Kerowniku, jest taka sprawa…

Aleksander Orłowski (1777-1832), „Żebrak polski”

I znów piekło zamarzło – uruchamiam crowdfunding. Głupio się z tym czuję, bo w moim pokoleniu uważano żebractwo za rozwiązanie po które należy sięgać w ostateczności.

Skoro jednak zbierać na siebie może nawet wzięty prawnik i rozchwytywany felietonista, Profesor Matczak – to czemu nie skromny nauczyciel? Hosting bloga kosztuje mnie coraz więcej, a zarabiam tak ogólnie coraz mniej.

Nie piszę tego żeby narzekać (tzn. nie bardziej niż zwykle – mam rezydualną potrzebę Narzekania Na Wszystko), bo zgadzam się, że to moja wina. Piszę książki na niszowe tematy, ba – w ogóle piszę zamiast podkastować i lajfować! – nie dlatego, że nie wiem, że więcej bym zarobił komentując meczyki na tiktoku. Albo podkastując na temat kryzysu męskości.

To mój wybór. Tematy popularne i dochodowe po prostu mnie nudzą. Blogasek od 18 lat (latem tego roku stał się pełnoletni) jest dla mnie czymś w rodzaju rezerwatu dla dziwolągów takich jak ja.

Nie mam pojęcia jak ten crowdfunding połączyć z moderacją – która oczywiście zostanie. Z jednej strony jako weteran korporacyjnych mediów akceptuję weselną zasadę, że kto zapłacił za wódkę, ten może zamówić u didżeja „Daj mi tę noc”. Wszelako z drugiej strony jest też odwrotna zasada, że nawet płacący klient może być wyproszony z knajpy, jeśli psuje atmosferę innym klientom. Specyficzną wartością tego miejsca jest rozmowa na zasadzie argument/kontrargument, czego tak bardzo brakuje mi w social mediach.

Jako doświadczony człowiek porażki nie robię sobie oczywiście żadnych nadziei. Jeśli nikt nic nie wpłaci, to trudno. Nikt nic nie wpłacał przez poprzednie lata, bo mi się nie chciało przebijać przez formalności związane z uruchomieniem crowdfundingu.

Z drugiej strony: wspomniany Profesor Matczak nie przebił progu płacy minimalnej (i to netto). W porównaniu do mnie to zawodnik esktraklasy, więc na co tu może liczyć taki oldboj z ligi okręgowej jak Mua? Byłoby super, gdybym mógł wreszcie przestać dokładać do tego interesu, to wszystko.

Nigdy nie przywiązywałem przesadnego znaczenia do mojej pisaniny. Nic się nie stanie, gdy pewnego dnia blogasek zniknie, albo napiszę ostatni felieton czy ostatnią książkę.

Krótko mówiąc, doskonale rozumiem większość czytelników, którzy nie wpłacą figi z makiem, bo mają pilniejsze wydatki. Sam bym na siebie nie wpłacił, gdybym nie był sobą (ale jestem więc wpłacam, jak by powiedział znany filozof).

Nie da się jednak ukryć, że o (ewentualnych) wpłacających będę myśleć szczególnie ciepło. Ucieszą mnie i ci wpłacający jednorazowe napiwki (przez suppi) jak i płacący regularny abonament (na zwykłym patronite). Jakby co, mam „Daj mi tę noc” na oryginalnej siódemce Polskich Nagrań!

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

54 komentarze

  1. Mam głęboką nadzieję, że brak komentarzy tutaj nie oznacza, że wszystkie się już przeniosły na patronite i już tak zostanie. Komentarze to duża część przyjemności z czytania tego bloga.

    A tak poza tym to gratuluję podjęcia w końcu tej decyzji. Sam gospodarza zachęcałem (przynajmniej w myślach), gdy toczyła się na ten temat dyskusja jakiś czas temu.

    Jak mi się uda odzyskać dostęp do konta na patronite to też jakoś się skromnie dołożę.

  2. Super, miałem nadzieję, że wreszcie się Pan przekona! Znów powtórzę oczywistą oczywistość, że ten blog i Pana pisanina dla wielu osób jest dość ważna i cieszę się, że mamy teraz mały leverage onlajnowy.

  3. @Froz „Mam głęboką nadzieję, że brak komentarzy tutaj nie oznacza, że wszystkie się już przeniosły na patronite”

    Po prostu wrzucanie do kapelusza jest niewiele mniej wstydliwe niż tegoż kapelusza wystawianie. To nie znaczy, że się nie wrzuca.

  4. Ja nie wiem jak można chcieć Matczakowi płacić, przecież ten człowiek w zasadzie definiuje siebie wyłącznie przez fakt że ma hajs. Skoro ma i jest z tego taki dumny to po co mu więcej. Na biedne dzieci lepiej dać.

    Patronajta jeszcze nie zarządziłem ale za to trzy bumy na prezenty czekają już w domu na zapakowanie.

  5. To chyba dobra okazja, żeby się odlurkować. Spotkam Cię od czasów usenetowych, śledzę przez agorową karierę, książek kilka kupiłem, to i do kapelusza wrzucam. Powodzenia w kolejnym roku!

