Dawno temu w odległej galaktyce u zarania bloga po raz pierwszy napisałem o legendarnym spacerze Davida Bowie po depresyjnych okolicach Dworca Gdańskiego, który zaowocował pozbawioną tekstu piosenką o strasznym miejscu o nazwie „Warszawa”. Piosenka trochę przypomina muzykę ludową, stąd popularna wówczas hipoteza, że Bowie przypadkiem kupił jakąś płytę i się zainspirował.
Ale jaką? Gdzie? To zależało od tego, dokąd skręcił po wyjściu z dworca – w stronę Żoliborza czy w stronę Śródmieścia. Dominowała ta pierwsza hipoteza (choć o ile dobrze pamiętam, kol. Marek Krukowski sugerował Śródmieście – gdzie stosunkowo blisko Bowie natrafiłby na ówczesny sklep muzyczny na dzisiejszego Andersa).
W stronę centrum zobaczyłby głównie pustkowia po ruinach getta, zajęte raczej zniechęcającą architekturą parkingowo-magazynowo-barakową. Nie było hotelu Ibis, biurowca Intraco, apartamentowców Inflancka.
W stronę Żoliborza linia pierwszych zabudowań była mniej więcej tam gdzie teraz. Bowie mógł nawet błędnie uznać, że to jest Śródmieście, którego sercem wydawałby mu się Plac Komuny Paryskiej. Tam był empik (dziś Rossman) oraz księgarnia Domu Książki (dziś kebab).
Dziś wiemy o tym dużo więcej – co się da ustalić, to ustalił mój kolega z „Polityki”, Bartek Chaciński. Wiadomo więc, że to utwór „Helokanie” i jedyna płyta, która go wówczas zawierała to „Śląsk. The Polish Song and Dance Ensemble vol. 2” (nr katalogowy Muza SX 0183) z roku 1964. To jej okładkę widzimy na jutubce.
Mam jednak wątpliwości. Z ustaleń Bartka wynika, że postój Bowiego trwał 42 minuty. Musiałby w obcym sobie mieście ruszyć sprintem, zgarnąć pierwszą z brzegu płytę i wrócić tuż przed odjazdem. Nierealne.
Bartek sugeruje taksówkę. Ale na postoju na dworcu stała wtedy kolejka pasażerów, a nie kolejka samochodów. Poza tym co miał powiedzieć kierowcy, zapewne nieznającemu angielskiego: „quick, to the nearest record store”? „Tego co szanowny pan zamawiał to ja nie mam, ale może być Lala albo Buba”.
Płyta sprzed 9 lat nie byłaby tak eksponowana, żeby mu się nawinęła jako „pierwsza z brzegu”. Raczej nie byłoby jej już w ogóle w sprzedaży – za komuny podobnie jak dzisiaj, poza evergreenami typu Lenin czy papież, niewiele było tytułów w ciągłej sprzedaży.
Moja hipoteza: niczego wtedy nie kupił. Nie ma przecież żadnych dowodów że cokolwiek.
Znacznie później w Berlinie albo Paryżu, gdzie przecież były polskie ośrodki kultury, ktoś jemu (albo on sam sobie) kupił w prezencie inne wydanie, jubileuszowe i szykowane jako „prezentowe”, „The Polish Song And Dance Ensemble 25 lat vol 9” (SX 1781). Nie ukrywam, że twierdzę tak przede wszystkim dlatego, że sam je mam.
Było szykowane na prezent (niechciane prezenty to skarb dzisiejszych kolekcjonerów winyli!), z kiczowatymi złocistymi zdobieniami, oraz bardzo dziwnym okolicznościowym tekstem. Wyobrażam sobie, że ktoś to mógł dać Bowiemu ze słowami „yo dawg, I heard you like Poland…”.
Poza powyższym mam taki argument, że jak przystało na wydanie „prezentowe”, jest tu okolicznościowy tekst, napisany po polsku przez Celestyna Kwietnia i przetłumaczony na angielski przez Ludwika Wiewiórkowskiego. Tekst w kilku momentach robi „łodafaka?” niewtajemniczonemu czytelnikowi.
Wyguglałem, że Celestyn Kwiecień był śląskim działaczem literackim, który sam pisywał niewiele. W dzieciństwie mogłem czytać jego książkę „Od papirusu do bibliobusu”.
Sam czasem pisuję coś okolicznościowego, więc jestem zdumiony tym co zrobił mój kolega po fachu. Nie wiadomo dlaczego dwukrotnie przywołuje Gustawa Morcinka, literata który wystąpił z wnioskiem o przemianowanie Katowic na Stalinogród, czym zasłużył sobie na wieczny dopisek „słusznie zapomnianego”.
Cały tekst jest utrzymany w klimacie dowcipno-agresywnym, który źle wygląda w zbyt dosłownym przekładzie. Wynika z niego, że zespół Śląsk zajmował się przez te 25 lat głównie wojną z Warszawą, W 1954 „hass (sic!) enruptured Warsaw”, a potem ponownie „took Warsaw by storm … the Varsoviens were dumbfounded”, i tak dalej.
Oficjalna nazwa to „The State Song and Dance Company”, ale nikt tak nie mówi – Kwiecień nie wiedzieć czemu zaczyna od tej ciekawostki (na okładce nazwa to The Polish Song and Dance Ensemble). Zaleca nazwę „The Sunny Republic”, wymyśloną przez Gustawa Morcinka.
Cóż u diabła z tym Morcinkiem, jak powiada stary Fredro? Sztabem bojowym Słonecznej Republiki jest „The Koszęcin Castle”. W finale autor wyraża „pewność” że „boys and girls from Koszęcin (…) will go on winning hearts and continents”.
Zgaduję, że Celestyn Kwiecień chciał sparodiować język ówczesnej propagandy. Dla mnie po latach to jest słabo czytelne, a co dopiero dla Anglika czytającego przekład. Jako kolega po fachu uważam to za błąd warsztatowy: tekst jubileuszowy powinien być o jubilacie, nie o autorze czy o Gustawie Morcinku.
Moja hipoteza wyjaśnia czemu choć inspiracją była płyta „Śląska”, Bowie nie zatytułował swojej piosenki, dajmy na to, Bytom albo Chorzów. To jedyne (!) miasto wymienione w tym tekście (w pewnym sensie jest Cieszyn, ale jako „mountain region of”, więc Bowie mógł pomyśleć że to pasmo górskie). Warszawa jest pięć razy, Stalinogród wcale.
Anglik po przeczytaniu tego tekstu mógł się spodziewać różnych rzeczy (mi się to kojarzy dystopijną zabawą a la Laibach, z totalitarną organizacją z siedzibą w Castle Koszęcin). No ale nie „Helokania”, które walnęło go od razu po odpaleniu płyty lub kasety (CX-310).
Moja hipoteza ma zasadniczą wadę, że według Discogs płyta wyszła w 1977, a Bowie musiał ją dostać w 1976. Mam na to jednak easy-peezy ripostę – wierzyć w daty na Discogsie, to jak wierzyć że Palikot zwróci pieniądze. Na samej płycie nie ma żadnej daty, a prezentowo-jubileuszowe wydania często są robione z wyprzedzeniem.
Ale mogło oczywiście też być tak, że ekspres Moskwa-Paryż miał nieplanowany dłuższy postój z powodów technicznych. Dziś to nie do sprawdzenia. Bowie mógł mieć ze dwie godziny do zabicia, co by wystarczyło na leniwy spacer i rozmowę ze sprzedawcą, który mu wyciągnął spod lady osobistą rekomendację, vol. 2…
Moja hipoteza jest taka, że nie miał pojęcia o istnieniu Śląska (regionu), a Warszawa była jedynym polskim miastem, o którym słyszał.
„Wynika z niego, że zespół Śląsk zajmował się przez te 25 lat głównie wojną z Warszawą”
A w rzeczywistości zajmował się wojną ze śląską kulturą poprzez wymyślanie nowej spolszczonej.
@ko
„Andresa”
Ten Gustlik mógł się przewijać jako „ten-jeden-powiedzmy-że-rozpoznawalny” Ślązak. A osobiście wyznaję teorię dwóch Gustawów – jednego od wniosku, drugiego od „Czarnej Julki” (jakby nie było, nieco wyprzedzała swoje czasy m. in. sygnalizując problem molestowania seksualnego w szkołach).
Co do depresyjnych miast i psychogeografii (że tak to tu odkopię, zamiast tam): z prywatnych doświadczeń to Toruń vs Bydgoszcz. W Toruniu żem bywał studiując, w Bydgoszczy żem mieszkał od urodzenia do „za długo”.
O ile Toruń ma swoje wady (rejon Wschodniotoruńskiego Zagłębia Przemysłowego, depresyjny stan Bydgoskiego Przedmieścia, nieszczęśliwie ulokowany Dworzec Główny z otoczką) to z oprowadzaniem po Bydgoszczy kogokolwiek zawsze miałem jeden problem: jak tu prowadzić, żeby pokazać cokolwiek, nie kręcić się w kółko a i nie mijać jednej ruiny/opuszczonego budynku wielkoformatowego na pół atrakcji. Było trudno, a i trasy wyznaczałem niekiedy naookolne żeby np. po minęciu jednego praktycznie zamkniętego Domu Towarowego z ery wilhelmiańskiej (budynek nawet ładny, a i tak ulokowany że nie minąć się nie da) nie wyjść zaraz na drugie, równie depresyjnie nieczynno centrum handlowe z ery wczesnounioeuropejskiej. Oba naturalnie, w samym centrum Bydgoszczy. W Toruniu jednak da się poprowadzić spacer tak, by nie mijać co chwilę „a tu było, ale już nie ma, i zasadniczo, prawda, zamknięte kolejny rok”.
Po daniu upustu stanowi psychogeograficznemu pozwolę sobie zadać pytanie graniczne: a czy teza, że powiązanie depresyjnej treści utwory z takim-a-takim miastem nie wynikła z powodu choćby wiedzy Bowiego, że pociąg jedzie trasą którą jechały pociągi z getta? Jeżeli miałbym wskazać najbardziej prawdopodobną rzecz, jaką by mógł kojarzyć Anglik w roku 1976 z Warszawą to właśnie wskazałbym byłe getto. Ja na ten przykład jadąc pociągiem przez Aleksandrów Kujawski każdemu, kto chce słuchać mówię, że o, to byłą stacja graniczna przed pierwszą światową.
@WO
Korekta obywatelska:
„literata który wystąpił z nioskiem o przemianowanie Katowic na Stalinogród”
„Mam jednak wątpliwości. Z ustaleń Bartka wynika, że postój Bowiego trwał 42 minuty. ”
Ja mam wątpliwości zasadnicze. Jeśli pociąg zatrzymuje się nawet na dłużej w trakcie mojej podróży po Polsce to nigdy nie wysiadam. Obce miejsce, najczęściej nie znany czas postoju.
Swoją drogą w wywiadzie rzece „Kryzys w Babilonie” Robert Brylewski opisuje, że młodość i dzieciństwo spędził, mając wiele cioć i wujków ze Śląska (jego rodzice byli członkami zespołu). Fragment z „Helokanie” pojawia się w jednej z piosenek na płycie „Legenda” zespołu Armia, którego Brylewski był założycielem.
Zaleca nazwę „The Sunny Republic”
Nie wiem czy przypadkiem nie zmyślam, ale twórca zespołu Śląsk, Stanisław Hadyna używał tej nazwy (słoneczna republika) mówiąc o swoim zespole. Musiałbym zajrzeć do książki Brylewskiego a o ile dobrze pamiętam to określenie pojawia się tam tylko raz.
Co do depresyjności pieśni „Helokanie” i cytatu Dawida Bowie, to raczej bym uważał z wszelkimi wnioskami. Ten utwór brzmi dla nas smutno bo najprawdopodobniej pochodzi z dawnych czasów i jest oparty na archaicznej, ubogiej skali. Nie jestem muzykologiem, ale kiedyś interesowałem się podobnymi utworami folkowymi z różnych stron świata.
@depresyjne Helokanie
Przesłuchałem „Helokanie”, i dla mnie on nie jest depresyjny, tylko raczej taki… refleksyjny, zadumany. Depresyjne to sa „Deszcze” Ewy Demarczyk, albo Szomorú Vasárnap.
