Im jestem starszy, tym bardziej radykalnie popieram ideologię woke, cancel culture a zwłaszcza ruch #metoo. Przeciwnicy ostrzegają, że oto zaniknie sztuka flirtu i prawienia damom komplementów, strach będzie zażartować, a ponadto ludzie będą niszczeni na podstawie jednego oskarżenia. I tutaj mamy dużo fabularnych fantazji z serii „profesor zaszczuty z powodu niewinnego romansu ze studentką”.
Jeśli jednak przyjrzeć się prawdziwym historiom tego typu, to zawsze okazuje się, że studentki zgłaszały skargi, które olewano, że wyrafinowany flirt polegał na łapaniu za piersi, a subtelne komplementa na wulgarnym komentowaniu ich rozmiaru. To nigdy nie jest „zaszczuwanie z powodu niewinnego romansu”.
Sama nazwa „#metoo” wzięła się przecież od tego, że gdy wreszcie uda się nagłośnić jakiś przypadek, odzywają się kolejne ofiary tego samego predatora. Oni nie wpadają za pierwszym ani za drugim razem, tylko za fafnastym.
W moim długim życiu byłem świadkiem kilku takich przypadków. Nie wszystkie dotyczyły świata mediów, akurat pierwszy wydarzył się w fandomie science-fiction.
To było dobre 10 lat temu, najstarsi komcionauci zapewne to pamiętają. Wtedy po raz pierwszy przeżyłem ten szok, że jakiś mój (oczywiście były już) znajomy miał drugie oblicze, które pokazywał tylko ofiarom.
Jak wielu w fandomie, coś tam pisywał. Lubił w tekstach niby-fantastycznych umieszczać złośliwe karykatury znajomych (moją też!), przy czym karykatury koleżanek z fandomu czasem umieszczał w kontekstach ocierających się o pornografię gwałtu.
Potem się okazało, że on te fantazje wprowadzał w realu, ignorując wyraźne „nie” swoich ofiar. Wtedy chyba jeszcze nie było hasztagu „#metoo”, ale biegło to w klasyczny sposób – gdy jedna ofiara wreszcie przemówiła, inne napisały, że spotkało je to samo.
Powie ktoś, że te obleśne wątki jego niby-prozy powinny być wystarczającym sygnałem ostrzegawczym. Ale na podstawie tych kilku znanych mi przypadków zaryzykuję pewną prawidłowość.
Predatorzy zazwyczaj budują sobie linię obrony na wypadek kłopotów prawnych. W przypadku Kąckiego jest nią alkoholizm, bo przecież w Polsce nic tak nie wzrusza jak łzy pijaka. Nasz fandomowy pisarz mogł z kolei powiedzieć, że on przecież nie ukrywał swoich fantazji, więc ofiary wiedziały do czego będzie dążył na randce.
Wbrew pozorom nie jest tak, że tacy predatorzy działają tylko w środowiskach hierarchicznych. Fandom jest raczej egalitarny, ale z relacji ofiar wynikało, że wspomniany fantasta to właśnie wykorzystywał. Ofiary nie spodziewały się takiego ataku po kimś, kogo uważały za kolegę.
Nie jest też tak, że to zjawisko typowe dla „dziadocenu”. Znałem sprawców znacznie młodszych od siebie.
Nie wierzę też, że akurat w mediach te zjawiska są wyjątkowo częste. Po prostu afera z udziałem znanego dziennikarza (pisarza, filmowca itd) jest bardziej klikalna niż afera z udziałem starszego referenta w urzędzie powiatowym.
Tak naprawdę prawidłowości widzę jeszcze dwie. Po pierwsze, w każdym przypadku ofiary były wmanipulowane w zmowę milczenia przy pomocy prostego mechanizmu.
Pierwszy atak to rozpoznanie bojem. Predator aranżuje go tak, żeby mieć łatwą drogę odwrotu – plausible deniability.„Wypiłem o jednego za dużo, żartowałem, cytowałem opowiadanie nad którym pracuję, mam taki bezpośredni śródziemnomorski styl życia”.
Ofiara jest teraz w trudnej sytuacji. Jeśli odrzuci te nieszczere przeprosiny, predator bez trudu przedstawi ją jako wariatkę, co to nie zna się na żartach, nie rozumie konwencji, przewrażliwiona cnotka niewydymka.
Większość ludzi nie lubi awantur, więc potencjalna ofiara spróbuje zapomnieć o sprawie. Ale potem będą kolejne ataki, coraz śmielsze, a każdy będzie ją wiązać niczym pajęczyna.
Teraz jeszcze łatwiej z niej zrobić wariatkę. Czemu protestuje dopiero teraz? Czyli przedtem jej się podobało?
W każdym znanym mi przypadku sprawca wytwarzał jakiś wariant tego mechanizmu. To oczywistość bliska tautologii, po prostu predator, który tego nie umie, wpadnie na samym początku.
Ludzie czasem dziwią się: jak to, i nikt nic nie wiedział? Ale skąd można wiedzieć jak ktoś się zachowuje sam na sam z ofiarą?
Druga prawidłowość też jest trywialna, ale wydaje mi się jednak ważna. W kilku przypadkach znałem takich ludzi na tyle blisko, że gadaliśmy m.in. o polityce (oczywiście tylko do zerwania relacji).
Za każdym razem byli to zdeklarowani wrogowie „politycznej poprawności”. Lubili na nią narzekać.
Uzasadnienia mieli różne w zależności od poglądów politycznych. Czasem zwalczali „ideologię woke” z pozycji konserwatywnych, czasem libertariańskich, czasem niby-progresywnych (wolna miłość! hipisi! anarchia! zabrania się zabraniać! brejkam wszytkie rule!).
Punkty wyjścia były różne, punkt dojścia ten sam. Pilcho-rudnicka fantazja o której pisałem na początku – że #metoo to nowy purytanizm, zagrożenie dla wolności, upadek sztuki flirtu i wewogle fundamentów zachodniej cywilizacji.
Jak już pisałem – uważam że to bzdura. Ale jeśli nawet, to niech już upadają, bo nie ma czego żałować.
Po trzykroć racja, tylko czy zwalczanie seksualnych drapieżców to na pewno woke? Tak się raczej określa studia postkolonialne i tropienie systemowej dyskryminacji, czyli mniej więcej to, czym zajmuje się C.Gay, do niedawna rektorka Harvardu.
Lekceważyłem zagrożenia ze strony cancel culture do czasu, aż pewnemu znanemu blogerowi anty-trans odmówiono sprzedaży naczosów.
Przecież kultura kancelisty też nie istnieje i nie ma żadnej kancelarii. Ale tak jak w przypadku political correctness i w zasadzie chyba każdego terminu – w momencie przejęcia przez elity one go sobie redefiniują. A że są z natury konserwatywne to robią to tekstami typu „why I won’t date woke women”.
Tak samo C. Rufo z C. Gay „I am quite intentionally redefinig what CRT means (…) People won’t read Derrick Bell (…) [so what we say] that’s now CRT”.
>Nie wierzę też, że akurat w mediach te zjawiska są wyjątkowo częste. Po prostu afera z udziałem znanego dziennikarza (pisarza, filmowca itd) jest bardziej klikalna niż afera z udziałem starszego referenta w urzędzie powiatowym.
Pozwolę sobie zapytać:
W ostatnich latach pojawiło się sporo testów o tym jak toksycznym środowiskiem pracy są polskie media. Myślę, że nie tylko w przeciętnej większej firmie, ale i w przeciętnym małym biznesie/ januszexie szef nie rzuca popielniczkami w pracowników, a pracownicy zarabiający najniższą krajową zapłakani nie siedzą nad robotą do rana następnego dnia.
Po takich opisach można by się spodziewać że inne patologie również bogom być częstsze niż u starszego referenta.
Trochę to samo. ale inaczej wyrażone – czy wśród dziennikarzy Pana zdaniem nie ma ponadprzeciętnej reprezentacji ludzi z ego jak u Elona Muska?
Jak się uważa za nadczłowieka, to można mieć ponadprzeciętną skłonność do wykorzystywania innych ludzi.
@sheik.yerbouti
Jako „woke” określa się wszystko co powyższe i inne rzeczy, to po prostu słowo-wytrych na cokolwiek po lewej stronie, czego się nie lubi.
Wcale nie zdziwiła mnie ta notatka. Marksizm idzie w zestawie. Metoo, wolna Palestyna, skrobanki, bezdzietność, sojowe latte, wysokie podatki, duże regulacje prawne wszystkiego, zwalczanie blachosmrodów itp itd. (Ograniczenia nie dotyczą Liderów, jak w Zwierzęcym Folwarku)
Tu jest news z dziś, ze starej roboty, o ofierze metoo link to sport.pl
„Metoo, wolna Palestyna, skrobanki, bezdzietność, sojowe latte, wysokie podatki, duże regulacje prawne wszystkiego, zwalczanie blachosmrodów.”
Bo właśnie, same fajne rzeczy! (MSPANC)
Poza tym kula w płot, bo Gospodarz ma trzech synów, a notek o samochodach więcej niż o Jamesie Bondzie i Gwiezdnych Wojnach razem wziętych. No i powodzenia we wzbudzaniu współczucia dla piłkarza, doprawdy.
@Mistrz Analizy
Co do tego, że media (ale też np. teatr) będą bardziej narażone na takie kwestie (co nie znaczy, że w innych obszarach tego nie ma), podbiłbym wątek ego, dodał kilka innych:
– media są w zdecydowanie większym stopniu grą „zwycięzca bierze (prawie) wszystko”, w porównaniu do np. urzędu dzielnicy Warszawa-Bródno. Zwłaszcza obecnie, mamy rzesze mediaworkerów na śmieciówkach, pewną grupkę średniaków oraz pojedyncze gwiazdy zarabiające skrajnie dużo (czy to bezpośrednio, czy pośrednio, np. z wykładów dla korpo po kilkadziesiąt tys. za dwie godziny pracy). W takim środowisku jest z jednej strony większe poczucie władzy tych na górze, a z drugiej większa obawa przed robieniem afery („bo jeszcze ktoś to zapamięta i akurat to stanie mi na drodze kariery”)
– w mediach łatwiej o personalne legendy i w efekcie tendencje do większej racjonalizacji przekraczających granice zachowań, tak ze strony otoczenia, jak i samych ofiar. Syndrom oszusta, „on na pewno wie o co chodzi i przecież to nie może być po prostu ordynarne nadużycie”, itp. Plus oczywiście sami posiadacze legend mogą w nie uwierzyć – ale tu już Twój wątek o ego się odpala
Oczywiście to wszystko nie ma na celu wskazywania, że w innych obszarach nie ma problemów. Absolutnie są. Statystyki są w końcu bezlitosne, co piąta kobieta doświadczyła gwałtu, co druga molestowania. Ba, jeśli nie użyjemy nacechowanych słów, tylko opisujemy zachowania („uprawiać seks z drugą osobą mimo jej wyraźnego sprzeciwu”, „… kiedy jest zbyt pijana by odpowiedzieć”, itp.) 1/3 badanych facetów stwierdzała, że w sumie spoko, a 6% przyznawało się do takich zachowań w ubiegłym roku. To jest absurdalna plaga po prostu. A, i de facto zalegalizowana, bo trudno inaczej określić sytuację, w której 1 sprawca na 100 poniesie jakiekolwiek prawne konsekwencje (to akurat dane z UK).
Akurat środowisko fandomu jest bardzo hierarchiczne. O traktowaniu wolontariuszy wiadomo niejedno.
@ma
„w przeciętnym małym biznesie/ januszexie szef nie rzuca popielniczkami w pracowników”
Robi pan głupią manipulację, używając czasu teraźniejszego. Anegdoty o popielniczkach są sprzed 30 lat. Pewnie nie było pana wtedy na świecie, ale po prostu nie takie rzeczy działy się wtedy w januszeksach.
„pracownicy zarabiający najniższą krajową zapłakani nie siedzą nad robotą do rana następnego dnia”
Wtedy, te 30 lat temu, w mediach nie zarabiało się „najniższej krajowej”, przeciwnie. Moja pierwsza pensja była na poziomie średniej (!), a byłem absolutnie początkujący.
@Przemyslaw Slomski:
Czytałem kiedyś próby takiej oceny dla gwałtów. Wychodziło, że ok. 90% oskarżeń znajduje potwierdzenie w procesach sądowych; a rozmowy ze sprawcami wskazują (podpuszczano ich pod opowieści w więzieniu), że ok. 9 na 10 spraw w ogóle trafia na policję, bo ofiary wstydzą się mówić, albo boją.
Więc tak, jasne, bywają fałszywe zarzuty, ale to mała część spraw, o których słyszymy, a jeszcze mniejsza w odniesieniu do całego zjawiska.
@ausir:
Jest jakaś destrukcyjna moda — wczoraj mi wpadł w oko mem, który był szerowany jako fajny dowcip. Mem wzywał: „Bądź powodem dla którego istnieje ośrodek monitorowania rasizmu i ksenofobii”.
Qrcze, ja bym chciał widzieć, czy miłośnicy tego mema by się podobnie śmiali (i uważali, że to zabawne), gdyby ktoś napisał: „Żyj tak, by uzasadnić budowanie więzień”.
Czytałem nie tak dawno książkę o Słowenii i tam padła kwestia, że Słoweńcy źle traktują tych gorszych „byłych-Jugosłowian”. W sensie orientalizacji i niechęci do imigrantów. I padła teza, że owszem, zawsze była jakaś pogarda dla biedniejszej Bośni, czy Macedonii, ale dopiero za rozwoju internetu przestało być wstyd mówić tak publicznie. To jak z eksperymentem (patrz wojownicyklawiatury), co dostanie „świeżak” na FB — otóż dostanie lansowanego Petersona i Konfę. (Podobno tylko niemiecki FB ma lewicowe przegięcie.)
@ps
„Metoo, wolna Palestyna, skrobanki, bezdzietność, sojowe latte, wysokie podatki, duże regulacje prawne wszystkiego, zwalczanie blachosmrodów itp itd.”
Wybaczy pan, ale to takie typowe bzdury z jakiegoś głupkowatego podkastu. Powinien pan się kiedyś zainteresować tym jak świat wygląda naprawdę, a nie jak się to wydaje jakiemuś głupkowi od wrestlingu. Znam wielu marksitów, którzy mają dzieci, nie znoszą sojowej latte, lubią motoryzację itd. A o wolnej Palestynie w Polsce mówi głównie prawica, bo nie jest aż tak islamofobiczna, jak antysemicka.
@ak
„media są w zdecydowanie większym stopniu grą „zwycięzca bierze (prawie) wszystko”,”
To nieprawda. W samej „Wyborczej” pracuje kilkaset osób (a kiedyś kilka tysięcy). Z natury nie wszyscy mogą być „zwycięzcami”. Ja właściwie całą swoją tzw. karierę spędziłem jako nie-zwycięzca. Drugorzędny felietonista, niewpływowy krytyk, niepoważny komentator. Nigdy nie dostałem branżowej nagrody, a jednak jakoś tam zarobiłem na blachosmroda.
WO
1. Niestety już byłem na świecie #starość
2. Nie nazwał bym tego manipulaca, raczej zły przyklad z wielu, dzięki czemu mógł się Pan w ten sposób przyczepić.
Przyklady z press czy z newsweeka sa zdaje się bardziej aktualne. Z reszta to o minimaknej-ish i plakaniu, poprawianiu tekstu do rana wziąłem z tekstu ex dziennikarski N, chyba tego: link to krytykapolityczna.pl ale głowy, ani paznokci za to nie dam.
@ma
„Przyklady z press czy z newsweeka sa zdaje się bardziej aktualne. ”
Ale jak nie ma „rzucania popielniczką”, robią się od razu mniej spektakularne i bardziej przypominają to, co jest niestety codziennością we wszystkich branżach. W ciągu ostatnich paru lat były głośne sprawy mobbingu w NGO’sach, na uczelniach wyższych oraz w dwóch liceach (krakowskim i warszawskim), ale je pan olał, może nawet pan o nich nie słyszał, bo – jak pisałem w notce – to mniej klikalne.
„to o minimaknej-ish i plakaniu”
Otóż usłyszy pan podobne historie z oświaty, nauki, NGO’sów itd.
W kontekście woke przypomina mi się cytat z Gombra: „nie sztuka mieć ideały, sztuka – w imię bardzo wielkich ideałow nie popełniać bardzo drobnych fałszerstw”. Z dużą podejrzliwością podchodzę do osób, które deklarują publicznie swoją moralną lepszość i mam też podejrzenie, że zarówno po lewej jak i po prawej stronie są zestawy poglądów, które „opłaca się” głosić. Najbardziej groźny jest więc taki wyrafinowany predator (woke lub „kato-woke”), który osiąga swoje cele – towarzyskie, finansowe, seksualne – instrumentalnie posługując się karykaturalną wersją poglądów popularnych w danej bańce i wmawiając potencjalnym ofiarom winę, jeśli im odmówią („jak nie pójdziesz ze mną do łóżka, to będziesz rasistką” – z jednej strony, z drugiej: „Bóg chce, aby ludzie się kochali”).
A jeśli chodzi o mniej wyrafinowanych predatorów. Powoli wchodzę w wiek, gdy dociera do mnie, że moi różni znajomi (dalsi znajomi, bo ja raczej z tych typów introwertycznych) z czasów liceum i studiów, ci najgłośniejsi i najpopularniejsi (najlepsze imprezy, najwięcej dziewczyn), okazują się po latach ukrywać przed ex żonami za granicą, unikają płacenia alimentów, byłe dziewczyny wspominają o nich z pogardą. Te same cechy, które robią z 20-letniego chłopaka lokalnego „króla życia”, 20 lat później dają mu łatkę dupka, oblecha itp. Jasne, należy potępiać przemocowców i wspierać ofiary (że rytualnie złożę taką woke deklarację), ale obserwując z boku świat takich „królów” zawsze mnie dziwiło-nie-dziwiło, że jednak jakoś zawsze otaczał ich wianuszek zakochanych dziewczyn.
@WO
„jakiemuś głupkowi od wrestlingu” Z czystej ciekawości, o kogo chodzi? Takie głupoty często wygadują ludzie typu Peterson, Tate czy inne sługusy z Fox News, ale akurat z żadnym zawodnikiem wrestlingu się nie zetknąłem.
@januszexy
Osobiście się nie zetknąłem, miałem jednak w życiu trochę szczęścia (a nawet całkiem sporo), ale w rozmowach z kolegami ten temat się pojawiał. Jeden z nich mówił, że pracował kiedyś w firmie w której każdy trzymał w szufladzie już napisane wypowiedzenie – wystarczyło wpisać daty. Jak szef za bardzo odwalał, to brali takie wypowiedzenie, rzucali mu na biurko i wtedy nagle np. znajdowały się pieniądze, albo byli przepraszani. Oczywiście po cichu, żeby nie wyszło że pieniądze dla X się znalazły a dla innych nie.
Oczywiście bardziej do nas przemawiają te sytuacje które dotyczą osób znanych. Bo jak są znani to są nam bliżsi, czasami wręcz idole, niemal jak prawdziwi znajomi. Mnóstwo ludzi wie kim jest Crosby, Whedon czy Polanski, a mało kto kim jest szef jakiegoś januszexu z siedzibą na zadupiu. Dlatego też trochę mocniej trafiają oskarżenia i wyznania osób sławnych, jak Fraser czy ekipa Buffy.
Tak działa sława. Ale nadużycia, nękania i wykorzystywania są obecne w bardzo różnych grupach, nawet takich małych kręgach znajomych. Po prostu jeśli się o tym nie mówi, to wielu z nas ciężko sobie wyobrazić że ktoś kogo znamy może się tak zachowywać specjalnie. Jacyś zboczeńcy, bandyci, prawda? Ale znajomy? Człowiek taki sam jak my? I na tym oni się m.in. opierają, że ludzie nie uwierzą żeby ktoś mający twarz i nazwisko, z kim się spotykamy, mógł się zachowywać tak jak my byśmy nigdy się nie zachowali ani nawet nie rozważali.
Od dawien dawna było tak że na poprawność polityczną narzekały tylko chamy. Człowiek z dobrymi manierami narzekać nie ma powodu bo mu pp w niczym nie przeszkadza, jej reguły mieszczą się w zakresie zwykłem codziennej kultury osobistej w stosunkach międzyludzkich.
A woke to jednak głównie dotyczy de-kolonializmu, jak ktoś używa tego słowa w kontekście polskim to zakładam zwykle że nie wie o czym mówi.
A co do notki: czysta prawda, nic dodać nic ująć.
@embercadero
„A woke to jednak głównie dotyczy de-kolonializmu”
Pierwotnie dotyczyło rasizmu, ale obecnie zmieniło się po prostu w chochoła takiego samego jak wcześniej „polityczna poprawność” obejmującego wszystko od praw LGBT po 15-minutowe miasta, nie tylko w Polsce.