  6. Ok, crowdfunding.
    A czego możemy się spodziewać w zamian? Jaka tematyka, jak często nowe wpisy, jaki wpływ na publikowane treści? Ostatnio wpisy pojawiają się zdecydowanie rzadziej – tak z jeden lub dwa na miesiąc(?). Mam wrażenie, że gospodarz stracił serce do blogowania, a i temperatura dyskusji przygasła. Kiedyś każde podejście do komputera zaczynałem do sprawdzania nowych wpisów na blogu, teraz zaglądam od przypadku do przypadku. Można liczyć na reboot czy raczej na odcinanie kuponów?

  7. Nie lepiej zamiast żebractwa kanał na youtube? Większe zasięgi i pieniądz przyzwoity.

  8. Ten komentarz wam wkleja komcionaut, co WuO w GazWybie czytywał od lat.
    Kapitał spotkał tam i szukał z nim zwady, z popkultury hufcami urządzał biesiady.
    Książki pisał precz, aż do niszy nisz, olewał jutuby, bo wolał rigcz.
    Grosza dam Wojciechowi.

  9. #teamnotki! Jako zwykle-milczący-czytelnik cieszę się, że z patronitowymi cegiełkami pojawia się szansa na podtrzymanie bloga. Ale liczę, że podtrzymywać będziemy właśnie bloga, a nie podcasty. Chcę płacić za przywilej bierności, ale jednak się najeść, a nie nasłuchać kazań [por. notka „Katedra, bazar i knajpa” WO2013].

  10. Nie lubię się zapisywać, zakładać kont jeśli nie muszę, dlatego Patronie niekoniecznie, ale uważam, że skoro chętnie czytam, a nawet czasem komentuję, to anonimowy suppi przy nowej notce się po prostu należy. Nie oczekuję żadnych „w zamian”, poza nadzieją na długie trwanie bloga. Moderacja (czasem też i mnie) jest nieodłącznym elementem tego miejsca.

  11. @waclaw
    „A czego możemy się spodziewać w zamian?”

    Mam nadzieję, że układ jest czysty i wyraźnie zadeklarowałem, że niczego nie obiecuję. Natomiast co do pytania o reboot i utratę serca – czuję się onieśmielony i wzruszony tym, jak dużo już wpłynęło. Czyli że ktoś tego jednak potrzebuje? Jest mi bardzo miło i w takim razie nie chcę zawieść wpłacających.

    @etatowiec
    „Nie lepiej zamiast żebractwa kanał na youtube? ”

    Przecież to i tak nie byłoby „zamiast”. Znani mi jutuberzy i tak żyją głównie z donejtów, bo reklamy to fistaszki. Natomiast ja z całej swojej natury jestem raczej „literkowy” niż „głosowy” czy „twarzowy”, więc wolałbym nie. Z tej serii rozważam tak naprawdę dwa dziwne scenariusze. Jeden to jakiś twitch (?), gdzie bym się przeniósł z poradami typu „jak grać lewym skrzydłem sanacji” albo „rokosz Zebrzydowskiego: obalić czy dołączyć”. A drugi to głosowe rozwinięcie tego co robię w książce o chemii, czyli jakiś minipodkast w stylu kurzgesagt, bo prawdopodobnie istnieją ludzie, którzy chcieliby zrozumieć co to są kwarki albo prostaglandyny, ale najchętniej by nabyli tę wiedzę prasując lub zmywając.

  12. @„A czego możemy się spodziewać w zamian?”
    Pośpieszyłem się z komentarzem nt. trylogii pod ostatnią notką, tu trzeba było:) Powieść w odcinkach, powieść w odcinkach!

  13. Raz już się delurkowałem, wskazując na formacyjny charakter tego bloga. Oczywiście zamierzam wspierać. Natomiast nie życzę sobie żadnego podkastu czy youtube’a. Wolę czytać, niż słuchać. No, ale to moja osobista preferencja. Niemniej zauważyłem, że Gospodarz lepiej wypada pisząc, niż mówiąc/występując. Raz jest to bardziej zwarte pod względem merytorycznym, uporządkowane, dwa niestety muszę powiedzieć, że głos wyjątkowo nie radiowy. Z tym trzeba się urodzić po prostu. Nawet najciekawszy temat przy słuchaniu może być zabity, jak podawany jest w sposób drażniący.

  14. @hatefire
    „Raz jest to bardziej zwarte pod względem merytorycznym, uporządkowane, dwa niestety muszę powiedzieć, że głos wyjątkowo nie radiowy”

    W pełni się zgadzam, dlatego się nie pcham w tym kierunku. NATOMIAST jest we mnie kopalnia kątętu, który się wyrywa by go gdzieś opchnąć – a są to właśnie porady na temat EU4 i HOI4. To się słabo sprawdza w formie blogonotki, bo przecież i tak chcesz pokazać gdzie kliknąć albo co triggeruje event „THE SUICIDE OF WALDEMAR SLAWEK”. Dlatego myślę o letspleju.

  15. Raz już się delurkowałem, wskazując na formacyjny charakter tego bloga. Oczywiście zamierzam wspierać. Natomiast nie życzę sobie żadnego podkastu czy youtube’a. Wolę czytać, niż słuchać. No, ale to moja osobista preferencja. Niemniej zauważyłem, że Gospodarz lepiej wypada pisząc, niż mówiąc/występując. Raz jest to bardziej zwarte pod względem merytorycznym, uporządkowane, dwa niestety muszę powiedzieć, że głos wyjątkowo nie radiowy. Z tym trzeba się urodzić po prostu. Nawet najciekawszy temat przy słuchaniu może być zabity, jak podawany jest w sposób drażniący.”

