko w jednym (w filmie gra je/ją 11-letnia Scarlett Johannson).
    Co przypomniało mi o kapitanie Knothe z „Czarnych Chmur” (ha, tam to jeździli!), czyli o aktorze Macieju Rayzachelu (który wkrótce po emisji serialu został na wiele lat zawodowo skasowany za działalność opozycyjną). Knothe rzecze tak oto: „Jazdę konną ćwiczyliśmy przez dwa miesiące w wojskowej stadninie na dzisiejszej ul. Kozielskiej, w Klubie Jeździeckim Legii. Gdy władze zadbały o to, żebym nie pracował jako aktor, zostałem wychowawcą w domu małego dziecka i zajmowałem się dziećmi autystycznymi i niewidomymi. Dzięki „Czarnym chmurom” mogłem prowadzić zajęciach hipoterapii.”

  388. @sheik
    „to bardzo słaby chwyt retoryczny, że ludzie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, bo alternatywnie musieliby ponosić CAŁĄ odpowiedzialność. No nie – ponoszą tej odpowiedzialności *część*”

    Nie możesz od każdego wymagać żeby był Świadomym Konsumentem. Skoro mięso jest tanie to je jedzą, skoro benzyna lotnicza jest dotowana to latają, skoro transport publiczny jest kiepski (albo nie ma go wcale) to kupują szrota z Niemiec. Należy wdrożyć przepisy i regulacje w kluczowych dziedzinach (np. normy budowlane i materiałowe, zmuszające deweloperów do ograniczenia śladu węglowego), których przeciętny człowiek nie zauważy, bo nawet o nich nie wie (np. nowo budowane domy muszą obowiązkowo spełnić różne wymagania). No owszem, Kowalski będzie zły że mięso i bilety lotnicze podrożały, ale potraktuje to jak dopust boży i w końcu ograniczy konsumpcję. Dobrym przykładem rozwiązań systemowych jest obowiązek segregacji odpadów – gdyby to była *opcja*, ludzie nadal wrzucaliby wszystko jak leci. Nie robią tego, bo wówczas zostaliby naliczeni za wywóz, a więc dostaliby po kieszeni. Oczywiście byłoby świetnie, gdyby każdy Kowalski – podobnie jak posłanka Spurek – był ekspertem od polityki klimatycznej i w imię Wyższych Celów dobrowolnie godził się na różne wyrzeczenia (nie jem mięsa, nie jeżdżę SUV-em, nie latam samolotami, noszę do sklepu własne słoiki itp.); wtedy nie trzeba by zakazów, nakazów i w ogóle polityki, bo przecież wolny rynek sam załatwi kwestię klimatu i można wprowadzać ekothatcheryzm. Ale na co dzień ludzie zwyczajnie nie zastanawiają się nad swoim śladem węglowym (bo większość nawet nie wie co to jest, za to widzi w telewizorze, że oligarcha kupił nowy jacht), i będzie tak niezależnie od tego ile będziesz ich uświadamiać i straszyć (po prostu cię oleją i przełączą kanał). Trzeba to zrobić za nich, stąd zakazy i nakazy, stąd regulacje, jest to zadanie dla ekspertów (żeby wymyślili przepisy) i polityków (żeby je wdrożyli wbrew lobbystom). Kol. @bantus celnie wspomniał o kościelnym moralizatorstwie, właśnie coś takiego obserwuję kiedy niektórzy aktywiści uprawiają np. meatshaming – ponarzekają sobie na klimatyczny koszt produkcji mięsa czy warunki w rzeźniach (a nawet pośmieją się z Januszy jedzących niemodne od dawna schabowe), a ludzie i tak ich oleją, usmażą steka i pośmieją się z oszołoma podczas konsumpcji. To, co naprawdę działa, to nie xiądz grzmiący z ambony, a rozwiązania systemowe. No ale przy ich wdrażaniu trzeba się naużerać z lobbystami, w końcu łatwiej pomarzyć o cudownym społeczeństwie, które samo z siebie ogranicza ślad węglowy. No bo ilu jest tych świadomych konsumentów – dziesięć, dwadzieścia procent? Ile ci aktywiści mają dywizji? Bo wielki przemysł finansuje całe armie lobbystów.

  389. @loleklolek „Chyba jedyne czego nie ma na tej liście, to wymagań w zakresie wyburzenia połowy mieszkania, gdy dzieci się z niego wyprowadzą, tudzież umrze współmałżonek.”
    Tak, to znany problem dotyczący zwłaszcza mieszkań spóldzielczych i komunalnych (przynajmniej w Szwajcarii). Co proponujesz?

    @”Na dalszych przedmieściach budują się ci nieszczególnie zamożni. Jedyne co można im zarzucić, to „optimism bias” w zakresie tego, że założyli sobie, iż paliwo nigdy nie zdrożeje, a droga dojazdowa się nie zakorkuje.”
    …oraz np. zignorowanie faktu, że nie tylko muszą dojechać do pracy, ale i jeszcze po szkole córka na konie czy syn na karate. Tzn. że będą robić przez kilkanaście lat za taksówkę.

    @”Jakieś zabawy w stylu „okno w okno”, to już raczej właśnie inwencja deweloperów.”
    To się nazywa dogęszczanie i pozwala kolejnym ludziom na zamieszkanie w centrum miasta bądź nieopodal niego – ważne, że na terenie z dostępem do zbiorkomu i usług. Ci nowi mieszkańcy mogą nawet nie mieć samochodu!

    @”To wszystko są kwestie wynikające z przepisów wprowadzanych na różnych szczeblach”
    Te przepisy skądś się biorą, nespa?

    @”Myślenie o tym, że jakieś oddolne zmiany zachowań dużo zmienią w zakresie zrównoważonego rozwoju jest ślepą uliczką.”
    Ale nikt tak nie twierdzi. Najpierw są pionierzy, którzy pokazują, że w ogóle SIE DA, testują różne rozwiązania równolegle z kampanią informacyjną i aktywizmem, na końcu Unia nakazuje budowanie niemal pasywne (teraz) i pasywne (wkrótce).

    @Albrecht „To jest bardzo malutka część, a bijąc w nią odwracasz uwagę od głównego winowajcy.”
    Nie sądzę. Poza tym hej, nie proponuję totalnej ascezy, sam uprawiam czynną hipokryzję weekendowo-wakacyjną.

  390. @pp
    „coś czego większość szkółkowych koni nie posiada (…) Tyle, że aby poczuć tą przyjemność o której piszesz trzeba wyjeździć ileś dupogodzin w siodle”

    Trochę rzeczywiście w swoim czasie jeździłem. I była to tak zwana dobra stajnia, też w każdym razie widać było w niej, że konie są tam w raju (subiektywnie). Pochwalę się, że doszedłem już do tego etapu, w którym instruktorka nie przyprowadzała mi konia, tylko zlecała mi przyprowadzenie konkretnego (czasem X-a, czasem Y-a) z wybiegu. Co za pierwszym razem wydaje się oczywiście zadaniem niemożliwym do realizacji – oto ja, otoczony zwierzętami większymi i silniejszymi ode mnie, mogącymi mnie zabić jednym kopem, mam jednemu z nich przerwać relaks, osiodłać go, dosiąść i zmusić do tego straszliwego wysiłku (z fantazji Gammona). No przecież nie dam rady (spojler: nie dałbym, gdyby koń NAPRAWDĘ nie miał na to ochoty).

