Nieaktualny Szczerek

Screenshot

Blogonotki czasem piszę jako coś w rodzaju listu z przyszłości do samego siebie sprzed lat. Tak będzie teraz – w pradziejach bloga nie mogłem się doczekać ukończenia ekspresowej „siódemki” między Warszawą a Krakowem. To dobrze, że jednak dożyłem – ale niedobrze, że tak długo trzeba było czekać.

Gdy zacząłem jakieś 30 lat temu jeździć po kraju jako samodzielny kierowca, przebieg siódemki był niemalże identyczny z tym, który można obejrzeć na pierwszej mapie samochodowej Kazimierza Naake-Nakęskiego, opublikowanej przez Towarzystwo Automobilistów Królestwa Polskiego. Przez 80 lat doszło tylko kilka obwodnic, w tym obwodnica Kielc – wybudowana za Gierka jakoś coś w rodzaju jednojezdniowej drogi ekspresowej (wprawdzie postawiono tam taki znak, ale tak naprawdę nie spełniała nawet tego, niewyszukanego przecież standardu).

Droga do Krakowa długo była absolutną mordęgą – zwłaszcza że najpierw trzeba było się przez korki warszawskiej aglomeracji przecisnąć do widocznego już na tej mapie „rozjazdu w Jankach”. Człowiek widział drogowskaz „Kraków – 300 km” i myślał, że no ile to może zająć, cztery godziny? A często i sześć nie wystarczało.

Na szczęście istniała alternatywa – bieda-kombo gierkówki do A4. Miała same wady: wjeżdżało się od d… strony, płaciło się za przejazd (i traciło czasem nawet pół godziny stojąc na bramkach), dokładało ze sto kilometrów. Ale przynajmniej faktycznie dało się zmieścić w 5 godzinach.

Czemu właściwie dwie polskie stolice nie dorobiły się lepszego połączenia przez sto lat niepodległości, to pytanie z którym boryka się bohater „Siódemki” Ziemowita Szczerka. Powieść jest z 2014 roku – na 10 rocznicę stała się kompletnie nieaktualna.

Pisałem o tej książce lata temu, przy okazji dzieląc się swoimi opowieściami weterana dawnych polskich dróg. Skupmy się więc dzisiaj na pytaniu: czemu to trwało tak długo?
Kierując się mapami z końca I Rzeczpospolitej (np. mapie Karola de Perthees), powinniśmy jechać trasą, którą na załączonej mapce zaznaczyłem cienkim fioletowym. Opuszczamy Warszawę ósemką, czyli pradawnym szlakiem na Piotrków.

W Rawie Mazowieckiej skręcamy na Inowłódz i Opoczno, dziś w DW 726. Z Opoczna wyjeżdżamy na Końskie drogą bez numeru, opaską wzdłuż torów. Linia kolejowa przejęła dawny szlak drogowy – logicznie, bo wzdłuż rzeczki.

W Końskich wygrywamy wybory i wyjeżdżamy na DW 728, o której Wikipedia (i inne źródła) pisze, że odtwarza przedrozbiorowy szlak Warszawa-Kraków. Zaczyna się w Grójcu i to jest chyba najprostszy sposób na kosplejowanie szlachcica wracającego z obrad Sejmu (przez Nowe Miasto n/Pilicą).

Mam z tym taki problem, że na niektórych mapach przedrozbiorowych tej drogi nie zaznaczono w ogóle, a na mapie de Perthees jest zaznaczona cieńszą kreską niż ta przez Rawę Mazowiecką. Ale może trzeba się kierować zasadą z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”, że szlachcicowi nie honor jechać trasą inną niż najkrótsza?

W obu wariantach DW 728 prowadzi nas przez Radoszyce, Łopuszno i Małogoszcz do Jędrzejowa, gdzie prawie spotyka się z siódemką. Prawie – bo teraz kosplejując szlachcia skręcamy wzdłuż rzeki Mierzawy, żeby do Krakowa wjechać wzdłuż Prądnika. To z grubsza odpowiada DW 794, dziś modernizowanej do „trasy wolbromskiej”.

Jadąc wzdłuż rzek – jedziemy po płaskim, omijając Góry Świętokrzyskie i Wzgórza Miechowskie. Siódemka jakby specjalnie wbijała się w jedne i drugie. To się czuje nawet dziś podczas jazdy ekspresówką. Właściwie czemu nasi praojcowie tak to poprowadzili, zamiast modernizować opisane powyżej drogi wojewódzkie?

W czasach Karola de Perthees już działały pierwociny Staropolskiego Okręgu Przemysłowego – w Górach Świętokrzyskich eksploatowano w prymitywny sposób złoża węgla i żelaza. Pierwotny trakt krakowski służył nie tyle tranzytowi Warszawa – Kraków, co skomunikowaniu Opoczna i Końskich z Warszawą i Krakowem.

Pierwsze poważne inwestycje drogowe na naszych ziemiach prowadził Ksawery Drucki-Lubecki. To głównie on wybudował drogi widoczne na mapie z 1913, która się w dużym stopniu pokrywała z mapą z 1973. On także rozbudowywał SOP, dlatego pojawiła się konieczność poprowadzenia drogi już przez samo serce Gór Świętokrzyskich, żeby jeszcze uwzględnić Kielce, Chęciny i Skarżysko-Kamienną.

Ale dlaczego pod Krakowem przebijamy się przez wzgórza, zamiast je ominąć? Tu decydował drugi zaborca. Tak jak Warszawa przez dekady miała być fortecą przygotowaną na atak ze strony Prus, tak Festung Krakau szykowano na atak z Rosji.

Z góry zaznaczam, że nie robiłem tu żadnego riserczu bibliotecznego więc nie wiem, kto na jakim szczeblu zadecydował o tym, żeby międzyzaborowe przejścia graniczne (komory celne) urządzić akurat w Szycach i Michałowicach (w ciągu dzisiejszej DK94 oraz siódemki niegdysiejszej, tzn. sprzed tygodnia).

Zgaduję, że zadecydować mogło właśnie to, że wzdłuż obu tych dróg trudniej jest zaatakować Kraków znienacka. Dawny szlak z mapy Karola de Perthees po stronie rosyjskiej do 1914 kończył się ślepo przy zamku Korzkiew, potem był kordon graniczny i wyczyszczone przedpola aż do pierścienia fortów broniących Krowodrzy.

Jak wiadomo Piłsudski zaczął swój wymarsz od zburzenia przejścia granicznego w Michałowicach. Upamiętnia to obelisk, którego mieliśmy aż nadto okazji do oglądania, stojąc w korkach. Symbolicznie 110 lat później zburzyliśmy je niejako po raz drugi.

Polscy kierowcy na serio muszą przebudować różne swoje odruchy. Kombo gierkówka-A4 od dawna nie ma sensu, za to teraz dojdą nowe. Na przykład do Tychów wydaje mi się, że już teraz opłaca się jechać przez Kraków. W budowie jest też kontynuacja dawnej S1 do Bielska-Białej, za jakieś 2 lata przez Kraków będzie się opłacało jechać do Cieszyna, a może i nawet przez Słowację nad morze.

Problemem są bramki Stalexportu na A4 – ale to też już tylko niecałe 3 lata. Może jeszcze dożyję czasów ekspresowo-autostradowej jazdy do Wiednia przez Kraków i Bratysławę? W każdym razie, nie dziwcie się jeśli nawigacja wam to zaproponuje.

Na razie zrobiłem malutkie kółeczko (AMA). Najnowszy odcinek pod samym Krakowem jest dalej w budowie na zasadzie przejezdności, jest ograniczenie do 80, które praktycznie wszyscy olewają.

Potem na obwodnicę możemy wjechać tylko na zachód – w przyszłym roku już także na wschód. Wtedy wjedziemy do Krakowa od strony Nowej Huty. Jeśli chcemy wjechać po staremu, skręcamy kierując się na Balice, a do Krakowa wjeżdżamy drogowskazem „Centrum” na węźle Węgrzce. Chciałbym zobaczyć jak to wymawia obcokrajowiec!

Na mapie oznaczyłem kto zbudował jaki odcinek. Jasnozielony – obecny PiS, ciemnozielony – poprzedni PiS, żółty – SLD, granatowy – Platforma, niebieski – AWS/UW. Obwodnica Kielc ze względu na wieloetoapowość na fioletowo.

Jak widać, choć to zbiorowy wysiłek wszystkich opcji politycznych, to w największym stopniu jednak PiS. Jak jest za co, to zawsze pochwalę.

Oby tylko jeszcze dożyć S7 Warszawa-Płońsk…

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

113 komentarzy

  1. KO:
    „Pierścienia fortów broniących Krowodrza”
    Chyba Krowodrzy?

    Prywata:
    Opoczno, Końskie, Małogoszcz, Łopuszno, tereny moich przodków. O ileż byłoby łatwiej dojechać, gdyby to tamtędy biegły sensowne drogi.

  2. Warszawa-Kraków ma doskonałe połączenie kolejowe, po co się tak męczyć?

  3. „żeby do Krakowa wjechać wzdłuż i Prądnika”
    Tu chyba czegoś zabrakło?

  4. Kilka lat temu musiałem pojechać do Kielc do szpitala samochodem(*). Namęczyłem się w Radomiu, a tydzień później otworzyli obwodnicę.
    (*)musiałem samochodem, gdyż po zastrzyku z promieniotwórczym izotopem zalecają nie zbliżać się do ludzi, co w komunikacji zbiorowej może być trudne

  5. @mrw
    „Warszawa-Kraków ma doskonałe połączenie kolejowe, po co się tak męczyć?”

    Nie zawsze się jedzie konkretnie do centrum Krakowa (albo z centrum Warszawy). I na trasie Łomianki – Nowy Sącz zbiorkom nie wygląda już tak atrakcyjnie (do dzisiaj).

  6. @kolej Warszawa-Kraków (niech żyje CMK!)

    A to swoją drogą. Jako rodzony Dolnoślązak nie mogę wyjść z podziwu nad indolencją państwa polskiego, które od 80 lat nie umie zbudować przyzwoitego połączenia Wrocław-Stolnica.

  7. „Na przykład do Tychów wydaje mi się, że już teraz opłaca się jechać przez Kraków.”

    50 km dalej, żeby zapłacić więcej? Szczerze wątpię, żeby w praktyce było szybciej. Do Tychów teraz jest przecież dobra droga z Siewierza/Pyrzowic, chociaż w zależności od pory dnia szybciej może być krótszą trasą przez Sosnowiec.

    Nie wiem, jako mieszkaniec okolicy unikam A4 do Krakowa jak ognia. Tam są wiecznie remonty. Może jestem uprzedzony.

  8. @Tyrystor, @mrw

    Państwo polskie jeśli już, to tory likwiduje lub modernizuje. Nowych odcinków poza tym na lotnisko w DC to raczej nie ma. Dopiero ten słynny Y poznansko-wroclawski może Cię zadowoli jak już w 2040 przetną wstęgę. Jest też pisowskie kolej+, która właśnie przechodzi PeOwską rewizję, ma się rozumieć w dół, ale to już lokalne trasy.

    O ile śmiechłem po wpisie MRW, o tyle jako osoba, która sprzedała auto, a potem zapragnęła z Warszawy pojechać do podkrakowskiego Ojcowskiego PN, mogę potwierdzić, że za tego typu trasy należy mi się krzyż kombatancki imienia uśmiechniętej Polski. Doprawdy, łatwiej było mi zaplanować kolejową trasę na południe Włoch, czy do Francji, niż zwiedzać różne górki i dołki na południu Polski.

    Z tym doskonałym połączeniem Warszawy z Krakowem też bym nie przesadzał. Wracałem niedawno z Katowic i kupując bilet 2 dni przed odjazdem nadziałem się na klasyczne zarządzanie IC: 3 pociągi w normalnych cenach, na które nie ma biletów i z 7 pociągów IC premium z cenami przy których drogowe rozważania o nałożeniu 100 km są już nieistotnym detalem.

    Sorry za off topic. Przysięgam, że miało być tylko o tym ojcowskim. Po prostu czekam na ten krzyż i cierpliwie pracuję na niego dalej.

  9. @kjeld:
    W środę mijałem tablice protestujące przeciwko budowie nowej linii kolejowej (oczywiście: NIMBY) w Mikołowie. No i przeciwko CPK przy okazji, bo jakoś mieszkańcy wyczytali że to dlatego mają zbudować tory.

    @Froz:
    Jako urodzony na Śląsku też nie bardzo rozumiem pragnienie dojeżdżania wszędzie przez Kraków (nawet jeśli w nim mieszkam teraz). Cieszyn? Ostatnio się zapchałem na budowę S1 w Oświęcimiu; ale zostawiając moje zapchanie się, to nie bardzo wiem, jak tam dogodnie z Krakowa dojechać — no chyba, że ktoś jest fanem płacenia za A4; S1 już zrobią, a obwodnica Bielska będzie przejezdna. (To ostatnie to taki horrorek, jak mnie rok temu straż graniczna zawróciła spod Zwardonia, bo zamknęli przejście bojąc się uchodźców i musiałem wracać przez Czechy i Cieszyn; a potem korek w Bielsku, korek w Kętach…)

  10. @mrw
    To doskonałe połączenie kosztuje 169 zł dla osoby dorosłej. Bilet rodzinny 2+2 to okazyjne 450 zł. Są niby tańsze opcje ale wymagają szczęścia i rezerwacji z wyprzedzeniem (dokładnie miesięcznym, trzeba czatować o północy). Do tego dolicz koszt i czas taksówki z Lesznowoli na dworzec w W-wie, oraz z dworca krakowskiego do takiej np. Dąbrowy Szlacheckiej k. Skawiny (BTDT). Dla porównania, ta sama trasa samochodem typu minivan, napędzanym paliwem alternatywnym (którego nazwy nie wolno tutaj wymieniać), to jakieś 100 zł. Tak że tego. A wygoda poruszania się już na miejscu – nieporównana.

  11. „klasyczne zarządzanie IC: 3 pociągi w normalnych cenach, na które nie ma biletów i z 7 pociągów IC premium”
    To i tak dobrze – kilka lat temu byłem w Krakowie na czymś w rodzaju Polkonu. Kupiłem bilet na pendolino z Warszawy do Krakowa, po czym okazało się, że na drogę powrotną nie ma miejsc, nawet w pierwszej klasie. Nie było też miejsc na pociągi późniejsze, złapałem jeszcze coś na pociąg wcześniejszy, przez co musiałem opuścić Polcon przed zakończeniem.

