Niewiele wiadomości ucieszyło mnie tak bardzo, jak dekonstrukcja rządu. Żałosna nieudolność opozycji sprawia, że w tej chwili jedynym politykiem, mogącym obalić rządy Jarosława Kaczyńskiego jest Jarosław Kaczyński.
Wygląda na to, że właśnie zaczął. Dawno nie czułem takiego Chichrenfreude podczas czytania prawicowej blogosfery. Są zrozpaczeni, zdezorientowani, sfrustrowani.
Mają teraz pod jednym względem gorzej niż my. Nie rozumieją, za jakie grzechy to na nich spadło.
My przynajmniej tyle wiemy – cierpimy, bo przegraliśmy wybory. W dużym stopniu na własną prośbę.
Od dwóch lat przeżywamy tę porażkę i przynajmniej częściowo ją przepracowaliśmy. Niektorzy nawet zaczęli wyciągać z niej jakieś wnioski.
Ale oni od dwóch lat celebrują triumf. Przerzucają się dobrymi wynikami gospodarczymi, sukcesem 500+, fenomenalnymi sondażami.
I teraz nagle upokorzono premier, którą kojarzyli z tymi osiągnięciami. Dlaczego? Za co? Po co?
Moja odpowiedź jest taka, że Kaczyński nie rozumie ludzkich uczuć. Umie nimi manipulować – nie odmawiam mu tego, to niewątpliwie pieruńsko sktuteczny polityk. Ale sam po prostu nie ma tej śrubki w mózgu, żeby odczuwać cokolwiek poza nienawiścią, zemstą i pogardą.
Co za tym idzie, Kaczyński nie rozumie uczuć swoich wyborców. Dla niego Duda i Szydło byli jednorazowym trickiem socjotechnicznym.
Kaczyński rozumiał, że nawet jego własny elektorat za nim nie przepada. To normalne w polskiej polityce, głosowałem na Komorowskiego przecież nie z sympatii.
W odróżnieniu od Komorowskiego, Kaczyński wyciągnął z tego wnioski. Zastosował klasyczny chwyt judo, „ustąpić aby zwyciężyć”, żeby pan hrabia z całym impetem wykopyrtnął się o własną dwururkę.
Tym chwytem było odejście w cień, żeby w kampanii wysunąć dwójkę figurantów, debiutujących w pierwszej lidze. Gdyby przegrali – cała wina spadnie na nich, tak jak na tego pociesznego Kandydata Technicznego Na Różne Stanowiska. A gdyby wygrali, to się będzie nimi sterować z tylnego siedzenia.
I prawie wszystko poszło zgodnie z planem, ale jedno go zaskoczyło. Jego wyborcy autentycznie polubili tych figurantów. W rankingach popularności i zaufania Szydło i Duda wypadają lepiej od weteranów polityki.
Mogę to zrozumieć. Polska polityka to z jakiegoś powodu domena ludzi aroganckich i antypatycznych (nie wiem, jak to działa – czy zaczynają normalni, a potem się schetynizują, czy raczej od początku panuje selekcja promująca brudzinoidy).
O ile sam bym nigdy na Dudę czy Szydło nie zagłosował, to mniej więcej rozumiem, co w nich widzą ich zwolennicy. Widzą swojskość i przysiadalność.
Duda jest jak ten kumpel ze studiów, który nie był największym bystrzakiem na roku, ale go lubiłeś. Zawsze potrafił rozluźnić atmosferę, zawsze miał gdzieś skitrane pół litra.
Więc teraz się nawet ucieszysz, jak go spotkasz na ulicy. „Cześć Andrzej, co u ciebie?” „A no słuchaj, taka patatajnia, że prezydentem mnie zrobili. Uwierzyłbyś? MNIE? Wpadnij kiedyś, pojeździmy sobie limuzyną na kogucie. To lepsza inba niż wtedy, co sp…laliśmy przez balkon, pamiętasz”?
A Szydło jest jak ta ciocia Becia, co to nawet lubisz do niej jeździć w gości, bo karkówkę robi taką, że palce lizać. I dla wegetarian coś naszykuje: a to kurczaczka, a to cielęcinkę.
Są po prostu sympatyczni na pierwszy rzut oka. Niby nic – a o kim z opozycji można to powiedzieć? Dlatego rosną im słupki poparcia i zaufania.
Kaczyński, jak wiadomo, nie toleruje w swoim otoczeniu rywali. Nawet czysto potencjalnych (a może: zwłaszcza takich).
Dudzie aż do wyborów nic nie może zrobić, więc na razie wyżył swoją złość na Szydło. Gdyby chodziło tylko o rekonstrukcję rządu, zrobiliby to szybko i bez dyskusji. Ale Kaczyński chciał ją dodatkowo przeczołgać.
I co dalej? Na razie nic. Zwolennicy PiS nie przerzucą przecież swoich preferencji na opozycję. Ale Morawieckiego już nie polubią, oj nie polubią.
Drodzy pisowcy, czy wy wiecie, jakie to uczucie, chodzić na opozycyjne demonstracje i słuchać przemówień tzw. liderów opozycji? I się zastanawiać, „co mnie właściwie łączy z tymi ludźmi”?
Jeszcze nie wiecie, ale zaraz się dowiecie, na najbliższym spontanicznym wiecu poparcia dla Grupy Santander. To jest, przepraszam, ekipy Morawieckiego. Chłe chłe chłe!