Ja myślę że ujęło Davida to powracające Hello! 😉
@fieloryb
Nie wiem czy nazwałbym to wykonanie Śląska depresyjnym. Wiodąca melodia zaczyna się od duroweg trójdźwięku, chór daje temu trochę może nostalgiczno niepokojąceg charakteru momentami, ale wydaje mi się że uderza Cię przede wszystkim ta duchologiczna patyna leciwego, przytłumionego winyla i świadomość dystansu w czasie jaki ta melodia pokonała od ludowych „starodawnych” korzeni, przez prlowską reinterpretację i Bowiego prawe 50 lat temu.
@mm
„Co do depresyjnych miast i psychogeografii (że tak to tu odkopię, zamiast tam): z prywatnych doświadczeń to Toruń vs Bydgoszcz.”
Ja też przyznam, że Katowice wyszły na prostą. W 2008 (gdy pisałem tamtą notkę) było jeszcze tak, że jak mialem sprawę na miejscu, to wolałem siedzieć w hotelu i nie wychodzić bez potrzeby. Natomiast teraz wreszcie dokończyli różne ciągnące się dekadami (czasem jeszcze od czasów PRL) inwestycje i się zrobiło przyjemnie. Ostrożnie zacząłbym już rekomendować na city break. To samo Radom, w 2008 taka rekomendacja wydawałaby mi się okrutnym żartem, a teraz całkiem serio.
„Toruń vs Bydgoszcz.”
I tu właśnie fantastyczny przykład szansy wykorzystanej i szansy zmarnowanej. Toruń to już gotycka perełka. Wszystkie ślady po syfie PRL starannie zatarto, nawet te blokowiska na peryferiach wyglądają na zadbane. A Bydgoszcz? Hm, nadal stołuję się raczej w hotelowej restauracji.
„Jeżeli miałbym wskazać najbardziej prawdopodobną rzecz, jaką by mógł kojarzyć Anglik w roku 1976 z Warszawą to właśnie wskazałbym byłe getto.”
Niemożliwe. Nie mógł wiedzieć gdzie było (i że te pociągi np. jechały linią obwodową a nie średnicową). Dopiero od stosunkowo niedawna teren jest oznakowany, ale i tego nie widać z pociągu. Większość miast do dzisiaj nie ma żadnego oznakowania – na przykład nie wiem gdzie było getto w Katowicach.
@fieloryb
„depresyjności pieśni „Helokanie””
Depresyjność dotyczyła miast (w 2008). Helokanie jest najwyżej melancholijne (ale „Warszawa” już bardziej).
@WO
Morcinek kojarzył mi się dotąd jedynie z lekturą szkolną z lat dziecięcych – „Łysek z pokładu Idy”.
Odświeżyłem sobie „Helokanie” i faktycznie jakoś mi się to błędnie posklejało. Faktycznie nic więcej poza lekką melancholią w tej pieśni nie ma.
Postpeerelowską depresyjność przez ostatnie 20 skutecznie zasypano, wybetonowano i zamalowano na pastelowo dzięki inwestycjom z unijnym wsparciem. Dołerskie, sypiące się Kielce które opuszczałem przed wejściem do UE zmieniły się w miejse w którym mógłbym mieszkać, z ruchem samochodowym praktycznie zlikwidowanym w ścisłym centrum, ścieżkami rowerowymi, parkami, estetyczną małą architekturą. W 2000r zamiast rynku było rondo wokół poniemieckiego basenu pożarowego robiącego w PRLu za fontannę, główny deptak, czyli Sienkiewkę przecinała w połowie Paderewskiego z regularnym ruchem samochodowym, a w zapuszczonym parku wokół osprejowanej muszli koncertowej przesiadywaliśmy bandą metalowo-pankowych małolatów. Dzisiaj w parku jest ptaszarnia wzdłuż odnowionego muru „Pałacyku”, rynek jest jakąś mikro kopią krakowskiego, otoczonego wianuszkiem knajpek, a Sienkiewkę leniwie przetnie czasem miejski autobus. Polska zrobiła duży krok do przodu, ale dalej jest sporo do zrobienia w tych wszystkich małych miasteczkach, gdzie „rewitalizacja” skończyła się najwyżej wybetonowaniem ryneczku i ewentualnie odmalowaniem stojących wokół niego budynków.
@”na przykład nie wiem gdzie było getto w Katowicach” – w Katowicach akurat nie było getta, było obok w Sosnowcu
@duxripae
Tej, ja też bym umiał wyguglać. Po prostu przeważnie się tego nie wie, nawet gdy się jedzie obok osiemdziesiątką szóstką (albo innym numerem przez inne miasto).
@wo – jasne, ja nie wiem, gdzie było getto w Sosnowcu. Chyba poczułem niepotrzebną potrzebę sprostowania.
Ja tam zwiedzałem na szlaku industrialnym pętlę na której tramwaje zawracają po torach ułożonych w trójkąt. Zaskoczył mnie cmentarz żydowski o którym nie było informacji no i się okazało że było tam całe getto o którym też nie było informacji.
@havermeyer
„Postpeerelowską depresyjność przez ostatnie 20 skutecznie zasypano, wybetonowano i zamalowano na pastelowo dzięki inwestycjom z unijnym wsparciem.”
Chciałbym podkreślić, że nie tylko. Nie lekceważmy zasług lokalnych samorządów, przecież to nie jest tak że Unia sama z siebie przychodzi i buduje nowy skate park. Są miasta, które do dziś jakby trochę… zawiodły na tym odcinku (ale zgoda, Kielce dostarczyły).
@wo
„Niemożliwe. Nie mógł wiedzieć gdzie było (i że te pociągi np. jechały linią obwodową a nie średnicową).”
To, że nie wiedział, gdzie było nie znaczy, że nie kojarzył z Warszawą. Generalnie na zachodzie powstanie w getcie jest chyba bardziej znane niż powstanie warszawskie i często PW jest z nim mylone.
Po pierwsze przepraszam za te dziwne przecinki, w poprzednim poście. No, ale pisane w biegu, z telefonu. Z śladów katowickich Żydów, to głównie kirkut na ul. Kijowskiej, niestety niedostępny. Wystąpił w „Amatorze” Kieślowskiego. Na miejscu synagogi, całkiem okazałej i zniszczonej przez Niemców, znajduje się budynek służby zdrowia, w otoczeniu staroszkolnego jarmarku z budami namiotowymi. O tym, że tam była wskazuje tylko rachityczny pomniczek. Natomiast w Gliwicach znajduje się kameralny, ale bardzo klimatyczny, Dom Pamięci Żydów Górnośląskich, takie muzeum im poświęcone.
Dobrze przepraszam, za posty pod postami, ale za chwilę znikam ponownie w otchłani lurkowania. W Katowicach odbyła się Konferencja Katowicka (zaskoczenie). Krótko mówiąc poniekąd tu ruch syjonistyczny zaczął zyskiwać jakąś formę instytucjonalną. Na Jednej z kamienic na ul. Młyńskiej jest tablica pamiątkowa, choć do końca nie wiadomo, czy to był ten budynek.
Byłem w Bydgoszczy ostatnio w 2021 roku i wtedy zarówno Rynek jak też Wyspa Młyńska sprawiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Według mnie jest ciekawie urządzona.
Co najwyżej część budynków pomiędzy odnogą Brdy i ul. Poznańską wyglądała na zaniedbaną, w tym zabudowania jakiejś dawnej fabryczki, ale przyćmiewa to pięknie odrestaurowany kompleks Młynów Rothera. Warto zwiedzić ich wnętrza, warto także wejść do Europejskiego Centrum Pieniądza, gdzie są prezentowane monety i precjoza z odkrytego przed kilku laty Skarbu Bydgoskiego.
Przy dobrej pogodzie i zwłaszcza w weekendy wyspa tętni życiem (co prawda byłem tam latem, nie wiem jak jest w innych porach roku). Jest też sporo fajnych knajpek na jej obrzeżach a także przy rynku.
Zdaję sobie natomiast sprawę, że zapewne jest w Bydgoszczy sporo miejsc które się tak dobrze nie prezentują i wymagają dużo pieniędzy i wysiłku aby wyglądały lepiej.
@wo
Nie lekceważmy zasług lokalnych samorządów.
Jasna sprawa, kompetentni urzędnicy umiejący w uzyskiwanie środków to podstawa sukcesu, dlatego też PiS tak bardzo starał się samorządność utrącić a unijne wsparcie zakrzyczeć kuriozalnymi tablicami typu „sfinansowano z narodowego funduszu cośtam cośtam”, dotując głównie „swoich” samorządowców. Niestety, nawiązując do tego co napisałem wyżej, małe ośrodki nawet z najlepszym samorządem często nie mają wystarczającego budżetu żeby zrobić dużo więcej niż odświeżenie rynku, chyba że to ośrodki turystyczne, chociaz też nie zawsze. Trend jest tez taki że małe miasteczka wysysane są przez duże ośrodki, wiadomo. Wątpię żeby jakikolwiek rząd miał sensowny pomysł co z tym zrobić. Bardzo jestem też ciekaw losów tych wszystkich miejscowości które właśnie stają się „miastem wzdłuż dawnej siódemki”. Była tu świetna notka o odwiedzaniu starej restauracji wzdłuż tego ciągu komunikacyjnego. Z jednej strony dla mieszkańców cisza i spokój, z drugiej jednak odpływają pieniądze dla lokalnej gastronomii czy stacji benzynowej. Czekam na książkę „Siódemka nie istnieje” za parę lat.
@getta
W Krakowie niby jest fragment muru, ale myślę że nawet lokalsi mieliby problem z wyznaczeniem dokładnych granic getta. Mam też wrażenie że pomimo polskiej skłonności do martyrologii miejsca pamięci powoli zrastają się z tkanką miast, pamiętam jak spacerując na studiach po jakichś zaroślach wzdłuż Wielickiej przeżyłem mały szok natknąwszy się na tabliczkę że tu zaczyna się obóz Płaszów, miejsce kaźni tysiecy więźniów, czy coś w ten deseń. Mocno wytrącił mnie z równowagi kontrastujacy z tym spokój mieszkańców pobliskich bloków spacerujących dookoła z pieskami. To jak przydrożne krzyże stające się po prostu z czasem malowniczym elementem krajobrazu.
@WO, @ausir:
Na zachodzie tworzyli o gettcie warszawskim, chociażby, Janina David i Leon Uris (ten nawet wskazał Miłą 18 w tytule książki). Czy Bowie te książki znał to nie wiem, ale fakt że getto w Warszawie było raczej mógł wiedzieć wcześniej, a jeżeliby chciał się dowiedzieć gdzie dokładnie było to jakąś literaturę „na temat” by znalazł.
@Arctic:
Gdzie z kompleksu Stary Rynek-Wyspa Młyńska nie ruszyć, to się trafi albo na opuszczone hale targowe (wschód), szeroką miejską autostradę (południe) lub od biedy rewitalizowaną zabudowę (zachód). Idąc zaś na północ, np. idąc na operę (duży, biały budynek widoczny z Wyspy Młyńskiej) ze Starego Miasta przez most koło wiszącej nad rzeką rzeźby już się wejdzie w obszar budynków od dawna nieużywanych i dawno nieaktualnych szyldów oraz przejdzie się przez nigdy niezagospodarowaną parcelę po teatrze. A jak się ruszy na północ, ku „Pod Orłem” to się już minie oba pustostany, jakie wymieniłem wcześniej (i bonusu przejdzie się arkadami wykutymi za okupacji hitlerowskiej) i będzie okazja do oglądania po kolei kolejnych upadków.
Sam Stary Rynek w Bydgoszczy to zaś też ma ślad po nigdy nie odbudowanej zachodniej pierzei (znowu: okupacja niemiecka za ostatniej wojny). Widok na obecny ratusz to potwierdza (pierzeja była w miejsca tego chaotycznego zieleńcoplacyku).
A
@Cpt. Havermeyer
U mnie było to o tyle śmieszne, że taka tablica stanęła przed wjazdem na odremontowaną ulicę o długości circa 200 metrów.
@mm
„Czy Bowie te książki znał to nie wiem,”
Och dajcie spokój, przecież on mniej więcej w tym okresie niby-żartobliwie ogłosił sympatię do Hitlera. Guzik o tym wiedział i guzik go to obchodziło. Na tym zakończmy ten wątek, bo nie mam tu ochoty na dyskusję, którą próbowała sprowokować kol. DK, „czy można słuchać muzyki złych ludzi”.
