
Przed wyborami straszyłem faszyzmem. Co myślę po wyborach? To samo, że jest to realne zagrożenie i w tej notce to teraz doprecyzuję, ale zapewne niektórym naturalne się wydaje pytanie: skoro tak myślę, to czemu nie uciekam?
Szczerze: czuję się za stary na zaczynanie życia od nowa. Niezależnie kto rządzi, i tak nie mam żadnych aspiracji poza dopełznięciem do emerytury. Sukcesu już i tak nie osiągnę, najwyżej przy sprzyjających wiatrach napiszę jeszcze ze dwie-trzy niszowe książki dla osób o bardzo specyficznych zainteresowaniach.
Historia totalitaryzmów – poza masowymi grobami – jest też na szczęście pełna starszych panów, którym reżim pozwolił wegetować gdzieś na marginesie w zamian za niewychylanie się („nicht hinauslehnen, nie wysowywatsa”). To jest teraz moje „gdzie siebie widzisz za 5 lat”.
W dyskusjach o faszyzmie widziałem pewne pomieszanie pojęć, stąd moja potrzeba doprecyzowania. Zrobię na wstępie zastrzeżenie literaturowe, że będę się tu posługiwać swoim rozumieniem pojęć i procesów historycznych zbudowanym na postawie książek Ryszki, Baszkiewicza i Borejszy, z domieszkami Hannah Arendt i Tima Snydera.
To są autorzy co najmniej tak starzy jak ja. To trochę zaleta, bo rozumiejący „tamte czasy”, ale trochę wada, bo nie umiemy (ja też nie) docierać do młodzieży, która ich nie pamięta. Widzę teraz i w Polsce i w Ameryce wśród młodych lewicowców postawy typu „następne wybory nasze”, bo po prostu sobie nie wyobrażają wyborów w atmosferze terroru. Ten terror w Ameryce już jest, a „polish MAGA” go skopiuje.
Więc tak na marginesie: jeśli ktoś zna jakiegoś „Poppera millenialsów”, jeśli są jakieś ciekawe nowe teorie faszyzmu – dajcie znać w komciach. Oczywiście, będę też wdzięczny za merytoryczną krytykę mojego rozumienia tych autorów, jakieś „you know nothing of my work!” od ducha Hannah Arendt.
W tymże duchu, zacznę od rewolucji francuskiej. Jako rzecze rzeczona, pojęcie „rewolucji” jako zmiany ustroju istniało już od renesansu, ale do 1789 oznaczało COFNIĘCIE ZMIAN (dosłownie: obrót). Na początku chodziło tylko o przywrócenie Stanów Generalnych, nie zwoływanych od 1614, a skończyło się rewolucją w rewolucyjnie nowym znaczeniu.
To wytworzyło w całej Europie Reakcję przez duże R – zbiorczy prąd zmierzający do cofnięcia historii przed 1789. Tak jak wiele lat później Hitler powiedział zeznając w sądzie, chodziło o „rewolucję przeciwko Rewolucji”.
W 1815 wydawało się, że to możliwe. Na straży Reakcji stanęły trzy mocarstwa, które szczególną miłością darzyli ówcześni Polacy – Rosja, Austria i Prusy, połączone Świętym Przymierzem. Przez następne 100 lat to Przymierze się stopniowo rozsypywało, ale przez kawał XIX stulecia było Potęgą.
Reakcja bazowała na prostym przywróceniu dawnych feudalnych przywilejów – żeby Pan Hrabia mógł sobie spokojnie pokojówki wydupczyć a chłopów wychłostać (lub w zależności od preferencji, odwrotnie), i żaden sąd nie miał mu prawa przeszkodzić. Te feudalne przywileje kłuły w oczy ludzi „nowych pieniędzy”, rosnącą w siłę burżuazję, która do 1848 wspierała Rewolucję jednoznacznie, a i potem często zawierała z nią taktyczne sojusze w rodzaju koalicji liberalno-socjalistycznych.
Pierwsza Reakcja była skazana na historyczną porażkę, bo parcia na rzecz rozszerzania praw wyborczych z różnych powodów nie udawało się powstrzymać. A im więcej ludzi ma prawo głosu, tym trudniej się przebić z hasłem „więcej przywilejów dla arystokracji”. Pierwsza wojna światowa dobiła ją definitywnie.
Klasyczna Reakcja (rosyjscy biali, DNVP) próbowała się początkowo odrodzić, ponosząc same porażki. Pierwszy faszyzm był nowym pomysłem na rozszerzenie reakcjonizmu o sojusz z częścią burżuazji – ludźmi „nowych pieniędzy”, którzy chcieli żyć jak dawni markizowie, którzy z kolei nie mieli już wiele do stracenia.
Literatura i film zostawiły nam mnóstwo malowniczych portretów narodzin tego sojuszu, że wspomnę małżeńsko-majątkowe intrygi w tle wielkich dziewiętnastowiecznych powieści. Netflix niedawno przypomniał nam „Lamparta”, kolejną historię o tym jak pieniądze Sedarów połączą się ze starożytnym tytułem Salinów – prefigurując faszyzm. Który był właśnie tym: fantastyczną okazją biznesową dla rodziny Agnellich (założycieli Fabbrica Italiana Automobili di Torino) pod rządami króla Wiktora Emanuela, sprawowanymi przez Il Duce i jego zięcia, hrabiego Ciano.
Kluczowym elementem nowej formuły było dopuszczenie do koryta burżuazji, żeby zobaczyła że faszyzm może jej zaoferować więcej od liberalizmu. Cóż – zobaczyła, poparła i zwyciężyła.
Faszyzm w roku 1938 wydawał się formułą równie wiecznotrwałą, jak klasyczna reakcja w roku 1815. Poniekąd słusznie: kraje faszystowskie, którym udało się nie wkręcić w drugą światówkę, przetrwały do naszych czasów (już byłem na świecie gdy upadały).
Tu pauza definicyjna. W duchu autorów przywoływanych w inwokacji, za kluczowy element uważam reakcjonizm. Zatem zaliczam Franco i Salazara, a także Metaxasa (czyli że był jeden faszyzm „proaliancki”), natomiast NIE zaliczam sanacji i republik bałtyckich: w każdych z tych państw były jakieś siły faszystowskie, ale w 1939 były za słabe, bo po prostu Salinowskich wygonili, a Sedarowscy się nie zdążyli aż tak dorobić.
Rok 1945 przyniósł wielką klęskę Reakcji i historyczne zwycięstwo Rewolucji. Przez piękną krótką chwilę zimnowojenny spór toczył się o to, w którym ustroju lepiej się żyje klasie robotniczej. Doprowadziło to zachodnią lewicę do straszliwego historycznego błędu. Uwierzyła, że dawnej Reakcji już nie ma, a Gianni Agnelli, wnuk/syn faszystów, Bourbonów i Sabaudów, sponsor Juventusu (y otros, y otros), tak po prostu pogodził się z demokracją i nie będzie kombinować jak tu poskromić związkowców, no bo po prostu na niczym mu tak nie zależy, jak na dobrostanie włoskiej klasy robotniczej.
Na wszelki wypadek zaznaczam, że opisuję ten akurat ród nie dlatego, że jest jakiś najgorszy, tylko wprost przeciwnie, bo jest typowy. Po prostu lepiej takie procesy ilustrować na konkretnych przykładach – oczywiście może być też Porsche-Piech, Krupp albo Henkel.
W europejskim kapitalizmie do dziś mamy trochę takich malowniczych dynastii, w których drzewach genealogicznych konary Wokulskich splatają się z pędami Łęckich. W każdej z nich pytanie „a co właściwie dziadek robił podczas Holokaustu” należy do najgorszych faux pas (choć czasem mają przynajmniej jednego Raoula Wallenberga jako listek figowy).
Z historycznego punktu widzenia, ci ludzie nigdy nie zrezygnowali ze swojego podstawowego marzenia: odzyskać przywileje. Jak dziadek, być ponad prawem. A jak już nie mogą wychłostać pracowników, to niech ich chociaż policja spałuje za strajkowanie.
Tym razem trzecia formuła nadeszła z USA, gdzie pojawiły się kolejne dynastie „nowych pieniędzy”, w porównaniu z którymi to Wallenbergowie są „starzy”. Fundowały liczne think tanki, z których jeden – Heritage Foundation – stoi, UWAGA!, i za neoliberalnym programem Reagana, i za neofaszystowskim programem Trumpa (Project 2025).
Dlatego mylił się srodze komcionauta, który w tasiemcowej dyskusji pod poprzednią notką przeciwstawiał neoliberalizm neofaszyzmowi. They’re the same picture: chodzi o przywileje dla nowych dynastii. Główna różnica polega na tym, że stare dynastie już się nie liczą w nowym rozdaniu – Murdochowie nie odczuwają już potrzeby żenienia się z Saxe-Coburgami. Po cholerę im to, to już nie jest XX wiek.
Zasadniczy cel jest jednak z grubsza ten sam: odkręcić prawa kobiet i prawa pracownicze, przywrócić rasizm, nie płacić podatków, dawać rządowe zamówienia z pominięciem wkurzającej biurokracji procedur przetargowych. Głównym wrogiem dla nich jest powszechne prawo do głosu i ogólnie prawo do tego, żeby jakaś aktoreczka niszczyła karierę tak zasłużonej osoby jak Harvey Weinstein jakimiś wydumanymi oskarżeniami.
W ostatniej Polityce pisałem o Curtisie Yarvinie i NRx, ale neofaszyzm („alt-right”) ma różne oblicza. Z poprzednim było tak samo, w typowym scenariuszu mieliśmy ze dwie partie faszystowskie, z których jedna wchłaniała drugą (mniej lub bardziej pokojowo). Bywało i tak, że władzę obejmował Tradycyjny Konserwatysta, postrzegany przez partie demokratyczne jako „Mąż Opatrznościowy, jedyny który może zatrzymać tych prawdziwych faszystów”, który przekazywał im władzę, albo do nich dołączał (Hindenburg, Horthy, Antonescu).
Kluczowe do faszyzacji są dwa elementy: monopolizacja mediów, umacniająca w społeczeństwie wrażenie, że „przecież wszyscy tak myślą” oraz fizyczna przemoc zastraszająca tych, którzy jednak „tak nie myślą”. Oba te elementy są już w Stanach, a „polish MAGA” to za chwilę skopiuje.
Historycznie pierwszą reakcję zniszczyła pierwsza światówka, a drugą druga. Nie wiem czy teraz uda się zatrzymać trzecią bez równie ponurych wydarzeń.
Najsmutniejsze dla mnie jest to, że wpadamy w podobne koleiny. Kiedy upadają te republiki weimarskie, nikt ich nie żałuje. Na początku wszystkich cieszy „koniec duopolu” i nikt nie ma świadomości, że to były ostatnie wolne wybory na następne 53 lata (Rumunia: 1937-1990).
My już też wpadliśmy w te koleiny. Nawet antyfaszyści sarkają, że mają dość rządu powtarzającego, że nic nie może, bo prezydent wszystko wetuje. No to będziecie mieć robaczki taki, któremu rząd będzie tak ochoczo wszystko podpisywać, aż was „kukle zaswędzą”, cytując klasyka.
„Na początku wszystkich cieszy „koniec duopolu” i nikt nie ma świadomości, że to były ostatnie wolne wybory na następne 53 lat”
No dobrze, ale clou problemu polega na tym, że duopol, tak jak wszystkie rządy poprzedzające faszyzm, robi wszystko, żeby faszystom tę władzę wepchnąć do gęby. Zarówno się do niego przymilając taktycznym piwkiem, jak i ostentacyjnym nicnierobieniem bo „prezydent wszystko zawetuje” – tylko że nawet nie ma czego wetować, nic nie jest mu wysyłane do podpisu, więc społeczeństwo nabiera nieodzownie przekonania, że to nie po stronie prezydenta jest problem.
Swoją drogą Giertych dołączający do PO i szykowany na ministra sprawiedliwości brzmi jota w jotę jak ten Tradycyjny Konserwatysta z końca notki, który przecież obecnych faszystów osobiście wprowadzał do polityki.
Ja bym jeszcze tego Giertycha zdzierżył. Pod warunkiem, żeby powiedział, że był młody głupi, a teraz po prostu jest innym człowiekiem. Nawet Kamiński się pokajał za wizytę u Pinocheta. U Giertycha zero refleksji. Jedyne co się zmieniło naprawdę, to chyba stosunek do Rosji. Jak człowiek pomyśli, że w PO jest człowiek, który ufundował karierę Bosakowi, to naprawdę na tego Trzaskowskiego w drugiej turze głosuje się z zatkanym nosem i zakrytymi oczami.
@notka
„nicht hinausstehen”
Po PKP-owsku – „hinauslehnen”, jakby co.
„bo po prostu sobie nie wyobrażają wyborów w atmosferze terroru. Ten terror w Ameryce już jest, a „polish MAGA” go skopiuje.”
I dlatego właśnie MAGA zdobywa wszystkie pozycje w USA w wyborach, które nastąpiły po prezydenckich, a Republikanie w ogóle nie przejmują się tym, jak wypadną mid-termy… A nie, moment!
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać od pewnej dozy ironii*. Ale serio, jeśli mówimy o Ameryce, to kryteria pt. kontrola mediów oraz fizyczna przemoc wobec drugiej strony towarzyszyły jej pod katem praw pracowniczych czy praw mniejszości rasowych przez większość ostatniego stulecia. A jednak wybory się odbywały, zmiany zachodziły. Trzeba bardzo selektywnego odczytywania historii by tych elementów nie dostrzegać. I taką selektywność, napędzaną emocjonalną frustracją, tutaj widzę.
Największym problemem w USA nie są „MAGA przy władzy i kontrola mediów”, tyko stetryczałe i skorumpowane władze demokratów. A w tym akurat powoli się zaczyna coś ruszać. Jest spora szansa, że AOC sprimaruje Schumera. Zobaczymy jak bieżące prawybory w NY, jeśli Mamdani pokona Cuomo, będzie to bardzo obiecujące, bo puści mocny sygnał w świat pt. „nawet w centrum finansjery może wygrać grassrootowy kandydat bez wsparcia big biznesu, to może i ja spróbuję”
*Może dlatego, że wciąż mam w pamięci dyskusję sprzed paru miesięcy, gdzie na argument „nawet w dyktaturze był możliwy opór, np. włoskie strajki, które mogą coś uzyskać” najpierw kategorycznie twierdziłeś, że nie są możliwe, po otrzymaniu przykładów na to, że owszem przesuwałeś ciągle bramkę by dowodzić, że to nie była już prawdziwa dyktatura, już się kierowała ku upadkowi, żaden prawdziwy szkocki dyktator, by w końcu przejść na pozycję „no ale dyktatura od tego nie upadła, więc się nie liczy”, choć pierwotnym argumentem nigdzie nie było czy takie akty doprowadzają do upadku dyktatury, jedynie, że są możliwe i czy mogą pewne rzeczy uzyskać. Moje spektrum sprawia, że jestem mocno uwrażliwiony na tego typu irracjonalne zachowania, zwłaszcza ze strony osób, które postrzegam jako inteligentne.
@wo
„najwyżej przy sprzyjających wiatrach napiszę jeszcze ze dwie-trzy niszowe książki dla osób o bardzo specyficznych zainteresowaniach”
To może napisz książkę nie-niszową z grubsza o tym, o czym można przeczytać w notce powyżej (jakieś w mairę realistyczne political fiction o tym, jak będzie wyglądać hipotetyczna Polska za 10 lat – coś a la „Czarne Słońce”, tyle że w przeciwieństwie do powieści Żulczyka pisane *na serio*, a nie jako komiksowe jajca dla gimbazy). Coś czuję, że w obecnym klimacie tego typu dystopie mogą trafić wysoko na półki w Empikach. Myślę, że potencjał rynkowy na taką literaturę istnieje (pod warunkiem oczywiście, że nie będą to zupełne bajdoły, które zapewne napisze w pięć minut na kolanie jakiś Jaś Kapela).
@wo
„czemu nie uciekam?”
Mnie trzymają tylko dzieci we wczesnej podstawówce i, w mniejszym stopniu, działalność w RD (jakkolwiek głupio to zabrzmi, odczuwam pewne Zobowiązania Względem Wyborców, 19th Century-intelligentsia stylee). Tak, wiem, uważa Pan, że nie powinienem tej funkcji sprawować, no ale Pan na mnie nie głosował. Natomiast czerwona linia to polexit, jeśli się zacznie, to spadówa. Już się przygotowuję i ze starszym synem ćwiczę niemiecki, angielski ofc od dawna (tylko co z młodszym?… ).
„Nawet antyfaszyści sarkają, że mają dość rządu powtarzającego, że nic nie może, bo prezydent wszystko wetuje. ”
Nie chcę tu robić za Uogólnionego Antyfaszystę, ale raczej ogólny sentyment idzie w tym kierunku, że rząd Tuska nie rożni się w praktyce sprawowania władzy od Morawieckiego praktycznie niczym, poza tym, że tamten sporo rzeczy jednak wprowadził, złych, ale też i dobrych. Mamy taki sam PiSizm, jak przed 2023, tylko w TVP wstawili swoich. Owszem, PiS miał swojego prezydenta, lecz pod poprzednią notką wskazywałem, jak choć częściowo ten problem obejść. No ale koalicji się „nie chce chcieć”.
„Zasadniczy cel jest jednak z grubsza ten sam”
Może być gorszy. Postawię śmiałą na tym blogu tezę, ale zwłaszcza „pierwszą reakcję” w jakiejś mierze hamowała religia. W drugiej było już różnie, ale wciąż był ultrareligijny Franco czy Salazar. Wiem, można przytoczyć wiele przykładów, w których Kościoły współpracowały z faszystami – pozostając przy Franco, „skradzione dzieci” czy udział „kapelanów” w przesłuchaniach – ale chodzi mi o różnicę między Grecją Metaxasa i roSSją Putina – krajem, którego jedyna „ideologia” to więzienny nihilizm, prawo dżungli i kult nagiej siły. Albo jak rożnicą między kulturą strażników więziennych i „kulturą” samych więźniów. W Polsce w jakiejś mierze widać tę różnicę między PiS i Konfą, w USA między Bushem i Trumpem.
„NIE zaliczam sanacji”
W 1926 na pewno nie, ale w stronę 1939 to już się przechylało. Wiadomo, nie ma egzaminu na faszystę (chyba że się sam tak określi).
Aż takim pesymistą nie jestem. W RP niby łączne poparcie reakcji jest już większe niż łączne poparcie demolibu, ale pytanie, na ile to jest trwałe. Mentzen swój wynik zrobił na podobnym elektoracie co Kukiz i Hołownia. Nie usiłuję nawet zgadywać, gdzie ci ludzie będą podczas kolejnych wyborów.
Druga sprawa, to czy ta reakcja w ogóle się ze sobą dogada. Tam jakby za dużo fuehrerów jest.
„Kluczowe do faszyzacji są dwa elementy: monopolizacja mediów, umacniająca w społeczeństwie wrażenie, że „przecież wszyscy tak myślą” oraz fizyczna przemoc zastraszająca tych, którzy jednak „tak nie myślą”. Oba te elementy są już w Stanach.”
Błagam autora o rozwinięcie tej myśli. No bo tak, wiem o tej całej aferze , Bezosem drukującym, co jego gazeta na pisać, ale przecież to chyba nie jest tak, że już nie ma wolnych mediów w Stanach? Z tym biciem to też nie do końca rozumiem, chodzi o te ostatnie wydarzenia? Mam wrażenie, że nieraz w historii USA było pod tym względem gorzej, i to też w czasie tych cudownych lat powojennych. Mylę się?
@hatefire
„Ja bym jeszcze tego Giertycha zdzierżył. Pod warunkiem, żeby powiedział, że był młody głupi, a teraz po prostu jest innym człowiekiem. ”
Tymczasem on bezczelnie wybiela ówczesną Młodzież Wszechpolską, mówiąc że za jego czasów to była fajna, a teraz ją opanowała „grupa radykałów”, którzy „biją ludzi” (bo zaatakowali demonstrację KOD), a kiedyś to tak nie było. Patrz: link to wiadomosci.dziennik.pl
No więc to, że „kiedyś nie bili ludzi” ma cokolwiek wspólnego z prawdą tylko jak się pamięta, że Giertych nie uważa osób LGBT za ludzi, bo ja tam jestem dość stary żeby pamiętać, jak jeszcze za jego czasów wszechpolacy atakowali parady równości.
@sapiecha
„No dobrze, ale clou problemu polega na tym, że duopol, tak jak wszystkie rządy poprzedzające faszyzm, robi wszystko, żeby faszystom tę władzę wepchnąć do gęby”
Mniej więcej tak samo było z przywołanymi przede mnie przykładami. Faszyzm nigdzie (dawajcie kontrprzykład!) nie wygrał tak po prostu przez zgarnięcie 50%+1 mandatów. To ZAWSZE była jakaś intryga typu „mniejsze zło”.
@m.bied
„Po PKP-owsku – „hinauslehnen”, jakby co.”
Dzięki! Ne pas se pencher au dehors!
@ak
„I dlatego właśnie MAGA zdobywa wszystkie pozycje w USA w wyborach, które nastąpiły po prezydenckich, a Republikanie w ogóle nie przejmują się tym, jak wypadną mid-termy… A nie, moment!”
