Był kiedyś taki okropny zespół rockowy, który miał piosenkę pod tytułem „Wolnoszcz kocham y rozumię”. Niezależnie od dykcji, zawsze odnoszę się podejrzliwie do ludzi, którzy twierdzą, że „rozumiom wolnoszcz”. Wolność jest bowiem pojęciem trudnym do zdefiniowania.
Klasyczna fraza „wolność każdego powinna być ograniczona tylko wolnością innych” nie jest rozwiązaniem problemu tylko jego odsunięciem, nie ma bowiem prostego sposobu na rozstrzygnięcie, kiedy konkretnie naruszamy wolność innych. Narażając ich na obsceniczny widok? Narażając ich na hałas? Narażając ich na zapach własnej pachy czy papierosa?
Wszyscy się chyba zgodzimy co do tego, że głośne słuchanie muzyki o drugiej w nocy narusza wolność sąsiadów, którzy przez to nie mogą spać. Ale co z równie głośnym słuchaniem muzyki o drugiej po południu? A co z narażaniem innych na obsceniczny widok, od czego mogą na przykład stracić apetyt i stracić swoją wolność do spożycia posiłku? Wszyscy się zgodzimy co do tego, że obscenicznym widokiem będzie publiczne spożywanie surowych szczurów ale co powiemy komuś, dla kogo obsceniczne są niektóre przejawy mody młodzieżowej?
Problem polega na tym, że wolność może istnieć tylko dzięki ograniczaniu wolności. Dobrą ilustracją tego pozornego paradoksu jest kodeks drogowy. Składa się on, jak wiadomo, głównie z ograniczeń wolności. Jeśli jednak porównamy poziom faktycznej (nie – czysto teoretycznej!) swobody, jaką może się cieszyć uczestnik ruchu drogowego w kraju, w którym ta wolność jest ograniczana przez kodeks i krajem, w którym nie jest ograniczana w ogóle (na przykład „upadłe państwa” typu Somalia, Irak czy Afganistan) – wynik będzie jednoznacznie wskazywał na wyższość krajów z zakazami.
W demokratycznym państwie kierowca samochodu wprawdzie musi zatrzymywać się na czerwonym świetle, przestrzegać ograniczeń prędkości a nawet poddawać swój samochód okresowym przeglądom – ale generalnie może sobie pozwolić na więcej niż np. kierowca somalijski.
Ze względu na tragiczną przeszłość narodu naszego umiłowanego, mamy naturalny odruch (tzw. knee-jerk) by każde ograniczenie wolności traktować jako próbę wprowadzenia ustroju totalitarnego. Zapominamy o tym, że zagrożeniem dla wolności jednostki może być nie tylko dyktatura, ale także somalijskie bezhołowie. Ja się w każdym razie swobodniej czuję w krajach, w których policja nie pozwala jeździć rowerem po chodnikach i hałasować po dwudziestej drugiej, niż w krajach, w których człowiekowi wszystko ujdzie na sucho, jeśli tylko zna Saszę czy innego Abdela, albo jedzie hummerem o odpowiednio wysokiej klasie opancerzenia.
Obserwuj RSS dla wpisu.