Z okazji historycznego wydarzenia, jakim jest drogowe połączenie Ursynowa z Lizboną, zamiast wrześniowego rankingu od czapy, garść refleksji na temat ekspresowej obwodnicy Warszawy. Ukończenie fragmentu Konotopa-Puławska zmusza wszystkich kierowców do zmiany dotychczasowych odruchów.
A2 na Zachód to pierwsza porządna wylotówka z miasta. Cała reszta to łatanina na łataninie, średniowieczne gościńce upgradowane do dwupasmówek, regularnie zatykające się na kolizyjnych skrzyżowaniach.
A2 jest na razie odporna nawet na szczyty weekendowo-wakacyjne. Zacznie się pewnie zapychać na bramkach poboru opłat – jak już zostaną wprowadzone opłaty. Nie można ich wprowadzić, dopóki droga jest substandardowa i nie ma na niej działających pełną parą Miejsc Obsługi Podróżnych, dlatego mi się wcale nie śpieszy do ich uruchomienia.
Co za tym idzie, zalecam wyjeżdżanie z (i wjeżdżanie do) Warszawy autostradą ilekroć to jest możliwe. Jedziesz do Łodzi? A2. Jedziesz do Katowic? A2 i myk do S8 via DK50.
Jedziesz do Krakowa albo Rzeszowa? Dopiero wtedy Twoja obecność w raszyńskim korku będzie usprawiedliwiona. Ale nie przyznawaj mi się, że jedziesz na Wrocław zgodnie z drogowskazami (rozwiązanie na dziś: A2 i przez Turek lub Konin do S8; w miarę oddawania kolejnych fragmentów S8 pod koniec roku to się zacznie zmieniać, ale zasada unikania Raszyna zostanie w mocy).
Na mapce zaznaczyłem na czarno drogi, które już są. Na ciemnogranatowo drogi, które już są, ale albo wymagają upgrade albo dokończenia. Są takie dwa – to najstarszy odcinek Trasy Toruńskiej, biegnący korytem dawnego potoku Ruda, który się odtworzył podczas niedawnej ulewy. Oraz prawie cała południowa obwodnica, która na razie nie jest skomunikowana z Alejami Jerozolimskimi ani z budowaną wylotówką, mającą ominąć Raszyn.
Na jasnoniebiesko oznaczyłem drogi, które już są w budowie. To znaczy, że już tylko dwa-trzy lata będziemy nimi śmigać – nareszcie omijając Raszyn i Marki. Warto już uświadamiać sobie, co z czym łączą i co omijają, bo jak dotąd otwarciu każdej nowej drogi w Warszawie towarzyszy powszechna dezorientacja. Ludzie nie wiedzą, jak na nią trafić ani dokąd nimi można dojechać.
Zielonym kolorem nadziei oznaczyłem drogi, które są planowane. Na ciemozielono te, co do których wierzę w realność owych planów do roku 2020. Na jasnozielono te, których plany uważam na razie za vaporware (niezależnie od deklaracji przedstawicieli rządu).
Nie wierzę w obiecywane domknięcie obwodnicy od wschodu przed 2020. Proszę bardzo, możecie szydzić z mojego pesymizmu 1 stycznia 2020, jeśli faktycznie da się wtedy zrobić pełne kółko. Ja się przecież tylko ucieszę.
Deklaracja rezygnacji z trasy S7 (czyli wylotówek na Gdańsk i Kraków, oraz trasy N-S przez obrzeża centrum Warszawy) martwi mnie, bo oznacza dalsze trwanie w korkach. Z wylotówką na Gdańsk to tym smutniejsze, że byliśmy już bardzo blisko budowy tej drogi, ale udało się wtedy wszystko storpedować grupie wpływowych polityków, którzy zainwestowali w nieruchomości w korytarzu drogi.
Przy całej mojej niechęci do Platformy przypomnę bowiem, że to jest literalnie pierwsza władza w historii Warszawy, która stara się wyborcom przypodobać budując drogi – a nie torpedując projekty budowy. Do 2007 zmorą były te wszystkie komitety „Nie damy rozjechać Łomianek” albo „Bemowo przeciw degradacji”.
Lech Kaczyński obiecywał, że póki będzie prezydentem, w Warszawie nie będzie mowy o autostradzie. Kazz Marcinkiewicz zamiast ekspresowego ringu proponował jakiś idiotyzm w Górze Kalwarii.
Dlatego ja nie potrzebuję wiary w domknięcie ringu do 2020. Skoro realnie budowa ekspresowej obwodnicy ruszyła dopiero w 2007, to i tak cud Tuska, że już mamy aż połowę. Monachium buduje swój ring od 80 lat i nie mogą dokończyć.