  12. Przyznam, że świerzbi mnie klawiatura, żeby opisać różne inne moje przejścia z koleją, ale tutaj się z tego off topu wyłączę, bo jako świeżo odlurkowany komentator nie mogę od razu pracować na żółte kartki 😉

    Podsumuję jedynie, że kto nie jeździ autem w Polsce (a nawet w wielu konfiguracjach w DC), ten się w cyrku nie śmieje.

    Szeroko opisywane na tym blogu postępy w infrastrukturze drogowej grają w innej lidze, niż (czasem faktyczne, a czasem ujemne) postępy na kolei.

  13. @kjeld
    „tutaj się z tego off topu wyłączę, bo jako świeżo odlurkowany komentator nie mogę od razu pracować na żółte kartki ”

    Ależ spoko, to się mieści w ontopie jako szerzej rozumiana infrastruktura. Ja koleją jeżdżę na tyle rzadko, że mam same dobre wspomnienia w zasadzie. Po prostu relatywnie rzadko jadę akurat do centrum takiego miasta, które jest dobrze połączone z centrum Warszawy. Na większości typowych tras A-B samochód jednak jest znacznie wygodniejszy, zwłaszcza gdy przynejmniej jedna z tych literek jest Niewielką Miejscowością (a choćby i opodal jakiejś dużej).

  14. Jajako mieszkaniec Węgrzc jestem szczęśliwy po wielokroć: zjeżdżam na węźle i pruję na zachód bez stania w korkach w pobliskich Zielonkach (które mijam teraz tunelem pod), za jakiś czas będzie z tego samego węzła prucie na wschód i omijanie Nowej Huty; wcześniej miasto szarpnęło się na rozbudowę Al. 29 listopada i porządny P+R na Górce Narodowej (tramwaj zabiera teraz na /prawie/ dowolny koniec miasta; nowy przystanek kolejowy zostanie zapewne ładnie obsłużony autobusami (bo inaczej nie miałby sensu) i do kompletu dojdzie tramwaj do Mistrzejowic.
    A jeszcze dziesięć lat temu brzmiało to wszystko jak bajka o żelaznym wilku.

  15. „Chciałbym zobaczyć jak to wymawia obcokrajowiec!”

    Moze raczej usłyszeć?
    A co do meritum notki moje serce się raduje, bo da się już z Krakowa na Mazury w sześć godzin dojechać.

  16. @froz & @wo: Na przykład do Tychów wydaje mi się, że już teraz opłaca się jechać przez Kraków.
    „Do Tychów teraz jest przecież dobra droga z Siewierza/Pyrzowic, chociaż w zależności od pory dnia szybciej może być krótszą trasą przez Sosnowiec.”

    Plus ewentualnie A1 i dalej przez Bytom, Chorzów, ale to w wąskim zakresie godzin. W każdym razie jest sporo opcji i ta jazda przez Kraków (cena, odległość, remonty na A4 i na przyległych odcinkach mysłowickich) to byłaby jednak perwersja.

    @pak4
    „W środę mijałem tablice protestujące przeciwko budowie nowej linii kolejowej (oczywiście: NIMBY) w Mikołowie. No i przeciwko CPK przy okazji, bo jakoś mieszkańcy wyczytali że to dlatego mają zbudować tory.”

    Jestem dość blisko sprawy, choć osobiście mnie nie dotyczy. Rzecz w tym, że w przypadku Mikołowa to nie jest „backyard”. Wybrany wariant przecina 800-letnie miasto środkiem na pół. A wiemy co robią miastom i mieszkańcom linie kolejowe/drogi wielojezdniowe przecinające owe miasta na pół i dlaczego, no nie wiem, raczej wybieramy obwodnice, prawda? Śląscy włodarze (spoglądam tu zwłaszcza w stronę Kato i prezydenta Krupy, ale Mikołów też mocno się stara) mają tendencję do pochylania się troskliwie nad inwestycjami — osobliwie i przede wszystkim nad inwestorami — mając w żopie interes mieszkańców i wszystko co z nim związane, czyli na przykład transport zbiorowy. W charakterze ciekawostki przytoczę fakt, że mieszkańcy musieli katowicki magistrat zaciągnąć aż do NSA żeby nie wpierniczył patodeweloperki prosto w przebieg nowej velostrady Katowice-Sosnowiec — link to katowice.wyborcza.pl

    @wo, re: kolej
    No ja przez ostatnie dwa lata jeżdżę koleją służbowo stale i często, choć odbywa się to okresowo i miesiąc miesiącowi nierówny. Pozwolę sobie tu wyłożyć dlaczego auto jest dla mnie opcją absolutnie desperacką z powodu 1. ceny i 2. wygody, nawet przy obecnym (złym) stanie kolei i (dobrym) dróg.

    Założenia: tylko podróże indywidualne, w przypadku kolei 2. klasa.

    Ad. 1. Otóż prowadzę dość sumiennie rejestr kosztów mojej Czarnej Bestii ™ i w ciągu ostatnich 12 miesięcy koszt jej posiadania wyniósł 0,95 zł/km. Na mojej zwykłej trasie całkowity realny koszt przejazdu samochodem tam i z powrotem (600+ km) wynosi 580 zł brutto. Za przejazd PKP płacę tu minimum 136 zł brutto (IC), maksimum 338 zł brutto (EIP). To jest no brainer. Nawet gdybym jeździł pierwszą klasą, wciąż wychodziłoby taniej niż auto, choć niewiele. Drobny druk: te tańsze pociągi znacznie częściej się spóźniają, stąd muszę stosować większe marginesy bezpieczeństwa. Niemniej jednak opóźnienie powyżej godziny zdarzyło mi się w tym roku dwa razy (na kilkadziesiąt przejazdów) i nigdy nie miało wpływu na cokolwiek. Ale znów, bywa, że najtańszy możliwy pociąg dzień wcześniej/później + niedrogi nocleg wychodzą taniej niż jazda autem. Kalkulacja koszt/zmęczenie wychodzi wtedy jeszcze zyskowniej.

    Ad. 2. W pociągu generalnie czytam, śpię albo pracuję. W samochodzie generalnie prowadzę samochód i słucham radia albo podcastów. Rozmowy robocze prowadzi się trudno, a pracę mam z tych raczej wymagających, nieskromnie powiem, myślenia. Po 300 km autem mam ochotę przede wszystkim odpocząć; po 300 km pociągiem czasami zapominam że w ogóle byłem w drodze. Znowu, dla mnie no brainer.

    A w nowym rozkładzie PKP dodało mi dwa połączenia więcej na mojej trasie i ogólnie cieszę się bardzo. No więc auto tylko dla rodziny bądź przewozu czegoś dużego poza sobą (najlepiej roweru!).

  17. @ PKP Warszawa-Kraków

    PKP nieustannie próbuje z tej trasy wycisnąć więcej kasy przy pomocy podnoszenia cen. Nie są w stanie dodać więcej kursów, bo po obu stronach są ślimaczące się remonty. PKP wyczuło, że na trasie jeździ sporo turystów, Ukraińców i ludzi z biznesu, więc bardzo ostro obcięło pulę biletów w zwykłych składach TLK i w pulach dostępnych wcześniej.

    Tak jak zwykle w kapitalizmie: jak wprowadzają wysokie ceny i promocje, to znaczy, że na dłużej zostaną tylko ceny.

    Problem jest też oczywiście taki, że ani PKP IC ani PR nie bardzo chcą szukać zysków na innych trasach, zwłaszcza, że pendolinizacja nie bardzo pozwala. Wrocław-Warszawa nadal trwa za długo i się sypie, a oś zachodnia (Wrocław-Poznań powiedzmy) nie ma na tyle dobrego skomunikowania, żeby to działało. Jak to pisał Trammer, optymalizatorzy zysków nie są w stanie zbudować innego ruchu kolejowego niż ten okazjonalno-zagraniczno-napływowy. Po części to też wynika z tego, że mniejsze miejscowości po prostu są już tak wydrenowane z kasy i zbiorkomu, że kolej tam nie ma szans budować klienteli, jeśli nie ma kolei wojewódzkich w aglomeracji.

    Enishitifcation na trasie Kraków-Warszawa, obsuwy w remontach, brak szprych rozprowadzających pasażerów, zwłaszcza na stykach województw. W Małopolsce da się dojechać koleją do mniejszych miejscowości dookoła Krakowa na daybreak, w Świętokrzyskim już nie (bo bieda i kolej wojewódzka nie działa). Mi szkoda, bo dookoła Kielc są fajne tereny na rower na weekend.

  18. @redezi
    Mieszasz trochę różne waluty. TLK/IC to przewozy dofinansowywane przez państwo w ramach PSC (kontraktu na usługi publiczne). Tak samo państwo mocno dofinansowuje Twoje przejażdżki S7. Ceny kolejowych przewozów komercyjnych można od biedy jakoś tam porównywać do przejażdżek tym fragmentem sieci, o którym gospodarz pisze, że jest problematyczny, ale jeszcze tylko przez trzy lata, bo podniosą szlabany. Swoją drogą ciekawe, co będzie za te trzy lata, bo oficjalnym celem UE jest rozszerzenie mechanizmu uczciwego płacenia za dostęp do infrastruktury drogowej premium na całą sieć (jeżdżąc koleją masz to w cenie biletu). Tymczasem krążą słuchy, że Polska jest w stanie wiele poświęcić, by nie wprowadzać takich rozwiązań, bo wyborcom wydaje się, że jak szlabany na bramkach są podniesione, to „jest za darmo”. Poważne media donosiły o takich wyjaśnieniach. Czekam aż równie poważnie zaczną donosić o przyłapanych pasażerach na gapę, którym też się wydawało, że skoro na wejściu do pociągu nikt nie pyta o bilet, tzn. że jest „za darmo”.

  19. Na szczęście istniała alternatywa – bieda-kombo gierkówki do A4.

    Alternatywnie zjeżdżało się z gierkówki na Olkusz. Droga była oczywiście gorsza ale oszczędzało się kilka kilometrów w porównaniu do A4 i czasowo wychodziło podobnie.

    W Rawie Mazowieckiej skręcamy na Inowłódz i Opoczno

    Dla ścisłości — na skrzyżowaniu S8 i 50, gdzie odbija cienka fioletowa jest Mszczonów, przez który (*prawie) przejeżdża w tym kierunku CMK. Rawa Mazowiecka zaś jest dobre 30 km dalej na S8, mniej więcej na wysokości Łodzi.

  20. @DeezBellz
    Czy wliczasz do budżetu (czasowego i finansowego) dojazdy na dworzec? A może mieszkasz i pracujesz w centrum?

    Ideologicznie popieram transport zbiorowy, ale zwykle wolę jechać własnym samochodem spod domu niż iść na przystanek, czekać na autobus, przesiadać się itp.

  21. @Magdalena
    Ba, ja nie tylko ideologiczne, ale i faktycznie doceniam zalety poruszania się pociągiem na duże odległości, zwłaszcza z dziećmi. Gdy były małe, popełniłem nawet kilkukrotnie zbrodnię, polegającą na wysłaniu żony z potomstwem na pociąg, podczas gdy sam jechałem równolegle samochodem, załadowanym naszymi bambetlami. Potem odbierałem ich ze stacji bliskiej punktowi docelowemu. Oczywiście to kosztowna opcja, ale i wygoda największa (dla mnie również – pomyślcie tylko, kilka godzin ciszy i spokoju! W samotności!).

  22. @deezbellz

    Ja tam bym jednak władz Katowic bronił za zablokowanie pierwotnego pomysłu na przebieg A1 (przez Katowice, konkretnie gdzieś przez Park Śląski i Osiedle Tysiąclecia – srogie grzyby). Do tego DTŚ miała przebiegać przez centrum estakadą, a nie tunelem… można sobie wyobrazić, jak Katowice by wyglądały, gdyby te pomysły zostały zrealizowane.

    Przebieg „szprychy” przez Mikołów jest faktycznie problematyczny.

  23. @droga na Tychy

    Przez Kraków jest o 50 km więcej niż po S8-A1-S1, jakie są niby korzyści tego wariantu?

    Do Słowacji analogicznie, zwłaszcza że przecież prędzej (na dziś w 2026) będzie eska Mysłowice-Bielsko niż Kraków-Bielsko.

  24. Poza całą notką z którą się zgadzam, jako krakus, nie zgodzę się z:
    > wjeżdżało się od d… strony

    Odkąd Nowa Huta jest lepsza wjazdowo od podkrakoskich Bronowic (czyli od A4)?
    Znaczy obecnie (powiązane z notką) dzięki płn. obwodnicy to w sumie jeden…
    Niemniej za czasów słusznie minionych, niespecjalnie nazwałbym wjazd od Katowic jako od d… strony.
    Niemniej jak zaznaczyłem ja krakus i częsciej jeżdzę na trasie Krk-Ktw, niż Krk-Waw.

    Pozostaje tematem otwartym – dla mnie mieszkającego w zachodniej części Krk, czy będzie szybciej/wygodniej chcąc jechać w stronę Waw jechać sporo na wschód eskami, czy nie ściąć w Węgrzcach starą drogą i wjechać na eskę w Widomej. Mapy googla pokażą jak sie ruch będzie rozkładał.
    Zero narzekania – po prostu tak to może dla mnie wyglądać.
    Niemniej kupmplowi jadącemu z Rzeszowa do mnie już polecam drogę północną, choć dopięcie, czyli węzeł Mistrzejowice mają w planach otworzyć na weekend majowy.

    Za to proszę zwrócić uwagę co tam we Wro przeszło w ramach obwodnicy wschodniej, wstyd na sali.

    PS
    Na mapce zamiast Rabki dałbym obecnie Nowy Targ.

  25. @kuba_wu „Są niby tańsze opcje ale wymagają szczęścia i rezerwacji z wyprzedzeniem (dokładnie miesięcznym, trzeba czatować o północy)”

    Rozumiem, że to taka figura retoryczna skoro bilety Wawa-Kraków są dostępne na za tydzień za 68 zł?

    @Magdalena „Czy wliczasz do budżetu (czasowego i finansowego) dojazdy na dworzec? A może mieszkasz i pracujesz w centrum?”