    Ogólnie się zgodzę ale z jednym wyjątkiem: wywiady z naukowcami w Piąteczku były świetne. W polskich mediach to rzadkość by prowadzący rozumiał w takich sprawach co się do niego mówi i był w stanie prowadzić inteligentną dyskusję – i pewnie dlatego też druga strona chciała dawać się zapraszać. Tego na blogu nie zrobisz, trzebaby podcast albo tubkę. Choć osobiście nienawidzę wideo, tubek przeważnie i tak tylko słucham

  16. Poszło! Dyszka od serca, za lat parę będzie na kołpak od merca! A serio – ja bezroszczeniowy, to raczej w podziękowaniu za dotychczasowe teksty…
    No dobra, weiter so!

  17. Unikam patronajtów bo zazwyczaj trafiam na jakiś obwiesi od popkultury co zamęczają godzinnymi zanudziami, zazwyczaj myślę sobie wtedy „dobra cwaniaczku, napisz jakąś książkę a ja sie zastanowię czy kupić”. I mam za swoje bo książki Gospodarza kupuję w ciemno (w zasadzie chyba mam teraz wszystko na półce oprócz przewodnika po Sztokholmie i gdzieś pożyczonej Route 66), felietony też jak gdzieś zauważę.
    A tak przy okazji, podziwiam ludzi co dają radę sluchać podkastów, próbowałem odpalać jak coś robiłem ale skutkowało to tym, że pół godziny słuchałem godzinę bo co i rusz przewijałem do tyłu bo traciłem wątek, a jak mam czas by jednak skupić się na tym co słucham to wolę z obrazem, idealnie jak na obrazie są jakieś porządne mapy co chyba oznacza, że twitcha z EU czy HoI z chęcią obejrzę (bo wstyd się przyznać, zaczynałem już wiele razy i zniechęcałem się po godzinie rozgrywki).

  18. Interesowne pytanie do Gospodarza z czystej ciekawości podszytej własnymi oporami. Jak przezwyciężył Pan to unoszące się gdzieś odium, że crowdfunding jest to żebractwo? Czy to te lata namów czy jednak surowa rzeczywistość i rachunek do opłacenia za hosting? Sam jako człowiek o bardzo budżetówkowej mentalności (stawki dane z góry, nienegocjowalne co do zasady) cierpię katusze jak muszę wycenić swoją pracę przy wszelkiego rodzaju fuchach i próbuję to pokonać. To chyba podobny rodzaj demona – i jak widać, można z nim wygrać.
    Gratulacje tak w ogóle, bo jak nawet taki darmozjad jak ja chce tossnąć kojna, to już naprawdę przełom!

  19. Jeszcze bym na wszelki wypadek zasugerował, jeśli nie jest to już zaplanowane, dodanie linka do patronite/suppli gdzieś u góry strony, np.przy książkach.

  20. Ja też się cieszę że jest w końcu okazja odwdzięczyć się za te wszystkie lata czytania i okazjonalnego komentowania. Czytam od początku (nie przegapiłem żadnej notki), więc zaczynałem jako ten szczaw zielony jeszcze studentem będąc, z fascynacją i lekkim przerażeniem obserwując gorące dyskusje i nisko latające plonki, a teraz jako stateczny, dojrzały mąż i ojciec traktuję blogaska trochę jak wyjście do ulubionej knajpki, czy sklepu z winylami gdzie właściciel zawsze ma jakąś historię opowiedzenia i można posłuchać stałych bywalców, a i czasem wtrącić swoje 0.03pln. Tak że ten, dzięki WO i mam nadzieję że nasz feedback utwierdzi Cię w przekonaniu że ten blogasek to jest jednak swego rodzaju sukces i feather in your cap!

  21. Ja się odlurkuję, żeby skomentować jeden akapicik:
    „Nigdy nie przywiązywałem przesadnego znaczenia do mojej pisaniny. Nic się nie stanie, gdy pewnego dnia blogasek zniknie, albo napiszę ostatni felieton czy ostatnią książkę.”
    To oczywiście punkt widzenia Gospodarza, na który nie śmiałbym wpływać, ale dla mnie się stanie! Trochę przynudzę, bo wielu przede mną to pisało, ale Ekskursje są i dla mnie miejscem formacyjnym, czytanym od kilkunastu lat (nie będę wchodził w szczegóły co stąd wyniosłem, bo to nie mój blog, ale nadmienię tylko że właśnie dzięki Gospodarzowi przestałem się wstydzić swojego lewactwa), a drukowane teksy Pana Wojciecha łykam jak młody pelikan. Więc trzymam kciuki żeby Gospodarzowi się nigdy całkiem nie odechciało pisać!
    (przez koszmarny finansowo koniec roku na razie nie mogę nic do kapelusza wrzucić, ale jak tylko się nieco odbiję, nie omieszkam czynem finansowym potwierdzić powyższe słowa!)

  22. @bs
    „przez koszmarny finansowo koniec roku na razie nie mogę nic do kapelusza wrzucić, ale jak tylko się nieco odbiję, nie omieszkam czynem finansowym potwierdzić powyższe słowa”

    Absolutnie proszę się nie śpieszyć. Obecne wpłaty już i tak przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania. Czuję się z tym wszystkim strasznie głupio, bo swojej sytuacji nie oceniam jako złą – nie jest tak dobrze jak 5 lat temu, ale to po prostu dlatego, że 5 lat temu było mi bardzo dobrze, a teraz jest, powiedzmy, średnio dobrze (ale nadal nieźle).