Dzięki za wzmiankę. Jednak ja pytałam przecież nie o muzykę Bowiego, o której i Pan nie pisze. Pytałam czy ma jeszcze rację bytu gatunek literacki „Kwiatki św. Dawiszka”. Nawet już nie w kontekście tego, co przypomniano bezpośrednio po śmierci Bowiego, ale w świetle tego co dziś precyzyjnie wiemy o sposobie działania „high-profile predators” na przykładzie Weinsteina, Lindemanna i podobnych (z własnego doświadczenia pisała o tym m.in. Adriana Rozwadowska). Bowie był w 1973 r. kimś takim, facetem któremu z racji społecznego prestiżu „przysługiwał” taśmociąg małoletnich ciał. Nie czuje Pan że to normalizujemy, opisując jego zakupy i spacery? Nie widzi pan kolonialnego, feudalnego syndromu w tych anegdotach? Od katolików wymagamy, żeby się go wyzbyli wobec postaci w typie Jankowskiego i jego ober-zwierzchnika, i oni to nawet powoli robią. Więc może warto, byśmy spojrzeli na siebie samych.
@dk
„Więc może warto, byśmy spojrzeli na siebie samych.”
To proszę sobie na siebie spoglądać na swoim blogu. Mnie natomiast na moim blogu nadal będzie interesować skąd tytuł „Warszawa” oraz skąd wziął płytę (kasetę) z „Helokaniem”. Jeśli ma pani coś do napisania na ten konkretnie temat, serdecznie zapraszam.
@WO
„Mnie natomiast na moim blogu nadal będzie interesować skąd tytuł „Warszawa””
Na ten konkretnie temat biografowie Bowiego piszą, że tytuł „Warszawa” był zainspirowany sytuacją, gdy pociąg z Bowiem, Iggy’m, Kentem, Corinnem i Gibbonsem zatrzymał się w Warszawie obok składu towarowego, z którego pojedynczy, ubrany na szaro robotnik zrzucał szuflą ładunek węgla, rozrzucając pył na okno podróżujących (Paul Trynka). Przy czym nastrój utworu wiązał się z ogólną sytuacją Bowiego w tym czasie, w tej tonacji nagrano cały album „Low”, wyrosły „z Berlina” (tak MacLean i Visconti, cytowani przez Dylana Jonesa).
Każdą rzeczywistość da się zagadać anegdotą, choćby i varsavianistyczną. Weinstein w 2017 r. chciał robić film o Anielewiczu, ciekawe skąd o nim usłyszał. Rammstein zagrał w 1995 r. w Stodole jako support Clawfinger, to ci dopiero. Nie chcę nikogo narażać na dyskomfort, piszę najspokojniej jak umiem. To jak o tych sprawach mówi się między dziewczynami raczej by tu się nie przyjęło. No, ale zawsze można odwrócić oczy.
@dk
„No, ale zawsze można odwrócić oczy.”
Albo założyć własnego blogaska i na nim pisać po swojemu, do czego oczywiście wszystkich serdecznie zapraszam.
@Cpt. Havermeyer
„Z jednej strony dla mieszkańców cisza i spokój, z drugiej jednak odpływają pieniądze dla lokalnej gastronomii czy stacji benzynowej. Czekam na książkę „Siódemka nie istnieje” za parę lat.”
Większość gastronomii czy stacji pewnie się przeniesie lub zniknie. Ale dla mieszkańców to raczej nie będzie dealbreaker żaden. Z powierzchownych obserwacji przez szybę odnoszę wrażenie, że większość pekabu tych miejscowości powstaje jednak w różnego rodzaju magazynach, hurtowniach, zakładzikach produkcyjnych, sortowniach itp. W każdym razie biznesy obsługujące Warszawę będą miały tak samo blisko jak wcześniej a bez korków. A te wysyłające w Polskę wciąż blisko do nowego szlaku S7. Choć może to specyfika odcinka Tarczyn-Warszawa? Akurat ten miałem okazję widywać najczęściej.
@WO
Kiedyś zapytałam na wallu Masłowskiej o jej decyzję umieszczenia Bowiego w tytule sztuki (decyzję koniunkturalną, chodziło o zwycięstwo konkursowe). Moje wpisy skasowano, ale potem pojawiło się coś jak cień refleksji w niektórych jej wywiadach, co znamienne, zagranicznych. Może taka admittance-non-admittance to maksimum tego, na co można liczyć? Zaznaczę jedynie, że nie każdy dociera do właściwych źródeł w obcych językach. Dla wielu Pan jest źródłem, również etycznych hierarchii i sankcji. A jeszcze raz odnotujmy, żaden doktorant „teologii” nie połasił się na 100 czarnkowych punkcików za jakąś „Homilię solidarności: sierpniowe dni prałata Jankowskiego”. Choć, kto wie, może źli ludzie tworzą dobre homilie? Po prostu już nie wypadało.
@DK „Rammstein zagrał w 1995 r. w Stodole jako support Clawfinger, to ci dopiero. Nie chcę nikogo narażać na dyskomfort, piszę najspokojniej jak umiem.”
Ale dlaczego ta informacja miałaby spowodować dyskomfort? Rammstein w 1995 dopiero startował, zdarzało mu się supportować chwilowo popularniejszych. Czy chodzi o ówczesne zarzuty, że teatralno-kabaretowa maniera świadczy o neonazistowskich skłonnościach?
„Rammstein zagrał w 1995 r. w Stodole jako support Clawfinger”
Mam nadzieję że nie muszę przepraszać za to ze tam wtedy byłem? Szczególnie że atrakcją był Clawfinger, nazwa supportu nikomu nic nie mówiła.
A co do tematu: świetne ćwiczenie myślowe dla warszawiaków, wysiadasz na Gdańskim w 1975, gdzie idziesz. Powiedzieć że to wtedy było middle of nowhere to nic nie powiedzieć, tam literalnie do jakichkolwiek zabudowań przypominających miasto było z 500m, najbliżej chyba do socrealu na rogu Stawek i Andersa. Po drugiej stronie torów majaczył stary Żoliborz ale to też minimum z 500m do najbliższego budynku (w opowieści o spacerze na plac Wilsona to może uwierzyć ktoś kto tu nigdy nie był, to jest z półtora km w jedną stronę i niewiele ciekawego po drodze). Myślę że gdyby Bowie naprawdę wtedy tam wysiadł (w co nie wierzę) to popatrzyłby wkoło, powiedział o żesz fak i czym prędzej wrórił do pociągu.
Jajako pierwsza osoba do wykancelowania Schrodingera z równania falowego nie wiem o co chodzi. Czyżbym spotkał drugą osobę której teoria wchodzi za mocno? Jaki jest kontekst postkolonialny gatunku anegdoty? Czy jednym tchem ten sam co feudalny (z jednej strony lenno, z drugiej przestrzeń wolności wasali moich wasali)?
@o co chodzi
Zapewne chodzi o to, że w 1995 należało wiedzieć o co zostanie oskarżony lider grupy w 2023 (i nie chodzi o wydarzenia z roku 1995).
Ciekawe, że można się tak fiksować na życiu jakiegoś artysty i brnąć w to na czyimś blogu czy wallu mimo kolejnych ostrzeżeń. Jaki sens i cel takiej misji?
@sheik.yerbouti
Chodzi o to że lider tej kapeli to nałogowy predator seksualny, chroniony i obsługiwany przez system społecznych konwencji i interesów. Estradowy Epsteinik. Udawanie, że mimo to ważniejsze jest iż „był u nas”, kierowanie uwagi na didaskalia, to kolonialne widzenie świata. Nie chcę przeciągać odradzanej przez Gospodarza dyskusji. Znajdźcie proszę na fb Rozwadowskiej opis jaj wizyty na backstage’u u Lindemanna – momentów nie ma, bo wywinęła się w porę, ale jeżeli macie minimum empatii, może dostrzeżecie, o jakim dojmującym poczuciu zdradzenia, zabrudzenia mówimy. I że to chyba jakoś rzutuje na fajoskość anegdotek.
@DK
„Kiedyś zapytałam na wallu Masłowskiej”
Nie wierzę że ktoś kto tak daleko zaszedł jak ona, w ogóle czyta komcie na wallu. Ja to robię bo jestem nikim.
„Dla wielu Pan jest źródłem”
Co jakiś czas mam tu kogoś, kto mnie mylnie uznaje za osobę potężną i wpływową. Chyba szczytem (dnem?) był taki jeden koleś, który się tu domagał, żebym użył swoich wpływów by wpłynąć na Marka Belkę. Miał coś (nie pamiętam co) zrobić w Rijadzie, zapamiętałem to więc jako żart o „Belce w Rijadzie”.
Ja to widzę tak. Nie mam wpływu na nic (gdybym miał, załatwiłbym sobie – no nie wiem – jakiś sukces w rodzaju ekranizacji albo najkacza). Mógłbym codziennie pisać „BOWIE CHUJ” albo „BOWIE GENIUSZ”, i to kompletnie niczego nie zmieni. Zamierzam po prostu pisać po swojemu o tym, co mnie interesuje.
A pani z całego serca proponuję przeniesienie się do kogoś naprawdę ważnego i wpływowego. Może Stanowski? Tutaj przede wszystkim marnuje pani czas i wysiłek, który mogłaby pani spędzać na Instagramie czy Twitterze, tam gdzie są ważni ludzie. To jest blogasek „Przegryw Przegrywom”.
@DK
„Nie chcę przeciągać odradzanej przez Gospodarza dyskusji.”
Doceniam, i – uwaga! – TRZYMAM ZA SŁOWO.
@havermeyer
„Była tu świetna notka o odwiedzaniu starej restauracji wzdłuż tego ciągu komunikacyjnego. Z jednej strony dla mieszkańców cisza i spokój, z drugiej jednak odpływają pieniądze dla lokalnej gastronomii czy stacji benzynowej. ”
Raczej nie. Paręset metrów dalej stoi nowy MOP, ze stacją BP i sztampowym „zajazdem Jagiellońskim”. Oczywiście nie wiem kto płacił jakie podatki, ale to nie jest tak że biznes zniknął, po prostu się ustandaryzował. I od obwodnicy Warszawy po obwodnicę Krakowa (którą mają oddawać w grudniu) nie przypominam sobie żadnego miejsca, dla którego S7 rzeczywiście oznaczałaby gospodarczy upadek.
@Michał Maleski
>opuszczone hale targowe (wschód)
primo, to jest pojedyncza hala,
secundo, hala już ładne parę lat nie jest opuszczona, w 2023 otwarto tam koncept gastronomiczny, swoją drogą niezbyt udany
tertio, nie ma brzydkich miast, są tylko niekochane
@wo
nie przypominam sobie żadnego miejsca, dla którego S7 rzeczywiście oznaczałaby gospodarczy upadek.
Gospodarczy upadek pewnie nie, ale przeorientowanie się na inne źródła dochodu już tak. @rt-fm wspomina wyżej o magazynach i hurtowniach i rzeczywiście kojarzę kilka sporych centrów logistycznych między Kielcami a Krakowem, więc część mieszkańców już pewnie dojeżdża do pracy w takich miejscach. Chyba zasugerowałem się wycieczką starym śladem siódemki na pólnoc od Kielc z miesiąc temu, gdzie zobaczyłem zamrożone w czasie lata 90, ale to były podkieleckie wioseczki jednak a nie małe miasteczka. Tak czy inaczej niesamowite wrażenie podróży w czasie to było.
@Cpt H
„Chyba zasugerowałem się wycieczką starym śladem siódemki na pólnoc od Kielc z miesiąc temu, gdzie zobaczyłem zamrożone w czasie lata 90, ”
Rejon Szydłowca, Skarżyska i Starachowic tak wyglądał od 90sów całkowicie niezależnie od siódemki. Między Kielcami a Radomiem jest polskie jądro ciemności.
„Zajazdy Jagiellońskie” w MOP-ach to jednak rzadkość. Przynajmniej na najnowszych trasach A/S jakieś 80-90% lokali to sieciówki (McD, BKing, KFC, ew. Subway). Oczywiście w nich też pracują ludzie, ale jednak zysk zgarnia kto inny i wydaje go gdzie indziej. Co prawda nie żebym był wielkim entuzjastą polskich przedsiębiorców gastronomicznych…
@karakachanow:
Po drodze koncept zaliczył kilkumiesięczny okres ponownego zamknięcia. Nie ukrywam, budzi to skojarzenia z lotami z bydgoskiego lotniska – jest relacja, nie ma relacji, nie ma relacji, nie ma… o, znowu na trochę jest relacja.
„tertio, nie ma brzydkich miast, są tylko niekochane”
Nie zgodzę się z takim podejściem. Są gusta, guściki, ale obiektywnie da się określić czynniki kiedy miasto jest popularne/przyjemne do życia dla ogółu, kiedy już nie.
