O rety – dla odmiany wygraliśmy jakąś wojnę! Ql. Na bldblogu wywiad z Simonem Sellarsem, współautorem przewodnika po mikropaństwach (przewodnik ma w tytule "micronations", ale chodzi raczej o wszystkie jajcarskie przypadki, w których ktoś deklarował jakiś spłachetek "suwerennym terytorium Whateverlandii"). Pada pytanie, czy sam kiedyś powołał jakieś mikropaństwo. "Tak" – odpowiada Sellars – "Dorastałem w Bentleigh, na przedmieściu Melbourne. Powołałem Niezależną Republikę Bentleigh, ogłosiłem się prezydentem i zadeklarowałem całe Bentleigh jako terytorium".
"I co się stało", docieka budynkowy bloger. "Podbito nas. NRB została najechana przez Polskę. Polski chłopak z sąsiedztwa zawsze mnie nienawidził, a kiedy zobaczył mnie spacerującego z flagą NRB wkurzył się bardziej niż zwykle. Przeskoczył przez płot, dał mi w zęby i ukradł kieszonkowe – tak ulotnił się skarbiec NRB. Podeptał też moje zabawkowe czołgi i spalił żołnierzykow zapalniczką, więc NRB nie miała już sił zbrojnych i tak to się w zasadzie skończyło. Mama zabroniła mi potem zakładania mikropaństw".
Zawsze to pocieszające – wprawdzie gdziekolwiek pojawi się nasze wojsko, od Westerplatte po Irak, zawsze w końcu dostajemy bęcki, no ale przynajmniej podbiliśmy Independent Republic of Bentleigh! Jak dobrze wiedzieć, że przynajmniej w Australii uratowano honor polskiego oręża.
Obserwuj RSS dla wpisu.