A nie moment co? Tak to właśnie wygląda w tej Ameryce, którą ja obserwuję. Jest jak między styczniem a marcem 1933. Republikanie w Kongresie są zastraszeni jak ta wielka koalicja popierająca Hitlera, bo niby coś mogą, ale jednak bardzo się boją podpaść. Demokraci w Kongresie są jak SPD, już wiedzą że to koniec i jeśli nawet próbują stawiać opór, jest to chaotyczne, nieskoordynowane, pozbawione znaczenia. Rzeczywiście tak to widzę, że MAGA bierze wszystko, a midtermy już nikogo nie obchodzą. Już się rozstrzygnęły.
„wciąż mam w pamięci dyskusję sprzed paru miesięcy”
Za mało precyzyjny opis żeby ringowało anybella, a dalszy opis jest już zupełnie nieczytelny. Jeśli Ci zależy żebym Ci przyznał rację, musisz zacytować konkretniej.
@mnf
” Coś czuję, że w obecnym klimacie tego typu dystopie mogą trafić wysoko na półki w Empikach. Myślę, że potencjał rynkowy na taką literaturę istnieje”
Dzięki za wiarę we mnie, ale ani ja siebie nie widzę jako prozaika, ani – co ważniejsze – nie widzą mnie tak wydawcy. Kiedyś podejmowałem różne próby dywersyfikacji w tym kierunku, były różne już-już prawie dogadane projekty, ale wszystko wuj bombki strzelił. Wszechświat chyba nie chce żebym pisał prozę. Poza tym ja tak ogólnie nie wierzę że political fiction ma szanse, „Czarne słońce” też chyba nie jest największym sukcesem w dorobku Żulczyka.
Mam nadzieję, że WO się nie obrazi, ale wbrew zapowiedziom niewiele jest w tym wpisie definicji faszyzmu. Ja lubię definiować zjawiska przez podanie ich genezy (historii), struktury (warunki konieczne i wystarczające) oraz funkcji (cele). Ten wpis jest raczej historyczny: faszyzm to narzędzie polityczne bogatych elit (głównie przedsiębiorców), by chronić swoje interesy. Mniej więcej w tym duchu utrzymana jest znana książka „Porządek dnia”. Ale przekładając to na nasze poletko – czy serio widzicie potencjał faszystowski w paczkomatach, sklepach spożywczych czy grach komputerowych (z listy aktywności naszych polskich bogoli).
@wk
„Ja lubię definiować zjawiska przez podanie ich genezy (historii) (…) oraz funkcji (cele)”
No tak, ale pan o tym fantazjuje, że przypomnę pańskie bajdurzenia o telosie akademosu. Nie zna pan historii instytucji uniwersytetu (w której przypadkowo głęboko wtedy siedziałem), nie zna pan też celów uniwersytetu, które są określone ustawowo – no ale sprawdzić ustawę i poczytać o historii, to takie niefilozoficzne, po co skoro można sobie snuć bredotki.
Panu się WYDAWAŁO że celem uczelni jest samo tylko przekazywanie wiedzy, a tymczasem celem jest także „kształtowanie postaw obywatelskich” (ergo, także kopenwdupenizacja osób o postawach antyobywatelskich, na przykład propagujcych manosferę).
@froz
” No bo tak, wiem o tej całej aferze , Bezosem drukującym, co jego gazeta na pisać, ale przecież to chyba nie jest tak, że już nie ma wolnych mediów w Stanach? ”
Legacy media mają coraz mniejsze znaczenie, ale i tam już wylatują z pracy dziennikarze wygłaszający niepochlebne opinie o Trumpie. Właściciele po prostu nie chcą mieć kłopotów – to tak zwany Selbstgleischchaltung.
Dominujący wpływ ma Internet, a tam już pełen monopol Muska i Thiela. To oni rządzą algorytmami więc decydują, co te algorytmy „promują”. Ktoś niedawno wrzucał przykład, jak trzej prawicowi influencerzy (jednym z nich był Posobiec) jednocześnie zamieścili niemal identyczne wpisy na Twitterze, ewidentnie realizując jakiś „przekaz dnia”.
@wo
„dawajcie kontrprzykład”
„Klasyczny” faszyzm rzeczywiście nigdy nie zdobył 50%. Te wyśmiewane przez Pana (i słusznie) wybory w Niemczech 1932 i 33 to i tak był paradoksalnie największy sukces wyborczy „klasycznych” faszystów w historii. Poza tym to były jakieś popierdółki, chyba najlepszy wynik miała Żelazna Gwardia w ’37, ale to było żałosne 66/387 mandatów, co prawda trzeba jeszcze doliczyć niewiele mniej skrajną Ligę Obrony Narodowo-Chrześcijańskiej z 39 mandatami.
Lecz jak pisałem pod poprzednią notką – to nie jest relewantny przykład dla nas. Inne czasy, inne realia, mimo podnoszonych przez Pana analogii. My powinniśmy patrzeć na niedawne wyniki neo-faszystów. Popatrzmy na ich wyniki w wyborach, w których zdobyli władzę i dzierżą ją nieprzerwane do dziś, zwykle to były ostatnie w pełni demokratyczne wybory (a przynajmniej bardziej demokratyczne niż późniejsze). Fidesz 2010: 263/386. AKP Erdogana 2002: 363/550. SNDS Vučića 2014: 158/250. Jedna roSSja (tfu) 2003: 304/450.
Ale Pan jest pamiętliwy. Ale trzymając się tematu, przecież Pan też opisuje faszyzm poprzez cele – do czego służy faszyzm? – odpowiedź z notki: „ochronie przywilejów najbogatszych”. A zaraz przyjdzie pan maruda i dopowie, że nie tylko, bo co z „dbaniem o punktualność kolei”. No, są cele istotowe i przygodne (jak z uniwersytetem – istotowo: zdobywać wiedzę, przygodnie: wychowywać).
@wk
„przecież Pan też opisuje faszyzm poprzez cele – do czego służy faszyzm? ”
No jasne! Nie chodzi mi przecież o to że to złe.
„bo co z „dbaniem o punktualność kolei”.”
To jest mit.
” No, są cele istotowe i przygodne”
A to se już pan sam wymyślił. Ustawa tego tak nie odróżnia.
@wk
„czy serio widzicie potencjał faszystowski w paczkomatach, sklepach spożywczych czy grach komputerowych (z listy aktywności naszych polskich bogoli).”
Znów: jakby pan sprawdził na czym pieniądze zrobiła dynastia Henkel (naprawdę z niczym się panu nie kojarzy to nazwisko? nie ma pan w łazience żadnego produktu z tym nazwiskiem na opakowaniu?), to by pan nie zadawał takich pytań. To nie jest tak, że faszyzm wspierają tylko producenci ciężkich niszczycieli czołgów (raczej odwrotnie – kogo partia polubi, temu da zlecenie na respiratory, z opłakanym skutkiem oczywiście, ale Trzecia Rzesza też się przejechała na wynalazkach inż Porsche).
@WO „A to se już pan sam wymyślił. Ustawa tego tak nie odróżnia.”
Etam, uniwersytety są starsze od ustaw.
A rozróżnienie na cechy konieczne (istotowe) i przygodne może być całkiem użyteczne do wytłumaczenia, jak faszyzacja zachodzi. Faszyści nie reklamują przecież swojego systemu „przywilejami dla najbogatszych” (własność dla faszyzmu istotowa, czyli konieczna), ale odwołują się do cech przygodnych (np. mitycznej punktualności kolei – cecha niekonieczna, inne systemy też mogą tę funkcję realizować). Za bardzo skupiając uwagę na cechach przygodnych (koleje, wychowywanie), możemy przegapić to, co jest najgroźniejsze („przywileje” – w faszyzmie) lub najważniejsze („wiedza” – na uniwersytecie).
Froz
„„Kluczowe do faszyzacji są dwa elementy: monopolizacja mediów, umacniająca w społeczeństwie wrażenie, że „przecież wszyscy tak myślą” oraz fizyczna przemoc zastraszająca tych, którzy jednak „tak nie myślą”. Oba te elementy są już w Stanach.””
Oprócz pozywania przez superbogatych i wpływowych jest jeszcze ichni Świrski czyli ultra Trumpowy szef FCC Brendan Carr, który z łatwością może zablokować mediom różne plany konsolidacji, przejęć czy sprzedaży.
Odsyłam do Johna Olivera link to youtu.be
Co do przemocy, no cóż oprócz fizycznej eliminacji demokratów i zastraszania, to mamy zastraszanie sędziów na dużą skalę
link to washingtonpost.com
@wk
„Etam, uniwersytety są starsze od ustaw. ”
Gdyby pan to WRESZCIE KIEDYŚ SPRAWDZIŁ ZAMIAST CIĄGLE FANTAZJOWAĆ dowiedziałby się pan, że nie bardzo, pierwsza prawna regulacja to 1158.
” A rozróżnienie na cechy konieczne (istotowe) i przygodne może być całkiem użyteczne”
Pod warunkiem że bazuje na faktach, a nie na pańskim widzimisię.
A co innego pozostaje na widok ekipy, której prezydent 14 lat temu ustanowił święto żołnierzy wyklętych, a która dziś w swe szeregi przyjmuje reaktywatora Młodzieży Wszechpolskiej⸮ My w tych koleinach jesteśmy od 20 lat albo lepiej.
@rpyzel
Ja nie dyskutuję z tezą, że proces zachodzi, jestem raczej zaskoczony diagnozą, że już zaszedł. Podajesz jako dowód monopolizacji mediów linki do dwóch wpływowych mediów stających tutaj po stronie antytrumpowskiej. No to chyba taki sam monopol miał już PiS w ostatniej kadencji? W głowie miałem jednak wizję bardziej zbliżoną do tego, co się stało na Węgrzech (przynajmniej na ile ją znam z polskich relacji).
Ja nie mam pewności, że ten proces w Stanach jest już nieodwracalny, że już nie będzie wolnych wyborów. Może się nie znam, chętnie bym przeczytał dokładniejszą analizę.
@froz
„No to chyba taki sam monopol miał już PiS w ostatniej kadencji? ”
Nie miał w swojej ekipie kogoś, kto jest właścicielem Twittera.
„Ja nie mam pewności, że ten proces w Stanach jest już nieodwracalny,”
Pewności to nikt na nic nie ma, ale gdy Twitter kształtuje opinię – ciężko walczyć z jego właścicielem. Ceterując parobasa, Musk jest teraz jak Hugenberg w 1933 (i też się już zresztą czuje wykorzystany, ale jednocześnie za słaby na bunt, czyli jest Hugenbergiem gdzieś takim już latem 1933).
> pierwsza prawna regulacja to 1158.
To bez sensu gdyż uniwersytet powstał dla nawigowania ustaw w nowym porządku opartej na prawie organizacji narodów zjednoczonych (w kościele powszechnym) świętego cesarstwa rzymskiego. Następnie kościelna walka o władzę z klasami wyższymi uruchomiła powszechną edukację szkolną adresowaną do pauperów. I dopiero następnie w wyniku ich wyparcia przez nepociaki (na przykład w szkołę ufundowaną przez biskupa Wykehama dla biednych szybko przejęła arystokracja tłumacząc że przecież ich dzieci jeszcze nie dziedziczą, nie mają więc zupełnie nic) powstały „idee uniwersytetu” w oderwaniu od awansu klasowego. One wszystkie uzasadniają Grand Tour – koszmarnie drogie wieloletnie zwiedzanie Europy każdego roku u innych „najlepszych mistrzów” przypadkowo za każdym razem w innym kraju (ale jak trzeba było sprowadzić na dwór najlepszych artystów to się jakoś dawało taniej). Kardynał Newman doprowadził ideę uniwersytetu do perwersji we wpływowej dziewiętnastowiecznej książce pod tym tytułem uznając że najlepiej działa jako miejsce nieskrępowanych spotkań dla chłopców.
To powiedziawszy Authentica habita spisano na rozkaz cesarza Barbarossy w 1155 r.
@wo
„Nie miał w swojej ekipie kogoś, kto jest właścicielem Twittera.”
Przyznaję, to znaczącą różnica (chociaż sam Twitter jednak mocno stracił na znaczeniu). Ale panowie już się zdążyli pokłócić i śmiertelnie na siebie obrazić. Zobaczymy, jak się to skończy.
Żadne imperium ani grecka demokracja nie wykształciły ani uniwersytetu ani szkolnictwa powszechnego. Najbliżej (ale wciąż daleko) były Chiny ale jako część administracji biurokracji cesarskiej.
Faszyzm nie potrzebuje uniwersytetu tylko szkoły zawodowe. W tym sensie zachowuje ciągłość z neoliberalizmem. Ale łączy te dwa także prosta linia konserwatywnej publicystyki. Wielka konserwatywna tradycja paszkwili na uniwersytet sięga w zasadzie samego faszyzmu. Wydaje się że każdy konsweratywny ideolog zaczyna już jako absolwent – od napisania książki o tym jak bardzo mu zaszkodziła edukacja robiona rytualnie pod przymusem niemal otrzymania prestiżowego dyplomu najbardziej elitarnych uczelni na świecie. Zupełnie przypadkowo jest to zawsze taka niedostępna śmiertelnikom jak w „God and Men at Yale” Williama Buckleya. „Professors are the enemy” powtarza dziś JD Vance za Nixonem, co akurat rzucił to wpływem książki LeBoutilliera „Harvard Hates America”. Już Reagan rozmontowywał edukację, a dziś sekretarz do spraw likwidacji departamentu edukacji Linda McMahon uruchamia pełny Gleichschaltung mówiąc colleges must be „in sync”.
@froz
> Ja nie mam pewności, że ten proces w Stanach jest
> już nieodwracalny, że już nie będzie wolnych wyborów.
A co wtedy, kiedy ten nowoczesny faszyzm (neoneofaszym?) będzie się opierał na wolnych wyborach?
@froz
” Ale panowie już się zdążyli pokłócić i śmiertelnie na siebie obrazić.”
I natychmiast pogodzić. Musk już merda ogonkiem i przynosi panu kapcie w zębach. Dlatego napisałem że w tej analogii jest Hugenbergiem latem 1933, już kiedy wiadomo, że jest na wylocie z rządu i jego plany gospodarcze nikogo nie obchodzą.
Poza tym najpiękniejsze w tym układzie jest to, że cokolwiek twoim zdaniem zastąpiło Twittera (a co to jest właściwie?), to i tak rządzą tym te same „algorytmy” (a tak naprawdę Peter Thiel).
@unikod
„To bez sensu gdyż uniwersytet powstał dla nawigowania ustaw w nowym porządku opartej na prawie organizacji narodów zjednoczonych (w kościele powszechnym) świętego cesarstwa rzymskiego.”
Nie widzę wynikania – dlaczego bez sensu? To jest data regulacji Barbarossy. I poza tym już całkowita zgoda, że rządził imperium złożonym z 1600 mniej lub bardziej państw.
Jeśli jesteśmy w fazie faszystowskiej to chyba też możemy postawić dwie tezy: że jesteśmy też w sytuacji przed-wojennej i/albo przed-gospodarczo-kryzysowej. Faszyzm musi się skończyć co najmniej jedną z tych rzeczy bo taka jego natura oraz logika rozwoju. Laboratorium mamy właśnie w Iranie i w bombardowanym Teheranie, nawet nie trzeba sięgać do Duce i jego Abisynie. Widać też jak to szybko idzie, okrzyki o totalnym zwycięstwie z ludobójstwem w tle są już przecież na porządku dziennym. A koszty aktualnie trwających wojen czy to tych gorący czy też handlowych stale rosną i nie za wiele trzeba aby to się wszystko wywaliło z hukiem. A żadna zachodnia gospodarka, w tym Polska, nie przetrzyma nowego kryzysu w skali tego z 2008/9. Jak ktoś może to niech kupuje złoto i bitcoiny.
I ja akurat tego się najbardziej boje bo pierwszą ofiarą i wojny i kryzysu będzie klasa średnia do której (chyba) przynależę. Minister kultury Braun palący wspólnie z komendantem Bosakiem wraże symbole i książki religijne na Placu Centralnym w Warszawie (nowa trybuna wybudowana przez Trzaskowskiego będzie jak znalazł, białe ściany nowego muzeum Sztuki Nowoczesnej też świetnie się będzie nadawać na wielkie flagi i portrety wodza) to będzie tylko preludium (jak getto ławkowe na UW w 1938) do realnych problemów które przyjdą do nas z zagranicy.
I taka uwaga: jak sobie eksplorujemy historyczne przykłady to dorzucam jeszcze coś takiego: a co my na nowy Zamach Majowy, Zamach Stanu Ludwika Napoleona czy Stan Wojenny Generała. Mogą go zrobić siły faszystkowskie (w ostatnich paru latach były takie mikro próby i we Francji i Niemczech) ale też – jak choćby De Gaulle – siły „porządku”.
@wo „Co myślę po wyborach? To samo, że jest to realne zagrożenie i w tej notce to teraz doprecyzuję”
Zgadzam się co do realności zagrożenia, absolutnie nie czas na lekceważenie i śmichy-chichy, ale. Otóż bardziej niż z faszyzmem, MAGA kojarzy mi się z rewolucją kulturalną w Chinach, gdzie chęć zburzenia starego porządku (i to nawet takiego mającego raptem 20 lat), fanatyzm i posłuszeństwo liderowi oraz pogarda dla dotychczasowych elit były dubeltowym strzałem we własną stopę. Czerwona Książeczka na Truth Social może być dowolnie bełkotliwa, wżne kogo wskazuje jako wroga dziś wieczorem. Faszyzm jest w tle (Thiel, Musk, Project 2025) ale niekoniecznie może się dopchać do pierwszego szeregu (wyjątek: ten sk… Miller, zresztą powszechnie znienawidzony). Bardzo niepokojące są czystki w „maszynowni” administracji oraz służbach z FBI na czele, to może bardzo i na długo zaszkodzić.
Ale jeśli chodzi o szalejącą przemoc MAGA to pamiętajmy, jak pełne przemocy USA są tak po prostu. Była próba napadu na Nancy Pelosi, był plan porwania demokratycznej gubernator Whitmer – ale i dwie próby zamachu na Trumpa, w tym jedna niemal udana. Ten facet, który w weekend zastrzelił stanowego senatora miał całą listę do prawdopodobnego odstrzału, ale to była jego prywatna lista, antyaborcyjnego fundamentalisty. A protest NO KINGS w tę sobotę był masowy i totalnie bezprzemocowy, również w sensie braku walk ulicznych z MAGA czy Proud Boys.
Jako naucza film Matchpoint, piłka może spaść i na tę, i na tamtą połowę kortu, ale na razie zamach stanu za oceanem nieco się zasapał. A, i jeszcze w Wisconsin ludzie wybrali z dużą przewagą nie kandydata obsypanego kasą przez Muska, tylko jego przeciwniczkę demokratkę. Mimo że dosłownie przekupywał elektorat gotówką jak w jakieś Gruzji.
Froz
„Podajesz jako dowód monopolizacji mediów linki do dwóch wpływowych mediów stających tutaj po stronie antytrumpowskiej. ”
Podaję dowód, że proces ich glajszachtowania zachodzi, jak w paradoksie łysego. Przecież nie trzeba ich zaraz nacjonalizować, czy kupić pakiet kontrolny akcji. Ich szefostwo już kładzie uszy po sobie, bo nie chce sobie psuć biznesu pozwami lub użeraniem z FCC albo przekupuje Trumpa kręcąc filmik o Melanii za big $$$.
@sheik
„również w sensie braku walk ulicznych z MAGA czy Proud Boys.”
Dziwna nieobecność Proud Boys też jest dla mnie jakimś promyczkiem nadziei. Czy ktoś to obserwuje bliżej? Może to nie jest nieobecność tylko media po prostu o tym nie piszą? W każdym razie, ostatni raz jak o nich słyszałem to przy okazji inauguracji Trumpa i hurtowego uniewinnienia napastników z 6 stycznia. A co tam u nich teraz słychać? Czemu nie zaatakowali demonstracji „no kings”? (serio nie wiem, spodziewałem się walk ulicznych).
@rpyzel
„Przecież nie trzeba ich zaraz nacjonalizować, czy kupić pakiet kontrolny akcji.”
W Niemczech i we Włoszech to się odbywało na zasadzie „propozycji nie do odrzucenia” – właściciele nie-faszystowskich gazet po prostu dostawali ofertę, że teraz jeszcze mogą je SPRZEDAĆ rodzinie Agnelli na przykład właśnie, następna oferta będzie już gorsza, więc oczywiście sprzedawali. Rzadko to było aż tak brutalne, żeby zamykać czy cuś. Każdy by jednak wolał sprzedać (my wszyscy tutaj też).
@ daty i wynikania
W licytowaniu się datami przyjął się 1088 jako wyabstrahowany rok powstania uniwersytetu na kanwie odkrytego na nowo kodeksu Justyniana. Odkrycia rzekomo przypadkowego. Być może takie było, a być może to zakłamywanie historii przez pozbawienie kontekstu jakim był spór o inwestyturę w wyniku proklamowania w 1075 przez Grzegorza VII dydkatu papiestwa. Pierwszy pomiędzy Czterema Doktorami bronił potem za pomocą nauki prawa praw cesarza i antypapieża Grzegorza VIII. Zmarł na dekadę przed przywilejem Barbarossy. Jeśli przedstawimy go jako bezinteresownego poszukiwacza prawdy w służbie kształcenia i pielęgnacji walorów ducha, to jest ta krótka przerwa w wynikaniu.
