Now Playing (206)

Więc tak zupełnie z innej beczki, żeby odpocząć itd., wrócę do cyklu muzycznego. Na stare lata zachowuję się często jakbym był bohaterem opowiadania sf próbującego przewidzieć rok 2025 w roku 1985. Częstym motywem wtedy było to, że gdy bohater ma w przyszłości korzystać z rozrywek z przyszłości – to sięga po klasykę (a nie po coś ze „swoich” czasów).

Więc na nocnym stoliku ma „Niezwyciężonego” Lema, na holodecku odgrywa sceny z westernu albo kryminału noir, a jak słucha czegoś z Planetarnego Repozytorium Zasobów Cyfrowych, jest to Frank Sinatra. Ja w każdym razie jestem ostatnio bohaterem opowiadania typu „Wsiadł do samochodu. Ten go jak zwykle rozpoznał i przywitał komunikatem Witaj, WO, po czym przez łączność bezprzewodową rozpoznał komunikator w jego kieszeni i dokonał znakomitego wyboru. Na centralnym wyświetlaczu pojawiła się charakterystyczna okładka płyty Fear of Music Talking Heads, a z rozmieszczonych przestrzennie głośników zaczęły dobiegać dźwięki, które choćby i za 500 lat wszyscy będą rozpoznawać jako mistrzostwo produkcji Briana Eno”.

No tak to mniej więcej wyglądało. „Fear of Music” to płyta tak dobra, że aż trudno mi się tu dostosować do charakterystycznej dla tego cyklu konwencji trzymania się piosenek. Przecież zacząłem to właśnie w szczytowej fazie zachłyśnięcia się cyfrową muzyką (o ja cie nie mogę, cała płytoteka w kieszeni!) i nie myślałem, że kiedykolwiek wrócę do słuchania albumów z winyla.

No ale fakt jest faktem, winyli do samochodu nie zabiorę (tak, wiem że kiedyś były takie konstrukcje – ale z tego co się orientuję, wyłącznie na single i w dodatku z niszczącą płyty wkładką piezoelektryczną, więc tak czy siak bym nie chciał). Z wielkim trudem wybiorę więc piosenkę być może najbardziej rozpoznawalną z tej płyty, bo powtórzonej na znakomitym koncercie „Stop Making Sense” (wrzuciłem tą wersję, choć notka jest o studyjnej).

Pełny tytuł to „Life During Wartime (This Ain’t No Party… This Ain’t No Disco… This Ain’t No Foolin’ Around)”. Oczywiście jako nastolatek byłem zachwycony przesłaniem „no disco”, nie umiałem wtedy bowiem zauważyć, że ta pozornie czysto postpunkowa płyta pełna jest muzycznych nawiązań do nurtów, które post factum nazwano „disco” (w połowie lat 70. nie było takiego nurtu, pionierzy disco uważali siebie za muzyków rockowych, funkowych albo soulowych).

Podmiot liryczny prowadzi życie, o którym czytaliśmy wtedy w pierwszych zachodnich thrillerach Forsytha i MacLeana (a jak dzisiaj wiemy, wzorowane na prawdziwym ojcu zachodniego terroryzmu: Iliczu Ramirezie Sanchezie). Ma „trzy paszporty” i tak często zmienia wygląd, że już sam nie pamięta jak wygląda naprawdę.

Czy to naprawdę monolog terrorysty, czy jakiegoś wariata, który o tym fantazjuje? Przepraszam: osoby w kryzysie. Teksty piosenek z tej płyty często brzmią jak monologi osób w rozmaitych kryzysach, na które natykamy się w miejskim zgiełku. Jeden uważa, że zwierzęta spiskują by nas wszystkich wykończyć, drugi chce sobie wybrać miasto do mieszkania i wymienia przedziwne argumenty („Memphis, miasto Elvisa i starożytnych Greków”).

Moje ukochane piosenki postpunkowe i nowofalowe z końca lat 70. nader często snuły apokaliptyczne wizje i tak jest w przypadku „Fear of Music”. Takim ogólnym morałem z wszystkich tych piosenek jest że nadchodzi „Koniec Świata”.