  23. Śledzę te zielone literki od czasów studenckich, śledzę namiętnie nawet jeśli rzadko komentuję. Z radością wpłacam i życzę powodzenia.

  24. @olo421
    „Interesowne pytanie do Gospodarza z czystej ciekawości podszytej własnymi oporami. Jak przezwyciężył Pan to unoszące się gdzieś odium, że crowdfunding jest to żebractwo? Czy to te lata namów czy jednak surowa rzeczywistość i rachunek do opłacenia za hosting? Sam jako człowiek o bardzo budżetówkowej mentalności (stawki dane z góry, nienegocjowalne co do zasady) cierpię katusze jak muszę wycenić swoją pracę przy wszelkiego rodzaju fuchach i próbuję to pokonać. To chyba podobny rodzaj demona – i jak widać, można z nim wygrać.”

    Nie jestem wo ale moje 0.02USD. Udzielam się w NGOsach niedługo będzie 20 lat i, wywodząc się z rootsów anarchistycznych, jeszcze kilka lat temu trzepało mnie jeśli stowarzyszenie nie żyło wyłącznie ze ściepy na absolutnie niezbędne wydatki i nie ograniczało się do wyłącznie ewentualnego zwrotu kosztów a defaultem musiało być wyłącznie praca za free ku dobru wspólnemu. Dopiero jakoś niedawno do mnie wreszcie dotarło że za czas (zużyty nawet i ku dobru wspólnemu) ktoś chce zapłacić to nie ma w tym nic złego. Nie żebym zmieniał default ale przynajmniej dopuszczam możliwość zarobku (przynajmniej u innych, mnie samemu się chyba jeszcze nie zdarzyło).

  25. @Tomasz

    „A tak przy okazji, podziwiam ludzi co dają radę sluchać podkastów, próbowałem odpalać jak coś robiłem ale skutkowało to tym, że pół godziny słuchałem godzinę bo co i rusz przewijałem do tyłu bo traciłem wątek”

    Dlatego ja słucham w zasadzie tylko podcastów w językach, których się uczę/które staram się podtrzymać, więc po hiszpańsku, katalońsku, portugalsku, ladino, jidysz, utylitarnie w ramach osłuchiwania się z językiem, w czym pomaga nawet to, że coś w tym języku leci sobie w tle ale się na nim zbytnio nie skupiasz.

  26. @embercadero i crowdfunding

    Wygląda na to, że wszyscy jesteśmy produktem naszych czasów i klasy społecznej. Dla pokolenia WO crowdfunding to „żebranie”. Znacznie mniej dla mnie i wcale nie dla kogoś urodzonego w np. w USA. WO spędził niekończące się godziny (18 lat!) publikując, edytując komentarze i odpisując praktycznie każdemu, kto komentuje. Przez wielu jest to postrzegane jako niezwykle cenna praca, więc dlaczego nie wynagrodzić tego finansowo? Zastanawiam się tylko, dlaczego tak późno. Powodzenia!

  27. @embercadero
    Tak jak wskazał to @kot, to zdecydowanie wypływa ze środowiska, w którym przyszło nam wzrastać. Stąd pytanie o mechanizm przezwyciężania tych wewnętrznych oporów, bo co do tego, że za pracę należy się płaca, to oczywiste, ale kiedy przychodzi ktoś i prosi o wycenę mojego czasu, zawsze przeżywam katusze. To już nawet ten mafijny barter, że przysługa za widmo potencjalnej odpłaty w przyszłości, byłoby łatwiej przełknąć. Nie wiem, czy to pokłosie ministerialnego żartu w postaci absurdalnych podstaw przedsiębiorczości, które nie były ani podstawą, ani niczym stojącym nawet koło przedsiębiorczości czy raczej jakaś nabyta niechęć do cwaniaków-kułaków trzepiących kasę na ludzkich potrzebach.

  28. Dla mnie samo użycie słowa „żebranie” w tym kontekście było szokujące (rocznik 92). Z jednej strony ogromna praca i dzielenie się zakumulowaną wiedzą tak odległą w stylu i treści od generycznego LLM-like kątętu jak to możliwe, z drugiej wdzięczni czytelnicy, niemalże społeczność, którzy traktują możliwość konkretnego poparcia niemalże jako przywilej. Tak widzę to ja, już nie tak młody przeciętniak.

  29. @olo421

    Mój, nienajmądrzejszy, tok myślenia szedł jakoś tak: skoro robię coś dobrowolnie, z własnej woli i często również inicjatywy, a do tego często jeszcze sprawia mi to przyjemność, to nie mam powodu oczekiwać za to zapłaty. Modyfikacja tego toku myślenia idzie tak: oczekiwać może i powodu nie mam ale skoro ktoś jednak, równie dobrowolnie, chce za to zapłacić to (co najmniej) nie ma powodu protestować.

  30. Obserwuję to przekleństwo na przykładzie konserwatorów zabytków, którzy tak kochają sztukę i tak bardzo nie chcą porzucić tego, do czego tyle lat w trudzie się kształcili, że tyrają de facto na budowach bez umów i świadczeń, zamiast skutecznie (czyli jak?) dopominać się o to minimum cywilizacyjne w postaci sensownej umowy.

