„Zatrzymując się na chwilę przy studiach Marksa, warto zaznaczyć, że w powszechnej świadomości jego myśl raczej nie kojarzy się z Georgiem Wilhelmem Friedrichem Heglem”, powiedziała Sylwia Góra w wywiadzie z Krzysztofem Iszkowskim promującym jego książkę „Idol. Życie doczesne i pośmiertne Karola Marksa”.
Jako doświadczony wywiadowca widzę, że to tak zwane „softball question”, ale i tak poraziło mnie niczym rachunek za prąd. Przecież to jakby powiedzieć „w powszechnej świadomości Chuck Berry nie kojarzy się z rokendrolem”.
Nie znam się na „powszechnej świadomości”, może faktycznie tak jest. Jeżeli więc ktoś naprawdę tak mało wie o Marksie, że nie kojarzy go z Heglem („ja cię nie mogę, całe życie myślałem że to neokantysta”!), książka Iszkowskiego będzie dla niego źródłem wielu ciekawostek, podanych w zgrabnej formie. Istotnie, czyta się wartko jak kryminał (jak zapewnia nas blurb).
Ktoś, kto już przedtem coś czytał o Marksie, będzie raczej rozczarowany. Większość ciekawostek już znamy, zwłaszcza tych w których Iszkowski się szczególnie lubuje – że nieślubne dziecko, że czyraki, że pijak, że awanturnik. To tak, jakby napisać książkę o Chucku Berrym, że kobieciarz i narkoman. Który tak poza tym nagrał jakąś piosenkę czy dwie, no ale dość już o tym, skupmy się na jego dolegliwościach dermatologicznych.
Trochę wyolbrzymiam, ale tylko trochę. Gdy Iszkowski pisze o dziełach Marksa, wyszukiwanie cytatów, które się źle zestarzały oraz michałków z serii „kogo jak obraził” ma dla niego prymat przed zwykłym streszczeniem.
O „Kapitale” dowiadujemy się głównie, że „klasyk historii myśli ekonomicznej Mark Blaug” poddał go „miażdżącej krytyce jako dzieło źle skonstruowane, o nadmiernej liczbie powtórzeń i pełne specyficznej terminologii”. O czym ten cały „Kapitał” w ogóle jest, tego Iszkowski nie pisze. Jakby nie interesowało go to nawet na zasadzie zwykłej ciekawości – wystarcza mu „miażdżąca krytyka” innych autorów.
O Marksie dowiemy się więc z „Idola” tyle, że był to niesympatyczny abnegat, który nie osiągnął intelektualnie niczego co zniosło próbę czasu. Niech będzie, ale w takim razie czemu o nim dzisiaj pisze się książki?
Jeśli ktoś chce zrozumieć fenomen Marksa, to z rzeczy wydanych po polsku najlepszy pozostaje „Karol Marks. Życie i środowisko” Isaiah Berlina. Jestem oczywiście stronniczy, bo przyłożyłem do tego wydania swoje 3 grosze, ale z kolei o tyle bezstronny, że nie mam z tego tantiem (tej książki nie ma już zresztą w legalnym obiegu). Jako streszczenie „Kapitału” tradycyjnie David Harvey.
Berlin był filozofem liberalnym, więc nie pisał o Marksie z pozycji wyznawcy. Potrafił jednak rzetelnie przedstawić jego myśl, żeby wskazać gdzie widzi słabe punkty, ale wskazywał też mocne. Jego książka nikogo nie „nawróci” na marksizm, ale nieźle wyjaśnia podstawowe pojęcia.
Iszkowski unika wskazywania mocnych punktów z przedziwnym zapamiętaniem. Marks i Engels u niego nie mogą mieć racji nawet gdy ewidentnie ją mają. Na przykład „Anty-Duhring” ostrzega przed mieszaniem rasizmu z socjalizmem przez tytułowego bohatera.
Iszkowski o antysemityzm Duhringa obwinia… Engelsa. Pisze: „Engels pozbawił go zwolenników w kręgach postępowych, znalazł nowych wśród konserwatystów i niechlubnie przeszedł do historii jako czołowy antysemita i inspirator nazizmu”. To przypomina popularną na prawicy antylogikę oskarżania Michnika o polski antysemityzm („ciągle ostrzegał i w końcu wykrakał”).
Głównym źródłem Iszkowskiego są „Główne nurty marksizmu” Kołakowskiego. Od innych autorów czasem się dystansuje, ale nigdy od Kołakowskiego. Cytuje go bez komentarza, z wyjątkiem jednego miejsca, gdzie pada na kolana przed Autorytetem i przedstawia go jako „biegłego w egzegezie Marksowskiej myśli”. Dziwne że tylko raz.
Kołakowski nie był bezstronnym autorem. Nie pisał „by zrozumieć fenomen”, tylko żeby odpokutować błędy młodości i uzasadnić swój pivot na konserwatyzm. Właściwszym tytułem jego książki byłyby „Główne źródła leninizmu”, bo Marks go interesował tylko jako inspirator krwawego Włodzimierza. „Nurty” do tego nie pasujące są u Kołakowskiego w najlepszym wypadku potraktowane powierzchownie, a w najgorszym – paszkwilancko.
Jeśli ktoś na podstawie Kołakowskiego będzie próbował zrozumieć skąd się wzięła socjaldemokracja, zostanie z mnóstwem zagadek. Dowie się oczywiście, że zwolennicy Marksa współzakładali SPD i ta partia najpierw przyjęła program gotajski, który się Marksowi bardzo nie podobał, a potem uwzględniła jego krytykę w programie erfurckim, który zyskał już coś w rodzaju niechętnej aprobaty.
No ale co potem? Socjaldemokracja znika bez wyjaśnienia jak bohater źle zmontowanego filmu. Kołakowski traci zainteresowanie, bo już może pisać o bolszewikach. A więc jeśli pisze o Kautskym, to że Lenin go krytykował. U Iszkowskiego jest trochę lepiej, ale podobnie: bezpośrednio po rozdziale „Gotha” następuje rozdział „Zwrot rosyjski”. Odtąd zachodni socjaldemokraci są głównie przypisem do historii ZSRR.
Piszę „zachodni”, ale Iszkowski (za Kołakowskim) dostrzega niemal wyłącznie niemieckich. Szwecja? Nie ma takiego kraju – jest Kampucza, Kampucza-Zdrój. To jakby w książce o Chucku Berrym nie wspominać o Lennonie!
Tymczasem gdyby Iszkowski został dłużej przy Zachodzie, mógłby opowiedzieć inną historię, o której polska literatura zasadniczo milczy – moim zdaniem ciekawszą. W 1881 w Malmo pojawia się August Palm, chwilowo jedyny socjaldemokrata w Szwecji – co się zmieni 6 listopada, gdy wygłosi pierwsze przemówienie, od którego socjaldemokratów zacznie przybywać.
Nie byłoby szwedzkiej socjaldemokracji bez Palma, Palma bez SPD, SPD bez Marksa. Model nordycki niewątpliwie jest więc formą „życia pośmiertnego Marksa”, której Iszkowski niestety nawet nie próbuje opisać.
To nie jest zarzut, bo każdy autor musi zdecydować że o tym pisze a o tamtym nie. Socjaldemokracja go nie interesuje, woli tradycyjne „jezu komunis”. OK, jego prawo, no ale moim prawem jest smutne westchnienie.
Ubolewam nie tylko dlatego, że uważam model nordycki za Najfajniejszy Ustrój Ever, ale w historii „od Palma do Palmego” widziałbym szansę na wnioski relewantne dla współczesności. Na ile jeszcze sposobów można potępiać komunizm? Czy da się o tym napisać coś świeżego?
Nasi praprzodkowie 140 lat temu stali przed takimi problemami jak my – też mieli przeciwko sobie wszystkie media (dzielące się jak zwykle na konserwatywne i liberalne). Palm w pierwszym przemówieniu wspominał o ogłupiających proletariat opowieściach „jak zostać milionerem”. Z tym borykamy się dziś, z Leninem nie.
Socjaldemokraci traktowali filozofię Marksa „bardziej jako tezy do dyskusji niż dogmat” – pisze Iszkowski. I znów: to prawda, ale przecież dotyczy to wszystkich świeckich i cywilnych organizacji. Może w zakonie czcicieli Kołakowskiego panuje zakaz kwestionowania Autorytetu, ale czy to jeszcze organizacja świecka?
Historia filozofii i nauki generalnie polega na ciągłym modyfikowaniu. Z teorii atomowej Daltona nie zostało prawie nic, ale przecież żaden chemik nie odbierze mu laurów. Dlatego jałowe poznawczo wydają mi się książki z serii „cytaty ze znanych ludzi, które się źle zestarzały”. Tak możemy nawet Kopernika przedstawić jako „jurnego trutnia” (jak Iszkowski opisuje Marksa). Pytanie „co osiągnął” wydaje mi się ciekawsze niż „gdzie się mylił” albo „ile miał kochanek, a ile czyraków”.
Iszkowski pod koniec rozważa alternatywne historie „wszechświata bez Marksa”. Wychodzą mu same dobre rzeczy – mądrzejszy liberalizm, komunizm łagodniejszy bo religijny (z niejasnych przyczyn Iszkowski zdaje się wierzyć, że religia łagodzi obyczaje).
Tylko że to jest wszechświat, w którym historia niemieckiej socjaldemokracji kończy się ze śmiercią Lassalle’a. Żeby Bebel i Liebknecht mieli zakładać SPD bez Marksa, to mi urywa haki do zawieszania niewiary (bez Marksa ten drugi by nie wrócił z emigracji, a ten pierwszy po samolikwidacji ADAV robiłby karierę bezpartyjnego państwowca).
Szybciej rozkwita za to narodowy socjalizm, bo nie ma komu zwalczać Duhringa. Są związki zawodowe, ale na zasadzie branżowego egoizmu (nie ma teoretycznych podstaw do „solidarności ludzi pracy”, więc nie pojawi się np. „system gandawski”). Nie wiem czy w takim świecie istniałby Polska, ale życie między narodowo-socjalistycznymi Niemcami a totalitarno-religijną Rosją wyglądałoby nieciekawie.
Wszechświat bez tego „jurnego trutnia” byłby więc gorszym miejscem. Chociaż – niech będzie – miał trudny charakter, nie dbał o higienę i spóźniał się z dedlajnami.
FOTO: Branting monumentet w centrum Sztolkholmu, alegoryczna wizja premiera Brantinga prowadzącego ludzi pracy w pochodzie pierwszomajowym. August Palm pierwszy z naszej prawej. (c) Jors Truli
„Jakby nie interesowało go to nawet na zasadzie zwykłej ciekawości – wystarcza mu „miażdżąca krytyka” innych autorów.”
Przecież w wywiadzie mówi verbatim, że jeśli ktoś zachowuje „wobec Marksa jakąś dozę krytycyzmu”, to nie ma prawa czytać Kapitału. Najwyraźniej uważa, że przyznanie się do tego nie zniechęci potencjalnych czytelników. Główna rola tej książki jest e każdym razie taka, żeby w odpowiednim momencie móc wyjąć z półki opasły tom i powiedzieć: „tutaj jest napisane Marks to źródło wszelkiego zła, a zanim powiesz, że może być inaczej, to przeczytaj.”
Nie czytam zbyt wielu biografii, ale przyznawanie się do olania źródeł napisanych przez bohatera wydaje mi się nieco dziwne.
@tq
” to nie ma prawa czytać Kapitału”
…z uczciwości dodajmy jednak, że pytanie było o „wszystkie tomy”. Ja tylko pierwszy, przyznaję się bez bicia.
WO, tak szczerze, spodziewałeś się czegokolwiek innego po tej książce? Bo ja spodziewałem się dokładnie czegoś takiego. Ze to pijak i złodziej.
A można by pomyśleć, że ludzie, których połowa intelektualnych idoli była w NSDAP, a druga połowa w PZPR, będą mniej skłonni do biografizmu!
KO
„ostrzeżega przed mieszaniem rasizmu z socjalizmem”
To „ostrzeżega” brzmi całkiem dobrze – jakby „podżegawczo ostrzegał”, ale koryguję obywatelsko.
Za młodu (lata 80.) byłem jedną z ofiar Kołakowskiego (jego dyskretnie manipulacyjnej retoryki wplecionej w znakomity literacko styl), więc powyższą notkę czytam z pokorą i wdzięcznością.