    Argument „ale dojazd z Mycisk Niżnych do stacji a póżniej ze stacji do Niżysk Mycisnych będzie i droższy i dłuższy, czy to policzyłeś, cwaniaczku?” jest chyba wpisany na stałe w takie debaty i zapewne wynika z chęci posiadania alibi przez tych co wybrali samochód – „no bo przecież bym zapłacił 10 ziko więcej za bilet/jechał godzinę dłużej!”.

    @DeezBellz „Ad. 1. Otóż prowadzę dość sumiennie rejestr kosztów mojej Czarnej Bestii ™ i w ciągu ostatnich 12 miesięcy koszt jej posiadania wyniósł 0,95 zł/km.”

    Ha, u mnie podsumowanie po 10 latach zamknęło się w koszcie 1,10 zł za km 😉 Dla osoby co wychowała się w duchu motoryzacji niskokosztowej jest to absolutnie nieopłacalny interes.

  26. @ Redezi
    Trochę się nie zgadzam. Trammer jak zwykle panikuje. Oprócz Pendolino między Warszawą i Krakowem są pociągi Intercity przez Radom i Kielce które wprawdzie jadą 3,5 godziny, ale ceny są znośne – ok. 80-90 PLN. To samo z koleją podmiejską w woj. świętokrzyskim – nie jest tak źle. Z Kielc są pociągi podmiejskie do Krakowa, Sosnowca, Ostrowca, Buska, Łodzi, Częstochowy, w lecie dodatkowo do Sandomierza. Naprawdę można sobie urządzić fajną wycieczkę rowerowo-pociągową. Gorzej pod tym względem wypadają woj. wschodnie.
    Pozdrawiam w Nowym Roku.

  27. @Tomasz Czarnek-Plasota
    „Rozumiem, że to taka figura retoryczna”
    Nie, osobiście i wielokrotnie to ćwiczyliśmy. I zdarzało się, że po zwolnieniu puli o północy, na równo miesiąc przed dniem podróży, serwer PKP doznawał DOS-a, a godzinę później biletów promocyjnych już nie było. Co prawda, chodziło o bilety na trasie Gdynia-Kraków, a nie W-wa – Kraków, w sezonie wakacyjno-feriowym, w terminie ustalonym przez cykl turnusowy, oczywiście. No i miejsca obok siebie, a nie jakieś pojedyncze. Choć jeśli ktoś lubi mieć urlop od środy do środy, albo po sezonie, to pewnie łatwiej. Od paru lat nie jechałem już tam pociągiem, bo dzieci podrosły do wieku samochodowego, więc kto wie, może coś się zmieniło.

  28. > Nowy przystanek kolejowy zostanie zapewne ładnie obsłużony autobusami (bo inaczej nie miałby sensu)

    Słowa „sens” i „kolej” w jednym zdaniu? odważnie. Patrząc jak wyglądała modernizacja E-30 i jak przystanki zostawiono tam, gdzie je zbudowano za Franza Josefa – i w związku z tym nie korzysta z nich niemal nikt – a przesunięcie ich kilkaset metrów pozwoliłoby np. na fajne dojście z nowych osiedli. Już nie mówię o NIMBY, na Prądniku Czerwonym jakiś piekarz powołał stowarzyszenie walczące z P+R, sic!

    Tak w ogóle ostatnio dowiedziałem się, że poprawną formą jest „Węgrzyc”.

    A co do jazdy do Tychów 7-ką to bez sensu, kiedy jest S8+A1+S1. W sumie to znamienne, że można bez zjeżdżania z dróg szybkiego ruchu przejechać co najmniej kilkoma drogami o różnych numerach na drugi koniec Polski.

  29. @TCzP
    „zapewne wynika z chęci posiadania alibi przez tych co wybrali samochód”

    Ja nie potrzebuję żadnego alibi, bo przecież czniam opinie komcionautów. To jest po prostu obiektywny fakt, że jeśli nie jedziemy „z centrum miasta do centrum miasta”, tylko z Międliszewa do Mycisk, koszty i czas podróży „na dworzec / z dworca” często zabijają całą oszczędność.

  30. @fitz

    „poprawną formą jest „Węgrzyc””.

    Normatywnie jednak „Węgrzec” (za wykazem urzędowych nazw miejscowości i ich części – it’s a thing).

    W uzusie chyba najczęściej „Węgrzc” – it’s a Lesser Polandian thing, nie przepadamy za nadmiarem samogłosek.

  31. @DeezBellz

    ” w przypadku Mikołowa to nie jest „backyard”. Wybrany wariant przecina 800-letnie miasto środkiem na pół.”

    Przecież to jakaś bzdura. Przez środek Mikołowa linia kolejowa jak najbardziej już idzie (co przecież jest normą w Polsce). Zamiast ją modernizować (mogę się tylko domyślać, że to jest nierealne z powodu braku miejsca na większe łuki) proponowana szprycha całkowicie omija „800 letnie miasto” od północy. Problem polega na tym że jak wszędzie, a szczególnie na Śląsku, miasta nie mają granic. Więc nawet na tych polach, przez które poprowadzono linię, są domy, jest też park botaniczny. No ale nie udawajmy, że to jest środek miasta.

    I z tego co wiem, lokalne władze wspierały protesty.

    Tutaj są dokładne mapki, chociaż wariantów wydaje mi się, że pojawiało się więcej:

    link to mikolow.eu

  32. A odnośnie kosztów podróży samochodem, to ewidentnie nie wypowiada się Polacy cebulacy. Koszty jazdy moim obecnym samochodem to byłoby około 15 groszy na kilometr, gdyby nie to, że prąd mam z fotowoltaiki, więc to zależy, jak liczyć, ale przy rozliczeniu 20-letnim przynajmniej ze 2/3 mniej. Nie wliczam w to ubezpieczenia i przeglądów, bo to przecież nie zależy od liczby zrobionych kilometrów. Gdybym robił te kilkadziesiąt dłuższych przejazdów jak kolega to i tak te koszty byłyby znikome.

    A przed elektrykiem miałem auto na gaz, koszty w tamtych czasach to było jakieś, hmm 30 groszy na 100 km.

    Koledzy może w koszty kilometra wliczają cenę auta, ubezpieczenia, napraw i przeglądów. Co może ma jakiś tam sens, ale na pewno nie dla porównania ceny konkretnej podróży na konkretnej trasie.

  33. @”koszty i czas podróży „na dworzec / z dworca” często zabijają całą oszczędność.”

    No i trzeba doliczyć koszty psychiczne (przesiadki, opóźnienia zbiorkomu, monolog taryfiarza). I tu już każdy ma własny przelicznik nerwy/kilometry, przeliczanie wszystkiego na gr/km to jakiś obłęd. Podobnie z czasem przejazdu: jak mam fajną książkę albo muszę odespać zaległości, to nawet wolę jechać pociągiem 3,5 h zamiast 3,0 h. Pamiętam z dzieciństwa 8h w pociągu nad morze – to była przygoda. Kiedy teraz jadę nad morze samochodem, to oddaję hołd własnemu dzieciństwu (i historii autostrad w Polsce), zjeżdżając z Jedynki na DW 214.

  34. @ auto vs zbiorkom

    Jako fundamentalista zbiorkomowy, jedyny kraj w którym autentycznie przegrałem życie to była Albania. Wszędzie indziej, mając młodość w sercu, samozaparcie, budzik i dobre buty można, przy odrobinie samozaparcia, dotrzeć (prawie) wszędzie.

    W Albanii za to było dosłownie jak w „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” – czajenie się na węzłach na okazję; innej opcji nie było (dodatkowo, jedyny język, w jakim z tymi niemożliwymi Albańczykami da się dogadać, to uproszczony włoski, ała). Był to dotąd jedyny kraj, gdzie nie ma słupa z kartką co głosi, kiedy będzie rozklekotany busik (bo nie ma rozklekotanych busików).

  35. @axx22
    „Oprócz Pendolino między Warszawą i Krakowem są pociągi Intercity przez Radom i Kielce”

    O! Faktycznie, remont linii Warszawa-Radom, trwający dekadę, zakończył się, choć wielu tego nie dożyło. Ba, mają tam jeździć nawet dwa razy szybciej niż odwieczne i tradycyjne 2h! Dobra wiadomość dla mojego rodzinnego miasta.

  36. @Kuba Wu
    „Nie, osobiście i wielokrotnie to ćwiczyliśmy. I zdarzało się, że po zwolnieniu puli o północy, na równo miesiąc przed dniem podróży, serwer PKP doznawał DOS-a, a godzinę później biletów promocyjnych już nie było.”

    Hint: na bilety sprzedawane przy kasie jest zwykle osobna pula. Należy więc pojechać do centrum przed północą (najlepiej samochodem, komunikacja nocna niekoniecznie jeździ do naszej lokalizacji), ustawić się w kolejce do kasy (odpowiednio wcześniej, inni też znają tę sztuczkę). I już, prościzna.

  37. Mój przypadek jest taki, że a) mieszkam w Warszawie, b) parę razy do roku odwiedzam rodzinę na przedmieściach Krakowa, na Dolnym Śląsku i w Zach Pom.
    W Warszawie auto głównie stoi, lubię się ze zbiorkomem jak na trulewaka przystało.
    Jazda autem do Krakowa do tej pory miała najmniej sensu, najbardziej sensowna była do Zach Pom, a na Dolny Śląsk było równie źle i autem, i pociągiem (choć jak się trafiło Pendolino to pociąg wygrywał).

    Parę uwag z moich doświadczeń:
    – „trzeba doliczyć dojazd do centrum” – to się wydaje oczywiste, ale warto sprawdzić, czy się nie ma blisko do Warszawy Zachodniej lub Wschodniej (mi trochę zajęło wpadnięcie na to)
    – „koszmarne podróże PKP” – te opowieści mnie trochę zadziwiają – jasne, zdarza się, ale wcale nie tak często, a nawet jak się zdarzy to na ogół siedzisz sobie w ciepłym, z książką lub jakimś ekranem na kolanach i w miarę wygodnie czekasz. W aucie tego nie masz a opóźnienia wynikające z korków lub wypadków są w mojej anegdacie równie częste i równie, jeśli nie bardziej, długie.
    – ceny – no w moim modelu użytkowania auta nie ma siły, żeby auto nie było znacznie droższe, nawet w porównaniu do Pendolino. Które też nie jest tak drogie jak się mówi – nigdy nie czatowałem o północy na start sprzedaży (o północy się nie da zresztą, system sprzedaży biletów PKP ma przerwę techniczną od 23-ej do 1-ej, JDP), ale i tak niemal zawsze mam jakąś zniżkę (jak się jedzie z rodziną to na start -37% bo „Taniej z bliskimi”).

    Ostatnie zmiany to to, że PKP na trasie do Szczecina przyspieszył i teraz szybciej się jedzie pociągiem niż autem (a samochodem tam zawsze drożej bo autostrady). No i jest to wyremontowane S7 i tu pytanie do AMA: znajomy krakus straszył, że w którymś momencie przy wjeździe do Krakowa wszystko się zwęża do jednego pasa, i to co się zyskało na trasie traci się w korku. Prawda to?
    Opowiadał też, że Nowa Huta nie jest gotowa na przyjęcie tego ruchu z Warszawy i też będzie źle (???). Jechałem parę razy przez NH, było bardzo „terenowo”, więc jestem gotów uwierzyć.

  38. @trgpl
    „w którymś momencie przy wjeździe do Krakowa wszystko się zwęża do jednego pasa, i to co się zyskało na trasie traci się w korku. Prawda to?”

    Prawda. To tymczasowe rozwiązanie w związku z brakiem pełnej funkcjonalności węzła. Gdy ja jechałem, nie było tam korka stojącego, w które obfitowała stara trasa, bo jednak na końcu tej jednej jezdni nie ma np. skrzyżowania ze światłami, tylko ponownie się rozszerza.

    „Opowiadał też, że Nowa Huta nie jest gotowa na przyjęcie tego ruchu z Warszawy i też będzie źle ”

    Trudno powiedzieć – w końcu nie cały ruch z Warszawy będzie jechać akurat do Nowej Huty.

  39. „sama trasa samochodem typu minivan, napędzanym paliwem alternatywnym (którego nazwy nie wolno tutaj wymieniać), to jakieś 100 zł.”

    100 zł przy założeniu darmowego samochodu?

  40. „w którymś momencie przy wjeździe do Krakowa wszystko się zwęża do jednego pasa”

    No i są niegodne szybkiej drogi zakrętasy (jechałem równo rok temu, może od tamtej pory sprawy trochę się naprostowały). A wcześniej też jest zabawnie, bo jeśli się jedzie od centrum Krakowa, powiedzmy, że aleją 29 Listopada, to są odcinki, że na dłuższy czas znikają oznaczenia, że jedziemy na Warszawę. Co nasuwa psychoanalityczną refleksję, że w Krakowie po prostu się wstydzą, że taki zawstydzający kierunek i droga w ogóle istnieje.

  41. ” 'Opowiadał też, że Nowa Huta nie jest gotowa na przyjęcie tego ruchu z Warszawy i też będzie źle ’
    Trudno powiedzieć – w końcu nie cały ruch z Warszawy będzie jechać akurat do Nowej Huty.”

    O tyle nie chodzi o „ruch z Warszawy do Nowej Huty” tylko o Nieśmiertelne Rozważania na temat Umownego Transferu Warszawa-Zakopane.
    Do tej pory transfer ten szedł:
    a) przez sam środek miasta z DK 7, przez Aleje Trzech Wieszczów, rondo Matecznego, Zakopiańską: kto tam jechał raz choćby w czasie wzmożonego ruchu, nie zapomni nigdy :-))
    b) zachodnią obwodnicą Krakowa na A4 (do której docierano na różne sposoby), a że jej odcinek do węzła w stronę Zakopanego jest stary i dwupasmowy, epickie korki tu są codziennością.