    Jazda konna to paradoksalny sport, w którym im lepiej sobie radzisz, tym częściej de facto zaczynasz płacić za pracę (czasem nawet literalnie za sprzątanie gówna). W każdym razie, kto zaznał tej empatii (nie znającym może to spróbować przybliżyć cyberpunkowa metafora: holy shit, pojazd sterowany myślą!), tego będą śmieszyć rojenia, że konie przy tym cierpią. A już najbardziej gdy się je szczotkuje, to przecież okropne, człowieka by to bardzo bolało, no czy my się aż tak różnimy.

  391. @sheik.yerbouti
    „OK, poddaję się. Koledzy sa jak widać szczelnie zamknięci w banieczce swoich wygodnych przekonań. Ale to bardzo słaby chwyt retoryczny, że ludzie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, bo alternatywnie musieliby ponosić CAŁĄ odpowiedzialność.”

    Z jednej strony masz wiktoriański samorozwój, moralne doskonalenie się jednostki z klasy średniej. W tym sensie ma to „wpływ na planetę” że oto szef Januszexu albo kierownik hotelu nie wywalą śmieci do lasu, a ścieków do rzeki. Nie możemy na tym jednak polegać. Potrzebujemy przepisów, kontroli, kar, całego systemu ochrony środowiska oraz zdrowia, który kosztuje dużo. Do tego potrzeba woli politycznej.

    Może są ludzie, którzy w pewnych momentach decydują o losach świata i kierunek zmian zależy od stanu ich sumienia. Z pewnością mają coś więcej tu do powiedzenia CEO Exxon Mobile czy Shella niż Kovalsky. Problem w tym, że jak taki CEO ma obiekcje do ryzykownego wiercenia w jakiejś zatoce bądź niszczenia ekosystemów powiedzmy w Afyce, żeby wydobyć cenne surowce, to można go raz dwa zmienić.

    Dlatego zmiana, jak już inni komentatorzy zauważyli, musi się dokonać na poziomie politycznym, a nie indywidualnym, moralnym.
    Oczywiście jest pytanie czy skreślenie kogoś przy urnie jest takim aktem moralnym, czy suma moralności indywidualnych przekłada się na zmiany polityczne? Moim zdaniem jeśli tak to jest to bardzo słaby związek.

  392. „Więc zasadne pytanie – dlaczego dziewczynki chcą iść na tą pierwszą jazdę a chłopaki nie?”

    Dziś to wiadomo — popkultura dziewczyńska jest megakoniarska (kucyki, Bibi&Tina, seriale/książki/filmu o koniarach), ale to już traktuję jako efekt feminizacji, coś musiało tę kulturową zmianę striggerować, prz’sz kowboje, rycerze, ułani byli „dla chłopaków”

    Hipotezę o empatii przyjmuję — spełnianie roli opiekuńczej (czesanie grzywy) vs. bujanie na koniku z drewnianym mieczem, dziś zastąpione grami wideo

  393. @WO
    O koniach mógłbym długo (~30 lat w siodle, w tej chwili 2 własne zwierzaki no i moja partnerka tez ma własnego). Myślę, że nie czas tu na takie oftopiki, jakby się kiedyś trafiła jakaś hippiczna notka to tak.
    A tak w temacie Spurek i reszty aktywistów od zakazywania jazdy konnej – ciekawe czy pomyśleli co stałoby się z tymi już żyjącymi zwierzakami gdyby zrealizować taki scenariusz? Trochę jak ekolodzy od bekasa z kapitana Bomby.

  394. z pododnych shiftów — łucznictwo; w popkulturze bardzo dziewczyńskie

  395. @Tak, to znany problem dotyczący zwłaszcza mieszkań spóldzielczych i komunalnych (przynajmniej w Szwajcarii). Co proponujesz?
    Ja nie propaguję takich rzeczy, więc niezbyt cokolwiek muszę proponować. Mogę spróbować pomóc Ci policzyć, o ile zwiększy się emisja w związku z np. takim przymusowym przesiedleniem i związanym z tym wydłużeniem drogi do pracy czy na grób współmałżonki.

    @To się nazywa dogęszczanie i pozwala kolejnym ludziom na zamieszkanie w centrum miasta bądź nieopodal niego – ważne, że na terenie z dostępem do zbiorkomu i usług
    Może i w jakimś deweloperskim slangu nazywa się to dogęszczaniem, ale nie ma to zbyt wiele wspólnego z dostępem do zbiorkomu czy usług.

    @”zignorowanie faktu, że nie tylko muszą dojechać do pracy, ale i jeszcze po szkole córka na konie czy syn na karate. Tzn. że będą robić przez kilkanaście lat za taksówkę”
    Znam takich, co robią za taksówkę z samego centrum, bo lokalne usługi kuleją (i tu nawet nie chodziło o to, że szkółka nie była wystarczająco „prestiżowa”, chociaż to zapewne też częsty powód). Jak jak zrobisz tam dogęszczenie i przymusowo przesiedlisz wszystkich, którzy mieszkają w zbyt dużym metrażu, to w efekcie uzyskasz jedynie więcej taksówek w centrum.

    @”Najpierw są pionierzy, którzy pokazują, że w ogóle SIE DA”
    To się generalnie nazywa badania i rozwój oraz jest dość mocno zinstytucjonalizowane.

  396. @dziewczyńskie łucznictwo
    no może w popkulturze Merida Waleczna, Igrzyska śmierci (czy jakoś tak)
    Ale IRL bawię się też i w to i na turniejach pieszych jest gdzieś 1/3 kobiet, chodziłem na jakąś sekcję (w zimie mają halę – ciepło i jasno) i było pół na pół, łucznictwo konne (btw. w ostatni weekend były mistrzostwa Polski) też raczej po połowie

  397. @mrw
    coś musiało tę kulturową zmianę striggerować, prz’sz kowboje, rycerze, ułani byli „dla chłopaków”

    Może po prostu sami właściciele stadnin musieli znaleźć nowy target po tym jak chłopaki przesiedli się na konie mechaniczne. Na pewno mają jakąś prasę branżową, targi i inne takie, gdzie obgadują strategie marketingowe.

  398. @Albrecht de Gurney
    „strategie marketingowe” – zacny trolling milordzie
    z moich obserwacji – obgadują to oni najchętniej siebie nawzajem

  399. @pp
    Dobra, może nie tyle właściciele stadnin, co branża jako całość. O ile właścicielem stadniny może sobie być pan Janusz, o tyle taka np. firma Roeckl (koniarze będą wiedzieć) na pewno ma dział marketingu, podobnie jak inne obsługujące ten sport.

  400. „Może po prostu sami właściciele stadnin musieli znaleźć nowy target po tym jak chłopaki przesiedli się na konie mechaniczne. ”

    historia zna takie przypadki, jak wynalazek „nowoczesnej pani domu” w Japonii.

    więc coś jest z natury dziewczyńskie/chłopackie aż przyjdzie kapitalis i powie „od dzisiaj nie” (pamiętam jak Lego wynalazło dziewczynki)

  401. @albrecht
    „Może po prostu sami właściciele stadnin musieli znaleźć nowy target po tym jak chłopaki przesiedli się na konie mechaniczne. ”

    To są przeważnie maniacy. Nie robią tego dla pieniędzy, tzn. to nie jest główna motywacja. Typowa rozmowa wygląda tak – „gdzieś musiałem/am trzymać swoje konie i wyszło mi, że założenie własnej stajni ze szkółką wyjdzie taniej”.

