Im jestem starszy, tym bardziej doceniam kino moralnego niepokoju. W młodości uważałem je za fenomen czysto PRL-owski, teraz widzę tam uniwersalne mechanizmy.
W tych filmach grała garstka aktorów, wcielających się w zestaw stereotypowych postaci. Byli to głównie stereotypowi inteligenci – Cynik, Idealista, Mater Dolorosa, Imprezowiczka. Klasa ludowa była na drugim planie, też sprowadzona do stereotypów: Cham, Ofiara, Sól Tej Ziemi.
Aktorzy zamieniali się rolami, czasem dekonstruując swoją kreację z poprzedniego filmu. Nie można było zakładać, że ktoś jest postacią pozytywną tylko dlatego, że gra ich Komorowska czy Zapasiewicz. Plot twist często polegał na tym, że rzekomy idealista okazywał się cynicznym manipulatorem.
Polecam „Kung Fu” Kijowskiego z 1979. Warszawski ściślak doceni kapitalne rozegranie schodów Politechniki!
Na początku czwórka studentów rozgrywa na tych schodach dramat – Idealista #1 (Olbrychski) uderzył docenta za molestowanie koleżanki, koleżanka (Teresa Sawicka) informuje że właśnie z Imprezowiczki zmienia się w Mater Dolorosa, Idealista #2 (Fronczewski) chce wystąpić w obronie kolegi a Cynik (Seweryn) proponuje strategię obrony, która może ocaliłaby Olbrychskiego, ale sankcjonując bezkarność obleśnego docenta.
Bohaterowie spotykają się po 10 latach. Z dialogów wynika, że wtedy w 1968 odrzucili propozycję Cynika. Ale oto historia zdaje się powtarzać. Idealista#2 pada ofiarą prowokacji sitwy, z którą zadarł – podsunęli mu Chama (Zdzisław Kuźniar), który swoim Chamstwem sprowokował pana inżyniera do rękoczynów, dając sitwie pretekst do dyscyplinarki.
Cynik znów ma plan jak uratować przyjaciół. Idealiści tym razem współpracują. Udaje się aż za dobrze.
Przyjaciele celebrują zwycięstwo na domówce. Uczestniczy w niej ich trener kung fu, więc w pijackim gwarze pojawia się tytułowy temat.
Cynik doznaje epifanii, że jego przyjaciele są być może bardziej cyniczni od niego – tylko są dość mądrzy by to ukrywać. Szczery cynik to przecież dupa nie cynik.
Paczka przyjaciół właśnie zmieniła się w sitwę. Gdy Seweryn o tym mówi, Mater Dolorosa, która znów stała się Imprezowiczką, dogaduje mu – „i dlatego nic ci w życiu nie wyszło”. Ugodzony w samą szczepionkę Seweryn woła „cała sala tańczy kung fu” i wdaje się w chaotyczny taniec (na skrinie)
Oglądany dzisiaj, ten film wydaje się proroczym ostrzeżeniem, że kiedy pokolenie 1968 dojdzie do władzy stanie się sitwą, może nawet gorszą od poprzednich. Wskazuje mechanizm – bohaterowie często mówią, że mają tak wielu wrogów, że muszą się wspierać choćby nie-wiadomo-co.
Ostatnim ciosem kung-fu tego pokolenia jawi mi się list boomerów w obronie zwolnionej za mobbing Marii Anny Potockiej. „Co z tego, że mobbowała, ale przecież Zasługi!”. Hu-ha!
Czy następne pokolenia są inne? W końcu wśród moich rówieśników (i młodszych) można wskazać podobne mechanizmy w rodzaju chwalenia sobie nawzajem książek.
Nie wiem czy ktoś to badał socjologicznie – i będę wdzięczny za polecajki lekturowe – ale chodzi mi po głowie pewne kryterium. WIEM, bo życie mnie parę razy stawiało przed taką próbą, że kiedy mój kolega okazuje się mobberem czy molestatorem nie bronię go, tylko zrywam koleżeństwo (i pewnie dlatego niczego w życiu nie osiągnąłem, kiai!).
Nawiązując do powiedzonka, że z „kimś można konie kraść” zaryzykowałbym, że każdy ma jakiś próg. Ten od przysłowiowych koni wybaczy koledze zabór mienia o znacznej wartości, ale przecież nie morderstwo.
Taki próg można skwantyfikować, na przykład od 0 do 5, gdzie zero to Robespierre, a pięć to mafia. Cztery to „kradzież koni”, trzy – lżejsze przestępstwa, dwa – wykroczenia.
Siebie oceniłbym na jedynkę. Przymknę oko na drobne grzeszki typu „victimless crime” – posiadanie grama na własny użytek, spiracenie serialu albo jazda rowerem z zero cztery. Ale z kryciem mobbingu proszę na mnie nie liczyć.
Sitwy mogą tworzyć tylko ludzie co najmniej trójkowi. Tacy co to gwałt komentują per „No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej niech rzuci pierwszy kamień…”.
