Największym paradoksem duszy prawicowego homofoba jest to, że przeraża go myśl, że jego dziecko może być w szkole uczone przez homoseksualistę, a nie przeraża go myśl o kontaktach dziecka z facetem, który z racji samego tylko życia w celibacie jest skazany na jakąś seksualną patologię. Albo jego libido w ogóle nie istnieje, co samo w sobie jest patologią, albo sobie jakoś z nim radzi wespół w zespół z innymi członkami Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodych Mężczyzn im. abp. Paetza, albo wreszcie korzysta z okazji do sadzania sobie na kolanach dorastających dziewczynek w ramach katechezy.
Archidiecezja Los Angeles wybuli ofiarom 660 megabaksów molestowania seksualnego przez księży. Kardynał Roger Mahony powiedział swoim owieczkom, że kalifornijski Kościół będzie musiał sprzedać biurowiec w centrum miasta i inne nieruchomości. Część odszkodowania pokryją ubezpieczyciele, co odbiło się już na ich notowaniach na nowojorskiej giełdzie. Diecezje w innych stanach zapobiegliwie ogłosiły bankructwo.
W Polsce to nie do pomyślenia – nie dlatego, że nasi księża nie mają skłonności do obmacywanek, po prostu dlatego, że u nas kodeks cywilny utrudnia dochodzenie odszkodowania za straty trudne do wyliczenia w kategoriach materialnych, jak np. libido spieprzone w dzieciństwie przez zboka w sutannie. U nas jednak przecież dochodziło do takich sytuacji i u nas również Kościół przyjmował haniebną politykę „niech sprawa przycichnie”. To ostatnie może się skończy dzięki temu, że ludzie już nie pozwolą takim sprawom pozostawać w ciszy, ale to pierwsze będzie trwać tak długo jak długo trwać będzie celibat.
Celibat dla mnie osobiście jest podstawową przyczyną mojej głębokiej nieufności wobec ludzi Kościoła. Nie chodzi tylko o moją niewiarę – mogę z zainteresowaniem przeczytać moralną poradę protestanckiego duchownego czy katolickiego świeckiego teologa. Ale faceta zasadniczo zakłamanego w tak ważnej sprawie? Śmiech na sali.
Obserwuj RSS dla wpisu.