Koncepcja Heimatu też nie przemawia do mnie tak, bym np. spodziewał się, że ktoś będzie żył i prowadził aktywizm w mieście X dlatego, że to jego miasto rodzinne lub cokolwiek. Nie czuje człowiek mięty do miasta, nie widzi w nim siebie, albo po prostu obiektywnie miasto nie jest dla niego (bo zarobki, bo ceny nieruchomości, bo mikroklimat, bo X) to nie widzę powodu, by się w nim męczył.
@Michał Malewski
„Po drodze koncept zaliczył kilkumiesięczny okres ponownego zamknięcia. Nie ukrywam, budzi to skojarzenia z lotami z bydgoskiego lotniska – jest relacja, nie ma relacji, nie ma relacji, nie ma… o, znowu na trochę jest relacja. ”
A jak się pominie Alpy…
Fakt że z halą targową wykonano ulubiony manewr Bruskiego, czyli najpierw kupujemy budynek a potem się zastanawiamy co z nim zrobić, ale przy tego rodzaju budynkach mogę powiedzmy wybaczyć.
„idąc na operę (duży, biały budynek widoczny z Wyspy Młyńskiej) ze Starego Miasta przez most koło wiszącej nad rzeką rzeźby już się wejdzie w obszar budynków od dawna nieużywanych i dawno nieaktualnych szyldów”
Też już nie, deweloperzy wykupili, wyburzyli i stawiają jakąś tam mieszkaniówkę.
Stary Rynek zaiste nie ma pierzei, tylko co to ma właściwie wnosić do tematu? Jak ktoś nie zna historii miasta i nie przeczyta plakietki, to nawet nie zauważy.
Ogólnie to marudzicie, towarzysze (i ty i WO).
@WO
Pingnij kiedyś jak będziesz, to możemy się wybrać na spacer. Wrócisz bezpiecznie, chyba
@tarhim:
„Też już nie, deweloperzy wykupili, wyburzyli i stawiają jakąś tam mieszkaniówkę.”
Ale co wyburzyli? CH Drukarnię/BCF/jakkolwiek się to nazywa? Savoya? Jedynaka?
„Stary Rynek zaiste nie ma pierzei, tylko co to ma właściwie wnosić do tematu?”
Choćby to, że pomimo względnie niewielkich strat wojennych w tkance zabytkowej w tamtej okolicy (Pierzeja, Teatr Miejski) nadal ani nie odbudowano, ani nie podjęto decyzji o nieodbudowaniu i zagospodarowaniu na nowo dwóch dosyć istotnych ubytków.
I które to ubytki są widoczne – jakby nie oglądać obecnego „frontu” Ratusza, to jest to nadal po prostu odsłonięte zaplecze (odsłonięte, bo brakuje jednej pierzei, która to tworzyła zaułek na który „front” wychodził). Nie da się też ukryć, że Stary Rynek jest zwyczajnie prostokątny.
„Fakt że z halą targową wykonano ulubiony manewr Bruskiego, czyli najpierw kupujemy budynek a potem się zastanawiamy co z nim zrobić, ale przy tego rodzaju budynkach mogę powiedzmy wybaczyć.”
Już bez przesady, zawsze mógł zostać n-tą wariacją Dyrekcji Kolei Wschodnich lub Przemysłowej 34 – budynku obrotowego, który w kółko jest przekazywany w darowiźnie, a potem wraca do miasta. A potem szukamy kolejnego chętnego. A na koniec (jak gmach podyrekcyjny) trafia sobie do banku nieruchomości dużego korpo, by już planowo stać sobie i drożeć.
@Michał Maleski
„Ale co wyburzyli? CH Drukarnię/BCF/jakkolwiek się to nazywa? Savoya? Jedynaka?”
Chciałeś w stronę opery, więc miałem na myśli Befanę z przyległościami.
Drukarnię jak najbardziej można pokazywać jako dziw pt „postawił se centrum handlowe w centrum i mu nie pykło”. Savoy i Jedynak też mają stać, bo co, leżeć? Z Jedynakiem podejrzewam że właściciel nie bardzo ma co zrobić. Savoy jest jakiejś wyższej szkole gotowania na gazie wynajęty, chyba że coś przegapiłem.
WO zaraz nas wykopie na własne blogi, ale i tak zapytam – a właściwie w jakiej formie miałaby ta pierzeja zostać odbudowana, jeśli już założymy że jest po co?
Co do nieodbudowywania, to teatr tak ma przecież, nie ma żadnych planów.
„Nie da się też ukryć, że Stary Rynek jest zwyczajnie prostokątny.”
Nadal nie rozumiem problemu. Dlaczego musi być kwadratowy?
A jak już koniecznie chcemy coś odbudować, to ja bym brakujące spichrze i nadrzeczne kamienice, te przy Mostowej na przyczółkach mostu staromiejskiego.
@tarhim:
„Chciałeś w stronę opery, więc miałem na myśli Befanę z przyległościami.”
Ale jak ze Starego, na Operę przez Befanę? Befanę się zobaczy, jak się dojdzie do Opery. I to jak się będzie za intensywnie rozglądać.
„Nadal nie rozumiem problemu. Dlaczego musi być kwadratowy?”
Gdyż historycznie prawie kwadratowy był. Jak zdecydowana większość średniowiecznych rynków miast nienadmorskich w naszej części świata.
„Drukarnię jak najbardziej można pokazywać jako dziw pt „postawił se centrum handlowe w centrum i mu nie pykło”. Savoy i Jedynak też mają stać, bo co, leżeć? Z Jedynakiem podejrzewam że właściciel nie bardzo ma co zrobić.”
To przed nieuchronną wycinką pozwolę się zadumić: Bydgoszcz – miasto, gdzie nie ma co robić z budynkami w historycznym centrum miasta. Gdzie indziej się biją o przestrzeń w centrum, w Bydgoszczy się pytają „a co z tym zrobić?”.
@Michał Maleski
„Ale jak ze Starego, na Operę przez Befanę?”
No zdecydowanie bardziej tak, niż przez Jedynaka.
„Gdyż historycznie prawie kwadratowy był. Jak zdecydowana większość średniowiecznych rynków miast nienadmorskich w naszej części świata. ”
Ale już od ośmiu dekad z hakiem nie jest, a jakbyś chciał historycznie średniowiecznie, to jeszcze musisz ratusz na środku dostawić. Prześliznąłeś się też nad pytaniem o formę odbudowy.
„Bydgoszcz – miasto, gdzie nie ma co robić z budynkami w historycznym centrum miasta.”
nie jest to jakiś silny wyróżnik.
@tarhim
„WO zaraz nas wykopie na własne blogi”
To akurat jest ontopiczne, sam przywołałem „psychogeografię”. W latach 60. żart na temat nieistniejącej nauki, dziś już jakby serio funkcjonującej jako „urban studies”.
Ja się na tym nie znam, ale intuicyjnie czuję (jak każdy) że czasaem miasto zaprasza do spaceru, czasem nie. W ciągu pierwszej dekady po wejściu do Unii prawie wszystkie polskie miasta zaliczyły jakieś wielkie przebudowy centrum, gdy pisałem tę notkę Katowice były chyba w najgorszej fazie. Większość wyłoniła się z nich pozytywnie odmieniona, w tym Katowice. A Toruń to już w ogóle wykatapultował do europejskiej czołówki.
Bydgoszcz, hm, nie chcę tam sobie robić wrogów, ale Focha po przebudowie jest jeszcze bardziej zniehcęcająca. Nie wiem gdzie popełniono błędy, ale po prostu nawet te przyjemne miejsca w Bydgoszczy są przedzielone nieprzyjemnymi, a w dodatku często na nich trzeba stać plecami do nieprzyjemnego widoku, żeby się poczuć przyjemnie.
Nie wiem na czym polegają „reguły przyjemności” i czy rzeczywiście „rynek musi być kwadratowy”, bardzo możliwe że podświadomie albo i całkiem świadomie uważam Gotyk Za Ideał i oceniam wszystkie miasta pod względem dostosowania do prawa magdeburskiego.
@wo
Takie Oslo nie ma rynku (nie ma w ogóle starówki, spaliła się) a jest dość przyjemne. Latem.
@rw
„Takie Oslo nie ma rynku (nie ma w ogóle starówki, spaliła się) a jest dość przyjemne.”
Ja nie lubię. Nowe budynki (Opera i Munch) są brzydkie i nowobogackie. „Patrzcie, stać nas na wrzucenie kupy marmuru do wody, żeby zzieleniała od glonów” to przecież odpowiednik podpalenia cygara studolarówką. Park wzdłuż rzeki rzeczywiście jest obsadzony przez młodych ludzi, ktorzy uważnie obserwują przechodniów i sam nigdy nie sprawdzałem, ale faktycznie wygląda to jak w powieściach, że oni tylko czekają aż ktoś będzie u nich chciał coś kupić. Ale najlepsze są okolice dworca centralnego – wcielono tam debilną koncepcję archiektury modernistycznej, że pieszych puścimy po kładkach. Ostatnio porobiłem zdjęcia – tych kładek początkowo było więcej, cała sieć, ale je częściowo zburzono, bo to się oczywiście nie przyjęło. Zostały jednak pojedyncze postapokaliptyczne kikuty z powyginanymi prętami zbrojeniowymi. Te kładki na pewno jednak ślicznie wyglądały na wizualizacjach 70 lat temu.
@upadłe zajazdy wzdłuż starej DK7
Takich miejsc kilka jest, ale na północnym odcinku 7, z Warszawy do Gdańska. Węgierska knajpa przed Olsztynkiem, widoczna z S7 jako szkielet, Zajazd (czy Karczma…?) Świętojański kawałek za, Młyn u Mariaszka pod Ostródą… Trzymają się te, które żyją też z miejscowych (wesela itp.), i/lub są w pobliżu zjazdu z S7 – Austeria w Rychnowie czy smażalnia Okoń koło Pasłęka.
Aż mi się przypomniały dawne czasy jeżdżenia tamtędy służbowo 2-3 razy w miesiącu.
@margrabia
„Takich miejsc kilka jest, ale na północnym odcinku 7, z Warszawy do Gdańska.”
I co najmniej jedno na południe – motel Vabank obok dzisiejszego Zajazdu Jagiellońskiego, to chyba o nim pisałem na blogu.
@embercadero
„A co do tematu: świetne ćwiczenie myślowe dla warszawiaków, wysiadasz na Gdańskim w 1975, gdzie idziesz. Powiedzieć że to wtedy było middle of nowhere to nic nie powiedzieć, tam literalnie do jakichkolwiek zabudowań przypominających miasto było z 500m, najbliżej chyba do socrealu na rogu Stawek i Andersa. Po drugiej stronie torów majaczył stary Żoliborz ale to też minimum z 500m do najbliższego budynku (w opowieści o spacerze na plac Wilsona to może uwierzyć ktoś kto tu nigdy nie był, to jest z półtora km w jedną stronę i niewiele ciekawego po drodze).”
Już miałam zauważyć, że spacer wysokim wiaduktem koło Dworca Gdańskiego, a potem w dół ulicą Mickiewicza mógł wyglądać całkiem intrygująco dla kogoś z artystyczną duszą, takie postapo experience/urban safari. Może Bowie wspiął się na wiadukt, popatrzył wokół i stwierdził: „Dobra, to plan jest taki: pójdę tą ulicą tak długo, jak starczy mi czasu, a później z powrotem”? Ale potem zaczęłam się zastanawiać: czy w 1975 r. dało się łatwo wejść z peronu Dworca Gdańskiego bezpośrednio na wiadukt? Bo jeśli najprostszą opcją wydostania się z dworca było wyjść na niewielką uliczkę, która teraz nazywa się „księdza Romana Indrzejczyka”, to… nie ma opcji. Jest całkiem fajna ścieżka prowadząca stamtąd do ulicy Mickiewicza między nasypem wiaduktu a kompleksem Elektronika, ale moim zdaniem przejezdny by tam nie poszedł.
@wo i brak wpływu
Ja wiem, że to było wiele komentarzy temu, ale z racji tego, że to się wielokrotnie powtarza to pozwolę sobie skomentować.
Rozumiem, że wszelkie stwierdzenia i żarty o wpływie lub jego braku wynikają z tego, że nie jest się Michnikiem czy Stanowskim (z punktu widzenia ilości czytelników/widzów, nie tego czy się chce nim być) oraz, że nie zna się tego przysłowiowego Belki w Rijadzie.