@embercadero
„WO, tak szczerze, spodziewałeś się czegokolwiek innego po tej książce”
Mam skłonność do przeceniania „ciekawości jako motywacji”. Iszkowski włożył w to wszystko dużo wysiłku (tego mu nie odmawiam) i faktycznie miałem trochę nadziei, że chociaż część tego wysiłku pójdzie mu w konfrontowanie Kołakowskiego z innymi autorami (jeśli już nie z własnym odczytaniem Marksa).
@Szwecja
W okresie PRL czytałem wiele tekstów, w których autorzy dowodzili, ze Szwecja nie ma nic, ale to nic wspólnego z socjalizmem.
@KO
„żaden chemik nie odbierze mu to laurów” – czegoś zabrakło.
@janekr
„W okresie PRL czytałem wiele tekstów, w których autorzy dowodzili, ze Szwecja nie ma nic, ale to nic wspólnego z socjalizmem.”
Ściemniasz. Ja akurat aktywnie poszukiwałem (jeszcze za PRL) książek na ten temat. Książki typu „Historia państw nordyckich” unikały polityki. Nie wierzę, żebyś odkrył jakieś źródło *wielu* (podkreślam: wielu) tekstów, których autorzy bezpośrednio mierzyli się z tym tematem. Mogło coś być gdzieś półgębkiem, i to pewnie raczej o Norwegii, że źli natowcy.
> Z rzeczy niewydanych, tradycyjnie David Harvey
Odlurkuję się z drobnym uzupełnieniem. „A Companion to Marx’s Capital” wyszło po polsku nakładem wydawnictwa Heterodox.
@Szwecja
„Ściemniasz”
Możliwe, że nie czytałem o braku socjalizmu w tego rodzaju książkach, których szukałeś. Ponieważ było to kilkadziesiąt lat temu, niestety nie pamiętam źródeł. Ale pamiętam tezy.
BTW klasycy szwedzkiego kryminału, Maj Sjöwall i Per Wahlöö a także 20 lat później Henning Mankell robili co tylko mogli, żeby wykazać jak Szwecja jest okropna. Co nie jest sprzeczne z tym, że tam jest „Najfajniejszy Ustrój Ever”
@janekr
„Ale pamiętam tezy.”
Ja też, ale to nie mogło być „wiele” tekstów, to raczej jakiś okazjonalny edytorial.
„BTW klasycy szwedzkiego kryminału, Maj Sjöwall i Per Wahlöö a także 20 lat później Henning Mankell robili co tylko mogli, żeby wykazać jak Szwecja jest okropna.”
Oczywiście, to jest przecież stały motyw w tych książkach. To samo u Jo Nesbo (że „Norwegia jest okropna”). Tylko że ja nawet własnoręcznie robiłem wywiady, w których ci autorzy wyjaśniają że wcale tak naprawdę tak nie myślą.
Mnie się podobał Wheeh, też było o czyrakach, ale nie tylko link to wiadomosci.gazeta.pl
@kb
„Odlurkuję się z drobnym uzupełnieniem. „A Companion to Marx’s Capital” wyszło po polsku nakładem wydawnictwa Heterodox.”
Dziękuję, zrobiłem edycję bo to ważne.
„BTW klasycy szwedzkiego kryminału, Maj Sjöwall i Per Wahlöö a także 20 lat później Henning Mankell robili co tylko mogli, żeby wykazać jak Szwecja jest okropna.”
Jako człowiek bywający często w Szwecji od circa about 30 lat (rodzina) ci powiem że praktycznie każdy „zwykły Szwed” będzie ci tak mówił. Oni już tacy są że widzą w życiu głównie negatywy. Also w ostatnich latach każdy ci powie że tamtego państwa dobrobytu już nie ma, blablabla. Mimo że i tak jest u nich 100 razy lepiej pod tym względem niż gdziekolwiek indziej.
@embarcadero
„Mimo że i tak jest u nich 100 razy lepiej pod tym względem niż gdziekolwiek indziej.”
Nie wiem jak w Szwecji, ale w Norwegii służba zdrowia w moim odbiorze jest na poziomie brytyjskiego NHS przed COVID. Inne usługi (pomoc bezrobotnym, przedszkola) są lepsze. Szkolnictwo teraz idzie w dół na wiejskich terenach, zamykają wiele szkół.
@”Maj Sjöwall i Per Wahlöö (…) robili co tylko mogli, żeby wykazać jak Szwecja jest okropna.”
Początek „Śmiejącego się policjanta”. Kollberg z Beckiem grają w szachy, ciesząc się, że to inni gliniarze muszą w tym momencie tłumić demonstrację przez ambasadą amerykańską. Potem jest opis brutalności policji (łącznie z pobiciem i seksualną napaścią na 13-latkę). Jednak jest też kontekst: ludzie protestują przeciw polityce Lyndona Johnsona, czyli przeciw wojnie w Wietnamie, jest posępne, ale raczej stoickie podejście Lenarta i Martina (a więc poniekąd autorów książki), sugerujące, że tak to już jest ze służbami pałującymi demonstrantów (czy to będzie Szwecja 1967, czy Polska 1968 albo 1970) i lepiej już robić w trupach. Panuje raczej aura rozczarowania systemem w skali świata, rozczarowania naturą lucka, a nie zniechęcenia Szwecją i natura szwecka.
@Szwecja jest najlepsza
Być może była o tym notka WO, możliwe, że nawet tekst na stronach Wyborczej, ale niestety nie pamiętam. Proszę o wskazanie tekstu (najlepiej artykułu lub sensownego wpisu blogowego z możliwie świeżą data pojawienia się) z wyjaśnioną tezą „dlaczego Szwecja jest najlepszym krajem do życia w Europie”.
I nie chodzi mi oczywiście o bezkrytyczne pisanie pod tezę. Prawicowa narracja dowodzi, że ten kraj zaraz rozpadnie się pod naporem (przepraszam, to cytat nie moje poglądy) „nachodźców”. Sztokholm ma miejsca takie, że „strzeż się tych miejsc” (tzw. no-go zones). Że muzułmańskie kobiety (tu znowu streszczenie, proszę wybaczyć) „przejmą kraj przy pomocy wysokiej dzietności i minarety wyrosną jak grzyby po deszczu”.
Takie skrajne opinie łatwo ferować, piksele na monitorze i papier są cierpliwe a mnie interesuje jak jest naprawdę.
@fieloryb
„Proszę o wskazanie tekstu (najlepiej artykułu lub sensownego wpisu blogowego z możliwie świeżą data pojawienia się) z wyjaśnioną tezą „dlaczego Szwecja jest najlepszym krajem do życia w Europie”.”
Ja rozumiem, że google przeszło spore enshitification, ale jednak taka prośba brzmi jak „proszę mi to wydrukować i przeczytać na głos”.
link to google.com
@fieloryb
„Proszę o wskazanie tekstu (najlepiej artykułu lub sensownego wpisu blogowego z możliwie świeżą data pojawienia się) z wyjaśnioną tezą „dlaczego Szwecja jest najlepszym krajem do życia w Europie”. ”
Sądzę, że wątpię, gdyż WO mówił zwykle o modelu nordyckim w ogólności, ale w szczegółach wskazywał raczej Danię (prawo pracy) i Finlandię (edukacja) jako nieco bardziej atrakcyjne opcje od Szwecji.
@fieloryb
” Proszę o wskazanie tekstu (najlepiej artykułu lub sensownego wpisu blogowego z możliwie świeżą data pojawienia się) z wyjaśnioną tezą „dlaczego Szwecja jest najlepszym krajem do życia w Europie”.”
Ja raczej mówię o „modelu nordyckim”. Prywatnie z państw nordyckich najbardziej lubię Danię i Finlandię. Napisałem o tym tyle że nawet nie wiem do czego odesłać.
„Sztokholm ma miejsca takie, że „strzeż się tych miejsc” (tzw. no-go zones).”
…a to jest oczywiście taki idiotyzm, że nie sposób komentować. Kto tak mówi, to w kiszce był i stolec widział.
@Szwecja jest najlepsza
Jestem dzisiaj misiem o małym rozumku z powodu bezsenności. Proszę wybaczyć, że nie skorzystałem z wyszukiwarki.
„Sztokholm ma miejsca takie, że „strzeż się tych miejsc” (tzw. no-go zones).
Oczywiście, że czytając skrajnie prawicowe wypociny biorę poprawkę na manipulacje i fake-newsy. Zaznaczę ponownie, że to cytat.
@wo
Taką słynną „no-go zone” w Londynie miało być Tower Hamlets, w którym mieszkałem przez wiele lat 😉
W sumie to podepnę się do prośby fieloryba, ale na większym poziomie ogólności, tzn. nie artykuł, a książka, i nie kraje nordyckie, tylko ogólnie „fajne kraje”.
Kiedyś na Discovery był taki program „Jak to jest zrobione”, który pokazywał fabryki i proces tworzenia różnych rzeczy. Fajnie byłoby mieć podsumowanie tego, jak się robi dobrobyt w różnych krajach, no bo model nordycki nie jest jedyną opcją (przynajmniej patrząc na topkę krajów pod względem HDI).
Zapoznałbym się też z historiami w drugą stronę, czyli nieudanych próbach implementacji modelu, który zadziałać powinien, i analizie tego, czego zabrakło.
@J.Sevitch
To jest bardzo fajny pomysł na obszerny artykuł lub książkę. Na bogato – ujęcie społeczne, ekonomia z ekonometrią – wskaźniki jakie można wziąć pod uwagę itp.
Można w ten sposób łatwo uzasadnić (jak mi się wydaje) tezę: dlaczego demokratyczny socjalizm wychodzi najładniej.
@fieloryb
To jest mój tekt o „modelu nordyckim tak wewogle”: link to wyborcza.pl
Mam z nim traumatyczne wspomnienie, bo „Świąteczna” mi go trzymała przez ponad rok w zamrażarce. Musiałem w końcu zrobić awanturę, której się trochę wstydzę (ale podziałało).
Bez bicia za to „Magazyn” opublikował mi o Finlandii Tak W Szczególe: link to wyborcza.pl
„To jest bardzo fajny pomysł na obszerny artykuł lub książkę.”
Ponieważ to by się zupełnie nie sprzedawało, to musiałby być crowdfunding.
@no go zones
Egzotyzacja to jest mocny stuff, znaczy, jak przez całe powojnie była sobie Prażka Północ i tamtejsi apasze, i można było dostać w ryło wieczorami, no to okej, taki lajf, co się zrobi. Ale jak powiedzieć, że taka Prażka Północ jest w Sztokholmie, mieszkają tam Murzyni i nazywa się z angielska, no to wow! Strach! Upadek cywilizacji!
Podobnie zresztą z tą Prażką; się trochę zgentryzowało, trochę apasze wyjechali na Zachód, było zdaje się bezpieczniej, ale teraz widziałem znów straszenie Prażką, ale w zapdejtowanej, egzotycznej formie, z dorzuconą urban legendą o dilerach dragów ogłaszających dostawę towaru za pomocą fajerwerków i Gruzinami zamiast dresów. Bardzo śmieszne!
@jsevitch
„Zapoznałbym się też z historiami w drugą stronę, czyli nieudanych próbach implementacji modelu,”
Wydaje mi się że to niemożliwe, bo model nordycki zakłada szeroki konsensus – przede wszystkim porozumienie związkowców i pracodawców. Jak już mamy takie porozumienie, to jest „too big to fail”.
Na temat Nordyków fajnie mi się czytało „Skandynawski raj” Michaela Bootha. Pisane w trochę taki przekorny sposób, najszczęśliwsze społeczeństwa, najlepiej rozwinięte kraje? no na pewno nie, ale w sumie to wychodzi, że jednak tak. Niektóre stereotypy też mi się wyjaśniły, a o niektórych się dowiedziałem.
@no go zones & Prażka Północ
Takie arbitralna miarka określająca, gdzie „taki lajf”, a gdzie „upadek cywilizacji”, działa w przestrzeni, lecz działa też w czasie.
Przed wojną trzy czwarte Warszawy to była taka „Prażka Północ”, ale do cudownej przedwojennej Warszawy wzdychają ci sami ludzie, co straszą no-go-zones w Sztokholmie, Paryżu, Londynie.
@rw:
„Taką słynną „no-go zone” w Londynie miało być Tower Hamlets, w którym mieszkałem przez wiele lat ”
Ale że całe Tower Hamlets? (tak, też tam kiedyś mieszkałem). Łącznie z Canary Wharf, gdzie jak wiadomo bandy maklerów łupią porządnych ludzi? Hmm, coś w tym jest …
@carstein
No przecież nikt nie mieszka wyłącznie 200 m od Tamizy. Nawet jeżeli mieszkasz w Canary Wharf, to chcesz w niedzielę się wybrać do Victoria Park, albo do pubu w Whitechapel, to siłą rzeczy idziesz przez te rzekome „złe dzielnice”.