Są też wcześniejsze epizody, a jednak pielęgnacja ducha i wartości obywatelskich nie doprowadziły do powstania uinwersytetu w demokracji Grecji, bo była to demokracja klasowa niepotrzebująca takich rzeczy. Kościół w trakcie przejęcia imperium rzymskiego „dla idei” wsparł dążenia Hypatii chwilowo tylko i zdążył ją jeszcze zamordować.
@wo
„Wszechświat chyba nie chce żebym pisał prozę”
Ale Wszechświat zmienne humory ma i sytuacja jest dynamiczna, bo wówczas Saturn był w retrogradacji, a dziś Mars jest w koniunkcji z Merkurym. Kaprysy rynku literackiego są wyjątkowo nieprzewidywalne. Wtedy rynek promował retrokryminały i eskapistyczne pisanie o d… Maryni, obecnie – niestety – żyjemy w tzw. „ciekawych czasach”. Może więc warto spróbować jeszcze raz?
„Poza tym ja tak ogólnie nie wierzę że political fiction ma szanse, „Czarne słońce” też chyba nie jest największym sukcesem w dorobku Żulczyka”
„Czarne” to była bomba atomowa, rozbrojona niestety przez samego Żulczyka – który, zamiast pisać literaturę dla dorosłych (co mu zazwyczaj świetnie wychodzi), poszedł w durne fantasy dla gimbusów (wybuchające mózgi, fruwające baby, czary mary – no tego się czytać nie da). Gdyby to tylko zostało napisane *na serio*, to worek z nagrodami by pękł. No ale jeśli ktoś mówi mądre skądinąd rzeczy, żonglując jednocześnie piłeczkami w przebraniu klauna na jednokołowym rowerku…
Ja to wspomniane political fiction widzę jako fabularne rozwinięcie niniejszej notki, np. takie (przepraszam za awalizmy):
„Ostatni samolot do Sztokholmu”
Rok 203?, kraj osuwa się w chaos. Jan Kowalski, niegdyś lewicowy aktywista i dziennikarz nieistniejącej już „Gazety Stołecznej”, obecnie – zgorzkniały, pozbawiony złudzeń, nieangażujący się politycznie i pragnący już tylko świętego spokoju pracownik poczty, na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności (przelotne spotkanie z zanurzonym w bagnie zakulisowych intryg i walk frakcyjnych Mecenasem plus jakaś Zaginiona Teczka w tle), pechowo ląduje pod zgniatającym go Walcem Historii. Uznany za Agenta Zagranicznego (za co grozi konfiskata majątku oraz niejawny proces bez prawa do obrony) i ścigany przez rozmaite służby, w obliczu bezterminowego osadzenia w areszcie wydobywczym Bereza-2 („stamtąd się już nie wychodzi”), musi pilnie uciekać z kraju, ale obawia się nielegalnego przekroczenia zamkniętej (nie jesteśmy już w Strefie Schengen) granicy państwowej. Ostatnią szansą wydaje się lot na sfałszowanym paszporcie do Szwecji, gdzie mieszka Znajomy Literat i gdzie przy odrobinie szczęścia mógłby uzyskać azyl polityczny – ale po Warszawie krążą plotki, że w obliczu narastającej anarchii trwają potajemne przygotowania do zamachu stanu i że w najbliższą niedzielę na terenie kraju wprowadzony zostanie stan wojenny (szczególnie, że dozbrojona przez Chiny i dowodzona przez kaukaskiego watażkę armia rosyjska koncentruje wojska na zachodzie Obwodu Białoruskiego) – a w takiej sytuacji zamknięte zostaną wszystkie lotniska. Czy naszemu bohaterowi uda się w ostatniej chwili dostać do bezpiecznej Skandynawii?
W tle: przemoc polityczna, starcia rozmaitych bojówek na ulicach, listy proskrypcyjne, tituszki polujące na opozycjonistów przy cichym przyzwoleniu władz, zamykanie dziennikarzy, policyjne pacyfikacje pokojowych demonstracji, galopująca inflacja, masowe strajki i seria dokonywanych przez nieznanych sprawców cybarataków i podpaleń. Sytuacja Polski z grubsza przypomina Argentynę z marca 1976. Chaotyczne rządy niestabilnej koalicji rewolucyjnej prawicy zmierzają do logicznej konkluzji, którą jest zamach stanu i krwawa dyktatura wojskowa… Czytałbym!
@wo
„A nie moment co? Tak to właśnie wygląda w tej Ameryce, którą ja obserwuję.”
To widzimy skrajnie inne rzeczy, z czego Ty uprawiasz bardzo dużo czegoś, co w terapii poznawczo-behawioralnej nazywa się „czytaniem w myślach” i jest błędem logicznym oraz poznawczym. „Republikanie w kongresie są zastraszeni”, „Demokraci już wiedzą, że to koniec” – skąd to konkretnie wiesz? Przecież to są potężne i bardzo naciągane interpretacje, a nie obiektywne fakty.
Ba, czemu ci sami republikanie w senacie zastraszeni nie są, czemu demokraci nie wiedzą, że to koniec?
„Midtermy już nikogo nie obchodzą, już się rozstrzygnęły” – dlatego własnie wszystkie konsekwencje Big Beautiful Bill zostały przesunięte na postmidtermy, a i tak widać, że senat tego nie przepchnie, bo senatorzy nie startują w tak gerrymanderowanych dystryktach, więc muszą pilnować szerokiej popularności?
Zresztą o czym my mówimy? W świecie który opisujesz TACO (Trump Always Chickens Out) nie miałoby racji bytu, a stało się żelaznym hasłem inwestorów.
Masz mocno założoną tezę i szukasz dowodów na jej poparcie. To błąd poznawczy, tzw. efekt potwierdzenia. Spróbuj uczciwie ją podważyć i zobacz, czy po takim wysiłku będziesz się jej równie pewnie trzymał. (I uprzedzając, tak, zastosowałem to wobec mojego stanowiska przed argumentowaniem.)
@wo
„Nie miał w swojej ekipie kogoś, kto jest właścicielem Twittera.”
Nie wiem ile można to powtarzyć – Twitter nie ma znaczenia. Zdjęcie Twittera jest od dawna w encyklopedii pod hasłem „teoria martwego internetu”. To botowisko, w którego znaczenie polityczne wierzą tylko niektórzy politycy i dziennikarze, który nie ma realnego wpływu już naprawdę na nikogo poza powyższymi i niewielką banieczką osób permanentnly online (dla jasności, bynajmniej nie wszystkich takich osób). Już gdy Musk twittera kupował jego realny wpływ był mocno ogarniczony, a dalej było tylko gorzej, w 2023 było już źle, a mamy 2025. Ba, mnie szlag trafiał gdy działałem w .N 10 lat temu i ich wierchuszka skupiała się na Twitterze i domagała się aktywizmu twitterowego – bo w PL poza politykami nikogo nie obchodził i była to potworna para w gwizdek aktywu.
link to pewresearch.org
link to police1.com
Największy problem w tym, że mimo odpływu normalsów opiniotwórczy publicyści nadal siedzą na Twitterze i wysłuchują tam uważnie głosu ludu, pisząc po tym artykuły o zrozumiałych obawach przeciętnych ludzi takich jak Adolf1488.
@ausir
I może dlatego (pośród wielu innych czynników) niespecjalnie są już zbyt opiniotwórczy w rzeczywistości.
A ja mam tu dwa problemy.
Pierwszy jest taki, że jak kojarzę definicje faszyzmu, to one zawsze odwołują się do składnika wpsólnoty narodowej. AH przejmował nazistowskie związki zawodowe, organizował nazistowskie domy rekreacyjne; u BM też sporo inwestycji w dobro wspólne przez państwo — oczywiście w granicach i w ideologii narodowej.
Dzisiejszy altright? W sferze retoryki, owszem, dużo tu jest narodu, zwłaszcza w opozycji do migrantów i globalistów. Ale nowe, w tym miksie z neoliberalizmem jest to, że nie idą za tym działania społeczne. (Tak, wiem, PiS mógłby tu czasem się jednak wpisać. Bardziej PiS niż MAGA.) I zostawiam na boku kolejną rzecz — faszyzm tworzył bojówki i starał się angażować obywateli; a dzisiejszy altright… jeszcze po to nie sięgnął, nawet z angażowaniem jest różnie.
Nie mówię, że to nie jest niebezpieczne — jest. Starych form zniewolenia nie widzę, ale technologia dała wiele nowych. Ale być może trzeba szukać nowych słów i pojęć, a nie stosować kliszę „faszyzmu”.
Druga rzecz — co do dupolu… Czytam sobie „Dlaczego narody przegrywają” i tam jest wciąż o „twórczej destrukcji”. I, OK, to znowu coś z neoliberalizmu, ale może właśnie ta petryfikacja systemu partyjnego jest dużym problemem, osłabiając demokrację. Muszę potem popierać RT, którego Tusk tak kieruje, że zyskują Mentzen z Braunem, a wybory wygrywa Nawrocki. Nie mamy tu właściwej wymiany elit, oczyszczenia z polityków skompromitowanych — a tylko wejście Giertycha do PO.
***
A co do tematu, Jan Böhmermann i “Faschismus is back” wszyscy znają?
@“Dziwna nieobecność Proud Boys też jest dla mnie jakimś promyczkiem nadziei. Może to nie jest nieobecność tylko media po prostu o tym nie piszą?“
Coś tam piszą o zakupach gitar z UK czy przyglądaniu się, jak Twój biznes właśnie jest deportowany. W tym sensie sytuacja jest odwrotna do tej sprzed stu lat. Wtedy faszyzm wyłonił się na fali kryzysu. Dziś ten kryzys indukuje.
„Dziwna nieobecność Proud Boys też jest dla mnie jakimś promyczkiem nadziei. Czy ktoś to obserwuje bliżej?”
Wszyscy* wstąpili do ICE.
* Z tym „wszyscy” to oczywiście przesada, ale skoro chodzą zamaskowani, nie legitymują się i nie mają oporów przed aresztowaniem polityków opozycyjnych i torturowaniem zatrzymanych, teza nie jest nieuzasadniona.
@TACO
Odnotuję, że tej nocy mieliśmy właśnie podręcznikowy przykład tej patopolityki względem władz Iranu. I tylko nasz chłopek roztropek Macron mu popsuł zabawę, ale się potem przez to koczkodan wkurzył na tym swoim prywatnym socjalu (nb. jakkolwiek krytycznie oceniamy Macrona w polityce wewnętrznej, to chyba najlepszy teraz międzynarodowo polityk unijny). Uprzedzając polskie proizraelskie media – powrót do negocjacji nie będzie Wielkim Wspaniałym Pomarańczowym Zwycięstwem, bo ludzie Pezeszkjona szukają kontaktu prawie od początku wojny, to USA na ten moment nie chce.
@unikod
„W licytowaniu się datami przyjął się 1088 jako wyabstrahowany rok powstania uniwersytetu na kanwie odkrytego na nowo kodeksu Justyniana. ”
Ta data jest zmyślona – w 1888 roku region Emilia-Romagna miał wystawę światową, więc uniwersytet wymyślił sobie datę, żeby obchodzić 800 rocznicę.
„Są też wcześniejsze epizody, a jednak pielęgnacja ducha i wartości obywatelskich nie doprowadziły do powstania uinwersytetu w demokracji Grecji, bo była to demokracja klasowa niepotrzebująca takich rzeczy.”
A co do tego już pełna zgoda, nie wiem z kim polemizujesz.
Pak4
„ale może właśnie ta petryfikacja systemu partyjnego jest dużym problemem, osłabiając demokrację. Muszę potem popierać RT, którego Tusk tak kieruje, że zyskują Mentzen z Braunem, a wybory wygrywa Nawrocki. Nie mamy tu właściwej wymiany elit, oczyszczenia z polityków skompromitowanych — a tylko wejście Giertycha do PO.”
Chciałem to podbić bo się z tym bardzo zgadzam jako jeden z naszych głównych problemów od 2005. Ale to się chyba trochę zmienia bo wygląda na to że kolejny rząd prawicy to będzie bardziej jak neoAWS od prezesa po reżysera a nie mono-partia. I alternatywnie rząd nie-prawicy analogicznie będzie podobnie wyglądał.
Nie jest tylko jasne czy ta „demokratyzacja” finalnie będzie in plus czy in minus bo to jednak nie jest rok 2005 czy 1998. Dziś przecież krytyka rządu Tuska sprowadza się do tego, że PSL blokuje to co chce wdrażać Nowa Lewica i wyborcy Trzaskowskiego byli niezadowoleni. W koalicjach a la neoAWS będzie tego jeszcze więcej.
@ak
„skąd to konkretnie wiesz?”
Że republikanie czują się zastraszani wiem z wypowiedzi republikanów mówiących „czujemy się zastraszani” – wpisz do gugla „Murkowski intimidation”. Uprawiasz chyba coś, co w metodologii nauk ścisłych nazywa się denializmem. Musiałeś się zetknąć z wypowiedzią Murkowski, więc pewnie masz na to jakieś kreatywne zaciemnienie, że na przykład żartowała?
” W świecie który opisujesz TACO (Trump Always Chickens Out) nie miałoby racji bytu, a stało się żelaznym hasłem inwestorów.”
TACO dotyczy wyłącznie relacji zagranicznych. W krajowych Trump robi co chce, łamie prawo, wysyła marines, robi sobie jakieś trzecioświatowe parady itd.
„Masz mocno założoną tezę i szukasz dowodów na jej poparcie. To błąd poznawczy, tzw. efekt potwierdzenia.”
Wyleci Twój następny komć w którym będziesz się bawić w takie psychologizowanie. Nie zachowuj się jak jakiś de Santoro w telewizji śniadaniowej (PS – moje „uprawiasz coś co w metodologii…” to była jednorazowa parodia twojej pop-psychologii, nie mam ochoty na taki pingpong na dalszą metę, będę po prostu ciąć).
@ak
„Nie wiem ile można to powtarzyć – Twitter nie ma znaczenia. Zdjęcie Twittera jest od dawna w encyklopedii pod hasłem „teoria martwego internetu”. To botowisko, w którego znaczenie polityczne wierzą tylko niektórzy politycy i dziennikarze, który nie ma realnego wpływu już naprawdę na nikogo poza powyższymi”
A ilustrujesz dwoma linkami – jeden że wielu Amerykanów zrobiło sobie przerwę od Twittera a drugi że policjanci tam nie szukają informacji. Jest cholernie daleko od jednego i drugiego linka do tezy „nie ma realnego wpływu już naprawdę na nikogo”. To jest poziom rozmowy Ohme i Eichelbergera o wychodzeniu ze strefy komfortu (przepraszam, obiecywałem, teraz już naprawdę się powstrzymam).
Twitter nadal pozostaje supersperaderem (mówiąc ściślej, klastrem superpreaderów) prawicowych bzdur. To tam rodzą się nagonki antytrans, antyszczepionkowe, antyuchodźczcze itd. Po prostu jeśli pewnego dnia Catturd, Nawhal i Sacks ogłoszą tam, że źródłem całego zła są osoby leworęczne i należy ich izolować od szkół, nie wpuszczać do toalet, zakazać startu w sporcie, to po chwili Joe Rogan zrobi podkast, że nigdy nie lubił leworęcznych.
A na koniec tego łańcucha pokarmowego nagonka dotrze do tych, co ich nie ma na Twitterze (bo „zrobili sobie przerwę”, jak w Twoim linku). Bo Sroczyński napisze analizę „czemu w rządzie tylu leworęcznych?”, TV Republika będzie ich tropić, w Wyborczej Mazzini wyjaśni że emancypacja leworęcznych zaszła za daleko, a nawet u mnie w komciach pojawi się ktoś kto powie, że jeśli lewica chce wygrać, powinna zatrudnić socjologów analizujących te spontaniczne lęki przed leworęcznymi.
Dokładnie tak wyglądało nakręcenie histerii anty-trans – i ten sam Joe Rogan KIEDYS TAM miał tolerancyjne wypowiedzi, ale już wie gdzie są konfitury.
@pak
„Druga rzecz — co do dupolu… Czytam sobie „Dlaczego narody przegrywają” i tam jest wciąż o „twórczej destrukcji”. I, OK, to znowu coś z neoliberalizmu, ale może właśnie ta petryfikacja systemu partyjnego jest dużym problemem, osłabiając demokrację.”
Na pewno nie. Wiele społeczeństw odnotowało gigantyczny skok cywilizacyjny właśnie w cieniu duopolu – włoski renesans rodzi się w cieniu gibelinów i gwelfów, Anglia zbudowała globalne imperium w cieniu wigów i torysów, złota era USA to duopol rep-dem (zresztą od początku mają JAKIŚ duopol), złota era powojennej Europy to duopol typu chadecja – socjaldemokracja (niekoniecznie pod tymi nazwami). Petryfikacja i rozwój idą razem, zaburzenie petryfikacji towarzyszy kryzysom i upadkom.
@ WO / źródła
!. A. Tooze. „Deluge” i „Wages of Destruction”. Nie ma co się oszukiwać, Tooze dużo wniósł do rozumienia genezy faszyzmów i krajów na trajektoriach około faszyzmu (Polska, UK, Francja, niektóre kawałki USA przed DWŚ). Dla mnie istotne było:
– Tooze ma nowsze kwity na kryzys gospodarczy i zugzwang, który nastąpił gdy różne kraje i systemy finansowe próbowały środków ratunkowych. Wiązało się to też z debatami o keynesizmie i oporem starych elit wobec tegóż.
– Tooze ma też dobre rozeznanie np. co do sytuacji niemieckiego rolnictwa i napięć między junkrami a rolnikami indywidualnymi.
2. Dobre podstawy z eugeniki i ludobójstw przed 1914. Ja zaczynałem od „Higienistów”, potem cofnąłem się do tekstów przeglądowych (naukowych) o historii socjodarwinizmu. Czemu to ważne:
– Z dzisiejszej perspektywy trudno czasami zrozumieć czemu w obu światowych wszystkich tak porąbało na propagandę „ras wojowniczych” albo „miejsca na ziemi / przestrzeni życiowej” (tak, USA i UK też). To z kolei wydaje mi się istotnym narzędziem wzbudzania strachu w 2025, bez czego John Birch Society albo TFP by nie miały Trumpów albo Orbanów.
– Z perspektywy historii małych grup i mobilizacji ludobójczej ewoluujących do poziomu polityk publicznych (od pogromów realizowanych przez nazistów aż do ICE) ważne są do tego np. „Zbrodnia Kajzera” czy historie ludobójstw UK na Burach oraz lepsza znajomość historii Indii (pogromy realizowane przez wojsko, masakry odwetowe jako część nowożytnej doktryny wojennej). Dla mnie osobiście takim podstawowym sprawdzeniem czy od danej osoby czegoś się dowiem o historii faszyzmu jest pytanie o to czemu koszule organizacyjne NSDAP miały kolor piaskowy?
– Ta fascynacja socjodarwinizem oraz sieci społeczne zbudowane w trakcie ludobójstw niemieckich w Afryce (oraz analogicznych działań kolonialnych np. Hiszpanii, USA i UK, co do których trwają dyskusje co do ich ludobójczego charakteru) przełożyły się na sieci umiejące szkolić ludzi do bojówek i masakr ulicznych, mające dojścia do bogatych itd. Te grupy to były twarde jądra „legendy o ciosie w plecy”, ścieżki „przestrzeń życiowa (bulszit krążył zanim Hitler miał realne znaczenie)-Wannsee-ludobójstwa w niemieckich obozach koncentracyjnych”.
3. Jako dobre wprowadzenie do historii III Rzeszy to polecam trylogię Evansa.
4. W interpretacji przedstawionej w notce WO moim zdaniem za słabo są pokazane obawy i wpływy związane z pozycją USA (tu Tooze nieźle pomoże), ale też to jak gigantyczną inspiracją dla faszyzmów była eugenika amerykańska, amerykańska kultura masowa i Kalifornia. Tu polecam prawie całkowicie przegapioną w Polsce M. Harris „Palo Alto. A History of California, Capitalism, and the World”.
– Daje dużo informacji o tym jak pierwsza, druga i trzecia reakcja były najpierw źródłem zysków, potem przestrogą a na końcu przejmowanym narzędziem dla amerykańskiej oligarchii zachodniego wybrzeża. Były oczywiście o tym seriale i powieści (popkultura amerykańska ma to zapoznane, ale w Europie często się zapomina o tym jak głęboko to wszystko siedzi i jak bardzo to jest np. wpisane w dokumenty ustanawiające Uniw. Stanforda albo w historię wojen wodnych w Kalifornii jeszcze przed parabolizacją „Chinatown” Polańskiego)
5. Nie jestem fanem biografii, bo nie lubię podejścia „w życiu jednej jednostki wszystko widać”, wiec nie przepadam za modnym ostatnio „Synem Stulecia”, jako książce i jako serialu.
6. Tak samo nie jestem bardzo przekonany do Arendt czy do Eco, jako filozoficzno-kulturoznawczych interpretacji faszyzmu (np. za mało rozpoznają zwierciadlane zjawiska w USA i UK). Dużo bardziej cenię objaśnienia przez kontekst historyczny, ekonomiczny, patrzenie na skalę ruchów społecznych czy historię ważnych instytucji (bankowych, edukacyjnych) jak w źródłach które podałem dla 2,3 i 4. Dlatego też od dawna czeka na czytanie książki o faszyzmie Herera ani na Witkowskiego.