@wk
„obserwując z boku świat takich „królów” zawsze mnie dziwiło-nie-dziwiło, że jednak jakoś zawsze otaczał ich wianuszek zakochanych dziewczyn.”
Będąc starszy od pana o kolejne dekady, ja już wiem, że prawda jest arcyboleśnie arcybanalna. No pewnie, że kiedyś mnie bardzo intrygowało, na czym polega Sekret Powodzenia U Kobiet! Zdradzę go panu. Oni po prostu podrywają każdą, ale to absolutnie każdą, jaka się pojawi w polu widzenia. Raz na dziesięć przypadków w końcu się uda, poza tym trening czyni mistrza.
Na marginesie afery z „papierowymi feministami” pojawiło się oskarżenie jednego z bohaterów, że podrywał dziewczyny na imprezie, na którą przyszedł z obecną partnerką. Po prostu takiego lowelasa to nie powstrzymuje, że już ma dziewczynę (żonę). I tak będzie podrywać, każdej mówiąc, że jest tą Jedyną Która Go Może Powstrzymać Przed Samobójstwem. To jest również stały motyw biografii Philipa K. Dicka (że ledwie stworzył jakiś związek, już tracił zainteresowanie i szukał kolejnej ofiary).
Przy okazji: nie lubię argumentacji „prokuratura uniewinniła, ergo oskarżenia były nieprawdziwe”. W Polsce trzeba naprawdę dużo zła wyrządzić, żeby prokuratura już coś uznała za niedozwolone. Nie ma nic nielegalnego w podrywaniu nowej partnerki na oczach obecnej partnerki. Tylko czy pan byłby do tego zdolny? Tuszę, że jednak nie. Ja też nie.
Sekretem tych ludzi jest brak zahamowań etycznych i/lub poczucia obciachu (to często idzie w pakiecie).
Niestety, ale media, a konkretnie sekcja „natchnionych reportażystów”, przyciągają ludzi ze specyficzną osobowością. Podobnie jak sekcja „fajnych księży” w KRK. Dzięki specyficznej osobowości odnosi się tam sukcesy, a te sukcesy uspecyficzniają osobowość. Panu Januszowi z Januszeksu ciężej było by być guru dla ofiary, trudniej stosować – celnie opisane w notce – wyrafinowane metody. Wreszcie dzierżyć rząd dusz i roić sobie różne rzeczy w związku z tym – chociażby puszczając na całą Polskę tekst taki jak puszczony.
@worek kosci
„… ale obserwując z boku świat takich „królów” zawsze mnie dziwiło-nie-dziwiło, że jednak jakoś zawsze otaczał ich wianuszek zakochanych dziewczyn”.
|
To jest tak chujowe, że powinno zniknąć jak tekst Kąckiego.
@WO
#dziennikarstwo to stan gdzie zwycięzcą bierze wszystko .
>To nieprawda. W samej „Wyborczej” pracuje kilkaset osób (a kiedyś kilka tysięcy). Z natury nie wszyscy mogą być „zwycięzcami”.
Też mi się wydawało, że jest kilka innych profesji z silniejszymi efektami skali gdzie zwycięzca faktycznie bierze wszystko. Zawodowi sportowcy, influencerzy/ streamerzy, artyści itp.
> (…)Ja właściwie całą swoją tzw. karierę spędziłem jako nie-zwycięzca. Drugorzędny felietonista, niewpływowy krytyk, niepoważny komentator. N
Ale z tych najlepszych, wiec można by przypuszczać że nie agorowe 1%, ale agorowe MMC, górne 15% powiedzmy już tak? Na każdego znanego z nazwiska dziennikarza nie przypada z 15 stażystów?
>nigdy nie dostałem branżowej nagrody, a jednak jakoś tam zarobiłem na blachosmroda.
A to nie wynika po prostu z wieku/ kiedy Pan zaczął pracę, vide ” Moja pierwsza pensja była na poziomie średniej (!), a byłem absolutnie początkujący.”
Alter ego WO rocznik powiedzmy 85-95 by się pewnie nie dorobił?
>(..) NGO’sach, na uczelniach wyższych oraz w dwóch liceach (krakowskim i warszawskim),
Miałem koleżankę w pro zwierzęcy NFO. Menagement w NGOsach wydaje się mieć podobny rys charakterologiczny co topowi dziennikarze- ego Ilona, podludzie pracownicy maja się słuchać i być wdzięczni za prace na minimalnej.
NGOsy, szpitale, uczelnie ze starymi profesorami i parę innych wydają mi się, podobnie jak media branżami podwyższonego ryzyka, gdzie kultura folwarczna robi brrrrrr na 107%.
> (…) ale je pan olał,
Bo nie chciałem pisać eseju w stylu Awala. Uznałem że można to pominąć.
Nie mówię że tak jest, bo tego nie wiem, ale wysnuwa hipotezę że we wspomnianych powyżej (przykładowo, to nie pełna lista)profesjach mobbing może być częstszy niż w reszcie rynku pracy.
Podobnie jak są przesłanki że wśród kleru jednak odsetek sami-wiecie-czego jest jednak wyższy niż wśród murarzy )abstrahujemy od przenoszenia na inną budowę).
>może nawet pan o nich nie słyszał,
Może Pan od razu nie inputować że „komcionauta się nie zna”? Warszawskie to chyba nawet były 2 sprawy, krakowskiej faktycznie nie słyszałem.
W bliskiej rodzinie miałem 4 nauczycielki – oświata nie wydaje się aż tak toksyczna jak np NGOsy, ale nie będę uogólniał pojedynczych przypadków.
> bo – jak pisałem w notce – to mniej klikalne.
Czy ja wiem. Teraz przyznam się do swojej ignorancji.
TL:DR przedwczoraj nie wiedziałem kto to Marcin Kącki , jak mniemam podobnie jak co najmniej 37 mln Polaków.
Zgodzę się że jeśli chodzi o pierwszoligowych dziennikarzy to jest bardziej klikalne, bo każdy Polak wie kto to Lis czy Durczok, ale jakiś tam Kącki czy ten facet z press- ilu ludzi by ich rozpoznało?
Myślę że te tematy nie są bardziej klikalne per se, ale to jest BIG DEAL dla dziennikarzy, wiec dziennikarze piszą o tym pierdyliard artykułów, wiec czytelnik zakłada że to big deal i wchodzi.
Ja sam musiałem sprawdzić kto to ten Kącki – no fakt, przeczytałem w zeszłym roku jedną jego książkę (Chłopcy idą po Polskę) i pewnie jakiś artykuł, Z Polskiej szkoły podkoloryzowania (#teamkapuściński) z nazwiska kojarzę chyba tylko Szczygła
@etatowiec
„Akurat środowisko fandomu jest bardzo hierarchiczne. O traktowaniu wolontariuszy wiadomo niejedno.”
To jednak zjawisko w miarę nowe i dotyczące głównie szybko komercjalizującego się Pyrkonu czy różnych prób zrobienia w Polsce Comic-Conu, a nie „starego fandomu”, Polconów itd., a raczej o tę część fandomu tutaj chodzi.
@Mistrz Analizy:
Kącki? Czytałem książki. Dobre. Nie będę obstawiał, czy to reporterska pierwsza 10-tka, czy 50-tka, ale te „37 milionów”, które nie wie o kogo chodzi, to nie ten przypadek.
BTW. Kącki pisał też o pedofilii w pewnym poznańskim chórze; a ostatnią książkę o środowisku Konfy. Skądinąd, gdy słuchałem jego wywiadu parę miesięcy temu na temat tej ostatniej książki, tam padła jego uwaga, że żeby wejść w środowisko pił z jego przedstawicielami, co się odbijało na bliskich. Zabrzmiało mi to nieciekawie, ale jakoś przełknąłem.
@pak4
To są właśnie CI „Chłopcy”. Był cały rozdział o warszawskim pubie dla kucy.
Ausir słusznie prawi
” a nie „starego fandomu”, Polconów itd., a raczej o tę część fandomu tutaj chodzi.”
Prawdu prawisz, byłem naprawdę dawno temu w Warszawskim SFANie. Byliśmy wszyscy na „ty”, Marek S. Nowowiejski (szefem wydawnictwa ALfa został chyba potem) pisał nam usprawiedliwienia z lekcji (technikum!) na jakiś konwent. Oficjalne, z pieczątką klubową. Późniejszy szef Amberu też był z nami na ty, kolportował klubówki. No pewnie, że był nieoficjalne rangi, ale to jak było jak u kolegów WO z płytami. Kto miał angielskie magazyny i książki był GOść
> „37 milionów”, które nie wie o kogo chodzi, to nie ten przypadek.
Ja nie wiedziałem o kogo chodzi i jak sprawdziłem to był jednak szok sytuacyjny. Tu demaskator pedofilów nieszczerze ujawnia swoje problemy, zdemaskowany jako przemocowiec przez laureata zbojkotowanej środowiskowo nagrody przyjętej od przemocowca. To nie umniejsza niczyjej pracy, ale nie wiem czy taka sytuacja jest możliwa poza mediami, a przecież #metoo zaczęło się od filmowców (którzy są tak sobą zajęci, że jak nie robią filmów o robieniu filmów to o robieniu teatru).
@kor
„Panu Januszowi z Januszeksu ciężej było by być guru dla ofiary,”
Właśnie wprost przeciwnie (był w DF fajny reportaż o mobbingu w prowincjonalnym Januszeksie). Jeśli jest jedynym pracodawcą w gminie o wysokim bezrobociu? Wydaje mi się, że Kącki i jako predator, i jako alkoholik po prostu lepiej by sobie radził w prowincjonalnym miasteczku, tam przecież nie potrzebowałby jakichś wielkich kwalifikacji, żeby mieć pod sobą kilkadziesiąt podwładnych, w dodatku łatwiejszych do zastraszenia. Może bez afery dojechałby do starości, a teraz przecież sam uczynił siebie niezatrudnialnym jeszcze przed pięćdziesiątką.
„chociażby puszczając na całą Polskę tekst taki jak puszczony”
Ale przecież tym tekstem sam siebie załatwił. Gdyby nie on, być może wszystko udałoby się jeszcze zamieść pod dywan. Okoliczności wywalenia z instytutu reportażu były przecież niejawne, w trosce o dobro ofiary. Na własną zgubę sprowokował ją do głosu.
@ma
„górne 15% powiedzmy już tak?”
Też nie. Gdybyśmy spróbowali opracować jakiś ranking, pogrążałoby mnie równe 0 w kategoriach takich jak „nagrody branżowe” albo „teksty na jedynce”. Wydaje mi się, że nie jestem nawet w górnej setce.
„krakowskiej faktycznie nie słyszałem.”
Jest super, gorąco polecam guglanie! Tam dyrektor szkoły do tego stopnia zastraszył osoby podwładne, że zmuszał je do żyrowania kredytów, których nie spłacał. To ja już bym wolał niecelny rzut popielniczką.
„Nie mówię że tak jest, bo tego nie wiem, ale wysnuwa hipotezę że we wspomnianych powyżej (przykładowo, to nie pełna lista)profesjach mobbing może być częstszy niż w reszcie rynku pracy.”
Hm, lista branż, które pan już uważa za zagrożone mobbingiem w porównywalnym stopniu zrobiła się już bardzo szeroka. W dodatku obejmuje już chyba wszystkie branże, w którym większość pracowników ma wyższe wykształcenie, więc WIEDZĄ że są mobbowani, podczas gdy niekoniecznie tę wiedzę musi mieć ktoś, na kogo szef po prostu się wydziera swoim tradycyjnym „nogi z dupy powyrywam”. Więc właściwie wracamy do mojej tezy, że media tu nie są pod żadnym względem specyficzne.
@unikod
„zdemaskowany jako przemocowiec przez laureata zbojkotowanej środowiskowo nagrody przyjętej od przemocowca.”
Zaraz, za dużo skrótów myślowych. Przecież Kąckiego zdemaskowała dziennikarka „Newsweeka”? No i niestety środowiskowego bojkotu Grand Press nie było (bo też i nie ma żadnego środowiska dziennikarskiego, nie bardziej niż „środowisko osób o nazwisku zaczynającym się na A”).
Dlatego nie napisałem „przez środowisko” a środowiskowo, część nominowanych wystarczy. I to jednak co innego zdać relację drugiej strony, co nadal mieści się w leadzie redakcji (nie zapominajmy, że tekst Kąckiego był przez nią promowany zapowiedziami „porozmawiajmy o chłopactwie i jego trudnych problemach”), a co innego ujawnić iż tekst powstał na okoliczność że sprawa się rypła.
@wo „No i niestety środowiskowego bojkotu Grand Press nie było”
Jakiś częściowy chyba był, na fejsie widziałem całą kolejkę nominowanych w kategorii reportaż, proszących o usunięcie ich z krótkiej listy.
Jak się rzeczy mają (miały) w prowincjonalnym urzędzie gminy, czy Januszex’ie to nie wiem. Natomiast z moich względnie częstych – dekadę temu – kontaktów towarzyskich z ludźmi pracującymi w korpo medialnych i „zwykłych”, to poczucie, że „robię coś ważnego i jestem w centrum zdarzeń” było wyraźnie wyższe wśród tych pierwszych. Korelowała z tym m.in. większa gotowość do (auto)eksploatacji oraz zdecydowanie większa toksyczność relacji w miejscu pracy. Widoczna nawet nie tyle w opowieściach o ekscesach, co raczej przez pryzmat wzorców zachowań i postaw uznawanych za akceptowalne.
@ gohgol
To była moja robocza hipoteza. Jak ktoś robi ALM w Isengardzie albo księguje fakturki w centrum usług wspólnych (np) to nie ma poczucia „misji”, menager nie jest jego guru/ mistrzem i nie godzi się na tyranie za grosze i uwłaczające traktowanie ( tzn godzi, ale w mniejszym stopniu). A biorąc pod uwagę że gen Z i młodsi millenielsi zmieniają pracę co 1,5 roku – z szefem pokroju Pana z press po prostu zrobili by to szybciej.
@gohgol
„Natomiast z moich względnie częstych – dekadę temu – kontaktów towarzyskich z ludźmi pracującymi w korpo medialnych i „zwykłych”, to poczucie, że „robię coś ważnego i jestem w centrum zdarzeń” było wyraźnie wyższe wśród tych pierwszyc”
No tak, ale to są znowu opowieści z dawnych czasów. Nie wierzę, że współczesny pracownik portalu pracujący nad artykułem „5 sposobów by sprawdzić czy nie jesteś prokariotą”, miał uczucie, że robi coś ważnego i jest w centrum wydarzeń. Nawet jak za to dostanie Grand Pressa w kategorii „clickbait roku”. Dzisiejsze media to już takie same korpo jak każde (tylko gorzej płacą).
@wo
„To nieprawda. W samej „Wyborczej” pracuje kilkaset osób (a kiedyś kilka tysięcy). Z natury nie wszyscy mogą być „zwycięzcami”.”
W Polsce jest też kilkanaście tysięcy osób parających się aktorstwem, z czego ok. tysiąca będzie miało stabilną sytuację, a kilkudziesięciu, może pod setkę będzie bardzo rozpoznawalnych. Powiedziałbym, że proporcje nieco gorsze od przedstawionych powyżej, ale nie ekstremalnie różne.
Pisałem celowo, że to model „bardziej” zwycięzca bierze wszystko, nie „całkowicie” (gdzie sport albo aktorstwo są przykładami najbardziej ekstremalnymi), celowo też wziąłem do porównania urząd dzielnicy.
@ak
„celowo też wziąłem do porównania urząd dzielnicy.”
No i dlatego to porównanie jest dla mnie nietrafione. Akurat nie mam w swoim towarzyskim bąbelku zawodowych aktorów (tak jakoś wyszło), ale mam właśnie coś w rodzaju urzędów dzielnicy. Po pierwsze – to właśnie jest świat, gdzie zwycięzca bierze wszystko, no bo tylko jedna osoba może być kierownikiem samodzielnego referatu. Po drugie, intrygi (o których czasem słucham towarzysko) są dość podobne, że na przykład dyrektor Kowalski zdradza żonę z młodszą specjalistką Malinowską, więc ją awansował na starszą specjalistkę, a cała trójka pracuje w jednym starostwie i wszyscy udają że niczego nie widzą. No i po trzecie, parę osób w urzędzie nieźle zarabia i kłuje w oczy Porsche Panamerą, a reszta na minimalnej.
Tak przy okazji – w Teatrze Dramatycznym był mobbing czy nie?
> No i po trzecie, parę osób w urzędzie nieźle zarabia i kłuje w oczy Porsche Panamerą, a reszta na minimalnej.
W urzędzie się da tyle zarabiać? Legalnie? To nie od bezdomnego za WZtkę? Taka panamera to z bańkę prawie pewnie kosztuje, a sądziłem że topowa pensja urzędnicza to będzie może z… No mniej niż rata za taki samochód.
@ma
„W urzędzie się da tyle zarabiać?”
Wszystko tutaj trochę zmodyfikowałem, bo przecież nie będę opisywał prawdziwych historii znajomych. I bez przesady, akurat te wszystkie leasingi na 101% to względnie najtanszy sposób na podarowanie sobie odrobinki premiumowości.
Aż sprawdziłem, że najtańsza panamera w krótkim leasingu to faktycznie raptem 5000netto miesięcznie – tylko, uwaga, przy pierwszej wpłacie 30%, czyli trzeba mieć luźne jakies 180k PLN. Dobrze żyją urzędnicy w Polsce.
>Wszystko tutaj trochę zmodyfikowałem, (…)
Ale rozumiem że blachosmrodziarska ekwiwalentność została zachowana- bryka za 600-1000k? Rozumiem że jako entuzjasta motoryzacji nie dokonałby Pan tak daleko idącej modyfikacji, bo np dyr departamentu jeżdżącego mustangiem to i ja widziałem, ale mustang kosztował tyle co wspomniany wkład własny na panamerę. Jakiegoś stingera pewnie też bym sobie wyobraził.
>najtańsza panamera (…)
a to nie jest tak że w porsche w bazowej wersji jest kierownica, fotel, może pedały i nic więcej? A jak się chce mieć jakiekolwiek wyposażenie to cena się robi x2?
>5k netto
to faktycznie mało, ale patrz wpłata własna. Obstawiałem że rata za taki samochód (nie golas) to bardziej 12-16k.
>akurat te wszystkie leasingi na 101% to względnie najtanszy sposób na podarowanie sobie odrobinki premiumowości.
To jest coś co sprawia że nie mam średnio klaso średniowego wzorc konsumpcji. Byłem nauczony że jak na coś takiego nie mogę wyłożyć cashu, to mnie na to nie stać. (w przypadku nieruchomości okazało się to bardzo złą strategią. Ludzie którz wzieli kredyt 3-5 lat temu wgrali życie).
W sumie to miałem takiego Kąckiego w bliskiej rodzinie. Rzadko trzeźwy, zawsze otoczony zafascynowanymi nim niewiastami duzo od niego młodszymi. Nigdy nie mogłem zrozumieć jego fenomenu ale chyba faktycznie było tak że on po prostu uderzał do każdej jednej, a łapały się te z niskim poczuciem własnej wartości którym to imponowało (że starszy, że z tak zwaną pozycją itp). Jedną w sumie przed nią uchroniłem gdy była niemiłosiernie w nim zakochana, tłumacząc że on nie schodzi poniżej trzech na raz i do tego nie pamięta które obczaja obecnie bo zbyt jest zwykle pijany. Innej sympatycznej dziewczynie podobne klarowanie czyniła moja szanowna matka, również z sukcesem. W sumie tamtego gada wóda wykończyła krótko po 50-ce a z oboma tymi paniami nadal się znamy i obie mają się dobrze. Ja nie wiem co z takimi robić bo to w sumie nie wypełnia znamion przestępstwa, przynajmniej ten mój tego nie robił, to się raczej jednak nie łapało na molestowanie, również nie wiem nic by próbował coś w pracy (bo tam sami faceci byli). Takie psychopatyczne wykorzystywanie innych ludzi dla własnej przyjemności. Nie wiem co robić by ludzie nie dawali się tak łatwo krzywdzić…
@Mistrz
„W urzędzie się da tyle zarabiać? Legalnie?”
A jak udowodnisz że nielegalnie? Polecam lekturę oświadczeń majątkowych, akurat idą wybory, warto się dowiedzieć na kogo się głosuje , a są jawne. W ramach stowarzyszenia robiliśmy kiedyś na fejsie przegląd oświadczeń radnych i burmistrzów w dzielnicy, i jakoś dziwnym trafem nasz „ulubieniec” któremu poświęciliśmy sporo uwagi bo i treści w oświadczeniu bylo dużo, spędził ostatnie kilka miesięcy na Służewcu po tym jak z urzędu wyprowadziło go CBA. Te dane leżą na widoku, po prostu nikt po nie nie sięga. no i oczywiście domniemanie niewinności itp.