    @mtxon
    Pełna zgoda. Jeżeli zbiórki społecznościowe powstały po coś, to przede wszystkim dla wspierania takiej działalności jak ten blogasek.

  31. @olo421
    Jeżeli zbiórki społecznościowe powstały po coś, to przede wszystkim dla wspierania takiej działalności jak ten blogasek.

    Pełna zgoda! Jako amatorski muzyk obserwuję czasem z potężną dawką krindżu jak początkujące bandy zakładają jakieś zbiórki na „wydanie debiutanckiej płyty” i trochę podziwiam ten brak hamulców, bo zwykle to nie są kapele które wylały wiadra potu grając gig za gigiem i budując jakaś rozpoznawalność, natomiast wspieranie kogoś kto zupełnie bezinteresownie zbudował przez lata taką hałdę kontentu i do tego też miejsce na cywilizowaną wymianę poglądów to jest nobrainer. Skoro stać mnie na abonament netflaka z którego prawie nie korzystam to czemu nie przekierować środków na blogaska który odwiedzam od lat?

    A co do godziwej płacy za pracę to mam tak jak i Wy – pozaetatowa działalność jest trudna do wyceny i zawsze towarzyszy mi jakiś impostor syndrome, że przecież to nie jest pro usługa która ma cenę z katalogu. Kilka razy autentycznie byłem zawstydzony jak ktos nam zapłacił, albo chociaż zwrócił koszty dojazdu po zagraniu jakiegoś supportu w małym klubie dla kameralnej publiki.

  32. @Cpt.

    Zawsze mi się łamie głos, gdy dochodzę do tego momentu, by zaśpiewać stawkę, zawsze też próbuję tę chwilę ciszy zagadać tym, co dokładnie wchodzi w cenę. A ile się wcześniej człowiek nachodzi po pokoju, żeby to sobie wyliczyć i się z tym przespać. Impostor syndrome at its finest! Dwa pierwsze zlecenia musiałem wycenić na tyle nieumięjętnie, że zleceniodawca dorzucił właściwie napiwek i to solidny. Artystom współczuję z całego serca, bo wedle jakich stawek to w ogóle szacować? W korepetycjach czy tłumaczeniach jest jednak jakiś punkt zaczepienia, jakieś stawki ministerialne albo chociaż stawki w szkołach czy na uczelniach, ale tutaj? Najlepiej być zadufanym w sobie bubkiem i mieć syndrom gwiazdy albo jakiegoś samozwańczego menago. Zbiórka społecznościowa może budzić uśmieszek politowania, jeśli to naprawdę jest licealna paczka po dwóch próbach, ale żeby od razu krindż? Chociaż próbują czynić sobie scenę poddaną, czy jakoś tak.

  33. @olo
    ale żeby od razu krindż?

    No ja reaguje intensywnie bo „I would never!”, ale może to też kwestia metryki i kiedyś zmienię zdanie jak WO w sprawie patronajta. Natomiast pewnie też skleja mi się to wszystko z silnym przekonaniem że granie dzisiaj muzyki gitarowej to głównie bawienie się w grupy rekonstrukcyjne złotej ery między 60s a 90s, a jak to jeszcze jest jakiś studencki band grający 10 wodę po Dżemie to już wogle mujborze, świat nie potrzebuje więcej białego nudnego bluesrocka! Ale z trzeciej strony gdzieś tam rozumiem tę potrzebę cosplayowania swoich idoli więc też argument za większą pobłażliwością.

  34. Kiedyś chichrałem się z kolegi, który założył swoją pierwszą kapelę jeszcze w gimnazjum, nagrał jakieś wcale nie aż takie złe demo, co prawda o niczym, bo o czym mógł śpiewać w takim wieku, no ale cóż. Teraz coraz częściej łapię się na tym, że słuchając tego dema raz na jakiś czas, kiwam głową z uznaniem, że taki młokos, wafel czy banan z mlekiem pod nosem miał w takim wieku odwagę ruszyć z czymś takim. Trzeba jednak trochę mieć odwagi, żeby wychodzić z czymś takim do ludzi bez grama żenuy. O ile trzyma to jako taką jakość, myślę, że można to nawet docenić. Biały nudny bluesrock chyba też jeszcze nie zginął.

  35. @olo
    Teraz coraz częściej łapię się na tym, że słuchając tego dema raz na jakiś czas, kiwam głową z uznaniem, że taki młokos, wafel czy banan z mlekiem pod nosem miał w takim wieku odwagę ruszyć z czymś takim.

    Ja miałem podobnie z pierwszym bandem mojego sporo młodszego brata. Był to właśnie taki wtórny bluesrock, ale jak ich zobaczyłem na scenie to odczułem ukłucie zazdrości, patrząc na ich ogarnięcie i pamiętając jakieś moje mizerne początki dekadę wcześniej, pod koniec 90s. W ogóle szanuję bardzo poziom profesjonalizmu takich świeżaków w dzisiejszych czasach, jeden plus yotuba i dostępności przyzwoitego sprzętu do grania.