    Dopływ ruchu obecną S7/S52 może iść na wspomniane wyżej trasy a) (zjazd na węźle w Węgrzcach) oraz b) (dojazd teraz już S52 ale po pierwsze trafiamy na niewydolny stary węzeł Balice przy przerzutce na A4, a po drugie patrz wyżej- stałe epickie korki na tym odcinku A4, ORAZ wobec nieczynności węzła Mistrzejowice (ten w budowie do czerwca 2026):

    c) istnieje możliwość doturlania się do istniejącego fragmentu wschodniej obwodnicy Krakowa (S7), poprzez jazdę obecnie oddanym odcinkiem S7, wjazd na S52 i zjazd pierwszym zjazdem na S52- w Batowicach. I to jest właśnie ten „ruch z Warszawy do Nowej Huty” którego wszyscy się boją. Albowiem oznacza to przejechanie długiego odcinka ulicą Piasta Kołodzieja- wąską, pełną skrzyżowań ze światłami ulicą biegnącą przez ogromne osiedle systematycznie oczywiście dalej rosnące, stojącą od rana do późnego zmierzchu tylko z powodu ruchu lokalnego. Dopływ kolejnych potoków ruchu tu oznacza paraliż okolicy przez cały dzień i dokładnie ma to miejsce.
    Albowiem na ten wariant c), wjeżdżają ci kierowcy z Umownego Transferu Warszawa- Zakopane, którzy dobrze wiedzą czym pachnie jazda a) (przez miasto), i b (co z tego że super nową S52, jak wpada do starej i zawsze stojącej A4).
    Do czasu oddania pełnego ringu (wtedy stojąca A4 na zachodzie bardzo powinna się odetkać dzięki nowocześniejszej i będącej 2×3, S7 na wschodzie)- nadal nie da się w „normalnych godzinach” spokojnie przejechać przez Kraków w ramach Umownego Transferu Warszawa- Zakopane.

  42. @zaczadzony borsuk

    „nadal nie da się w normalnych godzinach spokojnie przejechać przez Kraków” / „kto jechał nie zapomni nigdy”

    Z większych miast w Polsce Kraków jest najmniej przygotowany na śmiały wynalazek z końca XIX w. – samochód.

  43. @mrw
    „100 zł przy założeniu darmowego samochodu?”

    Przy założeniu, że samochód i tak mam, opłacam ubezpieczenia itd, bo jest mi bardzo przydatny na co dzień (znacznie bardziej, niż na wyjazdy wakacyjne).

    Ale i bez tego założenia, po skalkulowaniu wszystkich kosztów, włącznie z amortyzacją zakupu samochodu, przeglądów, ubezpieczeń, wymian eksploatacyjnych, średnich kosztów napraw, myjni, mandatów, inflacji, utraconych odsetek od hipotetycznej lokaty itd., dla poprzedniego auta, w okresie 2012-2024 i w oparciu o skrupulatne notatki, oraz jeden fajny kalkulator, który był gdzieś na sieci, wyszedł mi koszt w granicach 60-65 groszy za kilometr. Nieco mniej, niż 2x paliwo. Czyli nie 100, tylko bliżej 180-200 zł. Uwagi: 1. Oczywiście nie jeżdżę nowymi samochodami, oraz sam umiem ogarnąć większość rzeczy, z którymi ludzie jeżdżą do mechanika. 2. Gdybym był sam, to pewnie faktycznie bym wybrał pociąg. Nie mam niechęci do pociągów, tak co do zasady.

  44. „Z większych miast w Polsce Kraków jest najmniej przygotowany na śmiały wynalazek z końca XIX w. – samochód.”

    Oj, w Krakowie mieszkam, po Warszawie dość często jeździłem. To drugie miasto wydaje się być jeszcze bardziej niegotowe. Takich korków jakie widziałem w obecnej stolicy, w Krakowie praktycznie się nie widuje….

  45. @”Takich korków jakie widziałem w obecnej stolicy, w Krakowie praktycznie się nie widuje….”

    A ja korkowe rekordy ustanawiałem w Krakowie, warszawskie to przy nich lajcik. Owszem, ten naj był okolicach 2005 (wracaliśmy autem z Bratysławy i wrażenie było takie, że cała droga do obrzeży Krakowa trwała krócej niż to, co potem), a od tego czasu już jest coraz mniej hardkor(k)owo.

  46. @borsuk
    „Takich korków jakie widziałem w obecnej stolicy, w Krakowie praktycznie się nie widuje”

    Oczywiście anecdata za anecdatę, ale ja mam odwrotne wrażenie. Może dlatego że w Warszawie już mam mentalną mapę z ostrzeżeniami „strzeż się tych miejsc!”, a w Krakowie potrafię się jak nowocjusz np. wpierdzielić w aleje wieszczów i tam sterczeć jak gupi przyjezdny.

  47. @wo Był okres, że (wstyd się przyznać) najsensowniejszym wariantem objazdu Alei było przez samo centrum, dosłownie pod murami Wawelu. No ale tak czy inaczej ciężko się w te Aleje nie wpierdzielić – i to spora część problemu, bo cała zachodnia część miasta wisi na tranzycie przez Wisłę nimi właśnie – potencjalnie A4, ale to już kawał drogi z centrum.

    @m.bied – oczywiście, Węgrzec, my bad. Ale też całe życie używałem tej krótszej formy, dowiedziałem się o tej poprawnej jakoś w okolicach otwarcia obwodnicy.

  48. ” No ale tak czy inaczej ciężko się w te Aleje nie wpierdzielić – i to spora część problemu, bo cała zachodnia część miasta wisi na tranzycie przez Wisłę nimi właśnie”

    nie do końca- most Zwierzyniecki jest jakimś wyjściem, oczywiście bardziej dla lokalsów bo potem trzeba improwizować warianty (może do Kobierzyńskiej? itd). Co ciekawe, jest to przecież takie instynktowne poruszanie się i „poszukiwanie” nieistniejącej tam jeszcze ale „z grubsza ideowo planowanej” trzeciej obwodnicy (Kraków ma ukończoną pierwszą ale to obecnie praktycznie nieprzejezdna abstrakcja w najściślejszym centrum, drugą – praktycznie wiecznie stojącą w centrum, czwartą właśnie powoli kończoną oraz całkowicie rozwaloną i nieukończoną trzecią….) w postaci trasy salwatorskiej. Oczywiście most Zwierzyniecki był ostatnio przez ponad rok tworem silnie teoretycznym z powodu jego prawie odcięcia od świata poprzez remont Kościuszki, ale ten się skończył. Są pewne myki powodujące możliwość przeciskania się tu, a ma to o tyle fundamentalne znaczenie że mówimy tu o przeprawie przez Wisłę- most Zwierzyniecki jest właśnie pomiędzy zawsze stojącą ATW a zawsze stojącą A4. Niemniej, powtórzę, kwestia dla lokalsów bo nawet po przejechaniu tym mostem na drugą stronę Wisły i tak jesteśmy spychani w stronę ATW, trzeba improwizować klucząc lokalnie by przesuwać się na południe zakosami unikając krytycznych korkujących się miejsc.

  49. @ trgpl

    …Ostatnie zmiany to to, że PKP na trasie do Szczecina przyspieszył i teraz szybciej się jedzie pociągiem niż autem…

    No teraz to jakieś 4h z ogonkiem. Bajka. Pamiętam za moich studenckich czasów, gdy osobowy ze zniżką był tańszy niż drynda na dworzec, to było z 7h, a wsiadało się przez okno.
    A w temacie obwodnic. Ogłoszono przetarg na Zachodnią Obwodnice Szczecina, w skrócie Zośka, z pięciokilometrowym tunelem pod Odrą na wysokości Polic. Rany! Z domu nad morze, a mieszkam na północy Szczecina, dojadę w 45 minut, no, może w godzinkę! Teraz przebić się przez Szczecin, wcisnąć się w sezonie w korek przy wjeździe na dawną berlinkę i wlec się z kolesiami z Dolnego Śląska i braćmi Czechami przynajmniej do Goleniowa, gdzie część narodu odbija na Kołobrzeg, to plus jakaś godzinka z baaardzo dużym hakiem.

  50. @borsuk no tak, celowo nie wspominałem o Zwierzynieckim, bo to wariant dla konesera-zwłaszcza przy jeździe z Podgórza na lewy brzeg. Przerabiałem chyba te wszystkie warianty podczas pracy na Podgórzu, obecnie jak muszę jechać do biura wybieram pociąg i niespecjalnie narzekam. A – no i teraz zniknie „nieoficjalna” IV obwodnica, czyli ruch w przeróżnych miejscach omijających Opolską – typu ul. Gaik czy Pachońskiego. Sam jestem ciekaw, ile relacji do których człowiek się przyzwyczaił zmieni się teraz po otwarciu obwodnicy.

    Tak patrzę, to most Zwierzyniecki stoi już prawie ćwierć wieku i niespecjalnie dorobił się jakiegokolwiek układu komunikacyjnego(zwłaszcza porównując z oddanym w podobnym czasie Kotlarskim). Ale ogółem zachodnia część miasta przez lata była zapomniana, a inwestycje szły w inne rejony. I III obwodnica najbardziej nie istnieje właśnie w zachodniej części miasta.

  51. @mw.61
    „Pamiętam za moich studenckich czasów, gdy osobowy ze zniżką był tańszy niż drynda na dworzec, to było z 7h, a wsiadało się przez okno.”

    Jestem ciut młodszy, to były moje szkolne czasy. Bywało i ponad 8h (Kutno – Kołobrzeg), tata z peronu wbijał do wagonu przez okno i mnie wciągał, mama próbowała szczęścia drzwiami. Jak już przeszedł kontroler, to tata jedną walizkę zdejmował na dół, a ja właziłem i leżałem sobie na brzuchu na tej półce u góry.
    Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt. Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek. Nigdy nie będzie takiego lata.

  52. @mw
    „wsiadało się przez okno.”

    Też mam dużo takich wspomnień – jak się jechało tzw. rzeźnią w góry, i zajmowało się miejsce w wagonie właśnie przez okno. I to najlepiej jeszcze zanim wjechał na Wschodni, więc z poziomu ziemi (nie z poziomu peronu). Byłem jako student szczupły i zwinny (!), wskakiwałem i zajmowałem Osobom Koleżeńskim (które wrzucały plecaki przez okno i przebijały się przez ciżbę do przedziału, gdzie ja stałem na straży. Myślałem wtedy że nigdy nie będzie mnie stać na samochód.

  53. Pociąg z Wiednia do Warszawy w sierpniu 1981, krótko przed stanem wojennym. Celnik marudził, że w toalecie jeszcze nie robił odprawy – niedoświadczony jakiś.

  54. „III obwodnica najbardziej nie istnieje właśnie w zachodniej części miasta”

    ad vocem: wierzysz w to że Kraków porwie się na tę realizację? Wiemy co to oznacza- 3 kilometry tunelu pod wzgórzem śr. Bronisławy…..

  55. @gdzie bardziej hardkorkowo

    Sprawa chyba faktycznie w tym, kto ma które mapy mentalne wgrane pod czaszkę. Muszę wyznać, że ze swoją mapą dróg rowerowych i drugą, zapasową, linii tramwajowych właściwie nie zauważam nasilonego ruchu ulicznego w Krakowie (no chyba że jest jakiś ponadprzeciętny armageddon typu stojąca Królewska pod tzw. Bibrostalem, to wtedy jest temat do rozmów w tonie sensacjonalnym w domu przy stole); natomiast raz na ruski miesiąc, kiedy trzeba np. przewieźć emblematyczną szafkę z lewobrzeża na Podgórz, to robię tak, jak już opisywał kol. @zaczadzony borsuk: na czuja i zakosami, zakosami. (Oprócz wspomnianego mostu Zwierzynieckiego i drugiego z mniej zapchanych, Kotlarskiego, warte uwagi jest jeszcze wbijanie na Dębnicki z przyczajki zza winkla – po wcześniejszych urokliwych zakosach przez Półwsie – od ul. Kościuszki, teraz, jak już skończyli remont).

  56. „Rany! Z domu nad morze, a mieszkam na północy Szczecina, dojadę w 45 minut, no, może w godzinkę! ”

    Ja z prawobrzeża tyle jadę, pociągiem.

  57. @amatil

    > Należy więc pojechać do centrum przed północą (najlepiej samochodem, komunikacja nocna niekoniecznie jeździ do naszej lokalizacji), ustawić się w kolejce do kasy (odpowiednio wcześniej, inni też znają tę sztuczkę). I już, prościzna

    To, co piszesz, to czasami faktycznie mogłaby być jedną z prostszych dróg. Zakup biletów w PKP IC, ze szczególnym uwzględnieniem międzynarodowych, to nie są proste sprawy. W tym sezonie pobili sami siebie, gdyż nie uruchomili sprzedaży na 2 miesiące przed moim wyjazdem. Nie bo nie, a i tak jest to jeden z najkrótszych terminów dostępności sprzedaży w Europie (por. IT 4, DE/AT 6 m-cy). Gdy już postanowili, że może jednak uruchomimy, w końcu został mniej niż miesiąc i miejsca mogą już zajmować podróżni krajowi, cena przez chwilę wynosiła 1000 zł, a w OBB 50€. Z przyjemnością dałem zarobić OBB, próbując nie pamiętać, że operatorem tego połączenia jest IC – zarobi tak czy siak. I tak udało mi się skompletować bilety nr 12 i 13 na moją podróż – wszystkie pozostałe leżały bezpiecznie na dysku niekiedy od prawie pół roku.

    Czekam aż Donald przypomni sobie o swoim liberalizmie. A rzekomo zwariowana na punkcie ekologii Europa, zintegruje kolej i przestanie ją dyskryminować cenowo. Rozmarzyłem się.

  58. @wo „To jest po prostu obiektywny fakt, że jeśli nie jedziemy „z centrum miasta do centrum miasta”, tylko z Międliszewa do Mycisk, koszty i czas podróży „na dworzec / z dworca” często zabijają całą oszczędność.”

    Czasowo nie mam objekcji, same przesiadki roztrwaniają przewagę ale kosztowo musiałbym się srogo nagimnastykować by samochód po kraju okazał się tańszy dla mnie (a jeden na trasie pali 5,5 l a drugi 4,5 l). W poprzedniej pracy jak jeszcze byłem samochodziarzem to oczywiście wybierałem auto do każdej najmniejszej wioski w jakiej miałem zlecenie (i cyk w koszty), teraz jakbym miał to samo pracować to wybrałbym kombo pociąg + e-bike.

    @Froz „Koledzy może w koszty kilometra wliczają cenę auta, ubezpieczenia, napraw i przeglądów.”