Ale muszę się nie zgodzić z autorem, który pisuje do gazet, wydaje książki i ma bloga, w którym ilość komentarzy potrafi dobić do pół tysiąca. Jeśli mówimy o braku wpływu na rzeczywistość, jak miałam bloga, komentowało tam 5 osób. W porywach. To jest brak wpływu.
Oczywiście ma znaczenie do kogo się porównujemy (Stanowski czy losowy człowiek), jednak nie zgadzam się z tezą, że wo nie ma wpływu na nic i nie ma przez to znaczenia co pisze. Gdyby nie miało, nie dyskutowalibyśmy tu w komentarzach.
Poza tym, nawet jeśli dla większości Polaków nie ma znaczenia co wo myśli na dany temat, ma to znaczenie dla osób tu komentujących (duh), więc nic dziwnego, że ktoś tutaj chciałby jakiegoś zauważenia tematu.
O samym Bowiem nie mam nic do powiedzenia, gdyż absolutnie go nie znam.
Za to w kwestii zmian od lat 90 to mogę powiedzieć, że Łódź się znacząco odbiła od dna, choć można by remonty ulic lepiej robić.
Nawet Skarżysko też przestaje być tą czarną dziurą, choć oceniam to z zewnątrz.
@wo
„Nowe budynki (Opera i Munch) są brzydkie i nowobogackie.”
Operahuset lubię. Nowe muzeum Muncha przede wszystkim ma problem niedopasowania formy do funkcji: oryginalny projekt zakładał dużo okien i dużo naturalnego światła w środku. Dopiero kiedy było już grubo za późno, komuś przyszło do głowy „yyyy tam przecież będą wisiały stare obrazy, one może nie lubią tak dużo światła?” i dodano zasłony. I budynek wygląda teraz jak wielka sypialnia z zasłonami.
„„Patrzcie, stać nas na wrzucenie kupy marmuru do wody, żeby zzieleniała od glonów” to przecież odpowiednik podpalenia cygara studolarówką.”
„This is Norway, there’s always more money”. Ten kraj jest dosłownie „nowobogacki” jak słusznie zauważyłeś. Kwintesencją tego jest historia wieży do skoków do wody w Hamar: link to visitnorway.com którą w satyrycznym mini-musicalu opisało duo komediowe Ylvis (polecam na pochmurny dzień, pierwsze sześć piosenek na tej plejliście: link to youtube.com).
„Park wzdłuż rzeki rzeczywiście jest obsadzony przez młodych ludzi, ktorzy uważnie obserwują przechodniów i sam nigdy nie sprawdzałem, ale faktycznie wygląda to jak w powieściach, że oni tylko czekają aż ktoś będzie u nich chciał coś kupić.”
Tak, to jest miejsce żeby kupić narkotyki. Osobiście lubię Grønland, przypomina mi wschodni Londyn.
„Ale najlepsze są okolice dworca centralnego – wcielono tam debilną koncepcję archiektury modernistycznej, że pieszych puścimy po kładkach. Ostatnio porobiłem zdjęcia – tych kładek początkowo było więcej, cała sieć, ale je częściowo zburzono, bo to się oczywiście nie przyjęło.”
To co zostało, jest dogodne ludzi dojeżdżających do pracy, bo te kładki faktycznie przyspieszają dojście do biura – jeżeli się wie, jak iść. Więc turyści i goście w Oslo się gubią.
@rw
Reasumując – nowobogactwo, narkotyki, niewygodne rozwiązania komunikacyjne. Ergo: Oslo obsysa. Już wolę Bydgoszcz (serio!). Na tym zamykam ten temat (chyba że ktoś wskoczy chwalić Helsinki – to moja ulubiona stolica nordycka).
@tarhim:
„No zdecydowanie bardziej tak, niż przez Jedynaka.”
Ale po co to jedynaka, mija się „Drukarnię”. No chyba, że przejdzie się przełajem przez miejsce po Teatrze Miejskim, to wtedy ominiemy. Ale idąc wzdłuż jezdni, to pomiędzy pookupacyjnymi arkadami ujrzymy „Drukarnię”.
To jest zresztą wtórne – clou wypowiedzi było takie, że w ścisłym centrum (i nie tylko, prywatnie najbardziej mi żal gmachu podyrekcyjnego) w kółko trafia się na pustostan/prawie pustostan. A próba dyskusji co z tym zrobić kończy się na „a po co, a jak”.
„Ale już od ośmiu dekad z hakiem nie jest, a jakbyś chciał historycznie średniowiecznie, to jeszcze musisz ratusz na środku dostawić.”
Ale… większość starówek ma stosunkowo niewiele/prawie wcale budynków średniowiecznych. Średniowieczny jest zazwyczaj układ ulic, czasem piwnice kamienic (ale to nie reguła) oraz ewentualnie budynki sakralne. Kamienice i budynki urzędowe zazwyczaj były wielokrotnie rozbierane, przebudowywane i generalnie zmieniane nie do poznania w okresie nowożytnym, i niekoniecznie potrzeba było do tego wojny i splantowania miasta.
Pustka po pierzei narusza tę siatkę, tak jak swego czasu „Kaskada” naruszyła siatkę ulic między Mostową a obecną ulica Jatki (pomińmy, że Jatki nie jest i nie była elementem średniowiecznej siatki ulic – ale zwyczajnie nie kojarzę jakiejś większej rewitalizacji na bydgoskim Starym Mieście, więc niech będzie, że męczę ulicę Jatki). Skoro dało się zbudować pasującą (w miarę) zabudowę na wschodniej stronie Mostowej i „jakoś to wygląda” to zupełnie nie rozumiem, czemu nie miałoby się udać z zachodnią pierzeją.
To, czy byłaby to pełna rekonstrukcja do stanu sprzed rozbiórki, budowa czegoś pseudohistoryzującego, jakiś dyskretny modernizm czy cokolwiek jest rzeczą wtórną wobec faktu, że brak tej pierzei jest po prostu widoczny i odczuwalny. I taki będzie, niezależnie od koloru pozostałych trzech pierzei. Tak jak odczuwalne byłoby np. wyburzenie Savoya i zostawienie klepiska, przynajmniej widok na „Drukarnię” by był.
@WO
„Bydgoszcz, hm, nie chcę tam sobie robić wrogów, ale Focha po przebudowie jest jeszcze bardziej zniehcęcająca. Nie wiem gdzie popełniono błędy, ale po prostu nawet te przyjemne miejsca w Bydgoszczy są przedzielone nieprzyjemnymi, a w dodatku często na nich trzeba stać plecami do nieprzyjemnego widoku, żeby się poczuć przyjemnie.”
Tu są dwa aspekty:
– wyspy „atrakcyjne” w morzu nieciekawego miasta w kontekście jego rozplanowania,
– tego, co i jak rewitalizowano/dostawiono w ostatnim czasie oraz jak gospodaruje się stanem zastanym.
W zakresie pierwszego to Bydgoszcz ma taki problem, że wokół mocno nudnego odcinka Gdańskiej (mniej-więcej od Hotelu „Pod Orłem” po Dzielnicę Muzyczną) są, w pewnym oddaleniu, rozrzucone miejsca ciekawe (lub mające potencjał). Niewątpliwie atrakcyjne do spaceru byłyby okolice Dzielnicy Muzycznej (powoli się demuzyfikujące) oraz Alei Mickiewicza, Cieszkowskiego (przynajmniej na fragmencie od Gdańskiej), no, ale są oddalone od Starego Miasta o kilka dobrych przystanków umiarkowanie ciekawej zabudowy. Analogicznie jest z ulicą Dworcową, gdyby chociaż umyto gmach po Dyrekcji Kolei oraz okolice, dałoby się wyznaczyć bardzo ciekawą trasę (jeżeli pominie się X, a dochodząc do Y zamknie się oczy – właściwie, to okolica Bydgoszcz Głównej jest szkodliwa okulistycznie…). Tego się nie przeskoczy, tak w XIX wieku budowano Bydgoszcz, stąd np. monumentalne (lub udające monumentalne) gmachy (np. Poczty Głównej przy Jagiellońskiej) powtykane między kamienice przy raczej wąskich ulicach.
A to tylko kwestia Starego Miasta i Śródmieścia – okolice bydgoskiej bazyliki św. Wincentego a’Paulo (zapewne źle zapisałem, ale to nie szkodzi – sama bazylika raczej nudnawa) też mają pewien potencjał spacerowy, powiedzmy okolic Placu Zbawiciela w Warszawie – sęk w tym, że poza ogólnodostępną pralką przed Bazyliką trudno jest wskazać, po co by człowiek tam miał iść.
A to tylko mowa o dzielnicach, co się kształtowały do powiedzmy dwudziestolecia międzywojennego. Dalsze rozbudowy miasta szły według podobnej logiki. I efektem jest miasto o ciasnych ulicach (wspominane wielokrotnie arkady przy zbiegu Focha, Gdańskiej i Jagiellońskiej to właśnie efekt tej ciasnoty – je wykuto, gdyż było tak ciasno, że albo jezdnia, albo chodniki), a jednocześnie, bardzo rozproszone. Szczególnie to widać na przykładzie osiedli mieszkaniowych z okresu późnego PRL – moje rodzinne części miasta (czyli: Fordon „wielkopłytowy” to grupki pościskanych ze sobą bloków poprzedzielanych masywnymi obszarami nijak niezagospodarowanymi. Zieleń, rezerwa terenowa, rozumiem i popieram, ale jeżeli bloki są tak ciasno, że widzi się co sąsiad z naprzeciwka je na śniadanie, a z drugiej strony blok sąsiaduje z parkingiem sąsiadującym z ulicą sąsiadującą z nieużytkiem sąsiadującym ze wspomnieniem po zdziczałym sadzie to coś nie tak poszło z proporcjami.
Potem, oczywiście, doszedł problem „co zrobić ze stanem zastanym”, i, ekhem, a to brakło pomysłu, a to środków, a to pomysł i środki były, tylko poszły na mniej priorytetowy cel. Ja się nie znam, ale wracając do tematu Starego Miasta, to wyrównanie rynku wydaje mi się nieco pilniejsze od rekonstruowania ubocznej bądź co bądź ulicy Jatki.
Dalej, bardzo często próbowano łączyć rewitalizację przestrzeni ORAZ zmiany społeczno-instytucjonalne. Kol. tarhim wskazał na wynajęcie jednego z byłych pustostanów na potrzeby uczelni prywatnej, ja to rozszerzę o to, że powtarzającym się motywem było „ten budynek to dla uczelni będzie. Kto chętny?”. Wspomniany gmach pokolejowy np. przez kilka ładnych lat był w gestii UMK, które miało go wykorzystać do kształcenia przyszłych stomatologów. Co niespodziewane – okazało się, że przebudowa zabytkowego biurowca z XIX wieku na budynek dydaktyki medycznej takie proste ani tanie nie będzie, więc finalnie UMK piękny podarunek zwróciło.
Dalej, dosyć interesujący zabytek techniki tramwajowej, czyli leżącej o rzut beretem od zabudowy dworcowej przy Bydgoszcz Głównej (potencjalny raj dla mikoli całkiem sporo techniki z XIX wieku i wczesnego XX jest na widoku, m. in. doskonale zachowana wieża ciśnień – tak, niezagospodarowana) budynek po zajezdni tramwajowej (czemu po zajezdni to osobna historia) też finalnie trafił do szkoły wyższej, dla odmiany niepublicznej. Co z tego wynikło to nie wiem, ale po kilku latach zapowiedzi że już-zaraz remont chyba był lub jest jakiś park trampolin. W budynku idealnym pod muzeum techniki, tuż przy węźle kolejowym który sam jest zabytkowy.
Podobny cykl często-gęsto występował także na osiedlach peryferyjnych: jakiś budynek użyteczności publicznej tracił funkcję (1 etap), po wielu latach rozważań padał pomysł „podarujmy/sprzedajmy/wydzierżawmy go uczelni!” (2 etap), potem uczelnia bądź korzystała, bądź nie i po kolejnych kilku latach wracał do miasta (3 etap). I koło się zamykało.
I na tym skończę pisaninę, bo już za bardzo przypomina to komentarze belko-rijadyczne, ale żem musiał nieco upuścić pary czemu Bydgoszcz do spacerów nie zachęca. Nie zachęca, bo tak ją zbudowano, a praca na materiale była nieobecna, nietrwała, lub o niezrozumiałej dla mnie logice.
@wo
„Reasumując – nowobogactwo, narkotyki, niewygodne rozwiązania komunikacyjne. Ergo: Oslo obsysa.”
Zgoda. Nie polecam przeprowadzki do Norwegii dla życia wielkomiejskiego, to byłaby duża pomyłka.