  36. @”Dla mnie samo użycie słowa „żebranie” w tym kontekście było szokujące”

    @”Wygląda na to, że wszyscy jesteśmy produktem naszych czasów

    A jak się uda wyjść z siebie_produktu_czasów i spojrzy na słowo „żebranie” inaczej niż nakazują kapitalistyczne przesądy oraz Luter z Kalwinem (kogo Pan Bóg lubi, temu się w interesach wiedzie, a jego produkt znajduje płatny zbyt), to okazuje się, że żebrak wcale nie jest gorszym sortem człowieka.
    Warto sobie odświeżyć lekturę „Królewicza i żebraka” Marka Twaina. W kontekście tego wątku (trawestując szlagwort Bursy: milszy mi jest żebrak Wojciech od ciebie ty groszorobie) i w kontekście wątku sąsiedniego, bo Twain daje ciekawą refleksję na temat „prawdziwości” królewicza (równie umownej jak „płciowa prawdziwość” mężczyzny i kobiety). U Twaina jest, niestety, puenta, że ten właściwy – czyli Edward Tudor – zostaje koronowany na króla (może była to adautorska kara dla żebraka-Tomka za to, że tak się zapędził w odgrywaniu księcia, że wyparł się rodzonej matki), ale zasiane jest ziarno, że gdyby doszło do podmianki, nic a nic by się nie stało.

    Dlatego chwała WO za ilustrację do tego wątku!

  37. No to jeszcze dodajmy że w islamie (a coś mi się wydaje że w judaizmie też) jałmużna jest warunkiem koniecznym zbawienia więc gdyby nie ci „żebracy” którym można dać to bogacze poszli by do piekła, o!

  38. @ergonauta

    Ale dlaczego mielibyśmy zapominać, że żyjemy w świecie rządzonym przez ideologię zwaną kapitalizmem? Jest on daleki od ideału, np. obecnie niszczy naszą jedyną planetę, ale niektóre z jego zasad są całkiem przyjemne, na przykład rozsądne jest oczekiwanie przyzwoitej płacy za przyzwoitą pracę. Idealnym stanem oczywiście byłoby, gdyby gospodarz był dostatecznie opłacany przez swoje liceum i nie musiał prosić o żadne wsparcie, ale tego akurat żebraniem bym nie nazwał.

    @emberacadeo
    To musi być to! WO tak bardzo troszczy się o życie pozagrobowe miliarderów, że dał im możliwość wsparcia, a tym samym uniknięcia cierpień piekielnych.

  39. @kot immunologa
    „Ale dlaczego mielibyśmy zapominać, że żyjemy w świecie rządzonym przez ideologię zwaną kapitalizmem?”

    No właśnie mówię – nie zapominajmy. I próbujmy czasem myśleć wbrew tej ideologii. Np. o słowie „żebrak”. I nie w tym rzecz, żeby słowo „żebrak” zaczęło budzić entuzjastyczne skojarzenia, ale żeby przestało uruchamiać odruch tak mocnej niechęci (odwrotnie niż słowo „książę”, które dobrze by było, żeby przestało budzić w ludziach taki entuzjazm, a troszkę więcej sceptycyzmu).

    „niektóre z jego zasad są całkiem przyjemne, na przykład rozsądne jest oczekiwanie przyzwoitej płacy za przyzwoitą pracę.”

    A kto powiedział, że żebrak tego nie oczekuje? Ale to oczekiwanie zamiast być przyjemne, bywa nieprzyjemne, np. bo jest wieloletnie, bo przyzwoita praca w jego fachu jest lekceważona, a system nic, śpi. Żebrak jest, powiedziałbym, elementem koniecznym systemu, jego niezbywalnym składnikiem, bo to system określa: co jest „przyzwoitą pracą”, co jest „prawdziwą pracą”. Np. prawdziwą pracę wykonuje piłkarz, a pisarz (np. autor książki o Koperniku) to jest taki pasjonat, hobbysta.

  40. @ergonauta

    „I nie w tym rzecz, żeby słowo „żebrak” zaczęło budzić entuzjastyczne skojarzenia, ale żeby przestało uruchamiać odruch tak mocnej niechęci”

    Ale słowo żebrak jest po prostu nieadekwatne w tym kontekście. To nie ta sama kategoria pojęć. Ja też wykonuję swoją pracę z przyjemnością i zaangażowaniem, to niemal hobby jest to moje dlubanie w ukłazieu odpornościowym i jeszcze bardziej abstrakcyjne niż pisanie bloga. I system to dość wymiernie wycenia. A w przypadku samego bloga autor nawet nie pozwalał systemowi tego wycenić, bo uparcie unikał odium „żebractwa”.

    „Np. prawdziwą pracę wykonuje piłkarz, a pisarz (np. autor książki o Koperniku) to jest taki pasjonat, hobbysta.”

    System doskonale wycenia emocje. Kto sprzeda ich więcej, ten wygrywa, nie tylko w kapitalizmie. Taki piłkarz sprzedaje nie tyle umiejętność kopania piłki, co emocje. Każdy, kto mieszkał w Monachium i widział dziesiątki tysięcy ludzi, którzy tydzień w tydzień idą na stadion, by wspierać swoją drużynę, wie, o czym mówię. Gdyby Lewandowski wybrał karierę atlety-kulomiota, żyłby raczej skromnie ze stypendium sportowego, bo pchanie kulą na odległość nie wzbudza aż takich zbiorowych emocji. Gdyby gospodarz chciał pisać biografie słynnych piłkarzy, a nie o Koperniku, też wyglądałoby to inaczej. Jak już pisałem, wspaniale by było, gdyby system wyżej cenił pracę nuczycieli, ale uparcie nie chce.