@Mistrz Analizy:
„a to nie jest tak że w porsche w bazowej wersji jest kierownica, fotel, może pedały i nic więcej? A jak się chce mieć jakiekolwiek wyposażenie to cena się robi x2?”
Tak to sobie może jest w Skodach – w markach premium (ale takich naprawdę premium) nawet jak weźmiesz wszystkie opcje to cena może, bardzo może dojść do 1.5x.
„To jest coś co sprawia że nie mam średnio klaso średniowego wzorc konsumpcji. Byłem nauczony że jak na coś takiego nie mogę wyłożyć cashu, to mnie na to nie stać.”
To bardzo źle byłeś nauczony bo istotne jest ile cię kredyt kosztuje i czy aby nie mniej niż płacenie za to samo tylko jako wynajem (w przypadku mieszkań). Nie należy tego mylić jednak z życiem ponad stan.
A jeszcze o mobbingu i januszeksach – na szczęście dla Polskich firm przestałem pracować bardzo szybko ale nasłuchałem się historii od kolegów. Biorąc poprawkę, że pracowałem w branży IT gdzie standardy są jednak ciut wyższe to nawet sobie nie wyobrażam, jak żle było w małych firemkach, takich jak ta słynnie opisana w artykule o dyrektorze buraku. link to wyborcza.pl
@ma
„Byłem nauczony że jak na coś takiego nie mogę wyłożyć cashu, to mnie na to nie stać. ”
Ta dygresja jest ogólnie nudna, więc proszę zaprzestać.
„takich jak ta słynnie opisana w artykule o dyrektorze buraku.”
Ale wykopalisko.
To jednak dość ciekawe — reportaż w którym jeden anonimowy typ opowiada anegdoty opowiadane przez innego. A jak się dokopiemy to…
„Na forum Gazeta.pl głównym konkurentem Rifuna był szczur biurowy (zaczął spisywać swoją opowieść prawie w tym samym czasie – jesienią 2001 roki). Szczur biurowy pisze do dziś. Ba, ze swoich wpisów złożył książkę.
Coraz popularniejsze stają się dzienniki korporacyjne, w których autor opisuje swoje życie w firmie. Jednym z ostatnich i najlepszych jest Samotny Biały Żagiel – leniuch.blox.pl”
@wo ” Nie wierzę, że współczesny pracownik portalu (…) miał uczucie, że robi coś ważnego i jest w centrum wydarzeń”. On pewnie nie, ale obstawiam, że wśród jego przełożonych jeszcze trochę takich się znajdzie. Media wciąż wydają się być jednak trochę do tyłu w stosunku do regular korpo jeśli chodzi o standardy traktowania (współ)pracowników. Zwolnienie Lisa to nie taka zamierzchła historia, Kącki uchował się aż do teraz. Media nadganiają, coś tam im dzwoni, ale kierownictwo redakcji dopiero po komentarzach w sieci doszło do wniosku, że ten tekst Kąckiego to jednak fuj.
@carstein „w markach premium (ale takich naprawdę premium) nawet jak weźmiesz wszystkie opcje to cena może, bardzo może dojść do 1.5x.”
W sensie Bentley? Porsche jest znane z tego, że sama dopłata za system audio to ponad 30k PLN – i drugie tyle za lakier. Generalnie chyba chłopaki mają info z dobrego źródła, że piekła nie ma.
@mrw
„Szczur biurowy pisze do dziś. Ba, ze swoich wpisów złożył książkę”
Ba, jako literat zaczął się podpisywać prawdziwym nazwiskiem, Maciej Świrski! Ale żeś pan znalazł wykopalisko!
@goghol
:On pewnie nie, ale obstawiam, że wśród jego przełożonych jeszcze trochę takich się znajdzie.”
Może Węglarczyk, ale jeśli szefowie licznych imitacji onetu mają takie mrzonki, to źle świadczy o ich trzeźwości oceny.
„ale kierownictwo redakcji dopiero po komentarzach w sieci doszło do wniosku, że ten tekst Kąckiego to jednak fuj.”
No bo kierownictwo redakcji jest trochę osobne wobec korpo. Nie zawsze mówią jednym głosem, a teraz w ogóle trwa wydzielanie do osobnej spółki, dla wzmocnienia tej odrębności.
MRW
„jest Samotny Biały Żagiel – leniuch.blox.pl””
Regularnie komciał u WO w latach 2006-2008
„Regularnie komciał u WO w latach 2006-2008”
no przeca dlatego wrzuciłem!
„Ba, jako literat zaczął się podpisywać prawdziwym nazwiskiem, Maciej Świrski! ”
Wait, to ten sam Świrski co z PFN? LOL
@WO
>zaprzestać
ok
@carstein
> w markach premium (ale takich naprawdę premium) nawet jak weźmiesz wszystkie opcje to cena może, bardzo może dojść do 1.5x.
Wydawało mi się że jest wręcz przeciwnie, że marki masowe dają pakiety wyposażenia, a porsche słynęło wcześniej z zostawienia dziesiątek zaślepek po przyciskach, żeby przypominać robakowi biedakowi jakich opcji nie wziął. Jednocześnie wszystkie marki premium (top) mają chyba linie individual gdzie można zmienić każdy materiał i kolor wyposażenia na dowolny, ale kosztuje to słono.
No ale sprawdziłem żeby nie było konfigurator tej panamery
– lusterka w kolorze nadwozia +2,5 k
– bezkluczykowy dostęp -6k
– koła kilkanaście k
– premium korek wlewu paliwa 60 zł xd
– klamki lakierowane na kolor nadwozia 579 zł (inne kolory 1,5k)
– herb porsche na zagłówkach -3,5k xd
– klimatyzacja 7k
…
Ogólnie konfigurator ma z 100+ pozycji i dopłaca się do rzeczy które w markach masowych są w standardzie. Nie dodałem nic ultra premium i nie przeszedłem przez pół konfiguratora i doszło 90k w opcjach.
@mrw:
„To jednak dość ciekawe — reportaż w którym jeden anonimowy typ opowiada anegdoty opowiadane przez innego.”
Klasyka polskiej szkoły reportażu, zupełnie jak u Szczerka.
@sheik:
„W sensie Bentley? Porsche jest znane z tego, że sama dopłata za system audio to ponad 30k PLN – i drugie tyle za lakier. Generalnie chyba chłopaki mają info z dobrego źródła, że piekła nie ma.”
Ale to nadal jest 10% kwoty bazowej i za dużo pozostałych opcji już tam potem nie ma. Po prostu w markach średnich masz dużo opcji silników, które potrafią cenę od razu podbić o 50%. No ale nie to chciałem – raczej odbić opinię, że goła wersja porsche to po prostu siedzisz na drewnianym zydlu i słuchasz muzyki z kaset.
@carstein „Po prostu w markach średnich masz dużo opcji silników, które potrafią cenę od razu podbić o 50%.”
Oj, jeśli silnik uznajemy za opcję, to najwyższa wersja panamery jest od bazowej droższa ponad dwukrotnie, bez ekstrasów . A opcji poza lakierem i audio jest jeszcze …dziesiąt. Już za indywidualne kolorowe przeszycia foteli dokładasz jakieś 5k ojro. To wyższy poziom odlotu.
@sheik.yerbouti i @Mistrz:
No to I stand corrected – nie sądziłem, że Porsche będzie robiło takie numery. Np. Taki Volvo S90 albo Maserati czy Bentley to da się chyba właśnie do 40-50 % przebicia wygenerować.
@Równość w fandomie
Trochę jej jeszcze jest, właśnie kończymy robić mały konwent gdzie wszyscy łącznie z organizatorami płacą za wejście. Natomiast w stricte moim erpegowym środowisku trochę się to rozwarstwia od czasu kiedy parę lat temu weszły streamy i teraz niektórym wystarczy tysiąc subów, żeby wydało im się, że są władcami stworzenia, a rozdmuchane ego unosiło ich nad „zwyklakami”. Meh.
@Równość w fandomie
no ja miałem zonka w 2014n na Polconie jak się okazało że prelegenci są równi i równiejsi (jedni płacili za wstęp, innym PŁACONO za prelkę.
@Równość w fandomie
@MRW
no ja miałem zonka w 2014n na Polconie
Moje konwenty to lata 1984,1988 itp.
@Moje konwenty to lata 1984,1988 itp.
Ok boomer. Moje to wczesne zerowe i wtedy jeszcze czuło się wolność, równość i braterstwo; 2014 był pierwszym na jaki pojechałem po dłuższej przerwie i bardzo mnie to zdumiało.
@MRW
Ta różnica w klimacie nie bierze się ze skali, profesjonalizacji, komercjalizacji?
Ja byłem na kilku konwentach koło 2009 i one były w szkołach – teraz to zdaje się hale expo, skala n krotnie większa.
Podział prelegentów na równych i równiejszych Polscy vs zagraniczni(miałoby to jakieś uzasadnienie) czy wśród polskich?
Pyrkonizacja Polconów.
@wo „No bo kierownictwo redakcji jest trochę osobne wobec korpo.” No ale ja właśnie o tym osobnym światku pisałem (Mistrz Analizy też). Poczucie ważności bycia w środku zdarzeń i większa tolerancja w miejscu pracy dla zachowań, których tolerować się nie powinno to było o pracownikach redakcji, a nie działu promocji czy administracji.
Punktem wyjścia było Twoje przekonanie, że w mediach te zjawiska wcale nie występują częściej niż gdzie indziej. Ja uważam, że jeszcze do niedawna gleba dla toksycznych relacji, w tym intymnych, w miejscu pracy typu redakcja GW czy TVN była zdecydowanie żyźniejsza niż w – dajmy na to – telekomie. Zgoda, że to się zmienia, ale wciąż nie dostają do standardów „średnich i dużych zakładów pracy z dużych miast, w których dominują ludzie z wyższym wykształceniem” (sprawdzić czy nie teatr). Dobrze to znamionuje pierwsza reakcja redaktorów na tekst Kąckiego: wprawdzie zdawali sobie sprawę, że autor z tymi kobietami to obchodził się niefajnie, ale jednak zachwyt nad „mocnym opisem bezkompromisowej dziennikarskiej roboty” przeważył. I w tym zachwycie uwierzyli, że Kącki przeprasza i pisze innym ku przestrodze, choć przecież wcale tego nie robił. Wiedza o kulisach sprawy w PSR zupełnie nie była do tego potrzebna. Wystarczyła lektura samego tekstu i w miarę trzeźwy, współczesny pogląd na to, co w relacjach międzyludzkich jest dopuszczalne, a co nie i świadomość, że bycie zaangażowanym dziennikarzem nie jest w żaden sposób okolicznością łagodzącą. (Myślę, że gdyby podmienić dziennikarza na księgowego-pracoholika, to redaktorzy bez problemu byliby w stanie ujrzeć ten tekst w takim świetle, w jakim zobaczyła go większość czytających).
Nie wiem, czy nie przesadzam z cynizmem, ale czy nie mogło być tak, że redakcja godziła się z tym, że będzie skandal i trzeba się będzie wycofywać rakiem z zachwytów, ale przynajmniej był szum i dużo klików? W Wyborczej było przecież minimum 6-7 komentarzy, reakcji i stanowisk w sprawie, plus materiał wyjściowy.
@gogohl
„No ale ja właśnie o tym osobnym światku pisałem (Mistrz Analizy też)”
Wcale nie, bo samozwańczy Mistrz pisał o rzucaniu popielniczką, a więc o czasach przed korpo (a więc przed osobnym światkiem), a pan w następnym zdaniu pisze o TVN, gdzie nie ma osobnego swiatka.
„I w tym zachwycie uwierzyli, że Kącki przeprasza i pisze innym ku przestrodze, choć przecież wcale tego nie robił.”
Kącki ZACZYNA od opisu próby samobójczej a potem robi tzw. Spowiedź Alkoholika. W tej sytuacji czytelnik wpada w pułapkę podobną do tej, którą Kącki zastawiał na swoje ofiary – powstrzymujesz krytyczne uwagi, no bo ojejku, może facet przez to zrobi sobie krzywdę. Bardzo ładnie ten mechanizm manipulacji jest pokazany w „Informacji zwrotnej” Żulczyka, gdzie głównemu bohaterowi też dużo uchodzi na sucho dzięki magicznej karcie „jestem na terapii!”.
„Myślę, że gdyby podmienić dziennikarza na księgowego-pracoholika, to redaktorzy bez problemu byliby w stanie ujrzeć ten tekst w takim świetle,”
Nie przy zastosowaniu tych samych tricków – że „o rety, już nawet próbowałem się zabić!” + „to wszystko przez alkohol!” + „bo tak się poświęcam dla firmy” (i tutaj już rozmaite legendy, w zależności gdzie ten księgowy pracuje – w urzędzie gminy czy w zakładach drobiarskich, do wszystkiego da się dorobić legendę o poświęceniu).
@shei
„Nie wiem, czy nie przesadzam z cynizmem, ale czy nie mogło być tak, że redakcja godziła się z tym, że będzie skandal ”
Pewnie tak, ale liczyła na inny. Myślę że to klasyczne how it started – how it’s going. Pierwotna wersja, której echa widać we wstępnych zachwytach, miała być taka, że to będzie szczera spowiedź nałogowca, habemus Pilcham!, sprowokuje dyskusje o terapii, alkoholizmie i związkach itd. (to zapewne dlatego red. Sobczak chciała wszystkim rozdawać ksiązkę w prezencie).
Sprawa Kąckiego w tym w czym jest najistotniejsza jest banalna i nieciekawa – kolejny pijany macant, nothing to see here – natomiast ciekawe jest dla mnie, czemu tyle osób twierdziło, że to dobry i ciekawy tekst; po pierwszej lekturze groteskowej spowiedzi masturbacyjnej Wencla dałem się ponieść narracji, ale miałem wtedy 20 lat, a tu są ludzie mający 20+ lat doświadczenia w pracy i dalibóg powinni wiedzieć, ze 14 wystąpień demonów w tekscie o czym innym niż egzorcyzmy to za dużo, a Batman Reportażu jest bardzo śmieszny
@jgl
„ciekawe jest dla mnie, czemu tyle osób twierdziło, że to dobry i ciekawy tekst”
Szantaż emocjonalny. Powinieneś następny tomik wierszy zatytułować „Moje liczne próby samobójcze, a także walka z demonami uzależnień (jestem na terapii)” i spokojnie czekać na przychylne recenzje.
@wo „TVN, gdzie nie ma osobnego swiatka”. Jest, a na pewno był – nie w sensie chińskiego muru, ale pracownicy redakcji bujali się towarzysko głównie z innymi pracownikami redakcji a nie pracownikami promocji czy IT (jak również mieli swoje wzorce zachowań, rozrywek, itd.).
Tricki to tricki, nie żadne czary. Jedni się łapią, inni nie. To nie jest tak, że jak autor zaczyna od próby samobójczej, a potem leci spowiedzią alkoholika, to na czas lektury zawieszam krytyczne myślenie i łykam w pakiecie instrumentalizację kobiet i dzieci, skrajne kabotyństwo, te wszystkie prywatne Umschlagplatz’e czy ludzkie bestie (trudno o bardziej tabloidową frazę). Redaktor też nie powinien.
Jedna rzecz, że na tricki Kąckiego łapała się, co któraś z podrywanych przez niego seryjnie kobiet (sam pan pisze, że nie wszystkie). Że złapała się na to redakcja, to jednak moim zdaniem mówi coś o redaktorach.
@gohgol
„To nie jest tak, że jak autor zaczyna od próby samobójczej, a potem leci spowiedzią alkoholika, to na czas lektury zawieszam krytyczne myślenie i łykam w pakiecie instrumentalizację kobiet i dzieci, skrajne kabotyństwo, te wszystkie prywatne Umschlagplatz’e czy ludzkie bestie (trudno o bardziej tabloidową frazę). Redaktor też nie powinien”.
No więc mnie to od razu wkurzyło. Ale rozmawiałem na początku łykendu o tym tekście. I jednak były osoby w moim bąbelku, które dały się nabrać na ten styl narracji. I o ile rozumiem, że ktoś dał się omotać słowom, to nie ma we mnie zrozumienia, że redaktorzy w GW tego nie wyłapali.
Bo z całej łykendowej rozmowy z kobietami wychodziło, że seksizm w życiu Polek jest czymś codziennym Czy w formie uwag, śmiechów czy wręcz predatorstwa.
I tutaj zaczęły się sypać przykłady. Otóż każda z kobiet, like KAŻDA, ma w swoim życiorysie spotkania z młodzieńcami/facetami jako seksualnymi predatorami. I z opowieści o starszych czasach like 90-00 (mówiły wprost), że według dzisiejszych standardów, to co je spotkały to było usiłowanie gwałtu lub wręcz gwałt. Ale w tamtych czasach to było, oj tam, oj ta, może mówiły nie, ale były pijane i się śmiały. I niektórym dziś po przeczytaniu tekstu Kąckiego nie zapaliło się światełko, tylko, ze tekst taki mocny, z trzewi.
I kobiety między sobą o tym rozmawiają. Do nas, męskiej części te opowieści sporadycznie dochodzą. I teraz, jeśli redakcja nie widzi tego wszystkiego w tekście Kąckiego, to temat dla nich jest a) nie istniejący, b) są czynnymi uczestnikami opresji seksualnej wobec kobiet w społeczeństwie polskim.
Stąd też mój wkurw na wpis worka kosci. Takie gówno sugeruje, że dla niego takie zachowania to jakiś folklor, a nie patologia.
@wo
Dzięki, to znakomity tytuł! Na razie tomik się kisi i po dwóch niepowodzeniach nie mam epy go dalej⁸ cisnąć do wydawnictw, ale może będę im pisał, ze jak nie wydadzą, to się potnę; a jak wydadzą, to pójdę na terapię?
@danie się omotac magią słów tak że nie widać, jakie Zło jest opisywane
Mój point jest troszkę przeciwny: że gdyby to był tekst o ratowaniu piesków ze schroniska i kotków z piwnic, i nie byłoby w opisywanych zdarzeniach nic podejrzanego, to nadal byłby straszliwie słaby tekst, nienadający się nawet na bloga Czerskiego!
@jgl
„… to nadal byłby straszliwie słaby tekst…”
Ja nie twierdzę, że był dobry. Tylko wywoływał konkretne reakcje emocjonalne. I na tym bazował.
@Do nas, męskiej części te opowieści sporadycznie dochodzą
Własnie wczoraj się dowiedziałem że znajomy od 20 lat, dość daleki ale z którym mam mnóstwo wspólnych znajomych, regularnie żeńską część tych naszych wspólnych znajomych a to poklepuje po tyłku, a to molestuje słownie; no i wiedziałem ze T. to straszliwy meczybuła i nikt go nie lubi, co najwyżej toleruje, bo wszyscy lubią jego żonę; ale Borze Drogi, 20 lat klepania po tyłkach, o czym cała zeńska część banieczki towarzyskiej wiedziała, a cała męska – nie. Niesamowite, szokujące, oburzajace, przygnębiajace
@goghol
” pracownicy redakcji bujali się towarzysko głównie z innymi pracownikami redakcji a nie pracownikami promocji czy IT”
Gdy pisałem o „osobnym światku”, miałem na myśli wyłącznie kwestie organizacyjne. W „GW” rzeczywiście przez pewien czas tak było, ale to anomalia, która stopniowo się kończy. O „bujaniu się towarzysko” w TVN nic nie wiem, właściwie niewiele więcej niż o „bujaniu się towarzysko” w GW. Jeśli to ma być nagle główne kryterium, to co z tymi wszystkimi mało towarzyskimi, jak Mua? Ja to ze dwa razy byłem w legendarnej Kulturalnej i może ze trzy w jeszcze bardziej legendarnej Amatorskiej.
Ja jestem gotów do rozmowy o tym, czy w mediach rzeczywiście jest więcej mobbingu niż w innych branżach, ale nie o tym, kto się z kim buja. Może pan o tym coś napisze, najlepiej w książce?
„To nie jest tak, że jak autor zaczyna od próby samobójczej, a potem leci spowiedzią alkoholika, to na czas lektury zawieszam krytyczne myślenie”
A jeśli to znajomy? Moja znajomość z kol. Głuszakiem jest dosyć luźna (np. nigdy się nie „bujaliśmy”), a jednak gdyby dawał mi tomik wierszy „Moje próby samobójcze oraz walka z demonami nałogu” i przeciągle spojrzał oczami spaniela (z Kąckim też się nie „bujałem”, ale dobrze znam ten jego wzrok, którym patrzy gdy czegoś od kogoś chce), to pewnie zawiesiłbym może nie tyle same krytyczne myślenie, co przynajmniej szczerość.