    Oczywiście, liczę różnicę pomiędzy ceną zakupu a obecną ceną na portalach i doliczam wszystkie związane z nimi opłaty, samochody przecież nie są za darmo. Skoro ktoś dolicza busika na stację to czemu miałby nie doliczać kosztów auta?

  59. @Tomasz Czarnek-Plasota

    Wydawało mi się to oczywiste. Te koszty w ogromnej większości nie zależą od liczby przejechanych kilometrów. Więc jeśli ktoś robi rocznie 5 tysięcy kilometrów, to wyjdzie kilkakrotnie drożej na kilometr niż komuś, kto robi 20 tysięcy.

    Swoją drogą w ostatnich latach był taki czas, że licząc to tak, jak twierdzisz, wychodziłaby ujemna cena za kilometr, bo używane auta mocno drożały (mam w rodzinie przypadek sprzedaży auta po roku czy dwóch w cenie o 20% wyższej niż kupna).

    W praktyce jeśli w ogóle rozważamy alternatywę auto a kolej, to przecież auto mamy i musimy za nie płacić i tak. Jeśli ktoś auta nie ma to jest to czcze gadanie.

    Przy czym ja to wszystko mówię jako wielki miłośnik kolei. Kilka lat temu nawet wybrałem się z rodziną koleją do Chorwacji i było to niezapomniane przeżycie (z gatunku „dobrze się wspomina, ale w trakcie to był koszmar”), nie żałuję.

    Co nie zmienia faktu, że prawie zawsze, gdy to sprawdzam, kolej jest dla mnie droższa niż auto.

  60. @Tomasz Czarnek-Plasota oraz @Froz

    Zachęciliście mnie, żebym sprawdził swój domowy system księgowy. Intuicyjnie wyczuwałem spory spadek kosztów po sprzedaży auta i to się potwierdziło, aczkolwiek zaznaczam, że nie jest to bardzo łatwo porównywalne, bo po prostu styl życia jest inny, gdy ma się auto.

    > W praktyce jeśli w ogóle rozważamy alternatywę auto a kolej, to przecież auto mamy i musimy za nie płacić i tak. Jeśli ktoś auta nie ma to jest to czcze gadanie.

    Moim zdaniem nie jest to prawda, bo rozważałem alternatywę transport publiczny vs auto zarówno mając, jak i nie mając auta. Po prostu porównujemy tutaj nie pojedynczą podróż – bo wtedy faktycznie samo paliwo ma może i sens – a TCO (total cost of ownership), bo nic innego nie ma sensu.

    Wyszło mi, że moim absolutnie najtańszym autkiem, który dla mnie był głównie autobusem do pracy + pociągiem na wakacje, w przeciągu 48 miesięcy i 68 tysięcy przebiegu wydałem 30kPLN, z czego paliwo to połowa tej kwoty. 0,44 pln / km. Uwzględniłem wszystko, włącznie z 2kPLN od ubezpieczyciela, których nie wydałem na naprawę lakieru zdartego na zderzaku (nawet nie pękł). Raczej taniej się nie da, tym bardziej, że są to kwoty z czasów, gdy inflacja nie była czynnikiem. Dowolne nowe auto przy współczesnych kosztach to wyjdzie już raczej 1,44 zł.

    Natomiast od czasu kiedy samochodu nie mam, przez 90 miesięcy wydaliśmy… 35 kPln licząc z dwiema kartami miejskimi, zagranicznymi podróżami pociągiem (które są drogie), wypożyczaniem aut, taxi, etc. Licząc ze skuterem, który jest dla mnie zabawką nieuzasadnioną niczym oprócz czystej chęci wychodzi 48 kPLN.

    Daje to 625 zł / m-c za auto (bez jednej karty miejskiej) vs 390 za transport publiczny (z dwiema kartami miejskimi) vs 530 za transport publiczny ze skuterem. Nie uwzględniałem inflacji, a powinienem. W realu różnica jest większa.

    I teraz wniosek, który jest oczywisty nawet bez tych liczb, więc sprawdziłem je chyba głównie żeby się utwierdzić: od 3 os. aucie lub częstych podróży do Mycisk – opłaci się.

    Natomiast ta cała kalkulacja nie uwzględnia rzeczy, których nie da się wyrazić w pieniądzu, a które dla mnie są powodem, że wolę nie mieć auta, bo moje motywacje od samego początku nie były finansowe, to tylko miły dodatek. Wciąż zdarza mi się usiąść za kółkiem lub na fotelu pasażera i po każdej podróży A2, czy w szczycie w Warszawie przypominam sobie, jak to dobrze, że nie muszę się w to bawić na codzień.

  61. @kjeld

    „Moim zdaniem nie jest to prawda, bo rozważałem alternatywę transport publiczny vs auto zarówno mając, jak i nie mając auta. ”

    Dobrze, ale nie taki był temat dyskusji. Mowa była nie o alternatywie „transport publiczny vs auto w codziennych dojazdach do pracy” tylko „podróż z Warszawy do Krakowa (i podobne) koleją a autem”. Przecież zwykle ludzie auta mają nie po to, żeby jeździć na takich trasach, ale żeby dojeżdżać do pracy. I wtedy zwykle nie chodzi o koszt, tylko o czas i wygodę.

  62. Ok, jeśli zgubiłem wątek to przepraszam. Wyjaśniłeś swój punkt widzenia i przyjmuję go. W takiej sytuacji, o jakiej piszesz (auto i tak jest ze względu na pracę), faktycznie można tak patrzeć, ale nie jest to jedyne możliwe położenie.

    Pozostanę jednocześnie przy stanowisku, że nie można tego wyizolować i generalnie decyduje TCO.

    > Przecież zwykle ludzie auta mają nie po to, żeby jeździć na takich trasach, ale żeby dojeżdżać do pracy.

    Chyba tu jest główna różnica. Nie wiem od jakiego progu procentowego zaczyna się „zwykle”, gdzie resztę można zaniechać. Ja bym powiedział, że większość może i owszem, ale *mnóstwo* osób nie.
    W najbliższej rodzinie, a nie jest ona duża, mam przynajmniej 3 osoby, które posiadają auto do wszystkiego, tylko nie do tego, aby jeździć nim do pracy. Powody: osoba emerycka, osoba freelancerska/HO, osoba która nie przepada za jazdą w korkach.

  63. Dołączę się. Auto mam, ale na zakupy, wypady weekendowe, odwiedziny u krewnych, wakacje. Na pewno nie do pracy — nawet nie ze względu na koszty (jak kiedyś liczyłem, to paliwo było tańsze niż bilety), ale ze względu na stres korkowo-parkingowy. Dojazd do Warszawy? Jak ostatnio musiałem, to wybrałem pociąg, ale wiele zależy od czynników pobocznych (centrum, czy peryferia; sam, czy z żoną).

    BTW. W drodze do pracy, w zbiorkomie, usłyszałem kiedyś uwagę współpasażera, że „tu jest Kraków, ludzie są centusiami, jak dojeżdżają do pracy samochodem to co najmniej we dwóch”. Jak dla mnie, to pewna idealizacja, ale faktem jest, że zupełnie poza pokoleniową i ideową banieczką można znaleźć ludzi, którzy odkrywają uroki zbiorkomu mając samochody.

  64. Co do wjazdu Północną Obwodnicą do KRK- widoczki z niej są na razie najładniejsze. Co do ograniczenia- zapewne takie będzie (może max 100km/h)- droga jest dość kręta i jest trochę pagórków po drodze, a pierwsze dzwony były już chyba 8 godzin po otwarciu. Dzwony, nie dzwon. A wjazd przez Nową Hutę- to wjazd przez malutką dróżkę pomiędzy dwoma osiedlami. Nikt nie planował że będzie to wielka trasa wjazdowa do KRK, i nikt nie ma zamiaru nic z tym zrobić, więc proszę się nastawić na czekanie na ulicy Piasta Kołodzieja, która już przed oddaniem POK była na skraju zapaści. I żeby zakończyć wątki- po Krakowie nie jest wyzwaniem jeździć. Wyzwanie- to zaparkować. Chyba rok temu podjąłem próbę zaparkowania w niedzielę w okolicach Rynku, czyli wewnątrz 1szej obwodnicy. Po godzinie kręcenia się musiałem się poddać.

  65. @robur na pewno pierwszej? Pierwsza to obręb Plant, więc trzeba jeszcze mieć bumagę na wjazd.

    Ograniczenie będzie też pewnie ze względu na hałas – w wielu miejscach przebiega dość blisko zabudowanego. Z 2 strony – to jest raptem 1.5 minuty różnicy między jazdą 100 a 120 km/h na całym odcinku obwodnicy. A o wjazd przez Hutę – raczej chodzi o węzeł Igołomska albo Mistrzejowice (generalnie fakt – obecny Batowice trafia w te i tak zakorkowane Piastów) – ale pozostałe węzły z tamtej strony ringu mają już sensowniejszy układ (i przepustowość, bo korki na A4 generują skopane węzły na Centrum czy Skawinę).

  66. @fitz- słuszna uwaga, chodziło mi o II-gą. Z resztą, kiedyś w niedzielę pojechaliśmy na Kazimierz, i też musiałem się poddać. Tak więc dla mnie kluczowe nie są korki w Krakowie, a brak miejsc do parkowania. Co do wjazdu- właściwie to teraz jedynie Batowice umożliwiają wjazdu do Huty, więc w najbliższy wtorek, gdy wszyscy wrócą do pracy będzie prawdziwy stress- test. Z drugiej strony- szkoda że miasto oczywiście nie wyrobiło się z parkingiem (to eufemizm, bo ponoć nie ma wolnych terenów dookoła) w okolicach węzła/stacji Kraków- Piastów. Część ruchu można by od razu zatrzymać tam, no ale po co….

  67. @Robur

    „Po godzinie kręcenia się musiałem się poddać”

    Na chodnikach wzdłuż Westerplatte w okolicach strażnicy często są miejsca. A jak tam bida, to jeszcze jest górna płyta dworca (oznaczona jako parking Galerii Krakowskiej); równowartość 3 ojro za pierwsze 3 godziny – tanio jak na 1. świat.

  68. @m.bied
    …akurat był pomysł z drugiej strony Rynku, czyli okolice Alej. I po snuciu się wzdłuż Gramatyk, Rajskich, Karmelickich się poddałem. Teraz tylko zbiorkom- mam zamiar przetestować nową stację Kraków- Piastów, gdzie za równowartość 1,5 ojro mam zamiar obrócić w dwie strony 😉

  69. @Robur

    „z drugiej strony Rynku”

    Popieram ukierunkowanie na zbiorkom, ale gdyby powróciła podobna potrzeba w przyszłości, to często są miejsca wzdłuż Jabłonowskich (na początkowym odcinku oznaczonej jako plac Sikorskiego) między skrzyżowaniami z Garncarską i Czapskich.

  70. @m.bied
    często są miejsca wzdłuż Jabłonowskich.

    Ja zwykle mam szczęście gdzieś w kwadracie Retoryka-Smoleńsk-Zwierzyniecka, raz nawet trafiło się pod samą filharmonią, chociaż czasem trzeba zrobić ze 2-3 pętelki albo odejść na drugi krąg w Garncarską. Ze 2 razy mi się zdarzyło parkować na parkingu pod Placem Na Groblach, jak ktoś ma czas to można też pod Muzeum Narodowym i spacer Piłsudskiego do Rynku. Chociaż ja też jestem team zbiorkom/rower jeśli chodzi o centrum, bo parkowanie to rzeczywiście żadna przyjemność a jak trzeba jeszcze meandrować w godzinach szczytu to już w ogóle kaplyca. Jedyna kategoria w której wygrywa u mnie samochód to maratony wożenia dzieci po instytucjach edukacyjnych/lekarzach/zajęciach dodatkowych. Tutaj niestety zbiorkom przegrywa sromotnie, chociaż w miarę możliwości staram się organizować wszystko jak najblizej miejsca zamieszkania.

    @Węgrz(y)ce
    Podejrzewam że ten zaginiony igrek ma coś wspólnego z osadnictwem węgierskim w tamtych okolicach, wiem że taki rodowód mają pobliskie Bibice (od bibic – czajka po węgiersku), więc i Węgrzy-ce mogły funkcjonować nawet jako jakiś nieformalny, potoczny toponim a z czasem 'y’ zanikło.

    @obwodnica
    Póki co jestem zachwycony. W zeszły weekend pokonałem trasę Kielce-Kraków w 1.5h (wcześniej 30-40min potrafił trwać sam etap przebijania się przez miasto po stronie krakowskiej), a że mam też rodzinę w okolicach Batowic to regularnie poruszam się ostatnio między Batowicami a węzłem Bielańskim i też czas dojazdu spadł o połowę odkąd nie muszę już telepać się 2 albo 3 obwodnicą. Póki co nie mam jednak szczęścia do podziwiania widoków, bo jak nie noc to mgła, za to tunele fajoskie. Co do ograniczenia do 100km natomiast to trochę nie kumam, bo przekrój 3×3 i wszystkie zakręty i górki imho bardzo czytelne, nawet we mgle, ale może w normalnym ruchu będzie to miało więcej sensu, bo teraz pustawo było. Jedyne miejsce gdzie ograniczenie prędkości ma sens to stary fragment pod Jasnogórską, bo takie tam góry i doły że rzeczywiście jazda więcej niż 80 to proszenie sie o kłopoty. A te dzwony to zdaje się byli amatorzy grzania ile fabryka dała, na jednym zdjęciu widziałem bm-kę, więc może skutecznie „przetestował” ile można wycisnąć na nowej trasie, szczegółów jednak nie znam, może nie ogarnęli też oznakowania? W stronę zachodnią jest moment gdzie jeszcze stawiają mur oporowy i cały pas jest wyłączony, odbicie na północ też jest przecież tymczasowe i przewężone.

  71. @Cpt. Havermeyer
    Bejca wjechała komuś w zadek, więc było klasyczne siedzenie na zderzaku. A murek oporowy jest budowany ponownie- chyba komuś coś nie wyszło.

  72. @cpt. Havermayer tak Plac Sikorskiego to trochę taki ukryty klejnot 8 faktycznie w tych okolicach idzie zaparkować. A na Kazimierz, jako że ja z Zachodnich suburbiow to bardzo się cieszę że kolej zaczyna doceniać potencjał i np sporo kursów od strony Krzeszowic kończy od grudnia bieg na Plaszowie. Dziś rano jechałem akurat KMŁna pociąg do Warszawy, całe 10 minut ode mnie ze stacji do Głównego to chyba rekord, nieosiągalny samochodem w żadnych warunkach.