    A tak na marginesie, sport zawodowy jest ciekawym przykładem, gdzie pracownik (piłkarz, tenisista, koszykarz itd.) realnie partycypuje w zyskach. Czy przychodzi Ci do głowy jakakolwiek inna dziedzina, w której pracownik fizyczny zarabia lepiej niż prezes?

  41. @kot
    „A tak na marginesie, sport zawodowy jest ciekawym przykładem, gdzie pracownik (piłkarz, tenisista, koszykarz itd.) realnie partycypuje w zyskach. Czy przychodzi Ci do głowy jakakolwiek inna dziedzina, w której pracownik fizyczny zarabia lepiej niż prezes?”

    Wydaje mi się, że w sporcie widzimy outlierów (Lewandowskich), a nie widzimy tysięcy takich, którzy przez jakiś czas kopali zawodowo, ale zarabali mniej od prezesa. Wydaje mi się dalej (ale oczywiście nie znam się na sporcie), że outlier jest potrzebny tak jak wygrana w kasynie. Jedna osoba pozuje z wielkim czekiem, żeby łatwiej było zmotywować tysiące innych na zniszczenie sobie życia. No bo TYPOWY zawodowy sportowiec ląduje po czterdziestce ze zrujnowanym zdrowiem i fatalnymi perspektywami na znalezienie pracy w innym zawodzie.

  42. @WO
    „Wydaje mi się, że w sporcie widzimy outlierów (Lewandowskich), a nie widzimy tysięcy takich, którzy przez jakiś czas kopali zawodowo, ale zarabali mniej od prezesa.”

    Zdecydowanie widzimy wyjątki. Ale one napędzają biznes tak bardzo, że nawet przeciętni piłkarze z ligi angielskiej, hiszpańskiej czy niemieckiej zarabiają w krótkiej karierze tyle, że mogą się z tego nieźle utrzymać do konca zycie (czy potraifa to inna kwestia). Nie słyszałem o podobnym przypadku w górnictwie czy hutnictwie, a tam też można zniszczyć zdrowie.

    „No bo TYPOWY zawodowy sportowiec ląduje po czterdziestce ze zrujnowanym zdrowiem i fatalnymi perspektywami na znalezienie pracy w innym zawodzie.”

    Myślę, że w najlepszych sportach nie jest teraz tak źle. Wielu odpada na etapie juniorskim, z lepszym niż przeciętne zdrowiem i dobrym startem w życie.

  43. @kot immunologa
    „Ale słowo żebrak jest po prostu nieadekwatne w tym kontekście.”

    I tutaj – zgoda między nami.
    Autoironiczne użycie ryciny i tytuł wątku („o, i to są te trzy elementy” – przywołując Młynarskiego) są takim mrugnięciem okiem (jak to mrugnięcie: pół żartem, pół serio). Dlatego moja „obrona żebractwa” zaczęła się, kiedy pojawiło się „żebractwo” wypowiedziane ostrzejszym tonem (komcionauta etatowiec), na co zanuciłem „Grosza daj Wojciechowi” (i tak uczyniłem), ale kiedy użycie słowa „żebractwo” okazało się „w tym kontekście szokujące”, no to zbudził się we mnie jakiś antykalwinista i cięższą podał mi zbroję. 🙂
    Swoja drogą, pierwszy raz w życiu zalogowałem się na patronajcie i jak w mailu potwierdzającym zatytułowano mnie patronem WO, to zrobiło mi się i trochę miło (że nie uczestniczę w żebraczym procederze, że jestem jak papież Sykstus, co daje facetowi parę groszy na sufitówkę), ale i trochę autoironicznie.

  44. @WO
    „outlier jest potrzebny tak jak wygrana w kasynie”

    Jeden milioner daje nadzieję milionom pucybutów, cierpi za te miliony, jest budzikiem, dzięki któremu wstają co rano do pracy. Gdyby nie on – przespaliby swoje życie. A tak to je przepucują.
    Gwiazdorski sport jest i tak lepszy niż inne segmenty systemu, bo święte obrazy Lewandowskiego czy innego Mbappé nie tylko wpędzają w chorobę, ale wielu dzieciaków wyciągają za uszy z ich środowiskowego bagna. Sport o jeszcze gorszej opinii – boks, też działa w obie strony, ciemności i światła.

  45. Patronite aktywowany. Wielkie dzięki za tego bloga! Szczęśliwie upadły pomysły 'założyłbym patronite, ale do tego przydałby się podkast’. Twórczość WO jednak najłatwiej konsumuje mi się w postaci literek.

  46. @kot
    Ryzyko pozostania z pogruchotanym zdrowiem i brakiem perspektyw przed czterdziestką właśnie chyba najbardziej grozi tym drugo- czy trzecioligowcom albo polskim koszykarzom z drugiego szeregu, ogólnie w sportach drużynowych, z których można wyżyć, ale niekoniecznie odłożyć sobie na dolce far niente.

    Co do odpadania na etapie juniorskim, dobrze to widać na przykładzie mistrzostw polski U23 w lekkiej. Jest to ostatnia bodaj ostatnia oficjalna impreza, w której obowiązuje limit wieku, potem jest już tylko seniorka i weterani szumnie nazywani „mastersami” dla pasjonatów. Przyjeżdzają tam zarówno maszyny do generowania wyników z sukcesami w seniorach, domyślnie zawodowcy, ale i cała reszta jeszcze próbujących sportowców, dla których jest to pożegnanie z bronią/łabędzi śpiew. W takim wieku jeszcze nie ma się tyle nałogów, co po 3 dekadach kopania gały za jako takie pieniądze, stąd ryzyko spartaczenia sobie życia poza sportem o wiele mniejsze.

