Zbieranie szczęki z podłogi po blogonotce na Doskonale Szarym niestety utrudniały mi ważkie wydarzenia bieżące – stąd dramatycznie nieaktualna notka. Damn you, Steve Jobs.
Okazuje się, że profesor Zbigniew Jaworowski, czołowy polski denialista klimatyczny opisany przez TVN24 jako „ekspert”, opublikował swoją pracę w piśmie wydawanym przez Lyndona LaRouche.
Po raz pierwszy usłyszałem o Lyndonie LaRouche w czasach mojej aktywnej działalności w PPS. Do Polski przyjechali wtedy emisariusze tzw. Instytutu Schillera, szukając zwolenników w partiach politycznych, które postrzegali jako dostatecznie ekstremistyczne.
Ze wstydem przyznaję, że byłem na jednym spotkaniu. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że to był rok 1992, nie można było po prostu wyjąć z kieszeni Ajfona i sprawdzić w Wikipedii, z kim się rozmawia. Dostałem w prezencie książkę LaRouche’a „Railroad”, w której autor rzekomo obnaża wszystkie potężne spiski, za sprawą których wylądował za kratkami za malwersacje finansowe.
Po przeczytaniu książki upewniłem się, że to wariat i/lub oszust. Jak zwykle z paranoicznymi wykładami teorii spiskowych, autor wciąż obiecuje, że zaraz ujawni jakieś niezbite dowody – ale zamiast tego wciąż kluczy i kluczy zmieniając temat i skarżąc się na prześladowania.
Na lewicy chyba nikogo nie udało im się wtedy zwerbować, namówili natomiast do podpisania apelu poparcia dla LaRouche’a prałata Jankowskiego, profesora Andrzeja Zajączkowskiego z Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i profesora Stefana Kurowskiego z Porozumienia Centrum.
Te podpisy ukazały się w płatnym ogłoszeniu wykupionym przez zwolenników LaRouche’a w „New York Times”. Na łamach „Gazety Wyborczej” sprawę zdemaskowali Piotr Amsterdamski i Jacek Kalabiński.
Z tej trójki tylko prałat Jankowski zareagował honorowo: przysłał list do redakcji „GW” w którym przyznał, że wprowadzono go w błąd i wycofuje swój podpis. Profesor Zajączkowski przysłał mętny list, w którym wyjaśniał, że jego podpis oznaczał tylko postulat wydania na LaRouche’a sprawiedliwego wyroku a nie poparcie dla jego działalności.
„Od dawna interesują mnie różne ruchy o orientacji chrześcijańskiej. Jednym z takich ruchów jest Instytut Schillera (…) podpisałem go tylko jako Andrzej Zajączkowski, nie jako członek ZChN” – pisał.
W archiwum brak śladów o reakcji współautora programu gospodarczego Porozumienia Centrum. Zapewne Układ je usunął.
Piotr Amsterdamski pisał, że LaRouche’a „w USA mało kto określa inaczej niż jako prawicowego lunatyka”. No właśnie to nie jest takie proste, bo na spotkaniu z PPS działacze Instytutu Schillera przedstawiali go z kolei jako lewicowego pogromcę korporacji i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
LaRouche zaczął swoją działalność jako trockista, w 1967 przeszedł na maoizm, dopiero około 1972 roku zaczął swoich zwolenników organizować w paranoiczną sektę (muszą zrezygnować z działalności zawodowej, poddaje się ich praniu mózgów zwanemu „ego stripping”, ludziom odchodzącym od sekty zdarzają się tragiczne wypadki).
LaRouche ma coś miłego dla każdego radykała. Dla lewicowca: walkę z korporacjami i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Dla prawicowca: antysemityzm. Dla ufologa: ufologię. Dla denialisty globalnego ocieplenia – publikacje na łamach pisma „21st Century Science & Technology”.
Na ile dobrze rozumiem główne ideologiczne przesłanie tego ruchu, chodzi w nim przede wszystkim o walkę z brytyjskim imperializmem. LaRouche w zasadzie wszystko potrafi zinterpretować jako próbę opanowania świata przez Wielką Brytanię, ostatnio tak interpretuje zwycięstwo Obamy.
Bitelsów według niego stworzył wydział wojny psychologicznej wywiadu brytyjskiego, by uczynić amerykańską młodzież bardziej podatną na narkotyki – które sprzedaje jej międzynarodowa organizacja przestępcza kierowana osobiście przez królową Elżbietę. I’m shitting you not.
Drogi kolego Macieju Tomaszewski z TVN24, który organ LaRouche’a zaliczyłeś do „renomowanych pism specjalistycznych”. Prałat Jankowski wyszedł na rozsądniejszą osobę od Ciebie.
Obserwuj RSS dla wpisu.