Ta do mnie wtedy z jednej strony przemawiała, ale z drugiej – jako mieszkaniec PRL – nie mogłem się powstrzymać przed pewną zazdrością. Twórcy tych piosenek nadal korzystali z różnych dobrodziejstw gnijącego państwa dobrobytu, co się przebija do tekstów: mieszkali w mieszkaniach komunalnych, mieli sprawne metro, dzięki zasiłkom i stypendiom mieli czas na dopieszczanie debiutanckiej płyty.

W następnej dekadzie nastąpi paradoksalna zamiana. Sade, Bronski Beat, Soft Cell, Culture Club itd. będą mieszkać w squatach albo sublokatorskich pokojach bez szans na stypendia i zasiłki, co też się będzie przebijało do ich tekstów. Ale jednocześnie właśnie ich muzyka zrobi się łagodniejsza, bardziej jednoznacznie taneczna, ponownie dyskotekowa (choć nadal bez używania brzydkiego słowa na „d”).

Wygląda więc na to, że tą apokalipsą, którą straszono pod koniec lat 70. był po prostu neoliberalizm. Punkrockowców wykończył nie Ilicz Ramirez Sanchez tylko Margaret Hilda Thatcher. I w ten sposób „Fear of Music” robi się jeszcze straszniejszy.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Skomentuj

39 komentarzy

  1. @”winyli do samochodu nie zabiorę”

    Mam w samochodzie odtwarzacz kaset! Jadąc, mogę się czuć jak Rohan w tej siateczce na głowie – przeciwko rojowi fałszywie inteligentnych owadów. Ostatnio leciało: „fa fa fa fa fa fa fa fa fa far better run run run run run run run away”.

  2. @ko
    Podwójne cudzysłowy nie działają, np.: Wsiadł do samochodu. Ten go jak zwykle rozpoznał i przywitał komunikatem , po czym przez łączność…

  3. No cóż, nieprędko zdarzy mi się następna okazja do podzielenia się tym przekładem. Dokonany w 2018 roku, w noc ucieczki z mieszkania (prywatne dramy). Wiem, że niektóre fragmenty można było oddać lepiej, z innych jestem troszkę niż bardziej zadowolony. Krytykę przyjmuję na klatę, ale z pamięcią o sentencji z Lemowego nagrobka.

    ŻYCIE PODCZAS WOJNY

    Mówią o wozie, nabitym bronią,
    Co gotów jest ruszyć w tan.
    Są jakieś groby, przy autostradzie,
    Nikt miejsca tego nie zna.
    Powietrze drży wciąż dźwiękami strzałów,
    To nie przeszkadza mi już.
    Poznałem bloki, poznałem getta,
    Bruk miejski wszerz, jak i wzdłuż.
    To nie jest impra! To nie jest disko!
    Nie na wygłupy jest czas.
    Nie czas na tańce! Ani macanki!
    Teraz o życie się gra.
    Prześlij wiadomość przez radio ważną,
    Ktoś może odpowie nam.
    Tu trzy paszporty, są jakieś wizy.
    Nie wiesz na imię jak mam.
    Na ciężarówkach, wśród wzgórz wysokich,
    Jest załadunek i ruch.
    Dni me przesypiam, pracuję nocą.
    Pech drogę do domu zmiótł.
    To nie jest impra! To nie jest disko!
    Nie na wygłupy jest czas.
    To nie jest Mudd Club! Nie CBGB!
    Teraz o życie się gra.
    Wiesz coś o Houston? Wiesz coś o Detroit?
    Czy o Pittsburghu coś wiesz?
    Dla swego dobra nie stój przy oknie,
    Ktoś zerknie, gdzie kryjesz się.
    Mam trochę żarcia, krem orzechowy.
    Wytrzymam przez parę dni.
    Nie mam słuchawek, nie mam głośników
    I żadnych do grania płyt.
    Nie idź na studia, dzienne ni nocne,
    O co innego już walcz.
    Nie wyślę listu, ani pocztówki,
    Teraz o życie się gra.
    Kłopot z transportem. Wjazd przez blokadę.
    Wkradamy się w ludzi stąd.
    Mamy komputer, mamy podsłuchy.
    Zasady poszły już w kąt.
    Przebrania uczniów, lub kur domowych,
    Lub krawat i koszula.
    Zmieniłem włosy tak wiele razy,
    Że obcy patrzy z lustra!
    Gdy widzę ciebie, mam czułe dreszcze.
    Dobra drużyna z nas dwóch.
    Nie męcz się dalej. Ja poprowadzę.
    Dla ciebie zaś chwila snu.
    Palę zeszyty, po co mi one?
    Przeżyję nie dzięki nim.
    Piersi mi płoną, ogień jak w piecu.
    Płomień pozwala mi żyć.