Chętnie bym przeczytał porządną genderową historię faszyzmu (te fascynacje D’Annuzio, transpasywność seksualności jako specyfika weberowskiej władzy charyzmatycznej faszyzmu, ale z rozbiciem chronologicznym, pokazującą kolejne etapy i kontr-narracje), może być nawet z kawałkami interpretacji psychoanalitycznej itd., ale najważniejsze, żeby porządnie wchodziła w dialog z kwestiami eugeniki i zmian ekonomicznych.
Wyjaśnienie via „Reakcja reaguje faszymem na próby emancypacji kobiet” oraz „Reakcja reaguje faszyzmem na próby emancypacji mniejszości etnocznych i seksualnych” (w roaring 20s, w 00s) wydają mi się trafne, ale niewystarczające.
A to nie jest aby tak, że zależy jakie w duopolu są motywacje? Rywalizacja pozytywna może napędzać jednych i drugich, dawać paliwo żeby robić więcej.
A w Polsce mamy ten problem, że nasz duopol opiera się głównie na zawiści, małostkowości i „oni wszystko zepsują”. Gdy PO zdołało pokonać PiS w bezpośrednim starciu to przez dwie kadencje utrzymało się dzięki polityce ciepłej wody w kranie. A i ostatnie półtorej roku to jest próba przesiedzenia aż uda się zmienić prezydenta.
Mój główny problem z PO jest taki, że kiedy udaje im się przejąć władzę od PiS to nie są zainteresowani porządnym rozwojem i naprawianiem, tylko uznają że mogą być jak ta chorągiewka na wietrze oczekiwań wyborców. Robić niewiele, ewentualnie reagować doraźnie i straszyć PiSem. W rezultacie gdy PiS dojdzie znowu do władzy to nie będzie musiał rozmontowywać żadnych bezpieczników od nowa, bo ich nikt nie przywróci. A powrót PiS do władzy czeka nas prędzej raczej niż później, chyba że kolejnym rządem będzie PO-Konfederacja (z premierem Giertychem, tak się szybko pnie w górę!). I głosowanie na mniejsze zło może za 2,5 roku być dużo bardziej dosłowne.
@pak4
„jak kojarzę definicje faszyzmu, to one zawsze odwołują się do składnika wspólnoty narodowej. AH przejmował nazistowskie związki zawodowe, organizował nazistowskie domy rekreacyjne; u BM też sporo inwestycji w dobro wspólne przez państwo — oczywiście w granicach i w ideologii narodowej.”
Pytanie – czy faszyzm potrzebuje definicji, aby nadejść? W sensie: czy będzie analogicznie?, jota w jotę?
Jednym z podstawowych motorów, czy pokarmów, faszyzmu jest antykomunizm. Szczególnie to widać w tych faszyzmach, które się uchowały długo po II WŚ. Często zbrodnie faszyzmu = zbrodnie antykomunizmu. Np. powojenny faszyzm południowokoreański (tak jak kilka innych powojennych faszyzmów – wspierany przez USA) miał swoją zbrodnię, by tak rzec, definiującą w 1948 r. To tzw. masakra na wyspie Czedżu, którą przypomniała zeszłoroczna noblistka Han Kang w książce „Nie mówię żegnaj”. A z innych skojarzeń: warto sięgnąć googlownicą, gdzie zadebiutował napalm i komu najpierw zapachniał o poranku.
W Polsce – ze zrozumiałych przyczyn historycznych – antykomunizm jest idealną podściółką dla faszyzmu. Już słychać ten pobrzękujący wektor: jaki strasznie popularny ten postkomunista Kwaśniewski —> zróbmy Giertycha ministrem sprawiedliwości. Albo: jeszcze Polska nie zginęła, kiedy kibol i sutener, zginie jak władzę przejmą bolszewicy z Razem.
Skoro już gramy w analogie, to się dorzucam (na melodię „Naplotkowała sosna, że już się zbliża wiosna”):
Plotkuje się i straszy, że znów się zbliża faszyzm. Coś tam pisnął Orliński – że taki mussoliński. Lecz ktoś inny brew marszczy – że raczej salazarski. Że już nie czysty, boski – jak był ten hitlerowski, ale szemrany, drański – bardziej pinoczetański. A faszyzm już od rana siedzi z miną Orbana. Na definicje kicha, przybiera twarz Giertycha. Wietrzyk, czerwcowe słonko, faszyzm z Karolem, z Konfą. Z Elonem, z Binjaminem – robi zdziwiona minę. Bo żaden się nie łapie na ekscelowską kratkę. Nie Sèvres, nie definicje – faszyzm to samo życie.
Witam, zgadzam się z wcześniejszym komentarzem @AK, że w USA problemem są bardziej władze Demokratów, niż wpływy MAGA. Mieli 4 lata kadencji Bidena, żeby wybrać i wypromować kogoś, kto pokona Trumpa i nie wykonali tego zadania. Możliwe, że taki Obama jest jeden na 20 lat, ale Trumpa dotyczy to samo – on nie będzie królem Ameryki, nie porządzi trzecią kadencję, może nawet nie dożyje – facet ma 79 lat, a zdrowo się nie prowadzi.
U nas jest ten sam problem – Tusk wyciął z polityki wszystkich, którzy mogliby zająć jego miejsce, nie bardzo jest na kogo wymienić. Zandberg ma za wiele poglądów, których polskie „normiki” jeszcze długo nie „kupią”. Tak jak Amerykanie Sandersa. Ale z drugiej strony jest ta sama bieda, co w USA – Kaczyński też żyć wiecznie nie będzie, wszystkiego nie przypilnuje. Czarnka właśnie wysłali na zieloną trawkę, żeby ogarniał mydło w Pałacu – chyba tylko po to, żeby nie zepsuć sobie kandydata na za 5 lat. Ale naprawdę widzicie to, że koalicja PiS & Konfa z ministrem Braunem po 2,5 roku rządzenia obroni pałac prezydencki? Przecież oni w PiS podgryzali się ostro nawet wtedy, jak 2 kadencje wchodzili z jednej listy. A tu będą 2 listy, 2 subwencje, junior-partner może być bardzo silny…
@AH
Przede wszystkim, mieli 4 lata żeby wsadzić Trumpa do więzienia, ale się bali ruszyć ten temat i przeciągali procedury. Teraz Republikanie zaczęli strzelać do polityków demokratycznych, jak parę dni temu w Minnesocie. Politycy GOP też się boją prawicowego terroryzmu, więc siedzą cicho: link to vanityfair.com i link to vox.com
@rw
no tylko że randomowy gostek, którego stać na prawników w USA, też nie pójdzie do więzienia za to, co zrobił Trump. A stosowanie nadzwyczajnej ścieżki, żeby wsadzić właśnie tego człowieka to jest faszyzm w każdą stronę. Literka S w NSDAP jest od „socjalistyczna”. „Strzelanie w Minnesocie” to jest póki co jeden przypadek, taki jak u nas zabójstwa Rosiaka i Adamowicza. U nas za Sanacji w najgorętszych tygodniach to szło w setki trupów. W Stanach też bywało zdecydowanie bardziej krwawo.
@AH
„no tylko że randomowy gostek, którego stać na prawników w USA, też nie pójdzie do więzienia za to, co zrobił Trump. ”
Chyba masz mało pojęcia o tym, ile rzeczy Trump ma za uszami. Po prostu w USA jest „dżentelmeńska umowa”, że politycy nie odpowiadają za łamanie prawa przed sądem.
„A stosowanie nadzwyczajnej ścieżki, żeby wsadzić właśnie tego człowieka to jest faszyzm w każdą stronę.”
Nie mówię o łamaniu prawa, tylko o jego stosowaniu bez taryfy ulgowej i bez strachu przed prawicowymi mediami. Mieli szansę uratować amerykańską republikę. Zmarnowali ją. Być może ze strachu, że tacy naiwni (sorry) ludzie jak Ty będą się wzdrygać „to wygląda jak faszyzm”. No to teraz będą mieli prawdziwy faszyzm, z obozami koncentracyjnymi (na razie w Salwadorze, bo taniej) i mordami politycznymi.
@Adam Hazelwood
„(Demokraci w USA) Mieli 4 lata kadencji Bidena, żeby wybrać i wypromować kogoś, kto pokona Trumpa i nie wykonali tego zadania.”
Żeby tylko. Gdy Trump już objął władzę i zaczął odwalać i nawet wyborcy Republikanów zaczęli się burzyć i zadawać niewygodne pytania swoim przedstawicielom na town hallach (po czym byli wynoszeni przez ochronę przy całkowitym braku reakcji znajdującej się na miejscu policji) to Demokraci jako partia skupiali się… na proszeniu o datki, żeby mieć pieniądze na walkę z Trumpem. Nie na podbijaniu zarzutów, nie na obecności wśród ludzi, tylko na wysyłaniu próśb o kasę. Jeśli ktoś tam coś robi to wbrew własnej partii, po prostu nie patrzy się na to co powiedzą liderzy tylko działa samodzielnie (jak Sanders czy AOC). .
@ah
„„Strzelanie w Minnesocie” to jest póki co jeden przypadek, taki jak u nas zabójstwa Rosiaka i Adamowicza.”
No nie, zaraz zacznę wycinać. Zamach wywołał dalszy „chilling effect” dla już i tak zastraszonych demokratów. Twitter może i nie ma znaczenia, ale znakomicie nadaje się na podawanie publicznie adresów niepokornych sędziów i polityków, którzy zwyczajnie mają się czego bać. „The repercussions are very real”, jak powiedziała Murkowski. Będę wycinać dalsze komcie, które to bagatelizują.
„U nas za Sanacji w najgorętszych tygodniach to szło w setki trupów. W Stanach też bywało zdecydowanie bardziej krwawo.”
Ogólnie świat jest mniej krwawy, to głupie rozumowanie. Można je w każdej chwili zastosować także dla Ukrainy („phi, co to za bombardowanie, tylko 14 trupów, u nas w Warszawie…”).
Jeśli ktoś chce zgrabnego podsumowania faszystowskiego zagrożenia w USA, to wczorajszy Jon Stewart dostarcza: link to youtube.com
… czyli jednak była jakaś strzelanina w Utah w czasie demonstracji No Kings (notabene Tim Waltz odradzał branie udziału w demo NK w Minnesocie, bo jeszcze wtedy nie złapali tamtego kolesia-grabarza). Ale i tak było superspokojnie, all things considered.
@redezi „pytanie o to czemu koszule organizacyjne NSDAP miały kolor piaskowy?”
Eeee, Namibia?
@PK
„Jeśli ktoś tam coś robi to wbrew własnej partii, po prostu nie patrzy się na to co powiedzą liderzy tylko działa samodzielnie (jak Sanders czy AOC).”
Dla ścisłości, Sanders jest poza Partią Demokratyczną.
@WO
„Twitter może i nie ma znaczenia, ale znakomicie nadaje się na podawanie publicznie adresów niepokornych sędziów i polityków, którzy zwyczajnie mają się czego bać.”
Dodam, że sędziowie są na celowniku już od jakiegoś czasu.
link to washingtonpost.com
W jednym przypadku sędzina zaczęła dostawać pizzę zamówioną na jej zamordowanego jakiś czas wcześniej syna. To są metody mafijne, „składanie propozycji nie do odrzucenia”.
@RW
Dziękuję za uściślenie.
Ciekawe porównania obecnej sytuacji politycznej w USA do Niemiec na początku lat 1930′ robi youtuber rewboss. Jest to Brytyjczyk mieszkający w Niemczech od ponad 20 lat, dobrze znający historię i tamtejszą kulturę. Zwykle w swoich filmach opowiada o lokalnych ciekawostkach, zabytkach, festynach itp., rozprawia się z różnymi mitami oraz wyobrażeniami dotyczącymi Niemiec oraz daje praktyczne rady turystom odwiedzającym ten kraj.
Zainspirowany pytaniami widzów przygotował ostatnio serię filmików odnoszących się do aktualnych wydarzeń w USA na tle historii Niemiec, np. „Are Americans already living in the Third Reich?” i „Is the US Congress debating an enabling act?”.
Aby ich posłuchać wystarczy znać język angielski, niemiecki nie jest do tego potrzebny.
Ale czy przed losem Wegier nie uratuje nas nasz genetyczny imposybilizm i legendarna umiejetnosc porozumienia ponad podzialami? Przeciez zapowiadana koalicja PiS/Braun/Bosak/Mentzen/Bielan/… to bedzie powtorka z 2006 a nie 2016. Polaczenie wad obu tych rzadow – wyprowadzanie kasy w wielu kierunkach + aresztowania, CBA, Pegasus. 2 lata przy wladzy max.
@chsh
Oni się uczą. Trump 2 jest znacznie efektywniejszy w zamordyzm niż Trump 1.
W 2006 Polska miała niezależne sądownictwo, więc w 2015 zaczęli od demontażu tegoż.
@chsh
„Ale czy przed losem Wegier nie uratuje nas nasz genetyczny imposybilizm”
Ja też mam taką nadzieję (ale to nie jest bardzo mocna czy bardzo optymistyczna nadzieja). Większość „małych” państw Europy Środkowej ma jeden centralny ośrodek, kto opanuje Rygę, ten rządzi Łotwą. W Polsce to nie jest takie proste i tylko to nas ratuje przed babiszo-orbanizacją.
Ciekawe porównania miesiąc do miesiąca robią w podkaście „In Bed with the Right” profesorowie Moira Doneghan i Adrian Daub. Jest to Niemiec mieszkający w Stanach od ponad 20 lat, wyśmienity badacz kultury i autor świetnej książki „What Silicon Valley Calls Thinking”. Pod koniec każdego miesiąca opowiadają po prostu historię z 1933 przez pryzmat pamiętników klasy średniej, działaczy związkowych, Gleichschaltung. Pytanie czy Kongres już enabluje aktem nie jest tak interesujące, bo i tak jest bezczynny. Zgodnie z założeniami Porjektu 2025 Trump nie rządzi ustawami, a dekretami z pominięciem Kongresu pozostawiając go bezczynnym. Do dzisiaj podpisał tylko trzy ustawy, bodajże najmniej na tym etapie w powojennej historii. Były to Laken Riley Act, TAKE IT DOWN Act, oraz pierdylion dolarów na finansowanie Gestapo.
@redezi
„jak bardzo to jest np. wpisane w dokumenty ustanawiające Uniw. Stanforda albo w historię wojen wodnych w Kalifornii jeszcze przed parabolizacją „Chinatown” Polańskiego”
No i „Rango” Verbinskiego, gdzie motyw „konflikt o wodę” cofa nas od „Quantum of Solace” (sojusz małych faszystów, czyli dyktatorów państw, i wielkich faszystów, czyli szefów korporacji) przez „Chinatown” (Żółw u Verbinskiego ma wręcz rysy i gesty Johna Hustona) aż do amerykańskiego dzikiego zachodu z XIX w., gdzie kilka źródełek faszyzmu też bije (nowoczesna logistyka Zagłady, itd.).
@wo
@ak
„Że republikanie czują się zastraszani wiem z wypowiedzi republikanów mówiących „czujemy się zastraszani” – wpisz do gugla „Murkowski intimidation”. Uprawiasz chyba coś, co w metodologii nauk ścisłych nazywa się denializmem.
Musiałeś się zetknąć z wypowiedzią Murkowski, więc pewnie masz na to jakieś kreatywne zaciemnienie, że na przykład żartowała?”
Nie, mam prostą logiczną uwagę, że z faktu „Zegrzysław, mieszkaniec Warszawy mówi, że czuje się zagrożony” nie wynika wniosek „Warszawiacy czują się zagrożeni”. To po prostu cherry picking i nieuprawnione uogólnienie. Jeśli chcesz argumentować „są wśród republikańskich kongresmenów tacy, którzy (czują się zagrożeni) (X), a wśród demokratycznych tacy, którzy (uważają, że to już koniec) (Y)”, przyjmę tą tezę bez większej dyskusji, bo jest prawdopodobne, że tacy są. Jeśli jednak chcesz tą tezę eskalować do czegoś w rodzaju „większość republikańskich kongresmenów X, a większość demokratycznych Y”, „skala X i Y jest na tyle duża, że z dużym prawdopodobieństwem przekreśla przyszłe wybory” itp. – to są to wszystko tezy, które trzeba dopiero logicznie uzasadnić. Ten ciężar dowodowy nie tylko nie został spełniony, nie podjąłeś nawet próby jego spełnienia.
„TACO dotyczy wyłącznie relacji zagranicznych. W krajowych Trump robi co chce, łamie prawo, wysyła marines, robi sobie jakieś trzecioświatowe parady itd.”
No ale przecież zupełnie nie. Przecież nie wycofał się z taryf dlatego, ze go zabolały opinie zagraniczne, tylko dlatego, że giełda go kopnęła w zadek. Bo i nie ma sztywnego podziału między „relacje zagraniczne i krajowe”, to są naczynia połączone.
„Wyleci Twój następny komć w którym będziesz się bawić w takie psychologizowanie.”
Jak sobie życzysz. Szczerze chciałem skłonić do pewnej autorefleksji, skoro nie weszła, to nie weszła.
„A ilustrujesz dwoma linkami – jeden że wielu Amerykanów zrobiło sobie przerwę od Twittera a drugi że policjanci tam nie szukają informacji.”
Prosiłbym, żebyś jednak zrobił coś więcej niż zerknął okiem na artykuły, jeśli do nich się odnosisz.
Drugi artykuł nie mówi nic o tym, czy policjanci szukają gdzieś informacji. Jest na portalu dla policjantów owszem i jedną z grup, które były pytane w sondażu którego dotyczy byli policyjni rzecznicy informacji publicznej – obok takich rzeczników straży pożarnej, innych miejskich usług (np. ratuszów) oraz obok mediów. Zapytano te służby o to, jak często same korzystają obecnie z twittera w porównaniu z poprzednim okresem do komunikacji z obywatelami, oraz jakie jest zaangażowanie tychże obywateli. I mamy czysty dead internet theory.
Superspreaderzy twitterowi itp. – ok, krótkie, proste pytanie: w jaki sposób Twoja teza o superspreaderach jest falsyfikowalna? Gdybyśmy żyli w świecie, w którym Twitter ma praktycznie zerowe znaczenie dla takich kwestii i obrywa po prostu rykoszetem, jak moglibyśmy stwierdzić, że żyjemy właśnie w tamtym świecie, a nie w tym, który Ty postulujesz?
@ak
„to są to wszystko tezy, które trzeba dopiero logicznie uzasadnić. Ten ciężar dowodowy nie tylko nie został spełniony, nie podjąłeś nawet próby jego spełnienia.”
I to pisze człowiek twierdzący, że „Twitter nie ma żadnego znaczenia”. Kategorycznie zniechęcam do dalszego denializmu.
„I mamy czysty dead internet theory.”
Która to teoria zresztą nie jest sprzeczna z tym, że tamtejsze armie botów mają znaczenie na promowanie np. transfobii.
@rw
„W 2006 Polska miała niezależne sądownictwo, więc w 2015 zaczęli od demontażu tegoż.”
Ja licze bardziej na JK i Brauna niz na instytucje.
Faszyzm jest tożsamy z liberalizmem z punktu widzenia molestowanej pokojówki, tak samo jak socjalizm jest tożsamy z faszyzmem z punktu widzenia libertariańskiego homesteadera. Jak słusznie pisał o. prof. Bocheński, „monizm jest kalectwem umysłu”. Marzeniem liberała jest bezosobowe minimalne państwo-maszyna (jak słusznie punktował C. Schmitt), a dla faszysty państwo ultraosobowe i ultrazaangażowane – więc w obu sytuacjach przywileje klasy posiadającej będą się musiały realizować w zupełnie różnych formach. Jeśli chodzi o kwestię robotniczą, to liberalizm chce trwale rozbić wszelką organizację związkową, a faszyzm odwrotnie, zintegrować ją trwale w formie podporządkowanej autorytetowi państwa. Na który obszar dalej by nie patrzeć, to różnice się piętrzą – diagnoza o tożsamości jest więc mało użyteczna zarówno z teoretycznego, jak i praktycznego punktu widzenia.
Gdyby to było literatura, to na czele rebelii przeciw Trumpowi – z chwilą, gdy okaże się, że ma duże szanse wygrać – zapewne stanąłby Vance pod hasłem „ostrzegałem zanim to było modne”
Ja tam wciąż uważam że ten nowy quasi-techno-faszyzm jaki mamy dzisiaj nie ma póki co szans na trajektorię sprzed 90 lat, gdyż:
1. Faszyzm i Nazizm oraz wszelkie jego lokalne mutacje to przede wszystkim pokłosie Iwś i Wielkiego Kryzysu. Może pandemia przyczyniła się do tąpnięcia, a wojna w Ukrainie zrobiła drugie, ale bez potężnego załamania koniunktury żaden faszyzm nie będzie miał dość paliwa, ot oligarchiczne kleptokracje instrumentalnie wykorzystujące lęki ludu dla utrzymania władzy to max co nas może czekać. O ile dobrze się orientuję to nawet Orban nie ma swojej Securitate ani nie zrzuca ludzi z helikopterów na pusztę z braku dżungli.
Chociaż może Trump 2.0 to celowa zagrywka światowego rządu reptiliańskiego żeby doprowadzic do masowego kryzysu i wprowadzić techno-nazizm na całego?
