Zdaje się, że można już obliczyć ile kilometrów autostrad wybudują w Polsce kaczyści. Prawdopodobnie zbudują zakontraktowane już około 50 kilometrów A4 na odcinku Krzyżowa – przejście graniczne Jędrzychowice, które według planów ma być oddane we wrześniu 2008 (a że jak zwykle się pośliźnie, wstęgę przetnie już ktoś z lewicy, bo to po wyborach będzie). Można mieć nadzieję, że zaczną coś rozgrzebywać na odcinku A1 Sośnica-Gorzyczki. To będzie następne trzydzieści parę kilometrów. Aczkolwiek, żeby było śmieszniej, gotowa do rozpoczęcia budowy jest tylko połowa tego odcinka, nadająca się w praktyce tylko do realizacji teledysku covera „Road To Nowhere” Talking Heads, autostrada będzie się bowiem gwałtownie urywać w wiosce o nazwie Bełk (population 3358), praktycznie ślepo. Niestety, przygotowania do budowy następnego odcinka są w lesie, bo jeszcze nie wykupili nieruchomości.
Swoje urzędowanie premier Marcinkiewicz zaczął od sparaliżowania budowy odcinka A2 Nowy Tomyśl – granica, bo mu się nie podobała zbyt droga i korupcjogenna formuła koncesyjna. Z tego samego powodu rząd zwlekał z rozpoczęciem budowy najbardziej potrzebnego odcinka autostrady w Europie – Stryków – Konotopa, czyli podwarszawskiego odcinka A2.
Przez rok minister Polaczek szukał innej formuły budowy A2. Nie znalazł. Okazuje się, że nowe odcinki A2 będą budowane w starej formule. Rok został najwyczajniej w świecie zmarnowany i poszedł tradycyjnie w PiS-doo. A nie wiadomo, czy nie zmarnują następnych.
Okazuje się, że to im nie wystarcza i sparaliżować teraz chcą też budowę A1 z Torunia do Grudziądza pod pretekstem, że koncesjonariusz chce budować „za drogo”. „Za drogo”, czyli za 7,4 mln euro za kilometr. GDDKiA rzekomo to samo zrobi taniej.
Dlaczego rzekomo? Kto jechał zbudowaną przez GDDKiA A4 oraz zbudowaną przez koncesjonariusza A2 ten nie ma problemu ze wskazaniem różnicy. GDDKiA po prostu buduje łże-autostrady nie spełniające norm, bez pasów awaryjnych, bez telefonów SOS, bez punków obsługi podróżnych i tak dalej.
W taki sposób pozornie udaje się zbić cenę do ok. 5 mln euro za kilometr, ale to wszystko kreatywna księgowość, bo ktoś kiedyś w końcu i tak musi drogę podnieść do pełnego standardu i wybulić „zaoszczędzone” dwie bańki. Od koncesjonariusza pełnego standardu wymaga się już na starcie.
Podsumowując – kaczyści swoje niesławne rządy zamkną mniej więcej 65 kilometrami autostrady. Raczej pewne są te 50 km A4 do granicy oraz te piętnaście kilometrów „Road To Nowhere”, czyli Sośnica-Bełk. A2 i reszta A1 poszły się kochać.
Najobrzydliwsze jest to, że to pierwszy rząd w dziejach RP, który nie ma problemu z pozyskaniem pieniędzy na budowę dróg. Pol się miotał z rozpaczliwymi manewrami typu winiety, ale w końcu udało mu się zbudować solidny kawał A2. Polaczek ma do dyspozycji unijne fundusze pokrywające ponad 80% kosztów – a zamiast coś zbudować, woli marnować pieniądze podatnikow na bezsensowne procesy z koncesjonariuszem, na wygranie których państwo polskie ma takie same szanse jak w konflikcie z Eureko. Jeśli komuś przychodzą do głowy jakieś niewulgarne słowa na określenie tej polityki, chętnie poznam propozycje, ja nie umiem wymyślić nic łagodniejszego od „banda debili”.
Obserwuj RSS dla wpisu.