No i inna sprawa, że ludzie którzy rozpowszechniali te opowieści nigdy w Tower Hamlets sami nie byli, więc nie byliby w stanie odpowiedzieć na pytanie „ale która część TH jest `no go’?”…
@WO
@jsevitch
„nieudane implementacje modelu”
Możliwe, że jsevitch miał na myśli jakąś formę miękkiej dyktatury lub słabej demokracji, która przerodziła się w system pełen nierówności, błędów i wypaczeń a miała być systemem mlekiem i miodem płynącym.
Poniżej początkowy fragment z książki „Skandynawski raj” Michaela Bootha, który właśnie czytam. Nie wiem czy podana kwota to jakiś przekorny żart czy błąd korektorski.
„Kto chce zostać milionerem? Wymowę tytułowej obietnicy radykalnej odmiany życia osłabiał nieco fakt, że milion duńskich koron to równowartość mniej więcej 180 000 dolarów, co w Danii wystarcza na przyzwoity posiłek w restauracji. Za to, co zostanie po zapłaceniu rachunku, można co najwyżej kupić sobie bilet do kina.”
Za tyle to można sobie kupić mieszkanie. Fragment na stronie wydawnictwa:
link to bezdroza.pl
@fieloryb
„mniej więcej 180 000 dolarów, co w Danii wystarcza na przyzwoity posiłek w restauracji.”
Jeśli nie rozumiesz takich żartów, nie powinieneś czytać książek pisanych przez Anglików. W istocie w ogóle unikaj Anglików.
@fieloryb
„Za tyle to można sobie kupić mieszkanie.”
Gdzie, w Danii? W życiu.
@WO
Zaiste – unikam Anglików jak tylko mogę. Ostatni jakiego widziałem twarzą w twarz to był John Lennon (to było jakieś 3 lata temu). Niestety okazało się, że właśnie skończyły mi się pigułki na halucynacje ;-).
@rw
Pewnie, że nie w Danii. Myślałem raczej o jakimś niewielkim igloo na Grenlandii 😉
Na serio – oczywiście, że chodziło mi o Polskę. Za tę kwotę raczej da się kupić choćby kawalerkę na prowincji. Nie sprawdzałem ostatnio cen w swoim miasteczku, ale nagłówki w internecie donosiły o jakiś niebotycznych cenach, OIDP typu 11.000 zł za metr kw. w największych miastach Polski. Porównując to z moim wynagrodzeniem i ceną za mieszkanie kupione w ca 2011 roku na prowincji (jakieś 200.000 zł za stan surowy, 75 mkw), to musiałbym dwa razy się urodzić, żeby zarobić na takie kokosy.
@wo
>Ponieważ to by się zupełnie nie sprzedawało, to musiałby być crowdfunding.
Właśnie odkopałem jakieś głębokie wspomnienie, że w sumie to gdzieś taka książka mi się przewinęła… I sprzedała się całkiem nieźle!
„Why Nations Fail: The Origins of Power, Prosperity, and Poverty, first published in 2012, is a book by economists Daron Acemoglu and James A. Robinson, who jointly received the 2024 Nobel Economics Prize (alongside Simon Johnson) for their contribution in comparative studies of prosperity between nations”
Chyba muszę ruszyć, Nobel dla autorów brzmi przekonująco.
@fieloryb
>niebotycznych cenach, OIDP typu 11.000 zł za metr kw. w największych miastach Polski
Płaczę łzami stołecznymi. 11k to było może ze trzy lata temu.
Czy książka nie ma tytułu: „Karol Marks. Jego życie i środowisko” zamiast „Karol Marks. Życie i środowisko”?
#no-go zones
Nie wiem co za brukowiec wymyślił tą kretyńską nazwę ale jak ktoś bardzo chce sobie takie miejsce wyobrazić (z tym że to głównie Goteborg i Malmo, a jak Sztokholm to przedmieścia, przeważnie administracyjnie już poza miastem) to niech sobie wyobrazi warszawskie blokowisko z lat 90-tych. Podobieństwa są bardzo duże. Czy da się tam żyć? Ja żyłem i przeżyłem ale mieszkając tam raczej nie miałem pomysłów by zapraszać do domu kolegów ze szkoły, w sensie z innych dzielnic. Bo się kończyło tak że dostali w papę zanim do mnie dotarli. A jeden nawet kiedyś dotarł boso bo ubrał się debil w nowe najki i mu ukradli.
#Dania i ceny
Nie wiem jakie mają ceny ale na pewno mają bardzo fajne płace. U mnie w korpo w wszyskich sheetach do przeliczania kosztów godziny pracy by obciążyć klienta DK jest od zawsze na pierwszym miejscu, wyżej niż UK (choć podobno kiedyś UK był wyżej). Znaczyłoby że zarabiają najlepiej w Europie.
@embercadero
„Znaczyłoby że (Duńczycy) zarabiają najlepiej w Europie.”
Mnie najbardziej przekonuje, że od lat kraje skandynawskie lokują się w czołówce jeśli chodzi o pomiary zadowolenia z życia. Pieniądze to nie wszystko. Na szczęśliwość obywateli składa się wiele czynników. Wspomina o tym fragment książki „Skandynawski raj” Michaela Bootha, który linkowałem powyżej.
ergonauta
„Początek „Śmiejącego się policjanta”. Kollberg z Beckiem grają w szachy, ciesząc się, że to inni gliniarze muszą w tym momencie tłumić demonstrację przez ambasadą amerykańską. […] Panuje raczej aura rozczarowania systemem w skali świata, rozczarowania naturą lucka, a nie zniechęcenia Szwecją i natura szwecka.”
„Śmiejący się policjant” zawiera skromną dawkę goryczy, która dodaje całości smaku.
Późniejsze książki z tego cyklu (począwszy od „Zamkniętego pokoju”) są coraz bardziej gorzkie, aż w ostatnich tomach („Zabójca policjanta”, „Ludzie przemocy”) przesłania to resztę treści.
@embercadero „DK jest od zawsze na pierwszym miejscu, wyżej niż UK (choć podobno kiedyś UK był wyżej). Znaczyłoby że zarabiają najlepiej w Europie.”
Znajomy menedżer średniego szczebla w dużym korpo opowiadał mi kiedyś, że kiedy pracował w Danii, zarabiał porównywalnie z Zurychem, ale niemal połowa pencji szła na podatki i składki. Jednak w zamian wszystkie świadczenia były już wliczone (służba zdrowia, żłobek, przedszkole itd.), w przeciwieństwie do Szwajcu, gdzie zupełnie normalny żłobek potrafi kosztować 3300CHF miesięcznie.
@ jgl / apasze
Egzotyzacja to dobry wyznacznik granicy gentryfikacji. Kiedy egzotyzacja biedy zmienia się w egzotyzację gentryfikacji to znaczy, że pierwsze gangi czyścicieli kamienic (albo innych „irlandczyków”) już robią porządek z emerytkami, biedakami i cudzoziemcami w okolicy od jakiś 3 lat. Tak działa każdy cykl miejski w kapitalizmie (dla metropolii, gdzie zwyżkują ceny gruntów). Warszawa Praga nie różni się tu od Paryża, Londynu czy Nowego Jorku, z tym że n lat temu.
Pożary, morderstwa, legendy o zaułkach, znikające mordownie, apasze itd. to po prostu kulturowe epifenomeny ruchu kapitału (dlatego z resztą fabuły o seryjnych mordercach nudzą mnie już całkowicie). IMO każda duża zorganizowana przestępczość cementuje się przez legalizację nieruchomości w ten sposób.
@fieloryb
„Mnie najbardziej przekonuje, że od lat kraje skandynawskie lokują się w czołówce jeśli chodzi o pomiary zadowolenia z życia.”
Nie tylko. Zacytuję swój artykuł: „Jeśli ktoś układa ranking najlepszych państw świata, to bez względu na to, czy jako kryterium przyjmie korupcję, bezpieczeństwo, zaufanie do państwa i współobywateli, edukację, zdrowie czy po prostu ogólne uczucie szczęśliwości, te pięć państw znajdzie się w pierwszej dziesiątce. A często po prostu stanowi pierwszą piątkę. Czy to dlatego, że te kraje odnalazły jakąś idealną formułę ustrojową?
Opisałem różnice między nimi, żeby podkreślić, że proste wyjaśnienia – „A bo ci mają ropę, a tamci byli neutralni” – nie są w stanie wyjaśnić tego fenomenu.
Nie wyjaśnia go też inny popularny mit: że oni najpierw zbudowali bogactwo, a potem mogli się zająć opieką społeczną. Było odwrotnie. Wszystkie kraje nordyckie zaczynały od tego, co nasi politycy nazywają pogardliwie „równym dzieleniem biedy”. Dopiero po kilkudziesięciu latach mogli przejść do tego, co szwedzki premier Tage Erlander w 1946 r. nazwał czasem zbierania owoców”
@embercadero
” niech sobie wyobrazi warszawskie blokowisko z lat 90-tych. Podobieństwa są bardzo duże.”
Ale dużo różnic. Na plus: metro, autostrada, ścieżka rowerowa (dające kilka wygodnych opcji dojazdu do centrum), kort tenisowy, ze trzy knajpy w tym jedna taka „lepsiejsza”, oświetlony park, częste patrole policji. Na minus: brak sklepów typu „Alkohole24”.
@WO
Dziękuję za linkowane artykuły. Przeczytałem już wczoraj a moje podsumowanie dla embercadero zawiera w domyśle wszystkie opisane w nich kryteria. Z konieczności musiałem się streszczać.
Na minus: brak sklepów typu „Alkohole24”.
Czy to jest minus? Wokół takiego sklepu w moim mieście brakuje ławek a i tak gromadzi się tam żulia. Po weekendzie wszędzie wkoło często znaleźć można puste puszki i butelki po alkoholach. Miasto, żeby to jakoś uporządkować postawiło niedaleko (ale w ustronnym miejscu) wiatę z ławkami. Rozumiem, że są osoby uzależnione od alko, jakoś to toleruję, ale wrzaski nabuzowanych o 2 w nocy to nie jest coś co dorobnomieszczanin lubi najbardziej.
@janekr
„aż w ostatnich tomach („Zabójca policjanta”, „Ludzie przemocy”) przesłania to resztę treści.”
A zatem albo: to są gorzej napisane książki, albo: to są książki autorów deklarujących mniejsze zadowolenie z życia.
Pozostaje pytanie: czy autorzy sugerują jakieś lepsze miejsca do życia niż Szwecja? lepiej urządzony kraj? (pytam serio, bo nie pamiętam)
@ergonauta
„Śmiejący się policjant” jest moim zdaniem jednym z najlepszych kryminałów ever.
Cały cykl ma tych samych autorów, natomiast mogli zmienić podejście.
„czy autorzy sugerują jakieś lepsze miejsca do życia niż Szwecja? lepiej urządzony kraj?”
W „Zamkniętym pokoju” bohaterka z ukradzionymi pieniędzmi i dzieckiem instaluje się w Jugosławii, którą autorzy chyba uważają za przykład lepszego miejsca.
W „Zabójcy policjanta” jest mowa o lepszych miejscach, jednak bez ich sprecyzowania:
„Nieporównywalna wielkość i szczęście, które w wielu innych częściach świata wiązały się w oczywisty sposób ze zwykłą, uczciwą pracą, były sprawą poruszaną raz na trzy lata przez kilka tygodni, to znaczy podczas kampanii wyborczych, napuszonym, górnolotnym językiem, z którego przebijały fałsz i perfidia.”
@fieloryb
„Czy to jest minus?”
Chodziło po prostu o różnice jest / nie ma.
@J. Sevitch
„Why Nations Fail: The Origins of Power, Prosperity, and Poverty”
Okazuje się, że chyba jest polskie tłumaczenie:
„Dlaczego narody przegrywają”
Jaram się jak ostatnia zapałka.
link to lubimyczytac.pl
#embercadero i #no-go zones
Gdy słyszę histeryczne głosy naszych prawych o „strefach szariatu” to przypomina mi się słynny tekst z „Chłopaki nie płaczą”: „Byłeś kiedyś w Ameryce? Nie? No widzisz, a ja… Ja znam kogoś, kto był.” (Cytuję z pamięci). Zwykle wiedza o nich jest z drugiej a nawet trzeciej ręki. I zupełnie nie przystaje do rzeczywistości.