  402. @firmy okołokońskie promujące jeździectwo wśród kobiet
    No jeśli to była świadoma decyzja to strzał nawet nie w 10 co w 11. Nie znam faceta, który musiałby mieć 15 czapraczków dla swojego ulubieńca, i do tego koniecznie komplecik (czaprak, owijki i nauszniki)) koniecznie w kolorze mint albo hazelnut w ostatniej limitowanej kolekcji. Poziom pierdolca jest niewyobrażalny – pewnie w innych środowiskach też się zdarza takie gadżecioarstwo, no ale ja ze stajni. Tyle, że to zysk dla producentów tych wszystkich sprzętów. Natomiast właściciele ośrodków jeździeckich raczej narzekają na brak mężczyzn (co zrozumiałe, czasem trzeba przeturlać bele siana i tu pomoc facetów byłaby cenniejsza)

  403. @wo
    Jak wszędzie — jest pan Marek ze swoim półhobbystycznym warsztatem rowerowym, ale sprzęt i części do niego produkuje jakieś Shimano gadające po marketingowemu.

  404. @albrecht „Jak wszędzie — jest pan Marek ze swoim półhobbystycznym warsztatem rowerowym”
    Może wybierz się do jakiejś stadniny, nawet niewielkiej na paręnaście koni, potem porównaj poziom inwestycji tam oraz w półhobbystyczny warsztat rowerowy (akurat mam właśnie taki 80m od domu, jeden informatyk-pasjonat wieczorami przyjmuje klientów).

    @”ale sprzęt i części do niego produkuje jakieś Shimano gadające po marketingowemu.”
    Czy to jest ten osławiony Big Bike, piorący mózgi skołowanym konsumentom? A serio to chyba wszyscy wolimy mieć standaryzowany, certyfikowany produkt z gwarancją, zamiast kowala w każdej wsi, kującego unikalne hipsta-łańcuchy które może będą pasować, ale może i nie?

    @lolek „To się generalnie nazywa badania i rozwój oraz jest dość mocno zinstytucjonalizowane.”
    W budownictwie właśnie nie do końca, w architekturze niemal wcale nie.

  405. @koń
    Na początek mały disklaimer: w rodzinie ktoś miał konia, w stajni bywałem i pomagałem, na koniu się przejechałem, nie bawiło mnie to w żaden sposób, więc się nie wciągnąłem, do tego zabawa jest dla mnie całkowicie nieakceptowalna olfaktorycznie.

    To, że udomowione zwierzę wchodzi w interakcje różne z właścicielem to jakby oczywiste. Po to się udomawia zwierzęta. Koń na pewno lubi gdy się o niego dba. Tak jak pies, kot czy dowolne inne udomowione zwierzę. Pewnie czerpie z obcowania z właścicielem przyjemność. Pytanie jest takie, czy koń lubi jeździć z bagażem na plecach, bo lubi, czy też jest to dla niego jedyna okazja by pobiegać, więc podchodzi do sprawy na zasadzie „cieszę się z tego co mam”. Czyli, czy nie jest tak, że codzienne wypuszczenie konia, żeby sobie pobiegał gdzie i ile chce nie byłoby dla niego przyjemniejsze (zakładając, że opiekun konia dysponuje stosownym terenem). Bo dla psa i kota zdecydowanie tak.

  406. Może wybierz się do jakiejś stadniny, nawet niewielkiej na paręnaście koni, potem porównaj poziom inwestycji tam oraz w półhobbystyczny warsztat rowerowy

    Ale po co właściwie?

    Postawiłem tezę, że branża końska po prostu znalazła sobie nowy target, i spunktowany poprawiłem się, że pewnie raczej okołokońskie biznesy typu akcesoria niż hodowcy. A z czym ty teraz polemizujesz, to ja nawet nie…

  407. @ bartolpartol i koń

    Pobiegać samemu spoko, ale koń też LUBI CZŁOWIEKA więc bieganie z człowiekiem na plecach (koń waży pół tony, więc człowiek dla niego to jak plecak turystyczny w dodatku aktywnie się układający a nie kloc, nie przesadzajmy już z tym jak to się ten koń męczy) to przypuszczalnie fun. Można oczywiście pewnie biec OBOK konia, ale to idiotyczne: koń jest zdecydowanie za szybki a człowiek zbyt wytrzymały na długie dystanse (od półmaratonu w górę).

  408. @bartol
    „czy nie jest tak, że codzienne wypuszczenie konia, żeby sobie pobiegał gdzie i ile chce nie byłoby dla niego przyjemniejsze (zakładając, że opiekun konia dysponuje stosownym terenem).”

    Odpowiem ci w formie przypowieści – zaznaczając przy tym, że to odpowiedź całkowita i wyczerpująca, nie widzę płaszczyzny do kontynuacji. Skoro pies lubi przynosić rzucone mu przez człowieka patyki – czy idealną zabawką nie byłby dla niego po prostu stos patyków, z którymi mógłby robić co chce, bez udziału człowieka?

    Taki pomocniczy hint: konie do jazdy w porządnych stajniach i tak sobie codziennie biegają bez ludzi. Opisywałem przecież powyżej sprowadzanie konia na jazdę z takiego właśnie miejsca, po którym sobie biegają swobodnie.

  409. @Dlaczego panie i konie

    Wg moich obserwacji z różnych części Europy – bo mają na stadninach swój pozbawiony męskiej dominacji świat. Dużymi stadninami często na co dzień zawiadują w praktyce dziewczyny-nastolatki pod raczej teoretycznym nadzorem właściciela/ właścicielki. Dbają o zwierzęta, wyprowadzają grupy na jazdy, itd. Chodzą ubrane jak im wygodnie bez dostosowywania się do wymogów „atrakcyjności”, starsze opiekują się młodszymi, młodsze szybko nabierają odpowiedzialności, zarządzają wspólnie dużym autonomicznym obszarem, w którym brak męskiej rywalizacji (chyba że między ogierami).

    @WO

    „Czy możesz w międzyczasie przygotować jakąś solucję na zasadniczy problem – transport? Jedyna linia kolejowa biegnie przez nieprzyjazną Litwę, która szuka sposoby na jej zatrzymanie.”

    Solucją wynegocjowaną w lipcu przez Rosję z Unią, z dużym udziałem Litwy, jest prowadzony bez przeszkód, na podstawie wytycznych Komisji, kolejowy (wyłącznie) tranzyt stali i innych komponentów w ilościach odpowiadających przedwojennym. Litwa (również Ukraina) wyniosła z tych ustaleń określone polityczne korzyści i je realizuje – może utrudnić natomiast ich realizację, jeżeli Rosja zacznie się wobec niej zachowywać agresywnie.

    Odsyłam do wpisu jaki właśnie zamieściłem pod Twoją notką „Avtokartoshka De Luxe” (prośba o jego wyjęcie ze spamfolderu). Kompleksowo odnoszę się tam do wszelkich zastrzeżeń Twoich i kolegów. Nie gwarantuję, że będę miał możliwość szerzej komentować w przyszłości (nowe zadania w życiu), więc tak spłacam ten dług.

  410. monday.night.fever

    ” noszę do sklepu własne słoiki itp.”

    I co z nimi robisz? Przecież nie możesz sobie nalać szamponu z dozownika, płynu do mycia naczyń z dozownika itd. No są kraje, gdzie podobno można, ale nie w Polsce.

