Ludziska, idźcie do kina na musical „Lakier do włosów”! Przewrotnie ilustruję go nie trailerem samego musicalu tylko trailerem gry „Stubbs The Zombie”. Jeśli ktoś lubi klimat tego bloga, powinien mu się podobać klimat tej gry i tego musicalu. Akcja musicalu dzieje się w roku 1962 a akcja gry w 1959, od strony muzycznej oznacza to jednak mniej więcej to samo.
Soundtrack „Stubbsa” zachwycił mnie tak bardzo, że go sobie zaordynowałem via iTunes Music Store. Zawiera piosenki z tamtego okresu głównie we współczesnych coverach. Piosenki opowiadały głównie o miłości i takich tam pierdu-pierdu, ale gra nadaje im nowy kontekst i nagle okazują się piosenkami o zagładzie cywilizacji spowodowanej przez krwiożercze zombie. Polecam zwłaszcza „Mr Sandman” w wersji Orangera i „My Boyfriend Is Back” The Raveonettes.
Popkultura przełomu lat 50. i 60. ma w sobie coś takiego, że nic tylko zmienić się w zombiaka i ich wszystkich pożreć, z tymi ich durnymi sweterkami i ulizanymi fryzurkami. Bierze się to pewnie właśnie z tego, że to my już jesteśmy zombiakami, ukształtowanymi przez kontestację lat 60., która ten świat faktycznie unicestwiła. Świat już nigdy nie wrócił do pewnego poziomu sztywniactwa, przedbitelsowskiego, przedpigułkowego, przedstonewallowego. I bardzo dobrze.
Musical odwołuje się do pierwszych walk w USA o zniesienie segregacji rasowej jako do metafory walki do prawa o wszelkiej odmienności. Dla tego starego zboka Johna Watersa, który wymyślił tę historię w 1988 roku, była to oczywiście metafora walki o prawa gejów, ale zrobił na tyle zręcznie, by wyszło z tego uniwersalne przesłanie o akceptacji dla odmienności. Mógłbym o tej uniwersalności godzinami, ale ostatnio na blogu mam same długie notki, więc już tylko zakończę tym samym apelem co na początku, ludziska, do kina idźcie!
Obserwuj RSS dla wpisu.