Sam nigdy nie mieszkałem na dłużej za granicą, ale (jak pewnie większość tu obecnych) tu i ówdzie byłem, mam też paru znajomych mieszkających na stałe, w tym mocno zasymilowaną znajomą w Norwegii. Wszelkie historie o muzułmańskich no-go zones w takim Oslo czy Trondheim kwituje śmiechem.
Co nie znaczy, że jest różowo – ale jak to zostało tu powiedziane, to raczej klimaty polskiego blokowiska z najntisów, tyle że z tym całym współczesnym sztafażem. Sam pamiętam w jak podczas wizyty u znajomych w innym mieście wracaliśmy skądś wieczorem i szlismy naokoło, bo jak mi powiedziano „to jest taka ulica, że tam nawet patrole policji nie wchodzą w mniej niz 4 osoby” (do dziś nie wiem, czy to była prawda czy lokalna miejska legenda).Zabawne jest natomiast to, że u naszych prawilnych komentatorów znowu włącza się dwójmyślenie: polskie ośki – prawo ulicy, usta milczą, swoi to są swoi, porządek musi być; podparyskie „banlieu-sy” czy przedmieścia Sztokholmu – łopanie, ruja i poróbstwo, same ciapate, jak ja dziecku wytłumacze. Mam wrażenie, że ten oburz ma charakter, tak zgadliście, rasistowski. Nasze no-go zones są dobre bo są nasze.
@janekr
„W „Zamkniętym pokoju” bohaterka z ukradzionymi pieniędzmi i dzieckiem instaluje się w Jugosławii, którą autorzy chyba uważają za przykład lepszego miejsca.”
Dzięki! Zapomniałem o tym. (bo „Śmiejącego się policjanta” to mógłbym chyba całego wyrecytować z głowy, jak niektórzy „Pana Tadeusza”, dla mnie jest nie tylko w szpicy ever-kryminałów, albo ever-książek; lektura założycielska).
Przykład Jugosławii jest ciekawy, z jednej strony potwierdza, że autorzy na etapie „Zamkniętego pokoju” oceniali i porównywali mocno pod dyktando idei, w które wierzyli. A z drugiej strony sporo rzeczy było wtedy w Jugosławii okej: po 1967 wprowadzano tzw. nowy socjalizm, było otwarcie granic, było potępienie interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, padały złe słowa na Breżniewa, po 1971 pojawiła się samorządowość (Tito miał ambicje budowy „pierwszej w dziejach ludzkości prawdziwej demokracji”), no i może najważniejsze: coraz więcej osób deklarowało się jako Jugosłowianie, czyli łagodniał nacjonalizm, między narodami nadal trzeszczało, ale bardziej na tle ekonomicznym (częściej szło o podział dochodów z budżetu, a nie o to, jaka w kim płynie krew przodków). Pisząc „Zamknięty pokój” Maj i Per nie mogli wiedzieć, że to wszystko w połowie lat 70 pomału zacznie pierdykać (bo Serbowie, bo Tito jak papież, etc).
A zatem – przyjmuję tę Jugosławię jako argument, dodatkowo opatrzony gwiazdką (*na Bałkanach jest dużo słoneczniej i cieplej niż w Skandynawii, może mnie kasy w kieszeni, ale w ciele więcej dobrych hormonów), kąpiel w morzu tu i tam to jak kąpiel na dwóch różnych planetach, Szwecja dla morsów, Jugosławia dla ludzi).
@alko24
Ja już mało szwendam się nocami po mieście, więc nie wiem na ile realnie zmienił się nocny Kraków po wprowadzeniu prohibicji, natomiast zauważyłem że w miejscu gdzie do niedawna stał na Salwatorze obok pętli jakiś Shot, czy inna Planeta Etanolu jest sobie teraz maleńka kawiarenka, co już odjęło parę punktów obskurności temu zaułkowi. Ciekawy jestem jak to wygląda na blokowiskach, bo pamiętam że jak mieszkałem na Kurdwanowie za studenta to nocny z alkoholem miał klientelę o każdej porze. Ztcp pierwsze statystyki po wprowadzeniu zakazu wskazywały na spory spadek interwencji policji i straży miejskiej. Więc spadek dostępności i brak takich miejsc to zdecydowanie na plus jest.
Próbowałem się też dokopac do info czy to jakoś znacząco wpływa na wzorce spożycia, ale póki co chyba nikt nic nie opublikował, za to przy okazji googlania zaskoczyła mnie informacja że na tle Europy nie jesteśmy wcale w czołówce spożycia per capita jak i spożycia każdego dnia.
U Jo Nesbo z kolei przestępcy zazwyczaj uciekaja do Tajlandii, ale wcale nie towarzyszy temu teza, że to lepszy kraj „tak w ogóle” (najwyżej: lepszy dla kogoś kto ma dużo kasy i jest socjopatą).
@embercadero
„Nie wiem co za brukowiec wymyślił tą kretyńską nazwę ale jak ktoś bardzo chce sobie takie miejsce wyobrazić (z tym że to głównie Goteborg i Malmo, a jak Sztokholm to przedmieścia, przeważnie administracyjnie już poza miastem) to niech sobie wyobrazi warszawskie blokowisko z lat 90-tych. Podobieństwa są bardzo duże. ”
Przyznam, że nie rozumiem tego argumentu. To chyba właśnie argument prawicy. Jeśli w najlepszym do życia kraju na świecie jest dużo miejsc takich, jakie były w Polsce w okresie najgorszej zapaści od 2 wojny światowej, to jest to trochę przerażające. Nie wiem, jak w Warszawie, ale w moich okolicach nigdzie nie jest nawet w części tak, jak to pamiętam z lat 90. (i jeszcze 2000.).
@froz
” Jeśli w najlepszym do życia kraju na świecie jest dużo miejsc takich, jakie były w Polsce w okresie najgorszej zapaści od 2 wojny światowej”
Ale ty już właśnie przeszedłeś do „miejsc takich jak”, a mowa była tylko o pewnym podobieństwie (ale także o różnicach).
Szanowny Gospodarzu, Szanowni komtonauci,
w imieniu partii Razem bardzo dziękujemy za każdy podpis, polecajkę i pomoc. Zebraliśmy 180 tysięcy głosów, sprawdziliśmy sobie różne rzeczy, i dziś złożyliśmy podpisy do PKW.
Pracujemy dalej nad kampanią i walczymy o jak najlepszy wynik zarówno naszego kandydata, jak i partii. Mamy parę fajnych pomysłów, ale nic więcej napisać nie mogę.
Jeszcze raz dzięki za każdy jeden podpis!
@nudnykotlet
GRATULUJĘ! (innego offtopika bym wyciął, no ale do tego wrócę osobną notką, tylko nie dziś, błagam)
@wo
No tak, ale moja odpowiedź była do embercadero, który o różnicach nie pisał, tylko właśnie o tym, że to jest tak samo, jak wtedy w Polsce. Sam nie wiem, nigdy nie byłem w Szwecji niestety (zresztą nawet gdybym był, to w trakcie krótkiej wizyty nie da się tak naprawdę ocenić takiego problemu).
Co do różnic, które wymieniłeś, wszystko dla mnie sprowadza się ostatecznie do jednego – czy w danym miejscu ludzie tam mieszkający (tzn. Szwedzi ogólnie, nie tylko lokalsi z danego kwartału czy dzielnicy) mają poczucie bezpieczeństwa czy nie (i to nie jest pytanie z tezą). Bo wiesz, w latach 90 na Stawowej w Katowicach chyba też był komisariat, a na pewno częste patrole policji, ale człowiek i tak w okolicy nie czuł się bezpiecznie. No ale ok, przyznaję, że dla poczucia bezpieczeństwa na pewno ważna jest dobra infrastruktura, czystość, oświetlenie w nocy itd. Więc może po prostu tam wcale nie jest tak, jak w Polsce lat 90.
@froz
„na pewno częste patrole policji”
No nie wiem, ja pamiętam z tej dekady właśnie ogólną nieobecność policji. Wtedy polskie „no go zones” to były miejsca, do których policja bała się zapuszczać. W Skandynawii to są miejsca, które policja częściej patroluje.
@embarcadero
„U mnie w korpo w wszyskich sheetach do przeliczania kosztów godziny pracy by obciążyć klienta DK jest od zawsze na pierwszym miejscu, wyżej niż UK (choć podobno kiedyś UK był wyżej). Znaczyłoby że zarabiają najlepiej w Europie.”
Anecdata: kiedy przenosiłem się z UK do Norwegii w 2020 roku, mój obecny pracodawca najpierw dał mi kontrakt brytyjski, a potem podmienił na norweski (to samo stanowisko w data science). Pensja norweska była jakieś 15% niższa od brytyjskiej (London -> Oslo). OIMW jest tak nadal.
@wo
„Na plus: metro, autostrada, ścieżka rowerowa (dające kilka wygodnych opcji dojazdu do centrum), kort tenisowy, ze trzy knajpy w tym jedna taka „lepsiejsza”, oświetlony park, częste patrole policji.”
W Oslo te „częste patrole policji” mają trochę rasistowski wymiar. W bogatych białych dzielnicach zachodniego Oslo policji prawie nie widać. Widać natomiast policjantów z psami na smyczy patrolujących biedniejsze imigranckie Grønland. Oczywiście policjanci i policjanci są zawsze biali (autentycznie, jak 4 lata mieszkam w Norwegii, nie widziałem nigdy funkcjonariusza policji który nie byłby biały).
Pod względem integracji mniejszości etnicznych, Norwegia jest mocno w tyle za Wielką Brytanią (przynajmniej porównując stolice, Oslo vs Londyn).
@Jugosławia
Zastanawiałem się nad Jugosławią jako krajem na emeryturę (ze wskazaniem wybrzeża Dalmacji). Dobre jedzenie, sympatyczni ludzie, ten sam krąg kulturowo-językowy, krajobrazy jak z pocztówki, krajobraz górzysty, zmuszający do wysiłku (co pomaga utrzymać kondycję). Nie jest to do końca dobre, latem tam grzeje strasznie, powyżej mojego termostatu, więc musiałbym wyjeżdżać do Polski albo sjestować systematycznie. Osobna sprawa, że tam zdarzają się trzęsienia ziemi. Jest ryzyko, że dorobek życia legnie w gruzach z powodu siły wyższej.
@Froz
„Co do różnic, które wymieniłeś, wszystko dla mnie sprowadza się ostatecznie do jednego – czy w danym miejscu ludzie tam mieszkający (tzn. Szwedzi ogólnie, nie tylko lokalsi z danego kwartału czy dzielnicy) mają poczucie bezpieczeństwa czy nie (i to nie jest pytanie z tezą).”
Jajako facet czuję się bezpiecznie w Oslo praktycznie wszędzie. Kobiety mają gorzej: link to nrk.no
@fieloryb
„Zastanawiałem się nad Jugosławią jako krajem na emeryturę”
Eeeee… a widziałeś jakąś mapę wydaną w tym stuleciu?
@fieloryb
Niestety zmiana klimatu powoduje, że południe Europy staje się niebezpiecznym miejscem na starość (fale upałów).
@WO
„Eeeee… a widziałeś jakąś mapę [Bałkanów] wydaną w tym stuleciu?”
Problem w tym, że komentarzy tutaj nie można edytować a ja jestem osłabiony. Wiem, że nie ma już dawnej Jugosławii i jest Chorwacja/Czarnogóra/itd. Byłem, widziałem, zwiedzałem, jadłem, wino piłem. Mam przewodniki, oglądam z przyjemnością programy Roberta Makłowicza z tego regionu świata. Tęsknię za Chorwacją uczuciem niespełnionym. W tym roku chyba będę w 3mieście.
Te wasze „plany emerytalne” to jakaś nieczytelna dla mnie metafora czy wy tak serio? Dla mnie te daty są już na horyzoncie, no i to oczywiste, że na emeryturze będę chciał mieszkać w miarę blisko (maks godzina jazdy) od rodziny, co w praktyce oznacza okolice Warszawy, chyba że wszyscy będziemy w jakiejś fali wojennych uchodźców.
@wo
Jajako millenials nie mam planów emerytalnych 🙂 jest bardzo możliwe, że będę pracował aż do śmierci.
@rw
Zakładam, że z wiekiem będę miał coraz mniej ochoty aby uciekać przed gorącem do Polski. Chorwacja najlepsza była dla mnie na początku września. Morze było jeszcze ciepłe, ale upały już nie tak dotkliwe.