  411. Bardzo bym chciał, żebyście mieli rację, a nie wishful thinking. Nie mam pojęcia o jeździectwie. Mam doświadczenie (bardzo bezpośrednie) z końmi pociągowymi, chociaż tylko z dwoma (kolejno). Obrządzałem, zaprzęgałem, wyprzęgałem, powodziłem. Nie było tam miejsca na żadne empatie. Nie było (jawnego) okrucieństwa. Koń ciągnął to, czego się oczekiwało, dostawał jeść, był puszczany na ogrodzoną łąkę. Koń numer dwa okazał się szybko zbędny w gospodarstwie, ponieważ radziecki ciągnik Владимирец T-25, ale wariantu szczegółowego nie pamiętam, był przez gospodarza uważany za rozwiązanie użytkowo lepsze. Koń został, „bo do kościoła ciągnikiem się nie pojedzie”, ale rodzina mało pobożna, więc i w niedzielę i tak koń niczego nie ciągnął. Nadal dostawał jeść i biegał po trawie. Był ozdobą? symbolem statusu? pamiątką „wieku złotego”? nie było pomysłu co z nim zrobić? Straciłem kontakt z gospodarstwem i jego mieszkańcami; OIMW po latach sprzedali konia, wiem, że nie do rzeźni. Może komuś, kto chciał mieć starego, wolno łażącego konia jako maskotkę. Nie wiem.

    Pierwszy ani drugi koń nigdy nic nie mówił. Nie sygnalizowały szczęśliwości ani nieszczęśliwości z powodu ciągnięcia wozu lub urządzenia. Nie wiem, na czym polega mowa ciała konia ciągnącego furmankę z sianem/snopami/etc. Z kolei one traktowały mnie jak ruchomy przedmiot. Nie miałem od nich żadnej informacji zwrotnej, którą umiałbym odczytać. Nie wiem, na czym polega kontakt psychiczny z końmi pociągowymi. Nie wiem, po czym się poznaje ich well-being. Rozumiem że należy sprawdzić, że nic nie sprawia im bólu, że mają co jeść, że to coś nie zaszkodzi im na trawienie (konie potrafią mieć problemy jelitowe po świeżej zieleninie, ale nie pamiętam detali weterynaryjnych), dać połazić, pobiegać i tak dalej.

    Nie napiszę ani słowa o jeździe wierzchem, gdyż nic o tym praktycznie nie wiem.

  412. @rpyzel
    są kraje, gdzie podobno można, ale nie w Polsce

    W Polsce na butelkę/słoik przykleja się pieczołowicie etykietę TheBestKlejem, żeby jego usunięcie wymagało kilku do kilkunastu minut mechanicznego zdrapywania, potem użycia benzoputiny ekstrakcyjnej, potem jeszcze detergentu z szorowaniem, a na koniec najlepiej zmywarki. Dzięki temu producenci (ha ha, pewnie ich nie ma) a raczej importerzy chińskiego szkła nie mieli konkurencji i mogli sprzedawać puste butelki za cenę „zawartość butelki plus koszt usunięcia etykiety minus 10%”.

    Z niemieckich słoików etykietę usuwam mocząc słoik 5 minut i drapiąc paznokciem. Może Niemcy kleją na dekstrynę a nie na TheBestKlej.

  413. @”Wg moich obserwacji z różnych części Europy – bo mają na stadninach swój pozbawiony męskiej dominacji świat. Dużymi stadninami często na co dzień zawiadują w praktyce dziewczyny-nastolatki pod raczej teoretycznym nadzorem właściciela/ właścicielki. ”

    Dziękuję za wyjaśnienie, które niczego nie wyjaśnia. Dlaczego ten pozbawiony męskiej dominacji świat jest akurat na padoku, a nie na przykład w klubie łuczniczym? Jest tu oczywisty element mody, koleżanki chodzą na konie, to ja też, ale to nie wyjaśnia praprzyczyny
    Sam mam w domu anglezującą nastolatkę (w tej chwili akurat nie w domu, tylko na obozie jeździeckim) i frapuje mnie ta dziewczyńskość tego sportu. Pytałem znajomą koniarę, nie mówiła nic o braku męskiej dominacji, tylko, że konie są takie słodkie i sympatyczne. Moim zdaniem nie są, to wielkie bestie, które mogą zabić i do tego śmierdzą. Być może brak mi empatii.

  414. @gammon
    „Bardzo bym chciał, żebyście mieli rację, a nie wishful thinking. ”

    Chciałbym mieć marzenia tak łatwe do spełnienia. Mamy! Case dismissed. Twój następny komć prawdopodobnie wyleci, więc nie męcz klawikordu.

    @amatil
    „Moim zdaniem nie są, to wielkie bestie, które mogą zabić”

    Mogą, ale tego nie robią. One z kolei w człowieku widzą połączenie Obrońcy z „Edenu” z nanotechnologicznym generatorem przysmaków i genialną AI, która wszystko przewiduje.

  415. @Gammon No. 82

    „Mam doświadczenie (bardzo bezpośrednie) z końmi pociągowymi…”

    I tu miś, kolego, brat! Mam niemal identyczne do Twoich doświadczenia z końmi pociągowymi z dzieciństwa – aż po kwestię pozostawienia „zbędnego” konia w gospodarstwie, gdy pojawił się traktor (klasyczny C-325). Moim zdaniem pozostawiano te starzejące się wałachy, bo pan domu – czyli mentalnie w swym samoobrazie – szanowany kmieć, jeśli nie wręcz posesjonat – czułby się „jak fornal”, gdyby go takiego konia pozbawić.

    Ponieważ zaś do jeździectwa i kontaktu z końmi wróciłem po latach z tym wiejskim bagażem, chyba mniej niż inni jeźdźcy antropomorfizuję konie i nie wyczytuję za wiele „ludzkich” emocji z ich zachowań (np. przywiązania do konkretnego człowieka). Biolodzy-behawioryści pouczają nas, iż konie też nie „equizują” ludzi – nie widza nas jako członków swojego (ściśle hierarchicznego) stada, lecz jako odrębny gatunek występujący w ich otoczeniu, kojarzony z bezpieczeństwem i pożywieniem – swoiste „anty-wilki”. Biorąc pod uwagę ogólną scorecard ludzkości, wydaje mi się to i tak fantastycznym wynikiem.

  416. @wo
    Chciałbym mieć marzenia tak łatwe do spełnienia. Mamy!

    No przecież piszę: obyś ty i inni mieli rację, pozostawiam sobie tylko prawo do wątpienia. Ale serio, chciałbym, żebyście to wy mieli rację. Ja nie mam danych.

    Case dismissed. Twój następny komć prawdopodobnie wyleci, więc nie męcz klawikordu.

    Będzie mi wtedy bardzo przykro, ale (…).

  417. @Awal Biały
    Moim zdaniem pozostawiano te starzejące się wałachy, bo pan domu – czyli mentalnie w swym samoobrazie – szanowany kmieć, jeśli nie wręcz posesjonat – czułby się „jak fornal”, gdyby go takiego konia pozbawić.

    To może być „pamięć genetyczna” (no nie genetyczna przecież, tylko przekaz wielopokoleniowy) z czasów, kiedy pańszczyźniani gwałtownie wyzbywali się koni ze względu na pańszczyznę sprzężajną (piesza była do przejścia) ale pamiętali, że ich los zależy od tych tego, kto im tego konia pożyczy na jedną dniówkę. Do motyczenia (brąz?) nikt nie chciał wracać, nawet w XVII wieku.

    chyba mniej niż inni jeźdźcy antropomorfizuję konie

    To może być dobry punkt do dalszej rozmowy. Ale ja nie uprawiałem jeździectwa i nic nie wiem.

    Biolodzy-behawioryści pouczają nas, iż konie też nie „equizują” ludzi – nie widza nas jako członków swojego (ściśle hierarchicznego) stada, lecz jako odrębny gatunek występujący w ich otoczeniu, kojarzony z bezpieczeństwem i pożywieniem – swoiste „anty-wilki”. Biorąc pod uwagę ogólną scorecard ludzkości, wydaje mi się to i tak fantastycznym wynikiem.

    Być może. Dziękuję, że tak to ująłeś, bo ja bym nie umiał za grosz. Możliwe, że my i konie jesteśmy symbiontami, które są dostatecznie zorientowane w otoczeniu, że w ogóle jakoś widzą tę relację.