2. Rollback praw kobiet ma trudniej. Nie dokopałem się do danych o ilości kobiet w Reichstagu przed wojną, ale w ’49 to było zdaje się 6%, teraz to okolice 1/3, w Stanach Kongres to też w 1/4 kobiety, w 30s można je było policzyć na palcach dwóch rąk. Nawet wśród prawactwa mamy Meloni, LePen i tę Holenderską inkarnację Leppera której nazwiska nie pomnę. Przeciez nawet Kaja Płodek czy zapomnana juz Socha to nie trad wives rodzące w milczeniu dzieci panu mężowi tylko aktywistki robiące karierę.
3. Polaryzacja wieś-miasto. O ile się nie mylę to w większości Europy jak i w US w dużych ośrodkach nadal wygrywają liberałowie (sprawdzić czy nie NRD). W takich warunkach zamordyzm można wprowadzić imho tylko siłowo z pomocą wojska. Sto lat temu miasta pełne były ubogich mas (nie)pracujących z których łatwo było rekrutować ludzi do wybijania szyb żydowskich sklepów. Teraz najwyżej można ich importować z prowincji, ale kto ma czas na takie zabawy przy bezrobociu 6%?
No i też poczekajmy na efekty jakie wśród magowskich farmerów przyniosą raidy ICE w trakcie zbiorów.
4. Demografia, stupid! Jakikolwiek antyimigrancki rząd doprowadzi do uduszenia gospodarki bo Europa się starzeje. Stany póki co mają trochę „zdrowszą” sytuację, chociaż w młodszych rocznikach nadmiar chłopców napędza to manosferyczne gunwo i z tej perspektywy US ma większe szanse na hajlowanko, ale też biali to ok 61%, a najwięcej dzieci rodzi się wśród mniejszości. Wg cenzusu z 2020 50% dzieci poniżej 18rż to niebiali.
5. Globalizacja. W dzisiejszych czasach dużo trudniej zdefiniować „interes narodowy” i dążyć do autarkii, widać to dokładnie na przykładzie żałosnego szamotania się Trumpa. Multinarodowe korposy nie odpuszczą tak łatwo kolonizacji 2 i 3 świata, tani pracownik jest na wschodzie, tanie zasoby to też „globalne południe”. Świat jest dużo bardziej splątany gospodarczo niż w 1933 a dzisiejszy neokolonializm jest sprywatyzowany. Wszystkie wielkie korposy z siedzibami na całym świecie zarabiają głównie dzięki połykaniu mniejszych rybek w różnych krajach i pakowania ich zysków do swojej kieszeni. Może Musk będzie dalej z podkulonym ogonem łasił się do Trumpa, ale tak czy inaczej do nich już chyba dotarło że finansowo dostaną po łapach jeśli MAGAinowanie wejdzie w życie i te wszystkie potencjalne subsydia które mogą się pojawić i zniknąć zgodnie z widzimisie króla Donalda I mogą okazać się tylko rekompensatą za stracone profity za granicą.
Nie twierdzę że faszyzacji nie ma, nie bagatelizuję niebezpieczeństwa że w postinformacyjnym świecie postprawdy to szambo nie zaleje nas i tutaj wysoką falą, uważam natomiast że nie można stosować historycznych analogii 1:1 bo o ile natura lucka niezmienną jest, o tyle ilość zmiennych wzrosła wraz ze skokiem populacji świata z 2 do 8 mld w ciągu tych prawie stu lat. Wraz ze wzrostem populacji powinna też wzrosnąć statystyczna szansa na jakiegoś black swana który każdy misterny plan może wysłać wiadomo gdzie.
Jeśli chodzi o Polskę, to pocieszam się myślą, że kandydatów na firerów jest trzech, z czego jeden nad grobem (a i można podejrzewać złogi beta-amyloidu), drugi autystyczny a trzeci jurodiwy. Do tego, żeby budować tę demokrację suwerenną to oni muszą się dogadać i dość zgodnie współpracować, do czego chyba żaden z nich nie jest zdolny.
@chsh
„@rw
„W 2006 Polska miała niezależne sądownictwo, więc w 2015 zaczęli od demontażu tegoż.”
Ja licze bardziej na JK i Brauna niz na instytucje.”
Ale właśnie o to chodzi, że w kraju bez praworządności, w którym przemoc polityczna uchodzi bezkarnie, Braunowi po prostu może się trafić Przykry Wypadek i przestanie podskakiwać JK.
@Artur Król
„No ale przecież zupełnie nie. Przecież nie wycofał się z taryf dlatego, ze go zabolały opinie zagraniczne, tylko dlatego, że giełda go kopnęła w zadek.”
W tej chwili USA mają najwyższe cła od czasów Hoovera, albo też nawet wyższe od tamtych, zależy jak liczyć.
@Artur Król
„I może dlatego (pośród wielu innych czynników) niespecjalnie są już zbyt opiniotwórczy w rzeczywistości.”
Problemem jest to, że i politycy (w tym polscy) masowo nadal siedzą na wyludniającym się i zabotowiającym się Twitterze, a poza Twitterzem czytają głównie tych publicystów opinii, którzy też czerpią mądrości z Twittera.
@ausir
„Problemem jest to, że i politycy (w tym polscy) masowo nadal siedzą na wyludniającym się i zabotowiającym się Twitterze, a poza Twitterzem czytają głównie tych publicystów opinii, którzy też czerpią mądrości z Twittera.”
No i *dopóki tak jest*, teza o braku znaczenia Twittera jest po prostu idiotyczna. Nie zasługuje nawet na dyskusję serio.
@kmat
„Jeśli chodzi o Polskę, to pocieszam się myślą, że kandydatów na firerów jest trzech, z czego jeden nad grobem (a i można podejrzewać złogi beta-amyloidu), drugi autystyczny a trzeci jurodiwy. ”
Niestety, to typowy scenariusz w faszyzmach międzywojennych. Kandydatów na firera zawsze było sporo (także w Niemczech) i to był podobny zestaw – jeden stary dziad, drugi ewidentny wariat (np. Codreanu czy Goga), trzeci cyniczny oportunista…
@cpt
„Ja tam wciąż uważam że ten nowy quasi-techno-faszyzm”
Nie jest taki bardzo nowo-techno. W USA jednak literalnie ICE zgarnia z ulicy bez sądu i deportuje do klasycznego obozu koncentracyjnego. Ich los się niewiele różni od pierwszych więźniów Dachau.
„W takich warunkach zamordyzm można wprowadzić imho tylko siłowo z pomocą wojska.”
W czym problem? „Przecież Trump by się nie odważył użyć marines przeciwko demonstrantom”?
„No i też poczekajmy na efekty jakie wśród magowskich farmerów przyniosą raidy ICE w trakcie zbiorów.”
Se będą mogli protestować na Twitterze, dopóki Elon ich nie zabanuje.
” Globalizacja.”
Przed 1914 była większa.
@piscat
„Faszyzm jest tożsamy z liberalizmem z punktu widzenia molestowanej pokojówki, tak samo jak socjalizm jest tożsamy z faszyzmem z punktu widzenia libertariańskiego homesteadera”
Mnie – tak jak wszystkich ludzi przyzwoitych – interesuje wyłącznie punkt widzenia ludzi o przeciętnych zarobkach, a nie punkt widzenia milionerów (a homesteader musi być takowy). Dlatego yebać homesteaderów (i ogólnie klasę wyższą), chrońmy pokojówki przed milordami.
@WO
„Dziwna nieobecność Proud Boys też jest dla mnie jakimś promyczkiem nadziei. Czy ktoś to obserwuje bliżej? Może to nie jest nieobecność tylko media po prostu o tym nie piszą? W każdym razie, ostatni raz jak o nich słyszałem to przy okazji inauguracji Trumpa i hurtowego uniewinnienia napastników z 6 stycznia. A co tam u nich teraz słychać? Czemu nie zaatakowali demonstracji „no kings”?”
Częściową odpowiedzią na to może być mem na którego wpadłem bodajże na Loforo. Jest to otóż skrinszot dwóch tweetów, gdzie pierwszy brzmi:
„the cops never do anything about Proud Boys for the same reason you never see Miley Cyrus and Hanna Montana in the same place.”
do czego przyczepia się ktoś drugi o nicku TheGreatWhiteNorthFreePress:
„That is a bit of a misnomer since Miley Cyrus was Hanna Montana. You are using a metaphor that doesn’t make sense.”
Wracając do zapytania, policja tam jak wiemy była.
Swoją drogą „The Hill” zdjęło swój tekst z października o „kłamstwie Kamali”, że Trump wyśle na ludzi armię, ale zachowała się kopia na Yahoo:
link to yahoo.com
I tak dziwne, że zdjęli zamiast iść w zaparte, że przecież Marines to technicznie nie Armia.
@WO
„Nie jest taki bardzo nowo-techno. W USA jednak literalnie ICE zgarnia z ulicy bez sądu i deportuje do klasycznego obozu koncentracyjnego.”
Teraz się jeszcze bardziej wycwanili i nie tylko urządzają łapanki na ulicy, ale potrafią zgarnąć człowieka z sądu bez sądu. Dosłownie ktoś się zjawia na rozprawie która ma ustalić jego status, wychodzi z sali sądowej i na korytarzu jest zgarniany przez ICE. Próbowali też bezpośrednio z sali sądowej a potem aresztowali sędziego który im nie chciał wydać człowieka. Prawo do uczciwego procesu to obecnie w USA farsa, przynajmniej w tej kwestii.
Po przeczytaniu tekstu oryginalnego i komentarzy nie za bardzo rozumiem, co autor ma na myśli przez monopolizację mediów i terror fizyczny, które niejako charakteryzuje obecnie USA.
1.) Monopolizacja mediów. Sam fakt, że Bezos przejął WP, a Musk Twittera, nie oznacza, że istnieje złudzenie, że „wszyscy tak samo myślą”. Jeżeli popatrzeć na medialny landscape to zarówno w druku, jak i w digitalu króluje New York Times, CNN, Wall Street Journal, NBC, Buzzfeedy i inne liberalne media. Pomiędzy nimi jako rodzynek jest Fox News i bardziej niż faktem, że Musk kontroluje Twittera przejąłbym się tym, że Fox News jest najpopularniejszą telewizją newsową.
Twitter może nie jest bez znaczenia, ale mechanizmy działania spinów i ich skuteczności nie są jasne. Nie wiadomo też, w którą stronę działa wektor, czy tradycyjne media napędzają ruch na twitterze, czy spiny z twittera kształtują jakiś tam dyskurs publiczny. Jak popatrzeć na ostatnie wybory w Polsce to przedwyborcze dysksuje były zdominowane tematami opisanymi przez tradycyjne redakcje – kawalerki prezydenta, ustawki, itd. Chyba jedyny temat, który naprawdę żył i został nagłośniony przez twittera to fragment debaty, gdy Nawrocki bierze snusa. No ale to strona „liberalna” zdominowała dyskurs, więc skąd pomysł, że z twitter służy jednoznacznie prawicy? A jeżeli nawet to jaka jest jego efektywność? Przecież inni szatani są tam czynni – Braun i Mentzen zbudowali popularność na tiktoku, a nie na twitterze.
2. Fizyczna przemoc, mająca na celu zastraszanie oponentów.
Przykłady, które się pojawiają w komentarzach są anegdotyczne i ciężko traktować je poważnie. Np. co wynika z faktu, że Murkowski powiedziała, że czuje się zastraszana? Trzy miesiące później Murkowski nic nie jest, a DOGE, za krytykę którego miała rzekomo mieć problemy, praktycznie przestał istnieć, a jego szef wypadł z orbity Trumpa. Dziwnym jest twierdzenie, że zabójstwo demokratycznych polityków w Minnesocie wywiera chilling effect, tak jakby takie zabójstwa były czymś niezwykłym w USA. Nie minęło 12 miesięcy jeszcze jak kula minęła o 3 cm mózg Trumpa, dlaczego zamach na niego nie oznaczał fizycznego terroru Demokratów, wywierającego chilling effect na Republikanów?
No i dalej: W zeszły weekend ponad pięć milionów ludzi wyszło na ulicę demonstrować przeciwko Trumpowi, pomimo jego zapowiedzi, że protesty spotkają się z ostrą reakcją. No i co? Nic się nie wydarzyło, nie było żadnej przemocy państwowej, ani ze strony protestujących. Ciężko przy tej skali protestów twierdzić, że ludzie (demokraci) są zastraszeni.
3. Trump Always Chickens Out – Trump właśnie wycofał się z nalotów na hotele, restauracje i farmy w poszukiwaniu nielegalnych imigrantów. To w zasadzie był jeden z ostatnich bastionów, które runęły. Niewiele zostało z jego głośnych zapowiedzi, ani wojny w Ukrainie nie zakończył, z ceł w większości się wycofał, mięknie w stosunku do nielegalnych imigrantów. Już nawet nie wspomnę o takich rzeczach jak anektowanie Grenlandii czy Kanady, tematach, o których mało kto już pamięta.
4. No i na koniec – jak to jest, że w takim klimacie rzekomego terroru i monopolizacji mediów Trump ma fatalne approval ratings, które regularnie od stycznia spadają? I dlaczego wciąż się o tym dowiadujemy z praktycznie każdego amerykańskiego serwisu?
@wr
„Po przeczytaniu tekstu oryginalnego i komentarzy nie za bardzo rozumiem, co autor ma na myśli przez monopolizację mediów i terror fizyczny, które niejako charakteryzuje obecnie USA.”
Na większość tych uwag już komuś powyżej odpisałem – nie przekonałem pana, no to trudno, jakoś będę musiał z tym żyć. Na przyszłość proszę się jednak jakoś bardziej naturalnie włączać do rozmowy, miast publikować mi tutaj całe blogonotki.
@wo
Mówąc nowo-techno miałem bardziej na myśli techbrosów bedących rdzeniem tej fali reakcji i świadczących usługi dezinformacyjne 24/7. To że finalnie kończy się deportacjami bez sądu to już ta część „faszyzm” mojego zlepieńca. Dalej jednak mam cień nadziei że powody które wymieniłem uniemożliwią w tym rozdaniu dymiące krematoria.
„Przed 1914 była większa.”
Imho ówczesny kolonializm trochę się jednak różnił od współczesnej korpo wersji. Jedną z zasadniczych różnic widzę w tym że chyba jednak dużo więcej wysokoprzetworzonych dóbr produkowanych jest w lokacjach rozrzuconych po całym świecie i zależnych od splątanych łańcuchów dostaw. Dlatego też m.in. żadne sankcje nie udusiły jeszcze żadnego autokraty bo surowce i komponenty nadal płyną okrężnymi drogami i każdy coś tam nadal produkuje choćby i tylko na rynek wewnętrzny.
Oraz też: obecnie mamy 195 krajów, w 1930s było ich 77. Każdy z tych bytów ma swoją agendę którą gigakorpy muszą brać pod uwagę dokonując ekstrakcji profitów. No i zgaduję też że ogólny wolumen towarów, surowców i usług w obrocie teraz to jednak inny rząd wielkości niż pre 1914.
No i jeszcze: nie było Internetu. Skupiamy się na zgówniałych mediach, dezinformacji i kartelu gafam, ale jest to jednak nadal też globalna sieć komunikacyjna umożliwiająca te wszystkie natychmiastowe reakcje giełdy itp. to też zupełnie inna skala niż czasy Marconiego. Więc w jakim sensie świat przed 1914 był bardziej zglobalizowany?
@cpt
„Więc w jakim sensie świat przed 1914 był bardziej zglobalizowany?”
Że można było bez żadnej kontroli celno-paszportowej pojechać pociągiem z Paryża do Aleppo.
@wo
Że można było bez żadnej kontroli celno-paszportowej pojechać pociągiem z Paryża do Aleppo.
Ooookeeej. Czyli że to lepiej niż dolecieć z jedną lub dwoma kontrolami paszportowymi z dowolnego punktu A do punktu B jak dzisiaj? W sumie zapomniałem o tym ile szmalcu globalnie generuje dziś masowa turystyka. Przecież ostatnio mieliśmy nawet falę arabskich turystów na Podhalu i wszyscy żyją i mają się dobrze a Góralom arabskie dutki non olet.
@cpt
„Czyli że to lepiej”
A czy ja mówię że lepiej? Ja mówię, że globalizacja już była. Mam przypadkowo pod ręką cytat z Keynesa opisującego utraconą globalizację w roku 1919 (!):
„Popijając w łóżku poranną herbatę, mieszkaniec Londynu mógł zamówić przez telefon rozmaite produkty z całego globu w takiej ilości, jaką chciał, i oczekiwał ich rychłego dostarczenia pod swoje drzwi. Jeśli takie było jego życzenie, mógł tanio i komfortowo podróżować po świecie bez paszportu lub innych formalności. Najdrobniejsze utrudnienia w swobodzie podróży bardzo by go zirytowały, uważał bowiem ten stan rzeczy za coś trwałego i naturalnego. Oczekiwał tu najwyżej dalszej poprawy – militaryzm, imperializm i nacjonalizm były czymś, o czym najwyżej czytał dla rozrywki w porannej prasie, ale nie uważał ich za zagrożenie dla swojej coddzienności”
przecież nawet teraz mieszkaniec Londynu żyje w owiepe bardziej zglobalizowanym świecie. Liczba produktów, które może zamówić z dowolnej części świata, łatwość z jaką może to zrobić, czy czas dostawy są nieporównywalne do roku 1919. A jeśli porównamy mieszkanca Warszawy z 1919, czy Kutna to nawet nie ma, o czym mówić.
@wo
Może z Paryża do Aleppo można było bez paszportu, ale z Galicji do Kongresówki to Piłsudski się musiał na podrabianych papierach przekradać.
„mieszkanca Warszawy z 1919, czy Kutna” „z Galicji do Kongresówki”
Oczywiście, przecież Rosja w tym wszystkim nie uczestniczyła. Trochę jak teraz w sumie.
> „Murkowski intimidation”
Senator Padilla został powalony na podłogę i zakuty w kajdanki za zadawanie pytań na konferencji pani sekretarz urzędu bezpieczeństwa w budynku federalnej administracji terenowej w Los Angeles. Ale nic się nie staŁo, zostaŁ wypuszczony.
@unikod
…a w Nowym Jorku ICE aresztowało kandydata na burmistrza, urzędnika samorządowego. Najprawdopodobniej trafi do obozu koncentracyjnego. Ale pewnie znowu zaraz jakiś typek wyskoczy z „nie ma żadnego zastraszania”.
@wo
To samo zrobili w maju burmistrzowi New Jersey i:
He was released hours later, and charges were later dropped by the interim attorney for the state. Mr Baraka has since filed a suit against the attorney alleging false arrest and malicious prosecution.
@WR
> 1.) Monopolizacja mediów.
Teraz się to robi inaczej, niż w latach 30-tych. Dopuszcza się obce media, ale je marginalizuje. Metoda wypróbowana przez Putina i wielu innych.
> 2. Fizyczna przemoc
Nie jestem na miejscu. Dociera do mnie, że część osób się boi.
> 3. Trump Always Chickens Out
Ale przecież te tematy nie są dla niego ważne. Ważne jest, na co sobie może pozwolić. Zresztą przypomnę, że tam chodzi o szerzenie chaosu, o to, by nikt nigdy nie wiedział, co może, a czego nie może prezydent. To zaś Trump osiąga.
> 4. No i na koniec – jak to jest, że w takim klimacie rzekomego terroru i monopolizacji mediów Trump ma fatalne approval ratings, które regularnie od stycznia spadają?
IMHO, tu jest problem w tym, że on nie jest prawdziwym faszystą, bo tylko odbiera obcym, ale nie dzieli się ze swoimi.
A mówiąc serio (tzn. to jest serio: uważam, że altright chce za dużo i za bardzo wierzy w swoje siły — to jednak nie wyklucza, że się umocni), to ja tu nie widzę sprzeczności. On ma czas i władzę, on nie musi się podobać.
@pak4
A propos mediów – przeczytaj jeszcze raz, co napisałem. Wyraźnie mówię, że liberalne media dominują w USA, o jakiej marginalizacji mowa?
Nie mam wątpliwości, że część ludzi się boi, szczególnie nielegalnych, ciężko pracujących imigrantów. Mają powód, bo sposób działania ICE jest haniebny. Ale znowu to są osoby de facto bez żadnych praw, którzy byli wyrzucani z kraju w nawet większych ilościach za Bidena. Nie przemawiają do mnie z kolei argumenty o zastraszanych politykach, częścią ich pracy jest mówić, że są zastraszani i częścią ich pracy jest to, że ktoś w taki czy inny sposób próbuje ich zastraszyć.
Imigracja to był jeden z głównych punktów programowych Trumpa, więc jak już się z tego powoli wycofuje, bo nagle zaczyna brakować rąk do pracy, to tam już naprawdę niewiele zostało. Jeżeli ktoś się zastanawia, co może prezydent – to na razie odpowiedź brzmi, że niewiele.
@wr
„Nie przemawiają do mnie z kolei argumenty o zastraszanych politykach,”
Fakt, że „do pana nie przemawiają”, sam z siebie nie jest argumentem, natomiast jest świetnym tematem na notkę na pańskim blogu.
„Jeżeli ktoś się zastanawia, co może prezydent – to na razie odpowiedź brzmi, że niewiele.”