  4. @wolny rodnik
    No jasne! Nie mam siły już robić żeby było dobrze, więc będzie bez cudzysłowów, trudno.

  5. Jak Talking Heads i apokalipsa to moim ulubionym ich numerem o upadku cywilizacji jest (Nothing But) Flowers z ostatniego studyjnego „Naked”, mam nawet na playliście na poprawę porannego nastroju. Polecam na rozganianie czarnych myśli.

  6. @Talking Heads
    Nie jestem wielkim fanem filmów koncertowych, ale „Stop Making Sense” jest doskonałe. Przeważnie to tamtejsze wersje wolę od studyjnych – może oprócz „Psychokillera”, wiadomo. Niedawno był nb. ponownie wyświetlany w paru polskich kinach.

    @1979
    Jest taki piękny niemiecki termin „Endzeitstimmung” (pl. nastrój końca czasów) – i coś takiego czuć tako teraz, jak i czuć było 46 lat temu. Od razu na myśl przychodzą mi takie kawałki jak:
    „Guns Before Butter” Gang of Four (o idącym faszyzmie)
    „Money” The Flying Lizards (o idącym thatcheryzmie*)
    „Video Killed the Radio Star” The Buggles (wiadomo o czym)
    „Are Friends Electric?” Tubeway Army** (o idącej robotyzacji i prostytucji przy okazji)

    *A przynajmniej wokalistka twierdziła w pewnym wywiadzie, że taka była motywacja stojąca za nagraniem tego coveru. O samym utworze Gospodarz miał już notkę.
    **O Numanie też już na blogu było.

  7. @wo

    „Nie mam siły już robić żeby było dobrze”

    „Ten go jak zwykle rozpoznał i przywitał komunikatem «Witaj, WO»”?

  8. @ausir @wo
    W kwestii cytowań: kol. ausir użył cudzysłowów francuskich jako jednego znaku, w pierwotnej wersji notatki zostały znaki mniejszości i większości. Kiedy próbowałem cytować w komentarzu, to one też zniknęły.

  9. A no tak, jako znaki większości i mniejszości znikną, bo zostaną uznane za tagi HTML.

    Pro tip: na Maku unikodowe cudzysłowy francuskie to alt(option)+\ i shift+alt(option)+\

  10. Płyta wspaniała, choć u mnie prywatnie jest zaledwie na równi z „Remain in light”. Obie mam na CD, i obie zamierzam mieć na winylach jako wtórny neofita tego nośnika (kiedyś miałem małą acz zacną kolekcyjkę, którą niestety utraciłem w całości). Acz Gadające Głowy cenię głównie za muzykę, kiedyś próbowałem sobie tłumaczyć teksty i kiepsko mi szło, to były za wysokie progi. No ale zrobiłem postępy w rozumieniu rockowej poezji, więc na pewno przymierzę się ponownie.
    Zaś notka wstrzelona idealnie, dzisiaj wszak 50 rocznica ich pierwszego koncertu oraz premiera klipu do „Psycho killer”!

  11. @bs
    „Acz Gadające Głowy cenię głównie za muzykę, kiedyś próbowałem sobie tłumaczyć teksty”

    No właśnie często były po prostu bez sensu. Moja niewielka preferencja wobec „FoM” wobec „RiN” bierze się właśnie z uwzględnienia wyższej jakości tekstów – zgadzam się że „RiN” jest równie dobre muzycznie, ale przecież np. „The Great Curve” jest o dupie Maryni. DOSŁOWNIE.

  12. #endzeitstimmung

    No bo zarówno wtedy (kryzys lat 70, zaostrzenie zimnej wojny tak że naprawdę było blisko do nie-zimnej) jak i teraz (wojna całkiem nie zimna nieopodal, kryzysy tak liczne że szkoda literek) ten stimmung był naprawdę bardzo uzasadniony.