  418. @rpyzel
    „I co z nimi robisz? Przecież nie możesz sobie nalać szamponu z dozownika, płynu do mycia naczyń z dozownika itd. No są kraje, gdzie podobno można, ale nie w Polsce”

    Ależ nie, ja tak nie robię. Dla mnie interesujący jest sam fakt pojawienia się tak niszowego zjawiska (tj. mody na wielorazowe opakowania) w przedpandemicznej Polsce. Czy w przypadku produktów spożywczych jest to faktycznie ekologiczne, to już kwestia dyskusyjna (aby zachować higienę, takie plastikowe pudełko trzeba za każdym razem umyć… być może recykling jest sensowniejszy).

  419. @amatill
    „ale to nie wyjaśnia praprzyczyny”

    Przeglądam kiedy nadarzy się okazja stare magazyny jeździeckie z krajów zachodniej Europy – jeszcze w latach 60-tych był to świat nie tylko męski, ale mocno umundurowany. W zawodach zwyciężali często zawodowi kawalerzyści, dominowały obyczaje i stroje podobne do łowieckich. Później przyszła rewolucja obyczajowa, która zmieniła to środowisko jak wiele innych, w powiązaniu z kilkoma specyficznymi jeszcze socjologicznymi czynnikami np. rosnącym deficytem młodych ludzi na wsiach – stadniny nie dało się już ogarnąć lokalnymi wiejskimi chłopakami, półdarmowa praca kobiet-fascynatek dojeżdżających z miasta stała się koniecznym zamiennikiem (a były to kobiety właśnie może dlatego, że jeździectwo w dobie zachłyśnięcia się autem to nie była najbardziej atrakcyjna nisza, za to pozbawiona męskiej dominacji).

    W Polsce oczywiście mieliśmy jak w wielu innych sprawach paralelizm rozwojowy względem Zachodu: trochę kontynuację rodzimej tradycji ziemiańskiej z postacią galopującej szlachcianki (względnie karczmarzówny: [1]), trochę adaptację filtrowanych zachodnich mód. Obecnie pewnie jest tak, że aktualne trendy jeździeckie kładące nacisk na komunikację i samoświadomość (nawet nie wchodząc w ezoterykę typu Sally Swift) preferują stereotypową socjalizację kobiecą. Dla mężczyzn w pewnym wieku to może być też jednak furtka do psychicznych przewartościowań i odkryć.

    [1] https://www.youtube.com/watch?v=ukBoXR7g3Dc

  420. @awal
    „kojarzony z bezpieczeństwem i pożywieniem – swoiste „anty-wilki”. Biorąc pod uwagę ogólną scorecard ludzkości, wydaje mi się to i tak fantastycznym wynikiem.”

    Absolutnie! Jako mieszczuch, miałem w pewnym sensie kontakt z końmi – dorastałem w dzielnicy, która dziś jest bardzo modna i droga, ale w czasach mojego dzieciństwa wungiel wieziono furmanką (ze składu węgla, w którym teraz jest szkółka tańca latynoskiego). Po prostu nie mieliśmy tzw. ciepłej wody w kranie (tzn. o ile nie przyniosłem z piwnicy wungla w wiaderku). Cóż, wielkomiejska inteligencja.

    ANYWAY: gdy zacząłem jeździć, mialem za sobą duże doświadczenie ze science-fiction & fantasy, a więc także lata zastanawiania się, jak nas widzą kosmici. Monstroteratum furiosum, itd. Konie nas postrzegają lepiej niż, I daresay, my sami. Jako „anty-wilki”, to też dobra metafora. Homo homini equus est, co za piękna utopia.

  421. @Awal Biały
    jeszcze w latach 60-tych był to świat nie tylko męski, ale mocno umundurowany. W zawodach zwyciężali często zawodowi kawalerzyści

    Chyba zawodowi trepowie z kawalerii pancernej, czy z innych formacji mobilnych. Kawaleria wyglądała wtedy tak, jak teraz – jakieś szwadrony honorowe tu i ówdzie. Natomiast konioświr w środowisku zawodowych trepów oczywiście w XX wieku istniał i w źródłach (częściej Axis niż Allied) jest sporo wzmianek o Panu Generale X, dowódcy entej armii lub emtego korpusu (na szczeblu dywizji już raczej nie, bo tam się zapieprza), który sobie robił codzienne przejażdżki konne, kilku/nastu żołnierzy utrzymywało jego stajnię, który spadł z konia i sobie złamał w krzyżu gnat, przez co zapewne ofensywa w następnym tygodniu się nie powiodła, etc.

  422. @rapyzel
    „I co z nimi robisz? Przecież nie możesz sobie nalać szamponu z dozownika, płynu do mycia naczyń z dozownika itd. No są kraje, gdzie podobno można, ale nie w Polsce.”

    W Trójmieście znam dwa takie sklepy, gdzie możesz i szampon i proszek, i coklwiek innego wymagającego pojemnika (oba eko-vegańskie). Co nie znaczy, że nie ma ich więcej. W wielu skepach spożywczych załadują jedzenie (np. garmaż, czy cokolwiek innego na wagę) do przyniesionego pojemnika bez problemu. Nie korzystałem, bo dla mnie wyzwaniem jest pamiętanie o zabraniu wielorazowych toreb na zakupy, ale kto wie. Ale kupowałem garmaż w pojemnikach zwrotnych za kaucją (choć ich nie oddałem, bo zapominałem zabrać z domu).

  423. @wo
    „Skoro pies lubi przynosić rzucone mu przez człowieka patyki – czy idealną zabawką nie byłby dla niego po prostu stos patyków, z którymi mógłby robić co chce, bez udziału człowieka?”

    To jest zły przykład. Ja nie nauczyem mojego rodzinnego psa przynoszenia patyków, więc jak mu rzuciłem, to owszem pobiegł (myśliwskiej rasy był, więc triggerowało go wszystko co się rusza), ale patyka nie przynosił, czasem go pogryzł, z reguły znalazł, powąchał i leciał dalej. Przynoszenie patyków przez psa nie jest jego naturalnym zachowaniem, to efekt tresury. Jak sam zauważyłeś, pies sam soie patyków nie rzuca.

    Co ciekawe moje koty przez jakiś czas przynosiły do łóżka piłeczki, żeby im je rzucić. Tak same z siebie, nigdy ich tego nie uczyłem, bo nie tresuję zwierząt. Ale znacznie częściej same sobie skądś zabawkę wiciągną i się bawią. Potrafią też wnieść piłeczkę na piętro, zrzucić ją ze schodów i polecieć ją złapać. Po prostu próbują różnych rzeczy.

    @mcal
    „Pobiegać samemu spoko, ale koń też LUBI CZŁOWIEKA”

    Pewnie tak. Albo raczej chodzi o towarzystwo. Koń z psem też pobiega. Mój pies rodzinny nie chciał sam chodzić na spacery, pomimo tego, że od drzwi do lasu miał 10 metrów. A teraz mam dwa koty i często mam wrażenie, że do niczego nie jestem im potrzebny (poza daniem jeść, pić, sprzątaniem kociego kibelka i zapewnieniem odrobiny rozrywki KIEDY ONE CHCĄ).

  424. Odjednorazowienie i standaryzacja pojemników na żarcie. Obecne dają się wykorzystywać wielokrotnie, ale ich ściany są bardzo cienkie. Gruby, nietłukący pojemnik z HDPE, możliwy do wykorzystywania przez setki lat, ma sens. Pojemnik, w którym można przynieść żarcie na wagę ze sklepu i zachować własne żarcie w lodówce, bo może jutro ktoś je zje. Plastik może być dobrodziejstwem – czasem. Ja bym wystandaryzował także plastikowe butelki i zabroniłbym używania „etykiet” z PCW, bo z nimi ostatecznie nie ma co zrobić.

