Przepraszam drogich stałych bywalców za pewną monotematyczność, ale nie mam doświadczenia w wydawaniu książek, to dla mnie wciąż duże wydarzenie, a więc – wywarło wpływ na moje obecne plejlisty.
Ciągle brzęczy mi w uszach melancholijna piosenka, której użyłem ilustrując rozmowę o swojej książce z Magdą Żakowską w Roxy FM: „Walking in LA” zapomnianego nowofalowego zespołu Missing Persons. Piosenka wpada w ucho i wciąż jest aktualna, choć lokalni patrioci z Los Angeles dodadzą przy tym, że od 1983 roku dokonał się istotny postęp.
Podmiot liryczny zauważa za szybą samochodu pieszego. W Los Angeles! Ten widok jest tak szokujący, że rozważa różne hipotezy dla wyjaśnienia fenomenu UWO (Niezidentyfikowanego Obiektu Chodzącego).
Pierwsza hipoteza: to porzucony przez właściciela sklepu płytowego kartonowy „cut-out”, imitacja ludzkiej sylwetki. Sylwetka się porusza, ta hipoteza więc upada. Pojawiają się następne.
Kiepski jogger? Seryjny morderca? Bezdomny („shopping cart pusher”)? Ktoś, komu skończyła się benzyna i szuka najbliższej stacji? Jedno jest pewne: to nie jest gwiazda filmowa, bo… bo idzie pieszo przez Los Angeles, a nikt nie chodzi pieszo po Los Angeles.
Tak mniej więcej rozmyśla podmiot liryczny. Te słowa są oczywiście felietonowo-piosenkową przesadą. Sam temy nogamy trochę po LA chodziłem. Poza tym od czasu tej piosenki już mają metro, chociaż nadal nie ma ono połączenia, które najbardziej przydałoby się turyście (Santa Monica / Beverly Hills / Downtown). Nadal więc człowiek stoi przed trudnym wyborem: albo się zrujnuje na taksówki, albo wypożyczy samochód, albo… będzie brany za kartonową reklamę przez przejeżdżające ulicą piosenkarki.
Obserwuj RSS dla wpisu.