@olo
„Oczywiście ma znaczenie do kogo się porównujemy (Stanowski czy losowy człowiek), jednak nie zgadzam się z tezą, że wo nie ma wpływu na nic ”
W naukach ścisłych często się przyjmuje za zerowe coś, co tak naprawdę nie jest zerowe. Na przykład gdy się rozpisuje termodynamiczny bilans reakcji chemicznej z przemianą fazową, objętość ciała stalego się przyjmuje jako zero (o ile powstaje gaz). Po prostu tego gazu jest tak dużo w porównaniu do tego ciała stałego, że możemy ciało stałe pominąć. Więc niech będzie, ja mam odrobinę większą objętość. Ale nadal pozostaje prawdziwe to, że czy bym pisał „BOWIE CHUJ” czy „BOWIE GENIUSZ”, niczego to w praktyce nie zmieni (w szczególności: nie wpłynie to na zachowanie żadnego Lindemanna). Nawet jeśli nie komcia tu 5 osób tylko 50.
@bowie chuj
Skoro ten temat jednak żyje, to chciałem tylko się odnieść do jednego zarzutu koleżanki DK:
„Bowie był w 1973 r. kimś takim, facetem któremu z racji społecznego prestiżu „przysługiwał” taśmociąg małoletnich ciał. Nie czuje Pan że to normalizujemy, opisując jego zakupy i spacery?”
Uważam, że nie. Normalizowaniem drapieżnych zachowań seksualnych Bowiego byłoby opisywanie ich jako coś, well, normalnego (np. „miarą popularności geniuszu muzycznego Davida Bowie były jego rozliczne związki romantyczne z młodymi fankami”, bueeee). Opisywanie normalnych zachowań kogoś, kto zrobił coś złego w życiu, to nie normalizacja złych zachowań. To unikanie płaskiego, dwuwymiarowego postrzegania ludzkości jako dzielącej się na Spoko Kolesi i Totally Evil Dudes.
> Bydgoszcz do spacerów nie zachęca
Psychogeogrfia lubi i dopuszcza patchworki. Guy Debord na psychogeograficznych mapach oznaczał miejsca ciekawe (gdzie można wypić) pomiędzy którymi skakał taksówkami.
> nieszczęśliwie ulokowany Dworzec Główny z otoczką
Co jest nie tak z otoczką dworca w Toruniu?
Też nie lubię Oslo, fajnie że nie tylko ja. Jak w Norge to Bergen.
@Michal Maleski vs Heimat
To czy czujesz Heimat czy nie to po prostu wynika z tego czy i jak wiele masz z danego miejsca dobrych wspomnień. Statystycznie ludzie mają najwięcej dobrych wspomnień z dzieciństwa (podkreślam: statystycznie) więc przeważnie czują miętę do miejsca w którym mieli 7 czy 10 lat, ale zdarza się że ludzie mają ten feel do miejsca do którego się sprowadzili jako dorośli. Temat generalnie jest bardzo dokładnie przegadany w środowiskach „ruchowo-miejskich”, jednym z większych powodóww dla których nie możemy mieć ładnych rzeczy jest to że bardzo mało ludzi (w porównaniu ze szczęśliwszymi krajami) czuje tą heimatową miętę. Z powodów oczywistych – rzadkości miłych wspomnieć w starszych pokoleniach. Na szczęście to się szybko zmienia.
@krystyna.ch
„Już miałam zauważyć, że spacer wysokim wiaduktem koło Dworca Gdańskiego, a potem w dół ulicą Mickiewicza mógł wyglądać całkiem intrygująco dla kogoś z artystyczną duszą, takie postapo experience/urban safari. Może Bowie wspiął się na wiadukt, popatrzył wokół i stwierdził: „Dobra, to plan jest taki: pójdę tą ulicą tak długo, jak starczy mi czasu, a później z powrotem”? Ale potem zaczęłam się zastanawiać: czy w 1975 r. dało się łatwo wejść z peronu Dworca Gdańskiego bezpośrednio na wiadukt? Bo jeśli najprostszą opcją wydostania się z dworca było wyjść na niewielką uliczkę, która teraz nazywa się „księdza Romana Indrzejczyka”, to… nie ma opcji. Jest całkiem fajna ścieżka prowadząca stamtąd do ulicy Mickiewicza między nasypem wiaduktu a kompleksem Elektronika, ale moim zdaniem przejezdny by tam nie poszedł.”
Wchodzenie na wiadukt odpada, nie było którędy. W stronę Żoliborza trzeba by przez tory (był chodnik albo nie) i wspomnianą ścieżką między elektronikiem a wiaduktem (był chodnik albo i nie). Tylko totalny borderline by tamtędy poszedł na spacer będąc w tym miejscu pierwszy raz w życiu. W stronę Stawek z kolei by dostać się do cywilizacji (słabo widocznej w oddali) trzebaby obejść zajezdnię autobusową która mała nie była. Też bardzo mało prawdopododne. Dlatego nie wierzę ani w spacer ani szczególnie w kupowanie płyt. Mógł co najwyżej wyjść przed dworzec i się rozejrzeć, stwierdzić „o qrwa ale syf” i wrócić do pociągu.
Nie znam szczegółów życiorysu pana Davida ale czy jego styl życia za młodu znacząco odbiegał od obowiązującego ówcześnie standardu sex drugs and rocknroll? Chyba nie? To w takim razie co, cancelujemy całe pokolenie? To ja jestem przeciw.
@embercadero
„czy jego styl życia za młodu znacząco odbiegał od obowiązującego ówcześnie standardu sex drugs and rocknroll? Chyba nie?”
Absolutnie tak, o czym świadczy to, że odwróciło się od niego w tamtym okresie wielu przyjaciół z lat 60. Płyta „Low” jest taka ponura bo to m.in. opowiesć faceta, który usiłuje wyjść z uzależnienia. Najśmieszniejsze więc, że gdybyśmy samego Bowiego zapytali na seansie spirytystycznym, skąd znał „Helokanie” – szczerze by odpowiedział, że nie pamięta.
Możliwa jest więc jeszcze dziwniejsza hipoteza, że wyskoczył z pociągu żeby kupić pół litra. I to w Poznaniu, który wziął za Warszawę.
@embercadero
To w takim razie co, cancelujemy całe pokolenie? To ja jestem przeciw.
Jak dla mnie jest całe spektrum możliwości między „cancelujemy całe pokolenie” a „ojtam ojtam, same chciały”. Aż mi się przypomina ten odcinek South Parku, gdzie obraduje synod biskupów i wymienia w podstawach katolicyzmu m.in. obowiązkowy seks z dziećmi. No nie da sie bez tego. Przyznanie że nasz idol był bucem kopulującym z dziećmi nie zasypie i tak całego wpływu jaki Bowie, Polański, czy Jimmy Page mieli i mają na kulturę. Z drugiej jednak przyznawanie tego na każdym kroku pisząc dowolny tekst o danym artyście doprowadzi do jakiegoś groteskowego efektu, w którym nie będzie już widać twórcy spod oblecha, więc lepiej już nie pisać nic. Albo
można pistać tak jak w tej notce, która jest o źródłach inspiracji, dowolności w budowaniu legend na podstawie skąpych wiadomości, wszystkiego co dzieje się wokół jakiegoś dzieła. Ja nie widzę tam słowa o tym czy bowie geniusz czy chuj. A samo to że się pisze o kimś nie równa się gloryfikowaniu jego postępowania, gdyby tak było należałoby zmielić wszystkie książki historyczne.
@Michał Malewski
>Ale po co to jedynaka, mija się „Drukarnię”. No chyba, że przejdzie się przełajem przez miejsce po Teatrze Miejskim, to wtedy ominiemy. Ale idąc wzdłuż jezdni, to pomiędzy pookupacyjnymi arkadami ujrzymy „Drukarnię”.
Nie ujrzymy Drukarni, ponieważ ujrzymy najpierw Klaryski, potem Muzeum Okręgowę, potem Ścianę za którą jest Mózg, a dopiero potem w podwórzu (z niejasnych powodów nazwanym Placem Praw Kobiet) zobaczymy drukarnię.
Zdeptałem praktycznie każdy zakątek Bydgoszczy (poza Fordonem, ale to tak naprawdę osobne miasto) i mieszkam tu, i będę bronił tego miasta średniej wielkości. Owszem, dopóki będą samochody na Focha dopóty miasto będzie funkcjonalnie klepsydrą, gdzie dwie części centrum (Stare Miasto i Śródmieście) są połączone jednym ciągiem ruchu pieszego Nowy Rynek – Stary Rynek – Plac Wolności, ale miejskie założenie z zagłębiem knajpianym na Starym Mieście, z rzeką i licznymi parkami (Stary Kanał!), z kamienicznym śródmieściem absolutnie się broni. Do tego robotę robi to, że miasto jest właściwie na polanie wśród lasów. Zachęcam do spacerów po Bydgoszczy generalnie.
A zabudowa terenu po „Kaskadzie” jest fatalna i mógłbym godzinę opowiadać dlaczego i dlaczego nie należy odbudowywać kościoła jezuitów (czyli zachodniej pierzei).
@wo
…I to w Poznaniu, który wziął za Warszawę. …
W Poznaniu nie musiał wysiadać z pociągu. W tamtym czasie, alkoholowy full servis , praktykowany przez protoplastów przedsiębiorczości, tak pięknie rozkwitłej w lata 90-tych, zapewniał pełne zaopatrzenie w trunki nie wysiadając z pociągu.
W tamtym czasie często przemierzałem trasę Szczecin- Warszawa. Piwo Lech i coś mocniejszego, trudno dostępne w sklepie, u panów przemierzających wagony w trakcie chyba półgodzinnego postoju, było dostępne w każdej ilości. Co prawda cena razy dwa (a może i trzy), ale jest.
Nieśmiertelny jest ten wątek DB w Warszawie. Ze znajomymi żartujemy, że cała ta dyskusja powinna się nazywać David Bowie a Sprawa Polska. Z jakiegoś powodu w tych dyskusjach nie pojawia się wątek biografii DB by Paul Trynka. Co ważniejsze, że nie pojawia się też wątek, że David Bowie mógł być w tym czasie w Warszawie razem z nikim mniej niż Iggy Pop. Podejrzewam, że większość dyskutujących zwyczajnie nie czytała biografii Trynki. No więc w kolejnej dyskusji na ten temat oddajmy głos biografowi, który pisze o „Warszawa” tak: The journey was packed with unforgettable moments. On April 21, there was a little party to celebrate Iggy’s twenty – ninth birthday; David presented him with a Polaroid camera to record their three – day trip. Once the small group — David, Iggy, Kent, Corinne, and Pat Gibbons — reached Poland, the train clattered more slowly through an increasingly bleak landscape, and the five voyagers spent hours gazing at buildings pockmarked by machine – gun bullets and the gaunt remains of towns still shattered by bomb damage. The train stopped every now and then to pick up bottles of brown beer or the soup and peas that was the only food available. As their train pulled up alongside a goods train in Warsaw, they witnessed a gray – clad worker throwing lumps of coal up from a flatcar, piece by piece, while sleet rattled against their windows. An unforgettably dreary image, it would later be evoked in the haunting instrumental “Warszawa.”
Trynka pisze, że Bowie był w sklepie, ale w Moskwie – trasa hotel Metropol, Plan Czerwony, GUM, kolacja w Metropolu i później bieg na pociąg do Helsinek. Całość „dotykania” Moskwy miała trwać 7 godzin. Jeśli dobrze pamiętam – czytałem dekadę wstecz pewnie – Polska i Warszawa nie pojawiają się w tej biografii w innym kontekście.
@as
„Podejrzewam, że większość dyskutujących zwyczajnie nie czytała biografii Trynki. ”
Jak się pan tak nabzdycza to mógłby pan chociaż sprawdzić, że pani DK cytowała ten fragment. Mógł pan też zauważyć dalszą dyskusję, że to ciągle niewiele wyjaśnia. Niech pan zrobi sobie przerwę w pisaniu i poświęci ją na lekturę wcześniejszych komciów.
Tyle lat blogowania, a ciągle mnie zdumiewa fenomen kogoś tak bardzo przekonanego, że akurat ten jego fadziesiąty komć będzie tak przełomowo niepowtarzalnie unikalny, że nawet nie sprawdzi wcześniejszych.
@karakachanow:
„Nie ujrzymy Drukarni, ponieważ ujrzymy najpierw Klaryski, potem Muzeum Okręgowę, potem Ścianę za którą jest Mózg, a dopiero potem w podwórzu (z niejasnych powodów nazwanym Placem Praw Kobiet) zobaczymy drukarnię.”