    A Talking Heads może nie jestem wielkim fanem ale niewątpliwie jest nieśmiertelne.

  13. @WO

    „że „RiN” jest równie dobre muzycznie, ale przecież np. „The Great Curve” jest o dupie Maryni. DOSŁOWNIE.”

    Znakomity kawałek. Nie wiem, skąd założenie, że skoro tekst jest o dM, to jest słabym tekstem. Ja bym go określił jako filozoficzno-poetycki („Sometimes the world has a load of questions / Seems like the world knows nothing at all”), ale siegający konkretnych problemów, wręcz naszych obecnych, np. platoniczność sfery internetowej („The world is near but it’s out of reach”) kontra arystotelejskie rozpoznanie bojem („She is moving to describe the world”). Natomiast myśl przewodnią odczytuję jako polemikę z „Money Makes The World Go Round”, czyli jako: „Dupa Maryni* wprawia w ruch ten świat” [*można sobie wstawić Kim Kardashian albo kogoś z obrazu Rubensa, no jakąś antyanorektyczkę, a jednoczesnie antystudentkę_kulturoznawstwa_w_ wełnianym_golfie_i_rogowych_okularach]. Bohaterka to niby taka imprezowa lasencja, ale fraza (jak ktoś tu niedawno zauważył: aliteracje rulez!): „Divine to define, she is moving to define” ładnie ją emancypuje.
    Oczywiście jako miłośnik „RiL” zapewne przesadzam i popadam w nadinterpretację.

  14. @Talking Heads nieśmiertelne

    No, dość odrębny i wyraźny byt, stare, ale jare. Natomiast David jeszcze niedawno całkiem aktywny. Szkoda, że po American Utopia już studyjnie chyba nic się nie zadziało. No, ale jak wspominam np. Open’era 2018 (którego lineup był dość napakowany gwiazdami), to David ze swoją utopią i szerokim składem rozwalił w namiocie system. Pamiętam, że szedłem spóźniony na Depeszy po nim i zero poczucia straty czegokolwiek. Nie było lepszego gigu w tamtym dniu.

  15. @ergonauta
    Może to dialog z Queen?
    „Fat bottomed girls
    You make the rockin’ world go ’round”

  16. @sheik
    Zapomniałem o tej piosence. Dzięki!
    Kurczę, tam nawet jest o przewadze Maryń nad studentkami kulturoznawstwa („I seen ev’ry blue eyed floozy on the way / but their beauty and their style / went kind of smooth after a while. / Take me to them dirty ladies every time.”)
    O ile mnie pamięć nie myli, na korytarzu Solaris pojawia się ogromna Murzynka, kawałek dalej Sartorius w panicznym wstydzie zatrzaskuje drzwi kabiny przed Kelvinem. Queen jakoś łączy te wątki: „I was just a skinny lad / never knew no good from bad. / But I knew life before I left my nursery / Left alone with big fat Fanny / she was such a naughty nanny.”

  17. @ergonauta

    „I was just a skinny lad / never knew no good from bad. / But I knew life before I left my nursery / Left alone with big fat Fanny / she was such a naughty nanny.”

    Czy to nie jest aby pieśń o molestowaniu nieletniego 😉

  18. Hmmm, rokenrol ma jakiś szczególny fetysz jeśli chodzi o tę część ciała. Spinal Tap to zauważył i sworzył dzieło pt. Big Bottom, z popularną rymowanką, która zaczyna się od „the bigger the cushion…”, zresztą Zappa użył jej wcześniej w kawałku „Sex”, gdzie też rozwija bez owijania w bawełnę zalety kobiecych krągłości. W takim towarzystwie Byrne to faktycznie poeta.
    No i wiadomo że to jest idealny temat dla różnych śmieszków i trefnisiów, więc jest też wspaniały utwór Tenacious D pt. „Kielbasa”. (Szanuję za użycie „Dianetics” jako synonimu no, wiadomo czego. In your erm, face, L.Ron Hubbard!)

    Jeszcze o zaletach dam o rubensowskich kształtach jest Whole Lotta Rosie AC/DC.

