Jądro Rokity

W „Rzeczpospolitej” piękna rozmowa dwóch wybitnych prawicowych myślicieli – Jana Marii Władysława Piotra Pawła Rokity i Igora Janke. Obu darzę równie głębokim szacunkiem, obu uważam za creme de la creme intelektualnych wyżyn polskiej myśli konserwatywno-narodowo-katolickiej.
Pogromca Lufthansy w tej rozmowie definiuje tytułowe „jądro polskości”. Definuje tak przepięknie prawicowo, że aż przeklepię (siedzę w samolocie z darmową „Rzepą”).
Pamiętam, jak siedzieliśmy w tamtą pamiętną sobotę z moim przyjacielem w kawiarni. Ja szedłem na mszę na Wawel, a on tłumaczył mi, że nie może pójść, bo jego dziecko czeka u sąsiadów. Powiedziałem: oszalałeś, tam za chwilę będzie się odbywał ceremoniał polskości! Zostawił dziecko i też poszedł”.
To nie wawelski spektakl podzielił Polaków, my już przedtem żyliśmy w dwóch różnych Polskach. Ta, która celebrowała na Wawelu, to mniejszość – o czym mówią choćby suche statystyki.
Poza tą Polską, która rzuciła wszystko i pojechała palić znicze, rozsypywać kwiaty i przeganiać Olejnik, jest jeszcze Polska zwyczajnych, ciężko pracujących ludzi. Którzy owszem, mieli telewizor nastawiony na transmisję z pogrzebu, ale zwyczajnie nie mogli się urwać z roboty, nie mieli z kim lub nie chcieli zostawić dzieci, goniły ich terminy, musieli się przygotować na jutrzejszą prezentację itd.
Czuję pokrewieństwo właśnie z tą Polską. Z Polską ludzi, którzy zasuwają jak małe samochodziki. Spłacają kredyty. Uczą się. Mają na głowie jednocześnie swoje dzieci i swoich rodziców. To tylko dzięki nim ten kraj się nadal kręci i stać go na robienie z wielką pompą uroczystości żałobnych, na których ta druga Polska nakręca się w nienawiści do nas.
Wizja rodzica, który zostawia dziecko u sąsiadów po to, żeby móc posiedzieć w kawiarni z Janem Marią (y otros, y otros) Rokitą – a potem beztrosko opóźnia powrót o następne parę godzin, bo Rokita go namówił do oglądania „ceremoniału polskości” – doskonale pasuje do mojego wyobrażenia typowego polskiego prawicowca.
To pewnie któryś z tych konserwatystów, zatroskanych podważaniem rodzicielskiego autorytetu przez wychowanie bezstresowe. Może był to nawet sam Bronisław Wildstein, który dowodził niegdyś, że prawo do werbalnego gnojenia własnego syna jest mu koniecznie niezbędne w procesie wychowawczym?
Na pewno był to ktoś przekonany, że emancypacja gejów „zagraża rodzinie”. Wiadomo przecież, że konserwatywnej, katolickiej rodziny nic tak nie spaja, jak podrzucanie bachora sąsiadom celem dyskutowania w kawiarni o Narodzie.
Reklamując swój tekst na blogu Janke napisał niesłychanie głupie zdanie: „Bez łopotu sztandarów nie jest tak łatwo zbudować autostrady”. Przejeżdżam często koło placu budowy Mostu Północnego. Tam zasuwają dzień i noc, żeby zdążyć z terminem.
Robotnicy z tej budowy nie porzucili pracy, żeby spotkać pod Wawelem Jana Marię (y otros, y otros) Rokitę i jego kumpli. Może i wywiesili flagi – nie wiem, gapię się raczej na przęsła. Ale to nie flagi dopingują ich do pracy. Do pracy dopinguje inwestor, któremu na infrastrukturze drogowej zależy bardziej niż na muzeum powstania. A więc raczej nie z PiS.
Jeśli cała Polska porzuciła pracę by pojechać na uroczystości żałobne, to kto został w pracy? Zdrajcy? A może inny naród, który się po prostu tak samo nazywa? Łotewer, w każdym razie każdego, kto wtedy zwyczajnie pracował, uważam za swojego rodaka. Przybijcie wirtualną piątkę.
Może i Rokita ma rację, że pod Wawelem spotkało się jądro Polski. W takim razie mamy odpowiedź na pytanie o to, czy Polska jest kobietą. Negatywną. Polska jest mężczyzną, bo ma dwa jądra.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.