  47. @niestety muszę powiedzieć, że głos wyjątkowo nie radiowy
    Mam zupełnie odmienne zdanie, gospodarz ma piękny, aksamitny głos i umie przekazywać bardzo ciekawe treści.
    Nie korzystam z audiobuków, z wielką niechęcią słucham podcastów czy o zgroza instrukcji obrazkowych na youtube, natomiast z przyjemnością słuchałem piąteczku w tok-fm. Dobre to było.
    Teraz powtarzam sobie w audiotece „Nową Lemologię” i chociaż na ogół mowa o rzeczach mi znanych, z przyjemnością tego ponownie słucham.
    No ale tak czy inaczej dla mnie najważniejszy jest „wizualny kanał symboliczny” i takiemu patronuję.

  48. @przeciętni piłkarze z ligi angielskiej, hiszpańskiej czy niemieckiej

    Obawiam się, że wo ma w pełni rację. Jak ktoś gra w wymienionych ligach, to jest bardzo daleko od przeciętności. W Niemczech są podobno 2 miliony piłkarzy, niech z tego procent będzie faktycznie uprawiał sport zawodowo, to dalej 20 000. A w Bundeslidze gra pewnie około 500. W tenisie ranking ATP ma ponad 2000 mężczyzn, w tym około 30 Polaków, co zapewne też stanowi ułamek zawodowych tenisistów w Polsce. Na plus wychodzi mniej więcej pierwsza setka, naprawdę zarabia powiedzmy 50. To pewnie lepiej, niż w hutnictwie, ale szału nie ma.

  49. Nie do końca tak jest. Przypomnę, że moja teza jest taka, że w sporcie, ze szczególnym uwzględnieniem sportów drużynowych, duża część zysków trafia do zawodników, którzy je wypracowują. I tak jest w Bundeslidze, mediana (!) zarobków piłkarzy oscyluje gdzieś w okolicach 700 000 euro rocznie. Produkują milionerów jak kiełbasę. Oczywiście nie każdy gracz trafia do Bundesligi, ale w takiej sytuacji raczej kończy karierę jako junior i zajmuje się czymś innym.

    link to capology.com

    Nie daj się zwieść liczbie zarejestrowanych graczy, Niemcy uwielbiają się zrzeszać, dla każdej sytuacji życiowej (nie talko sportowej) istnieje stowarzyszenie, klub, związek czy cokolwiek innego. Sam należę do bodajże pięciu i byłem w kilku innych. Profesjonaliści (ci, których głównym dochodem jest piłka nożna) to gracze do trzeciej ligi, a i tam pewnie nie zawsze. Masa ludzi gra dla zabawy, a zarabia gdzie indziej. Mój promotor doktoratu, będąc naukowcem grał nawet w drugiej lidze piłki ręcznej. Skończył dobrze po czterdziestce. Pracowałem w instytucie, gdzie tak około 40% kadry to byli sportowcy wszystkich możliwych dyscyplin, pływacy, piłkarze ręczni, piłkarze wodni, triathloniści itd. Prawdopodobnie (prawie) wszyscy nadal byli w jakimś klubie. Masowy sport.

  50. @kot immunologa

    Z piłką w Niemczech masz sporo racji, ale to jest jednak zdecydowanie najlepiej opłacany sport (poza głównymi amerykańskimi ligami zawodowymi). I to jest śmietanka zawodników z całego świata.

    I jeszcze „duża część zysków trafia do zawodników”, w sporcie w większości nie ma znacznych dochodów, pieniądze są oczywiście w piłce, ale poza Niemcami w głównej mierze to jest finansowane przez różnych oligarchów.

    I chyba w końcu wiem, jaka jest moja teza – w sporcie może częściowo być tak, jak piszesz, gdyż celem sportu nie jest często generowanie zysków (znów, poza USA).

  51. Patronite to nie żebractwo. Zupełnie nie rozumiem tego sposobu myślenia.
    To czyste wsparci me i docenienie unikalnych umiejętności twórczyni/tworcy.
    Wspieram Oleszczyka bo nikt jak on nie umie powiedzieć o filmach. Chce by to robił regularnie i nie rozdrabniał się na chałturki. Poza tym jego newsletter jest fantastyczny. Przygotowanie zarówno nagrania jak i newslettera to kula czasu, a w ten sposób zapłacenia z potrąceniem 8% dla Patronite wydaje się uczciwe. Dlatego bardzo cieszę się że będę mógł również wspierać Eskursje!

  52. @sniasiesny
    „Patronite to nie żebractwo. Zupełnie nie rozumiem tego sposobu myślenia.”

    To zapewne kwestia pokoleniowa. Gdybym mógł funkcjonować tak jak moje pokolenie uważało za model wzorcowy (pracować sobie w jakimś medialnym korpo za godziwe pieniądze), nigdy bym w to nie wchodził, no ale…

    „Dlatego bardzo cieszę się że będę mógł również wspierać Eskursje!”

    Oczywiście, ja się cieszę jeszcze bardziej. Dziękuję!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.