To oczywiście cytat z Ziemkiewicza, który ma obsesję na punkcie tropienia Układu, uber-mega-sitwy rządzącej Polską. Zaryzykowałbym tezę, że ludzie odruchowo zakładają, że inni mają równie wysoki próg. Czyli jak ktoś by krył kolegę, który „wykorzystał nietrzeźwą”, to inni też.
To ich skazuje na błędne diagnozy i prognozy. W tej sprawie nie mogą zrozumieć, że jedni dziennikarze „Wyborczej” demaskują mobberkę, inni jej bronią. Po każdym środowisku oczekują, że będzie monolitem. A gdy nie jest, wymyślają coraz bardziej wariackie teorie spiskowe, mające wyjaśnić – powiedzmy – „co chcą przykryć Palikotem” (pewnie te tysiące ofiar śmiertelnych powodzi?).
Co najważniejsze, nie rozumieją, że większość ludzi ma jakieś gusty i poglądy niezależnie od powiązań towarzyskich. Wydaje im się, że chwalimy Żulczyka i Tokarczuk, bo ich promuje sitwa – więc kiedy sami obejmą władzę, zaczną promować Wildsteina i Tomczyka i presto.
Próbowali przez osiem lat, nie wyszło. Jak buldog z dowcipu, pewnie do dziś nie rozumieją czemu. Ale zostawmy ich już.
Wydaje mi się, że te postawy są testowalne naukowo. Żyjących ludzi można by kwantyfikować na podstawie ankiety typu „co z tej listy uznałbyś za powód do zerwania koleżeństwa” – wycięcie filtra z diesla? handel mefedronem? gwałt ze szczególnym okrucieństwem? plagiat doktoratu? nielegalne wyścigi po mieście?
Postawy postaci historycznych można by z kolei kalibrować na podstawie środowiskowych kontrowersji typu Iredyński / Polański / Krollop / Maleszka. Przecież nigdy nie było tak, że wszyscy potępiali gwałt albo że wszyscy wybaczali współpracę z SB.
Wracając do tematyki pokoleniowej – mam intuicyjną hipotezę, że najwyższe średnie progi „wybaczalności koledze” przypadną rzeczywiście pokoleniu boomerów. Z memuarystyki i epistolografii wiemy, że w pokoleniu ich rodziców zrywano znajomości z powodów, które dziś mogą się wydawać niewarte tego (np. rozwód). Używano wtedy pojęcia „zachowania niehonorowego”, czyli niekoniecznie zabronionego formalno-prawnie, ale dyskwalifikującego towarzysko. Boomerzy unieważnili to pojęcie, częściowo słusznie widząc w nim nietolerancję.
Po latach jednak widać, że zakazy formalne i nieformalne są niezbędne by chronić najsłabszych. Jeśli „zabronimy zabraniać”, otrzymamy tyranię Bogatych, Sławnych, Zasłużonych, Ustosunkowanych i Kierujących. Damy im carte blanche na gwałt, mobbing, defraudację. Czyli wejdziemy w lata 80. na Zachodzie oraz lata 90. w Polsce.
Doświadczenia tych dekad sprawiły, że następne pokolenia, od mojego poczynając, znów zaczęły ten próg obniżać. To oczywiście tylko moja hipoteza, którą warto by zbadać – ale to by tłumaczyło czemu boomerzy boją się „cancel culture”. To po prostu powrót „zdolności honorowej” pod innym szyldem.
W moich oczach mobber czy molestator po prostu ją traci. Nie czekam na wyrok, bo wiem z doświadczenia, że w takich sprawach wyrok jest rzadkością. Ja nie jestem sądem, a zerwanie znajomości ze mną to nie jest kara (powiedziałbym raczej że wprost przeciwnie).
Nie upieram się przy skali 0-5, być może wynajduję tu Amerykę w konserwach i od dawna jest w użyciu jakaś fachowa, ale upieram się przy potrzebie gradacji. Zerojedynkowość to narzędzie sitwiarzy – jedni mówią, że układ kontroluje wszystko, a więc wszystkie konkursy są ustawione, wszystkie recenzje skłamane, wszystkie hierarchie fałszywe. A potem próbują je zastąpić własnymi, z góry obmyślonymi jako sitwa.
Drudzy z kolei niby bronią Wartości, ale de facto wychodzi im panświnizm. Mówią: zasługi Saville’a, Weinsteina, Gulbinowicza, Krollopa dla Filantropiji, Monarchii, Opozycji, Kultury, Dziedzictwa i Kościoła są tak ogromne, że nie ośmielaj się krytykować Wielkich, ty motłochu co to niczego nie osiągnął w życiu, bo nie było procesu, gdzie domniemanie niewinności, wszystko nieprawda, to się nigdy nie wydarzyło, a poza tym sama mu weszła do łóżka, to było tylko „daj ciumka”, rowerzysta wymusił pierwszeństwo, szef musi czasem podnieść głos, a zresztą wy też nie jesteście bez grzechu.
Potrzeba jakiejś gradacji by móc odpowiedzieć „no jasne że z grzechami, ale nie tego kalibru”. Inaczej wiecznie będziemy dostawać ciosy kung-fu od obu stron, unisono zabraniających nam powiedzieć, że mobberów trzeba zwalniać.