    Aha, no i jak ktoś chce podumać nad miejscem czterech liter w alfabecie kultury to polecam rozprawę prof. Zbigniewa Libery pt. „Rzyć aby żyć”. Etnologia nie jedno ma imię. 😉

  19. @Cpt. Havermeyer
    „rokenrol ma jakiś szczególny fetysz jeśli chodzi o tę część ciała”

    Wcale nie. Rokendrol ma śmiałość/nie ma zahamowań, aby o tym mówić; w imieniu całej ludzkości. Wiesz, ile odsłon, lajków, klików ma ta część Kim Kardashian? Wiesz, ile jest szczególnych zakładek na specjalistycznych portalach (tych pornhubowatych i tych bardziej dla estetów)? Sartorius już tak nie napiera na drzwi, ale rokendrolowy Kelvin zajrzał do niego wcześniej.

  20. @kot immunologa
    „Czy to nie jest aby pieśń o molestowaniu nieletniego”

    Absolutnie i z całego serca – tak.
    Gdybyśmy założyli fartuchy speców od prezentyzmu, to byśmy mogli wkroczyć – jak hiszpańska inkwizycja – w niespodziewanie wiele miejsc i piosenek. 🙂

  21. @ergonauta

    „Absolutnie i z całego serca – tak.”

    Ale ileż radosci wciąż dostarcza! Czego to świat nie zawdzięcza astrofizykom.

  22. @ergonauta
    Wcale nie. Rokendrol ma śmiałość/nie ma zahamowań, aby o tym mówić; w imieniu całej ludzkości.

    Pewnie że r’n’r nie ma zahamowań, segs w ogólności to jest temat setek utworów, ale jednak szybka kwerenda w głowie nie przynosi mi aż tylu numerów wielbiących inne części ciała. Np o piersiach przychodzi mi do głowy tylko ten radosny song o męskiej szatni:

    link to youtu.be

    Wiem że sugerujesz ogólnocywilizacyjny, khem, duposkręt, natomiast na tych specjalistycznych portalach jest też masa innych zakładek, mawiało się tu drzewiej że kjp, i też są statystyki wyszukiwań dostępne gdzie, ztcp jest spora różnorodność w zależności od kraju.

  23. Nie jest to oczywiście cały tekst, ale jedna linijka ustawia wszystko:
    „Baśka miała fajny biust[…]”

    Pytanie czy zainteresowanie tylną częścią ciała jest uniwersalne czy jest modą. Jako człowiek, którego sentyment jest… ewidentnie po drugiej stronie wagi, bardzo mnie to intryguje (am I missing something, czy po prostu, dosłownie, każdemu jego porno)

  24. @ololo-518
    „Pytanie czy zainteresowanie tylną częścią ciała jest uniwersalne czy jest modą.”

    Rzut okiem na historię malarstwa – i wychodzi, że modą (raz rubensiary, raz te z drugiej strony wagi). Rzut okiem na prehistoryczne posążki wielkich matek – i wychodzi, że uniwersalne (bo do seksu nas zapędzają Eros i Thanatos jak ekonom z batem). Czyli: i tak, i tak.

  25. @Cpt. Havermeyer
    „duposkręt”

    Dlatego trzeba spojrzeć szerzej, nie tylko via spec-portale i nie tylko via część tylna: chyba po fazie anoreksyjnej przeszliśmy w fazę po drugiej stronie wagi, a rokendrolowcy jako awangarda cywilizacji byli tam pierwsi. [[[Podobno Marianna Schreiber fotorelacjonuje pobyt w klinice celem powiększenia biustu]]].

  26. Ach, tylko mnie nie chodzi o wagę, ani o rzeczy w stylu owłosienie, rysy twarzy, pieprzyki, etc (wszystko moda. Na Madagaskarze było modne by kobiety dorysowywały sobie wąsy kiedyś).
    Chodzi mi raczej o to czy pośladki zawsze biją na głowę cycki, jeśli chodzi o popularność i preferencje. Te posążki są jakimś argumentem.
    (anatomicznie wyszło piekiełko, ale zostawiam, bo trochę bawi)

  27. @Cpt. Havermeyer
    „rokenrol ma jakiś szczególny fetysz jeśli chodzi o tę część ciała”

    Nie tylko rokenrol. To zupełnie nie mój styl, ale nawet ja kojarzę „I like big butts and I cannot lie!”