    Choć obwodnica też mi już sporo zmienia, nawigacje np zamiast prowadzić Opolska kierują na TW. No i teściową mam w okolicy węzła Zielonki, nawet pomimo plataniny dróg w okolicy jest to niesamowity skok cywilizacyjny w porównaniu z dotychczasową jazdą Gaik czy Łokietka.

  73. Jeżeli Polska ma stać koleją to ta kolej musi być tańsza. Przykład pierwszy – dzisiejszy IC na trasie 146 kilometrów w pierwszej klasie to koszt 118 złotych od osoby (bilet kupiony dzień przed).
    Wi-Fi nie działa, jedna z toalet bez przerwy zajęta, w toalecie dworca zastępczego brak wieszaka na kurtkę. Można robić w odzieży lub wieszać na klamce.
    Kalkulator jazdy autem wskazuje przy zużyciu 7,4 litra na 100 km przejazd w cenie 7,20 zł za litr E98 na tej trasie w cenie ca 79 złotych.

    W perspektywie mamy katastrofę klimatyczną dla dzieci i wnuków. Alleluja i do przodu! Zawsze można mieszkać w bunkrach za kredyt 0%.

  74. @fieloryb
    „IC na trasie 146 kilometrów w pierwszej klasie to koszt 118 złotych od osoby”
    Za Shinkansen z Tokio do Kioto i z powrotem (w drugiej klasie, bez zniżek za zakup z wyprzedzeniem) zapłaciłem 27540 jenów, czyli ok. 744 zł., wychodzi ok. 78 groszy za kilometr (czyli 146 kilometrów tej trasy to jakieś 114 zł).
    Przeciętna prędkość na tej trasie wyszła ponad 220 km/h.
    Wifi działało…

  75. @janekr
    Na trasie którą przejechałem wylicza mi około 90 km/h więc +- 2,5 raza mniej.
    Porównywanie dwóch systemów kolejowych, a co za tym idzie dwóch sytemów krajowych ekonomii jest obarczone wieloma potencjalnymi błędami.
    Kiedy u nas w latach ’80 w Polse dogorywały furmanki Japonia słynęła z folderowo szybkich kolei.

  76. @fieloryb

    Cena Twojego biletu to jest kwestia przyjętego w Polsce „lotniczego” systemu sprzedaży biletów, gdzie tuż przed odjazdem lub po wykorzystaniu puli tańszych biletów jest drożej.

    U nas można kupić tanie bilety, ale nie na wszystkich trasach i trzeba to zrobić ze sporym wyprzedzeniem, sam niedawno kupiłem bilet za… 30-pare złotych na dwie osoby za ponad 200 km, aczkolwiek to było wyjątkowo tanio, nie wiem co im się stało.

    Dla porównania, w takich Czechach w tym roku kupowałem wiele biletów (prawie wszystkie dzień wcześniej lub wręcz tego samego dnia) i na trasach Brno – Ołomuniec (80 km) oraz Ołomuniec – Pardubice (ok 140 km, ekspres, droższy) zapłaciłem odpowiednio 40 oraz 87 zł. Za dwie osoby.

    Czeski system jest bardzo wygodny, ale ma też swoje wady, które w Polsce objawiłyby się w dwójnasób i chyba kiedyś to już ćwiczyliśmy.

  77. @Froz „Mowa była nie o alternatywie „transport publiczny vs auto w codziennych dojazdach do pracy” tylko „podróż z Warszawy do Krakowa (i podobne) koleją a autem”.”

    A niech i tak będzie, ostatnia moja podróż Gdynia-Kraków z końca października 2024: dwie osoby, w jedną stroną 126 zł, czas rozkładowy 9 godzin 7 minut (nocny pociąg ale nie brałem kuszetki), z powrotem 125 zł, czas rozkładowy 6 godz 23 min. Gmaps samochodem pokazuje 5 godzin 41 minut na 623 km co daje przy założonym spalaniu 4,5 l/100 km około 165 zł w jedną stronę plus 30 ziko za bramki na Amber (jak obowiązuje). Na miejscu w Krakowie pojechalismy tramwajem zwiedzać Nową Hutę a resztę na piechotę ale nie brnąłbym tutaj w koszty bo nie znam cen parkowania w Krakowie. Po 2×6 godzinach (a w praktyce więcej bo na eSkach i autobahnach jeżdzę 100 km/h, zgaduję, że gugiel liczy maksymalną dozwoloną) za kółkiem chyba bym warczał na wszystkich więc extra 3 godziny w nocnym nawet bez kuszetki to dla mnie na plus.
    Ale wiadomo, to jest zaledwie anecdata, ważniejsza niż to czy komuś pali 4 litry i czy przyjedzie wcześniej o pół godziny jest tutaj inna rzecz – by mieć ten zbiorkom tańszy trzeba się wokół tego zakręcić, ja wtedy kupowałem bilety trzy tygodnie przed wyjazdem.

  78. @tcp
    „Ale wiadomo, to jest zaledwie anecdata, ważniejsza niż to czy komuś pali 4 litry”

    Dla mnie cały czas ważniejszy jest problem „pierwszej i ostatniej mili”. To jasne, że pociąg będzie wyglądał atrakcyjniej, jeśli będziemy porównywać start pod dworcem i metę pod dworcem, a do tego jeszcze założymy start o tej samej godzinie – zgodny z rozkładem jazdy pociągów, a nie z moimi potrzebami.

    W praktyce w scenariuszu (który mi się zdarza realnie i który bardzo lubię; w istocie to jest jedno z moich ulubionych Zastosowań Samochodu), że zaraz po lekcjach pędzę na spotkanie autorskie w Myciskach Niżnych, samochód ma potężny head start po prostu dlatego, że zaczynam jechać w kierunku Mycisk od razu po dopiciu ostatniego łyku kawy w pokoju nauczycielskim. W wariancie pociągowym musiałbym się tłuc autobusem, ewentualnie taksówką na dworzec – tam czekać z godzinę aż przyjedzie najbliższy pociąg w kierunku Mycisk, pendolino tam raczej nie dojeżdża, więc przesiadka, druga przesiadka itd. W Myciskach raczej nie ma hotelu, więc spałbym powiedzmy w Nowym Targu (nie wiem czemu, Myciska lokuję gdzieś w tej okolicy), więc to też kolejna wygoda, że nie jestem skazany na pokój gościnny w myciskiej remizie – itd.

    Konkretnie co do Gdyni, to jeszcze chyba nigdy nie miałem żadnego eventu w zasięgu pieszego spaceru od dworca Gdynia Główna Osobowa. Więc owszem, w czasach „przedautostradowych” zdarzało mi się na taki event jechać do Gdyni pociągiem, no ale wtedy znowu taksówka albo SKM, bieganie z walizą po jakichś schodach, itd. Samochód jednak nieporównanie wygodniejszy, choćby dlatego, że – coup de grace! – lepsiejszą koszulę na event po prostu sobie wieszam na wieszaku, nie muszę pakować żeby się nie pogniotła w bagażu.

    Wierzę w istnienie mikoli (miłośników kolei), nie wierzę w istnienie mipakodowów – miłośników pakowania koszuli do walizki.

  79. @Gdynia + jeszcze jeden aspekt tu nie poruszony: alkohol.

    Zdarzało mi się jechać pociągiem do Gdyni* (każdy może wpisać dowolne miasto) i to z przesiadką w Kutnie, a potem kawałek iść/jechać komunikacją miejską, bo miałem tam spotkania zawodowo-towarzyskie. Zawodowość rzutowała na któtkotrwałość pobytu, np. piątek-sobota, natomiast towarzyskość rzutowała na spożycie alkoholu po wywiązaniu się z zawodowości: grono ludzi serdeczne, czasem widzące się raz na rok, np. właśnie w Gdyni, więc ten alkohol czasem ciągnął się do godzin nocnych. Powrót pociągiem był: a/oczywisty, b/wspaniały, c/kołyszący do odespania. Powtórna przesiadka w Kutenku (okrutnym, etc) była niewygórowaną pokutą wyznaczoną przez los.

  80. @mipakodzi
    To akurat częściej słychać ze strony środowisk miłośników rowerów, że obowiązek pojawienia się w wyprasowanej koszuli na spotkaniu, to symbol dominacji samochodu. W przypadku grup, które preferują inne gałęzie transportu, pojawianie się na spotkaniach w wymiętej koszuli, a nawet lekko spoconym, nie jest żadną ujmą.

    Ciekawi mnie czy Gospodarz serio miewa spotkania autorskie w Myciskach? Przy czym opisywany problem jest typowy dla tzw. słoików. I w cywilizowanym świecie jest pomysł na jego zaadresowanie w postaci MaaS. Oczywiście z pewnych obiektywnych względów mobilność jako usługa nie zastąpi w 100% samochodu. Tak czy inaczej szkoda, że w Polsce mainstreamowo ciągle obstajemy przy bardziej naiwnych pomysłach na organizację mobilności.

  81. @lolek
    „To akurat częściej słychać ze strony środowisk miłośników rowerów, że obowiązek pojawienia się w wyprasowanej koszuli na spotkaniu, to symbol dominacji samochodu.”

    Hm, ja akurat mam rower miejski z ramą typu damka, którym spokojnie można jechać w garniturze. Ja tak naprawdę rzadko jeżdżę w garniturze, więc zrobiłem kiedyś tylko testową rundkę. Ale dla casualowego zestawu dżinsy + koszula + marynarka nadaje się idealnie.

    „Ciekawi mnie czy Gospodarz serio miewa spotkania autorskie w Myciskach?”

    Literalne Myciska są miejscowością fikcyjną, więc oczywiście traktuję je tu metaforycznie. Zdarzają mi się (rzadziej niż bym chciał, ale zdarzają) spotkania na wsi, tzn. stroną zapraszającą jest gmina wiejska (nawet nie miejsko-wiejska). Uwielbiam je, chciałbym więcej.

  82. @fieloryb
    „Kiedy u nas w latach ’80 w Polsce dogorywały furmanki”

    Wyobraź sobie moje zdumienie, gdy ostatnio widziałem furmankę – taką zwykłą furmanką z dwoma końmi. Otóż było to sześć dni temu gdzieś między Nałęczowem a Opolem Lubelskim. Po chyba 20-letniej przerwie (nie licząc Rumunii), a zdarza mi się jeździć po różnych dziurach. Na wsi rodzinę też mam, tam chyba nie pamiętają już, co to koń. A to „przebogate” wprost Mazowsze.

    @wo
    „w Nowym Targu (nie wiem czemu, Myciska lokuję gdzieś w tej okolicy)”

    Bo Niżne. Gdzie indziej byłyby Dolne. Od Ustrzyk Dolnych po Dolną Odrę 😉

  83. @cena przejazdu w polskim IC
    Przy zakupie odpowiednio wcześniej można się przejechać eurostarem pod dnem morza z Londynu do Paryża za 58 euro, co daje 63 grosze za kilometr. Czyli za 146 kilometrów fieloryba wyszłoby ok.93 złotych.

  84. W InterCity za 119 zł jest bilet multiprzejazd sieciowy na trzy dni od wtorku do czwartku.

    Na weekendy jest taki w PolRegio za 48 zł (lub 59 zł wspólny z kolejami wojewódzkimi z wielką dziurą w miejscu KolMazu).

    PKP IC w 2023 przewiozło 68 mln pasażerów, uzyskując ze sprzedaży (biletów i nie tylko) 2.5 mld zł co daje średnią 37 zł/pasażer.

    Przychody PKP IC w ostatnim raporcie wyniosły 5 mld zł. Koszty pracy 1 mld, a energii i materiałów 1.5 mld zł. Dotacje wniosŁy 2.5 mld zł, więc to pokrywają, a pewnie suma nie zawiera wszystkiego bo energia pochodzi od jednego dostawcy PKP Energetyka, a nie z wolnego rynku jak paliwo (warto wspomnieć w wielu krajach dotowane).

    Pozostałe koszty to amortyzacja i rozliczenia ze spółkami posiadającymi tory, dworce, czy wspaniały system biletowy PKP Informatyka.

    Jeśli samochody (i drogi) już mamy, to zbiorkom też już mamy. Niewiele we wzajemnej relacji kosztów jest rynkowe.

    Do 2033 GDDKiA ma do dyspozycji 300 mld zł na inwestycje. Krajowy Program Kolejowy narzucony przez UE to ćwierć tego w latach 2021-2027. KPO dorzuciłby inwestycji kolei i zbiorkomu, i dlatego chyba Polska go nie uruchomi do następnej pandemii bo sprawy najmniej ważne przy systemowej roli rynku pracy na dziko.

  85. @wo

    „Dla mnie cały czas ważniejszy jest problem „pierwszej i ostatniej mili”. To jasne, że pociąg będzie wyglądał atrakcyjniej, jeśli będziemy porównywać start pod dworcem i metę pod dworcem, a do tego jeszcze założymy start o tej samej godzinie – zgodny z rozkładem jazdy pociągów, a nie z moimi potrzebami.”

    Ja na szczęście mieszkam tuż obok jednego dworca, a do dwóch innych (w tym Głównego) mam świetny dojazd tramwajami i autobusami. I właśnie też częściowo z tych względów jeśli nie mam szczególnych ograniczeń czasowych to wolę jechać dłużej pociągiem czy nawet busem (choćby flixbus do Holandii) niż lecieć samolotem, bo odpada upierdliwy dojazd z lotniska/na lotnisko czy wszystkie te lotniskowe kolejki i kontrole. Wolę przespać choćby kilkanaście godzin w busie a potem spokojnie dojechać z centrum tramwajem gdzie trzeba.

    Samochodu własnego nie mam, ale też zdecydowanie wolę jechać na dłuższych trasach zbiorkomem niż czyimś samochodem, chyba że jednak przeważają kwestie finansowe, bo mogę się gdzieś zabrać za darmo. Ale w samochodach mam lekką chorobę lokomocyjną (w pociągach czy nawet busach już nie) i do tego pojazd z wbudowaną toaletą > pojazd bez wbudowanej toalety.