„W bogatych białych dzielnicach zachodniego Oslo policji prawie nie widać.”
A może zwyczajnie element kryminogenny rzadziej się tam zapuszcza?
Policjanci raczej znają teren i nie spacerują bez powodu.
Czytałem opinie, że chętnie z Polski wyjeżdżali zaraz po otwarciu granic unijnych tzw. Sebiksowie (patologiczne skłonności). Coś w tym jest, bo jakoś w tym czasie przestałem widywać na osiedlu 2-3 „pato-kolesi”. Taki element mógł wyjechać z powodu ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości.
@fieloryb
„Coś w tym jest, bo jakoś w tym czasie przestałem widywać na osiedlu 2-3 „pato-kolesi”. ”
Polska od dwóch dekad przeżywa boom gospodarczy (czy rządzi PO, czy rządzi PiS). Pato-kolesie po prostu albo zachlali na śmierć, albo jednak skusiło ich to ogłoszenie, że pięć kafli na rękę, kwalifikacje niepotrzebne.
@WO
„Plany emerytalne”.
Zupełnie na serio zastanawiam się jak to będzie, chociaż mam jeszcze sporo czasu. Polska to nie jest kraj dla starych ludzi. Moja emerytura będzie stanowić 1/3-1/4 wynagrodzenia. NFZ jest momentami zwyczajnie niewydolny. Zbrojenie antywojenne pochłonie coraz większą część budżetu, więc z czasem podatki pójdą w górę. Mam nadzieję, że wojny pl-rus nie będzie, ale mogą one być płonne. Szczęście w nieszczęściu, mieszkam daleko od linii Wisły i może ucieknę.
@fieloryb
„Moja emerytura będzie stanowić 1/3-1/4 wynagrodzenia.”
Ja mam za sobą kilka tłustych lat, gdy przekraczałem ten taki próg, że po wpłaceniu 36 przeciętnych składek przestają już potrącać, żeby człowiek nie miał za dużej emerytury. Jest wysoce prawdopodobne, że moja emerytura będzie na poziomie mojej szkolnej pensji (a pisaniem chyba będę mógł sobie dorabiać tak samo?). Natomiast… uczniowie mnie chyba lubią, ja lubię stać przy tablicy, więc w sumie sam nie wiem co zrobię. Czuję się trochę jak ci Skandynawowie co w ankietach mówią, że nawet po wygranej na loterii niczego by nie zmienili w swoim życiu.
Łyżką dziegciu w idyllicznej wizji Szwecji i Sztokholmu są statystyki zabójstw, które od jakiegoś czasu wyglądają bardzo niedobrze, na tle nie tylko pozostałych państw nordyckich, ale i po prostu Europy.
No i Sztokholm jest bardzo mocno zgettoizowany (w sensie niemieszania się grup społecznych), nie trzeba jechać na przedmieścia, wystarczy zajrzeć do czerwonej a potem niebieskiej linii metra.
Natomiast te lepsze i modniejsze dzielnice to absolutnie najczystsze miasto, jakie widziałem w życiu.
@wo
„Ja mam za sobą kilka tłustych lat, gdy przekraczałem ten taki próg, że po wpłaceniu 36 przeciętnych składek przestają już potrącać, żeby człowiek nie miał za dużej emerytury. Jest wysoce prawdopodobne, że moja emerytura będzie na poziomie mojej szkolnej pensji”
Ale szacowałeś to jakimiś narzędziami? Bo wydaje mi się jednak zbyt optymistyczne, jeśli tych lat było tylko parę (albo mam zbyt optymistyczne wyobrażenie o pensji nauczyciela).
@WO
Nie wiadomo czy zdrowie pozwoli i będzie kogo uczyć (polska dzietność to smutny temat, uczniów może być coraz mniej), ale życzę zdrowia i minimum 20 osób na sali lekcyjnej.
Duże miasto, takie jak Warszawa, z dostępnością bogatej oferty służby zdrowia i opieki paliatywnej wydaje się najlepszym miejscem dla osób w wieku mocno podeszłym.
@Szacowanie emerytury
ZUS podaje na swoich stronach www szacunkową wysokość emerytury. Kiedyś nawet wysyłał takie wiadomości listownie (wolałbym aby to było kontynuowane). Oszczędności można lokować w III filar emerytalny kupując obligacje skarbu państwa bez podatku Belki. Dla tych, którzy nie wierzą w Polskę za XX lat pozostaje złoto lub konto w zagranicznym banku.
Jednak nikt nie wiem ile i jakie będą czarne łabędzie – kryzysy gospodarcze, kryzysy polityczne, międzynarodowe itp., itd.
@fieloryb
Jerzy Pilch, w którymś z wywiadów, powiedział coś takiego, że ‘w życiu każdego emeryta przychodzi taki moment, że trzeba się przeprowadzić w miejsce odległe nie dalej niż 10 min od podstacji Pogotowia’. „Jugosławia” to fajny plan, ale raczej dla „młodego” i zdrowego emeryta (takiego 55 powiedzmy) 😉
@WO
„No nie wiem, ja pamiętam z tej dekady właśnie ogólną nieobecność policji. Wtedy polskie „no go zones” to były miejsca, do których policja bała się zapuszczać. W Skandynawii to są miejsca, które policja częściej patroluje.”
Może, to katowicka specyfika, ale policja zawsze była mocno obecna, nawet w tych mrocznych czasach. Nie przekładało się, to jednak na poczucie bezpieczeństwa. Powiedziałbym, że policja bywała dodatkowym problem. Może, to wynikało, z tego, że bywały wtedy dzielnice, że na jednym niewielkim osiedlu bywali kibice trzech różnych klubów. Śląska prewencja była mocno wyspecjalizowana, w biciu kibiców po głowie pałą (całkiem słusznie). Niemniej przekładało, że mieli dziwne tendencje, również wobec innych ludzi.
@wo „Te wasze „plany emerytalne” to jakaś nieczytelna dla mnie metafora czy wy tak serio?”
Znaczy, takie bardzo długie wakacje w śródziemnomorskich okolicznościach przyrody, z kieliszkiem lokalnego destylatu? Tego marzenia nie trzeba spełniać (upał to faktycznie issue), ale żeby tak w ogóle go nie mieć, to trochę dziwne.
@fieloryb
„Nie sprawdzałem ostatnio cen w swoim miasteczku, ale nagłówki w internecie donosiły o jakiś niebotycznych cenach, OIDP typu 11.000 zł za metr kw. w największych miastach Polski.”
Sprawdziłem właśnie ceny w moim rodzinnym, 20-tysięcznym mieście. Akurat podchodzą pod te 11 tysięcy. Są też znacznie tańsze, ale na zdjęciach niezachęcające. Też kiedyś kupiłem mieszkanie za 200 tys., mniejsze niż Twoje, za to w większym mieście, ale to była pierwsza dekada tego wieku.
@gfedorynski @statystyki zabójstw
Łotwa, Litwa, Finlandia i Estonia przebijają Szwecję, vide:
link to statista.com
@fieloryb
> Oszczędności można lokować w III filar emerytalny kupując obligacje skarbu państwa bez podatku Belki
Nie tylko obligacje. Cała giełda stoi otworem zarówno w IKE, jak i IKZE
@plan emerytalny
Najbardziej realistyczny plan to wydanie córki/syna za dziedzica odpowiednio dużej fortuny, w nadziei że młodzi wesprą starych rodziców.
@gfedoryński „Łyżką dziegciu w idyllicznej wizji Szwecji i Sztokholmu są statystyki zabójstw, które od jakiegoś czasu wyglądają bardzo niedobrze, na tle nie tylko pozostałych państw nordyckich, ale i po prostu Europy.”
Sz.P komentatorzy chyba wyparli już, jak pełne przemocy były polskie lata 90. zeszłego wieku, do których porównuje się tu szwedzkie przedmieścia. Oczywiście dla mnie jako wówczas nastolatka strach miał pewnie większe oczy, ale na Śląsku trzeba było mocno uważać, gdzie się idzie i również w centrum Katowic portfel było stracić nader łatwo (rozbój, nie jakiś tam wyrafinowany kieszonkowiec). A przecież nie strzelano się tam wtedy jak chętnie i często, jak dziś w Szwecji (do końca września 2024 zarejestrowano 222 strzelaniny).
@izbkp
Polski listopaździernik od października do lutego, brak światła słonecznego przyprawia mnie o …. (lista wyrazów nieparlamentarnych). Teraz z kolei mamy słońce i zimny wiatr jednocześnie. Nazwać to łagodnym klimatem to nieporozumienie. Rano ubieram się w zimową kurtkę by po południu wracać (dla zdrowia) piechotą z pracy pocąc się okrutnie.
@Planowanie emerytury
Łatwy do ogarnięcia jest dla mnie arkusz kalkulacyjny. Niedawno liczyłem wysokość wynagrodzenia od bodaj 2019 roku względem wskaźnika inflacji CPI (consumer price index) i wyszło mi, że pracuję więcej za mniejsze pieniądze. [Pracownicy odchodzą z firmy, na ich miejsce nie przyjmuje się nowych, tylko rozdziela się robotę tym którzy jeszcze mogą. Tzw. „gra pod tytułem ile zniesie osiołek”.]
Jednak takie wyliczenia są zawsze obarczone brakiem wiedzy jakie wydatki będę ponosił na emeryturze. Dojdą koszty leków i opieki. Na młodszą rodzinę nie chcę liczyć w kwestii opieki. Nikt nie jest w stanie zaopiekować się niedołężnym staruszkiem i jednocześnie pracować.
Przerabiałem to ze swoimi rodzicami. Taka opieka to praca na cały etat. Leki mogą kosztować np. 400 złotych miesięcznie. Opieka w domu spokojnej starości (prywatnym) to był koszt rzędu 2000-3000 zł kilka lat temu. Opiekunka z Ukrainy około 4000 zł. DPS (refundowany) to jest smutne miejsce o którym nie umiem nic powiedzieć. Pozostaje ZOL (zakład opiekuńczo leczniczy).
@gwf
„Ale szacowałeś to jakimiś narzędziami”
Kluczem do skrzynki pocztowej, kiedy jeszcze ZUS przysyłał te wyliczenia. Jeszcze nie jestem w tej fazie, żeby się logować i co miesiąć sprawdzać (zakładam że to powolutku, ale dalej rośnie?).
@fieloryb
Filip Springer w którymś wywiadzie, jako kontra do pomysłów typu coliving, kreślił wizje opieki, gdzie wspólnota mieszkańców w bloku (spółdzielnia) organizuje pielęgniarkę kosztem jednego mieszkania i pensji, np. jedną na blok/grupę bloków. Wydaje się to temat zasadny ekonomicznie, ale nie słyszałem o czymś takim w Polsce. (Springer chyba ze Skandynawii to wziął, może ktoś z tutejszych skandynawologów ma wiedzę jak to wygląda w krajach zachodnich)
@WO
Koleżanka (rocznik urodzenia 1972) sprawdza i wychodzi jej, że co roku traci na składkach 200 złotych przewidywanej emerytury. Niestety ona i ja opłacamy życie obecnych emerytów. ZUS co roku wymaga dopłat i bez emigrantów lub wysoko zautomatyzowanej produkcji, która wygeneruje nasze świadczenia czekają nas biedamerytury lub dłuższa praca. Wszystko z powodu słabej dzietności w Polsce.
@sheik
Szwecja ma duży problem z gangami, ale to kwestia przestępczości zorganizowanej, a nie „złych dzielnic”: link to news.sky.com
@kjeld
Nigdy o czymś takim nie słyszałem w Norwegii. Pomoc osobom starszym (np. wizyty pielęgniarek) to zadanie gminy, OIMW.
@kjeld
„kreślił wizje opieki, gdzie wspólnota mieszkańców w bloku (spółdzielnia) organizuje pielęgniarkę kosztem jednego mieszkania i pensji, np. jedną na blok/grupę bloków.”
Oj, dla osób niedołężnych w wieku mocno podeszłym jedna pielęgniarka to jest dramatycznie mało. Proszę sobie wyobrazić skrajny wypadek mężczyzny demencyjnego z utratą świadomości (brak kontaktu, osoba nie reaguje na prośby i polecenia, ale umie chodzić) z otyłością (np 110 kg). I teraz takiego człowieka trzeba umyć, ubrać, posadzić na sedes, zmienić pieluchę. Do tego czasem trzeba dwóch mężczyzn.