OT [whisky]:
@Luster De
„jak zobaczę kajdanki na nadgarstkach Kamińskiego to trzeba będzie kupić następną flaszkę.”
Z ciekawości: to co dziś będzie lane?
Mam wrażenie, że sporo tutaj komentujących musiało czytać ten artykuł już po jakimś kontakcie z reakcjami na niego. Bo nie chce mi się wierzyć, że każdy tak go od razu odebrał na czysto, bez kontekstu, jak to teraz opisuje.
Trochę dla przeciwwagi napiszę o tym, jak ja ten tekst odebrałem i jak odebrali go znajomi.
I otóż, ja czytając artykuł pierwszy raz nie znałem kontekstu w ogóle. I treść wzbudziła we mnie bardzo skomplikowane uczucia, przy czym jedno z pierwszych to było „to jest dobrze napisane”, w sensie, że łyka się każde zdanie jak pelikan, a autor jest wobec siebie bezkompromisowy i odważnie mówi o swoich słabościach. Głębiej w tekście oczywiście to się skontrowało z poczuciem, że tekst jest niesamowicie egotystyczny, autor ewidentnie jest narcyzem, bo wszystko opisuje wyłącznie ze swojego punktu widzenia. Ale z drugiej strony od początku było wiadomo, że to ma być tekst o nim (w leadzie było coś o tym, że Ewa Wanat chciała, żeby napisał o sobie), więc trudno było to uznawać za wadę.
Mocniejsze lampki zapaliły mi się dopiero, gdy doszedłem do fragmentu o tym, jak to różni inni mężczyźni widzą metoo jako zagrożenie, ale to też tylko tak na boku.
Na koniec po całej lekturze miałem mocno mieszane odczucia, bo nadal uważałem, że tekst jest dobrze napisany w sensie stylu, ale jednak nie mogłem pojąć tej jakiejś takiej lekkości w pisaniu intymnych rzeczy, które przecież uderzają w osoby bliskie (przede wszystkim córki). Sprawa zarzutów kobiet była tak opisana, że nawet mi do głowy nie przyszło, że może chodzi o sprawy karalne. Może dlatego, że to tekst w Wyborczej i po prostu nie spodziewałem się, że puściciliby tekst molestatora, ale chyba bardziej dlatego, że po prostu umiejętnie to opisywał tak, żeby wydawało się, że to w sumie nic takiego.
No i dopiero jak dotarło do mnie oświadczenie jego ofiary, przeżyłem szok, że nie chodziło o łamanie pewnych zasad powiedzmy to moralnych czy towarzyskich, tylko faktyczne łamanie prawa.
Pewnie powiecie, że jestem naiwny, nie mam wyczucia, czy coś takiego. Ale to nie tylko ja. W tym samym czasie tekst czytały moje dwie znajome, jedna miała odczucia podobne do moich, druga wprost się tekstem zachwycała, że bardzo odważny, chociaż potem w rozmowie przyznała, że jest taki „wyrzygany”. Druga znajoma z kolei głównie zwróciła uwagę na chwalenie obecnej partnerki na końcu i że jak koszmarne musi to być dla jego pierwszej (pierwszych? w sumie nie wiem, ile ich było) żon(y).
Myślę, że tutaj duże znaczenie mają osobiste doświadczenia z depresją, myślami samobójczymi itd. Chyba inaczej się to czyta komuś, kto tego nigdy nie doświadczył. Ale to już zgaduję.
Więc jeśli w redakcji nie wiedzieli o zarzutach wobec niego i że został wyrzucony ze szkoły reportażu (a tak twierdzą i nie widzę powodów, żeby im nie wierzyć), to moim zdaniem publikacja tego tekstu nie była jakąś zbrodnią. Cieszy mnie jednak reakcja późniejsza.
Zarzuty o tym, że to wszystko celowo, żeby było kilka kliknięć więcej wydają mi się absurdalnie głupie. Nie wierzę, żeby tam ktokolwiek chciał niszczyć markę Wyborczej czy Dużego Formatu dla kilku jednorazowych kliknięć. Ale znowu, może to moja naiwność.
@Froz
„… a autor jest wobec siebie bezkompromisowy…”
No właśnie nie. Napisał, nie zacytuje wprost, że on nie był nigdy przemocowy, bo w pracy nigdy nikomu… Kwestie przemocy swojej odniósł wyłącznie do relacji zawodowych czy przełożonx/podłwadnx. Tam różne takie kwiatki były… oczywiście nie pamiętam teraz wszystkiego.
„Bo nie chce mi się wierzyć, że każdy tak go od razu odebrał na czysto, bez kontekstu, jak to teraz opisuje”.
Mnie nie ujął ten tekst. Mnie irytowała ta maniera „z trzewi”. I śmierdziało na odległość. No coś tam narozrabiałem. Ale dzwoniłem i mówiły, że nic się nie stało. Bo jakieś człowiek ma doświadczenie i spotyka osoby, które nie lubią konfrontacji. A on, doświadczony reportażysta, że rozumie ofiary przemocy, nie zapala mu się lampka bezkompromisowości?
To był obleśny, obraźliwy tekst. I najbardziej byłem zły, że GW w ogóle to puściło.
„Więc jeśli w redakcji nie wiedzieli o zarzutach wobec niego i że został wyrzucony ze szkoły reportażu (a tak twierdzą i nie widzę powodów, żeby im nie wierzyć), to moim zdaniem publikacja tego tekstu nie była jakąś zbrodnią. Cieszy mnie jednak reakcja późniejsza”.
Oświadczenie GW, ze oni zdjęli, bo sprawa w PSR to pokazuje, ze zdjęli kompletnie nie z tych powodów, za które tekst był krytykowany.
„Aż do sobotniego wpisu Karoliny Rogaskiej, a później oświadczenia Polskiej Szkoły Reportażu nikt w redakcji „Gazety Wyborczej” nie miał świadomości, że Marcin Kącki został oskarżony przez Karolinę Rogaską o napaść seksualną i że został on zawieszony przez Polską Szkołę Reportażu.
Marcin Kącki, oddając gotowy tekst, nikogo o tym nie poinformował, czym nadużył zaufania naszego i Czytelników. W efekcie redakcja „Gazety Wyborczej” opublikowała jego „spowiedź” nieświadoma, że może mieć drugie dno – wyprzedzające usprawiedliwienie własnych występków.
Dlatego postanowiliśmy zawiesić Marcina Kąckiego i odsunąć go od pracy z autorkami i autorami. Będziemy informować o dalszych krokach wobec Marcina Kąckiego, czekamy też na wyjaśnienie zarzutów przez Polską Szkołę Reportażu”.
@jgl
„to nadal byłby straszliwie słaby tekst,”
Jako (może już były, ale jednak) krytyk od popkultury protestuję. On jest bardzo dobrze napisany od strony czysto technicznej – ma bezbłędny tzw. flow. Widać, że Kącki się napracował nad rytmem zdań oraz na owijaniu w bawełnę tych najbardziej parszywych fragmentów.
@wo
„On jest bardzo dobrze napisany od strony czysto technicznej – ma bezbłędny tzw. flow. ”
O, to, dokładnie o to mi chodziło, gdy pisałem, że jest dobrze napisane.
@junoxe
„„… a autor jest wobec siebie bezkompromisowy…”
No właśnie nie. Napisał, nie zacytuje wprost, że on nie był nigdy przemocowy, bo w pracy nigdy nikomu… Kwestie przemocy swojej odniósł wyłącznie do relacji zawodowych czy przełożonx/podłwadnx. Tam różne takie kwiatki były… oczywiście nie pamiętam teraz wszystkiego.”
No ok, ale on to tak opisywał, że z tekstu nie było widać, że był przemocowy, przynajmniej nie w taki bezpośredni sposób, jak wiemy teraz. Akurat przypadkiem mam ten tekst zapisany, więc sprawdziłem teraz ten fragment i kurcze, no jest on nieprawdopodobnie dobrze manipulatorsko napisany. Może masz lepsze wyczucie, niż ja.
„Nie byłem przemocowcem, nie wykorzystywałem podwładnych, bo takich w zasadzie nie miałem, ale znałem morfologię wykorzystywania, bo, do cholery, trzy książki o tym napisałem(…) Uznałem jednak, że w tych moich terapiach w miłości wezmę sobie to, co dobre, z rewolucji kobiet – własny wstyd.”
Dalej było o tym, jak to dzwonił do swoich dawnych kochanek i jak to według nich wszystko jest ok plus tekst z balkonami, najbardziej szokujący, ale też wyraźnie pisze, że tamta kobieta mu tego nie ma za złe. No więc powtórzę się, ale ja nie spodziewałem, się, że za tą zasłoną były czynności karalne.
@wo
Oj ależ pan się chwycił tego nie najszczęśliwszego bujania i huśta na nim zapamiętale. Sednem była specyfika kultury pracy w redakcjach (korporacji medialnych) i związana z tym większa – mimo wszystko wciąż chyba jeszcze – akceptacja zachowań i zjawisk, które w innych miejscach pracy są nieakceptowalne.
„gdyby dawał mi tomik wierszy „Moje próby samobójcze oraz walka z demonami nałogu” i przeciągle spojrzał oczami spaniela (…), to pewnie zawiesiłbym może nie tyle same krytyczne myślenie, co przynajmniej szczerość.” No, ale gdyby ktoś przyszedł do pana jako redaktora prowadzącego w ogólnopolskim dzienniku z tekstem takim jak Kącki, to czy te wielkie oczy i fakt kolegowania się byłyby wystarczającymi powodami, żeby taki tekst puścić?
@WO
Mnie jako filologa i literatuzonawcę bardziej przekonuje analiza Kaliny Błażejowskiej. Autorka nie mogła się zdecydować, który fragment jest najgorszy, ja mam swojego absolutnego faworyta:
„A ty, zleceniodawco napadu, wybaczam ci skurwysynu, bo miałem najlepsze informacje, ale nie wybaczę, że lat potrzebowałem, by wrócił do mnie jazz, bym znów koncertowo usłyszał „brzęk potrąconej szklanki”, o której pisał poznaniak Stanisław Barańczak, a tobie też w życiu nie najlepiej poszło, tak że karma to jednak fajna dziwka.”
Tyle dobrego, że można przy tej podłej okazji odświeżyć sobie „Hi-Fi” i zobaczyć jak u Barańczaka piękno języka polegało na precyzji.
Konwicki za to bywał momentami wybitnym pisarzem, ale z perspektywy czasu widać niestety, że nikt tak bardzo nie spier… stylu polskiej prozy jak on.
@goghol
„związana z tym większa – mimo wszystko wciąż chyba jeszcze – akceptacja zachowań i zjawisk, które w innych miejscach pracy są nieakceptowalne.”
No właśnie co do tego nie jestem przekonany, a pan też zamiast trzymając się tego tematu, odfruwa do „bujania się towarzyskiego” (i innych zjawisk, które – jak sam pan teraz przyznaje – są na trochę inny temat).
„gdyby ktoś przyszedł do pana jako redaktora prowadzącego w ogólnopolskim dzienniku”
Brrr! Bywały takie zakusy, acz używano określenia „redaktor odpowiedzialny” (er o). Na szczęście udało mi się wykręcić.
„byłyby wystarczającymi powodami, żeby taki tekst puścić”
Pewnie że nie! Ale znów pan zmienia temat, odnosiłem się do kwestii komplementów od znajomych, że „ależ to jest świetnie napisane”.
@wo
>Wcale nie, bo samozwańczy Mistrz pisał o rzucaniu popielniczką, a więc o czasach przed korpo (a więc przed osobnym światkiem), a pan w następnym zdaniu pisze o TVN, gdzie nie ma osobnego swiatka.
Ja nie wiem czy dla celów retorycznych, czy uważa Pan za ważne, ale w wypowiedziach @gohgol i moich skupia się Pan na tym co było najmniej ważne.
Zapomnijmy o sęku, tartaku, popielniczkach i jeśli ma być na konkretach to niech będzie newsweek i tekst Pauliny Januszewskiej o pracy tam. (były też podobne teksty o innych redakcjach)
Z resztą ja się nie będę spierał w sumie. Jak ktoś parędziesiąt lat pracował w mediach to się bardziej orientuje w toksyczności lub nie kltury pracy niż 2 anonimowe łosie.
@jgl
>natomiast ciekawe jest dla mnie, czemu tyle osób twierdziło, że to dobry i ciekawy tekst;
Ja miąłem odwrotne zdziwko. Komcie na wyborczej to jest zwykle szambo, boomerski głos w Twoim domu, a pod tekstami odt. tej sprawy jak zaglądałem setki komciów, w 99% rigczowych, od razu rozumiejących o czym jest ten, skandal że to poszło.
Nie będę robił śledztwa czy to prawda (bo co mnie to), ale w tych komciach na GW pisali że co-founder i osoba zarządcza instytutu reportażu zanim wybiło szambo polecała ten tekst. A jeśli stało się to po zawieszeniu MK, po skardze studentki o masturbowaniu się przed nią – no to słabo. „Mój ziomo z mym ziomem (…)”
@WO
>Szantaż emocjonalny. Powinieneś następny tomik wierszy zatytułować „Moje liczne próby samobójcze, a także walka z demonami uzależnień (jestem na terapii)” i spokojnie czekać na przychylne recenzje.
Ze świata afer – gonciarz został zcancelowany przez niemal wszystkich swoich odbiorców (mimo takiej samej obrony- terapia, depresja, twarde narkotyki) za trochę mniej niż niekonsensualne masturobowanie się przed swoją studentką.
@wo
„bardzo dobrze napisany od strony czysto technicznej – ma bezbłędny tzw. flow” – to nawiasem niezwykle interesujące zjawisko, bo równie głośno brzmią obie opinie („gniot” vs „technicznie bardzo dobry tekst”). Ja osobiście z całego serca podpisuję się pod zwięzłą recenzją Aleksego Uchańskiego.
I nie jest tak, że mogę sobie powiedzieć „oni się najwyraźniej nie znajo”, tylko „jak to jest możliwe, że oni i ja widzimy coś kompletnie innego?”. Taka wersja białej-albo-niebieskiej sukienki.
@froz
” Bo nie chce mi się wierzyć, że każdy tak go od razu odebrał na czysto, bez kontekstu, jak to teraz opisuje.”
Mnie uratowała moja autorytetofobia. Serdecznie nienawidzę pyjerdolenia o czwartej władzy, o misji, że dziennikarstwo to zawód zaufania publicznego (bzdura). Szydzę z tego na blogu od 18 lat.
Kącki na samym początku przedstawia siebie jako Batmana reportażu (kurwaco?), potem parokrotnie pisze o sobie jako o autorytecie, na koniec wyznaje „Strach przed nagonką oraz potrzeba pielęgnowania własnego autorytetu, tak pamiętałem te rozmowy, często szeptem, jakby ścigało gestapo”. Autorytetów nienawidzę z zasady, ale już zwłaszcza tych odczuwających potrzebę „pielęgnowania”.
Natomiast i tak byłem na tyle zmanipulowany, żeby milczeć. No bo Samobójstwo, Uzależnienia i Terapia. Bałem się, że jak szczerze napiszę co myślę o tym tekście, przyjdzie kol. Głuszak się przychrzaniać, że używam wykluczającego języka i krzywdzę Osobę Będącą W Kryzysie Bycia Osobą W Kryzysie, bo przecież nie wolno dziś powiedzieć, że coś jest wariackie albo głupie. Odwagi więc nabrałem dopiero po parunastu godzinach, jak się pojawiły pierwsze nieprzychylne komentarze – ta ulga, że nie jestem jedyny!
@ma
„Zapomnijmy o sęku, tartaku, popielniczkach i jeśli ma być na konkretach to niech będzie newsweek i tekst Pauliny Januszewskiej o pracy tam. (były też podobne teksty o innych redakcjach)”
No więc tak jak już pisałem – będą też podobne teksty o prestiżowym krakowskim liceum, ale mniej klikalne, więc pan przegapił (pan Goghgol też). Te mechanizmy są uniwersalne.
@flow
Flow to takie pierdolnięcie dla nastolatkow i milośników 52 książek na 52 tygodnie, a u Kąckiego oprócz wspomnianych już demonów i Batmana reportażu są też zdania typu: „I jeśli do tego przywileju dorzucimy to życie szczura miejskiego, ten labirynt uwikłań alkoholowo-depresyjno-seksualnych, to z pewnością zasługiwałem na niewolnika na tym statku wkurwionych kobiet, ale jak wiadomo żadna rewolucja jeńców nie bierze”; „zaslugiwałem na niewolnika” ewidentnie ma tu znaczyć „zasługiwałem, żeby zostać choćby niewolnikiem”, no i trzeba dużej dawki flołu żeby się na tym nie zawiesic na moment z wtf; zresztą metafora też się chwieje, bo raz metoo jest statkiem, a za chwilę rewolucją, no nie wiem, znowu za dużo flołu a za mało rozumu?
Tylko BŁAGAM żeby się o stylistykę txtu ze mną nie kucić, bo nie chcę być ponownie narażony na lekturę tego ekstraktu najderozy! A musiałbym znowu wyciągnąć co najmniej jedno randomowe zdanie, żeby dać więcej przykładów
@Junoxe
„„Aż do sobotniego wpisu Karoliny Rogaskiej, a później oświadczenia Polskiej Szkoły Reportażu nikt w redakcji „Gazety Wyborczej” nie miał świadomości, że Marcin Kącki został oskarżony przez Karolinę Rogaską o napaść seksualną i że został on zawieszony przez Polską Szkołę Reportażu.”
Tyko to trochę się kłóci z fragmentem tekstu: „gdy tak wyspowiadany, z grzechami samemu sobie odpuszczonymi, z jęzorem na brodzie pchałem się do komunii, to w moje plecy zapukał jeszcze rozbujanym kadzidłem Paweł Goźliński z naszej szkoły reportażu i powiedział, że jedna z kobiet z naszej szkoły uważa, że przekroczyłem granice, i to jest, powiedział Paweł, dla naszej szkoły reportażu niedopuszczalne.”.
Wiadomo, że bardzo wygładzonym i pisanym w złej woli. Wiem, że to hindsight bias, ale trudno mi nie zastanawiać się, czemu nikomu nie zapaliła się czerwona lampka i nie zapytali Goźlińskiego, co to były za zarzuty…
Albo jeszcze jeden przykład z tego samego zdania: ciąg tego-to-ten-to-tym; Marcin, ależ to jest napisane! Jakbyś w ogóle nie sczytał po wyflołowaniu.
@pz
„czemu nikomu nie zapaliła się czerwona lampka i nie zapytali Goźlińskiego”
Zdaje pan sobie sprawę z tego, że Goźliński od bardzo dawna nie jest w redakcji „GW”? A aż do chwili, w której Karolina Rogaska sama nie ujawniła sprawy, Goźliński miał związane ręce, nie mogąc ujawniać wewnętrznych sekretów szkoły reportażu.
@jgl
„Flow to takie pierdolnięcie dla nastolatkow i milośników 52 książek na 52 tygodnie,”
Zgoda! Ale nie mówimy o nagrodzie Goncourtów tylko o gazecie codziennej. Gazetę codzienną NALEŻY redagować tak, jakby się mówiło do nastolatkow i milośników 52 książek na 52 tygodnie.
@wo
” A aż do chwili, w której Karolina Rogaska sama nie ujawniła sprawy, Goźliński miał związane ręce, nie mogąc ujawniać wewnętrznych sekretów szkoły reportażu.”
Oczywiście nie chodziło mi o ujawnienie sekretów szkoły i ofiary, ani o szczegóły sprawy, tylko o potwierdzenie z Goźlińskim, że taka sytuacja miała miejsce. Gdyby odpowiedział dyplomatycznie „zakończyliśmy współpracę z panem Kącim z powodu poważnych oskarżeń, które wobec niego padły”, to podejrzewam, że w redakcji zorientowano by się, na jaką minę mogą zostać wprowadzeni. Piszę to oczywiście jako laik z zewnątrz, do tego rozumiem perfidię zagrania Kąckiego, przez który fact-checking mógł się wydawawać sporym faux-pas wobec kolegi (który dodatkowo pisze o samobójstwie).
@flow
Flow (IMHO) był dobry, wpleciony wątek z przyjaciółką też warsztatowo ok.
Ale nie przeczytałem całości – widzę teraz, że raczej na szczęście.
Odpadłem, gdzieś jak pisał o inwestycji rodziny w jego studia. Pomyślałem coś w stylu „hmm social climber, nie wytrzymał ciśnienia, stoczył się, ale się podniósł – nie chce mi się tego czytać”.