No tak, w sumie w Ameryce niewiele się zmieniło, niewiele się wydarzyło. To już ten poziom idiotyzmu co „Twitter nie ma żadnego znaczenia”, nawet nie chce mi się z tym polemizować. Moim zdaniem, Trump już dokonał nieodwracalnych zmian, na przykład amerykańskie uniwersytety nieprędko się podniosą z już zadanych im ciosów (a pewnie nadejdą następne).
PS. Wyleci pański następny komć z „a mnie to i tak nie przekonuje”.
@WR
„Wyraźnie mówię, że liberalne media dominują w USA, o jakiej marginalizacji mowa?”
Jakie tam liberalne? NYT prowadziło nagonkę na osoby trans. Większość mediów udawała i udaje że nie widzi demencji Trumpa, ale punktowali Bidena za drobne potknięcia. Dziennikarze zbyt krytyczni wobec MAGA (albo wobec Izraela) wylatują z pracy.
Właściciele mediów w USA *nie są liberalni*. Ich odbiorcy często (nadal) są, ale o kontencie i zatrudnianiu dziennikarzy decydują właściciele.
Poza tym „legacy media” nie mają już znaczenia. Głównym źródłem informacji dla Amerykanów są media społecznościowe (w tym Twitter, ale monopol Thielo-Muskowy obejmuje je wszystkie). Poniżej artykuł z BBC o najnowszym badaniu. Każdemu kto chce jeszcze wyjechać z jakimś „ale przecież liberalne media” proponuję z całego serca dupa-cicho:
Social media and video networks have become the main source of news in the US, overtaking traditional TV channels and news websites, research suggests.
More than half (54%) of people get news from networks like Facebook, X and YouTube – overtaking TV (50%) and news sites and apps (48%), according to the Reuters Institute.
„The rise of social media and personality-based news is not unique to the United States, but changes seem to be happening faster – and with more impact – than in other countries,” a report found.
Podcaster Joe Rogan was the most widely-seen personality, with almost a quarter (22%) of the population saying they had come across news or commentary from him in the previous week.
link to bbc.com
@WR & liberalne media:
Dominują w jakim sensie?
Bo raz odpisał WO.
Dwa, to co może robić wrażenie, to czasopisma. Może. Bo już telewizja, przy pozycji Foxa, nie dominuje. A internet jest skręcony w prawo.
Której literki można nie zrozumieć w przesłaniu tak klarownym jak „dupa-cicho”?
@WR
„Nie ma co przymykać oczu i unieważniać zagrożeń związanych z rogano-stanowszczyzną, ale oczywiście nie jest tak, że ludzie wchodzą na twittera, czytają jakiegoś prawicowego influ, wierzą mu na słowo i zmieniają swojego poglądy.”
Przecież dokładnie w ten sposób elektorat Republikanów zmienił zdanie w sprawie pomocy Ukrainie.
@rw
„Przecież dokładnie w ten sposób elektorat Republikanów zmienił zdanie w sprawie pomocy Ukrainie”
Albo uwierzył że szczepionki są szkodliwe. Albo że osoby trans są największym problemem współczesności. Albo że lądowania na Księżycu nie było (itd). Wygląda na to, że uogólniony Twitter potrafi wmówić wszystko.
@WR
„nie jest tak, że ludzie wchodzą na twittera, czytają jakiegoś prawicowego influ, wierzą mu na słowo i zmieniają swojego poglądy”
Jest dokładnie tak! Tylko pomnóżmy wejścia razy 100, czytane twitty razy 1000, a influ razy 20.
Widziałem na własne oczy – u kilkorga wujków/ciotek/sąsiadów moich własnych lub moich znajomych. Wystarczyło parę miesięcy a pojawiali się jak po wizycie u uzdrowiciela, przejrzeli na oczy i uszy, byli cali w połączonych kropkach. Szczególnie osoby w wieku 50-70 są nieprawdopodobnie łatwym celem dla przekazu via media społecznościowe. Są dyskusje o zakazie smartfonów w szkołach, ale dzieci wydają się twarde, sceptyczne, odporne w porównaniu do swoich matek/babek/pań_w_szkole. No i pójdą na wybory dopiero za kilka lat, a nie natychmiast.
> Albo że lądowania na Księżycu nie było
W ramach anegdotki, bez specjalnego związku z SM.
Jest to dosłownie pierwsza teoria spiskowa, z którą się zetknąłem w życiu. Było to na koloniach, w roku mniej więcej 1996 🙂
Następną teorią było lądowanie ufo, jeśli dobrze pamiętam, „pod Wylatowem” (?) i o tym słuchałem… w radiu FM, ciekawe czy w państwowym.
Cóż to były za czasy, posłuchało się i żyło się dalej. Nie było tak, że potem słyszysz jak wszyscy gadają o kręgach w zbożu.
@kjeld
Tamte czasy miały swoje „teorie spiskowe” czy wierzenia, że przypomnę tylko von Dänikena i jego doniesienia o tajemniczych budowlach budowanych przez obcych, czy leczącego przez telewizor Kaszpirowskiego.
Mam wrażenie, że łatwowierność ludzi pozostaje na podobnym poziomie, tylko metody docierania się zmieniły.
@kjeld
Na kanwie najsłynniejszego polskiego lądowania UFO link to pl.wikipedia.org
właśnie Netflix zrobił serial link to filmweb.pl
@wo
„Wygląda na to, że uogólniony Twitter potrafi wmówić wszystko”
Klasyczne media też – i są na to kwity w postaci badań prowadzonych na Ukrainie (pozwolę je sobie zacytować z książki Tomaša Forro, bo to ciekawe). Otóż socjolog Hałyna Janczenko badała sztuczne „wszczepianie” mieszkańcom Donbasu obcej tożsamości politycznej w ramach prowadzonej przez Rosję wyrafinowanej kampanii medialnej. Janczenko ma na ten wpływ twarde dowody empiryczne, ponieważ jej zespół w II dekadzie XII wieku prowadził badania terenowe w kontrolowanych przez armię ukraińską wsiach przyfrontowych położonych wzdłuż całej strefy ATO. Dokonała tam zaskakujących odkryć: wśród wielu rozmówców ze strefy można było zaobserwować postawy wyraźnie prorosyjskie oraz rozpowszechnione negatywne stereotypy dotyczące Ukrainy i jej armii (takie, jakie szerzone są przez rosyjskie media w ramach zorganizowanych kampanii dezinformacyjnych). Wszystkie badane wioski leżały w zasięgu rosyjskiej telewizji, a ich mieszkańcy nie kryli się z tym, że lubią oglądać rosyjskie kanały bardziej od ich ukraińskich odpowiedników. Janczenko podaje, że gdy z jakichś powodów „w kilku wsiach przestano odbierać rosyjską TV, efekty przyszły już po paru tygodniach; nie mając innego wyjścia, mieszkańcy zaczęli oglądać ukraińskie programy i jednocześnie radykalnie zmieniali swoje poglądy – badacze zaobserwowali gwałtowany wzrost zaufania do ukraińskiej armii i instytucji pańswowych”. Wcześniej Janczenko była świadkiem, jak mieszkańcy witali ukraińskie transporty humanitarne słowami „zostawcie te ziemniaki i wynoście się stąd”, później (tj. po wyłączeniu rosyjskich kanałów), ludzie zaczęli doceniać pomoc i za nią dziękować. Tak się złożyło, że „zmiana poglądów nastąpiła tak szybko i była tak radykalna, że – zdaniem socjolog – nacisk informacyjny najwyraźniej także wcześniej był w stanie kształtować sposób myślenia ludzi”.
Na marginesie – interesujące są też badania prof. Hrycaka z Uniwersytetu Lwowskiego, który spędził dekady na badaniu postaw mieszkańców Donbasu. Hrycak doszedł do wniosku, że ich tożsamość „nie ma konkretnego kształtu” (nie uważali się ani za Rosjan, ani za Ukraińców i nie odczuwali szczególnego związku z żadną ojczyzną, narodem czy grupą etniczną), ale za to „jest bardzo mocno związana z regionem”. W niespokojnych latach ’90, w czasie wielkiej fali strajków w Donbasie, mobilizacja następowała na zasadach nie narodowych, ale ekonomiczno (klasowych). Pomysł, że ludzie ze wschodnich regionów są frontem walki nacjonalizmów rosyjskiego i ukraińskiego, pojawił się dopiero w 2004 i został zaimportowany ze Stanów Zjednoczonych przez Paula Manaforta, ówczesnego doradcę Janukowycza (a później Trumpa). Wcześniej nikomu coś takiego nie przyszłoby do głowy.
Rację miał o. Rydzyk kiedy twierdził, że „ludzie są jak plastelina”.
E tam, pierwszą książkę Danikena czytałem mając ze 12 lat a jeszcze wcześniej miałem dość ulubione komiksy według niego (pamięta ktoś? Bo ja nie pamiętam tytułu). I jakoś nie mam tendencji do ulegania teoriom z tiktoka.
@ergonauta
” właśnie Netflix zrobił serial link to filmweb.pl”
me gusto! zajebista rzecz.
@embercadero
„zajebista rzecz”
Bo to nie o Przybyszach (czy przybyli, czy jednak nie), ale o Ziemianach. Miałem 10 lat, kiedy o Emilcinie usłyszał świat, coś tam pamiętam – na tyle, by docenić, że scenarzyści i scenografowie zdawali sobie sprawę, że robią film o Polsce lat 70., chylącego się Gierka, jeszcze przedpapieżowej.
Odnośnie współczesnych mediów społecznościowych. Miałem ostatnio iluminację, dzięki której (nareszcie) po miesiącach obiecywania sobie porzuciłem ostatecznie Twittera.
Głównym powodem było zmęczenie po gorączce wyborczej, ale bezpośrednie triggery przyszły skądinąd: najpierw zacząłem obserwować
Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn, które wypłynęło podczas wyborów dorzeczną analizą polityki kandydatów dla mężczyzn (która wyszła pozytywnie dla AZ i MB, a tragicznie dla Nawrockiego i Mentzena), a równocześnie dostałem hint od znajomego, że tam działają osoby z mądrą lewicową perspektywą i tępi się prewencyjnie redpillerską szurię, która im regularnie puka do okienka. No i byłby to, ot, n-ty profil do kolekcji, ale moją tablicę zalały podnoszące ciśnienie wpisy jakiegoś pseudofeministycznego planktonu odpowiadającego na ich wrzutki komentarzami w stylu: „mężczyźni częściej popełniają samobójstwa. Świetnie, tak trzymać, będzie mniej przemocowców” i tym podobne mizoandryczne wysrywy. I to często były wpisy po 2 tys. lajków od ludzi, którzy mają circa 30 obserwujących i zerowy ruch na profilu poza tym jednym viralem.
A potem trafiłem na ten b. celny artykuł zachęcający do usunięcia konta na społecznościówkach, który opisał w zasadzie verbatim powyższy mechanizm.
A piszę o tym dlatego, że nie należy rozumieć współczesnej „kontroli nad mediami” w sposób analogiczny do tej tradycyjnej, jako po prostu propagacji prawomyślnej linii w przekazie. Co nie znaczy, że ona nie istnieje, ale serwisy są by design uzależnione od zarządzania naszą atencją, a robią to wzbudzając nasz gniew, plemienność lub cynizm. „The algorithm not only seeks out your buttons, but learns how to cultivate, and magnify, the ones that you had dealt with, in ways that are essentially invisible.” Tradycyjne media są pasami jednostronnej transmisji, nowe media są agorą wielogłosowej, antagonistycznej sprzeczki. A antagonistyczne są przede wszystkim postawy skrajne. Dlatego właśnie te wszystkie szurie, redpille, teorie spiskowe, walka z woke mind virus, itd. stają się tak popularne, bo na tym się najlepiej żywią algorytmy.
Przy czym kluczowe jest uświadomienie sobie, że media społecznościowe nie tylko karmią się propagowaniem tych skrajności, ale też – może nawet przede wszystkim – walką z nimi, czyli właśnie oburzeniem reszty społeczeństwa. Dlatego poniekąd w społeczeństwach Zachodu w ogóle nie jest moim zdaniem współcześnie możliwa opcja przestawienia się na propagandę wprost totalitarną – za duże pieniądze siedzą w monetyzowaniu wzajemnie zwalczających się opozycji skrajne-skrajne oraz skrajne-umiarkowane. Media mogą mieć i na pewno mają skrzywienie, ale mimo wszystko muszą pozostać równocześnie konserwatywno-liberalno-faszystowsko-socjalistyczno-wokistowsko-redpillowe, a im bardziej wieloprzymiotnikowe tym lepiej.
Innymi słowy, współczesny faszyzm substancjalnie różni się od starego tym, że nie może przejść od trybu „dziel i rządź” do trybu „trzymaj pozorną jednomyślność za mordę”, tylko jest twardo zakotwiczony w tym pierwszym, przynajmniej medialnie. Ja się nie podejmuję oceniać jak to zmieni rozwój tej iteracji faszyzmu – czy ją wyhamuje czy raczej rozpędzi w inne rejony – ale jakoś na pewno zmieni.
@Adam Hazelwood
„Literka S w NSDAP jest od „socjalistyczna”.
Po tym jak Hitler usunął z NSDAP frakcję socjalistyczną, w ramach dealu z konserwatystami, którzy dali mu urząd kanclerza, z tego „socjalizmu” pozostała tylko literka w nazwie.
A Reagana to nie był czasem bardziej neokonserwatywny, niż neoliberalny? W sprawach ekonomicznych był neoliberalny, ale w obyczajowych i międzynarodowych neokonserwatywny. Wydaje się, że stosunki społeczne są bliżej neokonserwatywnych rzeczy, niby neoliberalne mogą prowadzić do tego, że „robotnik” będzie w pozycji ekonomicznej, która sprawi, że społeczne będzie podległy „panu”, ale neoliberalizm zakłada, że postęp jest możliwy i w nim pokłada nadzieje na rozwiązanie różnych problemów (np. braku zasobów, zanieczyszczenia środowiska, problemu bezrobocia (bo może i rozwój technologiczny zlikwiduje jakieś miejsca pracy, ale stworzy nowe)), a neokonserwatyzm widzi w postępie same wady.
Np. w sprawie zmian klimatycznych neoliberałowie mówią „OK, rynek to rozwiąże”, a neokonserwatyści „wcale nie ma żadnego globalnego ocieplenia”.
W takiej Polsce PiS jest zecydowanie neokonserwatywny, ale jakoś nie jest szczególnie neoliberalny.
@embercadero
Miałem porzucić aktywna dyskusje, ale jako nerd nie mogę nie podpowiedzieć: cykl bogowie z kosmosu rysowany przez Pilcha, parę(naście?) lat temu wyszło ładne wydanie zbiorcze w egmoncie. link to pl.m.wikipedia.org
„cykl bogowie z kosmosu rysowany przez Pilcha, parę(naście?) lat temu wyszło ładne wydanie zbiorcze w egmoncie. link to pl.m.wikipedia.org”
O to to, dokładnie to. Jak gdzieś na to wejdę to kupię, nostalgia rulez, jeden z moich ulubionych komiksów za dzieciaka
@Artur Król
Polcha, nie Pilcha, z tego co wiem, Pilch komiksów nigdy nie rysował. 😉
I tak przy okazji, czy faszyzm taki w wersji niemieckiej to jednak było odwrócenie się od Rewolucji? Hitler opierał się o nacjonalizm, dziecko XIX wiecznego romantyzmu. Nie wiem jak było w księstwach niemieckich, ale w feudalnej Rzeczpospolitej chłop to nie był Polak, Polakiem to był szlachcic. Przyjęcie do Narodu chłopów to wiek XIX. A przecież w tej rewolucji przez duże R, złamano właśnie te wszystkie świętości, ten podział na szlachtę/arystokrację i plebs. Więc tutaj niemiecki faszyzm podążał tą ścieżką. Jak rozumiem burżuazja chciała nałożyć na nacjonalizm siodło i jak długo wspierała władzę to była OK, ale nie wiem czy byli tak zblantowani z władzą jak oligarchowie na dzisiejszych Węgrzech, czy jednak nie byli bardziej zakładnikami, coś w stylu tego jak w dzisiejszej Rosji.
Jeszcze inaczej Rewolucja Francuska była „enablerem” dla nacjonalizmu i dla komunizmu, bo złamała zasadę, że władza przychodzi od Boga. To samo w UK zrobiła rewolucja przemysłowa, tworząc klasę robotniczą i burżuazję.
Stąd ten niemiecki faszyzm nie miał służyć odwróceniu zmian Rewolucji, tak część burżuazji chciała oswoić faszyzm dla swoich potrzeb, ale nie dostali władzy nad Niemcami, dostali niewolników z podbitych terytoriów. Do tego machina wojenna, ale też życie zwykłych Niemców było dotowane przez istnienie takiego bytu jak GG, gdzie Niemcy kontrolowały walutę i jak trzeba było zapłacić więcej to po prostu drukowali więcej pieniądza, ale tym pieniądzem płacili tylko Polakom. Więc jakby już próbować naciągać faszyzm na „odwrócenie Rewolucji” to bym powiedział, że wciągnęli „wszystkich prawdziwych Niemców” do tej samej klasy co burżuazja.
@ausir
„Tymczasem on bezczelnie wybiela ówczesną Młodzież Wszechpolską, mówiąc że za jego czasów to była fajna, a teraz ją opanowała „grupa radykałów”, którzy „biją ludzi” (bo zaatakowali demonstrację KOD), a kiedyś to tak nie było.”
Ja pamiętam jak było. Natomiast mam znajomego, który za młodu skakał na katowickim dworcu narkomanom po głowach w imię Hitlera. Potem wyjechał do UK i jak go spotkałem i powspominaliśmy stare lata, to wyznał, że był debilem. Jak sam mówi jego syn od przedszkola przyjaźni się z Nigeryjczykiem, do tego muzułmaninem. Są jak bracia. U Giertycha ani śladu refleksji. Czegoś na co stać prostego chłopaka że Śląska.
Co do tego, że legacy media tracą na znaczeniu:
link to niemanlab.org
@ausir
Ja już dawałem linka do omówienia tego samego badania (tyle że w BBC).
@kuba_wu
usunął z NSDAP frakcję socjalistyczną
Co poniektórych z NSDAP i z tego padołu łez jednocześnie.
@Przemysław Rumik
komentarz:
18 czerwca 2025 o 16:58
A Reagan to nie był czasem bardziej neokonserwatywny, niż neoliberalny? (…) neokonserwatyzm widzi w postępie same wady
Za mojej młodości to się nazywało „reakcjonizm”, nie „neokonserwatyzm”.
Reagan to była ówczesna maga, chciał przywrócić piękną tradycyjną amerykę rodem z westernu którą w 70’s hipisi i demokraci zamienili w sodomę z gomorą. Podobieństwa do Trumpa są rozliczne i nieprzypadkowe.
@P.Rumik
„czy faszyzm taki w wersji niemieckiej to jednak było odwrócenie się od Rewolucji”
Jeżeli założymy, że istotą Rewolucji jest potraktowanie na serio ideału równości ludzi (przynajmniej w podstawowym sensie, tj. prawnym i etycznym, ale z tego wynika reszta, jeżeli się uczciwie podejdzie do sprawy) – to faszyzm opiera się na kulcie hierarchii (Wódz na czele, etc.) więc masz całkowite przeciwieństwo idei równości, zarówno w teorii jak i w praktyce. Związek idei narodu-etnosu z ideą rewolucji rozumianą jak wyżej jest na płaszczyźnie teorii żaden (jakoś nie było nigdy teoretyków nacjonalizmu głoszących, że wszystkie narody są równe), na poziomie praktyki historycznie względny – można z pozycji nacjonalistycznych podważać pewne hierarchie ale można budować nowe.
@pr
„A Reagana to nie był czasem bardziej neokonserwatywny, niż neoliberalny? W sprawach ekonomicznych był neoliberalny, ale w obyczajowych i międzynarodowych neokonserwatywny.”
Neoliberalizm z definicji dotyczy wyłącznie polityki gospodarczej. W kontekście amerykańskim zaś neokonserwatyzm oznacza wyłącznie politykę zagraniczną. Reagan był jednym i drugim (a dodatkowo konserwatystą bezprzymiotnikowym). Mam wrażenie, że nie do końca pan rozumie, dlaczego czasem do tych pojęć dodaje się przedrostek „neo” i używa go na oślep. Proszę zaprzestać.
@pr
I tak przy okazji, czy faszyzm taki w wersji niemieckiej to jednak było odwrócenie się od Rewolucji? ”
Tak. To zresztą znany cytat z samego Hitlera. Czy pan w ogóle cokolwiek kogokolwiek o tym czytał?
Schemat „trzech Reakcji” mi się podoba, ale można sie spierać, na co właściwie reagowano – jak bym się jednak upierał, że przeciwko Oświeceniu i jego społecznym skutkom, Rewolucja była tylko jednym z nich (w kulturach anglosaskich „Rewolucja” była rodzajem straszaka – „róbmy tak, żeby nam nie zrobili czegoś podobnego” – ale były też oświeceniowe czyli emancypacyjne procesy których związek przyczynowy z Rewolucją 1789 był dość luźny, np. walka z niewolnictwem w UK czy US).
