Zabawnym fenomenem (blogo-foro)sfery zawsze byli emigranci, próbowali wyobrazić sobie Polskę na podstawie tego, co wyczytali w portalozie i w wypowiedziach podobnych sobie blogo-foronautów. Dogorywający Salon24 jest bodajże ostatnim miejscem, w którym można jeszcze śledzić to zjawisko.
Teraz emigranci są przekonani, że w Polsce sfałszowano wybory samorządowe. Oczekują więc zaraz wyjdą jakieś tłumy demonstrantów.
Te tłumy, jak wiadomo, nigdy nie wychodzą. Wychodzi najwyżej jakaś niewielka grupka „obrońców krzyża”, która rozstawia swój biwak pośrodku szlaku knajpianego. I potem emigranci się oburzają, że skąd tam nocą pijani ludzie.
Skoro więc nie ma tłumu na ulicach to znaczy, że naród jest ogłupiony przez media. Mniej więcej tak to wygląda w typowym blogoforokomciu emigranta.
Media tymczasem owszem, odgrywają tutaj negatywną rolę, ale odwrotną – podkręcają problemy w poszukiwaniu klikalności. Stąd się wzięły wyolbrzymione plotki o możliwym wpływie niesprawnego programu komputerowego na wynik wyborów.
Wszyscy słyszeli, że „w Szczecinie wygrał kandydat, którego nie było na liście”, bo to jest klikalne i wiralne. Wiadomo, że social media maveni będą wrzucać takie wrzutki na swoje fejsy i twittery, bo też i po to portale je produkują.
A naprawdę było tak, że komisja w Szczecinie owszem, dostała najpierw błędny wynik, a potem go poprawiła. Nigdy nie było takiej możliwości, żeby błąd programu wpłynął na wyniki wyborów, bo zadaniem programu nie było zastąpienia liczenia głosów w komisjach, tylko agregacja wyników w skali ogólnokrajowej.
Awaria programu odpowiada więc za to, że z opóźnieniem dostaliśmy ładne infografiki dla mediów. Ale nie mogła wpłynąć na rozdział stanowisk w radzie gminnej w Myciskach Niżnych. Ani Wyżnych. Ani gdziekolwiek bądź.
Czy twierdzę, że nic się nie stało? Jasne, że się stało i oczekuję dymisji w PKW i KBW. Które zresztą już się posypały.
Czy nie dziwi mnie dobry wynik PSL? Nie.
Polska wieś przeskoczyła w polsku dwóch dekad dwa stulecia. Poznikały chatki kryte strzechą i furmanki sunące po polnych drogach.
Wszędzie już tylko asfalt, kostka bauma, blachodachówka i nowiuteńki traktor zaparkowany przed garażem otwieranym na pilota. I unijne logo na tablicy informującej, co w gminie zrobiono z brukelskiego dofinansu.
Nadzieja, że polska wieś poprze jakąś siłę antyunijną czy antydemokratyczną – jest naiwna. Nikt nie zyskał na transformacji i integracji tyle, co wieś.
A komu to zawdzięczają? W ich (często trafnym) przekonaniu – przede wszystkim PSL. No to dziwicie się, że wolą tę partię od PO-PiSu (razem wziętego?).
A jednocześnie w kraju, w którym „wieśniak” to ciągle obelga, nie dziwię się, że część ludzi może nie chcieć się przyznać ankieterowi do głosowania na PSL. Tak tłumaczę rozbieżność exit polls i rzeczywistych wyników.
Czy nie dziwi mnie wysoki odsetek głosów nieważnych? Też nie. W większości to są puste kartki. Czyli głosy „przeciw wszystkim”.
Za sprawą zaszłości z przeszłości, mamy obsesję na punkcie tego, żeby nasza ordynacja była demokratyczna aż do bólu. Nie mogliśmy się zdecydować, czy głosować na ludzi czy na partie, więc mamy ordynację, która to łączy.
Stąd nasze (nie)sławne „wyborcze książeczki”, na których trzeba zagłosować na jednego kandydata spośród kilkuset. To nie ma sensu, zwłaszcza w wyborach z natury upartyjnionych, jak głosowanie do sejmików wojewódzkich.
Spośród kandydatów na mojej karto-książeczce do sejmiku wojewódzkiego nie znałem literalnie nikogo. Myślę, że podobnie miała większość komcionautów.
Dlatego wcale mnie to nie dziwi, że osoba mająca zdecydowane preferencje co do kandydata na prezydenta miasta czy na radnego, jednocześnie nie miała zdania w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. I po prostu wrzuciła czystą kartkę.
Procedurę wyborczą należy więc uprościć. Moim zdaniem, w wyborach do sejmiku (i być moze rady powiatu) można sobie odpuścić to „głosowanie na osoby”. Zostawmy partie/komitety, żeby wyborcza kartka znów mogła być kartką.
To pewnie propozycja zbyt radykalna i nie przejdzie, więc w takim razie przynajmniej przeróbmy wzór książeczko-karty zgodnie z sensownym postulatem, żeby pierwsza strona z zasady musiała zawierać spis treści i instrukcję. Ale znów, czy to powód do demonstrowania?