Czyli do tego momentu ten tekst działał chyba zgodnie z zamierzeniami autora.
@pz
„to podejrzewam, że w redakcji zorientowano by się, na jaką minę mogą zostać wprowadzeni.”
Sam Kącki pokazuje siebie w swoim tekście jako Aquamana ściemy i Spider-Mana manipulacji. Po prostu con-mana. Prywatnie więc zakładam, że finalnej wersji po prostu nikomu nie pokazał przed kliknięciem na publikuj. Jeśli w ogóle coś pokazywał, to z zaznaczeniem że work in progress i że jeszcze dopieszcza.
@wo „znów pan zmienia temat, odnosiłem się do kwestii komplementów od znajomych”. Przeciwnie, cały czas odnoszę się do tematu dlaczego redakcja puściła i zachwalała tekst Kąckiego. Dlaczego uwadze redakcji (nie czytelników!) uszła obrzydliwość tego tekstu, bo przecież nie dlatego, że tricki, flow, czy wielkie oczy kolegi. A obrzydliwość tekstu jest całkiem uchwytna, jeśli zadać sobie podstawowe redaktorskie pytanie „o czym to jest?”.
@gohghol
„Przeciwnie, cały czas odnoszę się do tematu dlaczego redakcja puściła i zachwalała tekst Kąckiego”
Nieprawda, pisał pan o „zachwytach redaktorów” – opublikowanych oczywiście już potem, bo przecież nie znał pan zachwytów sprzed publikacji (ja też nie, bo i skąd). A czemu puściła, to przecież już panu przedstawiłem swoją hipotezę, i to nawet kilkakrotnie. Nie wiem czemu pan udaje, że tego nie widzi.
@wo
„Bałem się, że jak szczerze napiszę co myślę o tym tekście, przyjdzie kol. Głuszak się przychrzaniać, że używam wykluczającego języka i krzywdzę Osobę Będącą W Kryzysie Bycia Osobą W Kryzysie, bo przecież nie wolno dziś powiedzieć, że coś jest wariackie albo głupie. Odwagi więc nabrałem dopiero po parunastu godzinach, jak się pojawiły pierwsze nieprzychylne komentarze ”
Ale dlaczego się pan obawiał? Czy aby nie dlatego, że tzw. „polityczna poprawność” zaszła już tak daleko, że nawet w przypadku, gdy typ ewidentnie paraduje po ulicy bez odzienia, strach powiedzieć, że król jest nagi, bo uczucia jego wysokości (lub kogoś innego) zostaną urażone?
@koala
„Ale dlaczego się pan obawiał? ”
Byłem osobą w kryzysie zażartowania.
Pozwoliłem sobie przeczytać – już po zapoznaniu się z wypowiedzą Rogaskiej. I rzeczywiście, od początku czuć zapach szkoły reporterskiego podkolorowywania imienia Kapuścińskiego.
Ale całkiem ciekawy życiorys, trochę kibicuję jako czytelnik podmiotowi lirycznemu, a trochę się go brzydzę. Widzę też mieszaninę poczucia wyższości i poczucia niższości, to chyba cecha narcyzów.
Natomiast w pewnym momencie nachodzi mnie zonk. Dlaczego życiorys, skupiający się na obciążającej pracy i byciu złym człowiekiem dla rodziny, podany w romantycznym sosie wspomina tak dużo o #metoo? I czemu nazywa metoo rewolucją, nawet przyszywa do niej definicję? I odpowiedź przychodzi, że ten cały życiorys to teraz jest zagrożony, bo wiele ponawyprawiał i nie chce pamiętać, ale jednak pamięta i się boi.
I ta historia ze wspinaniem, że „byłem oblechem, ale mniejszym niż inne szuje w życiu tych nieskalanych kobiet-matek i kobiet-córek”.
@wo
„Bałem się, że jak szczerze napiszę co myślę o tym tekście, przyjdzie kol. Głuszak się przychrzaniać”
Niech Pan się zdecyduje, czy Pan popiera w końcu tę cancel culture i ideologię woke, czy obawia się że zostanie użyta przez kol. Głuszaka (yyyyy kogo? to jakiś trener siatkarski zdaje się?), żeby uciszyć Pana niepokorny głos!
> obrzydliwość tekstu jest całkiem uchwytna, jeśli zadać sobie podstawowe redaktorskie pytanie „o czym to jest?”.
Też nie rozumiem tego gadania o flow i warsztacie. Gazeta jest boomerska i się izoluje w tym targecie jak nie przymierzając kościół, więc moze redaktorom tylko się wydaje, że próbują dotrzeć do booktokerów, a trafiają tylko do wyobraźni 52+? Znam redaktora-celebrytę z kanałem na youtube, który by to wyp*rzył za same zdania wielokrotnie podrzędnie złożone, a redaguje on copypasty.
Ważniejsz właśnie jest stwierdzenie, że redakcja uważała to za świetny tekst o męskich problemach. Tak samo jak uważa Matczaka relacjonującego Petersona za świetnego felietonistę.
@worek „obserwując z boku świat takich „królów” zawsze mnie dziwiło-nie-dziwiło, że jednak jakoś zawsze otaczał ich wianuszek zakochanych dziewczyn.”
Jako że piszesz o czasach licealno-studenckich, to wypada zauważyć, że wtedy presja rówieśnicza jest bodaj najsilniejsza. Zarówno chłopcy, jak i dziewczyny robią całą masę głupot (as in: nierzadko nawet wtedy już za świadomością, że to durne) tylko dlatego, że reszta grupy to lubi/ceni/wymusza. Przywódca grupy bywa ceniony – również jako partner romantyczny – już tylko z tego tytułu. Oraz do dziś atrakcyjna bywa figura bad boya (którą usiłował raptem w zeszłym roku grać w fatalnym serialu The Idol The Weeknd, przecież dziko popularny jako muzyk). A jeszcze 20 lat temu masa toksycznych zachowań była jeszcze w oczach mainstreamu równie dopuszczalna jak, nie wiem, palenie w miejscu pracy.
Zresztą niestety niektóre rzeczy się od tego czasu mało zmieniły, bądź wręcz pogorszyły (np. całodobowy mobbing nastolatków w socialach). Mam wrażenie, że obecni idole mężczyzn typu Andrew Tate są znacznie bardziej agresywni względem kobiet niż boomersko-pijanowujowskie opinie lat 90. – a słucha ich nie jedna nieszczęsna rodzina lecz pół nastoletniego chłopackiego internetu. Masa dziewczyn się buntuje przeciw takiemu traktowaniu, ale przecież nie wszystkie.
@jgl
Nie czytałem tekstu Kąckiego, nie czytałem nawet odpowiedzi na niego. Nie mam na to obecnie zdrowia. Ale kiedy czytam przytaczane tutaj na blogu fragmenty to mnie coś odrzuca i myślę sobie „jakie to jest niedobre”. Jednocześnie mogę zrozumieć, że niektórym ludziom taki styl pisania się podoba czy nawet imponuje. Nie takie rzeczy ludzie uznawali za genialne i chwalili. Ba, cała bajka o szatach cesarza jest przecież o tym, że wszyscy nawzajem się nakręcają i tylko jedno dziecko ma odwagę powiedzieć, że to przecież jakiś bełkot.
A przy okazji, jestem osobą która sobie wyznacza cel 52 książek w 52 tygodnie. Ale nie wiem czy fakt, że taki styl pisania nie tylko do mnie nie trafia, ale wręcz odrzuca, świadczy o czymkolwiek czy to po prostu anecdata. Możliwe też, że zwyczajnie korpo rzuciło mi się na mózg, bo jaki normalny człowiek wyznacza sobie cele sam z siebie?
@piotrkowalczyk
„który fragment jest najgorszy”
Ten o stopach jak uchodźca i zapachu jak sushi też zapewnił sobie solidną pozycję na podium. (Plus aspekt sytuacyjny: na kolegium redakcyjne w ogólnopolskiej gazecie z ambicjami przychodzi redaktor walący rzeką i kacem i nikt nie zwraca na to uwagi? serio?) Nie wiem czy to team niebieska sukienka, czy biała, ale jak dla mnie styl całości jest zdecydowanie okropny. Przymiotnikiem, który przyszedł mi na myśl, jest staroświeckie „minoderyjny”.
@m.bied
„Przymiotnikiem, który przyszedł mi na myśl, jest staroświeckie „minoderyjny”.”
Możesz oficjalnie przybić piątkę z Twardochem.
@piotrkowalczyk
„Możesz oficjalnie przybić piątkę z Twardochem”
A czemu nie. Jako dwaj nie-całkiem-Polacy (biorę tu w nawias jego gromkie zapewnienia co jakiś czas, że jest całkiem-nie-Polakiem) mamy być może zbliżone spojrzenie, odrobinę z boku, na przedziwną formację mentalną, jaką jest polska inteligencja. Przy okazji tej aferki przyszła mi do głowy taka myśl, że tzw. polska szkoła reportażu mogłaby na dobrą sprawę robić za modelową ilustrację polskiej inteligencji – jej ulubionego stylu, stosunku do faktów itp.
@m.bied
„Plus aspekt sytuacyjny: na kolegium redakcyjne w ogólnopolskiej gazecie z ambicjami przychodzi redaktor walący rzeką i kacem i nikt nie zwraca na to uwagi? serio?”
Ech, wy moi komcionauci, czasami palniecie takiego komcia, że nie wiem z jakiej choinki się urwaliście. Wyjaśniłbyś mi w ogóle swoją drogę rozumowania? Dlaczego z faktu, że to „kolegium redakcyjne w ogólnopolskiej gazecie z ambicjami” wyciągasz wniosek, że wszyscy uprasowani, pachnący i wewogle pod krawatem, więc z oburzeniem wyrzucają za drzwi niedomytego skacowanego kolegę?
Może tak jest w jakichś innych redakcjach, ale w Agorze zawsze panował kult abnegacji. To się zaczęło jeszcze od boomerów-założycieli, ich porozciąganych swetrów cuchnących papierosami. Millenialsi zastąpili rozciątnięte swetry równie rozciągniętymi dresami (z trzema paskami, a jakże), ale zachowali etos abnegacji (brejkam wszystkie rule!). Papierosy były i są uniwersalną perfumą, zabijającą inne zapachy.
@m.bied
„Plus aspekt sytuacyjny: na kolegium redakcyjne w ogólnopolskiej gazecie z ambicjami przychodzi redaktor walący rzeką i kacem i nikt nie zwraca na to uwagi? serio?”
W mojej dawnej pracy był taki kolega, którego wszyscy lubili. No ale miał kłopot z piciem. Wszyscy wiedzieli. I pojawiał się nieświeży w pracy. Jako, ze był i lubiany i merytorycznie dobry i generalnie był człowiekiem, rozmawialiśmy o tym i w rezultacie nasz CEO (a byliśmy wszyscy na stopie koleżeńskiej) poszedł do niego i zaproponował mu pomoc.
Więc może w tej branży +10 do szacunku jak się zmierza ku katastrofie. Wtedy i taki taki tekst może być uznany jako przejaw geniuszu i malutcy tego nie rozumieją.
@czemu kobiety?
Ponieważ rozkręcają się dywagacje, dlaczego kobiety są zainteresowane takimi mężczyznami, to może napiszę, co mi się wydaje. Bloga czytam regularnie, odzywałam się chyba tylko kilka razy.
1. Własna historia rodzinna tych kobiet, najczęściej rodzic-alkoholik. Może to prowadzić do odbierania zachowań patologicznych jako normalne, a wręcz pożądane.
2. W tym pokoleniu mężczyzn cały czas standardy nie były za wysokie. Nie chodzi mi o standardy moralne, bo tu większość mężczyzn będzie z łatwością zachowywać się lepiej niż alkoholik, ale umiejętność nazywania, wyrażania i rozpoznawania uczuć. Umiejętności, które są niezbędne do tworzenia związków międzyludzkich. W moim odczuciu, również porównując do mężczyzn w tym wieku z podobnymi charakterystykami socjologicznymi z innych krajów, te umiejętności były i są słabo rozwinięte. O uczuciach mówiło się tylko po alkoholu. Alkoholik miał do tego więcej okazji, a że to nie miało żadnego sensu, no cóż. Z drugiej strony alkoholizm upośledza prawidłowe funkcjonowanie w tym zakresie nawet na trzeźwo, ale jeśli dookoła nikt nie funkcjonował zbyt dobrze, to nie rzucało się to tak bardzo w oczy.
3. Wiąże się to jakoś też z tym nieszczęsnym „byciem w terapii”. Z jednej strony, jest oczywiście używane jako wymówka, z drugiej strony polskie terapeutki i terapeuci też są zanurzeni w polskiej kulturze i szczególnie w kwestii stosunków damsko-męskich, ten główny przekaz kulturowy podtrzymują.
Pierwotny artykuł czytałam i uważam za opowieść, którą pewnie często słyszy się na pierwszym spotkaniu AA gdy przyjdzie jakiś lekarz, prawnik czy biznesmen. Tylko chyba, jeśli ktoś powtarza swój życiorys w takiej formie po roku terapii to już dostaje stosowną informację zwrotną od grupy, że nie robi żadnych postępów.
@junoxe
„poszedł do niego i zaproponował mu pomoc.”
Z ciekawości: i przyjął? Bo to chyba nie jest tak, że każda osoba w kryzysie uzależnienia reguje entuzjastycznym „why, yes, właściwie to cały czas czekam aż ktoś mi zaproponuje pomoc, kiedy zaczynamy?”.
„Pierwotny artykuł czytałam i uważam za opowieść, którą pewnie często słyszy się na pierwszym spotkaniu AA gdy przyjdzie jakiś lekarz, prawnik czy biznesmen. Tylko chyba, jeśli ktoś powtarza swój życiorys w takiej formie po roku terapii to już dostaje stosowną informację zwrotną od grupy, że nie robi żadnych postępów.”
Miałem podobne odczucie. Z tym że facet jest ewidentnie narcyzem z co najmniej lekkim rysem psychopatycznym, tacy nawet na całkiem trzeźwo nie umieją/nie widzą czy i kiedy robią ludziom krzywdę, muszą się dopiero tego nauczyć (jeśli chcą i poczynią ten spory wysiłek ofc).
@irid
„Tylko chyba, jeśli ktoś powtarza swój życiorys w takiej formie po roku terapii to już dostaje stosowną informację zwrotną od grupy, że nie robi żadnych postępów”.
To sugeruje, że ta grupa (w pracy, w tym wypadku) nie daje informacji zwrotnej o postępach, bo akceptuje taki stan rzeczy. A nawet pewnie myśleli, że do pisania jakie uprawiał Kącki, ten wewnętrzny Tanatos jest niezbędny. Nie widzieli w nim człowieka tylko dostarczyciela tekstów, które się świetnie sprzedają. I obie strony odnosiły z tego korzyści materialne i środowiskowe. A że przy okazji człowiek tracił zdrowie? Kogo to. Ważne, że tekst był gęsty i mocny.
@Junoxe
„I pewnie nawet uważali, że do takiego pisania, jakie uprawiał Kącki, ten wewnętrzny Tanatos był niezbędny”.
To głęboko zakorzeniony mit, że picie czy branie jakichkolwiek narkotyków stymuluje (twórczą) pracę. Nie stymuluje.
Tomasz Stańko pisał o tym bardzo otwarcie, a zażywał dużo i czerpał z szerokiej palety, że po radykalnym odstawieniu ucierpiało jedynie jego życie towarzyskie. Co jest o tyle wiarygodne, że sporą karierę w Stanach zrobił późno (i na trzeźwo).
@junoxe
„Nie widzieli w nim człowieka tylko dostarczyciela tekstów, które się świetnie sprzedają.”
I wy, pracując w innych branżach, macie jakoś inaczej? Nie widzicie w programiście dostarczyciela programów, widzicie Człowieka i się martwicie, że Zdzichu ostatnio jakiś taki przygnębiony, może to depresja, zafundujmy mu terapeutę? Z ciekawości pytam, przecież nigdy nie pracowałem w IT (właściwie całe moje życie to różne formy mediów + ostatnio oświata, gdzie jest rzeczywiście Zupełnie Inaczej, ale z kolei nie tylko pod tym względem).
@kot immunologa & picie Kąckiego:
Myślę, że tu pudłujesz. W Polsce popularnym sposobem by pociągnąć kogoś za język, to usiąść z nim przy piwie/półlitrze/kielichu itp. Kącki o tym, że tego wymagały rozmowy z np. Kącki przy okazji „Chłopców” mówił, że tak było przy zapoznawaniu się ze środowiskiem Konfy (co, jak wspomniałem wyżej, uderzyło mnie dziwnie, choć nie wzbudziło dostatecznej czujności).
@wo
„Z ciekawości: i przyjął? Bo to chyba nie jest tak, że każda osoba w kryzysie uzależnienia reguje entuzjastycznym „why, yes, właściwie to cały czas czekam aż ktoś mi zaproponuje pomoc, kiedy zaczynamy?”.
Tak, przyjął. W tamtym czasie szło mu po grudzie i nie od razu rzucił. Ale z perspektywy czasu patrząc, to był game changer. Bo po jakimś roku czy dwóch odstawił.
Może osoba nie reaguje entuzjastycznie. Ale w tej samotności bycia alkoholikiem taki gest może być ważny.
„I wy, pracując w innych branżach, macie jakoś inaczej? Nie widzicie w programiście dostarczyciela programów, widzicie Człowieka i się martwicie, że Zdzichu ostatnio jakiś taki przygnębiony, może to depresja, zafundujmy mu terapeutę”?
Akurat miałem szczęście obserwować coś takiego. Ale to nie była branża IT. I nie twierdzę, że tak jest wszędzie. Pracowałem w branży, w której relacje prywatne i osobiste bardzo się przenikały. Może to coś zmieniało, a może nie.
W IT wszyscy wiedzą że ich praca jest bez znaczenia i w dodatku i tak nigdy nic nie jest na czas, więc raczej nie ma miejsca na coś analogicznego do kultu „Marcin ale to jest napisane”
@jgl
„W IT wszyscy wiedzą że ich praca jest bez znaczenia i w dodatku i tak nigdy nic nie jest na czas,”
Ufff, no więc można mi zarzucić wiele rzeczy, ale nigdy nie twierdziłem, że moja produkcja kontentu ma jakieś znaczenie (i niestety nie ukrywam, że miewam problem z dedlajnami). Może to mnie uchroniło przed niektórymi pokusami i zaburzeniami.
„A wy, pracujący w innych branżach, macie jakoś inaczej?”.
Tak. Nie zawsze tak ekstremalnie jak depresja, ale jeden student ze zdiagnozowanym wypaleniem zawodowym został potraktowany bardzo fair. Dano mu czas zarówno na terapię (pol roku platnegop urlopu), jak i na dokończenie doktoratu. Projekt na niego czekał, szef był bardzo wyrozumiały. Wersal.
W moim naukowym bombelku raczej dba się o rozwój studentów i postdoców, nie traktuje się ich tylko jako dostarczycieli wyników. Pod warunkiem, że mają chęci i zapał. Szefowie bywaja choleryczni i dość skrajni (ale to juz raczej czas pszeszly). Mój promotor był bardzo wybuchowy, ale z drugiej strony mieliśmy mnostwo naukowej swobody, mogliśmy robić najdziksze rzeczy, jakie nam przyszły do głowy. korzystaliśmy z tego chętnie (informując szefa, czasem po fakcie). Wspieral nas w sumie bardzo (wsciekajac sie czasem, jak to choleryk).
„A wy, pracujący w innych branżach, macie jakoś inaczej?”.
Są branże, gdzie zrozumienie dla popędów i (auto)destrukcyjnych ekscesów jest większe, a niektórym wciąż jeszcze pozytywnie koreluje się to z efektami pracy (mocne teksty, porywające występy sceniczne, te sprawy). No ale właśnie analogicznej legendy księgowego się tak łatwo nie łyknie, choćby pił, ćpał i miał 7 prób samobójczych. To nie tak, że gdzie indziej ludzie są z automatu jakoś radykalnie bardziej troskliwi, tylko jak dostrzegają u kogoś problemy tego typu, to raczej nie zobaczą w tym elementu stylu uprawiania zawodu czy też konsekwencji tegoż.
@wo
„I wy, pracując w innych branżach, macie jakoś inaczej? Nie widzicie w programiście dostarczyciela programów, widzicie Człowieka i się martwicie, że Zdzichu ostatnio jakiś taki przygnębiony, może to depresja, zafundujmy mu terapeutę? Z ciekawości pytam, przecież nigdy nie pracowałem w IT (właściwie całe moje życie to różne formy mediów + ostatnio oświata, gdzie jest rzeczywiście Zupełnie Inaczej, ale z kolei nie tylko pod tym względem).”