  425. bartolparol
    „W Trójmieście znam dwa takie sklepy, gdzie możesz i szampon i proszek, i coklwiek innego wymagającego pojemnika (oba eko-vegańskie).”

    No właśnie, nisza lub bazar, a są kraje gdzie idziesz do Rossmana i standardowy żel pod prysznic czy płyn do prania tak możesz.

  426. @Gammon No.82
    „Kawaleria wyglądała wtedy tak, jak teraz – jakieś szwadrony honorowe tu i ówdzie.”

    Właśnie ich członków miałem na myśli np. ośmiokrotnych olimpijczyków braci Raimondo i Piero D’Inzeo z 4º Reggimento carabinieri a cavallo.

  427. @Gammon No.82
    „Pojemnik, w którym można przynieść żarcie na wagę ze sklepu i zachować własne żarcie w lodówce”

    Warzywniak/supermarket/sklep i wielorazowe opakowania na owoce, warzywa i może kiszonki – ok.

    Ale ostatnio gdy zapytałem się o mozliwość kupienia lodów do własnego termosu to usłyszałem, że sanepid zabrania i mogliby mieć problemy. I pewnie do tych kiszonek z dużego poejmnika do własnego słoika też sanepid by się mógł przyczepić.

  428. @Awal Biały

    @Gammon No.82
    „Kawaleria wyglądała wtedy tak, jak teraz – jakieś szwadrony honorowe tu i ówdzie.”

    „Właśnie ich członków miałem na myśli np. ośmiokrotnych olimpijczyków braci Raimondo i Piero D’Inzeo z 4º Reggimento carabinieri a cavallo.”

    Albo też jako członkowie wojskowych klubów sportowych (CWKS Legia Warszawa) jak Jan Kowalczyk, trzykrotny olimpijczyk i mistrz olimpijski z 1980r. w skokach przez przeszkody. Startował w mundurze żołnierza LWP.

  429. @konie
    Kiedyś miałem chęci, nawet coś próbowałem w jakiejś szkółce, ale jakoś nie pykło. Rzeczą która mnie osobiście zawsze odstręczała było jednoznaczne skojarzenie z jakimiś arystokratami grającymi w polo czy goniącymi lisa czy coś takiego. Nie będę się wygłupiał i robił z siebie panicza. Problem tkwi u mnie w głowie.

  430. „ludzie (bez sensu i wbrew logice) latają na Dominikanę.”
    „wakacje na Dominikanie czy na Seszelach zamiast zwykłego wyjazdu pociągiem nad polskie morze”

    Co jest *nielogicznego* w wakacjach na Dominikanie.
    Owszem, jest to zapewne ekologicznie szkodliwe. I pewnie za drogie w stosunku do jakości.

    Polskie morze ma sporo zalet, ale jest zimne, a szansa na złą pogodę w lecie jest dość duża.
    „Zwykły” wakacyjny wyjazd to samochodem do Bułgarii lub Chorwacji.

  431. @Awal „Przeglądam kiedy nadarzy się okazja stare magazyny jeździeckie z krajów zachodniej Europy – jeszcze w latach 60-tych był to świat nie tylko męski, ale mocno umundurowany. W zawodach zwyciężali często zawodowi kawalerzyści”
    Czy to nie jest aby analog założenia, że skoro w zawodach F1 albo rajdzie Dakar absolutnie dominują mężczyźni, to w całym „świecie motoryzacji” tak jest? Zawody to wyczyn a tam wojskowych, którzy w pewnym sensie wykonują swój zawód, tylko po godzinach, zawsze było sporo (podobnie sporty strzeleckie czy biathlon).

    @Gammon „Odjednorazowienie i standaryzacja pojemników na żarcie.”
    Trzeba utrzymać reżim sanitarny a przynajmniej tak zorganizować dystrybucję – aż do pojemnika w sklepie, macanego przez setki klientów – żeby wiadomo było, kto za co odpowiada w razie zatrucia/skażenia. Pewnie do ogarnięcia, sklepy Alnatura już sprzedają tak szampony i tym podobne rzeczy nie do jedzenia.

  432. @amatill
    „A skojarzenie z amerykańskimi pracownikami rolnymi?”

    Jakbym chciał byc amerykanskim farmerem to bym se kupił F150 czy coś tam. No ale XIX wiek to nie, to gdzieś w tej samej szufladce co zabawa w Wikingów.

  433. @sheik.yerbouti

    „Czy to nie jest aby analog założenia, że skoro w zawodach F1 albo rajdzie Dakar absolutnie dominują mężczyźni, to w całym „świecie motoryzacji” tak jest?”

    No, w tych starych numerach „L’Éperon” czy „Kavalkade” trafiają się i kobiety – księżna Thurn und Taxis dogląda źrebiąt w hodowli na Lüneburger Heide, ten styl. Przy czym jednak ta księżna w damskich bryczesach i sportowej marynarce to był, owszem, pewien subtelny sygnał emancypacji, trochę co innego niż polowanie na lisy. Gradacje dla koneserów.

  434. @wolny_nick
    „I pewnie do tych kiszonek z dużego pojemnika do własnego słoika też sanepid by się mógł przyczepić”.

    U mnie na bazarze spokojnie sporo ludzi ma pojemniki na ogórki czy kapustę. I na jajka. Warzywa owoce lecą u mnie luzem do osobnych siatek. Problemem jest lenistwo ludzi. Sprzedawcy odruchowo pchają towar w plastiki. Łatwiej im ważyć.

    W sklepach samoobsługowych nie ma jak odliczyć wagi opakowania jeśli to pojemnik. Znaczy by się dało, gdyby właściciel/zarządzający pomyślał. Pisze tylko o żywności.

  435. @rapyzel
    „No właśnie, nisza lub bazar, a są kraje gdzie idziesz do Rossmana i standardowy żel pod prysznic czy płyn do prania tak możesz.”

    Ale pisałeś, że w Polsce się nie da, a ja napisałem, że się jednak da. A co do reszty, to nie od razu…

    @amatil
    „A skojarzenie z amerykańskimi pracownikami rolnymi?”

    W sensie, że śmierdzisz nie tylko własnym potem ale jeszcze dodatkowo walisz koniem?

  436. @bartol:
    „Mam doświadczenie (bardzo bezpośrednie) z końmi pociągowymi, chociaż tylko z dwoma (kolejno). Obrządzałem, zaprzęgałem, wyprzęgałem, powodziłem. Nie było tam miejsca na żadne empatie.”
    Ja też miałem „doświadczenie”; jak przyjeżdżałem do dziadka na wakacje, dawał mi potrzymać lejce, nawet uczył jak powozić.

    „Nie wiem, na czym polega mowa ciała konia ciągnącego furmankę z sianem/snopami/etc. Z kolei one traktowały mnie jak ruchomy przedmiot. Nie miałem od nich żadnej informacji zwrotnej, którą umiałbym odczytać.”
    Otóż ja taką informację zwrotną dostawałem. W jaki sposób? np. jak tylko przejmowałem lejce, koń natychmiast to wyczuwał, odwracał się i mówił: widzę kto powozi, a ponieważ nie szanuję cię tak jak twojego dziadka, teraz będziemy robić raczej to co ja chcę.
    Ogólnie to dosyć flegmatyczny zwierzak był, ale byłem w stanie odczytywać jego emocje, również poza w/w przykładem. Trochę więc mnie dziwi co piszesz.