  86. Dzień dobry Państwu. Po wielu latach (prawie) nieprzerwanego voyeryzmu postanowiłem się udzielić.
    Oddanie odcinka S7 pod Krakowem to symboliczne zamknięcie pewnej epoki w polskim drogownictwie – epoki głównej drogi jednojezdniowej z poboczami oddzielonymi przerywaną linią. Układ ten pozwalał wyprzedzać na trzeciego o ile tylko samochody wyprzedzane oraz nadjeżdżające z przeciwka uprzejmie zjeżdżały na to pobocze tworząc dla wyprzedzających specyficzny korytarz wymuszonego pierwszeństwa. Usunięcie się na pobocze w odpowiednim momencie należało do dobrego tonu. Brak usunięcia za faux pas. Pozwalało to często na wyprzedzenie na raz kilku samochodów co dawało +1000 w kategorii dynamiczny kierowca.
    Złota era tej unikalnej kultury jazdy przypadała na lata 90-te – boom motoryzacyjny, świeżo upieczeni właściciele (niekoniecznie nowych) aut udowadniali jak efektywnie są w stanie nadrabiać opóźnienia w trasie wynikające z zaniedbań w systemie drogowym. W tym czasie samochody napędzane były silnikami mającymi zwykle po kilkadziesiąt koni mechanicznych – rozbujanie auta do prędkości wyprzedzania na trzeciego (90-100-110-120 km/h) zajmowało chwilę czasu, toteż żal było ją tracić. Forsowano więc jazdę środkiem jezdni tak długo jak ci z przeciwka ustępowali. Nigdy nie zapomnę jazdy za maluchem, który osiągnąwszy na spadku prędkość około 115 km/h był królem środka jezdni bez żadnej woli abdykacji. Wiedział, że tak szybko nie pojedzie już nigdy.

    Po podróżach po Europie i Stanach doszedłem do wniosku, że dla takiego sytemu „niet analoga w mire”. Aż odwiedziłem Uzbekistan – podobnie szeroka jezdnia, chociaż właściwie bez oznakowania poziomego, mieściła na raz trzy pojazdy co pozwalało rozpędzonemu daewoo nexia utrzymywać uzyskane z takim mozołem tempo. Dla dramaturgii w rowach przydrożnych leżało sporo opuszczonych wraków.

    We wczesnym dzieciństwie (połowa lat 80-tych) obserwowałem z wyżyn autokaru PKS jak dobudowywano pobocza na 7 z Warszawy nad morze (ówcześnie droga ta była oznaczona chyba E81, oznaczenia odcinka do Krakowa nie pamiętam). Najwyraźniej kryzys PRL-u nie pozwalał na więcej, odcinki dwujezdniowe były nieliczne i krótkie, zazwyczaj kolizyjne. Po wspomnianej złotej erze, gdzieś po roku 2000 możliwości rumakowania były coraz bardziej ograniczane – kolejne remonty przynosiły zakazy wyprzedzania, linie oddzielające pobocza stawały się ciągłe, pojawiały się wysepki, fotoradary i inne pomysły służące typowo lewackim koncepcjom jak bezpieczeństwo ze szkodą dla bł. przepustowości. Teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu, innej rzeczywistości.

  87. @ausir

    „Wolę przespać choćby kilkanaście godzin w busie a potem spokojnie dojechać z centrum tramwajem gdzie trzeba.”

    Ja też bym wolał, gdyby to nie oznaczało konieczności brania dodatkowego dnia wolnego na podróż w każdą stronę 🙁

  88. @lolek

    „To akurat częściej słychać ze strony środowisk miłośników rowerów, że obowiązek pojawienia się w wyprasowanej koszuli na spotkaniu, to symbol dominacji samochodu.”

    W biurze do którego czasami przychodzę pracować (Oslo Bjørvika) są prysznice i żelazko. Rowerzyści-garniturowcy trzymają mundurek w pracy i prasują sobie koszulę przed zebraniami. Ale to pewnie by nie sprawdziło się w bardziej kieratowej kulturze pracy niż norweska.

    NB w samochodzie garnitur i koszula też się mogą wymiąć.

  89. @rw
    „NB w samochodzie garnitur i koszula też się mogą wymiąć”

    Chyba w razie wypadku? Przecież w typowym scenariuszu (meganieekologicznym, ale jakże wygodnym – że ktoś samotnie pędzi SUVem) wieszasz to na wieszaku. Jest nawet lepiej niż w szafie, bo luźniej.

    @sienic
    „Najwyraźniej kryzys PRL-u nie pozwalał na więcej,”

    Z kronikarskiego obowiązu zaznaczę jednak, że PRL zaczął modernizację odcinka Warszawa-Gdańsk od wybudowania odcinka pod Zakroczymiem w standardzie wówczas zwanym autostradowym (obecnie upgradowanym do standardu współczesnej ekspresówki). To był jednak gigantyczny wysiłek inwestycyjno-inżynieryjny, bo obejmował nowy most przez Wisłę.

  90. @sienicniepasie „Układ ten pozwalał wyprzedzać na trzeciego o ile tylko samochody wyprzedzane oraz nadjeżdżające z przeciwka uprzejmie zjeżdżały na to pobocze tworząc dla wyprzedzających specyficzny korytarz wymuszonego pierwszeństwa”

    Mieściły się tak i 4 wozy ale wolę nie wspominać pirackich ekscesów mojego Taty na „jedynce” pomiędzy Kowalem (tutaj zjeżdżaliśmy z rodzinnego skrótu Warszawa-Sochaczew-Gąbin-Gostynin) a Toruniem. Z ciekawostek, nadmiarowy asfalt na starej „siódemce” pomiędzy Elblągiem a Gdańskiem jest teraz dwukierunkowym pasem rowerowym.

    @RW „W biurze do którego czasami przychodzę pracować (Oslo Bjørvika) są prysznice i żelazko.”

    Ach, w korpowieży nie pomyśleliśmy by poprosić o żelazko (a przy dzisiejszej pogodzie to i o suszarkę do butów).

    @wo „Wierzę w istnienie mikoli (miłośników kolei), nie wierzę w istnienie mipakodowów – miłośników pakowania koszuli do walizki.”

    Z tym wydaje mi się, że nawet nie ma sensu dyskutować, czy jak to mawiała moja Babcia, wciskać komuś chorobę do brzucha, w większości międzymiastowych przypadków samochód jest wygodniejszy. Stąd zreszta dyskusja obraca się wokół innych kryteriów – czasu i pieniędzy. Jasne, może to być mocno personalne (ja wręcz chorobliwe nie znoszą samotnych jazd powyżej 3 godzin, ostatnia moja dłuższa podróż samochodem to była podróż poślubna) ale wygoda wejścia do windy zjeżdżającej do garażu, przejechania całej trasy i następnie zaparkowania na podjeżdzie jest nie do pobicia. Stąd bardzo ważne jest by i samorządy i Państwo zmniejszały startowe kopenwdupeny związane ze zbiorkomem – gęstsza sieć, lepszy takt, wygodne wieszaczki na marynarkę 😉 Nowy rozkład PKP przyniósł parę rewelacji, jak chociażby pół godzinny takt pomiędzy Gdynią a Warszawą czy 2-3 godzinny do Szczecina, jeszcze, żeby za tym nadążyła kolej regionalna i autobusy.

  91. @tcp

    „ale wygoda wejścia do windy zjeżdżającej do garażu, przejechania całej trasy i następnie zaparkowania na podjeżdzie jest nie do pobicia.”

    Norwedzy ten problem rozwiązują drastycznie ograniczając możliwość parkowania w centrum.

  92. @wo
    „Dla mnie cały czas ważniejszy jest problem „pierwszej i ostatniej mili”.”

    Zapewne dlatego, że mieszkamy w kraju, w którym politycy mają totalnie wywalone na kwestie ekologiczne. Oczywiście, w przypadku umownych Mycisk samochód zapewne zawsze będzie lepszą opcją, ale w przypadku dużych europejskich miast zazwyczaj wygląda to tak, że zostawia się wóz gdzieś na obrzeżach i do centrum się jedzie zbiorkomem. Jak robiłem ze znajomymi objazdówki samochodowe (przyznaję, ma to plusy, można np. zjechać z trasy i zobaczyć jakiś ładny pałac na zadupiu), to nawet w niewielkim Akwizgranie nie próbowaliśmy się autem przeciskać do centrum. Oczywiście wiem, że u nas się to szybko nie zmieni, co najwyżej będą pozorowane działania jak SCT w Wawie (ktoś dostał mandat?), ale na lewicowym blogu to chyba nie powinien być powód do radości? Ciekawe ilu PT komcionautów posiada samochody, którymi można legalnie poruszać się po centrach europejskich miast.

    @kjeld
    ” A rzekomo zwariowana na punkcie ekologii Europa, zintegruje kolej i przestanie ją dyskryminować cenowo.”

    To jest temat, który mnie wkurza najbardziej. O ile w stosunku do naszych polityków wyzbyłem się jakichkolwiek oczekiwań, tak nie rozumiem dlaczego Unia, w której tyle mówi się o ekologii nadal promuje latanie. Wiem, że do zbudowania międzynarodowej siatki szybkich połączeń potrzebne są inwestycje w infrastrukturę, a na to trzeba czasu, jednak należałoby zacząć od małych kroczków. Np. dopłat do biletów kolejowych, żeby na krótkich dystansach pociąg był tańszy od Ryanaira. Do tego przydałaby się sieć nocnych pociągów z kuszetkami, one nie muszą być demonami prędkości.

  93. @unierad
    „Ciekawe ilu PT komcionautów posiada samochody, którymi można legalnie poruszać się po centrach europejskich miast”

    Bez przesadyzmu, Niemcy zatrzymali się na kryterium Euro 4. To spełniają samochody sprzed 20+ lat. Ja jestem tak ogólnie entuzjastą SCT, bym rozszerzał i zaostrzał.

    @rw
    „Norwedzy ten problem rozwiązują drastycznie ograniczając możliwość parkowania w centrum.”

    Sam jesteś drastyczny. Nigdy nie byłem w Oslo samochodem – no bo to już naprawdę by nie miało sensu, uwzględniając prom przez Bałtyk itd. – ale z kronikarskiego obowiązku odnotowywałem to, że hotel miał swoje miejsca (z których nie korzystałem), a np. kamienica, w której mieszka Jo Nesbo też. Więc teoretycznie gdyby taka była moja szajba, mógłbym z tego hotelu podjechać na miejsce wywiadu. Strefę zakazu w Oslo da się przejść przez kwadrans (z jednego krańca na drugi).

  94. @unierad „Wiem, że do zbudowania międzynarodowej siatki szybkich połączeń potrzebne są inwestycje w infrastrukturę, a na to trzeba czasu, jednak należałoby zacząć od małych kroczków”

    Kraje bałtyckie właśnie startują z kolejowym połączeniem Wilno-Talin, zważywszy, że reklamują je przesiadkami „trwającymi tylko 19-25 minut” (i biletami kupowanymi oddzielnie na każdy z trzech odcinków) widać jak w lesie są międzynarodowe połączenia kolejowe. Link do strony estońskiego przewoźnika – link to elron.ee
    Mnie oczywiście nawet taka proteza cieszy bo będę miał jeszcze jeden środek transportu by móc dojechać do Finlandii gdzie brakuje mi dwóch odcinków by zamknąć rowerową pętlę wokół Bałtyku i nie korzystać z usług Viking Line która w rejsie ze Sztokholmu w sezonie ma zbójeckie ceny.

  95. @Bastian

    Wyobraź sobie moje zdumienie, gdy ostatnio widziałem furmankę – taką zwykłą furmanką z dwoma końmi.(…)

    Widok godny sfotografowania.

    W pamięci mam wozy (z wiecznie nieogolonymi woźnicami) zaprzężone w dwa lub jednego konia wiozące węgiel, złom, stare meble, narzędzie, worki, cokolwiek.

    W mojej okolicy funkcjonowała (a potem została zamknięta) stadnina koni. Więc widok czworonoga (mniej lub bardziej szlachetnego) nie był czymś niezwykłym. Dziś nawet karawan jest spalinowy. Poza chyba jedną czy dwoma szkółkami jazdy tradycja się nie utrzymała.

    P.S
    Kilka kilometrów od mojego siedliska znajdowała się około 20 lat temu stajnia kłusaków, które „chodziły” na wyścigach sulek. Los tego przedsięwzięcia jest mi nieznany.
    ***
    @WO w Myciskach
    Szanowny Autor był u nas w Myciskach Północnych ;-), leżących gdzieś pomiędzy kartofliskami i polami z innymi płodami rolnymi. Bez samochodu taki dojazd wymagałby co najmniej jednej przesiadki i dowozu do i z odległej około 10 km agroturystyki.

  96. Co do integracji kolei w EU- kiedyś czytałem fajny artykuł, gdzie było dużo mięsa o tym, że „niedasie”. Zacznijmy od tego, że nie ma wyszukiwarek ogólnoeuropejskich- takich jak Skyscanner czy inny Kayak. Ale to najmniejszy problem. Problemem jest zasilanie, inne przepisy (nawet dotyczące tego, po której stronie mamy jeździć), i kwestie językowe. Nie ma czegoś takiego jak język „uniwersalny” w kolejnictwie (w lotnictwie- angielski). Tu za każdym razem musi być lokalna ekipa, z lokalnym językiem. Po prostu każdy kraik zazdrośnie strzeże swoich kolei i traktuje jak perłę w koronie.

  97. @unierad
    > nie rozumiem dlaczego Unia, w której tyle mówi się o ekologii nadal promuje latanie.

    Akcent humorystyczny (ściślej „śmiech przez łzy”): pamiętacie pociąg, który z okazji unijnego marketingu wokół kolei (2021?) miał przejechać przez wszystkie unijne kraje? Pociąg:
    – przekroczył granicę 26x, z czego ogromna większość oznaczała zatrzymanie na granicy
    – tak naprawdę nie był to 1 pociąg, a 3
    – ciągnęło go (je) 55 (!) różnych lokomotyw
    – po 4 rozstawach torów
    – przy 7 rodzajach trakcji (AC/DC/Diesel, różne napięcia)
    – przy prawie tylu systemach sterowania ruchem kolejowym, co krajów, czasami w jednym kraju więcej niż jednym

    Jest to wypadkowa krajowych nacjonalizmów kolejowych i gospodarczych. Tak jak u nas bardzo niechętnie dopuszcza się konkurencję na tory, tak w każdym kraju ciągną w swoją stronę i ci politycy, którzy spotykają się w Europie musieliby uzgodnić pewne rzeczy z listy powyżej. Ktoś byłby na nich wygrany i zapewne nikt poza Niemcami nie chciałby, żeby to były Niemcy. A tymczasem najnowsze ICE nie są międzysystemowe, a obsługują systemy niemieckie. Wyrzucić to do kosza…? Rada UE (ministrowie transportu poszczególnych krajów) mówią temu nie.

