I znowu notka nawiązująca do dyskusji pod notkami – w poprzednim odcinku „Now Playing” niejaki Sonofsuburbia zareklamował magazyn muzyczny popup, który zrobił pierwszy (ponoć?) polski wywiad z Sufjanem Stevensem. Jakem Fatherfromsuburbia, serdecznie polecam.
Sufjan uprawia styl muzyczny, który zdążyłem już pogrzebać, przekonany, że już nic ciekawego się tutaj nie ma prawa pojawić. Facet, no cóż, po prostu brzdąka sobie na gitarze, (jeśli nie zgoła mandolinie?), do własnoręcznie napisanych tekstów o życiu, wszechświecie i całej reszcie. Pierwszy bym strzaskał pałkę postmodernistycznej ironii na jego głowie gdyby nie to, że te teksty – kurczę – są naprawdę niezłe.
Odkryłem Sufjana przez piosenkę „That Was The Worst Christmas Ever”, którą iTunes Music Store wystawił jako darmowy download na gwiazdkę 2006 (najfaniejsze prezenty dostaje się zwykle od bezdusznych korporacji). Tekst jest wzorem zwięzłości: opisuje zapamiętane przez dziecko święta Bożego Narodzenia, podczas których rodzinna awantura skończyła się wrzuceniem przez ojca prezentów do kominka. Niby drobiazg, ale robi wrażenie.
Gdy rzuciłem się do kompulsywnego guglania – mojej typowej reakcji na dzieła sztuki robiące na mnie dobre wrażenie – znalazłem forum, na którym jakiś gostek upierał się, że należy ten obraz traktować metaforycznie, że to się wcale nie dzieje naprawdę.
Rozbawił mnie paradoks emocjonalnych reakcji na muzykę. Piosenka o wojnie? Ziew. Piosenka o walkach gangów w Compton, man? Booooooring. Piosenka o dziecku patrzącym jak jego ojciec wrzuca jego prezenty do ognia – szok i rozpaczliwe wyparcie (o rety, to się nie dzieje naprawdę, to tylko metafora!).
Jak każdy sztywny dogmatyk, najbardziej cenię sobie artystów zadających kłam moim sztywnym dogmatom. Sufjan pokazał, że tradycyjna muzyka folk, taka z brządkaniem do poetyckiego tekstu, jeszcze nie umarła. Albo właśnie umarła, ale on ją wskrzesił jako wściekłego zombiaka, który dzierży w na poły przegniłych łapskach gitarę. I potrafi nią porządnie przyłożyć po głowie.
Obserwuj RSS dla wpisu.