Aż sprawdziłem na street view, czy mnie pamięć nie myli – tak, ujrzymy CH Drukarnię z Placu Teatralnego. Dokładniej zobaczymy robiącą za tło dla niewielkich Klarysek szklaną fasadę od strony Jagiellońskiej.
„Zdeptałem praktycznie każdy zakątek Bydgoszczy (poza Fordonem, ale to tak naprawdę osobne miasto) i mieszkam tu, i będę bronił tego miasta średniej wielkości.”
To nie tylko kwestia Fordonu – generalnie Bydgoszcz składa się z wysp zabudowy. Jeżeli kolega zdeptał inne niż Fordon „zalesia-zawodzia” (Łęgnowo, Opławiec, Osową Górę, Prądy…) to podziwiam. Jeżeli uwaga tyczy się jedynie zabudowy historycznej, to ten Fordon można zaliczyć w jedno popołudnie, wbrew mitom historyczna część Fordonu to raptem kilkanaście uliczek we Wisłę wtulonych. Choć akurat spacery w Fordonie to rzecz prosta i pod znakiem „zieleń pod miastem”, tj. pagórki na północny-zachód od dzielnicy, albo w drugą stronę – wał wiślany.
A ruch na Focha bym zostawił w spokoju. Bydgoszcz jest rozjeżdżana na Wałach Jagiellońskich. Do tego ruch z Wałów dałoby się fizycznie gdzieś przenieść, alternatywy dla Focha tak szczerze mówiąc nie widzę (bo wymagałoby też alternatywy dla Jagiellońskiej).
@wo
„Bydgoszcz, hm, nie chcę tam sobie robić wrogów, ale Focha po przebudowie jest jeszcze bardziej zniehcęcająca. Nie wiem gdzie popełniono błędy, ale po prostu nawet te przyjemne miejsca w Bydgoszczy są przedzielone nieprzyjemnymi, a w dodatku często na nich trzeba stać plecami do nieprzyjemnego widoku, żeby się poczuć przyjemnie.”
Oj tam zaraz wrogów, jak urządzimy zawody w marudzeniu na Bydgoszcz to w top 10 będzie z ośmiu mieszkańców.
Natomiast nie wiem za bardzo jaką przebudowę Focha masz na myśli.
„Nie wiem na czym polegają „reguły przyjemności” i czy rzeczywiście „rynek musi być kwadratowy”, bardzo możliwe że podświadomie albo i całkiem świadomie uważam Gotyk Za Ideał i oceniam wszystkie miasta pod względem dostosowania do prawa magdeburskiego.”
Wg prawa magdeburskiego rynek może być taki albo śmaki, ale ma mieć ratusz na środku. Natomiast po dobry gotyk zaiste zapraszamy do Torunia. Albo Chełmna. Bydgoszcz tak naprawdę dostała kopa rozwojowego w końcu XVIII wieku i to można z miasta odczytać.
@Michał Maleski
„w kółko trafia się na pustostan/prawie pustostan”
Zawsze lepiej niż dziura w zabudowie. To są (sprawdzić czy nie Drukarnia) ewidentnie dość trudne w adaptacji budynki.
„Skoro dało się zbudować pasującą (w miarę) zabudowę na wschodniej stronie Mostowej”
Dla takich se wartości w miarę, bo ja kompletnie nie rozumiem czemu Sowa postawił kamienicę krzywo.
„zupełnie nie rozumiem, czemu nie miałoby się udać z zachodnią pierzeją”
Inwestor inny, masz obrońców pomnika (acz chyba większość powymierała), trzeba przeprowadzić publiczną dyskusję (w zasadzie to ona jest cały czas, tylko wybija momentami).
„brak tej pierzei jest po prostu widoczny i odczuwalny”
Dla mnie nie i nie jestem w tym osamotniony. Są też ludzie, całkiem sporo, dla których odczuwalny jest brak Kaskady.
Przy czym ja się nie upieram że stan obecny jest idealny i nie należy nic robić, bo ten trawnik jest święty. Po prostu na mojej miejskiej liście TODO odbudowa jest nisko.
„coś nie tak poszło z proporcjami”
To pewnie jakiś efekt uboczny projektowania miasta na pół miliona mieszkańców.
Ja swoje Bartodzieje sobie chwalę, ale to projekt z wczesnego Gierka. Dogęszczany w sumie teraz przez developerów na wuzetkach, na co patrzę nieco krzywo.
„wracając do tematu Starego Miasta, to wyrównanie rynku wydaje mi się nieco pilniejsze od rekonstruowania ubocznej bądź co bądź ulicy Jatki”
Jatki sobie zbudował inwestor (ten co zwykle).
„budynek po zajezdni tramwajowej”
A weź, to było pierwsze coś o co się użerałem z miastem, ale konserwator stwierdził że budynek nie jest zabytkowy, więc miasto go sprzedało. POtem był tam tor gokartowy, potem istotnie kupiła go któraś policealna szkoła gotowania na gazie i miała plany daleko idącej przebudowy ale na szczęście podupadła i sprzedała go gościowi, który zaiste otworzył tam park trampolin, ale za to ma zajawkę na historię budynku więc zachował pozostały układ torowy i postawił tramwaj przywieziopny z Elbląga (wprawdzie takie po Bydgoszczy nie jeździły, ale przynajmniej rozstaw szyn się zgadza).
„A ruch na Focha bym zostawił w spokoju. Bydgoszcz jest rozjeżdżana na Wałach Jagiellońskich. Do tego ruch z Wałów dałoby się fizycznie gdzieś przenieść, alternatywy dla Focha tak szczerze mówiąc nie widzę (bo wymagałoby też alternatywy dla Jagiellońskiej).”
Why not both. Focha załatwia budowa W-Z (acz tam też będzie użeranie się o durne rozwiązania), Wały rozbudowa Solskiego i Pięknej (przy okazji tramwaju tamże). Wtedy Focha uspokajamy na maksa, na Wałach i Poznańskiej kładziemy tramwaj plus ruch lokalny, a reszta zostaje na Grudziądzkiej.
A jeśli chodzi o aktywne psucie miasta, to nie możemy nie doceniać wszystkich wesołych fikołów z lat 70.
@Michał Maleski
„doskonale zachowana wieża ciśnień – tak, niezagospodarowana)”
co pekapowskie, to pekapowskie, beton wysokiej klasy.
@Michał Maleski
>To nie tylko kwestia Fordonu – generalnie Bydgoszcz składa się z wysp zabudowy
No nie składa się, można ładnie przejść od stadionu Chemika aż po Osową Górę i z Błonia do Bydgoszczy Wschód idąć ciągle w miarę zwartą zabudową
@tarhim
>Dla takich se wartości w miarę, bo ja kompletnie nie rozumiem czemu Sowa postawił kamienicę krzywo.
Znany cukiernik postawił kamienicę krzywo, ponieważ próbował wpasować się zarówno w przedwojenną pierzeję mostowej, jak i powojenną oś Mostu Staromiejskiego, który został przesunięty. W rezultacie wyszło słabo.
>A jeśli chodzi o aktywne psucie miasta, to nie możemy nie doceniać wszystkich wesołych fikołów z lat 70.
Ty się ciesz że nie doszło do realizacji pasażu w osi Mostowej równoległego do Gdańskiej wraz z budową nowoczesnych (wówczas, w latach 70) budynków – to dopiero byłby potworek.
Niestety, te demony jeszcze żyją w urzędzie miasta i trzeba walczyć z pomysłami na Nowomazowiecką i Nowostromą…
@karakachanow
„Niestety, te demony jeszcze żyją w urzędzie miasta i trzeba walczyć z pomysłami na Nowomazowiecką i Nowostromą…”
A weź. I 10 pasów wuzetki między Sułkowskiego a Gdańską.
A co do niezrealizowanych planów, dobrze że im zabrakło pary z Focha i nie zbudowali drugiej jezdni do ronda XXX=lecia.
@karakachanow:
„No nie składa się, można ładnie przejść od stadionu Chemika aż po Osową Górę i z Błonia do Bydgoszczy Wschód idąć ciągle w miarę zwartą zabudową”
Nie żeby coś, ale to nie jest tak że za Bydgoszcz Wschód zaczyna się opanowany przez smoki Fordon (ani przedfordoński las). Bydgoszcz Wschód (’spaniały dworzec, 'spaniałe sąsiedztwo dworca) to tak jest na oko w 1/4 długości miasta (patrząc od wschodu). Zwartość też rzecz względna, Miedzyń zdaje się nie w lesie, a na bruk czekali do całkiem niedawna.
@tarhim:
„Bydgoszcz tak naprawdę dostała kopa rozwojowego w końcu XVIII wieku i to można z miasta odczytać.”
Tak, ale to bardziej skomplikowane. Kopów było kilka (paradoksalnie: pierwszym były… zabory. Dwadzieścia lat przed Toruniem trafiła Bydgoszcz do Prus, a po napoleoniadzie, jak się granice ustaliły to Toruń był za blisko granicy, by się dorabiał czego więcej jak twierdz, więc Bydgoszcz siłą rzeczy miała na stulecie przyduszonego „rywala” (bardziej bym to rozpatrywał jako symbiozę, ale to już by wymagało osobnego bloga pod patronatem Brysi czy jak też się te ekorzeźby nazywały żeby wyjaśnić czemu tak, a nie inaczej). Potem już z górki: kolej z Berlina na wschód i przemysł, a kolejny kop to był za międzywojnia (też kop specyficzny: z jednej strony ogarnięcie anarchii administracyjno-terytorialnej w 1920 poprzez włączenie przedmieść, z drugiej dziwaczna decyzja o niewłączeniu do województwa pomorskiego).
Potem to były kopy, ale raczej po żebrach.
„A jeśli chodzi o aktywne psucie miasta, to nie możemy nie doceniać wszystkich wesołych fikołów z lat 70.”
Moim ulubionym, a nieco już zapomnianym jest ówczesny pomysł na przekucie tramwajów na normalnotorowe (co nie wyszło) rozpoczęty od budowy całkiem nowej linii, którą potem w dużej mierze rozebrano.
„To pewnie jakiś efekt uboczny projektowania miasta na pół miliona mieszkańców.
Ja swoje Bartodzieje sobie chwalę, ale to projekt z wczesnego Gierka. Dogęszczany w sumie teraz przez developerów na wuzetkach, na co patrzę nieco krzywo.”
Ciężko powiedzieć, czego to efekt. Miejscami faktycznie, przeskalowania Fordonu (część pustek to rezerwy pod drogi i tory, ale mniejszość. A i często nie za sensowna, ciąg Akademicka-Andersa od początku miał być w układzie dwóch pasm pomiędzy którymi mknąć miał tramwaj. Tramwaj mknie po czterech dekadach czekania, ale że Akademicka-Andersa była budowana „tymczasowo” jako serpentyna to rzeczone mknienie odbywa się raz na lewo, raz na prawo od jezdni, bo gdyż jedno zbudowane pasmo raz jest na miejscu planowanego pasma lewego, raz prawego), a miejscami… cóż. Albo od początku planowali dogęszczanie, albo ciężko wywróżyć czemu upierali się budować tak, a nie inaczej. Rejon niedoszłej Alei Barciszewskiego przykładem: kupa bloków, pustka, rezerwa pod drogę szerokości takiej jakby miał lecieć 2×3 z czterotorem pomiędzy, znowu pustka, znowu kupa bloków.
„Dla mnie nie i nie jestem w tym osamotniony.”
Chciałbym umieć tak, by patrząc z rynku na współczesny bydgoski ratusz nie dostrzec, że to jeno jego tył, a nie front.
@Michał Maleski
„Kopów było kilka”
Tak, powinienem był napisać że pierwszy z serii.
„dziwaczna decyzja o niewłączeniu do województwa pomorskiego”
Decyzja z gatunku „zostawmy na razie stan zastany”. Nawiasem mówiąc, w ten sposób Toruń się na krzywy ryj załapał na stolicę pomorskiego z braku lepszych kandydatów. Ciekawe czy już po przestawieniu granicy by w końcu stolicę przenieśli.
„przekucie tramwajów na normalnotorowe”
O tak, to jest w topce, chociaż ostatnie ślady w terenie już zatarte. Dwa odcinki tak machnęli, ten na Wojska Polskiego był na drewnianych podkładach i dało się przekuć, ale ten na Szubińskiej pechowo był na żelbetowych i tak Błone nie ma tramwaju do dziś.