Tez z IT:
Co do depresji/wypalenia to póki co jeszcze przeważnie ludzie nie wiedzą jak reagować, choć znam jeden bardzo dobry przykład gdzie dziewczyna po przejściach (historie na granicy mobbingu które wpędziły ją w totalnego doła) interwencją managera nie dość że dostała pół roku wolnego to jeszcze potem kolejne pół roku z minimalnymi obowiązkami i sugestią że może szukać w firmie dowolnej innej pracy która nie będzie jej tego robiła (i znalazła). No ale ten manager nie był polakiem. Ale to pojedynczy przykład, generalnie objawy depresji u kolegów większość udaje że nie widzi. Natomiast przychodzenie co drugi dzień na kacu/pod wpływem to jednak dość szybko przeważnie budzi reakcję typu „to ma być ostatni raz albo się pożegnamy”. Myślę że jednak w mediach jest ponad przeciętna tolerancja dla niezdrowego trybu życia (no ale nie tylko w mediach, czego się to człowiek nie nasłuchał o agencjach reklamowych)
@goghol
„No ale właśnie analogicznej legendy księgowego się tak łatwo nie łyknie, choćby pił, ćpał i miał 7 prób samobójczych.”
Uwierzylbym, gdyby nie NGO’sowa odnoga mojego bąbelka towarzyskiego. Ludzie mający w NGO’sach etaty mają je często właśnie na stanowiskach administracyjno-rozliczeniowych, bo reszta to już wolontariusze. No i taki ktoś potrafi się dać wkręcić (albo sam siebie wkręci) w mit o swojej niezastępowalności, że jeśli on pójdzie choćby na dzień urlopu, wszystko się zawali. A ten mit to oczywiście pierwszy krok do uzależnień i zaburzeń.
Doświadczenie życiowe starszego pana (TM) mówi mi, że wkręcić w taki mit można się WSZĘDZIE. Nawet jeśli jesteś księgowym w zakładach drobiarskich Interjanuszdrobexpol w Myciskach Niżnych. Po prostu nie masz już wtedy legendy o „Batmanie reportażu”, ale za to o Antmanie dbającym o Jedyne Miejsca Pracy, jak ciebie zabraknie, to wszystko się zawali, a to będzie Koniec Mycisk, bo nie ma tam innego zakładu.
@WO
„Papierosy były i są uniwersalną perfumą, zabijającą inne zapachy.”
Chyba antyperfumą[1]? Zwłaszcza jeśli nie mówimy o świeżym dymie np. z fajki, tylko tym co zostało na ubraniu. Po prostu swoim smrodem dominują nad innymi zapachami. Istnieją takie substancje, dla mnie podobną funkcję smakowo pełnią koperek i natka pietruszki – jak się je doda do dania to nieważne jakie inne skrywa smaki, całe danie od tej pory smakuje koperkiem/pietruszką. Można w ten sposób maskować wszystko, w tym nieświeże mięso.
„Doświadczenie życiowe starszego pana (TM) mówi mi, że wkręcić w taki mit można się WSZĘDZIE.”
Potwierdzam. Rozmawiałem niedawno ze znajomą, która zmieniła pracę z toksycznej na taką fajniejszą. Ta fajniejsza wygląda tak, że ona praktycznie nie może wziąć urlopu bo jest jedyną osobą z uprawnieniami do konta firmowego (druga koleżanka jest na macierzyńskim) i ogarniającą swoją działkę a przelewy muszą wychodzić co miesiąc przecież. Siedzi z dwiema innymi dziewczynami które też tylko we dwie robią swoje i jak jednej nie ma to druga musi być, więc elastyczność u nich jest minimalna a czasami w ogóle pozorna. Nie pamiętam czy to NGOs czy coś komercyjnego.
Mam też inny przykład, z korporacji. A nawet lepiej, z Ameryki! W dziale IT pracował koleś który właśnie „miał misję”. Był niezastępowalny, zawsze się zjawiał gdy był potrzebny, piątek, świątek, południe czy środek nocy, jeden telefon i on się zaraz pojawiał. Aż pewnego razu się nie pojawił. Okazało się, że nie żyje. Okazało się również, że hasła przechowywał w pamięci więc teraz nikt ich nie ma, wiedzy o systemach którymi się zajmował nikomu nie przekazał, dokumentacji nie zrobił. Znam ludzi którzy z nim pracowali i którzy potem byli zaangażowani w sprzątanie tego bałaganu, więc to nie legenda miejska. Tacy naprawdę trafiają się wszędzie.
@irid
Co do czemu kobiety i wcześniejsze jak to jest, że tacy ludzie byli zawsze otoczeni wianuszkiem zainteresowanych. Nie negując tego co napisałaś, bo na pewno ma wpływ, chciałem zauważyć że to nie jest przecież tylko typowo polskie. Jak świat długi i szeroki ludzie zwracają uwagę na to co się wyróżnia. Mamy nawet powiedzenia, jak choćby to, że nieważne jak mówią – byle mówili. Mamy tendencje do niedoceniania cichych i spokojnych osób które siedzą i robią swoje. Za to koleś który jest głośny i wszędzie go pełno zapadnie wszystkim w pamięć nawet jeśli gada bzdury, nie dostarcza, etc.
Mamy tego pełno przykładów w literaturze (chociażby Kmicic), mamy i w prawdziwym życiu (z czego większość ludzi kojarzy Churchilla czy Himilsbacha? Z bonmotów albo ogólnego „no był politykiem/aktorem”). Ba, wystarczy spojrzeć na ten cały kult Muska i innych wielkich geniuszy. Albo nagrody Nobla które dawane są pojedynczym osobom, ewentualnie kilku osobom naraz. Rób coś solidnie jako część większego zespołu i może to być niesamowite osiągnięcie, ale nie będziesz doceniony. Albo nikt nie dostanie nagrody albo zgarnie ją jakiś firmujący to wszystko swoim nazwiskiem szef.
Dlatego w szkole wyróżniający się łobuz będzie przemawiał do wyobraźni bardziej niż cichy i sumienny kolega. I w drugą stronę to samo, ciche koleżanki są również mniej doceniane.
[1] Słownik Doroszewskiego rozpoczyna definicję słowa perfumy od „przyjemnie pachnące”
@wo
„I wy, pracując w innych branżach, macie jakoś inaczej?”
Jajakoko pracujący w IT i okolicach od 1996r., miałem to szczęście, że owszem, inaczej. W relacjach pracownik – bezpośredni przełożony zawsze było bardzo koleżeńsko i po ludzku. Zwykle, choć już nie zawsze, w relacjach z przełożonymi szczebel wyżej. Choć przyznaję, że widywałem i słyszałem też o szefach traktujących pracowników przedmiotowo, toksycznych, gdzieś tam obok. Ale to były raczej owiane złą sławą wyjątki.
@kubawu
„W relacjach pracownik – bezpośredni przełożony zawsze było bardzo koleżeńsko i po ludzku.”
Ależ u nas też było koleżeńsko i po ludzku! Tylko że w 1996 koleżeńskość oznaczała, że taktownie udajesz że nie dostrzegasz czyjegoś skacowania.
@WO
„Uwierzylbym, gdyby nie NGO’sowa odnoga mojego bąbelka towarzyskiego”
Ale NGOsy są właśnie inherentnie bardziej narażone na zarzynanie się i mobbing wlasnie bo „jak nie rozliczysz tej fakturki na JUŻ, to 2137 szczeniątek zdechnie z głodu”
@jgl
„Ale NGOsy są właśnie inherentnie bardziej narażone na zarzynanie się i mobbing wlasnie bo „jak nie rozliczysz tej fakturki na JUŻ, to 2137 szczeniątek zdechnie z głodu””
Natomiast w PPHU Transinterjanuszexpol zamiast szczęniątek jest „1500 mieszkańców Mycisk straci pracę”, ale mechanizm może zadziałać WSZĘDZIE.
„Doświadczenie życiowe starszego pana (TM) mówi mi, że wkręcić w taki mit można się WSZĘDZIE.”
Jasne, w każdej branży znajdą się przykłady na toksyczne środowisko i jednostki z inklinacjami. I tak jak gdzieś tam wcześniej pisałeś, mechanizmy stojące za przywoływanymi patologiami są w gruncie rzeczy uniwersalne. Ale są środowiska (branże) bardziej i mniej sprzyjające. I dlatego jak piszesz, że „w warszawskich szkołach też”, to że w dwóch, a nie, że w co drugiej.
Jak kolega/żanka zajmująca się rozliczeniami w NGO ma specyficzną konstrukcję, to zawsze wkręci przynajmniej siebie, ale już mało kogo poza tym. Ludzie prędzej uwierzą w batmana reportażu niż antmana administracji.
@froz
„Mam wrażenie, że sporo tutaj komentujących musiało czytać ten artykuł już po jakimś kontakcie z reakcjami na niego. Bo nie chce mi się wierzyć, że każdy tak go od razu odebrał na czysto, bez kontekstu, jak to teraz opisuje.”
Błagam. Tekst leciał pod tytułem, uwaga – „moje dziennikarstwo alkohol nieudane terapie kobiety zle kochane zaniedbane corki i strach przed switem”.
W mojej millenialsowej banieczce to takie nagromadzenie red flags, że nawet nie ma co klikać. Takie frazy zwiastowały albo grafomańską spowiedź narcyza, albo spowiedź abusera – niestety, okazało się, że oba naraz. Przecież sam tekst „źle kochana kobieta” to jest wyjęty wprost z ust jakiegoś dziadersa, do którego powoli dociera, że chyba przekraczał jakieś granice, ale dla spokoju sumienia trzyma się tego złego kochania. Albo z ust ojca, który bił swoje dzieci i teraz nie ma z nimi kontaktu. Teraz trochę żałuję, że nie kliknąłem w porę, bo jak widzę te frazy o batmanach reportażu i miejskich labiryntach depresji, to z chęcią przeczytałbym całość. Jak ktoś ma jakiegoś linka z backupem albo wie jak szukać, to poproszę.
Nagłówek zwiastował kolejny z typowych artykułów dostarczanych przez GW – kiepski literacko tekst, który poprzez swoją rozlazłą, grafomańską frazę ma sprawiać wrażenie Wielkiej Literatury, więc olałem. Na tej samej zasadzie nie klikam w teksty Gadomskiego, bo nie będzie tam nic poza liberalną myślą ekonomiczną sprzed 25 lat.
A romantyzowanie pijaństwa i bycie chujkiem (albo przestępcą) to mamy w polskiej literaturze cały bogaty katalog, od Hłaski po Żulczyka, każdy bez wyjątku znacznie lepiej napisany (bez miejskich labiryntów depresji).
Dużo dały mi do myślenia reakcje różnych Znanych Literatów zachewyconych stylem i tematyką. Bo to znaczy, że albo polska literatura jest w tak głębokiej dziurze, albo że nie odpaliły im w porę światełka alarmowe. I żadna z tych odpowiedzi nie nastraja specjalnie pozytywnie.
@Piotrek Markowicz
Mam skitraną kopię na pastebinie (polskim, bo oryginalny powiedział że takich świństw nie będzie hostować), ale nie wiem czy WO pozwala na takie piractwo
@”reakcje różnych Znanych Literatów”
Kto właściwie jest w tym zacnym gronie? Widziałem dwóch konsekwentnych miłośników grafomanii – Rusinka i Nogasia – ale kto jeszcze?
@izbkp
Jezu, jakie to jest złe. Jeśli to nie jest apoteoza zła to ja już nie wiem. Co oni w tej redakcji myśleli. Trudno mi to pojąć.
„Latem, gdy Ewa żyła resztką nadziei dla siebie, pytała, co byśmy zmienili w przeszłości. Jej rozważań nie przytoczę, bo są zbyt intymne, ale ja powiedziałem, że jednak nic bym nie zmienił. Że ta droga z lękami, szajbami, przygodami, z ranami zadawanymi w słusznej i niesłusznej sprawie, że tak na końcu to staraliśmy się być ludźmi i kochaliśmy to nasze dziennikarstwo, często miłością niewdzięczną, i robiliśmy nasze rewolucje, czyli śledztwa, reportaże, prowokacje, zamykaliśmy złych mężczyzn, gdy o metoo nikt jeszcze nie słyszał. I przecież na naszych ramionach i ramionach naszych przyjaciół dziennikarzy młodsi koledzy i koleżanki mogą robić dzisiaj swoje rewolucje i żądać jeszcze więcej, także od nas, a potem na ich ramiona wdrapią się kolejni”.
@jgl
„kto jeszcze?”
Mariusz Szczygieł (chyba też jest autorem jakichś książek, nwm wsm).
wo
„Ależ u nas też było koleżeńsko i po ludzku! Tylko że w 1996 koleżeńskość oznaczała, że taktownie udajesz że nie dostrzegasz czyjegoś skacowania.”
Nie miałem jakiejś znaczącej liczby kryzysów w zespole, ale jak koledze umarła bliska osoba, a on, samotny, zaczął pić, to jednak nie udawaliśmy, że nie dostrzegamy, tylko kombinowaliśmy jak pomóc (wymyśliliśmy zespołowe wycieczki piesze, rowerowe, kajaki, bo kolega turysta, mógł się wykazywać, poza tym był czas na rozmowy przy ognisku itd). Nie wiem na ile to pomogło, ale jakoś się odnalazł, po pewnym czasie związał z kimś nowym. A tradycja zespołowych wypraw pozostała na dłużej.
> o tym, jak to dzwonił do swoich dawnych kochanek i jak to według nich wszystko jest ok
Booojack Koński – był taki odcinek.
@m.bied
>Mariusz Szczygieł
Ok, czyli potwierdzasz co pisali w komciach na wyborczej.
No to to zdaje się jest osoba w kryzysie zarządczości w tym Instytucie Reportażu, czyli nie jakiś tam literat, a raczej ktoś kto znał kontekst.
@jgl
Ja bym tez poprosił jeśli można.
> Jajakoko pracujący w IT i okolicach od 1996r., miałem to szczęście, że owszem, inaczej. W relacjach pracownik – bezpośredni przełożony zawsze było bardzo koleżeńsko i po ludzku.
Koleżeńsko i po ludzku to dla mnie znaczy tyle samo co z ojcowską troską, czyli systemowe ignorowanie problemów. To jak w tym memie z podziurawionym samolotem – w IT nie ma tyle mobbingu kobiet, bo kultura jest na wstępnie tak szowinistyczna, że kobiety tam rzadziej trafiają.
Dla mnie całe rozważania o incydencji są niemoralne. Podobnie bronią się biskupi „excusez-moi, a jaki jest stopień pedofilii w populacji? Aha; ale czyż może chociaż nie wyższy wśród gejów”. Nie chodzi o to. Sam fakt ujawniania spraw wręcz świadczy na korzyść środowisk ponadprzeciętnie oczyszczanych na tle milczącej reszty.
Chodzi o to jak się takie sprawy załatwia. Otóż nie daje się na jedynkę z leadem „podyskutujmy”. Nie chrzani się o ojcowskich/koleżeńskich relacjach, nieokreślonych a więc ślepych, krzywdzących systemowo wszystkich tych dla których nie są przezroczyste. Nie rozrysowuje dystrybucji na tle, zastępując tym ocenę konkretnej sprawy (na tym zresztą polega teoria sprawiedliwości – zasłonka niewiedzy Rawlsa). #Metoo zaczęło się od tego że „ja też”, bo każdy indywidualny przypadek był unieważniany jako nie wskazujący na problem systemowy.
I co z tego, że komuś trafił się dobry choć choleryczny ojciec, gdy są całe wielkie firmy-laby jak Janelia słynące z mobbingu, a im bardziej prestiżowa uczelnia, tym więcej diagnozowanych PTSD. Albo że w nieokreślonych relacjach koleżeńskich ktoś się dobrze jak ryba w wodzie bo stopień zasolenia jest dlań akurat w sam raz.
Pardon na wtręt offtop (dyskusja arcyciekawa) więc max krótko:
@romantyzowanie chlania: no Żulczyk to raczej jednak nie pilchuje, imho.
@PM
„W mojej millenialsowej banieczce to takie nagromadzenie red flags, że nawet nie ma co klikać. Takie frazy zwiastowały albo grafomańską spowiedź narcyza, albo spowiedź abusera”
Dzięki że to napisałeś. Z zaskoczeniem czytałem powyżej te wszystkie opinie że spoko, na pierwszy rzut oka nie było widać, nienajgorzej napisane itp. Może to rzeczywiście kwestia metryki, bo ja jako xennials miałem dokładnie tak samo – przeczytałem ten tytuł okraszony fotą autora i wiedziałem że nie kliknę nawet żeby zobaczyć pierwsze parę zdań. Kolejny raz utwierdziło mnie to tylko w decyzji niekupowania abonamentu GW. Gadomski + przyzwolenie na transfobię i ogólny wujonaweselizm w komentarzach + dopiendalanie lewicy kiedy tylko nadarzy się okazja + westchnienia nad fajnoksiężami + właśnie takie racjonalizowanie przemocowców, itp. itd. Gazeta niestety zasklepiła się na amen w swojej demografii i koniec, istnieje tylko perspektywa katoliberalnego inteligenta z default city, który wybierze się czasem w interior żeby napisać wstrząsający reportaż o tzw. „zwykłych ludziach”. I może być skrajnym bucem, zapatrzonym we własny pępek, czy tam gdziekolwiek sobie patrzy, ale jest swój, więc mu trzeba wybaczyć. Bardzo jestem zaskoczony, ale i zadowolony z tego jaki backlash to wywołało tym razem i jak szybko to zdjęli bez robienia z całej sprawy kolejnej telenoweli na 20 artykułów typu: odpowiedź na odpowiedź na opinię kolegi z redakcji.
Niestety obawiam się że nic to redakcję nie nauczy i nie zobaczymy już drugiej Rozwadowskiej, za to stała Gadomsko-Wielowieyskość utrwali się na świenty ament.
@jgl
„nie wiem czy WO pozwala na takie piractwo”
Nie pozwalam. No ludzie, kurna, minimum wysiłku. Ja na przykład od razu zasejwowałem, bo z góry wiedziałem, że to długo nie będzie wisieć.
@pm
„romantyzowanie pijaństwa i bycie chujkiem (albo przestępcą) to mamy w polskiej literaturze cały bogaty katalog, od Hłaski po Żulczyka,”
To bardzo głupie co pan napisał. Czytał pan cokolwiek Żulczyka poza jego Twitterem?
@bgsh
Posypuję głowę popiołem niniejszym.
@havermayer
Również pozdrawiam. Wydaje mi się – o czym któryś z komentatorów wspominał już wcześniej – że Kącki ograł GW dzięki ich słabości do stawiania się jako Forum Debaty O Aktualnie Ważnych Tematach Społecznych. Sprzedał im ten tekst jako metoo od męskiej, skruszonej strony. A że środowisko GW – jak już opisałeś – się zasklepiło w swojej bańce społecznej i w swojej estetyce, to przegapili jak bardzo paskudny wydźwięk ma ten tekst (nad formą już nie będę się więcej pastwił). I co ciekawe, całą tę oczekiwaną Ważną Debatę wywalił post na fejsie, co tylko pokazuje, że w Forum Debaty w stylu niegdysiejszych debat z GW już od dawna nie jest niepotrzebne.
Ot, ilustracja do zmieniających się czasów, ale nie ludzi.
@Piotr Kapis
Czy mężczyźni wszędzie są tacy sami – można spojrzeć na to trochę inaczej. Jakby spytać polskiego specjalistę czy wolałby mieć za szefa 50-letniego Polaka, czy kogoś z Europy Zachodniej lub krajów anglosaskich, to mam wrażenie, że mogłyby się pojawić jednak jakieś preferencje. A z punktu widzenia pracownika „kompetencje managerskie” na podstawowym poziomie te same umiejętności, które trzeba mieć, żeby być w jakichkolwiek relacjach międzyludzkich.
@bgsh
„romantyzowanie chlania: no Żulczyk to raczej jednak nie pilchuje”
Też mnie to zdziwiło. Przyznaję, że nie czytałam go dużo (trzy powieści), ale odczucia miałam radykalnie inne. Żulczyk sam jest trzeźwym alkoholikiem i, moim zdaniem, nie daje bohaterom taryfy ulgowej, opisy ich pijackich ekscesów czyta się w permanentnym krindżu. To zresztą jeden z powodów, dla których uważam go za autora ze świetnym warsztatem, bo to jednak pewna sztuka: opisać scenę z punktu widzenia bohatera, który właśnie czuje się królem życia tak, żeby czytelnik skręcał się przy tym z żenady.
„Ja na przykład od razu zasejwowałem, bo z góry wiedziałem, że to długo nie będzie wisieć.”