  28. @ololo-518
    „Te posążki są jakimś argumentem.”

    Obosiecznym. Bo u tych pramatek jedno i drugie ogromniaste.

    @Piotr Kapis
    „I like big butts and I cannot lie!”

    To jest ważny trop: hip-hop > czarnoskórzy faceci > czarnoskóre kobiety > budowa anatomiczna czarnoskórych kobiet. A jeśli chodzi o nakłady i sprzedaż płyt, to rokendrol od jakiego czasu jest daleko w tyle za hiphopem.

  29. A z innej beczki – Gospodarzu, będzie może notka na okoliczność pierwszej od 24 lat, dziś wydanej płyty Pulp?

  30. No pewnie tak, ale ja przecież nie dostaję już żadnych materiałów awansem, muszę się najpierw osłuchać.

  31. @kot
    „Czy to nie jest aby pieśń o molestowaniu nieletniego”

    No nie, przecież to May napisał, który tekstowo był chwilami strasznym burakiem („We Will Rock You” anybody?)

  32. @ ergonauta

    „To jest ważny trop: hip-hop > czarnoskórzy faceci > czarnoskóre kobiety > budowa anatomiczna czarnoskórych kobiet.”

    Rzuciłeś rasistowskim gównem. Ogarnij się.

    To jak czarne kobiety oraz zasadniczo kobiecość i kolor skóry są reprezentowana w tekstach i teledyskach mocno wisi na rasizmie i seksizmie a nie na siatkach centylowych antropologii biologicznej (kogo wobec kogo i skąd brać sensowne dane jak niedawno przed Talking Heads się skończyło i zamieciono Tuskagee Experiment?). Rasizm i seksizm w kontekście rasy są mocno wbudowane w kulturę USA i UK, a przez to poniekąd w kulturę globalną.

    Jak chcesz rozkminiać seksizm-odzyskiwanie płci w hip-hopie albo popkulturze ogółem, to nie kryguj się za jakimś bieda socjo-ewolucjonizmem, tylko weź od tego osobną literaturę czarnych feministek od krytyki kultury. Google Scholar i Same as It Ever Was.

    Gospodarzu, czy możemy trochę dokalibrować filtry seksizmu i seksizmu? Filtr dolny przepuszcza za dużo i na blogasku zapachniało męską szatnią w liceum. Z nutą kultury gwałtu i naziolstwa.

  33. „Gospodarzu, czy możemy trochę dokalibrować filtry seksizmu i seksizmu? Filtr dolny przepuszcza za dużo i na blogasku zapachniało męską szatnią w liceum. Z nutą kultury gwałtu i naziolstwa.”

    Bardzo słuszna uwaga. PROSZĘ ZAPRZESTAĆ.

  34. @redezi
    a nie na siatkach centylowych antropologii biologicznej

    Antropologia biologiczna a.k.a. fizyczna wydaje się dość rasistowska na wielu poziomach.

    zamieciono Tuskagee Experiment

    Raz że Tuskegee, dwa że nie experiment tylko study. To nie miało nic wspólnego z eksperymentem. Przepraszam, to akurat jedna z moich drobnych obsesji.

  35. @Pulp offtop
    Ostatnio wyszła ciekawa rzecz dotycząca (szerzej) Sheffield w erze żelaznej damy (znaczy wiedźmy z tamtejszej perspektywy): Studio Electrophonique. The Sheffield space age, from The Human League to Pulp.
    Punktem wyjścia i zarazem jakby osnową tej opowieści jest Ken Patten, taśmowy samouk nagrywający (między zmianami w pracy a wypadami na ryby) wczesne rzeczy artystów, którzy potem działali pod szyldami Human League, Vice Versa (ABC), Pulp, Heaven 17 czy Clock DVA. A głównym wątkiem pamięć, zwłaszcza o początkach tej avant popowej sceny. Plus oczywiście z pierwszej ręki spostrzeżenia odnośnie do początkowych nagrań Human League, Pulp czy też Cabaret Voltaire. Space age w tytule (jak stoi w jednej z recenzji) dawał jakąś nutę optymizmu i niepohamowanej ciekawości i rzekomo miał ratować lokalny „punkowy modernizm” przed ponurą szarzyzną.

Dodaj komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.