I znowu Układ sterowany przez cywilizację śmierci oraz służby specjalne wiadomych państw wylał wiadomą wodę na określone kręgi nieprzypadkowych młynów, kłamliwie pisząc, że autostrada A1 urwie się przed końcem. Co za nieobiektywnie kontrowersyjny relatywizm! Przecież tak naprawdę to się nie urwie przed końcem, bo w ogóle nie będzie miała początku, końca a i ze środkiem, prawdę mówiąc, będzie raczej krucho. Nie będzie się więc co miało urywać.
Za gdańską końcówkę autostrady odpowiada nieudacznik z LPR, ale resztę przecież równo zarżną nieudacznicy z PiS. Ministrowi Polaczkowi na szczęście nie udało się powstrzymać budowy odcinka Rusocin-Nowe Marzy rozpoczętej jeszcze przez rząd Belki – chociaż próbował, oj próbował. Udało mu się jednak sparaliżować dalszą rozbudowę tej autostrady, więc nawet w 2010 roku z Torunia do Gdańska nią nie pojedzie padre direttore, bo A1 nadal będzie wtedy łączyć dwie metropolie, Grudziądz z Tczewem. Nie wspomnę tu już oczywiście o totalnym zarżnięciu dalszej budowy A2 – co nam zbudowali Gierek, Miller i Belka to zostało, ale rząd PiS nie chce jej rozbudować ani w stronę niemieckiej granicy ani w stronę Warszawy. No bo jak to tak, żeby ktoś na autostradzie zarabiał? Nie godzi się zarabiać w katolickim kraju.
Wielkim sukcesem rządu jest przynajmniej realna szansa na ukończenie budowy A4, żeby wreszcie sięgała granicy. Zważywszy jednak, że to tylko dokończenie budowy, którą rozpoczął inny rząd, też zresztą bardzo narodowy (w polu jeszcze stoją kikuty blisko 70-letnich przęseł pod wiadukty), średni to sukces. Najwyżej Wiechecki z Wierzejskim mogą z tej okazji wykonać starorzymskie pozdrowienie albo zamówić piwo.
Obserwuj RSS dla wpisu.