„rzeczone mknienie odbywa się raz na lewo, raz na prawo od jezdni”
Jestem pozytywnie zaskoczony faktem, że jak raz nie zaprojektowali tego w 2+t+2 na całej długości (w studium tak było).
„rezerwa pod drogę szerokości takiej jakby miał lecieć 2×3 z czterotorem pomiędzy”
Nie wiem czy kiedyś widziałeś foty makietu Fordonu, ale śmiałe arterie na niej w zasadzie właśnie tak wyglądały (i oczywiście węzły wielopoziomowe).
Ten tramwaj na Barciszewskiego zresztą jest cały czas w planach, nie wiadomo dokładnie po co.
Ja przepraszam, że się wetnę nie na temat w bydgosko/toruńską dyskusję, ale zaintrygował mnie temat citybreaku w Radomiu.
Co jakiś czas staję przed problemem „jedziemy do babci” i muszę rodzinie zagospodarować kilka dni w Radomiu. I, szczerze mówiąc, skończyły mi się pomysły. Deptak (w połowie wymarły), park, neogotycka katedra, w centrum ze dwie ulice godne spaceru, Muzeum Wsi Radomskiej, coś jeszcze? Po inne atrakcje muszę pojechać za miasto, ale ile razy można wchodzić na Święty Krzyż?
@bradko
„I, szczerze mówiąc, skończyły mi się pomysły.”
Od razu przyznaję, że ja nie mam oryginalnych pomysłów – wystarczy mi ten sam spacer co zwykle, tylko żeby cały czas było w miarę przyjemnie. Radom już może, Białystok już może, Kielce już mogą. Bygdoszczy, działaj śmielej (ale też nie mam konkretnych pomysłów).
@wo
A jaka jest z grubsza trasa tego, „co zwykle”? Może jeszcze jakaś restauracja godna polecenia?
@tarhim:
„Jestem pozytywnie zaskoczony faktem, że jak raz nie zaprojektowali tego w 2+t+2 na całej długości (w studium tak było).”
Oh, na flamaseterplanach tak ma być, i tak, niestety, kiedyś będzie. Obecny układ jest irracjonalny, gdyż jest kilka skrzyżowań Akademickiej i Andersa z torami tylko po to, by były. To ciężko nawet opisać, to dosłownie TRZEBA zobaczyć w terenie by w ogóle wyobrazić sobie, co zrobiono.
„Ciekawe czy już po przestawieniu granicy by w końcu stolicę przenieśli.”
Mieli przenieść. Generalnie, gdyby nie wojna to w okolicy 1940-1941 by się pomorskie instytucjonalnie odmieniło: w Bydgoszczy byłaby stolica, a Toruń miał otrzymać już wtedy uniwersytet (tymczasowo jako filię Uniwersytetu Poznańskiego). Nie zdążyło wejść w życie.
„Nie wiem czy kiedyś widziałeś foty makietu Fordonu, ale śmiałe arterie na niej w zasadzie właśnie tak wyglądały (i oczywiście węzły wielopoziomowe).”
Z tym, że realnie wykorzystane rezerwy były znacznie mniejsze. Najlepiej to widać w okolicy przystanku Andersa-Skarżyńskiego – zrealizowano bezkolizyjne skrzyżowanie, wiadukt, do tego wyraźnie widać gdzie planowo ma lecieć drugie pasmo (pod „pustym” przęsłem wiaduktu).
Z tym, że inne pustki są okazalsze, niż ta rezerwa.
„Ten tramwaj na Barciszewskiego zresztą jest cały czas w planach, nie wiadomo dokładnie po co.”
W dawnych planach i węzeł, i Barciszewskiego miały prowadzić na wchodzące na pagórki osiedla (te nie powstały – zasadniczo). Potem tak zostało. Sama Barciszewskiego ma być kiedyś, i ma robić za przedłużenie Kasztelańskiej która tak jakby prowadzi na jeden, jedyny, smutny i wąski most wiślany w okolicy – chyba w planach to miał być element jakiejś większej kombinacji drogowej.
Potem tak zostało. Chyba nadal jest dlatego, że jakoś-tam taka odnoga wpisywałaby się w dwie rzeczy:
– zrelizowany plan budowy kilku pętli na długiej, nierozgałęziającej się trasie tramwajowej (nowe, te z okolic 2016 to patrząc od niedoszłej zajezdni tramwajowej: Łoskoń, Niepodległości (dwa przystanki od poprzedniej), Przylesie (nieużywana liniowo ani przelotowo) a potem już jest „stara” pętla Wyścigowa (całkowicie przebudowana i w nowej lokalizacji) i wreszcie tramwaj po przebyciu chyba kilkunastu kilometrów wjeżdża w miasto.
– krążący od dawna pomysł tramwaju regionalnego Bydgoszcz-Toruń. Na ile ten pomysł pomysłodawcy taktują poważnie to trudno powiedzieć, no ale jest, tereny na potencjalne pętle są trzymane, jednakże poza męczeniem GDDKiA o uwzględnienie pomysłu przy projektowaniu potencjalnego nowego mostu nieszczególnie widać dążenie do przeniesienia konceptu z rajskiej dziedziny ułudy do sfery planów. No, czasem wychynie on w jakimś studium tego lub tamtego.
@bradko
„Może jeszcze jakaś restauracja godna polecenia?”
Jak wielokrotnie podkreślałem, mam chamski gust, lubię pizzę. Często ląduję w Casa Verde na całkiem już przyjemnej starówce.
@mm
„Obecny układ jest irracjonalny, gdyż jest kilka skrzyżowań Akademickiej i Andersa z torami tylko po to, by były. ”
Z natury rzeczy do Bydgoszczy, tak jak do innych miast, wpadam na 1-2 dni w związku ze spotkaniem autorskim w okolicy. Oczywiście samochodem. Układ urbanistyczny więc przeklinam dwukrotnie, jako kierowca i jako pieszy. Czasem na tej samej ulicy (ciąg Focha/Jagiellońska to piekło, czy się idzie czy się stoi w korku). Włodarzom udało się zbudować kompromis typu „worst of both worlds”, wszyscy jednakowo niezadowoleni. Ale znów, nie wiem jak to naprawić, poza radykalnymi wyburzeniami.
@mm
„Obecny układ jest irracjonalny, gdyż jest kilka skrzyżowań Akademickiej i Andersa z torami tylko po to, by były.”
I tak już raczej zostanie, bo jeszcze długo będą pilniejsze potrzeby. Dopóki tramwaj ma priorytet, jest spoko. Wpisuje się w charakterystykę Fordonu.
„Mieli przenieść.”
Tak się mówi, ale kwitów na to nie znaleziono, więc jestem (jako weteran przepychanek bydgosko-toruńskich, jakby był kwit to by nim wymachiwano) przekonany że były co najwyżej obiecanki.
„niedoszłej zajezdni tramwajowej”
To stacja postojowa jest i nie wiem co w niej niedoszłego. Wygląda z grubsza tak jak ją zaprojektowano w najntisach, tyle że bez części autobusowej.
„krążący od dawna pomysł tramwaju regionalnego Bydgoszcz-Toruń”
To pomysł marszałka i mimo że dusza by chciała (hej, najdłuższy interurban w Polsce) to jednak mam silne wrażenie że to się nijak nie zepnie. Porządne studium by się przydało żeby w ogóle było o czym dyskutować i żeby się nie skończyło jak z promem.
I jak już, to raczej na starym moście niż na nowym (ale po wybudowaniu nowego).
@wo
„Ale znów, nie wiem jak to naprawić, poza radykalnymi wyburzeniami.”
Wykopać stamtąd ruch przelotowy a resztę uspokoić. Dość trywialne, tylko wszyscy wiedzą że będzie wycie.
W ogóle to podtrzymuję opcję asysty, może być wirtualna.
@tarhim
„W ogóle to podtrzymuję opcję”
Dziękuję, nie omieszkam!
To w sumie bardzo krzepiące, że zamiast wpaść w koleinę opisaną kiedyś przez Waligórskiego („Polak pęcznieje jak balon z gumy, / Czeka na podziw i poważanie, / Widzi w tym bowiem powód do dumy, / Że cudzoziemcy rwą nasze panie.
Ot, mój pradziadek tak mawiał z łezką, / Patriotycznego pełen prestiżu: / Sam Napoleon panią Walewską / Raczył używać w mieście Paryżu!”) komentatorzy zlewają Bowiego i w zamian zażarcie dyskutują o urbanistyce Bydgoszczy. Szapoba!
@sheik
„komentatorzy zlewają Bowiego i w zamian zażarcie dyskutują o urbanistyce Bydgoszczy”
Pan tu chyba od niedawna?
Ciekaw jestem czy jakiś niespodziewany gość z zachodu trafił do Bydgoszczy za PRLu. Spore wrażenie na mnie zrobił fakt że do moich rodzinnych Kielc w ’86 trafił jakimś cudem Allen Ginsberg i lubię sobie czasem wyobrażać jak próbowano go oprowadzić po mieście wyglądającym jak z fotoalbumu wydanego gdzieś w tym samym okresie, pełnego pustawych ulic i orwowskich kolorów.
Z datowaniem polskich winyli na Discogs są duże problemy. Na samych płytach często nie ma dat, ta sama rzecz była tłoczona w różnych miejscach i latach, czasami to się różniło kolorem labelu, czasami nie. W przypadku rzeczonej płyty autor wpisu w bazie sam pisze w komentarzu, że po prostu do daty założenia zespołu dodał 25 lat. Twoja teoria, że w rzeczywistości płyta wyszła wcześniej jest więc bardzo prawdopodobna.
@ Rejon Szydłowca, Skarżyska i Starachowic tak wyglądał od 90sów całkowicie niezależnie od siódemki. Między Kielcami a Radomiem jest polskie jądro ciemności.
Nie wiem, jak wygląda Szydłowiec, ale jeśli chodzi o Starachowice, to o dziwo, całkiem nieźle. Co prawda drogi dojazdowe z kilku stron są chyba jeszcze wciąż w remoncie lub budowie (w tym obwodnica Wąchocka), więc przyjazd może oznaczać stanie w korkach, ale wkrótce to przestanie być problemem. A w samym mieście widać zrekonstruowane parki, ścieżki rowerowe, kosze dla odpady po psach, darmową komunikację miejską dla mieszkańców, pałacyk kreatywności, kilka hoteli na poziomie. To wrażenia z krótkiego pobytu tego lata, więc może nie dotarłam do samego jądra.
@zwinkaa
bo jak w całej Polsce tam też się oczywiście polepsza. Starachowice znam najmniej z tych 3, ale jeszcze 10 lat temu, kiedy większość Polski jednak już zaznała znaczących zmian, jadąc przez wspomniany Szydłowiec i Skarżysko miało się deja vu z 1989 roku. Być może dziś już tak to nie uderza, pare lat nie byłem.
@tarhim:
Ujmę to tak – jestem głęboko przekonany, że na obie rzeczy (wojewodę Wielkiego Pomorza w BDG i wczesny uniwersytet w Toruniu) GDZIEŚ kwity widziałem. Gdzie – staram się ustalić, ale realnie to chwilę zajmie. Jak na razie trafiłem na nieszczególnie porywające streszczenie dyskusji prasowych dot. wojewody sprzed 1938 i wzmianki Karola Górskiego. Generalnie to rok 1945 (kiedy wojewoda pojechał do Bydgoszczy, a Toruń dostał w zamian uniwersytet) OIDP nie wziął się z niczego.
Jak nie ustalę, to oficjalnie przyznam, że to ino najpewniej bajki z mchu i paproci.
@wo
„Dziękuję, nie omieszkam!”
To ja sobie pozwolę zostawić aktualne namiary na mailu blogowym, bo chyba nie masz.
@mm
„staram się ustalić, ale realnie to chwilę zajmie”
Luz, nigdzie się nam nie spieszy.
„Generalnie to rok 1945 (kiedy wojewoda pojechał do Bydgoszczy, a Toruń dostał w zamian uniwersytet) OIDP nie wziął się z niczego.”
Toruniacy ci powiedzą, że wziął się z tego że Bydgoszcz była bardziej komunistyczna. Mi się wydaje, że to po protu logiczny krok w momencie jak już grzebiesz przy województwach (a od pomorskiego odpadły ziemie które poszły do gdańskiego).
@tarhim:
Niestety, nie udało mi się znaleźć dowodów na swoje twierdzenie o przyklepaniu przeniesienia stolicy pomorskiego do BDG – w związku z tym wycofuję się z tezy.