Byłem w domu spokojnej starości. Płatnym. Nawet wydanie posiłku niosło kłopoty. Pensjonariusze dostawali ledwie letni obiad, czasem nawet zimny.
@wo
„Kluczem do skrzynki pocztowej, kiedy jeszcze ZUS przysyłał te wyliczenia. Jeszcze nie jestem w tej fazie, żeby się logować i co miesiąć sprawdzać (zakładam że to powolutku, ale dalej rośnie?).”
Kapitał rośnie, ale prognoza przecież maleje (zakładała wyższe składki, niż odprowadzasz dzisiaj).
@fieloryb
To jest jasne, że springerowski pomysł dotyczył lekkich przypadków. Niestety również mam obecnie do czynienia z przypadkiem, którego nie obskoczyłaby jedna osoba.
@rw
Chyba było to z Danii i wydaje mi się, że organizowane przez organizacje niekoniecznie rządowe, ale nie znam szczegółów. To, o czym Ty napisałeś, czyli organizowane przez gminę fajnie zostało pokazane w tym materiale link to youtu.be (Finlandia)
@rw
„Szwecja ma duży problem z gangami, ale to kwestia przestępczości zorganizowanej, a nie „złych dzielnic””
Ale te gangi generują złe (jak na Szwecję oczywiście) dzielnice.
@WO
Przepraszam za wpis pod wpisem, ale temat jest ważny.
@kjeld
„Nie tylko obligacje. Cała giełda stoi otworem zarówno w IKE, jak i IKZE”
Pod warunkiem, że ktoś się zna na tym i ufa giełdzie. Jak mówił jeden mądry, stary Żyd „inwestuję w produkty, które rozumiem”. Obligacje skarbu państwa są najbezpieczniejsze w tej palecie produktów. Dają niski zysk, ale są najpewniejsze i OIDP gwarantowane skarbem państwa. 4 i 10- letnie są indeksowane inflacją + niewielka marża.
@gfw
„Kapitał rośnie, ale prognoza przecież maleje”
Tam jest (była?) przecież rubryczka „gdybym przeszedł na emeryturę już dzisiaj”. Tego się trzymam. A te listy chyba wysyłali już kiedy moja tzw. kariera się dawno skończyła.
@kjeld
„Chyba było to z Danii i wydaje mi się, że organizowane przez organizacje niekoniecznie rządowe, ale nie znam szczegółów. To, o czym Ty napisałeś, czyli organizowane przez gminę fajnie zostało pokazane w tym materiale link to youtu.be (Finlandia)”
W Norwegii seniorzy za to szczęście oddają 90% emerytury.
@Kjeld
„Filip Springer w którymś wywiadzie, jako kontra do pomysłów typu coliving, kreślił wizje opieki, gdzie wspólnota mieszkańców w bloku (spółdzielnia) organizuje pielęgniarkę kosztem jednego mieszkania i pensji, np. jedną na blok/grupę bloków. Wydaje się to temat zasadny ekonomicznie, ale nie słyszałem o czymś takim w Polsce. (Springer chyba ze Skandynawii to wziął, może ktoś z tutejszych skandynawologów ma wiedzę jak to wygląda w krajach zachodnich)”
W zakresie utrzymania porządku (takiego w sensie stricte, że zamiecione i ogarnięte) i ogólnego bezpieczeństwa też w sumie, to nawet w Polsce istniała instytucja dozorcy, z służbowym mieszkaniem. Nie w fancy kamienicy w Międzywojniu, tylko w PRL, w bloku zakładowym, gdzie mieszkała moja babcia. U mnie w podstawówce woźna miała małe służbowe mieszkanie służbowe w budynku szkoły. Jedno było pewne. Osobom niepożądanym ciężko, było wejść niezauważonym na teren placówki, bo Pani Gerda miała baczenie w godzinach lekcyjnych. To by była iteracja tego typu rozwiązań.
@fieloryb
Do niczego nie namawiam, jedynie informuję. Możliwości inwestowania bezpośrednio na giełdach (również zagranicznych) w ramach kont emerytalnych są w Polsce nowością, mam wrażenie mało rozpowszechnioną. W dobie tanich, zdywersyfikowanych ETF-ów jest to praktycznie odpowiednik inwestycji w fundusz emerytalny, tyle że z niższą prowizją (np. 5-10x niższą), dlatego uznałem, że warto to zaznaczyć. A powiedzenie jak najbardziej popieram.
@fieloryb
„Koleżanka (rocznik urodzenia 1972) sprawdza i wychodzi jej, że co roku traci na składkach 200 złotych przewidywanej emerytury.”
Nie rozumiem co masz na myśli pisząc „traci na składkach”? Tak czy siak, suma jej składek się przecież nie zmniejsza. Są one waloryzowane co najmniej o wskaźnik inflacji. Jedyne, co może wpływać na ewentualne zmniejszenie emerytury, to statystyczna, przewidywana długość życia na emeryturze, na którą wpłynęły zawirowania kowidowe (najpierw spadła, potem wzrosła).
@kjeld
„W dobie tanich, zdywersyfikowanych ETF-ów jest to praktycznie odpowiednik inwestycji w fundusz emerytalny, tyle że z niższą prowizją (np. 5-10x niższą), dlatego uznałem, że warto to zaznaczyć.”
Ileś lat temu pracowałem w firmie która rozwijała narzędzia do kontroli kosztów funduszy dla brytyjskiego regulatora funduszy emerytalnych. Naszym celem było zmierzenie jakie jest „value for money” które te fundusze dostarczają swoim klientom. Wyszło nam, że wiele funduszy emerytalnych które obiecują aktywne zarządzanie aktywami (i pobierają za to odpowiednio duże opłaty, np. 1% środków rocznie) w praktyce zarządza nimi pasywnie, niewiele się różniąc od znacznie tańszych funduszy indeksowych.
Plan emerytalny
Jakieś 3 lata temu byłem na początku czerwca w pensjonacie na Krecie, takie sobie 2 gwiazdki ale w cudownej lokalizacji jak z katalogu dla miliarderów i w cenie na poziomie poniżej 1k PLN za tydzień za apartament na 2 os. Na dłuższy pobyt zniżka.
Pensjonat pełen był niezamożnych niemieckich emerytów i tak sobie pomyślałem, że to jest taka erzac emerytura o jakiej realnie można marzyć jak jednak trend gospodarczy się jakoś tam utrzyma i jednak (bo się szykujemy na przyszły rok) PKB Per capita w PL mierzone siłą nabywczą przeskoczy Japonię (zadziwiający fakt swoją drogą, zwl dla kogoś urodzonego w PRLu). Bo jako, że PL już dziś jest drogim krajem vs Grecja czy nawet Włochy to może jednak z tej średniej emerytury styknie na miesiąc w takim pensjonacie dla wygrzania kości?
@Obywatel
„bo się szykujemy na przyszły rok) PKB Per capita w PL mierzone siłą nabywczą przeskoczy Japonię (zadziwiający fakt swoją drogą, zwl dla kogoś urodzonego w PRLu”
Jak przeczytałem tego niusa, to sobie pomyślałem „a jak Lechu powiedział, że zrobimy w Polsce drugą Japonię, to przez dekady się z niego ludzie śmieli”. A zrobiliśmy! I proszę. I tak mi się ciepło na serduszku zrobiło.
@rw
Ciekawą rzecz napisałeś. Potwierdzasz wnioski z książek o inwestowaniu. W jednej przeczytałem, że czasami bywa nawet śmieszniej (dane dotyczyły US), że aktywnie zarządzane osiągają gorsze wyniki, bo wcale nie jest tak łatwo pokonać rynek. Dotyczy funduszy dostępnych dla zwykłego zjadacza kaszanki, nie żadnych hedge funds, czy private equity. Dokładnie dlatego tak podkreśliłem temat kosztów, bo jest kluczowy w długim terminie i bardzo zjada zyski. 1% to zdzierstwo, a powszechne w funduszach w których nie masz wyboru, typu PPE.
Fundusze zamknięte zamykają się w sobie określonej kwocie nie bez powodu. Na przykład legendarny fundusz Medallion firmy Rentech osiągał rekordowe zyski ale ściśle trzymając się bodaj 10 miliardów, nie nabierając więcej balastu do portfela. Korzystają na każej fali. Tymczasem ogromne fundusze emerytalne dla plebsu wymyślono po to żeby rynek miał głębię. Jak rynek rośnie nie mają wyboru, muszą inwestować w Teslę podążając za głupim rynkiem, a jak spada to ludziom przepadają emerytury. Są za duże żeby zarządzać mądrze jak Buffet grający na sektor kolejowy. Przez moment kiedy zakładowym funduszem zarządzały związki to byli inwestorzy sektorowi. Teraz to można sobie kupić ETF z branży „cloud AI na blockchainie” albo „electric mobility robotics on Mars”.
@kuba_wu
„Nie rozumiem co masz na myśli pisząc >>traci na składkach<<?"
Tu nie chodziło mi o składki czysto zusowskie, ale o PPE, czyli Pracownicze Programy Emerytalne. Ich wartość może rosnąć lub zmniejszać się z czasem. Ich zaletą jest to, że oprócz mnie dorzuca się do nich również pracodawca. Sporo ludzi rezygnuje z tej możliwości oszczędzania, ale mi się ona podoba.
Szwecja Szwecją, podobno w Holandii żyją najszczęśliwsi ludzie na świecie.
@Druga Japonia w Polsce
Czy ta druga Japonia nie jest od lat w recesji lub ma niewielki wzrost gospodarczy? Wydaje mi się, że ta informacja obiła mi się o oczy. Więc nie tylko nam wzrosło, ale i im zmalało. I wydaje mi się, że to jest wywołane demografią. Ich społeczeństwo OIDP starzeje się szybciej do tego stopnia, że konserwatywni dotąd Japończycy zaczęli sprowadzać pracowników z zagranicy i promować zatrudnienie kobiet. Wygląda na to, że oni swoją premię demograficzną odebrali wcześniej niż my.
Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę.
@janekr
„Szwecja Szwecją, podobno w Holandii żyją najszczęśliwsi ludzie na świecie.”
Najszczęśliwsi podobno byli Piraha. Nie wiem czy te badania szczęśliwości mają jakąkolwiek wartość.
@przestępczość w Szwecji
Ale to chyba da się prosto porównać. Współczynnik zabójstw na 100k mieszkańców w PL na początku lat 90tych dobijał 3, a w Szwecji w 2022 1,11 i jest mniejszy niż na początku lat 90tych.
@notka
Bardzo się cieszę, że wpadł temat Marksa, mam nadzieję, że będą jeszcze notki na temat marksizmu na blogu.
@janekr
„Szwecja Szwecją, podobno w Holandii żyją najszczęśliwsi ludzie na świecie.”
Holandia często jest wymieniana jako przykład modelu nordyckiego poza Skandynawią. I ich partia socjaldemokratyczna też zaczynała jako kopia SPD (nawet ich pierwszy program to był program erfurcki – ten najbardziej marksistowski – po prostu przetłumaczony na holenderski). Podobieństw jest zresztą więcej, na przykład Kołakowski i Iszkowski zdają się nie wiedzieć o istnieniu takiego państwa.
Apropos Holandii to mój holenderski kolega z korpo robiący dokładnie to samo co ja i na tym samym job levelu właśnie wrócił z wakacji. 2 tygodnie na Tahiti. Musiałbym pół roku nie jeść wraz z całą rodziną by mnie było na takie wczasy stać.
@fieloryb:
„Czy ta druga Japonia nie jest od lat w recesji lub ma niewielki wzrost gospodarczy?”
Japonia od dekad jest w leciutkie, długofalowej deflacji (no, czasem zdarzy się inflacja rdr na poziomie 1%) co jest wbrew obiegowej opinii koszmarnym problemem.
„Fundusze zamknięte zamykają się w sobie określonej kwocie nie bez powodu. Na przykład legendarny fundusz Medallion firmy Rentech osiągał rekordowe zyski ale ściśle trzymając się bodaj 10 miliardów, nie nabierając więcej balastu do portfela. Korzystają na każej fali. Tymczasem ogromne fundusze emerytalne dla plebsu wymyślono po to żeby rynek miał głębię. Jak rynek rośnie nie mają wyboru, muszą inwestować w Teslę podążając za głupim rynkiem, a jak spada to ludziom przepadają emerytury.”