A ja nawet nie klikałem, bo mi starczyło, że inni przeczytali, żebym ja nie musiał
#dlaczego się śmieje
>Jako „woke” określa się wszystko co powyższe i inne rzeczy, to po prostu słowo-wytrych na cokolwiek po lewej stronie, czego się nie lubi.
Dla niektórych pewnie tak. Dla mnie nie na wszystko, a nawet nie na wszystkie odcienie lewicowości których nie lubię.
Czołgistówm dzwigów, maoistów, młodej lewicy z leftbooka pt „bjerut baza libki cicho” nie nazwałbym woke – często wręcz przeciwnie.
PC principal w south park całkiem trafnie ukazywał co sobie wyobrażam myśląc woke.
„Progresywni”/ woke publicyści czasem piszą „komcionauci i komcionautki, osoby (….) komcionauckie” i w przeciwieństwie do innych trendów mających uczynić język bardziej inkluzyjnym jak inkluzywnym od tych osób osobskich w doświadczeniu kryzysu mi zgrzytają zęby. .
Pół biedy jak do zaadresowania jest tylko jedna grupa. Najgorsze jest to wtedy, gdy chcą wymienić kilka grup i z „iksińskich, igrekowskich i zetowskich” robi się cały akapit.
To jak już ma być mniej faceciki-oriented język niż domyślny polski to wolę żeby było jak np w polskim tłumaczeniu książki Gatesa o katastrofie klimatycznej (polecam!), w której jeśli autor zwraca się do czytelnika, albo tworzy hipotetyczną opowieść o farmerze z Nebraski, to zwraca się do czytelniczki, a opowiastka jest o farmerce.
Przeczytałem tą książkę, podobnie jak sequel o covidzie i nawet nie zwróciłem na to uwagi. Zwróciłbym zapewne na „osoby z doświadczeniem czytelniczym”.
Podam inny przykład- o aferach w oświacie o których nie wiem, bo nie są medialne.
Parę lat temu modne się zrobiło grillowanie jednego nauczyciela-quasi celebryty z bodaj Batorego. Przeczytałem wywiad z nauczycielką z jakiejś wariacji na temat bednarskiej, ex uczennicy tego nauczyciela.
No i abstrahując od tematu wywiadu, miałem poczucie że jest „woke” , bo wtrącała „osoby nauczycielskie” i „osoby uczniowskie”.
Polski ma, trochę archaiczną, ale nadal lepszą od powyższego formę do mówienia o grupie składającej się z osób o niekreślonej płci, i akurat w odniesieniu do „osób nauczycielskich” przez pewną nazwę własną ta forma nadal jest w użyciu – nauczycielstwo.
@Mistrz Analizy
„nauczycielstwo”
Ciało pedagogiczne! Dyskurs ciała – obecnie bardzo na czasie.
>romantyzowanie chlania
>żulczyk
Jeśli ktoś nie zna extended universe to zareklamuje że alczyk od dawna prowadzi podcast „co ćpać po odwyku”.
Nie wiem czy dobry, słuchałem tylko odcinak z Ewą Wojdyłło, ale gdy rozmawiałem jakoś w zeszłym roku ze studentką psychologii-ish piszącą magisterkę o uzależnieniach, to mówiła że promotor jej polecił ten podcast.
@irid
Nie pisałem, że mężczyźni wszędzie są tacy sami, tylko że takie problemy i postawy – zwłaszcza w kontekście czasów licealnych wspominanych przez innych – są uniwersalne i można na nie trafić również poza Polską.
W ogólności mężczyźni nawet w Polsce, ba nawet komentujący na tym blogu, są bardzo różni. I wątpię by większość z nich chciała być stawiana w jednym szeregu z Kąckim.
A że intensywność tych postaw może się zmieniać z czasem i w jednym miejscach potem ludzie bardziej dorastają, kultura im to jakoś naprawia, a w innych mniej, to coś z czym nie będę się kłócił. Jest to bardziej skomplikowane.
Zasadniczo też wolę mieć szefa z zachodu niż Polaka, aczkolwiek widziałem i fajnych szefów w Polsce i mobbing na zachodzie, więc to nie są gwarancje. Najwyżej przesunięcia prawdopodobieństwa. Oraz można się zastanawiać czym okupione zostały te zdobycze cywilizacyjne zachodu, ale nie wiem czy warto w to wchodzić teraz bo będzie konkretny offtop.
Swoją drogą gdyby ktoś chciał spojrzeć na to przez pryzmat popkultury, to mogę polecić film „Moxie”. Ogląda się go dość przyjemnie, nawet jeśli tematyka sama w sobie nie jest, albowiem ma sympatycznych głównych bohaterów. Więc pierwsza warstwa tworzy taki miły kocyk, a za nim siedzi druga, ta poważniejsza dotycząca mobbingu w szkole i tuszowania go przez władze.
Oczywiście można też sobie obejrzeć chociażby The Boys i to co The Deep robi Starlight, ale tam jest to po prostu gdzieś przy okazji, jeden z wielu wątków.
@Mistrz Analizy
Te wyrażenia zgrzytają bo nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni, podobnie jak niektórym feminatywy czy różne neologizmy młodzieżowe. Chociaż część z nich można oczywiście krytykować z punktu widzenia języka i jego reguł. Ja to postrzegam tak, że widzimy potrzebę zmiany i obecnie szukamy rozwiązań, testujemy je. Niektóre są słabe, ale dopóki nie wymyślimy lepszych to po prostu trzymamy się tego i próbujemy wyrwać się z betonu starego języka.
Osobiście czasami (tylko czasami bo rzadko mam okazję jednak) kiedy muszę mówić o grupie mieszanej płciowo przestaję uznawać standardowe reguły stosowania rodzajów męskoosobowego i niemęskoosobowego i korzystam z tego rodzaju który odpowiada większości podmiotów. Czyli jeśli mówię o grupie w której jestem ja i kilka kobiet to powiem „zrobiłyśmy coś”. Aczkolwiek nikomu tego nie będę narzucać ani nawet nie uważam tego za dobre rozwiązanie dla języka. Wolałbym systemowe rozmontowanie rodzaju męskoosobowego jako przynależnego dowolnej grupie w której znalazł się mężczyzna (albo po prostu rzeczownik o rodzaju męskim) i niemęskoosobowego dla grup w których „mężczyzn” nie ma w ogóle. Pozostawię to jednak językoznawcom.
Poza tym wydaje mi się, że mielibyśmy mniej problemów z tymi wszystkimi formami gdyby specjaliści zaproponowali i promowali rozwiązania a nie skupiali się tylko na ocenianiu. Skoro jednak rozwiązania tworzą się oddolnie, wynikają z tego jak wypowiadają się przeciętni użytkownicy języka, to nic dziwnego że czasami będą koślawe czy łamiące zasady.
Ilekroć zasady wydają się koślawe czy łamane w opinii jednych językoznawców, przychodzi taki językoznawca który oprócz autorytetu przedstawi fakty nierzadko poparte uzusem sięgającym jeśli nie międzywojnia to staropolszczyzny. To nie woke szaleje, a wciąż nowomowa PRL.
> zgrzytają bo nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni
Tak sobie argumentuje przy brzydkich feminatywach – jak wejda do jezyka to za 2 lata się osłucham I przyzwyczaję, dlatego mimo że sa brzydkke to ich nie krytykuję.
Zamiana 3 slow na akapit to już słaby deal I mam nadzieję że się nie osłuchamy.
Znowu pan trochę przynudza, samozwańczy mistrzu, więc proszę się nie zdziwić jak wytnę. Ja z kolei lubię tę formułę więc stosuję, gdy miejsce pozwala.
@Junoxe
„ Bo z całej łykendowej rozmowy z kobietami wychodziło, że seksizm w życiu Polek jest czymś codziennym Czy w formie uwag, śmiechów czy wręcz predatorstwa.”
Jednym z najbardziej ruszających mnie motywów o których pisze Laura Bates jest to, jak na wykładach na uczelniach przytacza słuchaczkom prawne, brytyjskie definicje molestowania. Na co słuchaczki protestują, że to niemożliwe, bo przecież to ich absolutna codzienność.
@unikod
„Chodzi o to jak się takie sprawy załatwia. Otóż nie daje się na jedynkę z leadem „podyskutujmy””
Afery medialne trafiają na jedynkę, bo jedynki są w mediach. Za to o aferze w PPHU Transinterpoljanuszex może nie napiszą media, ale będzie to temat numer jeden piwnych rozmów w Zajeździe Myciskanka.
Tak czy siak nie wygląda na to, żeby redakcja GW dorosła do odpowiedzialności, jaka pozwalałaby kej podejmować decyzje godne redakcji GW
@jgl
„Tak czy siak nie wygląda na to, żeby redakcja GW dorosła do odpowiedzialności,”
Pewnie tak, ale to przecież od samego początku jest Jedna Wielka Improwizacja. Ludzie często robią błąd wyobrażania sobie tego jako jakiejś doskonale naoliwionej machiny, spełniającej precyzyjne decyzje jakiegoś centrum zarządzania, gdzie jakiś „wajchowy” ogłasza: „jutro o szesnastej dziesięć ujawniamy aferę Maleszki”. Pewnie stąd te fantazje M.Bieda o doskonale zorganizowanym kolegium, gdzie wszyscy uprasowani i nikt na kacu.
Myślałem tbh że odwrotnie, tzn. że 15 lat temu mogli(ście) sobie pozwolić na podejmowanie decyzji na jakichś merytorycznych podstawach i z oceną jakości & wiarygodności tekstu, a teraz to już tylko klucz towarzyski działa
@jgl
15 lat temu było szczytowe nasilenie afer z Michalem Cichym na przykład. I wtedy też był chór wujów, że fochu fochu brąchu brąchu, źle to rozegraliście, trzeba było opublikować jego kartę leczenia, żeby opinia publiczna poznała wszystkie szczegóły.
To zawsze była improwizacja.
Szanowny gospodarzu WO. Z czystej ciekawości, wobec pańskiej racjonalności + doświadczenie życiowe i insiderskie w GW, szczere pytanie: jak w idealnym świecie powinno wyglądać zarządzenie całą tą sytuacją z red. MK? Nie pytam o reakcje po i damage control, ale też przed. Pisze Pan że 15 lat temu afery z M. Cichym i zawsze improwizacja. Jak to powinno działać? Kumuluje się jakaś wiedza w redakcji, czy, nie wiem, działają korpoludki z działu HR jak w serialu „The Morning Show”?
Szczere pytanie. Jeśli zawarte są w nim jakieś błędne założenia – to nieświadomie.
> ale będzie to temat numer jeden piwnych rozmów w Zajeździe Myciskanka.
Ale w Myciskance, to my ciskamy, a nie wchodzi lokalny molestator z lokalnym plebanem który zapowiada „a teraz wysłuchamy spowiedzi”. Takie rzeczy to raczej w kościele. Chociażby osoba za szynkwasem od razu się zorientuje, że nieuchronna rozróba to nieuchronne straty.
Woke owszem ma swoje słabości kiedy działa nieprzytomnie bo plemiennie. Ale nie jest taką słabością niechęć do dyskusji o sprawie zbawienia oprawcy.
@unikod
„Ale w Myciskance, to my ciskamy, a nie wchodzi lokalny molestator z lokalnym plebanem który zapowiada „a teraz wysłuchamy spowiedzi”.”
Wcale nie. Lokalny molestator może być Filarem Społeczności. Myciskanka może należeć do jego kumpla. W takich małych miejscowościach też bywa tak, że cała społeczność jest po stronie predatora. „Człowiek który sprawę znał bez powodu nie otwierał ust, pierwszy z brzegu wskazał bar, potem gładko swą opowieść snuł”.
@Artur Król
„ Jednym z najbardziej ruszających mnie motywów o których pisze Laura Bates jest to, jak na wykładach na uczelniach przytacza słuchaczkom prawne, brytyjskie definicje molestowania. Na co słuchaczki protestują, że to niemożliwe, bo przecież to ich absolutna codzienność”.
Ta scena z Barbie, kiedy Ken mówi, że idzie i widzi w oczach szacunek. A Barbie, że wszyscy się uśmiechają, ale i tak czuję zagrożenie.
@impro vs profeska
Sprawa z Cichym to było zarządzanie kryzysem, który powstał nie z winy redakcji. A sprawa z Kąckim powstała dlatego, że redakcja puściła idiotyczny i grafomański tekst, bo zamiast go przeczytać i pomyśleć, to się dała uwieść flołowi.
@bgsh
„Kumuluje się jakaś wiedza w redakcji,”
Nie może się kumulować, bo sytuacja ciągle się zmienia. Od 3 lat na przykład kolegia są zdalne, budynek redakcji jest prawie pusty. W 2015 tekst Kąckiego wisiałby na tzw. szpiglu i nawet gdyby go wlano na kolumny, ktoś by go na tej kolumnie przeczytał i zrobił raban. Bywały teksty zdejmowane jeszcze przed drukiem (co się wiązało z koniecznością szybkiego przełamania).
W idealnym świecie mielibyśmy powrót do pracy stacjonarnej, ale to niemożliwe przy tych zarobkach. Jak już ludziom się płaci minimalną (a większość zarabia minimalną), to trzeba im iść na rękę w takich drobiazgach. Więc większość pracuje zdalnie, co zabiło taki naturalny, nieformalny, korytarzowy obieg informacji i ja od początku widzialem w tym tykającą bombę zegarową (która właśnie eksplodowała).
Kryzysy bywały i wcześniej. Niestety, nie ma dobrych odpowiedzi na pytania typu „a co jak ktoś ma ewidentną schizofrenię” albo „a co jak ktoś ma ewidentną dwubiegunówkę” (obie sytuacje przećwiczono), bo i tak nawet tutaj w komciach zawsze pojawi się jakiś dobry wujaszek z „fochu fochu no wiecie co, amatorska diagnoza”. A nie każdy chory chce się leczyć, podobnie jak nie każdy uzależniony.
W „Morning Show” podoba mi się, że tam też bohaterowie w każdym odcinku muszą improwizować, bo regułki korpoludków z HR po prostu nie działają w praktyce. Jak mawiał Mike Tyson, każdy ma regułki, póki nie dostanie w ryja.
In short, to answer your question, ja po prostu akceptuję Ogólną Niedoskonałość Świata.
@Jgl
„Sprawa z Cichym to było zarządzanie kryzysem, który powstał nie z winy redakcji. ”
Zależy od definicji winy. W alternatywnym świecie mogłoby być tak, że by go zwolniono (albo wysłano na przymusowe zwolnienie lekarskie) kiedy zaczął mieć pierwsze widoczne objawy, czyli wiele lat wcześniej. Tymczasem trzymano go na ułamkowym etacie ze względów humanitarnych, żeby miał ubezpieczenie, właśnie ze względu na chorobę. Co jego oczywiście czyniło tykającą bombą zegarową, która eksplodowała w 2009.
Tylko czy taki humanitaryzm można jeszcze nazwać „winą”?
A propos zarządzania kryzysem, to Gazeta chyba jednak dalej nie ogarnia jak to robić. Właśnie wszedłem na gazeta.pl. Zaraz pod obramowanymi na czerwono doniesieniami o proteście PiS w obronie mediów jest artykuł Stankiewicza. Okraszony sporym zdjęciem Kąckiego patrzącego się prosto w obiektyw.
Tak się wstydzą wtopy, tak by chcieli to naprawić, że do leadu wrzucają zdjęcie gościa którego należałoby schować zajmujące większą część zajawki? Przecież to jak splunąć ofiarom w twarz. Oni się niczego nie nauczyli…
@pk
„Tak się wstydzą wtopy, tak by chcieli to naprawić, że do leadu wrzucają zdjęcie gościa którego należałoby schować zajmujące większą część zajawki? ”
To są przecież osobne redakcje, które korzystają z okazji, żeby wbijać sobie szpile. Jak ty to sobie z kolei wyobrażasz, że skoro „Gazeta Wyborcza” ma kryzys, to w portalu gazeta.pl myślą „ojej, biedni koledzy z trzeciego piętra, musimy ich wspomagać, może zadzwońmy zapytać, czy możemy im jakoś pomóc”? No skąd! Przecież dla portalu to jest win-win, mogą dokopać tym przemądrzalcom i równocześnie nabić sobie kliki.
@PM
„W mojej millenialsowej banieczce to takie nagromadzenie red flags, że nawet nie ma co klikać. Takie frazy zwiastowały albo grafomańską spowiedź narcyza, albo spowiedź abusera”
@Havermeyer
Dzięki że to napisałeś. Z zaskoczeniem czytałem powyżej te wszystkie opinie że spoko, na pierwszy rzut oka nie było widać, nienajgorzej napisane itp.
Nie wiem, czy kwestia metryki. Jestem mniej więcej rówieśniczką P.T. Gospodarza, a cała girlanda czerwonych żaróweczek roziskrzyła mi się w głowie już po zajawce. Ze zdumieniem obserwowałam zachwyty i pochylanie się nad bucem, przemocowcem, nieodpowiedzialnym chłystkiem z ego jak stąd do Kiribati.
Nie czytałam całości, bo trochę szkoda mi czasu, skoro już przy lekturze fragmentów cytowanych tu i ówdzie uruchamiał mi się mocny krindż. Pocieszające jest to, że jednak oburzenie zdominowało, aczkolwiek słabo się robi, gdy czyta się część komentarzy, głównie, niestety, napisanych przez mężczyzn, którzy zdają się nienawidzić kobiet.
@WO
Zapewne nie zdziwi jeśli powiem, że ja tych redakcji nie odróżniam i nie wiem kto w której pracuje. I z tego co wiem podobnie ma wiele innych osób, to się wszystko zlewa w jedną agorową gazetę wyborczą z jej portalem internetowym. Przecież jak ja klikam na artykuł i dostaję informację że jest za paywallem i pytają mnie czy cenię dobre dziennikarstwo, to nie robię tego wchodząc przez własny portal Wyborczej tylko przez gazeta.pl. Nie widzę żeby starali się od siebie odróżnić. Z mojego punktu widzenia jeden pies.
Osobne to ewentualnie mogą być plotki czy inne nexty. Albo tok.fm. Ale tam już wyraźnie są inne domeny.
Więc wtopa jednych wpływa na drugich, ludzie będą tak to odbierać. A nawet gdy ktoś rozróżnia to przecież o tym jaka to wtopa już sporo napisano, więc dorzucanie do pieca w tym momencie to równie paskudna wtopa drugiej redakcji. Kliki sobie nabiją, ale sami też oberwą przy tym.
Jedyne wytłumaczenie jakie widzę to: gazeta.pl to portaloza, na reputacji jej nie zależy (albo uznali że skoro i tak obrywają przez mentalne powiązanie z Wyborczą to równie dobrze mogą dolać oliwy do ognia), a kliki to pieniążki, więc będziemy świniami ale bogatszymi.
Jeśli coś mnie trochę dziwi, to czemu właściciel tych redakcji – bo chyba mają wspólnego? – nie ma nic przeciwko temu, żeby jedna drugiej bruździła w taki sposób. Gdybym to był ja to chciałbym, żeby teraz jednak gasić pożar, a nie go wspomagać z drugiej strony. No ale nie mój cyrk, nie moje małpy. O całej tej agorowej mieszance mam podobne zdanie co Havermeyer. Właściwie identyczne, sam bym lepiej tego nie napisał.
@pk
„to nie robię tego wchodząc przez własny portal Wyborczej tylko przez gazeta.pl.”
A kiedy ostatnio miałeś takie przekierowanie?
„Osobne to ewentualnie mogą być plotki czy inne nexty. Albo tok.fm. Ale tam już wyraźnie są inne domeny.”
Ale to już właśnie organizacyjnie jest część gazeta.pl.
„ludzie będą tak to odbierać.”
Ja mówię jak jest, a nie jak odbierają. Twoje zdanie „Tak się wstydzą wtopy, tak by chcieli to naprawić, że do leadu wrzucają zdjęcie gościa którego należałoby schować” jest po prostu fałszywe. Możesz je ewentualnie przerobić na „Tak się wstydzą wtopy, tak by chcieli to naprawić, ale z powodu kretyńskiego błędu popełnionego ćwierć wieku temu mogą tylko bezsilnie patrzeć, jak w portalu do leadu wrzucają zdjęcie gościa którego należałoby schować”.
„to czemu właściciel tych redakcji – bo chyba mają wspólnego? – nie ma nic przeciwko temu, żeby jedna drugiej bruździła w taki sposób.”
Oglądałeś kiedyś jakiś film wojenny? „Złoto dla zuchwałych” albo „Helikopter w ogniu”? Jak kiedyś obejrzysz, to zwróć uwagę na podobną sytuację. Jeśli w jakiejś operacji wojskowej uczestniczą marinesi, rangersi i sealsi, to pojawią się między nimi konflikty. Może nie będą od razu do siebie strzelać, ale na przykład widząc, jak rywale pakują się w pułapkę, nie pośpieszą z pomocą tak od razu. A też niby mają wspólnego głównodowodzącego.