  437. @Tęczowy
    „Ja też miałem „doświadczenie”; jak przyjeżdżałem do dziadka na wakacje, dawał mi potrzymać lejce, nawet uczył jak powozić.”

    Trochę walnąłeś się z cytowaniem. Ale jeśli chodzi o moje doświadczenia z obcowania z dużym zwierzem, to zwierz był ogromy, czarny, żarł węgiel jak ja cukierki i robił „fju, fju” i inne rzeczy. No i jak dałem pary, to mi się potem nie udało zatrzumać tam gdzie powinienem. Ten duży zwierz to była lokomotywa (ale bez wagonów). I nie nawiązałem z nią więzi emocjonalnej.

  438. Koniarzy czyta się jak kobieciarzy do niedawna dyskutujących o tym co kobiety „wolą” robić, gdzie własne poetyckie obserwacje były naturalnym dowodem na naturalny stan rzeczy.

    > „Wg moich obserwacji z różnych części Europy – bo mają na stadninach swój pozbawiony męskiej dominacji świat. Dużymi stadninami często na co dzień zawiadują w praktyce dziewczyny-nastolatki pod raczej teoretycznym nadzorem właściciela/ właścicielki.”

    Obesrwacje europejskie chyba ominęły Francję gdzie jeździectwo jest popularne również wśród nastolatków. Naturalnym wytłumaczeniem jest że wsiadły w samolot i wylądowały w USA gdzie jest w 10:1 zdominowane przez nastolatki. Nie dziwi że takim obserwatorom równie łatwo odnaleźć okno na rzeczywistość w gabinecie rosyjskiego gubernatora, czy przenieść się do epoki brązu.

    Mechanizm taki pewnie występuje. Tak jak i taki, że kobiety są na ogół lżejsze od mężczyzn i z koniem o tych samych parametrach mają lepsze wyniki, fakt dostrzegany w regulaminach federacji.

    A może, śmiała hipoteza, konie też zdradzają w tej sprawie jakieś preferencje? Z ankiety o zachowaniu koni dosiadanych przez 1500 pań i panów z 33 krajów, wynika że owszem, choć szkoda że zdanie koni publikuje MDPI. https://doi.org/10.3390/ani11010130

    Mówimy o psychologii zwierząt udomowionych dziesięć razy krócej niż psy, a dwa razy krócej niż byki, których strategią wobec ludzi jest bycie zobojętniałą krową.

    > jak nas widzą kosmici. Monstroteratum furiosum, itd. Konie nas postrzegają lepiej niż, I daresay, my sami. Jako „anty-wilki”, to też dobra metafora. Homo homini equus est, co za piękna utopia.

    Mam trudności ze wyłapaniem tu sensu. Wcześniej było że koń nie postrzega ludzi jako koni? To zresztą nie miało kluczowego znaczenia. Zwierzęta które dały się udomowić cechuje konkretny typ życia stadnego i hierarchii dominacji w stadzie. Człowiek po prostu wszedł na jej szczyt. Z bliskimi koniom zebrami się to nie udało, mimo że w kolebce gatunku ludzkiego było na to więcej czasu niż na stepach Azji, paradoks dostrzeżony już w czasach Darwina. Metaforą nie jest tu stopień przyjaźni, symbioza, strategia ewolucyjna, czy broń boże sztuczna inteligencja – a prezes Hojka.

    Uogólniony prezes być może pracuje dla rynku i wydaje się podwładnym emanacją jego kolektywnej sztucznej inteligencji, tak można racjonalizować jego działania, ale używa stałego repertuaru psychologicznego, w szczególności żeby zostać prezesem.

  439. @unikod „Zwierzęta które dały się udomowić cechuje konkretny typ życia stadnego i hierarchii dominacji w stadzie. Człowiek po prostu wszedł na jej szczyt”
    No tak, zwłaszcza koty. Wszyscy pamiętamy te stada tygrysów, pum i jaguarów galopujące przez prerię o zachodzie słońca.

    @”dwa razy krócej niż byki, których strategią wobec ludzi jest bycie zobojętniałą krową.”
    Co to za gatunek „byk”? Może chodzi o bydło domowe, czyli udomowionego tura?

  440. Raczył pan zapomnieć o lwach, innych kotach których nie udomowiono. Nie wiem do czego się pan odnosi, ale obserwując pańskie komentarze chodzi przede wszystkim o ogromne doświadczenie życiowe pozwalające jak Awalowi komentować na absolutnie każdy temat.

  441. Kotów też nie udomowiono w takim sensie jak bydło, kunie, psy i inną żywinę: kot domowy w całym globalnym zasięgu ma cały czas jedną łączną pulę genową populacji domowej i dzikiej, więc należy raczej mówić o zwierzęciu synantropijnym (jak rybiki w łazience i jaskółki w stajni, ino milszym); aczkolwiek koewolucja ludzi z kotami ma/miała zdecydowanie duży wpływ na koty (selekcja pod kątem „behawioralnej neotenii”, nazwijmy to; czyli że dorosły kot miauczy o miskę).

    Czemu akurat konkretne gatunki małych kotów (pustynne) się zsynantropizowały, a inne nie (leśne, np. nasze żbiki – Słowianie trzymali różne łasice, wiewiórki a nawet zaskrońce w domach, ale koty nie)? Najprostsza odpowiedź to stosunek płochliwości do bycia food motivated. O koniach nie mam pojęcia, ale oimw zebry są dużo agresywniejsze od koni, może uparcie i skutecznie kopały oswajaczy? Czasem proste odpowiedzi są najlepsze.

    Z psami to ofc zupełnie inna kmina, ich biologia, zachowania społeczne, komunikacja pasowały do ludzi jak znalazł.

  442. Odlurkowuje się koniara w stanie spoczynku (witam wszystkich ciepło, a szczególnie kolegów z dawnego TTDKN). Mam ryzykowną hipotezę: a jeżeli dziewczyny/kobiety generalnie bardziej lubią zwierzęta niż chłopcy/mężczyźni? Pewnie każdy w swojej bliższej lub dalszej banieczce ma osobę, która przygarnia bezdomne koty / ratuje kawie, których przydatność laboratoryjna się skończyła / ma chomika będąc dorosłym / kupi najmarniej wyglądającego królika w sklepie zoologicznym / itp., i zazwyczaj jest to osoba żeńska. Oczywiście nie twierdzę, że w rozmaitych stowarzyszeniach ochrony świnek morskich nie ma mężczyzn. Ale pewnie jest ich mniej.

  443. @lurkerka
    ” Mam ryzykowną hipotezę: a jeżeli dziewczyny/kobiety generalnie bardziej lubią zwierzęta niż chłopcy/mężczyźni?”

    Zacznę od skomplementowania ksywki. Fajna! A potem dodam, że wydaje mi się to inną werją mojej ryzykownej hipotezy, że to kwestia empatii. Jeśli nie możesz się nad zwierzęciem pastwić (CHOLERNA WOKE CANCEL CULTURE ZABIJA PIĘKNO HIPPIZMU!), pozostają miękkie formy budowania więzi przez wspólną zabawę. Hipotezy są ryzykowne, bo odwołują się do stereotypów genderowych.

  444. @unikod
    „Raczył pan zapomnieć o lwach, innych kotach których nie udomowiono.”
    Ach, najmocniej jaśnie pana hrabiego przepraszam, to oczywiste że koty pochodzą od Simby. Mnę w dłoniach cylinder, pełen skruchy.
    Cóż za wspaniały, dorodny foch <3

  445. Hipoteza numer dwa: kiedyś dosiadanie konia było jedynym sposobem, by przemieszczać się szybko po lądzie. Wraz z rozwojem motoryzacji miłośnicy szybkości znaleźli własną niszę i w jeździectwie zostali ci, którym zależy na kontakcie ze zwierzęciem.