Dużo zależy od tego co i z jaką myślą się skupuje, jak się kupuje „bo rośnie” z celem „kiedyś sprzedam drożej” to powodzenia w długimterminie – taka taktyka to jest gra w gorące krzesła, któraś generacja inwestorów budzi się w okresie powolnego, lecz sukcesywnego spadania indeksów (jak S&P500 w latach 1973-1982) i się budzą z ręką w nocniku.
Jak się skupuje dywidendowo („kupuję, bo to będzie płacić dywidendy”) to co innego. Z tego punktu widzenia to kupowanie Tesli nie ma sensu od kilku lat, nie wiem jak wielki zysk musiałoby to generować by podstawowy wskaźnik (cena za akcję do spodziewanych zysków z dywidend) byłą jakkolwiek akceptowalna.
Jeszcze inna para kaloszy to uprawianie szalejni giełdowej, tj. obrót kontraktami futures w celu zarabiania na ruchu indeksu w te, czy we wte, ale to się ma do inwestowania tak, jak zapijanie brązowego cukru kompotem do okazjonalnego zapalenia papieroska.
@janekr: w ostatnich dniach wyskakują nagłówki o World Happiness Report i wychodzi tak, jak pisał Gospodarz w linkowanym artykule: nordyki top 4, Holandia 5, Norwegia 7, Polska bodaj 26. link to edition.cnn.com
Wydawało mi się to podejrzane, że Finowie z Rosją na karku wciąż tacy szczęśliwi. Sprawdziłem, czy ranking nie jest pochodną wskaźników typu HDI. Okazuje się, że podstawą są ankiety.
@polski poziom zadowolenia z życia
Ja to tu tylko zostawię.
Nie mam kompetencji aby ocenić ten artykuł merytorycznie.
„Polski pracownik wciąż tani. Jesteśmy w gronie najgorzej zarabiających w Europie”
link to fxmag.pl
@Holandia
Czy mowa jest o tej samej Holandii, która jest zasadniczo wewnątrzunijnym rajem podatkowym, ma naprawdę duży problem z gangami nakotykowymi i skrajnie prawicowy rząd pod patronatem Geerta Wildersa? Pewnie część społeczeństwa jest z tego powodu szczęśliwa, kto wie.
@brazylian „Jak się skupuje dywidendowo („kupuję, bo to będzie płacić dywidendy”) to co innego. Z tego punktu widzenia to kupowanie Tesli nie ma sensu od kilku lat”
Tesla OIDP w ogóle nie wypłaca dywidendy?
@druga Japonia
Ach, gdyby Polska miała choć połowę kompetencji technologicznych Japonii, chociaż jedną trzecią! Już pal diabli elektrownie atomowe i ogólnie energetykę, przemsył maszynowy, samoloty i statki, ale taki np. samochód gdyby Polacy byli w stanie opracować samodzielnie. Choćby jeden model. Mógłby nazywać się np. Izera…
> Jak się skupuje dywidendowo („kupuję, bo to będzie płacić dywidendy”) to co innego. Z tego punktu widzenia to kupowanie Tesli nie ma sensu
Tyle podręcznik „przedsiębiorczości”. A ktoś jeszcze wypłaca dywidendę powyżej inflacji? 10 największych firm na tej krótkiej liście ma łączną kapitalizację mniejszą niż Tesla przed krachem.
Fundusze nie mogą ignorować wzrostu, muszą podążać za rynkiem bo gdzieś trzeba trzymać pieniądze.
Głównym produktem Tesli jest hype na akcje Tesli. FAANG to akronim wymyślony na giełdzie grupujący szybko wtedy rosnący sektor. Można było nie mieć akcji choćby Apple? Nawet Buffett musiał w nie włożyć połowę oszczędności bo musiał gdzieś trzymać pieniądze.
Nie ma tam Microsoftu bo mu rosło ale nie tak dynamicznie, a to on pierwszy zastosował jedną z innowacji big techów: nie wypłacanie sensownej dywidendy praktycznie nigdy. Od dawna zyski realizuje się ze sprzedaży akcji albo przez buybacki.
Mam właśnie problem z pomocą w zakupie laptopa na bon dla nauczyciela. Wszystkie najnowsze mają przycisk Microsoft Copilot, bo musi być hype.
@fieloryb & sheik
„Ach, gdyby Polska miała choć połowę kompetencji technologicznych Japonii, chociaż jedną trzecią!”
„Czy ta druga Japonia nie jest od lat w recesji lub ma niewielki wzrost gospodarczy? Wydaje mi się, że ta informacja obiła mi się o oczy. Więc nie tylko nam wzrosło, ale i im zmalało.”
Niedawno w pracy rozmawialiśmy o różnicach kulturowych pomiędzy Europą Wschodnią a Zachodem, i głównym punktem dyskusji było to, że dla Polaka szklanka jest zawsze do połowy pusta 😀 Jesteście wspaniali!
@wo
„Holandia często jest wymieniana jako przykład modelu nordyckiego poza Skandynawią.”
Nie wiem na jakiej podstawie… od lat rządzi tam prawica, w trakcie kryzysu Euro cięli wydatki na socjał jak reszta Europy, a pod względem wydatków na socjał jako % PKB są w tyle nie tylko za krajami nordyckimi, ale nawet za Polską: link to oecdstatistics.blog
@rw „głównym punktem dyskusji było to, że dla Polaka szklanka jest zawsze do połowy pusta Jesteście wspaniali!”
Na Zachodzie też jakoś wiele entuzjazmu nie ma, inaczej prawicy nie rosłoby tak potężnie.
A Polska produkuje fajne meble i okna, ale technologicznie szczytem możliwości są bodaj pociągi podmiejskie (szacun, to już też są skomplikowane rzeczy). Fajnie, że centra usług wspólnych w Krakowie i w stolycy pozwoliły klasie średniej trochę pożyć, miejmy nadzieję, że ich nie zlikwidują.
@rw „głównym punktem dyskusji było to, że dla Polaka szklanka jest zawsze do połowy pusta Jesteście wspaniali!”
@Polska vs Japonia
Nie chodzi o marudzenie, ale warto zauważyć, że wciąż jesteśmy w tyle za Japonią. Wspólne mamy małe mieszkania, ale oni naprawdę mają mało przestrzeni nadającej się do budowy. Dodam uniwersytety do listy rzeczy, których można zazdrościć.
@sheik:
„A Polska produkuje fajne meble i okna, ale technologicznie szczytem możliwości są bodaj pociągi podmiejskie”
No ale bardzo innowacyjne, bo z backdorami 🙂
Bo w polsce nie można po prostu czegoś produkować jak na zachodzie – musi od razu wjechać januszex na pełnej.
Ale nie jojczmy daremnie, dajmy ojczyźnie szansę. Zobaczymy jak się uda wdrożyć produkcję tych, jak im tam, perowskitów w ultracienkich ogniwach fotowoltaicznych. W końcu polski wynalazek.
> produkuje fajne meble i okna
> centra usług wspólnych
Chiny ortodoksyjnie przywiązane do marksistowskiego materializmu zbierają wyłącznie statystyki produkcji materialnej. Powszechnie uważa się ich PKB za zaniżony przez brak usług mimo że ostatnio dodają tam jakąś szacunkową poprawkę.
U nas mamy efekt odwrotny. To, oraz betonowe złoto.
W Japonii mieszkania nie nadymają pekabu. TRACĄ z wiekiem na wartości i regularnie się wyburza, przyzwyczajenie z czasów gdy wyburzanie gwarantowały okresowe trzęsienia ziemi.
@rw
„Nie wiem na jakiej podstawie… od lat rządzi tam prawica, w trakcie kryzysu Euro cięli wydatki na socjał jak reszta Europy, a pod względem wydatków na socjał jako % PKB są w tyle nie tylko za krajami nordyckimi, ale nawet za Polską”
Nie pochwalam, ale mają z czego schodzić.
@rw
„Nie wiem na jakiej podstawie…”
Rynku pracy i rynku mieszkań. GDYŻ: gdy się Naukowo Bada skąd ta szczęśliwość Nordyków (w którą wątpią sami Nordycy, w Finlandii pewien standuper podsumował to skeczem „czy tylko ja jestem nieszczęśliwy?”), wynika z satysfakcji z pracy oraz satysfakcji z mieszkania. W Polsce budujemy antyszczęście oparte na pracy w Januszeksie i mieszkaniu w deweloperce koncentracyjnej.
Człowiek, który lubi swoją pracę oraz swoje przytulne komunalne mieszkanko, może już mieć tylko problemy rodzinne i/lub psychiczno-nałogowe, ale jak wiemy z seriali „Biały lotos” i „Sukcesja”, pieniądze ich nie rozwiązują. Więc szczęście Skandynawa (oraz wielu Belgów i Holendrów) polega na odpowiedzi w ankiecie, że nic by jego życiu nie zmieniła wygrana na loterii – dalej by mieszkał gdzie mieszka i pracuje gdzie pracuje.
@sheik
„Czy mowa jest o tej samej Holandii, która jest zasadniczo wewnątrzunijnym rajem podatkowym, ma naprawdę duży problem z gangami nakotykowymi i skrajnie prawicowy rząd”
Nie opisujesz czasem Szwajcarii? W Holandii akurat niedawno mieszkałem w no-go zone, obok epicentrum przestępczości narkotycznej. Hotele w no-go zones są po prostu tańsze. No-go zone w Holandii wygląda tak jak w Szwecji – hub metro/autobus powiązany z suparmarketem, modernistyczne blokowisko z lat na oko 1950., jak okiem sięgnąć wszystkie mieszkania ewidentnie komunalne, na ulicy częściej słychać polski niż holenderski, większość knajp to kebabownie (choć czasem nawet widać, że lokal budowano z przeznaczeniem na tradycyjną restaurację). No ale to nie tu walczą o przechwycenie transportu narkotyków, tylko w terminalu kontenerowym dwie stacje dalej.
@rw
„nie tylko za krajami nordyckimi, ale nawet za Polską:”
Z opisu wynika, że oni wliczają wydatki prywatne, co prawdopodobnie oznacza, że w Polsce uwzględniają np. fundusze socjalne w korporacjach. Wychodzi im więc teza „After France, the United States is the biggest social spender”. Dochodzimy więc do banalnej tezy, że modelu nordyckiego NIE definiujemy przez same tylko wydatki na cele socjalne.
@wo
„Człowiek, który lubi swoją pracę oraz swoje przytulne komunalne mieszkanko”
W Holandii mieszkań komunalnych już prawie nie ma, zostały przekształcone w spółdzielcze: link to researchgate.net
Holenderski rynek pracy też się zliberalizował: link to link.springer.com
„The growth in flexible work arrangements has been more pronounced in the Netherlands than in most other western economies.”
Kiedy porówna się satysfakcję z pracy w Holandii z innymi krajami UE, nie lokują się w czołówce: link to europeandatajournalism.eu
@wo
„Z opisu wynika, że oni wliczają wydatki prywatne, co prawdopodobnie oznacza, że w Polsce uwzględniają np. fundusze socjalne w korporacjach.”
Nie wliczają. Dane źródłowe: link to web-archive.oecd.org kolumna „Public social spending, % of GDP”. Polska: 22.7%, Holandia: 17.6%.
@wo „Nie opisujesz czasem Szwajcarii?”
No nie, w Szwajcarii partia socjalistyczna współrządzi nieprzerwanie od 1959 (choć miejscami niespecjalnie to widać), Holendrzy wewżyciu by na takie świństwa nie pozwolili. Nie ma gigantycznych blokowisk (te które są, są pieczołowicie odnowione, np. pod Genewą czy Telli w Aarau). Oraz polityka narkotykowa od ok. 1994 jest naprawdę sensowna i nastawiona na pragmatyczne ogrniczanie szkód oraz tzw. danie ludziom żyć. Oczywiście to nieco łatwiejsze, kiedy nie ma się największego portu Europy u siebie. Podczas gdy w Holandii najbardziej znany dziennikarz śledczy został jednak po prostu zastrzelony na ulicy w biały dzień.
@rw
„Niedawno w pracy rozmawialiśmy o różnicach kulturowych pomiędzy Europą Wschodnią a Zachodem, i głównym punktem dyskusji było to, że dla Polaka szklanka jest zawsze do połowy pusta Jesteście wspaniali!”
Ja nie jestem wspaniały. Mam szereg (uzasadnionych) wątpliwości czy żyję w dobrym kraju: słaba sytuacja z Narodowym Funduszem Zdrowia, wróg na wschodniej granicy, nadchodzący niż demograficzny, silna prawicowa opcja polityczna niechętna Unii Europejskiej, katastrofa emerytalna po przejściu na emeryturę. Mimo 30 lat pracy czuje się wciąż na dorobku. Sytuacja osobista nie pozwoliła mi wyjechać jak byłem młody. Obecnie musiałbym odkładać 4 razy tyle niż odkładam, by zapewnić sobie życie na odpowiednim poziomie kiedy będę stary.