@Piotr Kapis
„gazeta.pl to portaloza, na reputacji jej nie zależy”
U mnie akurat gazeta.pl ma reputację solidną (quizy, majtki unoszące pośladki i rozpalające zmysły, a cena? przyjemnie zaskoczy! – wszystko jak trza, nie mam zastrzeżeń). W przeciwieństwie do wyborczej.pl.
@ m.bied
Narażę się z niepopularna opinią:
Whwiady Sroczyńskiego >> średnia z felietonów taty Maty, Gadomskiego, ” JP2 wielki intelektualista. (…) nie wiedział (…) byłem taki przejęty spotkaniem, ksiądz Boniecki mi pożyczył garnitur”,
@Mistrz Analizy
„Narażę się z niepopularna opinią”
To nie do mnie z tym narażaniem, bo mam zbliżoną Właśnie o całkiem podobnych zjawiskach sobie myślałem – wywiady Sroczyńskiego versus wieczne pierdolenie Gadomskiego o boskości wolnego rynku, Matczaka z Hartmanem o upadku cywilizacji Zachodu w duszach warstw niemytych, plus zjednoczony front obrony gwałcicieli, o ile nakręcili jakieś godne uwagi filmy.
@WO
„A kiedy ostatnio miałeś takie przekierowanie?”
Po prawdzie to nie wiem. Przy czym nie dlatego że nie notuję (chociaż to też akurat prawda), tylko dlatego że nie zwracałem uwagi czy jak mnie przenosi do artykułu za paywallem to ten artykuł jest gazetowy czy wyborczy. Bo nawet nie wiedziałem że potrzebuję to rozróżniać. Ja nawet nie wiem czy jeśli wykupiłbym abonament to miałbym dostęp do materiałów Gazety i Wyborczej czy mają osobne i czy ich paywalle da się jakoś łatwo rozróżnić czy muszę patrzeć na szczegóły adresu/połączenia!
Ale na pewno miałem parokrotnie (w sensie średnio kilka razy na rok) do czynienia z sytuacją w której wchodziłem na główną stronę Gazeta.pl, klikałem w któryś artykuł i dostawałem informację że wyczerpałem limit darmowych artykułów na ten miesiąc i czy może chciałbym abonament. Ale czy to były artykuły gazetowe czy wyborcze a jeśli wyborcze to czemu gazeta miała do nich link bezpośrednio na swojej stronie głównej to nie wiem.
Mogę następnym razem zrobić zrzuty ekranu, tylko czy warto? Wierzę na słowo, że to osobne redakcje których ja nie rozróżniam przez swoją ignorancję.
„Twoje zdanie (…) jest po prostu fałszywe.” Ok, przyjmuję to i czuję się poprawiony.
Właściwie może od razu ustalę, że moje zdziwienie to bardziej kwestia „ja bym tego tak nie zrobił gdybym miał coś do powiedzenia”, co oczywiście może być bardzo naiwne, ale to jakby inna kwestia. Odnoszę wrażenie, że w tutejszych komentarzach w podejściu do gazety/wyborczej po części widać zdumienie czemu tam jest jakiś upadek zasad. Z czego należy wysnuć wniosek, że dyskutanci po tych redakcjach jednak oczekują jakiegoś poziomu i traktują je inaczej niż dajmy na to pewien periodyk rybacki. Mają wobec nich oczekiwania, a zdziwienie jest spowodowane tym, że te oczekiwania właśnie są zawodzone.
Ja nie mam złudzeń że te redakcje składają się z jakichś bardzo etycznych ludzi. Ok, zakładam że są bardziej etyczni niż ci z mediów pisowskich, ale powiedzmy sobie szczerze, to jest poprzeczka której nawet nie trzeba przeskakiwać, bo została zakopana gdzieś głęboko w mule. Nie oczekuję od nich jednak mitycznych standardów etycznych idealnie sferycznego dziennikarstwa które „ma misję!”. Jeśli się dziwię to dlatego, że takie afery i wtopy potrafią się odbijać na reputacji w sposób bardzo wymierny, to znaczy finansowy. A reklamodawcy ostatnio zrobili się trochę bardziej wrażliwi przez wyczyny TV Republika i mogą uznać, że kolejnych powiązań ze skandalami też nie chcą.
@m.bied
To zależy od definicji, ale można argumentować że wszyscy mają jakąś reputację (to współczesny SJP, Doroszewski jeszcze wspomina o „dobrej opinii”). Więc należałoby zdefiniować o jaką reputację nam konkretnie chodzi. Jeśli to ma być reputacja portalu o rzeczach tak przeróżnych jak majtki z quizami, to oczywiście gazeta.pl dostarcza. Jeśli reputacja pasująca do hasła „cenisz dobre dziennikarstwo?” już niekoniecznie. Ale możemy zejść głębiej i dojść do definicji definicji 😉
Może zatem doprecyzuję, że pisząc o reputacji miałem na myśli taką której może zaszkodzić powiązanie z Kąckim i aferą taką jak ta. Majtkom to raczej nie grozi.
Gazeta.pl na bieżąco relacjonowała rozwój wydarzeń w związku z tekstem Kąckiego. Redaktor Madajczak napisał mi na (tfu, tfu) Twitterze: „Jak coś takiego – odpukać – zdarzy się u nas, proszę o brak taryfy ulgowej. Kolegow, koleżanki z GW, Oka, WP czy Onetu”, czyli najwyraźniej mają inne priorytety niż tuszowanie wtop drugiej redakcji.
@Mistrz Analizy
Niepopularną chyba w sekcji komentarzy gazety. Ja też lubię wywiady Sroczyńskiego (trochę mniej jego opinie, ale po prostu niekoniecznie się z nimi zgadzam).
Właściwie gdybym miał własną gazetę – co nie nastąpi, ale kto nie lubi sobie czasami pomarzyć, że dysponuje grubymi milionami z wygranej w lotto (Ty mi daj szansę! Ty kup ten los!) albo spadku po nieznanym krewnym – to ściągnąłbym tam i pozwolił ją urządzać właśnie Rozwadowskiej czy Sroczyńskiemu (oraz paru innym osobom, ale gospodarz sam pisał, że nie dał się wrobić w kierowanie). Niestety ludzie których cenię i czytać lubię raczej stamtąd uciekają.
@pk
„czy ich paywalle da się jakoś łatwo rozróżnić”
Bardzo łatwo. Jedne są, drugich nie ma.
„jeśli wyborcze to czemu gazeta miała do nich link bezpośrednio na swojej stronie głównej to nie wiem.”
Bo trylion lat temu ktoś uważał, że to genialny pomysł. Ale wycofali się z tego już dawno (tzn. na pewno więcej niż rok temu).
„Mogę następnym razem zrobić zrzuty ekranu, tylko czy warto? ”
Raczej nie sądzę, żeby wracano do tego pomysłu w dającej się przewidzieć przyszłości.
@Piotr Kapis
„To zależy od definicji”
Akurat używam Doroszewskiej, m.in. dlatego że jestem tak stary, że pamiętam, jak „pasjonat” to był ten, co się łatwo denerwuje, a nie zapalony hobbysta. Majtki omijam, quizy rozwiązuję na odsapkę i mam satysfakcję, że wiem, co to „prodiż”, a jeśli chcę przeczytać coś ciekawego i dającego do myślenia, to wiem, że mogę kliknąć na wywiad Sroczyńskiego. Korotsze: mam dobrą opinię o tym portalu.
@WO Jestem przekonany (ale mam na to tylko swoje przekonanie właśnie), że ostatni raz z czymś takim zetknąłem się jakoś w zeszłym roku. I to chyba nawet przy artykule samego gospodarza. Może nadal tak robią, tylko rzadziej, np. sporadycznie, a nie regularnie?
@pk
” ostatni raz z czymś takim zetknąłem się jakoś w zeszłym roku. I to chyba nawet przy artykule samego gospodarza.”
To niemożliwe. Ja piszę już tylko te swoje felietoniki. To nieprawdopodobne, żeby portaloza promowała akurat jeden z nich (tym bardziej, że niespecjalnie mnie chyba lubią).
W przeglądarce Edge wszystkie wiadomości pokazuje strona startowa Microsoftu. Po otwarciu karty mają favicon z logo Windows, nie poszczególnych redakcji, a taką Microsoft też posiada. MSNBC to chyba jest klucz do zrozumienia gazeta.pl – it looked good in 1996.
m.bied
majtki
Przecież nie „majtki”, tylko „TE majtki”.
Już sam fakt spierania się unikoda i wo czy standardy debaty obyczajowej są wyższe na łamach GW czy w Myciskach pokazuje, gdzie jest dziś ta redakcja (czytając ostatnie wypowiedzi, też zdałem sobie sprawę, że pewnie dużo łatwiej znalazłbym wspólny grunt w kwestiach obyczajowo-ekonomicznych z ludźmi robiącymi gazetę.pl niż GW).
@wo Na marginesie zauważę, że wypowiedzi MA i moje na temat sytuacji w redakcjach zbijałeś, że to sprzed dekady i więcej, więc nieaktualne. A pisząc o Myciskach powołujesz się na historię z mroków zeszłego stulecia.
@gohgol
„czytając ostatnie wypowiedzi, też zdałem sobie sprawę, że pewnie dużo łatwiej znalazłbym wspólny grunt w kwestiach obyczajowo-ekonomicznych z ludźmi robiącymi gazetę.pl niż GW”
Zapewne to kwestia pokoleniowa, w gazeta peel po prostu pracują relatywnie młodsi, przynajmniej na stanowiskach decyzyjnych. Ja mam odwrotnie, nie pamiętam kiedy ostatnio wszedłem na gazetę bo mnie mierzi. A wyborczą czytam codziennie. Nawet po odsianiu Gadomskiego i Matczaka dobrego contentu jakoś mi nie brakuje.
@gohgol
„Już sam fakt spierania się unikoda i wo czy standardy debaty obyczajowej są wyższe na łamach GW czy w Myciskach pokazuje, gdzie jest dziś ta redakcja”
Tam gdzie zawsze – na ziemi. Błąd robili ci, którym się wydawało, że skoro „ogólnopolska gazeta z ambicjami”, to tam pracują sami aniołowie, nikt nie pije, każdy się myje (jak w fantazjach kol. M. Bied.). A to po prostu firma, w której działają te same mechanizmy co wszędzie.
„pewnie dużo łatwiej znalazłbym wspólny grunt w kwestiach obyczajowo-ekonomicznych z ludźmi robiącymi gazetę.pl niż GW”
Ja w ogóle najszybciej ten grunt znajduję z Gronem Gogicznym w mojej szkole. Nieprzypadkowo jestem już byłym dziennikarzem. Natomiast zwracam uwagę na ciekawą różnicę: gazeta.pl ma w tej chwili dwóch autorów o statusie gwiazdorskim – to Sroczyński i Wysocki. Obaj przeszli z „Gazety Wyborczej”. Najwyraźniej gazeta.pl, mimo ćwierć wieku istnienia, nie umie kreować własnych gwiazdorów – tam nie najwyraźniej ma ścieżki rozwoju, posadzą cię przy pisaniu o majtkach podnoszących pośladki, po dziesięciu latach nadal będziesz o nich pisać. Nie awansujesz na robienie wywiadów z politykami, po prostu wezmą kogoś, kogo wyszkolili w innym medium. A przy pisaniu o matjach raczej człowiek nie poczuje tego, co pan trafnie opisywał jako „poczucie że się jest w centrum wydarzeń”.
„A pisząc o Myciskach powołujesz się na historię z mroków zeszłego stulecia.”
Bo to przecież nie jest prawdziwa historia, tylko tekst poety. Ponadczasowy, jak w dobrej poezji. Ta historia mogłaby się wydarzyć teraz.
@wo
„każdy się myje (jak w fantazjach kol. M. Bied.)”
To prawda, nie znam szczegółowo aktualnej obyczajowości na Mazowszu, ale jednak wiem z doświadczenia, że w wielu kolektywach pracowniczych w 1. połowie XXI w. w kraju należącym do OECD podstawowe nawyki higieniczne są rozpowszechnione.
Zaskakuje mnie wątek o rzekomo bardziej lewicowej gazeciepeel — dzięki jednemu Sroczyńskiemu, który potrafi bezkrytycznie podetkać mikrofon 27-letniemu „ekspertowi” (wywiad o CPK) — przeciwstawionej rzekomo zdominowanej przez neolib wyborczej.
Wszedłem właśnie na gazetępeel i na samym środku pierwszego ekranu mam „Patryk Kuzior: politycy podnoszą pensję minimalną żeby zdobyć społeczne poparcie”, a na miniaturce cytat „Beneficjentem podwyżki pensji jest zawsze państwo”. Wchodzę więc na wyborcząpeel i tam pierwszy smród jest dopiero na trzecim ekranie, z boku, na samym dole kolumny „opinie” jest zalinkowany Niesiołowski. Niesławnych Gadomskich, Maziarskich i Wielowieyskich ze świecą szukać. Tak, wiem, zdarzają się — ale to nie jest tak że gazetapeel prezentuje Najwyższy Czas a wyborczapeel Kapecję.
Oczywiście, że jest to kwestia pokoleniowa. Dlatego Agora zwalnia, żeby przeżyć pomimo, uwaga, rekordowych wyników sprzedaży prenumeraty – ponieważ nie ma już miejsca na wzrost, bo jej u młodzieży poniżej czterdziestki uparcie nie rośnie.
Gazeta.pl to jest jakiś cud i ewenement, że ktokolwiek tam wchodzi. Jest po prostu szpetna i nieczytelna. Dlatego nie napisałem zwyczajowego „it seemed good idea at the time” (zdaje się że biznesowo nigdy, bo MS do portalu ambicjonalnie dopłaca). Guardian jest gazetą open-source, cały układ można sobie uruchomić z własnym logo, więc nie ma żadnego powodu, żeby serwować w internecie to muzeum. Still onet.pl aktywnie walczy z użytkownikiem który tam się zaplącze. Przyznam że w ogóle nie rozumiem rynku prasy w Polsce – for starters jest mało tytułów jak na kraj tej wielkości.
@Unikod
„jest mało tytułów jak na kraj tej wielkości”
Bo Polacy mało czytają, mamy tego flejma co roku jak wlecą statystyki czytelnictwa. Cytując najnowszy wpis kolegi Michalskiego:
„Sprzedaż książek w PL w to obecnie blisko 0,9mld euro rocznie (4mld zł). Łączny obrót rynku książki w EU wynosi ok 38mld euro. Udział PL to więc niecałe 3%. Natomiast udział PL w liczbie ludności EU wynosi 5%. Dla porównania w DE sprzedaż sięga 9,4mld euro. To 10 x więcej niż w PL, a po uwzględnieniu liczby mieszkańców, jest to proporcjonalnie ponad 4 razy większy rynek książki niż w PL.”
Polacy są też bardziej zapracowani. Jednocześnie są w stanie nawigować te „portale” ukrywające treść. Chyba, że ukrywają jej brak?
Wracając do Mycisk pomyślałem sobie o kresach, gdzie rzeczywiście to nie kościół a karczma była podstawowym narzędziem kontroli, co skończyło się pogromami. A jaka jest dziś sytuacja na wschodzie? Deweloper wykupił wszystkie gazety w Lublinie.
@cowboy „Dla porównania w DE sprzedaż sięga 9,4mld euro. To 10 x więcej niż w PL, a po uwzględnieniu liczby mieszkańców, jest to proporcjonalnie ponad 4 razy większy rynek książki niż w PL.”
Czy w Polsce powieści i non-fiction w twardej oprawie sprzedają się – masowo – za 40€/egz lub nawet odpowiednik parytetu siły nabywczej?
A jednak takie Chłopki sprzedały się w ostatnim roku w jakoś 300k egzemplarzach ( przed świętami widziałem info o 250+). W twardej oprawie w empiku 80 zł trzeba było dać.
Mogę ściemniać, ale to czytelnicyeo chyba już nie spada.
@Mistrz „W twardej oprawie w empiku 80 zł trzeba było dać.”
Natomiast na Allegro już z przesyłką 45zeta; polskie książki są mianowicie znacznie tańsze od niemieckich. Czytelnictwo ma się jako-tako, mogłoby oczywiście lepiej.
@Zaskakuje mnie wątek o rzekomo bardziej lewicowej gazeciepeel — dzięki jednemu Sroczyńskiemu,
No przecież nie dzięki jednemu Sroczyńskiemu. Właśnie wyzerowałeś Wiktorię Beczek choćby, która robi kawał dobrej lewackiej roboty, zwłaszcza w obszarze inkluzywności i walki z dyskryminacją. Marta Nowak też poglądów nie ukrywa (zresztą byłoby jej trudno).
@airborell
„Właśnie wyzerowałeś Wiktorię Beczek choćby, która robi kawał dobrej lewackiej roboty, zwłaszcza w obszarze inkluzywności i walki z dyskryminacją. Marta Nowak też poglądów nie ukrywa”
W odróżnieniu od obu Grzegorzów, nie są na etatach gwiazdorskich, więc mają znacznie mniejszy wpływ na kształtowanie ogólnego przesłania. Kiedy jedna z nich się będzie przeprowadzać, portal nie zrobi z tego jedynkowego materiału, „SENSACJA! EXTRA, EXTRA! STOP THE PRESSES! DZIENNIKARZ PORTALU GAZETA.PL SIĘ PRZEPROWADZA! DODATEK NADZWYCZAAAA…!”
Dzisiaj na jedynce jest z kolei tekst „ostre komentarze po wywiadzie Tuska”, składający się w ogromnej większosci z cytowania pisowców. Jak ze Sroczyńskim, to jest „lewicowość” polegająca na „dajcie Kaczyńskiemu wszytko czego się domaga bo PiS jest w sumie fajny”.
@cowboy
„dzięki jednemu Sroczyńskiemu, który potrafi bezkrytycznie podetkać mikrofon 27-letniemu „ekspertowi” (wywiad o CPK) ”
W najnowszym tekście, z którego szydzę u siebie na fejsie, Grzesiek jako ideał rozsądnego centrum przedstawia Dudka i Wielowieyską. Lewicowość, hę?
@wo: generalnie to w gazecie.pl gwiazd niewiele (choćby w porównaniu z Onetem czy WP), ale Wiktoria jest wydawczynią, czyli ma zdaje się znaczący wkład na linię. To że dział polityczny Gazety symetryzuje, to skądinąd prawda, ale to jest ortogonalne do lewicowości.
@airborell
Ja byłem kiedyś redaktorem (to odpowiednik wydawcy w mediach papierowych) i wpływ miałem niewielki.
@airborell
„Właśnie wyzerowałeś Wiktorię Beczek”
Jak już zejdziesz z tego wysokiego konia oburzenia to może się zastanowisz czemu ktoś odwiedzający portal codziennie, z prenumeratą od lat, zapomniał o osobach innych niż Sroczyński w kontekście zespołu gazetypeel-ale-nie-wyborczejpeel.
Jaką prenumeratę?
Jak już pisałem w Gazecie w ogóle mało dziennikarskich gwiazd, prawicowych czy lewicowych. Wiktoria jest jedną z osób, które (obok szanownego Gospodarza) miała największe zasługi w promocji pewnej lewicowej partii w mediach w jej heroicznym okresie i myślę że nie wypada jej tu pomijać, nawet jeśli nie ma tak rozpoznawalnego nazwiska jak GS.
Ciekawy wywiad z panią praktyk (praktyczką?) od spraw o mobbing i dyskryminację:
„I środowisko artystyczne, i środowisko dziennikarskie, a ja bym do tego dorzuciła jeszcze moje środowisko trzeciego sektora, czyli organizacji pozarządowych, działają na rzecz społeczeństwa, robią wyjątkowe rzeczy. To wszystko są środowiska misyjne, w których jest często mało pieniędzy. Co więcej, to są środowiska dość zamknięte. Jak stracisz pracę w kadrze zarządzającej w firmie sprzedażowej, to łatwiej znajdziesz miejsce w innej firmie sprzedażowej niż w sytuacji, jak zgłosisz molestowanie seksualne przeciwko swojemu przełożonemu w środowisku medialnym i potem będziesz szukała pracy.”
link to oko.press
@jest to proporcjonalnie ponad 4 razy większy rynek książki niż w PL
wow, 4 razy, very czytelnictwo, poważne sprawy, dużo liter
i jakie z tego dobro? bo kartkuję ostatnie sondaże i widzę, że rynek faszystów też jest w niemczech cztery razy większy. czym jest buchmarkt, który nie ocala narodów ani ludzi, helmutów i helg, przed głosowaniem na afd?