W TVP „Kultura” puścili „Przypadek” Kieślowskiego. Wpadłem na niego skacząc losowo po kanałach i ku swojemu najgłębszemu zaskoczeniu, nie mogłem się oderwać i zostałem do samego końca. Kurna, to jednak znakomity film. Pojawiał się już tutaj na blogu w jakichś dygresjach, ale z okazji świąt (Wesołych Jaj!) potraktujmy go głębszą refleksją.
Dla tych, którzy nie oglądali, film przedstawia trzy warianty życia młodziutkiego Bogusława Lindy. Jest studentem ostatniego roku medycyny. Goniąc pociąg potrąca kobietę, której rozsypują się drobne monety. Jedną z nich próbuje złapać dworcowy pijaczek, by kupić za nią piwko.
W zależności od trajektorii monety pijaczek spowalnia głównego bohatera mniej lub bardziej, a ten w rezultacie albo wskakuje w ostatniej chwili do pociągu (i poznaje tu ideowego komunistę, pod wpływem którego sam wstępuje do partii), albo goni go bez powodzenia (i wpada na sokistę, po czym ma kolegium i odbywając karę poznaje opozycjonistów, pod wpływem których zostaje działaczem), albo nie zdąża tak bardzo, że nawet nie chce mu się gonić pociągu i tak dopada go zakochana w nim koleżanka z roku (bohater zakłada rodzinę i zostaje apolitycznym lekarzem, który trzyma równy dystans od komuchów i solidaruchów).
Moje dotychczasowe przekonanie, że u Kieślowskiego seks wygląda zawsze ohydnie było jednak fałszywe. Seks wygląda faktycznie ohydnie w wariancie komuszym (z Bogusławą Pawelec – znowu mnie trzepnęło z obrzydzenia podczas tej sceny), ale w wariancie solidaruszym zapewne wyglądałby fajnie (z Trybałą! – no fuckin’ doubt about it!), ale w końcu do niczego nie dochodzi. Z koleżanką z roku nawet w ogóle wygląda normalnie, ale była to postać tak bezbarwna, że wyparłem. Wychodzi więc z tego morał, że polityka to domena seksualnie niespełnionych.
Czy o to chodziło Kieślowskiemu? Pewnie nie, ale przesłanie tego filmu do dzisiaj jest dla mnie zagadką. Dlaczego właściwie Linda w najsympatyczniejszym wcieleniu – faceta, który brzydzi się polską polityką, trzyma się od niej z daleka, chce po prostu być dobrym fachowcem w swojej branży – jest przez reżysera uśmiercony? Kiedyś myślałem, że Kieślowski w ten sposób potępia konformizm ale gdy oglądałem to teraz, nasunęła mi się inna interpretacja.
W obu „zaangażowanych” scenariuszach Linda zostaje przecież potraktowany instrumentalnie przez siły polityczne, którym zaufał – jako młodego komucha wykorzystują go Stuhr i Zapasiewicz, ale w „solidaruszym” wariancie kiedy odmówił współpracy esbekom i ci go za karę „zdekonspirowali”, Ferency i Borkowski uwierzyli prowokatorom, nie Lindzie. Mamy więc tu w sumie trzy śmierci Lindy – dwie moralne i jedną fizyczną.
Na koniec pewna kwestia („znajdź sobie córkę członka Biura Politycznego”) znowu przypomniała mi o związku między Lindą jako Witkiem Długoszem z „Przypadku” i Lindą jako Franzem Maurerem. Tamten przecież właśnie znalazł, ale to zła kobieta była. Maurer to jakby ten sam człowiek starszy i mądrzejszy o dekadę. Ciekawe, czy Pasikowski celowo chciał „Psami” nawiązać do Kieślowskiego?
Obserwuj RSS dla wpisu.