Wolałbym żyć daleko od ruskich i odcinać kupony od trudnych reform, które jakiś sensowny lider polityczny wprowadził kilkadziesiąt lat temu.
@fieloryb
Ale zauważasz, że jest to kwestia podejścia? (O jakim pisał @rw). Finowie mają z nimi wielokrotnie dłuższą granicę, historię wojny i też nieprzyjemne doświadczenia po wojnie (chyba nawet na blogu była notka o „finlandyzacji” i podobieństwie F do PL). I każdy z tych argumentów da się jednak rozbroić, choćby dla siebie, żeby nie było tak trudno żyć w jednym z najbogatszych krajów w skali świata (to o Polsce).
„podobieństwie F do PL”
link to ekskursje.pl
@kjeld
Onegdaj putin publicznie oświadczył, że chce powrotu granic swojego imperium i krajów satelickich takich jak za komuny czyli przed 1989 rokiem. Polska miałby wyjść z NATO itp. Jakoś nie słyszałem o jego zakusach na Finlandię. Sam się zastanawiam dlaczego. Możliwe, że ten kraj umiejętnie balansował na linii USA-rosja.
Załóżmy – putin odchodzi na emeryturę. I jeśli będzie wskazywał swego następcę to z pewnością on będzie usiłował realizować te pomysły. A więc wojna, rozlew krwi, i pytanie czy hiszpański żołnierz będzie chciał umierać za Polskę. Taki jest pesymistyczny scenariusz.
@fieloryb
„Onegdaj putin publicznie oświadczył, że chce powrotu granic swojego imperium i krajów satelickich takich jak za komuny czyli przed 1989 rokiem. ”
Prawdopodobnie mówisz o przemówieniu, w którym mówił o zniszczeniu imperium carskiego przez Lenina. To znaczy, że chce odtworzenia granic za cara, czyli przed 1917 rokiem, czyli Finlandia też.
@fieloryb
Myślę, że jest tam prozaiczny powód, że to nie są sąsiedni bracia Słowianie. Nie wiem też, czy mają oni coś, czego Rosja nie ma albo byłoby warte przebijania się przez tamtą granicę.
@ololo
„Nie wiem też, czy mają oni coś, czego Rosja nie ma albo byłoby warte przebijania się przez tamtą granicę.”
To samo co w 1940 – rosyjski dostęp do Bałtyku jest taki sobie, to jest prawie że wewnętrzne jezioro NATO.
@fińskie podejście do zagrożenia ze strony Rosji
Ja mam wrażenie, że różnica między nami a nimi nie polega na tym, że u nich zagrożenie jest mniejsze czy że postrzegają je jako mniejsze i się mniej boją. Różnica jest taka, że oni robią coś konkretnego, żeby to zagrożenie zminimalizować, i to nie od 3 lat, tylko od dawna. Wydaje mi się, że to jest właśnie ta różnica mentalna. My uwielbiamy narzekać, straszyć się, ale tak żeby coś faktycznie zrobić, to dopiero musiał Putin najechać na Ukrainę (a i tak, no jednak nie przesadzajmy, kasę może trzeba wydać, ale niech się rządzący nie wygłupiają z powszechnym poborem).
Mam paru fińskich znajomych. Z tego, co opowiadali, to tam większość społeczeństwa traktuje Rosję podobnie, jak u nas. No ale np. w wojsku (do którego należy w jakiejś formie chyba większość mężczyzn) to zagrożenie traktuje się na poważnie i nie jak u nas, że jakoś to tam będzie, tylko są regularne ćwiczenia, na których trenuje się atak z jakiegoś powodu nienazwanego, silniejszego przeciwnika oznaczonego na czerwono, ze strony wschodniej. Nie wiem, jak to się przekłada na realne zdolności obronne, ale wydaje mi się, że przekłada się na ich poczucie bezpieczeństwa.
@Froz Różnice w mentalności Finów i nas mogą wynikać także z innych doświadczeń historycznych. W 1940 i potem w 1944/45 obronili jednak swoją niepodległość płacąc za to ofiarami ludzkimi, utratą części terytorium i potem „finlandyzacją” w polityce zagranicznej, ale jednak nie mieli narzuconego wrogiego ustroju, stalinowskiego terroru, aresztowań i zsyłek do łagrów. Mogli się rozwijać gospodarczo bez takiego skrępowania jak my, zakres wolności obywateli był nieporównywalnie większy niż w PRL. Mieli poczucie, że w 1939/40 i 1944 nauczyli ruskich respektu (nie pamiętam nazwy istotnej bitwy z 1944, po której podobno Stalin zdecydował, aby przynajmniej na jakiś czas odpuścić sobie pełne podporządkowanie Finlandii).
My natomiast mamy przekazywaną na kolejne pokolenia traumę po 2 WŚ i dekadach narzuconego ustroju skutkującego cywilizacyjnym opóźnieniem.
@wo
”
To samo co w 1940 – rosyjski dostęp do Bałtyku jest taki sobie, to jest prawie że wewnętrzne jezioro NATO.”
Założyłam, że to opędzlują Bałtami, którym grożą nieporównanie bardziej i mają tam mniejszość, której mogą użyć jako pretekst. W kontekście dyskusji „dlaczego o Finlandii nic nie mówi” wydaje mi się to dosyć oczywiste. Po co ci Finlandia, jak możesz zrobić połączenie Królewca z macierzą lądem.
@Arctic
Nie pamiętałam skutku, ale tak, mam wrażenie, że Finowie wyszli lepiej na wojnie z Rosją niż my. Inna sprawa, że i tak nie umiemy świętować sukcesów. Then again, może jakbyśmy mogli świętować odepchnięcie Rosji w dowolnym roku między ’39-’45 to by było inaczej.
@Arctic
„nie pamiętam nazwy istotnej bitwy z 1944, po której podobno Stalin zdecydował, aby przynajmniej na jakiś czas odpuścić sobie pełne podporządkowanie Finlandii”
Ja się nie znam na bitwach ale sądzę że po prostu Helsinki w przeciwieństwie do Warszawy czy Poznania nie leżały po drodze do Berlina. I w sytuacji gdy pod koniec wojny Stalinowi już wszystkiego zaczynało brakować (a konkretnie to rekruta) to nie miał za bardzo wyjścia i musiał im odpuścić. Mieli fart i tyle.
A co do „dlaczego miałby ruszać Finów” – to głównie dlatego że Wołodia jest obecnie jak Mieszko czy inny Chrobry, by trwać musi prowadzić z kimś wojnę. Inaczej cyrk mu się rozsypie. Więc i na Finów przyjdzie pora jak nic się nie zdarzy w międzyczasie.
„Then again, może jakbyśmy mogli świętować odepchnięcie Rosji w dowolnym roku między ’39-’45 to by było inaczej.”
No i tak i nie. Jednak 15 sierpnia coś całkiem sporego świętujemy a na generala publicznego to się praktycznie w ogóle nie przekłada. Być może bylo to zbyt dawno a w czasie WW2 się za dużo działo co przykryło wcześniejsze wspomnienia. IMO wielkim błędem była decyzja by nie walczyć z ruskimi po 17 września. Po pierwsze primo i tak walczono tylko mało kto o tym wie. Gdyby to ich cudowne przedmoście zamiast sp*lić za rumuńską granicę chociaż przez kilka tygodni się aktywnie opierało obu agresorom musiałoby to pozostawić cokolwiek w świadomości społecznej. Że choć próbowaliśmy. Bez tego siedzi nam w głowach, no przynajmniej niektórym że po prostu przyszli i zrobili co chcieli i że mogą tak znowu.
„Wołodia jest obecnie jak Mieszko czy inny Chrobry, by trwać musi prowadzić z kimś wojnę. Inaczej cyrk mu się rozsypie.”
Jest w tym sporo racji. Trzydniowa operacja, która trwa trzy lata… Zastanawiałem się jak tę zmianę propagandy łyknęło społeczeństwo. Tam pewnie niejeden sąsiad boi się sąsiadowi mówić co myśli.
Pisze się i mówi, że kasy na wojnę putin ma jeszcze na rok, ale różne są komentarze. Z pewnością ma świetną szefową banku centralnego Elwirę Nabiulinę. Gdybym miał wybrać do porwania 10 osób z kręgu rosyjskiej władzy to ona by była w pierwszej trójce.
Finlandia 1944 tu jest odcinek podcastu poświęcony obronie Finlandii w 1944
link to youtu.be
@embercadero
Bez tego siedzi nam w głowach, no przynajmniej niektórym że po prostu przyszli i zrobili co chcieli i że mogą tak znowu.
Jak dla mnie to tu jest hund begraben, bo 1920 mógłby dla nas być jak dla Finów wojna zimowa, ale właśnie to, że pomimo naszego zwycięstwa oni się przegrupowali i wrócili powoduje że w powszechnej świadomości brzmi to jak anomalia między wszystkimi tymi przegranymi powstaniami i Jałtą. Trudno nie mieć tu skłonności do fatalizmu.
@Froz i obronność Finlandii
„silniejszego przeciwnika oznaczonego na czerwono”
– Atak ze wschodu ok, ale w świecie zachodnim (do którego Finlandia poczuwa się od ho ho) standardem oznaczania od czasów IWŚ jest, że nasi są niebiescy a nieprzyjaciel jest na czerwono. Kolory narzuciła Francja. Która o ile dobrze pamiętam używała ich z powodu barw mundurów: swoich oraz historycznie czerwonych mundurów… brytyjskich.
W NATO znaki taktyczne są zestandaryzowane, ale wydaje mi się, że parę innych krajów używało tych kolorów zanim wstąpiły do NATO.
@sheik.yerbouti
„Polska produkuje fajne meble i okna”
– Do niedawna większość produkcji okien była z zachodnich systemów profili. Znajomy z branży opowiadał, że standardem parę lat temu w Holandii czy Niemczech było, że albo profile są tamtejsze, albo jest dużo czepiania się każdego przecinka w papierach od np. klas odporności na ogień.
Oczywiście okucia montowane w tych oknach są też zachodnia, zwłaszcza w tych z górnej półki.
@syndrom radziecki
Jest pewnie grupa ludzi, dla których rosyjska dominacja w Polsce jest słuszna (być może nawet konieczna). Kojarzą czasy przeszłe z awansem społecznym i wyjściem z głębokiej biedy swoich przodków lub siebie samych. Inni z kolei traktują to jak historyczną konieczność bo nie lubią demokracji i Zachodu.
Rosjanie mają też pewnie rozwiniętą ukrytą sieć agentów wpływu, ale tu wchodzę w rozważania „paranoiczne”.
@Froz
„Nie wiem, jak to się przekłada na realne zdolności obronne”
Według mnie się przekłada i to bardzo konkretnie. Tutaj jest nakręcony przez fińskie siły zbrojne filmik sprzed pełnoskalowej inwazji na Ukrainę przedstawiający taktyki użyte w tej inwazji i jak Finlandia będzie reagować na poszczególnych etapach. link to youtube.com
Oni faktycznie są przygotowani do obrony przed Rosją, na serio i na poziomie doktryny od wielu, wielu lat. Przykładowo, ich siły lotnicze regularnie ćwiczą lądowanie myśliwców na dowolnej drodze i serwisowanie, tankowanie, uzbrajanie itp z mobilnej kolumny ciężarówek. Między innymi dlatego mieli kupione zmodyfikowane specjalnie wersje F-18.
Chciałbym żebyśmy my mieli jedną trzecią tego.
No przecież mamy plan obrony przed Rosją, szczegółowy. Z tym że Błaszczak go odtajnił i opublikował. Ale plan jest.
@embercadero
„Z tym że Błaszczak [plan obrony] odtajnił i opublikował
Mam nadzieję, że zostanie za to prawnie surowo ukarany. Tym razem posunął się za daleko. „W piątek 21 marca zeznawał w charakterze podejrzanego w Prokuraturze Wojskowej. W jego obronie przed budynkiem odbył się niewielki protest z udziałem Jarosława Kaczyńskiego.”
(link za płacimurkiem)
link to polityka.pl
@embercadero
„No przecież mamy plan obrony przed Rosją, szczegółowy”
– To odtajnione w ogóle nie było szczegółowe.