„I tak się zaczęła historia tego, który nazywał się kolejno Jason Fly, Kelly Brian, El Cascador, Steve Rowland, Jack Shelton, Alan Smith, Ross Tanner, Jed Olsen, John Fleming, Jason McLane, Hugh Mitchell, Karl Meredith, Reginald Wesson, Seamus O’Neill, Jason Mullway, którego przyjaciele i wrogowie nazywali XIII.”
Tak się kończy Kolejny Kultowy Komiks, Którego Nie Wypada Nie Znać Jeśli Się Zagląda Na Mojego Bloga. Wprawdzie ten koniec bardziej przypomina początek, ale fabułę „XIII” scenarzysta bezwstydnie zerżnął z „Tożsamości Bourne’a”: główny bohater nie zna swojej tożsamości, ocyka się na plaży z atakiem amezji hollywoodzkiej.
Wszystko co wie o sobie to to, że ma wytatuowaną na ciele rzymską trzynastkę. Za chwilę dowiaduje się też, że ktoś go chce zabić – a po tym, jak sprawnie broni się przed napastnikami odkrywa też, że dobrze wyszkolono go do walki.
W kolejnych tomach poznajemy kolejne wersje przeszłości XIII, zgodnie z którymi miał się naprawdę nazywać a to McLane, a to Rowland, a to Mullway. Jean Van Hamme postanowił jednak przejść na emeryturę, więc w tomie „La Version Irlandaise” zafundował nam Ostatecznie Wyjaśniające Wyjaśnienie, a w „Le Dernier Round” dodatkowo coś rodzaju „żyli długo i szczęśliwie” (chociaż ostatnia rozmowa XIII i pułkownik Jones trochę odbiega od tego schematu, że pozwolę sobie przeklepać mały spoiler: „je vous aime beaucoup, numero XIII, mais pas a ce point-la”).
Musiałem dojechać do ostatniego tomu, żeby sobie uświadomić, że ten cykl komiksowy opowiada o „un vaste complot visant a instaurer un regime d’extreme droite”. Czyli o spisku mającym wprowadzić reżim skrajnej prawicy. Życie miłośnika komiksów o prawicowych poglądach musi być naprawdę ciężkie, zdaje się, że poza obleśnym „Ratmanem”, w którym redaktor Parowski zwalcza feminazistki, nic dla siebie nie może odnaleźć…
Obserwuj RSS dla wpisu.