@”w ogóle cokolwiek kogokolwiek o tym”
Można do tematu podejść do tematu faszyzmu od strony mniej społeczno-politycznej, czyli od „Ucieczki od wolności” Ericha Fromma, gdzie jest cały rozdział konkretnie o hitleryzmie, ale całość tak w sumie to o tym, jak i dlaczego widmo faszyzmu wisi tyleż nad ludzkością w całości (w czasie i przestrzeni), co nad sercem każdego ludzia z osobna.
Mnie u Fromma podoba się np. wywiedzenie współczesnych rozkmin o faszyzmie (np. dlaczego niektórzy faszyzują, a inni nie faszyzują, dlaczego są osobowości autorytarne, a obok zwolennicy róbta co chceta) od sporu Marcina Lutra z Erazmem z Rotterdamu.
@ergonauta
Mnie te pomysły odwołujące się do indywidualnych osobowości, indywidualnych decyzji i ogólniej natury lucka nie przekonują, bo to w ogóle nie tłumaczy ani zróżnicowania geograficznego (mniejsze-większe miejscowości, wschód-zachód itd.), ani demograficznego (dlaczego akurat teraz młodsi są bardziej na prawo a kiedyś nie byli, dlaczego faceci bardziej niż kobiety), ani zmienności w czasie. To przesunięcie ewidentnie jest kształtowane przez jakieś zewnętrzne czynniki a nie indywidualne cechy osób. I dobre wyjaśnienie będzie raczej wieloczynnikowe, bo proste „młodzi teraz słuchają podcastów” znowu nie wytłumaczy radykalizacji znanych mi starszych osób, co internetu nie mają, a spiskowe przekonania czerpią z telewizji i radia.
@procyon
„znowu nie wytłumaczy radykalizacji znanych mi starszych osób, co internetu nie mają, a spiskowe przekonania czerpią z telewizji i radia.”
Każda telewizja i radio ma teraz audycję typu „streszczenie internetu”, niektóre nawet wyłącznie. Co Posobiec napisze, to Sroczyński z Mazzinim powtórzą. Superspreader to z definicji ktoś kto zaraża zarażających zarażających.
1) Hm, o ile koncept trzech reakcji mi się podoba, to jedno mi zgrzyta. Tak jak faszyzm nie był legitymizmem (pomimo wielu analogii), tak M*GA nie jest jednak faszyzmem (pomimo wielu analogii). Faszyzm jednak był etatystyczny, czasem na poziomie zbliżonym do komunizmu, a te nowe prawice to jacyś narodowi minarchiści od państwa nocnego ciecia. Różnice są wyraźne. Wynalazki typu Putin czy Orban nie pasują do schematu, ale to są wyraźnie starsze projekty, jeszcze sprzed kryzysu. Na moje to raczej niedobitki poprzedniej reakcji, coś jak swojego czasu karliści w Hiszpanii. Z kolei Pinochet to raczej prekursor trzeciej fali.
2) Czy wyższa burżuazja była beneficjentami faszyzmu? Chyba zależy gdzie i kiedy. Bo to w pewnym momencie potrafiło mieć postać złotej klatki, może i luksusowej, ale z której wyjście było tylko przez komin. Teraz chyba też tak będzie.
@kmat
„Faszyzm jednak był etatystyczny, czasem na poziomie zbliżonym do komunizmu,”
Wcale nie. IG-Farben, FIAT, Krupp, Agip, Messerschmitt, Junkers – to wszystko były/są firmy prywatne.
„Bo to w pewnym momencie potrafiło mieć postać złotej klatki, może i luksusowej,”
To jest trochę kołowe wynikanie. Jeżeli ktoś jest super-bogolem to znaczy, że pieniądze są dla niego najważniejsze na świecie – ważniejsze od wolności. Ludzie o innych preferencjach po prostu nie stają się super-bogolami, zatrzymują się na etapie „kilka domów i jacht śródziemnomorski”. Widać to choćby po obecnej wojence Muska z Trumpem, to ukorzenie musiało być bardzo bolesne dla kogoś o ego Elona, no ale on właśnie woli złotą klatkę nade wszystko.
@kmat
„Wynalazki typu Putin czy Orban nie pasują do schematu, ale to są wyraźnie starsze projekty”
Ale właściwie co ci tutaj nie pasuje? W obydwu wypadkach ewidentny anty-oświeceniowy backlash przy użyciu metod soft (Or) lub hard (Put) zamordystycznych, nakierowany na trwałe przejęcie władzy, w tym dzięki budowie własnej oligarchii i cichym poparciu co najmniej dużej części klasy średniej. Czy nazwiemy to faszyzmem 2.0 czy inaczej to kwestia wyłącznie semantyczna.
@kmat „Czy wyższa burżuazja była beneficjentami faszyzmu? Chyba zależy gdzie i kiedy.”
Np. tak ważny koncern zbrojeniowy jak Bahlsen (ten od ciasteczek zwanych w Niemczech keksami, ach, ze dżermyn inglisz) z radością korzystał z robotników przymusowych. Nie tak dawno (2019) 26-letnia wtedy dziedziczka rodu stwierdziła publicznie, że o co chodzi, przecież dobrze ich traktowali i płacili im jak Niemcom.
„Bo to w pewnym momencie potrafiło mieć postać złotej klatki, może i luksusowej,”
Oglądając Sukcesję widzimy, że ci ludzie sa cały czas wożeni (chyba że akurat lecą), bawieni i karmieni, sam Kendall wspomina przy okazji, że rzadko sam kieruje samochodem. Czasem również muszą osobiście performować (np. grać dzika na podłodze), ale głównie jednak siedzą sobie w swoich klateczkach i łykają somę.
Panie Wojciechu, cenię Pana twórczość jednak tutaj nie mogę się zgodzić. Rozumiem, że pamięta Pan PRL wraz ze wszystkimi jego absurdami, jednak ja (rocznik 1987) widzę to kompletnie inaczej. Rzeczywistość polityczną Polski pamiętam od 2006 kiedy poszedłem do pierwszej pracy (wcześniej kompletnie mnie to nie interesowało) i delikatnie mówiąc, nie potrafię powiedzieć ani jednego dobrego słowa na jej temat. Ceny europejskie, zarobki poniżej krytyki, a równość szans to tylko na papierze, bo jeśli wywodzisz się z przeciętnej rodziny z polskiego blokowiska to oficjalna średnia krajowa to maks na co możesz liczyć. Jeśli nie pochodzisz z bogatej rodziny – zapomnij o jakiejkolwiek sensownej karierze. A te nędzne parę groszy które zarabiasz i tak jest obcinane przez podatki, które płacą głównie najbiedniejsi, żeby bogate szlachciurewki mogły żyć jak pączek w maśle. Ale żeby nie było że tylko narzekam, autentycznie cieszę się z tego, że mieszkam w Warszawie. A jest z czego się cieszyć, bo nie mając samochodu można sobie radzić całkiem nieźle dzięki dobrze rozwiniętej komunikacji miejskiej. Gdybym mieszkał w jakimś powiatowym miasteczku lub na wsi, wtedy musiałbym kupić sobie jakiegoś 20 letniego szrota (bo nowe auto z salonu to rarytas dla uprzywilejowanych szlachciurewek). Do tego kompletny brak polityki prorodzinnej (a potem płakówa że demografia kuleje) oraz mieszkaniowej (mieszkanie własnościowe to przywilej). A gdzie w tym wszystkim wolne wybory o które Pan tak się trzęsie? No są, tylko co z tego? Od 1989 w zasadzie siedzą te same mordy przy korycie, raz w rządzie raz w opozycji naprzemian. Jeżeli pojawiają się jakieś nowe osoby, to tylko wierne przydupasy z namaszczenia dziadersów przy korycie. Czyli i tak nie zmienia się nic. I żeby jeszcze ta zmiana cokolwiek przynosiła. Ale nie przynosi bo biznes (mówię tu o dużych firmach z osobowością prawną, nie o pani Halinie która sprzedaje pietruszke w osiedlowym warzywniaku) jest w Polsce świętą krową, a tacy jak ja są waleni w dupę na każdym polu.
Z drugiej strony moi rodzice też pamiętają PRL. Nie byli nikim znaczącym – mama pracowała w jednym z warszawskich zakładów produkcyjnych, a tata był bhpowcem na kolei. Lubiłem z nimi rozmawiać o tym jak było za PRLu. Zajmowali się swoim życiem i trzymali się z dala od wiru historii. Nie brali udziału w strajkach w latach 80tych, nie dostali pałą od ZOMO w stanie wojennym. I ja też nie zamierzam strugać gieroja. Nie byłem na protestach w 2020 roku, nie przyklejam się do asfaltu z Ostatnim Pokoleniem i nie zamierzam brać udziału w jakichkolwiek innych rzeczach, które tylko by mnie naraziły na problemy. Bo obserwując historię – a jestem dobrym obserwatrem – nawet nie warto.
@Paweł
Jednak nawet ta marna średnia pensja dzisiaj, a w 2006 to są zupełnie różne światy, gdy odniesiemy to do średniej unijnej; warto to sobie też porównać z Węgrami, gdzie były, a gdzie są, po tym jak już przestały się trząść nad wyborami.
@wo
Dritte Reich była państwem totalitarnym. W tych okolicznościach przyrody różnica między prywatnym a państwowym jest nieistotna. Państwo i tak decyduje o wszystkim.
A że super-bogole się nie buntowali to inna sprawa.
@doctor nikt
Puutin, Fidesz, PiS itp to są mocno etatystyczne projekty. To nie jest altright typu Trump, czy Mentzen, zakładający w gospodarce jakiś minarchizm. Nie ten etap. Dlatego Putina bez problemu mógłbym nazwać faszystą. Ale Muska nie. To jednak trochę inne zło.
@Paweł Gabrysiak
Eh, Panie Gabrysiak, ciągle są ludzie, którzy PRL pamiętają. To był kraj niezdolny do zaspokojenia popytu na papier toaletowy. Ba, są ludzie, którzy po 89 byli, choćby turystycznie, za wschodnią granicą. Naprawdę polecam. Bardzo skutecznie leczy z pisania takich głupot.
@kmat
„W tych okolicznościach przyrody różnica między prywatnym a państwowym jest nieistotna.”
Etatyzm to z definicji państwowa własność przedsiębiorstw. Udzielam panu poważnego upomnienia.
„zakładający w gospodarce jakiś minarchizm.”
„Minarchizm” bez dyktatury jest niemożliwy. Jeżeli Musk obejmie pełnię władzy, będzie to wyglądało tak jak w Trzeciej Rzeszy – państowe zamówienia dla jego prywatnej firmy oraz trzymanie robotników za mordy, żeby się nie buntowali. Nie chcę tu dalszych komciów z serii „no ale przecież im chodzi o wolność”. Superbogaczom chodzi tylko i wyłącznie o szmal, inaczej nie byliby superbogaczami.
@pg
” jeśli wywodzisz się z przeciętnej rodziny z polskiego blokowiska to oficjalna średnia krajowa to maks na co możesz liczyć.”
To zdanie jest dla mnie straszliwie niemądre. Sam się wywodzę z „przeciętnej rodziny z polskiego blokowiska”. Dla nas blokowisko było AWANSEM, bo przeprowadzaliśmy się do tych bloków z ciasnych klitek w ruderach. Sam zarabiam mniej więcej średnią krajową (doliczając fuchy felietonistyczno-literackie), większość moich znajomych to dziennikarze i nauczyciele, a więc też ludzie zarabiający średnią. ŚREDNIA TO TERAZ PRAWIE DWA TYSIĄCE DOLARÓW. 30 lat temu to się wydawało nieosiągalne (nawet uwzględniając że to już nie te dolary). Przecież to już wystarcza na całkiem fajne życie. Czego pan chce, siedzieć na masce ferrari w otoczeniu modelek, jak w teledysku hiphopowym?
@wo Niestety takiej właśnie odpowiedzi się spodziewałem: Panu się udało, Pana znajomym się udało, więc w czym problem? Tak bardzo Pan się martwi o stan polskiej demokracji, a swoją odpowiedzią zamiast spróbować zmusić mnie do refleksji, że jednak jest się czym przejmować, utwierdził mnie Pan tylko w przekonaniu, że lepiej na to wszystko machnąć ręką. Dalszą dyskusję uważam za bezcelową.
@pg
„Panu się udało, Pana znajomym się udało, więc w czym problem?”
Udało nam się co dokładnie – zarabiać średnią? Pan też może.
@procyon
„To przesunięcie ewidentnie jest kształtowane przez jakieś zewnętrzne czynniki a nie indywidualne cechy osób.”
Oczywiście. Potrzebne są czynniki zewnętrzne (zmienne), ale równie konieczne są indywidualne cechy osób (stałe). To się nazywa: trafić na odpowiedni grunt. Fromm pokazuje wektor od ciemnej bojaźni bożej u Lutra i najskrajnieszej wersji teorii predentynacji do potrzeby posiadania Führera i rozpuszczenia własnego nicniewartego „ja” w jakimś „Blut und Boden”. Gdybyśmy naprawdę, jako ludzie, przesiąknęli ideą demokracji, humanizmem Erazma, to hasło „Nigdy więcej wojny i faszyzmu” miałoby moc wiążącą, dawało ochronę przed czynnikami zewnętrzmymi, jakoś zaszczepiało, ale własnie u Fromma widać to, co dziś widzimy – że figa z makiem. Trochę potrząsnąć łajbą świata, powciskać do rąk smartfony nakręcane szczującymi algorytmami, podrzucić nieco frustracji, zazdrości, lęku – i natura lucka woła: here I go again.
Jak podali exitpole, że ledwie ledwie Trzaskowski górą, to byłem pewnien, że wygrał Nawrocki. Każdy głosujący na Rafała, na demokratę, bez problemu się do tego przyzna, a na Karola, na faszystę, wielu daje się głos tak bardziej z cicha pęk, zza mrocznej pazuchy – samego siebie i natury lucka.
@wo ja też koło tego i raczej lepiej nie będzie. Ale nie w tym rzecz. Wiem jak się żyje w mniej uprzywilejowanych rejonach Polski, gdzie nawet ta średnia krajowa jest czymś nieosiągalnym. Do tego w miasteczkach powiatowych i na wsiach nie ma taniego i dobrego transportu miejskiego jak w Warszawie, gdzie bez auta spokojnie można sobie poradzić (o ile nie wykonuje się zawodu gdzie auto stanowi narzędzie pracy). Tam auto po prostu jest niezbędne. Ale że tam zarobki jakie są takie są, to zwykle jest to zajeżdżony 20 letni grat który ciągle się psuje. A to wszystko koszta. Pewnie napisze Pan że mnie to nie dotyczy, a poza tym co za problem wyrwać się do Warszawy (ale mam nadzieję że jednak mnie Pan pozytywnie zaskoczy).
Więc ad1. Dotyczy i to bardzo. Bo jakoś w tzw Polsce B (nienawidzę tego określenia, brzydzę się klasizmem) ludzie nic sobie nie robili z takich libkowych połajanek (nie znam nikogo, kto lubi być poniżany i jak tylko ma okazję to chętnie dopiecze swojemu oprawcy jak tylko będzie miał okazję) i zagłosowali na Nawrockiego. Silniczki jak widać kompletnie nie uczą się na błędach, bo w 2015 było identycznie. Zamiast próby dotarcia do ludzi spoza swojej bańki, przekonanie ich że jednak warto była tylko arogancja warszawskiego saloniku.
Ad2. Gdyby wyrwanie się z prowincji było takie łatwe to nikt by tam nie mieszkał.
„Ostatni samolot do Sztokholmu”
Pozwolę sobie uzupełnić akcję.
Samolot wystartował i nikt na pokładzie nie wiedział, że większość pasażerów to właśnie ludzie obawiający się represji i lecący z fałszywym paszportem. Zadbały o to odpowiednie Służby kontrolowane przez jedno z frakcji sił rządzących. Reszta pasażerów to ważne osobistości z konkurencyjnej frakcji.
Siły przeciwlotnicze w Królewcu były już przekupione i miały ten samolot zestrzelić, a zaostrzenie konfliktu było na rękę niektórym siłą w obu krajach.
Jednak… (cdn)
@Paweł Gabrysiak
„Gdyby wyrwanie się z prowincji było takie łatwe to nikt by tam nie mieszkał.”
E tam, część lubi, nie wszyscy marzą o mieszkaniu w Warszawie (czy nawet w big5)
> E tam, część lubi, nie wszyscy marzą
Tak argumentowali obrońcy pańszczyzny, przeciwnicy (odpłatnego) życia zawodowego kobiet, a potem ochodzą zatroskane jęki, że na wsiach mieszka 2x więcej niż we Wzorowej Europie i to powód wadliwego wyniku wyborów.
Ja uważam nawet, że gdyby wyrwanie się z Polski było takie proste to nikt by tu nie… (uczył na tych naszych uczelniach na przykład). A z Default City za granicę jest dużo bliżej niż ze wsi przez powiatowe liceum do big5.
@wo
> Udało nam się co dokładnie – zarabiać średnią?
W 2024 mediana była o 18% niższa od średniej. Z tej perspektywy zarabiający średnią, są w mniejszości tych, którym udało się bardziej. Ten spór jest jałowy bo Obaj macie rację. Z pespektywy młodszego Pawła, mieszkanie w bloku jest właśnie tą ciasną klitką w ruderze, z której starszym (kiedy sami byli młodszymi) udawało się awansować do blokowiska. Jak to szło z tym staniem na ramionach poprzedników?
@”E tam, część lubi, nie wszyscy marzą”
@„Tak argumentowali obrońcy pańszczyzny”
Ja wróciłem na prowincję. Zresztą, dwa razy, w tym raz – z Warszawy. I wróciłem m.in. w ramach walki z pańszczyzną (podporządkowaniem życia sprawom ekonomiczno-materialnym: zakupowi mieszkania w dużym mieście, karierze zawodowej na wielkomiejską miarę, itp.). Lubię Warszawę (z pieszo-rowerową kładką!), lubię chyba każde z polskich wielkich miast (nie znam tylko Szczecina, sprawa do nadrobienia), ale tak, żeby tam pojechać, na weekend, na jakąś sprawę zawodową, do znajomych, natomiast po prostu bardziej lubię polską prowincję, miasta mniejsze. Są lepiej skalibrowane z moim temperamentem, głodem wrażeń (wystarczą jedno-dwa kina, itp.).
No ciekaw jestem, kiedy w historii „wyrwanie się z prowincji” było łatwiejsze niż teraz. Prowincja to nie jest jakieś piekło, z którego wszyscy chcą uciec. Wręcz przeciwnie, dla wielu ludzi całkowite oderwanie się od korzeni, środowiska, rodziny, znajomych, swojskiej kultury, byłoby piekłem. Co nie znaczy, że prowincja nie ma problemów, w tym ekonomicznych, ale nie żartujmy, ostatnie lata to w Polsce eldorado, szczególnie dla ludzi, którzy pamiętają jak było te ~20-40 lat temu.
@ergonauta Odwracanie kota ogonem. Co innego przenieść się z miasta na wieś, bo stać Pana na wybudowanie się lub zakup domu z dala od miasta, a co innego mieszkać na wsi, bo nie ma się możliwości by stamtąd się wynieść.
@pg
Panu się wydaje że jest pan na Twitterze. No więc nie jest pan. Jak pan nie ma nic ciekawego do powiedzenia, proszę sobie tam pójść.
@izbkp
” Z pespektywy młodszego Pawła, mieszkanie w bloku jest właśnie tą ciasną klitką w ruderze, z której starszym (kiedy sami byli młodszymi) udawało się awansować do blokowiska. Jak to szło z tym staniem na ramionach poprzedników?”
Dlatego właśnie pytałem co dla tego pana jest odpowiednikiem nieosiągalnego awansu – zauważ, że nie odpowiedział, tylko zmienił temat. Czyli najpierw „zarabianie średniej” to jakiś straszny i upokarzający los, a potem nagle okazuje się, że jemu w sumie jest całkiem dobrze z tą średnią (tak jak wielu moim znajonym zresztą), ale tak naprawdę to w ogóle nie o to chodzi, „nie w tym rzecz”, i w ogóle tak naprawdę to o nic nie chodzi, tylko o jakąś mityczną „Polskę B”, ciemiężoną przez silniczki.
Niesamowita w tych ludziach jest niezdolność do sformułowania jakiejś koherentnej tezy i trzymania się niej. No ale nie aż tak niesamowita żebym miał tutaj na to ochotę.
Ludziska, może byście to-i-owo posprawdzali empirycznie (videlicet posprawdzali, czy ktoś fachowo posprawdzał empirycznie, ja nie wiem, not my department), bo jednak faktycznie takie coś, jak niemożność wyrwania się z zaklętego kręgu tzw. prowincji, wydaje się istnieć. Niemożność nie że prawa fizyki zakazują, tylko w takim codziennym sensie, że sporo jest takich, co by chcieli, ale nie udźwigną wstępnego wysiłku. Zarazem nie ma w Polsce, jak dotąd (chyba jeszcze?), migracji z prowincji do miejskich favel, gdzie jest równie źle / odrobinę mniej źle / jakkolwiek jest, ma się głupią nadzieję na przyszłość.
Poza tym zwrócę Waszą Wszystkich Szanowną Uwagę, że wspomniana parokrotnie średnia krajowa to mocno dużo dla krajowej dominanty, a dla dominanty spoza miast to może nawet ciut bardziej, niż mocno dużo. I słabe jest odpowiadanie, że „ty też możesz”, bo to się ociera o zauszenie firmy, wzięcie kredytu i oczekiwanie na przypływ, co podniesie wszystkie łodzie, z których coś, kiedyś, komuś, skapnie, być może, elektryfikacja (o Cthulhu, pobłogosław PRL i elektryfikację).