  446. @ludzie vs. konie
    Na moje jest tak (uwaga: będę jechał pospolitym Freudem):
    1. U facetów jeździectwo bierze się z potrzeby dominacji. Zdominowanie dużego zwierza to jest to. Stąd nadreprezentacja mundurowych. Tu działa też mechanizm dobrego pana – jak się dba o niewolnika, to niewolnik dalej na plecach zaniesie. No i ci wielcy władcy upomnikowani konno!
    2. U kobiet jeździectwo bierze się z braku dobrego ojca. Dobrego w sensie obecnego, empatycznego i odpowiedzialnego (wszystko na raz). Ewentualnie z problemów z nawiązywaniem relacji rówieśniczych. Konia traktują jako swego rodzaju substytut ojca/wymarzonego partnera(ki). Koński zapaszek może też pełnić rolę repelentu.
    3. Cała reszta, która myśli, że ma inne motywacje też powinna iść na terapię.
    4. Siłą rzeczy hipnoterapia to zupełnie inne para kaloszy. I nie twierdzę wcale, że nie działa, bo działa. Tak jak wiele innych terapii bazujących na kontakcie ze zwierzem.

    Co ciekawe facetów jakoś najwyraźniej mało przyciąga do koni to, że tam się kręci sporo dziewczyn. Tzn. może by ich przyciągało, ale nie są w stanie znieść smrodu? Ja nie jestem w stanie.

  447. @Mam ryzykowną hipotezę: a jeżeli dziewczyny/kobiety generalnie bardziej lubią zwierzęta niż chłopcy/mężczyźni?

    Nie zauważyłem, znam dużo psiarzy i kociarzy w różnym wieku (co mi się osobiście nie podoba, ale cóż)

  448. @Koń a sprawa genderowa
    To nie jest pierwszy przypadek, że coś związanego z końmi jest najpierw postrzegane, jako męskie, a potem staje się czysto kobiece. Na początku siedemnastego wieku w Europie nastała moda na wysokie obcasy, od wieków popularne na Wschodzie. Buty na takim obcasie dobrze współgrają ze strzemionami i zwiększają możliwości wojowników konnych. Szlachetni panowie pokazywali swoją wojowniczość stylizując się na stroje perskie – podówczas największej siły konnej.

    Panie, które dla kaprysu chciały wydawać się bardziej męskie szybko przejęły modę na takie buty. Po stukilkudziesięciu latach panowie w Europie zmniejszali swoje obcasy – żeby podkreślić swoją męskość trzeba nosić się inaczej niż kobiety.

    @Koń a domestykacja
    Gdzieś czytałem, że pula genetyczna koni wskazuje na udomowienie bardzo wielu klaczy i bardzo niewielu ogierów. Padała tam teoria, że struktura stadna premiowała silne i niezależne samce, które nie poddawały się pierwszym hodowcom. O ile łatwo było dołączyć do hodowli dzikie samice, które akceptowały przywództwo udomowionego ogiera, o tyle tylko niektóre urodzone w niewoli ogierki dożywały wieku rozpłodowego.

    Jazda konna została wynaleziona już po udomowieniu konia, z prawdziwie dzikimi końmi nie dało się uzyskać wystarczającego porozumienia, więc wszystkie wyginęły. Konie niedawno uznawane za dzikie, jak koń Przewalskiego, są potomkami zwierząt wcześniej udomowionych i ponownie zdziczałych.

  449. Jeśli chodzi o młodzieżowe rapsy, to polskim mainstreamem jest zdecydowanie Bedoes, czyli Borys z Bydgoszczy. Dwie platyny, diament, nominacja do Fryderyka i teraz jeszcze piosenka promująca Męskie Granie – myślę więc, że spełnia też klasyczne definicje gwiazdora.

    W swoich tekstach bywa strasznie seksistowski, ale z drugiej strony jest LGBT friendly, a to miły akcent na polskiej scenie rapowej. Poniżej przykłady:

    „Jestem dumny, że jestem Polakiem
    Nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem
    I nie jestem z lewej czy prawej
    Po prostu za miłość nikt nie powinien płacić płaczem”

    „Robią strefy wolne od LGBT podczas kiedy ten kraj upada i woła tylko o miłość”

    „(…)jak nienawidzisz gejów, chyba masz za dużo czasu
    Moje słowa to kałachy, będę kochał moich ludzi, nawet jeśli któryś nagle wyskoczy ze swojej szafy”

    W tekście piosenki nagranej z Taco Hemingwayem jest też wers: „chłopaki niech płaczą, jebać kulturę macho.” I cała druga zwrotka o tym, że mężczyznom wolno czuć.

    Romantyzowanie przemocy i uzależnień też w jego tekstach jest, ale zanika wraz z rozwojem kariery: od jestem biały i młody, będę sobie ćpał i kradł, lubię zapierdalać, jestem OG* itp. do: nienawidzę przemocy, nie palę, nie ćpam, bo nie mogę zawieść moich fanów. Chociaż w tekście piosenki z Męskiego Grania jest wers „jestem z bloku bejbe, wiem jak dobrze kraść”, więc chyba sentyment pozostał.

    Zmienia się też pomału podejście Bedoesa do kobiet, co widać w najnowszym kawałku Bedoesiara:

    „Ty nie potrzebujesz typa, co nie umie zrobić prania
    Nie umie zrobić obiadu, kolacji i śniadania
    Nie potrzebujesz typa, który po sobie nie zmywa
    Ty to Bedoesiara, a nie kurwa jego mama”
    (…) Jak cię jara bodyshaming, no to wypierdalaj
    (…) I nie dbam o nic oprócz cery i bliskich
    Nie odpowiem na twój diss, jestem u kosmetyczki”

    *original gangster

  450. @Happy_Panda
    Bardzo dziękuję za merytoryczny komentarz! Sam z siebie przecież w życiu bym tego nie wysłuchał (a jednak ciekawie się dowiedzieć jak to ewoluuje).

  451. @wo „(a jednak ciekawie się dowiedzieć jak to ewoluuje).”
    Niestety nie jest to reprezentatywne dla całego polskiego rapu, Bedoes jest znany m.in. jak ten, który nie dissuje gejów. Ale oczywiście dobrze, że jest choć jeden w miarę ogarnięty wśród najpopularniejszych. Na porzucenie mizoginii trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać (jeden Taco wiosny nie czyni).

    A ponieważ jest poniedziałek, czyli nie najłatwiejszy dzień tygodnia, pozwolę sobie zaproponować coś dziaderskiego (mimo że chłopaki mają dopiero 22-23 lata), czyli kapelę The Chats, jako że odhaczają wiele zacnych kratek:
    – grają punk
    – kapelę założyli mając po 17 lat
    – mają porządny aussie akcent
    – grają krótko i konkretnie
    – odwołują się do AC/DC
    – w tekstach umieszczają przewodnik po miejscowych knajpach
    https://www.youtube.com/watch?v=9wJzzspiwK0
    https://www.youtube.com/watch?v=P1bKujQj32I

    „I’ve been legless at the Breakfast
    After a few they told me to leave
    I’ve been banned at the Grand Central Hotel
    And I’ve been pissed like you wouldn’t believe
    I love relaxin’ at the Caxton
    But they never like the look of me
    I’ve been off my face at the Stock Exchange
    They gave me a couple beers for free

    I’ve been drunk in every pub, in Brisbane
    Drunk in every pub, in Brisbane”

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.