Znowu Leniuch się będzie podniecał, że bronię reżimu, ale nic na to nie poradzę, skręca mnie gdy słyszę teksty typu „podsłuchiwanie legalnej opozycji to praktyka rodem z totalitaryzmu”. W ustroju totalitarnym z definicji nie może być legalnej opozycji. Właściwym słowem jest „autorytaryzm” i tu się już robi ciekawiej.
Autorytaryzm to ustrój, w którym obywatele podporządkowani są państwu a nie państwo obywatelom. Nie ma „power of the people for the people by the people”, jest pała w służbie dyktatorissimusa. Może istnieć legalna opozycja, mogą się odbywać wolne wybory samorządowe czy nawet parlamentarne – pod warunkiem, że obóz władzy kontroluje kluczowe resorty.
Tym co odróżnia demokrację od autorytaryzmu nie są wybory tylko gwarancje chroniące swobody obywatelskie przed nadużyciem ze strony władzy. To tych gwarancji – a nie wyborów – brakuje za naszą wschodnią granicą czy w różnych autorytarnych reżimach Ameryki Łacińskiej.
Dochodzimy w ten sposób do kluczowego dla mnie pytania o demokrację w Polsce. Uważam, że jest znacznie młodsza niż się to na ogół podaje. Najwcześniejszą datą, jaką mogę zaakceptować, jest przyjęcie demokratycznej konstytucji w 1997 roku, chociaż tak naprawdę o gwarancjach swobód obywatelskich można mówić dopiero od naszego wejścia do Unii.
W latach 1989-1991 panował u nas autorytaryzm w ścisłym znaczeniu. Nie mieliśmy parlamentu wybranego w wolnych wyborach, mieliśmy za to prezydenta o dyktatorskich zapędach, który z pełnym cynizmem wykorzystywał słabość parlamentu i instytucji kontrolnych (skażonych „postkomunistycznością”). Nie on jeden. Okres trzecioerpowego autorytaryzmu to okres radośnie beztroskiego „juma juma hej”, w którym tworzą się fortuny późniejszych oligarchów Trzeciej RP.
Gdy mówią o tym Kaczyńscy to jest to banalny manewr „łapaj złodzieja”, byli w to bowiem umoczeni tak samo jak cała ówczesna elita władzy – czy postsolidarnościowa czy postkomunistyczna, i tak była przede wszystkim protooligarchiczna.
Likwidacja koncernu RSW – w ramach której Kaczyńscy zajumali „Express Wieczorny” – była aktem budowania oligarchii, rozdawano w niej bowiem po uważaniu gazety tandemom „szemrany biznesmen plus zaprzyjaźniona z nim partia” (wtedy nazywano to „inwestorem z poparciem społecznym”, dzisiaj nazywamy to korupcyjnym stykiem biznesu i polityki). Zajumane gazety w większości szybko zarżnięto, bo tandemy „biznesmen plus partia” robiły najlepsze interesy na nieruchomościach przechwyconych razem z gazetami.
Kaczyńscy nie tylko aktywnie uczestniczyli w tworzeniu oligarchii 3RP ale także odpowiadają za największe zagrożenie dla demokracji w 3RP w jej osiemnastoletnich dziejach – prezydenturę Lecha Wałęsy. Gdy teraz budują oligarchię obsadzając „swoimi” biznesmenami spółki skarbu państwa to nie jest w sumie żadna nowina – niczym innym nie zajmowali się od zarania 3RP. Chwilami mieli tylko przy tym mniej szczęścia od innych, teraz to się odwróciło, ale pewnie potem znowu się odwróci…
Obserwuj RSS dla wpisu.