„Ja uważam nawet, że gdyby wyrwanie się z Polski było takie proste to nikt by tu nie… (uczył na tych naszych uczelniach na przykład). A z Default City za granicę jest dużo bliżej niż ze wsi przez powiatowe liceum do big5.”
Wyrwanie się skądkolwiek dla większości nigdy nie jest proste, bo mają więzi z innymi ludźmi. Mniejszość potrafi wyjechać i nie oglądać się za siebie. Potrzeba albo specyficznej konstrukcji psychicznej (a może neurotypu), albo tak złego środowiska pochodzenia, że nie ma do czego tęsknić. Część wyjeżdżających funkcjonuje w takim stanie pośrednim – tydzień w wielkim mieście, weekend i całe życie społeczne w rodzinnych stronach, ale to ma szansę działać tylko na ograniczoną odległość. Znam trochę ludzi którzy zamiast kontynuować obiecującą karierę naukową na Zachodzie wrócili do Polski, rezygnując całkowicie z robienia nauki, aby móc wychowywać dzieci w pobliżu dziadków.
Jeszcze nie tak dawno z Warszawy wcale nie było blisko za granicę, bo Warszawa rozleniwiała. Liceum na miejscu, studia na miejscu, przyzwoita praca już w trakcie studiów. Z moich roczników z Warszawy za granicę wyjeżdżało bardzo niewiele ludzi, a jak ktoś został na początku kariery, to już raczej nic nie zmieniał później. Potem to się zmieniło, w niektórych liceach większość klasy szła na studia w GB i Holandii. Potem znów się zmieniło, bo GB podrożała, a Holandia też ogranicza. Młodzież z prowincji była dużo bardziej mobilna, tym bardziej, że wybierając najbliższe duże miasto cały czas mogła zachować więzi i wsparcie z miejsca pochodzenia.
@ergonauta
Nie chciałem za bardzo epatować anecdatą, którą mam upstrzoną banieczkę, niemniej osobiście też pomieszkiwałem w różnych miejscach ale ostatni ruch to była przeprowadzka z DC do big10 i absolutnie nie narzekam (acz np. zmiana pracy nie jest już czymś trywialnym)
@Gammon
„Ludziska, może byście to-i-owo posprawdzali empirycznie (videlicet posprawdzali, czy ktoś fachowo posprawdzał empirycznie, ja nie wiem, not my department), bo jednak faktycznie takie coś, jak niemożność wyrwania się z zaklętego kręgu tzw. prowincji, wydaje się istnieć.”
No przecież nikt nie neguje istnienia tego zjawiska dla sporawego segmentu populacji, ale mnie podniósł wielki kwantyfikator komcionauty Pawła, taki rodem z dowcipów o PRL (co robić gdyby otworzyli granice? wdrapać się szybko na drzewo, zanim stratują).
„tylko o jakąś mityczną „Polskę B”, ciemiężoną przez silniczki.”
Żeby tylko ciemiężoną, ale to są OPRAWCY.
@gammon
„Poza tym zwrócę Waszą Wszystkich Szanowną Uwagę, że wspomniana parokrotnie średnia krajowa to mocno dużo dla krajowej dominanty,”
Mój drogi, na średnią powołał się ten pan, w owym bardzo niemądrym zdaniu: ” jeśli wywodzisz się z przeciętnej rodziny z polskiego blokowiska to oficjalna średnia krajowa to maks na co możesz liczyć”. To ten pan uważa, że blokowisko to coś strasznego, a średnia krajowa to za mało. Nie przekonuj mnie teraz, że średnia to dużo a blokowiska są fajne, BO JA TEŻ TAK UWAŻAM.
Wyjaśniam to po raz ostatni. Jak komuś wyleci komentarz, niech sprawdzi, czy powyższe nie nadawałoby się na odpowiedź także i dla niego – wtedy już będzie wiedział za co wyleciał. JA TEŻ UWAŻAM ŻE ŚREDNIA TO CAŁKIEM SPORO. Koniec tematu.
@wo
„Ogólnie świat jest mniej krwawy, to głupie rozumowanie. Można je w każdej chwili zastosować także dla Ukrainy („phi, co to za bombardowanie, tylko 14 trupów, u nas w Warszawie…”).”
Czy z tego, że świat jest ogólnie mniej krwawy nie wynika też, że ewentualny dzisiejszy faszyzm to będzie coś zupełnie innego niż 1 poł 20 w.? Bez setek tysięcy więźniów, bez katowni, bez masowych bojówek i wszechobecnej policji politycznej? Jakaś mało szczelna cenzura, zamknięte drogi awansu w państwowych instytucjach i ogólnie mniej wydolne państwo. Czyli coś, co w 20 w. było standardem wiodących demokracji (od USA do Szwecji).
I nadal się upieram, że do zmiany tego standardu potrzeba o wiele bardziej charyzmatycznych liderów po „naszej” stronie, z jakąś chwytającą opowieścią, niż biadania „miałeś chamie złoty róg”, albo „co wy odwalacie, średnio jest coraz lepiej”.
@ah
” Bez setek tysięcy więźniów, bez katowni, bez masowych bojówek i wszechobecnej policji politycznej?”
A to już właśnie niekoniecznie. ICE i obóz w Salwadorze wyglądają zdumiewająco oldskulowo.
„I nadal się upieram, że do zmiany tego standardu potrzeba o wiele bardziej charyzmatycznych liderów po „naszej” stronie, ”
O rety, jakże dzielny ten pański opór, przecież wszyscy tu zgodnie twierdzą, że nie potrzebujemy charyzmatycznych liderów po naszej stronie. Sam przeciw wszytkim jak Funky Faken Koval.
@Gammon No.82
„bo jednak faktycznie takie coś, jak niemożność wyrwania się z zaklętego kręgu tzw. prowincji, wydaje się istnieć. Niemożność nie że prawa fizyki zakazują, tylko w takim codziennym sensie, że sporo jest takich, co by chcieli, ale nie udźwigną wstępnego wysiłku.”
Powyższe dwa zdania obejmują większość poważniej zakrojonych życiowych ambicji: erotyczno-miłosnych, zawodowo-pasjonackich, finansowo-prestiżowych. Krąg prowincji jest równie zaklęty, co kilka innych kręgów. Owszem, lewicowa rzecz to te kręgi rozszczelniać, dążyć do zwiększenia przepuszczalności, do zmniejszenia wstępnego wysiłku, ale jakiś społeczny odpowiednik „pierwszej prędkości kosmicznej”, by wyjść na jakąś orbitę, to jest coś, co dotyczy także nakładów własnych.
@”o Cthulhu, pobłogosław PRL i elektryfikację”
Warto ten PRL z czasów elektryfikacji ujrzeć na tle innych krajów Europy, tych zachodnich. Np. sięgając po książki Anne Ernaux, szczególnie „Lata”, ale we wszystkich o tym jest: Francja lat 50. była biednym, wiejskim krajem, zdominowanym przez kościółkową mentalność, a jednocześnie zaborczo (i ludobójczo?) okupującym inny kraj.
@wo
„obozy” dla imigrantów na wyspach Nauru, Manus czy Lesbos też wyglądają oldskulowo. Działają od dziesięcioleci w krajach niefaszystowskich. I znasz lepiej niż ja kulturę amerykańską – wiesz, że nakręcili dziesiątki filmów o niewinnych ludziach, własnych obywatelach, których ich system umieścił w strasznych więzieniach. Te historie mają ogólnie jakies fakty w tle. Dopóki ogół społeczeństwa chce, żeby krzywa niesłusznie zamkniętych ziomków dążyła do zera, faszyzm się nie rozwinie. To by wymagało ostrej zmiany społecznej jak chodzi o odpowiedź na pytanie „kto jest ziomkiem?” Mimo prób, i u nas i w USA na to się nie zanosi. Jednak 3 Rzesza miała swoich Żydów i komunistów plus świeżą traumę „ciosu w plecy”, tam to się dało sto razy łatwiej pozmieniać.
Wow, jaki ładny przykład klasycznego milenialsa (zetki? nigdy nie wiem) z oczekiwaniami od życia rodem z hiphopowego teledysku. Ewentualnie z durnego serialu typu Suits. A do tego trzeba mu to dać albo zrobić bo samemu to bariera nie do przeskoczenia. Generalnie: powodzenia.
@embercadero
Wow, jaki ładny przykład klasycznego milenialsa
Awwww, c’mon! Po co ten chochoł roszczeniowego pokolenia? Ja jestem 5 lat starszy od naszego nowego kolegi i wydaje mi się że odtrutką na tego typu postawę jest często przekroczenie limesu 40tki. Sam wychowywałem się na blokowisku, od 8 roku życia chodząc do szkoły z kluczem na szyi. Widziałem na własne oczy jak świeży kapitalizm powodował rozjazd statusu materialnego dzieciaków z tysiąclatki do której chodziłem. Na rynek pracy wszedłem zaraz po studiach w 2007 i tylko przypadek sprawił że moja pierwsza „poważna” praca to junior klepacz w korpo a nie magazynier (płacili dokładnie tak samo, za to w korpo dorzucili luksmedicover, ale trzeba było pocić zadek w garniturze siedząc 8h przed kompem w back office). Prawie połowa mojej pensji netto szła na wynajem miejsca w 2 osobowym pokoju. Nie żebym odwalał four yorkshiremen, ale każde pokolenie ma własny zestaw frustracji i kombatanckich doświadczeń, natomiast faktem jest to, że czasem mimo największych chęci i poświęcenia okazuje się że trafiasz na glass ceiling albo po prostu zajmuje ci więcej czasu dotarcie do miejsca gdzie ktoś urodzony w big5 jest już na starcie, bo sieć znajomości, jakość edukacji i zwyczajna pewność siebie co widać, słychać i czuć.
Więc po 40 akumulacja doświadczenia i uświadomienie sobie ostatecznie własnych ograniczeń może doprowadzić do wniosku że ta średnia krajowa to całkiem spoko deal, natomiast wcale nie musi zlikwidować wkurwu na to, że niektórzy po prostu mają łatwiej i w ogóle tego nie widzą, co łatwo odebrać jako arogancję i zadzieranie nosa.
Po drugie, już gdzieś to pisałem wcześniej, postrzeganie sukcesu zależne jest też od tego jaki mamy baseline. Dla moich kumpli ok. 2000r byłem burżuła, bo starzy dali mi nokię 3210 (z której głównie „puszczałem sygnał” żeby ktoś oddzwonił bo naliczanie minutowe i 5pln/min, ale zawsze, mało kto z rówieśników miał telefon), dzisaj każdy ma jakiś telefon, więc wyróżniasz się jak masz coś z wyższej półki i tego się uczysz od dziecka.
No i na marginesie: czym innym jest zarabiać tę średnią mając własny dom i nowe auto, a czym innym wynajmując bądź spłacając mieszkanie jeżdżąc zbiorkomem albo szrotwagenem (btdt). Nie mówiąc o jakimś pasywnym źródle dochodów (choćby i ciurkającym stówką czy dwiema na miesiąc), czy jakichkolwiek oszczędnościach. Tak że ten: you earn średnia krajowa to pay off the mortgage, I earn średnia krajowa to go for a second vacation this year, we are not the same.
> 2007 (…) junior klepacz w korpo (…) Prawie połowa mojej pensji netto szła na wynajem miejsca w 2 osobowym pokoju
Jak już wymyślacie te historie, to choć zachowajcie odrobinę realizmu.
@Cpt. Havermeyer
„No i na marginesie: czym innym jest zarabiać tę średnią mając własny dom i nowe auto, a czym innym wynajmując bądź spłacając mieszkanie jeżdżąc zbiorkomem albo szrotwagenem (btdt).”
Potwierdzam. Ja na rynek pracy wszedłem trochę wcześniej, pierwszy etat miałem w 2000 czy 2001 (a pierwszą pracę sam sobie załatwiłem jeszcze parę lat wcześniej, zanim osiągnąłem pełnoletność). Dostawałem jakieś grosze w budżetówce z fantastycznym zapisem w umowie, że moja pensja ma gwarantowany wzrost o 1% rocznie (ale z limitem po 20 latach). A gdy wreszcie skończyłem studia (pracowałem i studiowałem zaocznie) to dali mi awans i podwyżkę o jakieś sto złotych z groszami (ale za to awans o dwa szczebelki, bądź wdzięczny). Tyle że ja mieszkałem wtedy u rodziców, miałem bezpośredni autobus spod domu do pracy i zbiorkom mi wystarczał. Pamiętam też rozmowy z kolegami, z których jeden miał jakąś słabą pracę ale odziedziczył po babci mieszkanie, a drugi z dobrą pracą w korpo mu zazdrościł, bo musiałby się wpakować w kredyt na dekady.
W 2006 rzuciłem tę pracę, pojechałem do Irlandii, na dzień dobry załatwiłem sobie o 5k euro rocznie więcej niż oferowali w ogłoszeniu i niby żyło się nieźle, ale tylko dlatego że zajmowałem pokój w domku razem z trzema innymi, obcymi osobami. Dało się tak trochę pożyć i coś odłożyć, lecz z ulgą wróciłem do Polski.
W ogóle chyba taką rzeczą która na mnie zrobiła największe wrażenie, to że w Irlandii normą było to, że na koniec roku siadało się z szefem, rozmawiało o tym jak wyglądała współpraca i czy wszyscy są z niej zadowoleni, ale rozmowa kończyła się słowami „i w związku z tym chcielibyśmy zaproponować ci pensję wyższą o X”. Rok do roku. To może nie były jakieś olbrzymie pieniądze, np. 1,8k euro przekładało się na raptem 200 brutto miesięcznie. Ale to się powtarzało!
Gdy wróciłem do Polski to w międzynarodowej korpo przez długi czas niczego takiego nie doświadczyłem. Tylko ludzie o najlepszych ocenach rocznych mogli liczyć na podwyżkę (albo gdy się działy jakieś bardzo nietypowe rzeczy). Dopiero gdy trafiłem do zespołu w którym jestem jedynym człowiekiem w Europie, nagle znowu mam coś takiego. Dopóki byłem ujęty w polskim budżecie o compensation można było zapomnieć.
@kosmaty
Jak już wymyślacie te historie, to choć zachowajcie odrobinę realizmu.
Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie. Jak zaczynałem pracę, dżunior klepacz BPO w krakoskiej kuźni kadr CG dostawał 2k brutto, czyli 1.5 do ręki w dziale ITO było niewiele lepiej. Miejsce w pokoju z mediami kosztowało mnie na początku 400, ale szybko doszło do 6 stów bo, panie, trza podnieść czynsz bo cośtam cośtam wnuczek idzie na studia, oidp za 1k można już było mieć jakąś kawalerkę, ale za coś trzeba jeść i poruszać się po mieście. To i tak był komfort w bloku, na studiach mieszkałem w takich norach że byś pan nie uwierzył. Po 2 latach takiej zabawy upgrade w postaci całego pokoju w syfnej kamienicy od kumpla po znajomości za 700 złotych polskich to było coś. Może w default city wyglądało to lepiej, w Krk między 2007 a 2010 raczej tak sobie, bo z jednej strony kryzys, z drugiej rozkręcajacy się boom na outsourcing który napędzał popyt najemcom, a w połączeniu z hordami gotowych do pracy za grosze studentów relacja zarobków do kosztów najmu kształtowała się nieszczególnie ciekawie. Aha, no i ten ówczesny rynek pracodawcy równał się też ciągłemu: nie pasują ci warunki zatrudnienia? Tam są drzwi i są one szeroko otwarte, zapraszamy. Niektórzy moi znajomi na studiach brali dziekankę i jechali do UK, Irlandii, Holandii na jakieś zmywaki or compatible, czasem nawet wracali i kończyli studia, ci którzy zostali w PL lądowali w korpo, mieli szczęście utrzymać się z pensji partnerx, albo wracali w rodzinne strony kapitalizować dyplom UJ z lepszym lub gorszym skutkiem. Mówię ciągle o perspektywie kogoś z prowincji, z takim se wykształceniem (human i różne dziwaczne niszowe kierunki) i przyzerowym kapitale (bo miałem też kolegów z prowincji którzy pod moje korpo zajeżdżali własnym suvem zarabiać te 2k na start). Ja się wcale nie dziwię ludziom którym rośnie ciśnienie na wspomnienie Tuska mówiącego o zielonej wyspie, chociaż obiektywnie z punktu widzenia schyłkowego PRLu żyliśmy jak pączki w maśle.
„Ostatni samolot do Sztokholmu” (część III i ostatnia)
Samolot z dysydentami na fałszywych paszportach już kołował na pas startowy, gdy musiał przepuścić samolot rządowy, lecący na Grenlandię, aby wziąć udział w świętowaniu dołączenia do USA.
Pilot wystartował z małym opóxnieniem i wyznaczono mu inny korytarz powietrzny – pierwotny korytarz zajął samolot rządowy.
Operator rakiet z Królewca zobaczył samolot o właściwym czasie i we wskazanym miejscu, więc rąbnął w delegację rządową.
Dysydenci i część rządzących wylądowali bezpiecznie w Sztokholmie, a piloty błyskawicznie domyślili się, że cudem uniknęli śmierci. I podzielili się refleksją z ważniakami z rządu.
A co dalej, to nie wiem…
@janekr
„A co dalej, to nie wiem…”
Fajne story, ale ja bardziej widziałbym to jak kafkowską z ducha historię opowiadaną z perspektywy Zwykłego Człowieka, Który Przypadkiem Wpadł W Tryby Historii (i który wbrew swojej woli zostaje zmuszony do desperackiej ucieczki – tym ostatnim samolotem). Wielką Politykę, rozumianą jako spiski służb i walki buldogów pod dywanem to mamy gdzieś w tle, wielu rzeczy czytelnik nie wie i sam musi się domyśleć, bo zna głównie plotki (nasz bohater słyszy sprzeczne komunikaty z niesprawdzonych źródeł) i wie tylko, że następnego dnia nadejdzie jakieś przesilenie (zamach stanu, rosyjska inwazja, whatever). Nasz bohater widzi z tego wszystkiego rozsypane i niepasujące puzzle – anarchię, strajki i uliczne bojówki polujące na „lewaków” czy osoby o „podejrzanym” wyglądzie, obcą (?) dywersję, służby terroryzujące opozycjonistów i podsycanie niepokojów przez jakieś frakcje grające na chaos. Jego zmartwieniem jest po prostu dostać się z punktu A do punktu B. Zarówno niezborne działania władz, jak i anarchoprawicowych milicji są brutalne i chaotyczne (współczesny faszyzm w wersji 2.0 u nas powtarza się bardziej jako farsa), dużo tu zależy od zwykłego szczęścia (ktoś się gdzieś spóźnił więc uniknął aresztowania, kogoś porwały tituszki, ktoś w niewłaściwym momencie stanął w oknie i dostał przypadkową kulą w łeb). Z jednej strony – represje, pacyfikacje i polowanie na ludzi, z drugiej – dysfunkcjonalny, sypiący się aparat (póki co jeszcze rządzonego przez cywili) państwa, który nie potrafi skutecznie spacyfikować masowych manifestacji i który w labiryncie przypadkowych działań można względnie łatwo oszukać. Naturalnie – do czasu, aż wszystko za mordę weźmie armia i ten lot do Sztokholmu będzie już naprawdę ostatni, bo następnego dnia mamy Argentynę ’76 i wszyscy jak jeden mąż lądują w katowniach.
Tymczasem nasz bohater ucieka ostatnim samolotem, dostaje azyl i mamy szczęśliwe (dla niego) zakończenie. Albo jednak na skutek wywołanego cyberatakiem na infrastrukturę energetyczną blackoutu nie dostaje się na lotnisko i musi się ukrywać? A może w kluczowym momencie akcja się urywa i już nigdy nie dowiemy się czy mu się udało? Ja nie wiem, bo ja nie umiem pisać fabuł.
monday.night.fever
„A może w kluczowym momencie akcja się urywa i już nigdy nie dowiemy się czy mu się udało?”
Takie rzeczy to Netflix regularnie serwuje swoim użytkownikom. Jak dla mnie przereklamowany efekt, jednak dobrze jeśli opowieść ma jakieś zakończenie.
Ktoś mi ostatnio bardzo polecał „Coulee Brune” Oliviera Mannoniego, porównanie faszyzującego języka współczesnej polityki do języka nazizmu.
Aż trochę głupio, że dopiero teraz zauważyłem, ale we fragmencie:
„My już też wpadliśmy w te koleiny. Nawet antyfaszyści sarkają, że mają dość rządu powtarzającego, że nic nie może, bo prezydent wszystko wetuje. No to będziecie mieć robaczki taki, któremu rząd będzie tak ochoczo wszystko podpisywać, aż was „kukle zaswędzą”, cytując klasyka.”
chyba powinno być „taki, któremu PREZYDENT będzie tak ochoczo wszystko podpisywać”?
@artur król
„wszystkie konsekwencje Big Beautiful Bill zostały przesunięte na postmidtermy, a i tak widać, że senat tego nie przepchnie”
Mógłby pan to przemyśleć – no ale pan tego nie zrobi, za bardzo jest pan zafiksowany na swoich odczapistycznych tezach z serii „twitter nie ma znaczenia, Trump się boi midtermsów”.