    Dodatkowo kupowanie międzynarodowych biletów kolejowych jest tylko dla znawców z know-how lub ludzi z grubym portfelem. Wg mnie to jest nawet bardziej problematyczne niż infrastruktura, bo 95% pasażerów jadąc do Wiednia czy dalej nie ma pojęcia, że właśnie zmienia systemy. Ja też chciałbym tego nie wiedzieć, wbrew mylnemu wrażeniu, które ktoś mógłby odnieść, nie jestem mikolem. Ja się tego dowiedziałem w praniu jeżdżąc po Europie pociągiem, patrząc i dziwiąc się WTF is going on… Natomiast wszyscy klienci bardzo dobrze wiedzą jak trzeba polować na te bilety.

    ZTCW wszystkie te SNCF-y, PKP-y czy DB trzymają swoje dane do systemów sprzedaży biletów dość szczelnie zamknięte, nie ma wspólnego europejskiego API, bo każdy system kolei narodowej jest najlepszy i został napisany przez lokalne DB informatyka i każda zmiana jest niemożliwa. Są jakieś wyłomy w tym zakresie ale tylko w niektórych krajach, a linie lotnicze muszą to robić. Long story short: nie ma (i nie będzie) skyscannera dla kolei. Bo jesteśmy „Europą ojczyzn”, w której niektóre z ww. firm nie godzą się na wprowadzenie obowiązku oferowania biletów „na podróż”, a nie na odcinek i nie chcą modyfikacji idiotycznej taryfy, wg której najtańsza podróż międzynarodowa pociągiem oznacza przekraczanie każdej z granic pieszo.

    Aby nie było tutaj wyłącznie narzekactwa nadmienię, że Unia faktycznie robi pewne zmiany w dobrym kierunku, np. chyba zdecydowano się na jedną trakcję (fun fact: nie tę, która obowiązuje w Niemczech); Czesi zmienią ją w przeciągu najbliższych… dwóch dekad. Istnieje system ETCS, ale jego adaptacja… no nie idzie piorunem, ale wiecie o co chodzi. Sęk w tym, że zmiany niby są, ale robione *bardzo* wolno. W dobie zmian klimatu nieakceptowalnie wolno.

    > Np. dopłat do biletów kolejowych, żeby na krótkich dystansach pociąg był tańszy od Ryanaira

    Na początek wystarczy wyrównać boisko: paliwo lotnicze chyba nie jest opodatkowane ani oakcyzowane, kolejowe jest (15% ceny biletu to energia). Paliwo kolejowe uwzględnia opłaty za emisje, a samochodowe i chyba lotnicze – nie. W kolejowym świecie płacisz zarządcy za każdą czynność na torach (~25% ceny biletu), w lotniczym wprawdzie też, ale już na drodze samochód osobowy nie płaci. Są też jakieś różnice w VAT (kolej tak, samoloty nie). No i dopuścić konkurencję na torach, przydałoby się na wczoraj, ale patrz wyżej.

    > Do tego przydałaby się sieć nocnych pociągów z kuszetkami

    Taką sieć próbuje rozwijać OBB, ale oczywiście lepiej byłoby, gdyby to nie był kolejny pomysł narodowy.

  98. @Robur
    > Tu za każdym razem musi być lokalna ekipa, z lokalnym językiem.

    I potem teksty przez głośnik do pasażerów: „Opóźnienie wynika z problemów po stronie niemieckiej” 😀 (chyba słyszałem ten tekst również w Czechach w stronę Polaków).

  99. @WO
    Technicznie rzecz biorąc to A1 rozjeżdża się z „gierkówką” na wjeździe do Częstochowy (od strony Warszawy patrząc), i od tego momentu gierkówka aż po Będzin była w ciężkich remontach, więc nikt o zdrowych zmysłach nią nie jeździł – niezależnie czy do Katowic, Tychów, czy Krakowa.
    A biorąc pod uwagę jakość drogi przez Bytom to chyba lepiej jechać A1 aż do Gliwic na węzeł Sośnica i dalej A4.

    @Froz
    Wszystko pięknie, tylko dwa lata temu wybrano przebieg szprychy nr 7 przez środek Mikołowa (śladem istniejącej linii).
    link to gostynslaska.pl
    Przy czym sama idea tej szprychy jest mocno bez sensu biorąc pod uwagę, jak rozbudowywana jest magistrala E65 na odcinku od Będzina po Zebrzydowice…

  100. @fieloryb
    „Szanowny Autor był u nas w Myciskach Północnych ;-), leżących gdzieś pomiędzy kartofliskami i polami z innymi płodami rolnymi. ”

    To nie są Myciska, to miasto z hotelem! Acz jak u Skubikowskiego, to „jedyny hotel w mieście”. W każdym razie, jednak miasto, a Myciska powinny być wsią. No i jak już napisałem, uwielbiam spotkania autorskie w małych miejscowościach. Nie żebym nie lubił w Krakowie czy w Gdańsku, no ale tam już generalnie głowne atrakcje mam obcykane.

  101. @Robur
    „Co do integracji kolei w EU- kiedyś czytałem fajny artykuł, gdzie było dużo mięsa o tym, że „niedasie”. Zacznijmy od tego, że nie ma wyszukiwarek ogólnoeuropejskich- takich jak Skyscanner czy inny Kayak.”
    Jak to nie ma? Właśnie wyszukiwarka Rome2Rio poinformowała mnie, że gdybym chciał jechać do Paryża w sobotę, to najszybsza podróż (14 godzin) wymaga 5 przesiadek: w Poznaniu, 2 w Berlinie, w Hanowerze i w Karlsruhe
    link to rome2rio.com

  102. co do mycisk i pkp, chcialbym przypomniec ze Polska to juz tak zachodni kraj (czytaj zrobilo sie tak drogo…), ze wynajęcie samochodu jest tanie i wariant pociąg do dużego miasta + wynajęty samochód od stacji do mycisk jak doliczyć brak zmęczenia z jazdy jest całkiem atrakcyjnym finansowo rozwiązaniem.

  103. @bartoszcze

    „Wszystko pięknie, tylko dwa lata temu wybrano przebieg szprychy nr 7 przez środek Mikołowa (śladem istniejącej linii).”

    Ok, przyznaję, że już się pogubiłem, bo tyle tych wariantów było, myślałem że ten w końcu odrzucili, bo łuki i zabudowa blisko torów. Z linku, który podałeś wynika, że ta rozbudowa to będzie taka trochę fikcyjna, skoro „odcinek wysokiej prędkości będzie poprowadzony dopiero za Mikołowem i Łaziskami”. Ale w takim razie w jaki sposób rozbudowa istniejącej linii to jest przecinanie miasta na pół? Kompletnie nie rozumiem tej argumentacji, wydawało mi się, że ludzi protestowali właśnie przeciw innym wariantom.

  104. @wo

    „Sam jesteś drastyczny. Nigdy nie byłem w Oslo samochodem – no bo to już naprawdę by nie miało sensu, uwzględniając prom przez Bałtyk itd. – ale z kronikarskiego obowiązku odnotowywałem to, że hotel miał swoje miejsca (z których nie korzystałem), a np. kamienica, w której mieszka Jo Nesbo też. Więc teoretycznie gdyby taka była moja szajba, mógłbym z tego hotelu podjechać na miejsce wywiadu. Strefę zakazu w Oslo da się przejść przez kwadrans (z jednego krańca na drugi).”

    Mi się zdarzało jeździć do Oslo samochodem z różnych powodów (odebrać / dowieźć coś ciężkiego, podwieźć staszą osobę w zimie, etc). Moje lived experience mówi, że parkowanie w Oslo suxx (zwł. w zimie bo ulice są odśnieżane tak sobie, więc np z dwóch miejsc robi się jedno) i to jest by design. Nawet poza strefą zakazu.

    A mój biurowiec nie udostępnia miejsc parkingowych pracownikom bez specjalnego podania (niepełnosprawni) albo przywilejów (CEO). Mam zniżkę na parking komercyjny nieopodal, który jest tak niewygodny i nawet po zniżce drogi, że dziękuję.

  105. @WO

    To nie są Myciska, to miasto z hotelem! Acz jak u Skubikowskiego, to „jedyny hotel w mieście”. W każdym razie, jednak miasto, a Myciska powinny być wsią.(…)atrakcje [w dużych miastach] mam obcykane.

    No nie jest – racja. Hoteli na upartego można nawet zliczyć 1 i pół w porywach nawet dwa :-). Co do atrakcji to z powodu ówczesnej pandemii niewiele dało się zobaczyć, poza giełdą analogów. Szczerze, to poza spacerem krajoznawczym mało jest tu do zobaczenia. Jak pisał zapoznany, lokalny poeta: „dwa pośladki wzgórz|przecięte wstęgą rzeki”.

  106. @Froz
    „w jaki sposób rozbudowa istniejącej linii to jest przecinanie miasta na pół?”

    Linia jest jednotorowa, a zabudowa blisko toru.

    „wydawało mi się, że ludzi protestowali właśnie przeciw innym wariantom”

    Każdy wariant miał swoich przeciwników, ale łączyło ich przekonanie o zbędności tej szprychy.

  107. @Froz
    >”miałem auto na gaz, koszty w tamtych czasach to było jakieś, hmm 30 groszy na 100 km”
    Ekhm, w którym momencie gaz był po 3 gr/l lub jaki samochód palił 0,5 litra gazu na 100 km?
    Przypominam W 94 lpg kosztował 70 gr i nie spotkałem się w tamtym czasie z autem palącym mniej niż 10 l gazu na 100, przy przeliczniku spalania w ówczesnych instalacjach gaz = benzyna x1,5. Takoż minimum z minimów to około 7 zł na 100 km.
    Skromnie licząc utratę wartości złotówki x5 przez 30 lat, daje to obecne 35 zł na 100 km.
    Tak że od 30 gr na 100 km doszliśmy do wartości 2 rzędy wielkości wyższej.
    Q.E.D.
    >”Przecież zwykle ludzie auta mają nie po to, żeby jeździć na takich trasach, ale żeby dojeżdżać do pracy.”
    Veto, albo nie, dzięki temu czuję się niezwykłym 😉

    @zaczadzony borsuk
    >”w postaci trasy salwatorskiej”
    Żadna trasa „salwatorska” nie jest planowana. Przedłużenie trasy Łagiewnickiej, czyli Pychowicka i Zwierzyniecka owszem, a to oznacza dodatkowy most, co jeszcze da radę, ale i (o zgrozo!) tunel pod Sikornikiem/Bronisławą – dlatego niestety nie obstawiam, że w przeciągu 20-30 lat się za to zabiorą. Póki co priorytetem jest/będzie „metro”.
    >”węzła Mistrzejowice (ten w budowie do czerwca 2026)”
    Kurde, żyłem w mylnym błędzie, że to czerwiec 2025 ma być, aleś mnie pan tera zasmucił 🙁

    @trgpl
    >„w którymś momencie przy wjeździe do Krakowa wszystko się zwęża do jednego pasa, i to co się zyskało na trasie traci się w korku. Prawda to?”
    Tak, ale zwężenie ma dokładnie 1,2 km. Dokładnie zmierzyłem, bo jest już Street View, i tak jak @wo pisał zwęża i rozszerza się płynnie bez skrzyżowań i bez świateł.
    Obstawiam też że się to skróci poniżej 1 km, bo od strony Waw jest potencjał na skrócenie zwężenia.
    Oddali S52, ale tak nie do końca, np. węzeł Zielonki też w połowie nie działa.
    Wracając do adremu – całkowita nieprawda że aż tyle się traci.

    @m.bied
    >”tzw. Bibrostalem”
    Tego nie słyszałem, jakaś etymologia?
    Jeśli już miałbym białoszewskić to Bimbrostal.
    Obecnie wśród młodzieży zaczął fungować Bronx.
    Priv: Zdrowia dla brata!

    @Cpt. Havermeyer i @m.bied
    Za „W tej pięknej ziemi. Gmina Zielonki od średniowiecza do czasów współczesnych” M.Wyżga 2009:
    „Węgrzce to nazwa o charakterze etnicznym, utworzona od Węgrów (ludzi pochodzących z Węgier). Dawna nazwa wsi Vengerce oznaczała dosł. wieś Węgrów. Za koncepcją tą przemawia prawdopodobna obecność w tych okolicach osadników lub jeńców węgierskich, co znalazło odzwierciedlenie w nazwach kilku innych, okolicznych wsi, wywodzących się, jak się przypuszcza, z języka węgierskiego (por.: Batowice od báttya – stryj, Bibice od bíbic – czajka, Boleń od bölény – tur, żubr, Bosutów od bosszú – zemsta).”

    @Bastian i @fieloryb
    #furmmanki od Beskidu Sądeckiego i dalej pasmami Beskidów na wschód widuję przynajmniej raz w roku, niemniej fakt – często tam bywam.

    @kjeld
    >” W kolejowym świecie płacisz zarządcy za każdą czynność na torach […] na drodze samochód osobowy nie płaci.”
    Podatek drogowy jest zawarty w cenie paliw.

    Ad vocem:
    Kontynuacja S52 z Głogoczowa do Bielska-B. info z wczoraj 15.01:
    link to motoryzacja.interia.pl

  108. Co do cen biletów kolejowych, to dzisiaj korzystałem z połączenia Intercity Warszawa Centralna – Żyrardów, i zdumiało mnie jak tani bilet był. Pół godziny pociągiem zamiast 40 minut samochodem za głupie 17 zł, toż to darmocha prawie. Pamiętam jak dawniej bilety na pospieszne były dużo droższe od zwykłych.

  109. Pośpiechow już dawno nie ma, podział w Intercity jest teraz taki: TLK/IC – z dopłatą od ministerstwa, połączenia zamawiane (takim zapewne jechałeś) oraz ExpresIC/EIP – zasady czysto komercyjne.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.